E-book
14.18
drukowana A5
63.96
drukowana A5
Kolorowa
96.4
Guwernantka z hrabstwa

Bezpłatny fragment - Guwernantka z hrabstwa

Tom I Część Pierwsza


Objętość:
423 str.
ISBN:
978-83-8221-846-6
E-book
za 14.18
drukowana A5
za 63.96
drukowana A5
Kolorowa
za 96.4

Słowo od autora

Agata Duma ur. 23.07.1994 r. w Radomiu — poetka młodego pokolenia. W latach 2014 — 2017 został wydany jej debiutancki tom poezji pt. „Uzależniona”. Tytuł składa się z trzech części i edycji specjalnej. W publikacji znalazły się poematy i wiersze o tematyce refleksyjnej. Zostały również włączone do tytułu autorskie rysunki oraz złote myśli, które wyrażając to co określa każdy utwór. W 2018 r. została opublikowana powieść o nazwie „Hacjenda Bermudez”. Historia opowiada o losach wielopokoleniowej rodziny, która mieszka od lat we wspólnej hacjendzie. W 2018 r. została również wydana baśń dla dzieci „Zatrute Serce”. To opowieść o dwóch siostrach, które mieszkają w małej wiosce. Do wydania zostały również włączone autorskie rysunki. Pod koniec 2019 r. został wydany drugi autorski tom poezji, zatytułowany „rosyjsko — tatarskie BRZMIENIE”. W tym zbiorze poematy i wiersze są określane jako: fuzja poetycka, która czerpie korzenie ze wschodniej tradycji. Z początkiem 2020 roku została wydana druga baśń dla dzieci „Zakręta Dolina”. To opowieść o młodej dziewczynie, która została wychowana przez czarownice w leśnej chatce. Wydanie również zostało zilustrowane autorskimi rysunkami.


więcej informacji:

www.agatadumacrazylife.wordpress.com

Wstęp

„Guwernantka Z Hrabstwa” — to powieść napisana w 2020 roku. Tytuł składa się z dwóch tomów, które zostały jeszcze podzielone na pierwszą i drugą część. Akcja toczy się w XIX wieku w Carskiej Rosji, jeszcze przed reformą uwłaszczeniową chłopów. Opowiada historię młodej i utalentowanej pianistki. Olena Makarediewa to dwudziestoletnia dziewczyna, która nic nie wie o swoim pochodzeniu. Została wychowana przez petersburskiego arystokratę, który zapewnił jej dobre wykształcenie. Od najmłodszych lat pobierała naukę gry na fortepianie u słynnego profesora muzyki, Bonifata Aristowa. Jej los nagle odmienia się gdy dobroczyńca dziewczyny, Akim Nobodiew umiera, a jego żona Anna sprzedaje cały majątek Hrabiemu Worczewskiemu. Od tej chwili Olena musi porzucić dotychczasowe życie i zamieszkać na wsi. Ponowne spotkanie z dawnym nauczycielem gry na fortepianie może okazać się kluczem do odkrycia pochodzenia dziewczyny, a skrywane tajemnice mogą w końcu ujrzeć światło dzienne..

To opowieść o pięknej i szlachetnie wykształconej damie, która była podziwiana i uwielbiana przez wszystkich, ale nigdy przez nikogo nie kochana. Teraz kiedy Olena jest zdana tylko sama na siebie, to czy znajdzie sprzymierzeńca, który się za nią wstawi..


Nigdy wcześniej nie myślałam, że będę chciała poruszyć ten temat, dlatego pisałam tą opowieść z pewnym przesłaniem. Są czasem takie chwile w naszym życiu kiedy za wszelką cenę dążymy do szczęścia. Uszczęśliwiamy siebie samych raniąc przy tym pozostałych ludzi. Zaspakajamy własne potrzeby, obdarzając na siłę miłością, nie licząc się z tym, że uczucia innych mogą się różnić od naszych. Stajemy się bardzo nieczuli. Trudno powiedzieć co tak naprawdę możemy wtedy czuć. Zazwyczaj ogarnia nas egoizm, a za okruchy prawa do wolności jesteśmy w stanie tak naprawdę zrobić wszystko. Nie zważając na to czy to jest dobre czy złe ani do czego może to doprowadzić.


Guwernantka Z Hrabstwa, to historia, która przedstawia jak decyzja dwóch osób może negatywnie wpłynąć na pozostałe otoczenia, raniąc i zadając ból. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że nasze wybory dosięgają nie tylko nas. Musimy pamiętać, że nie możemy myśleć tylko o sobie.

Nigdy nie myślałam, że kiedyś napiszę historię, która będzie przedstawiać losy rodzin, których akcja toczy się  jeszcze przed reformą uwłaszczeniową, ale to nie znaczy, że te tematy nie są ważne - wręcz przeciwnie. Ta historia przedstawia jak czasem decyzje innych ludzi wpływają na nasze życie.

20.11.2020 r. Agata Duma.


Tobie Jednemu


Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie

Jestem gotowa stanąć naprzeciw strachu

Nie upadnę zanim zgasną światła,


Zamykam się w tym zmiennym losie

Próbuję otworzyć oczy i usłyszeć szept

Przede mną jest jeszcze wiele samotnych nocy..


Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.


Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie.

Rozdział 1

Rosja. XIX wiek. Petersburg

Pałac Nobodiewów

Duży, przestronny pokój w jasnych odcieniach. Na szafkach przy drzwiach stał regał z pamiątkami oraz figurkami ozdobnymi. Pośrodku pomieszczenia znajdowało się okno z lekko przysłoniętymi zasłonami. Z tego okna wpadało światło, które rozświetlało całe pomieszczenie. Na wprost stał fortepian o ciemnych barwach, przy którym siedziała młoda, ładna dziewczyna około dwudziestego roku życia. Miała na imię Olena Makarediewa, delikatna szatynka z lekko upiętymi włosami, ubrana w długą i ciemną, ale skromną suknię. Siedziała przy fortepianie, przy którym grała. Spokojna melodia rozchodziła się po całym pokoju. Od czasu do czasu zerkała na nuty, a potem zaraz na klawisze. Chwilami coś rozpraszało jej uwagę i jej wzrok utkwił na prawym rogu fortepianu, tam gdzie stało zdjęcie starszego pana w ładnej ramce, która była przyozdobiona czarną wstążką. Była to fotografia starszego mężczyzny o wyrazistych konturach twarzy. Zaraz opanowywał Olenę spokój i dalej dziewczyna skupiała się na wykonywanym utworze. Następnie coś znowu rozproszyło jej uwagę, Olena przestała grać. Spojrzała w okno, przez które dochodziły odgłosy rozmów przechodniów, którzy kręcili się petersburską ulicą. Olena wstała od fortepianu i podeszła do okna, przez które wyjrzała. Był ładny, pogodny poranek. Przed bramą pałacu stał młody szlachcic. Mężczyzna był po trzydziestym roku życia, blondyn o jasnych konturach twarzy. Nazywał się Ivan Nobodiew, syn Akima Nobodiewy, właściciela pałacu, który miesiąc temu zmarł na atak serca. Olena przez chwile przyglądała się mężczyźnie, który stał odwrócony do niej tyłem. Rozmawiał z kobietą w średnim wieku, która trzymała małą parasolkę. Dama miała na sobie suknie w kolorze blado różowym. Kobiecie towarzyszył szlachcic w dużym, ciemnym kapeluszu na głowie i w surducie. Ivan nagle obejrzał się za siebie i spojrzał w okno Oleny, w którym dostrzegł dziewczynę. Na jego twarzy pojawiło się niewielkie zmartwienie przeplatane uśmiechem. Ivan zamyślił się i ponownie odwrócił się w kierunku rozmówców. Nagle w pokoju dziewczyny rozległ się hałas otwierających się drzwi, które lekko skrzypiały. Olena odwróciła się i zobaczyła jak do środka wchodzi starsza kobieta z przewiązaną białą chustką na głowie. Nie była to staruszka, ale raczej kobieta po sześćdziesiątym roku życia o pulchnych kształtach, ale zawsze miała dobre serce. Kobieta trzymała tace z ciepłym posiłkiem, była to Nana, mamka Oleny, a zarazem kucharka w pałacu Nobodiewów. Olena delikatnie uśmiechnęła się do kobiety. Nana wchodząc do środka w jednej chwili odwróciła się i spojrzała na zdjęcie w ramce i zaraz potem na Olenę. Podeszła do niej i położyła tace na okrągłym stoliku, który stał w lewym rogu pod oknem. Olena usiadła na łóżku, które stało obok okna. Nana zbliżyła się do dziewczyny, podała jej garnuszek ciepłej herbaty i usiadła obok niej.

— Smutno ci? — Zapytała mamka.

— Trudno się teraz przyzwyczaić do tej ciszy. — Odrzekła Olena ze smutkiem w głosie.

— Nam wszystkim brakuje teraz naszego Pana Akima Nobodiewy, dobry był z niego człowiek. — Odparła Nana patrząc na dziewczynę.

— Mamko, tak się zastanawiam jak teraz będzie. Boję się, że będzie mi go bardzo brakować. Minął już miesiąc, a ból nie znika. — Odrzekła Olena.

— Nie martw się, jakoś to będzie. — Pocieszała dziewczynę mamka, głaszcząc Olenę po głowię.

— Nie był moim ojcem, ale po części jakby nim był. Był zawsze, a teraz go nie ma.

— Nie myśl o tym teraz. Zjedz coś. — Stwierdziła Nana.


***

Chwile później Olena wyszła ze swojego pokoju i poszła do gabinetu Akima, w którym nikogo nie było. Przez pomieszczenie przechodziła tylko cisza. Olena powoli weszła do środka i oparła się o ścianę, było jej naprawdę smutno. Do jej oczu napływały łzy, chociaż starała się to ukryć. Ostrożnie kręciła się po pustym pomieszczeniu, przyglądając się ścianą, które dobrze znała, a wydawało się jej jakby widziała to wszystko jak za pierwszym razem. Na ścianach wisiały pojedyncze obrazy. Olena dokładnie przyglądała się im, a później zerknęła na biurko, przy którym Akim często przesiadywał. Serce dziewczynie łamało się. Nagle do gabinetu wszedł Ivan Nobodiew, Olena słysząc hałas odwróciła się w kierunku szlachcica. Spojrzała na mężczyznę, a mężczyzna na nią.

— Wiem, że tobie też jest trudno. — Odezwał się Ivan jako pierwszy.

— Ty masz gorzej, to był twój ojciec, a mnie tylko wychował. — Stwierdziła Olena.

— Ale kochał cię jak córkę. — Przyznał mężczyzna.

— Trudno się pogodzić z jego odejściem. — Dodał po chwili Nobodiew.

— Wiem, że może to nie najlepsza chwila, ale chciałam zapytać co teraz będzie ze mną? — Zapytała niepewnie Olena. Ivan ciężko westchnął.

— Nie mogę podjąć żadnej decyzji o twoim losie, musisz zaczekać aż przyjedzie moja matka. To ona zdecyduje. — Odpowiedział Ivan.

— Dobrze. — Przytaknęła młoda kobieta.

— Wiadomo już kiedy Pani wraca z pobytu na wsi? — Zapytała Olena.

— Na razie nie było żadnej wiadomości, ale minął już miesiąc, sądzę, że na dniach wróci. — Przyznał Ivan. W tym czasie do gabinetu wszedł lokaj, ładnie przystrojony starzec ze siwizną na głowie. Zerknął na dziewczynę i podszedł do Ivana.

— Właśnie przyszedł list. — Rzekł lokaj przekazując list mężczyźnie. Ivan otworzył kopertę.

— To od mojej matki. — Stwierdził młody mężczyzna.

— Tak.. Piszę coś ciekawego? — Zapytała niepewnie dziewczyna.

— Wraca dziś. — Stwierdził Ivan.

— To dobrze. — Przytaknęła Olena.

— Dziękuję ci, możesz odejść. — Odparł Ivan zwracając się do lokaja, który za pozwoleniem wyszedł z gabinetu. Olena podeszła bliżej do Ivana.

— Skoro nie ma jeszcze Pani, to czy mogę z Nataszą wybrać się do miasta? — Zapytała z grzecznością dziewczyna. Ivan delikatnie uśmiechnął się.

— Oczywiście. — Odrzekł mężczyzna. Olena wyszła z gabinetu.

Petersburg Cmentarz Wołkowski

Jeszcze przed południem nagle na chwile na niebie pojawiły się ciemne chmury i wiatr się zerwał. Dwóch mężczyzn w jednej alejce na cmentarzu Wołkowskim w Petersburgu stało nad drewnianą trumną gdzie właśnie chowali do grobu księcia Michaiła Wieruszyckiego. Wokół mogiły nie było dużo zebranych ludzi. Stała tylko żona księcia, księżniczka Tamara Wieruszycka. To kobieta jeszcze przed trzydziestym rokiem życia. Brunetka z wyrazistym spojrzeniem o ciemnej barwie oczu. Ubrana w długą, strojną żałobną suknie, kobieta wydawała się być pogrążona w rozpaczy. Co chwile ocierała czarną chusteczką łzy ze swojej twarzy. Księżniczce towarzyszył jej nierozłączny przyjaciel. Młody porucznik, szlachcic Simon Danoszdiew, szatyn o brązowym spojrzeniu. Spoglądał co chwile na księżniczkę, gdy batiuszka z pobliskiej Cerkwi właśnie kończył odmawianie modłów pożegnalnych. Simon podszedł do Wieruszyckiej i stanął obok niej.

— Księżniczko.. — Zawołał Danoszdiew. Tamara spojrzała na młodego szlachcica i nagle zaprzestała płakać.

— Dlaczego chciała Pani pochować właśnie na tym cmentarzu księcia? — Zapytał Simon.

— To cmentarz dla ubogich. Wieczorami bywa tu niebezpiecznie, stada wilków się tu zakrada. — Wspomniał Simon. Wieruszycka spojrzała na młodego mężczyznę.

— Po tym co zrobił mój mąż, książę Michaił nie zasługuje, aby chować go w bardziej przyzwoitym miejscu. — Stwierdziła surowo księżniczka.

— Dlaczego książę się zastrzelił? — Zapytał z ciekawością szlachcic.

— Nie wiem. — Odparła księżniczka.

— Niewiele osób przyszło na ceremonię. — Przyznał Simon.

— Tym lepiej. — Odparła szeptem księżniczka, która rozglądała się po cmentarzu, ale nie dostrzegła żadnej znajomej twarzy.

— Lepiej, że nikt nie wie o jego samobójstwie. — Zwróciła się do szlachcica księżniczka.

— Rozumiem, jest Pani ciężko. — Przyznał Simon. W tym czasie mężczyźni skończyli już grzebanie trumny, a batiuszka podszedł do Tamary Wieruszyckiej, pobłogosławił kobietę.

— Córko, bądź teraz silna. — Rzekł starzec, który zaraz wyszedł z cmentarza. Simon spojrzał się na parobków, do których podszedł.

— To wasza zapłata, idźcie precz. — Odparł Danoszdiew, który wyjął z kieszeni 100 rubli i dał chłopom. Parobkowie ukłonili się szlachcicowi.

— Dziękujemy Panie. — Rzekł jeden z mężczyzn.

— Niech Bóg da Panu zdrowie i szczęście. — Wtrącił się drugi mężczyzna i po chwili parobkowie wyszli z cmentarza. Simon jeszcze raz spojrzał na księżniczkę Wieruszycką, która wydawała się być zamyślona.

— Niech Pani na chwile zapomni o bólu i stracie. — Odezwał się Simon. Wieruszycka zerknęła na szlachcica.

— Proszę się nie martwić, to nie zwróci życia Pani mężowi. — Dodał Danoszdiew.

— Panie Simonie.. — Zaczęła Wieruszycka, która podeszła bliżej młodego mężczyzny.

— Chciałam prosić, aby nikomu Pan nie wspominał o samobójstwie księcia. — Rzekła księżniczka.

— Oczywiście, rozumiem. — Przytaknął Danoszdiew.

— Ale w końcu i tak się wszyscy dowiedzą, że nie żyję. — Przyznał smutno młody mężczyzna.

— To zrozumiałe. Długo nie da się tego ukrywać, ale proszę nie mówić nikomu, że sam się zastrzelił. — Rzekła Wieruszycka.

— Oczywiście, jak Pani sobie życzy, księżniczko. — Dodał Simon.

— Ale przecież prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. — Skomentował szlachcic.

— Tak, ale śmierć mojego męża będzie przyćmiona. Petersburg wciąż jeszcze żyje nagłym odejściem Akima Nobodiewy. — Odparła Tamara Wieruszycka.

— Chodźmy.. — Zawołał Danoszdiew.

— Pewnie Pani zmarzła. Mamy wczesne lato, a dziś dzień taki chłodny. Powinna Pani napić się filiżankę ciepłej herbaty. — Dodał szlachcic, który wziął pod swoją rękę księżniczkę Wieruszycką. Obydwoje zmierzali w kierunku wyjścia z cmentarza.

Petersburg

W tym czasie Petersburską ulicą przejeżdżała dorożka z woźnicą. W dorożce siedziało dwóch mężczyzn. Jeden z nich był ubrany elegancko z dużym kapeluszem na głowie. Był to Kondratij Worczewski, mężczyzna po czterdziestym roku życia, zamożny ziemianin z powiatu sąsiedniego. Hrabia od czasu do czasu zerkał na swój duży sygnet, który nosił na małym palcu u lewej dłoni. Na przeciwko niego siedział Kazimir, zarządca Worczewskiego. Starzec po pięćdziesiątce z wyraźnym niezadowolonym wyrazem twarzy. Patrzył na mijający tłum, Worczewski też od czasu do czasu oglądał się raz na lewą, a raz na prawą stronę. Zerknął na Kazimiera.

— Coś ty taki niezadowolony? — Zapytał Worczewski. Kazimir tylko delikatnie pokręcił głową, żeby nie rozgniewać swojego Pana.

— Nic, Panie, ale tak długo jedziemy, że może zrobimy jakiś postój? — Zapytał nieśmiało zarządca.

— Chcesz postój? — Zdziwił się Worczewski. Kazimir tylko spojrzał na swojego Pana pytającym wzrokiem.

— Dobrze niech będzie. — Odpowiedział szlachcic, który machnął ręką.

— A może Pan zmęczony? To zajedziemy i coś zjemy? — Zapytał Kazimir, Worczewski spojrzał tylko na zarządcę, ale Kazimir nie czekał na odpowiedź swojego Pana i dalej rzekł:

— Tu zaraz, przy rynku jest dobra restauracja. Dobre jedzenie podają. — Stwierdził Kazimir.

— Skąd wiesz? — Zapytał Kondratij zerkając na zarządcę.

— Tak ludzie mówią. — Wyszeptał półtonem zarządca z zawstydzeniem.

— Niech będzie. — Stwierdził Worczewski.

— Skręcaj.. — Zawołał na głos Kazimir i woźnica skręciła w lewą stronę. Powóz zatrzymał się przed restauracją. Worczewski wysiadł z dorożki, a zaraz za nim Kazimir. Obydwaj mężczyźni weszli do środka. W małej, cichej restauracji Worczewski rozejrzał się wokoło, wyraz twarzy miał niezadowolony, za nim już stał zarządca. Worczewski odwrócił się do Kazimiera i groźnym wyrazem twarzy spojrzał na zarządcę, który tylko skulił się widząc zdenerwowanie swojego Pana.

— Gdzieś mnie przywiózł? — Burknął Worczewski.

— To jest kawiarnia, w dodatku salonik poezji. — Dodał hrabia.

— To najlepsze miejsce w Petersburgu. — Rzekł Kazimir.

— Tak mówią. — Dodał po chwili zarządca.

— Kto tak mówi? — Pytał zdenerwowany mężczyzna trzymając zarządcę za fragment ubrania. Hrabia lekko nim potrząsał.

— Wiem to od chłopów, jak wrócimy zedrę z nich skórę. Za te kłamstwo. — Zapewnił Kazimir. Worczewski puścił zarządcę i odwrócił się w prawą stronę. Nagle mężczyzna dostrzegł wśród tłumu piękną, młodą Olenę Makarediewę, która witała się ze starszym, okrągłym mężczyzną, był to Władimir Koroniew.

— Idź i zajmij jakiś stolik, zamów co chcesz. — Rzekł Worczewski.

— Dobrze Panie. — Odparł Kazimir, który zniknął z oczu szlachcica. Worczewski wciąż stał i patrzył w lewą stronę sali i nie spuszczał wzroku z młodej damy. Za Oleną stała jej pokojówka Natasza, również młoda dziewczyna z długim ciemnym warkoczem oraz z promiennym uśmiechem na twarzy. Koroniew podawał Olenie książkę autorstwa Tarasa Szewczenko. Dziewczyna dokładnie przyjrzała się okładce oraz autorowi i spojrzała na starca.

— Pan wie, że nie czytam romansów. — Rzekła Olena.

— Ale to nie taki zwykły romans. — Odpowiedział z zadowoleniem Koroniew. Dziewczyna tylko delikatnie uśmiechnęła się z niechęcią.

— Dobrze, może się skusze. — Stwierdziła Olena. Nagle twarz dziewczyny posmutniała co zauważył to Koroniew, który od razu domyślił się przyczyny jej smutku.

— Widzę, że jest wciąż Pani smutno. — Odparł mężczyzna.

— Proszę nic nie mówić o bólu. — Prosiła dziewczyna.

— Wiem co Pani chodzi po głowię, brakuję Pani naszego wielkodusznego Akima. — Rzekł Koroniew.

— Proszę nic o nim nie wspominać, jeśli nie chce Pan, żebym się rozpłakała i to przy wszystkich. — Stwierdziła Olena.

— Brakuje mi bardzo mojego dobroczyńcy. Nikt z jego nagłym odejściem nie potrafi się pogodzić. — Dodała dziewczyna, a z twarzy Nataszy również zniknął promienny uśmiech.

— Oczywiście. — Rzekł mężczyzna opuszczając wzrok na podłogę. Nagle ponownie spojrzał na Olenę.

— A co tam słychać u Pana Simona Danoszdiewa? — Zapytał starzec.

— Nie mam żadnych nowych wiadomości. — Odparła dziewczyna.

— Jestem bardzo ciekaw jakie to interesy Pan Simon załatwia z księżniczką Tamarą Wieruszycką, podobno często ją odwiedza. — Przyznał Koroniew. Olena spojrzała na mężczyznę z lekkim zaskoczeniem.

— Nie wiedziałam, że Pan Simon odwiedza księżniczkę Wieruszycką. — Odpowiedziała Olena.

— Tak. I to dość często, tym bardziej, że Księżniczka Tamara jest niezwykle interesowna, teraz zwłaszcza gdy została wdową. — Odparł Koroniew.

— Księżniczka Wieruszycka owdowiała? — Zapytała Olena z zaskoczeniem.

— Tak. W tym tygodniu zmarł jej mąż. W Petersburgu mówią, że sam się zastrzelił, ale do końca nikt nie wie jak tam było. — Odrzekł starzec.

— Rozumiem. — Przytaknęła dziewczyna, która chciała już odejść gdy nagle Władymir ją zatrzymał.

— Poznała może już Pani mojego bratanka Dymitra? — Zapytał Koroniew.

— Nie miałam jeszcze przyjemności. — Odrzekła Olena patrząc na starca.

— To szkoda, ale za to nic straconego. Będzie tu dziś. — Odparł Koroniew.

— To może mi Pan go przedstawi? — Zaproponowała Olena.

— Z najwyższą przyjemnością. Pewnie włączy się do dyskusji. — Rzekł mężczyzna zmiennym tonem.

— To później utnę sobie z nim krótką rozmowę. — Stwierdziła Olena i razem z Nataszą odeszły od Koroniewa. Obydwie Panie przeszły obok Kazimiera, który siedział już przy stoliku. Po drodze minęły hrabiego Worczewskiego, który przez ten krótki moment przyjrzał się dobrze młodej Olenie Makarediewie. Dziewczyna nie zwróciła uwagi na zamożnego szlachcica. Olena spiesząc się do saloniku poezji, który był w sali obok nagle zgubiła książkę, którą przed chwilą wręczył jej Koroniew. Worczewski widząc zgubiony przedmiot podszedł i podniósł książkę. Udał się za Oleną i stanął tuż za nią, dotknął delikatnie jej lewego ramienia, dziewczyna niczego nie spodziewając się odwróciła się do szlachcica przestraszonym wzrokiem.

— Przepraszam, nie chciałem Pani wystraszyć. — Odparł Worczewski. Wzrok Oleny złagodniał.

— Nic, nie szkodzi. — Przyznała Olena.

— Zgubiła Pani książkę. — Rzekł hrabia.

— Tak, dziękuję, że Pan zauważył. — Odparła Olena.

Worczewski zanim oddał dziewczynie książkę przyjrzał się uważnie okładce.

— Nie znam tego autora. — Stwierdził szlachcic.

— Ja też nie, ale to podarunek, więc nie wypadało mi odmówić. — Odparła dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Przyszedł Pan do saloniku? Nigdy wcześniej Pana tu nie widziałam. — Zapytała dziewczyna.

— Jestem tylko przejazdem, ale żałuję, że wcześniej tu nie zaglądałem. — Stwierdził hrabia, któremu błyszczały oczy.

— Będzie Pan uczestniczył w dyskusji? — Zapytała z dociekliwością dziewczyna.

— Bardzo bym chciał, ale obawiam się, że obowiązki mi na to nie pozwolą. — Rzekł szlachcic uśmiechając się do dziewczyny. W tym czasie podszedł do nich mężczyzna około pięćdziesiątego roku życia, ładnie na jasno ubrany o kasztanowych włosach, Pan Walentin Wołgier, który zazwyczaj recytował poezje w saloniku. Mężczyzna delikatnie ukłonił się towarzystwu, a Olena widząc znajomą twarz uśmiechnęła się okazując tym zadowolenie. Hrabia spojrzał na dziewczynę i zaraz na Wołgiera.

— Widzę, że Pani Olena już jest. — Stwierdził uroczo mężczyzna.

— Jak zawsze. — Odrzekła dziewczyna. Olena wyjęła ze swojej małej torebki papier, który był zwinięty w rulonik oraz przewiązany czerwoną wstążką i podała go Wołgierowi.

— Czy będzie Pan tak miły i zechce to odczytać? — Zapytała dziewczyna. Mężczyzna zerknął na zapis, który podała mu Olena. Walentin w jednej chwili zaczerwienił się, a z twarzy Oleny nie znikało dobre samopoczucie. Wołgier pokręcił tylko głową.

— Proszę, to już naprawdę ostatni raz. — Zapewniła dziewczyna, a Natasza, która stała obok delikatnie uśmiechała się.

— Ciekawe kto mnie będzie bronił jak mnie przez Panią powieszą na Carskim dworze? — Zapytał z ironią i z nieuzasadnionym niezadowoleniem Wołgier.

