E-book
17.64
drukowana A5
51.33
Grzechy Przeszłości

Bezpłatny fragment - Grzechy Przeszłości


4
Objętość:
224 str.
ISBN:
978-83-8324-164-7
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 51.33

Prolog

Mówią, że miłość w związku jest najważniejsza, że jeśli jest miłość, da się pokonać wszystkie demony. Czy To prawda? Wiedziałam, że nie. Od zawsze miałam ustalone priorytety, a jednak zabrnęłam w ten związek. Dałam się ponieść uczuciu, które miało dać mi spełnienie. Miało pomóc odnaleźć w moim życiu sens, którego zawsze brakowało. Wchodząc w ten związek oboje musieliśmy rozliczyć się ze swoimi grzechami przeszłości. Oboje poświęciliśmy wiele, by być ze sobą. W końcu ja poświęciłam naszą miłość na wiele lat, by przekonać się, że jeśli znajdujemy człowieka, który jest naszym światłem, który sprawia, że mamy po co oddychać — jesteśmy pieprzonymi szczęściarzami i trzeba robić wszystko, by nie wypuścić tej miłości z rąk.

„Jesteś moim końcem i początkiem. Nawet jeśli przegrywam, to wygrywam, ponieważ daję Ci całego siebie, a Ty dajesz mi całą siebie”

Aria

Wyszłam właśnie z kolejnej sesji u terapeutki. W pewnym momencie nie wiedziałam już czy chodzę tam, ponieważ naprawdę potrzebuję pomocy. Może po prostu przestałam już walczyć i dla świętego spokoju to robię. Stanęłam na chodniku zatłoczonego Manhattanu i wciągnęłam powietrze. Jesienny chłód przyjemnie rozpierał moje płuca. Wyciągnęłam z torebki telefon, który bez przerwy wydzwaniał.

— Hej Bella, co tam? Zwróciłam się do przyjaciółki. — Hej, idziemy dziś do klubu. Świętujemy moją nową pracę! — zapiszczała do słuchawki.

— Jasne, daj znać o której i gdzie. Buziaki -odpowiedziałam i się rozłączyłam.

Już dawno przestałam walczyć z moimi bliskimi i nawet jeśli nie miałam na coś ochoty odpuszczałam. Wiedziałam, że nie dadzą mi spokoju. Zwłaszcza moja przyjaciółka. Znałyśmy się ze szkoły średniej, na studiach każda poszła w swoją stronę, mimo to wciąż byłyśmy blisko. Ja skończyłam prawo, Bella zarządzanie. Właśnie dostała pracę w jakiejś ponoć świetnej korporacji. Cieszyłam się, ze szczęścia przyjaciółki. Sama wciąż czekałam na odpowiedź z kancelarii, do których aplikowałam. Miałam 26 lat i chciałam zacząć w końcu zarabiać i stanąć na własnych nogach. Po dziurki w nosie miałam brania pieniędzy od rodziców, którzy oczywiście mi je dawali, ale uważali dzięki temu, że mają prawo do kontrolowania mnie. Kolejny dzwoniący telefon, westchnęłam, odbierając.

— Tak słucham?

— Dzień dobry. Czy Pani Aria Smith? — zapytała kobieta, po drugiej stronie.

— Zgadza się.

— Dzwonię z kancelarii Johnson&Williams. Chciałabym Panią zaprosić jutro na rozmowę. Czy jest Pani nadal zainteresowana aplikacją w naszej kancelarii?

O matko, uśmiechnęłam się pod nosem.

— Tak, oczywiście. O której mam się jutro wstawić?

— Proszę być o godzinie 12. Pan Liam będzie na Panią czekał — powiedziała kobieta i się rozłączyła.

To była kancelaria, na której najbardziej mi zależało, jednak nie łudziłam się, że do nich mi się uda dostać. Byli najbardziej pożądaną kancelarią w całych Stanach. Miesiącami trzeba było czekać na konsultację u nich. Bezapelacyjnie wygrywali każdą sprawę. Zdecydowanie miałam dziś ochotę opić to. Wsiadłam do auta i pojechałam do domu. Mieszkanie, które kupili mi rodzice, było kolejną możliwością do kontroli przez matkę.

— Cześć mamo — powiedziałam wchodząc do mieszkania Skoro drzwi były otwarte, oznaczało to, że zrobiła mi nalot.

— Cześć kochanie. Jak było na terapii? — zapytała podchodząc do mnie-nie wzdychaj tylko odpowiadaj. Pogładziła swoją idealną sukienkę i usiadła. Matka była jedną z tych kobiet, dla których opinia była najważniejsza. Prowadzili razem z tatą klinikę medycyny estetycznej, stąd też córka, chcąca być prawnikiem było dla nich nie do pojęcia, ale w końcu odpuścili. Usiadłam obok niej na kanapie i spojrzałam spod brwi. Wyglądała idealnie jak na kobietę przed pięćdziesiątką, co było zasługą ojca. Szczupła, naciągnięta w każdym możliwym miejscu. Długie brązowe włosy opadały na jej sztuczny biust, a ona tylko patrzyła na mnie swoim próżnym wzrokiem.

— Mamo, dobrze, dobrze na terapii. Po co mnie kontrolujecie? — wstałam, by nalać wody — biorę leki, chodzę na wizyty, wszystko jest okej. Dajcie mi żyć. Ah i dostałam odpowiedź z kancelarii, jutro idę na rozmowę — powiedziałam podekscytowana, ale jak mogłam się spodziewać ona nie udawała nawet, że ją to cieszy.

— To dobrze. Mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży tak jak sobie zaplanowałaś — powiedziała tak sztucznym głosem, że aż ja byłam w szoku. Zawsze się zastanawiałam dlaczego ojciec z nią był, ale cóż rodziców się nie wybiera.

— Ja również, nie obraź się mamo, ale na wieczór umówiłam się z Bellą, chciałabym się jeszcze przespać i przygotować- spojrzała na mnie obojętnym wzrokiem i wstała w końcu.

— Baw się dobrze. Przyjedź jutro na obiad-pocałowała mnie w policzek i wyszła.

Odetchnęłam i opadłam na kanapę. Wzięłam leki, które pomagały mi spać i odpłynęłam, musiałam się zregenerować przed wieczorem.

Przed godziną dziwiętnastą obudził mnie budzik. Nastawiłam go na osiemnastą, ale jak zawsze ciężko było mi się podnieść i wciskałam co chwilę drzemkę. Udało mi się jednak wyczłapać z łóżka. Wzięłam ciepły prysznic i wypiłam kawę. Napisałam do Belli, że spotkamy się na miejscu. Wysłała mi adres i zaczęłam się przygotowywać. Założyłam gładkie białe, obcisłe spodnie, czerwone szpilki i czarną, luźną koszulę. Zdecydowanie za bardzo prześwitywała. Nie potrafiłam układać włosów, więc zostawiłam je rozpuszczone. Długie, czarne pasma, sięgały mi niemal do tyłka. Pomalowałam się mocniej niż zwykle i byłam gotowa by ruszać na podbój miasta. Wezwałam taksówkę i zeszłam na dół.

Po dwudziestu minutach dojechałam na miejsce, klub pękał w szwach, co było dziwne, zwłaszcza, że była środa, ale Nowy Jork rządził się swoimi prawami. Weszłam do środka, szukając przy barze Belli. W końcu dostrzegłam jej rude, ścięte na boba włosy.

— Hej kochana — ucałowałam przyjaciółkę i zamówiłam drinka.

— Pani Smith, a cóż to za wygląd? Co za okazja, że wyglądasz jakbyś miała ochotę na każdego faceta tu? -zaśmiała się, na co spiorunowałam ją wzrokiem.

— Jutro mam rozmowę w kancelarii. Mam nadzieję, że dostanę tę pracę — powiedziałam, wystawiając zęby w uśmiechu.

— No to mamy dziś za co pić — uniosła szklankę z drinkiem w górę. Po kilku kolejkach, czułam się rewelacyjnie, dawno nie piłam, więc nie trzeba było mi wiele, abym się nawaliła.

— Zaraz wracam, idę do łazienki! — krzyknęłam do Belli i ruszyłam. Schodząc w dół po schodach doszły mnie jakieś odgłosy awantury. Oczywiście moja ciekawość zwyciężyła, więc ruszyłam dalej, dowiedzieć się kto i po co..

— Wynoś się ode mnie! Nie zamierzam z Tobą rozmawiać! — warknęła jakaś kobieta. Przed nią stał mężczyzna. Widziałam tylko jego plecy w opiętej czarnej koszuli.

— Nie będę się z Tobą tu kłócił. Przyjdź jutro do mnie, musimy porozmawiać! Odpowiedział mężczyzna.

— Pierdol się! Krzyknęła, a on złapał ją za dłoń. Oczywiście musiałam się wtrącić.

— Zostaw ją! Warknęłam, łapiąc go za ramię. Od wrócił się do mnie, piorunując mnie wzrokiem. Kurwa, co za idealny mężczyzna, co nie zmienia faktu, że był dupkiem najwyraźniej.

— Niech się Pani nie wtrąca — powiedział cichym głosem.

— Niech się Pan pierdoli i nie szarpie tej kobiety-warknęłam, a mężczyzna uśmiechnął się drwiąco. Spojrzał na kobietę i ruszył na górę.

— Wszystko w porządku? -Zapytałam, na co ona kiwnęła głową. Poszłam w końcu do łazienki, bo pęcherz odmawiał mi posłuszeństwa już. Gdy wróciłam do baru, wzrok Belli był nieobecny.

