E-book
7.28
drukowana A5
12.05
Gwiezdne Społeczeństwo

Bezpłatny fragment - Gwiezdne Społeczeństwo


Objętość:
41 str.
ISBN:
978-83-8273-988-6
E-book
za 7.28
drukowana A5
za 12.05

Dźwięk

— „Słyszę dźwięk” — pomyślałem.

Powieki. Nie mogą drgnąć. Leżę i słucham. Dźwięk słów dobiega z oddali. Dookoła mnie cisza. Zimno jest dokuczliwe. Nieśmiało otwieram oko i widzę w oddali światło. Otacza mnie prawie ciemność. Nikt nie zauważył, że odzyskałem przytomność. Śmielej otwieram drugie oko, podnoszę głowę i rozglądam się. Cela jest niewielka, ma około 6 m2, znajduje się w szeregu cel w podziemnym korytarzu. Jest zimno i wilgotno. Na podłodze leży przemoknięte, lekko zapleśniałe siano, na którym znajdują się ludzkie odchody i krew. Siedzę na sianie na środku celi. Przeraźliwie śmierdzi. Widzę przez kraty, że w celi naprzeciwko leży nieprzytomny człowiek, ma długie, rozczochrane ciemne włosy, podartą, brudną i zaplamioną krwią bluzkę i spódnicę. Jestem pewny — to kobieta… Czy to Anna?

Ja

Budzik dzwoni o 700. Włączyło się radio i nadają wiadomości. Dociera do mnie głos spikera podający prognozę pogody. Czas wstać i iść na ostatni egzamin. Kończę studia w dziedzinie nauk ścisłych. Całe życie matematyka była moją mocną stroną, dzięki dobrym wynikom z matematyki w szkole średniej przyjęto mnie na studia inżynierskie — już za kilka miesięcy będę inżynierem lotnictwa międzygwiezdnego, z kolei języki obce zawsze stanowiły dla mnie węzeł gordyjski. Dzisiaj przystępuję do najważniejszego egzaminu na moich studiach — egzaminu dyplomowego.

Egzamin rozpoczął się w południe. Godzina 1200 — „to mój czas” — myślę patrząc na zegarek i przekraczając próg sali egzaminacyjnej. Czuję stres, jednak za stołem zasiadają dobrze znani mi profesorowie. Egzamin przebiegł w sympatycznej atmosferze, nie obyło się bez kilku żartów. W doskonałym nastroju opuszczam uczelnię. Dyplom do odebrania będzie przygotowany za około miesiąc, w odpowiednim czasie zostanę poinformowany przez uczelnię.

Podczas powrotu do wynajmowanego pokoju, który nazywam domem, podjąłem decyzję i postanowiłem uczcić dzisiejszy sukces idąc na wytrawną kolację, a później do kina. Smartfon podpowiedział mi, że w mojej okolicy jest kilka renomowanych, co najmniej czterogwiazdkowych restauracji oraz duże kino z efektami 3d. Sprawdzam repertuar i rezerwuję bilet na godzinę 1900. Następnie dokonuję rezerwacji w wybranej restauracji na godzinę 1700. Czas po powrocie do domu przed wieczorem będzie należał do mnie. Wezmę kąpiel i odpocznę. Na dzisiaj wystarczy stresu. Od jutra poszukam pracy.

Pokój był standardowy — ok. 10 m2. Samotnemu studentowi wystarczał w zupełności. Teraz, po kąpieli, siedzę na kanapie i rozmyślam o przyszłości. Za około godzinę wyjdę na kolację, a następnie pójdę na seans do kina. Jest rok 2500. Urodziłem się dwadzieścia osiem lat wcześniej i w normalnym tempie ukończyłem kształcenie: najpierw, w wieku 3—5 lat, uczęszczałem do szkoły integracyjnej, następnie rozpocząłem kształcenie w szkole elementarnej, w której uczyłem się do 9 roku życia. Kolejnym etapem była sześcioklasowa profilowana szkoła podstawowa, w moim przypadku w szkole elementarnej rozpoznano zdolności w zakresie nauk ścisłych i skierowano mnie na profil nauk ścisłych. Rodzice nie mieli tutaj nic do powiedzenia. Prawodawstwo wspiera szkołę i nauczycieli w decyzji, w którym profilu dziecko wykazuje najwyższy poziom uzdolnień. W obliczu długotrwałego niżu demograficznego społeczeństwo doszło do wniosku, że nie wolno powierzać rodzicom decyzji o wykształceniu dziecka z tego powodu, że dziecko będzie pracować w społeczeństwie, na jego rzecz i w celu rozwoju tego społeczeństwa, powiększania poziomu dobrobytu społecznego i jako pojedyncza jednostka, każde dziecko jest cenne. Złe, niekompetentne i nepotyczne decyzje w zakresie kształcenia dzieci były w przeszłości przyczynami klęsk społeczeństw. Fakt, że rodzice wykazywali uzdolnienia w danej dziedzinie wiedzy, nie gwarantował dziedziczności uzdolnienia, a jednak rodzice wpływali na ścieżkę edukacji swoich dzieci. W wyniku tego wielu absolwentów studiów nie mogło odnaleźć się na rynku pracy, a po odnalezieniu się na rynku pracy okazywali się przeciętnymi fachowcami w swojej dziedzinie. Prowadziło to do obniżenia dobrobytu społecznego. Aby więc dobrostan społeczny wzrastał pomimo niżu demograficznego, społeczeństwo zdecydowało o przyjęciu ustawy edukacyjnej przekazującej kompetencje w zakresie określenia ścieżki edukacji w ręce szkoły i nauczycieli.