— Ja Pana będę bronić. — Zapewniła Olena.

— Ale to już ostatni raz, tak? — Pytał dalej Walentin.

— Oczywiście, że ostatni. — Zapewniła z uśmiechem na twarzy Olena.

— Dobrze. — Rzekł w jednej chwili Wołgier i odszedł od towarzystwa. Olena spojrzała na Worczewskiego.

— Wie Pan.. Coraz trudniej jest Pana Wołgiera przekonać do czegokolwiek. — Stwierdziła dziewczyna. Worczewski na sugestie dziewczyny uśmiechnął się.

— Ale i tak się Pani udaje postawić na swoim. — Przyznał Worczewski.

— Skoro nie może Pan zostać, to muszę się z Panem pożegnać. — Rzekła Olena.

— Mam zamiar uczestniczyć w tej dyskusji. — Dodała po chwili i odeszła. Worczewski patrzył jak Olena znika w tłumie, westchnął z zadowoleniem.

— Ciekawe kim jest ta dziewczyna. — Pomyślał hrabia.


***

Olena weszła do drugiej sali, w której zebrał się już tłum literatów i wolnomyślicieli. Wszyscy siedzieli wokół sali, tylko niektórzy pili alkohol oraz palili cygara. Olena rozejrzała się po całym pomieszczeniu i zajęła wolne miejsce na krześle, które stało niedaleko drzwi. Za nią usiadła Natasza w kącie tak, żeby nie rzucać się w oczy zgromadzeniu. Wołgier wyszedł na środek sali i ukłonił się wszystkim zgromadzonym. Olena przyglądała się mu z dociekliwością, posyłając mężczyźnie delikatne spojrzenia wypełnione ciepłem. Wołgier spojrzał raz na lewą, a raz na prawą stronę, wyciągnął ręce do zgromadzenia i otworzył usta:

I co? Wy tu wszyscy kochacie?

Jak kochacie? Z pogardą i zawstydzeniem,

A może z Boskiej Woli? Jak kochacie?

Z obłudą przez nienawiść aż do morza białego,

A może jeszcze dalej?

Kiedy Wy kochacie?

Kiedy na niewinnych podnosicie rękę i krew przelewacie?

Jak Wy kochacie?

Cytował tak fragment poematu, który napisała Olena, dziewczyna tajemniczo uśmiechała się do Wołgiera, a mężczyzna posyłał jej również ciepłe spojrzenie. Po zakończonej recytacji poematu w sali było słychać tylko głośne brawa. Olena razem ze wszystkimi wstała z krzesła okazując Wołgierowi zadowolenie. Następnie do dziewczyny zbliżył się młody szatyn ubrany w odcienie barw koloru szafirowego.

— Ciekawe kto mu pisze te wszystkie przemyślenia? — Zapytał mężczyzna.

— Nie podobają się Panu? — Zapytała niepewnie dziewczyna.

— Nie o to chodzi. Są mocne. Nie wydaje mi się, że mogą być jego. — Stwierdził mężczyzna.

— Ważne, że budzą zainteresowanie. — Odparła Olena. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę.

— Przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Dymitr Koroniew.

— Ach, słyszałam już coś o Panu. — Stwierdziła Olena.

— Tak, a co takiego? — Zapytał z zaciekawieniem Dymitr.

— Znam Pańskiego wuja, rozmawiałam z nim chwile wcześniej. — Odrzekła Olena.

— Rozumiem, że już wuj streścił Pani połowę mojego życiorysu.

— Niezupełnie. — Rzekła Olena zerkając na Dymitra. W tym czasie podszedł do nich Wołgier, który był już z siebie zadowolony po przemówieniu jakie wygłosił.

— I jak? — Zapytał z dociekliwością Wołgier.

— Wspaniale. — Odparła Olena.

— A gdzie jest autor tych przemówień? — Zapytał Dymitr.

— Autor? — Zdziwił się Wołgier, a Olena delikatnie się spłoszyła.

— Może nie chce zostać ujawniony. — Odparł stanowczo Wołgier. Olena uśmiechnęła się niechętnie, jej uwaga nagle została rozproszona gdy wzrok odwróciła w lewą stronę. Dziewczyna spojrzała na mężczyznę o normalnej budowie ciała. Blondyn z lekko falistymi włosami. Mężczyzna siedział przy niedużym barze i zamawiał jeden za drugim kieliszkiem armagnac, próbując przy tym wdać się w dyskusje z barmanem na co swoją uwagę zwróciło całe zgromadzenie.

— Dawaj jeszcze jeden kieliszek.. — Zawołał tajemniczy blondyn.

— Wypił Pan już całą butelkę, więcej tu armagnac nie mamy. — Odpowiedział barman.

— Mogę teraz podać Panu jakiś inny alkohol. — Rzekł barman.

— Daj armagnac.. — Zawołał głośno mężczyzna.

— Nie mamy więcej.. — Zaczął spokojnym tonem barman.

— Ach.. Ty.. — Odparł z niezadowoleniem mężczyzna, który złapał barmana za fragment ubrania.

— Jak to nie ma? — Zapytał ze złością mężczyzna.

— Proszę mnie puścić. — Odparł ze spokojem barman zerkając na ręce mężczyzny. Olenę trochę zaintrygowało zachowanie nieznajomego mężczyzny. Dziewczyna po chwili odwróciła się w kierunku Dymitra.

— Przepraszam, wie może Pan kto to? — Zapytała Olena.

— Ten przy barze? — Zapytał Dymitr, a Wołgier odwrócił się i spojrzał na mężczyznę.

— Tak, znany jest. — Stwierdził Dymitr.

— To Andrej Wasilewicz, ale każe się tytułować Wielkim Van Gracem. — Rzekł Dymitr.

— Dlaczego? — Zapytała Olena odwracając się do Dymitra.

— Niech się Pani trzyma od niego jak najdalej. To dziwny człowiek, wystarczy tylko na niego spojrzeć. Niby muzyk, ale nie wszystko jest takie jasne. — Stwierdził Dymitr, a Wołgier nic nie odpowiedział. Olena tylko zamyśliła się.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Księżniczka Tamara Wieruszycka po pogrzebie męża wróciła do swojej niedużej posiadłości w Petersburgu. W salonie stała przy oknie i wyglądała na ulice, która wydawała się być pusta. Była bardzo zamyślona, a wręcz chwilami odpływała gdzieś daleko w swoich myślach. Salon jak na pokój, w którym przyjmowała gości wydawał się być dość sporym pomieszczeniem. Był od razu połączony z jadalnią oraz wyznaczonym fragmentem na gabinet. Od chwili wyjścia z cmentarza cały czas towarzyszył jej Simon Danoszdiew, który siedział na sofie w tym samym pomieszczeniu co Tamara, ale wyznaczonej części na salon. Mężczyzna pił herbatę i co chwila spoglądał na zamyśloną księżniczkę, która nie robiła żadnego ruchu. Danoszdiew pomyślał, że księżniczka musi bardzo cierpieć z powodu śmierci męża. Tamara zamknęła swoje oczy i ponownie odpłynęła w swoich myślach.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Kilka dni wcześniej

Mijał długi, chłodny wieczór. Absolutna cisza przebijała się przez posiadłość Petersburską księcia Wieruszyckiego. Sypialnia, która znajdowała się obok salonu, było to duże i przestronne pomieszczenie. Wszędzie w nim znajdowały się bordowe ściany, między którymi graniczyły pozłacane oblamówki. Po prawej stronie pokoju stał niedość duży stolik, na którym zazwyczaj stała srebrna taca z nalewką. Podszedł do niej mężczyzna, miał około pięćdziesiąt sześć lat. Nalewał kieliszek za kieliszkiem, był to książę Michaił Wieruszycki. Z tego samego pomieszczenia przyglądała się księciu Tamara Wieruszycka, która siedziała po przeciwnej stronie pokoju przy swojej ulubionej toaletce. Kobieta przeglądała w tym czasie książkę w swojej delikatnie zdobionej kremowej sukience, która w tym pomieszczeniu wydawała się być w odcieniu czystej bieli. Książę Michaił podniósł karafkę, próbował nalać sobie jeszcze kolejny kieliszek, ale butelka była pusta. Starzec zamyślił się i spojrzał na regał, który stał w pobliżu stolika pod ścianą. Podszedł do niego i wyjął butelkę koniaku, który wlał do kieliszka, następnie wypił koniak jednym tchem. Spojrzał jeszcze raz na butelkę koniaku, którą szybkim ruchem przechylił do swoich ust. Trzymał się już ledwo na nogach. Tamara Wieruszycka przyglądała się mężowi wzrokiem spod książki, nic nie mówiła tylko patrzyła na księcia. Mężczyzna w końcu odwrócił się i spojrzał na żonę dziwnym spojrzeniem, które budziło lęk u kobiety. Podszedł do niej i mocno złapał ją za rękę, tak, że kobieta mimo swojej woli podniosła się z fotela i upuściła książkę na podłogę. Zdążyła wydać z siebie głos, ale nie było to nic konkretnego. Książę Michaił rzucił swoją żonę na łóżko gdzie leżała sama satynowa pościel w odcieniach koloru kremowego. Księżniczka Wieruszycka ze wszystkich sił próbowała odepchnąć swojego męża, który całował ją po całym ciele. W końcu Tamara poczuła w sobie na tyle siły, że jednym ruchem odepchnęła Wieruszyckiego i wtedy książę złapał ją silnie swoimi mocnymi rękami za gardło, tak, że księżniczka bezwładnie opadła znowu na łóżko. Do jej oczu napływały łzy, z każdą chwilą czuła coraz większe przerażenie i strach. Przez rękę księcia na jej gardle starła się wydać krzyki i odgłosy, aby Michaił dał jej spokój, lecz dusiła się coraz bardziej. Nagle mężczyzna silnie opadł na nią przygniatając ją całym swoim ciężkim ciałem, a Tamara ze strachu zamknęła oczy. Miała nadzieje, że ta męka szybko się skończy albo książę zaśnie. W końcu poczuła na swoim ciele taką jakby lekkość, jak gdyby książę Michaił już na niej nie leżał, ale bała się jeszcze otworzyć oczy. Wtedy usłyszała strzał, a za nim drugim i potem coś ciężkiego przewróciło się w pokoju. Nie wiedziała co się stało. Otworzyła oczy i powoli podniosła się z łóżka, a na podłodze tuż obok łóżka leżał we krwi książę Michaił Wieruszycki. Księżniczka po raz ostatni spojrzała na męża, a później na czyjeś stopy. Uniosła swój wzrok do góry.

— To byłaś ty. — Stwierdziła Wieruszycka.

— Uratowałaś mnie. — Dodała księżniczka z płynącymi łzami, przez które przebijał się lekki uśmiech na jej twarzy.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Po chwili księżniczka Wieruszycka otworzyła swoje oczy, ale była jeszcze bardziej niż przed chwilą zamyślona. Westchnęła ciężko, aby nie uronić kolejnej łzy.

— Dobrze mu tak. — Pomyślała księżniczka i nagle jakby przebudziła się z tych wspomnień. Odwróciła się do Simona i podeszła do młodego szlachcica. Usiadła naprzeciwko niego.

Po chwili obydwoje pili herbatę, księżniczka Tamara przyglądała się mężczyźnie.

— Księżniczko, zanim zdąży się Pani obejrzeć to żałoba szybko minie.. — Odezwał się Simon, który próbował pocieszyć Tamarę. Księżniczka zerknęła na młodego mężczyznę i zaraz na filiżankę, która stała przed Danoszdiewem.

— Mam nadzieję, że smakuje Panu herbata? — Zapytała księżniczka Tamara.

— Zauważyłam, że często lubi Pan ją pić u mnie. — Dodała. Mężczyzna odłożył filiżankę.

— Rzeczywiście, herbata w Pani towarzystwie jest wyborna. — Stwierdził Simon.

— Proszę nic więcej nie mówić o żałobie. — Rzekła Tamara.

— Dobrze. — Przytaknął mężczyzna.

— Panie Simonie.. — Zaczęła po chwili Wieruszycka.

— Słyszałam, że jakiś czas temu zaręczył się Pan. — Stwierdziła.

— Owszem. — Przytaknął szlachcic.

— I to podobno z wychowanką Akima Nobodiewy. Czemu Pan czasu nie spędza z narzeczoną? — Zapytała Wieruszycka.

— Będę widział się z nią podczas kolacji w pałacu. Poznała już Pani Olenę? — Zapytał Simon.

— Jeszcze nie miałam okazji. — Odparła kobieta.

— Szkoda. Jest naprawdę urocza. — Przyznał Danoszdiew.

— Księżniczko Tamaro, dotąd nie przeszkadzały Pani moje odwiedziny. — Stwierdził Simon.

— Ale wcześniej nie było słychać tak głośno o Pana zaręczynach. — Odpowiedziała Wieruszycka.

— Taka rzecz jak moje sprawy prywatne nie powinny nam przeszkadzać w wzajemnych rozmowach. — Odparł Simon.

— Skoro Pana narzeczona na to przystaje. — Odrzekła księżniczka.

— Proszę pamiętać, że zawsze może Pani liczyć na moją pomoc w każdej sprawie. — Dodał Simon, który następnie zrobił kolejny łyk herbaty.

Pałac Nobodiewów

Tymczasem do pałacu Nobodiewów przyjechała właścicielka, Pani Anna, wdowa po Akimie Nobodiewie. To kobieta po czterdziestym roku życia o blond włosach. Mimo wieku zachowała resztki urody, a tylko żałoba jaką trzymała w sercu wyrażała jej surowość i przyćmiewała jej piękno. Weszła do pałacu w długiej czarnej sukni, która była bardzo elegancka. Anna ostatni miesiąc spędziła w rezydencji na wsi niedaleko Petersburga, aby ulżyć w swoim cierpieniu. Weszła do środka, a ze schodów, które były naprzeciwko drzwi schodził tamtędy Ivan, jej syn. Młody Nobodiew bardzo ucieszył się widząc powrót matki. Podbiegł do kobiety, z którą chciał tak bardzo przywitać się i ucałować ją w lewy policzek. Anna odepchnęła syna, co sprawiło Ivanowi nie tylko ból, ale mężczyzna nie rozumiał jej zachowania.

— Co ci jest matko? — Zapytał Ivan.

— Nie czas na to. — Rzekła Anna.

— Przejdźmy do gabinetu. — Dodała kobieta.

— Dobrze. — Przytaknął jej syn.

Chwile później Anna weszła do gabinetu Akima, za nią wszedł Ivan. Kobieta nie miała zamiaru rozglądać się po pomieszczeniu. Stanęła przed biurkiem, na którym położyła swoją małą, czarną, ale bardzo gustowną torebkę.

— Myślałem, że wyjazd na wieś ci trochę pomoże. — Rzekł Ivan do matki, kobieta odwróciła się do syna.

— I pomógł. — Rzekła Anna, która wcześniej zdążyła westchnąć.

— Matko.. — Zawołał Ivan.

— Nic nie mów synu. — Przerwała mu kobieta.

— Wiem co chcesz mi powiedzieć o bólu, cierpieniu i stracie. To wszystko wiem. — Wyznała Anna.

— Ale zrozum ani na wsi ani tu w Petersburgu mój smutek nie znika. Męczę się i dłużej już tak nie potrafię. — Przyznała kobieta, a Ivan tylko słuchał matki i nie mógł do końca zrozumieć co chce mu powiedzieć kobieta.

— Nie chcę tak żyć, chcę wyjechać stąd i żyć tak jak wcześniej nie mogłam. — Odparła Anna.

— Wyjechać, ale dokąd? — Zapytał z nie do wierzeniem Ivan.

— Jeszcze nie wiem, ale daleko, może stąd. Może pojadę do Warszawy, albo do Paryża. Tam w Paryżu mogłabym o wszystkim zapomnieć. — Dodała po chwili Anna.

— Chcesz teraz jechać do Paryża? — Zdziwił się Ivan.

— Jeszcze nie zdecydowałam, ale najpierw urządzę uroczystą kolacje. — Odparła Anna.

— Kiedy? — Zapytał Ivan.

— Dziś, wieczorem, zaproszenia już rozesłałam. Przyjdzie kilku ważnych osobistości. — Rzekła Nobodiewa. Ivan był zaskoczony i westchnął przy tym ciężko.

— Dobrze, że teraz o tym mówisz. — Odparł zasmucony mężczyzna. Kobieta z przymusem uśmiechnęła się do niego i wyszła z gabinetu, zostawiając Ivana samego. Od razu udała się do kuchni, gdzie siedziała samotnie Nana. Kuchnia nie była zbyt duża, ale za to bardzo słoneczna, światło wpadało do środka rozświetlając całe pomieszczenie. Nana widząc Annę wstała szybko z krzesła i ukłoniła się swojej Pani.

— Witamy Panią, jak dobrze, że Pani już wróciła. — Zawołała kucharka.

— Dobrze. — Rzekła surowo Anna przerywając starszej kobiecie.

— Urządzam dziś uroczystą kolację, tu masz listę dań jakie trzeba przyrządzić. — Dodała Anna przekazując kobiecie kartkę. Nana zaczęła czytać z kartki listę potraw jaką musi przygotować.

— Te dwa ostatnie dania, pochodzą z kuchni francuskiej. — Rzekła Anna.

— Poproś Olenę, żeby przetłumaczyła ci przepis. — Stwierdziła Anna.

— Ale Oleny teraz nie ma.. w pałacu. — Wyznała ze strachem Nana.

— A gdzie jest? — Zapytała niezadowolona Pani.

— Pan, Pan Ivan gdzieś ją z Nataszą wysłał. — Przyznała Nana.

— Pewnie niedługo wrócą. — Dodała po chwili kucharka.

— Dobrze, jak wróci Olena niech przyjdzie do mnie. — Odrzekła Anna. W tym czasie do kuchni przyszedł stary lokaj.

— Przepraszam Panią, ale do pałacu przyszła z wizytą Pani Łuiza. Pyta o panienkę Olenę, ale jej nie ma. — Rzekł lokaj. Anna westchnęła.

— Zaprowadź ją do salonu, ja ją przyjmę. — Rzekła Anna do lokaja, który zaraz wyszedł z kuchni.


***

Łuiza to średniego wzrostu brunetka o delikatnych rysach twarzy, od lat odwiedzała Olenę. Dziewczyny zawsze bardzo lubiły się, tak samo jak rodziny młodych dam utrzymywały kontakt. Łuiza rozglądała się po salonie, który był urządzony bardzo elegancko, pod oknem stał fortepian, który od dawna należał do Anny. Pod ścianą stała sofa z bogato zdobioną narzutą, a przed nią stał nieduży stolik. Po przeciwnej stronie stał duży stół, który graniczył z wejściem do jadalni. Anna weszła do salonu otwierając drzwi szeroko, Łuiza odwróciła się do Pani Nobodiewy i uśmiechnęła się do niej. Anna podeszła do dziewczyny z serdecznością.

— Witaj Łuizo. — Rzekła Anna, która prowadziła młodą damę do sofy. Obydwie kobiety usiadły.

— Przyszłam do Oleny, ale podobno jej nie ma. — Odparła Łuiza.

— Tak wyszła na chwile z Nataszą, ale zaraz pewnie wróci. — Rzekła Anna.

— Jak się Pani czuje? — Zapytała Łuiza.

— Jak widzisz, jakoś. — Stwierdziła z obojętnością Anna.

— Wiem, że jest Pani smutno. — Rzekła dziewczyna.

— Jest mi smutno i to bardzo. — Stwierdziła Anna.

— Dobrze, że nie jest teraz Pani sama. Ma Pani syna i oczywiście Olenę. — Pocieszała Łuiza, Annę.

— Tak, masz rację. Mam Olenę. — Wyznała Anna.

— Łuizo, będziesz na kolacji? — Zapytała Anna. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się do Nobodiewy co oznaczało, że przyjęła jej zaproszenie.

W tym czasie do pałacu zdążyła już wrócić Olena z Nataszą, obydwie dziewczyny były bardzo radosne. Weszły do środka, a ich wzrok w holu od razu był zwrócony na Nane, która czekała już na obydwie młode kobiety. Uśmiech z twarzy dziewczyn nie znikał za to Nana miała wyraz poważnej miny, była trochę zdenerwowana.

— I gdzie wy tak chodzicie? — Zapytała kucharka. Dziewczyny radośnie uśmiechnęły się do mamki.

— Nie denerwuj się. — Uspokajała mamkę Olena.

— Byliśmy razem. — Dodała młoda dama po chwili.

— Dobrze. — Rzekła Nana, która kręciła głową.

— Dobrze, że jest ci już trochę lepiej. — Dodała po chwili kucharka zmienionym tonem.

— Pani już wróciła. — Wyznała Nana.

— Pani? — Zdziwiła się Olena.

— Tak pytała o ciebie. — Rzekła Nana.

— I co jej powiedziałaś? — Zapytała Olena.

— Że Pan Ivan wysłał was obie do miasta. — Odparła mamka.

— To dobrze. — Uśmiechnęła się Olena.

— Pani urządza dziś kolacje. — Wyznała Nana.

— Chodź do kuchni, musisz przetłumaczyć mi dwa przepisy z francuskiego. — Rzekła kucharka i przeszła razem z dziewczynami do kuchni.


***

Nana weszła do kuchni z Oleną i Nataszą. Natasza rozpakowywała z wiklinowego koszyka zakupy jakie udało się jej zrobić w mieście. Nana wyciągnęła z dużego kufra książkę kucharską, w której znajdowały się przepisy z kuchni francuskiej. Kucharka podała książkę Olenie. Dziewczyna otworzyła książkę i zaczęła szukać przepisów, które prosiła przygotować Pani Anna. Zanim Olena zdążyła przeczytać na głos przepis, to do kuchni wszedł lokaj. Starzec otworzył szeroko drzwi i rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Olena odwróciła się i spojrzała na starca.

— Czego tu chciałeś? — Zapytała Nana.

— Nie przyszedłem do ciebie. — Burknął lokaj.

— Panienko, Pani prosi do salonu. Czeka tam Pani Łuiza. — Rzekł lokaj.

— Dobrze, już idę. — Odparła dziewczyna, która zamknęła książkę i wyszła z kuchni.


***

Olena weszła do salonu i spojrzała na Łuizę, do której ciepło się uśmiechnęła. Łuiza wstała z sofy i podeszła do przyjaciółki, obydwie dziewczyny złapały się za ręce oraz objęły się mocno na powitanie.

— Dobrze cię widzieć. — Rzekła Olena.

— Cieszę się, że czujesz się lepiej. — Przyznała Łuiza. Anna spojrzała ciepłym spojrzeniem na obydwie dziewczyny. Kobieta wstała z sofy i podeszła do młodych dam.

— Dobrze, że trzymacie się razem. — Stwierdziła Anna, która stała obok dziewczyn.

— Zagrajcie mi jakiś utwór. Chcę zażegnać smutek. — Dodała Anna.

— Dobrze. — Przyznała Łuiza. Olena tylko przytaknęła chociaż była mniej zadowolona z tego pomysłu od przyjaciółki. Obydwie kobiety usiadły przy fortepianie, a Anna na sofie. Łuiza z Oleną zaczęły grać wspólnie utwór, który nie wydawał się być nostalgiczny. Przez melodie przebijały się ciepłe brzmienia, a Anna patrzyła na dziewczyny z zadowolonym spojrzeniem. Kobieta była wzruszona chociaż na jej twarzy pojawiały się oznaki jakby czegoś jej brakowało. Patrzyła cały czas na Olenę i Łuizę, które razem grały i w międzyczasie uśmiechały się tajemniczo do siebie. Nagle ta spokojna cisza została przerwana pojawieniem się Ivana w salonie. Dziewczyny przestały grać i obydwie odwróciły się w kierunku mężczyzny. Ivan spojrzał na Olenę łagodnym wyrazem twarzy i na Łuizę, do której uśmiechnął się, a następnie zerknął na matkę bardziej poważnym spojrzeniem.

— Matko, mogę cię na chwilę prosić? — Zapytał Ivan. Anna spojrzała na syna tak jakby nie wiedziała co powinna zrobić.

— Dobrze, synu. — Rzekła Anna i wstała z sofy.

— Przepraszam was na chwile. — Stwierdziła kobieta i wyszła z Ivanem z salonu. Olena z Łuizą zostały same. Olena niepewnie odwróciła się i spojrzała na nuty, a Łuiza tylko przyglądała się przyjaciółce.

— Co ci jest? — Zapytała Łuiza. — Nie chcesz grać? — Dopytywała dalej dziewczyna.

— Nie mam jakoś ochoty. — Przyznała Olena.

— Co się dzieje? Możesz mówić, jesteśmy same. — Zapewniała Łuiza przyjaciółkę.

— Nie wiem jaki teraz będzie czekał mnie los. — Stwierdziła Olena.

— Jak to? — Dopytywała Łuiza.

— Nie wiem co Pani teraz zrobi. Nikt nie sporządził mojego aktu wyzwolenia. — Przyznała Olena.

— Aktu wyzwolenia? — Zdziwiła się Łuiza.

— Tak. — Stwierdziła Olena.

— W dokumentach jestem zapisana, że należę do pańszczyzny. — Wyznała Olena.

— Ale nawet jeśli cię nie wyzwolą to jest Ivan i Pani Anna. Nie dadzą ci zginąć. — Zapewniała Łuiza.

— Pani Anna może znowu wyjechać. I co ja wtedy zrobię? — Zapytała z obawą Olena.

— Nie martw się. — Pocieszała dalej przyjaciółkę Łuiza.

— Wiesz byłam dziś w parku na lekcji malowania pejzaży. I spotkałam tam Simona. — Z delikatnym uśmiechem wyjawiła Łuiza.

— I co ci mówił? — Pytała Olena.

— Dopytywał mnie o ciebie. Chyba jest tobą wciąż zainteresowany. — Stwierdziła Łuiza.

— Zainteresowany? — Zdziwiła się Olena.

— Przecież zaręczyliście się. — Stwierdziła Łuiza.

— Tak, ale było to jeszcze przed pogrzebem Pana Akima. — Odparła Olena.

— Teraz może wszystko się zmienić. — Dodała po chwili dziewczyna.

— Nie sądzę, żeby zmienił zdanie. — Odrzekła Łuiza.

— Tak, ale byłam dziś w saloniku poetyckim i usłyszałam pewną plotkę. — Przyznała Olena.

— Jaką plotkę? — Zapytała Łuiza.

— Podobno nie tylko mnie tak odwiedza. — Odparła Olena.

— Jak to? — Wciąż dopytywała Łuiza.

— Często bywa u księżniczki Tamary Wieruszyckiej. — Przyznała Olena.

— Może to tylko plotka. — Odparła Łuiza zmiennym tonem.


