E-book
23.7
drukowana A5
82.23
Gry światła i cienia

Bezpłatny fragment - Gry światła i cienia

Elfickie Dzieciństwo


Objętość:
275 str.
ISBN:
978-83-8273-298-6
E-book
za 23.7
drukowana A5
za 82.23

Kim jestem

Łzy ciekły jej po twarzy. Ona opowiadała o swoim życiu i co jakiś czas wybuchała płaczem.

— Nie rozumiem, kim jestem. Na czym polega sens mojego życia?

— Kochana, pewnego dnia każdy z nas zadaje sobie to pytanie.

W ciągu swojej 30-letniej praktyki z ludźmi często to słyszałam. Możemy nieskończenie długo poznawać doświadczenia innych: czytać mądre książki, słuchać wykładów Osho, stosować hipnozę, uprawiać jogę. Można szukać odpowiedzi w religiach świata i historii człowieka. Możemy nawet doradzać innym, rzucając takie hasła jak: „oświecenie”, „kundalini”, „poszerzanie świadomości”. Jednak dla każdej osoby to doświadczenie jest wyjątkowe i ważne. I może stać się kluczem do wiedzy o życiu.

Przygotuj się… Pewnego dnia obudzisz się w panice. Twoje ciało ogarnie przerażenie, wywołane poczuciem samotności i uświadomieniem sobie własnej nieistotności. Całe życie może się wydawać bezsensowne i puste. Niekiedy nawet bezgranicznie puste. Zimne ciarki i łamanie w kościach sprawiają, że przyznajemy sobie: „Mam kruche i niesubordynowane ciało. I ono nieustannie przypomina o sobie. Czuję je. Jest umysł. On buntuje się i majaczy. Słyszę go. Ale to nie jestem prawdziwa ja. Czyim życiem ja żyję? Wypełniam je cudzymi modelami i błędnymi poglądami. Gdzie jestem w tym teatrze iluzji? Kim jestem?”.

Oczy

Niebieskie oczy dziewczyny, pełne łez, stały się przezroczyste i bezdenne jak święte jezioro Tybetu Manasarowar*. Łzy cierpienia tłumią w nich światło. A łzy objawienia zmieniają postrzeganie rzeczywistości i otwierają serce. One są koniecznie potrzebne. Światło z przebudzonego serca, przeszywając na wylot przeżycia emocjonalne, zaczyna płynąć w świat. Rozświetla życie i ogrzewa bliskie nam osoby. Dla mnie jest ważne przebudzenie światła. Chcę to zrobić ze wszystkimi lub prawie ze wszyskimi. Nie ma reguły bez wyjątku.

Wiesz, bywają oczy o mroźnym spojrzeniu. Wielokrotnie widziałam je na stronach magazynów i parę razy w prawdziwym życiu. Niezależnie od koloru w pewnym momencie one stają się czarne jak pierwotna pustka i zaczynają emanować paraliżującym magnetyzmem promieniotwórczym. W nich nie ma światła. Przeciwnie, one pochłaniają to światło z chciwością ośmiornicy. Pożerając, przekształcają je w inny rodzaj energii.


Manasarowar (Mapam Yumco, Mapamyum Tso, Mǎfǎmù Cuò) to słodkie jezioro na Wyżynie Tybetańskiej. Jest na trasie pielgrzymki do siedziby boga Śiwy na górze Kajlas. To jest święte miejsce dla hinduistów, buddystów i szamanów bon. Wokół niego wykonuje się obchód — korę. Pije się również świętą wodę, aby uwolnić się od chorób i grzechów.

Według legendy jezioro Manasarowar zostało utworzone przez pierwszego Brahmę. Drzewo świata wyrosło z jego centrum. W sanskrycie „manas” to świadomość, a „sarowara” to jezioro. Wyznawcy buddyzmu wierzą, że królowa Maya poczęła Buddę na jego brzegach. A wspomniane w świętych tekstach jezioro Anawatapta to właśnie Manasarowar.

Jezioro Manasarowar znajduje się na wysokości 4557 m n.p.m. i jest jednym z najwyższych jezior na świecie. Powierzchnia jeziora wynosi około 520 km², głębokość — do 82 m.

Gra

Kiedyś kupiłam grę „Otello” — analog gry go*. Sens polega na zdobyciu okrągłych kamieni przeciwnika. Jednak w przeciwieństwie do go, gdzie kamienie są jednolite, tu pionki są dwukolorowe: z jednej strony — białe, z drugiej — czarne. Zgodnie z ustaleniami, gracze rozkładają je w odpowiedni sposób: jeden umieszcza pionki białą stroną do góry, inny — czarną. Jest to swego rodzaju umowa: „Dzisiaj gram po stronie światła, a ty — po stronie ciemności”. Otoczywszy wroga, możesz obrócić jego pionki i zdobyć elementy w swoim kolorze. Wszystko jest proste: stosując przebiegłość, taktykę i strategię, musisz zmienić jak najwięcej pionków na swój kolor. Pokochałam tę grę. Przypomniała mi grę światła i ciemności — walkę o dusze na bezkresnej przestrzeni naszego wszechświata.

— Pogubiłam się — szepnęła dziewczyna, uspokajając się pod wpływem delikatnych dotknięć. Moje palce rytualnie wędrowały wzdłuż jej czoła i skroni, zanurzały się w jej miękkie, zniszczone miejskim życiem włosy.

— Gratuluję ci — powiedziałam. Ona spróbowała podnieść głowę, by spojrzeć mi w oczy. Zrozumiałam, że moje zdanie przeraża dziewczynę.

— Czuję się źle — zawołała gorzko.

— Gratuluję ci dotyku śakti. Ona uznała, że jesteś gotowa na poznanie starożytnej mądrości i odnalezienie właściwej drogi. Drogi, na której odzyskasz siebie. — Zdając sobie sprawę, że mój głos wprowadza ją w trans, starałam się mówić bez przerwy, uniosłam nad jej głową naczynie z ciepłym mlekiem krowim, aby wykonać shirodharę*.

— Co to jest? — zapytałam, biorąc dziewczynę za rękę.

— Ręka — w głosie dało się wyczuć niezporozumienie i zmieszanie.


Go to logiczna gra planszowa wymagająca głębokiej strategii. Ona powstała w starożytnych Chinach około 5 tysięcy lat temu. Do XIX wieku była uprawiana wyłącznie w Azji Wschodniej. Teraz ona jest jedną z podstawowych dyscyplin Olimpiady Sportów Umysłowych. W Chinach — w swojej historycznej ojczyźnie — nazywa się pin yin lub wei qi, co oznacza „otaczające warcaby”. W Chinach go jest również znana pod metaforyczną nazwą „rozmowa rąk” lub „rozmowa ręczna”, co odzwierciedla specyfikę gry jako dialogu, w którym komunikują się nie ludzie, a ich ręce kładące kamienie na planszy. W Japonii gra nazywa się yi go. W Korei — pa duk. W Europie i Ameryce — go.


Shirodhara jest formą terapii ajurwedyjskiej, która polega na delikatnym polewaniu czoła płynem. Nazwę tworzą dwa sanskryckie słowa „sira” — głowa i „dhara” — strumień. Płyn, sporządzony z uwzględnieniem doszy (konstytucji ajurwedyjskiej) oraz chorób, według określonych zasad leje się na czoło cienkim strumieniem z miedzianego naczynia, zawieszonego nad łóżkiem, i w taki sposób oczyszcza ciało mentalne. Płyny stosowane w shirodharze mogą zawierać masło, mleko, maślankę, wodę kokosową, a nawet zwykłą wodę.

Umysł

Uwielbiam te chwile. Mózg pacjenta zaczyna gorączkowo szukać analogów w tak zwanym albumie wyrobionych w ciągu życia skojarzeń. Umysł jest zdezorientowany. Uwielbiam te sekundy. Dla takiego człowieka czas płynie inaczej: sekundy zamieniają się w wieczność. Sekundy, które otwierają drzwi do kolejnego poziomu świadomości. W tej chwili wydaje mi się, że, wkładając klucz wiedzy do zamka ludzkiej świadomości, słyszę skrzypienie oporu jego zarozumiałego umysłu. A jego podstawową mantrą jest: „Wiem wszystko! Zaskocz mnie!”. W takim momencie, rozumiejąc, że jego rola jest skończona, chcę po prostu uśmiechnąć się do niego, dotknąć palcem tej bańki mydlanej i z trzaskiem przebić iluzoryczną skorupę, wyrokując: „Nie jesteś nim! Ten, który siedzi przede mną, nie jest tobą!”.

Mleko wylało się białym strumieniem z metalowej ażurowej miski, wykonanej przez indyjskiego kowala artystycznego i namalowanej przez kruchą młodą dziewczynę nad brzegiem Gangesu w starożytnym mieście Kashi lub Waranasi*. Spiralne białe pasma napoju Parwati wiły się wzdłuż bawełnianego sznurka jak po schodkach. Przenikały do świętych bram ludzkiego mózgu, znajdujących się między brwiami.


Waranasi to miasto w stanie Uttar Pradesh w północnych Indiach. Nazwa oznacza „między dwiema rzekami” (Waruną, płynącą na północ, i Assi — na południe). Starożytne nazwy miasta: Benares, Avimuktaka, Anandakanan, Mahasmasana, Surandhana, Brahma Wardha, Sudarshan, Ramya i Kashi. Uważa się za święte miasto dla hinduistów, buddystów i dźinistów. Według legendy miasto zostało założone przez boga Śiwę około 8000 lat temu. Waranasi jest jednym z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych w Indiach. Chiński podróżnik Xuanzang opisał je jako centrum życia religijnego, edukacyjnego i artystycznego, podkreślając, że miasto rozciągało się na odległość przeszło 51 km wzdłuż zachodniego brzegu Gangesu.

Ciało

— Chciałam powiedzieć, że twoja ręka jest częścią ciała. A ciało nie jest tobą! Przecież sama mówiłaś, że cielesny ból nie wycieńcza tak, jak ból duchowy! Twój umysł nie jest tobą. On nieustannie zaśmieca głowę niepotrzebnymi myślami. One dręczą cię i nie wiesz, w którym kierunku masz podążać dalej. Twoje ego nie jest tobą. Ono tworzy obrazy, wypełniając twoje życie lękami.

Twarz dziewczyny zaczęła się rozluźniać. Kołysałam miskę tak, żeby strumień przybierał kształt sinusoidy. Rysując zygzaki na czole od prawej do lewej strony i od lewej do prawej, święty płyn oczyszczał skorupę umysłu, usuwając lęki i myśli niszczące jej świadomość.

Siedziałam obok niej i zastanawiałam się: „Czy to, co robię, jest tak ważne?”.

Ego

Kiedyś zostałam zaproszona do programu jednego lokalnego milionera i guru biznesu. W gronie swoich bliskich on nazywa siebie starym alkoholikiem i nieudacznikiem.

— Widziałaś moje programy? — zapytał arogancko, oceniając mnie zmęczonym życiem wzrokiem.

— Nie, nie oglądam telewizji — odpowiedziałem z uśmiechem. Przez jego twarz przemknął grymas pogardy, który szybko się zmienił w zwykłą maskę zadowolonego z siebie mężczyzny z amerykańskich plakatów. Jest to znamię wszystkich, którzy przez całe życie marzyli o życiu w zasobnej i spokojnej Ameryce, ale z powodu różnych okoliczności i obaw nie mogli spełnić swoich planów.

