E-book
7.35
Homo homini lupus est

Bezpłatny fragment - Homo homini lupus est

Czyli pierwszy blog o starszakach


Objętość:
178 str.
ISBN:
978-83-8104-027-3

Dla naszych dzieci, aby nigdy nie wątpiły, że bardzo je kochamy!


„… żeś z duszą, snem zżartą

Wpatrzony w bezmiar, wsłuchany w swe dreszcze

Wszedł do tych światów przez bramę rozwartą

Co się za tobą nie zamknęła jeszcze.”

Wilczyczka za Bolesławem Leśmianem

23/05/03

Pomysłowy Dobromir


Dzisiaj opowieść o Wilku któremu zepsuł się samochodzik. Niezawodna włoska technologia…

A było to tak:

Kiedy Wadera odwoziła starsze wilcze szczenię do przedszkola zostawiła wilkowóz przed przedszkolem. Ale kiedy wróciła po 2 minutach pojazd nie dawał znaku życia. Zadzwoniła do mnie i do swojej mamy o podwózkę. Wilkowóz zepchnęła na plac zabaw i pojechała na polowanie (do pracy).

Po moim polowaniu przyjechała po mnie drugim wilkowozem i odpaliliśmy go „na kablach”. Przyjechaliśmy do nory a po obiedzie zabrałem się za „naprawę”.

Wszystko wskazywało na to, że zepsuł się akumulator — ale żeby być pewnym zawołałem ojca.

Razem wybadaliśmy że na pewno to akumulator i że trzeba jechać do sklepu.

W sklepie się zaczęło: nie było dokładnie takich jak potrzebowałem — wiec wyszedłem spytać ojca czy może być mocniejszy. Powiedział że tak.

Kiedy go kupowałem to przy przekładaniu (to było w supermarkecie — inne sklepy już pozamykane) polałem się tym kwasem co jest w środku. Całą łapę miałem w tym kwasie, a kolejka do kasy była duża. Patrzyłem na dłoń i czekałem co się będzie dziać — coś mnie zaczęło szczypać pod obrączką — to ją przełożyłem na drugą łapę. Jakoś dotrwałem — i pobiegłem umyć ręce.

Kiedy już go przywieźliśmy do domu okazało się, że jest nie tylko za mocny ale też za duży gabarytowo. Postanowiliśmy, że nie będziemy go już zwracać tylko tak przerobimy w aucie, że się zmieści.

Wiec poszedłem po szlifierkę kątową.

Powiedziałem jeszcze do taty — „Ale trochę strach, bo tu dużo kabli " — wiec ojciec pousuwał wszystkie na bok.

Jak się okazało — nie wszystkie…

Przeciachał jakąś wiązkę — 5 kabli całkiem przecięte a 2 ponacinane…

No to poleciałem po lutownicę.

Okazało się, że moja lutownica za słabo grzeje i nie da się nią lutować. No to ojciec do auta i do domu po swoją ( 6 km w jedną stronę). Na końcu jak już kończył lutować to przyszedł ten wujek z Niemiec co to u nas jest i zaczął się wypytywać co się stało.

Na szczęście sam powiedział: „Co? Kabel się przetarł pod tym akumulatorem?” — na co ja skwapliwie przytaknąłem, żeby nie rozbić dalszego widowiska…

ufff…

dobrze że to już dzisiaj…


23/05/03

Thanx God it«''»s Friday!


Kupowanie niepasujących rzeczy staje się powoli moją specjalnością. Wczoraj kupowałem klamkę — bo stara została Niemieckiemu wujkowi w ręce. Oczywiście zmierzyłem wszystkie możliwe wymiary oprócz jednego: odległości klamki od dziurki od klucza — no i oczywiście ten wymiar nie pasował.

Uruchomiłem jednak mój nowy nabytek — czyli szlifierkę kątową za bajońska sumę 40 PLN i szast-pras dziurka na klucze wydłużyła się do gigantycznych rozmiarów. Następnie znalezionym w szufladzie po dziadku złodziejskim pilniczkiem (taki mały, poręczny i bardzo ostry) dopiłowałem do rozsądnych kształtów. Niech teraz mi tylko ktoś zacznie narzekać że nie potrafi kluczem do dziurki trafić: niemożliwe!

Wilczyca idzie dzisiaj — biedactwo — na całonocny dyżur, wilczki już wiedzą co będzie na kolację — jak stary wilk zostaje sam w domu to musowo będą naleśniki. Jeż też opcja na pizzę — ale to zależy czy znajdę gotowe spody w sklepie.

W lodówce mrozi się też piwo ratunkowe.

Ratunkowe dlatego — że wypija się duszkiem kilka łyków tuż przed tym, jak babcia przychodzi prosić aby przywieźć lub odwieźć Niemieckich wujków skąś-tam. Potem trzeba rozłożyć ręce i ze zbolałą miną

— „oj ja chętnie ale… — ...może zadzwonią po taksówkę… — …taki pech… — gdybym wiedział wcześniej…”


26/05/03

Lepszy dzień


Z życia admina — autentyczne, moje:

— „Panie Informatyku! Dyskietka nam się zepsuła — potrzebujemy nowej!”

— „Nie ma sprawy — już daję.” „Proszę”

po chwili

— „Ale ta też jest zepsuta!”

— „OK — teraz dziadostwo robią — proszę następną, sprawdziłem.”

po chwili

— „Proszę Pana, ta też jest zepsuta.”

— „OK idę zobaczyć”

Poszedłem, zobaczyłem — dyskietka działa, ta pierwsza, druga i trzecia… hmm

— „Proszę mi pokazać jak Pani to robi” — zwracam się do pracownicy zgłaszającej błąd.

— „Oczywiście, program mówi: proszę włożyć dyskietkę i nacisnąć Enter, więc ja wkładam dyskietkę i naciskam Enter”

w tym momencie faktycznie wkłada prawidłowo dyskietkę i mówiąc „Naciskam Enter” naciska przycisk na obudowie służący do wyciągnięcia dyskietki z napędu.

Jestem dzielny, przygryzam policzki od wewnątrz — chyba krwawią…

— „Proszę Panią ENTER jest TUTAJ…”

— „Ahaa…”

Odchodzę pomalutku i myślę: " Babka pracuje przy tym od co najmniej 3 lat — chyba miała dzisiaj dobry dzień i szybciej przycisnęła ENTER…”


26/05/03

alef zero


— „Tatusiu, a morze to jest takie niekończliwe. Jezioro jest kończliwe — bo widać drugi brzeg — ale morze jest takie niekończliwe


26/05/03

Świadomy konsument


Świątynia amerykańskiego konsumpcjonizmu — McDonald. Ja kupuję kawę i gorące ciastko, Wilczyczka kręci się koło mnie. Widząc że na „Happy meal” nie ma szans zauważa baloniki.

Teatralnym szeptem: " Tato, ja chcę balonik” — zwraca uwagę miłej pani. Ona „przypadkiem” usłyszała i wręczyła balonik. Wtedy Wilczyczka, już pełnym głosem i z nutką oburzenia:

— " No a Paweł to co?”

Stado to stado…


26/05/03

Sokole oko


W sobotę wilcze stado wybrało się do Zoo. Ponieważ Wilczyca była bardzo zmęczona nocnym dyżurem, została sobie w Dolinie Dinozaurów a reszta stada poszła pooglądać zwierzaki. Widzieliśmy słonie — żebraki, hipopotamy — wygłupiaki, żyrafy, węże, małpki i inne zwierzaki, nie doszliśmy jednak do drapieżnych kotów.

Wieczorem przed zaśnięciem pytam młodszego wilczka:

— „Jakie zwierzątka widziałeś w ZOO i które Ci się najbardziej podobało?”

Wilczek na to: „Lyś”

Ale gdzie Ty rysia widziałeś?

No tam w lasku za dzewkami…

Hmm

m … uciekł był jakiś?


26/05/03

Solidarność plemników


Musiałem zostać na jakiś czas z wilczętami. Starsza Wilczyczka poszła „na chwile” do babć a ja musiałem zejść na chwilę do piwnicy po coś ważnego. Wziąłem więc za rękę małego wilczka i poszliśmy razem. Na schodach spotkaliśmy babcie wilkową.

— „Chodź do nas Pawełku” — mówi babcia.

A wilczek na to: — „Nie! Idę s tatusiem. Chłopy to chłopy!”


28/05/03

Show must go on


W środę starsze wilczę wystąpi przed zgromadzoną publicznością jako Indianka z plemienia „brudne stopy”. Przedstawienie to odbędzie z okazji połączonych Świąt matki i ojca. Jestem zaproszony na 16-tą — i mam zamiar pójść jakiem Szary wilk. Przygotowania są prowadzone w atmosferze tajemniczości. Mieliśmy jedynie dostarczyć obszerny T-shirt w indiańskich kolorach, pióra i koraliki. W akcję gromadzenia piór zaangażowaliśmy dziadków. Spisali się dzielnie przywożąc z wycieczki górskiej wyrwane indykowi skrzydło. Skrzydło było całe pozyskane ze zwłok indyczych. Pomimo to, rozniosła się wieść, jakoby to dziadki nieszczęsnego ptaka przydybali i żywcem owego skrzydła pozbawili.

Wilcze przekazało tę wiadomość do przedszkola bawiąc całą kadrę pedagogiczną.


29/05/03

Money makes the world go round.


Wieczorkiem, tuż przed spaniem, młodszego wilczka opanowała pasja kolejarska. Uciekał przed myciem i tylko krzyczał: " Ja kce kolejkę, ja kcę kolejkę”.

Więc ja zastosowałem standardowy tekst o chceniu: „A ja chcę willę z basenem i nowego mercedesa. O!”

Wilczek nie zastanawiając się długo odpalił: „Ale ja zia to wsiśtko nie ziapłace.”


02/06/03

Westchnienie


Żeby mi się tak chciało jak mi się nie chce!

Brrr


02/06/03

Wilczy pęd :-)


A propos nóg.