***

Tymczasem za szklanymi drzwiami salonu stał Ivan ze swoją matką Anną. Kobieta przeszywała podejrzliwym wzrokiem syna.

— O co ci chodzi? O czym chciałeś rozmawiać? — Zapytała Anna.

— Powinniśmy dać Olenie akt uwolnienia. — Stwierdził Ivan. Anna obejrzała się za siebie i spojrzała przez drzwi na Olenę i Łuizę.

— Teraz chcesz o tym rozmawiać, jak kolacja jest w trakcie przygotowań. — Odparła Anna.

— Mamo, Olena nie może być dłużej poddaną zwłaszcza po śmierci ojca. — Przekonywał Ivan matkę.

— I co ona zrobi? Gdzie pójdzie? A tak, przynajmniej zapewnimy jej byt. — Rzekła Anna.

— To nie w porządku. — Odparł Ivan.

— Dobrze, później o tym porozmawiamy.

— Przepraszam cię, ale muszę iść się przygotowywać do kolacji. — Rzekła Anna, która jeszcze raz spojrzała na dziewczyny siedzące w salonie i zaraz poszła do swojego pokoju.

Posiadłość Barona Borodiewy

Tego samego dnia jeszcze przed wieczorem hrabia Kondratij Worczewski odwiedził w Petersburgu barona Leonida Borodiewę, z którym dobrze się znał. Baron Borodiew to starszy mężczyzna po sześćdziesiątym roku życia, siwy wdowiec, który w swoim życiu martwi się tylko o los swojej jedynej córki, Margarity. Panowie siedzieli w salonie na bordowych wygodnych fotelach przy kieliszku nalewki.

— Moja córka wciąż dopytuje o Pana kuzyna, przyjacielu. — Rzekł baron Borodiew.

— Nie ma powodu do zmartwień, Anton nie zmienił zdania co do zaręczyn. — Stwierdził Worczewski.

— Margarita martwi się po prostu. — Odparł Leonid.

— To proszę uspokoić córkę. Anton wkrótce wróci. — Zapewnił Worczewski i wtedy do salonu weszła młoda dama, Margarita. To dziewczyna z przeciętną urodą. Margarita Borodiew była ubrana w jasną suknie z mocno upiętymi włosami o jasnym kolorze. Worczewski spojrzał na dziewczynę tak samo jak jej ojciec. Kondratij wstał i przywitał się z damą, całując jej rękę, następnie usiadł na swoim miejscu.

— Witam, Panie hrabio. — Rzekła spokojnym tonem Margarita.

Kobieta usiadła obok swojego ojca, na którego spojrzała, następnie jej wzrok utkwił na Worczewskim.

— Czy ma Pan może jakieś nowe wieści o Antonie? — Zapytała Margarita.

— Ostatnim czasie mój kuzyn rzadko piszę, ale proszę się nie martwić. — Stwierdził Worczewski.

— Może zmienił zdanie? — Zapytała Margarita.

— Na pewno nie. Anton wciąż jest Panią zauroczony. — Odparł Worczewski.

— Proszę spokojnie oczekiwać na jego przyjazd. — Dodał hrabia.

Margarita delikatnie uśmiechnęła się do Worczewskiego. Leonid wyciągnął w tym czasie cygaro, które próbował zapalić. Margarita spojrzała na ojca.

— Co robisz tato? — Zapytała. Leonid ciężko westchnął.

— Zapomniałem, że nie znosisz zapachu cygar. — Odrzekł baron.

— Panie hrabio, może Pan zapali ze mną? — Zapytał baron.

— Oczywiście. — Odparł Worczewski.

— Zatem wyjdźmy na zewnątrz. — Zaproponował baron i obydwaj mężczyźni wyszli.


***

Na zewnątrz mężczyźni spacerowali wśród posiadłości barona paląc przy tym cygara. Baron spojrzał na hrabiego, który milczał, a potem zerknął na zegarek co zauważył również Worczewski.

— Wybiera się Pan na kolacje do Nobodiewów? — Zapytał baron.

— Do Nobodiewów? — Zdziwił się Worczewski.

— Tak dziś odbędzie się uroczysta kolacja. Chyba nie jest Pan z nimi skłócony? — Dopytywał baron.

— Nie, skąd taki pomysł. — Rzekł Worczewski.

— Z jakiego powodu ta kolacja? — Zapytał hrabia.

— Sądzę, że pożegnalna. — Stwierdził baron.

— Pożegnalna? — Zdziwił się Worczewski.

— Po śmierci Akima. Nie było Pana na jego pogrzebie? — Odparł baron.

— Akim Nobodiew nie żyję? — Zapytał z dociekliwością Worczewski.

— Od miesiąca. Nie wiedział Pan? — Zapytał baron.

— Nic o tym nie słyszałem. A co teraz z jego majątkiem? — Dopytywał Worczewski.

— Jest syn i żona. Z nimi trzeba rozmawiać. Chce Pan kupić jego majątek? — Pytał wciąż Borodiew.

— Kiedyś chciałem, ale Akim nigdy nie wyraził zgody. — Stwierdził hrabia.

— To może teraz będzie okazja. To jak jedzie Pan ze mną, Panie hrabio? — Zapytał Borodiew. Worczewski spojrzał tylko na barona.

— Jedziemy. — Rzekł hrabia.

Pałac Nobodiewów

Tymczasem Anna przygotowywała się do uroczystej kolacji w swoim pokoju. Kobieta przymierzała suknię na kolacje i była coraz bardziej nie zdecydowana, nie wiedziała w czym będzie jej lepiej, pomagała jej w tym jedna z pokojówek. Olena weszła do pokoju kobiety i spojrzała na Annę. Kobieta zauważyła w lustrze obecność dziewczyny.

— Nie przygotowujesz się? — Zapytała Anna.

— Zaraz będę gotowa. — Rzekła Olena.

— Z jakiego powodu ta kolacja? — Zapytała dziewczyna.

— Chce pożegnać Akima z jego przyjaciółmi. — Stwierdziła Anna.

— Rozumiem. — Odparła Olena. Dziewczyna podeszła bliżej kobiety i zerknęła na nią niepewnie.

— Chciałam o coś zapytać. — Rzekła Olena.

— To pytaj. — Stwierdziła stanowczym głosem Anna, która przeglądała się w lustrze.

— Czy podjęła już Pani decyzje w mojej sprawie? — Zapytała niepewnie Olena. Anna spojrzała na dziewczynę i od razu zrozumiała o co młoda dama ją pyta.

— Nie mam teraz do tego głowy. Za chwile będzie kolacja i na razie myślę tylko o tym. — Odrzekła Anna.

— Ale.. — Zawołała Olena.

— Później przyjdź. Obiecuję, że porozmawiamy. — Rzekła surowo Anna.

— Idź się przygotuj do kolacji. — Dodała po chwili Pani Nobodiewa. Olena spojrzała na kobietę smutnym wyrazem twarzy i wyszła z jej pokoju. Anna dalej przymierzała koronki. — Podaj mi ten naszyjnik z szkatułki. — Rzekła Anna do pokojówki, gdy Olena zamykała drzwi.


***

Tymczasem do pałacu Nobodiewów powoli schodzili się zaproszeni goście, serdecznie witała ich Anna, a towarzyszył jej Ivan. Przyszli wszyscy, z którymi liczą się w Petersburgu. Walentin Wołgier, którego zazwyczaj zapraszają dla towarzystwa. Władymir Koroniew wraz z bratankiem Dymitrem, a także wielu innych. Do pałacu przybył także Simon Danoszdiew w towarzystwie swoich rodziców. Młody mężczyzna przywitał się z Anną jak też z Ivanem, którego zawsze traktował jak przyjaciela i od razu rozglądał się za Oleną, której w tłumie zaproszonych gości nie mógł dostrzec. W końcu zauważył jak dziewczyna wychodzi z salonu i zmierza prosto w jego kierunku. Simon nie chciał czekać i podszedł do dziewczyny.

— Niezmiernie miło mi znowu widzieć cię Oleno. — Rzekł Simon.

— Mnie też jest miło. — Stwierdziła Olena.

— Wydaje mi się czy jesteś smutna? — Zapytał Simon. Olena na chwile odwróciła wzrok i ponownie spojrzała na narzeczonego. Dziewczyna westchnęła.

— Wiem, że jest ci ciężko. — Odparł mężczyzna.

— Nie przejmuj się tym teraz. — Zaproponowała dziewczyna.

W tym czasie do pałacu przybył baron Borodiew w towarzystwie hrabiego Worczewskiego. Baron z Worczewskim podeszli do Anny.

— Witam Pani Anno. — Rzekł Baron. Kobieta uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny, a przy tym okazywała żałobę.

— Nie ma mi Pani za złe, że przyprowadziłem gościa? — Zapytał baron.

— Ależ skąd. Miło mi. — Odparła Anna.

— To hrabia Kondratij Worczewski. — Rzekł baron.

— Znamy się już z Panem hrabią. — Odpowiedziała Anna.

— Proszę poznać to mój syn Ivan. — Zaproponowała Anna.

— Witam. — Odrzekł hrabia witając się z młodym Nobodiewem. Worczewski na chwile odwrócił wzrok w lewą stronę i dostrzegł Olenę, co bardzo zaintrygowało mężczyznę.

— Nawet nie wie Pani jaka to radość być goszczonym w Pani pałacu. — Odezwał się Worczewski.

— Cieszę się. — Przytaknęła Anna. Worczewski na chwile oddalił się od rozmówców i podszedł do Oleny, która wciąż stała z Simonem.

— Pani tutaj. — Zawołał Worczewski, a dziewczyna odwróciła się w jego stronę.

— Ach, to Pan. — Odparła z lekkim zachwytem dziewczyna.

— Będzie Pan na kolacji? — Zapytała Olena.

— Owszem. — Stwierdził hrabia.

— Miło mi Panią ponownie spotkać. Lektura się Pani podobała? — Zapytał Worczewski.

— Jeszcze nie zdążyłam zacząć ją czytać. — Odrzekła dziewczyna.

— Gdzie się zdążyliście spotkać? — Zapytał z małym zdenerwowaniem Simon, który spoglądał raz na swoją narzeczoną, a raz na hrabiego.

— W kawiarni przy saloniku poetyckim. — Odparła dziewczyna.

— Zgubiłam książkę i tam Pan hrabia ją znalazł. — Dodała Olena.

— Nie wiedziałem, że tam chodzisz. — Stwierdził Simon.

— Owszem, jestem czynną działaczką. — Odpowiedziała z lekkim zadowoleniem Olena. W tym momencie do towarzystwa podszedł Ivan.

— Przepraszam was, ale wejdźmy już do jadalni. — Rzekł Nobodiew. I po chwili Olena z Simonem oraz z hrabią Worczewskim przeszli do jadalni. Ivan również miał już wchodzić gdy nagle usłyszał, że jeszcze ktoś spóźnił się na kolacje. Była to Łuiza Karokiew, przyjaciółka Oleny. Ivan podszedł do dziewczyny.

— Witam Pani Łuizo.. — Zaczął Ivan. Dziewczyna uśmiechnęła się do mężczyzny.

— Przepraszam za spóźnienie. Mama zaraz przyjdzie. — Przyznała Łuiza.

— Nic nie szkodzi. Cieszę się, że jest Pani u nas. — Odrzekł mężczyzna.

— Nie sądziłam, że będzie Pan oczekiwał.. — Stwierdziła Łuiza.

— Na Panią zaczekam wszędzie. — Odpowiedział Nobodiew.

— Chodźmy do jadalni. — Zaproponował Ivan.


***

Po chwili wszyscy siedzieli już w jadalni przy dużym stole, który był już nakryty różnymi potrawami z kuchni rosyjskiej jak też francuskiej.

Podczas wieczoru Olena zauważyła, że na kolacje przyszedł również Dymitr Koroniew, z którym dzisiaj rozmawiała w salonie poetyckim. Dymitr od razu poznał Olenę.

— Pani Oleno. — Zawołał Dymitr do dziewczyny, która siedziała na wprost niego.

— Chyba nie zdążyliśmy dokończyć rozmowy. — Rzekł Koroniew. Olena miała wyraz twarzy niechętny.

— Jakiej rozmowy? — Wtrąciła się Anna.

— Rozmawialiśmy dziś z Panią Oleną o pewnym poemacie. — Wyznał Dymitr. Olena delikatnie zawstydziła się.

— O poemacie? — Zdziwiła się Anna.

— Nie wiedziałam, że chodzisz do saloniku poetyckiego. — Przyznała Anna.

— Bo nie chodzę. — Odrzekła Olena zwracając się do Anny.

— Tylko czasem tam zaglądam. — Dodała po chwili dziewczyna.

— Rozumiem. — Odparła Anna.

— Panie Dymitrze może rozmowę o poemacie dokończymy potem. — Zaproponowała Olena patrząc na mężczyznę, który siedział naprzeciwko.

— Dobrze. — Przytaknął Dymitr. Nagle Pani Nobodiewa zerknęła na Łuizę dociekliwym spojrzeniem.

— Łuizo.. — Zawołała Anna. Dziewczyna spojrzała na kobietę z delikatnym uśmiechem.

— Może zaśpiewałabyś nam jakiś swój romans? — Zaproponowała Anna. Łuiza na początku nie wiedziała co powinna odpowiedzieć kobiecie.

— Dobrze, czemu by nie. — Stwierdziła Łuiza.

— Olena może ci zagrać. — Rzekła Anna zerkając na wychowankę swojego zmarłego męża.

— Ja? — Zdziwiła się dziewczyna.

— Tak. Przecież potrafisz. — Dodała Anna.

— Tak, ale dawno nie grałam. — Przyznała Olena.

— Codziennie przecież grasz. — Stwierdziła Anna.

— Tak, ale to nie to samo, nie jestem przygotowana. — Odrzekła Olena.

— Zrób to dla Akima, proszę. — Rzekła Nobodiewa.

— Dobrze. — Odrzekła dziewczyna, która wstała od stołu i podeszła do fortepianu. Olena zaczęła grać, a Łuiza stała obok niej otwierając swoje usta śpiewała. Po całej jadalni rozchodziło się tylko echo głosu Łuizy, które było lekko przyćmione dźwiękiem melodii z fortepianu. Melodia była bardzo piękna, taka delikatna, która subtelnie pieściła dusze zaproszonym gościom:

A kiedy wiatr wiał z przeciwnej strony

Coś pchało mnie naprzód i naprzód, wciąż w dal

Moje serce nagle zaczęło mięknąć

Kiedy nadzieja zapalała swoje światło,

Światło w twoim spojrzeniu było takie jasne

Jak wszystkie dni, które jutro nadejdą.


O poranku obudził mnie śpiew ptaków

Twój zapach pojawia się zawsze w snach,

Deszcz dziś nie zmoczy mojej duszy

Kiedy dotykiem podajesz swoje pozdrowienia

Światło w twoim spojrzeniu było takie jasne

Jak wszystkie dni, które jutro nadejdą.

Łuiza tym czasie skończyła śpiewać romans, a Olena zakończyła partię, którą grała.

Po kolacji gdy prawie wszyscy goście zaczęli się rozchodzić Worczewski postanowił zostać jeszcze przez chwile w pałacu Nobodiewów. Anna żegnała w holu z synem pozostałych gości. Worczewski przyglądał się temu z progu drzwi jadalni. W końcu podszedł do Anny.

— Czy możemy porozmawiać? — Zapytał cichym tonem Worczewski. Anna odwróciła się w jego stronę.

— Dobrze, proszę zaczekać w gabinecie. Zaraz do Pana przyjdę. — Odparła Anna. Worczewski odszedł.

Olena stała w pobliżu saloniku razem z Simonem, który miał jak dla niej niezrozumiały wyraz twarzy. Dziewczyna przyglądała się mężczyźnie uważnie.

— Co ci jest? — Zapytała dziewczyna.

— Nie rozumiem dlaczego nic nie mówiłaś, że zaglądasz do saloniku poetyckiego. — Odparł mężczyzna.

— Bo nigdy o to nie pytałeś. — Stwierdziła młoda kobieta.

— Tam różne towarzystwo przychodzi. — Odparł Simon.

— Co z tego? — Zapytała dziewczyna. Simon tylko rozejrzał się z niezadowoleniem wokół siebie i spojrzał na dziewczynę. Olena zrozumiała wtedy o co tak naprawdę w tym momencie może chodzić mężczyźnie.

— Nie wydaje mi się w tym nic złego. Skoro Pan może odwiedzać księżniczkę Tamarę Wieruszycką, to ja tym bardziej mogę zaglądać do saloniku poetyckiego. A teraz Pana przepraszam. — Odparła Olena, która wyszła z holu i poszła do swojego pokoju. Simon urażony postawą dziewczyny wyszedł z pałacu bez pożegnania.


***

Anna weszła do gabinetu Akima, w którym czekał na nią hrabia Worczewski. Mężczyzna siedział w pomieszczeniu przed biurkiem, w którym delikatnie paliło się światło. Anna usiadła za biurkiem. Spojrzała na hrabiego.

— O czym chciał Pan ze mną rozmawiać? — Zapytała Anna.

— Kim jest ta dziewczyna, która dziś grała na fortepianie? — Zapytał Worczewski.

— Ma Pan namyśli Olenę? — Zapytała Anna.

— Tak. — Przytaknął mężczyzna.

— To wychowanka mojego męża. — Odpowiedziała Anna.

— Nie wiedziałem, że ma Pani córkę, słyszałem tylko o synu. — Odparł hrabia.

— Olena nie jest moją córką tylko wychowanką mojego męża. To poddana. — Odpowiedziała Anna.

— Poddana? — Zdziwił się Worczewski.

— Tak. Mój mąż ją wychowywał. Nie wiem skąd się wzięła, ale jest z nami zaraz po swoich narodzinach. — Przyznała Nobodiewa.

— Rozumiem. — Przytaknął hrabia.

— Za ile mi ją Pani sprzeda? — Zapytał Worczewski.

— Sprzeda? — Zdziwiła się Anna.

— Poddanych się kupuje. — Przyznał Worczewski.

— Nie mogę Panu jej sprzedać. Poza tym i tak nie miałby Pan z niej żadnego pożytku. Została inaczej wychowana. — Stwierdziła Anna.

— Nalegam. — Dodał Worczewski.

— Przykro mi, ale nie mogę. — Odrzekła Anna. Hrabia zamyślił się i spojrzał na kobietę. Wstał z krzesła i przeszedł się po ciemnym gabinecie. Stanął przed oknem i odwrócił się do kobiety.

— Teraz po śmierci Akima co zrobi Pani z tym majątkiem? — Zapytał z dociekliwością.

— Nie zastanawiałam się, ale raczej chcę stąd wyjechać. — Przyznała z zakłopotaniem Anna.

— Dobrze, w takim razie kupię od Pani ten majątek ze wszystkim. — Przyznał stanowczym tonem Worczewski.

— Jak to? — Zdziwiła się Anna. Worczewski ponownie podszedł do kobiety, stanął przed biurkiem. Zaskoczona Nobodiewa spojrzała na mężczyznę podejrzliwym wzrokiem, tak jakby nie wiedziała co powinna myśleć o propozycji hrabiego.

— Zapłacę każdą cenę, ale pod warunkiem, że nie będzie zbędnej licytacji. — Rzekł Kondratij.

— Naprawdę interesują Pana ziemie mojego zmarłego męża?

— Tak. — Stwierdził stanowczo hrabia Worczewski.

Tobie Jednemu


Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie

Jestem gotowa stanąć naprzeciw strachu

Nie upadnę zanim zgasną światła,

Zamykam się w tym zmiennym losie

Próbuję otworzyć oczy i usłyszeć szept

Przede mną jest jeszcze wiele samotnych nocy..


Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.


Dziś z pojawieniem się kolejnej burzy

Ból staję się coraz bardziej nieznośny

Nie mogę zasnąć w tym miejscu

Tu za szybko powracają wspomnienia,

Zamykam się w tym zmiennym losie

Próbuję otworzyć oczy i usłyszeć szept

Przede mną jest jeszcze wiele samotnych nocy..


Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.


Już prawie nadchodzi nowy świt

Oślepia mnie wszystko poza słońcem,

Które świeci na niebie tak jasno

Wiatr wieje z przeciwnej strony,


Jestem tu gdzie nie powinnam być

Nie wiem jak zmienić swoje przeznaczenie,

Sny stają się koszmarem

Nie wiem co jest kłamstwem, a co prawdą..


Mam jeszcze w sobie siłę, żeby jej nie stracić

Tobie jednemu powierzam całą swoją wiarę

I mam jeszcze w sobie odwagę, żeby to poczuć,

Że w tobie jednemu mogę odnaleźć słowa prawdy.


Dziś kiedy tak silne są uderzenia serca

Proszę, żeby deszcz zmył cierpienie.

Rozdział 2

Wieś w powiecie Pskowskim

Okolice miasta Psków

Anna Nobodiewa z Kondratijem Worczewskim objeżdżali majątek Akima. Siedzieli na wprost siebie w dorożce. Jechali wąską wiejską ścieżką, dobrze wydeptaną. Wokół nich wiał od czasu do czasu spokojny wiatr, zarówno z lewej jak i z prawej strony rozciągały się pola żyta i pszenicy, które nie były jeszcze skoszone. Worczewski wydawał się być trochę zamyślony, za to Anna zastanawiała się coraz bardziej na co hrabiemu tyle majątku po zmarłym jej mężu. Obydwoje przez większą część drogi milczeli.

— Nie lubi Pani wsi? — Zapytał w końcu Worczewski.

— Nie przepadam. — Stwierdziła kobieta.

— Panie Worczewski na co Panu tyle majątku po moim mężu? — Zapytała kobieta.

— Co Pan zrobi z tymi wszystkimi polami? — Dopytywała dalej Anna, a Worczewski patrzył tylko podejrzliwym wzrokiem na kobietę.

— To moja sprawa, ale zapewniam Panią, że chcę na większą skale zająć się uprawą. — Odpowiedział hrabia.

— Na tych polach co chce Pan uprawiać? — Pytała Anna.

— Żyto i pszenice zostawię, resztę przeznaczę na buraki i zbuduję w okolicy cukrownie. — Odparł mężczyzna. Kobieta westchnęła, tak jakby już wiedziała, że Worczewski poważnie myśli o uprawie. Chciała go jeszcze o coś zapytać, ale nie wiedziała jak powinna to zrobić.

— Zatrzymaj się. — Nagle zawołał do woźnicy Worczewski i dorożka stanęła. Kondratij wysiadł z powozu i rozejrzał się wokoło, a za nim Anna, która tylko przyglądała się hrabiemu.

— Podoba się Panu? — Zapytała hrabiego Nobodiewa. Worczewski spojrzał się tylko na nią jakby nie do końca zrozumiał pytanie Anny.

— Co? — Wyszeptał.

— Czy podobają się Panu pola? — Zapytała ponownie kobieta.

— Owszem. — Rzekł mężczyzna.

— Zawsze chciałem bogactwo Pani męża zakupić, ale Akim wielokrotnie mi tego odmawiał. — Odparł Worczewski.

— Teraz ma Pan okazje. — Rzekła Nobodiewa.

— Tak, to prawda. Dzięki Pani pomocy mogę z niej skorzystać. — Odpowiedział hrabia. Worczewski ponownie rozejrzał się i jednym ruchem odwrócił wzrok za siebie i zerknął na pole po drugiej stronie.

— Jedziemy dalej. — Odparł szlachcic i wsiadł do powozu, a za nim kobieta, która zaczynała odczuwać już powoli zmęczenie podróżą. — Ruszaj. — Rzekł hrabia do woźnicy.

Pałac Nobodiewów

Olena w swoim pokoju rozkoszowała się ciszą i spokojem. Siedziała na swoim łóżku, z którego delikatnie zerkała na fotografię Akima, która stała wciąż na fortepianie. Nagle cisza została przerwana pojawieniem się lokaja. Starzec ukłonił się dziewczynie.

— Ma Pani gościa. — Rzekł lokaj. Olena jakby przebudziła się z ciszy, która wcześniej ją otulała.

— Kto przyszedł? — Zapytała dziewczyna.

— Pan Simon Danoszdiew, czeka na panienkę w holu. — Odparł starzec.

— Dobrze, dziękuję. Zaraz zejdę. — Rzekła dziewczyna i zaczekała aż lokaj wyjdzie z jej pokoju. Olena powoli zeszła z łóżka i wyszła ze swojego pokoju. Idąc schodami na parter z daleka słyszała subtelne rozmowy i śmiechy, które dobiegały z holu. Olena nie przejmowała się tym tylko dalej schodziła ostrożnie ze schodów. Zauważyła dwie pokojówki, jedną z nich była Natasza. Olena zaraz zerknęła na Simona, który w towarzystwie kobiet zachowywał się bardzo swobodnie.

— Pani Nataszko.. — Zawołał Simon do pokojówki, która delikatnie uśmiechała się. Simon spod swojego ubrania wyjął główkę ładnie wyrzeźbionego kwiatu, który przypominał mak i podał go Nataszy.

— To dla Pani na umilenie reszty dnia. — Dodał Danoszdiew.

Natasza wzięła od młodego szlachcica kwiat i uśmiechnęła się do niego.

— Naprawdę przyniósł Pan go dla mnie? — Zapytała z lekkim uśmiechem pokojówka.

— Tak. — Odparł Simon.

— Jak Pani przekręci mak na drugą stronę, to proszę zobaczyć, że może go Pani zawsze nosić przy sobie. — Dodał Danoszdiew, który wziął od dziewczyny wyrzeźbiony mak i przypiął go do jej ubrania. Natasza przyglądała się uważnie młodemu mężczyźnie, a później spojrzała na przypiętą broszkę.

— W takim razie będę go nosić jak ochronny talizman. — Odrzekła z lekkim zadowoleniem Natasza. W tym czasie Olena zeszła ze schodów i spojrzała na swojego narzeczonego. Simon odwrócił się w jej kierunku i nagle nastała jakaś głucha cisza. Olena podeszła do mężczyzny, a obydwie pokojówki, a w tym Natasza były zmieszane pojawieniem się panienki. Służące lekko ukłoniły się Olenie i wyszły z holu. Młoda dama miała poważny wyraz twarzy.

— Witam Simonie Danoszdiew. — Rzekła Olena.

— Witam. — Rzekł Simon, który delikatnie ukłonił się kobiecie.

— Czemu tak oficjalnie? Wciąż jesteś smutna? — Zapytał mężczyzna.

— Jakby mogło być inaczej. — Stwierdziła smutnym tonem dziewczyna.

— Widzę, że część służby zdążył Pan już poznać. — Odparła Olena.

— Odkąd bywam tu gościem, to chyba poznałem już wszystkich. — Przyznał Simon.

— Zauważyłam. — Przytaknęła dziewczyna.

— O co chodzi, Oleno? — Zapytał Simon.

— Co słychać u księżniczki Tamary Wieruszyckiej? — Zapytała z niepokojem dziewczyna.