— Co się stało? — Zapytałam przyjaciółki, popijając drinka. Serce wciąż waliło mi jak młotem, po sytuacji na dole.

— Coś Ci muszę powiedzieć, tylko nie wariuj-powiedziała łapiąc mnie za dłoń — Max tu jest. Ręka z drinkiem utkwiła mi w połowie drogi. Nie mogłam uwierzyć, wrócił? W całym Nowym Jorku musiał być akurat tutaj? Zaczęłam oddychać powoli i spokojnie, czując, że za chwilę mogę zapomnieć tego robić. Wszystko co najgorsze w moim życiu właśnie do mnie wróciło. Od trzech lat bałam się tego spotkania..

— Wyjdźmy stąd-powiedziałam szeptem Belli, na co ona kiwnęła głową. Wzięłam torebkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Jednak stało się to czego się obawiałam. Nasz wzrok się spotkał. Siedział przy stoliku z trzema innymi mężczyznami, wśród nich był ten z dołu… Stałam przed stolikiem i wpatrywałam się w Maxa, a on we mnie, jego drwiący uśmiech wyprowadził mnie z równowagi.

— Na co się gapisz złamasie? — Bella warknęła do Maxa, ale on to olał. Mężczyźni unieśli głowy do góry wpatrując się we mnie.

— Widzę, że wciąż wybierasz kumpli na swoim poziomie, o ile jeszcze jakiś poziom reprezentujesz- powiedziałam, nachylając się nad stolikiem, patrząc prosto w oczy mężczyzny. Zmierzyłam facetów siedzących przy stoliku i wyszłam. Dopiero wtedy zaczęłam oddychać.

Liam

— Co to za laska? Zapytał z rozbawieniem Taylor. — Nie mam pojęcia, jakaś stuknięta — odparł Max, ale spojrzałem na niego. Kłamał.

Ta kobieta zwróciła moją uwagę już na dole, kiedy stanęła w obronie Susan. Nie wydawała się być wariatką, z jakiegoś powodu miałem ją ciągle przed oczami, jej usta, jej oczy i jej cholerny czarny, koronkowy stanik, który było widać przez tą prześwitującą koszulę. Max ściemniał. Znał ją. Ciekawe co miał na sumieniu. Nie byliśmy jakimiś super kumplami. Poznaliśmy się przez Taylora kilka miesięcy temu. Imprezowaliśmy razem, ale niewiele wiedziałem o jego przeszłości. Spojrzałem na zegarek.

— Muszę się zwijać, mam od rana spotkania z aplikantami. Zapowiada się ciężki dzień — zaśmiałem się na samą myśl o studentach, którzy marzą o dostaniu pracy prawnika. Wcale nie jest ona tak zajebista jak się wydaje.

Pożegnałem się z kumplami i wyszedłem, by poczekać na taksówkę. Odwróciłem głowę w bok i zobaczyłem znów tą kobietę. Siedziała na murku i paliła papierosa. Jej koleżanka gładziła ją po ramieniu. Wyglądała jakby miała zaraz zemdleć.

— Wszystko w porządku? — Podszedłem do nich nie mam sam pojęcia dlaczego. Ruda dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. Za to kobieta, która mnie interesowała wstała i stanęła przede mną, przechylając głowę w bok. Włosy opadły z jej szyi na plecy, dzięki czemu miałem widok na jej skórę, którą zdobił tatuaż. Jakiś delikatny napis.

— A co Cię to interesuje? Max Cię wysłał? Skoro się z nim zadajesz, jesteś takim samym zerem jak on! — Powiedziała, odchodząc do taksówki.

Stałem jak wryty. Czyli to faktycznie nie była pomyłka. Znała go, dlaczego nazwała mnie zerem? Postanowiłem jednak dać spokój, więcej nie spotkam tej kobiety. W zasadzie szkoda. Było w niej naprawdę coś… pociągającego. Wsiadłem jednak do auta i ruszyłem do mieszkania.

Po wejściu włączyłem dźwięki w telefonie, piętnaście wiadomości od Mii. Wkurwiała mnie. Spotykaliśmy się od roku, chociaż ciężko nazwać to związkiem. Nie czułem nic do niej, dobrze się razem bawiliśmy i to tyle. Niestety ona coraz bardziej chciała mnie kontrolować i wchodzić do mojego życia. Nie zamierzałem na to pozwolić. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka po długim dniu. Jednak nie mogłem zasnąć. Moje myśli wciąż zakłócały brązowe oczy, długowłosej wrednej szatynki. Kim była…

***

Wczorajszy wlany w siebie alkohol odczułem aż za bardzo, kiedy po godzinie siódmej zadzwonił budzik.

Gdyby nie sprawa z Susan, nie wybrałbym się w środku tygodnia do klubu. Miałem nadzieję, że jakoś przeżyję ten dzień. Wziąłem zimny prysznic i wypiłem szybko kawę. Założyłem trzyczęściowy garnitur, narzuciłem na ramiona płaszcz i ruszyłem do garażu. Manhattan jak zawsze mimo wczesnej pory już tętnił życiem, włączyłem się do ruchu swoim mercedesem. Po trzydziestu minutach podjechałem pod kancelarię. Kręciły się już tam jakieś osoby, pewnie na spotkanie w sprawie aplikacji. Podzieliliśmy się z Adamem rekrutami, aby szybciej nam to poszło.

— Dzień dobry. Rzuciłem do Karli, recepcjonistki, która zatrzepotała rzęsami na mój widok. Wszedłem do gabinetu i zrzuciłem płaszcz. Nie zdążyłem jeszcze usiąść, gdy już dzwonił mój telefon.

— Tak Mia?

— Kiedy się spotkamy, tęsknie… — doszedł mnie jej przesłodzony głos.

— Nie wiem, mam ciężki czas w pracy. Muszę kończyć, odezwę się niedługo- Powiedziałem i się rozłączyłem. Zamierzałem z nią zerwać, wykańczała mnie.

— Szefie, zaczynamy? Zapytała Karla, wchodząc z kawą. Zdjąłem marynarkę.

— Tak, poproś pierwszą osobę. Miałem nadzieję, że szybko pójdzie.

Aria

Wstałam już po godzinie ósmej. Nie mogłam spać z nerwów, wczorajszy wieczór okazał się być porażką. Nie wiedziałam co robił tu Max i dlaczego wrócił.

Naprawdę był na tyle bezczelny? Jednak nie miałam czasu nad tym się zastanawiać. Miałam spotkanie, na którym zamierzałam wypaść jak najlepiej. Otworzyłam szafę, w końcu zdecydowałam się na czarną ołówkową spódnicę i granatową koszulę. Do tego szpilki i płaszcz i wyglądałam jak aspirująca prawniczka. Zdecydowanie. Włosy znów zostawiłam rozpuszczone i po godzinie jedenastej ruszyłam do kancelarii. Miałam nadzieję, że wypadnę całkiem dobrze, chociaż jak podjechałam i zobaczyłam ten tłum rekrutów, to mnie zmroziło.

— Dzień dobry, Pani Smith zgadza się? -Zapytała uprzejmie kobieta na recepcji, gdy weszłam. — Dzień dobry, tak. Odpowiedziałam z uśmiechem.

— W takim razie zapraszam tutaj- wskazała mi drzwi po prawej stronie- Proszę wejść i usiąść. Pan Johnson za chwilę dołączy. Miał ważny telefon.

— Oczywiście- odparłam i weszłam do gabinetu. Usiadłam przy dużym drewnianym biurku i poczułam jak mi serce wali. Bałam się, że nie podołam.


Siedziałam tak z pięć minut, które dłużyły mi jednak się niesamowicie. W końcu drzwi się otworzyły.

— Dzień dobry Pani Smith, przepraszam, że musiała Pani… — podszedł do mnie mężczyzna i uniósł kąciki ust do góry. Nie wierzyłam. Ten gbur z baru, to właściciel tej kancelarii? Jak to możliwe? — a więc Aria… masz na imię Aria — wystawił do mnie dłoń, którą zignorowałam.

— Wie Pan co, ja podziękuję jednak za propozycję. Do widzenia — odpowiedziałam i wstałam z krzesła.

— Ale dlaczego? — Złapał mnie za ramię, a moje serce zaczęło walić jeszcze szybciej. Musiałam stamtąd wyjść, nie mogłam być w towarzystwie kogokolwiek, kto znał Maxa.

— Hmm. Pomyślmy dlaczego… w biurze też jesteś takim dupkiem, czy tylko w barze przy kumplach? — warknęłam, a mężczyzna spojrzał na mnie z uśmiechem.

— Pani budzi we mnie wszystko co najgorsze — odpowiedział drwiąc. No co za dupek. Wziął teczkę z moimi dokumentami i oparł się tyłkiem o biurko-Hm, jesteś bardzo inteligentna, świetne wyniki. Zatrudnię Cię- powiedział, odkładając papiery na biurko.

Serio?

— Naprawdę myślisz, że będę dla Ciebie pracować? — Podeszłam do niego, aż uderzył mnie zapach jego wody kolońskiej. Był przystojnym wysokim, dobrze, a nawet za dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał czarne, lekko kręcone włosy, ciemne oczy i niewielki zarost, który dodawał mu mroczności. Nie zmieniało to jednak faktu, że dla mnie mężczyźni wciąż byli tylko do wizualnego oglądania…

— Jeśli zależy Ci na swojej karierze, a wydajesz się być mądrą kobietą, to owszem, będziesz dla mnie pracować- uciął. Wiedział jak mnie podejść, miał rację, praca tu to najlepsza droga, do osiągnięcia sukcesu w tej branży.

— Zgoda… — Wyciągnęłam do niego dłoń, którą uścisnął.

