E-book
31.5
drukowana A5
85
Grzeszna Bogini

Bezpłatny fragment - Grzeszna Bogini

Brzask


4.9
Objętość:
615 str.
ISBN:
978-83-8324-758-8
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 85

Prolog

Swego czasu za wielką wodą w mieście Seattle cielesna słodycz po raz pierwszy przybrała realny kształt. Odziana w ludzką postać ujawniła się w osobie Christiana, który na oczach całego świata przełożył przez kolano Anastasię, czym przyprawił pruderyjne społeczeństwa o wstydliwy rumieniec. Kilka lat po tym zdarzeniu, rozkosz po raz drugi ukazała się szerokiej publiczności. Tym razem w osobie Massima, który w imię miłości pojmał Laurę. Panowie stanęli w szranki a pojedynek zakończył się remisem ze wskazaniem na Christiana. Na tym jednak nie skończyła się historia uniesień spod znaku BDSM. Ostatni akt cielesnej rozpusty napisał Krzysztof, który szpicrutą złożył pożegnalny pocałunek na ciele Joanny. Nim jednak do tego doszło, tych dwoje zapisało się na kartach lubieżności złotymi zgłoskami i niespotykanym blaskiem zaświeciło na firmamencie rozkoszy. O ile Christian uchylił drzwi do świata BDSM, o tyle Krzysztof pozostawił po sobie drzwi otwarte na oścież. Zero tabu, brak niedomówień, pruderii jak na lekarstwo.

Jeśli myślicie, że “Pięćdziesiąt twarzy Greya” to zaproszenie do świata BDSM, jesteście w grubym błędzie. Trylogia o Panu Greyu czy też polska odpowiedź w postaci “365 dni” to zaledwie muśnięcie szpicrutą po umyśle czytelniczki, która jest spragniona zasmakowania literackiej lubieżności. Owszem, jest dobrze, ale nie błyskotliwie. Jest szpicruta, nie ma jednak bata, jego zmysłowego świstu, smaku piekącej rozkoszy… Tak więc, jeśli szukacie literatury erotycznej z prawdziwego zdarzenia, z realnymi postaciami i autentycznymi scenami, zapraszam do lektury “Grzesznej Bogini”. Najwyższy czas poznać obsceniczne fantazje Pana Krzysztofa… i wszeteczną spolegliwość jego oblubienicy…

Lady J. to jeden z pseudonimów zawodowych najbardziej znanej polskiej luksusowej prostytutki. Lady J. to ekskluzywna reprezentantka najstarszego zawodu świata, która ze swojego ciała stworzyła świątynię męskich pragnień… Urodzona w Polsce, delektująca się życiem w kraju i w państwach niemieckojęzycznych, gdzie prowadzi rozliczne interesy związane z branżą erotyczną. Lady J. to nie tylko luxury escort girl i bizneswoman, to także autorka strony pod tytułem Zapiski Ladacznicy. Publicystka, pisarka, recenzentka, felietonistka, która piórem włada tak dobrze jak męską rozkoszą… Smakuje ją elita, upaja się nią establishment. Droga, o dużej wartości, ale jakość i przywilej obcowania z kobiecością kosztują… Lubi ludzi odważnych, łamiących konwenanse, z wizją i pasją. Tylko z takimi osobami nawiązuje współpracę, tudzież wchodzi w interesy. W wolnej chwili testuje intymne gadżety i ocenia branżę erotyczną. Dla niej życie nie jest ani czarne, ani białe. Zamiast palety szarości wybiera jedyny słuszny kolor — róż! Stuprocentowa kobieta — dlatego feminizm zamienia na kobiecość ujętą w złote ramy seksapilu. Bezkompromisowa, dumna, świadoma swojej wybitności kobieta, która nie wstydzi się tego, że jest dziwką. Ich will Luxus-Dame wie Ladacznica sein — mawiają o niej niemieckie kobiety1. Oto Lady J. — polska luksusowa prostytutka numer jeden.

Tyle tytułem wstępu o głównej bohaterce mojej książki. Bohaterce, którą poznałem w Berlinie, i z którą żyję po dzień dzisiejszy. Oczywiście tajemnicza luxury escort girl to nie jedyna postać, jest jeszcze mało komu znany dziennikarz, czyli moja skromna osoba. Pewnego dnia tych dwoje spotyka się na targach erotycznych Venus w stolicy Niemiec i zawiązuje się między nimi nić porozumienia… Joanna Dark vel Ladacznica i Krzysztof to dwa obce sobie światy, jednak pewnego dnia kiełkująca znajomość nabiera zmysłowego charakteru, iskra rozpala tlący się między nimi ogień, który po chwili przemienia się w płomienny romans. Joanna poddaje się mu bez reszty, budząc u Krzysztofa seksualne demony, te zaś opanowują duszę i ciało kobiety wyzwolonej, sprowadzając luxury escort girl do roli… niewolnicy seksualnej. Przeszłość kobiety nie daje jednak o sobie zapomnieć, między kochankami dochodzi do dziwnego układu, w myśl którego Joanna pozostaje Krzysztofa, Ladacznicą zaś zadowalają się inni mężczyźni… Kochanek dzieli się swoją oblubienicą, raz czerpiąc z całej sytuacji obłędną rozkosz, innym razem z trudem znosząc dziwaczny układ, składa więc Joannie propozycję. Jeśli odnajdzie w nim wszystkie cechy mężczyzn, z którymi się spotyka, zostawi dawną profesję i zostanie uległą swojego Pana. Ladacznica godzi się na to powodowana pewnością, że ów pomysł jest nierealny do zrealizowania. Tymczasem Krzysztof otwiera przed Joanną drzwi do świata BDSM w postaci, której do tej pory nie znała. Liczy na to, że rozkosz batem namalowana pozwoli mu zatrzymać kochankę tylko dla siebie. Tym samym daje się poznać z zupełnie innej strony, ujawniając przy tym skrzętnie skrywane tajemnice z przeszłości.

Im bardziej Joanna zanurza się w perwersyjnym świecie Krzysztofa, tym bliższa jest pozostania jedyną kochanką mężczyzny. Niestety, coraz więcej też dostrzega. Co gorsza, informacje, które do niej docierają za pośrednictwem podstawionych osób z otoczenia Krzysztofa, utwierdzają ją w przekonaniu, że kochanek nie jest tym, za kogo się podaje… W końcu mężczyzna zostaje złapany na kłamstwie. Jak na świat płatnej miłości, w którym obraca się Ladacznica, nie jest ono duże, niemniej ujawnia lawinę kolejnych iluminacji, także dotyczących Joanny. Pojawia się szereg osób (Paweł, Anastazja, Jonas, Lukrecja), które są mniej lub bardziej uwikłane w relacje Joanny i Krzysztofa. Na domiar złego jest jeszcze tajemnicza Hannah, z którą Krzysztof jest w pewien sposób związany i ma wobec kobiety dług do spłacenia. Zostanie on uregulowany, jednak w sposób, o jakim Hannah nawet by nie pomyślała. Akcja książki kończy się w Szkocji, na terenie zamku, gdzie dochodzi do związania się ze sobą dwóch par: Jonasa z Hannah i oczywiście Krzysztofa z Joanną. Czy jednak Hannah wybaczy Joannie? No i kim jest nieznajomy mężczyzna, który fragmentarycznie pojawia się na kartach książki, aby w pewnym momencie wyjść z cienia i znacząco wpłynąć na losy głównej bohaterki?

Niech te pytania na razie pozostaną bez odpowiedzi, ja zaś serdecznie zapraszam do lektury “Grzesznej Bogini”.

Krzysztof Głowacki, autor.

Rozdział I

Skrzyżowanie dróg

Venus, targi przemysłu pornograficznego w Berlinie. Czterodniowa impreza organizowana corocznie w październiku i skupiająca wszystkich liczących się w branży erotycznej. Między stoiskami powabnie przechadza się Ladacznica, najsłynniejsza polska prostytutka, tłumacząc niemieckiemu dziennikarzowi, kim jest i czym się zajmuje. — Ich heisse Joanna vel Ladacznica, komme aus Polen und bin polish luxury escort girl. Ich arbeite im Schutz der Nacht, ich mag Schuhe mit hohen Hacken, Geld springen lassen und Hӧrner aufsetzen. Ausserdem liebe ich Männer; uns verknüpfen gemeinsame Interessen… Ich führe mit Erfolg die erotische Internetseite unter dem Titel Zapiski Ladacznicy. Alles, was auf der Seite ist, stammt aus meiner Feder. Warum führe ich diese Internetseite? Die Antwort ist sehr simpel: verbotene Speise schmeckt am besten… Sex ist meine Stärke. Mich interessiert alles was Liebe, Erotik und Sex charakterisiert. Ich schreibe genüsslich über Sex und erotische Zubehӧr. Auβerdem publiziere ich verschiedene Informationen über Produkte, Veranstaltungen, Sexbranche aus aller Welt und Dienstleistungen aus diesem Bereich. Ich schlage Klasse statt Masse vor. Ein Leser meiner Internetseite ist meistens in leitender Stellung. Deshalb habe ich einen langen Arm und einen festen Stamm von Kunden. Meine Internetseite ist sehr bekannt und sehr populär in meinem Land. Zapiski Ladacznicy lesen Männer und Frauen aus Polen und aus einem Ausland. Besonders tätig bin ich im deutschsprachigen Internet.2

Spojrzał i zamurowało go na amen. — Tak, to Ona, ta Jedyna — pomyślał. Wiodła go, przyciągała do siebie jak księżyc fale podczas odpływu. Dla niego była Heleną, boginią schwytaną w ludzkie ciało. Tak piękną, że dla niej tysiąc okrętów wypłynęło w morze z zamiarem zdobycia olśniewającej Troi. A teraz stała przed nim, odrodzona, o rysach i w ciele ladacznicy. I stało się. Wszystko się zatrzymało. Nie ma upływu czasu, jest tylko wieczne teraz. Zatracił się w miłości do niej tak bardzo, jak tylko wierny wyznawca Bogini jest w stanie. Miłość od pierwszego wejrzenia zdarza się.

Joanna jest jak diament w koronie namiętności… Jej wizerunek rozgrzewa lędźwia, stanowi pretekst do nieograniczonej rozpusty. Piękne oblicze Ladacznicy nasyca słodyczą. Zapewne niejeden padł ofiarą jej wdzięków, wpraszał się do jej łoża, szukał jej w upadłych kobietach. Z utęsknieniem wypatrywał jej w ciemnościach, płonął wiedziony pragnieniem ujrzenia jej blasku… Nie powinno to jednak dziwić, wszak ciało Joanny to dowód na to, że maestria istnieje, że cielesny majstersztyk to fakt. Lubieżnymi skrętami bioder wydziera z ust obserwatorów okrzyk żądzy i rui, która przełamuje wszelką wolę falowaniem piersi, drganiami brzucha, dreszczykiem ud…

Posągowa kurtyzana, od której nie można oderwać wzroku… Piękne, lśniące włosy stanowią doskonałą oprawę dla wyjątkowej urody. Przepastne spojrzenie zdziera niepewność, obnażając szereg tęsknot i fantazji. Różowe, zmysłowe usta przyprawione o promienny uśmiech kuszą subtelnością… Ponętny chód czynią zmysłowo długie, kurewsko zgrabne nogi. Na odległość czuć gładkość ich skóry, którą niczym bluszcz owija ciemna pończocha… Mając przed oczami taki widok, nie trudno sobie wyobrazić piękny kształt jej stóp, które tak kusząco skrywają się pod gustownym dodatkiem w postaci seksownych szpilek. Do tego nieskazitelny zapach zapierający dech w piersi… Woń o lekkim, uwodzicielskim charakterze. Górne nuty wibrują kompozycją kardamonu, różowego pieprzu i liści fiołka. W olfaktorycznym sercu zapachu króluje szałwia. Zmysłowa wanilia łączy się w miłosnym uścisku ze słodkim kasztanem, poddając się nieodpartej atrakcyjności piżma. To zapach, w którego charakterze wyczuwa się zarówno elementy pewnej siebie elegancji, jak i beztroskiej i nonszalanckiej młodości.

Ponad trzysta ekskluzywnych klubów nocnych w całych Niemczech, kilkaset lokali w Austrii i Szwajcarii — taki jest zasięg oddziaływania Ladacznicy na terytorium niemieckojęzycznym. Do tego trzeba dodać około tysiąc osób ściśle powiązanych z zachodnią branżą erotyczną, z którymi ma stały kontakt. Taki wachlarz możliwości musi budzić podziw wielkich, a wraz z nim zazdrość maluczkich. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Od kiedy Joanna Dark przybyła do Berlina, towarzyszy jej dwóch nieznajomych, którzy nie opuszczają jej na krok. Ich cienie ciągną się za luxury escort girl, uzupełniając równowagę w przyrodzie, wszak słońce nie tylko rozświetla blaskiem ale i daje ulgę w postaci półmroku… To właśnie w zmierzchu gorejącej gwiazdy znalazły bezpieczne schronienie męskie jestestwa, które zwiążą swój los z życiem najsłynniejszej polskiej prostytutki. Pierwszy on, ten dobry, prawie szlachetny, związany obietnicą, i musi, i chce poznać Joannę, choć tylko pozornie jest kowalem swojego losu, jego scenariusz już dawno napisał bowiem ktoś inny… Drugi on, ten zły, zna pierwszego, łaknie zawrzeć znajomość, aby się zemścić za przeszłość. Karząc luxury escort girl, dokona vendetty, która uskrzydli, da wytchnienie, przyprawi o ulgę, spełnienie wszelakie. Nikt z nich nie dostąpił zaszczytu osobistego poznania Ladacznicy, choć ona już jednego odrobinę zmiarkowała. Jego obecność w tym miejscu nie jest przypadkowa, ma na celu odkrycie intencji i zamiarów. Wszyscy sobie obcy a jakże bliscy, pętla skrytych koncepcji, podejrzanych planów i podłych intryg powoli się zaciska. Właśnie zaczęło się odliczanie…

Do finału jednak daleko, Joanna Dark robi więc swoje. — Die Webseite Zapiski Ladacznicy ist der einzige Ort, wo echte Männer das Unterhaltungsangebot der besten Nachtclubs der Welt kennenlernen können. Da wir die beste Webseite des exklusiven Lebens sind, arbeiten wir mit vielen Unternehmen zusammen, die auf der ganzen Welt vertreten sind. Das Ergebnis dieser Symbiose ist ein Überblick über die wichtigsten Unterhaltungsveranstaltungen, die alle paar Tage aktualisiert werden. Wenn Sie ein Leser sind, laden wir Sie zum Lesen ein. Wenn Sie der Besitzer oder Manager des Clubs sind, laden wir Sie ein, mit uns zusammenzuarbeiten. Wenn Sie ein Fan von heissen Partys sind, voller Intimität und Leidenschaft, ist unsere Webseite der perfekte Ort. Hier erfahren Sie, wo die sinnlichste Party stattfindet, welches Thema nun an der Spitze steht, welcher Club in der Anzahl der besten erotischen Events führt… Wir sind für Sie und speziell für Sie präsentieren wir Ihnen ein breites Portfolio an Veranstaltungen. Wenn Sie uns lesen, können Sie sicher sein, dass Sie einen besonderen Ort finden, voller Erotik, positiver Emotionen, köstlicher Getränke und schöner Frauen… Nichts passiert auf dem Erotikmarkt ohne unser Wissen, wir sind überall dort, wo es viel Spaß macht, ausserdem informieren wir über interessante Orte, die weit über die Grenzen Polens hinausgehen. Meine Webseite, das Phänomen auf dem europäischen Markt, erfüllt die Anforderungen der modernen Welt und bietet Ihnen die Möglichkeit der erotischen Dienstleistungen den wohlhabenden Kunden aus Polen, Deutschland, Österreich und aus der Schweiz zu zeigen. Meine Kunden sind wohlhabend, in leitenden Stellungen, führen verschiedene Interessen in Polen, Deutschland, Österreich und in der Schweiz. Meine Kunden, Leserinnen und Leser, sind die ausgewählte Gruppe von Personen aus Polen. Zapiski Ladacznicy lesen Unternehmer, Rechtsanwälte, Ingenieure, Architekten, Ärzte, Sportler und so weiter… Zapiski Ladacznicy, die beste Erotikseite in Polen, bietet den Zugang zu dieser Elite. Es lohnt sich das Angebot bei mir zu zeigen und die erotischen Dienstleistungen zu präsentieren. Die Werbung auf meiner Seite bietet die verschiedenen Möglichkeiten der Entwicklung. Ich lade Sie zur Zusammenarbeit mit Zapiski Ladacznicy ein — tłumaczy gospodarzom płynnym niemieckim.3

Mieszkanie w Warszawie, studio BDSM na obrzeżach stolicy Polski, apartamenty w Gdańsku i Kairze, dom w Monachium. Znajomości w całej Europie, europejskiej części Rosji i „bliskiej zagranicy”. Kilka kont bankowych, także poza Starym Kontynentem, różne sklepy, pewne firmy, „zamrożone” środki w postaci dzieł sztuki, które cierpliwie czekają na swoją właścicielkę na odludnych depozytach… Tak, jest kobietą spełnioną… Co jednak robi w tym miejscu? Pragnie bardziej, żąda więcej, od życia i świata, zwłaszcza w sferze seksualnej. Nie wystarcza jej cielesność w tradycyjnym wydaniu, szuka wyzwolenia aby doskonalić się w sztuce ars amandi. Tropi miejsca, gdzie może zaopatrzyć się w odpowiednie „pomoce” służące do rozbudzenia od dawna skrywanej natury. Zadanie, wbrew pozorom, nie jest łatwe. Owszem, sklepów oferujących wszelakiej maści asortyment erotyczny jest bez liku, cóż jednak z tego, skoro jakość produktów pozostawia wiele do życzenia. Na szczęście, po długich poszukiwaniach, trafia do miejsca szczególnego. Oczywiście są i inne powody. Jako oficjalna patronka medialna targów prezentuje akcesoria erotyczne, uczestniczy w pokazach striptizu oraz innych atrakcjach, w tym tych umożliwiających interakcje odwiedzających z performerami.

— Herzlich Willkommen, meine Damen und Herren. Wenn Sie nach jemandem besonderen suchen, dann haben Sie mich gerade gefunden. Ich bin nicht die gewöhnliche Frau, sondern bringe eine sinnliche Kombination aus Verstand und Schönheit mit. Ich bemühe mich stets, die vorgegebenen Formen zu brechen und alle Stereotypen zu verändern. Meine Freunde beschreiben mich als freundlich, mitfühlend und ohne Zweifel, ein wenig durchtrieben, immer auf der Suche nach einer geeigneten Situation um unartig zu sein. Aber selbstverständlich weiss ich immer mich zu benehmen, wenn es die Situation verlangt — przedstawia się.4

Joanna Dark vel Ladacznica została zaproszona przez organizatorów. Niemiecka elita erotyczna doceniła dotychczasową działalność polish luxury escort girl w kwestii zacieśniania relacji intymnych na linii Polska-kraje niemieckojęzyczne. Pochwały zebrała także strona Zapiski Ladacznicy, której nowatorski charakter spodobał się do tego stopnia, że medium Joanny Dark, jako jedyne z Polski, zaproszono do szacownego grona oficjalnych partnerów medialnych.

— Über mich? In Polen wurde ich ein Symbol und eine Qualitätsmarke wenn es um Erotikbranche geht. Meine Webseite ist die beste Erotikseite nicht nur in Polen, sondern auch in ganz Europa. Meine Texte lesen die Einwohner aus fast allen europäischen Ländern. Das wundert mich absolut nicht. Ich bin die beste Luxus-Dame… Über meine Tätigkeit? Ich arbeite mit einer Menge von Menschen mit, die in leitenden Stellungen sind. Ich habe einen grossen Einfluss in der europäischen Erotik… Dank den informellen Kontakten kann ich eine erotische Realität erschaffen und… ich mache das oft… Große Möglichkeiten? Natürlich! Meine Webseite hat den internationalen Charakter, weil sie allerorten gelesen wird. Ich mag im Leben die erste Geige spielen, deshalb bin ich überall, wo etwas Interessantes ist. Was wichtig ist — meine Meinungen sind in erotischer Umgebung sehr meinungsbildend. Beginnen wir mit der Zusammenarbeit, meine Webseite ist zu Ihrer Verfügung — kontynuuje swój wywód, gromadząc wokół siebie tłumy zainteresowanych.5

Erotyczne targi Venus są na tyle ważnym wydarzeniem w branży, że swym blichtrem lekko w cień spychają inną znaczącą imprezę, a mianowicie moskiewskie EroExpo. Mnogość strip-shows oraz liczne grono erotik-stars i męskich striptizerów to coś, co niewątpliwie kusi… W tym roku Rosjanie wysoko zawiesili poprzeczkę i bez wątpienia poradzili sobie z poziomem, który wyznaczyli. Virtual Reality-Kino oferowało wyjątkowo pikantne filmy, bondage-shows zapierały dech w piersiach, nie mówiąc już o exklusive performances. Właśnie z Moskwy przyleciała Ladacznica wprost do Berlina i to w stolicy Niemiec dane mi było poznać najsłynniejszą polską prostytutkę. Celem był wywiad dotyczący „formalnej i nieformalnej komunikacji uczestników rynku przemysłu dóbr dla dorosłych”. Przeprowadziłem go w Monachium, do którego udałem się po zakończonych targach.

Jaki był dom Joanny Dark? Zwolennicy tego stylu powiedzą o nim: luksusowy, pełen blasku, z klasą. Przeciwnicy będą dowodzić mnogości barw, detali i rażącego blichtru. Podobno o gustach się nie dyskutuje, ale o stylach w architekturze warto. Willa Ladacznicy była zdecydowanym przeciwieństwem minimalizmu. Wyróżniała się ponadprzeciętną wystawnością i bogactwem wyposażenia. Nie stroniła od iście barokowych elementów, połączonych z nowoczesną kolorystyką i formą. Królowały tu wyraziste wzory, błyszczące tkaniny oraz wszelkiego rodzaju rzeźbienia i zdobienia. Sprawdzały się nasycone i odważne kolory, takie jak fiolet, purpura, róż, żółć, turkus lub klasyczna czerń i biel. Często spotykało się też zestawienia: połyskujące, złote lub srebrne ściany plus matowe elementy wystroju. Cechą charakterystyczną stylu Ladacznicy były również kontrasty, na przykład klasyki z nowoczesnością. Idealnie pasowały do siebie stylizowane meble, takie jak rzeźbiony stół i lekkie, designerskie krzesła czy rustykalna komoda pomalowana na srebrny kolor. We wnętrzach willi można było spotkać wszystko, co kojarzy się z bogactwem: złoto, srebro, aksamitne poduszki, pikowane obicia mebli czy ekskluzywne narzuty na łóżko. Nie mogło także zabraknąć żyrandoli ze świecznikami — często bogato zdobionych kryształkami. Zabudowę cechowały gładkie linie, ale i liczne zdobienia, ornamenty. Nieodzownym elementem były barokowe lustra — koniecznie w złotych lub srebrnych ramach.

Do salonu wiedzie mnie zapach dzikiego piżma… Pode mną drogocenny marmur, nade mną wykwintny, kryształowy żyrandol, obok śnieżnobiałe jak ścieżki kokainy kolumny stylowane na greckie podpory świątyń… Przede mną wysoki, dobrze zbudowany bodyguard, za mną drugi rosły mężczyzna. Obaj niezwykle eleganccy — tak myślę do momentu aż moim oczom jest dane zobaczyć ją, Ladacznicę, najsłynniejszą polską luxury escort girl. Królowa Polskiej Erotyki siedzi wygodnie na skórzanej kanapie a zmysłowo przystrojona „pomoc domowa” nalewa „pracodawczyni” kawę czarną jak oczy Szatana. Black Ivory Coffee sprowadzona wprost z północnej części Tajlandii, z prowincji Surin, majestatycznie wypełnia drogocenną, antyczną porcelanę. Jak się później okazuje, to Rosenthal… Nie odmawiam małej czarnej, wszak to niepowtarzalna okazja aby skosztować najlepszych i najbardziej dojrzałych ziaren arabiki, zebranych na wysokości tysiąca pięciuset metrów nad poziomem morza, w przygotowaniu których kluczową rolę odegrały słonie azjatyckie.

Silne kobiety od dawna fascynowały mężczyzn. Od zawsze kobieca dominacja była pełna gracji i piękna, jako zjawisko unikalne wyróżniała się z tłumu, a — jak wiadomo — co się odznacza, to przyciąga. Silna kobieta to gra zmysłów, jak dominacja i uległość, jak lęk i podniecenie, ból i rozkosz, chęć ucieczki i pożądanie nieznanego… Taka jest Joanna Dark vel Ladacznica. Sto siedemdziesiąt sześć centymetrów czystej kobiecej siły ubranej w szyk i klasę na najwyższym poziomie. Zaprzeczenie oklepanego scenariusza, jak dobry koncert rockowy, na którym muzycy poddają się magii chwili, pełna nieprzewidywalności i improwizacji. Jej kobiecość świeci różnymi odcieniami. Od mrocznego bólu, poprzez czerwień spankingu, po róż sissy — każdy może znaleźć coś dla siebie, mało kto może ją mieć…

Czy luksusowa prostytucja jest naganna? Bez wątpienia u niektórych ludzi budzi wątpliwości natury moralnej… Czy świadczenie wytwornych usług seksualnych przynosi zysk? Złoto, które zdobi ciało mojej rozmówczyni, udziela na to pytanie wyczerpującej odpowiedzi… Czy pełen przepychu sponsoring jako całokształt działań jest zgodny z prawem? Uśmiech, wymowna cisza…

Rozdział II

Interview

Szyk i wytworność — to przymioty, które charakteryzowały moją rozmówczynię. Patrząc na Joannę Dark widziałem rękodzieło, które cechuje niepowtarzalny krój i wyrafinowana proporcja. Salonowy wizerunek, a przez to ogromną indywidualność zawdzięczała bliskiej znajomości z pierwszym krawcem w słynnym domu mody Pierre Cardin. Często więc zaglądała Joanna do świata elegancji, dyskutując ze swoim przyjacielem o szerokości, linii, wielkości, pochyleniu czy o usytuowaniu guzika w talii. To tylko niektóre detale, na które zwracała uwagę. Jej przyjaciel zaś, jak każdy mistrz krawiecki wykonujący majstersztyk, miał te sprawy w jednym palcu. O takich twórcach Francuzi mawiają, że mają sześć palców. Tym szóstym staje się głowa i niezawodna intuicja. To ona pozwala tworzyć nowe techniki krawieckie, dostrzegać piękno w każdym człowieku, eksponować walory, dobierać odpowiedni krój, tkaninę, kolor, fakturę…

Po śmierci swojego ulubionego krawca, bratnią duszę znalazła Joanna w osobie jego syna. Wyrastanie u boku silnej osobowości nie było łatwe, niemniej wychowywał się w klimacie krawieckim, na wskroś nim przesiąkł. Terminował u ojca wiele lat, poznając arkana rękodzieła. Najtrudniejsze było znalezienie swojego stylu, własnego krawieckiego podpisu, nie zapominając, że jest się spadkobiercą i depozytariuszem wypracowanej legendy. Na szczęście odziedziczył talent, oko wrażliwe na szlachetność linii, czucie proporcji i formy, wyobraźnię przestrzenną, wyczucie tekstury i koloru. Krawiectwo można kochać lub nienawidzić. Satysfakcja, zadowolenie i miłość przychodzą tylko wtedy, gdy jest się mistrzem. A w tym przypadku uczeń przerósł kreatora, syn przegonił ojca…

Nowy przyjaciel Joanny, mając artyzm zapisany w genach, wiedział jak uwidocznić przymioty swojej ulubionej klientki. Często zwykł mawiać, że wszystkie kobiety są piękne, ale nie wszystkie tak ubrane, jak na to zasługują.- Nie ma kobiety wolnej od atutów, walorów. Trzeba jedynie je dostrzec, wydobyć i podkreślić. Każda uroda może znaleźć swoje właściwe szaty, ramę, w której rozkwitnie — powtarzał na każdym kroku. To umiejętność nie do przecenienia, wszak wybór kroju czy odpowiedni dobór tkaniny odpowiadają za to, jak się czujemy i jak postrzegają nas inni. Gen elegancji, naturalne wyczucie harmonii, proporcji, dobry gust, pozwoliły na perfekcyjne opanowanie warsztatu krawieckiego, osobowość Joanny wznosząc ponad przeciętność.

Trudno było przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego, w tyle głowy miałem jednak świadomość, że już niebawem wydawnictwo, dla którego pracuję, ma wzbogacić się o długo wyczekiwany wywiad. Nie byle jakie interview, wszak prezentujące Królową Polskiej Prostytucji… Najbardziej znana ladacznica miała odpowiedzieć na wiele pytań, także tych niewygodnych…

— Joanna Dark, Ladacznica, Midnight Pearl, Leila — masz wiele pseudonimów, jednak kim tak naprawdę jesteś? Czy zaliczasz się do grona luksusowych prostytutek? — pytam, z trudem nad sobą panując, wszak jej spojrzenie demaskuje, niemal odziera ze wszystkiego…

— Jestem ladacznicą dla tych, co gwałcą mnie w zachwycie, a dziewicą jawię się tym, co mnie nie znają. Bo spójrz, kochana jestem przez wielu, i kochanką jestem dla wielu; i jak wielu do mnie przychodzi, tak każdy słusznie otrzymuje swą porcję uciechy… — cytując klasyczne dzieło, Joanna zarzuciła puklem loków niczym latarnia morska wiązką światła po mroku oceanu. Tymczasem odpowiedź, którą otrzymała, była równie zuchwała w treści. — Szczęśliwy ten, kto zdoła cię objąć, jako że nocną porą jesteś słodyczą, zaś za dnia pełnaś rozkoszy… — uzupełnił Krzysztof, dodając: — A więc Święta Ladacznica powraca w nimbie chwały? — Brawo, zaskoczyłeś mnie totalnie, muszę przyznać, że nie spodziewałam się spotkać kogoś, kto będzie znał zakończenie tego cytatu. Jestem pod wrażeniem, ale jeszcze bardziej wypełnia mnie radość z powodu tego, że spotkałam miłośnika tych samych dzieł. W dzisiejszych czasach to rzadkość, coś niemal zupełnie nierealnego… — nie kryła zachwytu Joanna, po chwili zaś kontynuowała odpowiedź na pierwotne pytanie.