Szary wilk ma już 30-tkę na karku. Wracał sobie na rowerku z pracy. Piątek po południu — słońce mocno grzeje a on na swojej czarnej maszynie o nazwie „Ragazzi” pedałuje ubrany po biurowemu a krawat wesoło powiewa wokół szyi. Jednym słowem widok śmiesznawy.

Na przejeździe kolejowym spotyka trzech chłopaków ok. 18 latek każdy. Siedzą na tuningowanych rowerach górskich i pobłażaniem patrzą na staruszka na rowerku.

Szlabany się podniosły i cała grupa ruszyła. Oczywiście młodziki ruszyły przodem pedałując mocno i oglądając się za siebie.

O dziwo staruszek bez dużego, widocznego wysiłku trzyma się im na ogonie i rozgląda spokojnie na około ( to było na prawdę piękne popołudnie).

Droga zaczyna się powoli podnosić aby w końcu stać się wcale niezłym i długim podjazdem. Ale na początku wznosi się leciutko, więc najlepiej przypakowany małolat ucieka do przodu. Po kilkunastu metrach peleton rozciąga się a droga zaczyna wznosić coraz mocniej.

I wtedy dzieje się coś dziwnego.

Staruszek na rowerku naciska troszkę mocniej na pedały i dwaj młodzieńcy zostają w tyle. Kąt nachylenia drogi rośnie, a wilczysko staje na pedałach i ucieczka pakera zlikwidowana.

Na tym raczej się nie kończy, po chwili dystans jeszcze bardziej się zwiększa — do około 50 metrów i po kilku chwilach szary wilk niknie za zakrętem.

A za zakrętem wilcza nora.

Wilk stoi sobie otoczony witającymi go wilczętami i wilczycą a za chwilkę z baaardzo niemądrymi minami defiladują wyprzedzone młodziki.

Nie oceniaj po pozorach… hihi


03/06/03

Dzień wilczka


„To będzie miły dzień” — powiedziało starsze wilczę w niedziele rano.

Faktycznie dzień zapowiadał się miło — rano wilczki obudziły się w pokoju wypełnionym nadmuchanymi balonami. Po śniadanku Wilczyczka pojechała ze mną do kościoła w nowej sukience i po drodze czekała ją następna niespodzianka: w naszym Kościele w niedzielę był odpust. Cała ulica zastawiona kolorowymi straganami. Ale ze względu na instynkty stadne nie zatrzymaliśmy się, tylko pojechaliśmy po młodszego wilczka.

Razem wpadliśmy w alejkę pomiędzy straganami i zaczęło się polowanie. Młodszy wilczek bardzo chciał jakiś samochód — ale ponieważ wiedziałem co przywiozą wilcze dziadki — skierowałem jego uwagę na plastikową lornetkę. Mocnym kandydatem była również plastikowa kosiarka — ale cena była troszkę zaporowa.

Za to starsze wilczę wybrało sobie ładny prezent. Zrobioną przez chińskich więźniów, bambusową klatkę ze sztucznymi ptaszkami które ćwierkają na odgłos klaśnięcia.

Kiedy wracaliśmy po obwitych łowach, starsze wilczę odezwało się w te słowa: " Ale jesteś kochany tatuś, że kupiłeś mi taka ładną klatkę, zawsze o tym marzyłam.”

Młodszy wilczek zapewnił mnie o tym samym w odniesieniu do „lolnetki”.


Po powrocie wilczki nie mogły się doczekać na zapowiedzianą na obiad wizytę dziadków. Było to podejście z lekka materialistyczne, ale kto by się nie cieszył na obiecane prezenty. Szczególnie, że była to z dawna obiecana aluminiowa hulajnoga a dla młodszaka autobus przegubowy z otwieranymi drzwiami.

Ogólnie dzień dziecka minął w naszej norze dość wesoło, pomimo popołudniowej burzy i perspektywy, że jutro jest poniedziałek i znowu trzeba będzie pójść do przedszkola.


Pomimo wspomnianego dnia, wilczki wieczorem niestety musiały pójść do kąpieli.


05/06/03

Wielkie zawody


Wczoraj z okazji dnia wilczka przedszkole zorganizowało rodzaj festynu połączonego z różnymi zawodami i grami zespołowymi. Kiedy doszedłem tam z pracy Wilczyca akurat przygotowywała się do zawodów w przeciąganiu liny. Oczywiście starsza Wilczyczka spłakana stała obok uspokajana przez panie z przedszkola. Młodszy wilczek z czapką założoną daszkiem do tyłu bawił się świetnie. Skakał po rozstawionych plastikowych domkach i zawierał nowe znajomości. Drużyna wilczycy zwyciężyła i wszyscy otrzymali prezenty — były to te miśki-plecaczki z herbaty Saga. (ups — to chyba kryptoreklama).

Do następnych zawodów wystąpiłem osobiście. Polegały na rzucaniu do obręczy woreczków z grochem.

Siłą zaciągnąłem Wilczyczkę i ta oczywiście jak już się uspokoiła to wrzuciła dwa woreczki w centrum koła bez problemu ( ja o mało nie chybiłem). Dostaliśmy drugi plecaczek i oba wilczki były już sprawiedliwie obdzielone.

Ogólnie zabawa była przednia i byliśmy pełni podziwu dla pań przedszkolanek za tak dobrą organizację. Dostaliśmy tam nawet po grzanej kiełbasce i kawałku ciasta z kawą.

Wilczyczka wieczorem określiła dzień jako „dziwny” — co oznacza mniej więcej w jej terminologii, że mieliśmy racje przymuszając ją do rzeczy które nie lubi ale, że się jej podobały.

To tak jak w definicji Tyma słowa „ambiwalentny”

Ambiwalentne uczucia to jak widzisz kiedy Twoja teściowa spada w przepaść w Twoim nowym samochodzie.


06/06/03

Specjalista


Dzisiaj rano wilcze stado zaintrygował dziwny dźwięk dochodzący zza okna. Jako wytrawny myśliwy rozpoznałem w nim okrzyk godowy bażanta. Rzeczywiście, na zarośniętej łące rozciągającej się pod naszymi oknami dumnie spacerował samiec bażanta, pyszniąc się swoimi barwnymi piórami. Pokazałem go małemu wilczkowi i wytłumaczyłem, że to bażant.

„Ładny baziant” — zachwycił się wilczek.

„Idź powiedz mamusi co widziałeś” — zaproponowałem.

Wilczek pobiegł do kuchni i wykrzyczał radosną nowinę: „Mamusiu widziałem BARANA”

Kiedy już wytłumaczyliśmy mu subtelna różnicę, wilczek znowu wsłuchał się w odgłosy wydawane przez tokującego bażanta i spytał: " A dlaciego on tak ścieka?”


09/06/03

Dziwny jest teeeeen świaaaat…


Aby dotrzeć do opowieści Wilczyczki o przygodach przedszkolnych trzeba wykazać się dużą cierpliwością i sprytem. Zwykłe pytania zbywane są najczęściej dyżurnym: " Aaaa… nic”.

A mnie wczoraj udało się dotrzeć do miłosnych tajemnic mojej córki.

Sytuacje ułatwił fakt, iż byliśmy długo razem na osobności ( spróbujcie domyć takiego wilczka po całym dniu brykania na podwórku). Kiedy właśnie szorowałem jej kolana nie będąc pewny, czy kolor który mają to efekt opalania, wywrotek na hulajnodze czy po prostu „Matka Ziemia”, Wilczyczka z rozmarzonym wzrokiem powiedziała: „Wiesz tatusiu, a wczoraj Krzysiu pogłaskał mnie, o tak…” — i pogłaskała się po policzku.

Zrobiłem zaraz pokerową minę — bo wiem, że zbytnie zainteresowanie może ją spłoszyć.

— „Taaak? A kiedy to było i co Ci powiedział?” — zapytałem od niechcenia.

— „Nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął i mnie pogłaskał.”

— „O, to miłe, a Ty też go pogłaskałaś?”

— „Nie! To chłopaki powinny całować dziewczyny a nie odwrotnie” — szczerze oburzyła się Wilczyczka.

 „Hmmm, a mówiłaś, że cię pogłaskał — to co z tym całowaniem?”

— „No nic, z głaskaniem jest tak samo.”

— „Aha…”

Zapadła chwila ciszy rozpraszana szumem lejącej się hektolitrami wody.

Przerwała ją Wilczyczka:

— „Ale on najpierw był bardzo niedobry dla mnie, kiedy byliśmy na podwórku!”

— „A co robił?”

— „No, zabierał mi klocki”

— „A Ty co wtedy mu powiedziałaś?”

— „Nic, tylko zrobiłam Groźną Minę” — tu nastąpiła prezentacja Groźnej Miny.

Znowu chwila zadumy.

— „Ale dziwni Ci chłopcy, wiesz tatusiu, najpierw mi nadokuczał, a potem mnie pogłaskał.”


Oj Wilczyczko — żebyś wiedziała jak dziwne są dziewczyny…


09/06/03

Wierszokleta


W niedziele rano zaintrygowała nas dłuższa nieobecność młodszego wilczka. Nie było go przy nas w kuchni, nie było też w jego pokoju. Usłyszeliśmy za to jego głosik recytujący coś zawzięcie z naszej sypialni. Kiedy tam zajrzeliśmy ukazał się naszym oczom następujący widok:

Wilczek siedział sobie zadowolony na naszym zaścielonym już łóżku (oczywiście w swoich brudnych, podwórkowych sandałkach) na kolankach miał rozłożoną książkę z wierszykami Brzechwy i „czytał”:

— „Jaskółko, jaskółko, powiedz mi coś na uszko! Nic Ci nie powiem bo jesteś plotkarz — wszystkim powiesz”

i tak w kółeczko.

Widać było, że tekst nie jest w pełni doskonały dlatego za chwilkę usłyszeliśmy zremasterowaną wersję:

— „Kurko, kurko, powiedz mi coś na uszko…”


09/06/03

Córka miłosierdzia


Ten weekend nie był dla mnie najlepszy. Od tygodnia trzyma mnie jakieś choróbsko — tak, że nawet wilczyca rozważa zaaplikowanie mi „czegoś mocniejszego”.

