Wprowadzenie
Pierwotnie „Historie nieoczywiste” miały być zbiorem opowieści o miłości — takich, w których namiętność staje się osią wydarzeń, a codzienność miesza się z erotycznym napięciem. Romanse, jakich wiele. Z czasem jednak zaczęło mi czegoś brakować — iskry niepokoju, tego mrocznego drżenia, które sprawia, że serce bije szybciej nie z miłości, lecz ze strachu oraz elementu zaskoczenia. Dlatego też powstała ta antologia. Zbiór pozornie zwyczajnych historii, które zaczynają się tak, jak każda inna — znajomością, przypadkiem, a czasem bliskością — ale kończą się w sposób, którego nikt się nie spodziewa. Tu realizm przecina się z magią, a światło z cieniem.
Wszystkie postacie i opowieści są fikcyjne lub inspirowane zasłyszanymi historiami oraz moimi różnorodnymi zainteresowaniami. Zrodzone zostały z wyobraźni, z potrzeby opisania tego, co niewidzialne i zaproszenia Czytelnika do świata, gdzie każda emocja ma drugie, ciemniejsze dno.
Z życzeniami przyjemnej lektury i miło spędzonego czasu na granicy światła i mroku.
Nina Nirali
Kameleon
1
Od samego rana snułam się po domu bez wyraźnego celu. Sprzątnęłam wszystko, co się dało i już nie mogłam wymyślić sobie żadnego zajęcia. Choć uważałam, że gotowanie dla jednej osoby to zbędny luksus, przygotowałam dla siebie domowy obiad. Kiedy skończyłam, jak zwykle, nie miałam ochoty na jedzenie. Kiedy wszystko ostygło, pochowałam w pojemniki i włożyłam do lodówki.
Z rozżaleniem spojrzałam na sztalugi rozłożone w kącie pokoju. Okryte białym płótnem wyglądały smętnie, bo przypominały o tym, co dawno temu porzuciłam i nie potrafiłam w sobie odnaleźć na nowo. Przez cały swój wolny czas wyrzucałam sobie, że nie umiem niczego już namalować. Czy można stracić swoją jedyną pasję na zawsze? Bardzo obawiałam się odpowiedzi na to pytanie.
Przez cały dzień byłam dziwnie zmęczona i przygnębiona. Urlopy były zdecydowanie przereklamowane. Brak pracy tylko rozbudzał niepotrzebne myśli. Postanowiłam poczytać, żeby wykorzystać wolny czas i rozgonić niechciane emocje. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu z książką w dłoni, lecz zaledwie po kilku przeczytanych zdaniach, myśli znów powędrowały w niemiłym kierunku.
Nie wiedziałam, skąd u mnie w ogóle zjawiło się to przygniatające uczucie niespełnienia. Wiodłam przecież zupełnie stabilne życie — dobrze płatna biurowa praca, mieszkanie i związek z perspektywami… chyba…
Zakochanie się to bodaj najgorszy stan, jakiego doświadcza gatunek ludzki. W świecie zwierząt wszystko jest prostsze. Wystarczy odpowiednia ilość feromonów wydobywająca się z gruczołów i właściwy zapach. Nie ma mowy o dążeniu do przyjemności. Kilkuminutowe tet a tet kończy się w przyjaźni, bez zobowiązań, bo przecież przed zbliżeniem nikt nie stawiał warunków, a żaden z partnerów nie miał oczekiwań. Wszystko jest od początku jasne i proste. Świat ludzkich uczuć i namiętności jest odwrotnie proporcjonalny do tego, stworzonego przez naturę. Czyżbyśmy byli jej wybrykiem, a może boską zabawką, której ot tak, dla okrutnego żartu, wymieszano zwierzęce instynkty z emocjami?
Moje rozmyślania przerwał telefon:
— Cześć. Jak się masz? Właśnie wyszedłem z pracy.
— Cześć Adam. Dobrze.
Kolejne kilkanaście minut rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Pomyślałam z zawodem, że mój umysł nie jest już tak pobudzany, jak kilka miesięcy temu. Poza tym i tak nie przestawałam myśleć o kimś zupełnie innym. Nie muszę zerkać na zegarek. Wiem, że też wraca o tej samej porze z pracy. Będzie, być może jechał tym samym autobusem, którym ja jechałabym, gdybym nie miała urlopu. Może zamienilibyśmy parę uprzejmych zdań i posłali sobie kilka nieśmiałych uśmiechów. Wysiedlibyśmy na tym samym przystanku i pożegnali uprzejmie, wciąż uważając, by było to zdawkowe pożegnanie. Jak zawsze w ciągu ostatniego roku.
— Nie słuchasz mnie, Maju. — Usłyszałam naraz w słuchawce.
— Ja zawsze cię słucham — zaoponowałam natychmiast. — Ty mnie dużo rzadziej. Dziś rano na przykład: zdziwiłeś się na coś, o czym kilka razy już mówiłam.
— Nie możliwe… — Od razu przybrał żartobliwy ton.
Nie ma lepszego wybiegu niż próba obrócenia własnych błędów w żart. Po raz któryś pomyślałam, że Adam nie jest mężczyzną dla mnie. Wielokrotnie zastanawiałam się, kiedy to szaleńcze uczucie zakochania minęło. Chyba w dniu moich urodzin przed trzema tygodniami. Gdybym była facetem, nieważne jak bardzo czułabym się chora, zmęczona czy też byłabym zapracowana, osobiście złożyłabym życzenia osobie, na której mi zależy. Nie ograniczyłabym się w tak ważnym dla niej dniu tylko do pobieżnego kontaktu telefonicznego. Nawet jeśli brakowałoby mi kasy, coś wymyśliłabym, żeby kochanej osobie sprawić przyjemność. No tak, należałoby zdefiniować pojęcia „zależeć na kimś” lub „kochanej”. Mnie się już dwa razy wyznanie uczuć wyrwało, niestety. W odpowiedzi jeden raz usłyszałam trywialne: „ja ciebie też”. Do dziś cierń z dnia urodzin tkwił we mnie. Przeszłam z tym rozczarowaniem do porządku dziennego, ale nie zapomniałam. Poprzysięgłam też nigdy więcej się nie uzewnętrzniać. Albo on w końcu coś wyzna, albo nie będziemy w ogóle mówić o swoich uczuciach. Czuję w kościach, że prędzej się rozstaniemy, niż usłyszę od niego jakiekolwiek szczere wyznanie. W końcu dla osoby, która lubi dużo mówić, najchętniej o swojej doskonałej byłej — bogatej bizneswoman — nie powinno stanowić to większego problemu. Któryś już raz podczas takiego ekshibicjonistycznego słowotoku ugryzłam się w język, by nie powiedzieć: Wiem więcej o twojej Joli, niż ty o mnie.
Zamiast tego ograniczyłam się do monosylab w stylu: aha, tak, okej, dobrze… choć myślałam: Och, skończ już wreszcie tyle gadać.
Kiedy Adam dołączył do naszego zespołu, nie znosiłam go. Już wtedy irytowało mnie jego gadulstwo. Stopniowo przyzwyczajałam się do nieśmiesznych dowcipów i chłopięcego stylu bycia, przez wiele kobiet uważanego za urocze. Zaczęłam się do niego przekonywać, kiedy okazało się, że potrafi też słuchać. Pokazał inną, dojrzalszą twarz, bardziej uważną, może nawet troskliwą. Zaczęliśmy się spotykać poza pracą i nagle okazało się, że kiedy się starał, naprawdę potrafił być zabawny i uroczy. Po kilku tygodniach wszedł na poważnie w moje życie z uśmiechem i się w nim rozgościł.
Dziś coraz wyraźniej czułam, że coś się skończyło. Nie tylko we mnie, ale i w nim. Zastanawiałam się nawet, czy on nie zaczął spotykać się z kimś innym. Jeśli mężczyzna nie okazuje zainteresowania swojej kobiecie i przestaje się starać, nie dzieje się to bez przyczyny. Tylko, jeśli spotykał się z kimś innym, po co zawraca mi wciąż głowę?
Podczas naszej rozmowy otrzymałam pełną relację wydarzeń z biura, jakby mnie to w ogóle obchodziło. Naraz pomyślałam, że to była dobra decyzja, żeby nikomu w pracy nie mówić, że się spotykamy. Domyślali się na pewno, ale mnie to nie interesowało. Po raz któryś ugryzłam się w język, by nie powiedzieć: Rozłącz się, mam robotę. Problem w tym, że zawsze byłam zbyt miła i zbyt dobrze wychowana.
Z zadowoleniem usłyszałam w końcu w słuchawce:
— To na razie, miłego wieczoru.
Nareszcie. Odłożyłam słuchawkę, by z błogością na powrót zatopić się w aktualnej lekturze. Na próżno, bo po kilku przeczytanych zdaniach wyrazy rozmyły się przed oczami, a w wyobraźni zobaczyłam siebie jadącą do pracy, siedzącą naprzeciw Roberta w autobusie. Na pytanie, „Co nowego” odpowiadałam: „Dobrze. Spotykam się z jednym facetem, choć nie mogę przestać myśleć o kimś innym”. Jestem pewna, że wiedziałby, o kim mówię. Wyobraźnia bez mojej zgody zaczęła szaleć. Słyszałam w myślach odpowiedź: „Ja też nie mogę przestać o tobie myśleć. Żałuję, że nie zrobiłem niczego, by się bardziej do ciebie zbliżyć”.