Jestem każdą z wymienionych przez ciebie postaci, każdą z męskich fantazji, jestem ucieleśnieniem waszych marzeń. Chowam się w zakamarkach męskiej wyobraźni bo tam istnieją drobne pokusy — pociąg do płytkich przyjemności czy powab nęcących okazji… Jej słowa niosą z sobą cień dziwnej nadziei, której chwytam się desperacko. Być może mam omamy, ale widzę szelmowski błysk w jej oczach. — Pytasz się czy jestem luxury escort girl, ja zaś zwracam się z zapytaniem: kiedy kobieta staje się prostytutką? Czy dziewczyna oddająca się za pieniądze może ofiarować swoje wdzięki dla czystej przyjemności jednemu bądź wielu mężczyznom? Czy w takim przypadku również można ją określić mianem wszetecznicy? Czy robotnica pracująca w fabryce cały dzień a wieczorami dorabiająca na ulicy jest ladacznicą? Czy mężatkę mającą wielu kochanków można wliczyć w rzeszę kobiet upadłych? Czy wreszcie kobieta porzucająca najstarszy zawód świata nadal jest nierządnicą, lub kiedy przestaje nią być? Te dylematy utrudniały sformułowanie definicji prostytucji i spowodowały ukształtowanie się kilku koncepcji. Prawda jest jednak jedna. Damą Nocy trzeba się po prostu urodzić…

Obdarza mnie grzecznym, niemal zawodowym uśmiechem, ja zaś kontynuuję. — Dlaczego wybrałaś taki zawód? — Jaki zawód? Powiedz na głos i pełnym zdaniem, co masz na myśli. Chcę to usłyszeć — przeszywa mnie uważnym spojrzeniem w taki sposób, że nie wiem, czy to reakcja pozytywna czy negatywna. — W porządku. Tak więc czemu zdecydowałaś się na profesję luksusowej prostytutki? — No widzisz, jak się chce, to można wznieść się na wyżyny a nie tkwić w gęstwinie pruderyjnych konwenansów. A wracając do meritum, postanowiłam w stu procentach spożytkować otrzymany od losu dar. Zamiast piąć się niczym namolny bluszcz po korporacyjnych szczebelkach, gnuśnieć w poczciwym małżeństwie, zaciągać kredyty na sto dziesięć lat, słowem — zamiast żyć jak wszyscy inni porządni obywatele, wybrałam życie niebezpieczne, ale za to bajeczne… Zostałam luksusową prostytutką, ponieważ kocham splendor, elitaryzm i wytworność. To jedna strona medalu, druga zaś jest taka, że ekscytuję się poznawaniem nowych ludzi, gustuję w studiowaniu ich psychiki, reakcji, zachowań…

— Pominęłaś seks. Celowo?

— Bynajmniej. Pierwotne i faktyczne znaczenie pojęcia escort girl to towarzystwo, dodawanie splendoru klientowi, wspomaganie go w jego sprawach, a nawet — swego rodzaju powierniczenie. Seks jest tylko niekoniecznym (ale rzeczywiście — częstym) elementem. To oczywiste, że lubię się kochać. Ty nie?

— Owszem ale ja nie zarabiam na świadczeniu usług seksualnych.

— Ja również. W świecie luksusowej prostytucji kwestia honorarium nie odgrywa tak istotnej roli jak w obszarze, gdzie króluje zwykłe kupczenie ciałem. W moim życiu nie ma upodlającego kobietę cennika. Tu obowiązują zupełnie inne zasady. Otóż cena jest umowna, nigdy jednak nie jest niższa niż oczekiwania damy. Wynika to z tego, że w luksusowym świecie płatnej miłości honoruje się towarzystwo, nie cielesność. Asystowanie, w przeciwieństwie do zwykłego aktu seksualnego, nie może być ujęte w ramy czasowe, wiadomo jednak, że każda upływająca godzina jest droższa od poprzedniczki… W świecie escort girl nie obowiązują zniżki, upusty czy promocje. Jedynym wyznacznikiem jest piękno, te zaś, jak wiadomo, jest bezcenne… Inną zasadą, która ma w owej branży zastosowanie, jest nietypowy obyczaj płacenia honorarium. Otóż mężczyzna nigdy nie wręcza damie do towarzystwa pieniędzy do ręki. Zasada jest jedna i niezmienna — honorarium jest przekazywane w śnieżnobiałej kopercie, którą mężczyzna dyskretnie zostawia w kameralnym acz widocznym miejscu… Reasumując, to co oferuję, to “wytworna escorta”. Wizyta w teatrze, obecność na bankiecie firmowym — to moja polska rzeczywistość. Gdy jestem w Niemczech, tamtejsze „Begleitung”6 jest podobne.

— Jaki typ mężczyzny płaci za seks, przepraszam, towarzystwo?

— Każdy. Począwszy od lekarzy i polityków, a skończywszy na księżach i zakonnikach. W objęcia płatnej miłości wpadają zarówno kulturalni, jak i zupełnie pozbawieni manier. Ojcowie, mężowie, narzeczeni, także osoby, które nigdy nie były w związku. Większość z nich to mężczyźni alfa, robiący to, na co mają ochotę.

— Dlaczego płacą za towarzystwo?

— Gros z nich chce zaspokoić seksualną chuć. Jeśli mają partnerkę, to zwykle się tłumaczą, że żona stała się obcą kobietą o wiecznie zaciśniętych ustach i niezadowolonym wyrazie twarzy. Małżeństwo wyznaczyło nowe role, kochanka stała się matką, która przytyła, notorycznie boli ją głowa, co gorsza, nie jest w stanie przełamać barier. W takiej sytuacji szybki seks z prostytutką wydaje się lepszym rozwiązaniem niż zdrada emocjonalna. Zaspokojenie potrzeb tych mężczyzn trwa dość krótko i zwykle nie obciąża sumienia. Większość żon nigdy się nie dowie, co robił mąż w czasie przerwy na lunch… Są jednak i tacy, którzy płacą za bliskość, za możliwość zaśnięcia przy drugiej osobie. Dla tej kategorii mężczyzn nawet tymczasowa i nieprawdziwa więź jest lepsza niż żadna…

— A jak wygląda sprawa z kobietami?

— Klientki nadal stanowią wielką niewiadomą tego biznesu. Rynek ofert, adresowanych właśnie do nich jako do pewnego rodzaju niszy, wydaje się być bogaty, ale prawdą jest również to, że kobiety wymagają innego rodzaju usług i są to świadczenia zasadniczo droższe.

— Potrafisz wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje?

— Wynika to w znacznej mierze z tego, że dłuższy jest czas, w jakim kobiety osiągają satysfakcję seksualną. Co więcej, oczekują one różnych dodatkowych usług, na przykład rozmowy czy bliskości, a to podnosi stawkę o około jedną trzecią ceny, jaką zwykle placą mężczyźni.

Wysłuchuję owych poglądów spojrzeniem bacznym ale beznamiętnym. Przynajmniej staram się zachować profesjonalizm. Nie jest to jednak łatwe. Jedno jej spojrzenie albo uśmiech potrafią sprawić, że czuję się, jakbym miał dwa metry wzrostu, a kiedy indziej, co najwyżej pół. To takie ożywcze i… zupełnie nieznane mi uczucie. Nie dziwne, że desperaco próbuję odzyskać równowagę. Z pomocą przychodzi kolejne pytanie — Często bywasz w krajach niemieckojęzycznych?

— Średnio dwa razy w miesiącu. Prowadzę na tym obszarze rozliczne interesy. Gwoli precyzji, jestem w ścisłych relacjach biznesowych z kilkoma sexshopami, nocnymi klubami, odwiedzam również ludzi związanych z organizacją targów erotycznych typu Venus czy EroFame — w jej oczach błyszczy duma.

— Jeśli do tego dodamy twoje warszawskie biuro, można dojść do wniosku, że jesteś bardzo zapracowaną osobą.

— Co do czasu, który poświęcam na swoją działalność… musisz wiedzieć, że pracuje dla mnie cały sztab ludzi. Inaczej nie dałabym rady być w Niemczech, prowadzić stronę erotyczną, realizować interesy w Szwajcarii… — oświadcza zdecydowanie, bez uszczypliwości.

— Czy w tym wszystkim znajdujesz czas na relaks?

— Jak najbardziej. W profesji, którą się zajmuję, wyciszenie, a co za tym idzie — zdrowy wygląd, są bardzo ważne. Stawiam więc na porządny wypoczynek.

— Stąd apartament w Kairze?

— Owszem. Już od dłuższego czasu planowałam inwestycję w Egipcie, wciąż jednak nie miałam dostatecznej ilości wolnego czasu aby sfinalizować transakcję. W tym miesiącu się udało. Wreszcie znalazłam czas na kupno apartamentu w Heliopolis. W jej oczach tańczą wesołe iskierki i pojawia się coś na kształt rozbawienia. Cieszy mnie ten widok. Jest taka piękna. Czyste spojrzenie krzyżuje się z moim i… zastygam jak porażony piorunem. Jej oczy mają nietypową, w pierwszej chwili trudną do określenia barwę. Zdają się być pełne niewinności i przez chwilę wyobrażam sobie, że widzi mnie na skroś, jestem przed nią nagi… — Weź się w garść Krzysztof — krzyczy wewnęrzny głos, a ja usiłuję się skupić, zebrać i okiełznać krnąbrne myśli. W końcu się udaje. — A propos strony, którą prowadzisz — skąd pomysł na Zapiski Ladacznicy? Nie ukrywam, że to dość innowacyjne rozwiązanie jak na polskie realia.

— Zadziałał przypadek. Pewnego dnia postanowiłam podzielić się swoimi spostrzeżeniami z ogółem, zachowując przy tym dużą dozę anonimowości. Poprosiłam więc menadżera o pomoc i tak… Zapiski Ladacznicy są już na rynku erotycznym ładnych parę lat!

W moich oczach błyszczy autentyczna ciekawość, zaś usta są pełne pochlebstw. — Patrząc na stronę z perspektywy czasu, widać wielki postęp. Zarówno jeśli chodzi o treść, jak i tematykę — dodaję. — Miło mi to słyszeć. Dziękuję w imieniu całego zespołu — na twarzy Joanny Dark wykwita szeroki uśmiech, ja zaś zaciskam usta w cienką linię i staram się jak mogę, aby w mych oczach nie czaiła się ekscytacja. Przede wszystkim profesjonalizm — raz po raz powtarzam w myślach i kontynuuję wywiad. — Czy prostytucja i prowadzenie strony erotycznej to twoje jedyne zajęcia?

— Oczywiście, że nie. Jestem jedyną w Polsce luxury escort girl, która zawodowo zajmuje się testowaniem gadżetów erotycznych i wystawianiem im opinii. Jako że cechuje mnie cielesne doświadczenie związane z nietypowym zawodem, współpracuje ze mną wiele polskich i niemieckich sexshopów. Moja opinia jest brana pod uwagę także w przypadku producentów, co nie pozostawia złudzeń co do pozycji w branży i — rzecz najważniejsza — fachowości. Testuję działanie gadżetów erotycznych na całym ciele… Moja cielesność jest otwarta na rozkoszne urozmaicenia, śmiałe doznania, nieziemskie pieszczoty, tudzież wysublimowany dotyk. Działanie zabawek to jednak nie wszystko. Jestem kobietą, więc zwracam uwagę na design i kolor. Oczywiście cechy te muszą współgrać z niezawodnością i funkcjonalnością. Tylko wówczas jest szansa na otrzymanie pozytywnej oceny ujętej w erotyczną historię z moim udziałem…

Prowadzę też sklep. Jest to miejsce stworzone z myślą o wyrafinowanych gustach i niebanalnych pragnieniach. Butik jest jak ja — odważny, otwarty i profesjonalny. Jako że od zawsze cenię piękno i dobry gust, bardzo ważna jest dla mnie doskonała jakość produktów, które oferuję, i wysoki standard obsługi klientów. Chcę, aby zakupy w moim butiku były obietnicą wyjątkowych doznań i wstępem do ekscytujących przeżyć. Wiem jak ważne są detale, doceniam klasę, styl i elegancję, dlatego w lokalu stworzyłam intymną, a zarazem zmysłową atmosferę, urządzając go z dbałością o szczegóły i komfort klientów. Wysoka jakość i wyrafinowana estetyka — to kluczowe kryteria, którymi kieruję się wybierając asortyment.

Poszukiwania wyjątkowej bielizny i akcesoriów erotycznych doprowadziły nas do najbardziej uznanych producentów z Włoch, Francji, Anglii i Niemiec. Dzięki temu stworzyliśmy niepowtarzalną kolekcję ekskluzywnych produktów. Jesteśmy przekonani, że zarówno bielizna, jak i akcesoria erotyczne z pewnością staną się źródłem przyjemności i satysfakcji, celebracją zmysłowości i wysublimowanego erotyzmu.

Poza tym mam kilka nieruchomości, którymi zarządzam, inwestuję w złoto i dzieła sztuki, gram na giełdzie, prowadzę agencję PR związaną z branżą erotyczną. Ponadto uczestniczę w wydarzeniach sponsorowanych, doradzam w wielu kwestiach, organizuję imprezy dla fetyszystów i miłośników BDSM. W ubiegłym roku byłam na przykład w New Jersey, gdzie odbyły się ciekawe targi erotyczne. Exxxotica to wydarzenie, podczas którego fani mieli okazję poznać mnóstwo gwiazd porno, zrobić sobie z nimi zdjęcia i zebrać autografy. Trzydniowa impreza cieszyła się dużą popularnością, wzięło w niej udział wielu prominentów, w tym takie sławy jak: Stormy Daniels, Tanya Tate, Lexi Belle i Vicki Chase. Dyrektor operacyjny wydarzenia, Dan Adams, nie krył radości z mozaiki gwiazd i faktycznie miał powody do dumy. Na imprezę powstało kilkaset stoisk, odbyło się ponad kilkadziesiąt pokazów scenicznych, nie zabrakło również wykładów poświęconych edukacji seksualnej. Firmy sprzedawały różne gadżety erotyczne, między innymi realistyczne lalki. Co warte odnotowania — jednego z fanów skąpo ubrane gwiazdy porno biczowały na różowym łóżku… Exxxotica rozpoczęła się w 2006 roku w Miami Beach. Obecnie „produkuje” kilkadziesiąt pokazów obejmujących dziesięć miast w Stanach Zjednoczonych. Często bywam na tego typu imprezach, niestety, w tych obszarach działam przede wszystkim poza granicami Polski.

— Zanim się spytam: czemu, opowiesz mi trochę na temat wspomnianych lalek? Muszę przyznać, że zaciekawił mnie ten temat…

— Wcale mnie to nie dziwi, wszak seks-roboty z funkcją gwałtu malują kobiecą przyszłość w dość mrocznych barwach… Każdy, kto oglądał serial Westworld wie, jakie według twórców mamy perspektywy. Bogaci biznesmeni będą płacić za seks z uległymi robotami, które nie będą mieć prawa przeciwstawić się swoim właścicielom. Okazuje się, że takie rozwiązanie niedługo może przekroczyć granice fantazji scenarzystów i stać się rzeczywistością. Wszystko za sprawą produktu True Companion. Firma stworzyła właśnie seks robota o nazwie Roxxxy Truecompanion. Za pomocą kilku ustawień mężczyźni mogą na nim zasymulować gwałt. Roxxxy ma kilka możliwych osobowości do wyboru. Wśród nich znajduje się wyuzdana Wild Wendy, otwarta na propozycje S&M Susan i Frigid Farrah. Ta ostatnia imituje delikatną i nieśmiałą dziewczynę, która nie ma ochoty na żadne zbliżenie seksualne. Dotykając robota w ustawieniu Farrah, użytkownik usłyszy głośny protest i prośbę o zostawienie w spokoju. Ma to być spełnienie fantazji mężczyzn marzących o dominacji. A przynajmniej tak producenci usiłują tłumaczyć to na swojej stronie internetowej. Tak naprawdę jest to po prostu narzędzie do symulowania gwałtu.

To jednak nie wszystko. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale rynek oferuje również lalki erotyczne dla… pedofilów. Nie, to nie jest ponury żart, lecz koszmarna rzeczywistość. Shin Takagi to, jak sam siebie określa, „artysta” z Japonii, który tworzy erotyczne lalki wyglądające jak kilkuletnie dzieci. Jego przerażające dzieła wyglądają tak realistycznie, że trudno nam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. W ofercie firmy Trottla są zarówno chłopcy, jak i dziewczynki… Zdaniem „twórcy”, dzięki lalkom pedofile mogą legalnie zaspokajać swoje potrzeby. „Powinniśmy wreszcie zrozumieć, że nie ma sposobu, aby zmienić czyjeś seksualne preferencje. Pomagam ludziom wyrazić ich pragnienia, prawnie i etycznie. Nie warto żyć z tłumionym pożądaniem” — powiedział w rozmowie z magazynem The Atlantic. „Artysta” uważa także, że jego lalki chronią przed napaściami dorosłych. „Osoby o skłonnościach pedofilskich takie już są i muszą z tym żyć. Często jednak wcale nie chcą krzywdzić dzieci, więc żyją, tłamsząc w sobie potrzeby, których się wstydzą i obawiają. To skutkuje frustracją, tak się nie da żyć. Moje prace pomagają tym ludziom wyrażać pragnienia w sposób legalny i etyczny bez krzywdzenia nikogo. Pedofil korzystający z lalki nie skrzywdzi żadnego dziecka, bo jego potrzeby są rozładowane w bezpieczny sposób”.

Seks z robotem to temat, który na świecie przewija się już od wielu lat. Zaczęło się od wyjątkowo realistycznych lalek, których twórcą był Matt McMullen. RealDoll, bo tak nazywały się jego twory, cieszyły się ogromną popularnością wśród fanów gadżetów erotycznych. Wkrótce okazało się, że realistycznie wyglądające lalki to za mało. Mężczyźni chcieli czegoś, co odpowie na ich zaloty. I tak już niedługo w łóżku może zastąpić nas wiarygodna maszyna. Na łamach Vanity Fair George Curly przewiduje, że robot, przekonująco odgrywający rolę partnera w sypialni, pojawi się już niebawem. David Levy, ekspert zajmujący się sztuczną inteligencją, dodaje, że za kilka lat roboty zaoferują coś więcej — prawdziwe uczucie.

— Przychylność człowieka do maszyny bardzo wyraźnie dało się zauważyć w filmie Her, gdzie bohater zakochuje się w sztucznej inteligencji. Jednakże w przypadku użytkowników robotów Roxxxy nie możemy mówić o zakochaniu. To jedynie chęć zaspokojenia swojego popędu. I to w wyjątkowo bestialski sposób. Czy to oznacza, że już niebawem kobiety przestaną być mężczyznom potrzebne?

— Taka wizja jest naprawdę przerażająca, ale wcale nie tak odległa. Nie wspominając już o tym, że seks-roboty mogą narzucić mężczyznom wzorce traktowania kobiet, które będą znacząco odbiegać od miłych i przyjemnych. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość, to kobiety mogą czuć się poważnie zagrożone. Wracając zaś do tego, dlaczego działam przede wszystkim poza granicami naszego kraju, na przykład w kontekście imprez typu targi. No cóż… Polska nie jest krajem przychylnym tego typu działalności. Jest lodowato uprzejma. Posyła mi cierpki uśmiech, który powoduje, że czuję się jakbym dostał klapsa…

— Z tej przyczyny środki finansowe lokujesz w rajach podatkowych?

— Owszem. Tak jest wygodniej, mniej formalności, i bezpieczniej. Uśmiecha się z wyższością.

— Wiem, że to niedyskretne pytanie ale nie mogę się powstrzymać: dużo zarabiasz?

— Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? Po przepięknie wyrzeźbionych ustach przemyka cień uśmiechu…

— Zmieniając temat, jakie jest credo Ladacznicy?

— Jestem ladacznicą, więc mam obowiązki względem lubieżności. Są one tym większe i tym silniej się do nich poczuwam, im wyższy typ ladacznicy prezentuję… Uśmiecham się na tę myśl pod nosem. — Trawestacja słów Romana Dmowskiego?

— Brawo!

— Warto być ladacznicą?

— Nie warto, ale się opłaca…

— Znów trawestacja?

— Ponownie brawo! — kontynuuje gładko.

— Bez wątpienia jesteś kobietą sukcesu, który zbudowałaś na inteligencji, sprycie, szczypcie cynizmu. To musi budzić zazdrość, może nawet wrogość. Zapytam wprost — masz zawistników? Te słowa wydostają się z moich ust bez mojej wiedzy, niemniej w duchu gratuluję sobie szczerości. Joanna unosi brew i rzuca mi spod rzęs spojrzenie pełne fałszywej skromności. — Mam, ale niezbyt wielu. Ten stan rzeczy bierze się stąd, że postępuję zgodnie z zasadą: „Kto nie chce mieć wrogów, nie zawiera przyjaźni”.

— A czy masz naśladowców, tudzież konkurencję?

— W sferze cielesnej, jak najbardziej. Jest w Polsce kilka kobiet działających w ekskluzywnym segmencie płatnej miłości, niemniej żadna nie prowadzi działalności medialnej.

— Plany na przyszłość?

— Owszem, mam. Otóż zamierzam kupić stary gotycki zamek i osiąść w nim na stałe. Z namysłem mruży oczy, które zaczynają skrzyć się podekscytowaniem.

— Skąd taki pomysł? Czyżbyś zamierzała zerwać z dotychczasową profesją?

— Bynajmniej. Mój zawód wymaga należytej oprawy a tylko w średniowiecznej kaszteli istnieją odpowiednie lochy…

— Nie rozczarowujesz.

— Jak na Cesarzową Polskiej Branży Erotycznej przystało… — posyła mi spojrzenie tak gorące, że mógłbym nim zapalić suche drwa. W środku cały się trzęsę, biorę więc głęboki, uspokajający oddech. Pomaga. Na chwilę.

— No tak… Ostatnie pytanie. Co poradziłabyś współczesnym kobietom?

— Swego czasu usłyszałam od pewnej osoby, że kobiety cechuje brak wewnętrznej wolności, woli walki i ambicji. “Lepsze połowy” zbyt łatwo spełniają cudze oczekiwania, jednocześnie zapominając o własnych potrzebach. Mając to na uwadze, chciałabym aby moje życie stało się przyczynkiem do zadumy nad istotą kobiecości.

— Serce podskakuje mi na tę myśl. Chcę poznać szczegóły. — Do czego zmierzasz?

— Przyjęło się uważać, że dopiero w złotej ramie obraz zaczyna żyć. Tak samo jest z kobietą. I chociaż Marilyn Monroe twierdziła, że najlepszymi przyjaciółmi kobiety są diamenty, ja reprezentuję pogląd, że złoto. Jako gwiazda świecę podwójnym blaskiem, roztaczam wokół siebie złote lśnienie. Jestem tak piękna, że czasem nawet lekko zagubiona. To jednak nic złego. Kobieta musi być czuła i eteryczna. Dzięki tym naturalnym cechom — tylko z pozoru słabym, płeć piękna z powodzeniem funkcjonuje w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Nie zgadzam się więc z Paco Rabanne, który zasłynął twierdzeniem, że w Erze Wodnika kobieta z krótkimi włosami i marynarce przejmie męskie role.

Ciekawość rośnie z każdym wypowiedzianym przez Joannę słowem, wręcz emanuje ze mnie. — Tak więc…? — łaknę więcej. Z lekkiego odrętwienia wyrywa mnie jej aksamitny głos. — Zatem, drogie panie, rozpocznijmy wewnętrzną przemianę. Oczy otulone firanką długich rzęs, wilgotne usta i pachnące włosy, subtelne perfumy czy wargi delikatnie muśnięte błyszczykiem to nic złego, wręcz przeciwnie, to — jak głosi pewien utwór — nasza broń kobieca. I nie dajmy sobie wmówić, że seksapil ma na celu uczynienie z kobiety istoty uległej. Nic bardziej mylnego! Mieszkanka Wenus nie jest przedmiotem zaspokajania seksualnego mężczyzn. Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. W grę wchodzi tu tak zwana jaźń odzwierciedlona. Innymi słowy, postrzeganie kobiety przez męskie otoczenie sprawia, że jej samoocena nabiera pełnowartościowego wymiaru. Idąc tym tokiem rozumowania kobieta, która podoba się mężczyznom, jest w dużym stopniu spełniona. Jak zaś podkreśla Sophia Loren: „...jeśli kobieta jest spełniona, jest także piękna”. Drogie panie, życzę wam piękna, czyli tego, co usidla mężczyzn i zamyka ich w klatce marzeń i fantazji.

Jej oczy błyszczą szelmowsko, a usta są wygięte w rozbawieniu. Ja zaś odpowiadam grzecznym uśmiechem, na chwilę zamykam oczy i głęboko wciągam powietrze, zapamiętując woń mej rozmówczyni. Zapach jej włosów wypełnia mi nozdrza, kojąc wszystkie tkwiące we mnie zadry i rany.

Żal spowodowany końcem wywiadu przewierca mi wnętrzności, staram się jednak uspokoić przyspieszone bicie serca i urwany oddech. — Krzysztof, weź się w garść — powtarzam w myślach, z trudem zwalczając pokusę powiedzenia czegoś głupiego. W końcu otrząsam się z niesfornych myśli, które na chwilę opanowały mój umysł i ciało. — Dołączam się do twoich życzeń i tym pozytywnym akcentem kończę naszą rozmowę. Dziękuję za wywiad i cieszę się, że miałem okazję cię poznać — zwięźle komunikuję Joannie i posyłam jej znaczące spojrzenie a ona pokrywa się lekkim rumieńcem.

— Cała przyjemność po mojej stronie — odpowiada głosem zabarwionym smutkiem — i… do zobaczenia niebawem… — dodaje ciepłym tonem. Co? Czy ja się przesłyszałem? Nie, powiedziała jasno i wyraźnie, że jeszcze będziemy mieli okazję porozmawiać. Fala nadziei wzbiera mi w piersi a gdzieś w głębi mojego jestestwa rodzi się radość.

Nasze drugie spotkanie odbyło się poza Europą. Odwiedziłem Ladacznicę w jednym z luksusowych kurortów, który sobie szczególnie upodobała. Polska escort girl chciała zachować anonimowość, więc nie wymienię nazwy miejsca, dokąd zostałem zaproszony. Tylko pytania i odpowiedzi.

— Najpierw Niemcy, teraz egzotyczne klimaty… Czyżby polska Ladacznica była przemęczona? — rzucam zwięźle a przez moją twarz przebiega cień uśmiechu. — Raczej wyczerpana odpoczynkiem w Niemczech (śmiech). Zabawa też bywa męcząca… A tak na poważnie — każdy potrzebuje odpoczynku, a luxury escort girl — szczególnie. Jej twarz się rozjaśnia i pogodnieje. — Podoba ci się? — pyta szeptem, świadoma rumieńca, który właśnie rozgościł się na policzkach. Jej spojrzenie jest palące, skrajnie seksowne. Mógłbym się zatracić w głębi tych oczu. Gdy układa za uchem niesforny lok, silę się na spokój w głosie, który przybiera postać pytania. — Miejsce, gdzie się znajdujemy (dziękuję za zaproszenie), to twoja własność?

— Nie do końca. Od dwóch lat wynajmuję je na wyłączność, niemniej już rozmawiałam z właścicielem na temat ewentualnego kupna posiadłości.

— Pewnie życzy sobie bajońskich sum?

— Owszem, ale rozejrzyj się i powiedz szczerze — czy to miejsce nie jest warte każdej ceny…? Potwierdzam nieznacznym skinieniem głowy, udając, że nie czuję onieśmielenia. — Niech za odpowiedź pozostanie moje westchnienie. Tylko tyle byłem w stanie wydobyć z siebie w tym momencie. Wytworność otoczenia nie tylko zapierała dech w piersiach, ale również sprawiała, że ewentualne komplementy więdły w ustach. Dopiero po kilku głębszych wdechach i wydechach powróciłem do poziomu umożliwiającego w miarę normalną konwersację.

— Kiedy wracasz do Polski?

— Oby jak najpóźniej. Źle ci ze mną? Jeszcze się napracujesz — a teraz korzystaj ze słońca i wody… A tak na poważnie — myślę, że druga połowa czerwca to dobra pora na powrót. Wówczas wraca cała ekipa Zapisków Ladacznicy.

— Jak to?

— W tym roku tak się złożyło, że każdy z członków mojej ekipy wyjechał gdzie indziej. Jedni są na Kajmanach, inni w Monaco, parę osób wybrało się na Madagaskar. Tylko ochroniarze nie mieli wyboru i są skazani — tak jak ty — na moje towarzystwo. Mam wrażenie, że wyczekuje mojej reakcji. Jeśli to prawda, podoba mi się to. — Cała przyjemność po mojej stronie… — pomyślałem, po czym wewnętrzny głos ubrałem w słowa, które wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu, dodając przy okazji: — Dużo masz pracowników?

— Zaczynałam w pojedynkę, później pojawił się tak zwany impresario do spraw rozkoszy, który tchnął życie w całą tę koncepcję. Efekt jest taki, że jeszcze kilka miesięcy temu zatrudniałam kilkanaście osób, dziś jest już kilkadziesiąt. Ekscytacja i duma rozjaśniają twarz Joanny, ja zaś chcę jeszcze bardziej połechtać ego mej diabelsko seksownej rozmówczyni. — Dobrze prosperujący biznes — z premedytacją podtrzymuję wątek. — Owszem, co najciekawsze, wciąż się rozwija. Do tego stopnia, że czasem mam wrażenie, że tej machiny nie da się już zatrzymać… — No to tylko pozazdrościć — wzdycham z żalem zakropionym kroplą goryczy, ubolewając, że nie ja jestem twórcą tego sukcesu. Joanna mierzy mnie uważnym spojrzeniem, po czym uśmiecha się promiennie. — Nie jesteś jedyny, który patrzy zawistnym okiem. Mam spore grono aktywnych oponentów, ale cóż — sukces tworzy antagonizm…

Cholera, nic się przed nią nie ukryje. Zapewne zdradził mnie szkarłatny rumieniec, którym się oblałem. Niech to szlag! Cóż, najlepszą obroną jest atak, stosuję więc ucieczkę do przodu. — Nie będę cię więcej zadręczać rozmową, bo widzę, że lada moment wybieramy się w rejs — ostatnie więc pytanie: na stronie pojawia się coraz więcej treści w języku niemieckim — co to oznacza?

— W Niemczech prostytucja jest w pełni legalna. Do tego stopnia legislacyjnie uregulowana, że państwo na tym zarabia w postaci podatków, a damy do towarzystwa mają swoje prawa. To przekonuje mnie do tego kraju. Po drugie, w coraz większym stopniu stawiam na rynki niemieckojęzyczne, ponieważ tam są pieniądze, śmiałe koncepcje i kreatywny rozwój; słowem — przyszłość. Urodziłam się w Polsce, czasami tu mieszkam, doceniam więc rodzimych czytelników. Z całym jednak szacunkiem, pieniądze najlepiej robi się poza granicami naszego kochanego kraju.

— Bystra dziewczyna, zasłużyła na nagrodę — myślę, po czym posyłam jej przelotny uśmiech, dziękując za rozmowę i za zaproszenie do tego pięknego miejsca.

— Cała przyjemność po mojej stronie. Zapraszam na jacht…

Rozdział III

Podróż w nieznane…

Chłonę rajski krajobraz. Widzę wyskakujące ponad wodę delfiny i czuję się jak w bajce. Zamykam oczy a moją twarz całuje morska bryza, niewidoczne kropelki wody cały czas unoszą się w powietrzu. W oddali majaczą skały Gibraltaru…

O miejscu pobytu zobowiązałem się nie mówić, jednak po wielu moich prośbach Joanna zgodziła się ujawnić cel naszej podróży. Zanim o nim, słów parę o jachcie. Jeśli miałbym jednym zdaniem opisać stujedenastometrowy Excellence, powiedziałbym o nim: ponadczasowa klasyka na oceanie. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to łukowaty dziób i szklane panele od podłogi po sufit oraz „garaż” na dwie motorówki i kilka skuterów wodnych. Na rufie znajdował się klub plażowy — z wygodnymi sofami, stołem do spożywania posiłków lub gier towarzyskich, bar, a także duże telewizory do wspólnego oglądania filmów lub sportowych rozgrywek. Nie zabrakło lądowiska dla helikoptera, które — gdy nie jest używane — może służyć jako parkiet taneczny lub zewnętrzne kino. Gdyby korzystanie z tego ostatniego było niemożliwe ze względu na pogodę, na pokładzie było też drugie kino, pod dachem. Wnętrza, utrzymane w klasycznym, pałacowym stylu, były inspirowane francuskim wzornictwem.

