E-book
33.81
drukowana A5
96.56
drukowana A5
Kolorowa
117.89
Historia Sierocińca pod Dyktaturą Luny

Bezpłatny fragment - Historia Sierocińca pod Dyktaturą Luny

Książka została utworzona przy pomocy AI


Objętość:
200 str.
ISBN:
978-83-8384-142-7
E-book
za 33.81
drukowana A5
za 96.56
drukowana A5
Kolorowa
za 117.89

Surowy sierociniec pod dyktaturą Luny:

Rozdział 1. Życie w sierocińcu

W pewnym mrocznym zakątku miasta znajdował się sierociniec o złej sławie, rządzony przez okrutną dyrektorkę Lunę. Luna była surowa, bezlitosna i budziła strach w sercach wszystkich dzieci. Była wspomagana przez swoją asystentkę, Molly, która zajmowała się wyłącznie pracą biurową i miała surowy zakaz ingerowania w sprawy wychowawcze. Sierociniec miał swoje zasady, a dzieci musiały się im podporządkować, inaczej spotykały je surowe kary.


Dzieci, zarówno chłopcy, jak i dziewczynki, były zmuszane do wykonywania ciężkich prac porządkowych. Chłopcy: Tymon, Maksymilian, Michał, Wiktor, Oliwier i Tymoteusz oraz dziewczynki: Jamila, Sela, Lydia, Joy, Jesenia i Matilde, codziennie musieli sprzątać łazienki, szorować toalety, myć umywalki i okna. Lydia miała najcięższe zadania; każdej nocy myła wszystkie okna na korytarzach, a rano przygotowywała śniadanie dla wszystkich dzieci i zmywała naczynia.


Pewnego dnia, po wyjątkowo męczącej nocy, Lydia postanowiła spróbować porozmawiać z Molly, licząc na choćby odrobinę wsparcia.


— Pani Molly, czy mogłabym porozmawiać z panią przez chwilę? — zapytała nieśmiało Lydia, podchodząc do biura asystentki.


Molly podniosła wzrok znad stosu papierów i spojrzała na dziewczynkę z ciepłym, choć zmęczonym uśmiechem.


— Oczywiście, Lydia. Co się stało? — zapytała Molly, starając się brzmieć jak najbardziej troskliwie.


— Czy mogłaby pani porozmawiać z dyrektorką Luną? Może mogłaby pani powiedzieć jej, że jestem naprawdę zmęczona i potrzebuję choć trochę odpoczynku — powiedziała Lydia z nadzieją w głosie.


Molly zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jak odpowiedzieć. Wiedziała, że Luna nie lubiła, gdy ktoś podważał jej autorytet.


— Lydia, wiesz, że nie mogę się wtrącać w wychowanie dzieci. Dyrektorka Luna jest bardzo surowa i nie toleruje sprzeciwu — powiedziała w końcu Molly, starając się delikatnie przekazać tę trudną prawdę.


Lydia spuściła głowę, czując, jak jej nadzieje znikają. Wiedziała, że Molly miała związane ręce, ale desperacja kazała jej spróbować jeszcze raz.


— Proszę, pani Molly, ja już nie daję rady. — w jej głosie słychać było łzy.


Molly westchnęła głęboko, czując ciężar tej sytuacji. Wiedziała, że musi coś zrobić, ale nie mogła otwarcie sprzeciwić się dyrektorce.


— Dobrze, Lydia, spróbuję z nią porozmawiać, ale niczego nie obiecuję. Proszę, wróć teraz do swoich obowiązków, a ja zobaczę, co da się zrobić — odpowiedziała w końcu Molly.


Lydia uśmiechnęła się smutno i skinęła głową, wiedząc, że zrobiła wszystko, co mogła. Wróciła do swoich obowiązków, a Molly przygotowała się do trudnej rozmowy z dyrektorką Luną.


Gdy tylko Luna pojawiła się w swoim gabinecie, Molly zebrała odwagę i zapukała do drzwi.


— Wejść — zabrzmiał surowy głos Luny zza drzwi.


Molly weszła do gabinetu, starając się zachować spokój.


— Pani dyrektor, chciałabym porozmawiać o Lydii — zaczęła ostrożnie.


Luna spojrzała na nią z zimnym spojrzeniem.


— Co znowu? — zapytała ostro.


— Lydia jest naprawdę przemęczona. Myślę, że moglibyśmy dać jej choć trochę odpoczynku. — Molly starała się brzmieć jak najbardziej rzeczowo.


— Odpoczynek? W tym sierocińcu nie ma miejsca na lenistwo! — wybuchła Luna. — Te dzieci muszą nauczyć się dyscypliny i ciężkiej pracy!


— Rozumiem, pani dyrektor, ale Lydia naprawdę stara się z całych sił. Może warto by było dać jej choć jeden dzień przerwy? — próbowała Molly.


Luna zmarszczyła brwi, wyraźnie niezadowolona.


— Dobrze, jeden dzień. Jeśli zobaczę, że choćby jedno okno jest brudne, Lydia zapłaci za to podwójnie! — oznajmiła w końcu Luna.


Molly skinęła głową, wdzięczna za choć ten mały gest łaski. Wiedziała, że dla Lydii to może znaczyć bardzo wiele. Gdy opuściła gabinet, miała nadzieję, że ten jeden dzień przerwy da dziewczynce siłę do dalszej walki.


Nazajutrz Lydia obudziła się bez potrzeby mycia okien. Była zaskoczona, ale i wdzięczna. Wiedziała, że Molly musiała się bardzo postarać, by to załatwić. Choć przerwa była krótka, dała jej nadzieję na lepsze dni.


Luna, obserwując reakcję Lydii, zastanawiała się, czy może czasami odrobina łaski nie jest tak zła, jak myślała. Te myśli szybko rozwiały się w mrokach jej surowego serca. Sierociniec musiał działać zgodnie z jej zasadami, a zasady były bezlitosne.


Dzień przerwy dla Lydii minął szybko, ale dał jej siłę i nadzieję. Gdy wróciła do swoich obowiązków, starała się jak najlepiej wykonywać wszystkie zadania, aby nie dać dyrektorce Luny powodu do gniewu.


Pewnego wieczoru, gdy Lydia kończyła myć okna, usłyszała cichy szept zza rogu korytarza.


— Lydia! — to był Tymoteusz, jeden z chłopców z sierocińca. — Muszę ci coś powiedzieć.


Lydia spojrzała na niego zdziwiona.


— Co się stało? — zapytała.


— Usłyszałem, jak dyrektorka Luna rozmawiała z jakimś mężczyzną. Mówiła, że planują coś na nasz temat. Wyglądało to bardzo podejrzanie — powiedział cicho Tymoteusz, rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuje.


— Co dokładnie słyszałeś? — zapytała Lydia, starając się zachować spokój, choć serce biło jej szybciej.


— Mówili coś o przeniesieniu części dzieci do innego miejsca. Nie wiem gdzie, ale (brzmiało) to jakby to nie było nic dobrego — odpowiedział Tymoteusz.


Lydia zamyśliła się. Wiedziała, że musi się dowiedzieć więcej, ale nie mogła tego zrobić sama. Potrzebowała sojuszników.


— Musimy to sprawdzić, ale ostrożnie. Porozmawiaj z Michałem i Jamilą. Może razem uda nam się coś dowiedzieć — zaproponowała Lydia.


Następnego dnia dzieci postanowiły działać. Michał, udając, że szuka czegoś w pobliżu biura Luny, podsłuchiwał rozmowy. Jamila, zajmując się sprzątaniem, starała się być jak najbliżej gabinetu, aby wyłapać cenne informacje.


Pod wieczór wszyscy zebrali się w jednym z opuszczonych pokoi na strychu, aby omówić swoje odkrycia.


— Luna planuje przenieść część z nas do jakiegoś zakładu pracy. Chcą nas wykorzystać do ciężkich robót — powiedział Michał, wyraźnie zaniepokojony.


— Słyszałam, jak mówiła, że zarobi na tym dużo pieniędzy. To wszystko dla jej korzyści — dodała Jamila.


— Musimy coś zrobić, nie możemy pozwolić, aby nas tak potraktowali — powiedziała Lydia stanowczo.


— Ale co możemy zrobić? — zapytał Tymoteusz, wyraźnie przestraszony.


— Musimy znaleźć sposób, aby skontaktować się z kimś na zewnątrz. Ktoś musi wiedzieć, co się tutaj dzieje — odpowiedziała Lydia.


Dzieci postanowiły napisać list do władz miasta, opisując wszystkie okropności, jakie miały miejsce w sierocińcu, i plan Luny. Wiedziały, że muszą to zrobić w tajemnicy, aby nie zostać przyłapane.


W nocy, gdy wszyscy już spali, Lydia cicho wyszła z pokoju i udała się na strych, gdzie miała schowany papier i ołówek.


— Drogi Panie Burmistrzu, — zaczęła pisać Lydia, — my, dzieci z sierocińca pod opieką dyrektorki Luny, potrzebujemy pomocy. Nasze życie tutaj jest pełne cierpienia i niesprawiedliwości. Dyrektorka Luna planuje wysłać część z nas do zakładu pracy, aby zarobić pieniądze. Prosimy o szybką interwencję.


Kiedy skończyła pisać, poczuła ulgę, ale wiedziała, że to dopiero początek. Teraz musieli znaleźć sposób, aby ten list dotarł do właściwych rąk.


— Musimy to wysłać jak najszybciej — powiedziała Lydia do siebie, schodząc po cichu na dół.


Rano dzieci znowu spotkały się na strychu, aby omówić plan wysłania listu. Postanowiły, że Jamila, która miała najbardziej zaufany wygląd, spróbuje przekazać list jednemu z dostawców, którzy czasami odwiedzali sierociniec.


— Będę bardzo ostrożna — obiecała Jamila, biorąc list od Lydii.


Kilka dni później dostawca przybył do sierocińca. Jamila, pod pretekstem pomocy przy przenoszeniu paczek, zdołała przekazać mu list.


— Proszę, to bardzo ważne. Musi pan to dostarczyć burmistrzowi — powiedziała cicho.


Mężczyzna spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale widząc jej poważne oczy, skinął głową.


Teraz pozostawało tylko czekać. Dzieci wiedziały, że ryzykują wiele, ale nadzieja na ratunek dawała im siłę. Codziennie patrzyły w okna, oczekując jakiegokolwiek znaku, że ich wołanie o pomoc zostało usłyszane.