Tak, czy inaczej po niedzielnym obiedzie dostałem dyspensę na poobiednią drzemkę.

Oczywiście leżący bezproduktywnie tatuś skusił Wilczyczkę. Najpierw po cichutku wśliznęła się do sypialni i cichutko położyła się koło mnie.

Następnie powierciła się i przykryła mnie malutkim kocykiem pod którym zwykle sypia mały wilczek.

Znowu się powierciła i aby już w pełni dać upust swoim macierzyńskim uczuciom zadecydowała: „Coś Ci przeczytam tatusiu”.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Otwarła z hukiem drzwi i dalej przegrzebywać swoje półki w poszukiwaniu „odpowiedniej” lektury. Znalazła takową i wróciła do mnie. Słyszałem jak kartkuje książkę i wreszcie usłyszałem to czego spodziewałem się od początku:

— „Tatusiu może Ty mi poczytasz?”

— „Oczywiście”…


10/06/03

Definicja


Mały wilczek maszeruje w piżamce w małpki przez kuchnie, patrzy sobie w małe lusterko i mruczy pod nosem: „idiota, idiota…”

— „Co Ty mówisz wilczku?” — pytam.


Wilczek nie zmieszany: „Idiota”

— „A co to znaczy?” — pytam.

I tu następuje ciąg dość interesujących definicji.

— „Idiota to jest jak jest wojna”

— „Hmm, jaka wojna?”

— „No w Ilaku”

— „A co jest w Iraku?”

— „No wojna, żołnierze strzelają z karabinów.”

— „Do czego strzelają?”

— „No do POTWOLÓW!”

— „No to co z tym idiotą — co to jest?”

Tu widzę, że definicja jest tworzona on-line: „Idiota to taki duzi, duzi ziamek.”

— „Uff, rozumiem…”


10/06/03

Pogromca POTWOLÓW


Mały wilczek od dłuższego czasu przybiegał do nas wieczorem, już po położeniu go do łóżeczka z informacją, że się boi POTWOLÓW. Oczywiście zaglądanie pod łóżko i otaczanie pluszowymi zabawkami wiele nie pomagało. Dlatego postanowiłem przyspieszyć wilczą edukacje mojego synka. Przy nadarzającej się okazji zakupiłem mu zestaw szeryfa z dwoma fantastycznie strzelającymi, srebrnymi koltami, paskiem i gwiazdą szeryfa. Następnie przeszkoliłem w używaniu i zabroniłem celowania w ludzi (z Wilczyczką na czele). Pistolety te miały służyć do straszenia a w razie konieczności likwidowania POTWOLÓW.

Następnej nocy wilczek zasnął słodziutko z koltem pod poduszką, odkładając na bok szmacianą laleczkę z którą spał do tej pory.

Od tej pory POTWOLY omijają nasz dom z daleka, wiedząc że na straży czuwa Sojowy Joe ze swą parą srebrnych PISTOLETOS!


11/06/03

Profesor Miodek


Kiedy usadowiłem mniejszego wilczka w jego foteliku a następnie pochyliłem się nad nim aby zapiąć mu pasy, tak że prawie cały WSZEDŁEM do samochodu, wilczek zapytał: „Tatusiu, po co WEJDŁEŚ do siamochodu?”


11/06/03

Makłowiczówna


Może nie śmieszne, ale chcę to zapamiętać:

Wieczorem Wilczyca pojechała uczyć się języka wilków z wysp brytyjskich a ja dostałem strategiczne zadanie ułożenia do snu moich wilczków. W moim przypadku zadanie jest ułatwione, bo wilczki nie przejawiają aż takiej postawy roszczeniowej w stosunku do mnie, wiedzione doświadczeniem, że jak „przegną” to tatuś owarczy. Ale chyba faktycznie nie chciało im się spać bo Wilczyczka wyciągnęła z repertuaru śpiewkę o bolącej głowie, niemożności zaśnięcia i takie tam.

Najlepszy w takich sytuacjach jest „twardy reset” czyli skierowanie uwagi na coś całkowicie innego od spania i wdanie się w krótką pogawędkę. Otóż najlepszym tematem ostatnio okazują się kulinaria.

Wilczyczka zaczęła rozwodzić się nad tym jakie to pyszne jedzonko dostała w przedszkolu, że herbatka jest tam taka słodziutka i bardzo wystudzona ( nie taka brrr gorąca jak w domu). Podobno studzi się przed podaniem na stół 12 dni (!?). Poza tym Wilczyczka podzieliła się ze mną życzeniem, iż obiadek to powinien się składać z co najmniej trzech dań. Jednej zupy i dwóch „drugich”.

Oto wymarzone menu mojej córeczki:

Na śniadanko chlebek z szyneczką, pomidorem i ogórkiem.

na zupę: rosołek

na drugie: kotlecik, ziemniaczki i buraczki

na trzecie:....hmmm.. to samo co na drugie

podwieczorek: uhh — chyba bym już nie zjadła…

I z tak wspaniałą wizją w główce Wilczyczka, już bez zastrzeżeń, oddała się w ramiona Morfeusza.

P.S. Naszym wspólnym, ulubionym programem w telewizji są „Podróże kulinarne” Makłowicza.


11/06/03

Rozmowy w wilkowozie


Najlepszym momentem do zbierania różnego rodzaju wilczkowych powiedzonek jest wspólna jazda wilkowozem.

Kiedy jechaliśmy dzisiaj do dziadków minęliśmy po drodze kilka patroli policyjnych.

Zaintrygowało to Wilczyczkę: „Tatusiu, dlaczego tyle policji stoi przy drodze?”

— „No chyba, żeby nas pilnować” — odpowiedziałem.

— „Można by pomyśleć” — zamyśliła się Wilczyczka — " że złodziei jest więcej niż ludzi…”

Podczas tej samej jazdy narodziła się definicja „dziadków”.

„Wiesz Pawełku, kto to są dziadki?” — zapytała Wilczyczka brata — „To są tak jakby rodzice tylko na wiele więcej pozwalają…”


12/06/03

Intercyza


Przy kolacji znowu wzięło nas na snucie planów. Wilczyczka powiedziała, że jak będzie dorosła i będzie mieć męża to nie będzie budować własnego domu, tylko wprowadzi się do nas.

Ukazaliśmy jej pewne trudności: „Widzisz, na dole mieszkają babcie, u góry my, to gdzie Ty będziesz mieszkać ze swoim mężem?”

— „Kupimy sobie tylko łóżko i gdzieś będziemy tu spać” — rezolutnie odparła Wilczyczka.

W tym momencie z porcją świeżych pomysłów wyskoczył wilczek: „O tak, tu, tu będziecie śpać” — wykrzyknął z buzią pełną kanapki z jajkiem i wskazując paluszkiem na przestrzeń pod ławą na której właśnie siedział.

— „Nie, w tym dużym pokoju, gdzie jest telewizor, przecież i tak tam nie śpicie.” — sprecyzowała Wilczyczka.

— „No ale tam będzie wtedy bardzo zagracone — jak tam wstawić jeszcze łóżko?” — dalej droczyła się Wilczyca.

— „No to dobrze, będziemy w takim razie spać w waszym łóżku.” — zakończyła dyskusję Wilczyczka.


12/06/03

Dla uważnych


Informacja dla uważnych czytelników:

W polanej kwasem akumulatorowym wilczej kurtce wypadła wspaniała dziura tuż koło mankietu.

...pech…


15/06/03

Astronomowie


Ufff, to było pracowite popołudnie. Szary Wilk uzbrojony w narzędzie XXI wieku — spalinową kosę — zabrał się do koszenia swoich „areałów” natomiast wilcze stadko spacerowało sobie po okolicznej Recie.

Oglądali łąki, baranki, zachwycali się bliskością lasu — ale największą zaletą tego miejsca — według Wilczyczki — była bliskość McDonalda…

W drodze powrotnej — a było już na prawdę późno — wilczki zachwycały się zachodem słońca:

— „Popatrzcie wilczki jaki piękny zachód słońca” — powiedziała Wilczyca.

— „Oooo.. zamek słońca” — powtórzył wilczek.

— „Zachód” — poprawiła go Wilczyczka.

— „Tak, zabór słońca…”

Kiedy doszli już do porozumienia wilczka zaintrygował księżyc wschodzący po drugiej stronie nieba.

— „O księżyc, a dlaczego on nie ma promieni?”

No dlaczego?


15/06/03

Wielka włóczęga


W piątek, po pracy, całe wilcze stado wybierało się na Wielką Wyprawę w Góry. Pakowanie poszło, jak zwykle, po wojskowemu, nawet pomimo tego, że przygotowane i położone obok drzwi śpiwory zostały stamtąd wyniesione i po krzykach wilczych rodziców zwrócone — lekko licząc piętnaście razy.

Kiedy wreszcie wilczym zwyczajem zakomenderowałem: „Do Wooozu!” — było już dobrze przed Dobranocką.

Najbardziej na „nocną” wyprawę cieszyła się Wilczyczka. Z tej radości usnęła po kilkuset metrach by obudzić się w połowie drogi z pijackim: „Co ja tutaj robię? Dlaczego ja tu leżę?”

Wreszcie oba wilczki zakrzyknęły: „O widać góry!” i po niejakim czasie wjechaliśmy na ostatni odcinek drogi.

„Droga” — to dość megalomańskie określenie leśnego duktu z mostkami — loteriami (pod kim się teraz załamie) i urwiskami — testerami mocnych nerwów. Wilczki oczywiście nie martwiły się trudnościami nawigacyjnymi ale przyglądały się ciemnemu lasowi otaczającemu dukt.

— „Uch, ale ciemny las” — powiedziała Wilczyczka.

— „A po mojej stronie jest oświecony!” — pocieszył ją wilczek.

Wreszcie dotarliśmy do celu podróży, którym jest mały domek na stoku Baraniej Góry, ukryty w lesie i przechowujący w swych fińskich deskach niejedno wspomnienie wilczej młodości.