Po ukończeniu w wieku 15 lat szkoły podstawowej profilowanej w dziedzinie nauk ścisłych, zostałem skierowany do dalszego kształcenia w średniej szkole nauk ścisłych. Pochłonął mnie świat liczb. Po osiągnięciu wieku wyborczego zostałem zapytany, czy chcę studiować lub udać się na kurs nadający kwalifikacje zawodowe. Moja odpowiedź była twierdząca — „Chcę iść na studia. I to te wymarzone” — powiedziałem. Spośród oferowanych dla mnie kierunków i specjalizacji wybrałem inżynierię międzygwiezdną ze specjalizacją w lotnictwie międzygwiezdnym. Studia były długotrwałe i wymagające, zakończyły się uzyskaniem dyplomu inżyniera lotnictwa międzygwiezdnego uprawniającego mnie do wszelkich naziemnych czynności obsługowych statków międzygwiezdnych wszystkich klas oraz do pełnienia funkcji pierwszego oficera na statkach odbywających loty rejsowe międzygwiezdne w przestrzeni tradycyjnej oraz przestrzeniach ciężkich wszystkich rodzajów. Po wylataniu symbolicznych 100 ziemskich godzin lotu międzygwiezdnego nabywałem z mocy przepisów prawa gwiezdnego tytuł kapitana statków międzygwiezdnych wszystkich klas z prawem dowodzenia w przestrzeni tradycyjnej i wszystkich przestrzeniach ciężkich. W każdej chwili mogłem wstąpić do międzygwiezdnej służby bezpieczeństwa i zająć tam analogiczne stanowiska, jednak im później podejmowało się służbę, tym korzyści były większe, ponieważ ceniono doświadczenie w rejsach poza obszar wszechświata podlegający kontroli międzygwiezdnej służby bezpieczeństwa.

Ziemia

Na Ziemi od ponad 300 lat nie funkcjonowało wojsko i policja. Nie było takiej potrzeby. Ziemskie wojny wygasły z końcem XXII wieku, wraz nabyciem od Sejenów technologii i utworzeniem sieci stałych stacji międzygwiezdnych w kosmosie. Od wieku XXIV, w związku z nową ustawą edukacyjną, wszyscy obywatele uzyskiwali wykształcenie zgodne z ich uzdolnieniami, kolejne analizy wykazały jednoznacznie, że znikli frustraci i zanikły przestępstwa, a ich pojedynczymi przypadkami, jak na przykład morderstwami w afekcie, zajmowała się międzygwiezdna służba bezpieczeństwa. To, aby przestępcami zajęła się taka służba, było tym bardziej uzasadnione, że przestępcy zawsze zbiegali na inną planetę lub którąś ze stałych stacji międzygwiezdnych. Więc ziemska policja nie miałaby szans ich ujęcia. Międzygwiezdne statki MSB miały moc wygenerowania impulsów niszczących inne statki w przestrzeni tradycyjnej oraz prawie wszystkich przestrzeniach ciężkich. Ponadto funkcjonariusze mogli zatrzymywać obywateli ziemskich oraz innych planet w obszarze wszechświata podlegającym kontroli międzygwiezdnej służby bezpieczeństwa. Zgodnie z Konstytucją Układów Gwiezdnych Przestrzeni Tradycyjnych jej funkcjonariusze nie mogli jednak przebywać w obszarze wszechświata nie podlegającym kontroli tej służby i dlatego przychylałem się do pracy w cywilnym lotnictwie międzygwiezdnym. Chciałem zrealizować moje marzenie i poznać planety wszechświata, nie będąc ograniczonym przepisami służbowymi.