Czy ktoś ich usłyszy? Czy uda im się uciec przed okrutnym losem? Odpowiedzi na te pytania miały nadejść szybciej, niż mogły się spodziewać.


Niestety, pewnego dnia dyrektor Luna dowiedziała się o planie dzieci. Była wściekła jak nigdy dotąd. Natychmiast zwołała apel, aby skonfrontować się z nimi i poznać prawdę. Dzieci, przerażone, stanęły w szeregu w głównej sali, czekając na nieuniknione.


Luna weszła do sali z hukiem, jej twarz wykrzywiona złością. Za nią kroczyła Molly, z wyrazem zmartwienia na twarzy.


— Kto z was miał czelność wysłać ten list? — ryknęła Luna, trzymając w ręku list do burmistrza. — Kto śmiał się sprzeciwić moim rozkazom?


Dzieci milczały, ze spuszczonymi głowami, drżąc ze strachu.


— No dalej! Przyznajcie się! — wrzeszczała Luna. — Albo wszyscy poniesiecie surowe konsekwencje!


Lydia, choć przerażona, postanowiła wziąć odpowiedzialność na siebie. Wiedziała, że musi chronić pozostałych.


— To ja, pani dyrektor — powiedziała cicho, podnosząc głowę. — To ja napisałam ten list.


Luna spojrzała na nią z niedowierzaniem, a potem jej gniew skierował się na Lydię.


— Ty! — wykrzyknęła. — Jak śmiałaś? Jak śmiałaś podważyć mój autorytet i wystawić nas wszystkich na niebezpieczeństwo?


— Pani dyrektor, proszę, nie karać innych. To była moja decyzja — odpowiedziała Lydia drżącym głosem.


— Myślisz, że tylko ty poniesiesz konsekwencje? Wszyscy zapłacicie za to, że się sprzysięgliście przeciwko mnie! — Luna była niewyobrażalnie wściekła. — Całą noc będziecie szorować podłogi na kolanach, bez żadnej przerwy!


Molly, stojąca z boku, nie mogła już dłużej milczeć.


— Pani dyrektor, może powinniśmy to przemyśleć. Kara dla wszystkich dzieci nie rozwiąże problemu — spróbowała interweniować.


— Zamknij się, Molly! — krzyknęła Luna. — Nie masz prawa wtrącać się w sprawy wychowawcze!


Luna spojrzała z powrotem na dzieci, które drżały ze strachu.


— Każdy z was poniesie konsekwencje. Lydia, ty zapłacisz najwięcej! Będziesz myć okna każdego dnia, aż nauczysz się posłuszeństwa!


— Proszę, pani dyrektor, ja tylko chciałam… — zaczęła Lydia, ale Luna przerwała jej brutalnie.


— Nie obchodzi mnie, co chciałaś! Tutaj rządzę ja! — wrzasnęła Luna. — Teraz wynocha! Wszyscy do pracy!


Dzieci zaczęły powoli opuszczać salę, wiedząc, że czeka je koszmarna noc. Molly podeszła do Lydii, gdy tylko mogła.


— Lydia, jestem naprawdę zmartwiona. Próbowałam, ale… — zaczęła, ale Lydia przerwała jej z uśmiechem pełnym wdzięczności.


— Wiem, pani Molly. Dziękuję za próbę — powiedziała Lydia cicho.


Luna patrzyła na odchodzące dzieci, czując triumf, ale jednocześnie niepokój. Wiedziała, że takie bunty mogą się powtarzać. Musiała znaleźć sposób, by raz na zawsze zapanować nad sierocińcem.


Lydia, mimo wszystko, nie traciła nadziei. Wiedziała, że nie są sami. List został wysłany i teraz musieli tylko czekać na reakcję. Czekały ich trudne dni, ale wiedziała, że razem mogą przetrwać nawet najgorsze.


Gdy dzieci wróciły do swoich obowiązków, dyrektor Luna zdała sobie sprawę, że sprawa może mieć poważne konsekwencje. Postanowiła natychmiast napisać list do burmistrza, aby wyjaśnić sytuację z jej punktu widzenia i uniknąć potencjalnych problemów.


Luna usiadła przy biurku, wzięła papier i pióro, i zaczęła pisać. Molly, która była świadkiem całego zajścia, nie mogła powstrzymać się od wtrącenia.


— Pani dyrektor, co zamierza pani napisać? — zapytała ostrożnie.


— Molly, musimy działać szybko. Muszę przekonać burmistrza, że wszystko jest pod kontrolą — odpowiedziała Luna, nie odrywając wzroku od papieru.


— Ale może warto wyjaśnić również, dlaczego dzieci czuły się zmuszone napisać ten list? — zapytała Molly, starając się brzmieć jak najbardziej dyplomatycznie.


Luna spojrzała na nią z gniewem.


— Molly, twoje zdanie w tej sprawie nie ma znaczenia. Muszę chronić reputację tego sierocińca. Posłuchaj, a może czegoś się nauczysz — powiedziała surowo.


Luna zaczęła pisać:


„Szanowny Panie Burmistrzu,


Piszę do Pana w sprawie listu, który dotarł do Pańskich rąk, a który został napisany przez jedną z podopiecznych naszego sierocińca. Pragnę zapewnić, że zarzuty przedstawione w tym liście są całkowicie nieprawdziwe i nie odzwierciedlają rzeczywistości naszego ośrodka.


Nasz sierociniec zawsze kierował się zasadami dyscypliny i odpowiedzialności, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju dzieci. Wychowankowie mają zapewnioną opiekę, edukację oraz odpowiednie warunki do nauki i rozwoju osobistego. Wszelkie prace porządkowe, które wykonują, są integralną częścią ich wychowania, mają na celu nauczenie ich odpowiedzialności i samodzielności.


Oczywiście, z przykrością stwierdzam, że zdarzają się sytuacje, w których niektórzy wychowankowie nie potrafią docenić starań wychowawców i próbują podważyć autorytet placówki. List, który otrzymał Pan Burmistrz, jest wynikiem takiej właśnie sytuacji.


Dziewczynka, która napisała ten list, jest znana z buntowniczych zachowań i często sprawia problemy. Mimo to staramy się dać jej szansę na poprawę i nauczyć właściwego zachowania. Niestety, jej działania zmusiły nas do podjęcia bardziej stanowczych kroków wychowawczych, co mogło wywołać jej niezadowolenie i skłonić do napisania tego listu.


Chciałabym podkreślić, że nasz sierociniec działa zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, a wszelkie podejmowane przez nas działania mają na celu dobro dzieci. Jesteśmy otwarci na wszelkie kontrole i gotowi do współpracy, aby wykazać, że nasze metody są zgodne z najwyższymi standardami.


Z poważaniem,

Dyrektor Luna”


Molly słuchała uważnie, a gdy Luna skończyła pisać, zebrała się na odwagę, by ponownie zabrać głos.


— Pani dyrektor, rozumiem, że chce pani chronić reputację sierocińca, ale może warto byłoby również zastanowić się nad tym, dlaczego dzieci czują się tak źle traktowane. Może jest coś, co możemy zmienić, aby poprawić ich sytuację? — zapytała ostrożnie.


Luna zmrużyła oczy, patrząc na Molly.

Rozdział 2. Asystentka dyrektor Luny

— Molly, twoja troska o dzieci jest godna pochwały, ale musisz zrozumieć, że w tym sierocińcu rządzą surowe zasady. Dyscyplina jest najważniejsza. Jeżeli dzieci poczują, że mogą podważać autorytet, chaos ogarnie cały ośrodek — odpowiedziała chłodno Luna.


Molly westchnęła, wiedząc, że nie przekona Luny do zmiany zdania.


— Rozumiem, pani dyrektor. Czy mogę coś jeszcze dla pani zrobić? — zapytała z rezygnacją.


— Tak, wyślij ten list do burmistrza natychmiast. Nie możemy pozwolić, aby te oskarżenia zaszkodziły naszej placówce — powiedziała Luna, przekazując list Molly.


Molly wzięła list i opuściła gabinet, zastanawiając się, czy kiedykolwiek uda jej się naprawdę pomóc dzieciom w tym sierocińcu. Luna, patrząc za nią, była pewna, że jej działania zabezpieczą przyszłość placówki. Jednak gdzieś w głębi serca czuła, że ta bitwa jeszcze się nie skończyła.


Lydia, stojąc pod drzwiami biura, nasłuchiwała rozmowy dyrektor Luny i pani Molly. Wiedziała, że ryzykuje, ale miała nadzieję dowiedzieć się czegoś, co mogłoby pomóc dzieciom w sierocińcu. Niestety, gdy Luna otworzyła drzwi, Lydia nie zdążyła się ukryć.


— Co ty tu robisz, Lydia? — wykrzyknęła Luna, chwytając ją za ramię.


Lydia drgnęła, ale nie miała wyboru, jak tylko spojrzeć w surowe oczy dyrektor.


— Ja… ja tylko… — zaczęła się jąkać, szukając słów, które mogłyby ją uratować.


— Słuchałaś naszej rozmowy, prawda? — kontynuowała Luna, nie dając jej szansy na wyjaśnienia. — Wiedziałam, że coś knujesz. Chodź ze mną!


Molly, widząc sytuację, próbowała interweniować.


— Pani dyrektor, może powinniśmy porozmawiać z Lydią spokojnie, dowiedzieć się, dlaczego to zrobiła — zasugerowała, próbując złagodzić sytuację.


— Molly, dość twoich uwag! — Luna odparła ostro. — Ta dziewczyna musi nauczyć się, co to znaczy posłuszeństwo.


Lydia, prowadzona przez dyrektorkę, spojrzała bezradnie na Matilde, Selę i Jamilę, które polerowały lustra w łazience. Matilde wyglądała na przerażoną, a pozostałe dziewczynki szeptały między sobą, zastanawiając się, co się stanie.


— Lydia, czekają cię bardzo poważne konsekwencje za to, co zrobiłaś — zaczęła Luna, gdy tylko weszły do jej gabinetu. — Zrozumiesz, że takie zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne.


— Pani dyrektor, proszę, ja tylko chciałam wiedzieć, co się dzieje. Martwię się o moich przyjaciół — Lydia próbowała wyjaśnić, choć wiedziała, że to niewiele pomoże.