Wilczki, jak tylko dostały się do środka, zaraz pognały po stromych, kręconych schodach na pięterko i odtańczyły taniec radości witając się z każdym z 10 łóżek. (Tak, tak — w czasach świetności było ich tam jeszcze więcej).

Zanim położyły się spać zdołały wykorzystać swe nadprzyrodzone i ponad naturalne zdolności. Otóż w jednej sekundzie dwuczęściowe lusterko przeobraziły w dwa jednoczęściowe. Dalsze dokonania zostały brutalnie przerwane przez opadające na oczy powieki.

Uff.


16/06/03

Król Kulania


Dzień drugi rozpoczął się tradycyjnym, weekendowym skakaniem po rodzicielskich brzuchach. Koziczek ani Czerwonego Kapturka nie wyskakano, więc całe stado zeszło z sypialnego pięterka na pierwszy w tym dniu posiłek. Nie byłoby to warte znaków ASCI w niniejszym opowiadaniu, gdyby nie fakt, iż Wilczyczka spożyła go siedząc na drewnianych schodach (ot taka stara, wilcza tradycja).

Po śniadaniu stado rozdzieliło się na dwie grupy zadaniowe. Pierwsza w składzie: Szary Wilk i jego pchły rozpoczęła bardzo hałaśliwy proceder koszenia trawy (to z koszeniem wygląda trochę na zespół prześladowczo-maniakalny — ale na prawdę nie jest tak źle). Natomiast reszta stada udała się na zwiadowczy obchód polanki. Jednym z odkryć był widok kury „w połogu”. Otóż Wilczyczka, zaraz po powrocie oznajmiła: „Tatusiu, a kura właśnie URODZIŁA pisklaki!”

Wilczek natomiast zajął się rozmnożonym poprzedniego dnia lusterkiem. Wpatrywał się w nie i recytował:

— „Lustereczko, lustereczko powiedz przecie

kto jest najpiękniejszy w świecie.

Nic Ci nie powiem boś ty plotkarz

wszystkim powiesz…”


Wieczorową porą, przy płonącym ognisku i piekących się smakowicie stekach stado rozpoczęło wilcze harce. Gwoździem programu było toczenie się po stoku a następnie szybkie wstawanie na nogi i pijacki Taniec Rozbełtanego Błędnika. Kiedy Szary Wilk tłumaczył zasady zabawy i układał zawodników do startu Wilczyczka powiedziała: „Ty tatusiu pierwszy się kulaj — bo Ty jesteś Królem Kulania!”


17/06/03

Konsultacja


Dłuższa podróż wilkowozem, ze zrozumiałych względów, prowadzi do dziwnych zachowań wilczków.

Kiedy wracaliśmy wczoraj z Wielkiej Wyprawy w Góry wilczki rozrabiały ochoczo na tylnych siedzeniach, poprzypinane niemiłosiernie do swych fotelików. W pewnym momencie zrobiło się podejrzanie cicho.

Taka cisza w uszach dorosłych wilków brzmi jak najgłośniejsza syrena alarmowa. Kiedy Wilczyca odwróciła się do tyłu ujrzała następujący widok:

Wilczyczka siedziała cichutko i z zapałem śliniła sobie udo wystające z krótkich spodenek. Wilczek nachylał się w jej stronę z uwagą profesora medycyny poproszonego o ważną konsultację. Na pytanie Wilczycy: „Co robicie?” wilczki odpowiedziały zgodnie:

— „USG nogi”.


18/06/03

Veni, vidi, narravi


Wczoraj Wilczyca nie była w dobrej formie. Wizja dwóch dyżurów „okalających” Boże Ciało trochę ją przygnębiła. Reszta stada postanowiła coś zrobić dla Wadery. Napadliśmy ją ze wszystkich stron i wypchnęliśmy najmłodszego wilczka, żeby zrobił swój show.

Otóż wilczek potrafi robić tak śmieszne minki, że nawet człowiek zjadający właśnie pół kilo cytryn z czosnkiem — musi się uśmiechnąć.

Oczywiście show poskutkował a Wilczyczka zakrzyknęła:

— „Tatusiu, tatusiu on zrobił taką śmieszną minę! Napisz to w komputerze!”

Proszę bardzo!


18/06/03

Agitacja


Kiedy Szary Wilk wraca do domu małe wilczki dają mu dyspensę co najwyżej na zjedzenie obiadu, później wszelkie nieuzasadnione lenistwo jest ściśle tępione. Tak też było wczoraj, kiedy objedzony siedziałem na ławeczce przed norą. Starsza Wilczyczka postanowiła „SIĘ POGONIĆ”. A ponieważ „SIĘ GONIENIE” jak mylnie nazwa wskazuje zakłada uczestnictwo kogoś drugiego rozpoczęła agitację:

— „POGOŃ SIĘ ze mną Tatusiu!”

— „Oj nie Wilczyczko, tak się najadłem, mam pełny brzuch, nie chce mi SIĘ GONIĆ”

— „Chodź Tatusiu, ostatnio się mało ruszasz, na rowerku nie jeździsz, tylko Mamusia Cię wozi do pracy i z pracy, chodź, chociaż SIĘ POGONISZ!”

Hmmm racja… Masz go!


20/06/03

Kup PAN cegłę


To jest wieczór kiedy Wilczyca znowu musiała pójść na nocne łowy. W takie wieczory dom wygląda „troszkę inaczej” — przynajmniej do momentu kiedy nie zdążymy posprzątać.

Pierwszym wyjątkiem było pozwolenie na wyrzucenie wszystkich zabawek ze wszystkich trzech skrzyń.

Podłogę zaległa kolorowa sterta różnego rodzaju klocków, autek, lalek i innych plastikowych różności. Ja leżałem sobie na jednym z dziecięcych łóżeczek i jak każdy porządny wilk po jedzeniu — pasłem brzuch. Wtem na łóżeczko wskoczył wilczek z niedziałającym kalkulatorem wygrzebanym ze sterty.

Tonem i akcentem rasowego handlowca zapytał:

— „Co chcesz PAN?”

— „Hmm, no nie wiem…”

— „No co chcesz PAN?” — wiedziałem, że jak w arabskim sklepie — muszę coś kupić.

— „Hmm, no, ja.. chcę… całuska!” — powiedziałem licząc na upust.

Wilczek niezmieszany pochylił się z poważną miną nad kalkulatorem, postukał w klawisze a następnie pokazując mi wyświetlacz — tak na wypadek gdybym nie wierzył — powiedział:

— „O, to będzie drogo!”


Co mi tam, niech stracę… daj PAN


22/06/03

Zagadka


— „Wiesz, co one sobie mówią?” — zapytała Wilczyczka.

— „Nie, powiedz…”

— „Mówią: Odsuń się!, Nie ty się odsuń! Nie ty się odsuń! … I tak w kółko.”

— „Raz jedna ucieka na stojąco, a druga ją goni, potem druga ucieka na leżąco i znowu ta pierwsza ją goni”

Kto zgadnie kto tak nieładnie zachowuje się w naszym wilkowozie?


22/06/03

Teoria względności


Strych w wilczej norze pełni wielorakie funkcje. Jedną z nich jest „odnawianie zabawek”. Zasada jest prosta: zabawki dzieli się na 2 grupy i jedną z nich pakuje i wynosi na strych. Zniesione po jakimś czasie cieszą „jak nowe”.

W piątek po południu byłem na strychu z wilczkami w celach reorganizacyjnych, a wilczki dopadły wór z zabawkami i dalej dopraszać się o zniesienie kilku z nich. Po długich negocjacjach stanęło na wózku dla lalek Wilczyczki i ogromnym wozie strażackim wilczka.

Nie bardzo chciało mi się tachać wspomniane precjoza po schodach więc długo nie chciałem się zgodzić. W końcu wymknęło mi się: „zobaczymy”.

Usłyszałem radosne „Hura!” — Wilczyczki.

— „Dlaczego się cieszysz? Przecież powiedziałem tylko: ZOBACZYMY”

— „Bo jak Ty mówisz ZOBACZYMY to znaczy, że się zgodzisz, a jak mamusia mówi ZOBACZYMY to znaczy, że się nie zgodzi.” — wyjaśniła Wilczyczka.


Hmm, miała rację.


24/06/03

Lekarzu wylecz się sam?


Dzisiaj wczesnym popołudniem byliśmy umówieni z wilczymi dziadkami na obiad. Dziadkowie wykazali się gestem i zaprosili nas do restauracji. Wilczyca jednak zaczęła narzekać na różnorodne dolegliwości: a to że boli ją brzuch, że słabo się czuje, ma lekkie dreszcze i tym podobne. Wyzwoliło to w Wilczyczce odziedziczone talenty i odruchy. Podeszła do Wilczycy, spojrzała jej w oczy, chwyciła za rękę ( prawie jak do badania pulsu) i poważnie orzekła:

„Wiesz Mamusiu, może Ty sobie zostań w domu, ubierz sobie sweterek, napij się ciepłej herbatki. Może lepiej nie jedź z nami jeść w restauracji, w domu jest rosołek” on jest bardziej DIETETYCZNY”.

Pacjentowi cieplej zrobiło się od razu (koło serca) a ból brzucha ustał od niekontrolowanych lecz ukrywanych spazmów śmiechu.


25/06/03

Dzień starego wilka


Wczoraj wilczki z pewną pomocą babć przygotowały niespodziankę z okazji Dnia Ojca. Kiedy Wilczyca przywiozła mnie z pracy zauważyłem tylko migające pięty wilczków. Wilczyczka pobiegła po bukiecik który zrobiła z naszych ogródkowych róż i margaretek. Wilczek w tym czasie tańczył po podwórku wykrzykując zapowiedzi wszystkich przyjemności jakie mnie spotkają:

— „Mamy dla ciebie kwiatki i cekoladę!”

Po chwili zaznaczył od niechcenia:

— „A ja nie jadłem słodycy po obiedzie!”

Kiedy już otrzymałem te wszystkie prezenty i wycałowaliśmy się za wszystkie czasy nadszedł czas podziału łupów.