— Więc od początku. Jestem Liam i od teraz jestem Twoim szefem — powiedział to w tak mroczny sposób, że przeszły mnie ciarki, wciąż trzymał moją dłoń.

— Aria, więc od teraz będę Twoją podwładną — odparłam, przygryzając wargę.

Przełknęłam głośno ślinę i w końcu wyswobodziłam swoją dłoń z jego uścisku. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmowę o aplikacji. Nie mogłam jednak się skupić na tym co do mnie mówił. Czy dobrze zrobiłam, godząc się na pracę dla niego? Wkrótce miałam boleśnie przekonać się, że nie…

Po godzinie rozmów, zakończyliśmy spotkanie. Wstałam, kierując się w stronę drzwi, słysząc za sobą kroki Liama.

— Więc do zobaczenia jutro Ario — powiedział, wlepiając swoje czarne oczy we mnie.

— Do zobaczenia. -Uścisnęłam szybko jego dłoń i wyszłam. Jeśli istniało coś takiego jak chemia, to zdecydowanie przed chwilą sparaliżowała mnie. Ten mężczyzna był tak magnetyczny…. to było dla mnie zupełnie nowe odczucie. Po wyjściu z kancelarii pojechałam do rodziców. Mama wczoraj zapowiedziała, że mam przyjechać, więc nie miałam innego wyjścia. Susyszłaby mi głowę cały dzień.

— Dzień dobry! Krzyknęłam wchodząc do domu.

— Dzień dobry moja przyszła prawniczko — powiedział tata, całując mnie w czoło. Mama przewróciła tylko oczami.

— Jak spotkanie? — Zapytała niechętnie.

— Chociaż wiem, że wolałabyś usłyszeć, że fatalnie, to niestety. Dostałam tę pracę — powiedziałam, obejmując mamę.

— Aria, to nie tak, wiesz, że Cię wspieramy -tata zaczął jak zwykle bronić matki.

— Ale wolelibyście abym wstrzykiwała botoks starym zrzędom.-. Mama westchnęła, a tata się zaśmiał.

— Nie do wiary, że jesteś moją córką — powiedziała z rozbawieniem mama. Lata temu przestałam się przejmować jej złośliwościami odnośnie tego jaki zawód wybrałam. Chciałam już jej coś dopiec, olałam jednak kłótnie z matką, miałam za dobry nastrój.

Spędziłam u rodziców czas do samego wieczora. Po kolacji pożegnałam się i ruszyłam do domu. Musiałam się wyspać przed pierwszym dniem pracy. Gdy weszłam do mieszkania, usłyszałam dźwięk sms.


Jak piśniesz mu chociaż słowo, pożałujesz.


Nie musiałam nawet się zastanawiać kto to napisał i o kim była mowa. Max, znów mnie chciał zastraszyć, ale tym razem nie zamierzałam mu się poddać. Nie po to od lat chodzę na terapię, aby trząść przed nim portkami. Skoro to napisał, oznacza to, że Liam nie znał Maxa tak jak powinien. Ciekawe co ich zatem łączyło… i kim była ta kobieta, z którą się kłócił. Była jego dziewczyną? Otworzyłam laptopa, nalałam sobie wina i zaczęłam szukać informacji na temat Liama Johnsona. Dlaczego też nigdy nie zwróciłam uwagi na wygląd dwóch właścicieli najlepszej kancelarii w Stanach. Liam miał trzydzieści jeden lat, był ponoć singlem, poza tą kancelarią, miał jeszcze sieć innej rozłożonej po całej Europie. No robi wrażenie..

Odnalazłam jego konto na insta i zaczęłam przyglądać się zdjęciom. Był naprawdę przystojnym mężczyzną, jego wygląd budził we mnie nieznajome mi do tej pory emocję, nie rozumiałam ich…

Przed dwudziestą trzecią wzięłam leki i miałam nadzieję, że uda mi się szybko zasnąć. Nie chciałam być nieprzytomna w pierwszy dzień nowej pracy. Nie udało się jednak, zasnęłam dopiero przed trzecią nad ranem. Wiązało się to z tym, że jak zadzwonił budzik, miałam ochotę umrzeć.

Aria

Wzięłam chłodny prysznic, z nadzieją, że mnie pobudzi do życia i wypiłam mocną, czarną kawę. Powoli zaczynałam przypominać człowieka, kiedy narzuciłam na siebie czarną, bawełnianą sukienkę, pończochy czarne szpilki i zrobiłam makijaż. Włosy związałam w wysoki kucyk i byłam gotowa na pierwszy dzień w pracy. Całą drogę do kancelarii się stresowałam. Nie byłam w stanie nic przełknąć w domu, a teraz mój żołądek zaczął domagać się śniadania. Nie dało się tego nie usłyszeć. Kurde..

— Dzień dobry- przywitałam się z recepcjonistką, na co odpowiedziała kiwnięciem głowy i uśmiechem.

— Witamy na pokładzie- powiedział do mnie mężczyzna, który właśnie wyszedł z gabinetu — Pani Aria zgadza się? Nazywam się Adam Williams — wyciągnął do mnie dłoń. Był wysokim blondynem o przyjemnym uśmiechu.

— Tak, dzień dobry. Miło mi poznać — odpowiedziałam, uśmiechając się.

— Liam zachwalał Cię, więc musisz w sobie coś mieć, miłej pracy — powiedział to, puszczając do mnie oczko i wszedł do swojego gabinetu.

— Ario, zapraszam — usłyszałam za swoimi plecami znajomy, mroczny głos. Zdjęłam płaszcz i ruszyłam do gabinetu Liama. Stał przed biurkiem, z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, a kamizelka od garnituru idealnie go opinała.

— Dzień Dobry Panu- powiedziałam niepewnie. Nie wiedziałam jak miałam się do niego zwracać. Kąciki jego ust uniosły się do góry.

— Podoba mi się to słowo w Twoich ustach- powiedział cicho, co mnie speszyło — bierzmy się do pracy. Tu są teczki, chciałbym abyś się zapoznała z aktami spraw, które właśnie prowadzimy. Po południu mam spotkanie, będziesz mi towarzyszyć.

— Oczywiście, gdzie mam pracować? -Zapytałam, wciąż stojąc przy drzwiach, tak jakbym bała się podejść bliżej niego.

— Tutaj — poklepał dłonią swoje biurko — musisz pracować przy mnie. Uniosłam brwi do góry, zastanawiając się co mam na to odpowiedzieć. W końcu po prostu podeszłam do niego.

— To… przepraszam — powiedziałam, chcąc wcisnąć się między krzesło a niego. Uśmiechnął się i po chwili odszedł. Siadając na swoim fotelu, oparł się, nie spuszczając ze mnie wzroku.

— O co chodziło wtedy w barze? Znacie się z Maxem? — Zapytał nagle, a mój oddech utkwił w płucach. Nie sądziłam, że tak szybko wróci do mnie temat tego człowieka.

— Powiedzmy, że stare dzieje, ale to nie jest zakres naszych rozmów służbowych. Proszę skupmy się na nich — odparłam poirytowana. Nie na niego… na Maxa, że się śmiał pojawić.

— Jasne — odparł tylko i otworzył laptopa, a ja zajęłam się wertowaniem akt.

Praca pochłonęła mnie całkowicie. Przed godziną dwunastą ktoś zapukał.

— Siema, wyskoczysz z nami na obiad? — powiedział jakiś mężczyzna, wchodząc.

Odwróciłam się, tuż za nim wszedł Max. Specjalnie tu przyszedł. Skurwiel. Próbowałam uspokoić oddech. Liam chyba coś zauważył, bo przyglądał mi się, przechylając głowę na bok. Mężczyźni podeszli do biurka i spojrzeli na mnie.

— To Aria, moja nowa pracownica — powiedział Liam, przyglądając się Maxowi. Ten się tylko zaśmiał pod nosem.

— Może pójść z nami — powiedział drugi z mężczyzn.

— Nie mogę, mam pracę — powiedziałam, wlepiając oczy w Maxa. Miałam odruch wymiotny patrząc na tego śmiecia, jak on mógł być tak bezczelny.

— Pójdziemy kiedy indziej, mam niedługo spotkanie. Złapiemy się wieczorem — powiedział Liam, spławiając swoich kumpli. Chwilę pogadali jeszcze i wyszli. Widziałam wzrok Maxa, chciał mnie przestraszyć, chciał być pewnym, że nie powiem nic. Gdy wyszli sięgnęłam do torebki po tabletki, czułam, że muszę je wziąć.

— Aria, wszystko okej? Zapytał Liam, który wrócił właśnie do gabinetu, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. Na jego dotyk się wzdrygnęłam.

— Wszystko okej. Wracajmy do pracy — odparłam i odetchnęłam. Liam jednak ciągle mi się przyglądał. Chyba zaczynałam żałować tej pracy, jeśli będę go widywać częściej to wyląduje w wariatkowie. Przekalkulowałam na szybko w głowie, jakie mam szanse na zatrudnienie się gdzieś indziej i chociaż moje obliczenia raczej nie napawały mnie optymizmem, miałam to gdzieś. Nie chciałam zostać tutaj i narażać się na kolejne spotkanie jego.

Liam

Siedziałem i zastanawiałem się, o co chodzi. Dlaczego ta kobieta przede mną, która bez oporu zwyzywała mnie, stając w obronie Susan, omal nie zemdlała na widok Maxa, a teraz nafaszerowała się jakimiś tabletkami. Ukradkiem podejrzałem ich nazwę i sprawdziłem w internecie. Tabletki przepisywane na stany lękowe. Co z tym wszystkim miał wspólnego Max? Oni mieli jakiś sekret i musiałem się dowiedzieć o co chodzi.