— Twoje zmartwienia są teraz moim najmniejszym problemem — odparła Luna chłodno. — Musisz zrozumieć, że zasady tutaj są surowe i muszą być przestrzegane.


Luna spojrzała na Molly.


— Molly, przynieś mi księgę kar. Lydia musi ponieść odpowiedzialność za swoje czyny — rozkazała.


Molly spojrzała na Lydię z żalem, ale posłusznie wykonała polecenie.


— Pani dyrektor, może istnieje inny sposób, aby Lydia zrozumiała swoje błędy. Może rozmowa lub dodatkowe zadania? — zaproponowała Molly, próbując jeszcze raz złagodzić sytuację.


— Rozmowa nic tu nie zmieni, Molly — Luna powiedziała stanowczo. — Ta dziewczyna musi zrozumieć, że jej czyny mają konsekwencje.


Luna otworzyła księgę kar i zaczęła przeglądać strony.


— Lydia, od dziś przez tydzień będziesz myła wszystkie okna w sierocińcu dwa razy dziennie — ogłosiła Luna. — Dodatkowo, codziennie po kolacji będziesz sprzątać kuchnię i łazienki.


Lydia poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale starała się nie płakać.


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała cicho, wiedząc, że nie ma wyboru.


— I jeszcze jedno — dodała Luna. — Jeśli jeszcze raz złapię cię na podsłuchiwaniu lub innym nieposłuszeństwie, konsekwencje będą jeszcze surowsze. Czy to jasne?


— Tak, pani dyrektor — powtórzyła Lydia, starając się zachować spokój.


Luna spojrzała na nią z pogardą, a następnie zwróciła się do Molly.


— Odprowadź ją do jej obowiązków, Molly. A ty, Lydia, pamiętaj o swojej karze — powiedziała Luna.


Molly wzięła Lydię za ramię i wyszła z gabinetu. Gdy były już z dala od biura Luny, Molly przystanęła i spojrzała na Lydię z troską.


— Lydia, wiem, że to trudne, ale musisz być ostrożna. Luna jest nieprzewidywalna i surowa. Staraj się trzymać z dala od kłopotów — powiedziała cicho.


— Dziękuję, pani Molly. Wiem, że stara się pani nam pomóc — odpowiedziała Lydia, ocierając łzy.


Molly westchnęła i przytuliła Lydię krótko, zanim wróciły do pozostałych dzieci. Matilde, Sela i Jamila spojrzały na Lydię z niepokojem, wiedząc, że jej sytuacja jest teraz jeszcze trudniejsza.


— Lydia, co się stało? — zapytała Matilde, nie mogąc ukryć swojego strachu.


— Dostałam karę. Będę musiała myć okna i sprzątać kuchnię przez cały tydzień — odpowiedziała Lydia.


— To straszne! — wykrzyknęła Jamila. — Co możemy zrobić, żeby ci pomóc?


— Nic, muszę to przejść sama. Nie martwcie się, razem przetrwamy to wszystko — powiedziała Lydia, starając się dodać otuchy swoim przyjaciółkom.


Dzieci wróciły do swoich obowiązków, wiedząc, że muszą być ostrożne i wspierać się nawzajem w tych trudnych chwilach. Pomimo surowości Luny, wciąż miały nadzieję, że ich sytuacja może się zmienić na lepsze.


Niestety, następnego dnia było jeszcze gorzej. Dyrektor Luna, uzbrojona w bat, sprawiała, że atmosfera w sierocińcu była niemal nie do zniesienia. Molly, która starała się pomóc dzieciom, sama stała się celem surowości dyrektorki. Luna zmuszała ją do najcięższych prac, podczas gdy Lydia musiała samotnie wypełniać swoje kary, myjąc okna rano i wieczorem oraz sprzątając kuchnię i łazienki.


Gdy Lydia z trudem myła okna na korytarzu, usłyszała kroki za sobą. Odwróciła się i zobaczyła dyrektor Lunę, która przyglądała się jej z zimnym uśmiechem na twarzy.


— Jak idzie, Lydia? — zapytała Luna z ironią w głosie.


— Dobrze, pani dyrektor — odpowiedziała Lydia, starając się zachować spokój.


— Pamiętaj, że każde niedociągnięcie będzie karane. Musisz się bardziej starać — powiedziała Luna, unosząc bat w ostrzegawczym geście.


Lydia skinęła głową i wróciła do mycia okna, starając się powstrzymać łzy. Wiedziała, że nie ma wyboru i musi wytrzymać.


W tym samym czasie Molly zmuszona do ciężkiej pracy w kuchni, próbowała zebrać myśli. W końcu zdobyła się na odwagę, by porozmawiać z Luną.


— Pani dyrektor, może mogłabym pomóc Lydii? Widzę, że ma dużo pracy — zaproponowała ostrożnie.


Luna spojrzała na nią gniewnie.


— Molly, twoje zadanie to robić to, co ci każę, a nie kwestionować moje decyzje! — odparła surowo. — Lydia musi nauczyć się posłuszeństwa.


Molly westchnęła, ale postanowiła spróbować jeszcze raz.


— Rozumiem, pani dyrektor. Może dać jej chociaż trochę odpoczynku? Jest tylko dzieckiem — powiedziała z troską w głosie.


— Dość tego! — ryknęła Luna, unosząc bat. — Wracaj do pracy, Molly, zanim sama dostaniesz karę!


Molly opuściła głowę i wróciła do swoich obowiązków, wiedząc, że nie ma sensu dalej protestować.


W międzyczasie Lydia starała się jak (mogła), by wytrzymać ciężką pracę i nie złamać się pod presją. Wiedziała, że każde niedociągnięcie może skończyć się jeszcze większymi problemami.


Podczas przerwy, gdy Lydia sprzątała kuchnię, jej przyjaciółki, Matilde, Sela i Jamila, próbowały znaleźć sposób, by jej pomóc. Wiedziały, że nie mogą bezpośrednio porozmawiać z Lidią, ale miały plan.


— Matilde, musimy coś zrobić — szepnęła Sela. — Nie możemy pozwolić, by Lydia cierpiała sama.


— Masz rację — odpowiedziała Matilde. — Może spróbujemy przekazać jej wiadomość, że jesteśmy z nią, nawet jeśli nie możemy rozmawiać?


Jamila skinęła głową.


— Moglibyśmy napisać do niej list i zostawić go w miejscu, gdzie go znajdzie — zaproponowała.


Dziewczynki postanowiły działać. Napisały krótki list do Lydii, w którym wyraziły swoje wsparcie i zachętę. Wiedziały, że Lydia potrzebuje wsparcia, aby przetrwać ten trudny czas.


Wieczorem, gdy Lydia kończyła mycie okien, znalazła list ukryty za jednym z wazonów na korytarzu. Otworzyła go i przeczytała słowa otuchy od swoich przyjaciółek. Łzy napłynęły jej do oczu, ale tym razem były to łzy wdzięczności.


Następnego dnia, Lydia kontynuowała swoje obowiązki, wiedząc, że nie jest sama. Choć sytuacja była trudna, czuła się silniejsza dzięki wsparciu swoich przyjaciółek.


Luna jednak nie miała zamiaru łagodzić swoich metod. Każdego dnia sprawdzała, czy Lydia wypełnia swoje obowiązki, a każde niedociągnięcie kończyło się klapsem po tyłku.


— Pamiętaj, Lydia, posłuszeństwo jest najważniejsze — mówiła Luna za każdym razem, gdy karała dziewczynkę.


Molly, choć bezsilna wobec surowości Luny, starała się jak (mogła), by przynajmniej słowem wsparcia ulżyć dzieciom. Wiedziała, że muszą przetrwać te trudne chwile razem i nie tracić nadziei na lepsze dni.


Następnego dnia dyrektor Luna, przeszukując korytarze, natknęła się na list ukryty za jednym z wazonów. Otworzyła go i przeczytała słowa wsparcia skierowane do Lydii. Gniew w jej oczach zapłonął jeszcze mocniej, a twarz pobladła z wściekłości.


— Lydio! Do mojego gabinetu natychmiast! — krzyknęła Luna, jej głos niosąc się echem po całym sierocińcu.


Lydia, która myła okna na drugim końcu korytarza, zamarła. Wiedziała, że czeka ją coś strasznego. Drżąc, ruszyła w stronę gabinetu dyrektor.


— Tak, pani dyrektor? — zapytała nieśmiało, stając w progu.


— Co to jest?! — wrzasnęła Luna, machając listem przed twarzą Lydii. — Kto to napisał i dlaczego to ukrywałaś?!


— Ja… ja nie wiem, pani dyrektor. To nie ja pisałam ten list — próbowała się bronić Lydia, ale Luna nie miała zamiaru jej słuchać.


— Kłamiesz! — krzyknęła Luna, uderzając biurko pięścią. — To zdrada! Zdrada przeciwko mnie i przeciwko zasadom tego sierocińca!


Lydia, przerażona, z trudem powstrzymywała łzy.


— Proszę, pani dyrektor, to nie jest tak, jak pani myśli. Ja naprawdę nie wiem, kto napisał ten list. — Jej głos załamał się pod ciężarem strachu.


Luna, tracąc cierpliwość, wskazała na drzwi.


— Wynoś się z mojego gabinetu! I nie wracaj do swojego pokoju! Od dzisiaj będziesz spała w szopie na dworze. Może to nauczy cię posłuszeństwa i szacunku! — powiedziała z pogardą.


— Ale pani dyrektor, to niesprawiedliwe… — zaczęła Lydia, ale Luna przerwała jej, krzycząc jeszcze głośniej.


— Milcz! Nie będę tolerować żadnej niesubordynacji! Masz godzinę na spakowanie swoich rzeczy i wyniesienie się do szopy. Jeśli złamię jeszcze jedną zasadę, poniesiesz jeszcze surowsze konsekwencje. Zrozumiano?!


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała Lydia, nie widząc innego wyjścia.


Lydia, z ciężkim sercem, wróciła do swojego pokoju, gdzie czekały na nią Matilde, Sela i Jamila.


— Lydia, co się stało? — zapytała zaniepokojona Matilde, widząc łzy w oczach przyjaciółki.


— Dyrektor Luna znalazła nasz list. Jest wściekła i każe mi spać w szopie na dworze — odpowiedziała Lydia, ocierając łzy.