Połamałem czekoladę i poczęstowałem wszystkich, wilczki nawet dwa razy, ale to oczywiście było za mało. Kiedy powiedziałem, że poczęstuje je później Wilczyczka powiedziała:

— „Lepiej daj jeszcze teraz bo potem sam całą zjesz!”


Najgorsze, że miała rację; -(


26/06/03

Grupa Laokona


Nocami w wilczej norze odbywają się wędrówki ludów. Najczęściej zaczyna się od przybycia Wilczyczki do legowiska starych wilków. Jeżeli na tym się kończy — nie jest źle, ale czasami Wilczek również czuje nieodpartą chęć pogniecenia się w jednym legowisku z resztą stada. W takich przypadkach jedno ze starych idzie do któregoś legowiska maluchów. Pewnej nocy sytuacja troszkę się różniła co do kolejności. Jak było dokładnie nikt nie pamięta, ale w efekcie wszystkich tych przetasowań Wilczyca sama spała w legowisku wilcząt natomiast wilczki znalazły się ze starym wilkiem w części „dorosłej”.

Kiedy rano Wilczyca przyszła zobaczyć co się dzieje z resztą stada, jej oczom ukazał się przerażający widok. W pierwszej chwili pomyślała, że w jej stado trafił granat zaczepno-obronny i porozrzucał biedne zwłoki po całym pokoju. A wyglądało to mniej więcej tak:

Stary wilk leżał przylepiony do ściany i tak do niej przyciśnięty, że ledwie oddychał. Prostopadle do niego, wbijając mu głowę pod żebra spała Wilczyczka. Dla Wilczka brakło już miejsca w tej grupie Laokona i spał sobie smacznie przed łóżkiem na dywanie.


Przebudzone stado przysięgało, że nigdy wcześniej tak wygodnie im się nie spało, rozmasowując ukradkiem ścierpnięte kończyny.


27/06/03

Głosy zwierząt


Do późnego wieczora Szary Wilk oporządzał swoją norę. Jako odpad produkcyjny zostało mu pół taczki zaprawy murarskiej, którą wylał, jak każe tradycja, przed szopką narzędziową. Przy ostatniej takiej operacji cała rodzina wilków — wzorem bardziej znanych wilków z Hollywood — odbiła swe łapki w mokrym betonie.

Kiedy rano Wilczyczka wskakiwała do wilkowozu zauważyła nową połać wylewki i zapytała dlaczego nie zawołaliśmy jej do odbicia łapek.

— „Bo to było tak późno Wilczyczko, że już dawno spaliście.” — odpowiedziałem.

— „Oj raczej nie!” — pospieszyła z wyjaśnieniami — „Wilczek nie mógł zasnąć więc WRZESZCZAŁ, a ja się na niego DRZEŁAM, żeby był cicho bo chcę spać.”


Aha, więc mogłem RYKNĄĆ, żeby was zawołać…


30/06/03

Nie chce skina


Podczas wieczornego „wyciszania” po łazienkowym brykaniu Wilczyczka podzieliła się z nami swoimi sercowymi sprawami:

— „Już się ODKOCHAŁAM w Krzysiu!”.

— " A co się stało?” — zapytała Wilczyca, a wszyscy zamienili się w słuch (nawet Wilczek, chociaż możliwe, że po prostu był śpiący).

— „A bo ja się za niego wstydzę.” — powiedziała i chyba znowu się zawstydziła…

— „Dlaczego?”

— „Bo on jest tak króciutko ogolony.”

— „I to dlatego?” — zapytaliśmy prawie chórem

— „Nnno taak..” — powiedziała Wilczyczka i zawstydziła się na Amen.


I kto ma zrozumieć kobiety? — jeżeli nawet rodzice ich nie rozumieją…


30/06/03

Górska wyprawa numer 2


Nowa górska wyprawa była pełna nowości oraz scenek które chciałbym zapamiętać. Będę je opisywał osobno jak małe fotografie wspólnie spędzonego czasu (oczywiście aparatu fotograficznego zapomniałem). Wilcze stado spisało się na medal, widać, że to zgrana wilcza wataha świetnie czująca się w lesie i doceniająca jego uroki. Wilczki zachowywały się tak, jakby las był ich drugim domem, wprawiały się w polowanie łapiąc koniki i motyle całymi tuzinami oraz w zbieractwo objadając się samodzielnie znalezionymi jagodami i poziomkami. Nawet mały wilczek posadzony przy obficie obsypanym krzaczku jagód ogołacał go samodzielnie, po czym prosił o przesadzenie w nowe miejsce.


Kiełbasy pieczonej na patykach starym wilkom udało się tylko skosztować, a miejsce wyleżane przez sarenki jako pierwsze znalazły wilczki.


Ale po kolei:


30/06/03

Autożercy


Podróż w góry, zależnie od warunków na drodze, trwa około 2 godzin. Przez ten czas wilczki uprzyjemniają sobie i nam czas różnymi „artystycznymi” aktywnościami. Najbardziej popularna jest piosenka „W zielonym gaju ptaszki śpiewają” z ewentualnymi improwizacjami. Tym razem jednak zaintrygował nas następujący dialog:

— „Chodź pobawimy się, że ja będę Twoją mamą i będę Cię karmić złapanymi samochodami” — zaproponowała Wilczyczka bratu.

— „Dobzie — lubię samochody” — powiedział wilczek i chyba pogłaskał się po brzuszku.

W tym momencie z naprzeciwka nadjechał jakiś samochód osobowy.

— „Łaps, proszę, masz tu jest samochód — zjedz go” — powiedziała Wilczyczka.

— „Mniam mniam” — słychać było że samochód bardzo wilczkowi smakuje.

Po chwili minęliśmy rowerzystę.

— „O! Rowerzysta!” — ucieszyła się Wilczyczka — „Rowerzyści są bardzo zdrowi i pożywni!” — dodała i znowu poczęstowała brata — synka.

Kiedy zjedli już niezły komis samochodowy i wcale pokaźny peleton rowerzystów minęliśmy się z ciężarówką.

— „O! Ciężarówa! Ciężarówki Ci nie dam — bo jesteś za mały, ciężarówki są za tłuste dla takich małych dzieci.” — orzekła Wilczyczka i sama uraczyła się Starem z izotermą.


Popatrzyliśmy po sobie z Wilczycą i zaczęli zastanawiać nad menu na kolację dla wilczków.


Cóż można było rzec:


Tylko nie nakruszcie na siedzenia!


30/06/03

Wilcza natura — a co!


Wilcze stado, wieczorami przed zaśnięciem zaczytuje się książką: „Dzieci z Bulerbyn”. Pod jej natchnieniem podczas ostatniej wyprawy w góry narysowaliśmy mapę jak dojść do poziomkowego miejsca, które pokazałem wilczkom. W sobotę rano nadszedł czas aby mapę tę sprawdzić. Doprowadziła nas ona bezbłędnie i udało się napchać do wilczych dziobków kilka małych ale obłędnie pachnących poziomek. Kiedy eksplorowaliśmy drugie, zaznaczone dwoma krzyżykami poziomkowe miejsce, z pobliskich zarośli dobiegł nas nagły hałas wywołany przez spłoszoną sarnę (albo coś jej wzrostu — mogła to być nawet łania).

Kiedy zapytałem kto idzie ze mną poszukać jej śladów — oba wilczki rzuciły się w przód jak spuszczone z otoka psy gończe. Wpadliśmy w gąszcze i zaczęli je przeszukiwać. Za chwile dobiegł mnie okrzyk wilczyczki: — „Tu, zobacz tutaj — ona chyba tu leżała!”. Faktycznie pod mała choinką znajdowało się wygniecione legowisko. Bardzo możliwe, że przez pewien czas służyło ono również jako schronienie dla małej sarenki.


Chyba nie musze pisać jaki byłem dumny z małych tropicieli!


30/06/03

Królewna Fiona


Wieczorową porą postanowiliśmy rozpalić ognisko. Dotychczas Wilczyczka nie była wielką entuzjastką tego rodzaju przyjemności a to z powodu tego iż dawno, dawno temu jakaś iskierka wyfrunęła z ogniska i sparzyła jej paluszek. Ale krok po kroku, powoli się przekonuje. Ostatecznie się przełamała właśnie podczas ostatniej górskiej wyprawy.

Kiedy powiedziałem, że rozpalimy ognisko — lekko się skrzywiła. Wtedy postanowiłem zastosować chwyt ogólnie stosowany w dzisiejszych czasach — jeśli coś się nie sprzedaje samo z siebie — to trzeba to zareklamować i to najlepiej wskazując na osoby lub postacie podziwiane przez klienta.

— „Wiesz, rozpalimy ognisko i będziemy piec kiełbaski” — zacząłem.

— „Aaaa, no dobra…” — ale bez entuzjazmu powiedziała Wilczyczka.

— „Ale nie na kratce, ta jak to jest na grillu — tylko na patykach…”

Obserwowałem malutkie ogniki które zabłysły w wilczyczkowych oczkach. Ogniki rosły a ja już wiedziałem, że skierowałem skojarzenia na właściwe tory.

Kiedy Wilczyczka rozpromieniła się i nabrała powietrza aby krzyknąć ja już wiedziałem, że się udało:

— „O tak, tak! Będziemy je piec tak jak królewna Fiona piekła szczury razem ze Shrekiem!”

— „No właśnie!” — przytaknąłem

— „Oj szkoda, że mi nie smakują szczury — bo wtedy byłabym całkiem jak królewna Fiona!”

Święta racja.


P.S. Wilczka nie trzeba było przekonywać, piekł kiełbaski z takim przejęciem, że znowu musieliśmy mu przypominać o oddychaniu. Kiełbaski smakowały wilczkom jeszcze lepiej niż szczury Shrekowi i królewnie Fionie.


03/07/03

SZKIELO-znawca


W dni robocze Wilczek regularnie i bez większych sprzeciwów idzie około godziny 11-tej na przedobiednią drzemkę. Reguła ta niestety nie dotyczy dni w których całe wilcze stado jest razem albo kiedy dzieje się coś ciekawego. Ponieważ niedzielne przedpołudnie podczas Górskiej Wyprawy II spełniało oba warunki niespania — szanse na drzemkę były niewielkie.