— Chcę cię ostrzec. Rozdzieram zaproszonych na strzępy — powiedziawszy to, rzucił na mnie wyraziste i groźne spojrzenie. Jak kowboj, który zwycięsko zdmuchuje dym z lufy rewolweru, a następnie uderza dłonią w bębenek i odciąga kurek do kolejnego strzału. Prowadzący programu wszedł w rolę, ale jego wzrok pogrążył się w grząskim bagnie dokuczliwych myśli człowieka, który codziennie wypija butelkę dobrej whisky. Nie trzeba było mu się przyglądać. Wnioski o beznadziejności i bezsensowności jego życia były zbyt oczywiste. Spuściłam wzrok. Moje serce było pełne współczucia. „Zagrajmy” — pomyślałam i, zalotnie poprawiąc włosy, wyraziłam zgodę:

— Rozerwij mnie, jeśli to ci sprawi przyjemność! Po tylu latach pracy z ludźmi zyskałam nieśmiertelność.

Kilka technik werbalnego i energicznego aikido — i uroczy przeciwnik wyciągnął się na krześle; wyraźnie zadowolony z przebiegu rozmowy podsumował:

— Czyli zarabiasz na tym, że karmisz ludzi bajkami?

— Być może masz rację. Załóżmy jednak, że ludzie potrzebują ich — odpowiedziałam bez wahania. Samokontrola, wyrobiona dzięki praktykom wyrzeczenia w górach oraz komunikacji z różnymi formami życia w sansarze, pomogła mi również tym razem.

Nieraz wracając wspomnieniami do tego programu, zastanawiałam się nad jego słowami. Ludzie nadają tym samym słowom zupełnie inne znaczenia. Moim zdaniem bajka jest mistrzowską opowieścią narratora. Opowieść, opowiadać, opowiadacz (bajek). Mój rozmówca tym niewinnym słowem „bajka” nazwał „iluzję”. Podkreślił, że zasady, które przekazuję swoim uczniom, nie są naukowo udowodnione i dlatego są uważane za zmyślone. Jego błędne przekonanie jest owocem społecznej ignorancji.

Iluzja nie jest czymś, co jest ukryte przed wzrokiem człowieka. To są miliony myśli rojących się w umyśle w postaci wewnętrznego głosu i uprzedzeń: zaczynając od refleksji nad własną wartością, stałością uczuć i znaczeniem zdobyczy materialnych, a kończąc na powszechnej iluzji wyjątkowości, powodującej ustalenie granic na naszej planecie oraz podział ludzkości na rasy, narody i kasty.

Zdając sobie sprawę, że społeczeństwo opiera się na zasadach stworzonych przez ludzkie myślenie, szukałam na świecie i w historii doskonalszych analogów. Przez większą część swojego życia jako szalony wędrowiec podbijałam szczyty gór i własnej świadomości. Podporządkowałam swoje ciało i zasoby pieniężne jednemu celowi — poznaniu zasad wszechświata. One służyły mi, a ja — swoim nauczycielom. Każdy z nich w pewnym okresie prowadził mnie drogą, otaczając swoją miłością i troską, napełniając błogosławieństwem, z cierpliwiością i wyrozumiałością przyglądając się moim błędom.

Opcje losu

Przelałam ciepłe mleko z termosu do naczynia i niedostrzegalnym ruchem sprawdziłam puls klientki, gładząc dłoń, wypełniającą się energią. Po cichu wysyłałam jej fale miłości i harmonii: „Odpręż się. Jesteś bezpieczna. Świat cię kocha. Wyjdź z muszli paniki i strachu”. Wibracje moich intencji zostały przekazane przez bramę pomiędzy brwiami temu, którego w kulturze wedyjskiej nazywa się „obserwatorem”. I jestem pewna, że mnie usłyszał. „Pomogę ci wydostać się z plątaniny problemów społecznych, wywołanych karmą i złym wyborem. I postawię na tory dobrych uczynków dharmy*”. Przestrzeń, utkana przez śakti, otrzymywała sygnały i odpowiadała. Dźwięk tego błogosławieństwa słyszę w sobie, w sobie prawdziwej. Słyszę wszechświatowe huczenie opcji. 60 warstw możliwości zaczyna się poruszać pod wpływem śakti jak ruletka w kasynie. W tej chwili los wybiera możliwe opcje realizacji żądania i sposoby ujawniania się na tym świecie. Zmiany powodują ruch i tarcie. Słyszę je jako metalowy zgrzyt gwiazd, brzęczenie organów lub brzęk tysięcy tybetańskich misek. Narastający huk, który zmusza do zmiany biegu historii, czasu, przestrzeni i losu.

To działa! I dowodem tego jest każdy dzień mojego życia. Zmienia się życie nie tylko moich studentów i klientów, lecz także tych, którzy przypadkiem trafili na moje wykłady w internecie. Czy też szczęściarzy, którzy otrzymali moją książkę w prezencie.


Dharma — jest prawem duchowym i moralnym. W starożytnych Indiach dharma była identyczna z prawami ryty, tzn. naturalnymi prawami natury. Dharma jest często tłumaczona jako „uniwersalne prawo bytu, obowiązek religijny lub to, co utrzymuje porządek kosmiczny”. Prawa dharmy są jedyne, ale zrealizować je można tylko w zgodzie z wewnętrzną naturą tego, kto przestrzega dharmy.

Liczby

Kolejna zabawna historia o tym, jak działa nasze myślenie.

Dzień w banku dobiegał końca.

— Dzień dobry — powitałam dziewczyny, wchodząc do oddziału obsługi klientów VIP. — Miałam dostać przelew bankowy z Kazachstanu.

— Proszę usiąść — odpowiedziała jedna z nich, szybko przepisując dane z mojego iPhone’a. Na identyfikatorze przeczytałam imię — Natasza.

Kocham dziewczyny o tym imieniu. Są aktywne, niezawodne, inteligentne, dzięki bystremu umysłowi i sprawnie działającym połączeniom między neuronami momentalnie znajdują rozwiązanie w każdej sytuacji.

— 34 dolary?

— Tak — odpowiedziałam mechanicznie, nie przywiązując wagi do kolejności cyfr. W moim umyśle cyfry i liczby natychmiast zmieniają się w frazy lub przepowiednie. Kiedy dyspozytor mówi: „Za 10 minut do pani podjedzie chevrolet. Rejestracja 1374”, mój mózg zapamiętuje: „1 — taksówkarz rozpoczął nowe życie, 37 — niedawno poznał dziewczynę, ale to nic poważnego, i 4 — ten związek szybko się rozpadnie”.

Każda liczba ma swoje znaczenie i potencjał. Nie lubię słownych etykietek przylepianych różnym fenomenom. To przeszkadza w komunikacji między ludźmi należącymi do odmiennych kultur. Spróbuj na przykład zapytać osobę z plemienia na Andamanach: „Czy wierzysz w numerologię?”. Głupio, co? Jestem pewna, że oni nie znają tej nauki, ale na swój sposób też odczytują znaczenie liczb.

Liczby — to żywa zmieniająca się moc. Ona jest wieczna i połączona z magnetycznymi nićmi ziemi i wszechświata.

A zatem mój pozytywnie nastawiony mózg odruchowo przestawił cyfry, nie chcąc, by destrukcyjna czwórka znalazła się na końcu. I zapamiętał — 43.

— Za kilka minut pani będzie mógła odebrać przelew w kasie — powiedziała menedżerka, więc zaczęłam czekać. Jednak po 15, ani po 20 minutach pieniądze nie nadeszły.

— Może przelew da się przyspieszyć? — ponownie zwróciłam się do Nataszy. I wysłałam swoją sankalpę* do trzeciego oka dziewczyny: „43 dolary. W tej chwili dostanę 43 dolary”. Kilka minut później dostałam wiadomość. 43 dolary trafiły na moje konto.

— Zrobiłam przelew na konto internetowe — wyjaśniła dziewczyna. — Na koncie jeszcze było 9 dolarów. Teraz pani może odebrać całość w kasie.

Jeśli czegoś potrzebujesz — przestrzeń zawsze znajdzie najlepszy sposób, aby dać ci to, czego chcesz!


Sankalpa — mentalna lub zwerbalizowana intencja, której towarzyszą moc i energia.

Misa

Ostatnie krople mleka spływały leniwie na czoło, nabierając kształtu rozciągającego się kota. Przetarłam głowę klientki suchym puszystym ręcznikiem frotté. Uruchomiłam lampkę zapachową i włożyłam w dłonie dziewczyny dwa magiczne kamienie: nefrytowy w lewą i ametystowy w prawą.

— Delikatnie ściśnij kamienie w dłoniach. One harmonizują energie w ciele.

Podczas tych kilku godzin abhyangi* i shirodhary mięśnie twarzy dziewczyny rozluźniły się. Twarz stała się gładka i spokojna. Błogi umiech świadczył o pogodzie ducha. Ciało było pełne ciepła.

Podczas gdy dziewczyna odzyskiwała swoje siły pod wpływem kamieni, wlałam wodę do tybetańskiej misy i położyłam ją na pępku. Misa zaśpiewała. Te dźwięki były ciche i przerywane. Jednak z każdym obrotem tłuczka one nabierały siły i w pewnym momencie rozbrzmiały. Misa zaśpiewała swoim potężnym głosem, napełnionym mocą Himalajów i błogosławieństwami nieba. To jest znak, że spięcie, które spowodowało chorobę, zniknęło pod wpływem naszych wysiłków i siły pięciu podstawowych elementów.


Abhyanga — ajurwedyjski masaż olejkiem, który jest ważną częścią codziennej rutyny, zalecanej przez ajurwedę w celu osiągnięcia dobrej kondycji i pomyślności.

Energia

Dziewczyna wyszła spod prysznica i sięgnęła po czarkę z pu-erh*.

— Proponuję, żebyś się ubrała i spróbowała ze mną krótkiej, ale bardzo skutecznej medytacji — zasugerowałam ostrożnie, nie licząc na zgodę. Tylko pojedynczy ludzie są gotowi zaakceptować w życiu to, co nie ma żadnych skojarzeń w ich „wewnętrznym albumie”. Niezrozumiałe akcje i rytuały są zwykle odrzucane przez nich. Chodzi o samoobronę naszego ego i szanuję to.

— Bardzo chętnie — odpowiedziała dziewczyna. — Od dawna chciałam nauczyć się relaksować, ale nie mogłam znaleźć odpowiednich metod. Milion myśli nieustannie przewija się przez moją głowę. Ich dialogi potwornie utrudniają życie! Nie wspominam już nawet o lękach. Myślisz, że medytacja przywróci mi radość?

— Nie od razu. Ale obiecuję, że zaraz po tym jak zapasy energii zostaną uzupełnione, uczucie pełni życia powróci. Przyczyną depresji jest wyczerpanie energii.

— Ale nie jestem wampirem, by żywić się energią innych!

— Skąd to radykalne podejście? — byłam zaskoczona tokiem jej myślenia. — Uzupełnimy zasoby, doładowując się energią qi otaczającego nas środowiska, czyli natury — próbowałam wyjaśnić, stosując terminy znane zwykłym ludziom.

— Przepraszam, ale nie zawsze rozumiem, co pani chce powiedzieć. Co to jest qi? — ona skończyła wycierać włosy, odłożyła ręcznik i podeszła do sofy.

— Proszę sobie usiąść — zaproponowałam jej. — Wyciągnij ręce przed sobą z dłońmi zwróconymi ku sobie. — Dziewczyna posłusznie wykonała ruch do przodu, podobnie jak podczas porannych ćwiczeń. — Rozluźnij ręce i zegnij je w łokciach — pomogłam jej, pamiętając, że jej ciało dostaje skurczu przy każdym napięciu mięśni. Ona tak bardzo chciała być najlepsza, że nauczyła ciało napinać się przy każdym skurczu mięśni. — Nie musisz być najlepsza, wystarczy, że będziesz po prostu dobra — uśmiechnęłam się. — Uważaj, żeby nie było zbędnego napięcia. — Stałam naprzeciwko i pokazywałam, jak wszystko zrobić. — Wyobraźmy sobie, że między naszymi rękami jest substancja powietrzna. Pulsującymi ruchami ściskamy substancję, zbliżając do siebie ręce, i puszczamy, oddalając je. Próbujemy wyczuć obłoczek mgły.