Podczas rejsu miałem do dyspozycji SPA z sauną, pokojem masażu i siłownią. Najwygodniej miała jednak Joanna; jej sypialnia, z sufitem sięgającym trzech metrów, ze świetlikiem i panoramicznym widokiem, wyposażona w fortepian i bar, miała dwa balkony i taras. To tam najwięcej czasu spędzałem z Joanną, prowadząc długie rozmowy, z których wyłaniał się nietuzinkowy obraz polskiej luxury escort girl. Wśród poruszanych tematów prym wiodły te stricte erotyczne. Rozmawialiśmy o klubach nocnych, ich umiejscowieniu, reklamie, o zasadach marketingowych, których efektywne przestrzeganie owocuje spektakularnym sukcesem. Zeszliśmy też na temat pracy tancerek, ich walorów wizualnych, rotacji, różnorodności i umiejętności związanych z plastyką ciała.

Ladacznica była odpowiednią osobą na właściwym miejscu. Minęło sporo czasu od chwili kiedy postanowiła przyjrzeć się polskim klubom nocnym. Dziś, jak sama nieskromnie przyznaje, jest jedyną osobą na rynku medialnym, która tak wnikliwie, z tak wielkim pietyzmem zajęła się tą kwestią. Efekt? Na jej stronie jest cyklicznie publikowana największa baza lokalów “o zmysłowej proweniencji”. Są wśród nich kluby go-go, ze striptizem, dla swingersów i dżentelmenów… Można wybierać w szerokim erotycznym portfolio, dowiedzieć się o aktualnych wydarzeniach, imprezach, obejrzeć zdjęcia tancerek parających się striptizem, a także poczytać opinie bywalców tego typu przybytków.

Największa baza klubów nocnych, która zajmuje ważne miejsce na stronie erotycznej Joanny, daje wiele możliwości. Wszak w jednym miejscu są wszyscy ważni gracze klubowego rynku erotycznego, wiadomości o konkurencji są więc na wyciągnięcie ręki. Można szybko, bezproblemowo zobaczyć i przeczytać, co robią inni i, co istotne, jak ludzie odbierają konkretny night club. Nie bez znaczenia jest również rozpoznawalność w wyszukiwarkach internetowych. Takie nagromadzenie odpowiednich słów kluczowych wokół jednego tematu ma wymierne przełożenie na efektywność, ta zaś wprost przekłada się na napływ nowych klientów. — Niektórzy to zrozumieli, do innych osób ta prawda dopiero dochodzi, mój zespół zaś pracuje pełną parą nad dalszym rozwojem w kierunku maksymalnego progresu — zauważa Joanna, nie kryjąc dumy z osiągnięć, po czym dodaje: — Opisy klubów nocnych w języku niemieckim i angielskim, a w przyszłości także w innych językach, mają jeden cel: przyciągnąć klienta obcojęzycznego i przez stronę skierować go do konkretnego night clubu. Mamy w tej kwestii potwierdzone sukcesy, nie spoczywamy jednak na laurach. Stąd reklamy klubów nocnych w postaci banerów, logotypów, opisów, historii i opowiadań erotycznych. To jednak nie koniec. Zapiski Ladacznicy posiadają kontakty do wszystkich osób ściśle związanych z polską branżą erotyczną. Różowy newsletter trafia do ponad tysiąca osób, informując o wszystkim, co ważne, istotne i kluczowe dla naszego różowego półświatka. Mając to wszystko na uwadze, jasnym jest zagadnienie typu: być z nami czy nie być?

— Czyli odpowiedź powinna być tylko i wyłącznie twierdząca?

— Z ust mi to wyjąłeś — z radością zauważyła Joanna, spiesząc z kolejnym pytaniem. — Wiesz gdzie otworzyć night club? Jaka lokalizacja jest najlepsza jeśli chodzi o tego typu przybytek?

— Ścisłe centrum? — odpowiedziałem, chociaż było to raczej pytanie.

— I tak, i nie. Ścisłe centrum to wysoki koszt najmu i dość duża transparentność działalności. Rezultat? Płacimy duże miesięczne opłaty, za to koszty reklamy lekko spadają — zważywszy na często uczęszczane miejsce. Niestety, na reklamę i tak musimy łożyć spore sumy pieniędzy. Do tego dochodzi wystawienie się na widok ogółu. Nie każdemu to odpowiada, wszak możemy spodziewać się nieproszonych gości. I rzecz równie istotna — ścisłe centrum to lokalizacja, która nie każdemu może odpowiadać w kwestii dojazdu.

— No dobrze, przeanalizujmy to na przykładzie Warszawy.

— Proszę bardzo. Zacznijmy od tego, że ktoś, kto mieszka w Rembertowie, będzie miał większe problemy z dojazdem niż mieszkaniec Woli. Wniosek z tego taki, że powinno się zrobić rozeznanie wśród klientów — skąd w większości będą przybywać. Jak tego dokonać? Zrobić research we własnym zakresie lub wynająć kompetentną osobę, tudzież firmę. Cena takiej usługi nie jest mała, niemniej warto. Wszak jednorazowe wydanie dużej sumy w chwili „dobrego” rozpoczęcia funkcjonowania night clubu szybko się zwróci — nie pozostawiała wątpliwości Joanna, dodając: — Jeśli już jednym lokalem zarządzamy, wiedza na temat miejsca zamieszkania naszych klientów pozwoli nam założyć kolejny lokal w korzystnym miejscu. Gdy zaś dopiero zamierzamy otworzyć night club a research przeprowadziliśmy infiltrując sieć, wówczas mamy ułatwiony start. Omawiane kwestie są wątkami błahymi, niemniej brzemię ich skutków może niezwykle utrudnić prowadzenie interesu. Co bowiem z tego, że lokal znajduje się w podwarszawskiej Wesołej skoro większość amatorów tańca na rurze pochodzi z dalekiej Woli?

— Rozumiem, jak jednak skutecznie zareklamować klub nocny?

— To bardzo ważne pytanie. Jak zapewne wiesz, reklama dźwignią handlu — tak było, jest i będzie. To pierwsza zasada, której efektywne przestrzeganie owocuje spektakularnym sukcesem. Druga reguła głosi: kto stoi w miejscu, ten się cofa. A istota trzeciej myśli przewodnej sprowadza się do tezy, w myśl której kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Jeśli te trzy dogmaty umiejętnie połączymy i ukierunkujemy na konkretny cel — sukces przyjdzie dość szybko. Tyle gwoli wstępu. Teraz skupmy się na precyzyjnych działaniach. Po pierwsze, rozpoznanie rynku (klientela, miejsce zamieszkania, przedział wiekowy, zarobki, preferencje seksualne, konkurencja). Po drugie, depozytariat wiedzy, czyli kontakty do ludzi, ewentualnie miejsc, gdzie owych ludzi możemy spotkać. Po trzecie, dotarcie z informacją (strona internetowa, blog, social media, newsletter). Po czwarte, nowatorskie koncepcje, kreatywne działania, systematyczność. Po piąte, fundusz na działania marketingowo-reklamowe, który nie tylko pozwoli upowszechnić markę, ale również związać z nią klienta. To tylko pięć reguł, niestety często są ignorowane. Efekt jest taki, że właściciele polskich night clubów zarabiają tak jak na warunki Europy Środkowo-Wschodniej przystało. Czyli szału nie ma…

— Nieprawdą jest zatem, że klub nocny nie potrzebuje reklamy?

— Potrzebuje i to bardzo, pamiętać jednak trzeba o odpowiedniej formie przekazu marketingowego. Różowe parasolki trzymane przez wynajęte hostessy, które spacerowały po ulicach polskich miast — były pomysłem dobrym, acz zbyt jaskrawym jak na polskie realia. Bilbordy z różową ofertą, które parę razy widziałam na skrzyżowaniach ruchliwych ulic — też wydają się zbyt natarczywe. Wszak w obu przypadkach w głównej mierze przekaz trafia do osób niezbyt zainteresowanych reklamą, co więcej — mogą go zobaczyć osoby wrogo nastawione do różowej branży, co będzie skutkować nieprzyjemnościami…

— Jak zatem dotrzeć do pożądanego przez reklamodawcę targetu?

— Są dwie drogi, które prowadzą do upragnionego celu. Pierwsza to marketing szeptany zorganizowany zarówno w realnej rzeczywistości, jak i w świecie wirtualnym. Drugie rozwiązanie to reklama w erotycznych mediach branżowych. Nie jest ich zbyt dużo, niemniej te co są, mają pewną siłę oddziaływania. Najważniejsze jednak jest to, że gwarantują reklamodawcy dotarcie ze swoim przekazem do konkretnych osób, które mają mocno sprecyzowane oczekiwania. A o to przecież chodzi.

— A co z główną atrakcją klubu nocnego, czyli striptizem?

— Night club to miejsce szczególne. Jeśli chodzi o rozrywkę, ta w głównej mierze opiera się na seksapilu zatrudnionych dziewczyn. Nie do przecenienia są również ich umiejętności taneczne. Tyle tytułem wstępu. Właściciel klubu nocnego, chcąc mieć w swojej „stajni” najlepsze okazy, powinien wybierać dziewczyny pewne siebie, kreatywne, które potrafią efektywnie i efektownie odnaleźć się w każdej sytuacji. To jedna strona medalu. Druga jest taka, że decorum powinno być dopełnieniem meritum. Klienta trzeba zaskakiwać kreatywnością, pokazywać mu świat przez pryzmat lubieżnej zabawy, razem z nim odkrywać niezbadane dotąd lądy… Sex party to idealna ku temu okazja, dlatego warto pochylić się nad tym tematem i pomyśleć, jak wykorzystać scenografię lokalu i dziewczyny do czegoś bardziej śmiałego… Pomysłów jest aż nadto, wystarczy uruchomić wyobraźnię i fantazje przekształcić w realną rozkosz…

Night cluby typu strip w głównej mierze opierają działalność na pracy tancerek erotycznych. Czym ich więcej, czym ich mniejsza rotacja, tym lepiej — klienci lubią wybierać i przywiązywać się… To pierwsza zasada, którą powinni mieć na uwadze właściciele strip clubów. Druga zasada jest taka, że czym większa różnorodność jeśli chodzi o urodę, tym popyt większy. Innymi słowy, należy mieć w swojej „stajni” brunetki, blondynki, szatynki i rude… Oczywiście na tym nie koniec. Dziewczyny powinny różnić się uczesaniem, długością włosów, strojem, obuwiem czy makijażem. Są panowie, którzy lubią krótkowłose, “miedziane” piękności o aparycji rozkosznej kokietki; są też tacy, którzy preferują długowłose blondynki zachowujące się dość powściągliwie. Gusty są różne i trzeba się do nich dopasować — wszak klient nasz pan. I rzecz równie istotna co nagminnie nieprzestrzegana — tancerki muszą być wypoczęte. Mężczyźni lubią świeżość a nie „przechodzony towar”. Na koniec warto wspomnieć o umiejętnościach tanecznych dziewczyn zatrudnionych w strip clubach. Niestety, rzeczywistość nie napawa optymizmem. Aby zmienić realia, proponuję zatrudnić profesjonalne tancerki, które choć przez pewien czas podszkolą tancerki amatorki. Reasumując, nie można oszczędzać na tańcu, zwłaszcza w strip clubach. Osobiście uważam, że może być słabsza kuchnia ale nie striptiz. Zresztą po beznadziejnym tańcu nie zaostrza się apetyt, wręcz przeciwnie — żołądek ściśnięty i mdłości — to reakcja na żenadę.

— Skoro jesteśmy przy nocnych klubach pozwól, że się spytam o jeszcze jedno. Otóż, czy według ciebie, w dobie mnogości wszelkiej maści klubów jest jeszcze miejsce na agencje towarzyskie z dawnych lat?

— Świat ma to do siebie, że ciągle gna do przodu. Postęp goni innowację, zmiana następuje po momencie zwrotnym. Prawidłowość ta dotyczy także branży erotycznej. Domów schadzek pozostało niewiele, niemniej te co przetrwały próbę czasu, mają się całkiem dobrze.

— W czym tkwi sukces tego typu przybytków? Wszak wszelkiej maści night cluby mają o wiele więcej do zaoferowania…

— I tu pojawia się pierwszy błąd — otóż night cluby nie zawsze mają lepszą ofertę… Małe agencje towarzyskie charakteryzuje kameralna atmosfera, czasem rodem z PRL, niemniej — jak pokazuje rynek — jest na to zapotrzebowanie. Ktoś powie — no dobrze, przecież night cluby oferują VIP Roomy. To nie to samo — odpowiadam. Nie każdy nadaje się do nowych wnętrz, nowoczesnej muzyki, nierzadko natarczywych tancerek. Zasada ta dotyczy zwłaszcza mężczyzn starego pokolenia. Oni nie chcą styczności z selekcjonerem o aparycji i posturze umięśnionego “karka”. Oni oczekują „ochroniarza” wiekiem zbliżonym do nich. Poza tym nie chcą się spieszyć, czyli być potraktowani jak milionowy trybik w maszynce do zarabiania pieniędzy. To dla takich ludzi są agencje towarzyskie. Właściciele tych przybytków rozumieją oczekiwania swoich klientów i dzięki temu całkiem dobrze funkcjonują w rzeczywistości nie do końca im odpowiadającej. Tym samym popyt uzupełnia podaż i tak wolny rynek reguluje segment różowej rozkoszy.

— Jak długo będziemy obserwować ten trend?

— Wydaje się, że bez końca. Wszak stare pokolenie odchodzi, ale młode się starzeje i — nomen omen — zajmuje miejsce poprzedników…

Tak, Joanna była szatańsko inteligentna, bez dwóch zdań. Kochała też zwierzęta, zwłaszcza koty. Podczas rejsu towarzyszyły nam dwa czarne futrzaki — Diabolina i Felini. Kicia lekko wycofana, akceptująca tylko swoją panią, kocur bardziej towarzyski, zawsze gotowy by wyruszyć na podbój świata. — Dokąd idziesz Feluszku, wziąłeś już tobołek podróżny? — notorycznie pytała się Joanna Feliniego, który stał na krawędzi jachtu, szykując się do skoku życia. Do mnie zaś skierowała credo życiowe następującej treści: — Zapamiętaj Krzysztofie: kobieta, która nie lubi kotów, nie jest w stanie uszczęśliwić mężczyzny. Dokładnie wiem o czym mówię, wszak każdego dnia pochylam się nad małą częścią mnie, która ufnie mruczy…

— A propos twoich futrzaków… Czytałem, że pod wieloma względami właściciele zwierząt domowych uważani są za osoby upodabniające się do swoich pupili. I tak na przykład psiarze uchodzą za ekstrawertyków, kociarze zaś odwrotnie — dominują wśród nich introwertycy.

— A ja, jaka jestem według badań? — podchwyciła temat Joanna, wyraźnie zainteresowana poruszonym wątkiem.

— Na pewno równie mądra co piękna — bez jakiejkolwiek wątpliwości wyrzucił z siebie Krzysztof, dodając: — Musisz jednak wiedzieć, że wpływ zwierzaków na nas potrafi iść znacznie dalej.

— To znaczy? Ciekawość pęczniała jak drożdżowe ciasto.

— Posiadanie kota może mieć istotny wpływ na twoje zachowania erotyczne, wywołując na przykład fascynację sadomasochizmem. Oczywiście, wierząc badaniom opublikowanym w Journal of Evolutionary Psychology.

— Myślisz, że czerpanie przyjemności z dominacji nad partnerką/partnerem lub bycia podporządkowaną/podporządkowanym drugiej osobie jest równoznaczne z posiadaniem kota? Gdyby tak było, to zważywszy na to, że posiadam dwa futrzaki, moje zainteresowanie krępowaniem, przemocą, masochizmem, a nawet gwałtem sięgałoby zenitu… Tak mnie postrzegasz? — z widocznym zaintrygowaniem Ladacznica zaserwowała pytania.

— Z pewnością, według naukowców, jesteś bombą z opóźnionym zapłonem… — padła odpowiedź, sygnalizująca zainteresowanie tematem.

Futrzaki były kochane, niemniej jak ogień i woda. Coś jednak tych indywidualistów do siebie ciągnęło, ponieważ nie mogły bez siebie żyć. Co ciekawe, nie były to koty rasowe, Diabolina trafiła do Joanny z warszawskiej Pragi Północ, Felini zaś został zabrany z Mazur. Obie istoty, które zostały uratowane od biedy, teraz ganiały się po jachcie — własności kobiety, która czego nie dotknęła, zamieniało się w złoto, jak u króla Midasa… Dziwny był to widok, osobliwa była cała ta sytuacja. Co gorsza, od momentu kiedy poznałem Joannę, jej słodycz unosiła się nade mną niczym miecz Damoklesa…

Blichtr otoczenia i blask mojej rozmówczyni, choć niejednego mogłyby skonfudować, mnie nie wprawiały w zakłopotanie. Miałem już na koncie kilka wywiadów z osobami, nazwijmy to, „nie z tej bajki”. Wśród nich znalazł się między innymi autor zmysłowych powieści erotycznych, których był głównym bohaterem… Zagadkowa postać, skupiająca na sobie zaciekawione spojrzenia kobiet i mężczyzn. Pan swoich talentów i swojego czasu. Przeprowadziłem również wywiad z Janem Szybawskim, tajemniczym biznesmenem z Krakowa. Swego czasu “polski król striptizu” zarządzał klubami go-go. Sieć Cocomo była obecna w kilkudziesięciu polskich miastach, a zrobiło się o niej głośno po tym jak goście, którzy przyszli zobaczyć striptiz w poznańskim lokalu, wyszli z niego z rachunkiem opiewającym na kwotę blisko miliona złotych. Tego było już za wiele — do lokalu wkroczyła policja, podejrzewając handel narkotykami i dosypywanie ich klientom.

Miałem także przyjemność poznać alfonsa z Madrytu, który opowiedział mi o sekretach najstarszego zawodu świata, skupiając się na rodzimym rynku. Dzięki mojemu rozmówcy dowiedziałem się, że prostytucja w Hiszpanii jest legalna. Za uprawianie nierządu nie idzie się do więzienia, ani nie grożą za to żadne sankcje karne. Hiszpanie mają bardzo otwarte umysły i do seksu oraz do kupczenia ciałem podchodzą w zupełnie inny sposób niż większość krajów europejskich. Są zdecydowanie bardziej tolerancyjni niż inne nacje zamieszkujące Stary Kontynent. W całej Hiszpanii funkcjonują tak zwane kluby. Są to po prostu domy publiczne, gdzie pracują dziewczyny do towarzystwa. Tego typu przybytki znajdziemy dosłownie wszędzie, od Madrytu i Barcelony, po najmniejsze miasta i miasteczka. Czasami nawet na wsi, przy drodze z jednej wioski do drugiej. Dom publiczny to tradycja i instytucja do zarabiania pieniędzy oraz dogadzania mężczyznom, funkcjonująca od dawien dawna. Zwykle wejście do domu publicznego w Hiszpanii jest za darmo, ale za to musisz kupić jeden drink, który kosztuje minimum dziesięć euro. Najlepsze lokale posiadają do stu dziewcząt. W dobrych klubach ceny za seks zaczynają się od kilkuset euro za godzinę. Jeszcze kilka lat temu w hiszpańskich domach publicznych można było spotkać mnóstwo pięknych dziewczyn z Ameryki Południowej, z takich krajów jak Brazylia, Kolumbia, Wenezuela, Argentyna, Ekwador czy Urugwaj. Niestety, kryzys wygonił dziewczęta z Hiszpanii. Dziś, wchodząc do hiszpańskiego burdelu, spotkasz tam Rumunki, czasami Bułgarki lub Mołdawianki, są też Turczynki i Albanki. Płacą właścicielowi klubu ustaloną sztywną stawkę za pokój. To, co wypracują od klientów podczas jednej nocy, należy do nich. Prostytutka ma również procent ze sprzedanych drinków na terenie domu publicznego.

Jeżeli odwiedzasz Costa Blanca lub mieszkasz tutaj, to na drodze krajowej N332 z Alicante znajduje się kilka domów publicznych oraz jeden klub dla swingersów. Lokal w Guardamar del Segura na Costa Blanca jest prowadzony przez Holendrów mieszkających od lat w Hiszpanii. Łatwo go znaleźć, jest widoczny po prawej stronie na wiadukcie, na drodze z Alicante do Torrevieja, tuż przed zjazdem na Guardamar del Segura. Odwiedzając burdel w Hiszpanii nie masz obowiązku korzystania z serwisów seksualnych. Wystarczy iż wejdziesz i zamówisz aperitif. Nie musisz płacić za seks, możesz tylko popatrzeć na półnagie dziewczyny, wypić drinka i pójść spokojnie do domu. Nikt nie będzie cię tutaj zmuszał do czegokolwiek.

Najpopularniejszym burdelem w okolicach Orihuela Costa był od dziesiątek lat klub Scala, znajdujący się przy drodze N332 na wysokości Cabo Roig. Kilka lat temu przeniósł się bliżej Torrevieja i znajduje się tuż przy rondzie Punta Prima. Lokal zobaczysz po prawej stronie, mieści się tam również kasyno. W Guardamar del Segura znajduje się klub Nancy, również przy drodze N332. Jeżeli chciałbyś poswingować z żoną lub dziewczyną, odwiedź Puerto de Amore w Guardamar de Segura, na drodze z Alicante do Torrevieja. Z kolei odwiedzając Costa Blanca i szukając wysokiej jakości seksu, koniecznie wybierz się do klubu D’Angelo. To pięciogwiazdkowy dom publiczny, położony przy Avenida Denia w Alicante, przy drodze na Benidorm. Dziewczęta pracujące w D’Angelo przechodzą bardzo ścisłą selekcję i nie znajdziesz tutaj brzydkiej czy grubej prostytutki. Dominują dziewczyny o wymiarach modelek, z klasą, doskonale wykształcone i oferujące wszystkie rodzaje seksu.

Tyle o kupczeniu ciałem na Półwyspie Iberyjskim. Jeśli zaś chodzi o niemieckie realia, tu z pomocą przyszedł szef eleganckiej agencji towarzyskiej Brentmodels, dla którego pracują kobiety w Berlinie, Monachium, Hamburgu, Kolonii, Düsseldorfie i Lipsku. Ów menadżer uświadomił mnie, że w Niemczech prostytucja jest prawnie uregulowana, legalna i od 1987 roku opodatkowana, a damy do towarzystwa mają prawa i obowiązki jak każdy zatrudniony. Nie muszą zgadzać się na wszystkie życzenia swoich klientów, z kolei “nabywcy” nie mają prawa wymagać zwrotu pieniędzy, jeśli nie są usatysfakcjonowani z usługi. W porównaniu do wszelkiego rodzaju sklepów i zakupów — w tym biznesie nie ma reklamacji. Poza tym świadczenia usług seksualnych skutecznie chronią przed przemocą i wykorzystywaniem oraz chorobami zarówno prostytutki, jak i klientów. Taka asekuracyjna profilaktyka jest również w rozumieniu państwa niemieckiego zdecydowanie tańsza niż ewentualne leczenie. Nie „przemęczając” się, przeciętna prostytutka w Niemczech, według magazynu Briggite, zarabia tysiąc pięćset euro netto, lecz ceny ciągle spadają, głównie ze względu na konkurencję przybyłą ze wschodu Europy — Białorusi, Ukrainy i… Polski. Ten ostatni kraj zaczyna stanowić główną część niemieckiej prostytucji. Na zdecydowanie większe, przynajmniej oficjalnie, zarobki mogą liczyć kobiety zatrudnione w luksusowych klubach i agencjach, nawet cztery tysiące euro netto miesięcznie.

Niezaprzeczalnie najbardziej znaną ulicą domów publicznych w Niemczech jest Reeperbahn, uznawana również za jedną z głównych „atrakcji” Hamburga. Przecina ona dzielnicę rozrywki i grzechu, St. Pauli. Przez wiele lat jej status i legenda opierała się na marynarzach, którzy po tygodniach rejsów zawijali do portu, a dzielnica czerwonych latarni i jej „bogactwa” rozwijała się równolegle z portowym miastem. Znajduje się tu również ulica Herbertstrasse, na którą mogą wejść tylko panowie, a dzielnica St. Pauli nierzadko jest celem z góry opłaconych wycieczek zakładowych jako forma nagrody dla pracowników. Wszystko to składa się na opinię Hamburga, jako niemieckiej stolicy rozpusty. Z kolei Paradise w Saarbrücken to największy dom publiczny w Niemczech. Wraz z ogrodem, basenem, a nawet własnym kinem ma powierzchnię pięciu tysięcy metrów kwadratowych i zatrudnia setkę prostytutek. Lokalizacja blisko francuskiej granicy, podobnie jak wielu mniejszych przybytków w mieście, nie jest przypadkowa. We Francji, w przeciwieństwie do Niemiec, obowiązuje restrykcyjne prawo. Korzystanie z usług prostytutek jest karane grzywnami sięgającymi kilku tysięcy euro, a nawet kilkumiesięcznym aresztem, więc cały biznes zszedł do nielegalnego podziemia… bądź sprowadza się do wycieczek za wschodnią, w tym wypadku niemiecką granicę.

Pomijając wszystkie oficjalne domy publiczne, znaczna część prostytutek łapie klientów na ulicach. Bonn jako pierwsze niemieckie miasto wprowadziło specjalne uliczne automaty. Kupno biletu, którego charakter można porównać do zapłaty za miejsca parkingowe, oznacza, że panie lekkich obyczajów przez wyznaczony czas mogą oficjalnie stać na ulicy, reklamując swoje usługi. Miasto dzięki przychodom z tego rodzaju biletów (sięgającym czterdzieści pięć tysięcy euro rocznie) zatroszczyło się o dziewczyny, stawiając dla nich oświetlone, zadaszone budki, mające chronić przed warunkami atmosferycznymi zmiennych pór roku. Warto w tym miejscu również wspomnieć o legendarnym, jedenastopiętrowym wieżowcu w Kolonii, siedzibie domu publicznego Pascha, który pamięta jeszcze czasy ery RFN-owskiego porno na kasetach VHS, gdzie karty jako aktorka, a z czasem producentka rozdawała Teresa Orlowski. Gdyby ktoś chciał zobaczyć jak wygląda „chluba” Kolonii, może wybrać się na dziesięciominutowy spacer przez pobliski park przy okazji załatwiania spraw w polskim konsulacie. Bez specjalnych wycieczek obędzie się za to, gdy ktoś pociągiem lub autokarem przyjedzie do Frankfurtu nad Menem. Chcąc dostać się z dworca do ścisłego centrum, nie sposób ominąć mnogości klubów, burdeli i hoteli na godziny, zabudowanych wokół ulic Elbe oraz Taunusstraße. Jest to dzielnica Bahnhofsviertel, gdzie bez problemu można oddać się trzeciemu grzechowi głównemu. Innym popularnym miejscem w mieście dla szukających wrażeń jest ulica Theodor Heuss Strasse. Zapełnia się wieczorami, przeważnie podczas wszelakiego rodzaju targów. Jak powszechnie wiadomo, gości z całego świata trzeba przywitać „niemiecką”, do tego w pełni legalną gościnnością, z czego dziewczyny oraz ich alfonsi doskonale zdają sobie sprawę, „okupując” Theodor Heuss Strasse w odpowiednim czasie.

Kończąc temat płatnej miłości, nie sposób nie wspomnieć o tym, że ostatnio gościłem w agencji towarzyskiej Cinderella Escorts, która za grube pieniądze sprzedaje niewinność nastolatek. Klient wchodzi na stronę, przegląda zdjęcia dziewic i niczym w sklepie wybiera kogoś dla siebie. Po dokonaniu transakcji nastolatka czeka na swojego kupca w jednym z niemieckich hoteli. Mają czas do rana. O agencji stało się głośno, gdy Aleexandra Kefren, osiemnastoletnia modelka z Rumunii, ogłosiła, że sprzedaje swoje dziewictwo za pośrednictwem Cinderella Escorts. Dziewczyna wyznała, że na jej decyzję wpłynęła bardzo trudna sytuacja finansowa rodziny. Oprócz doraźnej pomocy, część zarobionych pieniędzy nastolatka chciała wydać na studia. O dziewictwo Aleexandry walczyli mężczyźni z całego świata. Zwycięzcą, jak poinformowała agencja, okazał się biznesmen z Hong Kongu, który wyłożył za noc z modelką ponad dwa miliony euro.

„Nigdy nawet nie marzyłam o tym, że oferta będzie tak wysoka. To naprawdę spełnienie moich marzeń. Zdecydowanie wolę stracić dziewictwo w ten sposób niż z chłopakiem, który prędzej czy później i tak by mnie zostawił. Podejrzewam, że wiele dziewczyn uważa podobnie” — napisała modelka. Do Cinderella Escorts zaczęły się zgłaszać inne dziewczyny, które również traktowały dziewictwo jako inwestycję w swoją przyszłość. — Będę miała na naukę, na podróże — twierdziła każda z nich. Kolejnym „sukcesem” Jana Zakobielskiego, właściciela agencji, stała się dziewiętnastoletnia Giselle z USA. Atrakcyjna szatynka o idealnej figurze została sprzedana za blisko trzy miliony euro. Tym razem zawrotną sumę na konto agencji przelał biznesmen z Abu Dhabi.

Spotkałem się również z najbogatszym Węgrem. Gyorgy Gattyan dorobił się kroci na produkcji filmów dla dorosłych. To dzięki niemu Węgry są stolicą światowego przemysłu porno a majątek króla wynosi sześć miliardów euro. Pomysł biznesowy, który wywindował go na szczyt, to streaming materiałów video. Działający od 2001 roku serwis Livejasmin.com oferuje taką oto usługę: panie lekko traktujące nagość pokazują się na monitorach komputerów panom, którzy lubią na nie popatrzeć. Proste? Tak banalne i innowacyjne, że strona generuje największy ruch spośród wszystkich serwisów internetowych kierowanych do dorosłych na świecie.

W Polsce podobne biznesy zaczęły się pojawiać dopiero niedawno i są „marną”, lokalną kopią modelu biznesowego wymyślonego przez Węgra. Aktywny na tym polu jest zwłaszcza Michael Bagnati, który za pomocą swojej infrastruktury daje dziewczynom szansę, by zarabiały pieniądze na czatach z zagranicznymi klientami. Najpierw zatrudnił dwie wideomodelki, które pracowały w biurze firmy. Na początku dziewczyny się nie rozbierały — zaczęły to robić, kiedy wprowadzono komunikator i była możliwa praca w domu. Wówczas czuły się mniej skrępowane, niż siedząc metr przed moderatorem w studiu. Komunikator pozwolił Michaelowi rekrutować dziewczyny z Polski, Rosji i Ukrainy. Finalnie — mieć klientów z całego świata.

— Duża część wideomodelek to kobiety powyżej trzydziestego roku życia. Ludzie chcą realności i osób, z którymi mogą się utożsamiać. Filmy pornograficzne klasy wyższej wyszły już z mody. Najlepiej sprzedają się ekranizacje amatorskie. To przeciętny odbiorca jest w stanie sobie wyobrazić. Dziewczyny z okładek są dla niego nieosiągalne — tłumaczył mi Bagnati.

Dziewczyny zarabiają na tym, że przyciągają klientów, którzy płacą za każdą minutę rozmowy. Moderatorzy logują modelkę na ośmiu czy dziewięciu portalach jednocześnie. Wideomodelki mogą więc mieć dwóch klientów z Niemiec, jednego ze Szwajcarii i dwóch ze Stanów Zjednoczonych. Dostają pięciokrotną stawkę minutową. Warto w tym miejscu podkreślić, że klient płacąc wyższą stawkę, może wejść na czat one-to-one, blokując innym możliwość rozmowy z wybraną modelką.