Mój smartfon pokazał godzinę 1630. Wstałem i pieszo udałem się do restauracji. Droga wiodła przez zielony park, pachnący świeżą trawą, do uszu dobiegał świergot ptaków. Lokal mieścił się ok. 1 km od domu, drogę odbyłem z przyjemnością. Podszedłem do drzwi, kamera zeskanowała mnie, w głośniku rozległo się zaproszenie i drzwi szeroko otwarły się. Za drzwiami czekał robot, który zaprowadził mnie do stolika i wyświetlił kartę dań na tablecie, który wręczył do mojej dłoni. Pozostawił mi czas na dokonanie wyboru i oddalił się.

Minął kwadrans. Już dawno wybrałem to, co chcę zjeść i wypić. Wiedziałem, że robot ma zaprogramowane 20 minut, zanim odbierze moje zamówienie, więc zacząłem rozglądać się w lokalu. Był on parterowy, bez pierwszego piętra lub antresoli, przesycony zielenią i przyjemnym dla mnie zapachem unoszącym się w powietrzu. Za mną znajdowały się przęsła liścienne z roślinami piennymi i toaleta, a przede mną… Obserwację przerwała mi konieczność wyjścia do toalety.


Wróciłem, a robot właśnie w tej chwili ustawiał zamówione dania na stole. Skinąłem i powiedziałem „z rachunku”, co oznaczało, że należność zostanie pobrania z mojego rachunku rozliczeniowego w banku — Banku Studenckim, który prowadził rachunek rozliczeniowy na moją rzecz. Pomyślałem, że już niedługo zmienię bank, na większy i detaliczny, taki, który obsługuje większość „normalnie” zarabiających Ziemian i daje kredyty na zakup nieruchomości na zatwierdzonych planetach i zakończę współpracę z Bankiem Studenckim, który tak naprawę jest bankiem niezamożnych żaków. Robot zbliżył się do mnie, spojrzałem na niego, umożliwiając zeskanowanie siatkówki, a następnie, krótkotrwale oślepiony skanowaniem, usiadłem na miejscu. I ponownie spojrzałem przed siebie… Wpatrywałem się kilkanaście sekund, aż poczułem smakowity zapach jedzenia i zainteresowałem się zamówionym obiadem.


Zamówione jedzenie bento było doskonale ułożone i skomponowane. Odnalazłem harmonię i spokój patrząc na otwarte pudełko bento. To ułożenie — było to widać — zostało skomponowane ludzką ręką, robot nie miał tutaj dostępu. Każdy kawałek znajdował się w miejscu, który powinien zająć. Nasycałem się widokiem harmonii. Dopiero po kilku minutach obserwacji byłem gotowy do konsumpcji. Na początku kulka ryżu, następnie zjadłem mięsko i ponownie ryż, a następnie warzywa. Poprawiłem słodką kulką ryżu i zapiłem podanym napojem truskawkowym, który co prawda nie należy do japońskiego kanonu potraw, to jednak bardzo mnie — po prostu — smakuje, i dlatego zamówiłem ten napój wraz z bento. Jedzenie było pyszne. Rozkoszne i rozleniwiające. Poczułem się jak leniwiec leżący na konarze drzewa. I ponownie spojrzałem przed siebie, a nasze oczy spotkały się. Nie potrafię powiedzieć, w której chwili wstałem. Po prostu podniosłem się i podszedłem do stolika naprzeciwko. Zapytałem, czy mogę usiąść. Otrzymawszy zgodę, usiadłem i przedstawiłem się: — „Szymon”. Usłyszałem odpowiedź: — „Anna”. Oboje byliśmy ludźmi. Pomiędzy nami wywiązała się rozmowa. Patrzyłem na jej krągłe usta i ciemnobrązowe oczy. Zamarzyłem, że mogłaby znaleźć się w moich pokoju, po czym spłynęło na mnie ochłodzenie — przecież taka piękna, niezależna kobieta na pewno na inne propozycje, alternatywy, w porównaniu do nich ja… Pomyślałem: — „Nie mam najmniejszych szans!”.

Podróż

Stoję na pokładzie kapitańskim przed dokładną przestrzenną iluminacją małej części tradycyjnego wszechświata, w którym znajduje się mój statek. To znaczy, nie mój, ale ten, na którym pełnię funkcję pierwszego oficera. Po miesiącu — w ujęciu czasu ziemskiego — przywykłem myśleć o nim: „mój statek”. W pierwszym tygodniu lotu udokumentowałem wymagane 100 godzin lotu międzygwiezdnego na stanowisku pierwszego oficera i od trzech tygodni jestem kapitanem statków międzygwiezdnych, jednak na moim statku wciąż pełnię funkcję pierwszego oficera. Statek jest pod moją komendą tylko w okresie snu regeneracyjnego kapitana. Miesiąc temu Anjing wyszedł z naziemskiego portu w swój pierwszy rejs. Konstrukcja statku zajęła trzy ziemskie lata. Zastosowano najnowsze rozwiązania technologiczne i systemy. Mój statek może podróżować w przestrzeni tradycyjnej oraz w 17 na 20 przestrzeni ciężkich, osiągając szybkość przelotową dotychczas niespotykaną w cywilnych konstrukcjach statków międzygwiezdnych. Jest szybszy od 99,9% statków międzygwiezdnej służby bezpieczeństwa. Tylko pięć okrętów MSB osiąga większą szybkość przelotową i może dogonić mój statek z tym, że spośród tych pięciu statków — trzy statki nie podróżują w przestrzeni ciężkiej typu 16 i 17, ponieważ nie mają odpowiedniego napędu i konstrukcja kadłuba oraz systemy informatyczne nie pozwalają na bezpieczne podróże w tych przestrzeniach. Tak więc tylko dwa statki MSB mogłyby nas dogonić i zatrzymać.