Dziewczyna bawiła się przestrzenią między dłońmi i w pewnym momencie jej oczy się rozszerzyły. Ona zawołała:

— Czuję gęstość! Nie potrafię połączyć rąk, coś mi przeszkadza!

— To jest qi — wyjaśniłam. — Wielu błędnie nazywa to energią. Ale to jest raczej forma życia lub zwiewna substancja odżywcza. W Indiach ona nazywa się prana, w Chinach — qi. Jest paliwem do wytworzenia energii w naszym ciele, podobnie jak jedzenie. Wdychamy ją przez narządy oddechowe i skórę. Ona rozprzestrzenia się po naszym całym ciele przez specjalne „tętnice mentalne”, zwane również meridianami, i wypełnia wszystkie ważne narządy i układy. Wykonując tarcie, qi aktywuje śakti w czakrach i zwiększa światło subtelnych ciał, które tworzą aurę.

— Paliwo! Wszędzie otacza nas paliwo, ale chodzimy całkowicie rozładowani i nie wiemy, gdzie się naładować! Jakie to jest głupie!

— A raczej po prostu nie wiemy, jak to zrobić — poprawiłam ją.

Jej szczery zachwyt zaskoczył mnie. W niej obudziła się żądza wiedzy. Dziewczyna łapczywie wchłaniała każde słowo. Jak pielgrzym, znużony pragnieniem, cieszyła się łykami czystej wiedzy, pielęgnowanej przez tysiąclecia w tyglu cywilizacji.


Pu-erh — to chińska herbata po fermentacji, jedna z najdroższych herbat na świecie. Ma specyficzną technologię produkcji: zebrane zielone liście poddawane są fermentacji przy udziale drobnoustrojów — starzeniu naturalnemu lub sztucznemu (przyspieszonemu) w ziemi.

Myśl

— Pamiętaj o pierwszej zasadzie: „Energia podąża za myślą”. Należy precyzyjnie ukierunkować qi zgodnie z moimi instrukcjami. Ta technika nazywa się qigong. Qi — życiodajna substancja. Gong — mistrzostwo. A zatem qigong — to umiejętność zarządzania i przekierowywania qi do odpowiednich części ciała w celu uzyskania różnych wyników i wykonywania rozmaitych zadań.

— To znaczy, że jeśli czegoś się boimy i tworzymy w naszych głowach obraz strachu, on może się zmaterializować. „Energia podąża za myślą”. Sami kopiemy pod sobą dołki! Jezu, jakie to proste!

Ona podniosła się i zaczęła chodzić po pokoju.

— Przez całe życie wmawiałam sobie choroby, myślałam o tym, jak wszyscy mi współczują. Szczerze mówiąc, czasami wyobrażałam sobie, że umrę. Cieszyło mnie, że wszyscy moi krewni odczują stratę i zrozumieją, jak ważną rolę odgrywałam w ich życiu. Boże, jaka jestem głupia! Ja sama jestem przyczyną swoich chorób.

— Ale ty jesteś także powodem powrotu do zdrowia — musiałam przerwać jej wewnętrzny dialog i przekonać ją, aby wróciła na kanapę i rozpoczęła medytację.

Niezwykle ważne jest, aby zaufać światu i otworzyć się na niego. Dopiero wtedy on będzie mógł wypełniać nas. Otacza nas boska matka Natury-Prakriti. Ona stworzyła nas, dba i pomaga się doskonalić, odzwierciedlając to, co wysyłamy na zewnątrz.

Poranna medytacja

— Przyjmij wygodną pozycję. Jeżeli będziesz medytować w domu, pamiętaj: ubranie do medytacji musi być luźne, pokój — cichy i ciepły. Więc… — usiadłam w swojej zwykłej pozycji i złapałam strumień energii czubkiem głowy. Wibracje wypełniały całe ciało, obudziwszy światło w środku głowy, umysł się uspokoił. Kontynuowałam. — Nogi są opuszczone. Stopy mocno przylegają do podłogi. Siedzimy na kroczu, okolica kości ogonowej jest odprężona. Ważne, żeby nie było żadnego napięcia. Plecy są wyprostowane jak struna. Biodra stają się coraz cięższe. Opuść ramiona. Głowa jest skierowana ku niebu. Rozluźnione ręce leżą na kolanach, dłonie są odwrócone do góry.

Dziewczyna zastygła w bezruchu i, podobnie jak samuraj, który „nawet w trakcie odpoczynku czeka na przepływające zwłoki wroga”, dalej obserwowała reakcje swojego ciała, panując nad nim.

— Zamykamy oczy. Rozluźniamy biodra — kontynuowałam — kość krzyżową, brzuch, klatkę piersiową, ramiona, szyję. Odpuszczamy wszystkie myśli.

W tej chwili jej się wydawało, że wszystkie myśli, ukryte w świadomości i podświadomości, wydostały się z dziur jak karaluchy w poszukiwaniu słodkich okruchów. One roiły się i hałasowały, przerywając sobie nawzajem.

— Obserwujemy swój oddech — powiedziałam — on robi się spokojny i powolny: wdech — wydech, wdech — wydech… Bicie serca zwalnia… Powieki stają się coraz cięższe.

Jej karaluchy myśli zaczęły się układać w szeregi i nieco uspokoiły — one wpadły w trans.

— W myślach przenosimy się w góry. Ciepły letni powiew pieści skórę i przechodzi przez włosy. Siedzimy na szczycie góry, patrzymy na wschód słońca.

Karaluchy myśli poddały się i, przewróciwszy się na plecy, uniosły łapki. Był to gest przejścia do innej rzeczywistości. One zniknęły! Rozpłynęły się w nirwanie!

— Pierwszy promień pomarańczowego świtu oświetla szczyty górskie i wpada do punktu między brwiami. Złoty blask wypełnia mózg przez bramę pomiędzy brwiami. „Cześć, mózgu” — budzimy go z uśmiechem i nadal wypełniamy złotym blaskiem oczy, uszy, nosogardziel, usta, gardło. Uśmiechamy się i pozdrawiamy każdy narząd i część swojego ciała. Wysyłamy do nich miłość i wdzięczność. Pozwól swoim narządom poczuć wartość i wagę. „Witaj, tarczyco”. Napełniamy ją złotem i przechodzimy do oskrzeli, płuc i serca. „Moje drogie serce, mój niezłomny generale, przepraszam, że zwykle nie liczę się z tobą i bezmyślnie obciążam cię w pogoni za sukcesem. Witam, piersi, nerki, wątrobo”. Uśmiechnij się i wypełnij złotym światłem żołądek, trzustkę, śledzionę i jelita — mądrego pytona zamieszkałego w brzuchu. Poczuj, jak jego ciało pulsuje i przekazuje wibracje pępkowi. Wypełnij macicę i jajniki blaskiem (dla mężczyzn: jądra i penis). Promień wschodzącego słońca dalej wlewa się złotym strumieniem do przestrzeni pomiędzy brwiami, wypełniając całe ciało czystą złotą energią. Wypełnij światłem nogi i ręce. Radość i rozkosz przekazywane są każdej komórce ciała; wchodzą do kości i stawów. Odczuwamy, jak fale wdzięczności dla matki ziemi spływają ze stóp w dół i wracają przez nie jak fontanna mocy życiodajnej. Przepuszczamy strumień energii ziemskiej przez całe ciało i kierujemy ją przez czubek głowy przepływem wdzięczności do ojca niebios. Obserwujemy, jak strumienie fioletowego deszczu otaczają całe ciało, tworząc ochronny kokon aury*. Odczuwamy, jak każdy kwant światła i każda cząsteczka wody w ciele cieszy się i wibruje, dostosowując się do energii szczęścia wszechświata.

W pokoju zapadła cisza. Ciało dziewczyny zamarło. Uśmiech szczęścia rozjaśnił jej twarz. Czułam się usatysfakcjonowana. Jeszcze jedna osoba odkryła dla siebie świat energii i została adeptem świata światła.

— Bardzo dziękuję — powiedziała klientka przy drzwiach, łącząc ręce w geście „namaste”. — Będę za tydzień — dziewczyna leciała jak motyl w stronę samochodu, zapomniawszy o wszystkim.

Odurzający zapach kwitnącego jaśminu wdarł się przez otwarte drzwi do gabinetu. Wpuściłam do płuc świeży strumień qi i pomyślałam: „Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogę przywrócić człowiekowi możliwość dostrzegania i odczuwania radości oraz piękna świata!”.


Aura — to promienna powłoka wokół ciała człowieka, która jest wskaźnikiem duchowej siły i energii osoby.

Odpowiedzialność

Minął zaledwie miesiąc, odkąd ona ze łzami w oczach weszła do mojego biura.

— Jesteś moją ostatnią deską ratunku — powiedziała dziewczyna z bólem w głosie.

Poprosiłam ją, by usiadła wygodnie na poduszkach, rozrzuconych na podłodze wokół stolika do herbaty.

— Od roku nie opuszcza mnie uczucie strachu, przechodzące w panikę. Zostawiłam swój biznes, zaczęłam się bać latania samolotem, mój sen był przerywany i niespokojny.

— Masz męża?

— Mam dobrą rodzinę — troskliwego męża i małą córeczkę.

— Ile lat ma dziecko?

— Trzy.

— Czy ktoś pomaga ci w utrzymaniu porządku i opiece nad dzieckiem?

— Tak. Zatrudniamy pomoc domową i nianię. Prowadzę poważny interes. Dlatego możemy pozwolić sobie na to. Wydaje się, że wszystko jest w porządku, gdyby nie te ataki! One wykańczają mnie!

— Powiedz mi, jak to się odbywa?

— Nagle ręce i nogi stają się zimne, oblewa mnie pot, serce wali jak szalone i omal nie mdleję.

— A czy w tej chwili odczuwasz ssanie w okolicy splotu słonecznego?

— Tak. Jakby była tam czarna dziura!

— Doznajesz lęku w zatłoczonych miejscach?

— Tak. Skąd pani wie?

— Moja droga, nie jesteś sama w swoim cierpieniu. Jeśli to cię pocieszy.

Typowa sytuacja. Ta 30-letnia kobieta ma za sobą ukończenie szkoły, uniwersytetu i studiów podyplomowych. Rodzice byli dumni ze swojej pociechy. Ona wyszła za mąż za syna profesora i starała się być idealną żoną. Sama założyła poważną firmę finansową i zaczęła ją rozwijać na poziomie międzynarodowym. Kiedy zgodnie z wyobrażeniami społecznymi nadszedł czas na dziecko — ona urodziła córkę. Wszystkie stawiane przed nią zadania ona wykonywała idealnie, jeszcze bardziej inspirując się zwycięstwami oraz przekonaniem o swojej wyjątkowości. Perfekcjonizm zmuszał ją do doskonalenia się we wszystkim — w projektowaniu, gotowaniu i stylu. Siłownia, kosmetyczka, masaż sportowy. Z jakiegoś powodu trzeba było opanować techniki malarstwa olejnego, chodzić na lekcje śpiewu, skoczyć ze spadochronem oraz nauczyć się sterować jachtem. Cel życia: być najlepszą! Mąż stanowił tylko plamę atramentową na krajobrazie jej życia. Bierny i napędzany. A zarazem nieszkodliwy, miły i posłuszny. Podobnie jak dwie połówki yin-yang, żyjąc razem, podążali różnymi ścieżkami rozwoju. Powiem więcej, oni zamienili się miejscami.