— Nie wiem. Ostatnio nie byłem jej gościem. — Stwierdził Simon.

— O co chodzi? — Dopytywał z przejęciem mężczyzna.

— Przychodzi Pan do mnie, a po tajemnie odwiedza Pan też inne Panny. — Odparła stanowczo dziewczyna.

— Nie widzę w tym nic złego. — Rzekł mężczyzna, który spojrzał na dziewczynę. Olena na chwilę zamyśliła się.

— Jak mam to rozumieć? — Zapytał w końcu Simon.

— Panie Simonie zaręczyny zawsze można zerwać. — Stwierdziła Olena.

— Co chce Pani przez to powiedzieć? — Zapytał z nie do wierzeniem młody szlachcic.

— To, że uważam nasze zaręczyny za zerwane. — Odpowiedziała Olena, nie widząc żadnej reakcji narzeczonego zrobiło się jej jeszcze bardziej smutno.

— Żegnam Pana. — Dodała po chwili i wyszła z holu. Poszła ponownie schodami do swojego pokoju. Simon jeszcze przez chwile stał w holu, w końcu odwrócił się do wyjścia. Drzwi otworzyły się, a w progu stała Anna Nobodiewa. Zerknęła na młodego mężczyznę, który nie spodziewał się spotkać kobiety.

— Pan tutaj? — Zapytała Anna.

— Proszę mi wybaczyć, już wychodzę. — Rzekł zburzonym tonem Simon.

— Na zawsze. — Dodał mijając kobietę w drzwiach i wyszedł z pałacu. Anna rozejrzała się wokoło i weszła do holu w progu drzwi salonu dostrzegła lokaja.

— Co tak stoisz? — Zapytała stanowczo kobieta.

— Żeby Pani wiedziała co tu się działo. — Odpowiedział lokaj.

— Panienka zerwała zaręczyny. — Wyznał starzec. Na twarzy Anny pojawiło się zaskoczenie, które szybko przemieniło się w ironiczny uśmiech. Kobieta wyszła z holu i poszła od razu do swojej sypialni. Otworzyła drzwi i weszła do środka. W pokoju czekał już na nią jej syn, Ivan. Anna była zaskoczona wizytą syna w swojej sypialni. Powoli zamknęła za sobą drzwi. Ivan siedział w pobliżu okna na fotelu.

— Co tu robisz? — Zapytała Anna.

— Czekam na ciebie. — Odpowiedział Ivan.

— Chciałem z tobą porozmawiać. — Dodał mężczyzna.

— O czym? — Zapytała z ignorancją kobieta.

— Dajmy akt uwolnienia Olenie. — Zaproponował Ivan.

— Tak? Dobrze damy i co ona zrobi? — Pytała z zdenerwowaniem kobieta.

— Pomyślałeś gdzie ona pójdzie? — Zapytała Anna.

— Jak to gdzie ona pójdzie? — Zdziwił się pytająco mężczyzna.

— Gdzie miałaby pójść? — Dopytywał dalej Ivan.

— Chce sprzedać majątek, jeśli tylko nadarzy się taka okazja. — Stwierdziła Anna. Ivan wstał z fotela i spojrzał z przerażeniem na matkę.

— Jak to sprzedać? — Zapytał mężczyzna.

— Nie mam zamiaru dalej tu tkwić i tracić najlepsze lata swojego życia. — Burknęła kobieta.

— Co do tego ma Olena? — Pytał dalej mężczyzna.

— Ona nie ma dokąd pójść. Nie ma pieniędzy, męża, a teraz nawet narzeczonego. Dokąd pójdzie? Jaki będzie czekał ją los. — Odparła Anna.

— Nie wierzę. — Wyszeptał Ivan trzymając ręce na głowie.

— Wcale o niej nie myślisz. Jak zawsze myślisz tylko o sobie. — Stwierdził Ivan.

— Wręcz przeciwnie, myślę o was wszystkich. Ty swoją część zachowasz, reszta należy do mnie, więc mogę z nią zrobić co zechcę. — Odparła Nobodiewa.

— Jak możesz mamo. Jak będziesz mogła z tym żyć. — Stwierdził młody mężczyzna. Nagle obydwoje usłyszeli pukanie do drzwi.

— Wejść. — Krzyknęła Anna, która była już bardzo zdenerwowana. Do pokoju wszedł lokaj.

— Ma Pani gościa, który oczekuje w gabinecie. — Odparł starzec.

— Kto przyszedł? — Zapytała spokojnym tonem Anna.

— Hrabia Worczewski. — Odpowiedział starzec.

— Z nota.. — Próbował dodać lokaj. Anna mu przerwała.

— Dobrze. — Burknęła kobieta.

— Już idę. — Dodała.


***

Anna weszła do gabinetu Akima, była już trochę bardziej spokojniejsza, ale wciąż czuła zdenerwowanie. Za wszelką cenę próbowała nie dać po sobie niczego poznać. W gabinecie czekał na nią Worczewski z notariuszem. Anna weszła i spojrzała na obu mężczyzn, próbowała się do nich uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wychodziło.

— Witam, Pani Anno. — Rzekł spokojnie do kobiety Worczewski, który podał kobiecie dłoń.

— Witam, Panie hrabio. — Odpowiedziała Anna.

— Mam nadzieje, że nie zmieniła Pani decyzji co do sprzedaży? — Zapytał hrabia. Anna na chwile zamyśliła się.

— Oczywiście, że nie. — Westchnęła kobieta.

— Dobrze, w takim razie, proszę poznać to notariusz z Petersburga Pan Siergiej Papaczycki. — Rzekł Worczewski zerkając na mężczyznę, który stał obok niego. Notariusz ukłonił się kobiecie.

— Czy możemy zaczynać? — Zapytał urzędnik.

— Tak. — Stwierdziła stanowczo kobieta, która usiadła za biurkiem swojego zmarłego męża. Worczewski usiadł naprzeciwko niej, obok nich stanął notariusz.


***

W tym czasie Ivan nie mógł już dłużej ukrywać zburzenia po rozmowie z matką. Nie chciał też dłużej pozostawać w pałacu. Wyszedł szybko z jej sypialni i poszedł do swojego pokoju. Zaczął pakować swoje rzeczy. Nic więcej już go nie interesowało jak to, aby być jak najdalej od matki i pałacu. Chciał zabrać jak najwięcej rzeczy, tak jakby miałby tu więcej nie wrócić. Spakowane walizki ustawiał przed swoim pokojem. Korytarzem przechodziła Olena, która zauważyła ustawione przed pokojem Ivana walizki. Dziewczyna weszła do środka.

— Przepraszam. — Rzekła Olena, a mężczyzna stał przy łóżku i pakował resztę rzeczy. Odwrócił się do niej szybkim ruchem, miał wyraz twarzy zaskoczonego.

— A, to ty Oleno. — Stwierdził Nobodiew.

— Co robisz Ivanie? — Zapytała dziewczyna. Ivan rozejrzał się wokoło i nie wiedział jak ma to powiedzieć. Wziął głęboki oddech.

— Wyjeżdżam stąd i mam nadzieje, że więcej tu nie wrócę. — Odparł mężczyzna z zdenerwowaniem.

— Jak to wyjeżdżasz, dokąd? — Pytała Olena z przejęciem.

— Jeszcze nie wiem. Na razie zatrzymam się w Petersburgu, a później.. zobaczy się. — Przyznał Ivan.

— Dlaczego? Skąd ten pośpiech? — Pytała dalej Olena.

— Nie mogę wytrzymać z matką, nie chcę patrzeć na to co ona robi. — Odparł Ivan.

— A ja? Co ze mną teraz będzie? — Zapytała ze strachem dziewczyna. Mężczyzna nic nie odpowiedział.

— Tak, rozumiem, to nic cię nie obchodzi. — Odpowiedziała sobie sama młoda kobieta.

— To nie tak. Gdyby ode mnie to zależało to już byś była wolna. — Wyznał smutnym tonem mężczyzna.

— Ivanie.. — Rzekła Olena.

— Proszę, zabierz mnie ze sobą, nie zostawiaj mnie tu. — Prosiła z oczami pełnymi łez dziewczyna. Ivanowi zrobiło się żal młodej kobiety.. Przez chwile zastanawiał się co powinien zrobić.

— Chciałbym cię zabrać, ale nie mogę. — Rzekł Ivan.

— Nie mam takiego prawa. — Dodał mężczyzna.

— Naprawdę, nie masz prawa? — Pytała smutno dziewczyna.

— Tak. Prosiłem matkę o wyzwolenie twoje, ale odmówiła. Nie mogę już nic więcej zrobić. — Rzekł z bólem w sercu młody Nobodiew. Wychodząc z pokoju dotknął ręką lewego ramienia dziewczyny i spojrzał jeszcze raz na Olenę.

— Przepraszam. — Wyszeptał wychodząc z pokoju. Olena jeszcze przez chwile stała ze smutną twarzą w pustym pokoju Ivana.


***

Chwile potem, Anna poprosiła wszystkich poddanych, aby zeszli do holu, którzy ustawili się w szeregu. Nie było ich dużo, trzy pokojówki, w tym Natasza, kucharka Nana, lokaj oraz dwóch starszych mężczyzn, którym przypadała funkcja woźnicy. Anna zerknęła na poddanych zastanawiając się kogo jeszcze brakuje. Ostatnia dołączyła do nich Olena, której kroki było słychać ze schodów. Anna spojrzała na dziewczynę i pomyślała, że teraz wszystko się zgadza. Patrząc na Olenę zastanawiała się jak powinna to powiedzieć, w końcu postanowiła się przełamać. Poddani Anny też zastanawiali się co kobieta chce im przekazać, czuli wyraźnie, że nie będą to dobre wiadomości.

— Gdzie mój syn? — Zapytała najpierw Anna.

— Wyjechał z pałacu. — Odpowiedziała Olena.

— Wyjechał? — Zdziwiła się Anna.

— Dobrze. — Westchnęła Nobodiewa.

— Postanowiłam po śmierci męża wyjechać stąd. — Rzekła Anna zerkając na Olenę, która wydawała się być spokojna. Dziewczynę nawet już to nie dziwiło, że i Pani postanowiła opuścić ją i pałac.

— Jak to wyjechać? — Dopytywała jedna z pokojówek.

— Znowu chce Pani pojechać na wieś? — Dopytywała wciąż ta sama pokojówka.

— Cicho. — Szepnęła Nana do służących.

— Postanowiłam na zawsze opuścić pałac i wyjechać z Petersburga. — Odparła Anna.

— Na zawsze. — Szepnęła sama do siebie Olena ze spokojnym wyrazem twarzy, ale z przerażeniem w oczach.

— A majątek, w tym ten pałac sprzedałam hrabiemu Worczewskiemu. — Przyznała Anna. Olena z bólem w sercu spojrzała na Nobodiewę, ale nie potrafiła nic powiedzieć. Anna patrzyła na Olenę jakby czekała na jej reakcje, w końcu odwróciła swój wzrok i spojrzała na pozostałych poddanych.

— Od tej pory to wasz nowy Pan. Słuchajcie się go we wszystkim. — Dodała kobieta.

— To prawda co o nim mówią? — Zapytała Natasza.

— A co mówią? — Dopytywała Anna.

— Że hrabia Worczewski jest dość surowy dla swoich poddanych. — Oznajmiła pokojówka Oleny, która jednym ruchem spojrzała na pozostałych służących.

— Nie wiem. — Wyznała Anna, która kierowała się już w kierunku schodów. Na chwile zatrzymała się zerkając na Olenę, która nawet nie zamierzała spojrzeć na byłą już właścicielkę. Anna odwróciła wzrok i poszła do swojego pokoju. Do oczu Oleny napływało coraz więcej łez, których nie chciała nikomu pokazać.


***

Anna weszła do swojego pokoju, w którym rozejrzała się tak jakby nie wiedziała od czego powinna zacząć. Nie chciała już więcej nikogo prosić o pomoc. Postanowiła sama spakować się i opuścić pałac jak najszybciej. Wydawało się jej, że powinna się cieszyć tym, że sprzedała cały majątek i w końcu będzie mogła wyjechać z Petersburga. Marzyła o tym od dawna, ale coś nie dawało okazywać jej radości. Wciąż zastanawiała się czy robi dobrze. Przez chwile pomyślała, że jej syn wyjechał i nawet się z nią nie pożegnał, a później jej myśli napływały w kierunku Oleny. Anna miała wyrzuty sumienia. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła, coś podpowiadało jej, że Ivan miał trochę racji. Lepiej było dać wyzwolenie dziewczynie niż zastanawiać się jaki los będzie teraz czekał młodą damę. Miała tylko nadzieje, że hrabia Worczewski nie będzie aż tak okrutnym Panem jak wszyscy o nim mówią. Anna zaczęła pakować do kufrów swoje rzeczy. Nagle otworzyły się drzwi do jej pokoju. Kobieta była zdolna myśleć, że pewnie przyszła do niej Olena. Anna odwróciła się i w progu drzwi zobaczyła twarz hrabiego Worczewskiego.

— Myślałam, że Pan już pojechał? — Zapytała Anna.

— Odwiozłem tylko notariusza do kancelarii. — Odpowiedział hrabia.

— Pani Anno.. — Rzekł Worczewski.

— Jak długo chce Pani pozostać gościem w pałacu? — Zapytał mężczyzna. Anna spojrzała z lekkim przejęciem na Worczewskiego. Uśmiechnęła się do niego na siłę.

— Proszę się nie martwić. Zabieram swoje rzeczy i już wyjeżdżam. — Odpowiedziała kobieta.

— To dobrze. Cieszę się. — Stwierdził mężczyzna. Anna nie oczekiwała innego zachowania po Worczewskim. Mężczyzna odwrócił się w kierunku drzwi.

— Panie hrabio.. — Zawołała kobieta. Worczewski odwrócił się do niej.

— Tak? — Zapytał.

— Chciałam o coś Pana prosić. — Wyznała kobieta.

— O co? — Zapytał mężczyzna bez zainteresowania.

— Proszę Pana o jedno. Niech Pan będzie dobry dla Oleny. — Rzekła Anna.

— Dla Oleny? — Zapytał hrabia z lekkim zdziwieniem.

— Tak. Wiem, że jest poddaną, ale dotąd żyła inaczej. Nie chcę, żeby doznała jakiś cierpień. — Przyznała Anna. Worczewski uśmiechnął się do kobiety.

— Proszę się nie martwić. Ma Pani moje słowo, że dobrze się nią zaopiekuję. Obiecuję. — Odrzekł hrabia, który z uśmiechem na twarzy wyszedł z pokoju kobiety.


***

Następnego dnia o poranku Anna wyszła ze swojego pokoju z walizkami. Woźnica zaniósł bagaże do dorożki. Anna przed pałacem rozejrzała się wokoło, ulice były jeszcze puste. Nobodiewa spojrzała w okno, w którym wydawało się jej, że widzi Olenę. Dziewczyna patrzyła z okna jak Anna opuszcza pałac. Makarediewa nie myślała, żeby pożegnać się z byłą właścicielką. Patrzyła na Annę z bólem. Nobodiewa też nie wydawała się być szczęśliwa, cały czas coś nie dawało jej spokoju. W końcu odwróciła wzrok i wsiadła do dorożki. Westchnęła ciężko.

— Dokąd jedziemy, Pani? — Zapytał woźnica.

— Dokąd? — Zapytała ze zdziwieniem Anna.

— Gdzie mam Panią zawieść? — Zapytał woźnica. Anna zamyśliła się i nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Zamknęła na chwile oczy i zaraz z powrotem otworzyła powieki.

— Jedziemy do barona Borodiewy. — Rzekła Anna. Dorożka ruszyła.

Petersburg

Olena po wyjeździe Anny postanowiła wymknąć się na chwile z pałacu. Nie myślała o tym, żeby pojechać powozem, raczej chciała udać się na samotny spacer. Olena szła spokojnie petersburskimi ulicami, wśród malowniczych starych kamienic. Powietrze było takie rześkie, które pozwalało ochłonąć myślą dziewczyny. Po krótkiej chwili Olena znalazła się w parku, nie wiedziała bardzo jak tam trafiła, po prostu szła, szła przed siebie. Pamiętała jak była małą dziewczynką i Akim Nobodiew prowadził ją za rękę wśród zieleni, która niedawno zakwitła. W parku już czekał na nią starszy o kilka lat Ivan razem ze swoją matką, Anną. Olena pobiegła do Ivana i obydwoje razem zaczęli się bawić. Wtedy dziewczyna czuła, że ma rodzinę, która ją kocha. Olena dalej spacerowała parkiem, nawet nie zauważyła jak powoli do parku schodzą się mieszkańcy Petersburga. Rudawy malarz w dużym kapeluszu na głowie właśnie zaczynał lekcje z jedną ze swoich uczennic. Olena przeszła obok nich obojętnie. A dziewczyna, która siedziała przy sztalugach odwróciła się w kierunku Makarediewy i spojrzała na nią.

— Olena, Olena.. — Zawołała dama cieniutkim głosem. Olena zatrzymała się na chwile i odwróciła się do wołającej młodej damy. Była to Łuiza, jej przyjaciółka. Olena delikatnie uśmiechnęła się do niej i podeszła do dziewczyny, a malarz na chwile odszedł.

— Co tu robisz Oleno? — Zapytała Łuiza.

— Tak chodzę, spaceruje po miejscach, które kiedyś odwiedzałam z Akimem i Panią Anną. — Przyznała Olena.

— Wiem, że wciąż jest ci smutno. — Stwierdziła Łuiza.

— Wszystko się tak nagle zmieniło. — Westchnęła Olena.

— Co dokładnie? — Pytała zaniepokojona przyjaciółka.

— Zaręczyny z Simonem zostały zerwane. — Wyznała Olena.

— Jak to? — Dopytywała Łuiza.

— Plotki okazały się prawdą. — Przyznała Olena.

— W dodatku Ivan wyjechał, Pani Anna sprzedała wszystko i też opuściła pałac. Zostałam już teraz sama. — Ze smutkiem wyznała Olena.

— Pani Anna sprzedała cały majątek? Kiedy? — Dopytywała Łuiza.

— Chyba wczoraj. — Odpowiedziała Olena zmiennym tonem.

— Komu? — Pytała wciąż młoda dama.

— Hrabiemu Worczewskiemu, sprzedała mu wszystko. — Stwierdziła ze łzami w oczach Olena. Łuiza podeszła do przyjaciółki i objęła mocno dziewczynę.

Pałac Nobodiewów

Olena po rozmowie z przyjaciółką w parku postanowiła wrócić do pałacu. Czuła się odrobinę lepiej, ale wciąż smutek napływał jej do serca. Nana wyczekiwała na dziewczynę w holu. Kucharka denerwowała się tym, że Olena tak wcześnie wyszła i długo nie wracała. Olena weszła do pałacu, a Nanie spadł ciężar z serca, podeszła do dziewczyny.

— Gdzie ty byłaś tyle czasu? — Zapytała Nana widząc wchodzącą dziewczynę, która wydawała jej się blada.

— Byłam w parku. — Rzekła Olena.

— Tyle czasu? — Dopytywała dalej Nana.

— Tak, spotkałam tam Łuizę i trochę rozmawialiśmy. — Odparła Olena.

— Dobrze, dobrze. — Stwierdziła niezadowolona Nana.

— Może lepiej teraz nie wychodź na tak długie spacery. — Zaproponowała Nana.

— Dlaczego? — Dopytywała dziewczyna.

— Teraz kiedy jest nowy Pan, to nie wiadomo czego można się po nim spodziewać. — Powiedziała mamka.

— Dlaczego tak uważasz? — Dalej nie rozumiała dziewczyna.

— Bo gdyby przyjechał to nie wiedziałabym co mam mu powiedzieć. — Przyznała Nana.

— Dobrze Nano. — Przytaknęła dziewczyna, która przytuliła się do swojej mamki, jakby wiedziała, że teraz już tylko ona jej pozostała. W tym czasie do pałacu przyjechał Worczewski. Otworzył szeroko drzwi i wszedł do środka. W holu wciąż stała Olena z mamką. Gdy kobiety usłyszały jak mężczyzna wchodzi do środka od razu odsunęły się od siebie. Obydwie kobiety na skórze poczuły dziwne ukucie zimnego powietrza. Hrabia wszedł do środka, przyglądał się dociekliwym wzrokiem kobietą, które stały w holu. Spojrzał na sufit i westchnął, później zerknął na lewą i prawą stronę.

— Pani Anna już wyjechała? — Zapytał Worczewski.

— Tak, z samego rana. — Odrzekła spokojnym tonem Olena.

— Dobrze. — Rzekł Worczewski patrząc na dziewczynę.

— Obejrzę pałac. Później niech przyjdą tu wszyscy. — Odparł mężczyzna, który wyszedł z holu i zaczął zwiedzanie od salonu, który mieścił się po lewej stronie.


***

Worczewski dokładnie obejrzał salon, podszedł do okna, zerknął na zasłony jakie wisiały w pomieszczeniu. Po kręcił trochę głową i wyszedł stamtąd. Później poszedł do jadalni, ale szybko z niej wyszedł, następnie pojawił się w holu, ale nikogo w nim nie było. Poszedł na piętro. Zerknął na rzeźby, które stały. Jedną z nich, taką małą, białą dotknął, wziął w swoje dłonie, a następnie odłożył na miejsce. Zaszedł do pierwszej sypialni był to pokój Ivana. Zerknął tylko do środka i wyszedł stamtąd. Patrzył przez chwile na korytarz i zszedł na dół, udał się do kuchni. Uchylił drzwi i rozejrzał się wokoło. Mężczyzna wycofał się i poszedł znowu do holu, w którym czekali już wszyscy poddani z pałacu. Stanął przed nimi i przez krótką chwile przyglądał się poddanym.

— Tak.. — Westchnął Worczewski. Poddani tylko patrzyli na swojego nowego Pana, ale nikt nie miał odwagi, aby odezwać się.

— Obejrzałem już cały pałac. — Dodał Worczewski

— I nie będę w nim mieszkał. — Oświadczył hrabia.

— Posprzątać go porządnie, a jutro wszyscy pojedziecie na wieś. — Dodał Worczewski. Olena ze strachem spojrzała na hrabiego tak jak większość poddanych.

— Jak to na wieś? — Zapytał z lękiem lokaj. Worczewski spojrzał na starca.

— Głuchy jesteś? Od tej pory pałac będzie zamknięty. A wy na wsi zamieszkacie. Przygotować tam wszystko, jak przyjadę z rodziną ma być wszystko gotowe. — Nakazał Worczewski.

— Panie my nigdy nie mieszkaliśmy na wsi. — Odparła ze strachem Nana. Worczewski zbliżył się do kucharki. I spojrzał surowym spojrzeniem na starą kobietę.

— Od czego tu jesteś? — Zapytał.

— W kuchni pracuje, gotuję. — Odpowiedziała Nana.

— Będziesz odpowiadać za klucze od pałacu. Rozumiesz. — Warknął hrabia.

— Tak, oczywiście, Panie. — Odrzekła kucharka ze spuszczoną głową. Worczewski spojrzał w lewą stronę i podszedł do Oleny, która również ze strachu opuściła swój wzrok na podłogę. Worczewski stał chwile przed nią i patrzył na dziewczynę.

— Dobrze. — Wyszeptał hrabia i wyszedł powoli z pałacu. Olena mogła odetchnąć z ulgą, że hrabia Worczewski nic jej nie powiedział.

Posiadłość Barona Borodiewy

Dorożka z Anną zajechała pod posiadłość barona Borodiewy. Była to również ładna, dość spora rezydencja na końcu Petersburga otoczona drzewami. Posiadłość wydawała się być zaciszna, z daleka wyczuwało się napływającą ciszę. Anna spojrzała na posiadłość barona i pomyślała sobie jak dobrze byłoby gdyby baron zgodził się ją przyjąć na kilka noclegów. W tak położonej rezydencji na pewno da się odczuć ciszę i spokój, a wtedy łatwiej zastanowić się nad swoim życiem.

— Jesteśmy na miejscu. — Odpowiedział woźnica.

— Zaczekaj tu chwile. — Rzekła Anna, która wysiadła z dorożki. Nobodiewa weszła na teren barona i zaczekała chwila aż ktoś ze służby wpuści ją do środka.

— Do barona Borodiewy. — Rzekła Anna gdy lokaj otworzył drzwi. Kobieta weszła do środka. Od razu znalazła się w dużym przestronnym salonie, po którym rozejrzała się z zachwytem.

— Proszę chwilę zaczekać. — Odpowiedział lokaj, który wyszedł z salonu. Anna próbując zdjąć z siebie szal przyglądała się przestronnemu pomieszczeniu. Pomyślała, że jej salon chociaż mieszkała w pałacu nie mógł porównywać się do wnętrza salonu barona. Do pomieszczenia wszedł Borodiew, gdy zobaczył Annę od razu uśmiechnął się do niej, a twarz kobiety również promieniała.

— Witam Pani Anno. — Rzekł baron, który uściskał mocno kobietę w swoich objęciach.

— Witam Panie Leonidzie. — Odpowiedziała Anna z zadowoleniem.

— Przepraszam, że tak przed południem Pana nachodzę. — Dodała Anna wyrywając się z ramion starca.

— Nic nie szkodzi. — Odparł baron.

— Mamy co prawda trochę zamieszania przed zaręczynami Margarity. — Wyznał baron.

— Tak? — Zdziwiła się Anna.

— Z kim zaręcza Pan córkę? — Zapytała kobieta.

— Z kuzynem hrabiego Worczewskiego, Antonem. — Odpowiedział baron.

— Zna go może Pani? — Dopytywał dalej mężczyzna.

— Znam tylko Pana hrabiego Kondratija — Odrzekła Anna.

— Co Panią do mnie sprowadza? — Zapytał Borodiew.

— Chciałam prosić o drobną przysługę. — Wyznała kobieta.

— Tak naprawdę chodzi o nocleg, na parę dni. — Dodała Anna.

— Dobrze. Mam jeszcze wolne pokoje. Dla kogo ten nocleg? — Zapytał Leonid.

— Dla mnie. — Przyznała Nobodiewa. Baron spojrzał ze zdziwieniem na kobietę.

— Zaraz każe przygotować pokój. — Odparł Leonid uśmiechając się do kobiety.

Petersburg

W tym czasie Ivan zastanawiał się dokąd powinien się udać po opuszczeniu pałacu. Nie bardzo chciał wyjeżdżać już tak z Petersburga, ale nie zamierzał wracać do matki. Przestał Annę rozumieć. Zatrzymał się przed jednym domem, gdzie wisiał szyld z napisem wolne pokoje. Nie była to zbyt bardzo zamożna okolica, ale mężczyzna nie przejmował się tym. Wysiadł z powozu i zaszedł do środka. Drzwi otworzyła mu okrągła, rudowłosa kobieta z rumianymi policzkami, nieduża.