Zła odłożyłam książkę. Między mną a Robertem nic nie mogło się wydarzyć, ponieważ był żonaty. Obrączka na palcu mężczyzny od zawsze była dla mnie świętością, barierą, której nie wolno było przekraczać. To musiała pozostać nic nieznacząca przygodna znajomość. Ot, dwoje ludzi mieszkających na jednym osiedlu i pracujących w przeciwległych budynkach, czasem skazanych na wspólną podróż do i z pracy. Przecież dlatego też pozwoliłam sobie na związek z Adamem, ponieważ nie miałam nawet prawa rozmyślać o Robercie.
Ponoć kocha się pomimo wszystko. Jako że jestem osobą wierną, postanowiłam w jednej chwili przestać myśleć o tym, co nieosiągalne i zawalczyć o to, co już mam. Wciąż było tyle nieodkrytych rzeczy między mną i Adamem. Potrzebna była tylko odrobina cierpliwości i dobrej woli. Strasznie mnie swoją niekontrolowaną paplaniną denerwował, ale wciąż bawił i podniecał. Może już nie byłam sztubacko zakochana, bo zranił mnie kilka razy, ale wciąż żywiłam do niego głębsze uczucia. Z moją nieprzystępnością i początkowym chłodem taka bliskość mogła się prędko nie powtórzyć. Wieczorem napisałam miłego SMS-a, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Nie byłam zadowolona, mimo tego skupiłam uwagę na swoich rytuałach wieczornych, starając się nie myśleć przy tym, dokąd tak naprawdę zmierza ta relacja.
2
Poniedziałek przywitał mnie za późno, a poranną kawę doprawił chaosem zamiast cukrem. Ten ostatni, jak na złość się skończył. Cały poranek był jedną wielką katastrofą. Spaliła się moja jedyna suszarka, nim wysuszyłam i ułożyłam włosy. Zbyt sucha powierzchnia oczu uniemożliwiała założenie soczewek. Kilkuminutową walkę opłaciłam załzawionymi i czerwonymi spojówkami. W końcu poddałam się i zdecydowałam na okulary. Ostatnie zerknięcie na elektroniczny wyświetlacz zegara upewnił mnie, że muszę przyspieszyć, inaczej ucieknie mi ostatni autobus. Szybko przeszłam do sypialni i sięgnęłam po fabrycznie zapakowane rajstopy. Starałam się powoli i uważnie je założyć. Jak tylko zobaczyłam długie oczko na prawym udzie, zaklęłam soczyście. Zrezygnowałam z przygotowanej poprzedniego dnia sukienki i postawiłam na jeansy. W pośpiechu zarzuciłam na siebie kurtkę, czapkę oraz szalik i wypadłam z mieszkania. Nie miałam czasu jednak dłużej narzekać na nieudany poranek, tylko przyspieszyłam kroku. Zdyszana, w ostatniej chwili dopadłam drzwi autobusu. Zadowolona, że choć ta jedna rzecz mi się dziś udała, pomachałam na przywitanie kierowcy i skinęłam mu głową w podzięce. Zajęłam też od razu wolne miejsce, próbując zapanować nad oddechem.
— Dzień dobry. — Usłyszałam naraz znajomy głos i podniosłam głowę do góry. Poczułam jeszcze większe gorąco, więc sięgnęłam dłonią po czapkę i zsunęłam ją jednym ruchem.
— Dzień dobry — przywitałam się, siląc na wyrównany oddech. Patrzyłam na uśmiechniętą, bardzo przystojną twarz, siedzącego naprzeciw mnie współpasażera i zastanawiałam, co sprawiło, że tak bardzo wszedł mi w głowę.
Na początku ujął mnie swoją ponad przeciętną kulturą osobistą. Zaraz, kiedy po pandemii zaczęłam jeździć do biura, z reguły o tej samej porze, byliśmy niemal pierwszymi, którzy wsiadali na tej trasie. Kiedy któregoś dnia zobaczył mnie stojącą na przystanku nieopodal biura, czekającą na powrotny transport do domu, ukłonił mi się. Od tamtego popołudnia odwzajemnione pozdrowienie stało się naszym rytuałem. Czymś zupełnie naturalnym, jak i rozmowa, która zaczęła się któregoś poranka niepostrzeżenie. Do dziś pamiętam, jak ja zainicjowałam po wielu takich sympatycznych i zabawnych wymianach zdań, byśmy się sobie przedstawili. Nie wyszliśmy jednak poza ramy znajomych z widzenia. Zmusiłam się, po raz nie wiem który, aby przestać myśleć o tym mężczyźnie w innych kategoriach.
— Poranek pełen emocji? — spytał rozbawionym tonem, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem. Nie mogłam odeprzeć wrażenia, że ucieszył się na mój widok. Pokręciłam głową, śmiejąc się i jednocześnie odganiając niesforną myśl.
— W skali jeden do dziesięć, otrzymałby dziewięć i pół. Dzisiejszy poranek był jak z jakiejś kiepskiej komedii. Najpierw zaspałam, potem spaliłam suszarkę, a na koniec byłam skazana na gorzką kawę. Aż cud, że zdążyłam. Nie będę musiała odrabiać spóźnienia — relacjonowałam, wciąż z trudem łapiąc oddech, ale i śmiejąc się z własnych perypetii.
— Brzmi całkiem dobrze. Może powinna pani pisać scenariusze do filmów? — podchwycił mój rozbawiony ton.
— O tak, tytuł: „Dzień z życia spóźnionej księgowej”. Hitem kasowym raczej nie byłby, ale na pewno dużo ludzi by się uśmiało.
— Mnie by się spodobał. — Niski śmiech mężczyzny przybrał wibracje, które poruszyły coś głęboko skrytego we mnie. — Wiesz, podziwiam cię. Nie wiem, jak ty wytrzymujesz w tej swojej korporacji z takim reżimem czasowym. Codziennie na czas — co do minuty — wyznał, nieoczekiwanie przechodząc na „ty”. Znów mi się chyba zdawało, ale czy w jego głosie naprawdę usłyszałam nutki admiracji? Zupełnie naturalnie została przez niego przekroczona odgradzająca nas dotąd, niewidzialna granica. Wpatrywał się we mnie intensywnym wzrokiem, najwyraźniej oczekując mojej odpowiedzi.
— No cóż, każdy dzień to walka. Ale przynajmniej wiem, że nie mogę zaspać, bo wtedy musiałabym się tłumaczyć przed szefem. A ty? Wyglądasz zawsze tak zrelaksowany. Niemal zazdroszczę — mówiąc to, uśmiechałam się, lecz w rzeczywistości ważyłam każde słowo. Właśnie zostały odrzucone resztki formalności między nami. Czyż nie tego od dawna chciałam?
— To chyba efekt uboczny pracy na uczelni. Trochę więcej luzu.
Zupełnie, jak co dzień, nasza rozmowa krążyła wokół nic nieznaczących, bezpiecznych tematów. Zbyt szybko dojechaliśmy na miejsce. W doskonałych humorach przemierzaliśmy jeszcze ramię w ramię kilkaset metrów, zaśmiewając się z plusów i minusów pracy na uczelni. Ceniłam to, że jak ja potrafił z siebie żartować. Przez umysł przebiegła mi znana już myśl, że nie pragnę wcale rozstania. Przyjemnie było śmiać się z byle czego, nie myśląc o tym, co było lub co za chwilę będzie. Pożegnaliśmy się, jak zawsze życząc sobie miłego dnia, po czym przebiegłam po pasach do budynku usytuowanego dokładnie naprzeciw uniwersytetu.
Dzień w pracy zapowiadał się podobnie do wszystkich innych. Monotonia obowiązków dawała poczucie stabilności zawodowej jednak, odkąd w moim życiu osobistym pojawił się Adam, nie czułam równowagi pomiędzy pracą a życiem prywatnym. Coraz mniej podobało mi się, iż mój chłopak pracował ze mną. Był z wykształcenia informatykiem i siedział w tym samym biurze, co ja. Nasze tak zwane biuro, to była wielka, otwarta przestrzeń, oddzielona tylko do połowy cienką ścianą. Jego biurko mieściło się za nią, więc zdarzało się, że nie widziałam go czasem przez cały dzień. Siadając za biurkiem, zastanawiałam się, czy powinnam zapytać Adama, dlaczego mi wczoraj nie odpisał. Niedawno jeszcze pisaliśmy lub dzwoniliśmy do siebie o poranku. Ten zwyczaj również umarł śmiercią naturalną zaraz po wigilii. Dziś, jak na złość, nie odpalił jeden z najważniejszych programów. Po wszystkich samodzielnych próbach rozwiązania usterki musiałam się poddać i poprosić „nadwornego informatyka” o pomoc.
Przyszedł, uśmiechając się szeroko. Ustąpiłam mu miejsca, by mógł usiąść przy moim laptopie i sprawdzić, dlaczego software nie zadziałał. Zignorowałam jednocześnie fakt, że wygląda, jakby w ogóle nie spał dzisiejszej nocy. Czy mi się zdawało, czy facet, z którym się spotykałam, pachniał damskimi perfumami?
— Nie odpisałeś mi wczoraj — zagadnęłam, nie mogąc się powstrzymać.
— Wiesz, padłem. Byłem tak zmęczony, że nie słyszałem żadnych wiadomości.