Ona nie ukrywała, że od szkolnych lat konkurowała z chłopcami, którzy byli jej głównymi rywalami w grach i osiągnięciach. W małżeństwie ta rola przypadła małżonkowi. Z czasem zaczął odstawać od nader aktywnej żony i biernie pogodził się z piętnem nieudacznika, ukrywającego się w świecie gier komputerowych. Straciwszy cel życia, bodziec do zarabiania pieniędzy i męską godność, zasiał w swoim sercu ziarenko nienawiści i zazdrości wobec swojej wybranki i całej „słabszej płci”.

Kobiecość

Energie żeńskie są naturą yin. One gromadzą się w ciszy i spokoju, wyczerpują się w działaniu i walce. Chłodnawe i miękkie, przejrzyste i wchłaniające. Ich naturę opisuje trygram* woda. Za zewnętrznymi liniami yin jest głęboko ukryty twardy yang. Fascynująca ustępliwość i otulająca moc, magnetyzm i przenikliwość pozwalają wchłonąć i skupić wewnątrz wszystkie otaczające potencjały. Podobnie jak owoc mango, który na zewnątrz jest miękki, soczysty i słodki, ale w środku ma twardą pestkę, która daje życie nowym pomysłom. Taka jest natura kobiety. Jeśli zgromadzić te energie w kobiecym ciele, ono odwdzięczy się zdrowiem i pięknem.

Męskie energie rodzą się z błyskawicy. One dają impuls do podróżowania i badań, do osiągnięcia szczytów sławy i do szukania Boga w sobie. Ich natura to walka, wyzwanie i ruch. Ich sens lepiej oddaje trygram ogień — zmienny, figlarny, ekstremalny, szybki, hojny, promieniujący i rozdający. Linie zewnętrzne — to jasny i mocny yang. A linia wewnętrzna — to kruchy i niestabilny yin. Jak ostryga: twarda skorupa i miękki miąższ.

Podążając za swoją aktywną naturą, mężczyzna ujawnia swój potencjał, zdradzając ją — traci szanse i degraduje.

Wchodząc w związek, mieszamy nasze energie z energiami naszego partnera. To pozwala poczuć jedność i pełnię. Radzić sobie z wadami. Ciepło potrzebuje chłodu, a na dreszcze jest pomocne ciepło. Harmonia jest w przeciwieństwie. Na wynik wymieszania wpływa nie tylko biegunowość, lecz także ilość energii, którą otrzymujemy od urodzenia w różnych proporcjach, w zależności od karmy i celu. Nazywamy to mocą ducha lub charyzmą. W parze, gdzie mężczyzna ma większy ładunek śakti, kobieta wysycha i marnieje. Mały potencjał energetyczny mężczyzny stymuluje rozwój silnej kobiecej natury. Należy iść abo kobiecą ścieżką yin, albo męską yang.

Wszystko na świecie jest w ruchu, co umożliwia wiele wariantów zmian. Nie możemy wpływać na początkowe parametry określone przez los (chodzi tu o genetykę, atrakcyjność lub brzydotę naszego ciała, zdolności czy beztalencie), ale możemy sami dokonywać wyboru. A wynik i jakość życia, a także to, czy ludzie wokół nas są szczęśliwi, czy nie, zależą od niego. To wybór kształtuje ścieżkę dharmy i konsekwencje, które musimy ponieść w tym i następnym życiu.

Jeśli do trygramu wody podczas ruchu dodać linię yang, pojawi się ogień. Jeśli do trygramu ognia dodać linię yin, powstanie woda.

W naturze istnieje ciekawe zjawisko — labilność płciowa. Ona występuje u ostryg i ryb rafowych. Gdy w grupie biologicznej braknie samców, samice zmieniają płeć.

W tej parze dwie osoby właśnie zamieniły się rolami, a w pewnym momencie kobieca energia w ciele mojej pacjentki została stłumiona. Zakłócono energię i równowagę hormonalną, która uszkodziła wiele narządów i układów organizmu.

Nasz styl życia, zachowanie i myśli tworzą środowisko sprzyjające ciału lub niszczące je.

Próbowałam wyjaśnić młodej kobiecie, że przede wszystkim ona sama powinna pracować nad poprawą swojej kondycji fizycznej. To można osiągnąć, zmieniając siebie, swój światopogląd i styl życia. Rozwój jest jedyną rzeczą, dla której jesteśmy stworzeni w tej rzeczywistości. Praca nad swoją osobowością i nawykami, doskonalenie się wcale nie są takie trudne. Trzeba tylko pielęgnować swoje mocne strony i usuwać wszystko, co szkodzi.


Trygram — to połączenie trzech cech, odzwierciedlających jedną z ośmiu kombinacji sił w taoistycznej kosmologii.

Ambicje

Perfekcjonizm i ambicje rzutują na funkcjonowanie układu krwionośnego: naczynia zaczynają działać na pełnych obrotach. Przemęczenie pogłębia ten stan, prowadzi do zaburzenia krążenia mózgowego i uszkodzenia tkanek. Układ nerwowy jest przeciążony i w końcu nie wytrzymuje presji.

Zadałam jej pytanie.

— Czy naprawdę ci zależy na tym, żeby być najlepszą?

— Oczywiście! Nie chcę spędzić swojego życia tak jak większość tych leniwych, kretyńskich ludzi.

— Czy kiedykolwiek miałaś uczulenie?

— Tak, czasami mam. Chodzi głównie o alergię oddechową. Jest to choroba dziedziczna.

Alergia doskwiera ludziom, którzy nie chcą zaakceptować rzeczywistości, nie lubią natury i ludzi.

— Czy od samego dzieciństwa nieustannie starałaś się sprostać oczekiwaniom rodziców?

— W sumie tak. Mój ojciec ciągle na mnie krzyczał. Za każdym razem, gdy on wracał do domu, ogarniał mnie strach. Dla niego zawsze byłam głupia i słaba. Musiałam cały czas się uczyć i dużo czytać, aby uniknąć upokorzenia.

— Przecież na miłość nie można zasłużyć. Ona jest wszędzie. A w sercu rodziców jest od samego początku. Oni kochają bezwarunkowo, począwszy od momentu, gdy zarodek pojawia się w brzuchu matki. Najpierw musisz pozbyć się tych obaw. W końcu one gromadzą się w nerkach i wpływają na nie. Naucz się kochać siebie. Tę małą boginię, która mieszka w sercu. I radość wróci do twojego życia. Smutek i utrata radości prowadzą do niewydolności układu krążenia. Obudziwszy się rano, pomyśl o czymś, co wzbudza w tobie entuzjazm i zachwyt. W sypialni możesz powiesić zdjęcia miejsc, w których byłaś szczęśliwa. Kiedy znajdziesz radość w środku, rozprowadź ją po całym ciele. Kładąc się spać, podziękuj minionemu dniowi i pozwól, aby pojawiły się możliwości następnego dnia. Nie psuj sobie życia. Odpuść.

— A jeżeli te wydarzenia będą złe?

— Nie przyciągaj do siebie zła negatywnymi myślami. Więcej zaufania! Wszystko, co ci się przydarzy, to nauczki i kary za błędy poprzednich wcieleń. I musisz nad nimi odpowiednio pracować. Za każdym razem, gdy odbywa się coś złego i niespodziewanego, witaj je słowami: „Cześć, karmo!”. Uśmiechnij się. Po tej akceptacji powiedz: „A za co mogę to pokochać?”. W ten sposób nauczysz się radzić sobie z problemami, czerpiąc z negatywnych sytuacji same korzyści. Czasami nawet przekleństwa stają się błogosławieństwem. Znam jedną Hinduskę, która wyszła za mąż pod presją rodziców. Mąż jej nie kochał i znęcał się nad nią. Takie życie skłoniło ją do pisania poezji. Teraz ona opublikowała swoją pierwszą książkę.

To zaskakujące, ale nigdy nie zastanawiamy się nad tym, że ból i rozczarowania rozwijają nas bardziej niż czytanie. Niezadowolenie i zazdrość są wbudowane w oprogramowanie człowieka. One trują nam życie, a my zawsze z nimi walczymy. Jednak one są także unikalnym narzędziem do samodoskonalenia. Harmonijna świadomość wie, jak je zatrzymać, opierając się na wewnętrznej równowadze, etyce i normach religijnych. Jednak wymknąwszy się spod kontroli, te cechy uruchamiają autodestrukcję.

Miłość do siebie

— Dobrze, ale jak zacząć kochać siebie?

— To nie jest łatwe. Od dzieciństwa jesteśmy przyzwyczajeni do poświęceń. Miłość do siebie była nazywana egoizmem i była wyśmiewana. Państwu nie opłaca się wychowywać swoich obywateli na pełnowartościowych ludzi. Ono żywi się energią swoich poddanych, dlatego rozpowszechnia fałsz. Ale miłość do innych i całego świata zaczyna się od małych rzeczy, od miłości do samego siebie. Czy często zadajesz sobie pytanie, czego chcesz?

— Nigdy — zastanowiła się. — Szczerze mówiąc, czasami nie wiem, co wybrać w sklepie. To jest śmieszne.

— Gdzie chciałabyś teraz pojechać? — dziewczyna była zmieszana. — W jakim stylu chcesz urządzić swoją nową sypialnię? Jakie kwiaty chciałabyś posadzić w swoim nowym domu?

— Oduczyłam się marzyć — odpowiedziała cicho. — Trudno się przyznać, ale tak jest.

— Wiesz, zawsze mnie zaskakiwało, dlaczego w miastach ludzie chcą mieć psy. Okazuje się, że wszystko jest proste. Ludzie kupują psy, żeby chodzić z nimi do parku. Sam człowiek przecież nie pójdzie, ale z psem musi to zrobić rano i wieczorem. To dziwne. Dlaczego oni nie idą na spacer do parku, nie pływają w rzece, nie słuchają śpiewu ptaków po prostu dla swojego ciała? Kompletny brak miłości do siebie zaraził całą cywilizację.


Medytacja „Narodziny wewnętrznej bogini”

Zmiany w swoim życiu wprowadzaj stopniowo. Zacznij dzień od oblewania się zimną wodą, spaceru po parku i medytacji „Narodziny wewnętrznej bogini”. Teraz połóż się na podłodze. Odpręż się. Ręce leżą swobodnie wzdłuż ciała, dłońmi do góry. Zacznij oddychać przeponą. Podczas wdechu wypełniamy brzuch. Podczas wydechu ciągniemy go do dołu, usuwając z niego powietrze przez nozdrza. Nie bądź nadgorliwa. Spokojnie. Wdech — wydech, wdech — wydech… Teraz na brzuchu wyobraź sobie ogromne jezioro pełne kwiatów lotosu. Tysiące lotosów rozciągają się po powierzchni wody, łapiąc promienie słońca. Jeden jeszcze nierozwinięty pączek w pewnym momencie zaczyna piąć się w górę — do serca. Dotarłszy do klatki piersiowej, on się zatrzymuje i otwiera kielich. Swoje złote płatki, jeden po drugim, rozchyla lotos w twoim sercu. Jeden po drugim. Cóż to za cud! Na dnie kwiatu siedzi mała dziewczynka. Uważnie spójrz na nią. Być może ona jest smutna i obrażona. Przyzwyczajona do samotności, ona liczy gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy przez czubek głowy. Czuje się samotna. Może jej ręce i nogi są spętane ograniczeniami. Usta są zapieczętowane niemożnością wyrażenia swojej prawdziwej opinii i pragnień. Uwolnij ją! Przeproś. Porozmawiaj z nią i obiecaj, że wysłuchasz tego, co ona ma do powiedzenia. I za każdym razem, zanim dokonasz wyboru, przede wszystkim zapytaj o zdanie boginię w swoim sercu. Ona ci podpowie: albo chętnie się zgodzi, podskakując i klaszcząc w dłonie, albo na odwrót — wydmie usta, mruknie, co oznacza: „W żadnym wypadku!”.