— To okropne! — wykrzyknęła Jamila. — Musimy coś zrobić!


— Nic nie możemy zrobić — powiedziała smutno Lydia. — Muszę po prostu to przetrwać. Dziękuję wam za wsparcie. To mi bardzo pomaga.


Matilde, Sela i Jamila przytuliły Lydię, próbując dodać jej otuchy.


— Będziemy cię odwiedzać i przynosić jedzenie. Nie jesteś sama — obiecała Sela.


— Dziękuję wam — powiedziała Lydia, czując, że choć sytuacja jest straszna, ma przyjaciół, na których może liczyć.


Z ciężkim sercem spakowała swoje rzeczy i ruszyła w stronę szopy. Gdy weszła do środka, zobaczyła, że to miejsce jest zimne i wilgotne, pełne pajęczyn i starego, nieużywanego sprzętu.


— To będzie mój nowy dom — pomyślała z goryczą.


Wieczorem, gdy już się ściemniło, Molly przyszła odwiedzić Lydię. Wiedziała, że musi pomóc dziewczynce w tej trudnej sytuacji.


— Lydio, przyniosłam ci trochę jedzenia i koc. Wiem, że to nie dużo, ale mam nadzieję, że pomoże — powiedziała Molly, podając jej torbę.


— Dziękuję, pani Molly. To wiele dla mnie znaczy — odpowiedziała Lydia, czując wdzięczność za troskę wychowawczyni.


— Staraj się przetrwać te ciężkie dni. Pamiętaj, że masz przyjaciół, którzy cię wspierają — powiedziała Molly, kładąc dłoń na ramieniu Lydii.


— Będę się starać. Dziękuję za wszystko — odpowiedziała Lydia, czując, że choć sytuacja jest trudna, ma wokół siebie ludzi, którzy ją wspierają.


Molly odeszła, a Lydia próbowała znaleźć wygodne miejsce do spania. Choć była zmęczona i przerażona, wiedziała, że musi przetrwać. I z pomocą swoich przyjaciół, miała nadzieję, że jakoś się uda.


Niestety, dobre serce Molly i jej troska o dzieci nie uszły uwadze dyrektor Luny. Surowa dyrektorka nie mogła znieść tego, że ktoś podważa jej autorytet, nawet w imię dobroci. Pewnego dnia, wściekła jak nigdy, zawołała Molly do swojego gabinetu.


— Molly, natychmiast do mojego gabinetu! — krzyknęła Luna, jej głos rozbrzmiewał echem po korytarzach sierocińca.


Molly, przeczuwając najgorsze szybko, udała się do gabinetu dyrektor. Weszła do środka, starając się zachować spokój.


— Tak, pani dyrektor? — zapytała cicho, starając się ukryć swoje zdenerwowanie.


— Zamknij drzwi — poleciła Luna, jej ton był lodowaty.


Molly posłusznie zamknęła drzwi i stanęła naprzeciwko Luny, która wstała ze swojego fotela i podeszła bliżej.


— Molly, twoje zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne! — zaczęła Luna, jej twarz wykrzywiona wściekłością. — Podważasz mój autorytet, wspierasz niesubordynację wśród dzieci, a teraz dowiedziałam się, że potajemnie przynosisz Lydii jedzenie do szopy!


Molly poczuła, jak serce jej zamarło. Wiedziała, że Luna dowie się prędzej czy później, ale nie sądziła, że reakcja będzie aż tak gwałtowna.


— Pani dyrektor, chciałam tylko pomóc. Lydia jest tylko dzieckiem, nie powinna być karana w ten sposób — próbowała wyjaśnić Molly.


— Pomóc?! — Luna wrzasnęła, uderzając pięścią w biurko. — Twoja pomoc podważa moje decyzje! Jesteś tutaj, aby wykonywać polecenia, a nie je kwestionować! Twoje działanie jest zdradą wobec mnie i zasad tego sierocińca!


— Pani dyrektor, ja tylko chciałam, żeby dzieci czuły się bezpiecznie i kochane. One już i tak cierpią wystarczająco — powiedziała Molly, jej głos drżał, ale starała się być odważna.


— Dość tego! — krzyknęła Luna. — Nie będę tolerować takiego zachowania. Dyscyplinarnie zwalniam cię z pracy, Molly. Masz godzinę na spakowanie swoich rzeczy i opuszczenie sierocińca!


Molly spojrzała na Lunę zszokowana. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale wiedziała, że nie ma sensu się sprzeciwiać.


— Pani dyrektor, proszę, pozwól mi zostać, chociaż do końca dnia, żeby pożegnać się z dziećmi — próbowała jeszcze raz.


— Żadnych pożegnań! — odparła Luna chłodno. — Wynoś się natychmiast! Twoja obecność tutaj jest już niepożądana.


Molly, z ciężkim sercem, skinęła głową i wyszła z gabinetu. Łzy napływały jej do oczu, ale wiedziała, że musi być silna dla dzieci. Gdy pakowała swoje rzeczy, Matilde, Sela, Jamila i Lydia przyszły, aby się z nią pożegnać.


— Pani Molly, co się stało? — zapytała Matilde, widząc smutek w oczach Molly.


— Dyrektor Luna zwolniła mnie. Nie mogę tu już dłużej pracować — odpowiedziała Molly, próbując się uśmiechnąć.


— To niesprawiedliwe! — wykrzyknęła Sela. — Nie możemy pozwolić, żeby pani odeszła!


— Dziękuję, kochani, za wasze wsparcie — powiedziała Molly, przytulając każdą z dziewczynek. — Musicie być silni. Wiem, że to trudne, ale przetrwacie. Macie siebie nawzajem.


— Co teraz zrobimy bez pani? — zapytała Lydia, łzy spływały po jej policzkach.


— Musicie być dzielni i pamiętać, że zawsze macie wsparcie w sobie nawzajem. Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby znaleźć sposób, by wam pomóc — odpowiedziała Molly, ocierając łzy Lydii.


Kiedy Molly opuszczała sierociniec, serce jej się krajało. Wiedziała, że zostawia dzieci w trudnej sytuacji, ale była zdeterminowana, by znaleźć sposób, żeby im pomóc. Obiecała sobie, że wróci, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by zmienić życie tych dzieci na lepsze.


Gdy drzwi sierocińca zamknęły się za nią, Molly poczuła mieszankę smutku i determinacji. Wiedziała, że czeka ją trudna droga, ale była gotowa na walkę. Dla Lydii, Matilde, Seli i Jamili, a także dla wszystkich innych dzieci w sierocińcu, które potrzebowały jej pomocy.


W sierocińcu Luna, pełna gniewu i złości, myślała, że pozbycie się Molly przywróci porządek. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Molly miała zamiar zrobić wszystko, co w jej mocy, by zmienić ten porządek na lepsze. Dzieci, choć smutne, trzymały się razem, wiedząc, że mają siebie nawzajem i że ich przyjaciółka Molly nie opuści ich na zawsze.


Dyrektor Luna stanęła na podium w auli apelowej, jej spojrzenie przeszywało wszystkie dzieci zgromadzone przed nią. Miała wściekły wyraz twarzy, a wokół niej unosiła się aura surowości i niepokoju.


— Dzieci! — jej głos rozbrzmiewał głośno w całej sali. — Dzisiaj mamy bardzo poważną sytuację do omówienia. Zdrada i niesubordynacja wobec mojej osoby oraz zasad tego sierocińca!


Wszystkie dzieci stały w milczeniu, trzymając oddech, obserwując dyrektorkę z nerwowym podnieceniem.


— Lydia! — Luna wskazała dziewczynkę, która stała obok niej, klęczącą na kolanach. — Przyszłaś tu, aby stanąć przed wszystkimi i zaakceptować swoją karę za zdradę i niesubordynację!


Lydia spojrzała w dół, nie odważając się podnieść wzroku na dyrektorkę. Wiedziała, że teraz musi wytrwać w milczeniu i zgodnie przyjąć surowe kary.


— Nie możesz rozmawiać z innymi dziećmi — kontynuowała Luna, jej głos twardy i zdecydowany. — Masz zakaz jakichkolwiek kontaktów z nimi, dopóki nie pokażesz posłuszeństwa i szacunku wobec moich poleceń!


Lydia skinęła głową, potwierdzając, że zrozumiała nakazy dyrektorki.


— A teraz, dzieci, pamiętajcie, że każde złamanie zasad będzie surowo karane! — zakomunikowała Luna, patrząc na zgromadzonych pod swoim wzrokiem. — Nie toleruję żadnej niesubordynacji ani buntu wobec mojej osoby!


Dzieci stały w milczeniu, czując ciężar surowych słów dyrektorki opadający na ich ramiona. Wiedziały, że muszą być ostrożne, żeby uniknąć jej gniewu, ale jednocześnie czuły się bezradne w obliczu takiej surowości.


Luna spojrzała na Lydię, która klęczała na kolanach obok niej, i zdecydowanym krokiem opuściła podium. Jej obecność w auli wciąż wzbudzała strach i niepokój wśród dzieci, które czuły, że muszą być ostrożne, aby nie zasłużyć na jej gniew.


Lydia, wyczerpana i przygnębiona, spędzała dni i noce (sprzątając) łazienkę pod czujnym okiem dyrektorki Luny. Każdy ruch, każde uderzenie miotły, każde mycie, było kontrolowane przez surową dyrektorkę, która nieustannie nad nią czuwała.


— Przyspiesz to tempo, Lydia! — krzyczała Luna, patrząc na dziewczynkę z wyrazem zniecierpliwienia. — Sprzątaj to natychmiast!


Lydia, zmęczona i zdesperowana, starała się jak (mogła), aby spełnić oczekiwania dyrektorki, ale praca była ciężka, a jej ciało przemęczone.


Sela i Matilde, stojące z boku, patrzyły z niepokojem na swoją przyjaciółkę. Wiedziały, że nie mogą jej pomóc, bo łazienka była zamknięta na klucz, a Luna surowo zabroniła jakiejkolwiek ingerencji.


— Musimy coś zrobić, Matilde — szepnęła Sela, ściszając głos, aby nie usłyszała ich dyrektorka. — Lydia ledwo zipie, a ona nadal musi sprzątać całą noc.


Matilde pokręciła głową, również zaniepokojona sytuacją.