Wpatrywałam się z uwagą w mężczyznę, którego wciąż darzyłam uczuciami. Podczas rozmowy ze mną nie spojrzał na mnie ani razu. Patrząc w monitor, mrugał więcej, niż to było konieczne, a na policzek wypełzł niechciany rumieniec. Taak… mnie też, gdy kłamałam, robiło się cieplej. Olśniło mnie nagle, dlaczego nalegał, by w biurze nikt o naszym związku nie wiedział. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy dokładnie jego zaangażowanie opadło, a emocje w rozmowach zaczęły zanikać. To stało się właśnie zaraz po wigilii. Ta była, w odróżnieniu od reszty świąt, sielanką. Nagle stanęły mi przed oczami nasze intymne chwile. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w pamięci mam najwięcej tych, gdzie moja perspektywa znajdowała się nad nim? Fuck, ależ byłam naiwna! Ja naprawdę oczekiwałam czegoś więcej. Znowu tylko ja naprawdę się zaangażowałam i dawałam w tej relacji więcej, niż powinnam. Stąd też ten mój wieczny niedosyt i ta pustka.
— Nic nie szkodzi. Ale już się nie fatyguj — powiedziałam w końcu cicho, zła chyba bardziej na siebie niż niego. Popatrzył na mnie krótko zdziwiony, lecz nic nie odpowiedział, tylko wstał z mojego krzesła, zwalniając mi miejsce.
— Już, zaloguj się teraz. Powinno działać — zapewnił i odszedł w kierunku własnego miejsca pracy, jakby nic się nie stało.
Nie minęła chwila, a już dostałam sms:
To zabrzmiało, jak zerwanie. Jesteś pewna?
Nim powstrzymałam myśli i palce, odpisałam:
Cieszę się, że przynajmniej to zauważyłeś. Myślę, że mieliśmy zupełnie inne oczekiwania wobec siebie. Powodzenia.
3
Choć się we mnie gotowało, wszystkie siły skupiłam na pracy. Do końca dnia nic już nie napisał. Nawet nie próbował się czegokolwiek wypierać czy wpłynąć na zmianę mojej decyzji. Tuż po siedemnastej wyszedł z biura otoczony wianuszkiem wdzięcznych i roześmianych koleżanek, roztaczając wokół siebie niesłabnący chłopięcy urok. Patrzyłam na to z niemym niedowierzaniem. Ze ściśniętymi szczękami udałam się z brudnymi kubkami do kuchni, żeby odwlec chwilę wyjścia z biura. Po kwadransie dopiero z ociąganiem ubrałam się i wyszłam z firmy. W ciemności mogłam ukryć siebie, swoje emocje i gorzkie łzy rozczarowania, które spływały teraz bez pozwolenia po policzkach. Wdzięczna za krzewy i drzewa rosnące tuż przy przystanku, stanęłam przy nich. Choć próbowałam rzucić swój nałóg, wyjęłam teraz w złości z torebki elektrycznego mentola i zapaliłam. Kogo ja chcę oszukać? Lubię palić, a chciałam rzucić, bo Adam nie palił. Nie chciałam, żeby czuł smak i zapach fajek, kiedy mnie całował. O ja głupia…
— Dobry wieczór. Wyglądasz, jakbyś potrzebowała czegoś więcej niż pochodną papierosa. Może chcesz prawdziwego?
Nieoczekiwanie wyrósł przede mną Robert. Trzymał w dłoni otwartą paczkę czerwonych marlboro, wyciągając ją zapraszająco w moją stronę.
— Nie, dzięki. Takich już od lat nie palę. Ale… myślałam, że autobus już pojechał. Dziś niespecjalnie spieszyłam się z wyjściem — zadałam między słowami pytanie, zdziwiona, że on nie pojechał wcześniej.
— Ja dziś też miałem nieoczekiwanie dużo pracy. Czym bliżej sesji, tym mniej luzu — przyznał z ironią w głosie. — Stało się coś? — usłyszałam żywą troskę w głosie zupełnie obcego mężczyzny. Ale właśnie ta troska sprawiła, że nie mogłam się powstrzymać przed wyjawieniem mu prawdy:
— Cóż, tak … właśnie się z kimś rozstałam. — Szybkim gestem dłoni osuszyłam ostatnie dwie, zziębnięte na policzkach w zimowym powietrzu łzy. Patrzyłam w oczy mężczyzny i zdawało mi się, że widzę w nich szczere współczucie i zrozumienie.
— Zostawmy autobus i chodźmy na drinka. Poza tym zgłodniałem — przyznał, wyciągając w moim kierunku ramię. Współczucie było ok, zrozumienie — tym bardziej, ale nie chciałam litości. Przyjrzałam się mu jeszcze raz z uwagą. Na przystojnej, męskiej twarzy malował się jedynie zachęcający uśmiech. Nie zapomniałam, że nie powinnam przekraczać kolejnych granic między nami. Potrzebowałam jednak towarzystwa drugiego człowieka. Gdybym pojechała teraz do domu, z pewnością w swej samotni rozkleiłabym się do reszty. Ze słabnącymi oporami pochwyciłam wyciągnięte ku sobie ramię i uważając, by nie poślizgnąć się na zamarzniętym chodniku, pozwoliłam poprowadzić się do najbliższej pizzerii.
Zamówiliśmy średnią z chili, podwójnym serem i piwo. Robert starał się, jak mógł, aby odwrócić moje myśli od ostatnich wydarzeń. Oczywiście, ze słabym skutkiem. To była pizzeria najbliżej usytuowana biura, więc przychodziliśmy tu z Adamem całkiem często. Nie powiedziałam jednak tego na głos. Nie chciałam, żeby Robertowi było przykro. W końcu tak bardzo się starał. Aż trudno było uwierzyć…
Przez cały czas byłam milcząca i przygnębiona. Mój towarzysz przyglądał mi się długo z pełną zrozumienia miną. Kiedy doniesiono nam piwo, upił łyka i powiedział:
— Wiem, że to za wcześnie, żeby czuć coś innego, niż ból, ale uważam, że nie powinnaś tracić swojej energii na negatywne emocje. Poznałem cię już trochę i wiem, że jesteś bardzo silną i mądrą kobietą. Poza tym zasługujesz na kogoś lepszego, kto naprawdę cię doceni i będzie chciał się całkowicie zaangażować.
Oniemiałam. Przecież jak dotąd nie powiedziałam niczego konkretnego. Nie rozmawialiśmy nigdy wcześniej o swoich prywatnych sprawach. Skąd on wiedział, że właśnie o to poszło? W końcu powiedziałam cicho, wciąż smutnym tonem:
— Może i tak, ale teraz mam prawo czuć żal i złość.
Ściskałam w obu dłoniach szklankę z zimnym napojem i ścierałam palcami szron z zewnętrznych ścianek naczynia. Ku swojemu zaskoczeniu poczułam na prawej dłoni jego ciepły dotyk. Zdumiona uniosłam głowę i spojrzałam we wpatrujące się we mnie z czułością niebieskie oczy.
— Maju, może tak właśnie miało być. Z reguły, koniec jednego etapu oznacza początek drugiego.
Czy on coś właśnie sugerował? Cofnęłam dłoń spod jego palącego dotyku. Nie chciałam litości ani pocieszenia podszytych podtekstami. Nie podobał mi się kierunek tej rozmowy. Poza tym przecież to wszystko, co właśnie się działo, nie powinno w ogóle mieć miejsca. Nim ugryzłam się w język, spytałam zimnym, sarkastycznym tonem:
— Twoja żona nie będzie mieć nic przeciwko, że się dziś spóźnisz?
Zbladł i cofnął rękę. Mnie nie pozostało już nic innego jak wypić trzymany przez siebie trunek i pójść do domu. Straciłam ochotę na pizzę i towarzystwo.
— Nie sądzisz, że zbyt pochopnie mnie oceniłaś? Nic o mnie nie wiesz, a już mnie osądziłaś — mówił to smutnym tonem, jak mi się zdawało.
— O nie… — jęknęłam — …niby co chcesz mi teraz powiedzieć? Że jesteś nieszczęśliwy w małżeństwie? A może jesteście w separacji? Proszę, daruj sobie wszelkie wyjaśnienia i opowieści. Mam na dziś już dosyć kłamstw. Najlepiej będzie, jeśli sobie już pójdę.… — powiedziałam zła, bardziej na samą siebie, że w ogóle tu z nim przyszłam. Chciałam przecież go poznać, chciałam zapomnieć o swoim nieudanym związku. Ale nie chciałam wikłać się w żadne pokręcone relacje. Zaczęłam podnosić się z miejsca, gdy naraz posłyszałam:
— Maju, poczekaj. To wszystko nie tak — zaczął, najwyraźniej szukając słów. — Zróbmy tak: zjemy i dopijemy, a potem ci wszystko pokażę. Okej? — Zdziwiłam się nie na żarty. Co tu wymaga pokazywania? Czekająca żona? Co jest „nie tak”? Nie miałam jednak sił, aby nad tym myśleć. Byłam zraniona, rozczarowana życiem i wkurzona.
— Wszyscy jesteście tacy sami: wchodzicie nam w głowy, potem paradnie, niemal tanecznym krokiem wkraczacie w nasze życie, wywracając je do góry nogami, a wtedy? Na końcu okazuje się, że wszystko było bez znaczenia. Albo — poprawka: miało tylko dla nas — kobiet znaczenie, a w rzeczywistości było tylko kłamstwem. Poprzestańmy na tym tu i teraz. — przysunęłam krzesło do stolika, sięgnęłam po płaszcz z oparcia i zaczęłam się ubierać nerwowo.