— Określamy, jak dziewczyny powinny być ubrane i jak się zachowywać. Wskazane jest aby miały na sobie obcisłe stroje, najlepiej sukienki, które w sposób skrajnie kuszący uwydatniają dekolt. Ustawienie kamerki powinno być takie, by można było zobaczyć całą sylwetkę. Jako że trzeba zwracać uwagę na płynną transmisję obrazu, zalecamy dziewczynom, by miały stabilne łącze internetowe i dobre oświetlenie. Ważna jest też pierwsza reakcja na klienta. Dziewczyna nie powinna znikać z pola widzenia, być znudzona, zdenerwowana. Wręcz przeciwnie, powinna pokazywać gościom, że cieszy się z ich wizyty, uśmiechnąć się czy nawet pomachać. Spoglądając w obiektyw kamerki, sprawiać wrażenie, jakby patrzyła klientowi prosto w oczy. Cały czas pieczę nad tym, co widzi odbiorca naszych usług, sprawują moderatorzy. Piszą, żeby poprawić kadr albo zapalić światło. W imieniu dziewczyny prowadzą rozmowę z klientem po niemiecku lub angielsku. Mają podgląd do obu kamerek. To oni przekazują przez komunikator prośby mężczyzn. Przez podświetlanie się ikonek wideomodelka wie, czy na przykład wszedł nowy, zainteresowany gość, kiedy powinna się uśmiechnąć albo w którym momencie moderator odpisuje w jej imieniu klientowi. Wtedy dziewczyny powinny upozorować odpisywanie na klawiaturze, tworząc wrażenie, że kontrahent prowadzi z nimi bezpośrednią rozmowę — wyjaśnia Bagnati.

Wracając do południowego sąsiada Polski, dlaczego na Węgrzech Gyorgy Gattyan dorobił się kroci? Bo ten kraj to prawdziwe eldorado dla przemysłu porno. Masowo produkuje się tam filmy, wydaje poczytne magazyny dla dorosłych, międzynarodowe agencje porno szukają tam aktorek i modelek, przedsiębiorcy tworzą coraz to nowe odważne serwisy internetowe. Towarzyszy temu prostytucja i seksturystyka. W przeciwieństwie do kraju nad Wisłą…

Reasumując, miałem duże doświadczenie branżowe, nie wypadłem więc sroce spod ogona, niemniej Joanna Dark biła na głowę wszystkie wymienione osoby. Deklasowała je już na wstępie. Przede wszystkim za sprawą diabelskiego piękna… Jej zjawiskowa twarz była pełna wyrazu, emocje zaś czyniły Joannę kobietą intrygującą i fascynującą. Z kolei oczy były prawdziwą bramą do zmysłowości. Odzwierciedlały wnętrze, nadawały twarzy charakteru, śmiały się, błyszczały, czarowały. I choć spojrzenia krótkie, były niezwykle wymowne. Jedno mówiło więcej niż tysiąc słów. Uśmiech za to był niezawodną bronią owej piękności. Raz przybierał postać tajemniczego wyrazu twarzy Mony Lisy, będąc pełnym zagadek i skrytych obietnic, innym razem był piękny i szeroki — pełen wdzięku i czaru.

Płynąc monstrualnym jachtem z Królową Polskiej Prostytucji miałem już pewien obraz tej nietuzinkowej postaci. Wiedziałem jak wygląda, miałem świadomość kim jest, poznałem jej opinie na kilka ważkich, kontrowersyjnych tematów i… to wystarczyło bym chciał spędzić z nią całe życie. Teraz, gdy zaspokajała mnie jako słuchacza, wzbudzała jeszcze większą ciekawość. Jej opowieści nawiedzały mnie w snach. Jej wizje były czyste jak w technikolorze, zaś treść napakowana zwyrodnieniem, niewinnością, nienawiścią, zazdrością i humorem. Wątki bogate i wysokokaloryczne, a pirotechnika językowa wprawiała w zachwyt. Tak, Joanna była jak książka. Nie potrafiłem czytać jej szybko, zmuszała mnie do zatrzymania się, podduszała, wciągała powoli, na trochę, zupełnie…

— Jesteśmy na miejscu! — nagle, stanowczym głosem oznajmił kapitan, wybudzając mnie z zachwytów nad pięknem Joanny i rozwiązując zagadkę, dokąd płyniemy. A więc Dubaj, istny raj na ziemi — wyszeptałem pod nosem. — Nie ma w tym stwierdzeniu krzty kłamstwa. Bogactwo, beztroska, przepych i blask najlepiej oddają charakter miasta Zjednoczonych Emiratów Arabskich. I pomyśleć, że jeszcze niedawno na miejscu metropolii była mała wioska poszukiwaczy pereł… — głos Joanny nie pozostawił jakichkolwiek złudzeń co do miejsca.

Wystarczyło kilkadziesiąt lat, aby z piasków pustyni wyrosło cudo architektoniczne, którego znakiem rozpoznawczym są drapacze chmur. Dubaj jednak łaknie więcej. Nie wystarczają mu osiemnastokilometrowy pasaż handlowy, ponad setka pięciogwiazdkowych hoteli (w tym siedmiogwiazdkowy Burj Al Arab), czy Atlantis — najdroższy kurort świata, który został wybudowany na sztucznej wyspie kształtem przypominającej palmę. W mieście „tysiąca i jednej nocy” wciąż trwają prace budowlane, a architekci kreślą coraz to śmielsze wizje…

Będąc w Dubaju dotychczasowe myślenie zmienia się diametralnie. Gdy znaleźliśmy się na tarasach widokowych najwyższego budynku świata — Burj Khalifa — przed naszymi oczami nie tylko pojawiły się przepiękne krajobrazy. Przede wszystkim poczuliśmy się jak Nimrod i Semiramida, starożytni władcy Babilonu. Tak jak oni przed tysiącami lat realizowali „nieosiągalne” wizje, tak i my odnieśliśmy wrażenie, że niemożliwe nie istnieje. Brzmi niewiarygodnie? A jednak. Wystarczy wspomnieć, że w mieście skąpanym w upalnym słońcu bez problemu można wybrać się na narty. Możliwość tą oferuje Ski Dubai — miejsce, które posiada pięć stoków o długości czterystu metrów. Z kolei w Dubai Mall zobaczyliśmy ponad trzydzieści tysięcy morskich stworzeń. Zamknięte w zbiorniku o pojemności dziesięciu milionów litrów i umieszczone tuż nad ludzkimi głowami — to niesamowite przeżycie, które na trwałe zapisze się w pamięci.

Nie dziwne, że Dubaj upodobali sobie ludzie majętni. Co ich przyciąga do tego miejsca? Niektórych kusi mnogość meczetów, których jest tu stosunkowo dużo (średnio jeden na kilometr kwadratowy). Innych wabi bogactwo, a dokładniej rzecz ujmując — słynne souki, gdzie od wyrobów ze złota aż bolą oczy. Większość jednak przybywa do tego miejsca, aby poznać cielesne oblicze owej metropolii… Aby zasmakować go osobiście, Ladacznica zaprosiła mnie do muzułmańskiego sex shopu, który — jak się dowiedziałem — jest jej własnością… Tak, nie przesłyszeliście się, okazało się bowiem, że polska luxury escort girl z powodzeniem prowadzi internetowy przybytek rozkoszy dla muzułmanów.

— Nie wiem czy jesteś świadomy faktu, że kultura islamu jest mniej pruderyjna w kwestiach seksu niż chrześcijańska. W Koranie można na przykład znaleźć ustępy, które dobitnie mówią o tym, że życie seksualne muzułmańskiego małżeństwa służy nie tylko prokreacji. Prorok Mahomet nauczał nawet, aby mężczyźni nie wyjeżdżali z domu na dłużej niż sześć miesięcy. Wszystko po to, by ich żony nie czuły się opuszczone. Jestem świadoma owych “niuansów” i, postępując zgodnie z zasadami religii muzułmańskiej, sprawiam, że zakupy u nas nie obciążają sumienia.

— I jaki jest efekt? — ciekawość Krzysztofa wzięła górę nad powściągliwością. — Wybitnie zadowalający. Zainteresowanie przerosło moje najśmielsze oczekiwania — pierwszego dnia zanotowaliśmy trzydzieści trzy tysiące odwiedzin. Co ciekawe, wśród klientów dominowały kobiety — wyjaśniając zawiłości „obcej” kultury Joanna nie kryła, że jej działalność w Dubaju napawa ją dumą.

Sklep różni się znacząco od tego, do czego przywykliśmy w Europie Zachodniej. Logowanie odbywa się zgodnie z zasadami purdah, czyli segregacji płci: panie logują się po lewej, a panowie po prawej stronie. Na próżno szukać tutaj kusych, damskich strojów. W asortymencie znajdują się wyłącznie olejki do masażu i lubrykanty. Wszystko jest wyprodukowane zgodnie z halal, czyli według procedur i składników dozwolonych w prawie szariatu. Znaczy to, że jeśli w skład produktu wchodzą składniki zwierzęce, na przykład tłuszcze, to muszą pochodzić od zwierząt zabitych w tradycyjny sposób. Zresztą na każdym kroku, jeśli chodzi o design i asortyment, obowiązuje prawo szariatu. Ten pierwszy jest halal między innymi dlatego, że nie uświadczymy roznegliżowanych kobiet. Oznaczałoby to bowiem, że sklep eksponuje awrah, czyli części ciała kobiety nie przeznaczone do widoku publicznego. Zabroniona, czyli haram, jest pornografia, a także różnego rodzaju zabawki, między innymi wibratory. Muzułmańscy uczeni wielokrotnie wydawali fatwy, czyli interpretacje muzułmańskiego kanonu, które wprost zabraniają używania takich gadżetów.

Bogaty w tę wiedzę otrzymałem kolejną dawkę zaskoczenia. — Słyszałeś o polskich modelkach w szponach tajemniczej grupy międzynarodowych sutenerów? — pytaniu towarzyszył szeroki uśmiech, najwyraźniej ów „brudny” proceder rozbawił Ladacznicę. — Kto nie słyszał, swego czasu cała Polska mówiła, że dziewczyny wysyłane do Francji i Hiszpanii jako luksusowe prostytutki “usługują” najbogatszym ludziom świata. Mam nadzieję, że nie jesteś w to zamieszana? Za odpowiedź posłużyła wymowna cisza, po chwili przerwana lakoniczną konstatacją: nie potwierdzam, nie zaprzeczam… Po niej zaś usłyszałem: “Luksusowa prostytucja dziewczyn z Europy i całego świata to norma. Za pieniądze, które krążą w Dubaju, kobiety zaspokajają nawet dziwniejsze rzeczy niż te, które im przypisywano. Powszechne są kupczenie ciałem, zdrady małżeńskie i homoseksualizm. Co więcej, targi dziewczynek, które są dziewicami, są na porządku dziennym. Porywa się je na przykład w Indiach, później służą szejkom jako niewolnice albo się je po gwałcie porzuca na pustyni. De facto islam dopuszcza stosunki z dzieckiem, jeżeli miało pierwszą miesiączkę”.

Nie lubię rzucać fałszywych oskarżeń, ale to, co się potem wydarzyło, nie napawało spokojem. Spotkaliśmy się bowiem z tajemniczym księciem, który miał pochodzić z jednego z krajów rejonu Zatoki Perskiej. W trakcie rozmowy z Joanną chwalił się, że w porcie w Cannes cumuje jego jacht i kiedy ma kaprys, to — wraz z ludźmi ze swojej świty — leci śmigłowcem na Ibizę aby się zabawić w towarzystwie pięknych Słowianek. Te zaś, jak donosiła prasa, dostarcza mu znajoma z Polski. Urocza, sympatyczna, elegancka. Obyta w świecie. Znająca języki… To ona organizuje luksusowe wyjazdy za granicę. Latem do Cannes, a zimą w Alpy do Courchevel. Pobyty są w drogich hotelach, willach z basenem, na jachtach. Dziewczyny wiedzą, po co jadą i za co otrzymują krocie. Tak naprawdę zarabia jednak tajemnicza polska pośredniczka. Według prasy, są to kwoty kilkukrotnie wyższe od honorarium dam do towarzystwa. To jednak nie wszystko. Podobno władza, jaką w krótkim czasie osiągnęła, ułatwiła jej rozszerzanie strefy wpływów i inwestowanie we wszystko, co przynosi pieniądze, niekoniecznie zgodnie z prawem. W grę wchodził przede wszystkim przemyt alkoholu i narkotyków. Zwłaszcza te ostatnie upodobała sobie tajemnicza pośredniczka.

Wiedziała bardzo dobrze, że dzięki haszyszowi sztuka miłości staje się rajską ucztą ciał. Podzielała również opinię, że kobieta może mieć sto orgazmów w trakcie jednej sesji LSD. Nie przeszła obojętnie także obok białej szlachetności… Stosując perłowy proszek, rozświetlała umysły escort girls tysiącami słońc…, w haniebny sposób eksploatując naćpane dziwki i przy okazji piorąc brudne pieniądze. Sięgała również po amfetaminę, która dodawała skrzydeł, jednak najbardziej przypadła jej do gustu “ekstaza”. Ów orgiastyczny narkotyk znosił bariery między ludźmi, dochodziło do rozkosznej wymiany energii, rozwijała się empatia, a wraz z nią wzmagały doznania. Ekstatyczne przeciążenie zmysłowe najlepiej współgrało w połączeniu ze stymulantami pokroju kokainy lub amfetaminy. Wszystko dla podrasowania efektu. Tak więc na czubku języków escort girls srebrzyła się w mroku biała pigułka, zaś wzdłuż rowka ich biustów widniała ścieżka koki… Tymczasem tajemnicza nieznajoma mamiła garścią “magicznych” ciasteczek oraz częstowała truflami nadziewanymi haszem i kulkami pejotlu… Wszak, jak stwierdził Georges Bataille, “życie, od zawsze toczące się na oślep, bez ładu i składu, jedynie w ekstazie i w ekstatycznej miłości odnajduje swoje dostojeństwo i swoją rzeczywistość”…

Podejrzenie, że Joanna mogła być związana z księciem Santo, nie dawało mi spokoju. Tym bardziej, że gospodarz traktował nas po królewsku, sypiąc na lewo i prawo nieprzebraną ilością banknotów euro o najwyższym nominale. Nie było to całkiem normalne zachowanie, nie miałem jednak żadnych dowodów na potwierdzenie niecnego procederu. Poznałem za to historię pewnej menadżerki znanego banku, która w jednym tygodniu zarządzała grupą ludzi w placówce finansowej, a w następnym wyjeżdżała za granicę i stawała się luksusową prostytutką. — Co się dzieje z dziewczynami, które opuszczają “dubajskie klimaty”? — zagaiłem Joannę, gdy byliśmy sam na sam. — Część ukończyła studia i pracuje w firmach zajmujących się Public Relations czy marketingiem. Są też takie, które przewijają się w tak zwanym celebryckim świecie. Jest tam zwyciężczyni konkursu Miss Polonia, inna zdobyła kilka europejskich tytułów w plebiscytach piękności, a kolejna była uczestniczką popularnego programu w komercyjnej stacji telewizyjnej. W tym gronie jest też znana piosenkarka oraz pewna „aktorka”, która gra w serialach — z rozbrajającą szczerością oznajmiła Ladacznica. Nie autentyczność mnie jednak przeraziła, zaniepokoił mnie ogrom wiedzy jaki posiadała Joanna…

To dzięki niej dowiedziałem się także o powiązaniach Dubaju z kilkoma tajnymi organizacjami. Pierwszą z nich jest nowojorska agencja towarzyska Cachet, “obsługująca” liczne grono finansistów z Wall Street, menadżerów wszelkiej maści korporacji i dyplomatów reprezentujących interesy najpotężniejszych krajów świata. Założycielka owego przybytku Sydney Biddle Barrows, pseudo Sheila Devin, pochodzi z zamożnej rodziny z Filadelfii, wywodzącej się z ojców pielgrzymów, pierwszych anglosaskich osadników w Ameryce, i stąd jej przydomek Mayflower Madam — od nazwy statku, na którym przybyli oni w 1607 roku do Jamestown. Szlachectwo zobowiązuje, więc pani Barrows — która, jak mówi, sama nigdy nie trudniła się prostytucją — prowadzi biznes zgodnie z najwyższymi standardami profesji. Drugą organizacją, o której opowiedziała mi Joanna, jest działający w Londynie klub Killing Kittens. Szefową owego przybytku jest postać z brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, Emma Sayle, która nie ukrywa, że jej ambicją jest zgromadzenie elity seksualnej świata. Co warte odnotowania, na imprezy Killing Kittens przylatują także pary i singielki z Polski. — Mamy stu aktywnych członków z waszego kraju. Ze świata finansów, mediów, reklamy i mody — stwierdziła swego czasu właścicielka stowarzyszenia. Na koniec warto wspomnieć o Skirt Clubie, czyli zamkniętym przybytku dla kobiet, realizującym erotyczne imprezy. To ekskluzywna organizacja tylko dla płci pięknej, do której należy blisko dziesięć tysięcy pań na całym świecie. Ma „oddziały” w wielu miastach i kieruje ofertę do “kobiet lubiących ryzyko”. — Nieważne, czy jesteś bi-ciekawa, czy bi-seksualna, to platforma do eksplorowania swoich granic w prywatnym klimacie — czytamy na stronie klubu. Erotyczne imprezy odbywają się zwykle w „tajnych” miejscach, ale — jak zdradziła mi Joanna — niedługo zawitają do czterogwiazdkowego MiM Ibiza Hotel. Placówka jest położona przy plaży Es Figuereta. Panie będą miały do dyspozycji dach, na którym złapią “ostatnie promienie wakacyjnego słońca”, w planach także joga tantryczna…

Opuszczając Dubaj miałem mieszane uczucia co do dotychczasowego postrzegania świata. Jedno nie będzie jednak ulegać wątpliwości — Dubaj to miejsce, gdzie umiar jest grzechem a próżność cnotą. Potwierdzenie tej tezy znajdziemy na każdym kroku. Gdy przejedziemy po siedmiopasmowych autostradach i gdy obejrzymy hotelowe akwaria z żywą rafą koralową. W Dubaju mit o Babilonie znalazł swoje ucieleśnienie. W tej megalomani jest jednak metoda. Powierzchnie pokryte dwudziestodwukaratowym złotem, dywany o indyjskich rodowodach, brazylijski granit czy egzotyczne kwiaty na pustyni mają być skutecznym wabikiem turystycznym. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie było mi żal rozstawać się z tym miejscem, byłem jednak ciekaw dalszego biegu wydarzeń. Słusznie, Joanna Dark mnie nie rozczarowała…

Tropikalne krajobrazy, schodkowe pola ryżowe, rozległe lasy deszczowe oraz wulkany — to wszystko już na nas czekało, dlatego załoga jachtu obrała kurs na Indonezję. — A teraz zobaczysz piękne plaże, krystaliczną wodę i rafy koralowe, czyli zasmakujesz raju na ziemi — wyraźnie rozbawiona Joanna poinformowała mnie o dalszej części naszej podróży. — Bardzo bym chciał, naprawdę, ale nie mogę, mój szef mnie zabije, przecież wiesz, że mam do oddania wywiad — stwierdziłem, nie kryjąc żalu. — Już to załatwiłam, o nic nie musisz się martwić. — Ale jak to…, w jaki sposób…? — przez chwilę próbowałem się dowiedzieć jak to możliwe, otaczające mnie widoki były jednak tak piękne, że przestałem drążyć temat. — Skoro załatwiła, to załatwiła, nie ma co wnikać. Korzystaj z życia — wewnętrzny głos stawał się coraz bardziej donośny, w końcu skapitulowałem.

Indonezja to z pewnością jeden z najciekawszych i najbardziej tajemniczych zakątków świata. Wyspiarskie państwo leży w Azji Południowo-Wschodniej, jest porozrzucane na ponad siedemnastu tysiącach wysp, które opływają Ocean Spokojny i Indyjski. Z czego wynika niezwykłość Indonezji? Przede wszystkim z różnorodności kulturowej i przyrodniczej. Państwo zamieszkuje sto siedemdziesiąt grup etnicznych, które mówią w ponad dwustu językach i czterystu lokalnych dialektach. Zaskakujące jest to, że na jednych wyspach buduje się drapacze chmur, tworząc nowoczesną metropolię, na innych zaś daje się władzę przyrodzie. Indonezja jest więc barwną mozaiką ludzi, kultur, religii, obyczajów i prastarych tradycji. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. W naszym przypadku zasada ta również znalazła potwierdzenie. Będąc w Indonezji zdobyliśmy kilka szczytów prowadzących do potężnych wulkanów, nurkowaliśmy przy jednej z najpiękniejszych raf koralowych, żeglowaliśmy po wodach okalających archipelag.

Teren tego wyspiarskiego kraju to prawdziwe bogactwo niespotykanej nigdzie indziej fauny i flory. Będąc na Bali zachwycaliśmy się obrzeżami miasta Ubud. Znajdują się tam pola ryżowe, od których ciężko oderwać wzrok. Urzekają przepięknym położeniem i soczystą zielenią. Uroku dodają znajdujące się obok srebrzące się w słońcu strumyki, widoczne z daleka małe wioski oraz plantacje przypraw i tropikalnych owoców. Niezwykle fascynujące jest to, że w wielu miejscach Indonezji można spotkać domy ukryte w gąszczu dżungli pozbawione dopływu prądu. Dzieje się tak dlatego, ponieważ mieszkańcy tego pięknego zakątka ziemi chodzą spać wraz z zachodem słońca, a wstają skoro świt — funkcjonując tym samym zgodnie z biorytmem ziemi. Jako rozrywkę, w przerwie między pracą w polu, traktują grę na gamelonie, śpiew, rozmowy i wspólne parzenie kawy czy herbaty. To dopiero work-life balance!

Dla tych, którzy szukają równowagi w życiu, godnym polecenia miejscem jest wyspa Gili. Leży na północny-zachód od Lomboku, zaledwie piętnaście minut jazdy łodzią motorową oraz półtorej godziny, używając tej samej formy transportu, od wschodniej części Bali. Obowiązuje tam całkowity zakaz poruszania się pojazdami silnikowymi, co potęguje nieskazitelność tego miejsca. Na przejażdżkę można się wybrać niewielkim wozem, zwanym cidomos, zaprzęgniętym w koniki. Wyspa jest chętnie odwiedzana przez fascynatów nurkowania ze względu na bogactwo podwodnego świata. Miejsca do nurkowania są tu bardzo różnorodne. Począwszy od stromych skał a skończywszy na płytkich ogrodach koralowych — można tu podziwiać całą galerię tropikalnych raf.

Jak widać, indonezyjskie wyspy mają do zaoferowania wiele — zaczynając od pięknej przyrody, a kończąc na bogatej kulturze i niezwykłym klimacie. Wszystko to jednak bladło przy Joannie; gdyby nie ona, ów raj byłby wyłącznie bezludną pustynią. To dlatego, gdy żegnałem się z tą niezwykłą kobietą przy wodospadzie Gitgit, tonąłem nie w bajecznej wodzie malowniczo buzującej wśród bogatej roślinności, lecz w bezgranicznym smutku spowodowanym rychłym końcem. — Czy to naprawdę epilog, czy już nigdy się nie spotkamy… — owe pytania pogrążały mnie w bezgranicznej nostalgii za utraconym rajem…

Rozdział IV

Bezlitośnie słodka

Jakiś czas później, Polska, Warszawa.

Pokój wypełniała cisza podobna do tej, jaka przenika salę teatru tuż przed rozpoczęciem przedstawienia. Afonia pełna oczekiwania. Ostatnie promienie słońca przedzierały się przez zasłony, cienie tańczyły w kątach. Biel ścian kontrastowała z pokrytymi ciemnym lakierem meblami, tworząc obraz jako żywo przypominający apartament marokańskiego hotelu.

Gdy za oknem mrok pokrył widzialny świat a gwiazdy zalśniły zimnym blaskiem, śmiało, krok po kroku, przesuwałem się w stronę cienia. Był wieczór, gdy na klawiaturze wystukałem pierwsze litery. Przygnieciony potokiem słów pisałem w ciszy. W tle było słychać jedynie tykanie zegara. A myśli mówiły. Coraz szybciej, kwieciściej, wznioślej… Klawiatura spłynęła potokami słów. Można było odnieść wrażenie, że to rwące strumyki. Jeszcze nie wiedziałem, że utoną w nich miliony czytelników, uśmierconych jarzmem cielesności…

I kolejny wieczór, podczas którego czas mijał mi na redagowaniu wywiadu z nieobyczajną kobietą. Pracowałem niemal każdej nocy, ponieważ chciałem jak najlepiej wypaść przed nowym szefem. Tak więc pisanie pochłaniało mnie bez reszty. Blade, punktowe światło rozjaśniało gabinet, gdzie pogrążony w monotonii pracy twórczej próbowałem skupić się na zebraniu myśli i przełożeniu ich w logiczny ciąg znaków. Niestety, przyjemnie cierpkie w smaku wino nie ułatwiało mi zadania. Wręcz przeciwnie — z każdym kolejnym wychylonym kieliszkiem byłem coraz dalej od zamierzonego celu…

Chcąc jeszcze bliżej poznać bohaterkę mojego wywiadu, zrozumieć kim tak naprawdę jest, czym się kieruje w życiu, jakim zasadom hołduje, co tak pieczołowicie skrywa przed światem i czy na dnie jej duszy jest wciąż ta sama osoba, zacząłem przeglądać autorską stronę Ladacznicy. — Hmm…, faktycznie nie lubi polskich swingersów — do takich wniosków doszedłem po lekturze jednego z jej wpisów…

„Byłam w klubie dla swingersów, żałuję wszystkiego. Gdzie są najlepsze miejsca dla zwolenników tego typu rozrywki? Na pewno nie w Polsce. W naszym kraju są najgorsze… Słowa mocne w wymowie, niestety, mające oparcie w faktach. Konkrety? Proszę bardzo… Cała infrastruktura swingerska znajduje się mocno w powijakach. Kluby są nijakie, można powiedzieć, są ubogą kalką swoich zachodnich odpowiedników. Swego czasu byłam w lokalu Trinity i, szczerze mówiąc, była to moja pierwsza i ostatnia wizyta w polskim klubie swingerskim. Nie powinno się chodzić do takich miejsc, jeśli bywało się w zachodnich przybytkach. Niestety, złamałam tę starą, mądrą zasadę… To, co zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania… Najpierw rzuciła się w oczy zła aranżacja wnętrz, która przyprawia o klaustrofobię, następnie pojawiło się paru napalonych mężczyzn, którzy z góry, w rubaszny sposób oznajmili, że „zaklepują mnie”… Co to miało znaczyć, nie wiem i wiedzieć nie chcę.

Nie koncentrujmy się jednak na obsłudze, wszak ów klub to nie high class level tylko erotyczna remiza strażacka umiejscowiona w wielkim mieście. Plany i aspiracje są jednak niezwykle wyśrubowane — najlepszy klub swingerski w stolicy! Co proszę, dobrze słyszę? Nie wiem czy dobrze słyszę, widzę za to dobrze. Oto bowiem moim oczom ukazuje się obraz: małe dziecko wstaje z kolan i udaje dorosłego… Kochani, co to za kultowy klub, który nie ma nawet własnego banneru tylko kryje się za obcymi dla oka nazwami…?!? Czy jakości, poziomu, elegancji należy się wstydzić? Dziwne to, osobliwe i straszne zarazem… Idźmy jednak dalej. Plakaty, którymi klub zachęca miłośników swingu, nijak się mają do realiów. Byłam, widziałam owe damy, które czekają na gang bang… Na samo wspomnienie robi mi się niedobrze… Mocno nadgryzione duchem czasu panie, które są adorowane przez panów z brzuszkami piwnymi, czyli z tak zwanym podatkiem od luksusu. Nie powinnam tak mówić, każdy ma prawo być szczęśliwy? Owszem, zgadzam się, tylko dlaczego plakaty sobie a rzeczywistość sobie…?

„Nie musisz nic, możesz wszystko” — głosi jedno z wielu haseł swingerskich. Uff, cieszę się, że „nie muszę nic”. Co jednak gdybym musiała? Gdybym musiała, nie mogłabym nic… Co bowiem robić w tak szemranym towarzystwie? Mogłabym na przykład wziąć bat i wybatożyć napalonego dżentelmena, niestety, akcesoriów erotycznych tyle ile kot napłakał… Albo i jeszcze mniej… No to może napiję się czegoś przy barze? Odradzam, jest tak ubogo wyposażony, że aż łza ciśnie się do oka. Kochani, jeśli macie ochotę na chwilę relaksu przy kieliszku czegoś dobrego, zostańcie u siebie. Miło spędzicie czas i nie narazicie się na męczący powrót do domu. No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę przy tym wątku. Klub Trinity znajduje się na Mokotowie, a dokładniej rzecz ujmując, jest schowany w lesie bloków niemal jak osiedlowy hydrant. Tymczasem klub Rouge to prowincja Warszawy, czyli Marki. Tak więc impreza łączona odpada z racji odległości. I nie mówię tego bez kozery, wszak oba lokale chwalą się tak zwaną gwarancją udanej zabawy. Co to dokładnie znaczy? Ano to, że jeśli nie spodoba się wam relaks w jednym miejscu, możecie tego samego wieczora udać się do drugiego. Hmm…, pomyślmy: jesteśmy w Markach, a tam… smród, bród i ubóstwo, myślimy, nic to, jedziemy pół Warszawy na Mokotów a tam… smród, bród i ubóstwo. To się nazywa z deszczu pod rynnę… I do tego nasz portfel mocno uszczuplony, wszak ceny jak na Zachodzie. Na Zachodzie jednak nie jesteśmy, dlaczego więc za jajko w majonezie mamy płacić jak za kawior? Dlaczego uczestniczenie w tak zwanej sex party, gdzie skazani jesteśmy na macanki stosowane przez obleśnych panów ze zmurszałym przyrodzeniem, musi tyle kosztować? Myślę, że za traumę, którą bez wątpienia dozna nasze poczucie estetyki, to nam się powinno zapłacić. I to sporo, wierzcie mi…

Reasumując, ceny z sufitu, elegancja z podłogi… właściciele zaś z Poznania lub Krakowa, o czym świadczy wężowe syczenie dobiegające z kieszeni. Niby wielcy właściciele, z zachowania jednak dusigrosze, przypominający typowego „szwagra”, który rzuca stówkę na stół i żąda… wszystkiego… A za stówkę, drodzy panowie, można mieć wielkie NIC, ZERO, NULL. NIC z interesu, ZERO elegancji i NULL klasy… Szkoda, że w Trinity i Rouge nie znają starych powiedzeń. Gdyby je zawczasu przyswoili, wiedzieliby, że chytry traci podwójnie… zaś skąpy swingers nie tylko dwa razy tyle dokłada do interesu, ale i po dwakroć żałuje… Cóż jednak począć, tak już jest skonstruowany nasz świat… Historia musi zatoczyć koło a do łask wrócić powiedzenie: „Czemuś głupi? Boś biedny. Czemuś biedny? Boś głupi”.

Skończywszy czytać relację Joanny Dark z wizyty w klubie dla swingersów, z całą pewnością mogłem o Ladacznicy powiedzieć, że jest nie tylko wyjątkowej urody, ale również jej opinie potrafią być ostre jak brzytwa. — Ogień, nie kobieta — pomyślałem i poszukałem czegoś na zmianę nastroju. W oczy wpadła mi recenzja Secret Touching Finger Massagera.