— Nie możemy nic zrobić, dopóki nie mamy planu — odpowiedziała cicho. — Musimy być ostrożne, żeby nie wpaść w oko dyrektorce.


W międzyczasie Molly, która została zwolniona z pracy, obserwowała z oddali, jak dzieje się w sierocińcu. Czuła się bezsilna, nie mogąc pomóc Lydii i innym dzieciom, ale jednocześnie obiecała sobie, że znajdzie sposób, by to zmienić.


Gdy Luna nie odrywała wzroku od Lydia, Molly zdecydowała się podjąć ryzyko i zbliżyła się do dziewczynki.


— Lydia, musisz być silna — szepnęła, unosząc dłoń, aby dotknąć ramienia dziewczynki.


Lydia spojrzała na Molly z wdzięcznością w oczach, choć wiedziała, że rozmowa z nią w obecności dyrektorki może przynieść jej kłopoty.


— Dziękuję, pani Molly — szepnęła cicho. — Spróbuję wytrzymać.


Molly skinęła głową, rozumiejąc sytuację, i cofnęła się, zanim Luna zauważyła ich rozmowę.


Tak trwało życie w sierocińcu pod rządami surowej dyrektorki Luny, gdzie dzieci musiały znosić ciężki trud codziennej pracy i gniew surowych kar. Mimo wszystko nadzieja na lepsze jutro trwała, wspierana przez dobre serca tych, którzy odważnie stawiali czoła trudnościom.


Matilde, z listem w dłoni, wróciła do auli apelowej, gdzie Luna nadal nadzorowała pracę Lydii. Ostrożnie uniosła wzrok, aby sprawdzić, czy dyrektorka jest zajęta, a następnie cichutko podbiegła do niej.


— Pani dyrektor — szepnęła, trzymając list z niepewnością.


Luna obróciła się w jej stronę, spojrzenie pełne surowości.


— Co jest, Matilde? — zapytała, widząc jej niepokój.


— List dla pani dyrektor — odpowiedziała Matilde, przekazując jej kopertę.


Luna wzięła list, a jej ręce drżały nieco, gdy zauważyła, że jest to list od burmistrza. Ostrożnie otworzyła kopertę i przeczytała zawartość. Jej wyraz twarzy zaczął zmieniać się, kiedy przeczytała treść.


— To niemożliwe… — wyszeptała, zszokowana.


— Co się stało, pani dyrektor? — zapytała zaniepokojona Matilde.


Luna, zaciśniętymi zębami, złożyła list i schowała go do kieszeni.


— Nic, co cię obchodzi. Idź do swoich obowiązków — odrzekła ostro, odsuwając Matilde.


Matilde cofnęła się, widząc, że dyrektorka jest zbyt zajęta, aby rozmawiać. W jej sercu płonęło zaciekawienie, co takiego zawierał ten list, że tak mocno poruszył dyrektorkę Lunę.


Tymczasem, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje za drzwiami, kontynuowała swoją pracę, nadal stojąc w cieniu surowej dyscypliny dyrektorki. W jej sercu tliła się nadzieja, że może kiedyś uda jej się znaleźć wyjście z tego sierocińca i odzyskać swoją wolność.


Lydia, choć zmęczona i przygnębiona, kontynuowała sprzątanie łazienki. Jej ręce były pokryte pęcherzami od nieustannego szorowania, a oczy szczypały od łez zmieszanych z detergentami. Właśnie skończyła mycie jednej z umywalek, gdy usłyszała zbliżające się kroki. Była to dyrektor Luna, której oblicze pełne było wściekłości.


— Lydia! — krzyknęła Luna, jej głos rozbrzmiewał echem w całej łazience. — Sprzątaj szybciej! Nie mam całego dnia, żeby patrzeć, jak się ociągasz!


Lydia zadrżała, ale nie odważyła się spojrzeć dyrektorce w oczy.


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała cicho, po czym przyspieszyła swoje ruchy.


W tym czasie Matilde, Sela, Joy, Jesenia i Jamila obserwowały sytuację z daleka, trzymając się blisko siebie. Były przerażone tym, co działo się z ich przyjaciółką, ale wiedziały, że nie mogą jej pomóc. Łazienka była zamknięta na klucz, a każda próba ingerencji mogłaby skończyć się dla nich surową karą.


— Musimy coś zrobić — powiedziała cicho Sela, spoglądając na pozostałe dziewczynki. — Lydia nie wytrzyma długo w takim tempie.


— Ale co możemy zrobić? — zapytała Joy, jej głos pełen był bezradności. — Dyrektor Luna jest nieugięta. Każda próba pomocy Lydii skończy się dla nas karą.


— Może znajdziemy sposób, żeby otworzyć drzwi łazienki — zaproponowała Jesenia, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie.


Matilde, która była najstarsza z dziewczynek, zastanawiała się chwilę, a potem skinęła głową.


— Spróbujemy — powiedziała zdecydowanie. — Ale musimy być bardzo ostrożne.


W tym samym czasie Luna wciąż nadzorowała pracę Lydii, nieustannie krzycząc na nią, by przyspieszyła.


— Sprzątaj mi to natychmiast! — powtarzała co chwilę, nie dając dziewczynce chwili wytchnienia.


Lydia, mimo że była wyczerpana, starała się jak (mogła), aby spełnić oczekiwania dyrektorki. Wiedziała, że każde opóźnienie może skończyć się dla niej jeszcze większą karą.


Kiedy Luna na chwilę odeszła, aby odebrać telefon w swoim gabinecie, Matilde, Sela, Joy, Jesenia i Jamila skorzystały z okazji. Podbiegły do drzwi łazienki i zaczęły szukać sposobu, by je otworzyć.


— Musimy się pospieszyć — szepnęła Matilde, spoglądając na zamek. — Jeśli Luna wróci i nas zobaczy, będziemy miały kłopoty.


Jesenia, która była najbardziej zręczna, znalazła spinacz do papieru i zaczęła manipulować zamkiem. Po kilku minutach usłyszały kliknięcie i drzwi się otworzyły.


— Lydia! — zawołały cicho, wchodząc do środka.


Lydia podniosła wzrok i zobaczyła swoje przyjaciółki. Łzy napłynęły jej do oczu.


— Dziewczyny… — wyszeptała, nie wierząc, że naprawdę przyszły jej pomóc.


— Szybko, musimy cię stąd wyciągnąć, zanim Luna wróci — powiedziała Matilde, chwytając Lydię za rękę.


Wszystkie razem pomogły Lydii wstać i wyprowadziły ją z łazienki. Schowały ją w jednej z pustych sal, gdzie mogła chwilę odpocząć.


— Nie możemy tu długo zostać — powiedziała Sela. — Musimy wymyślić, co dalej.


— Będziemy musiały coś zrobić, żeby odwrócić uwagę Luny — dodała Joy. — Ale teraz najważniejsze jest, żeby Lydia odpoczęła.


Lydia spojrzała na swoje przyjaciółki z wdzięcznością.


— Dziękuję wam — powiedziała cicho. — Nie wiem, co bym bez was zrobiła.


— Jesteśmy w tym razem — odpowiedziała Matilde, ściskając jej dłoń. — I razem znajdziemy sposób, żeby to przetrwać.


Dyrektor Luna, odkrywszy wyłamany zamek, szybko zwołała pilny apel w auli sierocińca. Dziewczęta i chłopcy zgromadzili się z niepokojem, widząc wyraz wściekłości na twarzy dyrektorki.


— Dzieci! — krzyknęła Luna, jej głos rozbrzmiewał groźnie w całej sali. — Co się stało z Lydią?! Gdzie ona jest?!


Dziewczęta i chłopcy patrzyli na siebie z niepewnością, nieświadomi, co odpowiedzieć. Luna, widząc ich milczenie, podniosła jeszcze bardziej ton głosu.


— Nie chcę tu żadnych wymówek! — kontynuowała. — Gdzie jest Lydia?!


Matilde, choć przerażona, postanowiła stanąć na wysokości zadania.


— Pani dyrektor, nie wiemy, gdzie jest Lydia — powiedziała zdecydowanie. — Znaleźliśmy ją wyczerpaną w łazience i postanowiliśmy ją wyprowadzić, żeby odpoczęła. Potem musiała zniknąć, kiedy pani odeszła.


Luna, widząc, że sytuacja wymyka się spod kontroli, poczuła, że wściekłość bierze górę nad nią.


— To absolutnie niedopuszczalne! — wrzasnęła. — Jak mogliście pozwolić jej uciec?! Każda minuta bez nadzoru jest zagrożeniem dla jej bezpieczeństwa!


Dziewczęta i chłopcy, czując się winni, stali w milczeniu, nie mając nic więcej do dodania. Luna, widząc, że nic nie osiągnie z tego apelu, postanowiła podjąć działanie.


— Poszukajcie jej wszędzie! — rozkazała ostro. — Niech nikt nie odpocznie, dopóki Lydia nie zostanie odnaleziona!


Dziewczęta i chłopcy ruszyli do akcji, wiedząc, że muszą znaleźć Lydię, zanim coś złego się stanie. Tymczasem Luna, opanowana wściekłością, postanowiła podjąć dalsze kroki, żeby przywrócić porządek w sierocińcu.


Matilde, nerwowo przestępując z nogi na nogę, kontynuowała sprzątanie parapetów. Widziała, że jedynym sposobem na uniknięcie jeszcze większych kłopotów było przyznanie się do swojego udziału w uwolnieniu Lydii.


— Sela — szepnęła, spoglądając na przyjaciółkę. — Myślę, że powinnam pójść do gabinetu dyrektor Luny i przyznać się do wszystkiego.


Sela spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami, wiedząc, że to ryzykowny krok.


— Matilde, to bardzo poważny błąd — powiedziała, próbując powstrzymać przyjaciółkę. — Jeśli się przyznasz, dyrektor Luna może na ciebie wpaść z jeszcze większym gniewem.


Matilde westchnęła, czując ciężar decyzji.


— Wiem, ale nie mogę znieść myśli, że Lydia będzie cierpieć z naszego powodu. Muszę to zrobić, to jedyna droga, aby uniknąć większych problemów.


Sela, choć zaniepokojona, zrozumiała determinację Matilde. Skinęła głową, wiedząc, że nie może jej powstrzymać.


— Dobrze, ale bądź ostrożna — szepnęła. — Wiem, że robisz to, co uważasz za słuszne.