— Nie możesz tak generalizować. Nie poznałaś wszystkich mężczyzn na świecie — żachnął się. — Może ja nie chcę każdemu mówić o tym, że nie mam żony, a obrączka ma odstraszać napalone studentki i inne desperatki? — uniósł się nieco, lecz bardzo szybko pohamował.
Zastygłam na te słowa w bezruchu. Patrzyłam oniemiała na obiekt moich nieśmiałych wyobrażeń z ostatnich miesięcy i poczułam się co najmniej… głupio. Zaraz potem odpaliłam:
— Nie jestem desperatką. Mogłeś od początku być ze mną szczery — upomniałam go. — Zresztą, teraz to nie ma znaczenia. Dzięki za zaproszenie. Nie jestem już głodna. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do wyjścia. Nie chciałam, żeby mnie przekonywał, że powinnam zostać. Już jednemu ostatnio się udało… Wściekła wyszłam na mroźną, ciemną ulicę. Czułam się jak ostatnia kretynka. Może i wiadomość o tym, że Robert nie jest żonaty, mogła wszystko między nami zmienić, ale czułam się w tej chwili oszukana. Podwójnie oszukana.
— Wiesz, że każesz mnie za czyny innego? — posłyszałam naraz za sobą. Pełen wyrzutu głos Roberta kazał mi się zatrzymać. — Tamten facet był dupkiem, ja się tylko bronię, bo może nie chcę, żeby ktoś mnie zranił. Mnie też trudno po rozwodzie znowu zaufać i nie chciałem się angażować.
Nie mogłam nie przyznać mu racji. Sama kiedyś rozważałam założenie obrączki, żeby uniknąć niechcianych flirtów. Zaraz jednak powróciłam myślami do rzeczywistości:
— A nie jest może tak, że nie pogodziłeś się z jej odejściem? Małżonkowie, często nawet po rozwodzie, nie chcą zdjąć tego ostatniego, namacalnego dowodu jedności. — Widziałam kłęby pary, wydobywające się z moich ust, gdy zadawałam to brutalne i niesprawiedliwe, mocno podszyte ironią pytanie.
Co ja w ogóle wyprawiam? Nie ma znaczenia, że był wolny! Nie ważne, czy rozpamiętuje swój dawny związek, ani to, że najwyraźniej był mną zainteresowany. Ważne jest to, że to nie jest odpowiedni moment na nowe relacje. Popatrzył na mnie z wyrzutem. Zraniłam go tego wieczoru wielokrotnie, choć wcale tego nie chciałam.
— Przepraszam, Robercie. Nie mam prawa cię oceniać. Po prostu… Przepraszam — powiedziałam cicho skruszona. Nim sama siebie powstrzymałam, w kilku szybkich krokach zbliżyłam się do niego. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam mocno do silnego, męskiego ciała. To było naprawdę cholernie miłe uczucie móc schronić się w jego silnych, a zarazem czułych ramionach. Nie zdołałam zebrać żadnych swoich myśli, nie powstrzymałam siebie ani jego, po prostu stało się: Wpiliśmy się w swoje usta z taką żarliwością, jak spragniony na pustyni w bukłak z wodą, który nagle znalazł. Nie obchodziło mnie, że ten pocałunek był czystym szaleństwem. Poddałam się mocnym męskim ramionom oraz jego gorącym wargom. Poczułam w tamtej chwili, jakby cały wszechświat wraz z nami wstrzymał oddech. Wszystkie, zgromadzone we mnie emocje i myśli uleciały. W najśmielszych marzeniach minionego roku nie sądziłam, że to kiedykolwiek się wydarzy. Był teraz tak blisko mnie, ze swoim męskim, magnetycznym urokiem, inteligencją, elegancją i dojrzałością. Pachniał przeplatającymi się nutami drzewa sandałowego, cedru, i chyba odrobiną wetiweru — jakby niósł ze sobą zapach biblioteki z drewnianymi regałami i starymi książkami. Smakował nie goryczą piwa, tylko głęboką, aksamitną słodyczą, która uzależnia i której się nie zapomina. Stop! Co ja najlepszego wyprawiam? Oderwałam się ostatkiem sił woli od największej pokusy mojego życia.
— Nie mogę. Tak nie można. Powinniśmy już iść. — Zastanawiałam się, jak to możliwe, że w mojej głowie panował aż taki chaos. Wciąż pamiętałam, że właśnie rozstałam się z kimś, coś straciłam. Naraz jednak pomyślałam gorzko, że straciłam nie tyle osobę ile moje wyobrażenie o niej. To była ogromna różnica.
— Czego nie możesz? — zapytał, unosząc brew w zdziwieniu, niechętnie wypuszczając mnie z ramion. — Całować się ze mną, czy może pójść ze mną?
— Nie szukam, cholera pocieszenia — wyrwało mi się. Choć te słowa były prawdziwe, zaraz ich pożałowałam. Między nami nie mogło nic takiego się zdarzyć, jak pocieszenie. Od samego początku połączyło nas mnóstwo innych uczuć i pragnień, ale pocieszenie nie znajdowało się wśród nich.
— Kto powiedział, że chcę cię pocieszać? Wcale nie chcę — mówił to teraz z podstępnym uśmiechem. Nim się spostrzegłam, znów znalazł się blisko mnie, pochwycił mocno, uniósł wysoko i przerzucił sobie przez ramię. Zaniosłam się śmiechem:
— Zwariowałeś. Puść mnie! Przewrócimy się, ślisko jest.
— Ty zołzo. Teraz kiedy nareszcie odważyłem się zbliżyć do ciebie, ty mnie taką potwarz tutaj. Zabieram cię do domu i będę cię tak „pocieszać”, że będziesz błagać, żebym przestał.
— Robert, proszę. Puść mnie — poprosiłam z zamierającym śmiechem na ustach. — Mam naprawdę chaos w głowie. Bardzo bym tego chciała, ale nie jestem jeszcze gotowa. — Próbowałam wyjaśniać, kiedy stanęłam już pewnie na obu nogach. Przyglądał mi się teraz z powagą. Odniosłam wrażenie, że jego oczy przybrały stalowy, surowy odcień. Najpewniej był zły. Mimo to kontynuowałam:
— Chcę tego, a nawet marzyłam o tym. — Mogłabym przysiąc, że maluteńki błysk przebiegł przez jego oczy, rozświetlając na chwilę srogie spojrzenie. — Naprawdę potrzebuję trochę czasu. Proszę, zrozum…
— Twoje ciało mówiło mi coś innego, Maju — stwierdził chłodno z ogromnym przekonaniem.
— Wiem, Robercie. Ciało już wie, co powinnam zrobić, ale umysł jeszcze się broni.
Nic nie powiedział, podszedł do mnie, pocałował przelotnie w policzek i wymruczał krótko:
— Dobranoc.
Patrzyłam na znikającą męską sylwetkę w mroku rozświetlonym latarniami ulicznymi. Nie wiedziałam, czy mam kląć na siebie, na Adama, czy na Roberta, że posłuchał i odszedł. Czułam się z tym wszystkim źle. Już miałam naurągać sobie w duchu od idiotek, kiedy zadzwonił telefon. Wygrzebałam z torebki aparat i zębami zsunęłam rękawiczkę. Na wyświetlaczu zdążyłam dostrzec, że dzwoni moja jedyna i ukochana przyjaciółka.
— Cześć Miśko, kochana. Jak się masz? Masz, jak zawsze, wyczucie lepsze niż niejeden agent CSI.
— Ja mam się dobrze. Tak tylko dzwonię, bo dawno się nie słyszałyśmy. Ali, co jest? — Zaczęłam wolnym krokiem kierować się w stronę centrum. Stamtąd mogłam pojechać do domu tramwajem lub innym niż Robert autobusem.
— Tak pokrótce? Ten palant mnie prawdopodobnie zdradził i z nim dziś zerwałam. Z przystanku, prawie zapłakaną zebrał mnie Robert i poszliśmy na pizzę, chociaż jej nie zjedliśmy. Potem… się pocałowaliśmy, a ja kazałam mu odejść.
— Łał, masz dziś rozmach, dziewczyno — zażartowała Miśka. — Zaraz, zaraz. Ty pogoniłaś w końcu tego całego mitomana? Nie powiem tego.
Wywróciłam oczami do góry na jej słowa.
— Powiedz, śmiało — poddałam się, bo w końcu mi się należało.
— A nie mówiłam? Mówiłam, że to bałamut, oszust i krętacz. Odciągał cię od wszystkiego i wszystkich, a siebie postawił w centrum twojego wszechświata. A o tej swojej bogatej i doskonałej byłej mówił niemal bez przerwy.
— Tak, ostatnio przed wigilią nawet w łóżku — przyznałam z niesmakiem na to wspomnienie. Posprzeczaliśmy się wtedy o to. Adam oczywiście nie rozumiał, dlaczego nie chcę słyszeć, jak cudownie miała Jola urządzony dom. Rozmawialiśmy przecież wtedy o naszym, wspólnym domu, w którym chcieliśmy niebawem razem zamieszkać. — Zaraz po wigilii wszystko się zmieniło. Skończyły się wielogodzinne rozmowy i SMS-y wieczorami. Nawet nie znalazł czasu, żeby przyjść do mnie w urodziny, mówiłam ci.
— No i wtedy już ci powiedziałam, że to pieprzony kameleon. — Nie mogłam nie roześmiać się na to porównanie.
— Mam dość dzisiejszego dnia i faktu, że jutro znowu niestety go spotkam. Wracam do domu.