“Kochani, na rynku erotycznych gadżetów wciąż coś się dzieje, czasem jednak warto przypomnieć sobie o już istniejących zabawkach. Wibrator na palec — bo o nim mowa — jest wart mojego opisu. Który z was, drodzy panowie, nie bawił się muszelką swojej kobiety, nie dotykał jej paluszkiem tam, gdzie jest najsłodsza? Która z was, kochane panie, nie doświadczyła namiętnych muśnięć kochanków, którzy z lubieżnym pietyzmem zanurzali palce w lepkim z podniecenia zakamarku? Każdy z nas tego zaznał, teraz jednak drzwi rozkoszy otwierają się szerzej, a tajemniczy głos skrytych pragnień szepce do ucha, abyśmy jeszcze mocniej popuścili wodze fantazji… Wibrator Secret Touching Finger Massager to… błogość na wyciągnięcie ręki. Wystarczy ozdobić nim palec, uruchomić rozkoszny pomruk i podzielić się nim z ukochaną osobą. Doznania są tak intensywne, że aż trudno je opisać. Muśnięcie paluszka w odpowiednim miejscu, a kobieta staje się namiętną kicią, która słodkim mruczeniem rozochoci niejednego kocura… Wierzcie mi, wiem co mówię, wszak miałam przyjemność przetestować ów rozkoszny gadżet. Za pierwszym razem wibrator gościł na palcu mego ukochanego, za drugim razem sama po niego sięgnęłam… Zrobiłam to powodowana głodem seksualnych wrażeń i uczynię to jeszcze niejeden raz. W końcu przyjemność jest na wyciągnięcie ręki…”.

— No proszę, z jednej strony potrafi być bezlitosna w ocenie, z drugiej słodka jak miód, typowa kobieta — uśmiechnąłem się pod nosem, dając upust radości, że są jeszcze na świecie osoby nieszablonowe.

Rozdział V

Narodziny rozkoszy

Pomysł na wywiad z Ladacznicą zrodził się z chęci zrobienia czegoś spektakularnego, a co może być bardziej zjawiskowe i godne odnotowania przez szeroką publikę niż wywiad z najsłynniejszą polską damą do towarzystwa? Pomny tej prawdy, uruchomiłem dawne kontakty, dzięki którym z sukcesem dotarłem do zmysłowej rozmówczyni. Nie było łatwo, przyznaję, niemniej udało się, z czego byłem niezwykle kontent. Co najciekawsze, w całej tej historii niespodziewane wsparcie w dotarciu do Joanny Dark otrzymałem od… ówczesnej kochanki. Nie wiedzieć czemu, bardzo zależało jej na tym, abym face to face poznał polish luxury escort girl. Nie znała Ladacznicy osobiście, niemniej oblubienica, z którą się spotykałem, wskazała mi osobę, która mogła być w posiadaniu istotnych wiadomości na temat Joanny Dark. Owym informatorem był nie kto inny jak… mąż mojej kochanki. Z racji tego, iż od lat zawodowo zajmował się branżą erotyczną, miał ułatwione, choć nie tak proste jakby się wydawało, zadanie. Po pierwsze, Ladacznica była osobą, do której dostęp miało wąskie grono uprzywilejowanych osób. Możność osobistego poznania Joanny Dark należała do przywileju najwyższej rangi. Po drugie, mężczyzna, co budziło moje pewne zdumienie, niechętnie reagował na “podchody” swojej żony, mające na celu dotarcie do słynnej kurtyzany. Z relacji kochanki odniosłem wrażenie, że coś lub kogoś ukrywa… Zaiste dziwna była cała ta sytuacja. Osobliwość nie miała jednak przełożenia na ostateczny wynik. Koniec końców, wkrótce poznałem Ladacznicę osobiście.

Czemu ówczesnej kochance tak bardzo zależało na dotarciu do Joanny Dark, w danym momencie było dla mnie tajemnicą. Sama pytana tłumaczyła, że chce mi pomóc zaistnieć w branży medialnej, wszak dzięki wywiadowi z Ladacznicą niechybnie rozwinąłbym dziennikarskie skrzydła. Dobrymi chęciami jest jednak Piekło wybrukowane i w tym przypadku ta zasada jak najbardziej się sprawdziła. Przyszłość miała przynieść odpowiedź na nurtujące pytanie, czemu zawdzięczam taką pomoc, jednak prawda, która na mnie czekała, przemeblowała całe moje dotychczasowe życie. Po raz pierwszy to nie ja miałem rozdawać karty, pierwsze skrzypce zagrała zupełnie inna osoba. Niby bliska memu sercu, w rzeczywistości całkiem mi obca. Pociągająca za sznurki męską zabawką, wedle woli i upodobania.

Co ciekawe, wraz z sukcesem dziennikarskim przyszła nieoczekiwana zmiana, która całe dotychczasowe życie obróciła w zgliszcza. Wszystko zaś za sprawą… Joanny Dark… Zanim poznałem Ladacznicę byłem zanurzony w sceptycznym paradygmacie. Nie wierzyłem w realność „ognistego uczucia”, dlatego sprowadzałem je do procesów psychicznych bądź dziecięcych fantazji. Byłem przekonany, że prawdziwa namiętność to przejaw myślenia życzeniowego. Dziś patetycznie pluję na oschłą pruderyjność. Z góry, na jej piękne, siwe włosy, ponieważ dane mi było poznać Joannę. Lubieżność istnieje. Jest w czasoprzestrzeni, nie jako kolejny archetyp, a realny byt na poziomie transcendentalnym. Jest jak chaos, potrafi zmienić się w ład, aby wchłonąć porządek w kotłującą się substancję. Potrafi być serią dynamicznie następujących po sobie sekwencji, będących logiczną sumą przyczynowych zmian. Dzięki Joannie zmysłowa wyobraźnia zaczęła funkcjonować w obszarach nigdy wcześniej nieeksplorowanych. Moje myśli zapłonęły ogniem pożądania a obsceniczne wizje mych mrocznych fantazji już wkrótce miały się objawić w czynach i postępkach grzesznej oblubienicy. Dzięki Ladacznicy skierowałem umysł na ścieżki lubieżnego oddania…

Konwersacja, którą prowadziłem online z Lady J., nie pomagała w skupieniu. Nikt jednak nie mógłby się skoncentrować przy takiej rozmówczyni. Dzięki owej postaci snułem rozważania na temat szeroko pojętej kobiecości. Coraz dobitniej uświadamiałem sobie, że od zarania dziejów złe kobiety z jednej strony przerażały, z drugiej — budziły zainteresowanie. Ta dwoistość była nie tylko uwodzicielska, ale — co gorsza — wyniszczająca. Taki stan rzeczy trwał wieki. Dziś świat poszedł do przodu, tymczasem kobiety fatalne pozostały. Poprawiło się otoczenie, odmienili się ludzie, zmianie uległy także okoliczności, niemniej femme fatale w dalszym ciągu jest jak bluszcz. Owija się wokół mężczyzny, mami go spełnieniem marzeń, w końcu — wysysa wszystkie soki witalne… W naszych czasach istnieje kilka odmian złych kobiet. Są wśród nich nimfomanki, kusicielki, nierządnice, czarne wdowy, suki czy też zdziry. Nad wszystkim jednak góruje nie kto inny jak Ladacznica. To ona jest początkiem i końcem…, praprzyczyną…, lubieżnym punktem odniesienia…

— Wywiad z dziwką! Tylko ty mogłeś wpaść na tak idiotyczny pomysł! — powtarzałem sam do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co robię. Tymczasem interview, nad którym pracowałem z uporem maniaka, z każdą nocą zbliżał do siebie ludzi z dwóch całkowicie różnych światów — dziennikarza i luksusową call girl. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że Joannę i Krzysztofa wiele, żeby nie powiedzieć wszystko dzieli. Status, pochodzenie, gusta… były jak rwąca rzeka, której przekroczyć nie sposób. Na szczęście, wraz z rozwijającą się znajomością, owe różnice zaczęły się zaskakująco łączyć, tworząc niespotykaną symbiozę. Myli się jednak ten, kto sądzi, że karty zapisane plugawymi słowami zbliżyły tych dwojga. Połączyła ich namiętność… surowa, brudna, nieokiełznana… Płomyczek zrozumienia i zakazanego uczucia, którego oboje do siebie nie dopuszczali, z każdą upływającą sekundą coraz bardziej rozpalał zmysły i wciągał w świat mrocznych doznań…

Oczywiście nic tego nie zapowiadało. Z początku często korespondowaliśmy, wymieniając się spostrzeżeniami nie tylko na temat wywiadu, ale i różnych książek. — Wiesz, jestem jedną z nielicznych dziwek, które lubią czytać. Oczywiście, z racji wykonywanego zawodu preferuję literaturę erotyczną.

— Czy to jednak nie masochizm w czystej postaci oddawać się w szpony seksualności zarówno ciałem, jak i umysłem?

— Absolutnie nie.

— Czytanie o cielesności, wyuzdaniu, czy rozkoszy w żaden sposób nie dyskredytuje mnie jako kobietę, a już tym bardziej jako czytelniczkę.

— No dobrze, ale dlaczego zagłębiasz się w lekturze ociekającej pożądaniem, nie masz dość lubieżności, nie chcesz od niej choć na chwilę odpocząć? — drążyłem temat.

— Całkowicie oddaję się książkom, bo nie mogę się obejść bez nieustannego rozbudzania moich potrzeb seksualnych. Aby normalnie funkcjonować, muszę tworzyć wokół siebie fantazje o podłożu erotycznym. Czytam, bo rutynie mówię stanowcze „nie”. Od zawsze uciekam problemom życia codziennego. Zamiast nich, wolę odkrywać ukryte pragnienia i wydobywać je na powierzchnię świadomości. Zanurzam się w lekturze, ponieważ chcę mieć otwarty umysł na bezpruderyjność, która mnie otacza. Powiem więcej, jestem ciekawa „brudu” tego świata.

— Rozumiem, że mężczyzna nieoczytany nie ma u ciebie żadnych szans…

— Dobrze pojmujesz istotę rzeczy. Dla mnie fetyszem jest inteligencja, wrażliwość i wyobraźnia. Inteligencja mnie pociąga i uwodzi. Głupota zaś sprawia, że uciekam natychmiast, nie siląc się na szukanie pretekstów, które by moją ucieczkę maskowały. Wrażliwość daje mi pewność, że dbałość o formę i najbardziej zawoalowane pierwiastki flirtu jakie wplotę w gesty, zostaną zauważone i docenione. Wyobraźnia zaś daje pewność, że flirt będzie ekscytujący, zaskakujący, pełen niespodziewanych rzeczy, pięknych miejsc i obrazów malowanych słowami. Mężczyzna bez tych przymiotów jest dla mnie tak samo podniecający jak różowy wibrator w plastikowym pudełku za szybką pobliskiego sex-shopu.

— No dobrze, zatem porozmawiajmy o literaturze erotycznej na poważnie. Zapewne czytałaś trylogię o panu Greyu?

— Czy czytałam?!? Sięgnęłam po tę książkę jako jedna z pierwszych. Przekonało mnie do tego zachowanie ludzi, którzy zmieszali ją z błotem znacznie wcześniej, niż pojawiła się w księgarniach. Kupiłam ją, ponieważ nie podobała się nazwa, bo nie chciano finansować plugastwa, bowiem ohydztwo było dnem literackim. Ja tymczasem należę do najwierniejszego grona sympatyków perwersyjnej miłości Christiana i Any. Obok seksu nic mnie tak nie odpręża jak „ten erotyk wypełniony pogardą w stosunku do kobiet, idealizowaniem toksycznego związku i pokracznym, skrzywionym obrazem relacji BDSM”.

— Wyczuwam prześmiewczy ton…

— I dobrze. Na temat tej miłości wylano morze niepochlebnych opinii. „To erotyk wypełniony pogardą w stosunku do kobiet, idealizowaniem toksycznego związku i pokracznym, skrzywionym obrazem relacji BDSM” — taka konstatacja przebijała z wielu recenzji. Jakim trzeba być powierzchownym, żeby nie dostrzec, że książka nie tylko nie pochwala toksycznego związku, a wręcz przeciwnie — na tle świata BDSM — początkowo „brudne” pożądanie przekształca w „piękną” miłość dwojga ludzi. Niestety, mimo iż autorka celowo pokazuje, jak bardzo Christian zmienia się po poznaniu Any, wielu nie chce tego dostrzec. Gdzie w miłości pogarda?

— No i gdzie skrzywiony obraz relacji BDSM? Przecież teoria sadomasochizmu aż kipi od określeń typu: Pan, uległa, słowo-klucz, wiązanie czy kneblowanie. Ta standardowa terminologia dla zwolenników BDSM wypełnia życie głównego bohatera…

— Zgadza się. Szkoda, że subiektywne uznanie książki za żenującą jest równoznaczne z przyznaniem jej najniższej z możliwych ocen. Jeśli ktoś uważa, że treść ocierająca się w dużej mierze o umowne tortury powinna być jedynym wyznacznikiem oceny…, cóż, żal mi kogoś takiego… Przykro mi również, że mało kto dostrzega ukrytą w powieści Eriki Leny Mitchell prawdę…

— To znaczy, co masz dokładnie na myśli?

— Istota książki sprowadza się do tego, że „szara myszka” może przemienić się w pewną siebie kobietę, ta zaś potrafi przejąć kontrolę nad mężczyzną, nawet jeżeli ten jest samcem alfą.

— Pięknie powiedziane, lepiej bym tego nie ujął. A co sądzisz o polskim odpowiedniku?

— O wiele lepiej zapatruję się na trylogię Greya niż na jej polski zamiennik zrealizowany w teledyskowo-reklamowej estetyce. W tym konkretnym przypadku moje rozbudzone oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Co to jest? Czy „ognisty” romans na tle pocztówkowych plenerów, podczas którego nieprzeciętnie atrakcyjni bohaterowie przeżywają kolejne uniesienia w rytm popowych hitów może mieć jakąś głębię? Na próżno jej szukać, tak samo jak równorzędności partnerów. Zamiast symetrii i ekspresji uczuć są za to zakupy w ekskluzywnych butikach oraz setki przypadkowych scen. Sycylijski mafioso pojawia się znikąd i jest zmienny niczym pogoda w kwietniu — raz zarzeka się, że nie dotknie ukochanej bez jej zgody, po czym chwyta ją za gardło… Ta zaś, z jednej strony silna, z drugiej bezradna i uległa… Co gorsza, między bohaterami nie jest budowana żadna relacja.

— A zabawy Laury i Massima na jachcie?

— Pozostawię bez komentarza…

— Czyli Grey wygrywa?

— Bezapelacyjnie. W przeciwieństwie do polskiej konkurencji, widzimy jak bohaterowie na kartach książki docierają się, jak rodzi się między nimi napięcie seksualne. Jest ono o tyle ciekawe, że mamy dwa charaktery, dominującego Christiana i nieśmiałą Anę, ta jednak w końcu bierze się w garść i postanawia zawalczyć o swoje. Z czasem zdobywa niezależność i nie tylko nie zastyga w przerażeniu pod jednym spojrzeniem Greya, ale zaczyna pogrywać z Christianem, więcej, negocjując warunki umowy doprowadza go do szału… Na uwagę zasługuje również to, że niełatwa codzienność nie osłabia ich namiętności.

— Piękna bajka?

— Dla dorosłych, aby uświadomić im, że miłość ma wielką siłę. Poza tym, kto by nie chciał przenieść się w świat, gdzie nie tylko książę ratuje biednego kopciuszka, ale także kopciuszek ratuje księcia?

Z czasem podtekst erotyczny nabierał coraz większego kolorytu, nasze teksty były pikantniejsze, zdjęcia zaś, które między sobą wymienialiśmy, coraz bardziej obsceniczne. Setki śmiałych fotografii pomagały wyobraźni i inspirowały natchnienie, pozwalając wkroczyć w cudowny świat jedynej w swoim rodzaju bliskości wzmocnionej dreszczem intensywnej rozkoszy…

Pewnego dnia Joanna uraczyła mnie przepięknym prezentem. Otóż klasyczny oplot lekkich jak mgiełka nylonowych pończoch do pasa zdobił charakterystyczny szew w stylu retro, który nie tylko wysmuklał nogi, ale również przyciągał wzrok i podkreślał kobiecość. Uda oplatała ciemniejsza opaska, która delikatnym muślinem zdobiła skórę. Design nylonowych pończoch połączony z wysokimi szpilkami kreował wizerunek stylowej i tajemniczej kobiety, którą bez wątpienia była Joanna. To był jednak dopiero początek. Oto bowiem Ladacznica zanurzyła się w świecie luksusu i wyrafinowanego stylu z czarnym pasem do pończoch. Unikalna i zjawiskowa konstrukcja owej części garderoby ujawniała perfekcyjne połączenie nowoczesnych, zmysłowych, ażurowych elementów z klasyczną, subtelną koronką, tworząc oszałamiające dzieło sztuki bieliźnianej. Wyrazista kokardka w sznurowaniu subtelnie podkreślała talię, nadając splendoru kobiecej sylwetce.

A propos pasa do pończoch, Joanna kochała ów element garderoby. Do tego stopnia, że w ciągu dnia potrafiła przebierać się po kilka razy. Pamiętam jak pewnego ranka przywitała mnie niezwykłą kombinacją nowoczesności i klasycznej elegancji. Czarny pas do pończoch oferował świeży, lekki design, wzbogacony o delikatne koronkowe arabeski z kwiatów, sprawiając, że moja oblubienica zyskiwała wyjątkowy i niezapomniany wygląd. Uwodziła lśniącymi ozdobami oraz zapięciem w formie gorsetu, które pobudzało zmysły i rozpalało namiętność. Ta niezwykła oprawa kobiecego ciała emanowała klasą, stylem i powabem, dodając tym samym wyjątkowego uroku stylizacji. To był jednak dopiero początek.

W porze obiadowej ujrzałem Joannę przyozdobioną w inne dzieło sztuki. Było tak piękne, że z łatwością mogło uzależnić. Dobrze obejmujący talię szeroki oplot tworzył koronkowy lampas, który upajał magicznym uformowaniem kwiatów. Z kolei atłasowa wstążka zamknięta na przodzie kokardą wprowadzała więcej zmysłowych nut. Wieczorem zaś moje oczy podziwiały przezroczystą siateczkę pokrywającą zmysłowe motywy kwiecistych pnączy, będących spektakularną ozdobą nowego modelu. Kuszące wycięcie magnetyzowało połyskującym serduszkiem, a cienki pasek oplatający talię kryształowymi dżetami. Pas stylu i prawdziwej kobiecości był sensualnym majstersztykiem. Podobnie jak zmysłowa siatka, w której zaplątały się kwiatowe floresy, a górę ozdobiono efektowną, atłasową koronką, która hipnotyzowała i była zapowiedzią nocnej obietnicy…

Byłbym skrajnie nieszczery gdybym powiedział, że nie sprawiało mi to przyjemności. Owszem, cała ta sytuacja doprowadzała do miłego napięcia, otwierała przede mną drzwi, za którymi kryła się słodka pokusa… Co więcej — z każdą kolejną korespondencją wchodziłem w tę dziwaczną relację coraz głębiej, wnikliwiej, wszechstronniej… Pojawiły się też pierwsze fantazje erotyczne. Pewnego popołudnia zasnąłem nad książką, po czym przeniosłem się w seksowną rzeczywistość… Oczami wyobraźni zobaczyłem jak Joanna zmysłowo klęczy przede mną, pieszcząc penisa w sposób doskonały… W tym fellatio liczyły się zarówno dłonie, jak i usta. Oddany w opiekę pełnych warg i zwinnych dłoni kutas powoli stawał się sztywny. Moja kochanka nie zapomniała również o odpowiednim nawilżeniu… — Wybierasz egzotyczną marakuję czy soczystą wiśnię? — spytała, uwodzicielsko spoglądając w moje oczy. — Poproszę soczystą wiśnię — ledwo wydusiłem, z uwagą patrząc jak Joanna składa namiętny pocałunek na mojej purpurowej główce.

Soczysta wiśnia rozlała się po sztywnej rozkoszy niczym sok malinowy po kulce lodu. Joanna okrasiła mnie do tego stopnia, że lubrykant zwilżył nie tylko ponętny trzon, lecz także mięsiste klejnoty. Wyglądały tak apetyczne, że pieszczoty zaczęła od nich. Powoli sunęła zwinnymi paluszkami po soczystych winogronach, nie pomijając żadnego miejsca. Raz je ściskała, raz wypuszczała z dłoni, innym razem drapała długimi pazurkami… Emocje potęgowały ponętne, powłóczyste spojrzenia co chwilę rzucane w moją stronę. Następnie przyszła pora na lancę. Zaczęła powoli, niemal ospale, słodko leniwie… Po chwili przyspieszyła, i ponownie poskromiła wilczy apetyt na rozkosz, zwracając uwagę, jaka szybkość wywołuje najbardziej pożądaną reakcję. W mgnieniu oka wyczuła, że lubię kiedy przyspiesza pieszczoty w miarę zbliżania się do momentu szczytowania… Nie pozostałem bierny. Dopasowałem ruchy bioder, by nadać odpowiednie tempo. Wsuwałem się w usta kochanki zachłannie i głęboko, zupełnie pozbawiając ją zdolności oddechu. Tymczasem z każdym ruchem jej dłoni potęgowały się moje doznania, byłem coraz bliżej, niespełna, omal, aż…, nie zważając na położenie Joanny, z kokieteryjnym uśmieszkiem na twarzy uwolniłem gardło kochanki, rozlewając po rozwartych ustach, policzkach i szyi słodki, biały lukier swojej rozkoszy. Wreszcie zakończyłem tę bezpruderyjną zabawę i stanąłem nad suczką, podziwiając swoje dzieło. Ciepłej i gęstej spermy było tak dużo, że moje kochanie musiało nektar zlizywać języczkiem… Frykas zaś wciąż się pojawiał w kącikach ust…

— Chciałbym to uwiecznić na zdjęciu. Wyglądasz teraz najseksowniej na świecie. Naga, bezbronna, cała pokryta moim uwielbieniem… — wyszeptałem i, mimo wyraźnych sprzeciwów, wyciągnąłem telefon. Światło flesza rozbłysło, rozbudzając ze snu demony rozkoszy… Oto Joanna kładzie dłoń na słodkiej muszelce i przesuwa wolno po płatkach swojego skarbu. Jest taki rozgrzany, tak soczyście wilgotny, niemal tonie we własnych przyjemnościach…

Oblubienica z wszeteczną gracją rozmazuje wyciekające soki, zwilżone palce szybko odnajdują drogę do celu i zaczynają pieścić nabrzmiały pożądaniem guziczek. Drugą dłoń kładzie na jędrnej piersi. Zaczyna ją masować, co chwilę drażniąc sterczący sutek. Czuje, jak zbliża się szczyt i pręży ciało w oczekiwaniu na ten cudowny stan. Wsuwa palce coraz głębiej, penetrując wnętrze kusząco ociekające wilgocią. Jeszcze moment, jeden ruch…, mały krok… — Mmmm… — pieszczoty piersi przepełniają kielich rozkoszy, ekstaza wypełnia ciało. Przeciągły jęk jest oznaką, że potężny orgazm targa jej ciałem. Joanna wygina się, wypinając piersi. Dłoń pieszcząca jedną z nich zaciska się mocno, potęgując doznania. Odchodząca od zmysłów kochanka drga w serii konwulsyjnych dreszczy. Czuje serię skurczów na ciągle zanurzonych w sobie palcach. Pobudza się jeszcze przez chwilę, by do końca przeżyć orgazm, nie uronić ani jednej kropli przyjemności. Wreszcie opada zmęczona na łóżko i oblizuje lśniące wilgocią palce. Zawsze lubiła swój smak. Po rozkosznym finale nigdy nie potrafi odmówić sobie tej drobnej przyjemności… Czując ekstazę kochanki, i ja dochodzę. Tym razem porcja gorącej spermy znajduje ujście na zapuszczony specjalnie do tego trójkącik, który ozdabia wejście do słodkiej szczeliny. Joanna wije się jeszcze przez kilka chwil, po czym zamiera, cudownie zmęczona dogasającą rozkoszą…

Zanurzenie się w realny erotyzm z wirtualną damą lekkich obyczajów nie nastręczało zbytnich trudności, ponieważ moja rozmówczyni nie należała do kobiet nieurodziwych. Wprost przeciwnie, była ucieleśnieniem wszelkich wyobrażeń o tym, jak powinna się zachowywać i wyglądać kobieta wyzwolona. Brnąłem więc w pikantne teksty, niecenzuralne zdjęcia, pieprzne smsy i wszeteczne mmsy. Świat kobiecych atrybutów w postaci szpilek, pończoch, podwiązek i gorsetów sukcesywnie odrywał mnie od pracy, życia osobistego, a nawet rytmu dnia codziennego… Jak jednak mogło być inaczej, skoro samonośne czarne pończochy z czerwonym szwem magnetyzowały wybornym pięknem? Były definicją kobiecości, którą zapewniały elegancka czerń, zmysłowy szew w czerwonym odcieniu i romantyczna koronka. Wszystkie elementy tworzyły harmonijny design, który emanował powabem i zmysłowością. Aksamitna i monolityczna barwa kreśliła wyraźny profil nóg, mocny szew hipnotyzował podczas kroków, a kokieteryjnie koronkowa manszeta była słodką delicją, której mogą zasmakować tylko wybrani…

Rozdział VI

Płonąca lanca

Wyobrażenia na granicy snu i jawy sprawiały, że kwitło życie intymne z ówczesną partnerką — Anastazją. Pracowała w wydawnictwie Zmysły, z którym kooperowałem a poznał nas ze sobą Paweł, właściciel owego magazynu. Patrząc na niego, trudno było nie odnieść wrażenia, że bardziej pasowałby do grupy tanecznej typu chippendales niż na stanowisko kierownicze w wydawnictwie o profilu erotyczno-pornograficznym. Pięknie rozbudowane ramiona, wąska talia, zmysłowo spięte pośladki, nogi mocno osadzone w parkiecie — wszystko świadczyło o tym, że właściciel takich cielesnych atutów to idealny kandydat na tancerza uwodzącego rozemocjonowane kobiety. Z faktami się jednak nie dyskutuje, więc — mimo iż przeczucie podpowiadało mi inaczej — zaakceptowałem realia.

Jak mawiał Paweł, pornografia to bezpośrednie narzędzie szybkiego zaspokajania potrzeb, erotyka zaś jest jak przystawka, inspiracja, fantazja… Takie też było pismo, które prowadził — forum przekonań wszelakich w mniej grzecznym wydaniu. Zmysły w głównej mierze tworzyły kobiety z myślą o kobietach, choć nie tylko. W każdym numerze znajdowały się opowiadania erotyczne, seksowne fotografie roznegliżowanych dam oraz obszerna rozprawka na typowo męski temat. Było też miejsce na wywiad miesiąca, który tym razem przypadł w udziale mojej skromnej osobie, bohaterką zaś miał być nie kto inny jak… Joanna Dark vel Ladacznica.

Jak do tego doszło? Inicjatywa wyszła ode mnie. Zgłosiłem się do wydawnictwa Zmysły z propozycją wywiadu z najsłynniejszą polską prostytutką, aby opowiedzieć o jej życiu w sposób niezwykle realistyczny, jednoznaczny i pozbawiony jakichkolwiek śladów pruderii. Chciałem opisać choćby fragment życia polskiej kurtyzany z pełną otwartością, językiem zawzięcie odrzucającym wszelkie eufemizmy. W tym celu zatrudniłem się w eleganckim i wysokonakładowym magazynie dla pań, gdzie roiło się od młodziutkich, platynowych blondynek o talii osy. Ich znakiem rozpoznawczym były filuternie uplecione włosy, przeważnie w rozmaite koczki, spojrzenie zamknięte za mozaiką kolorów, barw i cieni, ołówkowe spódnice w kolorze grafitu, krwista czerwień na ustach oraz nietuzinkowe umiejętności erotyczne…

— Słuchaj Paweł, jest sprawa… — pewnego dnia zagaiłem szefa. — Słyszałeś o Joannie Dark?

— Kto o niej nie słyszał, w tym światku aż huczy o dziewczynie, która na prostytucji dorobiła się bajońskich sum… Czemu pytasz?

— Chciałbym zrobić z nią wywiad.

— Dlaczego akurat z nią?

— Ponieważ kieruje się w życiu nieposkromioną seksualnością, bo jej istny hedonizm, pozbawiony krzty ambicji, jest skrajnie ponętny… Poza tym ta odważna, bezkompromisowa i prowokacyjna kobieta przeciwstawia się sterylnej estetyce współczesnych pism kobiecych. Zainteresowany?

— Jak najbardziej, gratuluję pomysłu i życzę powodzenia — wyraźnie rozbawiony szef nawet nie krył sceptycyzmu co do mojego pomysłu. — Słuchaj Krzysztof, to nie nasza liga, nawet dla ciebie, ty nasz bon vivancie…

— Zakład, że dostarczę ci wywiad? Potrzebuję tylko twojej zgody na wyjazd do Berlina.

— Myślisz, że spotkasz ją na targach Venus? Nawet jeśli, skąd pewność, że się zgodzi na rozmowę?

— Już moja w tym głowa, więc jak?

— Nic nie tracę a zyskać mogę wiele, masz zatem moją zgodę, powodzenia przyjacielu, będzie ci potrzebne…

— Aha, jeszcze jedno.

— Taak…

— Obiecaj mi, że jak ci dostarczę wywiad z Joanną Dark, następnym krokiem będzie powieść o niej, którą opublikujesz? 
— Hahaha, wysoko grasz kolego. Zdajesz sobie sprawę, że księgarskie półki są pełne erotycznych powieści o nietuzinkowych postaciach, a nowe pozycje pojawiają się jak grzyby po deszczu? 
— Owszem, ale wszystkie są pisane według jednego schematu… Niemal nie różnią się jedna od drugiej, w sposób sztampowy opowiadają historie fikcyjnych bohaterów osadzonych w nierealnych miejscach, co gorsza, nie budzą żadnych głębszych emocji. Pozbawione serca, które nadaje rytm pracy twórczej, wyssane z dziewiczych impresji, które okraszają treści — są wyłącznie ugorem, na którym nie wyrośnie żaden piękny kwiat. 
— Rozumiem, że u ciebie będzie inaczej? 
— W rzeczy samej, moja powieść wywoła obyczajowy skandal i to nie tylko w naszym kraju. Kobiety sięgną po nią na całym świecie bez cienia wstydu, ponieważ będzie nowatorsko hipnotyczna, uzależniająca treścią, która odbiega od powszechnie przyjętego schematu, i — co najważniejsze — iskrząca seksem w sposób dotąd niespotykany… 
— Zawsze mi się podobała twoja pewność siebie, zwłaszcza w kwestiach beznadziejnych. Zgadzam się, ale nie dlatego, że ci wierzę, ale dlatego, że i tak nic z tego nie będzie. 
— Hmm… Dziwną logiką się kierujesz, ale zgoda. Słowo się zatem rzekło…

Faktycznie plan „na później” zakładał napisanie książki o polish luxury girl. W obcowaniu z takimi osobami miałem już pewne doświadczenie. Otóż swego czasu rozmawiałem z Alice Little, Amerykanką pracującą w agencji towarzyskiej Moonlite BunnyRanch w Nevadzie. Twierdziła, że jest najlepiej opłacaną damą do towarzystwa w kraju, co więcej — nie wstydzi się tego, że zarabia na życie ciałem. Kobieta chętnie opowiadała o tym, czym się zajmuje. — Jestem psychologiem, doradcą i sekspertem w jednym — tłumaczyła. Dowiedziałem się również, że każdego roku spędza godziny w salonach kosmetycznych i na siłowni. — Wyobraź sobie, że stoisz w szeregu z kilkudziesięcioma, niesamowicie pięknymi kobietami. Wszystkie rywalizują o to, by „zostać wybraną” przez tego samego mężczyznę. Stresujące nieprawdaż? Teraz wyobraź sobie, że czujesz się tak przez kilkanaście godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. Tak w skrócie przedstawia się moja praca — opowiadała Alice Little. A jak wygląda jej profesja “od kuchni”? — Spędzam intymne chwile z mężczyznami, parami, samotnymi kobietami, rozwodnikami, prawiczkami, czy wdowcami. Nie ma jednego, określonego typu ludzi, którzy korzystają z usług seks-pracowników. Nie ma też określonego typu ludzi, którzy nimi zostają. Moje koleżanki niegdyś służyły w armii, to absolwentki szkół wyższych, matki czy doktorantki. Jesteśmy niezwykle zróżnicowaną grupą kobiet, które łączy jedno: pasja do intymności — wyjaśniała Alice Little.