Matilde, pełna niepokoju, ruszyła w kierunku gabinetu dyrektor Luny. Kiedy weszła, zobaczyła, że dyrektorka jest zawalona robotą, papiery leżały wszędzie, a Luna miała zacięty wyraz twarzy.


— Pani dyrektor… — zaczęła niepewnie Matilde, stojąc w progu.


Luna podniosła wzrok, irytacja malowała się na jej twarzy.


— Co chcesz, Matilde? — zapytała surowo. — Nie widzisz, że jestem zajęta?


— Tak, pani dyrektor, widzę — odpowiedziała Matilde, zbierając odwagę. — Ale muszę z panią porozmawiać. To ważne.


Luna westchnęła głęboko, odkładając pióro.


— Dobrze, mów szybko, nie mam całego dnia — powiedziała, patrząc na nią z oczekiwaniem.


— Pani dyrektor, ja… ja muszę się przyznać do czegoś — zaczęła Matilde, jej głos drżał. — To ja pomogłam Lydii uciec z łazienki. Wiedziałam, że jest wyczerpana i potrzebuje odpoczynku.


Luna zmrużyła oczy, jej twarz stężała w wyrazie gniewu.


— Ty co?! — wykrzyknęła, wstając gwałtownie. — Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakie konsekwencje może to mieć dla wszystkich?


Matilde, mimo strachu, stanęła na wysokości zadania.


— Wiem, pani dyrektor, ale nie mogłam patrzeć, jak Lydia cierpi. Proszę, ukarzcie mnie, ale oszczędźcie Lydię. To ja ponoszę pełną odpowiedzialność.


Luna wściekła, zrobiła krok w stronę Matilde.


— Myślisz, że jedno przyznanie się załatwi sprawę? — zapytała z jadem. — Całe sierociniec jest w niebezpieczeństwie przez twoją niesubordynację!


Matilde spuściła wzrok, wiedząc, że zrobiła, co mogła.


— Rozumiem, pani dyrektor — powiedziała cicho. — Jestem gotowa ponieść konsekwencje.


Luna przez chwilę milczała, walcząc ze swoją wściekłością. W końcu westchnęła ciężko.


— Dobrze, Matilde — powiedziała, tonując nieco swój głos. — Znajdę dla ciebie odpowiednią karę. Ale teraz wracaj do swoich obowiązków. Jeszcze nie skończyłam z tobą.


Matilde skinęła głową i wyszła z gabinetu, czując, że choć spotka ją kara, to może uda się jakoś ocalić Lydię przed dalszymi cierpieniami. Sela czekała na nią na korytarzu, a kiedy Matilde do niej podeszła, przytuliła ją mocno.


— Byłaś bardzo odważna — powiedziała Sela. — Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.


— Ja też — odpowiedziała Matilde, trzymając przyjaciółkę. — Ja też.


Michał przysunął się do Amalii z lekkim wyrazem zmartwienia na twarzy.


„Posłuchaj, Amalia,” zaczął, spoglądając na nią poważnie. „Musisz uważać na kilka rzeczy tutaj, w sierocińcu. Przede wszystkim, nie irytuj pani dyrektor Luny. Ona może być bardzo surowa i bezlitosna, a wkurzanie jej może przynieść ci jeszcze więcej kłopotów.”


Amalia przytaknęła, słuchając uważnie.


Drugą rzeczą, którą musisz zrozumieć, to, że życie w sierocińcu to nie bajka,” kontynuował Michał. „Niektórzy z nas próbowali uciec, ale to niemożliwe. Luna ma to miejsce w swojej kontroli i nie pozwoli nikomu na łamanie zasad.”


Amalia wzdrygnęła się nieco, słysząc te słowa, ale wiedziała, że musi je zaakceptować.


„Matilde,” dodał Michał po chwili ciszy, „to inna sprawa. Ona może wydawać się przyjazna na pierwszy rzut oka, ale nie ufaj jej zbytnio. Matilde miała już problemy z dyrektorką, a teraz ostrzegam cię, żebyś była ostrożna wokół niej.”


Amalia skinęła głową, zaczynając pojmować, jak trudne może być życie w sierocińcu.


„I na koniec,” kontynuował Michał, „musisz wiedzieć o problemach Lydii. Ona doświadczyła wielu trudności tutaj, ale zawsze staraliśmy się jej pomóc. Bądź dla niej miła i wspieraj ją, gdy tylko możesz.”


Amalia spojrzała na Michała z wdzięcznością za te ostrzeżenia, zdając sobie sprawę, że będzie musiała być czujna i wytrwała, jeśli chce przetrwać w tym surowym środowisku.


Po kilku dniach odnalezienia Lydii koszmar w sierocińcu zaczął się pogłębiać. Michał był wściekły na Lydię, oskarżając ją o skazanie wszystkich na jeszcze większe cierpienia. Matilde została boleśnie ukarana za swoje przewinienie, a wszystkie dzieci musiały harować ciężej niż kiedykolwiek, bez żadnych przerw.


Codziennie Lydia i Michał byli odpowiedzialni za dźwiganie ciężkich wiader i szorowanie podłóg w łazienkach, podczas gdy reszta dzieci myła okna, szorowała dywany i sprzątała umywalki. Tak harowali przez kilka długich dni, aż pewnego dnia stało się coś, czego nikt się nie spodziewał — do sierocińca została przyjęta nowa dziewczynka, Amalia.


W dniu jej przybycia, dyrektor Luna zwołała apel, aby przedstawić nową dziewczynkę wszystkim dzieciom.


— Dzieci, oto Amalia — oznajmiła Luna, wskazując na nową dziewczynkę stojącą obok niej. — Będzie teraz jedną z was. Oczekuję, że przyjmiecie ją dobrze i pomożecie jej odnaleźć się w naszych zasadach.


Lydia i reszta dzieci patrzyli na Amalię z ciekawością i lekkim niepokojem. Wiedzieli, że każde nowe dziecko mogło wprowadzić nieoczekiwane zmiany w ich codziennym życiu.


Po apelu Lydia zbliżyła się do Amalii, starając się przywitać ją przyjaźnie.


— Cześć, jestem Lydia — powiedziała, wyciągając rękę. — Jak się masz?


Amalia spojrzała na nią niepewnie, ale uścisnęła jej dłoń.


— Cześć, Lydia. Mam nadzieję, że się tu odnajdę — odpowiedziała cicho.


W tym momencie do rozmowy dołączył Michał, który nadal był wściekły na Lydię.


— Lepiej, żebyś od razu nauczyła się, jak tu naprawdę jest — powiedział z sarkazmem. — Bo to miejsce to nie bajka.


Amalia spojrzała na niego ze zdziwieniem, a Lydia westchnęła.


— Michał, nie musisz być taki ostry — powiedziała, próbując uspokoić sytuację. — Amalia dopiero co przyjechała.


— Ostry? — prychnął Michał. — To ty skazałaś nas wszystkich na jeszcze gorsze warunki. Teraz wszyscy płacimy za twoje błędy.


Amalia, widząc napięcie między nimi, poczuła się jeszcze bardziej zagubiona.


— Przepraszam, nie chciałam sprawić kłopotów — powiedziała cicho.


Lydia spojrzała na nią ze współczuciem.


— To nie twoja wina, Amalia. Po prostu mamy tu teraz cięższy czas — powiedziała, starając się ją uspokoić.


W tym momencie do grupy podeszła Matilde, wciąż nosząca ślady swojej kary.


— Hej, nie kłóćcie się — powiedziała stanowczo. — Musimy się trzymać razem, jeśli chcemy przetrwać.


Michał westchnął, ale skinął głową, zgadzając się z Matilde.


— Masz rację, Matilde. Przepraszam, Amalia — powiedział, choć jego głos nadal był pełen goryczy.


Amalia uśmiechnęła się niepewnie.


— Dziękuję. Postaram się być pomocna — odpowiedziała.


Lydia, Matilde i Michał spojrzeli na nią z nadzieją, że może nowa dziewczynka wniesie trochę światła do ich ponurego życia w sierocińcu. Wiedzieli, że muszą trzymać się razem, by przetrwać to, co ich czeka.


Wkrótce Luna ponownie zawołała ich do obowiązków, a dzieci ruszyły do pracy, ale teraz miały nową nadzieję i determinację. Amalia, choć jeszcze nieświadoma pełnych realiów życia w sierocińcu, stała się symbolem nowego początku i może, tylko może, nadziei na lepsze dni.


Dyrektorka Luna poprowadziła Amalię do specjalnego pokoju, który wyglądał na miejsce przeznaczone dla nowych przybyszów. Amalia czuła się coraz bardziej nieswojo, wiedząc, że coś złego się szykuje.


— Co… co tu się dzieje? — zapytała niepewnie, gdy dyrektorka zamknęła za nimi drzwi.


Luna spojrzała na nią surowo.


— Amalia, teraz musisz zdjąć swoje ubrania — oznajmiła zdecydowanie. — Założysz stare zniszczone łachy, które będą twoimi nowymi ubraniami.


Amalia poczuła gwałtowny przypływ niepokoju. To, czego się spodziewała, było jeszcze gorsze niż się (spodziewała).


— Ale dlaczego…? — zaczęła, ale przerwała jej surowy wzrok dyrektorki.


— Bez zbędnych pytań — przerwała jej dyrektorka. — Masz to zrobić teraz, jeśli nie chcesz dostać jeszcze większej kary.


Amalia wiedziała, że nie ma wyboru. Z trudem powstrzymując łzy, zaczęła zdejmować swoje ubrania. Dyrektorka obserwowała ją surowym spojrzeniem, a Amalia czuła się coraz bardziej upokorzona.


Kiedy skończyła, została przedstawiona zniszczonym łachom, które miały zastąpić jej ubrania. Wiedziała, że musi zaakceptować to, co jej narzucono, ale w jej sercu płonął bunt.


— Proszę… — zaczęła, ale dyrektorka przerwała jej.


— Czas na twoje nowe ubrania — powiedziała zimnym tonem.


Amalia ubrała się w stare łachy, czując się jakby (utraciła) ostatnią iskierkę godności. Dyrektorka popatrzyła na nią z satysfakcją, widząc, że osiągnęła swój cel.


— Teraz pójdziemy do reszty dzieci — oznajmiła. — W końcu musisz zacząć swoje obowiązki w sierocińcu.