— Czego tu Pan szuka? — Zapytała kobieta.

— Podobno ma Pani jeszcze wolne pokoje? — Zapytał mężczyzna.

— Tak, są jeszcze. Pokazać? — Odparła kobieta.

— Tak, poproszę. — Odrzekł smutno Ivan. Gospodyni zaprowadziła mężczyznę do jednego z pokoi. Było to pomieszczenie dość skromne, tylko łóżko, okrągły stół na środku i szafa. Ivan rozejrzał się po pomieszczeniu. Miał wrażenie, że jeszcze nigdy przedtem nie był w takim miejscu. Gospodyni przyglądała się mężczyźnie. Wydawało się starej kobiecie, że młody szlachcic nie jest do końca zadowolony.

— Jeżeli szuka Pan coś innego, to są jeszcze inne pokoje, bardziej urządzone, ale za dodatkową dopłatą. — Odezwała się kobieta.

— Nie trzeba. — Odparł mężczyzna.

— Ten pokój jest wystarczający dla mnie. — Dodał Ivan.

— Czyli bierze Pan? — Zapytała kobieta.

— Tak. — Odpowiedział stanowczo Ivan.

— Dobrze, jestem Jewa. Na dole przyjmuję zapłatę. Tylko proszę pamiętać żadnych gości. — Dodała kobieta wychodząc z pokoju.

— Oczywiście. — Wyszeptał mężczyzna, który po chwili został sam w pomieszczeniu. Ivan westchnął i usiadł na starym łóżku.

Pałac Nobodiewów

Po wyjściu Worczewskiego w pałacu panowało wielkie zamieszanie. Wszyscy poddani krzątali się po pomieszczeniach, pakując pozostałe rzeczy, które wchodziły już skład majątku Worczewskiego. Olena kręciła się powoli po pałacu, tak jakby nie wiedziała co powinna zrobić. Czuła się dziwnie. Zaglądała do pomieszczeń ze smutkiem w oczach. Weszła do gabinetu Akima, aby jeszcze raz pożegnać się ze swoim dobroczyńcą, tak jakby wiedziała, że nigdy więcej już tu nie wróci. Później poszła do swojego pokoju i rozejrzała się ostatni raz po sypialni. Podeszła do fortepianu i wzięła do rąk fotografie Akima. Widać było, że dziewczyna bardzo za nim tęskni. Odwróciła się stawiając ponownie fotografie na fortepianie. Podeszła do szafy, którą otworzyła i nie wiedziała co powinna spakować. Miała ochotę rozpłakać się w samotności, ale nawet nie wiedziała jak ma to zrobić. Wszystko przychodziło jej z trudem. Olena dotykała swoich ładnych sukienek, które wisiały w szafie i nie była pewna, która tak naprawdę może jej się przydać. Do pokoju dziewczyny zajrzała Nana. Uchyliła delikatnie drzwi i spojrzała na załamaną dziewczynę.

— Wiesz już co chcesz ze sobą zabrać? — Zapytała Nana. Olena chociaż usłyszała jak kucharka wchodzi do pokoju, to nie odwróciła się do kobiety.

— Nie wiem co może mi się tam przydać. — Stwierdziła dziewczyna.

— Weź to co uważasz, później się zobaczy. — Rzekła Nana. Olena spojrzała na kobietę.

— Nie wiem czy będę umiała żyć na wsi. — Z lekką ironią odparła dziewczyna.

— Nie martw się, jakoś to będzie. Pamiętaj, że ja będę cały czas z tobą. — Dodała Nana.

— Dobrze, że mam chociaż ciebie. — Odparła Olena z załamanym głosem.

— Masz też Nataszę. — Dodała mamka próbując pocieszyć dziewczynę. Do pokoju dziewczyny zajrzała jedna z pokojówek. Stanęła i spojrzała na Makarediewę.

— Panienko.. Co mamy właściwie pakować? — Zapytała pokojówka. Olena lekko wzruszyła ramionami.

— Nie wiem, pakujcie co chcecie. — Odpowiedziała Olena.

Posiadłość Barona Borodiewy

Anna Nobodiewa zdążyła się już rozpakować w posiadłości barona Borodiewy. Kobieta wydawała się być zadowolona, że Pan Leonid zgodził się ją gościć u siebie. Pokój jaki został dla niej przygotowany wydawał się być duży i przestronny, co najważniejsze dla kobiety to, że z okna był widok na niewielki park. Anna wyjrzała przez okno, a do jej spojrzenia nagle napływała nadzieja. Nigdy wcześniej nie odczuwała ciszy jaka teraz ją otaczała. Nagle głośne milczenie kobiety zostało przerwane pojawieniem się pokojówki.

— Proszę Pani, Pan Borodiew prosi do siebie. Oczekuje na Panią w salonie. — Rzekła.

— Dobrze, możesz odejść. — Odpowiedziała Anna. Pokojówka wyszła, a Nobodiewa wciąż rozkoszowała się ciszą, po chwili wyszła ze swojej sypialni. W salonie Borodiew już czekał na kobietę. Siedział przy okrągłym stoliku z nalewką.

— Długo każe Pani na siebie czekać. — Rzekł baron.

— Proszę mi wybaczyć, ale musiałam się rozpakować. — Odpowiedziała Anna z tajemniczym uśmiechem na twarzy siadając naprzeciwko barona.

— Dobrze. To zrozumiałe. — Odrzekł baron podając kobiecie kieliszek.

— Pani Anno.. — Zaczął baron.

— Proszę mi wybaczyć, ale czemu nie chce mieszkać Pani w swoim pałacu? — Zapytał Borodiew. Kobieta spojrzała na mężczyznę.

— Wygania mnie Pan? — Zapytała dociekliwie kobieta.

— Oczywiście, że nie, ale chciałbym zrozumieć. — Rzekł Leonid.

— Ma Pan racje. Należy się pewne wytłumaczenie. — Rzekła Anna, która postawiła na stoliku kieliszek.

— Sprzedałam cały majątek po mężu. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłam pomyśleć o lokum stąd moja wizyta u Pana. — Odpowiedziała Anna z powagą.

— Rozumiem. Proszę zostać ile tylko Pani potrzebuje. — Odparł baron. Kobieta uśmiechnęła się do mężczyzny.

— Mogę wiedzieć komu Pani sprzedała majątek po Akimie? — Zapytał Borodiew.

— To żadna tajemnica. Hrabia Worczewski kupił majątek po moim mężu. — Odpowiedziała Nobodiewa. Baron się zdziwił.

— Ach tak. — Skomentował i spojrzał na kobietę.

— Pozwoli Pani, że zaproszę Panią na taras. — Zaproponował. Anna wstała i wyszła z baronem na taras. Widok z tarasu był również piękny jak z jej pokoju. Anna znowu rozmarzyła się co zauważył baron. Mężczyzna zamyślił się na chwile, a potem spojrzał na kobietę.

— Mamy takie piękne popołudnie jak Pani widzi. — Rzekł mężczyzna.

— I takie spokojne. — Skomentowała kobieta.

— Czy zechciałaby mi Pani towarzyszyć dziś wieczorem? — Zapytał nieśmiało Borodiew.

— A więc gdzie się Pan wybiera? — Zapytała Anna.

— Mam zamiar zabawić się dziś wieczorem w domu gry, oczywiście w Pani towarzystwie. — Rzekł z uśmiechem mężczyzna. W tym momencie na taras przyszła do rozmówców córka Borodiewy, Margarita. Baron odwrócił się w kierunku córki, podobnie jak Anna.

— Pani Anno, proszę poznać to moja córka, Margarita. — Rzekł do kobiety.

— Witam. — Odparła Anna witając się z dziewczyną, która uśmiechnęła się do Nobodiewy.

— Słyszałam, że będzie Pani gościem u nas przez jakiś czas. — Skomentowała Margarita.

— Zgadza się, dzięki przychylności Pani ojca. — Odpowiedziała Anna.

— Miło mi. — Dodała Margarita.

— Właśnie Margarito, zaproponowałem Pani Annie wieczór w domu gry u mojego przyjaciela. — Rzekł baron. Dziewczyna lekko zmarszczyła brwi, dziwiąc się przy tym.

— I co? Wybiera się Pani z moim ojcem? — Zapytała Margarita, chociaż propozycja ojca wydawała się dziewczynie niestosowna.

— Po krótkiej chwili namysłu postanowiłam Pani ojcu towarzyszyć. — Odpowiedziała Anna. Margarita nic nie odrzekła.

— A może wybierzesz się z nami? — Zapytał Borodiew.

— Lepiej będzie jak pójdziesz z Panią Anną. — Odparła Margarita, która wyszła z tarasu, a za nią baron z Nobodiewą.

Petersburg

Tego samego dnia wieczorem Ivan postanowił wyjść i odwiedzić swoich dawnych znajomych, którzy często spędzali wieczory w domu gry. Petersburskie ulice nocą były już puste. Ivan wszedł do lokalu. Sala była mocno zadymiona od cygar, które palili stali bywalcy popijając przy tym alkohol. Ivan rozejrzał się wokoło za znajomymi twarzami, ale nikogo nie mógł dostrzec. Przeszedł więc do drugiej sali, gdzie zebrane towarzystwo śmiało się jeszcze głośniej. Mężczyzna podszedł do baru, przywitał się z barmanem, którego jako jedynego znał ze zgromadzonych gości. Barman to mężczyzna po czterdziestce, nieduży brunet, który podał mu kieliszek wódki. Ivan jednym duszkiem wypił.

— Podaj mi jeszcze raz to samo. — Rzekł Ivan. Barman kiwnął głową, aby dać znać, że zrozumiał prośbę mężczyzny. Nagle Ivan odwrócił się za siebie, usłyszał z dali znajomy śmiech kobiety. Spojrzał na jeden duży, okrągły stolik, przy którym siedziało kilku mężczyzn w tym baron Borodiew. Przyjrzał się dokładnie kobiecie, która mu towarzyszyła, była to jego matka. W tym czasie barman podał mężczyźnie kolejny kieliszek wódki.

— Proszę. — Rzekł barman. Ivan na chwile odwrócił się i spojrzał na kieliszek, wypił od razu i odszedł od baru. Podszedł do stolika, przy którym siedziało towarzystwo, które przy kartach dobrze się bawiło. Ivan spojrzał tylko na matkę, ale kobieta nie zauważyła syna. Borodiew uniósł wzrok i spojrzał na młodego mężczyznę.

— Panie Ivanie, jak miło Pana widzieć. — Rzekł baron zadowolonym tonem. Anna odwróciła się w kierunku syna, była trochę zaskoczona, ale Ivan bardziej od niej.

— Co ty tu robisz matko? — Zapytał grzecznie Ivan.

— Towarzysze Panu Leonidowi. — Oznajmiła kobieta.

— Możemy porozmawiać? — Zapytał pokornie Ivan. Kobieta nie była specjalnie zadowolona, spojrzała na barona.

— Niech Pani idzie i porozmawia z synem. — Odrzekł Borodiew. Anna odeszła od stolika i razem z Ivanem przeszli do drugiej sali gdzie było odrobinę spokojniej.

— Mamo, co ty tu robisz? — Zapytał ponownie Ivan.

— Mówiłam ci, że towarzyszę baronowi. — Przyznała kobieta. Ivan spojrzał na matkę, a kobieta poczuła się niezręcznie.

— Jestem gościem barona, nie mogłam mu odmówić. — Wyznała Anna.

— Jak to gościem? — Pytał dalej Ivan.

— Mieszkam na razie u niego. — Przyznała kobieta.

— A dlaczego nie w pałacu? — Dopytywał Ivan.

— Majątek twojego ojca został sprzedany. — Oznajmiła stanowczo kobieta.

— Jak to sprzedany? Tak szybko. Komu? — Dopytywał z wściekłością Nobodiew.

— Hrabiemu Worczewskiemu. — Wyznała kobieta z obojętnością. Ivan patrzył na matkę i nie mógł zrozumieć jej postępowania. W końcu zapytał.

— A Olena, co z nią? — Zapytał Nobodiew spokojnym tonem, w którym można było wyczuć strach.

— Poszła razem z majątkiem w ręce Worczewskiego. — Rzekła Anna. Ivan spojrzał na matkę groźnym spojrzeniem.

— Jak mogłaś coś takiego zrobić? — Zapytał mężczyzna, ale nie czekał już na odpowiedź matki, zostawił ją samą.

Posiadłość Barona Borodiewy

Następnego dnia, Anna wstała o dość późnej porze jak nigdy wcześniej. Wydawała się być szczęśliwa po wczorajszym wieczorze w domu gry, mimo że spotkanie z synem nie było udane. Anna weszła do salonu, w którym była tylko Margarita. Dziewczyna siedziała w fotelu. Wstała gdy tylko zobaczyła Annę.

— Spóźniła się Pani na śniadanie. — Rzekła dziewczyna.

— Nic nie szkodzi. — Odpowiedziała Anna.

— Jak udał się Pani wczoraj wieczór w domu gry? — Zapytała Margarita.

— Całkiem przyjemnie. — Odpowiedziała kobieta.

— Lubi Pani przebywać w takich miejscach? — Dopytywała dociekliwie dziewczyna.

— Nie znoszę, ale wieczór był udany. — Oznajmiła Anna.

— Jak długo zamierza być Pani u nas gościem? — Dalej pytała dziewczyna.

— Jeszcze przez jakiś czas. — Odpowiedziała Nobodiewa.

— Rozumiem. — Przytaknęła Margarita. Anna spojrzała na córkę barona.

— Widzę, że Pani nie do końca jest zadowolona z mojej obecności. — Odparła Anna.

— Po prostu nie wiem czego mogę się po Pani spodziewać. — Przyznała Margarita, która przeszła obok kobiety. Przed progiem zatrzymała się na chwile i spojrzała w kierunku Nobodiewy.

— Niech Pani poprosi o śniadanie, służąca powinna jeszcze Pani podać. — Powiedziała dziewczyna.

— I niech się Pani dobrze zastanowi nad pobytem u nas. — Dodała dalej Margarita.

Pałac Nobodiewów

Następnego dnia z samego rana pałac Nobodiewów wydawał się już być pusty. Powoli znikały z niego rzeczy i rodzinne pamiątki, które wcześniej należały do Nobodiewów. Olena zamknęła drzwi od swojego pokoju i powoli schodziła na parter, w dłoniach trzymała fotografię Akima. Wszędzie rozchodziło się tylko echo ciszy. Dziewczyna ostrożnie schodziła po schodach. Hol wydawał się być taki pusty, tylko Nana czekała na dziewczynę. Mamka patrzyła na Olenę, która bardzo cierpiała. Olena jeszcze raz obejrzała się za siebie, aby pożegnać się z tym miejscem, w którym spędziła tyle czasu, prawie całe jak dotąd życie.

— Czekają już tylko na nas. — Rzekła mamka do dziewczyny. Olena odwróciła się do Nany i spojrzała na kucharkę z bólem.

— Dobrze, już jedziemy. — Odpowiedziała cichym tonem dziewczyna. Obydwie kobiety wyszły z pałacu. Dorożka już czekała. Olena z Naną wsiadły do powozu, w którym siedziała Natasza razem z drugą pokojówką. Powóz ruszył. Olena wciąż wydawała się być bardzo milcząca. Nie zwracała uwagi na okolice jaki po drodze mijały. Natasza zerkając na dziewczynę, dała wyraźny brwiami znak Nanie. Mamka odwróciła się i spojrzała na Olenę.

— Co ci jest moja dziecinko? — Zapytała czule mamka.

— Nic. — Westchnęła ciężko Olena.

— Jestem jak mebel, który można wyrzucić gdy jest już niepotrzebny. — Stwierdziła smutno dziewczyna.

— Co ty mówisz? — Pytała wciąż Nana.

— Jestem rzeczą, którą można sprzedać. — Dodała dziewczyna.

— Taki już nasz los. — Przyznała Nana próbując pocieszyć Olenę.

W niedługim czasie powóz zajechał do powiatu Pskowskiego. Olena patrzyła przed siebie, ale nawet nie zauważyła tej nieznanej okolicy, która zaczęła rozciągać się wśród pól, na których rosło żyto. Wiatr wydawał się być ciepły, a słońce delikatnie ogrzewało powietrze.

Posiadłość Petersburska Księżniczki Wieruszyckiej

Księżniczka Tamara Wieruszycka piła kawę w salonie w części jadalnej, przeglądała gazetę. Żadna z wiadomości nie wydawały się być dla kobiety interesująca. Księżniczka odłożyła gazetę i spojrzała na prawą stronę stołu gdzie leżał stos listów. Tamara sięgnęła po koperty i zaczęła przeglądać pocztę. W końcu jeden z listów wydawał się być dla księżniczki interesujący, była to wiadomość od Walentina Wołgiera.

— Ciekawe co tym razem Pan Wołgier pisze.. — Rzekła sama do siebie księżniczka. Wieruszycka otworzyła list i zaczęła czytać. Podczas czytania zaczęła się uśmiechać sama do siebie.

— Ach ten Pan Wołgier.. — Westchnęła z zadowoleniem księżniczka.

— Ciekawe czy ta plotka okaże się być prawdą. — Dodała. Do jadalni przyszedł lokaj. Księżniczka spojrzała na służącego.

— Tak? — Zapytała z zadowoleniem.

— Przyszedł Pan Danoszdiew. — Rzekł służący.

— Prosić. — Nakazała księżniczka z uśmiechem na twarzy. Lokaj wyszedł, a do jadalni wszedł Simon. Tamara wstała z krzesła.

— Witam Panie Simonie.. — Zaczęła dalej z zadowoleniem Wieruszycka.

— Kłaniam się. — Odparł Simon, który wydawał się być odrobinę przygnębiony.

— Coś się stało? Co Pan dziś taki smutny? — Zapytała Wieruszycka. Danoszdiew zrobił kilka kroków w stronę kobiety.

— Widzę, że za to Pani czuje się już lepiej. — Stwierdził Danoszdiew.

— Minęła już Pani żałoba, księżniczko? — Zapytał Simon.

— Nie można przecież bez końca płakać po śmierci męża. — Odparła Wieruszycka czytając cały czas list od Wołgiera.

— Właśnie czytałam plotkę od Pana Wołgiera.. — Zaczęła Tamara nie zważając uwagi na Simona.

— Proszę powiedzieć to naprawdę prawda? — Zapytała księżniczka z ciekawością.

— Co takiego? — W końcu odezwał się Simon.

— To prawda, że Pana narzeczona zerwała zaręczyny? — Dopytywała wciąż Wieruszycka.

— Już Pani wie? — Odparł Simon.

— Nie tylko ja. Cały Petersburg o tym mówi. — Przyznała księżniczka.

— Proszę posłuchać: Olena Makarediewa wychowanka Akima Nobodiewy petersburskiego arystokraty zerwała zaręczyny z porucznikiem Simonem Danoszdiewem z powodu rozległych jego kontaktu z innymi pannami. — Przeczytała Wieruszycka z wielkim zadowoleniem i roześmianiem. Simon westchnął ciężko. Tamara odwróciła się i spojrzała na młodego mężczyznę.

— Panie Simonie, więc to prawda? — Dopytywała kobieta.

— Przyczyną zerwania była Pani. — Stwierdził smutnym tonem mężczyzna.

— Ja? — Zdziwiła się kobieta.

— Nie sądziłam, że jestem aż tak znana. — Dodała. Simon odwrócił się w lewą stronę i wszedł do części salonu, w którym usiadł na kanapie. Tamara wciąż przyglądała się szlachcicowi. Podeszła do niego.

— Chyba się tym Pan tak nie przejmuje? — Zapytała ze spokojem kobieta.

— Pani uważa, że nie ma się czym przejmować. Cały Petersburg plotkuje o zerwanych zaręczynach. — Przyznał Simon. Kobieta usiadła obok niego na kanapie. Położyła swoją rękę na jego dłoni.

— Nie zna Pan plotkarzy. — Zaczęła księżniczka.

— Dziś plotkują o Panu, a jutro o wszystkim zapomną. — Dodała Wieruszycka próbując pocieszyć szlachcica.

Wieś w powiecie Pskowskim
Okolice miasta Psków

Po chwili dorożka minęła już okolice miasta Psków i wjechała na teren rezydencji, która kiedyś należała do Akima Nobodiewy. Rezydencja wydawała się dość duża i przestronna, trawa delikatnie porosła, wszędzie było czuć świeże powietrze. Służba hrabiego Worczewskiego stała tuż pod samą rezydencją, natomiast byli poddani Akima po przeciwnej stronie. Część poddanych była dla Oleny nieznana, to ci, którzy doglądali posiadłości kiedy Akim przebywał w Petersburgu. Olena razem z mamką Naną oraz pokojówkami wysiadły z dorożki.

— Widzisz, może nie będzie tak źle. — Rzekła Nana do Oleny, która zerknęła na rezydencje. Dziewczyna kiwnęła głową do mamki, ale jakby nie chciała nic więcej powiedzieć.

— Pamiętam jak kiedyś tu Akim przyjeżdżał. — Odparła Olena.

— Tak ja też pamiętam te strony. — Rzekła Nana. Olena spojrzała ze zdziwieniem na mamkę.

— Jak to? Przecież rzadko jeździłaś na wieś z Panem Akimem. — Przyznała dziewczyna.

— Mieszkałam kiedyś w tych stronach, dawno to było jeszcze przed twoim narodzinami — Wyznała w lekkim zamyśleniu Nana. Mamka posłała dziewczynie delikatny uśmiech. Kobiety podeszły i stanęły obok poddanych z pałacu. Wśród zgromadzonych można było zauważyć jednego mężczyznę, który wydawał się mieć władze nad wszystkimi, był to Kazimir, zarządca hrabiego. Na pierwszy rzut oka nie wzbudzał w nikim zaufania, a raczej lęk. Chodził i kręcił się wokoło.

— Widzę, że już są wszyscy. — Oznajmił donośmy głosem zarządca.

— Tak.. — Westchnął mężczyzna do poddanych.

— Jestem surowym, ale sprawiedliwym zarządcą. Kto mnie zna to może zaświadczyć. Wasz wcześniejszy Pan mocno Was rozpuścił, ale za to przy mnie wszystkiego nauczycie się. — Burknął Kazimir. Starzec przeszedł się wzdłuż szeregu przyglądając się uważnie nowym poddanym, co do niektórych uśmiechał się wrednie.

— Leni i obiboków pogonię do pracy. — Mówił dalej zarządca.

— Za to buntowników i niepokornych osobiście wypatroszę. — Dodał Kazimir, który nagle jedną ręką dotknął swojej kańczugi, a miał ją przywiązaną przy swoim pasie. Spojrzał na służbę hrabiego, a potem na nowych poddanych.

— Co tak stoicie? — Wrzasnął mężczyzna pytającym tonem.

— Teraz do roboty. Na drugie podwórze — Krzyknął.

— Wprowadzić ich. — Dodał Kazimir do służby Worczewskiego i odszedł.

Rezydencja Na Wsi w Powiecie Pskowskim

Chwile później Olena razem z Naną i Nataszą weszły do kuchni, która graniczyła z czeladną na pograniczu rezydencji. Olena stawiała swojej kroki bardzo ostrożnie rozglądając się po pomieszczeniu. Kuchnia była trochę większa niż w pałacu, ale za to bardziej ciemna. Okna były dość duże, ale wpadało nimi mało światła. Dziewczyna kręciła się po pomieszczeniu i napawały ją lęki. Nie była pewna jak będzie wyglądać jej życie. Nana razem z Nataszą zauważyły obawy młodej dziewczyny i spojrzały na nią przygnębionym wzrokiem.

— Może Państwo pozwolą nam zajmować się kuchnią. — Rzekła Nana.

— To będzie prawie jak w pałacu. — Dodała kucharka.

— Może. — Wyszeptała dziewczyna, która zaraz po tym głęboko westchnęła.

— Tam dalej są pomieszczenia dla służby. — Odparła Natasza. Olena spojrzała na pokojówkę, ale nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Natasza podbiegła do zaprzyjaźnionej dziewczyny i objęła ją w swoje ramiona.

— Niech się Pani nie martwi. — Rzekła Natasza.

— Już nie jestem twoją Panią. — Stwierdziła Olena ze łzami w oczach.

— Dla mnie zawsze będzie Panią moją Panią. — Odparła Natasza. Chwile po tym podeszła do nich także Nana, która zaczęła głaskać po głowię obydwie dziewczyny.

— Pomożemy ci przez to wszystko przejść, a to będzie długa droga. — Powiedziała Nana.


***

W tym czasie w drodze do rezydencji był już hrabia Kondratij Worczewski, któremu towarzyszyła jego żona, Antonija. To kobieta po pięćdziesiątym szóstym roku życia. Dość wysoka i szczupła z charakterystycznymi rysami twarzy, które nie dodawały kobiecie uroku. Jej wzrok zawsze był taki sam, a uśmiech na twarzy Antoniji nigdy się nie pojawiał. To bez znaczenia czy kobieta uśmiechała się czy płakała jej wyraz nigdy się nie zmieniał. Antonija wydawała się być surowa i oschła i taka też była, nie tylko dla poddanych, ale także dla syna, Uliana. To mały, nieśmiały chłopiec, który ma osiem lat. Trochę zagubiony. Na pozór wydaje się być grzecznym dzieckiem i takim też jest. Szuka na wszelkie sposoby miłości matczynej, której wciąż nie potrafi otrzymać od Antoniji. Hrabina Worczewska jest dla syna też dość surowa, często wymyśla mu różne kary, chociaż ten grzeczny chłopiec niczemu nie zawinił. Ulian nie wie jak powinien zbliżyć się do kobiety. Hrabia Worczewski ożenił się po raz drugi z Antoniją. Wcześniej jego pierwsza żona Sofia, zmarła po długiej chorobie i osierociła synka, który wtedy miał trzy lata. Ulian ledwo pamięta swoją matkę. Worczewski rok po żałobie ożenił się z Antoniją, damą z dobrego dworu z sąsiedztwa. Kobieta była od dłuższego czasu wdową, miała dwie córki, które także wcześnie zmarły. Małżeństwo Antoniji i Kondratija trwa już cztery lata, ale nie jest pełne miłości czy pożądania tylko raczej okazywany jest sobie szacunek. Hrabia już po miesiącu trwającego małżeństwa szukał bliskości wśród innych kobiet, w tym nawet służących. Antonija od zawsze przeczuwała, że mąż nigdy jej nie kochał, a związek z nią traktował jako inwestycje w przyszłość. Kobieta wiedziała także o wszystkich zdradach Kondratija, ale nie wracała nigdy do tego tematu. Zawsze miała przy sobie zaufaną pokojówkę Albinę, która zdawała jej wiadomości. To służąca po czterdziestym roku życia, szczupła, a raczej chuda o pociągłej twarzy i ciemnych włosach, tak samo bez urody jak jej Pani. Dorożka powoli wjeżdżała już na teren rezydencji, przed którą czekał na nich Kazimir. Wcześniej hrabia z żoną mijały okoliczne gospodarstwa rolne. Worczewski wydawał się być trochę zamyślony, ale za to dość szczęśliwy. W końcu udało mu się kupić majątek Akima. Antonija zerkała na męża próbując zbliżyć się odrobinę do mężczyzny, który i tak nie zwracał na nią uwagi. Kondratij spojrzał na żonę.