Ból

W tym przypadku pacjentka w porę dostała szansę zmienić swoje życie i w taki sposób uniknąć poważnych zmian w ciele.

Przemęczenie i brak zainteresowania życiem to jeden z głównych czynników warunkujących genetyczną predyspozycję do raka.

RAK — rewolucja aktywnych komórek, pożerających ciało osoby niezadowolonej z siebie. Mam nadzieję, że lekarze wybaczą mi to, co napiszę teraz. Współpracowałam z kilkoma onkologami. Oni wysyłali do mnie pacjentów, aby sprecyzować diagnozę. Bioenergoterapeuta bowiem potrafi rozpoznać raka na wcześniejszych etapach niż współczesna medycyna.

Pewnego razu, medytując w górach Chin, zetknęłam się z niezwykłą energią. Jest to osobna rozumna forma życia, poprzez którą doświadcza się orgastyczny zachwyt. Wtedy pracowałam nad praktykami odmładzania i nieśmiertelności, a zatem postanowiłam zastosować tę energię jako narzędzie w wymienionych praktykach. Wprowadzałam ją do komórek i obserwowałam, jak ona doskonali je, odsłaniając ukryte zasoby. Wówczas po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że energia życiowa jest magazynowana w komórkach.

Po powrocie, pracując z moim pacjentem chorym na raka, poczułam obecność tej energii. Medytując nad komórką rakową, zrozumiałam — to jest komórka, która nie miała siły się odnowić. Komórki ciała mają zasoby, dzięki którym periodycznie się odmładzają. Podobnie jak my, one mogą się doskonalić. Kiedy osiągną szczyt swojej idealności, zaczynają się odnawiać. A jeśli komórki nie mają na to wystarczającej energii, zaczynają zjadać wszystko wokół siebie, zabijając ciało.

Pamiętajcie, że podstawą tego świata jest gra energii oraz informacji na czasoprzestrzennej desce szachowej. Główna zasada ich interakcji to: energia podąża za myślą.

Myśl „Moje życie nie ma sensu, chcę umrzeć, nienawidzę siebie i swojego ciała” uruchamia mechanizm, który nastawia komórki ciała przeciwko sobie.

Dlatego nie można powiedzieć, że rak zjada silnych i aktywnych ludzi, którzy rozczarowali i zmęczyli się życiem. Człowiek sam programuje zniszczenie swojego ciała. Dokonuje tego poprzez swój styl życia, myśli i tolerancję.

Wyobraź sobie osobę prowadzącą aktywny tryb życia. Podobnie jak pędząca lokomotywa, ona mknie przez całe swoje życie w stronę swojego przeznaczenia. Jej skoncentrowana energia pomnożona przez pragnienie — sankalpa — służy wielkiej idei. Siły życiowe wybuchają potokiem, wciągając w ten wir otaczających ludzi. Tworząc wokół siebie świat, tacy ludzie nie mają czasu, żeby się rozejrzeć i zrozumieć, że to, co oni robią, nie jest potrzebne innym. Ich bliscy czasami po prostu nie nadążają za nimi i wylatują z drogi jak samochody, które nie wyrabiają się na zakrętach życia. A ci, którzy mają odwagę przeciwstawiać się tym potokom, pozostają tylko mokrymi plamami na przedniej szybie jego życia — oni nie uświadomili sobie, że nie warto przeszkadzać entuzjastom. Negatywna energia takich ludzi, wątpliwości i zużyty wewnątrzkomórkowy energetyczny potencjał prowadzą do powstawania przeszkód lub chorób.

Choroba to pojawienie się i zwiększenie bólu. Jesteśmy przyzwyczajeni do unikania tego, co powoduje strach i ból. Należy jednak odbierać je jako sygnały nawigacyjne i kosmiczne. Wchodzić przez nie jak przez bramę, dzięki czemu będziemy mądrzejsi i silniejsi. Naucz się postrzegać BÓL jako boskie objawienie litości.

Tolerancja

Prawo istnieje, żeby odróżnić konstruktywność od destrukcji, porządek od chaosu, brud od czystości. Przyzwyczaiwszy się do ataków niegodziwych ludzi, do życia w moralnie chorym społeczeństwie, trudno zachować jasność swojego ducha. Kiedy poddajemy się i zaczynamy szukać uzasadnienia niszczącej ideologii, nasz organizm przesiąka „tolerancją”. Taka postawa nakazuje komórkom odpornościowym postrzegać wrogów jako przyjaciół. To upraszcza aktywnym komórkom wykonanie ich zadania — zniszczenia ciała.

Znane wszystkim uzależnienie od kawy — to tolerancja na kofeinę. Alkoholizm to tolerancja na alkohol, a miłość do cukru to niezdolność rozpoznania w tym produkcie wroga. Przyzwyczajanie się do stresu, akceptowanie go jako sposobu życia, wyczerpuje potencjał energii wewnątrzkomórkowej.

Wskutek tego pewnego dnia zabraknie energii do odporności na agresywne substancje lub komórki rakowe. Twoje ciało niszczy nie rak, tylko styl życia, zasady i wartości, twój perfekcjonizm, poczucie obowiązku i poświęcenie.

Należy wspomnieć również o dziedziczności. Geny to grzybnia rozwijająca się pod powłoką naszego ciała. Jeśli stworzysz wokół siebie pozytywne środowisko, pojawią się odpowiednie predyspozycje.

Środowisko sprzyjające rozwojowi raka — to urazy, zmęczenie, toksyczne powietrze i niezdrowa dieta; nieregularne picie wody, rozchwianie równowagi hormonalnej i zanieczyszczony układ limfatyczny.

Jestem pewna, że nowotwór jest chorobą uleczalną. Jeśli w porę da się zatrzymać i potraktować to jako punkt zwrotny w życiu, wymagający wyboru — śmierci lub zmiany, to jest szansa na sukces!

Dla wielu ludzi stałam się światłami na skrzyżowaniu życia, przekazując sygnał przestrzeni: „Jeśli nie zmienisz stylu życia i stosunku wobec niego, doświadczysz bólu”. Wielu z nich usłyszało. Oni rzucili to, co ciągnęło ich w dół, i zaczęli zajmować się tym, o czym marzyli, co sprawiało im radość. Oni nie umarli, ponieważ zaczęli żyć.

Świadomość

Są trzy rzeczy, na których opiera się rzeczywistość: INFORMACJA, ENERGIA i MATERIA. Ich prawidłowe połączenie stwarza warunki, żeby pisać życie jak powieść, łagodząc lekcje karmiczne* i pomnażając skarby dharmy. Wszystko jest proste! Obserwuj swoje myśli. One muszą być zdecydowanie pozytywne! Żyj świadomie. Nadaj znaczenie i energię każdemu słowu i działaniu. Twoje słowa powinny być lepsze niż milczenie.

Obudziłeś się i sięgnąłeś po pilota, aby włączyć telewizor. To nieświadome działanie jest wyrobionym odruchem. Zadaj sobie pytanie: „Dlaczego?”. Wskutek tego zmarnujesz pół godziny, uzyskując fałszywe zastraszające cię informacje. Nastroisz swój mózg do wibracji o niskiej częstotliwości, pozwolisz ciału pochłonąć strach i nieufność wobec świata.


Lekcje karmiczne* — to skomplikowane sytuacje życiowe, będące konsekwencją błędów popełnionych w poprzednich wcieleniach.

Poranna medytacja

Cofnijmy się do momentu pobudki. Poczułeś, że się obudziłeś, ale twoje oczy są nadal zamknięte. Wyobraź sobie, że jesteś w górach lub nad brzegiem ciepłego, cichego oceanu. Powyżej linii horyzontu zwizualizuj sobie miękkie pomarańczowe słońce. Jego promień przenika do punktu między twoimi brwiami. Nazywamy tę strefę „trzecim okiem” lub bramą prowadzącą do 9 pałaców mózgu. Poczuj, jak złoty blask łagodnego porannego słońca wypełnia głowę, oczy, nosogardziel, szyję, klatkę piersiową, ramiona, ręce, brzuch i nogi. Każdy narząd! Przywitaj się z ciałem i uśmiechaj się do niego, do wszystkich jego części. Wypełnij energią każdy gruczoł i kość. I dopiero po tym prostym, ale ważnym rytuale, otwórz oczy. Wszystko jest proste. Zaprogramowałeś ciało na zdrowie i sukces, napełniłeś je energią i aktywowałeś wewnętrzną śakti*.

Z czasem zrozumiesz, że otaczający cię świat kształtuje się w twojej głowie. Jest odbiciem twoich myśli.

Często pytacie, „jak naładować się energią”. Koniecznie opowiem o tym w swojej książce. Ale najpierw nauczmy się, jak nie marnować energii.

Połóż piórko na powierzchni jeziora i wykonaj pod wodą ruch od siebie. Piórko popłynie w tym kierunku.

Ciche jezioro to przestrzeń, w której istniejesz. Pióro to energia. A ręka to kontrolowana myśl. Twoja cenna energia podąża za myślą. Myślicie o dziecku — energia płynie, daje mu siły i chroni je. Przypominacie sobie trudną sytuację w pracy — energia ucieka do chciwego szefa. Boisz się negatywnego wyniku rozmowy kwalifikacyjnej i ciągle o tym myślisz — zwiększasz prawdopodobieństwo takiego rozwoju wydarzeń. Oglądasz telewizję — oddajesz energię nieożywionemu przedmiotowi oraz wizerunkom wszystkich prezenterów i aktorów. Dyscyplina myśli zmniejsza utratę siły życiowej!

A zatem ludzie, którym udało się zatrzymać rozwój raka, to ci, którzy opanowali tę zasadę i żyją w harmonii ze swoją przestrzenią.


Śakti to pierwotna forma energii, która była początkiem i nadal jest źródłem egzystencji i wszystkich form życia. Istnieje wiele rodzajów śakti. Najważniejszym z nich jest adi śakti — sankalpa Brahmy.

Zdrada

Ta choroba najczęściej dotyka kobiet, które przeżyły zdradę ukochanego mężczyzny.

Kiedyś przyszła do mnie dziewczyna, którą zostawił mąż. Musiałyśmy przeprowadzić kilka sesji, żeby zrównoważyć jej energię i układ nerwowy. Korzystając z mapy losu (zwanej zwykle horoskopem), ustaliłyśmy przyczyny tego i porozmawiałyśmy sobie o przyszłości. Opuszczając gabinet, ona się uśmiechała i była gotowa zacząć życie od nowa. Ale wracała do mnie zawsze smutna, z oczami, opuchniętymi po płaczu i nieprzespanych nocach. Pulsacja czakr stała się niebezpiecznie nierówna. Wibracje komórkowe szybko ustawały. Za parę tygodni ciało mogło funkcjonować w trybie, który nazywam „stanem przedrakowym”.

— Słuchaj, jeśli nie przestaniesz się torturować myślami o człowieku, który już nie potrzebuje cię, będziesz miała raka. — Zrozumiałam, że idę va banque. Ale klasyczna miękka terapia nie działała. — Pomyśl, kto będzie się opiekował twoją córką? Kobieta, do której on odszedł? Kto odprowadzi córkę do szkoły, będzie patrzył, jak ona dorasta i staje się dorosłą kobietą… Rak jest bezlitosny. Teraz go karmisz, twoje życie bowiem przypomina „czarną dziurę”! Jest to destrukcja, do której doprowadziłaś siebie poprzez urazę, wspomnienia o przeszłości i użalanie się nad sobą. To niszczy nie tylko ciebie, lecz także ludzi wokół ciebie. Zatrzymaj się i zapanuj nad sobą i swoimi myślami!