Kobieta twierdziła, że czerpie ze swojej pracy dużą satysfakcję. Podkreślała też, iż w profesji, którą się para, chodzi o coś więcej niż tylko o sam seks. — Tak naprawdę sprzedaję intymność, ta zaś jest ważna dla zdrowia i samopoczucia. Dzieje się tak dlatego, gdyż w namacalny sposób wpływa ona na nasz stan fizyczny, psychiczny i emocjonalny — wyjaśniała. To jednak nie wszystko. — Czasami zgłasza się do mnie para, która zamierza spróbować trójkąta, niekiedy jest to dżentelmen z autyzmem, który chce poćwiczyć przed randką, by poczuć się pewniej… Indagowana przeze mnie Alice tłumaczyła, że sama ustala stawki i godziny pracy, dzięki czemu może rozwijać swoje zainteresowania i doskonalić pasje. — W wolnej chwili uczę się o ludzkiej seksualności. Poszerzam wiedzę z zakresu psychologii i socjologii poprzez liczne książki, różnego rodzaju wykłady i nieprzebrane filmy — usłyszałem od swojej rozmówczyni.

Wracając jednak do mojej twórczości, w przeciwieństwie do wielu autorów literatury tego nurtu, nie zamierzałem oszczędzać czytelnikowi najdrobniejszych szczegółów, chciałem opowiedzieć o partnerach, z którymi Joanna uprawiała seks we wszystkich odmianach i pozycjach, o jej uczestnictwie w licznych orgiach. “Grzeszna Bogini”, jak na dzieło stricte pornograficzne, miała być pełna ostrych scen erotycznych, nie tracąc jednak nic na emocjonalności. Zmysły nadawały się do tego w sposób idealny. Nieraz wydawano tu w atmosferze kontrowersji i protestów bezpretensjonalne powieści, za co wydawnictwo miało niezliczone procesy o rozpowszechnianie dzieł obscenicznych a autorów pomawiano o pornografię. Ja zaś pragnąłem skandalu, tak więc w sposób otwarty i nieskrępowany zagłębiałem się w tematykę seksualną, czerpiąc z własnej twórczości ogromną przyjemność. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że w owym momencie sam nie wierzyłem w sukces mojego przedsięwzięcia. Tymczasem przyszłość malowała się w różowych barwach i to dosłownie, na końcu zaś miała się pojawić jedna z najostrzejszych i budzących największe kontrowersje powieści pornograficznych w dziejach. Głównym celem owego dzieła było poprowadzić czytelników przez królestwo seksualnego przebudzenia i spełnienia, dzieląc się z nimi najintymniejszymi doświadczeniami w najrozmaitszych formach pożądania…

Nie było mowy o żadnej miłości. Po pierwsze, nie wierzyłem w nią. Po drugie, w jej postrzeganiu przypominałem Hardina Scotta z książki “After”. Przeczytałem w życiu setki powieści. Większość z nich przedstawia miłość jako centrum wszechświata, jako lekarstwo na każdą ranę, element niezbędny nam do przeżycia. Nie dziwne więc, że wszystkich pisarzy uważałem za skończonych głupców. Miłość była dla mnie fikcją zapisaną na zniszczonych kartach książek. Wypowiadając owe frazy za bohaterem wykreowanym przez Annę Todd jeszcze nie wiedziałem jaką niespodziankę szykuje mi przewrotny los. W najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałem, że to wszystko się zmieni gdy na osobistej drodze życia spotkam swoją Elizabeth Bennet. Wówczas nie sądziłem, że ktoś może mnie tak całkowicie pochłonąć, wziąć za rękę, wyprowadzić z ciemności i pokazać, że nasze dusze w swej istocie są bliźniacze…

Wróćmy jednak do Zmysłów. Wydawnictwo miało swoją siedzibę w ścisłym centrum Warszawy, na ostatnim piętrze wieżowca, który piął się ku niebu niczym Wieża Babel. Bryła owego drapacza chmur redukowała osobę ludzką do rzędu okazu biologicznego, a okaz — do molekuły, co stanowi niezły postęp ku nicości. U stóp tego gmachu człowiek był niczym ziarenko piasku unoszone podmuchem, jak cząsteczka w akceleratorze. Czasem sklejony w tłoku, który stał się ostatnią znaną formą życia wewnętrznego w podziemnych pasażach, czasem gnany podmuchem przez tunele wymuszonym torem, trwonił energię, aby uniknąć dezintegracji i nie dać się rozpłaszczyć. Zresztą ze starożytną budowlą łączyły ten drapacz chmur i inne rzeczy, na przykład to, że w jego wnętrzu swoją siedzibę miało wiele firm z branży erotycznej i pornograficznej. Nagromadzenie w jednym miejscu wszystkiego, co się kojarzy z szeroko pojętym seksem sprawiało, że owa strzelista budowla, wypełniona po brzegi grzechem, jawiła się jako współczesne wyzwanie rzucone temu, co przez ogół jest uznawane za czyste i przyzwoite. Oczywiście nad tym całym „plugastwem” królowało wydawnictwo Zmysły, które było jak perła w koronie lubieżności… Choć w redakcji prym wiodły kobiety, wyjątkiem od tej reguły był Paweł, szef owego przybytku rozkoszy, i ja — “skromny” współpracownik. Sytuacja dziwna lecz ten, kto ma możliwość przebywać wyłącznie wśród pięknych kobiet, nie zadaje zbyt wielu pytań tylko korzysta z okazji, jaką dał mu los. Tak też było i w mym przypadku. Czerpiąc więc z luźnej formy współpracy, w wolnej chwili pisałem artykuły ociekające erotyzmem, przy okazji delektując się pięknem płynącym z otoczenia. A było co podziwiać. Nie wiem, kto odpowiadał za dobór personelu, ale chapeau bas. W tym miejscu królował glamour rodem z filmów Marca Dorcela. Platynowe piękności wyłaniały się niczym Afrodyta z morza, z tą subtelną różnicą, że ich nadejście oznajmiał zmysłowy stukot szpilek. Właścicielkami seksownego obuwia były kobiety wyłącznie szczupłe, o skrajnie pięknej aparycji i nienagannym makijażu. W ich ciele i ruchach zawierał się erotyzm pomieszany z perfekcjonizmem. Ten ostatni był szczególnie widoczny w stroju. Biała bluzka w połączeniu z ołówkową spódnicą to must have tutejszego dress codu. Oczywiście dodatki również były istotne. Czerwone usta, krwiste paznokcie, jedwabne pończochy to „die absolute Notwendigkeit um normal in der heutigen Welt zu funktionieren”7, jak mawiano. Nikogo więc nie powinien dziwić fakt, że do pracy chodziłem z przyjemnością. Kto by nie chciał być „Hahn im Korb”…8

No dobrze, ale czym tak naprawdę się zajmowałem. Odpowiedź jest dość prosta — pisałem dużo i namiętnie o szeroko pojętej erotyce. Swoją przygodę z dziennikarstwem zacząłem od tego, że lepsze połowy są z Wenus a gorsze z Marsa. Temat wydał mi się wyjątkowo ciekawy, wszak od zawsze między kobietami a mężczyznami istnieją zawiłości interpersonalne. Są one tym większe, im w bliższych relacjach jesteśmy. One mają nikłą orientację, atrakcyjność oceniają przez pryzmat subtelności, wolniej dochodzą do orgazmu, kochają przytulanie, koncentrują się na szczegółach, silnie reagują na niski głos. Oni są wzrokowcami, operują ogólnikami, nie potrafią odczytywać emocji, stawiają na czyny. Bez wątpienia ta różnorodność kładzie się cieniem na komunikacji międzypłciowej. I pomyśleć, że kobiety od mężczyzn odróżnia jeden procent genomu. Mało? Z pewnością, jest tylko jeden problem — ta sama proporcja zachodzi między człowiekiem a szympansem.

Naukowcy za całe zło obarczają mózg, geny i hormony. Faktycznie, to one odpowiadają za kłótnie, nieporozumienia, niesnaski… Dlaczego do nich dochodzi? Kobiety stawiają na bliskość emocjonalną. Chcą rozmawiać, odkrywać osobowość… Tymczasem mężczyźni działają, osiągają cele… Bywa, że ta forma aktywności przybiera postać seksu, co często przez płeć piękną jest traktowane jako uprzedmiotowienie. To pierwszy krok uruchamiający pasmo nieprzyjemnych zdarzeń. Następnym jest wykorzystywanie seksu w celu manipulowania. Czujecie to? Destrukcja wisi w powietrzu. To jednak dopiero początek — następnie zaczynają się zarzuty o brak domyślności, w końcu dochodzi do flirtu, który wieńczy romans, czyli zdrada.

W swoich tekstach poruszałem też kwestię tak zwanej wilczej natury. — W świecie zwierząt obowiązują twarde i nierzadko brutalne reguły dotyczące współistnienia. Przyroda tak funkcjonuje, że zwierzęta zawsze łączą się w grupy, którym przewodzą liderzy o ewidentnych cechach przywódczych. Samce alfa — bo o nich mowa — muszą być najsilniejsze, najgłośniej ryczeć, tudzież najpiękniej się poruszać. Podobnie jest w świecie ludzi — dowodziłem w jednym z artykułów.

Arogancki, agresywny, dominujący. Zawsze na szczycie, o każdej porze dnia i nocy jako przywódca. Najwyższa pozycja społeczna to jego znak rozpoznawczy. Któż to taki? Stuprocentowy mężczyzna. No właśnie, czy aby na pewno? Czy przypadkiem nie ulegamy stereotypom i, chcąc uprościć świat, nie racjonalizujemy zjawiska dotyczącego ludzkich samców alfa? W powszechnej opinii samiec alfa to prawdziwy archetyp męskości — człowiek silny, odważny, wiarygodny, prawy. Rzekłbym — ideał. Czy jednak ktoś taki istnieje we współczesnym świecie? Owszem, ludzi odpowiadających temu schematowi charakterologicznemu można spotkać. Miejscami, w których przebywają, są wszelkiej maści centra decyzyjne. Rozejrzyjmy się, gdzie okiem nie sięgnąć, szefowie korporacji, właściciele firm, prezesi spółek — wszyscy oni kochają władzę, pragną sukcesów zawodowych, odnotowują coraz większe podboje w sferze prywatnej. To świat „prawdziwych mężczyzn” — tych, którzy są pewni siebie a swoje umiejętności przekuwają w pasmo sukcesów, i to we wszystkich dziedzinach życia. Co warte podkreślenia, wysokie mniemanie o sobie występuje nawet wówczas, gdy nie odpowiada rzeczywistości. Nie ma to jednak znaczenia. Pewność siebie przechodzi w zarozumiałość, ponieważ samca alfa można jedynie podziwiać…

Kobietom imponuje, że samiec alfa dzięki dominującym cechom charakteru „płynie pod prąd”. Chodzenie własnymi ścieżkami, nie liczenie się z opinią innych, posiadanie wyrazistych poglądów na każdy temat, gardzenie powszechnie akceptowalnymi konwenansami, które porządkują społeczną egzystencję — to bez wątpienia przyciąga „płeć piękną”. Nie bez znaczenia pozostają tu również ponadprzeciętny urok osobisty, wrodzone umiejętności uwodzenia i pewność siebie. Kobietom odpowiada to, że są traktowane podmiotowo i mogą poczuć się bezpiecznie. Kusi je także lekki, chłodny dystans samców alfa. Co ciekawe, płeć piękną przyciąga też prawdomówność. (Samiec alfa nie kłamie, problem jednak w tym, że szczerość do bólu nie we wszystkich sytuacjach jest wskazana. Tak samo jak mówienie prawdy zawsze i wszędzie).

Zauroczenie mija z chwilą, gdy kobieta nie godzi się na rozbudowaną do granic możliwości dawkę męskiego egocentryzmu i egoizmu. Gdy postanawia „wybić się na niezależność”, wówczas w związku następuje kryzys, który trudno zażegnać. Pojawiają się kolejne pretensje, które uruchamiają lawinę przykrych zdarzeń. Na nic się to jednak zdaje, ponieważ samiec alfa nie zrezygnuje ze swojego dotychczasowego życia i zrobi wszystko, aby wygrać. Jeśli będzie trzeba, do celu dojdzie po trupach. Cóż więc pozostaje kobiecie? Albo zaakceptuje status quo, albo… musi zrezygnować z tej relacji. Tu nie ma mowy o żadnym kompromisie. Chyba, że zgniłym, czyli opierającym się na uległości partnerki. To jednak wyboista droga i dodatkowo usłana kolcami. Wszak samiec alfa nierzadko poniża innych, kwestionuje ich wiedzę i doświadczenie, krzyczy na ludzi, którzy mają inne poglądy na świat. Na domiar złego, nie potrafi się zrelaksować i skutecznie, przez swoje toksyczne zachowanie, utrudnia odpoczynek osobom z najbliższego otoczenia.

A jak wygląda funkcjonowanie samców alfa w pracy? Biorąc pod uwagę powyższe uwagi, sprawa nie wygląda kolorowo. I nie ma się co dziwić. Wszak upartość, zarozumiałość i aroganckość to cechy, które nie sprzyjają rozwojowi kariery. Wręcz przeciwnie — powodują regres zawodowy. Nie zawsze jednak mamy z nim do czynienia. Są zawody, w których samiec alfa poczuje się jak ryba w wodzie. Jednym z nich jest profesja menedżera. Praca ta wymaga przede wszystkim zdolności komunikacyjnych, te zaś są mocną stroną „stuprocentowego mężczyzny”. Dzieje się tak, ponieważ mężczyźni spod znaku samca alfa podświadomie dostrzegają schematy ludzkich działań. Więcej, są w stanie odpowiednio na nie reagować. Poza tym samiec alfa to urodzony lider, który potrafi przewodzić innym. W biznesie ta cecha charakteru jest niezwykle pożądana. Mając to na uwadze, chcąc stworzyć dobrze funkcjonującą firmę, nie powinniśmy z obojętnością podchodzić do osób wykazujących się cechami charakterystycznymi dla samca alfa. Taki pracownik to prawdziwy skarb, który nie tylko przyczyni się do dobrego zarządzania przedsiębiorstwa, ale również wprowadzi je na drogę wiodącą ku prosperity.

Co ciekawe, pisałem nie tylko jako autor, ale również jako autorka. Do historii przeszedł mój słynny tekst pod tytułem “Psychologia miłości”, w którym “pytałam” jak stać się wyjątkową i wymarzoną kobietą dla swojego partnera, jak sprawić, by mężczyzna, którego wybieramy, obdarowywał nas prawdziwą miłością? “Najprościej odpowiedziałabym — wystarczy kochać. Wierzę, że prawdziwe uczucie podświadomie kieruje naszymi działaniami tak, byśmy miłość odzwierciedlały. Kiedyś nazwano by to „czarną magią”; dzisiaj pewnie psychologią związku lub czymś równie zagmatwanym. Ja w każdym razie wolę po prostu kochać swojego mężczyznę, naprawdę i szczerze, oraz zwyczajnie mu to okazywać.

Znam pragnienia swojego faceta, bo go słucham i jestem obecna w jego życiu. Dlatego wiem, że każdy mężczyzna chciałby, by jego partnerka uważała, że jest niezwykły. Samce chcą czuć, że są podziwiane za swoją inteligencję, wrażliwość, że ich ukochana dostrzega to „coś”. Pragną być doceniane. Każdy reprezentant płci brzydkiej będzie dbał o kobietę, która go podziwia. Oczywiście nie mam na myśli fałszywych komplementów i pustych słów. Jeżeli mężczyzna słyszy od swojej lepszej połówki, że jest dla niej wyjątkowy, to tak właśnie się czuje. Z kolei gdy czuje się kimś niezwykłym, jego partnerka również będzie dla niego zjawiskowa. Mężczyźni nie są naiwni i — wbrew powszechnym spekulacjom — nie nabiorą się na nieuzasadnione czołobitne i służalcze pochlebstwa. Podziw musi być szczery, a facet musi mieć pewność, że kobieta go rozumie. Tu nie potrzeba wielkich słów, wystarczy na przykład poprawienie krawata… Niby niuans, ale ukazujący autentyczne zainteresowanie partnerem. Niestety, wiele par docenia siebie jedynie w początkowej fazie współżycia. Wtedy wzajemne komplementowanie się jest wszechobecne. Jednak z biegiem czasu zachwyt powszechnieje a partnerzy przestają doceniać piękno i wartości, które ich łączą. To wielki błąd, pamięć trzeba pielęgnować. Rozważania o przeżytych razem momentach, wspominanie z ukochanym tego, co kiedyś zachwycało, to wspaniały sposób na teraźniejsze spędzanie czasu, powrót do największych namiętności. Za żadne skarby nie chciałabym tego utracić.

Wierzę w mojego mężczyznę, dostrzegam jego talenty i wspieram go. Jestem przy nim ilekroć mnie potrzebuje, podnoszę na duchu i zawsze stoję u jego boku. Kobieta, która wierzy w to, co jest w stanie osiągnąć jej facet, daje mu niezwykłą siłę. Moja wiara sprawia, że partner stara się jeszcze bardziej. Jestem jego motywacją do działania. Oczywiście nie oczekuję jedynie wielkich osiągnięć. Dlatego mój mężczyzna ma aspiracje i poczucie, że ma dla kogo się starać. Dla niego to bardzo ważna rzecz. Jeśli czuje obojętność ze strony partnerki, przestaje się nią interesować. Jestem absolutnie przekonana, że najbardziej szczęśliwi są ci partnerzy, którzy są wobec siebie lojalni. Związek jest jak gra w tej samej drużynie. Niestety, bardzo często jestem świadkiem sytuacji, w których kobiety zapominają, że powinny stać po stronie partnera. Ironizują i szydzą z niego w towarzystwie, wypominając mu różne potknięcia. To niedopuszczalny błąd! Każda kobieta, która w obecności innych osób neguje jakiekolwiek umiejętności swojego mężczyzny, bardzo go rani. Dlatego nigdy nie przyłączam się do takich reprezentantek płci pięknej. Na nich nie można polegać, nie są ani dobrymi partnerkami, ani koleżankami. Mężczyzna musi wiedzieć, że może na mnie liczyć. Bycie lojalną nie oznacza jednak, że moje zdanie musi się pokrywać z poglądem partnera. Mówię mu o swoich wątpliwościach, próbując zrozumieć jego punkt widzenia. Negowanie jego pomysłów na wstępie zamyka jakąkolwiek dyskusję, sprawia, że sama odbieram sobie szansę na zaproponowanie rozwiązania. Z kolei dobry partner nie podkopuje wiary w siebie osobie, którą kocha.

Z natury mężczyzna ma silną potrzebę zapewnienia bytu swojej partnerce. Dzisiaj pieniądze nie są takim wyrazem opiekuńczości jakim były dawniej. Kobiety pracują i zarabiają, ale mężczyzna nadal chce czuć, że to on „rozdaje karty”. Jeśli jednak usłyszy, że nie jest do niczego potrzebny, bo ma do czynienia z kobietą niezależną, zastanawia się, po co ma tkwić w takim związku. Po pewnym czasie odchodzi, bo nie widzi dla siebie miejsca. Dlatego mądra kobieta potrafi być silna, ale też wie, jak pokazać swojemu mężczyźnie, że go potrzebuje.Idźmy jednak dalej. Dla każdego mężczyzny ogromne znaczenie ma potwierdzenie jego atrakcyjności seksualnej. Jeśli kobieta przestaje dostrzegać męskość swojego partnera, rujnuje mu poczucie wartości. Niezależnie od tego ile czasu trwa związek, partner zawsze chce uznania, musi wiedzieć, że podnieca… Dlatego ona powinna okazywać swojemu ukochanemu zainteresowanie w tej dziedzinie. I wcale nie chodzi tu o wysokie „c”. Po prostu mówię swojemu partnerowi jak bardzo mnie podnieca, gdy… i że jest cudowny, kiedy…

Na koniec zdradzę jeszcze jedną ważną rzecz. Jeśli mężczyzna usłyszy, że podnieca swoją kobietę sprawiając jej niespodzianki, będzie ją zaskakiwał coraz częściej. Albowiem poczucie męskości jest silnie związane z umiejętnością zaspokojenia kobiety. Dlatego warto zapewniać ukochanego, że jest dla nas atrakcyjny. Tak buduje się silna więź — relacja, której nie zburzy żadna przeciwność losu”.

Oczywiście jako “autorkę” interesowały mnie również wszelkie kwestie modowe. — Kiedyś wyparty z szaf przez emancypantki i nazywany przez nasze prababki narzędziem tortur, dziś uważany za jedną z najbardziej zmysłowych części garderoby. Gorset, bo o nim mowa, wraca na salony — pewnego dnia oznajmiłem na łamach Zmysłów. Prawdziwa kobiecość wymaga prawdziwego stroju, który na ołtarzu seksualności składa funkcjonalność i wygodę. Nic to jednak. Kobiety coraz częściej sięgają po „symbol zniewolenia”, który stał się mieszanką atrybutów uwodzenia z różnych epok. Co nimi kieruje przy wyborze ubrania, które więcej zasłania niż odsłania? Odpowiedź jest prosta — gorset to seksualny wabik. Mając to na uwadze, wiele kobiet chętnie przywdziewa gorsety, słusznie dopatrując się w nich aluzji do garderoby średniowiecznych kurtyzan…

— Jako stuprocentowa kobieta twierdzę, że zakładając gorset mogę inspirować się ikonami wielu epok. Najbardziej odpowiada mi wysmakowany styl Marii Antoniny. Uwielbiam barok, bo to okres wybitnego upiększania ciała. Kobiety z tamtej epoki wyglądały wiecznie młodo, delikatnie i ponętnie — dowodziłem z pełnym przekonaniem. W późniejszych czasach gorset przybrał kształt klepsydry. Jego głównym zadaniem było uzyskanie jak największego wcięcia w talii. Oczywiście gorset pełnił rolę jedynie bielizny, skrytość pod ubraniem była bowiem podyktowana względami pruderyjnymi; swoiście pojęta przyzwoitość skutecznie maskowała erotyzm przed szeroką publicznością. — Dziś, gdy poszukuję modowej inspiracji, zawsze przychodzą mi na myśl lata czterdzieste ubiegłego wieku. Nie można przecenić wkładu burleski w wygląd kobiecej sylwetki. Tradycyjna, pieczołowicie zasznurowana, znakomicie wyprofilowana konstrukcja gorsetu nie tylko kreśliła talię osy lub nadawała kobiecie wdzięczną linię łabędzia, ale również wynosiła dekolt na piedestał cielesności.

Obecnie gorset nie jest ukrywanym elementem bielizny. Uzyskał miano pełnoprawnej, dekoracyjnej części składowej kobiecego ubioru. Powiem więcej — teraz dominuje i błyszczy przyozdobiony całą gamą dodatków, wśród których prym wiodą specjalne kamienie i metale szlachetne. Najważniejsze jest jednak to, że gorset (przy całej swej subtelności) nadal prowokuje, w dalszym ciągu emanuje tajemnicą… Dziś luksusowe marki oferują mnogość wzorów i fasonów. Gorsetowe sukienki rzeźbią figurę a bieliźniane wersje rozpalają męskie zmysły buduarowym stylem retro. Kuszą atłasowe tkaniny, uwodzą aksamitne tasiemki, zniewalają dekoracyjne ramiączka, ściągają wzrok delikatne elementy koronkowe. Najpiękniejsze barwy pożądania to purpura, butelkowa zieleń, ciągle modna malina, szafirowy niebieski oraz wszelkie odmiany fioletu i różu. Współczesny gorset idealnie spaja się z ciałem, podkreśla talię, unosi i eksponuje biust, zdecydowanie wpływa na prezencję dekoltu. Więcej, dzięki tej bieliźnie kobiety olśniewają otoczenie swym wdziękiem. Są nie tylko piękne, ale i pewne siebie. Sznurujmy więc, pętajmy i zniewalajmy nasze ciała. Oczywiście wszystko w imię piękna…

A propos niego, wróćmy do Anastazji. Zawsze miła i uśmiechnięta, była pięknem w najczystszej postaci. Atrakcyjna, wysoka, szczupła, z krągłymi biodrami i średniej wielkości biustem dwudziestodwuletnia blondynka szybko zawróciła mi w głowie. Świadoma swojego ciała, lubiła je i chętnie nim kokietowała. Wyglądała seksownie i w wieczorowej kreacji, kiedy szła z szefem na oficjalną kolację, i w zwykłych dżinsach połączonych z bawełnianą koszulką. Nie zakładała wówczas stanika, kusząc odciskającymi się na cienkim materiale sutkami. Tak, zdecydowanie zwracała na siebie uwagę. Mimo młodego wieku emanowała dojrzałym, świadomym erotyzmem, tak różnym od taniej, pretensjonalnej wulgarności rówieśniczek. Do tego ten kuszący trzepot rzęs… Drobne szczegóły takie jak zmysłowo rozchylone usta, szeroko otwarte, błyszczące namiętnością oczy, frywolne gładzenie szyi, wyzywające poprawianie włosów czy częste pochylanie się ku rozmówcy sprawiały, że jej twarz nabierała wyrazu i piękna. Żywa gestykulacja, uciekająca schematom mimika, czarujące spojrzenie — to wszystko wyrażało zmysłowość i seksapil. Ta dziewczyna miała w sobie coś z grzechu. Urzekła mnie tym, że zawsze spoglądała w stronę niezbadanych obszarów, szukając okazji do poszerzenia istniejącego pejzażu doznań. Odnajdywanie takich możliwości, a także świadomość, że da się je wykorzystać, było bardzo ekscytujące. Do tego stopnia, iż później znalazło to odzwierciedlenie w naszych spotkaniach…

Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, kusiła widokiem, co więcej — powabem zapowiadała spełnienie najskrytszych męskich marzeń. Jako osoba szczególnie wyczulona na kobiece piękno, wodziłem za nią wzrokiem jak wytrawny myśliwy za dziką zwierzyną. Tak, obudziła we mnie instynkt łowcy. Nie było dnia, aby ponętne kształty Anastazji nie wywoływały u mnie dreszczy podniecenia, abym nie pożerał wzrokiem pośladkow, idealnie ukształtowanych w klubie fitness, żebym nie wyobrażał sobie jak Anastazja leży pode mną i każde samcze pchnięcie kwituje rozkosznym jęknięciem. Opętany lubieżnymi wizjami słyszałem, jak pod wpływem mej szaleńczej galopady pojedyncze łkania kochanki przechodzą w kwilenie, oczami wyobraźni widziałem jak szarpane orgazmem ciało przyjmuje kolejne porcje rozkoszy, ponętnie tryskające do rozgrzanego wnętrza…

Pewnego dnia, gdy jego resztki noc zabrała w ramiona i słodko utuliła do snu, zaproponowałem Anastazji wspólne wyjście na branżowe targi. Od zarania dziejów cielesność budziła emocje. Także dziś penetruje nasze zmysły i fantazje, wydobywa na światło dzienne skryte pragnienia. Wydarzenie o nazwie EROtrends miało udowodnić, że między intymnością a magią jest znak równości. Chcąc się o tym osobiście przekonać, wziąłem Anastazję i wspólnie przekroczyliśmy drugą stronę lustra… Skusiło nas to, co na pozór niedostępne. Czemu zajęliśmy się tematyką seksualności człowieka? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta, wręcz banalna — bo to temat tabu. Zjawisko głęboko ukryte na dnie ludzkiej duszy. Czasami tak bardzo pokątne, że niby jest, a jakby go nie było. A jak już jest, często spychamy je do sfery podświadomości. Mając to na uwadze, zapragnęliśmy poznać istotę EROtrends.

Na początek swoim występem przywitała nas Agnieszka Marczak — artystka z wieloletnim doświadczeniem estradowym w kraju i za granicą. Wszystkie jej występy pełne są pasji i szacunku do publiczności, której całkowicie oddaje się z chwilą wejścia na scenę. Przed kurtyną profesjonalna akrobatka-kontorsjonistka, mistrzyni hula hoop oraz ceniona na świecie tancerka brzucha. Profesjonalizm i regularność pokazów przyniósł jej rok 2007, choć swój debiut przed wielką publicznością miała już jako czterolatka. Będąc córką artystów cyrkowych wzrastała w atmosferze wielkiego szacunku do sceny i sztuki. Od tamtej pory Agnieszka wystąpiła w czternastu krajach, między innymi w Japonii, Chinach, USA, Katarze, Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz Izraelu. Jest także laureatką wielu międzynarodowych konkursów. Regularnie współpracując z firmami w Polsce, łącznie oddała już ponad tysiąc występów! Każdy z nich traktując jako ten wyjątkowy… To wszechstronnie uzdolniona akrobatka i tancerka. Jej ekstremalne wyginanie ciała rozgrzało atmosferę do czerwoności, zaś ekwilibrystyka z obręczami hula hoop oraz taniec brzucha spowodowały, że męska część publiczności wielokrotnie nagradzała artystkę gromkimi brawami.

Oczywiście nie zabrakło również Betty Q, pierwszej polskiej performerki burleski. Temat kobiecości, siostrzeństwa, czułego dbania o ciało i urodę nie mógł się skończyć w życiu Betty inaczej niż zachwytem nad sztuką burleski. Burleski, która jest radosną celebracją kobiecego ciała i jego niesformatowanej zmysłowości. Ciała ubranego w pióra, cekiny, teatralne kostiumy i rozebranego — zgodnie z autorskim scenariuszem, choreografią, plastyczną wizją performerki.

Zawsze kochała scenę. Jedenaście lat temu, mając już za sobą spore doświadczenie w teatrze amatorskim, gdzie uczyła między innymi tańca brzucha, Betty zobaczyła w internecie burleskowy show — i przepadła. Ona, studentka pedagogiki, rzuciła się na burleskę, by z pasją zgłębiać temat. Zaczęła występować, a pierwsze autorskie zajęcia z elementami burleski poprowadziła w listopadzie 2010 roku. Był to czas, gdy na pytanie zadane jej na pewnym szwedzkim festiwalu, jak wygląda polska scena burleskowa, mogła uczciwie odpowiedzieć: — Wygląda jak ja.

Od tego czasu środowisko — w dużym stopniu dzięki niej — znacznie się rozrosło. Najpierw Betty założyła pierwszy w Polsce kolektyw performerek burleski Betty Q & Crew, do którego należały oprócz niej Pin Up Candy, Kitty van Purr, Juicy Jane, Coco de Chocolat. Potem zaczęła prowadzić akademię burleski i kształcić kolejne diwy performance’u. Z grupą koleżanek powołała fundację Home of Burlesque, a w 2017 roku razem z Madame Meduse i Panią Misią otworzyły Madame Q. To miejsce łączące scenę, burleskową akademię i warsztaty.