Pomimo to spróbowaliśmy i efekt był taki, że Wilczek zszedł sobie do mamusi powiedzieć że Szary Wilk już śpi.

Kiedy wilczysko się obudziło oba „chłopy” poszły razem do lasu na mały aperitif w postaci jagódek.

Kiedy tak szliśmy przez rozświetloną zielonymi blaskami leśną drogę Wilczek odezwał się w te słowa:

— „Musimy iść cicho bo tu mogą być SZKIELE”.

— „Dobrze wilczku, ale co to są te SZKIELE?” — zapytałem już szeptem.

— „No SZKIELE są takie groźnie!” — powiedział wilczek oglądając się uważnie.

Nie dawało mi to spokoju więc pytałem dalej:

— „No a jak one wyglądają?”

— „Są takie, takie czerwone” — odpowiedział wilczek wykonując groźnie wyglądające ruchy łapkami.

Dało mi to do myślenia, więc badałem dalej:

— „A co one jedzą te SZKIELE?”

— „Truskawki i żołędzie” — powiedział wilczek autorytatywnie.

Po chwili dodał — „A jakby tu przyszły to by jadły jagódki, o tak…” — powiedział i żarłocznie zaczął sobie rozmazywać jagodę na buźce.

Wyglądało to na tyle groźnie, że dla pewności zapytałem:

— „A czy one mogą tu do nas przyjść?”

— „Nie, bo one żyją tylko w bajkach” -uspokoił mnie wilczek

Ufff…

Kiedy już wracaliśmy umorusani jagódkami jak jakaś granatowa odmiana SZKIELI zapytałem jeszcze raz: „No to jeszcze raz mi powiedz jak one wyglądają te SZKIELE”.

W tym momencie wilczek już się zirytował:

— „Już Ci przecież mówiłem i jak szliśmy po drodze i w lesie! Szkiele są takie CZERWONE!”


Dobra dobra…


03/07/03

Miły dzień Wilczyczki


— „To był bardzo miły dzień” — powiedziała Wilczyczka podczas wieczornego szorowania kolanek.

Dzień dla Wilczyczki rozpoczął się przyjemnie — Wilczyca — która miała akurat dzień urlopu — zgodziła się na podwójną porcję Nutelli na chlebku. Już sam ten fakt wystarczał aby wprawić malucha w dobry nastrój. Później obie wystroiły się i przygotowywały na Wielki Wyjazd Po Sukienkę. Trzeba było widzieć, jak w małym berbeciu „rodzi się kobieta”. Kiedy poczuła, że ładnie wygląda w sukience i spineczkach we włosach, wyprostowała się, wciągnęła brzuch i uśmiechnęła się.

— „Szkoda, że Krzysiu mnie nie zobaczy” — powiedziała po cichutku.

Później obie panie pojechały na łowy. Celem była sukienka, którą Wilczyca założy na ślub mojej siostry. Wilczyczka, pewna siebie i zadowolona nie stwarzała żadnych problemów w sklepie. Wręcz pomagała Wilczycy w dokonaniu odpowiedniego wyboru. Panie w sklepie mogły usłyszeć następujące dialogi:

— „Tej nie bierz, nawet jej nie zakładaj — nie jest ładna”

— „O! Ta jest ładna, przymierz, ją mamusiu.”

— „Tak, kup ją sobie mamusiu, tylko dobrze sprawdź ile kosztuje!”

Prawdę mówiąc wybrały bardzo ładną sukienkę i wróciły do domu.

A w domu następna przyjemność: w pudełku czekał, uratowany poprzedniego dnia z szalejącej burzy i gradobicia, młody szpak.

Obijał się w pudełku i uciekał przy każdej próbie „zadawania paszy” lub pieszczot. Dlatego wspólnie zdecydowano, że zwrócimy mu wolność bez dodatkowych usług hotelarskich. Jak się okazało, była to słuszna decyzja i ptaszek, wysuszony i wypoczęty wyfrunął pociesznie z pudełka i usiadł na gałęzi.


Dzień zakończył się bąblowaniem do późna na podwórku, ze względu na ogólno-rodzinne roboty porządkowe po wczorajszej burzy. Wilczyczka aktywnie uczestniczyła w grabieniu poobijanych owoców i liści — głównie kursując w pchanej przeze mnie taczce.


I tu można by zakończyć opowiadanie o miłym dniu Wilczyczki. Ale ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, Wilczyczka postanowiła, że równie miło spędzi noc. Władowała się nam nie wiadomo kiedy do łóżka pociągając za sobą również brata. W efekcie rano całe stado obudziło się na jednym małżeńskim łóżku, z tym, że powierzchnia zajmowana była odwrotnie proporcjonalna do wielkości spacza.


04/07/03

Pchanko-konikanko


To był wieczór, kiedy głównym zadaniem Szarego Wilka było zabawianie wilczków, aby nie przeszkadzały w przygotowaniach do urodzin pra-babci wilczkowej. Kiedy znudziły się „Dzieci z Bulerbyn”, kolejka i dobranocka nadszedł czas na BRYKANIE.

Brykanie w narzeczu szarych wilków to nieustające zapasy. Rządzą się one kilkoma utartymi regułami. Po pierwsze nie ma reguł. Po drugie wyróżnia się różne ich rodzaje. Najbardziej klasyczna to „pchanko-konikanko” co jak sama nazwa wskazuje polega na tak mocnym i stanowczym pchaniu rodziciela, aż oprze się rękami o ziemię, wtedy należy jak najszybciej wskoczyć mu na grzbiet i utrzymać tam jak najdłużej.

Najnowszą odmianą jest zabawa w wilka i LEJENIA. Otóż wilk ma atakować LEJENIALEJEŃ broni się trykając wilka gdzie popadnie — najskuteczniej w pupę.

Podczas takich zabaw często następują samoistne erupcje talentu. Przykładem był dzisiejszy występ Wilczka. Wziął do jednej rączki zepsute kółko z kawałkiem ośki jako mikrofon, drugą przycisnął do brzuszka rakietkę do mini-tenisa i poruszając nią jak przy grze na gitarze i zaimprowizował: „małym być, małym być…". Temat podjęło całe stado dodając swoje zwrotki: „Małym być, jest bardzo fajnie, można robić różne rzeczy..”

— „Można się wspinać po tatusiu…” — dołożył wilczek wykonując rzeczone.

Po paru dodatkowych zwrotkach dołożył jeszcze:

— „Można sikać do Pampera…”


05/07/03

Piękny dzień Wilczka


Dobre pytanie: a co z pięknym dniem Wilczka?

Patrząc na mojego 2 i pół — letniego synka odnosi się wrażenie, że każdy dzień jest dla niego piękny. Tak było prawie od urodzenia, on zawsze więcej się śmiał, bardzo mało płakał. A jak już płakał, to tak żałośnie, że wszyscy lecieli na złamanie karku, aby zaradzić jego „nieszczęściu”.

Jeżeli się z czegoś cieszy, to zaraża tą radością wszystkich, podskakuje wtedy z częstotliwością około 2 Hz i wykrzykuje swoja radość. Tak było na przykład wczoraj, kiedy wreszcie okazało się, że jest już na tyle duży by samodzielnie uruchomić i zatrzymać elektryczną kolejkę. Leżał sobie na podłodze, patrzył na poruszający się po torach pociąg i walił nóżkami o podłogę z podniecenia — podskakując przy tym jak piłeczka. Być może, że przez to nie traktujemy jego radości jako czegoś wyjątkowego — o co trzeba się mocno starać — jak to jest w przypadku Wilczyczki.

Po obejrzeniu kultowego dla nas filmu „Shrek” -od razu nasunęło się nam porównanie — które pozostaje aktualne do dziś: Wilczyczka to Shrek a Wilczek to Osiołek krążący jak satelita wokół większego i troszkę gburowatego towarzysza.


Mam nadzieję, że oboje znajdą swoje drogi w życiu i będą na nich szczęśliwi i będą mieli jak najwięcej pięknych dni.


05/07/03

Brand new


Wieczorem, przed zaśnięciem Wilczek, leżąc w łóżeczku snuł rozważania:

— „Ale jestem już duży i STARY…” — powiedział patrząc sufit.

— „Ty jesteś stary wilczku?” — Zdziwiła się babcia.

— „Tak! Ale kiedyś byłem mały i NOWY”


07/07/03

Koalicja


Pewnego razu Wilczyczka posłyszała w radiu słowo: KOALICJA. Oczywiście nie omieszkała zapytać o dokładniejszą definicję. Gimnastykowałem się jak mogłem, wreszcie udało mi się załatać lukę w jej wykształceniu.

Tego samego wieczora siedziałem sobie w ubikacji kiedy nagle rozległo się łomotanie do drzwi. Wilczyca wołała: „Otwórz szybko, bo Wilczkowi chce się sikać!”

— " I mnie też!” — dodała Wilczyczka.

Kiedy już otwarłem drzwi i wpuściłem przypilonych — Wilczyczka powiedziała:

— „Ha! Ale zrobiliśmy KOALICJĘ do sikania przeciwko Tobie Tatusiu!”


08/07/03

Matysiakowie


Nie wiem, czy cykl ten jest kontynuowany, ale za moich młodszych lat rodzice pasjonowali się radiowym protoplastą brazylijskich telenowel: słuchowiskiem „Matysiakowie”.

Niewiele już pamiętam z fabuły, ale jeden szczegół zapamiętałem bardzo dobrze. Aż do tego stopnia że, w naszej rodzinie stał się już przysłowiowy. Otóż w słuchowisku tym główną rolę grały drzwi ze swoim dzwonkiem oraz telefon. Średnio, w każdym odcinku dzwonek do drzwi, ich skrzypnięcie oraz telefon ze swymi dźwiękami, odzywały się po kilka razy. Przez mieszkanie państwa Matysiaków przetaczały się zawsze tabuny ludzi.

Tłumaczę to wszystko, aby zobrazować sytuację, która rozegrała się dzisiejszej nocy w naszym łóżku.