— Antonijo, czemu kazałaś, aby Ulian pojechał oddzielnym powozem. Powinien jechać z nami. — Odrzekł Worczewski.

— Pomyślałam, że tak będzie dla niego lepiej. Jest taki nieswój. — Przyznała Antonija.

— Od tej pory nie będzie jeździł oddzielnie tylko z nami. Rozumiesz. — Stwierdził Worczewski patrząc na żonę z surowym spojrzeniem. Antonija poczuła się dziwnie po spojrzeniu męża.

— Oczywiście. — Rzekła kobieta i odwróciła wzrok w przeciwną stronę. Zrozumiała, że następnym razem nie będzie mogła sprzeciwić się mężowi. Dorożka zatrzymała się przed rezydencją. Kazimir podszedł do Państwa i podał dłoń hrabinie, aby mogła swobodnie wysiąść z powozu. Następnie wysiadł Worczewski. Antonija rozejrzała się wzrokiem po posiadłości. Spojrzała na dużą oraz przestronną rezydencję, przed którą stała. Worczewski rozmarzył się.

— Czy to nie przesada, aby mieszkać w takim pałacu? — Zapytała Antonija, chociaż rezydencja przypadła kobiecie do gustu.

— Nie przesada. — Odpowiedział stanowczo Worczewski z rozmarzonym spojrzeniem.

— Pewnie majątek Nobodiewów dużo nas kosztował? — Pytała dalej hrabina.

— Trochę kosztował, ale to nic. Ważne, że jest. — Stwierdził Worczewski.

— Chodźmy do środka. — Rzekł Kondratij do żony zmiennym tonem, przez który przebijała się odrobina czułości.

Dom Rodziny Karokiew

Tego samego dnia popołudniu Łuiza wyszła na taras, który graniczył z salonikiem. Dziewczyna wydawała się być dość smutna i bardzo zamyślona. Siedziała na tarasie w fotelu, gdzie wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Do młodej kobiety podeszła jej matka, Larysa. To około sześćdziesiątego roku życia z okrągłą twarzą o rudym kolorze włosów kobieta.

— Łuizo co tak siedzisz sama? — Zapytała dziewczynę matka. Łuiza jakby przebudziła się i spojrzała na kobietę.

— Tak wiesz mateczko myślę sobie.. — Zaczęła dziewczyna.

— O czym? — Pytała matka dziewczyny, Larysa.

— Martwię się o Olenę. — Przyznała Łuiza.

— Wszyscy się o nią martwią, ale w końcu nie została sama. Jest Anna Nobodiewa i jej syn Ivan. — Stwierdziła Larysa wychodząc z tarasu. Dziewczyna zerwała się z fotela i poszła za matką.

— Mateczko, a może my moglibyśmy jej jakoś pomóc? — Zapytała Łuiza.

— A co my mamy do tego? — Dopytywała Pani Karokiew.

— Wiesz, że kocham ją jak siostrę. — Zaczęła Łuiza.

— Olena jest poddaną i nie wiadomo co się z nią stanie. — Dodała dziewczyna licząc na zrozumienie matki. Larysa odwróciła się w stronę córki.

— Olena jest poddaną? — Zdziwiła się starsza kobieta.

— Tak. — Przytaknęła dziewczyna.

— Nie do uwierzenia. — Stwierdziła Larysa.

— Jeszcze przed chwilą żałowałam jej i tego co stało się z Simonem Danoszdiewem, a teraz okazuje się, że to była racja. — Odparła Larysa.

— Mateczko, jak możesz tak mówić? — Zapytała Łuiza.

— Nie rozumiem jak Akim Nobodiew mógł zabrać ją do pałacu i wychować ją na równą nam, skoro pochodzi z pańszczyzny. — Stwierdziła z oburzeniem Larysa.

— Mateczko nie powinnaś tak mówić o Olenie. To moja przyjaciółka. — Dodała dziewczyna.

— To poszukaj przyjaciółki gdzie indziej. — Odparła stanowczo Larysa.

— Nie wiem jak Anna Nobodiewa zgodziła się wychowywać tą dziewczynę? — Dalej zastanawiała się Pani Karokiew, która wychodziła już z saloniku. Łuiza westchnęła ciężko ze smutnym wyrazem twarzy.

Pałac Nobodiewów

W tym czasie Ivan zamówił sobie dorożkę i wybrał się na spokojny spacer po Petersburskich ulicach. Mężczyzna był przygnębiony. Kazał woźnicy jechać prosto przed siebie, ale nie wiedział bardzo dokąd zamierza się udać. W końcu woźnica zatrzymała się. Ivan rozejrzał się i wysiadł z dorożki. — Zaczekaj chwile. — Rzekł do woźnicy. Starzec kiwnął głową. Ivan stanął przed pałacem Nobodiewów i rozejrzał się wokoło. Podszedł do furtki, która była zamknięta. Jeszcze raz nacisnął na klamkę, która dalej nie otwierała się. Mężczyzna odwrócił wzrok w lewą stronę i spojrzał na starca z kobietą w podeszłym wieku, którzy w pobliżu pałacu zamiatali chodnik.

— Ej Wy.. — Zawołał Ivan. Para odwróciła się do mężczyzny i delikatnie ukłonili się szlachcicowi. Nobodiew podszedł do nich.

— Wiecie dlaczego pałac jest zamknięty? — Zapytał Ivan.

— Nikogo tam już nie ma, Panie. — Odpowiedziała kobieta.

— Jak to, gdzie się wszyscy podziali? — Dopytywał Ivan.

— Pałac stoi od wczoraj pusty. — Rzekł starzec.

— Wszyscy wyjechali. — Odpowiedziała smutno kobieta.

— Wiesz dokąd pojechali? — Dopytywał dalej Ivan.

— Nowy Pan kazał się wszystkim osiedlić na wsi. — Wyznała kobieta. — Dokładnie gdzie? — Warknął Nobodiew.

— We wsi, za miastem Psków. — Odrzekł niepewnie starzec.

— A była z nimi panienka? — Pytał młody mężczyzna.

— Tam już nie ma żadnej panienki, Panie. — Odpowiedziała ze smutnym spojrzeniem kobieta.

Boję Się Tego


Tak silny jest wiatr wiejący z naprzeciwka,

Tak wiele zostało wydeptanych śladów,

Które prowadzą do tych samych miejsc.


Tak silny jest wir wody, w której zanurzam się,

Tak wolno czas odmierza następną godzinę,

Tak wiem o tym..


Boję się, boję się tego co może nadejść,

Boję się, boję się tego co już nadchodzi

Nie wiem jak pokonać ten strach

Wszędzie są te same lęki i obawy,


Boję się, boję się tego co już stoi za mną,

Boję się, boję się tego co istnieje z każdej strony

Nie wiem jak zapobiec katastrofie

Nigdzie nie ma tego co jest w moich snach,


Boję się tego coraz bardziej,

Boję się tego z dnia na dzień

Żal jest zbyt duży, jest zbyt duży, jest zbyt duży


Boję się tego, boję się tego — to jest strach,

Boję się tego, boję się tego — mam takie obawy,

Boję się tego, boję się tego — takie są lęki.


Tak wiele pozostało w myślach wspomnień,

A tak mało było w tym szczęśliwych chwil

Tak wiem o tym..


Boję się, boję się tego co może nadejść,

Boję się, boję się tego co już nadchodzi

Nie wiem jak pokonać ten strach

Wszędzie są te same lęki i obawy,


Boję się, boję się tego co już stoi za mną,

Boję się, boję się tego co istnieje z każdej strony

Nie wiem jak zapobiec katastrofie

Nigdzie nie ma tego co jest w moich snach,


Boję się tego coraz bardziej,

Boję się tego z dnia na dzień

Żal jest zbyt duży, jest zbyt duży, jest zbyt duży


Boję się tego, boję się tego — to jest strach,

Boję się tego, boję się tego — mam takie obawy,

Boję się tego, boję się tego — takie są lęki..


Patrzę na to z bezpiecznej odległości,

Widzę wszystko to co zbliża się do mnie.

Rozdział 3

Posiadłość Barona Borodiewy

Następnego dnia Anna towarzyszyła baronowi Leonidowi podczas śniadania, które zostało podane w salonie. Dzień zapowiadał się dość przyjemnie, mimo wczesnej godziny. Na niebie pojawiały się już ciepłe promienie słońca. Na stole barona znajdowały się najróżniejsze pyszności, które baron specjalnie zamówił ze względu na Annę. Nobodiewa coraz lepiej czuła się w posiadłości Borodiewy nawet nie przejmowała się markotnym zachowaniem Margarity, a Leonidowi coraz bardziej odpowiadało towarzystwo gościa.

— Pani Anno jak mija Pani pobyt? — Zapytał baron delikatnie zerkając na kobietę.

— Pana posiadłość jest naprawdę urocza. Nawet u siebie w pałacu nie czułam się tak dobrze jak tu. — Odpowiedziała Anna z zachwytem. Baron zaczerwienił się z radości.

— Pani Anno, a może byśmy się tak wybrali na wyścigi konne? — Zaproponował mężczyzna.

— Wyścigi konne? — Zdziwiła się kobieta.

— Tak, mój dawny przyjaciel co roku to organizuje. Kilka dni temu przysłał mi zaproszenie. — Przyznał Leonid.

— Rzadko bywałam na takich typu przyjęciach. — Wyznała Anna.

— Nalegam. Jest na co popatrzeć. — Odparł baron. Kobieta westchnęła uśmiechając się tajemniczo do mężczyzny.

— A kiedy są? — Zapytała w końcu z zainteresowaniem.

— Jutro popołudniu odbywają się. — Odpowiedział Borodiew.

— W zasadzie.. możemy pójść. — Powiedziała Anna.

— Wspaniale. — Dodał baron z wyrazem ciepłego spojrzenia, które posłał kobiecie. Do salonu weszła w tym czasie Margarita. Nie dziwiły ją już przyjemne rozmowy Anny i jej ojca. Usiadła obok barona naprzeciwko Anny. Sięgnęła po kromkę chleba i spojrzała raz na ojca, a raz na Annę.

— O czym tak ciepło rozmawiacie? — Zapytała Margarita.

— O niczym takim. — Mruknęła Anna.

— Właśnie zaprosiłem Panią Annę na wyścigi konne. — Odrzekł baron.

— Wyścigi konne? — Zdziwiła się Margarita, której spojrzenie nagle zmieniło się.

— Tak. — Przytaknął baron. Anna udawała, że niczego nie dostrzega w zachowaniu córki barona.

— Kiedy są organizowane? — Zapytała dziewczyna.

— Jutro. — Odpowiedział Leonid.

— Skoro Wy się wybieracie, to pójdę z Wami. — Odparła dziewczyna.

— Interesują Panią wyścigi konne? — Zapytała z lekkim niezadowoleniem Anna.

— Owszem. — Stwierdziła Margarita.

— To chyba nie jest kłopot, ojcze? — Zapytała młoda dziewczyna.

— Ależ skąd. Jak najbardziej możesz wybrać się z nami. — Przyznał baron. Margarita uśmiechnęła się i spojrzała na Annę, która nie do końca była zachwycona z tego pomysłu.

Rezydencja na wsi w powiecie Pskowskim

Worczewski razem za swoim zarządcą Kazimierem poszli na drugie podwórko dla służby, na którym od wczesnych godzin krzątali się poddani. Przeszli obok nich obojętnie nawet nie zwracali uwagi na służbę, którą mijali po drodze. Worczewski udał się w kierunku stajni, która wydawała się być dość dużym pomieszczeniem. W stajni siedziało przy koniach sześciu parobków, kilku starców i dwóch młodszych mężczyzn. Wszyscy doglądali koni. Worczewski rozejrzał się po stajni i podszedł do koni, które zaczął dokładnie oglądać, następnie poklepał zwierzęta po grzywie.

— Dobre okazy. — Stwierdził Worczewski. Zarządca, który stał za Worczewskim przyglądał się uważnie Panu.

— Tak. — Odparł potulnie Kazimir. Parobkowie stali w rzędzie czekając na to co powie właściciel, głowy mieli spuszczone na ziemie. Worczewski podszedł do nich i zaczął przyglądać się uważnie mężczyzną.

— Wy wszyscy jesteście koniuchami? — Zapytał Worczewski, a mężczyźni dalej milczeli ze strachu.

— Odpowiadajcie jak Pan pyta. — Warknął Kazimir, który już trzymał się swojej kańczugi.

— Tak, Panie. — Odrzekł jeden z mężczyzn, starzec.

— Za dużo tu was jest jak na jedną stajnie. — Odparł Worczewski. Kazimir tylko głupio się zaśmiał, a hrabia z groźnym wyrazem twarzy spojrzał w kierunku zarządcy. Kazimir nagle przestał się śmiać. Worczewski zaraz odwrócił się do poddanych.

— Może część z was pójdzie do pracy w polu. — Zaproponował Worczewski. Mężczyźni aż zbledli ze strachu. Worczewski dalej przyglądał się parobkom. Zbliżył się jeszcze bardziej do nich i stanął przed jednym z nich. Był to młody mężczyzna. Twarz przypominała chłopca wyrośniętego, normalnej budowy o średnim wzroście.

— Jak się nazywasz? — Zapytał hrabia.

— Jewdokim. — Odrzekł młody mężczyzna ze strachem.

— Jego ojciec pracował w kuźni. — Wtrącił się pokornie zarządca, Worczewski odwrócił się do Kazimiera.

— W kuźni mówisz. — Skomentował hrabia.

— To dobrze. — Odparł Worczewski, który odwrócił się do chłopa.

— Pójdziesz na kowala. — Dodał Pan po chwili. Worczewski spojrzał na pozostałych parobków.

— A co do was, to.. — Zaczął Worczewski. Kazimir podszedł do hrabiego.

— Panie.. — Zawołał zarządca. Worczewski odwrócił się do niego i spojrzał na zarządcę, który mu przerwał.

— Może objedziemy pola, a później Pan zdecyduje? — Zaproponował zarządca. Worczewski zamyślił się i ponownie spojrzał na koniuchów.

— Dobrze. Niech tak będzie. — Odrzekł hrabia i wyszedł ze stajni, a za nim wyszedł Kazimir. Przed stajnią Worczewski rozejrzał się wokoło, a zarządca, który w tym czasie stał za hrabią podszedł do Worczewskiego.

— A na wieczór znaleźć Panu jakąś ładną ptaszynkę? — Zapytał pokornie zarządca. Worczewski spojrzał na Kazimiera.

— Ptaszynkę? — Zdziwił się hrabia.

— No.. Dziewczynkę. — Odrzekł Kazimir.

— Tak jak dawniej. Jest tu kilka takich, na których można oko zawiesić. — Dodał zarządca.

— Może któraś Panu się spodoba. — Stwierdził Kazimir. Hrabia spojrzał na zarządcę podejrzliwym spojrzeniem.

— Nikogo mi na wieczór nie przyprowadzaj. Jak będę chciał to sam sobie taką znajdę. — Odrzekł stanowczo hrabia ze spokojem w głosie.

— Ruszajmy zatem w drogę. — Dodał Worczewski.


***

Antonija dokładnie rozglądała się po rezydencji, cały czas przy tym towarzyszyła jej pokojówka Albina, która chodziła za swoją Panią krok w krok. Antonija w końcu zajrzała do gabinetu, który wydawał się hrabinie dość sporym pomieszczeniem. Kobieta zauważyła, że mąż zdążył się już w nim rozgościć. Następnie zajrzała do pokoju obok, w którym znajdowała się sypialnia hrabiego. Westchnęła i wyszła. Poszła od razu do sali balowej, spojrzała na okna, które wydawały się kobiecie niedomyte, następnie rzuciła okiem na podłogę i wyszła. Hrabina udała się do salonu, który przypominał ciepłe pomieszczenie, mimo wytwornego i eleganckiego wykończenia. Kobieta usiadła przy okrągłym stoliku, który stał na środku. Przed kobietą stanęła jej pokojówka, Albina i spojrzała na swoją Panią.

— Czy mam coś Pani podać? — Zapytała niepewnie pokojówka.

— Nie. — Westchnęła kobieta.

— Zawołaj mi kogoś z pałacu. Kogoś obeznanego we wszystkim. — Rzekła Antonija.

— Dobrze. — Odpowiedziała Albina, która wyszła z salonu. Po krótkiej chwili pokojówka wróciła razem z kucharką Naną.

Albina spojrzała na kobietę.

— Jesteś z pałacu? — Zapytała Antonija.

— Tak. — Odpowiedziała Nana.

— Jak na ciebie wołają? — Pytała dalej Pani.

— Nana. — Odpowiedziała kucharka.

— Czym w pałacu się zajmowałaś? — Pytała dalej Antonija.

— Byłam kucharką. Gotuję wszystko. Co Pani sobie życzy. Potrawy z kuchni rosyjskiej, francuskiej, niemieckiej. Umiem też przygotować niektóre dania po włosku. — Odpowiedziała Nana.

— Dobrze. Kto w pałacu był zarządcą? — Dopytywała dalej Antonija.

— Nikt proszę Pani. — Odpowiedziała Nana.

— Jak to? — Zdziwiła się Antonija.

— To kto za wszystko odpowiadał? — Dopytywała dalej kobieta.

— Pan Akim wszystko powierzał mnie, tak samo jego żona, Pani Anna. — Odparła Nana.

— Dawałaś sobie radę sama? — Pytała ze zdziwieniem Antonija.

— Trochę pomagała mi w tym Oleńka. — Odpowiedziała Nana.

— Kim jest ta Oleńka? — Zapytała z dużym zdziwieniem hrabina.

— Była też poddaną. Państwo Nobodiew dobrze ją wykształcili. Zna języki obce. Recytuje poezje, a jak gra na fortepianie. Żeby Pani wiedziała. Pan Akim świętej pamięci zatrudnił dla niej najlepszych profesorów muzyki. — Przyznała z zachwytem Nana.

— Służąca gra na fortepianie? — Zdziwiła się Antonija.

— Oleńka nie była służącą. — Odpowiedziała Nana.

— Możesz zostać w kuchni, a tą Oleńkę przyślij tu. — Odpowiedziała Antonija.

— Dobrze, proszę Pani. — Odparła Nana, która delikatnie ukłoniła się hrabinie i wyszła z salonu. Nana od razu chciała pobiec do kuchni, ale na korytarzu spotkała Olene. Młoda dziewczyna przechodziła tamtędy, zdziwiła się trochę widząc zdyszaną mamkę.

— Co się stało Nano? — Zapytała Olena.

— Pani pozwoliła pozostać mi w kuchni. — Odpowiedziała Nana.

— To dobrze. — Stwierdziła Olena.

— A ciebie wzywa do siebie. — Rzekła kucharka.

— Przepraszam. Nie wiem, możesz mieć przeze mnie kłopoty. — Przyznała Nana.

— Powiedz co się stało? — Dopytywała dalej Olena.

— Pani przepytywała mnie kto się czym zajmował w pałacu. Niechcący powiedziałam, że grasz na fortepianie. Chyba ją to rozzłościło. — Odparła Nana.

— Nie przejmuj się tym. Powiedz gdzie jest Pani? — Zapytała ze spokojem dziewczyna.

— W salonie. — Rzekła Nana, wskazując dziewczynie palcem drogę. W tym czasie Antonija dalej oczekiwała na Olenę w salonie. Hrabina była już trochę zdenerwowana. Chodziła w kółko po całym pomieszczeniu, chwilami wyglądała przez okno.

— Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem. — Mówiła sama do siebie.

— Czego Pani nie rozumie? — Zapytała Albina.

— Po co hrabia zakupił ten majątek. Na co mu to wszystko? — Dopytywała Antonija. Albina spojrzała na Panią wyrazem twarzy, które oznaczało, że nie zna powodów zamysłów Pana.

— Ci poddani z pałacu, którzy grają na fortepianach. Nie mają pojęcia o życiu na wsi. — Krzyczała Antonija.

— Na razie tylko jedna poddana gra. — Stwierdziła smutno Albina. Antonija odwróciła się do niej i spojrzała na służącą.

— Aż strach pomyśleć co pozostali potrafią robić. — Oznajmiła Antonija.

— Niech się Pani nie denerwuje. — Pocieszała pokojówka Panią.

— Już ja ją dziś przepytam z języków obcych albo tej gry na fortepianie. — Stwierdziła surowo Antonija.

— Może ta poddana była Panią do towarzystwa? — Zapytała nieśmiało Albina.

— To tylko raj dla mojego męża. — Odparła Worczewska.

— I gdzie ona jest, miała zaraz przyjść? — Warknęła hrabina.

— Zaraz pewnie przyjdzie. — Uspakajała hrabinę Albina. Nagle w salonie rozchodził się odgłos pukania do drzwi.

— Widzi Pani, już jest. — Rzekła Albina.

— Wejść. — Warknęła hrabina. Olena otworzyła drzwi i weszła do środka. Podeszła do hrabiny, która przyglądała się uważnie dziewczynie.

— Ładna. — Skomentowała po cichu do Albiny, Worczewska. Pokojówka pokiwała tylko głową do swojej Pani.

— Czym się zajmowałaś w pałacu? — Zapytała Antonija. Olena spojrzała na Panią z uczuciem przerażenia. Na początku nie wiedziała bardzo co ma odpowiedzieć nowej Pani, ale zdawała sobie sprawę, że Nana i tak wszystko powiedziała już właścicielce.

— Pomagałam trochę w kuchni. — Odrzekła spokojnie dziewczyna.

— Co dokładnie? — Pytała dociekliwie hrabina.

— Pomagałam mamce, Nanie przygotowywać wymyślne potrawy na przyjęcia. — Odrzekła Olena.

— I co jeszcze? — Pytała dalej Pani.

— Państwo Nobodiew dali mi wykształcenie. Umiem pisać, czytać. — Wyznała Olena, a hrabina w tym momencie coraz uważniej i podejrzliwie przyglądała się dziewczynie.

— Mówię w kilku językach obcych. Znam się na literaturze i muzyce. — Dodała pokornie dziewczyna.

— Na fortepianie też grasz? — Dopytywała dalej Worczewska.

— Też. Proszę Pani. — Przyznała Olena.

— Czyli byłaś damą do towarzystwa? — Stwierdziła pytająco hrabina.

— Nie. — Odpowiedziała Olena.

— Jestem sierotą. Pan Akim mnie wychował, dlatego zapewnił mi tak dobre wykształcenie. — Przyznała Olena.

— Dobrze. — Stwierdziła lekceważąco Antonija. Odwróciła się i podeszła do regału, w którym stało kilka książek. Olena czekała na to co zrobi jeszcze Pani. Antonija dokładnie przejrzała szybkim ruchem zbioru kolekcji jaki się tam znajdował. Wyjęła jedną i podała ją Olenie.

— Czytaj. — Nakazała hrabina. Olena przyjrzała się dokładnie książce, która zawierała zbiór francuskich utworów literackich.

— Dlaczego chce Pani, abym przeczytała tą książkę? — Zapytała ze spokojem w głosie dziewczyna.

— Skoro podoba ci się rola przyzwoitki. To twój obowiązek. — Odparła surowo Antonija. Olena jeszcze raz spojrzała na książkę, którą zaraz położyła na stoliku.

— Przepraszam, ale myli się Pani. Nigdy nie byłam damą do towarzystwa. — Wyznała dziewczyna.

— Skoro tak twierdzisz. — Skomentowała Pani Worczewska.

— To umyjesz podłogę w sali balowej. Albina cię zaprowadzi. — Odparła surowym tonem z niezadowoleniem Antonija. Albina z ironią uśmiechnęła się do swojej Pani, co oznaczało, że we wszystkim się zgadza z hrabiną. Olenie zrobiło się przykro, ale nic nie odpowiedziała.


***

Chwile później Olena została z wiadrem wody i szmatą sama w sali balowej. Zaczęła myć podłogę, na której utrzymywał się kurz. Dziewczynie było naprawdę przykro. Nie wiedziała jak sobie z tym poradzi. Sala była ogromna, a dziewczynie wydawało się, że wciąż sprząta tylko w jednym miejscu. Nigdy wcześniej nie myła podłóg tym bardziej w pałacu, nawet nie wiedziała bardzo jak to się robi, tylko wykonywała te ruchy z obserwacji pokojówek. Olena powoli odczuwała zmęczenie, zbierało się jej na łzy. Dopiero w tym momencie zaczynała zdawać sobie sprawę, że w jednej chwili tak bardzo zmieniło się jej życie. Coraz bardziej odczuwała brak troski Akima i jego rodziny. Nagle do sali weszła Natasza. Olena spojrzała na przyjaciółkę, która też była mocno zdziwiona. Podeszła do dziewczyny.

— Co Pani robi? — Zapytała Natasza.

— Myję podłogę. — Odrzekła z załamanym głosem Olena.

— Ale dlaczego? — Zastanawiała się Natasza.

— Nowej Pani się nie spodobałam. — Odrzekła załamana dziewczyna.

— Jak ci Państwo mogli. — Zdziwiła się z oburzeniem pokojówka. Podeszła do Oleny i uklękła obok biednej dziewczyny.

— Proszę się nie martwić ja Pani pomogę. — Rzekła Natasza.

— Przecież masz co robić. — Stwierdziła Olena.

— Niech Pani lepiej otrze łzy, a ja się tym zajmę. Nie zostawię Pani samej. — Stwierdziła Natasza. Olena delikatnie uśmiechnęła się do przyjaciółki, próbując otrzeć z twarzy łzy.

Wieś w powiecie Pskowskim

Okolice miasta Psków

W tym czasie Worczewski razem z zarządcą Kazimierem objeżdżali dorożką dokładnie pola, które wchodziły skład majątku. Dzień stawał się coraz bardziej upalny, a ciepło dawało o sobie znać. Worczewski wciąż wydawał się być zamyślony, natomiast zarządca podziwiał nieścięte jak dotąd żyto, które rosło przy drodze i dalej rozciągało się.

— Co Pan teraz będzie robił z taką ilością pól? — Zapytał Kazimir.

— Co? — Zająknął się Worczewski.

— Czy wszystkie pola pójdą pod żyto? Czy będzie chciał Pan jeszcze coś innego uprawiać? — Dopytywał zarządca.

— Na samym życie daleko nie zajedziemy. — Odrzekł hrabia.

— Zaraz bierzemy się też za inne uprawy. — Dodał Worczewski.