Amalia skinęła głową, próbując ukryć swoje rozczarowanie i ból. Wiedziała, że musi znaleźć siłę, by przetrwać to, co ją czekało. W jej sercu tlił się płomień nadziei, że może, kiedyś, znajdzie sposób, aby uciec z tego miejsca i odnaleźć lepsze życie.


Dyrektorka Luna poprowadziła Amalię za ramię do sali, w której czekały już inne dzieci. Jej chwyt był surowy i nieprzyjemny, ale Amalii nie wolno było się rozpłakać przy dyrektorce. Czuła ból i upokorzenie, ale wiedziała, że musi zachować się zgodnie z oczekiwaniami.


Kiedy przekroczyły próg, Luna zwróciła się do grupy dzieci ze stoickim wyrazem twarzy.


— Oto Amalia, nasza nowa podopieczna — ogłosiła, wskazując na dziewczynkę, która stała obok niej.


Dzieci spojrzały na Amalię z ciekawością i delikatnym współczuciem. Wiedziały, co to znaczyło być nowym w sierocińcu, ale nikt nie mógł sobie wyobrazić, co przeszła Amalia, zanim tu trafiła.


Amalia poczuła na sobie spojrzenia innych dzieci i zrobiła wszystko, aby zachować spokój. Mimo że płonęła w niej chęć krzyku i płaczu, wiedziała, że musi być silna. Musiała udowodnić, że potrafi przetrwać to wszystko.


Dyrektorka Luna, widząc, że Amalia zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami, zdecydowała się odejść, pozostawiając nową podopieczną w rękach innych dzieci.


— Mam nadzieję, że szybko się tu zadomowisz, Amalia — oznajmiła zimnym tonem, zanim wyszła z sali, zostawiając dziewczynkę wśród nowych współtowarzyszy.


Amalia, wciąż trzęsąca się od emocji, usiadła obok innych dzieci, próbując udawać, że wszystko jest w porządku. Ale w jej sercu płonęła iskra buntu i determinacji, aby przetrwać i odnaleźć lepsze życie poza tym ponurym miejscem.


Michał przysunął się do Amalii z lekkim wyrazem zmartwienia na twarzy.


„Posłuchaj, Amalia,” zaczął, spoglądając na nią poważnie. „Musisz uważać na kilka rzeczy tutaj, w sierocińcu. Przede wszystkim, nie irytuj pani dyrektor Luny. Ona może być bardzo surowa i bezlitosna, a wkurzanie jej może przynieść ci jeszcze więcej kłopotów.”


Amalia przytaknęła, słuchając uważnie.


Drugą rzeczą, którą musisz zrozumieć, to, że życie w sierocińcu to nie bajka,” kontynuował Michał. „Niektórzy z nas próbowali uciec, ale to niemożliwe. Luna ma to miejsce w swojej kontroli i nie pozwoli nikomu na łamanie zasad.”


Amalia wzdrygnęła się nieco, słysząc te słowa, ale wiedziała, że musi je zaakceptować.


„Matilde,” dodał Michał po chwili ciszy, „to inna sprawa. Ona może wydawać się przyjazna na pierwszy rzut oka, ale nie ufaj jej zbytnio. Matilde miała już problemy z dyrektorką, a teraz ostrzegam cię, żebyś była ostrożna wokół niej.”


Amalia skinęła głową, zaczynając pojmować, jak trudne może być życie w sierocińcu.


„I na koniec,” kontynuował Michał, „musisz wiedzieć o problemach Lydii. Ona doświadczyła wielu trudności tutaj, ale zawsze staraliśmy się jej pomóc. Bądź dla niej miła i wspieraj ją, gdy tylko możesz.”


Amalia spojrzała na Michała z wdzięcznością za te ostrzeżenia, zdając sobie sprawę, że będzie musiała być czujna i wytrwała, jeśli chce przetrwać w tym surowym środowisku.


Następnego ranka dyrektorka Luna zwołała zebranie, na które przyszły wszystkie dzieci, w tym nowa podopieczna, Amalia. Wzrok Luny był twardy i bezlitosny, a jej głos przebił ciszę w sali.


— Amalia, podejdź tutaj — rozkazała Luna, a dziewczynka powoli ruszyła w stronę dyrektorki, czując na sobie spojrzenia wszystkich dzieci.


Kiedy stanęła przed Luną, dyrektorka zaczęła mówić:


— Wczoraj widziałam, że jeszcze nie wiesz, jak zachować się w naszym sierocińcu. Zbyt wiele razy widziałam twoje niezadowolenie i brak posłuszeństwa. Dlatego od dzisiaj będziesz traktowana o wiele surowiej, aż nauczysz się, jakie są zasady i jak masz się tutaj zachowywać.


Amalia poczuła, jak ściska jej się żołądek, ale starała się zachować spokój. Wiedziała, że musi być silna.


— Pani dyrektor… — zaczęła nieśmiało, ale Luna przerwała jej surowym gestem ręki.


— Nie przerywaj mi, Amalia. Od teraz będziesz miała dodatkowe obowiązki. Będziesz odpowiedzialna za mycie wszystkich okien każdego dnia, a także za sprzątanie łazienek po każdym użyciu. Oprócz tego, musisz pomagać w kuchni przy przygotowywaniu posiłków i sprzątaniu.


Amalia wstrzymała oddech, próbując zrozumieć, jak poradzi sobie z tym wszystkim. Widząc jej przerażenie, Luna kontynuowała:


— A jeśli zobaczę jakiekolwiek oznaki oporu, lenistwa lub niezadowolenia, kara będzie jeszcze surowsza. Rozumiesz, co mówię?


Amalia skinęła głową, a jej oczy zaszkliły się łzami. Starała się jednak nie płakać przy wszystkich.


— Tak, pani dyrektor — odpowiedziała cicho.


— Dobrze. Mam nadzieję, że zrozumiałaś powagę sytuacji. Nie toleruję nieposłuszeństwa ani lenistwa. A teraz wracaj do swoich obowiązków — zakończyła Luna, odsyłając Amalię do pracy.


Kiedy Amalia wróciła do grupy dzieci, Lydia, Michał, i reszta spojrzeli na nią z współczuciem. Wiedzieli, że teraz będzie jej jeszcze trudniej.


Po zebraniu Lydia podeszła do Amalii, chcąc dodać jej otuchy.


— Amalia, damy radę — powiedziała Lydia cicho. — Pomożemy ci, jak tylko będziemy mogli.


Amalia spojrzała na nią z wdzięcznością, choć w jej sercu nadal panował strach i niepewność.


— Dziękuję, Lydia — odpowiedziała szeptem. — Będę się starała. Naprawdę.


— Wiem, że dasz radę — dodał Michał, zbliżając się do dziewcząt. — Musimy trzymać się razem.


I choć życie w sierocińcu stawało się coraz trudniejsze, dzieci wiedziały, że wspierając się nawzajem, mogą przetrwać nawet najcięższe próby.


Jamila, jedna z jej przyjaciółek, zbliżyła się do niej, opierając się o blat kuchenny. „Lydia, czy jesteś w porządku? Wyglądasz na zmęczoną”.


Lydia uśmiechnęła się słabo. Tak, jestem w porządku. Po prostu trochę zmęczona po nocnej zmianie. Nie ma znaczenia, musimy dostarczyć śniadanie przed przyjściem dyrektorki Luny.


Jamila skinęła zrozumieniem. Rozumiem. Czy mogę jakoś pomóc?


Lydia pokręciła głową. „Nie, nie martw się. Radzę sobie. Wiesz, jak bardzo pani Luna pilnuje, aby wszystko było zrobione dokładnie tak, jak tego chce”.


W miarę jak Lydia kontynuowała pracę, Matilde, kolejna z dziewcząt, dołączyła do nich w kuchni. „Lydia, słyszałam, że musiałaś znów myć okna wczoraj wieczorem. To musiało być straszne”.


Lydia westchnęła. „Tak, było ciężko. Wiesz, jak to jest. Muszę wykonywać swoje obowiązki, choć czasem czuję się tak zmęczona, że nie wiem, czy dam radę”.


Matilde położyła jej dłoń na ramieniu. „Jesteśmy z tobą, Lydia. Zawsze. Możesz na nas liczyć.”


W sierocińcu, gdzie surowa dyrektorka Luna rządziła z żelazną ręką, każda czynność była precyzyjnie określona i żadne odstępstwo od norm nie było tolerowane. Tego dnia, gdy dyrektorka prowadziła zajęcia pisania, Amalia, jedno z dzieci przebywających pod jej rygorystycznym nadzorem, musiała wykonywać inne zadanie.


Dyrektorka Luna, siedząc z pełnym majestatem za biurkiem, patrzyła na grupę dzieci skupionych wokół tablicy, której czarna powierzchnia była zarzewiem nieskończonych znaków pisma. Amalia, stojąca z wiadrem w ręku i mopem w drugiej, musiała skrupulatnie czyścić korytarze, nie mając przywileju uczestniczenia w zajęciach.


Proszę, uważajcie na formę liter, ostrzegała dyrektorka, pilnując każdego ruchu długim spojrzeniem. „Nie toleruję niedbalstwa.


W tym czasie Amalia starannie myła podłogi, skupiając się na swoim zadaniu, świadoma, że nie ma prawa nawet zastukać do drzwi sali lekcyjnej. Musiała zachować milczenie i skupić się na swoich obowiązkach porządkowych.


Nagle, jedno z dzieci podniosło rękę, prosząc o zgodę na pójście do toalety. „Dyrektorko, czy mogę…?” zaczął Maksymilian, lecz został przerwany ostrym spojrzeniem dyrektorki.


„Zachowaj ciszę, Maksymilian,” odezwała się surowo. „Nie widzisz, że prowadzę lekcję? Nie ma przerw w moim programie”.


Amalia kontynuowała swoje zajęcia, starając się nie zwracać uwagi na rozwijające się na tablicy zdania, ani na dialog, który odbywał się w sali lekcyjnej. Musiała skupić się na swojej pracy, wiedząc, że jakakolwiek uwaga ze strony dyrektorki mogłaby skończyć się dla niej surowymi konsekwencjami.


Tak więc Amalia pracowała, niosąc kredę i mocząc gąbkę, ale bez możliwości uczestniczenia w edukacyjnych zajęciach, które dla innych dzieci były rzadką odmianą w ich surowym codziennym życiu.