Spektakl burleski na żywo, w kontakcie, to wymiana energii z publicznością. Widzowie krzyczą, biją brawo, komentują. Performerki i performerzy prowokują, reagują, uwodzą, kpią, śmieją się z siebie i stereotypów, prowadzą dialog z odbiorcami. To trochę impreza, a trochę show. Bezpośrednia, bezpretensjonalna forma rozrywki, w której ciało jest odsłaniane publicznie, a jednocześnie w sposób niezwykle intymny.

Betty specjalizuje się w burlesce raczej teatralnej, narracyjnej, opowiadającej historie zabawne, czasem zaskakująco mroczne, ale lubi też klasyczny glamour Złotego Wieku Burleski. — Niektórzy mówią, że to spektakle o niczym: te kieliszeczki z szampanem i śliczne pin-up girls. Ale dla mnie to wciąż jest polityczne! To jest o władzy i o kontrolowaniu spojrzenia. To ja wybieram, w co się ubieram i jak się rozbieram. Jest to szalenie subwersywne i kontynuuje myśl feministyczną w podejściu do ciała.

W Warszawie obok Madame Q działa choćby fenomenalny dekadencki Worek Kości Renaty Kuryłowicz ze stałą sceną burleskową. Choć nadal, jak przyznaje Betty, jest to zjawisko niszowe, bytujące na marginesie teatru, miejskiej kultury i tańca. Ma też wiele wspólnego ze świadomością i akceptacją ciała, seksualności i zmysłowości.

Betty — filigranowa, lecz krągła kobieta — od początku miała poczucie, że burleska jest o akceptowaniu siebie, swojej kobiecości, o byciu w ciele. Ale interesował ją też inny wymiar: to, że możesz być ultrakobieca i jednocześnie mieć coś do powiedzenia światu. Możesz mieć szpilki i manikiur, a jednocześnie być szalenie wyzwolona, wiedzieć, czego chcesz. — Odium urody, dbania o siebie, „próżności” sklejonej z kobiecością wiąże się z tym, że odbiera się często kobietom sprawczość i mądrość — mówi. — Spotykałam się z tym wielokrotnie. I chyba dopiero z pięć lat temu miałam przełom, przy okazji festiwalu, który przygotowywałam w kinie Iluzjon. Tam zrozumiałam, że jednak potrafię prowadzić dużą imprezę i mówić do ludzi. Mogę być nie tylko tą, którą się ogląda, ale też tą, której się słucha. Robiąc burleskę, możesz być i piękna, i mądra. I zabawna. Rozbierając się, możesz mieć władzę.

Kiedyś Betty prowadziła mnóstwo imprez. A przecież, jak zauważa, w środowisku konferansjerskim jest bardzo mało kobiet i to stanowi wielką przeszkodę, niemal nie do przeskoczenia. — Burleska jest indywidualną formą performance’u — tłumaczy. — Sama się do niego przygotowujesz, tworzysz scenariusz, ruch, kostium. I wtedy skupiasz się na sobie. To wejście w siebie daje też cenną refleksję: jaka jestem, jaką chcę być? Jaką pragnę być dla innych, a jak oni mnie odbierają? To jest rozważanie nad tym, jaka jestem naprawdę, albo też, co chcę zmienić, żeby móc być sobą. Dzięki temu rozwijasz się, nabierasz pewności siebie.

Dlaczego warto zawalczyć o przetrwanie swobodnej, filuternej burleski w pruderyjnej Polsce? Betty zauważa, że coraz częściej na jej zajęcia przychodzą dojrzałe kobiety. — Czasem naprawczo — mówi. — Dostały w życiu taką narrację o sobie, która w pewnym momencie przestaje działać. Chcą więc coś z tym zrobić, naprawić relację z ciałem. Pojawiają się też młodziutkie dziewczyny. One z kolei dostają przekaz, że mogą być, kim chcą. Tutaj dochodzą do przekonania, że nie muszą dopasowywać się do ludzi i do miejsc, tylko muszą znaleźć miejsca i ludzi, którzy będą do nich pasować.

Biorąc pod uwagę całokształt życia Betty, nie trzeba nikogo przekonywać, że za każdym razem występ naszej Porcy Papessy to nie lada gratka dla miłośników tego gatunku. Nie ukrywam, że i ja byłem zachwycony. Przechodząc się z Anastazją między stoiskami, w głowie kołatała nam jedna myśl: seks to tajemnica, która uwodzi niczym freski Giotta. Niestety, często przestajemy ją odkrywać, co odbija się na jakości naszego życia. Co zrobić aby zainspirować się do zmysłowości? Na początek zacznijmy chodzić na takie imprezy jak EROtrends. Tego typu miejsca skupiają ludzi, którzy nie boją się swobodnie rozmawiać o seksie i z przyjemnością oddają się poszukiwaniom niezbadanych dotąd sfer erogennych. Jak jednak uatrakcyjnić świat intymnych doznań? Przede wszystkim zrelaksujmy się. Zamiast wpuszczać do naszej sypialni problemy dnia codziennego, zachwyćmy się przyjemnością wynikającą z bliskości. Nie bójmy się również „pomocników rozkoszy”. Według badaczy z Indiana University, w Stanach Zjednoczonych przeszło pięćdziesiąt procent kobiet używa wibratorów, a siedemdziesiąt procent mężczyzn pozytywnie odbiera stosowanie w sypialni gadżetów seksualnych. Co ciekawe, biżuteria erotyczna i seksowna bielizna to przedsmak rozkoszy, która z czasem może się zamienić w praktyki bardziej wyrafinowane typu bondage (zabawa polegająca na tym, że jeden z partnerów krępuje drugiego za pomocą sznura, kajdanek, chust czy apaszek). O tym, że jest popyt na tego typu fantazje, z całą mocą pokazała popularność książki „Pięćdziesiąt twarzy Greya”.

A jak jest na rodzimym podwórku? Nasze społeczeństwo jest w tej sferze „na dorobku”. Nie można jednak powiedzieć, że kinbaku shibari (japońska sztuka unieruchamiania ciała liną) nie ma w Polsce zwolenników. Mogliśmy się o tym przekonać na targach, gdzie pokaz wiązania w celach erotycznych spotkał się z dużym zainteresowaniem. Jednak w skali kraju omawiane zjawisko jest marginalne. W większości przypadków seksu nie traktujemy jak ważnego elementu życia emocjonalnego. Po części bierze się to z tego, że nie chcemy/nie potrafimy pogłębiać relacji z drugim człowiekiem. Tymczasem niezaspokojone potrzeby akceptacji i bliskiego kontaktu mają przełożenie na całe nasze życie. Wybór jest więc prosty: albo dalej będziemy tkwić w objęciach wszechobecnej pruderii, albo — odkryjemy sferę cielesną, w której prym wiodą rozkosz, pożądanie i namiętność. Decyzja należy do nas.

Pomna tej prawdy Anastazja, owego wieczoru zaprowadziła mnie do krainy spełnienia. Jej seksowne figi manifestowały pewność siebie i wyrafinowane piękno. Miękka koronka, która delikatnie otulała skórę, sprawiała, że noszenie tej bielizny było czystą przyjemnością. Zmysłowy krój perfekcyjnie eksponował pośladki, podkreślając kobiecy wdzięk w najbardziej subtelny i uwodzicielski sposób. Dodatkowy detal z przodu, ozdobna srebrna zawieszka, była wisienką na torcie, która przyciągała wzrok i dodawała bieliźnie jeszcze więcej uroku. Jakby tego było mało, eleganckie czarne pończochy ze szwem Kabarette zdobiła zmysłowa koronka. Owa część garderoby wyraźnie podkreślała profil nóg — zaś cienki szew z tyłu dodatkowo je modelował, optycznie wyszczuplając. W ruchu takie kabaretki hipnotyzowały spojrzenia, a nogi wyglądały obłędnie! Z kolei pas do owych pończoch był niezwykle eteryczną konstrukcją. Jego przód prezentował koronkowy łuk, uformowany w taki sposób, by podkreślać kobiece centrum, tył zaś był minimalistyczną, geometryczną ramą, która apetycznie wyróżniała pośladki. Duet cienkich pasków i koronki tworzył wyjątkowo gustowną parę — zaskakiwał elegancją i seksapilem…

Nasza intymna znajomość zaczęła się dość niewinnie. Chcąc pokazać mi, że ma ogromną ochotę na rozkosz, pogładziła dłonią moje okolice intymne, szepcząc do ucha, że bardzo lubi to robić. Męskość obudziła się i stanęła na baczność. Zanim jednak doczekała się konkretnej pieszczoty, wybranka serca pobudziła dłońmi kilka innych punktów na moim ciele. Delikatnie pogładziła ramiona, kark, klatkę piersiową, stopniowo zniżając się do celu słodkiej podróży. Kiedy dłonie były coraz bliżej napiętej rozkoszy, celowo ominęła okolice intymne, za to zmysłowo musnęła opuszkami palców uda, następnie wróciła do podbrzusza. Im więcej bodźców otrzymywało moje ciało, tym silniej zaczynało odczuwać potrzebę pieszczoty przyrodzenia. W końcu przyszedł upragniony moment. Delikatnie chwyciła pełne nektaru winogrona, następnie spokojnym, leniwym ruchem przesunęła dłonią ku główce penisa. Oplotła ją zwinnymi paluszkami i ponownie przesunęła po całej długości przyrodzenia — aż do soczystych kul. Po chwili chwyciła penisa obiema dłońmi, następnie kciukami naprzemiennie uciskała i głaskała trzon. Nie robiła tego gwałtownie, ruch był miękki i jednostajny. W pewnym momencie palce chwyciły główkę i zacisnęły się tak, jakby chciały wyciskać cytrynę. Nie używała siły. Nacisk był odczuwalny, ale nie bolesny. Druga dłoń podtrzymywała przyrodzenie w okolicy klejnotów. Po chwili rozpoczęła pieścić żołądź, robiła to przez napletek, rytmicznie go zsuwając i nasuwając. Poświęcała również uwagę miejscu między główką a trzonem, stosując finezyjne metody ucisku. Raz trzymała penisa u podstawy, innym razem obejmowała, stymulując od podstawy do żołędzi. Umieszczała dłonie po obu stronach trzonu, z palcami zwróconymi ku sobie pocierała w przód i w tył, jakby chciała rozpalić ogień za pomocą patyczków… Pobudzała również żołądź, uciskając wędzidełko. W miarę wzrostu mojego podniecenia zwiększała stymulację, gdy zaś oznaki nadchodzącej rozkoszy były coraz wyraźniejsze, nagle zaprzestała pieszczot. Niedosyt był tak podniecający, że „przelane” w dłonie pożądanie w pełni zaspokoiło moje erotyczne pragnienie… Lepki i słodki nektar, który znalazł ujście na zwinnych dłoniach kochanki, był należytym podziękowaniem za osiągniecie mistrzostwa w sztuce erotycznego rękodzieła…

Pierwsze spełnienie z Anastazją zapoczątkowało całą serię rozkosznych uniesień, do których chętnie wracałem… Teraz, dzięki fantazjom o Ladacznicy, doświadczałem z Anastazją „drugiej młodości”. Na powrót wymienialiśmy pocałunki. Soczyste, głębokie, długie, z użyciem oszalałych języków. Nasze ciała falowały w jednostajnym rytmie, płynnie, niczym morskie fale. Wzdychaliśmy przy tym oboje, nasze oddechy stawały się coraz szybsze i głośniejsze, po czym nagły skurcz targał nami i padaliśmy obok siebie nieruchomi, sparaliżowani wszechogarniającym błogostanem, promieniujący szczęściem, którego opisać nie sposób.

W osiągnięciu niespotykanej dotąd rozkoszy pomocne okazały się strip cluby. Większość mężczyzn uważa, że klub ze striptizem to wymysł czasów współczesnych. Nic bardziej mylnego, nasi przodkowie też lubili sobie pofolgować w kwestiach rozpusty. Ich bezwstydność w tym temacie zaowocowała dzisiejszą wysmakowaną rozrywką. Kiedyś jednak też była szara codzienność, od której chciano się uwolnić, szukając miejsc gdzie królowała zmysłowość.

Pierwszy klub go-go powstał w USA w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, zaś początek erotycznych występów tancerek topless miał miejsce w klubie Condor w San Francisco. Wywołały one prawdziwą burzę, ponieważ odbyły się w czasach rewolucji seksualnej, kiedy modne stawały się pozamałżeńskie kontakty intymne, na popularności zyskiwała literatura seksuologiczna i ubrania odsłaniające ciało, a pierwsze sex shopy oraz kina porno wyrastały jak grzyby po deszczu. Tę scenerię uzupełniały występy erotyczne, które zyskały wierne grono entuzjastów. Pierwszy striptiz został zaprezentowany na balu w Moulin Rouge w Paryżu, skąd lotem błyskawicy rozpowszechnił się po całym globie. Kobiety przejmowały od siebie zamiłowanie do tańca erotycznego. Ich ciała, pokryte brokatem, otulone przygaszonym światłem, wyglądały niecodziennie i zachwycająco. Z czasem choreografia autorstwa mistrzów tańca klasycznego zadbała o wydźwięk emocjonalny.

Pomny zmysłowej przeszłości zapragnąłem, aby starannie zaaranżowane wnętrza przeniosły mnie do innej rzeczywistości. Chciałem wygodnie się rozsiąść na komfortowej kanapie i podziwiać występy pięknych i zdolnych tancerek, całą przyjemność wzbogacając smakiem wysokiej jakości trunku. Zacząłem więc poszukiwania najlepszego miejsca. Wybór był nie lada zadaniem, ponieważ dziś owe przybytki są niemal w każdym większym mieście. Skryte, znane tylko koneserom kobiecego piękna, pasjonatom, którzy za swoją namiętność są w stanie zapłacić krocie… Kameralne wnętrza, dyskretna zabawa w towarzystwie zmysłowych striptizerek, których choreografia i erotyczne układy taneczne to prawdziwe show. Do tego bar z bogatą kartą alkoholi i softdrinków… Można się zatracić, nieprawdaż?

Night cluby kuszą, VIP-Roomy uwodzą dyskrecją, zaś za woalką prywatności dzieją się bardzo, bardzo niegrzeczne rzeczy… Towarzystwo pięknych tancerek nobilituje, wyróżnia, wreszcie wzbudza zazdrość… Wielu bowiem chciałoby znaleźć się w elitarnym miejscu, które cieszy się zasłużoną renomą. W night clubach prestiż miesza się z elegancją, piękno z wyuzdaniem, pożądanie z namiętnością. Zmysłowe tancerki owijają męskie ciała niczym bluszcze, zaś wyśmienite alkohole czynią atmosferę przyjemną w intymnym obcowaniu… Co odważniejsi udają się na zasłużony odpoczynek do specjalnych Dance Roomów. Tam odpowiednio wyselekcjonowane tancerki spełnią oczekiwania nawet najbardziej wymagającego klienta. Striptiz upaja męskie zmysły pięknem kobiecego ciała, grzech wisi w powietrzu niczym miecz Damoklesa. Jeszcze chwila a dojdzie do… rozkoszy…

Spośród całego wachlarza możliwości wybrałem klub o nazwie Złoty Deszcz. Jeśli miałbym go w największym skrócie opisać, powiedziałbym tak: to olbrzymie pomieszczenie z purpurowymi, wykończonymi atłasem boksami rozmieszczonymi dookoła dolnego piętra. Całą jedną ścianę zajmuje błyszczący bar z lustrami, które stwarzają złudzenie, że całość jest jeszcze większa. W środku parteru znajduje się duży parkiet taneczny. Jest obramowany kratownicą z ruchomymi reflektorami, które emitują oszałamiającą feerię barw. Schody przy parkiecie prowadzą do podwyższenia dla VIP-ów, którego turkusowe loże są oddzielone słupkami z aksamitnymi linami. W jednej z sekcji na podwyższeniu jest pleksiglasowe przepierzenie, które pozwala wszystkim patrzeć na DJ-a. Po całym klubie śmigają hostessy o o wyglądzie modelek, w seksownych spodenkach, dopasowanych topach i purpurowych kwiatach ozdabiających włosy. Lokal sprawia wrażenie szpanerskiego, lecz nie jest pozbawiony smaku, mimo rozstawionych wszędzie reklam rumu Merit.

Pewnej soboty owa perła w koronie namiętności otworzyła przede mną i Anastazją swoje podwoje. Wizyta w tym miejscu to zawsze uczta — zarówno dla ciała, jak i ducha. Każdy wielbiciel kobiecych wdzięków z pewnością będzie zachwycony. Tancerki zatrudnione w klubie są skrajnie piękne, bulwersująco zmysłowe i potrafią to efektownie wykorzystać. Z drugiej strony, lokal nie stawia wyłącznie na zauważalną urodę — dziewczyny to nie tylko ładne ciała i urokliwe twarze, ale przede wszystkim kompletne artystki, prezentujące pokazy na najwyższym poziomie. Prawdziwy pole dance to dziedzina sztuki, która mocno wykracza poza zwykłe wdzięczenie się na scenie. Tancerki są demonicznie gibkie, maniakalnie wysportowane i panują nad ruchami w stu procentach. My woleliśmy jednak chłonąć piękne widoki w bardziej kameralnej atmosferze, zdecydowaliśmy się więc na prywatny pokaz w specjalnie do tego przeznaczonym pomieszczeniu. Tylko w ten sposób mogliśmy osiągnąć pełną intymność i skupić się na wszystkich walorach striptizu…

Naszym oczom ukazała się posągowa piękność, która wykonała płomienny lap dance w połączeniu z wyjątkowym pokazem tańca erotycznego. Wyrazista czerń pończoch w duecie z żywą czerwienią były jak paso doble, które łączy niepokorne żywioły w jedną całość. Ostry szew i florystyczna ozdoba ud to czysta esencja prawdziwej kobiecości! Te czarne pończochy wprowadzały do stylizacji nieco żywiołowej pasji i świeżego powiewu pewności siebie. Wzorowane na gorącym tańcu, łączyły w sobie kontrastujące elementy — głęboką, zmysłową czerń i błyszczącą, ognistą czerwień, tworząc jedyne w swoim rodzaju doznanie. Ostry szew biegnący z tyłu pończoch dodawał charyzmatycznego akcentu, podczas gdy delikatne, florystyczne zdobienia na udach uwydatniały kobiecą finezję.

Kocie ruchy oczarowały zmysły, to był jednak dopiero początek. Filuterna tancerka z wdziękiem pozbywała się garderoby i uwodząc spojrzeniem raz aresztowała mnie w seksownym mundurze policjantki, innym zaś razem dominowała w kokieteryjnym kostiumie nauczycielki, o której fantazjowałem w szkolnej ławce. — Czy to jawa czy sen? — pytałem sam siebie, obserwując wabiący taniec pięknej kobiety w stroju francuskiej pokojówki, która po chwili zamieniła się w uroczą i nadzwyczaj zgrabną pielęgniarkę gotową zaaplikować świeżą dawkę niezatartych emocji i konkretnych wrażeń. Istna kobieta kameleon. Oto bowiem stała przed nami piękność, która tańczyła w szpagacie i wykonywała striptiz jako topless cheerleaderka w fitnessowym układzie gimnastycznym…

Ta mieszanka pięknych obrazów kusiła nieczyste myśli, te zaś musiały znaleźć upust… Jego ofiarą stała się Anastazja. Cofnęłam się i wsparłam plecami o ścianę, on zaś podszedł i chwycił pierś. Jęknęłam. Oblizując językiem górną wargę, zachęcałam intruza do dalszych kroków, rozpiął więc rozporek i wystawił na światło dzienne dumnie sterczącą klingę… To był jednak dopiero początek. Nagle Krzysztof podniósł moją nogę i zarzucił na swoje biodro. W tym momencie poczułam czubek penisa u samego wejścia do mokrej szparki. Doświadczałam jak delikatnie i powoli wbija się w ciasną cipkę. Tak wszedł niemalże do połowy, po czym mocnym pchnięciem wbił się do samego końca. Zawyłam z rozkoszy. Pchnięcia były mocne, głębokie i coraz szybsze. Nie mogąc ustać, objęłam Krzysztofa za szyję i zarzuciłam na jego biodro drugą nogę. Z całych sił nabiłam się na maczugę. Poczułam jak penis niemal rozrywa mokrą i rozgorączkowaną szparkę, zachłannie rozpychając się na boki. Ale mój samczyk nie zwracał na to uwagi… Trzymał mnie za pośladki, popychając coraz szybciej i głębiej. Jęczałam z rozkoszy i rzucałam głową na wszystkie strony. W rytm jego posuwistych ruchów unosiłam się i opadałam, wbijając w siebie penisa. Byłam już blisko, o krok, prawie, niemal… Czułam jak jego instrument pulsuje w mym wnętrzu. Nagle, po serii miłosnych zapasów, nadszedł długo wyczekiwany orgazm — szczytowanie, jakiego dotąd nie przeżyłam. Krzyknęłam pełnią emocji i rzuciłam biodrami w obu horyzontalnych kierunkach. Gdy targały mną spazmy rozkoszy, Krzysztof nie przestawał bryzgać spermą. Oszalałam… Straciłam poczucie rzeczywistości…

Druga część namiętnego scenariusza nastąpiła, gdy Anastazja wracała do domu. Była lekko na rauszu, który nie pozostawał bez wpływu na zmęczenie. Tymczasem w pewnym momencie Krzysztof postanowił ponownie ugasić pragnienie. — Ściągnij majtki! — stanowczo wypowiedziane polecenie przywróciło Anastazji pełną świadomość. — Ale jak to, tu, teraz, w tym miejscu? — zasypywała pytaniami kierowcę-lubieżnika. — Tak, tu, teraz, rób to powoli, chcę napawać się tym widokiem. Jak powiedział, tak zrobiła. Gdy śnieżnobiała, koronkowa bielizna opadła na podłogę, dłoń kochanka powędrowała na łono i delikatnie na nim spoczęła. Samochód jechał powoli, z radia leniwie sączyła się muzyka, tymczasem Anastazja między szeroko rozłożonymi udami czuła zachłanny dotyk kierowcy. Palce Krzysztofa z pietyzmem penetrowały “sekretny ogród” kochanki. Nienasycenie pchało je wprost w ramiona spełnienia, które wypełniało ciało oblubienicy niczym wykwintny trunek podniebienie kipera. W błogiej czasoprzestrzeni było wszystko, co ceni sobie prawdziwy degustator — wysublimowana głębia smaku, gustowna mozaika zapachów, nieszablonowa jakość podana w akompaniamencie zalotnych kwileń, filuternych jęków i czarujących westchnień… Rozkosz wzbierała jak apetyt, który rósł w miarę kolejnych haustów ukontentowania i soczystych kęsów szczęścia. W końcu stało się to, co się stać musiało — zatryumfowała zachłanność…

— Wyjmij ze schowka czarny woreczek i otwórz go! — padło kolejne polecenie. — Co się w nim znajduje? — szeptowi wyściełanemu słodkim zmęczeniem towarzyszyła lekka ekscytacja. — Zajrzyj do środka a sama się przekonasz… — stwierdzenie zawierało w sobie tajemnicę, którą Anastazja pragnęła odkryć czym prędzej. Jak postanowiła, tak zrobiła. W momencie otwarcia zagadkowej sakiewki, w oku pojawił się lubieżny błysk, policzek zaś spłynął ognistym rumieńcem. Po chwili w samochodzie rozbrzmiał dźwięk wibratora, który rozkosznie zaczął drażnić kobiecą muszelkę… Jechali niemal w milczeniu. Bez mała, bo głuchą ciszę przerywały cicha muzyka dobiegająca z radia, kuszące pomruki urządzenia i słodkie westchnienia Anastazji. — Zrób sobie dobrze na moich oczach — kochanek ujawnił kolejne oczekiwania. — Ach, oj, och, hmm… — kokieteryjne kwilenie wypełniło wnętrze samochodu, zaś zalotnik rósł w oczach… Widziała jak w jego kroku budzi się do życia rozkosz, ta jednak miała dojść do głosu dopiero w domu…

Weszliśmy do klatki.

Kiedy idziemy ku schodom, z uwagą przyglądam się wysokim obcasom Anastazji. — Nie podobają ci się moje buty? Przed oczami staje mi kuszący obraz, jak wspiera się nimi o moje ramiona… — Bardzo przypadły mi do gustu — mamroczę w nadziei, że moja mina nie zdradza kosmatych myśli, które lada chwila urzeczywistnię…

Przygląda mi się takim wzrokiem, jakby mnie rozbierał, a ja rozkoszuję się tą zmysłową sceną. Czuję się taka seksowna, że celowo zatrzymuję się przed nim i wygładzam sukienkę na bokach. — Niezły widok — kontynuuje, nie czekając na moją reakcję. Rumieniąc się, dziękuję za komplement, jak na dobrze wychowaną dziewczynę przystało. Czerwień policzków pali gorącem, gdy czuję wręcz fizycznie jego spojrzenie, którym taksuje mnie uważnie. — Nie mogę się doczekać powrotu do domu — szepcze mi do ucha…, ja zaś w myślach odpowiadam: zwiąż mnie, zaknebluj, wychłostaj, a później zerżnij tak, jakby nie miało być jutra!

Gdy wchodzimy po schodach, kładzie mi dłoń na kostce, po chwili przesuwa się w górę, ku zgrabnym pośladkom. Zatrzymuję go, zanim dociera do gorącego miejsca między moimi nogami. Pomimo że mnie tam nie dotknął, poczułam napływającą falę żaru, dokładnie pod koronką majtek, która pomału zaczynała robić się wilgotna.

Znów wsunął rękę pod sukienkę i sięgnął w kierunku mokrego zakątka. Zawsze daje mu tyle przyjemności w dotyku… Tym razem nie powstrzymywałam go, pozwoliłam, żeby wsunął palec do ociekającej sokami cipki. Jego palce przystępują do śmiałej eksploracji. Czując delikatne iskierki zwiastujące orgazm, który, jestem tego pewna jak nigdy, będę miała tego wieczoru, nieruchomieję. To, o czym wówczas myślałam, można było streścić jednym słowem: zerżnij mnie! Odpowiedź nadchodzi natychmiast. — Za chwilę zrealizujemy sen dla dorosłych, który mógłby być treścią ostrego filmu porno… Gdyby nie miejsce, gdzie się znajdujemy, zrobiłbym użytek z pasa, tego, który tak dobrze pamiętasz. Twój tyłek byłby bardzo czerwony, wiesz o tym, prawda? — Krzysztof, proszę, przestań, bo nie wytrzymam… — Zapiąłbym ci również te klamerki z metalowymi ząbkami, na pewno je pamiętasz… Owa fraza spycha mnie na brzeg przepaści. Czuję, że jeszcze jedno słowo a spadnę w otchłań zatracenia.

Tymczasem przychodzi czas na czyny. Obejmuje mnie wolną ręką w talii i przyciąga do siebie. Skupiam się na każdym, najmniejszym ruchu wykonywanym przez palce kochanka. Te zaś zataczają kółka… przesuwają się do przodu… poszukują… Zduszam jęk, kiedy palce docierają do celu. — Zawsze taka gotowa? — szepcze, wsuwając się we mnie zachłannie. Łapię głośny oddech. — Nie ruszaj się i bądź cicho — ostrzega. Cała jestem spragniona pieszczot, jego palce zaś wsuwają się i wysuwają, raz po raz. Chcę mu kazać przestać… I kontynuować… I przestać… Sama już nie wiem. Opieram się o Krzysztofa, wyczuwając na biodrze potężny wzwód. Och… Jak długo potrwają te męczarnie? Wkłada…, wyjmuje… Wsuwa…, wyciąga… Delikatnie ocieram się o jego uparte palce, Krzysztof zaś wciąż torturuje. Nos ma zanurzony w moich włosach, a druga dłoń właśnie włącza się do gry. — Kurwa! Co ty ze mną wyprawiasz?!? — zmysłowo syczę jak rozpustna żmija. Opieram głowę o jego klatkę piersiową, zamykam oczy i… poddaję się jego nieustępliwości. — Nie dochodź! — szepcze. — Chcę tego na później… To dlatego powoli wysuwa ze mnie palce i całuje w policzek. — Gotowa? — pyta po chwili a oczy mu błyszczą szelmowsko, gdy wsuwa do ust najpierw palec wskazujący, później środkowy, ssąc je zmysłowo. — Cóż za smak — szepcze, a ja doznaję niemal konwulsji.