Wychodząc w pierwszy rejs do układu Capricorna, który nie jest sygnatariuszem Konstytucji Układów Gwiezdnych Przestrzeni Tradycyjnych, mój statek został oddany pod komendę kapitana, który posiadał ponad sześćdziesięcioletnie doświadczenie zawodowe w dowodzeniu statkami międzygwiezdnymi w obszarach wszechświata pozostających poza Układem, czyli poza częścią wszechświata pozostającą pod kontrolą sygnatariuszy Konstytucji. Sześćdziesiąt lat doświadczenia, które są liczone jako lata ziemskie. Podczas rekrutacji kapitan był zaskoczony, że absolwent uczelni z tytułem inżyniera lotnictwa międzygwiezdnego i zapewnionym ustawowo awansem na stanowisko kapitana chce podjąć trzyletnią służbę poza obszarem wszechświata podlegającym Układowi Sygnatariuszy Konstytucji Układów Gwiezdnych Przestrzeni Tradycyjnych. Pytał:

— Dlaczego chce pan podjąć trzyletnią służbę cywilną na stanowisku pierwszego oficera, kiedy ma pan gwarancję zajęcia stanowisko kapitana po wylataniu 100 godzin lotu na stanowisku pierwszego oficera i pewność spokojnego, dostatniego życia na Ziemi lub jednej z planet Układu?

Odpowiedziałem, że chcę zrealizować swoje marzenie, które noszę w sobie od dzieciństwa: chcę poznać planety poza Układem, często w ogóle nieznane, ich mieszkańców, stosunki gospodarcze, polityczne i społeczne. Jestem ich ciekawy.

— Nie chce pan zarabiać pieniędzy?

— Chcę, jeżeli zdarzy się taka sposobność. Poza tym będę miał przecież pensję pierwszego oficera comiesięcznie deponowaną w Banku Ziemi przez armatora. Po upływie trzech lat i powrocie na Ziemię będę więc posiadać majątek, który z całą pewnością umożliwi zakup niewielkiej nieruchomości na wybranej planecie Układu lub poza nim. Nie wszystko osiąga się od razu. To i tak dużo, jak po pierwszym rejsie.

Przedstawiciel armatora był zachwycony. Po raz pierwszy zdarzyło się, aby okręt, którego port docelowy znajdował się daleko poza Układem, mógł wylecieć z „zapasowym” kapitanem. Przedstawiciel doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po symbolicznym wylataniu 100 ziemskich godzin lotu międzygwiezdnego, na pokładzie będzie już dwóch w pełni uprawnionych kapitanów, a moje uprawnienia ograniczę na własne życzenie zgodnie z przyjętą funkcją pierwszego oficera. Jednak w przypadku sytuacji awarii, katastrofy lub innej przyczyny, np. związanej ze zdrowiem nie najmłodszego już kapitana, zgodnie z przepisami mogę zastąpić kapitana statku na jego stanowisku, tymczasowo lub na stałe do końca rejsu, a okręt cały czas będzie fachowo dowodzony.

Kapitan, po krótkiej naradzie z przedstawicielem armatora, zabrał głos.

— Dobrze. Zatem witam w drużynie. Będzie pan moim pierwszym oficerem. Zastępcą i prawą ręką, a po wylataniu 100 ziemskich godzin, czyli po dotarciu do rogatek Układu w okresie pierwszego miesiąca, statek na czas odprawy będzie oddany pod pana wyłączą komendę, w przyszłości będzie pan dowodził we wszystkich okresach planowanego tymczasowego wybudzenia części załogi. Jak powiedziałem, pierwsze częściowe wybudzenie załogi na granicy Układu. To tam będzie pan dowodził podczas odprawy bezpieczeństwa, a ja będę znajdował się w śnie regeneracyjnym. Jednak kiedy będziemy razem wybudzeni, jednocześnie, proszę pamiętać, ja dowodzę statkiem, a pan jest pierwszym oficerem.

— Oczywiście. Tak jest panie kapitanie!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.28
drukowana A5
za 12.05