— Szefie — Aria popatrzyła na mnie, a jej wzrok był pusty — chyba nie mogę z Panem pracować… wiem, że to dla mnie wielka szansa. Jednak nie jestem w stanie.

Przechyliłem głowę i zastanawiałem się, co ona do mnie mówi.

— Aria, spokojnie. Co się dzieje? Jaki masz problem z Maxem? Bo to o niego chodzi tak? Swoją drogą słowo „Panie” w jej ustach brzmiało jak czysta zachęta tylko do jednego. Spojrzała na mnie swoimi wielkimi oczami i miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Kurwa. Chciałem ją wziąć w ramiona i przytulić, ale nie mogłem tego zrobić. Pomyślałaby, że jestem wariatem.

— Nie mogę po prostu go widywać. Max… Max wyrządził mi kiedyś krzywdę. Nie chcę o niej ani o nim pamiętać. Pracując z Panem, będę niestety go widywać, tak jak dziś- powiedziała niemal szeptem.

Skrzywdził ją? W jaki sposób? Nie chciałem jednak w tej chwili nalegać na zwierzenia, by jej nie spłoszyć.

— W porządku. Poinformuje go, że ma nie przychodzić tu. Nie będziesz go widywać. Odpowiedziałem. Kąciki jej ust delikatnie się uniosły.

— Nie, nie musisz, nie musi Pan… Westchnąłem.

— Aria, chce abyś ze mną pracowała. Jeśli boisz się, że go spotkasz, wynajmę biuro. Adres będziemy znali tylko my — spojrzałem na nią, a jej usta się rozchyliły, przygryzła wargę. Kurwa, była taka piękna… co ja wyprawiałem. Naprawdę byłem gotów na wszystko aby ją tu zatrzymać.

— Zgoda. Skoro już wie Pan co mniej więcej zaszło z Maxem, to teraz powiedz mi proszę co to była za kobieta w barze i dlaczego się z nią szarpałeś.

Spojrzałem na nią z uśmiechem i przypomniałem sobie, jak ją wtedy pierwszy raz ujrzałem. Była taka piękna, od razu miałem ochotę zaciągnąć ją do łazienki.

— Nie szarpałem się z nią, to Susan. Moja siostra. Moi rodzice mają z nią ostatnio problemy. Chciałem z nią coś wyjaśnić, ale pewna czarnowłosa kobieta nam przerwała — Powiedziałem, na co Aria się zaśmiała.

Miała w policzkach dołeczki i kolczyk w języku? O rany, moje myśli znów powędrowały nie w tym kierunku.

— Swoją drogą to dobrze, że tam wpadłaś. Przynajmniej wiem jaki masz temperament — dodałem, unosząc brew do góry.

Oblała się tylko rumieńcem i zanurzyła znów nad papierami, co chwilę poprawiając kitkę. Przez ten gest miałem widok na jej szyję, znów zauważyłem tatuaż, zastanawiałem się co było tam napisane i dlaczego zrobiła go w takim miejscu. Raczej kobiety nie często robią sobie tam tatuaże.

Kolejne dwie godziny pracy spędziliśmy w ciszy.

— Aria, zbieraj się. Jedziemy na spotkanie — powiedziałem, wstając. Zapakowałem dokumenty do aktówki i chwyciłem za marynarkę, wiszącą na oparciu fotela.

— Oczywiście — odpowiedziała, sięgając po torebkę. Stanąłem przed nią, czekając aż będzie gotowa. Po chwili uniosła głowę, zanurzając wzrok w moich oczach.

— Proszę — wskazałem dłonią, by poszła przede mną.

— Karla, wychodzimy na spotkanie. Dziś już nie wracam. Do zobaczenia — powiedziałem do recepcjonistki, sięgając płaszcz Arii z wieszaka.

Odsunęła kitkę kiedy zakładałem jej go na ramiona. „La vie est Bella” -Tatuaż Arii. Dostrzegłem, że on tam jest, by zakryć jakąś bliznę na szyi. Nie miałem możliwości dalej się przyglądać. Ciekawe… ta kobieta była pełna tajemnic. Wyszliśmy z kancelarii i otworzyłem drzwi mercedesa, czekając aż wsiądzie.

— Co to za spotkanie? -Zapytała, gdy wsiadłem.

— Kobiecie zostały skradzione zdjęcia, ktoś okradł jej studio i umieścił zdjęcia jako swojego autorstwa.

— Dlaczego spotykamy się z nią poza kancelarią?

— Artyści.. — odpowiedziałem.

— Myślałam, że to ludzie dostosowują się do Pana i są posłuszni — powiedziała, wpatrując się we mnie znów pustymi oczami. Czy ona zdawała sobie sprawę, co do mnie mówiła i jak działały na mnie jej komentarze?

— To znajoma mojej mamy. Na jej prośbę zajmuję się tą sprawa. Dlatego pozwalam na pewne ustępstwa- odpowiedziałem, zawieszając wzrok na dłoniach Arii, które nerwowo ściskały torebkę.

— Rozumiem — odpowiedziała i znów przygryzła wargę.

Westchnąłem i spojrzałem z powrotem na drogę. Miałem wrażenie, że ona naprawdę nie zdaje sobie sprawy jak działa na mężczyzn. Jej słowa, jej gesty… czy ona faceta nigdy nie miała? Dojechaliśmy w końcu do studia Charlotte. Otworzyłem drzwi Arii i poczułem jej zapach, kiedy przechodziła obok mnie. Pachniała jak słodkie kwiaty. Zazwyczaj nienawidziłem takich słodkich zapachów u kobiet, ale jej zapach sprawiał, że kręciło mi się w głowie.

Aria

Weszłam do studia, które przypominało wielką halę.

— Liam witaj — podeszła do nas kobieta. Miała około pięćdziesiąt lat i wyglądała jakby była częstą klientką w klinice moich rodziców.

— Witaj Charlotte — Liam uścisnął kobietę — To Aria Smith, nasza nowa aplikantka — uścisnęłam dłoń kobiety, uśmiechając się.

— Smith? Jesteś córką Marii i Bruna?

Bingo. Wiedziałam, że była naciągnięta.

— Zgadza się, rozumiem, że jest Pani klientką moich rodziców? Zapytałam dość ironicznie, ale kobieta uśmiechnęła się jakby to był zaszczyt.

— Piękna jesteś, ale mając takich rodziców, pewnie nie schodzisz od nich z fotela — powiedziała łapiąc mnie za dłonie.

— W zasadzie… jestem całkowicie naturalna, nic nigdy nie poprawiałam — odpowiedziałam. Liam uniósł kąciki ust do góry. Uśmiechał się do mnie z uznaniem.

— Niesamowite. Dobrze, to czego się napijecie? — Charlotte nie mamy za dużo czasu. Przejdźmy najlepiej od razu do rzeczy — powiedział Liam, siadając na kanapie.

Kobieta potulnie usiadła obok niego. Wpatrywała się w Liama, kiedy ten tłumaczył jej postępy w sprawie. Patrzyła na niego takim wzrokiem, że czułam się skrępowana siedząc obok nich. Czy oni ze sobą sypiali? To by było zdecydowanie nie smaczne…

Po trzydziestu minutach pożegnaliśmy się z Charlotte.

— Wsiadaj, podwiozę Cię do domu — powiedział Liam, gdy wyszliśmy ze studia.

— Nie dziękuję. Muszę odebrać auto spod kancelarii, więc wezmę taksówkę — odpowiedziałam, sięgając po telefon do torebki. Liam podszedł do auta i otworzył drzwi od strony pasażera.

— Wsiadaj, podwiozę Cię — powtórzył, uśmiechając się lekko.

Westchnęłam i usiadłam. Gdy ruszyliśmy usłyszałam dzwonek telefonu.

— Hej. Co tam? Zapytałam przyjaciółki, odbierając.

— Hej. Jak w pracy?

— Całkiem dobrze- uśmiechnęłam się pod nosem — jak u Ciebie?

— Wpadnę do Ciebie wieczorem na winko, to pogadamy. A jak Max, odzywał się do Ciebie?

— Ta, dziś go widziałam — odwróciłam wzrok, bo zauważyłam, że Liam mi się przygląda — ale pogadamy wieczorem, czekam na Ciebie. Buziaki.

Pożegnałam się z przyjaciółką i odłożyłam telefon do torebki.

— Chłopak?

— Co? Zapytałam, wybita z rytmu — ah nie, przyjaciółka.

— Nie masz chłopaka?

— Nie — odpowiedziałam, przełykając ślinę. Nie chciałam z nim na ten temat rozmawiać — mogę więc wracać już do domu, czy coś jeszcze mam załatwić w kancelarii?

Liam, zmrużył oczy, ale w końcu jego twarz się rozluźniła.

— Możesz wracać, odpocznij. Powiedział, zaciskając dłonie na kierownicy. Z jakiegoś powodu, ten gest mnie speszył.

— Do zobaczenia Panie Johnson — powiedziałam wysiadając z auta.

— Do zobaczenia Pani Smith — odparł znów powalając mnie swoim uśmiechem.

Odetchnęłam i wsiadłam do swojego auta, ruszając w stronę domu. Dochodziła godzina szesnasta, więc korki sprawiły, że podróż do mieszkania zajęła mi ponad godzinę. Weszłam na klatkę, wykończona całym dniem, kiedy zaczepiła mnie sąsiadka.

— Dzień dobry Aria, szukał Cię dziś jakiś mężczyzna. Zamarłam.