— Laska, on ma twoje klucze. Najpierw idź do niego i mu je odbierz.
Stanęłam, jak wryta. Kompletnie zapomniałam, że w gwiazdkowym prezencie wymieniliśmy się kluczami do naszych mieszkań. W myślach tylko jęknęłam. Jak to wszystko mogło się tak szybko spieprzyć? Mieliśmy tyle planów… a może tylko ja chciałam je mieć?
— Masz rację, cholerka. Ale miejmy to za sobą. Zadzwonię do ciebie jutro. Kocham bardzo. Pa. — Szybko się pożegnałyśmy. Miśka musiała wracać do pracy. Odkładając telefon do torebki, byłam wdzięczna mojej przyjaciółce, że nie zapytała o Roberta. I tak nie umiałabym jej niczego wytłumaczyć. Sama wciąż nie umiałam sobie tego wszystkiego poukładać.
4
W niecałe dziesięć minut stanęłam przed bramą mojego eks. Chciałam zadzwonić, ale popsuty domofon nie dał z siebie żadnych oznak życia. Zerknęłam też w okna. Całe pierwsze piętro zdawało się tonąć w ciemnościach. Mimo to, iż najwyraźniej Adama nie było w domu, postanowiłam wejść i dokonać zamiany kluczy. Wygrzebałam ciężki pęk z torby i otworzyłam zamek zdobionych, monstrualnych niemal drzwi starej i pięknie utrzymanej kamienicy. Z ciężkim sercem pokonałam zakręcone schody, zdobione drewnianą poręczą i otworzyłam drzwi wejściowe mieszkania. Rozejrzałam się w przedpokoju. Na haczyku nad szafką z butami wisiały moje klucze. Już miałam wyjść, kiedy zatrzymały mnie jednoznaczne odgłosy, dobiegające z głębi mieszkania. Wiedziałam, że nie powinnam sobie tego robić, ale nie słuchałam ostrzeżeń wewnętrznego głosu, tylko niczym niewierny Tomasz, musiałam tam pójść i naocznie się o wszystkim przekonać. Kiedy stanęłam w progu otwartego pokoju, musiałam przyznać, że mimo ciemności oświetlonej słabym światłem świec, było na co popatrzeć. Adam klęczał nagi na łóżku. Miał przed sobą wypiętą, zgrabną żeńską pupę. Dziewczyna wyginała się ku niemu z całych sił. Pod długimi, ciemnymi włosami nie było widać twarzy, bo jego kochanka chowała ją w poduszce, w którą pomiędzy pojękiwaniami, jak w ostatnim tchnieniu, krzyczała jego imię. On raz po raz przyciągał sobie jej biodra ku sobie i z zapałem wbijał w jej ciało, posapując przy tym i pomrukując z zadowolenia. Mogłam iść o zakład, że zaraz głośno wyzna, jak mu cudownie, i że tego nie będzie mógł nigdy zapomnieć. Ku mojemu zaskoczeniu i zażenowaniu, wyjął penis z jej ciała i zastąpił go własnym językiem. Nie chciałam już dłużej oglądać tego porno. Nawet nie byłam zazdrosna o to, że robił to z inną, tylko wściekła, że mnie również w łóżku wyrolował. W życiu nie spotkałam mężczyzny, który tak często narzekałby na migreny zatokowe albo na katar. A tu? Proszę… Jak to jeszcze niedawno określiłam? Pożycie powyżej przeciętnej? Chyba tylko dzięki mnie. Sama, z niewielkim tylko jego udziałem, podnosiłam tę poprzeczkę. Roztrzęsiona i zła opuściłam prędko gniazdo kameleońskich rozkoszy i na zupełnie drętwych nogach poszłam na autobus.
Kiedy dotarłam do domu, poczułam się strasznie rozgoryczona i samotna. Zdradzona, oszukana i sama, jak palec. Naraz moje myśli skierowały się do Roberta. Kiedy wspomnienie dzisiejszego wieczoru wróciło do mnie, jak żywe, poczułam ukłucie w piersi. Naraz pomyślałam, że on, jeśli też jest samotny, musi czuć się okropnie, po tym, jak go odtrąciłam. Wyznał mi prawdę, zebrał na odwagę, żeby się do mnie zbliżyć, a ja — ciemna masa… och… Bardzo chciałam coś naprawić. Może jeszcze była jakaś szansa dla dwojga przypadkowych znajomych z autobusu?
Szybko sięgnęłam po telefon i wystukałam na klawiaturze wiadomość. Dziękowałam w duchu za przezorność mężczyzny za propozycję, którą podrzucił zaraz gdy weszliśmy do pizzerii, by wymienić się numerami.
Jednak szukam pocieszenia.
Nie zdążyłam dojść do kuchni, aby zaparzyć herbatę. Już po chwili telefon zawibrował, oznajmiając nadejście nowej wiadomości:
Nie oferowałem pocieszenia.
Wiedziona impulsem, zagryzając dolną wargę, odpisałam prędko:
Wezmę, co dają.
Stało się. Nie było już odwrotu. Ale tak przynajmniej zapomnę o wszystkim innym. Tego wrażenia, kiedy się pocałowaliśmy, że świat stanął w miejscu i nic, prócz nas nie istniało, nie dało się zapomnieć. Chodziłam niecierpliwie po całym mieszkaniu. Zdążyłam wypić herbatę i się wykąpać. Nic. Zero wiadomości. Przeklinałam się w myślach za kolejny figiel własnej wyobraźni. Robert najwyraźniej również był wyidealizowany przeze mnie. Albo to ja spaprałam wszystko, odrzucając go? Moje gorzkie rozważania przerwało stukanie do drzwi wejściowych. O tej porze raczej nikt mnie nie odwiedzał. Tym bardziej wiedziona ciekawością poszłam otworzyć. Może coś u sąsiadki na dole? Nie miałam judasza, za co się teraz w duchu po raz setny upomniałam. Uchyliłam odrobinę drzwi i znieruchomiałam.
— Robert? Skąd …?
Nie zdołałam już nic powiedzieć, tylko szerzej otworzyłam drzwi, pochwyciłam za poły ciemnej kurtki i całując głęboko, wciągnęłam mężczyznę do mieszkania. Pomogłam mu rozpiąć zamek błyskawiczny kurtki, jednocześnie zamykając za nami drzwi. Nie dbałam nawet o to, że stoję przed nim w kusym, bordowym szlafroczku a moje włosy owija ręcznik na czubku głowy. Znów, zaraz, kiedy nasze usta się połączyły, zatraciliśmy się w sobie. Podniecało i rozczulało mnie jednocześnie, że w obie dłonie pochwycił moją twarz. Chciałam bardzo, by nie musiał odrywać ode mnie swoich warg, a język jeszcze głębiej się we mnie rozgościł.
— Muszę cię ostrzec. Kiedy z kimś jestem, to całą sobą. — Nie do końca to chciałam powiedzieć pomiędzy pocałunkami.
— Wiem. Ja też — padła natychmiast lakoniczna odpowiedź a usta mężczyzny z jeszcze większą pasją rozgniatały moje. Podczas tego namiętnego powitania spadł mi z głowy ręcznik, uwalniając mokre, długie do ramion pukle włosów, zwijające się teraz w nieładzie. Robert oderwał się niechętnie od moich warg, po czym zażądał żartobliwym tonem:
— Przez ciebie nie zjedliśmy kolacji. Jestem głodny jak wilk. — Mówiąc to, wsunął mi dłonie w mokre włosy i roztrząsnął je, pozwalając im naturalnie się ułożyć. Ja kradłam mu jeszcze kilka drobnych pocałunków, wyjaśniając:
— Nic nie gotowałam, ale proszę, kuchnia jest twoja.
Chyba nie można było być przygotowanym na taką grę wstępną. Wspólnie wyciągaliśmy składniki z lodówki i szafek, co rusz ocierając się o siebie w ciasnej kuchni. Ze znalezionych produktów postanowiliśmy zrobić pikantne penne w sosie pomidorowym. Żartowaliśmy przy tym, rozmawiali, a czas po raz pierwszy zaczął płynąć tylko dla nas. Po każdej czynności lub jeszcze w jej trakcie Robert na chwilę odrywał się od gotowania i pieścił spragnionymi dłońmi i ustami wybrane części mojego ciała. Najpierw obnażył ramiona, zsuwając z nich śliską materię szlafroka i zasypał pocałunkami. Później okrutnie przerywał podniecający flirt i wracał do przyrządzania kolacji. Kiedy znów znalazł się blisko mnie, posadził na kuchennym blacie i zaczął badać dłońmi i wargami wszystkie wciąż skryte części ciała pod delikatnym materiałem skąpej piżamki. Nie pozostawałam mu dłużna i z lubością poznawałam dłońmi jego ramiona i plecy. Pomogłam mu w końcu pozbyć się koszuli, a on konsekwentnie zdejmował moje nocne dessous. Znowu z ociąganiem oderwaliśmy się od naszych ciał. Kiedy zażartowałam, że do stołu zasiądziemy zapewne całkiem nadzy, po jego twarzy przemknął przebiegły, flirciarski uśmiech.