— Co chce Pan na tych polach uprawiać? — Zapytał w końcu zarządca.

— Zbudujemy cukrownie, a pola po tamtej stronie przeznaczymy na buraki. — Odparł Worczewski skazując palcem część pól, na których mają rosnąć warzywa. Zarządca nic nie odpowiedział, tylko był tym pomysłem trochę zdziwiony.

— Wyślij jutro z rana kilku chłopów do ścięcia żyta. — Odpowiedział Worczewski.

— Oczywiście, Panie. — Odpowiedział zarządca.

— I dowiedz się czy ktoś w okolicy ze sąsiadów uprawia len. — Odezwał się hrabia. Kazimir tylko się zdziwił.

— Len? — Zapytał zarządca.

— Chce Pan uprawiać len? — Wciąż dopytywał.

— Dowiedz się wszystkiego. — Odrzekł Worczewski, który wsiadł do dorożki.

— Oczywiście, Panie. — Odpowiedział cichym tonem zarządca.

Rezydencja na wsi w powiecie Pskowskim

Tego samego dnia wieczorem, mały Ulian, syn Worczewskiego siedział samotnie w pokoju. Bawił się swoimi zabawkami, które podarował mu jego ojciec. Powoli dochodziła pora kolacji. Chłopiec wydawał się być szczęśliwy. Do jego pokoju przyszła Antonija, a za nią pokojówka Albina. Służąca jednak nie weszła do pokoju chłopca tylko stanęła w progu drzwi. Antonija rozejrzała się po pokoju chłopca. Podeszła do niego i chciała pogłaskać Uliana po głowie, ale ten nie pozwolił się matce dotknąć. Antonija wyraźnie wyczuła niechęć chłopca.

— Bawisz się? — Zapytała Antonija.

— Tak. — Odpowiedział grzecznie chłopiec.

— Twój ojciec czeka na ciebie w jadalni. — Rzekła Antonija.

— Nie pójdę, chcę zostać tu. — Odpowiedział mały Ulian.

— Posiłki jadamy w jadalni, a nie w pokojach. — Rzekła Antonija. Spojrzała na chłopca, który nie wyrażał w kierunku matki żadnej reakcji. Kobieta zacisnęła wargi i odwróciła wzrok w przeciwnym kierunku. Spojrzała na pokojówkę, która stała w progu. Ponownie zerknęła na syna.

— Jeżeli nie zejdziesz do jadalni, to wcale nie będziesz jadł. — Warknęła Antonija. Chłopiec, który spuścił wzrok na ziemie tylko wzruszył ramionami.

— Albino.. — Zawołała Antonija. Pokojówka weszła do pokoju dziecka i stanęła obok w swojej Pani, która spojrzała na służącą.

— Dopilnuj, aby nikt ze służby nie zaniósł mu kolacji. — Burknęła hrabina.

— Oczywiście. — Odpowiedziała Albina, która lekko ukłoniła się swojej Pani. Antonija wyszła z pokoju Uliana, a za nią Albina.

W tym czasie hrabia siedział już w jadalni i zaczął jeść kolacje. W międzyczasie przeglądał gazetę, której wcześniej nie miał czasu przeczytać. Antonija usiadła na wprost męża. Spojrzała na mężczyznę, który prawie nie zauważył jej obecności. Przez chwile zastanawiała się jak ma napić się herbaty, którą dopiero co nalała do filiżanki jedna ze służących.

— Kondratij.. — Zawołała Antonija.

— Słucham. — Odrzekł mężczyzna nie spuszczając wzroku z gazety.

— Zastanawiam się co zrobić z Oleną, jest z pałacu. — Rzekła hrabina. Hrabia tylko przerzucił stronę gazety i wciąż dalej czytał. — Kondratij, ona tu nie pasuje. — Dodała kobieta. Worczewski spojrzał na żonę i odłożył gazetę, ciężko westchnął.

— Dlaczego tak uważasz? — Zapytał hrabia.

— Ta dziewczyna przez całe życie mieszkała w mieście, nie wiem jak odnajdzie się tu na wsi. Co mam z nią zrobić? — Zapytała stanowczo kobieta.

— Zastanowię się i później ci powiem. — Odpowiedział hrabia, który wyraźnie miał już dość rozmowy z żoną. Worczewski spojrzał na pusty talerz i zerknął na Worczewską.

— Gdzie jest Ulian? Dlaczego nie zszedł do jadalni? — Zapytał mężczyzna. Antonija wydawała się być lekko zdenerwowana, próbowała przełknąć kęs zanim odpowie mężowi.

— Ulian chciał zjeść kolacje w pokoju. Pokojówka już mu zaniosła posiłek. — Odpowiedziała hrabina.

— To dobrze. — Stwierdził Worczewski, który ponownie sięgnął po gazetę.


***

Tym czasem w czeladnej, służba też już skończyła jeść kolacje i poddani powoli rozchodzili się do przydzielonych pomieszczeń. Olena miała dzielić izbę z Nataszą oraz z dwiema służącymi z dworu Worczewskiego. Jedna z nich to Fiekła, dziewczyna w podobnym wieku do Oleny z brązowymi włosami o śniadej cerze. Druga dziewczyna to Poliksienia, trochę starsza od Oleny. Nieduża blondynka z lekko kręconymi włosami. Obydwie dziewczyny były przygotowane już do spania. W pomieszczeniu poza tymi dwiema służącymi było o dwie więcej służące z dworu Worczewskiego. Dwie z nich kręciły się tylko po izbie.

— Widzieliście poddanych z pałacu? — Zapytała Fiekła do pozostałych.

— Wyglądają tak jakby nigdy nie mieli roboty w rękach. — Dodała po chwili służąca. W tym czasie do izby weszła Olena z Nataszą. Obydwie dziewczyny spojrzały na rozmawiające służące. Olena zerknęła na Nataszę.

— Chodźmy. — Rzekła Natasza do Oleny, a służące tylko im się przyglądały. Olena usiadła na swoim łóżku.

— W pałacu pewnie nie było takich salonów jak tu. — Rzekła Fiekła.

— Przestań. — Odezwała się szeptem do koleżanki Poliksienia.

— Pora przyzwyczaić się do tych salonów. — Dodała ponownie Fiekła. Natasza wstała i podeszła do dziewczyny.

— Odczep się chamko. — Warknęła na służącą Natasza, a Olena stanęła za przyjaciółką. Do Fiekły podeszła Poliksienia, która złapała za rękaw wredną służącą.

Zostawmy te dwie w spokoju. — Rzekła i odsunęła wzburzoną Fiekłę prowadząc ją do jej łóżka. W czeladnej zgasło światło.

Petersburg

Ivan zerwał się wcześnie z łóżka i zaczął powoli pakować do niedużego bagażu najpotrzebniejsze rzeczy. Słońce powoli pojawiało się na niebie. Mężczyzna wyszedł po cichu ze swojego pokoju. Na korytarzu było jeszcze ciemno. Przeszedł po cichu obok pokoju gospodyni, nie chciał nie potrzebnie narobić zbędnego hałasu. Nagle z korytarza naprzeciwko wyszła kobieta ze świecznikiem i z papilotami we włosach. Ivan delikatnie się przestraszył.

— Co Pan robi o tak wcześnej porze? — Zapytała gospodyni.

— Muszę wyjechać na krótko, ale szybko wrócę. — Odpowiedział mężczyzna.

— Ale wyjeżdża Pan tak wcześnie rano? — Dopytywała dalej gospodyni.

— Tak. — Stwierdził Ivan.

— Proszę nie wynajmować mojego pokoju. — Dodał Nobodiew.

— Dobrze. — Przytaknęła kobieta. Mężczyzna przeszedł obok gospodyni i był już na schodach, odwrócił się na chwile w stronę kobiety.

— Czy ma Pani jeszcze jakieś wolne pokoje? — Zapytał Ivan.

— Tak, coś się znajdzie. — Odpowiedziała gospodyni.

— Dobrze. — Stwierdził mężczyzna.

— Proszę przygotować jeden. Może być mi potrzebny jak wrócę. — Dodał Ivan.

— Jak sobie Pan życzy. — Rzekła gospodyni. Mężczyzna wyszedł.

Pałac Nobodiewów

Łuiza Karokiew wyszła wcześnie rano z domu. Dziewczynie od czasu rozmowy z matką nie dawały spokoju myśli. Wciąż zastanawiała się jak może pomóc swojej przyjaciółce, Olenie. Dla Łuizy pochodzenie dziewczyny nie miało żadnego znaczenia, wręcz przeciwnie dla jej matki, Larysy. Łuizie zależało tylko na tym, aby spotkać się z Oleną i jeszcze raz z nią porozmawiać. Miała nadzieje, że znajdzie jakieś rozwiązanie i pomoże swojej przyjaciółce. Chwile po tych rozmyślaniach zaszła do pałacu Nobodiewów. Ulica była dość pusta o tak wczesnej porze. Pociągnęła za furtkę, która była zamknięta, jak również brama. Łuizę zastanawiało to, że żaden służący nie kręci się po terenie pałacu. Młoda dziewczyna zdawała sobie sprawę, że chociaż jest poranna godzina to służący pracują od samego świtu. Łuiza stała jeszcze chwile przed furtką, pałac wydawał się być opuszczony, ale tego nie brała pod uwagę. Nagle odwróciła się i spojrzała na jednego mężczyznę w czarnym płaszczu z kapeluszem, który przechodził. Mężczyzna mieszkał w sąsiedztwie.

— Przepraszam.. — Zawołała Łuiza. Mężczyzna zatrzymał się i podszedł do młodej dziewczyny.

— Słucham Panieneczko? — Zapytał mężczyzna.

— Nie wie Pan co się stało z Państwem, którzy mieszkali w pałacu? — Zapytała Łuiza. Mężczyzna spojrzał na pałac.

— Państwo rozjechało się, a poddani wyjechali. — Odrzekł mężczyzna.

— Jak to wyjechali? — Zapytała dziewczyna.

— Po prostu. Nowy właściciel zabrał wszystkich służących z pałacu i wyjechał z nimi. — Odpowiedział mężczyzna.

— Wie Pan dokąd wyjechali? — Zapytała Łuiza.

— Niestety, nie. — Odrzekł mężczyzna.

— Nowym właścicielem jest.. — Zaczął mężczyzna.

— Tak, Hrabia Worczewski. — Dokończyła dziewczyna.

— Dziękuję. — Odparła smutno Łuiza, która zaraz odeszła.

Petersburg

Przygnębiona Łuiza szła przed siebie, zrobiło się jej bardzo smutno, że Olena wyjechała i, że się z nią nie pożegnała. W takim zamyśleniu mijała po drodze kamienice przy głównej ulicy petersburskiej. Nie zważała na okolicznych mieszkańców. W tym czasie Ivan jechał dorożką, zamierzał wstąpić po drodze na śniadanie. Nobodiew zauważył dziewczynę i zawołał głośno do woźnicy.

— Zatrzymaj się. — Rzekł Nobodiew. Dorożka stanęła, a Ivan wysiadł z niej i podszedł do Łuizy.

— Pani Łuizo.. — Zawołał Nobodiew podchodząc do dziewczyny z naprzeciwka. Łuiza rozejrzała się wokoło i nagle zobaczyła znajomą twarz, delikatnie uśmiechnęła się do mężczyzny.

— Co Pani tu robi? — Zapytał mężczyzna.

— Chciałam odwiedzić Olenę, ale pałac jest zamknięty. Podobno wszyscy wyjechali. — Przyznała Łuiza. Ivan posmutniał.

— Już Pani wie? — Zapytał Nobodiew.

— Że Pana matka sprzedała majątek hrabiemu Worczewskiemu to wiem już od Oleny. — Przyznała Łuiza.

— Ale gdzie jest Olena? — Zapytała dziewczyna.

— Olena wyjechała razem ze służbą. Pewnie Pani wie, że pochodzi z pańszczyzny. — Stwierdził Ivan.

— Wiem. — Odparła dziewczyna.

— Dokąd pojechali? — Zapytała Łuiza.

— Wiem tylko tyle, że hrabia zabrał wszystkich na wieś. — Odpowiedział Ivan. Łuiza była mocno zaskoczona przekazaną wiadomością, nawet nie wiedziała co ma powiedzieć.

— Chodźmy porozmawiać tam gdzie jest spokojniej. — Zaproponował mężczyzna.


***

Chwile później Łuiza razem z Ivanem weszli do restauracji, która znajdowała się w pobliżu pałacu. Nobodiew wyszedł tak szybko z wynajmowanego pokoju, że nawet nie zdążył zjeść śniadania. Łuiza chcąc dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej zgodziła się dotrzymać mężczyźnie towarzystwa. W tym czasie Ivanowi i Łuizie został podany posiłek.

— Panie Ivanie.. — Zaczęła Łuiza. Mężczyzna spojrzał na dziewczynę.

— Tak się zastanawiałam jak można pomóc Olenie, to moja przyjaciółka. — Przyznała Łuiza.

— Proszę się nie martwić, właśnie wyjeżdżam w tej sprawie. Mam nadzieje, że wrócę razem z Oleną. — Odrzekł Ivan.

— Dobrze, żeby stało się tak jak Pan mówi. — Rzekła Łuiza i zaraz spojrzała na mężczyznę niepewnym wzrokiem.

— Panie Ivanie, przepraszam, że o to zapytam, ale dlaczego Pani Anna Nobodiewa nie wyzwoliła Oleny? — Zapytała Łuiza.

— Nie wiem dlaczego. — Przyznał smutno Ivan tak jakby wstydził się za matkę.

— Uważam, że moja matka popełniła straszny błąd. — Stwierdził Nobodiew. Łuiza widząc bezradność mężczyzny złapała go za dłoń.

— Panie Ivanie, proszę nie robić sobie wyrzutów. Pan chciał postąpić słusznie. — Przyznała Łuiza, która nagle spostrzegła swoją dłoń, która dotykała mężczyzny. Dziewczyna szybko zabrała rękę od Ivana, wydawała się być tym trochę zawstydzona. W tej samej restauracji śniadanie również jadła księżniczka Tamara Wieruszycka w towarzystwie znanego petersburskiego krytyka Walentina Wołgiera. Księżniczka wydawała się być rozbawiona rozmową z mężczyzną, który wciąż zagadywał Tamarę. Na nich uwagę również zwróciła Łuiza z Ivanem, ale nie zamierzali do nich podejść.

— Księżniczko.. — Zaczął Wołgier. Kobieta z błyskiem w oku spojrzała na mężczyznę.

— Właściwie jest Pani księżną.. Zgadza się? — Zapytał z ciekawością Walentin.

— Owszem. — Przytaknęła kobieta.

— To czemu każe się Pani tytułować księżniczką? — Dopytywał wciąż Wołgier. Księżniczka westchnęła.

— Panie Wołgierze.. Mój mąż książę Michaił zażyczył sobie, aby nie zwracać się do mnie jak do księżnej. Zgodziłam się, aby wszyscy tytułowali mnie jak księżniczkę, aby zachować resztkę młodości. Poza tym jak Pan wie, książę Michaił był ode mnie dużo starszy co dało się to odczuć. — Skomentowała Tamara.

— Księżniczko właściwie czemu Książę Michaił zastrzelił się? — Dopytywał wciąż Wołgier.

— Ostatnim czasie cierpiał na różne lęki i nie mógł sam ze sobą wytrzymać. — Przyznała Wieruszycka.

— To takie brutalne odebrać sobie samemu życie. — Rzekł Wołgier.

— Nic Pani nie wspomniała o jego śmierci, dlaczego? — Pytał mężczyzna.

— A jak Pan myśli. — Burknęła kobieta.

— Mój mąż był samobójcą, nie ma przecież większego wstydu dla żony. — Skomentowała Wieruszycka, która napiła się duży łyk kawy i ponownie spojrzała na Walentina łagodniejszym spojrzeniem.

— Panie Wołgierze.. — Rzekła księżniczka.

— Pana plotka okazała się być prawdą. — Stwierdziła z wdziękiem Wieruszycka.

— Nie mogło być inaczej. — Przyznał Wołgier.

— Skąd Pan o tym wiedział. Ja nie mam dostępu do takich nowinek. — Przyznała księżniczka.

— Znam Olenę Makarediewę już od dłuższego czasu. Byłem przekonany co zrobi gdy dowie się o niewierności narzeczonego. — Odrzekł Wołgier.

— Jak to? — Zdziwiła się Tamara.

— Ta plotka ukazała się przed zerwanymi zaręczynami? — Zapytała Wieruszycka.

— Prawie. — Odpowiedział Wołgier z lekkim uśmiechem na twarzy. W tym czasie z restauracji wyszedł Ivan z Łuizą. Na zewnątrz Łuiza jeszcze raz spojrzała na młodego szlachcica.

— Panie Ivanie.. — Zaczęła Łuiza, mężczyzna spojrzał na młodą kobietę spojrzeniem, przez które przebijał się błysk światła.

— Tak? — Zapytał Nobodiew.

— Proszę do mnie pisać. — Rzekła dziewczyna. Młody mężczyzna był odrobinę zaskoczony prośbą dziewczyny.

— Proszę pisać i informować mnie jak toczą się sprawy związane z Oleną. — Przyznała Łuiza. Ivanowi trochę zbladła twarz, gdyż nie taką prośbę oczekiwał usłyszeć od dziewczyny.

— Tak się o nią martwię. — Dodała Panienka Karokiew widząc, że szlachcic nic nie chce odpowiedzieć na jej propozycje.

— Oczywiście, napiszę do Pani. — Odrzekł Ivan.

— Teraz niestety muszę się z Panią pożegnać. — Dodał Nobodiew, który odwrócił się i udał się w kierunku dorożki. Łuiza postanowiła zaraz wrócić do swojego domu. Podążała w przeciwnym kierunku niż mężczyzna. Ivan już wsiadł do powozu, który zaraz ruszył, a Łuiza odwróciła się na chwile, aby jeszcze raz spojrzeć jak Nobodiew odjeżdża. Nie wiedziała z jakiego powodu, ale czuła w sercu smutek, chociaż wcześniej cieszyła się z tego, że Ivan wyjeżdża z Petersburga, aby ratować jej przyjaciółkę, Olenę. Łuiza następnie ruszyła w swoją stronę. W tym czasie do restauracji przyszedł Simon Danoszdiew, który rozejrzał się po sali i od razu podszedł do księżniczki i Wołgiera.

— Witam Panie Simonie.. — Rzekła księżniczka.

— Witam księżniczko. — Odparł smutno Simon, który przysiadł się do nich. Tamara spojrzała na Wołgiera.

— Zaprosiłam Pana Simona na śniadanie. — Rzekła Wieruszycka. Walentinowi zbladła twarz.

— Oczywiście. — Przytaknął Wołgier, który wypił do końca kawę z filiżanki.

— Przepraszam, ale muszę Państwa opuścić. — Dodał Wołgier, który wstał i odszedł od stolika. Simon spojrzał na księżniczkę.

— Po co mnie tu Pani zaprosiła? — Zapytał Simon.

— Widzi Pan, Panie Simonie, nie tylko Pan się smuci. — Stwierdziła Wieruszycka z lekkim uśmiechem na twarzy. Księżniczka zaczęła dalej jeść swoje śniadanie. Simon zerknął na kobietę i westchnął.

Rezydencja na wsi w powiecie Pskowskim

Następnego dnia hrabia siedział w jadalni podczas śniadania ze swoją żoną Antoniją. W jadalni był również syn Worczewskiego, Ulian. Tego dnia Worczewskich obsługiwała Fiekła. Hrabia z zdziwieniem patrzył na łakomstwo syna, który wydawał się być bardzo głodny. Antonija przyglądała się temu, ale nic nie mówiła, tylko patrzyła. Worczewski jeszcze raz spojrzał na Uliana, który brał kęs za kęsem i starał się zjeść szybko i jak najwięcej.

— Po co się tak śpieszysz? — Zapytał Worczewski, Uliana.

— Głodny jestem. — Odpowiedział chłopiec.

— Zachowujesz się tak jakbyś wczoraj nic nie jadł. — Stwierdził hrabia.

— Bo nie jadłem. — Odpowiedział grzecznie chłopiec.

— Jak to? — Zapytał stanowczo hrabia. Antonija próbowała wypić naraz dużą ilość wody, która stała obok jej filiżanki.

— Pokojówki ci wczoraj nie zaniosły kolacji? — Pytał dalej hrabia.

— Nie. — Odpowiedział chłopiec.

— Antonijo.. — Zawołał głośno Worczewski. Antonija zakaszlała głośno.

— Czemu pokojówki nie zaniosły mu posiłku? Która miała to zrobić, zaraz dam jej nauczkę. — Warknął Worczewski. Antonija starała się nic nie odzywać.

— Nie krzycz tato, to mama zabroniła mi dać kolację. — Odrzekł Ulian.

— Co? — Zdziwił się hrabia.

— Bo byłem niegrzeczny. — Odparł Ulian. Kondratij spojrzał wrogo na żonę, która dalej milczała. Wtedy do jadalni przyszedł stary lokaj.

— Przepraszam, ale przyszła do Pana poczta. — Rzekł lokaj.

— Daj. — Zawołał hrabia. Lokaj podszedł do Pana, hrabia wziął list, który szybko otworzył i zaczął czytać.

— W gabinecie czeka na Pana gość. — Dodał lokaj. Worczewski spojrzał na służącego.

— Kto przyszedł? — Zapytał hrabia.

— Pan Ivan Nobodiew w pilnej sprawie. — Odpowiedział lokaj.

— Dobrze, pójdę go przyjąć. — Odparł Worczewski. Schował list do kieszeni swojej marynarki i wyszedł z jadalni. Antonija spojrzała na lokaja.

— Od kogo był ten list? — Zapytała kobieta.

— Niestety, nie zwróciłem uwagi na nadawcę. — Odpowiedział lokaj.

— Wyjdź. — Rzekła stanowczym głosem.

— Zawołaj tu Albinę. — Krzyknęła kobieta do służącego.

— Tak proszę Pani. — Odparł lokaj. Po chwili do jadalni weszła Albina. Stanęła przed swoją Panią.

— Hrabia dostał dziś jakiś list. — Zaczęła Antonija.

— Przynieś mi ten list, muszę wiedzieć kto do niego pisze. — Dodała dalej hrabina.

— Dobrze, jak mam to zrobić? — Zapytała Albina.

— Mój mąż schował list do kieszeni. Jest w swoim gabinecie, ma teraz gościa. Idź do niego i zanieś tam herbatę. — Rzekła hrabina.

— Dobrze. — Przytaknęła Albina.

— Rozejrzyj się dokładnie po gabinecie. — Dodała Worczewska.

— Dobrze, oczywiście. — Odpowiedziała pokojówka.


***

W tym czasie Worczewski wszedł do gabinetu, w którym czekał już na niego Ivan Nobodiew. Młody mężczyzna siedział przez biurkiem hrabiego. Gabinet był dość dużym pomieszczeniem. Gdzieniegdzie wisiały obrazy na ścianach. Wnętrze bardziej skupiało się na najpotrzebniejszych rzeczach potrzebnych do pracy. Przeważał tam kolor ciemnych barw, aby łatwiej było skupić się na własnych myślach. Worczewski usiadł naprzeciwko Ivana, jednym nieprzemyślanym ruchem wyciągnął list z kieszeni, który następnie położył na biurku.

— Witam. — Zaczął hrabia, który podał młodemu mężczyźnie rękę.

— Nie spodziewałem się tu Pana. — Dodał Worczewski.

— Witam. Przepraszam za najście. Nachodzę Pana w ważnej sprawie. — Odpowiedział Nobodiew.

— Proszę mówić o co chodzi. — Odezwał się Kondratij.

— Chcę wykupić Olenę Makarediewę. — Rzekł Ivan.

— Chce Pan wykupić Olenę? — Zdziwił się hrabia.

— Tak. — Przytaknął mu mężczyzna.

— Jest to wykluczone. Nie mam zamiaru nikogo sprzedawać. — Odparł Worczewski.

— Na co ona Panu? — Zapytał Ivan.

— Moja matka wszystkiego nie przemyślała. Tak nie powinno się zdarzyć. Proszę pozwolić mi ją wykupić. Zajmę się nią jak starszy brat. — Rzekł Ivan.

— Przykro mi, ale nie mogę jej Panu sprzedać. To moje ostatnie słowo. — Wyjawił hrabia. Ivan surowo spojrzał na Worczewskiego. W tym czasie do gabinetu weszła Albina z herbatą. Hrabia i Ivan spojrzeli na pokojówkę.

— Przepraszam, ale Pani kazała zanieść herbatę. — Odezwała się Albina.

— Dobrze, postaw ją. — Rzekł Kondratij. Pokojówka podeszła i postawiła dwie filiżanki przed mężczyznami, jednym spojrzeniem rzuciła oko na biurko i dostrzegła leżący list. Służąca nie wiedziała bardzo jak ma go stamtąd zabrać.

— Pośpiesz się. — Rzekł do niej hrabia.

— Proszę chociaż dać mi z nią porozmawiać. — Odezwał się Ivan, który zdążył przepić łyk herbaty.

— Dobrze. Jak Pan chce. — Stwierdził Worczewski.

— Poproszę zarządcę, aby pomógł ją znaleźć. — Dodał hrabia. Pokojówka wyszła z gabinetu. W korytarzu schowała się i postanowiła tam zaczekać.

— Nie rozumiem dlaczego się Pan tak upiera. — Stwierdził Ivan.

— Proszę mi wierzyć, że nie mam złych zamiarów. — Odparł hrabia. Ivan wstał z fotela, a za nim Kondratij.

— To dlaczego? — Zapytał Nobodiew.

— Nie chcę, żeby spotkało ją jakieś nieszczęście. — Dodał Ivan.

— Proszę mi wierzyć, że nic złego ją w tym domu nie spotka. Zapewniam Pana. — Obiecał hrabia i obaj mężczyźni wyszli z gabinetu. Albina dokładnie z korytarza obserwowała chwile kiedy hrabia z Ivanem opuścili pomieszczenie. Pokojówka weszła do gabinetu i zabrała stamtąd list. Następnie zaraz oddała go hrabinie, która czekała na nią w jadalni. Pani Worczewska była bardzo zadowolona. Zaczęła czytać list..

Drogi kuzynie,


Zakończyłem już swoją służbę wojskową

i bardzo stęskniłem się za całą rodziną.

Domyślam się, że Ulian w ostatnim czasie bardzo wyrósł i chciałbym go zobaczyć.

Dotarły do mnie krążące plotki, że w ostatnim czasie zakupiłeś sporą część majątku, który kiedyś należał do rodziny Nobodiewów.

Jestem tym trochę zaskoczony, ale też pełen podziwu. Mam nadzieje, że w niedługim czasie się zobaczymy. Jestem ciekaw co słychać u Margarity Borodiewy. Chciałbym cię odwiedzić w przyszłym tygodniu,

Twój kuzyn,

Anton Worczewski.