— Jaki mężczyzna? Spojrzałam na Evę.

— Wysoki, dobrze zbudowany, ciemne włosy, niebieskie oczy. Przyjechał motocyklem.

Kurwa, Max. Znalazł mnie… czego on ode mnie chciał, wyprowadziłam się do nowego mieszkania. Nie sądziłam, że znów będę musiała żyć w strachu. Czułam, że za chwilę będę miała kolejny atak paniki. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i zaczęło brakować mi powietrza.

— Oddychaj Aria — Bella złapała mnie w talii, całe szczęście, że się właśnie zjawiła.

— Dobrze, że jesteś — powiedziałam ledwo odzyskując zdolność mówienia. Doczłapałyśmy się jakoś do mojego mieszkania. Opadłam na kanapę, sięgając znów po leki.

— Jadłaś coś dziś? — zapytała przyjaciółka. Właśnie sobie uświadomiłam, że nie… Liam zaproponował zamówienie obiadu, ale przez tabletki znów straciłam apetyt.

— Nie, nie chcę jeść — odpowiedziałam, wyciągając z lodówki wino.

— Może nie powinnaś pić jednak, znów bierzesz więcej leków.

— Bell, nie zachowuj się jak moja matka, bo Cię stąd wypierdolę — warknęłam do przyjaciółki, na co kiwnęła głową.

Nie chciałam się na niej wyżywać, ale czułam, że znów mój świat zaczyna się walić. Czułam, że wszystko, co udało mi się osiągnąć przez ostatnie trzy lata właśnie w tym momencie może się rozpaść. Tylko dlatego, że pewien facet postanowił wrócić do miasta. Nalałam wina i starałam się zająć czymś głowę, by o nim nie myśleć.

— Opowiadaj, jak w pracy.

Belli nie trzeba było długo namawiać. Od razu rozwiązał jej się język i zaczęła opowiadać o nowych obowiązkach, o ludziach z zespołu oraz o przystojnym Gregu, kierowniku. Bella zawsze szybko wdawała się w romanse, lubiła się zabawić, w przeciwieństwie do mnie…

— A z Tobą co? — zapytała, wpatrując się we mnie — o co chodzi z tym szefem? Rozsiadła się wygodnie w fotelu..

— Jak szłam do łazienki w klubie, usłyszałam kłócącą się parę. Stanęłam w obronie kobiety- Bella spojrzała na mnie z tym swoim uśmiechem. Zawsze uważała, że jestem zbyt ciekawska — później zobaczyłam go przy stoliku z Maxem, a na drugi dzień okazało się, że ten facet to Johnson, mój nowy szef. Bella usiadła bliżej mnie, paraliżując mnie wielkimi oczami.

— Zajebiście! Coś między wami się rodzi, skoro Cię przyjął do pracy po tej akcji w klubie?

— No co Ty, w zasadzie to chciałam się zwolnić, nie wyobrażałam sobie widywać z Maxem. Przekonał mnie bym tego nie robiła, zależy mu na mojej pracy.

— Gdzie Ty się uchowałaś? Nie zależy mu na Twojej pracy, tylko na Twojej dupie — Bella klepnęła mnie w udo, śmiejąc się.

— No cóż, to trafił najgorzej jak się dało — upiłam wino.

To była prawda, byłam najgorszą możliwą kandydatką, jeśli chodziło o stosunki łóżkowe. W tej kwestii nic się nie zmieniło przez lata i nie zapowiadało się na to. Chociaż patrząc na Liama, budziły się we mnie jakieś dziwne, niezrozumiałe dla mnie odczucia.

Aria

Obudził mnie ogromny kac, przegięłyśmy wczoraj z tym winem, ale tak już z nami było. Jak zaczęłyśmy, to nie byłyśmy w stanie skończyć. Moje samopoczucie zdecydowanie przekładało się na mój wygląd. Stałam przed lustrem i piorunowałam się wzrokiem. Jeśli coś wyniosłam z domu po swojej matce, to dbanie o siebie. Od małego musiałam wyglądać idealnie i to też mi zostało. Zawsze staram się wyglądać jak najlepiej. Chociaż widząc w lustrze osobę, z matową cerą i podkrążonymi oczami, nie byłam pewna, czy dziś z tego coś wyczaruje. Poszłam pod ciepły prysznic, przez który poczułam się jeszcze gorzej. Owinęłam się ręcznikiem i popijając kawę, spojrzałam w szafę. Zdecydowałam się na czarną plisowaną spódnicę za kolano, wysokie kozaki na szpilce i biała koszulę. Elegancko, jak na przyszłą prawniczkę przystało. Włosy dziś zostawiłam rozpuszczone, makijaż jak zawsze poprawił mój wygląd, tyle o ile to było dziś możliwe.

— Dzień dobry- powiedziałam do Karli, wchodząc do pracy. Kobieta rozmawiała przez telefon, więc uśmiechnęła się do mnie tylko.

— Aria witaj- zwrócił się do mnie Adam- jak Ci minął pierwszy dzień pracy? Zapytał, pomagając mi z płaszczem. W drzwiach zjawił się też Liam, który oparł się o futrynę i przyglądał naszej rozmowie.

— Super… w zasadzie — dodałam z uśmiechem.

— Cieszę się, mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej- powiedział, uśmiechając się do mnie i patrząc zdecydowanie zbyt intensywnie.

— Aria, możesz? Usłyszałam za plecami głos Lia ma, który mnie wybawił od niekomfortowej rozmowy z Adamem.

— Przepraszam więc, miłego dnia — odpowiedziałam odchodząc. Liam znów znajdował się w tym samym miejscu co wczoraj. Opierając się o biurko, wpatrywał się we mnie.

— Dzień dobry szefie — powiedziałam, wchodząc do gabinetu.

— Dzień dobry Ario — odparł z uśmiechem — jak się czujesz?

Jak gówno, ale nie mogłam mu tego przecież powiedzieć.

— Świetne, jak na skacowaną osobę. W zasadzie… nie wiem czy kolejny dzień przychodzenia tu na kacu dobrze o mnie świadczy — odpowiedziałam drwiąco, na co Liam się zaśmiał.

— W takim razie dobrze trafiłem. Zapraszam na śniadanie — powiedział odchodząc od biurka, moim oczom ukazało się śniadanie dla dwóch osób.

— Em, nie musiał Pan… — zmieszałam się, podchodząc do biurka.

— Nie musiałem, ale chciałem. Podszedł jeszcze bliżej mnie, aż uderzył mnie jego zapach. Kurwa… znów to dziwne uczucie w dole brzucha

— Siadaj proszę- złapał mnie za ramię, aż znów przeszły mnie ciarki. Wstrzymałam oddech.

— Aria? Okej? Oddychaj — zaśmiał się.

— Tak, tak. Okej. Dziękuje za śniadanie. Ale niech Pan je razem ze mną — spojrzałam mu w oczy i przygryzłam wargę.

Liam przełknął głośno ślinę i usiadł na swoim miejscu, rozkładając się na fotelu. Wzięłam na talerz tost i posmarowałam dżemem, kiedy Liam nalał mi kawy.

— Co dziś w planach? Zapytałam, wkładając tost do jedzenie. Liam wciąż wpatrywał się we mnie, co mnie zaczęło peszyć.

— Dziś nie mamy żadnych ważnych spotkań. Ja mam rozprawę, Ty zostaniesz i będziesz dalej zapoznawać się z aktami, dobrze? — Zapytał, opierając się o biurko.

— Pan jest moim szefem, co Pan każe, będę robić — odpowiedziałam z uśmiechem, a Liam wciągnął powietrze, pocierając kciukiem o swoje usta. Idealnie skrojone, pełne usta. Ja pieprzę, musiałam oderwać wzrok od tego mężczyzny.

Po skończonym śniadaniu wzięliśmy się do pracy, nie rozmawiając już ze sobą.

Około godziny dwunastej Liam wszedł do gabinetu.

— Zmiana planów, jedziesz ze mną do sądu.

— Okej, a dlaczego zmienił Pan zdanie? Zapytałam, sięgając po torebkę.

— Bo chcę Cię mieć blisko — odpowiedział cicho, wręczając mi w ręce togę.

Spojrzałam, unosząc brwi do góry. Jego wyznanie było peszące.

— Nie jestem jeszcze adwokatem, mogę to nosić?

— Możesz, chcę abyś czuła się na sali równa ze mną — znów powiedział zachrypniętym, niskim głosem.

Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam po płaszcz. Za oknami jesień rozpoczęła się na dobre. Czerwone, żółte i pomarańczowe liście zdobiły ulice, deszcz stukał w szyby, to był mój ulubiony okres w roku. Zawsze jesienią chowałam się pod kocem z książką i byłam spełniona. Gdy dojechaliśmy do sądu, ręce mi się trzęsły. To była moja pierwsza rozprawa. Wiedziałam, że będę jedynie obserwować, ale jednak i tak czułam się zagubiona i bałam się, że sobie nie poradzę.

— Spokojnie, jestem przy Tobie — powiedział Liam, zaciągając mi przez głowę togę gdy weszliśmy do sądu.

Ten moment, kiedy stał tak blisko mnie, dotykając mojej skóry… Znów poczułam dziwną chęć doświadczania jego dotyku. To było dla mnie coś zupełnie nowego. Poprawiłam strój i przyglądałam się Liamowi, który prezentował się idealne. Ciemne oczy, idealne kości policzkowe, które pokrywał lekki zarost, pełne usta. Był bardzo przystojnym mężczyzną. Już sam jego widok wprawiał w zakłopotanie.