Zaczęło się już wieczorem, kiedy to Wilczek nie mogąc zasnąć wpakował się pomiędzy nas i udawał, że śpi. To udawanie nie szło mu za dobrze, bo kopał nóżkami, walił rączką po poduszce i kręcił się dookoła własnej osi. Kilkakrotnie przekonywaliśmy go aby wrócił do siebie. Nic nie pomagało, nawet argument dotyczący stykających się ze sobą materacy. Wilczek zbył go oświadczeniem:

— „A ja ścię śpać w dziurze!”

W końcu jednak wystawiłem go na zewnątrz i kazałem wracać do swojego wyrka. Nie zdążyłem jeszcze dobrze zasnąć, kiedy poczułem że ktoś krochmali się pomiędzy nas. Powiedziałem sennie: „Gdzie Ty miałeś spać?” — ale okazało się że trafiłem kulą w płot, bo to była Wilczyczka. Ta zaczęła się znowu kręcić, stękać i mrauczeć, tak, że Wilczyca postanowiła zrejterować do łóżeczka Wilczyczki. Kiedy robiło się już jasno, przebudziłem się na chwilę, poleżałem i zastanowiło mnie podwójne chrapanie wydobywające się spod mojego boku.


Oczywiście oba wilczki spały poodkrywane w naszej Arce Noego.


Czy zdziwi was fakt, że wtedy, o piątej rano, na myśl przyszło mi stare, zapomniane słuchowisko?


08/07/03

Ostrzeżenie meteorologiczne


Warte odnotowania:

Dzisiejszą noc wilczki przespały w swoich łóżeczkach!

Ani jeden nie przyszedł! Chyba będzie straszna burza, trąba powietrzna albo inny kataklizm.

Jak wychodziłem do pracy to jeszcze spały.

Ciśnienie spadło poniżej poziomów alarmowych…


Aaaaaa…


09/07/03

Ortopedyczny autobus


Kiedy wróciłem z pracy Wilczek siedział na łóżku i bawił się ogromnym, przegubowym autobusem który dostał na Dzień Wilczka od dziadków. Gdy mnie zobaczył zeskoczył z łóżka z pojazdem w rączce i powiedział:

— „Zobacz ten autobus jest taki ORTOPEDYCZNY!”

— „Jaki?!”

— „No ORTOPEDYCZNY” — powiedział ale troszkę mniej pewnie.

— „A co to znaczy ortopedyczny Wilczku?” — zapytałem aby sprawdzić swoją wiedzę.

— „No bo on robi tak: ORTOPED, ORTOPED.. jak jeździ po łóżku…” — mruknął Wilczek i widać że sam nie był zadowolony z tej definicji.

Zaczęliśmy zachodzić w głowę z Wilczycą o co może chodzić i wreszcie chyba dotarliśmy do sedna. Otóż w zeszłą sobotę przymierzaliśmy Wilczkowi takie specjalne buty ortopedyczne. Były ogromne i skrzypiały przy każdym kroku co widocznie podobało się Wilczkowi.

Wygląda na to że łóżeczko Wilczka, furtka w naszym płocie i zawieszenie w wilkowozie też są ORTOPEDYCZNE.


09/07/03

Kto pyta nie błądzi


Kto pyta nie błądzi. Czasami jednak samo pytanie zdaje się być dla wilczków przyjemnością samą w sobie. Oto przykład „pytania otwartego”, na które trudno odpowiedzieć tak szaremu wilkowi jak ja.

Wilczek wyciągnięty z wanny, ja klęczę przed nim i wycieram go ręcznikiem.

Zauważam chwilę zastanowienia na jego buźce i pojawia się ważkie pytanie:

— „Tatusiu, co to jest WOJEWÓDZTWO?”.

Nabieram powietrza i zaczynam nieskładnie tłumaczyć:

— „Taka część kraju, kilka miast, albo prościej: takie duuuuże miasto…”

Patrzę uważnie na Wilczka i wydaje mi się, że to może na razie mu wystarczy. Ale jednak nie, pojawia się pytanie dodatkowe:

— „Dlaczego?”

Milion odpowiedzi w głowie: a żeby szwagier mógł zarobić na nowych tablicach, bo w parlamencie za mało etatów, żeby jeśli nie może być lepiej było choć śmieszniej…

Mówię: — „Hmm, nie wiem Wilczku, ale jak poczytam to Ci powiem…”, myśląc: — „Jak dorośniesz to pogadamy przy piwie.”


14/07/03

Riposta


Cała wilcza wataha żyje już zbliżającym się weselem wilczkowej cioci. Mały wilczek z ogromnym przejęciem mierzył w sklepie ubranko składające się ze szpanerskiej kamizelki, muszki i spodni zdolnych pomieścić ewentualnego Pampera. To, że pójdą na wesele jest dla wilczków bardzo ważne, dlatego często starsze wilki wykorzystują to niecnie w celach dydaktycznych.

Przykładem może być mały szantaż w wykonaniu babci wilczkowej dzielnie odparowany przez wilczka. A było to tak:

— „Wilczku, musisz się zacząć uczyć mówić r — bo na weselu mówi się ładnie r, sz i cz” — zagadnęła babcia.

Wilczek nie dał długo czekać na celną ripostę:

— „Na weselu się śpiewa a nie mówi!”.


Amen


14/07/03

Nieplanowana Górska Wyprawa III


Wilczyca miała, biedactwo, piątkowy dyżur, ale pomimo to w sobotę rano wilcze stado wyruszyło na wyprawę w nieznane. Oczywiście obraliśmy kurs na góry ale troszkę zmodyfikowaną trasą. Po drodze zatrzymaliśmy się na międzylądowanie w rodzinnym mieście Papieża. Stado uraczyło się słynnymi kremówkami, wypiło kawę i soczki i pojechało dalej. Wyjechaliśmy na szczyt góry Kocierz. Kiedy napawaliśmy się pięknymi widokami i napychaliśmy dziobki wilczków poziomkami dotarła do nas radosna wiadomość: Barania Chatka jest wolna i możemy tam pojechać choćby już. Namysł trwał krócej niż takt w superkomuterze KRAIG i wilczki wyręczyły Szarego Wilka w zawołaniu: „Do woozuu!”.

Po chwili wilkowóz mknął z góry wprost do piwnej stolicy Polski. Tam uraczyliśmy się w knajpce rosołkiem i wątróbką. Kiedy wilczki napchały brzuszki, rozlazły się po knajpce. Skończyło się ściąganiem wilczka z kredensu na którym stało akwarium ze sztuczną żabą.

Wilczek w ogóle był w nastroju filozoficznym (ten stan najczęściej ujawnia się kiedy wilczek opuści sobie południową drzemkę). Pod wpływem tego stanu zaczął się zastanawiać jak to będzie kiedy będzie duży i będzie miał 2 małe wilczki.

Powiedział:

— „Jak będę duzi to będę miał 2 małe Pawełki, będę je nosił na barana, urośnie mi wąs i broda i kupisz mi okulary jak tatuś.”

Wilczyczka natomiast miała wręcz przeciwne spostrzeżenia, w szczególności patrząc na „dokonania” brata:

— „A ja jak będę duża to nie będę miała dzieci bo ciągle im trzeba mówić: NIE RÓB, ZOSTAW i trzeba im dawać jeść!”.

Dzień zakończył się pieczeniem kiełbasek w kominku i przebieraniem za duchy w tatusiowe t-shirty. Wyprawa bowiem nie była planowana jako dwudniowa, więc nie zabrano wilczkowych piżamek. Wilczki postraszyły nas troszkę jako duchy aż Wilczyczka podeszła do brata, ściągnęła mu w pasie koszulkę i orzekła:

— „Gdyby tu przewiązać sznurkiem to wyglądałbyś jak POMOCNIK PROBOSZCZA”.

— „To był fajny dzień!” — powiedział wilczek przed zaśnięciem.


Zgadzam się.


5/07/03

Wilczyczkowe mądrości


Podczas pobytu w Baraniej Chatce doszusowała do nas wilczkowa ciocia z przyszłym wujkiem. W niedziele po obiedzie poszliśmy wszyscy na spacer po lesie, szukaliśmy grzybów, zbieraliśmy jagódki i poziomki.

Kiedy dopadliśmy połaci jagodowych krzaczków, Wilczyczka znalazła skupisko obficie obsypanych krzaczków.

— „Chodź tutaj ciociu, tu są takie duże!” — zawołała.

Ciocia schylona nad innym krzaczkiem odpowiedziała:

— „Nie będę wam tam jagódek zabierać.” — i zamierzała zbierać dalej tam gdzie stała.

— „Nie trzeba ZABIERAĆ — wystarczy POPROSIĆ” — zakończyła dyskusję Wilczyczka.

Ciocia pobrała następne nauki zaraz po powrocie do Chatki. Wilczyczka poprosiła ją aby razem mogły „pograć” na ciocinej gitarze. Ciocia się zgodziła ale zastrzegła:

— „Tylko trochę pogramy i delikatnie bo to jest instrument i należy o niego DBAĆ.”

Wilczyczka odpowiedziała przytomnie:

— „To o siebie trzeba DBAĆ ciociu — a nie o jakieś tam instrumenty!”.


Coś w tym jest.


16/07/03

Mokraczek


To było pracowite popołudnie. Ojciec Szarego Wilka obdarzył go wielkim zaufaniem powierzając mu spalinową piłę łańcuchową. Obok wilczej nory rośnie mały bezpański lasek, ostatnia wichura z gradobiciem wyrządziła duże szkody w tym drzewostanie, więc wilczysko postanowiło pousuwać wiatrołomy, aby wilczki bezpiecznie mogły tam przebywać.

Ojciec wilka przyjechał na chwilkę w drodze do dentysty i został otoczony prze wilczki. Wilczyczka wzięła go za rękę i prowadziła w kierunku domu. W pewnym momencie przechodzili obok siedzących za płotem sąsiadów. Wilczyczka tak przejęła się rolą gospodyni, że zanim dziadek zdążył otworzyć usta szepnęła teatralnym szeptem:

— „Przywitaj się ładnie!”