Lydia, stojąc w ciszy obok drzwi sali lekcyjnej, postanowiła poprosić dyrektorkę o zgodę na pójście do toalety. Odruchowo podniosła rękę, by zgłosić swoją prośbę, jednak zanim zdążyła nawet otworzyć usta, dyrektorka Luna przerwała lekcję, kierując na nią swoje gniewne spojrzenie.


„Co to ma być, Lydia?” odezwała się dyrektorka, jej głos wypełniony nieokiełznaną surowością. „Czyżbyś myślała, że możesz przerywać mi w trakcie zajęć?”


Lydia, wstrzymując oddech, starając się utrzymać spokój w obliczu wybuchu dyrektorki, odparła: „Proszę pani, potrzebuję tylko na chwilę wyjść do toalety. To pilne”.


Dyrektorka Luna, jej oczy iskrzące się nieprzejednaną determinacją, spojrzała na Lydię z wyraźnym niezadowoleniem. „Nie ma mowy, Lydia,” odpowiedziała surowo. „Nie ma miejsca na przerwy w moim harmonogramie. Musisz czekać do końca lekcji”.


Lydia, czując, jak zimny pot kapiący jej po plecach, próbowała jeszcze raz przekonać dyrektorkę. „Proszę pani, naprawdę jestem bardzo zaniepokojona. To pilne”.


Dyrektorka Luna wzruszyła tylko lekko ramionami, nieznacznie zmieniając swoje stanowisko. Nie ma dyskusji, Lydia,

powiedziała stanowczo. Zasady są jasne. Nie ma wyjątków. Wróć do swojej pracy natychmiast.”


Lydia, czując na sobie wzrok wszystkich dzieci, które teraz skupiły na niej swoje spojrzenia, musiała poddać się dyrektywie dyrektorki. Schodząc wzrokiem, wróciła do swojego zadania, przygnieciona ciężarem nieprzyjemności i poczuciem bezsilności wobec nieustępliwej surowości, jaka panowała w sierocińcu.


Lydia, zdeterminowana i przerażona, nie mogła już dłużej czekać. Pomimo surowych słów dyrektorki, podjęła decyzję. Nagle wstała, wybiegła z klasy pędem i skierowała się w stronę toalety, ignorując szokowane spojrzenia swoich rówieśników.


Dyrektorka Luna osłupiała przez moment, szybko odzyskała zimną krew. Jej twarz wykrzywił gniew, a jej oczy błyszczały wściekłością.


„Jak śmiała!” zawołała, wstając gwałtownie. „Dzieci, kontynuujcie pracę w ciszy. Wracam za chwilę.


Luna wyszła z sali i ruszyła korytarzem za Lydią, której kroki rozbrzmiewały echem w pustych przestrzeniach sierocińca. Po chwili dotarła do toalety, gdzie znalazła Lydię, skuloną i drżącą.


„Lydia!” wykrzyknęła dyrektorka, wchodząc do toalety z hukiem. „Natychmiast wyjdź stąd!”


Lydia podniosła wzrok, jej twarz była blada, a oczy pełne strachu. „Proszę, pani dyrektor… To było naprawdę pilne. Nie mogłam czekać”.


„Nie interesują mnie twoje wymówki, Lydia,” odpowiedziała Luna, jej głos lodowaty. „Zasady są jasne i nie ma od nich odstępstw. Będziesz surowo ukarana za to nieposłuszeństwo”.


„Proszę, pani dyrektor,” Lydia zaczęła błagać, łzy zaczynając spływać po jej policzkach. „To naprawdę było pilne. Obiecuję, że to się już nie powtórzy”.


Dyrektorka Luna zbliżyła się do niej, patrząc na nią z góry. „Twoje obietnice nic dla mnie nie znaczą, Lydia. W tym sierocińcu obowiązują zasady, których wszyscy muszą przestrzegać. Wracaj natychmiast do klasy, a potem zajmiemy się twoją karą”.


Lydia, zrezygnowana i przerażona, opuściła toaletę i powoli ruszyła korytarzem, wracając do sali lekcyjnej. Dyrektorka Luna szła za nią, jej kroki ciężkie i zdecydowane.


Gdy dotarli do klasy, Luna otworzyła drzwi z impetem, a dzieci podniosły głowy, wstrzymując oddech. „Lydia,” powiedziała dyrektorka głośno, „podejdź tutaj”.


Lydia posłusznie podeszła do biurka dyrektorki, jej twarz była mokra od łez. Za swoje nieposłuszeństwo będziesz surowo ukarana. Będziesz musiała spędzić całą noc (sprzątając) wszystkie toalety w sierocińcu na kolanach, a następnie przez cały następny tydzień nie będziesz miała przerwy na lunch. Zrozumiano?


Lydia skinęła głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie słowa.


„Powtórz to,” zażądała dyrektorka.


„Tak, pani dyrektor,” powiedziała cicho Lydia, łamiącym się głosem. „Zrozumiałam.”


„Dobrze,” odparła Luna, jej głos pełen zimnej satysfakcji. „Wracaj na swoje miejsce i przemyśl swoje zachowanie. A reszta z was,” dodała, zwracając się do reszty dzieci, „niech to będzie dla was lekcja. Nieposłuszeństwo nigdy nie pozostanie bezkarne”.


Lydia, zrezygnowana, wróciła na swoje miejsce, a dyrektorka Luna kontynuowała lekcję, jak gdyby nic się nie stało. W klasie zapanowała ciężka cisza, w której każdy oddech wydawał się przesadnie głośny. Lydia wiedziała, że czeka ją ciężka noc, ale nie miała innego wyjścia, jak tylko przyjąć swoje przeznaczenie.


Po skończonej lekcji pisania, dzieci mogły w końcu wrócić do swoich pokoi, ciesząc się chwilą wolności od surowego nadzoru dyrektorki Luny. Wiktor, Oliwier, Tymoteusz, Jamila, Sela, Joy, Jesenia, Matilde i Amalia powoli przemierzali korytarze, rozmawiając cicho między sobą. Wszyscy czuli ulgę, że dzień pracy dobiegł końca.


Jednak dla Lydii dzień się jeszcze nie skończył. Zamiast odpoczywać, musiała sprzątać korytarze na kolanach, dokładnie szorując podłogi. Jej ręce były już obolałe od pracy, a kolana piekły od ciągłego klęczenia.


„Witaj, Lydio,” odezwał się Wiktor, gdy grupa przechodziła obok niej. „Nie mogę uwierzyć, że Luna zmusiła cię do sprzątania po tym, co się stało. To niesprawiedliwe”.


Lydia podniosła wzrok, próbując się uśmiechnąć. „Dzięki, Wiktorze,” odpowiedziała cicho. „Ale muszę to zrobić. Nie mam innego wyboru”.


Oliwier, idąc tuż za Wiktorem, pochylił się nad Lydią. „To okropne, że musisz to robić. Luna jest zbyt surowa.”


„Tak,” zgodziła się Jamila, stojąc obok. „Zawsze znajduje powód, żeby kogoś ukarać. Trzymaj się, Lydio.”


Lydia skinęła głową, czując wsparcie swoich przyjaciół. „Dziękuję wam wszystkim. Przeżyję to jakoś.”


Tymoteusz, który do tej pory milczał, w końcu przemówił. „Jeśli potrzebujesz pomocy, możemy spróbować zrobić coś za ciebie. Może uda nam się wymknąć i pomóc ci w sprzątaniu”.


Lydia potrząsnęła głową. „Nie, nie możecie ryzykować. Jeśli Luna was przyłapie, będzie jeszcze gorzej. Muszę to zrobić sama”.


Sela i Joy, które stały z tyłu grupy, podeszły bliżej. „Lydio,” zaczęła Sela, „wiemy, że to ciężkie, ale wszyscy jesteśmy z tobą. Luna nie może nas złamać”.


„Masz naszą pełną podporę,” dodała Joy. „Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować pomocy, jesteśmy tutaj”.


Jesenia i Matilde również dołączyły do rozmowy. „Luna jest bez serca,” powiedziała Jesenia. „Nie zasługujesz na to, co cię spotkało”.


„Dokładnie,” zgodziła się Matilde. „Jesteś silna, Lydio. Przetrwasz to”.


Amalia, ostatnia z grupy, która do tej pory milczała, zbliżyła się do Lydii. „Pamiętaj, że jesteś nie tylko silna, ale też odważna,” powiedziała. „To, co zrobiłaś, wymagało odwagi. Jesteśmy dumni z ciebie”.


Lydia poczuła, jak łzy napływają jej do oczu, ale szybko je wytarła, nie chcąc pokazać słabości. „Dziękuję wam wszystkim,” powiedziała, jej głos drżący od emocji. „Wasze wsparcie wiele dla mnie znaczy. Teraz muszę wrócić do pracy, żeby Luna nie miała kolejnego powodu do ukarania mnie”.


Grupa dzieci pożegnała się z Lydią, każde z nich rzuciło jej ostatnie, wspierające słowo, zanim ruszyły dalej do swoich pokoi. Lydia została sama na korytarzu, ale teraz miała w sercu ciepło od wsparcia swoich przyjaciół. Wiedziała, że musi przetrwać tę karę, a ich słowa dodawały jej siły.


Kiedy ostatnie dziecko zniknęło za rogiem, Lydia wzięła głęboki oddech i wróciła do szorowania podłóg. Praca była ciężka, a noc długa, ale wiedziała, że nie jest sama. Dzięki wsparciu swoich przyjaciół mogła stawić czoła nawet najbardziej surowym karom dyrektorki Luny.


Dyrektorka Luna, opuszczając klasę, udała się w kierunku swojego biura, ale po drodze zatrzymała się przy Lydii, która wciąż szorowała podłogi na kolanach. Lydia podniosła wzrok, widząc, że zbliża się dyrektorka, a jej serce zabiło szybciej z obawy przed kolejnymi upomnieniami.


„Lydia,” zaczęła Luna, jej głos zimny i nieprzejednany, „musimy porozmawiać o zasadach, które będą cię obowiązywać od teraz. Twoje dzisiejsze zachowanie było absolutnie niedopuszczalne i nie będzie tolerowane.”


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 33.81
drukowana A5
za 96.56
drukowana A5
Kolorowa
za 117.89