Nie zdziwiłam się ani trochę podczas rozprawy, że to wygraliśmy. Liam był taki władczy, pewny siebie. Nie było wątpliwości, kto jest najlepszym adwokatem w tym kraju.

— Gratuluje. Twoja pierwsza rozprawa zakończona sukcesem — powiedział, kiedy opuściliśmy salę rozpraw.

— To Pana zasługa, przecież ja tylko się przyglądałam. Jest Pan naprawdę rewelacyjny — powiedziałam, patrząc mu w oczy, na co się uśmiechnął.

— Przy następnej rozprawie będziesz miała okazję się wykazać. Musimy popracować jutro nad nią, a dziś może wyskoczymy na drinka? Świętować zwycięstwo.- Złapał mnie za ramię, przełykając ślinę.

— Dobrze, jedźmy — odpowiedziałam. Nie umiałam mu odmówić. A może nie chciałam? Czułam, że nie powinnam wychodzić poza relacje zawodowe z tym człowiekiem. Jednak coś mnie ciągnęło do niego. Podczas drogi do klubu odebrałam telefon od sąsiadki.

— Aria, musisz wracać do domu- powiedziała natychmiast Eva, gdy tylko odebrałam.

— Co się stało?

— Ktoś Ci się włamał do mieszkania.

Boże… kto, no tak, wiem kto. Skurwiel, nie dawał za wygraną.

— Jadę. Powiedziałam, rozłączając się.

— Może mnie Pan odwieść do domu? Natychmiast? -zapytałam roztrzęsiona, a moje nogi zaczęły drżeć, co zauważył Liam. Zmarszczył brwi i zatrzymał auto na poboczu.

— Co się stało Aria? — Liam złapał moją dłoń.

— Ktoś mi się włamał do mieszkania. Powiedziałam szeptem, jakbym się bała, że ktoś poza nami może to usłyszeć.

— Jedziemy, podaj adres. — odpowiedział, włączając się do ruchu — kto mógłby się do Ciebie włamać? Zapytał, patrząc na mnie, ale nie odpowiedziałam. Nie chciałam żeby się dowiedział, to by zbyt wiele rzeczy za sobą pociągnęło.

Liam

Patrzyłem na nią i już byłem pewien, że ona coś ukrywa. Jej zachowanie wskazywało na to od początku, ale teraz te włamanie.. Kto chciałby zrobić jej krzywdę, przestraszyć ją? Nie odpowiedziała nic, ale nie zamierzałem zostawić ją z tym samej. Dojechaliśmy pod podany adres. Wysiadłem za nią z auta.

— Dziękuję, do zobaczenia jutro — powiedziała, chcąc jak najszybciej uciec. Złapałem ją za dłoń. — Nie puszczę Cię samej. — przełknęła ślinę, a jej oczy się zaszkliły. W końcu kiwnęła głową i ruszyliśmy na górę. Pod drzwiami stała jakaś kobieta i policja.

— Eva, dziękuję za telefon- powiedziała Aria do niej.

— Kręcił się tu dzisiaj znów ten facet. Później zobaczyłam otwarte drzwi i rozwalone mieszkanie, dlatego zadzwoniłam na policję.

Ten facet? Ktoś ją nachodził?

— Pani jest właścicielką tak? Poproszę dowód powiedział jeden z policjantów, Ręce Arii trzęsły się, kiedy sięgała po portfel. Podszedłem bliżej niej i objąłem ją w talii. Nie wiem dlaczego zdobyłem się na taki gest. Chciałem dodać jej otuchy.

— Ma Pani podejrzenia, kto mógłby to zrobić? — zapytał drugi.

— Tak, Max Trivol — powiedziała, spoglądając w górę, prosto w moje oczy. Dlaczego Max miałby się do niej włamać? Wiedziałem, że ich relacja jest dziwna, ale to?

— Dlaczego? Ma Pani z nim jakiś konflikt? — Aria znów spojrzała na mnie i westchnęła.

— Możemy wejść do środka? Wolałabym na osobności porozmawiać o tym — powiedziała, odchodząc ode mnie. Dlaczego nie chciała żebym wiedział? Co ukrywała?

Policjant kiwnął głową i wszedł z nią do mieszkania. Po 10 minutach wyszli. Aria była cała roztrzęsiona, płakała. Policjant przez radio wydał nakaz aresztowania Maxa, nie rozumiałem co się dzieje.

— Aria, o co chodzi? Wszedłem za nią do mieszkania.

— Nic, nie chcę o tym rozmawiać. Chcę zostać sama — powiedziała, a po jej policzkach wciąż płynęły łzy. Chciałem jej pomóc, ale nie miałem pojęcia jak. Co miałem zrobić? Byłem tylko jej szefem, od trzech dni. Nie mogłem wymagać, by się przede mną otworzyła. — Dobrze, jeśli jutro będziesz potrzebowała wolne, daj mi rano znać. Odpoczywaj — powiedziałem i wyszedłem.

Postanowiłem pojechać do rodziców, dawno u nich nie byłem, a musiałem zająć głowę czymś innym niż Arią.

Po dwóch godzinach siedzenia z nimi, odebrałem telefon od Taylora.

— Liam, musisz przyjechać na komendę. Max potrzebuje prawnika. O proszę, może teraz dowiem się o co chodzi. Wiedziałem dlaczego został aresztowany, więc nie zdziwił mnie jego telefon. Chociaż wiedząc, że Aria dla mnie pracuje mógł wybrać sobie kogoś innego do reprezentowania przy takiej błahostce jak włamanie. Pojechałem jednak na komisariat, wylegitymowałem się i poszedłem porozmawiać z prokuratorem.

— Witam- uścisnąłem mu dłoń — już został wydany nakaz aresztowania? Zapytałem, wchodząc. — Liam? Od kiedy Ty zajmujesz się takimi sprawami? Zwrócił się do mnie znany mi prokurator. — Takimi? Co w niej niezwykłego? Usiadłem przy biurku, zakładając nogę na nogę i wpatrywałem się w Roberta. Nie zajmowałem się tylko jednymi sprawami. Nie broniłem oprawców kobiet. Nigdy. Taką miałem zasadę.

— Max Trivol poza włamaniem do Arii Smith, jest oskarżony o zorganizowanie napaści seksualnej. Co takiego?

— O czym Ty mówisz? Na kogo? Jakiej napaści? Nie rozumiałem co on do mnie mówił. Wstałem, wsadziłem ręce w spodnie i stanąłem przy oknie. Robert oparł się o biurko.

— Aria właśnie złożyła zeznania. Cztery lata temu spotykała się z Maxem, byli razem prawie rok, ale Aria nie chciała z nim pójść do łóżka. Nie odczuwa potrzeby sexu, takie schorzenie. Max ponoć coraz częściej namawiał ją, stawał się agresywny. Kobieta w końcu z nim zerwała. On i trzech jego kumpli ją zgwałcili — powiedział, a mi zabrakło tchu. Co on kurwa mówił… Uderzyłem pięścią w stół.

— Dlaczego on jeszcze nie siedzi? — warknąłem.

— Nie zgłosiła tego, zastraszyli ją. Na drugi dzień wrócił Max do niej i próbował ją udusić. Gdy zagroziła, że pójdzie na policję…

Blizny na szyi. Co za jebany dupek. Wyszedłem, z biura Roberta i ruszyłem do aresztu. Policjant mnie wpuścił i przyprowadził Maxa.

— No w końcu jesteś! — powiedział, wchodząc. Nie dowierzałem w to co słyszę. Rzuciłem się na niego.

— Nikt w tym mieście Cię nie wybroni. Zdechniesz w więzieniu, a ja sam osobiście dopilnuję aby każdy w pace się dowiedział za co siedzisz! — warknąłem i poluzowałem uścisk, kiedy zaczął tracić oddech.

Wpatrując się w jego oczy, nie zauważyłem jakiegokolwiek żalu, on nie żałował tego co zrobił.

Wróciłem do domu i otworzyłem whisky. Nie znałem Arii za długo i za dobrze, ale było w tej kobiecie coś takiego, że człowiek chciał się nią opiekować. Teraz rozumiałem jej słowa w barze. Widziała mnie szarpiącego się z Susan, myślała, że jestem taki jak Max. Nigdy w życiu bym jej nie skrzywdził. Boże, ona musiała przejść piekło. Było mi niedobrze na samą myśl, co z nią robili.

***

Rano kiedy się obudziłem pojechałem w pośpiechu do kancelarii. Chciałem jak najszybciej zobaczyć ją.

— Dzień dobry Karla. Aria już jest?

— Nie będzie jej dziś. Poprosiła o wolne. Ponoć Pan wie..

— Tak, tak. Sam jej kazałem wziąć — odpowiedziałem, ale musiałem sprawdzić co się z nią dzieje — wychodzę. Nie wiem o której wrócę.

Powiedziałem i wyszedłem. Wsiadłem do auta i ruszyłem do niej. Bałem się, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili otworzyła, ale nie ona. Jej koleżanka, którą widziałem w barze.

— Dzień dobry. Aria nie czuje się najlepiej — powiedziała od razu kobieta.

— Domyślam się. Chcę z nią porozmawiać — powiedziałem — wiem o wszystkim. Jak ona się czuje? Otworzyła mi w końcu drzwi, wpuszczając mnie do środka.

— Śpi, czuje się fatalnie. Jak zawsze kiedy to wraca — powiedziała, zamykając drzwi od sypialni Ari. Kobieta leżała w łóżku zwinięta w kulkę, okryta kocem. Miałem ochotę podbiec i ją przytulić.