— Ale jak mogę przestać o nim myśleć? To są niekontrolowane fale emocji. Rozumie pani, niekontrolowane!

W takich momentach na szyi pojawiały się czerwone plamy, przypominające wyspy i kontynenty na mapie świata. A im mocniejszy był jej wewnętrzny gniew, tym bardziej one wypełniały się krwią.

— Słuchaj, nieprzyznanie się do błędu jest błędem podwójnym. Dam ci „magiczną pigułkę” przeciw miłości — powiedziałam. To medytacja, zrywająca energetyczne nici przywiązania, które powstały przez lata wspólnego życia.

Pozycja medytacji

— Usiądź wygodnie. — Dziewczyna z przyzwyczajenia zaczęła krzyżować nogi. Wielu ludzi kojarzy medytację z obrazem, na którym jogin siedzi w pozycji lotosu. Pragnąc ujawnić swoją wiedzę na ten temat, oni naśladują ją i, położywszy ręce na kolanach, łączą kciuk i palec wskazujący. Dobrze by było, gdyby oni mogli siedzieć w tej pozycji przez godzinę bez żadnego dyskomfortu. Ale zanim nie zostaną wyrobione nawyki, nie trzeba cierpieć i męczyć ciała. Zgodnie z główną zasadą obowiązującą w pozycji do medytacji, ciało powinno być tak rozluźnione, że da się o nim zapomnieć, pozostając w pozycji pionowej. Dlatego możesz spokojnie opuścić nogi lub wyciągnąć je do przodu, jeśli siedzisz na podłodze. Umieść pod pośladkami poduszkę, aby usiąść na kroczu, a nie na kości ogonowej — ta musi swobodnie zwisać, żeby nie naciskać na kręgosłup. Elektryczna, wewnętrzna energia śakti budzi się podczas medytacji i zaczyna zmierzać wzdłuż kręgosłupa ku górze, chcąc połączyć się z niebem. To jest główny powód, dlaczego musisz medytować na siedząco. Lepiej nie ograniczać pozycji rąk mudrami*, później opowiem o nich więcej. Na początku ręce powinny leżeć rozluźnione na kolanach, dłońmi do góry. W naszym ciele — na stopach i dłoniach — znajdują się niewidzialne bramy energii. Przez stopy ładujemy się energią ziemi, a przez dłonie — nieba.


Mudra to symboliczna rytualna pozycja ciała (joga-mudra, shaktichelani-mudra) lub części ciała (rąk, oczu — sambhavi-mudra, odbytu — ashvini-mudra) podczas jogicznych lub buddyjskich praktyk duchowych. Przetłumaczone z sanskrytu słowo mudra oznacza — ‘pieczęć’ lub ‘znak’.


Medytacja „Jak zapomnieć ukochanego”


— Stopy lepiej opuścić i przycisnąć do podłogi. Połóż ręce na kolanach, dłońmi do góry — dziewczyna posłusznie zajęła właściwą pozycję. — Po kolei rozluźnij nogi, biodra, kości krzyżowe, brzuch, klatkę piersiową, ramiona, plecy, szyję. Jest ciepła letnia noc. Siedzisz nad oceanem. Na gwiaździstym niebie króluje niezwykły księżyc w pełni. Uroczy Chandra Dev* o wszechprzenikającym spojrzeniu zagląda prosto w serce i zgadza się pomóc w medytacji: Om Chandra Devai Namah! Białe mleko księżyca płynie łagodnym strumieniem do bram trzeciego oka, tworząc księżycową sylwetkę w środku mózgu. Powoli wypełnij ciało śnieżnobiałym strumieniem i opuść obraz księżyca w okolice klatki piersiowej. Trafiwszy do centrum emocji, on zaczyna wirować i zamienia się w dwa dyski — biały i czarny. Wyciągamy z ciała czarny dysk na odległość 20 cm i kręcimy nim, zwiększając jego rozmiar tak, żeby on zasłonił ciało. Do tyłu wyciągamy z ciała biały dysk, także zwiększamy go w myślach. W chmurze przed nami wizualizujemy partnera lub partnerów, z którymi chcielibyśmy zerwać relacje. Jesteście powiązani nićmi wspomnień i emocji. Dwa dyski białego i czarnego księżyca zaczynają się obracać, rozrywając te więzi i przekształcając energię. Kiedy skończysz, a ostatnie nici znikną, chmura z wizerunkiem twojego byłego ukochanego zacznie się oddalać jak balon, aż zupełnie rozpłynie się za horyzontem. Oba księżyce stopniowo zmniejszają się i łączą w jedną całość, uzyskując poprzedni kształt. Powoli wracamy do rzeczywistości i otwieramy oczy.

— Wspaniale! — łzy spływały po policzkach dziewczyny. Ona była blada, prawie przejrzysta. — Czuję ulgę.

— Umawiamy się tak: pobudka o 6:00, dalej szklanka wody, prysznic i oblewanie się zimną wodą. Jogging i pół godziny tai chi. Stań przed lustrem i powiedz zdanie, które odtąd stanie się twoją codzienną mantrą: „Przyjmuję z miłością wszystko, co się ze mną dzieje, są to bowiem konsekwencje moich błędów w poprzednim życiu. Wybaczam i puszczam przeszłość w niepamięć. Teraz tylko radość wypełnia mój świat. Kocham siebie i każdy swój uczynek”. Zanim położysz się spać, powtórz medytację „Jak zapomnieć ukochanego” lub „Zerwanie więzi energetycznych z poprzednim partnerem”. Jest na moim koncie YouTube. Też poproś znajomych, żeby pomogli ci znaleźć pracę.

Tydzień później przede mną stała zupełnie inna osoba. Oczy dziewczyny promieniowały radością, a jej ciało wibrowało ze zwykłą częstotliwością. Po miesiącu ona poznała mężczyznę i wyjechała z córką do Niemiec.

Moja klientka zdołała zatrzymać się w porę i wstrzymała rozwój potwora, żywiącego się emocjami — odwiecznymi towarzyszami wielkiego żalu.


Chandra (Ćandra) — to jest imię boga księżyca w hinduizmie. Dev jest bogiem sansary. Uważa się, że Chandra Dev zapewnia energię wzrostu wszystkim roślinom. Jest bóstwem, które rządzi umysłem każdego żywego stworzenia i ustanawia odliczanie czasu. Zgodnie z naukami Madhwy Anandatirthy w hierarchii boskości bóstw sansary, które służą Wisznu i pełnią różne funkcje we wszechświecie, jest on na 12 pozycji.

Emocje i żywioły

Kiedy się zna przyczyny chorób, łatwiej je pokonać. Kiedy się rozumie istotę emocji, można nauczyć się je kontrolować.

Ludzkie emocje są bezpośrednio związane ze zmysłami. Ile ich jest? Pięć: dotyk, węch, smak, słuch i wzrok. One są odbierane przez odpowiednie narządy: dotyk — przez skórę, węch — nos, smak — język, słuch — uszy, wzrok — oczy. Jest ich tyle, ile jest podstawowych elementów, z których składa się ten świat: ogień, ziemia, metal, woda i drzewo (drewno).

Tych pięć sióstr rozpływa się w sobie w kosmicznym kręgu. Łącząc się w tańcu, one żywią się, wzmacniają i kontrolują siebie nawzajem. Tak więc ogień w akcie bezwarunkowej miłości oddaje się ziemi, budząc w niej potencjał płodności. Z wnętrza Ziemi wydobywa się metal. Twardy metal dzięki rtęci zamienia się w ciecz. Impulsywna woda ożywia drzewo. Dorastające drzewo rzuca się w ogień namiętności. Cykl odradzania się żywiołów powtarza się wielokrotnie, dopóki istnieje ten wszechświat i nasz świat — świat ognia.

Każdy element ma różne przejawy w naszym świecie — kolor, kształt, charakter, dźwięk i emocję.

Zanim porozmawiamy o tym, jak żywioły przekładają się na emocje i choroby, wyjaśnijmy sobie, czym jest emocja.

Emocja — to stan świata wewnętrznego, tworzonego przez uczucia pod wpływem impulsów zewnętrznych.

Bodźce otaczającej nas przestrzeni odbieramy przez pięć narządów postrzegania świata zewnętrznego:

— przez źrenicę oka (uaktywnia się element drzewa);

— przez małżowinę uszną (uaktywnia się element wody);

— przez nos i skórę (uaktywnia się element metalu);

— przez jamę ustną (uaktywnia się element ziemi);

— przez język (uaktywnia się element ognia).

Wymieniłam tradycyjne narządy percepcji. Nic dziwnego, że skóra, pępek i nos poddają się działaniu tego samego elementu — metalu. To wszystko według medycyny chińskiej jest układem oddechowym.

Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak płód otrzymuje tlen w ciele matki? Dokładnie w taki sam sposób, jak wszystkie elementy do budowy ciała — przez skórę i pępowinę. Biologiczne ciało ludzkie ma dwa mechanizmy oddechowe. Jeden z nich działa w okresie okołoporodowym i, jeśli jest taka potrzeba, w okresie poporodowym — oddychanie przez skórę. Drugi, który odbywa się z udziałem płuc, zaczyna się od pierwszego płaczu dziecka, a kończy się ostatnim tchnieniem, przechwyconym przez śmierć. On dotlenia nasze ciało i przyspiesza procesy oksydacyjne.

Gdybyś był Stwórcą i wynalazł unikalny mechanizm ludzkiego ciała, czyżbyś nie zadbał o taką jego opcję, jak tryb awaryjny? Każdy solidny proces produkcyjny zakłada przełączanie z jednego źródła zasilania na drugie, pomocnicze. Nasze ciało jest biorobotem, który zawiera unikalny zespół fabryk do produkcji hormonów, substancji chemicznych, gdzie ciągle odbywa się synteza pierwiastków, budowa nowych komórek i zmiana połączeń. Nasze ciało to elektrownia. Jest to najmocniejszy odbiornik i emiter fal o różnych częstotliwościach.

Nigdy nie myślałeś o ciele żywych istot pod tym kątem? Czy naprawdę nigdy nie zadałeś sobie pytania: „Dlaczego Stwórca powołał nas do życia?”.

Zgodnie z prawem wszechświata, które w uproszczony sposób można nazwać „zasadą zachowania energii”, energia systemu zamkniętego, który jest w spoczynku, jest stała. Można również powiedzieć, że energia nie powstaje z niczego i nie ginie bez śladu. Można śmiało założyć, że Stwórca, który zainwestował w nas energię i informacje, otrzymuje od nas to samo w postaci wzbogaconej energii i doświadczenia, zdobytego przez nas podczas niekończących się reinkarnacji w zamkniętym systemie sansary*. Oddajemy energię, przenosząc się z ciała do ciała, zmieniając czas i kraje, rozpoznając pokrewne dusze po słabym blasku w oczach, wydobywającym się z mgły zapomnienia.

Wymienionych pięć elementów przekształca się, poruszając się w ciele po odpowiednich kanałach. Ten proces opisuje wu xing.

Jest to krąg przemian jednego elementu w inny: woda — drzewo — ogień — ziemia — metal — woda itd.

Elementy kurczą się i przeobrażają, atakując się nawzajem: metal — drzewo — ziemia — woda — ogień. Metal rąbie drzewo. Rośliny, posadzone na osuwiskach, zatrzymują ziemię. Tamy jako przejaw ziemi zapobiegają powodziom. Woda kontroluje ogień. W tej sekwencji doszło do zaistnienia świata i rozwoju płodu.

Jako pierwszy powstaje ogień serca, potem woda nerek i narządów płciowych, ziemia śledziony i gruczołów wydzielania wewnętrznego, drzewo wątroby. Proces kończy się tworzeniem narządów oddechowych, które należą do elementu metalowego.