— Cudownie, że mnie przejrzałaś. Teraz mogę bez obaw zrobić to… — nim się spostrzegłam, po moich nagich piersiach zaczęła spływać oliwa z oliwek. Robert z zapamiętaniem wcierał ją w chwilę potem kolistymi ruchami w mój brzuch, nabrzmiałe piersi i ramiona. Do końca tej zmysłowej kolacji nie opuściliśmy kuchni. Nigdy nie przypuszczałam, że gotowanie mogłoby być tak podniecające. Nim skończyliśmy przyrządzań naszą ucztę, po koniuszki palców u stóp pokryta byłam oliwą. Robert z coraz trudniejszym do opanowania pożądaniem, śmielej poznawał moje ciało. Niezmiennie siedziałam na kuchennym blacie, a pożądliwe i gorące usta mężczyzny zmierzały wytrwale w stronę mojej kobiecości. Nie było nieśmiałości w jego ruchach. Doskonale wiedział, co sprawi mi największą rozkosz. Podniecona mierzwiłam palcami krótkie, ciemne włosy, na przemian pieszcząc dłońmi męską głowę oraz ramiona. Cudownie było czuć prężny, wprawnie wijący się język oraz gorące usta, które całkowicie podporządkowały sobie moje ciało. Jego starania szybko zostały nagrodzone, pulsującym rytmicznym skurczem mięśni oraz falą miłosnych płynów, które teraz smakował z niesłabnącym zaangażowaniem. W końcu leniwie oderwał się od mojego ciała i powrócił do gotowej potrawy. Wciąż rozmawiając, żartując i flirtując, kompletnie nadzy, na przemian karmiliśmy się naszą kolacją wprost z dłoni. Z rozmysłem jadł z moich palców tak, by dotknąć opuszek czubkiem języka lub dłużej musnąć je wargami. Znów podstępem, kiedy przysunęłam do jego ust makaron umoczony w sosie, zaczął zmysłową pieszczotę. Najpierw subtelnie, a potem z coraz większym żarem pochłaniał w ustach kolejno każdy mój palec, aby w końcu namiętnie zlizać samym tylko językiem cały, pozostały na nich sos. Pragnęłam go tu i teraz. Nie chciałam czekać ani nigdzie się przenosić. Przez cały ten czas czułam, że jest gotowy. Pocałowałam namiętnie podniecające usta mężczyzny, obejmując go jednocześnie jedną ręką w pasie, a drugą chwytając zdecydowanie za biodro. Pozwoliłam, by wypełnił mnie w końcu całą. Nie przerywając pocałunku, chłonęłam wolne ruchy mężczyzny całą sobą. Jego opanowanie było godne podziwu. Gdy nasza namiętność kazała nam przyspieszyć i odbierała resztki rozsądku, przerwał nasze zespolenie, wysuwając się delikatnie z mojego ciała. Uniósł z blatu i mocno trzymając, posadził na swoich biodrach. Wtuliłam się z westchnieniem w silne ramiona mężczyzny i mocniej objęłam ramionami. Przenieśliśmy się do salonu. Robert pomógł mi usiąść na kanapie, jednak ja, nie mogłam przepuścić takiej okazji. Wiedziona instynktem nie pozwoliłam mu na przejęcie kontroli, tylko pochwyciłam w dłonie wyprężony przede mną członek i schowałam głęboko w ustach. Z zadowoleniem zarejestrowałam, jak chwyta mocno oparcie kanapy, aby odzyskać równowagę. Pragnęłam dać mu rozkosz, taką samą, jaką on obdarzył mnie. W kwestiach seksu nie miałam zahamowań. Jeżeli już decydowałam się na bycie z kimś, musiało to być wyjątkowe. Nie było więc miejsca na tabu czy wstyd. Było przecież tyle ciała, smaków i rozkoszy do odkrycia. Przesuwałam zmysłowo ustami po męskości, nie ustając przy tym drażnić jej językiem. Powolne i kontrolowane ruchy przyprawiały mojego kochanka o dreszcze. Cudownie, mogłam oderwać się na chwilę od niego, zacząć drażnić samą końcówką języka żołądź i spojrzeć przeciągle w twarz, by dostrzec zamglone, pełne odczuwanej ekstazy spojrzenie. Dostrzegł mój pożądliwy wzrok i z trudem powstrzymał niecierpliwy pomruk. Natychmiast też objął mocno i zaczął żarliwie całować. Pomógł wygodnie ułożyć się na kanapie, objąć udami biodra i na powrót znalazł głęboko we mnie. Teraz już nic nie mogło nas powstrzymać. Resztki kontroli rozpłynęły się w naelektryzowanym erotycznym niespełnieniem powietrzu. Pędziliśmy po to spełnienie, tracąc oddech i zmysły. Udało nam się na chwilę. Zmęczeni musieliśmy przerwać nasz szaleńczy pościg za ekstazą. Robert opadł na moją nagą pierś głową, a jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Czułam w swoim wnętrzu zalewający mnie pulsacyjnie gorący płyn, dowód na tymczasowe zaspokojenie wszystkich dotychczasowych fantazji oraz zrodzonych dzisiejszej nocy żądz. Mój kochanek zaraz, kiedy odzyskał utracone przed chwilą siły, ułożył się na kanapie, układając moje ciało na jego. Leżeliśmy, tuląc się do siebie i jednocześnie nie szczędząc subtelnych pieszczot dłońmi. Leniwa, lecz bezustannie pobudzająca nas rozmowa toczyła się między nami naturalnie. W końcu przypomniałam sobie też pytanie, które chciałam mu zadać.
— Skąd wiedziałeś, gdzie dokładnie mieszkam?
— Aktywne słuchanie i dedukcja — odparł, bawiąc się pasmem moich włosów i delikatnie skubiąc wargami płatek odkrytego ucha. Drugą dłonią przesuwał zmysłowo wzdłuż kręgosłupa, a stopą po łydce. Leżeliśmy spleceni niczym żeglarski węzeł i cieszyliśmy swoją bliskością. — Pamiętasz, opowiadałaś kiedyś o remoncie swojego mieszkania i wspomniałaś, że uwielbiasz bluszcz, który porasta ściany twojej kamienicy. Tylko po tej stronie osiedla znajdują się starsze budynki i tylko ten obrasta bluszcz.
— Więc cały czas tak naprawdę wiedziałeś? — zdziwiłam się. — Dlaczego musiało trwać to tak długo, żebyśmy się w końcu do siebie zbliżyli? Mogłabym uniknąć tylu błędów — zamyśliłam się, mając na myśli moją ostatnią relację.
— To akurat moja wina. Nigdy nie pokazałem ci, że mnie interesujesz. Od pierwszego razu, kiedy cię zobaczyłem, coś mnie ku tobie przyciągało. Nie wiem, dlaczego się tak długo wahałem. Udawałem, że tak jest dobrze, że nie powinienem się w nic wikłać. Potem zaczęłaś się spotykać z kimś innym i odpuściłem, choć nie bez trudu. — Po tym wyznaniu złapał mnie za brodę i przyciągnął sobie ją do ust. Myśli na moment rozpłynęły się w nicość, pozostawiając tylko przyjemne drżenie pod dotykiem jego warg.
Kilka godzin później rozstawaliśmy się z ociąganiem. Zasypiałam zmęczona, ale spełniona. Radosna niczym dziecko, które właśnie rozpakowało swój wymarzony prezent.
5
Rano zaspałam, lecz w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nikt nie lubił pracy do osiemnastej, więc bez trudu zamieniłam się godzinami z koleżanką. Nieśpiesznie pijąc poranną kawę, wymieniałam czułe wiadomości z Robertem. Później ochoczo przemierzałam drogę do przystanku, odliczając w myślach czas do naszego kolejnego spotkania.
Autobus przyjechał punktualnie. Kierowca, bardzo miły i sympatyczny Hindus, jak podejrzewałam, otworzył dla mnie, pierwsze drzwi. Od bardzo dawna naszym zwyczajem było przywitanie: Miły uśmiech i subtelny ukłon. Nic nadzwyczajnego, jednak w tym wrogim świecie to był niezwykle miły akcent na powitanie niemal każdego roboczego dnia. Sama się czasem zastanawiałam, dlaczego ten zwyczajny, miły gest w dzisiejszych czasach jest rzadkością. Ludzie przestali się zauważać, respektować, a nawet pozdrawiać. Pewnie dlatego takie rzeczy zawsze robiły na mnie wrażenie, bo były coraz większą rzadkością. Takie gesty, choć niezwykle subtelne, były namacalnymi dowodami na istnienie w nas resztek człowieczeństwa.
Jadąc do pracy, w myślach przeżywałam ponownie ostatnie wydarzenia. Nie chciałam teraz niczego analizować, tylko po prostu czuć się szczęśliwa. Dzięki temu, że otworzyłam się na relację z Robertem, zyskałam inne spojrzenie na wszystko.
W pracy nie mogłam się na niczym skupić, bo bez ustanku myślałam o ostatniej nocy. O obecności Adama za ścianą, niemal zapomniałam. Przypomniał mi o sobie dopiero po południu, kiedy przyrządzałam sobie w kuchni kawę z ekspresu. Z uśmiechem wkroczył do kuchni i jakby między nami nigdy nic się nie wydarzyło, przywitał się radośnie:
— Hej, Majka. Jak się masz?
Spojrzałam na niego z szerokim uśmiechem, myśląc, że ten facet do reszty zbaraniał. Zero przemyśleń własnych ani skruchy. Ani krzty autorefleksji. W końcu odpowiedziałam tonem niemal ociekającym słodyczą:
— Od wczoraj, bajecznie. A u ciebie? Znalazłeś klucze, prawda?
Mina mu zrzedła. Odchrząknął i odwrócił wzrok speszony. Pochwycił czajnik niemal rozpaczliwym gestem i zaczął go napełniać przy zlewie.