— Pośle tego skurwiela do paki na resztę jego żałosnych dni — powiedziałem, ruszając do drzwi. — Mam nadzieję, że to zapewni jej w końcu spokój — odparła, uśmiechając się do mnie.

Postanowiłem wrócić do pracy i popracować, Aria była w dobrych rękach.

Aria

Ból głowy, który odczuwam po przebudzeniu był tak mocny, że ledwo byłam w stanie otworzyć oczy. Usiadłam, opierając się o zagłówek łóżka i próbowałam uspokoić drżenie powiek, do których dochodziło światło zza okien.

— Jak się czujesz? Zapytała Bella wchodząc do sypialni, z kubkiem kawy w ręce.

— Fatalnie — i to była prawda. Wczorajsze przesłuchanie wykończyło mnie całkowicie.

Powrót do wydarzeń sprzed trzech lat okazał się być cięższym niż sobie wyobrażałam. Bałam się zeznawać. Bałam się tak samo jak bałam się lata temu, ale już teraz nie miałam wyboru. Włamując się do mnie sam wydał na siebie wyrok. Po co chciał dalej utrudniać mi życie, jakbym mało się przez niego wycierpiała..

— Liam tu był — powiedziała, gładząc mnie po dłoni- już wie.

— Świetnie — powiedziałam poirytowana. Nigdy nie chciałam aby ktokolwiek wiedział o tym co się stało. Wtedy zawsze wszyscy współczują, starają się pomóc. To wcale nie pomaga. To sprawia, że czujesz się jeszcze bardziej chujowo.

— Powiedział mi, że pośle Maxa do pudła. Przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie dwuznacznie.

— To chyba już robota prokuratura, nie jego. Po za tym szczerze w to wątpię, Max jest jego kumplem, więc wcale bym się nie zdziwiła jakby go bronił w sądzie.

— Tak, jasne! A przyszedł do Ciebie żeby co? — klepnęła mnie w ramię- zacznij trochę bardziej wierzyć w ludzi.

Przechyliłam głowę i spojrzałam na nią, naprawdę? Ona naprawdę wymagała ode mnie wiary w ludzi? Dopiłam kawę. Musiałam znów dziś jechać na komisariat, po raz kolejny musiałam przechodzić przez przesłuchania. Zaczynałam się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby zostawić to wszystko… Nie, musiałam odgonić te myśli jak najdalej.

— Ubierajmy się, po drodze podrzucę jeszcze wypowiedzenie do kancelarii.

— Aria kurwa! Przestań! Twój szef przyjeżdża tu martwiąc się o Ciebie, a Ty się zwalniać z pracy zamierzasz? Bella zagrodziła mi przejście.

— Owszem, nawet jeśli jest jak mówisz i on się martwi, nie robi tego bezinteresownie. Nikt nie jest bezinteresowny. Zawsze wszystko sprowadza się do jednego, a ode mnie tego nie dostanie. Dobrze wiesz.

— Zacznij brać większą dawkę leków, bo znów Ci zaczyna odbijać.

— Bella, nie wkurwiaj mnie. Podjęłam decyzję. Jedziesz ze mną czy nie?

— Jadę jadę. Ucałowałam przyjaciółkę i wyszłam do salonu, akurat kiedy drzwi się otworzyły. — Mamo, puka się! Nie musiałam nawet patrzeć żeby wiedzieć kto to.

— Aria, jak się czujesz? Nic Ci się nie stało? — matka podeszła do mnie i objęła mnie, na co obie się spięłyśmy. Nigdy nie okazywała mi uczuć bez potrzeby.

— Mamo, jest okej, w zasadzie. Właśnie jadę zaraz na kolejne przesłuchanie.

— Jadę z Tobą, dzień dobry Bello — zwróciła się mama do przyjaciółki, uśmiechając się do niej. — Dzień dobry Pani Mario. To ja was zostawię. Wpadnę do Ciebie wieczorem — pożegnała się i wyszła. Mama zaciągnęła mnie na kanapę. Przyglądała mi się w taki sposób, że aż sama się zmartwiła.

— Córko… — starała się mówić do mnie w jakiś czuły sposób — dlaczego nie zadzwoniłaś do nas?

— Mamo, ponieważ jestem dorosła. Poza tym tyle się działo… nie miałam na to sił.

— Ale wiesz, że powinniśmy być przy Tobie. Nie chcę abyś była sama w takiej chwili. Umówiłaś się z Sophią?

— Jutro mam terapię mamo.

— Może powinnaś zacząć znów chodzić co drugi dzień? Może potrzebujesz… pomocy większej? Mama wyglądała dziwnie, nie jak zwykle. Ręce jej się trzęsły, pociły, dłubała w paznokciach. Odwracała wzrok ode mnie.

— Mamo, co się dzieje? Czymś się denerwujesz?

— Skarbie… — słowa matki mnie zamurowały. Skarbie? Nigdy nie zwracała się do mnie czulej

niż „córko” — tak bardzo Cię przepraszam…

— Za co? Złapałam mamę za dłoń, kiedy jej oczy zaszły łzami.

— Gdybym od małego okazywała Ci więcej czułości, miłości, nie byłabyś taka zimna, obojętna na uczucia. Nie stałoby się to wszystko — otarła dłonią zapłakany policzek. Ona naprawdę się obwiniała?

— Mamo, to nie jest Twoja wina. Ja jestem asexualna, jestem taka od urodzenia. Nie jest to niczyja wina. Jedynym winnym jest on… Nie możesz się obwiniać- objęłam mamę.

Wiedziałam, że rozmowy na temat mojej psychiki jak i moich potrzeb, a raczej ich braku były zawsze dla mamy ciężkie. Niestety, taka jestem i musiała się w końcu z tym pogodzić.

— Aria, może to nie jest jeszcze pewne? Może da się to leczyć? Przecież nie będziesz do końca życia sama, tylko dlatego, że nie chcesz iść do łóżka.

— Mamo, jest pewne. Dobrze wiesz. Seksuolodzy to potwierdzili. Nie myślę o tym teraz i Ty też nie myśl. Może znajdę kiedyś kogoś, kto ma też takie zaburzenie. Zbierajmy się — powiedziałam do mamy, wchodząc do łazienki..

Czułam, że muszę zakończyć tą rozmowę, zanim zrobi się nieprzyjemnie. To, że mama przyszła tu z wyrzutami sumienia, nie oznaczało, że miała się nagle stać wspaniałomyślną rodzicielką. Na to nie liczyłam.

Wskoczyłam w szare leginsy, różową bluzę z kapturem, sięgającą połowy uda i adidasy. Włosy związałam w koka. Mama widząc mój wygląd przewróciła oczami. Witam z powrotem.

— Mamo, idę na przesłuchanie. Nie odpierdolę się w sukienkę. Odpuść.

— Nic nie mówię- zaśmiała się i wyszłyśmy. Z biurka zgarnęłam jeszcze wydrukowane wypowiedzenie, które zamierzałam dostarczyć do pracy.

— Dlaczego chcesz się zwolnić? Zapytała, kiedy odpaliłam auto.

— Ponieważ mój nowy szef dowiedział się o tym co się stało. Mama spojrzała unosząc brwi.

— No i? Patrzyła na mnie w ten sam sposób co Bella.

— Mamo, nie chcę i nie potrzebuję więcej współczucia. Wiem jak to będzie wyglądało. Dobrze wiesz, że staram się aby nikt się o tym nie dowiedział, a skoro się wydało…

— To musisz się ulotnić. Dodała drwiąc za mnie.

— Dokładnie — odpowiedziałam ostro.

Dla mnie temat był skończony. Wkurwiało mnie, że obie z Bella nie rozumiały, że ja nie chcę zgrywać pokrzywdzonej. Ja nie chcę wykorzystywać tego co się stało. Nie chcę aby patrzyli na mnie z politowaniem. Ja chcę o tym wszystkim kurwa zapomnieć.

— Poczekaj tu, zaraz wracam — powiedziałam wychodząc z auta. Weszłam do kancelarii. Karla jak zwykle rozmawiała z kimś na recepcji.

— Dzień dobry Karla.

— Dzień dobry Aria, lepiej się już czujesz? Zapytała i zmierzyła wzrokiem mój wygląd.

— Dziękuję lepiej, mogłabyś proszę dostarczyć te wypowiedzenie do działu kadr? Ja nie zdążę dziś niestety. Kobieta wzięła ode mnie kartkę i spojrzała, unosząc brwi.

— Dlaczego od nas odchodzisz?

— Sprawy osobiste. Trzymaj się Karla. Powodzenia — powiedziałam, wychodząc. Całe szczęście nie trafiłam na Liama. Wsiadłam i ruszyłam dalej.

Gdy dojechaliśmy pod komisariat ręce mi się trzęsły. Wysiadłyśmy i ruszyłam. Wylegitymowałam się, następnie wpuszczono mnie do pokoju. Po chwili przyszedł jeden policjant i jakiś mężczyzna.

— Dzień dobry Pani Smith, nazywam się Robert Birke, jestem prokuratorem. Będę brał udział w przesłuchaniu. Kiwnęłam głową, co miałam do gadania.

Liam

Stałem za lustrem weneckim w pokoju przesłuchań i przyglądałem się Arii. Wyglądała tak zupełnie jak nie ona. Mimo to była piękna.

— Proszę spróbować opowiedzieć nam o wszystkim co się wtedy stało. Aria wciągnęła powietrze i zanurzyła wzrok w swoich paznokciach.

— Byłam z Maxem w sumie dziesięć miesięcy-zaczęła mówić powoli-nigdy nie doszło między nami do niczego poza całowaniem. Ja jestem osobą aseksualną nie mam takich potrzeb. On tego nie rozumiał, na początku myślał, że kłamie. Później, że to taka gra, że jestem niedostępna — wciągnęła znów powietrze — Zaczął się robić coraz bardziej agresywny i natrętny. W końcu z nim zerwałam.