Jeśli świadomie przekazywać qi* w ustalonej kolejności do odpowiednich narządów, można się wyleczyć z chorób.

Każdy z 5 głównych narządów ma swoją aurę i powięź. Każdy z nich również cechuje energia koloru odpowiedniego elementu.


Sansara — w sanskrycie znaczy „świat”. Jest to przyjęty w hinduizmie termin, który opisuje miejsce, gdzie trafiają nieoświecone dusze w cyklu narodzin i śmierci. Zgodnie z tą teorią dusza bez końca zmienia ciało i czas, aż zwalczy ciemnotę. Proces wyjścia z koła sansary — mokszy — jest celem świadomego praktykującego.


Qi — w kulturze chińskiej uniwersalna substancja wszechświata, wypełniająca i wprawiająca w ruch wszystkie istoty.


Medytacja pobudzenia aktywności narządów wewnętrznych w kręgu wu xing


Nadaj swoim płucom biały kolor. Pomyśl o radości. Przenieś kulę energetyczną bliżej do nerek. Wyobraź sobie je jako czarne kamyki, zanurzone w wodzie morskiej. Poczuj zaufanie i bezpieczeństwo. Przenieś swoją uwagę na wątrobę. Pomaluj ją na kolor młodej zieleni. Pomyśl o akceptacji dualizmu świata. „Wszystko, co nam się przytrafi, wyjdzie na dobre”. Przenieś energię do serca i napełnij je blaskiem miłości i czerwienią. Opuść kulę qi do żołądka i śledziony i zastanów się nad stabilnością i pewnością siebie.

3—5 cykli takiej codziennej medytacji pomoże odzyskać zdrowie.

Ziemia

Według medycyny chińskiej otaczająca nas żywa substancja qi przepływa przez kanały i meridiany, podobnie jak krew płynie w żyłach, tętnicach i naczyniach włosowatych. Narządy czucia są połączone niewidzialnymi kanałami z pięcioma głównymi narządami: żołądkiem (śledzioną), płucami, nerkami, wątrobą i sercem.

Kanał ziemi łączy żołądek (śledzionę) z ustami. Emocjami tego stabilnego i niezawodnego elementu są samowystarczalność i siła. Jeśli w dzieciństwie hamowano samokształtowanie osobowości, nie nauczono go słyszeć swojego wewnętrznego głosu, ten element po prostu nie powstaje. Człowiekowi coraz bardziej doskwiera brak pewności siebie, co powoduje ciągły niepokój i w konsekwencji prowadzi do drażliwości. Słowa matki: „Nigdy nie osiągniesz niczego w życiu”, „Jesteś tak samo bezmózgi i leniwy jak twój tatuś” niczym wirus zarażają świadomość młodego stworzenia i przez wiele lat niszczą podłoże osobowości, za które odpowiedzialny jest element ziemi. Dorastając, tacy ludzie potrzebują ciągłego stresu. Oni nie mogą długo skupiać się na monotonnej pracy oraz na tym samym przedmiocie. Biegi na długich dystansach i medytacja są trudne dla nich. Rzadko są szczęśliwi w małżeństwie, ponieważ nie mogą podarować swojej miłości jednej osobie. Potrzebują ciągłych zmian i stresu w życiu. Jedną z funkcji tego elementu jest zdolność radzenia sobie ze stresem i szukanie czegoś dobrego w negatywnych sytuacjach. Odnawiając element ziemi w ciele, chronimy je, a także psychikę przed toksycznymi ludźmi. Kolor ziemi jest piaskowożółty. Wizualizacja narządów trawiennych w tych kolorach odnawia je. „Uświadamiam sobie każdy swój krok w życiu, biorę za to odpowiedzialność i ufam swojemu wyborowi. Moje życie to moja gra. Nie interesują mnie opinie innych”.

Metal

Qi, czyli prana, uruchamia się w ciele przez vayu — przez wiatr. To jest element metalu. Jego narządem są płuca, połączone meridianem z nosogardzielą i nosem. Ten element kształtuje naszą psychikę i świadomość, zapewnia napełnienie siłami witalnymi. Gdy w ciele jest wystarczająco dużo metalu, człowiek cieszy się każdym dniem i każdym przejawem życia na tym świecie. W przypadku niedoboru metalu — łatwo i na długo wpada w depresję, użalając się nad sobą. Na kształtowanie tego elementu często wpływa zapłodnienie w stanie o niskiej wibracji lub niechęć matki do macierzyństwa. Miałam klienta chorego na astmę. Jego matka zaszła w ciążę z mężczyzną, który zatrudnił ją do opieki nad umierającą żoną. Jeszcze jedna dziewczyna, którą dręczyły alergia i przewlekłe zapalenie oskrzeli, była nieplanowanym dzieckiem 15-letniej matki. Myśli matki o aborcji również mają negatywny wpływ na metalowy element płodu. Takie dzieci często cierpią na depresję i jako nastolatki myślą o samobójstwie. Wyczekiwane dziecko zachowuje się w zupełnie inny sposób. Jest radosne i optymistyczne, zorganizowane i zdyscyplinowane, wytrzymałe i zawsze pociesza innych. Jest przekonującym liderem i świetnym dyplomatą. Kolor tego elementu jest lśniąco biały. Taki sam, jak kolor budynków w loce bogów. Powtarzaj sobie afirmację: „Kocham życie i cieszę się każdą minutą. Nie mam sporów z życiem — jesteśmy razem. Biorę życie w swoje ręce i wybieram wolność od fałszywych postaw społeczeństwa i rodziców. Świat mnie kocha. Czuję się bezpiecznie”.

Woda

Prana sprawia, że płyny w ciele ciekną we właściwym dla siebie kierunku. Prana apana* wypycha wodę układu wydalniczego w dół. Narządem elementu wody są nerki. Na nie wpływają dźwięki wokół nas. Nerki są połączone meridianem z narządami słuchu. Poczucie bezpieczeństwa powstaje już w okresie okołoporodowym. Jednak właśnie w trakcie porodu kształtują się śmiałość, odwaga i równowaga emocjonalna urodzonego człowieka. Wielki wpływ na sam poród ma element wody. Cisza lub szmer strumyka, śpiew ptaków lub brzmienie instrumentów strunowych — to wszystko umila dziecku przyjście na świat. Kolorem elementu wody jest czarny. Taki sam jak głębokie wody oceanów. Ludzie mające problem z elementem wody są niespokojni. Oni martwią się o wszystko i wszystkiego się boją. Kiedy poczują się źle, od razu wymyślają sobie dolegliwości i w taki sposób przyciągają je do siebie. Oni boją się wejść w nowy związek, pragną bowiem uniknąć powtórzenia negatywnych doświadczeń. Trudno im zmienić zawód, mieszkanie, kraj, sposób myślenia i przekonania. Oni boją się medytacji. Ostatnio często spotykam ludzi, którym strach powstrzymuje przed lataniem albo zastrzykami. I to są dorośli spełnieni ludzie! Połowa ludzkości ma fobie, do których sama boi się przyznać. Niektórzy nawet wystrzegają się medytacji, aby się nie uzależnić. Jedna kobieta dołączyła do pewnej grupy, żeby nauczyć się medytacji i spędziła całą godzinę z otwartymi oczami, wiercąc się na krześle. Być może rodzice nie zapewnili jej poczucia bezpieczeństwa. Zapytałam ją: „Dlaczego nawet nie spróbowałaś pogrążyć się w medytacji?”. Odpowiedziała: „Kiedy zamykam oczy, dopada mnie lęk przed ciemnością”. Przyczyną tej fobii jest element wody, który nie ukształtował się podczas porodu i pierwszego roku życia. Takim osobom odpowiada następująca afirmacja: „Przestrzenią, w której mieszkam, jest moja matka. Ta przestrzeń została wykreowana dla mojego rozwoju i dobra. Mogę kontrolować ją siłą myśli. Uwalniam się od lęków, wytworzonych przez moją świadomość. Nowe radosne myśli krążą w moim ciele. Lubię wyrażać emocje. Kocham swoje ciało i dbam o nie. Jestem przepełniony miłością i słyszę odgłosy kosmicznej miłości, które przenikają do mnie przez pory”.


Prana — termin, opisujący w ajurwedzie życiodajną substancję, która dostaje się do ciała i później opuszcza je. W ciele pranicznym istnieje 5 rodzajów energii witalnej, czyli vayu. Prana vayu odpowiada za pochłanianie energii ze środowiska i trawienie pokarmu. Samana vayu — za wszystkie funkcje przyswajania. Apana vayu (prana apana) — za funkcje wydalnicze. Udana vayu zapewnia funkcję wyrażania się.

Drzewo

Meridian elementu drzewa łączy odpowiadający mu narząd — wątrobę — z oczami. W nim bierze swój początek gniew. Można stwierdzić, że gniewni ludzie częściej cierpią na różne choroby wątroby. Oni nieustannie dopatrują się niesprawiedliwości i złych intencji. Gniew to emocja, która najczęściej powstaje w ciągu dnia. To niezgadzanie się z różnorodnością świata, nieumiejętność akceptacji innych poglądów, tradycji, wartości, odmiennych od osobistych. Jeśli zapytasz wściekłą osobę: „Dlaczego myślisz, że właśnie twoja opinia jest słuszna?”, ona nie będzie w stanie odpowiedzieć. Taki człowiek nigdy nie dostrzega związku między swoimi błędami a niesprawiedliwością sytuacji, które mu się przytrafiają. On ma rację a priori i wszyscy zawsze powinni się mu podporządkowywać. Nawet Bóg. „Świat jest niesprawiedliwy! Nagradza idiotów i skazuje na porażki talenty” — to właśnie słowa gniewnej osoby. W odpowiedzi na nie możemy zapytać: „Czy to ty stworzyłeś ten świat, że chcesz go zmienić?”, „Żeby ocenić czyjeś stworzenie, sam musisz stworzyć przynajmniej to samo”. I dopiero teraz on zaczyna się zastanawiać. Krytycyzm jest cechą charakterystyczną dla istot pochodzenia demonicznego.

Zmieniać się niełatwo, ale jest to możliwe. Zacznijmy od małego, powiedzmy sobie, że na tym świecie wszystko jest logiczne i poprawne. Załóżmy tak. Wtedy zaczniemy postrzegać wszystkie wydarzenia jako lekcje karmiczne, jako konsekwencje naszych poprzednich wcieleń. Zwykle w trudnych sytuacjach zachowujemy się inaczej, odsłaniając nowe oblicza swojej osobowości i oceniając na nowo osoby wokół nas. Więcej lojalności! Nikt spośród nas nie jest bez grzechu. Skłonność do gniewu nie jest skutkiem jakiejś przyczyny. Ona jest uwarunkowana genetycznie i świadczy o kompletnym braku kultury. Gniew niszczy nie tylko wątrobę, lecz także cały układ krążenia. Szarpie nerwy i zaburza równowagę hormonalną. Ludzi powstrzymujących gniew w starszym wieku mogą dopaść paraliż lub choroba Alzheimera. A ci, którzy ciągle wpadają w niepohamowany gniew, mogą dostać udaru. Nauczmy się akceptować ten świat takim, jaki on jest! Znajdź z nim wspólny język. Powiedz sobie rano: „Akceptuję ten świat w jego różnorodności. Rozkoszuję się każdą minutą swojego życia. Cieszę się ze zmian i uczę się od wszystkich, których spotykam na drodze mojego życia. Szczodrze przekazuję moje emocje ludziom. Jest we mnie pokój, miłość i radość”.

Ogień

Wymieniając różne przejawy pięciu podstawowych elementów w naszym ciele, pominęliśmy element ognia.