— Powinnaś była najpierw zadzwonić i się umówić.
Z trudem powstrzymałam śmiech. Do kuchni weszło kilka osób, które usiadły przy stolikach ze swoimi lunch boxami. Zagryzłam wargę i z ironią w głosie, jednoznacznym tonem odparłam:
— Och, Adam … taaak… oczywiście, masz rację.
Cappuccino było gotowe. Chwyciłam szklankę za uchwyt i skierowała się ku wyjściu. W pomieszczeniu rozległ się chichot obecnych, z ciekawością przysłuchujących się naszej rozmowie. Spojrzałam jeszcze na Adama z uśmiechem i rzuciłam wciąż rozbawiona:
— Na razie, Romeo.
Wracając do biurka, zastanawiałam się, dlaczego do dziś ludzie potrafią mnie zaskoczyć. Przecież żyłam już dostatecznie długo, by wiedzieć, że najczęściej można się po innych spodziewać samego najgorszego. Westchnęłam tylko na własne myśli odrobinę rozczarowana i skupiłam na powrót na rozliczeniach. Przez myśl przemknęła mi jeszcze inna myśl: Dzięki temu, że otworzyłam się na coś nowego, Adam nie był w stanie mnie już zranić. Ta myśl była dla odmiany orzeźwiająca i wprawiła mnie w zadowolenie.
Dzień upłynął mi bardzo szybko. Zadowolona z końca pracy wychodziłam z budynku. Wychodząc z windy, sięgnęłam głębiej do torebki, mając zamiar zadzwonić do Miśki i sprawdzić wiadomości. Na widok pięciu nieodebranych połączeń, zdziwiłam się. No tak, nie powiedziałam Robertowi, że pracowałam dziś na drugą zmianę. Nie zdążyłam odblokować dobrze ekranu, kiedy usłyszałam zdumiona:
— Już myślałem, że się nie doczekam.
Nie namyślając się długo, podeszłam prędko do stojącego przy drzwiach wahadłowych Roberta. Zarzuciłam mu na powitanie ramiona i pocałowałam stęskniona.
— Przepraszam cię. Z tego wszystkiego nie powiedziałam, że wzięłam popołudniową zmianę.
— Już dobrze — powiedział z uśmiechem zadowolenia i odsunął się nieco. Położył rękę na plecach i pokierował do wyjścia. Kiedy wyszliśmy z budynku, odnalazł moją dłoń i jakby to było najnaturalniejsze na świecie, spletliśmy nasze palce.
Poszliśmy na długi spacer. Po drodze zatrzymaliśmy się na burgery. Nie przejmowaliśmy się dziś dietą. Zresztą i tak planowaliśmy wspólnie różne aktywności jak basen czy bieganie. Przy nim czułam się, jak w niebie. Gdy siedzieliśmy w burgerowni, mój telefon przypomniał wibracjami o reszcie świata. Kiedy sięgnęłam po niego i chciałam odebrać, Robert wyjął mi aparat z rąk, wrzucił go na powrót do torby i poprosił, żebym oddzwoniła później. Przyznałam mu rację. W końcu i tak jeszcze jedliśmy. Trochę dobrych manier nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Po kolacji pojechaliśmy do mnie. Chcieliśmy jeszcze ukraść sobie trochę nocy i nagrodzić za całodniowe oczekiwanie na siebie.
Poznawanie Roberta okazało się niekończącą się przygodą. Mogliśmy rozmawiać godzinami niemal na wszystkie tematy. Nie była to taka sama paplanina bez sensu, jakiej doświadczyłam ostatnio. Każde słowo było wypowiedziane po coś. Nic, co mówił, nie było tanie czy pozbawione sensu. Czasem nie potrafiłam zdecydować, co bardziej wolę — całować go, czy z nim polemizować. Podziwiałam nie tylko jego inteligencję, wiedzę i wygląd. Przy nim potrafiłam być sobą, a jemu bardzo się podobało, że nie udaję przed nim kogoś, kim nie jestem. Z każdą chwilą czułam, że on nie tylko mnie rozumie, ale nawet wyprzedza moje myśli. Bardzo często zdarzało się, że kończyliśmy swoje wypowiedzi jednocześnie w tym samym tonie, albo nawet czasami tymi samymi słowami. To uczucie było dla mnie zupełną nowością.
Nastroje między nami zmieniały się od romantycznych, pełnych wyznań, żartobliwych rozmów, aż po znajome już, nieodparte przyciąganie. Czasami wystarczyło też jego jedno, rozpalone spojrzenie, bym wiedziała, że pragnie mnie w tej konkretnej chwili. Nim spostrzegłam, ponownie tego wieczoru leżałam pod nim na plecach. Moje nogi oplótł sobie ciasno wokół bioder i posiadł bez trudu. Kiedy czułam raz po raz zalewającą moje ciało rozkosz, jak przez mgłę przemknęła przez umysł myśl, że nareszcie spotkałam faceta stworzonego na miarę dla mnie. Potrafił pobudzać mnie na wszystkie sposoby. Bez przerwy działał na mnie, porażał niczym prąd — cichy, ale potężny, który najpierw rozpalał myśli, potem pobudzał ciało, a na koniec odbierał wszystkie zmysły.
Mój partner od razu wyczuł subtelną zmianę we mnie. Uniósł sobie moją dłoń do ust i przygryzł delikatnie wskazujący palec.
— Gdzie uciekłaś. Wracaj do mnie. — Na dowód tego, że całkowicie chce mnie posiąść, pochylił się nade mną, ujął pierś w dłoń i ścisnął mocniej. Odrobinę zabolało, ale natychmiast zainicjowało zmianę mojego nastroju. Na ostrzejsze pchnięcie bioder zareagowałam wbiciem paznokci w jego ramiona.
— Jestem tutaj. Chciałbyś poczuć to bardziej? — Wiedziona nieznanym mi dotąd impulsem, wciąż dociskając paznokcie do jego pleców, przejechałam nimi mocno po jego skórze aż po sam krzyż. Plecy mężczyzny wygięły się pod moją boleśnie podniecającą pieszczotą. Spojrzał na mnie odrobinę zaskoczony. Na twarzy wykwitł mu lubieżny uśmiech.
— Wiesz, dlaczego trzymałem się z dala od kobiet? — Uniósł jedną z moich nóg, wciąż oplatających mu biodro i pociągnął wyżej, przytrzymując w zgięciu swojego łokcia i z jeszcze większym impetem poruszył biodrami. Pod takim gwałtownym pchnięciem aż się wygięłam. Chciałam, żeby zrobił tak jeszcze raz. Wiele razy… — Bo kiedy jestem z kimś, doznaję niepohamowanego, nieokiełznanego pragnienia. — Kolejne wyczekiwane pchnięcie. Jęknęłam krótko i wbiłam mocniej paznokcie w jego ramiona, jeszcze wyżej unosząc biodra. — Bo kiedy już pragnę kobietę… — następny sztos. Nie panowałam zupełnie nad sobą i odchyliłam mocno do tyłu głowę, jednocześnie zagryzając wargi, by nie wydał się z nich żaden zbyt głośny okrzyk. — … to pragnę jej zawsze, wszędzie i aż do bólu. — Ścisnął lewą dłonią mocno pośladek, za który mnie trzymał, prawą dłonią udo i jeszcze mocniej wepchnął się we mnie.
— Pragnij mnie mocniej — jęknęłam przeciągle.
Bez cienia czułości, dzikim i pełnym żądzy posiadania ruchem odwrócił mnie szybko na brzuch. Złapał mocno za biodra i przyciągnął je do siebie. Kochał mnie teraz apodyktycznie, niemal zwierzęco brutalnie. W każdym ruchu, mocniejszym uścisku, zadrapaniu skóry czy ugryzieniu udowadniał, jak bardzo mnie pożąda. Moje ciało łaknęło tego wszystkiego i natychmiast dostroiło do takiej bezpardonowej namiętności. Po raz pierwszy furiacko tak kogoś pragnęłam. Jak w gorączce wyrwałam się z jego ramion, odwróciłam i pchnęłam na podłogę. Dopadłam go jak dziki zwierz upolowaną przez siebie ofiarę, powalając na plecy i wbijając paznokcie tym razem w tors. Nie klęknęłam nad nim, tylko przysiadając na stopach, mocno opadłam biodrami na niego. Teraz on wyginał głowę w tył i przygryzał wargi. Widząc to, z lubością zapanowałam nad każdym ruchem. Przeciągałam w nieskończoność moment, nim znów mocno opadłam biodrami na niego. Najwolniej, jak tylko potrafiłam, unosiłam się nad nim, aby po przeciągającej się nieznośnie chwili, opuścić mocno na dół. Nie mógł znieść tego pełnego napięcia oczekiwania i pochwycił za pośladki. Odebrał żelaznym uściskiem kontrolę i bez żadnej litości, z całych sił zmuszał biodra do energicznych ruchów. Nie minęła chwila, a opadłam na jego pierś bez energii. Oplotłam go też nogami, prostując je i przybierając wygodniejszą pozycję. Mój kochanek czułym gestem przewrócił mnie na bok i pozwalając odpocząć, sam zaczął poruszać we mnie. Tym razem wolno i zmysłowo. Ilość płynów, jaka się teraz ze mnie wydobywała, wprawiła mnie samą w osłupienie. Ale nawet teraz, po tej dzikiej rundzie, pragnęłam go najbardziej na świecie. Nigdy dotąd w końcu nie przeżyłam z żadnym mężczyzną tak namiętnych chwil. Z żadnym wcześniej nie połączyło mnie też takie fizyczno-umysłowe porozumienie. Nareszcie wszystko było takie, jak zawsze tego pragnęłam.