Po przeczytaniu listu spadł hrabinie ciężar z serca. Kobieta odetchnęła ulgą, ale nic więcej nie mówiła. W głowie Antoniji rodził się już kolejny plan. Nagle odwróciła się do swojej pokojówki Albiny i spojrzała na nią.

— Myślałam, że to będą gorsze rzeczy, a to tylko list od Antona. — Rzekła hrabina.

— Coś złego piszę? — Zapytała pokojówka.

— Nie, ale za każdym razem gdy hrabia dostaje list to myślę, że to od jakieś jego nowej kochanki. — Przyznała Antonija.

— Albino dowiedz się na wszelki wypadek czy hrabiemu zamarzyła się z okolicy już jakaś nowa kobieta. — Rzekła hrabina, pokojówka schyliła głowę dając Antoniji znak, że wykona powierzone polecenie.

— A co ten Anton piszę? — Dopytywała Albina.

— Że w przyszłym tygodniu ma odwiedzić hrabiego. — Odparła Antonija. Kobieta podeszła do służącej.

— Wiesz co, możemy zaprosić do nas córkę barona Borodiewy, Margaritę. — Przyznała z zadowoleniem hrabina.

— Anton ma się z nią zaręczyć, takie były plany. — Dodała kobieta. Antonija podeszła do regału, który stał na końcu pomieszczenia i wyjęła stamtąd kartkę papieru. Zaczęła pisać. Po chwili ładnie złożyła papier w kopertę i podała go Albinie.

— Masz tu list i wyślij go niezwłocznie do córki barona. — Rzekła hrabina.

— Dobrze. A co z tym? — Zasugerowała pokojówka zerkając na list od Antona, który leżał na stole.

— Podrzuć go jakoś hrabiemu. — Odrzekła Worczewska.

— Oczywiście. — Przytaknęła Albina.

— I zabierz stąd Uliana, niech się już tak nie objada. — Dodała Antonija zerkając na syna. Pokojówka złapała chłopca za rękę i wyprowadziła go z jadalni.


***

Ivan szukał Oleny w rezydencji, pomagał mu w tym zarządca, Kazimir. Mężczyźni weszli do kuchni, w której była Olena razem z Naną. Dziewczyna szybko zamknęła książkę kucharską.

— Pan kazał go do ciebie przyprowadzić. — Rzekł Kazimir.

— Ivan. — Szepnęła Olena.

— Możemy porozmawiać? — Zapytał Nobodiew. Olena spojrzała na zarządcę, nie była do końca pewna czy może porozmawiać z młodym mężczyzną.

— Idź z nim. — Warknął Kazimir. Olena odeszła od stołu i wyszła z kuchni, a za nią Ivan. Kazimir wyszedł ostatni i zamknął drzwi za sobą.

— Chodźmy. — Szepnął do dziewczyny Ivan, który delikatnie zasugerował Olenie, aby wyszli na świeże powietrze. Kazimir, który kręcił się po korytarzu przyglądał się temu. Nagle odwrócił wzrok słysząc kroki jednej z pokojówek, która szła z naprzeciwka, była to Albina. Z daleka starzec kręcił tylko głową. Podszedł do służącej. — Gdzie tu łazisz? — Zapytał surowym głosem zarządca. Albina spojrzała na Kazimiera i z kieszeni swojej sukienki wyjęła kopertę, którą podała mężczyźnie.

— Pani prosiła wysłać ten list jak najszybciej. — Rzekła Albina.

Kazimir tylko spojrzał na kopertę, którą po chwili wziął i schował do kieszeni swojego ciemnego ubrania.

— I co jeszcze? — Zapytał zarządca.

— Pani pyta czy Pan hrabia rozgląda się za kimś? — Zapytała ze spokojem w głosie Albina.

— A tobie co do tego? — Zdziwił się zarządca.

— To Pani pyta. — Burknęła pokojówka. Zarządca spojrzał w sufit i westchnął, następnie zerknął na służącą. — Pan nie szuka żadnej na razie dziewczyny. — Odrzekł Kazimir.

— Dobrze. — Odetchnęła z ulgą pokojówka. Kazimir nagle zaczął wrednie uśmiechać się do pokojówki.

— Co? — Dziwiła się Albina.

— Ostatnio nie przychodzisz do mnie. — Przyznał Kazimir. Albina jakby trochę czuła się ze zorientowana.

— Czasu brak, przez tą przeprowadzkę Państwa. — Przyznała ze spokojem w głosie Albina. Kazimir wciąż spoglądał raz z jednej, a raz z drugiej strony na służącą.

— Ale teraz masz czas tu stać. — Przyznał Kazimir.

— Sumienia Pan nie ma, jeszcze ktoś zobaczy. — Odparła Albina.

— Cicho.. — Odrzekł Kazimir, który delikatnie popchnął Albinę do drzwi od pomieszczenia obok, nacisnął na klamkę i wprowadził kobietę do środka, zamykając za sobą drzwi.

Wieś w powiecie Pskowskim

Okolice miasta Psków

Chwile później Olena spacerowała razem z Ivanem pośród drogi wiejskiej tam gdzie nikt nie będzie podsłuchiwał ich rozmowy. Delikatnie wiał wiatr, a słońce ogrzewało ziemie. Obydwoje szli przed siebie.

— Myślałem o tym co się wydarzyło ostatnio i tak nie powinno się stać. — Rzekł Ivan.

— O czym mówisz? — Zapytała dziewczyna.

— Jest mi źle z tym co zrobiła moja matka. — Przyznał mężczyzna.

— Tak nie powinno być. Mój ojciec kochał cię jak córkę, mieszkałaś z nami tyle lat, to jasne, że stałaś się częścią naszej rodziny. — Odparł Ivan.

— Co mogłeś zrobić. Nie ty o tym decydowałeś. — Wyznała Olena.

— Tak. — Przytaknął Ivan.

— Gdyby ode mnie to zależało to nigdy byś tu nie trafiła. — Rzekł mężczyzna.

— Poprosiłem hrabiego o wykup ciebie. — Dodał po chwili.

— I co powiedział? — Zapytała dociekliwie dziewczyna.

— Odmówił. Powiedział, że nie zamierza nikogo sprzedawać. — Przyznał smutno Nobodiew. Ivan spojrzał na dziewczynę.

— Powiedz, jak cię tu traktują? — Zapytał z niepokojem.

— Na razie nie jest jeszcze tak źle. — Westchnęła Olena.

— Ale boję się jak dalej będzie. — Przyznała młoda kobieta. Ivan podszedł do dziewczyny jeszcze bliżej i złapał ją za dłonie.

— Kocham cię jak młodszą siostrę, pamiętaj o tym. — Wyznał.

— Wytrzymaj jeszcze trochę, postaram się jakoś cię stąd wyciągnąć. Nie wiem jeszcze jak, ale to zrobię. — Dodał Ivan.

— Dobrze. Będę cierpliwie czekać. Obiecuję. — Odpowiedziała Olena.

Rezydencja Na Wsi w Powiecie Pskowskim

W tym czasie Albina i Kazimir byli wciąż w pomieszczeniu, które graniczyło z czeladną. Był to pokój zarządcy. Sypialnia nie była urządzona dość strojnie, ale wydawała się być wystarczająca dla mężczyzny. Na wprost drzwi było okno, w pobliżu drzwi stało łóżko, a po przeciwnej stronie nieduże biurko, na którym Kazimir jadał też posiłki. Albina leżała jeszcze na łóżku i poprawiała swoją sukienkę, natomiast Kazimir zakładał swoje spodnie w pobliżu okna. Albina zerknęła na starego mężczyznę i po chwili postanowiła się do niego odezwać.

— Tak myślałam ostatnio.. — Zaczęła Albina.

— O czym? — Przerwał jej Kazimir. Pokojówka usiadła na łóżku.

— Czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy odeszli stąd? — Zapytała spokojnie Albina. Zaskoczony Kazimir spojrzał na kobietę.

— Jak odeszli stąd? — Zapytał starzec.

— Myślisz, że Worczewscy dadzą ci wolność za darmo. — Odparł z oburzeniem Kazimir.

— Może nie za darmo, ale jak by się tak wykupić. — Zaproponowała Albina.

— Jak wykupić. Przecież nie masz pieniędzy. — Stwierdził gniewnie Kazimir.

— Ja nie, ale ty mógłbyś mi pomóc. — Zaczęła Albina.

— Ja nie mam na tyle, aby roztrwonić na twoją wolność. — Odrzekł z oburzeniem w głosie Kazimir.

— Chcesz tak żyć na łasce u hrabiego do końca? — Warknęła Albina.

— A co źle ci tu. — Odparł Kazimir.

— To pomyśl jak zdobyć pieniądze na wykup. — Rzekła z obruszeniem Albina.

— Ech.. — Westchnął Kazimir i machnął ręką.

— Wracaj do roboty. — Warknął zarządca kierując się do drzwi.


***

Po wyjeździe Ivana, Olenie było jeszcze bardziej smutno. Pierwszy raz w życiu usłyszała od Nobodiewy, że młody szlachcic kocha ją jak siostrę. Poczuła się po tym trochę lepiej, tak jakby miała kogoś bliskiego, tak jakby komuś zależało na niej. To było dla niej bardzo ważne. W końcu znalazł się ktoś na tym świecie komu zależy na jej bezpieczeństwie, a to tylko dodawało jej sił. Nie mogła jednak ukryć wzruszenia. Siedziała ponownie w kuchni i obierała soczyste jabłka na placki, które miała zaraz smażyć Nana. Kucharki nie było w tym momencie w kuchni. Olena jednak cały czas myślami była daleko. Natasza kończyła wycierać naczynia i przy tym przyglądała się uważnie dziewczynie. Olena niechcący wrzuciła obrane jabłko do obierek. Natasza od razu to zauważyła.

— Co Pani robi? — Zawołała Natasza. Olena spostrzegła swój błąd.

— Przepraszam, tak jakoś zamyśliłam się. — Przyznała Olena. Natasza wyjęła jabłko, które Olena wrzuciła do miski i spojrzała na dziewczynę.

— Tak się Pani zmartwiła wizytą Pana Ivana? — Zapytała Natasza.

— Wiesz, że przyjechał? — Zapytała Olena. Natasza spojrzała na dziewczynę z lekkim uśmiechem na twarzy.

— Wszyscy wiedzą, że przyjechał, do Pani. — Dodała pokojówka.

— Tak. Powiedział, że chciał mnie wykupić, ale hrabia się nie zgodził. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. — Przyznała.

— Trudno powiedzieć. — Przytaknęła Natasza.

— Dałby mi wolność i miałby mnie z głowy, a tak wciąż muszę tu być. — Wyznała Olena.

— Coś mówił więcej Pan Ivan? — Pytała Natasza.

— Że kocha mnie jak siostrę. Pierwszy raz w życiu to od niego usłyszałam. — Odparła Olena. Natasza podeszła do dziewczyny i objęła ją mocno ze wszystkich sił.

— Widzi Pani, jednak jest ktoś komu na Pani zależy. — Stwierdziła czuło Natasza. Do kuchni weszła Nana, spojrzała na obydwie dziewczyny, które mocno się pocieszały. Kucharka wyszła po cichu z kuchni. Nie chciała Olenie i Nataszy przeszkadzać, wiedziała, że obie mają tylko siebie. Zamknęła po cichu drzwi od kuchni, a łzy same starej kobiecie napłynęły do twarzy.

Petersburg

Anna razem z baronem Borodiewem wybrali się podziwiać wyścigi konne. Cały czas towarzyszyła im Margarita. Wszyscy zasiedli w jednej w loży, aby podziwiać wyścigi. Baronowi towarzyszyły wielkie emocje, natomiast Anna wydawała się być spokojna i opanowana, podobnie jak Margarita, której było już wszystko jedno. Przyglądała się z uwagą na zachowanie ojca, nie próbowała nawet myśleć o Annie. Leonid, który ściskał mocno swoje pięści nagle odwrócił się do Anny. Kobieta z trudem próbowała się uśmiechać do starca.

— Zawsze obstawiałem na tego z numerem sześć, widzi Pani? — Zapytał baron z przejęciem. Margarita udała, że nie słyszy tego.

— Nie wiedziałam, że Pan obstawia. — Skomentowała Anna.

— Tak i to od wielu lat. — Odpowiedział baron.

— Pani Margarito, a jak Pani uważa? — Zapytała Anna zwracając się do młodej kobiety.

— Nie wiem. Przychodzę tu dla rozrywki, a nie po to, aby obstawiać zakłady. — Oznajmiła Borodiewa.

— Rozumiem, — Stwierdziła Anna. Chwile później po zakończonych wyścigach Anna z baronem i Margaritą opuściły loże. Wszyscy zmierzali w kierunku parku, w którym był już przygotowany poczęstunek dla uczestników wyścigów i nielicznych gości, w tym barona. Nagle ich drogę zagrodził uczestnik z numerem sześć.

— Witam Panie Baronie. — Rzekł w sile wieku mężczyzna o piwnych oczach i ciemnych włosach. Miał około trzydziestu pięciu lat.

— Ach, witam.. — Zawołał zadowolony baron. Mężczyzna spojrzał na Annę.

— Pani Anno.. — Zwrócił się do kobiety baron.

— Proszę poznać to Danił Suchejecki, syn przyjaciela, który organizuje te wyścigi. — Odrzekł Borodiew. Anna przywitała się z mężczyzną, który od razu jej się spodobał. Mężczyzna również zwrócił uwagę na Annę. Nobodiewa delikatnie uśmiechnęła się do mężczyzny. Danił zerknął na Margaritę, z którą również przywitał się serdecznie.

— Witam Panienko Margarito.

— Witam Panie Daniłu. — Odrzekła dziewczyna. Baron wziął pod rękę Annę i zmierzał z nią w kierunku w parku. Anna mimo niechęci nie wiedziała jak ma wyrwać się z rąk barona, kobieta postanowiła nie robić zamieszania. Danił stanął obok córki barona.

— Miło Panią widzieć. — Rzekł do dziewczyny Danił.

— Pana też. — Odpowiedziała szybko dziewczyna. Obydwoje również szli pod rękę w kierunku parku.

— Kim jest ta kobieta? — Zapytał z ciekawością Danił.

— Proszę nie mieć złudzeń. To kochanka mojego ojca. — Odrzekła Margarita. Mężczyzna zdziwił się.

— Poważnie? — Zapytał Danił.

— Tak. Odpowiedziała stanowczo dziewczyna.

Rezydencja na wsi w powiecie Pskowskim

Wieczorem hrabia Worczewski był w swoim gabinecie. Cały czas szukał listu od kuzyna, na który ledwo zdążył rzucić okiem. Mężczyzna był przekonany, że list zostawił na biurku, ale teraz go tam nie ma. Zastanawiał się co się mogło z nim stać. Był coraz bardziej zdenerwowany. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.

— Proszę. — Wrzasnął Worczewski. Do gabinetu wszedł Kazimir, stanął tuż za drzwiami i ukłonił się Panu. Hrabia nawet tego nie zauważył, był zbyt bardzo pochłonięty szukaniem zaginionego listu.

— Przepraszam Panie, ale jest sprawa. — Rzekł zarządca.

— Nie widziałeś tutaj listu? — Przerwał mu Worczewski.

— Jakiego listu? — Zapytał zarządca.

— Od mojego kuzyna. Leżał na biurku. Nigdzie nie mogę go znaleźć. — Przyznał hrabia.

— Niestety, Panie nie widziałem. — Przyznał Kazimir. Hrabia ciężko westchnął, był już zmęczony szukaniem listu. Usiadł w fotelu za biurkiem i zamyślił się.

— Co to za sprawa? — Zapytał hrabia. Kazimir podszedł do niego.

— Nic specjalnego. — Odparł Kazimir.

— Mów. — Burknął Worczewski.

— Dwóch chłopów z piło się za bardzo. Wcześniej kłócili się o owies dla koni. A teraz żaden z nich się do niczego nie nadaje. A tu robota jeszcze jest. — Odparł z wymuszonym zawstydzeniem zarządca. Hrabia położył rękę na ustach.

— Gdzie ten list. — Rzekł po cichu sam do siebie. Drzwi od gabinetu nagle otworzyły się i weszła pokojówka, Albina. Hrabia z zarządcą spojrzeli na służącą.

— Przepraszam, że przeszkadzam. — Rzekła Albina.

— Co chcesz? — Burknął Worczewski.

— Pani prosiła, aby przynieść Panu list, który został w jadalni. — Odparła pokojówka hrabiny.

— Dawaj, szukam go. — Warknął Worczewski. Pokojówka podeszła do hrabiego i oddała mu list. Worczewski spojrzał, że to ten list, którego szuka. Zerknął na służącą.

— Możesz odejść. — Powiedział mężczyzna. Pokojówka lekko ukłoniła się i wyszła z gabinetu. Kazimir patrzył na służącą podejrzliwym spojrzeniem. Hrabia wstał i podszedł do okna. Zaczął czytać list. Kazimir wciąż stał za Panem i czekał. Worczewski skończył po chwili czytać list i ponownie schował go do kieszeni. Zarządca zastanawiał się czy powinien sam pierwszy odezwać się do hrabiego.

— Przepraszam.. — Odezwał się zarządca. Worczewski odwrócił się do niego.

— Tak? — Zapytał hrabia.

— Co z tymi chłopami? — Zapytał Kazimir.

— Jakimi chłopami? — Zapytał Worczewski, który nagle zapomniał o całej sprawie.

— Ach, z tymi.. — Przypomniał sobie Worczewski.

— Wychłostaj ich, póki są pijani. — Odrzekł hrabia.

— Oczywiście, jak Pan sobie życzy. — Odparł zadowolony zarządca. Kazimir kierował się już w kierunku drzwi.

— Kazimir.. — Zawołał hrabia. Zarządca odwrócił się do Pana.

— Tak? — Zapytał.

— Powiedz, żeby Olena tu przyszła. — Nakazał hrabia.

— Tu do gabinetu? — Dopytywał zarządca.

— Tak. — Odparł stanowczo hrabia.

— Ma coś przynieś? — Zapytał Kazimir.

— Nie. Ma tylko tu przyjść. — Odpowiedział Worczewski.

— Jak Pan każe. — Odparł zarządca i zamknął za sobą drzwi.


***

Olena była sama w kuchni. Miała już dość łez i zamartwiania się o swój los. Postanowiła wyciągnąć z kufra książkę kucharską i zaczęła przeglądać przepisy. W końcu jeden z przepisów na słodkich deser zainteresował dziewczynę. Było to ciastko o smaku miodu z mlekiem. Olena zaczęła wyciągać z szafek potrzebne składniki, do kuchni przyszła Nana. Spojrzała na dziewczynę z lekkim zadowoleniem.

— Co robisz? — Zapytała Nana.

— Robię ciastko o smaku miodu z mlekiem. — Przyznała z zadowoleniem dziewczyna. Kucharka podeszła do Oleny.

— Widzę, że już ci jest lepiej. — Stwierdziła Nana.

— Tak. Mam już dość łez. — Odpowiedziała z zamyśleniem dziewczyna.

— Ta wizyta Pana Ivana coś ci pomogła? — Pytała kucharka.

— Tak. Ivan dał mi nadzieje. Obiecał, że mnie stąd wyciągnie. — Przyznała Olena.

— Cieszę się. — Stwierdziła Nana. Olena zaczęła w tym momencie mieszać składniki w misce dużą drewnianą łyżką. Drzwi od kuchni otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł Kazimir. Olena z Naną były pełne niepokoju. Starzec stanął pośrodku pomieszczenia i dokładnie rozejrzał się wzrokiem po kuchni. Panowała w tym czasie dziwna cisza. Kazimir spojrzał na Olenę. Przemierzył dziewczynę swoim wzrokiem, Olena pełna strachu nie miała siły się odezwać.

— Pan chce cię widzieć w gabinecie. — Rzekł oschło do dziewczyny Kazimir.

— Mnie? — Zapytała z przerażeniem dziewczyna.

— Tak, ciebie. — Odpowiedział zarządca.

— O tej porze? — Wtrąciła się Nana. Kazimir spojrzał na kucharkę.

— Państwo mogą prosić nawet w środku nocy. Dla nich nie ma to różnicy. — Odparł Kazimir. Spojrzał jeszcze raz na Olenę.

— Idź. — Burknął starzec. Olena tylko kiwnęła głową, a Kazimir wyszedł z kuchni. Olena spojrzała na Nanę.

— Czego Pan może chcieć? — Zapytała Olenaa. Nana spojrzała na dziewczynę spojrzeniem pełnym obawy.

— Nie wiem, ale musisz iść skoro cię wezwał. — Odpowiedziała Nana.


***

Chwile później Olena wyszła z kuchni. Szła korytarzem do gabinetu hrabiego. Była pełna obawy i niepokoju. Nie rozumiała czemu Pan wezwał ją do siebie o tak późnej porze, ale bardziej bała się surowości Kazimiera jeśli by odmówiła. Ostrożnie otworzyła drzwi od gabinetu, w którym czekał już na nią hrabia Worczewski. Mężczyzna usłyszał ciche wejście młodej kobiety, stał w tym czasie przy oknie, przez które wyglądał. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę, która starała się nie dać po sobie znać, że targa nią strach. Podszedł do niej powoli, a Olena próbowała oddychać swobodnie. Worczewski zamknął za dziewczyną drzwi, które był lekko uchylone. Minął dziewczynę i stanął przed nią. Spojrzał na Olenę, która starała się nie spojrzeć Panu w oczy.

— Nie widziałem cię przez cały dzień i chciałem upewnić się czy wszystko jest w porządku? — Zapytał spokojnie hrabia.

— W porządku. — Odpowiedziała Olena również ze spokojem.

— Cieszę się. — Przytaknął mężczyzna.

— Pewnie wiesz, że był dziś u mnie Ivan Nobodiew. — Zaczął hrabia.

— Tak, wspominał mi o tym. — Odparła Olena. Worczewski próbował podejść do dziewczyny, która zaczęła się od niego oddalać. Kierowała się tyłem na ścianę, w kąt, gdzie w pobliżu biurka stał świecznik.

— Chciał cię wykupić. — Rzekł Worczewski.

— I co mu Pan powiedział? — Zapytała Olena.

— Że nigdy cię nie sprzedam. — Odparł stanowczo hrabia. Olena w tym czasie coraz bardziej kierowała się do ściany tyłem. Worczewski w jednej chwili złapał ją w pasie i delikatnie odciągnął od ściany.

— Uważaj, bo się poparzysz. — Rzekł do dziewczyny hrabia. Olena odwróciła się i spojrzała na stojący niedaleko niej świecznik.


***

Kazimir po tym jak wyszedł z kuchni, to od razu udał się na podwórze dla służby. Miał niezadowolony wyraz twarzy. Szedł szybkim krokiem i coraz bardziej na jego twarzy pojawiała się wściekłość. Był to już dość późnym wieczór, niebo delikatnie oświetlało okolice. Na podwórzu mimo późnej pory było dość jasno przez pochodnię, które w pobliżu jeszcze paliły się. Kazimir w jednej chwili strasznie wrzasnął na poddanych.

— Ej ty z drugim.. — Zawołał do dwóch parobków.

— Podejdźcie tu. — Burknął dalej zarządca. Dwóch chłopów podeszło do starca.

— W stajni leży dwóch pijanych chłopów. Brać ich tu pod pręgierz. — Rzekł Kazimir. Parobkowie wydawali się trochę skołowani.

— Pan tak nakazał. — Dodał po chwili zarządca. Chłopi poszli do stajni. Kazimir w tym czasie wyjął ze swojego pasa kańczugę.

Rozdział 4

Petersburg

Następnego dnia Ivan wrócił do Petersburga do pokoju, który wynajmował. Drogą cały czas rozmyślał o losie Oleny. Nie wiedział jak ma jej pomóc, rozumiał, że bez zgody hrabiego nie jest w stanie wiele zrobić. Bardzo chciał pomóc wychowance ojca. Z każdą chwilą miał coraz mniej nadziei. Bolało go, że matka w taki sposób potraktowała dziewczynę, którą mogła traktować jak córkę. Gdy Ivan wysiadł już z dorożki to był prawie przekonany, że na tą chwile nic nie może zrobić. Jedynie łudził się, że hrabia dotrzyma obiecanego słowa i nie skrzywdzi Oleny. Przed kamienicą rozejrzał się i spojrzał na woźnicę.

— Zaczekaj tu. — Rzekł Ivan i wszedł do środka. Poszedł od razu do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i westchnął. Ze smutnym wyrazem twarzy podszedł do okna i wyjrzał na ulice. Po chwili namysłu usiadł przy stole, wziął kartkę papieru i zaczął pisać list. Następnie zerknął na słowa jakie przelał na papier i zamyślił się co ma zrobić. Nie był pewien czy powinien wysłać list. Złożył papier w kopertę i schował do kieszeni. Wstał od stołu i podszedł do łóżka. Zaczął pakować resztę swoich rzeczy. Do pokoju przyszła gospodyni. Kobieta otworzyła drzwi.

— Już Pan wrócił? — Zapytała kobieta. Ivan spojrzał na gospodynię.

— Tak. Ale zaraz znowu wyjeżdżam. — Odpowiedział mężczyzna.

— Coś się stało? — Zapytała gospodyni widząc jak mężczyzna znowu pakuje swoje bagaże.

— Pokój, o który Pan prosił przygotowałam. — Dodała kobieta.

— Dziękuję. — Rzekł Ivan i spojrzał na kobietę.

— Ale muszę odmówić. — Dodał Nobodiew.

— Co się stało? — Dopytywała dalej kobieta.

— Wyjeżdżam z Petersburga. — Odparł mężczyzna.

— Tak nagle? — Zapytała gospodyni.

— Tak. — Stwierdził mężczyzna.

— Przepraszam za zamieszanie. — Dodał Ivan.

— Widzi Pan.. — Zawołała gospodyni.

— Zapłacił Pan za miesiąc z góry, ja nie mogę już zwrócić Panu pieniędzy. — Przyznała kobieta.

— Nie trzeba. Proszę pieniądze zatrzymać. — Odpowiedział Ivan.

— Bardzo dziękuję Pani za gościnę. — Dodał Ivan i wyszedł z bagażami z pokoju. Gospodyni obejrzała się za młodym mężczyzną i ciężko westchnęła.

— A to dopiero Pan. — Stwierdziła cicho pod nosem. Ivan wyszedł z kamienicy. Do dorożki załadował pozostałą część bagaży. Wsiadł do pojazdu.

— Dokąd jedziemy Panie? — Zapytał woźnica. Ivan zamyślił się na chwile ze smutnym wyrazem twarzy.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.18
drukowana A5
za 63.96
drukowana A5
Kolorowa
za 96.4