Po ludzku
Seksualnie, proszę Pana
Seksualnie, proszę pana
O na literkę F imieniu
To jest tak
Jak Rupi Kaur wyraził
W „Mleku i miodzie”
Na samą myśl o panu
„Rozstawiam nogi
Jak sztalugi z płótnem
Błagając o sztukę”
Seksualnie, proszę pana
To jest tak
Ze napajam się każdym detalem
Pana mimiki i ruchów
Gdy moje własne palce myszkują
W kieszonce pełnej zmysłów
Tam widzę pana na ekranie
Wie pan
Na ekranie w mojej głowie
Ten ekran
Ma szeroką skalę
Seksualnie proszę pana
Myślę już gdy pana widzę
Za sklepową ladą
Pan się tak uśmiecha
A ja spuszczam oczy
I układam usta w dziób
I udaję
Że żadnego ekranu
Zupełnie nie ma
A jeśli jest to nadaje
Jakiś mądry dokument
Co z biologią jednak
Niewiele ma wspólnego
Seksualnie, proszę pana…
Wie pan
Mogę zaakceptować
Że jestem istotą seksualną
Że chcę pana pędzel umaczać w farbie
Ciekawa ta sztuka
I całkiem święta
Choć tak
Niechrześcijańska
Ich dwóch
Jesteś jeden
Czy jest was dwóch
W skórze i tkankach
Jednego człowieka
Twoje oczy — dwa kolory
A dominuje kolor bursztynu
Który odbija
Czasem
Tak wielką, głęboką wrażliwość
Co dotyka tej mojej
Ledwie chwil parę potem
Nie widzę nic
Jakbym patrzyła
W niefortunnie oddający
Oczy ludzkie
Rysunek na papierze
Kim jesteś, piękny chłopcze?
Przyciągasz mnie
Jak magnes
I chcę z Tobą
W Tobie
Odnaleźć
Odnaleźć…?
Chyba nie wiem, czego szukam
Może nawigacji
Tego, co pozwoli mi ułożyć tych dwóch
Tak innych — w całość
Chcę do Ciebie
W tym samym momencie
Pragnę tylko uciekać
Zepchnąć nas
W niebyt
Czy z ran w myślach dotykam ust Twoich?
Gwiezdna drobino
Chcę cię wysłuchać
Gwiezdna drobino
Co blaskiem światła
Na ziemi osiadłaś
Schowałaś się w gąszcze ostre
Tak delikatna
Krucha
W obawie, by nie zostać zdeptana
Ludzką nieuwagą
I pośpiechem
Byś nie rozpadła się w proch
Ludzkim krzykiem
O nic
By nie nazwano Cię sobą — wyklętym
Bo się wyklęło — siebie
Boisz się sama
Że znów uwierzysz
W z bólu opowieść o świecie
I zaczniesz krzywdzić swe ciało
Swą duszę
Znanym nam spektaklem
„To on, ten zły, winny i głupi”
W jednym
Chcę Cię wysłuchać gwiezdna drobino
Przyjdź do mnie
Zaufaj
Zrobimy akt nowy
Gdzie wybrana króluje
Miłość
Chcę Cię wysłuchać gwiezdna drobino
Czy płaczesz?
Płacz
Masz prawo
Ja jestem
I Cię nie zostawię
Trzymam twą rączkę małą
I patrzę w twe oczy
Widzę Cię
Gwiezdna drobino
Ma gwiezdna drobino
Zasługujesz na wszystko w tym świecie
Ty — paleto kolorów jesiennego liścia
Ty — wód głębino
Śpiewie słowika
Ty — tak chciana przez Boga
Że dał Ci — życie
Nogi chodzą, serce bije
Dla tych co przyjdą tu kiedyś
Colosseum
Symbol pychy
Zmienia mój chód
Lecz to nie mój
Wiem już co czuliście
Podążając na rozrywkę
Myślałam — cierpienie tu spotkam
I ból wielki
Lecz nie, Boże, ile tu pychy
Tak wiele
Że tylko ją
Czuję
Oglądam arenę
Przez niewidoczną woalkę pychy
Patrzę czyimś okiem
Wielością oczu
Już wiem, co czułeś
Dziękuję za spotkanie
Tak się stapia człowiek sprzed lat
Z człowiekiem czasów obecnych
Jeden człowiek
Gdy przeszłość i przyszłość
Istnieją jednocześnie
I gdy dziś z wczoraj się bierze
Wiem najlepiej jakim chcę być człowiekiem
Dla tych co są
I co przyjdą tu kiedyś
Pompeje
Co mieszka w murach Pompejów?
Cisza — w bezczasie
Akceptacja — dla ciszy
Zatrzymanie — w akceptacji
Bezczas — dla bycia
W murach Pompejów
Mieszka śmierć i życie
Jak się czuję, że czas nie istnieje
I że wszystko tu martwe
A wciąż żyje?
Odpowiem — wspaniale.
Zatrzymały mnie
W bezczasie
Smutku i melancholii
Niesionymi wiatrem
Zatrzymały mnie
Mury Pompejów
Energia starożytnego miasta
I telefon się zepsuł
Nie ma godzin żadnych
I „zepsuła” się
Opuchła noga
Nie mogę iść
Choć miesiącami
Byłam jak dziecięcy bączek
Tak zatrzymały mnie
Mury Pompejów
I tylko oddycham
Bez myśli
Trochę „zepsuta”
Trochę martwa i trochę żywa
Jestem murami miasta
W dół uśpionego Wezuwiusza
Gdzieś za oparciem
Dusznego autokaru
Siedziały anioły
Rozpoznałam je po głosie
Dusza rozpoznała
Śląc mi w serce — spokój
Wspinałam się wulkanem
I już przy kraterze
Traciłam oddech
Płuca się zapadały
Upadnę
Upadnę
Zaraz
Wtem obudził mnie głos anioła
Niewinnym i prostym pytaniem
Wyrwał z letargu
Z pułapki własnego ciała
Patrzyłam jak suną przede mną
W dół uśpionego Wezuwiusza
I wdzięczność w mym sercu nastała
I czułość
Bo człowiek aniołem
A anioł człowiekiem
Bogiem
I jego ramieniem
Plecie Bóg nasze losy
Gotowy, by być
W drogach i w górę i w dół
Kocham, dziękuję
Jesteśmy dla Ciebie
Dla Ciebie umieramy
I zmartwychwstajemy
Twe anioły, twe dzieci
Na Wezuwiuszu dróg człowieczych
Czy jeszcze kiedyś upadnie Herkulanum?