— Nie tylko pożądam cię szaleńczo. Jestem szczęśliwy, jak nigdy wcześniej. Zakochałem się bez pamięci — wyznał nieoczekiwanie, wciąż kochając się ze mną czule. Starałam się nie pokazać po sobie, jak mnie jego wyznanie zdumiało. Nie spodziewałam się takich słów. Sama nie byłam jeszcze gotowa do miłosnych deklaracji. Wpatrywał się we mnie w niemym oczekiwaniu. Zaskoczyło mnie, że oczekiwał ode mnie podobnych słów. Pocałowałam go czule i wyszeptałam:
— Ja też.
Odpowiedział żarliwie na mój pocałunek, najwyraźniej zadowolony z takiego potwierdzenia. Mnie natomiast zaczęły uwierać myśli, że, mimo iż czekałam na niego tak długo i snułam kiedyś fantazje na nasz temat, wszystko działo się zbyt szybko. Z jednej strony, naprawdę byłam szczęśliwa i cieszyłam się każdą chwilą, z drugiej jednak podświadomie czułam, że nawet de dobre rzeczy, wymagają więcej czasu. Pomyślałam, że musimy na ten temat porozmawiać. Postanowiłam jednak na razie odłożyć takie rozmowy na później.
Z sennego mroku wybudzały mnie bardzo pobudzające doznania. To Robert, który przebudził się podniecony bliskością nagiego, kobiecego ciała, z diablo podniecającą finezją pieścił zapamiętale moje intymne sfery dłonią. Z lubością poddawałam się wszystkiemu wciąż lekko zaspana. Śniłam w końcu swój najpiękniejszy, erotyczny sen. Leżąc na boku, odwrócona tyłem do mężczyzny, bez ruchu czekałam na to, co dalej nastąpi. Tymczasem palce dłoni wprawnie okrężnymi ruchami drażniły wejście pochwy. Wiedział już, że się przebudziłam, bo kiedy wsunął palce do jej wnętrza, mój oddech przyspieszył. Wciąż jednak czekałam. Chciałam, żeby rozbudził mnie całą, kochając się ze mną. Robert najwyraźniej też nie chciał dłużej czekać, bo poczułam po chwili, że palce zostają zastąpione członkiem. Podobała mi się taka pobudka. Wypięłam się ku niemu niecierpliwie, ułatwiając dostęp do swojego ciała. Przylgnął na ten ruch w odpowiedzi do mnie cały i zaczął całować odkryty skrawek szyi i skóry przy płatku ucha.
— Zwariowałem przez ciebie kompletnie. Ani razu nie poprosiłaś, żebym przestał — wyszeptał roznamiętniony.
— Oszalałeś? — zaoponowałam ze śmiechem i sięgnęłam po jego dłoń, by zamknął w niej szczelnie stęsknioną za jego dotykiem pierś. — Ostrzegałam, że po mnie można spodziewać się czegoś zupełnie odwrotnego.
W odpowiedzi położył mnie na brzuchu, pod biodro wsunął poduszkę i z jeszcze większym zapałem zaczął się poruszać. Kochaliśmy się teraz czule, lekko i radośnie, jak na powitanie poranka przystało. O kąpieli niestety nie mogło być już mowy. Żartobliwie poganiając się wzajemnie, poszliśmy pod prysznic. Byliśmy szczęśliwi i roześmiani. Ta nieprzespana noc, o ironio, dała nam o wiele więcej pokładów nowej energii, aniżeli otrzymalibyśmy jej, przykładnie śpiąc osobno, każde w swoim domu. Wspólna poranna kawa a po niej śniadanie upewniły nas, że to dopiero ekscytujący początek nowej, niezwykle barwnej bliskości. Przy nim naprawdę czas zdawał się należeć tylko do nas. Nawet zupełnie zapomniałam o tym, że jeszcze ubiegłej nocy chciałam zwolnić to, co między nami się działo.
Robert wyszedł z mojego mieszkania wcześniej. Musiał pójść do domu po swój laptop i rzeczy, które potrzebował do wykładów. Po czterdziestu minutach spotkaliśmy się na przystanku. Powiedzieliśmy sobie zwyczajowo dzień dobry, ale tym razem z szerokim uśmiechem na ustach i połączyli w pełnym uczucia pocałunku. Podobało mi się, jak władczo nieprzerwanie mnie obejmował. Byłam niemal dumna z faktu, że ten przystojny, elegancki i inteligentny facet jest ze mną. Autobus nadjechał a my, trzymając za ręce, wsiedliśmy do niego. Tym razem nie wsiadłam pierwszymi drzwiami. Spojrzałam w środkowe lusterko kierowcy, który uśmiechnął się do mnie i pomachał na przywitanie. Odmachałam z uprzejmym uśmiechem i skupiłam na powrót całą swoją uwagę na mężczyźnie siedzącym naprzeciw mnie. Robert był zapatrzony w okno i miał nieprzeniknioną, zamyśloną minę. Ujęłam jego dłoń i uścisnęłam lekko. Spojrzał na mnie miękko, a na twarz powrócił czuły uśmiech. Niby wszystko było takie, jak kiedyś — jechaliśmy razem w jednym kierunku i za kilkanaście minut mieliśmy się rozstać, lecz w gruncie rzeczy dla nas zmieniło się wszystko.
6
Dziś zdawało mi się, że wszystko, choć z pozoru zwyczajnie, otrzymało zupełnie nowe znaczenie i rytm. Nie mogłam doczekać się wieczora. Robert zaprosił mnie po pracy do restauracji, ale nie do zwyczajnej burgerowni czy pizzerii. Uznał, że powinniśmy odżywiać się nieco zdrowiej i wykwintniej. Z ochotą przystałam na jego sugestię. Tuż niedaleko uniwersytetu i mojego biurowca, znajdowała się jedna z najlepszych restauracji w mieście. Nie czułam skrępowania tym, że jednocześnie jedna z najdroższych. Czułam, że mogę mu zaufać we wszystkim.
Kiedy w końcu doczekałam się końca pracy, wybiegałam z biura, jak na skrzydłach. Mój kochany czekał już na mnie tuż przy wyjściu. Przywitał mnie małym bukietem kwiatów i pocałunkiem gorętszym, niż lipcowe słońce. Robił tak niezmiennie od kilku tygodni. Chciałam między nami taki stan rzeczy zatrzymać na zawsze. Wszystko we mnie krzyczało: Chwilo, trwaj!
Gdy wychodziliśmy z biurowca, w którym pracowałam, zapytał żartobliwym tonem:
— Mam nadzieję, że założyłaś coś ładnego.
Spojrzałam na niego i zaśmiałam się, mówiąc:
— Chcesz powiedzieć, że na co dzień nie ubieram się ładnie?
— Absolutnie nie. Zawsze wyglądasz pięknie — zmitygował się natychmiast. Przyciągnął sobie moją dłoń do ust i ucałował, patrząc przepraszająco wprost w oczy. Wciąż uśmiechałam się, choć zaczęłam zastanawiać, co to było za pytanie. Przecież byliśmy umówieni na to wyjście od dawna. Razem robiliśmy rezerwację. Czy on wątpił w mój gust albo wyczucie smaku? Razem naprawdę prezentowaliśmy się świetnie. Robert nosił zazwyczaj eleganckie płaszcze, doskonale skrojone, ciemne garnitury i jasne koszule, a ja modne, biurowe garsonki lub dopasowane ze smakiem sukienki. Odzież, którą wyrażałam swoją artystyczną duszę malarki, już dawno schowałam na dno szafy. Postanowiłam to dziwne pytanie potraktować jak żart, mimo iż pozostał po nim we mnie cierpki niesmak. Przecież nie podważał w ten sposób mojej inteligencji? Znał mnie i wiedział, że potrafię się ubrać stosownie do sytuacji. Naraz upomniałam się w myślach, że niepotrzebnie wszystko analizuję. Przecież było nam cudownie.
W restauracji, z podziwem patrzyłam, z jaką klasą i wyczuciem Robert dobiera nam wino do kolacji. Wszystko było idealne: złoto bordowy wystrój sali, przygaszone światła w kryształowych żyrandolach, blask otaczających nas świec oraz nastrojowa muzyka. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byłam na tak romantycznej kolacji z klasą. Kiedy spróbowałam wina, pomyślałam, że on naprawdę bardzo się stara. Zamówił dokładnie takie, jakie lubię: czerwone, półsłodkie o pełnym bukiecie. Ponownie pomyślałam z zadowoleniem, że znalazłam faceta na miarę siebie.
— Maju… już kiedyś chciałem cię zapytać… o tego kierowcę? Znacie się? Spotykaliście się? Te wasze pozdrowienia… to trochę niezwykłe.
— Jakiego kierowcę? — zastanawiałam się, co ma na myśli. Po chwili przypomniałam sobie swój poranny rytuał z autobusu. — Nie, no co ty. On ma taką aparycję. Osobiście uważam, że to bardzo miłe. Tobie nigdy nie machał na przywitanie? Machał wielu pasażerom… — nie zdążyłam przypomnieć, że my sami przecież przez wiele miesięcy się nie znaliśmy, a codziennie się pozdrawialiśmy. Moją uwagę zwrócił na siebie kelner, który podszedł do mnie, aby przyjąć zamówienie.