Wilczyczka, w ogóle tego dnia miała wyostrzone instynkty opiekuńczo, dydaktyczne.

Kiedy podczas przerwy w wożeniu wilczków wózkiem na drewno Szary Wilk rąbał siekierą klocki brzozy, wilczki bawiły się w bezpiecznej odległości. W pewnym momencie dobiegł mnie krzyk Wilczyczki:

— „Tatusiu, tatusiu, zobacz co on robi, on zrywa te grzyby!”

— „Zostaw te grzybki Wilczku!” — zawołałem.

— „Dlaciego?” — odkrzyknął wilczek.

— „Bo to mogą być trujące grzyby!”

— „I co się może stać?” — dopytywała Wilczyczka.

— „No i Wilczek poliże sobie łapkę i się otruje!” — odkrzyknąłem ja.

— „Och, to trzeba mu umyć rączki!” — postanowiła Wilczyczka i bardzo stanowczo pociągnęła brata w kierunku kranu z wodą.

Mnie na chwilkę zawiodła rodzicielska intuicja, chociaż czułem jakiś dziwny niepokój. Po chwili wszystko stało się jasne.

Wilczyczka przyszła, trzymając zadowolonego brata za rączkę i powiedziała przekazując mi jego łapkę:

— „Masz, przyprowadziłam Ci MOKRACZKA.”


Według zeznań Wilczyczki, MOKRACZEK, sam przekręcił mocniej kurek, przez co stał się MOKRACZKIEM.


17/07/03

Znowu plany


Podczas powrotu z Górskiej wyprawy III wilczki bawiły się pozrywanymi z okien zasłonkami (takie czarne, siatkowe z misiami). Trzymały je w łapkach i kręciły nimi tak jak ja kręciłem kierownicą. W pewnym momencie Wilczyczka zadała dziwne pytanie:

— „Czy zakonnice też prowadzą samochody?”

— „No jasne, czemu nie?” — odpowiedzieliśmy z Wilczycą przypominając sobie przy tym słynną zakonnicę z serii filmów o sierżancie z San Tropaiz.

— „Hmm, myslałam, że nie…” — zamyśliła się Wilczyczka

Po chwili dodała: „Bo ja chcę zostać zakonnicą!”

— „Dlaczego?”

— „Chce mieć taką FAUSTYŃSKĄ pracę”

— „Jaką?”

— „No taka jak miała siostra Faustyna, nic nie trzeba robić…”

— „No ale to trzeba się dużo modlić — a Ty nie lubisz się modlić.” — wyraziliśmy niedowierzanie.

— „No bo tak mają dzieci, ale ja z tego wyrosnę!” — powiedziała Wilczyczka z troszkę mniejszą pewnością.


„Pażywiom, uvidim” — jak mówili starożytni Rzymianie.


18/07/03

Bobry


Wszystkie dorosłe wilki płci żeńskiej porozjeżdżały się po różnych stronach świata a Szary Wilk został z wilczkami w norze. Ponieważ chciał przygotować planowane na tę sobotę ognisko wziął wilczki ze sobą i poszli pozwozić nacięte poprzedniego dnia drewno. Wilczki wsiadły na wózek, podały do skasowania bilety „na-niby” — i pojechały. Potem dzielnie „pomagały” wilkowi kłaść klocki na wózek, podnosiły te które spadały. Mówiły przy tym dużo o ciężkiej robocie i byciu małymi bobrami.

Kiedy już nazbierała się niezła kupka gałęzi i klocków Wilk odkrył w stercie gałęzi opuszczone kosie gniazdo. Oczywiście wilczki bardzo dokładnie zbadały znalezisko i koniecznie chciały wziąć je ze sobą. W pewnym momencie kilka polan stoczyło się z naładowanego wózka i otarło gołe nóżki Wilczka. Ten zrobił jednak minę torturowanego komandosa, zagryzł zęby i wystękał przez nie: „tlośkę boli” — i pobiegł po inne rozrzucone patyki.

Szary Wilk o mało nie pękł z dumy że ma takiego dzielnego Wilczka…

Potem pobawiły się jeszcze z psem i kotkami i poszły do domu. Podczas kąpieli okazało się, że wilczkowi przyczepiły się dwa kleszcze. Szary Wilk był troszkę zaniepokojony i poprzysiągł zemstę. Wygląda na to, że sąsiednią, zaniedbaną łąkę nawiedzi niewyjaśnialna zaraza, która już rozpuszcza się w potrójnym stężeniu w wiadrze w piwnicy.

Howgh


20/07/03

Muzykoterapia


Kiedy mały Wilczek był na prawdę malutki zobaczył kiedyś przez przypadek w telewizji film przyrodniczy o krokodylach, to był tylko fragmencik puszczony jako zwiastun przed dobranocką. W prezentowanym fragmencie krokodyl rzucał się z otwarta paszczą na jakąś antylopę, czy podobne zwierzę. Od tego czasu Wilczka prześladowały koszmary, budził się czasami w nocy z płaczem i na pytanie co mu się śniło odpowiadał, że: KLOTODYL.

Trwało to jakiś czas, aż Wilczyczka nie przyniosła z przedszkola piosenki o małym KLOTODYLU co pływał sobie Nilem z mamą KLOTODYLEM.

Piosenka ta weszła na stałe w repertuar małych wilczków i widać było, że powoli oswaja wilczka z tymi groźnymi zwierzętami.

Kiedy wczoraj kąpałem wilczki doszedłem do wniosku, że Wilczek został już definitywnie wyleczony ze swoich strachów. Położył się w wannie płytko napełnionej wodą, pochlapał nóżkami i powiedział.

— „Śkoda, zie nie jestem KLOTODYLEM, bo bym Cie ziadł!”


Taka to siła piosenki!


21/07/03

Satursday’s night


W sobotnie popołudnie do naszej wilczej nory przybyli mili goście. Równo o siedemnastej, starym harcersko-indiańskim sposobem, czyli z pomocą jednej zapałki ( i małego słoiczka benzyny) Szary Wilk zapalił ognisko a przy pomocy suszarki elektrycznej rozżarzył węgle w grilach i zaczął się najmilszy wieczór Wilczyczki. Zaproszone dzieci obstąpiły z patykami ognisko i po upieczeniu kiełbasek, jabłek, kromek chleba i czego tylko udało się nabić na patyk (kot uciekł na szczęcie) zaczęła się najlepsza zabawa. Przez cały czas trwania imprezki dzieci siedziały wpatrzone w ogień, wkładały doń patyki, zapalały je a potem dawały małemu wilczkowi o zdmuchnięcia. Wilczek siedział wśród starszych dziewczynek, z wypiekami na twarzy i zdmuchiwał patyczkowe płomyki i podstawiał swój patyczek do zdmuchnięcia innym dzieciom. Wilczyczka oczywiście swoim Shrekowym sposobem, trzymała się na bezpieczną odległość, ale w końcu skusiła się na patyczkowe szaleństwo i dołączyła do reszty dzieciarni.

Kiedy już późną porą goście rozjechali się do domów, Wilczyczka przeżywała swój najpiękniejszy wieczór w życiu. Stare wilki, widząc jej radość pozwoliły jej uczestniczyć w całym sprzątaniu poimprezkowym, co oznaczało możliwość bycia na podwórku aż do zmroku, siedzenia przy ogniu, palenia zużytych papierowych talerzy, zjadania resztek chipsów i zachwycania się widokiem podwórka po zmroku.

Wilczyczka byłą tak zachwycona, że Szary Wilk obiecał, że przy najbliższej nadarzającej się okazji spędzą noc w namiocie rozstawionym na przydomowym ogródku.

To dopiero będzie wspaniała noc!


21/07/03

Firma transportowa


Warte kilku bajtów są przygotowania do sobotniego ogniska. Szary Wilk namówił Wilczycę na zakup pawilonu ogrodowego „wersja 7.0” aby zabezpieczyć się przed nieprzewidywalnymi zjawiskami atmosferycznymi. Zaraz po zakupie, w piątek wieczorem, pawilon stanął na swoim tradycyjnym miejscu. Kiedy już był rozbity, przywiązany kilkoma gordyjskimi węzłami do płotu Wilczyca powiedziała, że lepiej byłoby go rozłożyć bliżej nory.

Tak więc w sobotę rano trzeba było przedsięwziąć akcję przenoszenia już rozłożonego namiotu. Ponieważ babć wilczkowych akurat nie było postanowiono w operację włączyć małe wilczki.

Trzeba był widzieć dumę rozpierającą ich małe piersiątka, że mogą uczestniczyć w tak ważnej misji. Dzielnie niosły rurki wpierające odpowiednie rogi altanki i wykonywały dokładnie polecenia Wilka. Operacja nie była prosta bo polegała na przeniesieniu rozłożonego namiotu ogrodowego o jakieś 10 metrów i to jeszcze omijając płot i mieszcząc się w bramie. Wszystko poszło wspaniale, tylko narożnik niesiony przez Wilczka wykonywał rytmiczne ruchy w górę i w dół dla podkreślenia ważności całej operacji.

Stado to stado!


22/07/03

Pytania


Wilczyczka ma zwyczaj zadawania filozoficznych pytań w najmniej przewidywalnym momencie. Chociaż, co bardziej prawdopodobne, na takie pytania nigdy lub zawsze jest dobry moment. Akurat ryzykowałem życiem tnąc na dziadkowej pile tarczowej płyty na przyszłe mieszkanko króliczków gdy Wilczyczka zapytała:

— „Czy zwierzątka też umierają?”

— „Tak, oczywiście.” — odpowiedziałem troszkę zdawkowo.

— „No ale tak jak ludzie, to znaczy nie z jakiejś choroby, tylko dlatego że już przyszedł na nie czas.”

Tu już chwilę się zastanowiłem, Wilczyczka widziała już kilka śmierci zwierząt — tak najczęściej kończyli jej ptasi pacjenci, więc chodziło o coś więcej…

— „Tak, zwierzęta też mają taki wyznaczony czas.”

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.