— I co było dalej? — Zapytał Robert. Aria przygryzła wargę i kontynuowała.

— Dwunastego maja były moje urodziny. Świętowałam je z przyjaciółmi. Max nie był w gronie zaproszonych, mimo to zjawił się. Twierdził, że chce przeprosić, porozmawiać. Jako, że byłam pijana, zgodziłam się aby został. Po północy zaczęli się ludzie rozchodzić. Został Max sam ze mną — przestała mówić, zaciskając usta. Miałem ochotę pójść i to przerwać — ktoś zapukał, Max poszedł otworzyć drzwi, przyszło trzech jego kolegów. Niby po niego, ale weszli do środka. Mieli się napić i sobie pójść. Po trzydziestu minutach zaczęłam ich w zasadzie wyganiać. Chciałam aby już sobie poszli — przerwała wbijając wzrok w stół.

— Możemy zrobić przerwę — powiedział policjant.

— Nie, chcę już mieć to za sobą. Kiedy wstałam, aby iść im otworzyć drzwi Max się na mnie rzucił. Przycisnął mnie do ściany, zaczął gadać jakieś rzeczy, że pewnie nie odczuwam potrzeby, bo nikt mnie nigdy porządnie nie przeleciał. Podwinął mi sukienkę — położyła dłoń na czole a jej oczy zaszły łzami. Moje pięści mimowolnie się zacisnęły — Max mnie wtedy rozdziewiczył, a następnie każdy z jego kumpli… poprawili, że tak powiem.

Widziałem wzrok Roberta. Wiedziałem, że zrobi wszystko aby ten złamas nie wyszedł. Aria zalała się łzami, walczyłem ze sobą aby tam nie wejść. Chciałem wziąć ją w ramiona, obiecać, że on tego pożałuje.

— Co się stało dalej?

— Nic — gorzko zaśmiała się-zostawili mnie tak, jak jakąś zużytą dziwkę. Leżałam do rana i nie byłam w stanie się pozbierać. Nie docierało do mnie co się stało. Przed południem przyjechała moja przyjaciółka. Gdy mnie zobaczyła, wiedziała, że coś jest na rzeczy. Powiedziałam jej wszystko. Kazała mi zadzwonić na policję. Pojechałam do lekarza na obdukcję i wróciłam do domu. Miała ze mną pojechać po pracy na komisariat. Kiedy czekałam na nią w domu Max mnie napadł. Zaczął mnie dusić, grożąc, że jeśli pisnę słówko to pożałuję. Na dowód, że nie żartuje przeciął mi nożem skórę na szyi — powiedziała, odrzucając włosy. Odsłaniając miejsce gdzie miała tatuaż — bałam się, nie zawiadomiłam policji. Maxa więcej nie spotkałam do tego wieczoru w barze kilka dni temu.

— Kontaktował się z Tobą po powrocie?

— Wiedział, że zaczęłam pracę w kancelarii u Liama Johnsona. Znali się. Napisał mi wiadomość, że jeśli mu powiem, to pożałuję…

Ten dupek jej groził. Wtedy kiedy przyszedł do gabinetu wiedział, że ona tam jest. Chciał ją przestraszyć…

— Dziękujemy Aria, jesteś wolna. On tego pożałuje, zapewniam Cię — powiedział Robert ściskając jej dłoń. Uśmiechnęła się do niego smutno i wyszła. Wszedłem do pokoju.

— Jebany śmieć — walnąłem pięścią w stół.

— Biedna dziewczyna, mimo tego wszystkiego wydaje się być silną babką — powiedział Robert. To prawda. Była silniejsza niż sama chyba uważała. Zadzwonił telefon, to Adam.

— Tak?

— Co zrobiłeś tej biednej dziewczynie, że się zwolniła? Zapytał drwiąco.

— Kto?

— No Aria, przywiozła wypowiedzenie niedawno. Nie mów, że ją bzyknąłeś, łamiąc jej serce — powiedział, śmiejąc się, co mnie wkurwiło.

— Pierdol się Adam. Załatwię to — odparłem ze złością i się rozłączyłem.

Dlaczego ona się zwolniła? Ta kobieta sprawiała, że czułem się jak na rollercoasterze. Wyszedłem z komisariatu i ruszyłam w stronę jej mieszkania.

Gdy dojechałem jej auto stało na parkingu, więc była już w domu. Zapukałem, cisza. Zapukałem więc mocniej, po chwili otworzyła.

— Cześć — powiedziała, obdarzając mnie sztucznym uśmiechem. Miałem ochotę wejść i żądać od niej wyjaśnień, ale nie mogłem. Nie w tej sytuacji.

— Mogę? Zapytałem tylko. Kiwnęła głową i wpuściła mnie.

— Co Ty robisz? Zapytałem widząc porozsypywane na podłodze zdjęcia.

— Sortuje zdjęcia, fotografia mnie odpręża — powiedziała zafascynowana — co tu robisz?

— Nie wiesz? Usiadłem na sofie, lustrując ją wzrokiem. Kurwa, była tak idealna — chcę się dowiedzieć dlaczego mnie zostawiłaś… zmarszczyła brwi i usiadła obok mnie na kanapie. Zdziwiła mnie jej bliskość.

— Ponieważ nie chcę Twojej litości. Ponieważ wiem, że tu byłeś i się martwiłeś — uśmiechnęła się do mnie czule — miłe to, ale za mało mnie znasz aby być dla mnie miłym. Skoro to robisz, liczysz na coś w zamian, ale ode mnie nie dostaniesz — powiedziała, klepiąc mnie w udo. Jej dłoń na moim ciele sprawiła, że przeszły mnie ciarki. Wciągnąłem powietrze czując jej zapach.

— Wiem.

— Co wiesz?

— Jaka jesteś.

Ja pieprze. Po co to powiedziałem…

— Skąd wiesz? Jej twarz się zmieniła. Była wkurwiona.

— Byłem na przesłuchaniu, za weneckim lustrem.

— Słucham? Jakim prawem?! Warknęła, żałowałem od razu, że ją zdenerwowałem. Widząc jej oczy które kipiały ze wściekłości, chciałem spierdalać.

— Aria, nie denerwuj się, ja chcę Ci pomóc- wstałem i podszedłem do niej bliżej.

— Nie chcę Twojej pomocy. Wyjdź stąd i nigdy więcej nie przychodź! Wyjdź Liam — powtórzyła, otwierając drzwi.

Nie miałem wyjścia, musiałem zrobić co kazała. Była tak nabuzowana, że rozmowa z nią nie miała sensu w tym momencie.

— Ten złamas pożałuje dnia, w którym Cię dotknął — odparłem, mijając ją w drzwiach.

Znów poczułem jej słodki zapach, przez który wariowałem na jej punkcie. Wsiadłem do auta i odetchnąłem. Kurwa, co ja robiłem. Dlaczego tak się zajarałem na jakąś dziewczynę? Może dlatego, że odkąd ją zobaczyłem nie myślałem o niczym innym, niż o tym co chciałbym z nią robić w łóżku. Niestety właśnie sobie coś uświadomiłem, cokolwiek bym nie zrobił, nigdy z nią w tym łóżku nie wyląduje. Może faktycznie powinienem o niej zapomnieć. Ona jest za idealna, bym przestał fantazjować o niej nago, pod sobą… kiedy zanurzam w niej swojego kutasa.

Aria

Dziś rozprawa przeciwko Maxowi i reszcie. Miałam nadzieję, że to ostatni raz kiedy musiałam wracać w jakikolwiek sposób do tej sprawy. Od mojego odejścia z kancelarii minęło pół roku. Tyle też minęło od kiedy widziałam ostatni raz Liama. Często o nim myślałam. Ciągnęło mnie coś do tego człowieka, ale cieszyłam się, że zniknął. Nigdy w życiu nie udałoby nam się wspólnie stworzyć zdrowej relacji. Od trzech miesięcy pracowałam w innej kancelarii, nie była tak renomowana jak Liama, ale również liczyła się w tym świecie. Miałam spoko szefa i w zasadzie to pozwoliło mi zająć głowę innymi myślami niż cholerny, przystojny brunet, którego oczy przypominałam sobie codziennie nim zasnęłam.

— Jesteś gotowa? Zapytał tata, kiedy wyszłam z mieszkania. Oboje z mamą uparli się, by ze mną jechać. Dołączyła do nas również Bella.

— No co? Chcę zobaczyć jak ten skurwiel idzie za kraty — powiedziała z uśmiechem przyjaciółka.

— Jedźmy już — odparłam lekko poirytowana. Nie wiem czy miałam ochotę na taki komitet. Chyba chciałam przeżyć to wszystko sama, ale jak zawsze niewiele miałam do gadania. Moi bliscy za bardzo się w moje życie mieszali. Miałam zamiar niebawem to zmienić.

Gdy dojechaliśmy pod sąd poczułam lekkie zdenerwowanie.

— Co jeśli się wywinie? Powie, że sama chciałam? Dopadły mnie wątpliwości.

— Skarbie, nie wyprze się. Mamy niezbite dowody, nawet po latach. Dobrze wiesz — powiedział tata, obejmując mnie. Odetchnęłam i ruszyliśmy. Przed salą spotkałam tych samych facetów, którzy byli wtedy w klubie z Maxem i Liamem. Jego nigdzie nie było. I dobrze. Podeszła do mnie jakaś kobieta.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 17.64
drukowana A5
za 51.33