Gdy dotarliśmy do apartamentu, odciągnąłem głowę Anastazji i głęboko spojrzałem w jej oczy — błyszczały niczym gwiazdy, usta były lekko otwarte, a oddech ciężki i głęboki. Wiedziała, co ma robić. Posłusznie uklękła przede mną i za chwilę mokry penis zniknął w jej spragnionych ustach. Dotyk warg i ciepłego gardła były niezwykle przyjemne, upajałem się więc tą słodką chwilą, z radością obserwując jak oblubienica namiętnie mnie połyka. Tego wieczoru nie był jednak w planach finał w ustach, przerwałem więc pieszczoty oralne i położyłem Anastazję na kolanach. Mając na udach jej pośladki, postanowiłem związać jej ręce na plecach, a oczy przesłonić aksamitną opaską. Teraz, już bez żadnych problemów, mogłem się zająć ponętną pupą, która kusząco wabiła odcieniem pudrowego różu…

Zacząłem od lekkich klapsów, z lubością obserwując, jak między udami pojawia się wilgoć. Zwiększona siła uderzeń przyprawiła skórę Anastazji o ponętny odcień różu. Przerwałem zadawanie razów, aby po chwili wznowić klapsy. Czasem kilka pod rząd w jeden pośladek, czasem na zmianę. Kolejna przerwa i następna porcja, tym razem siarczystych razów. Czym były mocniejsze, tym wargi Anastazji nabierały coraz większej wilgoci. Jej zachowanie nie pozostawiało wątpliwości, słodkie jęki, przyspieszony oddech i ponętne ruszanie biodrami zapraszały do śmielszych poczynań. Włożyłem więc dłoń między uda i wsunąłem palec w wilgotną norkę, po czym zacząłem pieścić nabrzmiały guziczek. Drugą zaś dłonią nie przestawałem dawać klapsów. Gdy, po dłuższej chwili takiej galopady, przesunąłem mokry palec z łechtaczki przez nabrzmiałe wargi aż do “kakaowego oczka”, Anastazja zawyła niczym wilczyca. Ewidentnie chciała abym drażnił tyłeczek, wodził wokół niego aż w końcu powoli się w nim zanurzył… Takich pragnień się nie lekceważy, jej życzenie zostało więc spełnione. Ból klapsów i pieczenie płynące z coraz czerwieńszych pośladków przeplatały się z przyjemnością analnej penetracji. Ta rozkosz okraszona podnieceniem i wilgocią, delikatnością i intensywnością pieszczot oraz przyozdobiona unieruchomieniem musiała znaleźć ujście w nieziemskim orgazmie. Tak też się stało. Gdy emocje osiągnęły poziom zenitu, Anastazja wygięła ciało niczym opętana i przez parę chwil miotała się na mych kolanach, przywołując z rozkoszy najgorsze przekleństwa jakie znała…

Rozdział VII

Trinity kontra Pyre

Z czasem miałem dość miejsc „dla mężczyzn poszukujących wyrafinowanej rozrywki i relaksu w ekskluzywnym, dyskretnym i komfortowym lokalu”. Chciałem doświadczyć czegoś innego niż „tancerek zapewniających niepowtarzalne wrażenia estradowe”. Szczerze mówiąc, coraz bardziej kusił mnie… klub dla swingersów. Co mnie pchało do miejsca, gdzie „małżonkowie próbują ratować rozpadające się związki”? Przede wszystkim ciekawość, ta jednak szła w parze z chęcią zaspokojenia cichych fantazji seksualnych, które z takim pietyzmem rozbudzała Ladacznica. Niestety, moja pierwsza wizyta w takim miejscu okazała się totalną porażką…

Swego czasu udałem się do klubu o nazwie Trinity. Chciałem na własne oczy zobaczyć miejsce, które brutalnie skrytykowała Joanna w jednym ze swoich wpisów; osobiście przekonać się, czy naprawdę jest tak tragiczne. — Imprezy odwiedzają tłumy, z całej Polski zjeżdża śmietanka świata swingerskiego, aby Warszawę uczynić stolicą lubieżności — krzyczały do mnie reklamy Trinity. Faktycznie, namiętność płonęła a blask rozkoszy przyćmił tej nocy wszystko i wszystkich. Odnotowałem to wiekopomne wydarzenie w grafiku imprez, niemniej jak dla mnie płomień namiętności swingerskiej ledwo się tlił, a świeca, która — w zamyśle organizatorów — miała dumnie karmić rozgrzany do czerwoności knot, była tak wątła jak wątłe są przyrodzenia panów swingersów… Impreza przeszła bez jakiegokolwiek echa. Głucho wszędzie, cicho wszędzie. Zero pochwał, zero opisów, zero anegdot. Była, a jakby jej nie było… Może to i dobrze, po co bowiem wspominać porażkę? Każdy rozumny człowiek wie, jak wygląda polski Janusz, jak prezentuje się polska Grażyna, jak obydwoje lubią się zabawić. Tak z przytupem, tak swojsko, tak przaśnie… Tak w rytm idei, o której nie mają bladego pojęcia… Przerost formy nad treścią to znak rozpoznawczy organizatorów, o czym mógł się przekonać każdy, kto oczekiwał od owej imprezy zachodnich standardów. Znów były kobiety, które nie potrafią chodzić w szpilkach, po raz kolejny dało się słyszeć żarty poziomem odpowiadające umysłowi dziesięciolatka, ponownie ten sam chocholi taniec marionetek uwiedzionych słowem „swing”. Jakie to żałosne, jak strasznie odarte z jakiejkolwiek magii, jak mocno przepełnione beznadzieją… Oczy przecierałem ze zdumienia a na twarzy rysował się grymas zgorszenia, gdy widziałem jak polski swing jest niszczony przez amatorów, którzy uwierzyli, że są w stanie ponieść kaganek swingerskiej oświaty. Niemcy mawiają, że pycha przed upadkiem chodzi. To prawda, gdy pojawiają się tego typu imprezy, niemieckie przysłowie nabiera szczególnej mocy a mnie jest zwyczajnie wstyd. Wstyd za miejsce, ludzi i czas. Strasznie mieć rozbudowaną świadomość, dużą wiedzę i możność porównywania. Gdybym nie był obdarzony tymi przymiotami, może — jak większość Januszy i Grażyn — potuptałbym przy rytmie przaśnych dźwięków i oddałbym się przyjemnościom jakie mają do zaoferowania mężczyźni o wyglądzie nieoględnym i poziomie wiedzy wróbla ćwirka. Cóż to by była za zabawa! W oparach taniego tytoniu, wywietrzałego alkoholu i rozmów pikujących jak Ikar, którego słońce pozbawiło skrzydeł. Żyć, nie umierać. Na szczęście high class level nie uznaje kompromisów, co więcej, w swój genotyp ma wpisany nie tylko ponadprzeciętny poziom, ale również nieustanne dążenie do perfekcji. Tym samym imprezę, którą odwiedziłem, mogę potraktować jako coś, co było, gdzie coś się działo, ktoś coś robił. Takie miałkie wydarzenie, któremu poświęciłem odrobinę cennego czasu, bo przez chwilę chciałem zobaczyć jak się bawią szaraczki, jak rozkosznie krążą po kręgu nieudolności i ograniczeń. Zapragnąłem zajrzeć do świata, którego najwyższy poziom jest tuż pod moim butem, już jednak wystarczy, wracam na Olimp, wam zaś, drodzy organizatorzy, życzę kolejnych sukcesów skrojonych na miarę waszych karłowatych możliwości i zmurszałych planów…

Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr — pomny tej zasady postanowiłem dać sobie jeszcze jedną szansę. Chciałem pójść w ramiona rozpusty, trzymałem jednak Anastazję z dala od tych marzeń. Chyba nie chciałem jej aż tak „sponiewierać”. — Wystarczy, że zaliczyła striptiz, swingowanie ją przerośnie — tłumaczyłem się sam przed sobą. Tymczasem, jak się niebawem okazało, szukanie usprawiedliwienia było zupełnie niepotrzebne. — Zauważyłam, że szukasz w internecie kogoś, z kim mógłbyś pójść do klubu dla swingersów. Dlaczego mnie nie weźmiesz? — pewnego razu spytała Anastazja z wyrzutem, a ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Gdy noc zapadła a pruderyjność poszła spać, do życia obudziła się rozkosz. Lubieżnie przeciągnęła się po długim odpoczynku i zaczęła szykować się do spotkania z namiętnością. Miejscem, gdzie się umówiły był znany warszawski lokal dla “kochających inaczej” — Pyre.

W chwili kiedy przekroczyliśmy jego progi, zobaczyliśmy rozgrzanych do czerwoności swingersów, którzy w miłosnym uścisku oddają się cielesnym uciechom… Była też para opętana nieokiełznanym seksem i kilku panów obscenicznie onanizujących się tuż obok… Zewsząd dobiegały odgłosy uniesienia w postaci słodkich jęków i zmysłowych zawodzeń. Wszędzie unosiła się woń lateksu pomieszanego z perfumami… Mieliśmy szczęście, tego wieczoru odbywał się gang bang, czyli impreza, podczas której trzech lub czterech panów przypada na jedną kobietę. W tym układzie kochanka jest w centrum zainteresowania. Seks oralny, analny, masturbacja i wzajemna stymulacja — co kto woli i w jakiej konfiguracji. Istna uczta dla oczu… Zwłaszcza, że owej nocy panowie wykorzystywali cały wachlarz słodkiego zniewolenia — w ruch poszły huśtawki do fetyszowych zabaw oraz skórzane przypięcia do ścian. Pojawiły się także pejcze kąsające niczym jadowite żmije, baty pozostawiające na skórze znaki uwielbienia i szpicruty całujące bólem. Pikanterii całej sytuacji dodawały wszelkiej maści tajemnicze maski, za którymi skrywały się spojrzenia pełne samczego pożądania. Nie zabrakło również ciężkich, metalowych kajdan, których zadaniem było skuteczne unieruchomienie seksualnej niewolnicy. Od lubieżnych widoków trudno było oderwać wzrok, jednak wzbierające pragnienie było silniejsze…

— Barmani mają ręce pełne roboty, stąd zapewne tak długa kolejka, no cóż, każdy chce coś wybrać z wachlarza najznamienitszych trunków — pomyślałem lekko zakłopotany. — Od nadmiaru gości nie ma gdzie stanąć, a co dopiero uraczyć podniebienie… — usłyszałem Anastazję, tak jakby czytała w mych myślach. Faktycznie, siedzenia już dawno znalazły swoich właścicieli, stoliki od ponad godziny zarezerwowane, nie ma gdzie usiąść, stanąć, postawić drinka… A najlepsze przecież przed nami… Oto za parę chwil zawładnie nami duch wolnej miłości, każda z każdym, każdy z każdą. Ty pocałujesz mnie, ja zrewanżuje się tobie, on mnie posiądzie, ja się zajmę tamtym a tamten zabierze cię do krainy rozkoszy… Wszystko to odbędzie się w miejscu, gdzie ciało zespolone z ciałem to znak rozpoznawczy swingującej Warszawy. Ile tu swawoli, ile rozemocjonowanych ciał, ile namiętności ociekającej ze „słodkich narzędzi zbrodni”. Mężczyźni przystojni, kobiety zmysłowe, seks namiętny, dziki, szalony… Każdy chciałby posiąść, każda chciałaby być zdobyta, polowanie czas więc zacząć. Myśliwy przedziera się przez tłum, nie jest łatwo z racji na rozliczne ciała zespolone pożądaniem, co się jednak nie robi aby zaspokoić głód intymności…

Dawno nie widziałam takich tłumów, rozpalone ciała ocierają się o siebie w miłosnym tańcu, mokre usta całują wilgotne wargi, dłonie sięgają tam, gdzie dotrzeć nie powinny… W końcu udaje się, nareszcie są razem, finalnie znaleźli odrobinę miejsca, swój własny raj… Bacznie zmierzył mnie wzrokiem, podziwiając letnią, cieniutką sukienkę z dekoltem zapinanym na guziczki, z tym że teraz nie był zapięty ani jeden… Nie pozostałam mu dłużna i po chwili pieszczot zauważyłam sporą wypukłość rysującą się pod spodniami. Ogarnęło mnie podniecenie, serce zatrzepotało w piersi niczym flaga na wietrze, zaś wargi zapragnęły wilgoci, której dostarczył zmysłowy ruch języka… — Zamówimy wino, czy wolisz napić się drinka? — zapytał, ale był już zgubiony. Dorwałam się do niego jak rozbitek do lądu. Jak lwica do rannej antylopy. Przyciągnęłam do siebie i zacisnęłam palce na jego pulsującej szyi w taki sposób, że nie mógł się ruszyć. Był lekko zaskoczony, ale szybko odwzajemnił namiętny pocałunek, uśmiechając się lubieżnie. Owładnięci chwilą graliśmy rolę kochanków. Prawdziwie. Niezaprzeczalnie. Autentycznie. Byliśmy aktorami niekończącego się spektaklu rozkoszy i namiętności. Chwyciłam za pasek od jego spodni, jednym ruchem rozpięłam sprzączkę. On tymczasem delektował się słonym smakiem mej łabędziej szyi, przeciągając wyposzczonym językiem w górę i dół. Drżąc z podniecenia, podciągnął sukienkę, jednym szarpnięciem zdarł majtki i oparł mnie o brzeg kanapy. Nie minęła sekunda jak wtargnął w moje rozpalone ciało, słodko szturmując intymny skarbczyk. Uczynił to z niewyobrażalną siłą, dziką żądzą, wręcz barbarzyńską pasją. Traciłam świadomość od bólu słodkiej rozkoszy, on zaś brał mnie na kanapie, przy ścianie, na chłodnej podłodze… Pochylał mnie i unosił. Tańczył we mnie pijany z zachwytu, z istną namiętnością. Chciałam się odwzajemnić, łaknęłam tego uczucia jak nigdy dotąd, nie pozostawałam więc dłużna. Pożądanie mieszałam z furią. Paznokcie wbijałam w plecy, uda i pośladki. Wgryzałam się w ramiona, on zaś karał mnie za to jeszcze mocniejszymi pchnięciami… Nagle, krzycząc z ekstazy, wygięłam się w łuk, po czym opadłam bezwładnie, ledwo żywa, będąc na granicy życia i śmierci. Tego samego doświadczył kochanek, który po zatraceniu się w ekstazie, spełniony ułożył twarz na moich pośladkach. — Jesteś cudowna — wyszeptał po dłuższej chwili, całując gorącą skórę.

Rozdział VIII

Myślami gdzie indziej…

Takie rozkoszne chwile umilały nam czas, to jednak nie Anastazja lecz Joanna zaprzątała coraz bardziej moje myśli i ciało… Nie oszukujmy się panowie, każdy z was, będąc na moim miejscu, wykorzystałby tę okazję do spełnienia swoich fantazji. Nie inaczej było ze mną. Nieraz sięgałem ręką do rozporka, mając przed sobą zdjęcia wirtualnej, filuternie pozującej kurewki. Często budziłem się w środku nocy z płonącą lancą… — Pieszczoty dłonią to jednak nie jej usta. Słodkie, wilgotne, sprawne… Karesy sam na sam to nie zmysłowy taniec jej języka na nabrzmiałej główce… — snułem wyobrażenia, upajając się słodką samotnością… To niesamowite, jak bardzo można pragnąć rozkoszy, której się nie zaznało, jak silnie łaknąć pieszczoty, której się nie doświadczyło. Moje ciało i zachowanie potwierdzały starą jak świat prawdę, iż zakazany owoc smakuje najlepiej… Nie da się opisać emocji, które w tym momencie mną targały. Gdybym tylko mógł zerwać plon wyjątkowej jabłoni i posmakować jego soczystej słodyczy, zrobiłbym to bez wahania i oglądania się na konsekwencje. Dla takich chwil żyje każdy normalny mężczyzna, nie skorzystanie z takiej okazji to grzech niewybaczalny. Na razie jednak pozostawała mi słodka alienacja, przynajmniej w tym momencie. Na szczęście pomocną dłoń wyciągnął do mnie wirtualny świat fantazji erotycznych… W moich myślach kochaliśmy się wszędzie. Na łonie przyrody, w samochodzie, w domu. Nie było miejsca, gdzie jej nie brałem. W kuchni, łazience, w przedpokoju, sypialni. Na łóżku, przy stole, na podłodze… Była cała moja, miałem ją do dyspozycji co noc. Czerpaliśmy z romansu pełnymi garściami — ona uczyła mnie pożądania, ja gasiłem jej pragnienie tak jak lubiła…

Uwielbiała mieć go w ustach i czuć jak budzi się w nich do życia. Aby pragnieniom nadać realny kształt, kokieteryjnie rozpoczynała rozmowę, która zawsze kończyła się po jej myśli… — Wiesz, strasznie jestem głodna, nakarmisz mnie? — Oczywiście kochanie, na co masz ochotę? — pytanie było czystą formalnością, obie strony wiedziały bowiem, że chodzi o kawał soczystego, mięsistego i ciepłego fiuta, który po brzegi wypełni jej usta… Joannę podniecało również jak ma rozkosz rosła w dłoni. Siedziała wówczas za mną i ściskając kutasa szeptała do ucha, jak bardzo go pragnie… — Jesteś moim samczykiem a ja twoją suczką… Zgadza się? — Przecież wiesz, czemu pytasz? — Bo chcę widzieć jak ci staje i wulgarnie sterczy. Taaaki gorrrący. Wypełniony lepką spermą. Dawno jej nie smakowałam. Spuścisz się dziś w moje usta, dobrze? — Oj, nie prowokuj mnie, bo… — Bo co? Zerżniesz swoją sunię? Czekam aż wejdziesz na mnie jak pies na sukę… Więc jak…?

Wobec takich słów nie mogłem pozostać obojętny. Zresztą nawet gdybym chciał, nic by z tego nie wyszło, samcza natura była bowiem silniejsza. Po chwili byłem więc w jej ustach. Pięknie je wypełniałem i pieprzyłem. Można powiedzieć, że to ja ją tego nauczyłem, wszak co wieczór ambitnie odrabialiśmy lekcje z języka francuskiego… Soczystość pocałunków, które składała na męskości i miękkość warg, które z pietyzmem sunęły po lancy w połączeniu z rozkosznie zwinnym języczkiem były ukoronowaniem cielesnego spełnienia. Do tego te powłóczyste spojrzenia rzucane w moją stronę z gracją paryskiej kurtyzany… Jeśli w tym momencie mi zazdrościcie, drodzy panowie, to bez wątpienia macie rację. Tak, lekcje francuskiego z tą kobietą rozgrzewały moje fantazje do czerwoności, aż strach pomyśleć, jaką przybrałyby postać w rzeczywistości… Z pewnością realność ubrałbym w szaty perwersyjnej lubieżności. Poczułaby moja ukochana, co to znaczy zakrztusić się rozkoszą. Nie tylko w przenośni, lecz przede wszystkim dosłownie. Wyzbyty z resztek przyzwoitości, skradłbym jej oddech słodkim kneblem. Do tego stopnia, że łzy napływające do oczu zmyłyby perfekcyjny makijaż zmysłowo zaznaczając mą obecność. Na tym jednak by się nie skończyło. W chwili, gdy na jej ustach zatrzymałyby się soczyste winogrona, poznałaby co to “głębokie gardło”. Oj, z lubością eksplorowałbym jej usta, ma batuta nadawałaby ton rozkosznemu utworowi, któremu spełnienie na imię. Te zaś byłoby jak wybuch Wezuwiusza, który obudził się po długim śnie. Wystrzałów nie byłoby końca, tymczasem lawa, lepka i gorąca, majestatycznie spływająca, przeszłaby do historii jako obraz upojeniem malowany…

Takie bezeceństwa kłębiły się w mojej głowie, takie plugastwa nadawały treść samczym fantazjom. Wszystkiemu zaś winna była ona — kobieta, która tak bezwstydnie kusiła ciałem, że na jego widok męskość stała na baczność i salutowała na cześć rozkoszy, dumnie prężąc wdzięki. Nieważne czy był środek nocy, ranek czy popołudnie. Ilekroć patrzyłem na zdjęcia Joanny, jej wizerunek budził mnie do życia, a fantazje na jej temat sprawiały, że waciana miękkość zamieniała się w kamienistą sztywność. Nie było dnia, abym nie zaznał słodkiego spełnienia, nie było nocy, aby ma męskość nie oddała salw na cześć rozkoszy… “Wiwatowałem” przed wizerunkiem Bogini, raz po raz strzelając najsłodszą amunicją świata i marząc, że kiedyś to Joanna odpali lont i będzie jej dane zobaczyć pokaz najwspanialszych fajerwerków, które rozbłysną na firmamencie naszego spełnienia. Na razie jednak Ladacznica, ta istna nałożnica Diabła, wodziła na pokuszenie, tworząc z niego istny spektakl…

Joanna potrafiła kusić spojrzeniem i uwodzić gestem, rozbudzać zmysły do czerwoności strojami, doprowadzać do orgazmu plastyką rozkosznego ciała… Jak każda kobieta chciała czuć się wyjątkowa w oczach mężczyzn. Dlatego jej specyficznie pomalowane powieki, podkręcone rzęsy i wypukłe usta przybierały kuszące barwy, wśród których prym wiodły piekielna czerń i diabelska czerwień… Wiedząc o tym, że mężczyźni to wzrokowcy, ubierała się w taki sposób, aby subiektywnie podkreślić kuszące kształty pośladków, skierować samcze spojrzenia na ponętne nogi i apetyczne piersi. Jednym słowem — tendencyjnie kusiła cielesnością…

Jej figi, dzięki zmysłowej i pełnej elegancji stylistyce, podkreślały piękno sylwetki w każdym calu. Przeważnie prezentowały się w głębokim odcieniu czerni, który stanowił doskonałą bazę dla wysokiej jakości bawełnianych elementów. Precyzyjne wykończenie bawełnianej przedniej części fig, było połączone z misternie zaprojektowanym tyłem. Właśnie tam koronka w kwiatowym wzorze na delikatnej siateczce nawiązywała do zmysłowych kabaretek, nadając bieliźnie zdecydowanie wyrafinowanego i nieco drapieżnego charakteru…

Cienki szew w czarnych samonośnych pończochach wabił spojrzenia lśniącym, srebrzystym przeplotem ozdobnej nitki. Subtelna dekoracja stanowiła ponętny element garderoby, który tworzył luksusowy charakter pończoch w stylu glamour. Oploty ud w postaci gęstej siatki przekonywały, że to czarne samonośne pończochy ze szwem retro, ale w nowoczesnym i prestiżowym wydaniu. Każdy ruch ich właścicielki zyskiwał dodatkowy blask. Zmysłowy szew, utkany z lśniących srebrnych nitek, był mieniącym się akcentem, który połyskiwał niczym drogocenna biżuteria na tle klasycznej czerni, dodając subtelnego, ale niezapomnianego uroku. Z kolei siatkowy oplot na udach stał się nie tylko dekoracją, ale i dowodem na wyrafinowane poczucie mody. Ten unikalny detal zdobił nogi, tworząc wizualny magnes, który przyciągał spojrzenia…

Tymczasem zmysłowy peniuar był manifestem niewymuszonej elegancji i niebywałej zmysłowości. Patrząc na to cudo, trudno było nie odnieść wrażenia, że został stworzony dla współczesnej damy, która ceni sobie wyrafinowaną estetykę i niekwestionowaną jakość. Bez wątpienia zapewniał wyjątkową celebrację kobiecej formy. Kluczowym elementem tego bieliźniarskiego dzieła był finezyjny wzór w cętki, umieszczony na subtelnej, przyjaznej dla skóry tkaninie. Ta wytworna grafika tworzyła poczucie luksusu i tajemniczości, jednocześnie podkreślając uwodzicielską naturę kreacji. Równie urzekający był element satynowego wiązania w talii. Nie tylko zapewniał idealne dopasowanie do sylwetki, ale także dodawał aurę klasy i elegancji. Satyna jako materiał wiązania służyła tu jako niewerbalne przypieczętowanie luksusu, podnosząc już i tak imponujący poziom wyrafinowania.

Myślę, że Joanna była w pełni świadoma tego, jaki skutek niesie ze sobą wysyłanie zdjęć, na których rozkosznie rozkłada nogi i ponętnie wypina tyłek czy ssie palca wprost wyjętego z mokrej muszelki… Wiedziała, że co wieczór ma dłoń sunie po spragnionym przyrodzeniu a w głowie kłębią się skrajnie nieprzyzwoite wizje i obsceniczne, ocierające się o wulgarność wyobrażenia. Jestem przekonany, że oglądając mą męskość robiła dokładnie to, co ja, widząc jej spragnioną myszkę niedbale skrytą za dłonią spoczywającą na rozgrzanym łonie. Oczywiście, o ile w danym momencie nie była z kimś realnym…

Tak rozpoczyna się historia mojego romansu, później zaś związku z luxury escort girl, którą los mi zesłał, burząc dotychczasowe życie jak domek z kart. Dziś, gdy piszę te słowa, mija dokładnie dziesięć lat od naszego pierwszego spotkania. Spotkania nietypowego, jak cała ta historia. Poznaj ją i dowiedz się, jak zrządzenie losu może z młodego chłopaka zrobić dojrzałego mężczyznę, świadomego swojego ciała i jego potrzeb. Mężczyznę, który mając u boku piękną prostytutkę, odważnie otwiera drzwi do świata BDSM. Książkę tę dedykuję Joannie, pierwszej i jedynie prawdziwej miłości, którą dane mi było zaznać i poczuć wszystkimi zmysłami. Dziękuję Ladacznicy za duszę i ciało, które złożyła przede mną na ołtarzu naszego uczucia. Oba te byty, pełne skrajnych sprzeczności, jak ogień i woda, siła i niemoc, stały się źródłem nieustającej inspiracji, której efektem finalnym okazała się owa powieść, czyli prawdziwa historia naszego związku. Nietypowego jak na polskie warunki, burzliwego — charakterem przypominającego włoskie relacje damsko-męskie, zakończonego niespodziewanym finałem niczym w amerykańskim kinie. Poznajcie zatem Joannę i Krzysztofa oraz ich podwójne życie, które skrywają przed światem pod maskami fałszywych tożsamości…

Rozdział IX

Porozumienie dusz

Dziewiątego listopada po raz pierwszy spotkałem się z Joanną na stopie towarzyskiej. Był jesienny, chłodny, dżdżysty wieczór. Stoję z olbrzymim bukietem róż damasceńskich, ponieważ ta odmiana wydziela najbardziej uwodzicielską woń. Aksamitny splot płatków emanuje wprost zwierzęcym erotyzmem. Masywne kielichy, wieńczące giętkie acz kolczaste łodygi, aż tryskają kaskadą zapachów. Wybór bukietu nie jest przypadkowy. Róża jest archetypowym kwiatem seksu. Jej sok posiada właściwości magiczne, natomiast zapach, zamiast unosić się w powietrzu, kryje się chytrze w skarbcu jej płatków. Co więcej, dociera tam, gdzie nie trafiają słowa. Przenika do epicentrum kobiecości, niosąc orędzie niegasnącego pożądania…

Serce mi wali jak oszalałe. Wiem, że przyjechałem za wcześnie ale czekałem na ten moment tak długo… W końcu ponownie zobaczę ją na żywo… Chociaż bardzo staram się zachować spokój, oczekiwanie i niecierpliwość ściskają mi żołądek i przytłaczają klatkę piersiową. Ledwie mogę oddychać. To denerwujące. Do licha! Gdzie ona jest?! Kiedy przyleci!? Zegar wystawia moją cierpliwość na ciężką próbę. Determinacja i pewność siebie, jakie odczuwałem przez cały dzień, znikają. Może zmieniła zdanie? Sprawdzam godzinę. Cholera. Czemu ten czas tak wolno płynie? W myślach przywołuję wszystkie nasze rozmowy i fantazje. Znam je na pamięć. Zwłaszcza jedną…

…Ujmuje w dłoń moją twarz, oczy jej błyszczą, potargane włosy lśnią w rannym świetle. Muska kciukiem moją brodę, łaskocząc zarost. Przewraca mnie na plecy i siada na moich biodrach. Jednym zwinnym ruchem zdejmuje koszulkę nocną, po czym rzuca ją na podłogę. Ja i mój członek nie posiadamy się z radości. Zanim zdążę się przygotować na jej dotyk, pochyla się i delikatnie całuje mnie w pierś. Nie odrywam płomiennego spojrzenia od jej twarzy. Przez jedną ulotną chwilę patrzy mi w oczy jakby miała jakieś niecne myśli a ja, jak zwykle, oddałbym wszystko, by je poznać. — Mówisz, masz — szepce mi do ucha, jakby czytała w myślach. Po chwili jej włosy tworzą kasztanowy namiot. Zerka na mnie swoimi ślicznymi oczami. — Zacznę tutaj. Znowu mnie całuje. Gwałtownie wciągam powietrze. — A teraz przejdę tutaj — językiem sunie w dół po moim mostku. — Taaak… — Wspaniale smakujesz kochanie — szepcze w moją skórę. — Miło mi to słyszeć — mówię ochryple. Liże i skubie mnie wargami wzdłuż linii żeber a jej piersi muskają mój brzuch. — Ach… Asiu… — dyszę coraz szybciej, a moje kochanie przesuwa się niżej, wsuwa język w pępek i kontynuuje wędrówkę aż czuję przyjemny kęs na moim członku. — Aj, tu jesteś! — mówi szeptem i łakomie wpatruje się w mojego nabrzmiałego penisa. Potem z kokieteryjnym uśmiechem zerka na mnie. Nie posiadam się z rozkoszy gdy wolno, nie odrywając ode mnie wzroku, bierze w usta. Jej bliskość jest taka podniecająca. Porusza rytmicznie głową, za każdym razem połykając głębiej. Odsuwam jej włosy, by moc się napawać widokiem. Pierwsze co widzę, to oczy — błyszczące, roześmiane, psotne, pełne pożądania… Jej źrenice się rozszerzają i wiem, że mógłbym zatonąć w ich spojrzeniu i nigdy nie wrócić… Nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu. Moje myśli są jak niebo, na którym przeplatają się krem, róż i akwamaryna. Tak perfekcyjnie jak matka natura potrafi. Spinam pośladki i unoszę biodra, by mogła wziąć mnie jeszcze pazerniej, co robi mocniej zaciskając wargi. — O…, Asiu…, moja ty pieprzona Bogini… Zamykając oczy, zaciskam palce na jej włosach. Ale jest w tym dobra! — Tak… — syczę przez zaciśnięte zęby i zatracam się w rytmicznym ruchu jej ust. Za chwilę dojdę. Jeszcze moment. Tylko mgnienie oka. — Och… maleńka… — wydaje z siebie przeciągły jęk, któremu towarzyszy słodkie spełnienie…

Taka wizja towarzyszyła mi, gdy stałem na lotnisku i czekałem jak z prywatnego odrzutowca wyjdzie mój gość. W końcu upragniona chwila nadeszła, doczekałem się. Spowijająca mnie czarna chmura rozwiała się.

— Trzeba mieć niezwykle zasobną kieszeń, żeby zostać właścicielką prywatnego odrzutowca. Ale… trzeba mieć jeszcze grubszy portfel, a w zasadzie konto z wieloma zerami, żeby mieć coś takiego — to była pierwsza myśl, jaka mnie nawiedziła, kiedy zobaczyłem samolot, z którego wysiadła Joanna.

Boeing 747 — bo o nim mowa — to samolot o iście pałacowym sznycie, gdzie na powierzchni czterystu pięćdziesięciu metrów kwadratowych znajdują się dwa pokłady, na których rozmieszczono luksusowe pomieszczenia jak prywatne biura przeznaczone do pracy i organizacji spotkań podczas lotu, kabiny gościnne, łazienki, bar, siłownię i salę konferencyjną. Główna sypialnia mieści się na dziobie, pod kokpitem, na dolnym pokładzie. Duży salon przyozdobiony wygodnymi kanapami jest utrzymany w kolorystyce pustynnej. Ta maszyna bardziej przypomina luksusowy hotel zaprojektowany na prywatne zlecenie niż samolot. Jak się później dowiedziałem, prace nad nim trwały aż cztery lata.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem wnętrza, nie miałem wątpliwości, że tak długi okres tworzenia tej maszyny był jak najbardziej celowy. Za ową kwintesencję bogactwa w pełni odpowiada firma Alberto Pinto, która zajmuje się pełnymi przepychu projektami dla bardzo majętnych klientów. I choć jej przedstawiciele wielokrotnie tworzyli spektakularne wnętrza apartamentów, hoteli, domów i jachtów, sami przyznają, że Boeing 747 jest perełką w ich portfolio. Trudno się temu dziwić, maszyna jest nie tylko największym prywatnym samolotem świata, ale i kwintesencją luksusu — pełną ekskluzywnych mebli i elegancji.

Ta wielopokojowa rezydencja, w której można wypoczywać, pracować czy po prostu spędzać czas w gronie najbliższych, kusi stonowanymi kolorami — białym, ecru, beżowym i brązowym, uwodzi drewnem jaworowym, naturalną skórą i eleganckimi dodatkami — dziełami sztuki czy wyszukanymi lampami. Całości aranżacji dopełniają delikatne, złote listewki i wykończenia, a także lustrzane i szklane detale. W pomieszczeniach znajdują się wygodne łóżka, pozłacane umywalki „nakrapiane” dwudziestoczterokaratowym złotem, specjalnie zaprojektowane meble, obite skórą stoły otoczone zamszowymi krzesłami, najwyższej jakości armatura, telewizory i biblioteczki. Zadbano też o takie szczegóły jak eleganckie uchwyty na kubki czy lampki przy łóżkach, a wszystkie funkcje wnętrza są sterowane dzięki panelom dotykowym, które zawsze są pod ręką. Szesnaście dużych panoramicznych okien sprawia, że wnętrze jest naturalnie oświetlone, pasażerowie zaś mają do dyspozycji wyśmienite potrawy i alkohole — praktycznie wszystko, czego można zapragnąć. Ladacznica przyznała, że zarówno ona, jak i jej biznesowa rodzina dużo podróżują na długich dystansach. Biorąc jednak pod uwagę zasięg tej maszyny, który wynosi ponad czternaście tysięcy kilometrów, zwyczaje Joanny Dark nie stanowią żadnego problemu. Zwłaszcza, że prywatny odrzutowiec posiada również innowacyjny system, który co kilka minut dostarcza świeże powietrze.

Wróćmy jednak do mojego gościa. Istny tygiel myśli, oczekiwań, wyobrażeń i domysłów pękł jak bańka mydlana w chwili realnego spotkania. — Na Lucyfera, w rzeczywistości wygląda jeszcze bardziej zjawiskowo niż na zdjęciach! — z tą myślą skierowałem się w stronę Joanny. Była filigranowa i bardzo kobieca. Piękno zamknięte w zmysłowym ciele — tak można określić tę śliczną dziewczynę, która z dumą kroczyła po ścieżce zwanej pożądaniem. Owa kurtyzana lubieżnie świeciła na firmamencie rozkoszy, kusząco rozjaśniając drogę wiodącą do erotycznego zatracenia…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 85