Element ognia jest związany z sercem. Kanałem on jest połączony z językiem. Mowa pochodzi z ognia, dlatego jest tak żywa, dynamiczna i czasami rani serce. Możemy powiedzieć, że nasze serca komunikują się dzięki falom słów wysyłanych przez język. Ogień jest jednym z najpotężniejszych elementów, ale zarazem jest bardzo wrażliwy. Rozbudza się w wieku nastoletnim, hartuje i przekształca układ nerwowy, dlatego tak trudno jest poradzić sobie z dziećmi w tym okresie. I to jest trudne również dla nich samych. Każde słowo może je zranić. Nastolatki powiększają swoje ciało śakti i wchodzą do społeczeństwa. Jeszcze nie potrafią opanować wewnętrznego ognia. Często jego nadmiar powoduje cierpienia i konflikty. Młody człowiek próbuje zrozumieć siebie i procesy, które zachodzą w jego ciele. Szczególnie ważne jest, aby w młodym ciele bardziej wzmagać aktywność fizyczną niż umysłową. Oczywiście należy pamiętać o zasadach duchowych, które powstrzymują żar ognia. Wczesne współżycie seksualne może prowadzić do marnowania ważnych substancji, a później do skrócenia średniej długości życia, problemów z kośćmi i ścięgnami. W zarzewiu ognia dojrzewa i hartuje się duch. Odchylenia od zasad moralnych i karmicznych w tym okresie wpływają na ogień w ciele, który może później objawiać się chorobami serca i układu sercowo-naczyniowego. Choroby związane z ogniem obejmują również choroby oczu. Zniekształcenia ognia przejawiają się w takich emocjach jak: agresja, nienawiść, zazdrość; również w rywalizacji. Miłość — to jedyne, co odnawia równowagę ognia w sercu.

Miłość

Przypomnijmy sobie odczucia, które pojawiają się w naszym ciele sekundę przed uświadomieniem sobie, że jesteśmy zakochani w człowieku stojącym przed nami.

Pamiętam, jak to było ze mną. Wieczorem piliśmy pu-erh. Mocny, podniecający napój spotęgował niezapomniane emocje. Oczy mi się świeciły do mężczyzny, którego sylwetka odpowiadała jak ulał wizerunkowi idealnego partnera, zachowanego w moim mózgu. Bardzo przyjemny głos pieścił mój słuch. Rozmawialiśmy o Wschodzie, kładąc na przemian kamienie starożytnej gry go. To nie była prawdziwa gra w całym tego słowa znaczeniu. To było romantyczne preludium, niezbędne do wykrzesania iskry, która rozpala emocję miłości. Podeszłam bliżej, aby zobaczyć tatuaż na jego ramieniu. Przyjemny zapach młodego męskiego ciała spowodował gdzieś w środku reakcję hormonalną. Całe ciepło wznoszące się wzdłuż pleców wywołało w mózgu oszałamiający efekt. Wskutek dotknięcia jego ciała wytworzyły się wibracje. W tym momencie poczułam potężną falę. Ona była mocna, gorąca i miękka. Zgodnie z zasadą rozpowszechniania męskiej energii, ta fala starała się otoczyć moje pole, skłaniając mnie do rozstania się z czymś intymnym, ukrytym w środku i bardzo potrzebnym dla mojego partnera. Iskra błysnęła, uwalniając światło, które wypełniło cały świat wewnętrzny. Iskra, która daje sygnał bramie czakry serca i wyzwala symfonię serc. Chłodnawy i słodki waniliowy strumień żeńskiej śakti wydobył się na zewnątrz i wsiąkł wraz z jego wdechem do męskiego opornego mózgu. To spowodowało narastające drżenie, a następnie rozluźnienie w jego ciele. Losy dwojga ludzi zaczęły się przeplatać, rozpoczyna się gra. Tak więc samskary niedokończonych historii poprzednich wcieleń łączą dwoje ludzi, których przeznaczeniem jest napisanie nowej historii miłosnej. Jednej na miliard.

Wrócimy do miejsca „Poczułam potężną falę energii”. Jak ją czujemy?

Załóżmy, że w naszym ciele jest narząd, który odbiera bioelektryczne, magnetyczne impulsy i fale.

Obserwacje innych mieszkańców planety pozwalają nam przypuścić, że węże orientują się w przestrzeni dzięki językowi i skórze. Ptaki — dzięki słuchowi. Psy — dzięki węchowi. Nie jest to jednak zgodne z prawdą.

Element ognia budzi się w naszym ciele, gdy czakry są aktywowane przez tarcie, które wytwarzają fale oraz impulsy elektryczne z zewnątrz. One pochodzą od innych istot w postaci emocji lub słów. Słowa mają charakter ognia. Rodzą się z myśli i uzewnętrzniają się za pomocą języka. A w języku kończy się kanał ognia, który powstaje w sercu.

Ogień w ciele budzi emocja miłości, ale gdy ta emocja przekształca się w zawiść, zazdrość i nienawiść, on staje się niszczycielskim żywiołem.

Gra

Emocje. Samowolnie opuściwszy nasze ciało, one roją się wszędzie: zachęcają do wyczynów lub popychają do zbrodni. Są przyczyną działań, które tworzą węzły i sytuacje karmiczne. Pod ich wpływem rozpadają się rodziny, a cywilizacje i kontynenty znikają. Ulegając potężnemu wpływowi rosnących emocji, przywódcy państw rozpętują wojny i tworzą karmę swojego kraju. Jest to trucizna i narkotyk systemu. Ogień i atrament historii. Niewidzialne sznurki, za które lalkarze z subtelnych światów pociągają ludzi w niekończącej się kosmicznej grze światła i cienia. Grze bez początku i końca.

W różnych okresach życia tuż przed punktem zwrotnym mam to samo widzenie. Ogromna, emanująca pomarańczowozłotą poświatą bogini gra w go z charyzmatycznym, ale mrocznym bogiem. Każdy zgrabny ruch jej palców opasany jest wstęgą złotych gwiezdnych pyłów oświetlających przestrzeń. Jego gesty są zdecydowane. One są wyrazem wyzwania i mocy, prochu i totalności. Jego palce spokojnie poddają się grze, ale każdy ich ruch wywołuje gwałtowne zmiany w świecie materialnym. Rozmowa tych dwojga jest miła i poufna, ale wokół nich kipią namiętności. Oni rozkoszują się, a gra coraz bardziej ich wciąga. Jej oczy błyszczą miliardami gwiazd. W jego oczach widać ziejącą smolistą pustkę. Strzepując z ramion złote pasma, ona oświetla cały świat. Trzepocząc zimnym skrzydłem, on pogrąża wszechświat w ciemnoście.

Czas

Nie wiem, czy czas istnieje, ale jego zmienność nie budzi żadnych wątpliwości. Niekiedy on rozciąga się jak lejący się miód, częściej jednak mija jak z bicza trzasł. W dzieciństwie czas ciągnął się bardzo długo, aż do znudzenia. W wieku nastoletnim — okresie nadmiaru yang — on przyspieszał, wypełniając się bezsensownymi wydarzeniami, które dawały niepewne doświadczenie i wiedzę. Teraz on mknie ze zwinnością konia arabskiego, pozostawiając za sobą wydarzenia, bliskie osoby i komfortowe miejsca. Z wiekiem człowiek subtelniej wyczuwa czas.

W ten wieczór czas się zatrzymał. Słońce już dawno zgasło nad horyzontem, przekazując swoją władzę Chandrze. Ciemność tuliła nas w swoich objęciach, usuwając granice między światami. Światło świec rzucało figlarne cienie na szkło. Odbicia kwiatów orchidei zlały się na suficie z cieniem papierowych elfów, unoszących się na wietrze. Magia wkradła się do werandy klubu, zawładnęła naszymi umysłami i podpowiadała tematy do rozmów. Konsultacje już się zakończyły. Wieczór miałam wolny. Nigdzie się nie spieszyłam.

Siedzieliśmy oddzieleni stoliczkiem do picia herbaty. Na ogniu w naczyniu gotowała się magiczna herbata — pu-erh. Ten kolor, podobny do koloru koniaku, zmieniał odcienie, nabierając głębi. Listki herbaty powoli się uciszyły, tak samo jak myśli podczas medytacji. Jak zwykle opowiadałam o zbieraniu herbaty na zboczach gór w prowincjach Yunnan i Fujian, metodach fermentacji i jej właściwościach.

Picie herbaty

— Zgodnie z tradycją picie herbaty — to ważna ceremonia, mająca cele i zadania — powiedziałam, lekko pochylając głowę na znak szacunku. Rozmówca posłusznie wykonał wszystko, czego się od niego wymagało: aby poczuć aromat, przykrył czarką kubeczek zapachowy, a następnie wyuczonym gestem odwrócił go do góry dnem i przelał herbatę z kubeczka do czarki. Po ćwiczeniu qigong nie chciało mu się wyjść z roli ucznia. Zauważyłam, że zachowywał się bardzo spokojnie, siedział jak mysz pod miotłą, żeby tylko nikt go nie wyrzucił.

— Pijemy herbatę, aby ugasić pragnienie, czasami delektujemy się nowymi gatunkami herbaty czy też spożywamy ją w celach leczniczych. Dzisiaj jedna z moich klientek przyszła z okropnym bólem głowy. W małym czajniczku zaparzyłam jej gorzką herbatę kudin. Słuchając konsultacji dotyczącej horoskopów, ona piła wysokogórską zieloną herbatę. Ból głowy zniknął. Jej ciało stało się lekkie.

— Specyficzny smak — powiedział mężczyzna, kładąc pustą cha-bei na desce do herbaty.

— Jaki? Opisz, do czego on jest podobny?

— Trudno powiedzieć — zawahał się przez chwilę. — Smak ziemi i śliwek suszonych.

— Masz rację. Niektóre gatunki pu-erh poddaje się długiej fermentacji w ziemi. Czy czujesz jej moc? To jest herbata wojownika.

— Czy wojownicy również smakowali herbatę przed walką? — zapytał z uśmieszkiem.

— Czasem zamiast tego — odpowiedziałam. — Spróbujesz z mlekiem, jak ja? — rozmówca potakująco kiwnął głową. Wydawało mi się, że był gotowy słuchać wszystkiego, bez względu na to, o czym mówiłam.

Pewnego dnia młody człowiek przyszedł do mistrza, żeby sprawdzić swoje umiejętności sztuk walki. Zachowywał się niepowściągliwie i arogancko.

— Ponoć jesteś mistrzem nad mistrze w całej prowincji Henan? — powiedział młodzieniec. — Wyzywam cię na pojedynek!

— Dobrze — zgodził się mistrz. — Jutro o świcie przyjdź nad wodospad na zachodnim zboczu Shao Shi Shan.

Gdy tylko słońce rozświetliło wierzchołki drzew i osłabiło chłód yin w zagłębieniu, gdzie miało odbyć się spotkanie, młody człowiek stał nad jeziorem z rękami złożonymi na muskularnej klatce piersiowej. Po chwili on zaczął nerwowo się rozglądać. Przez głowę przemknęła mu zuchwała myśl: „Czyżby moja młodość odstraszyła mistrza?”.

Pod wierzbą pochylającą się nad miejscem, w którym namiętny strumień wodospadu dotyka niewinnej powierzchni jeziora, rozległ się trzask ognia. Kiedy młodzieniec podążył za dźwiękiem, jego oczom ukazał się piękny widok. Nad ogniem wisiał czajnik wykonany z czarnej gliny usin. A w pobliżu siedział mistrz, pochylając się nad chapanem — bambusową deską do herbaty. Gestem zaprosił młodego wojownika, by usiadł naprzeciwko niego. On przystał na zaproszenie. „Pierwsza czarka — powiedział mistrz, podając herbatę — gasi pragnienie”.

Młody człowiek zrobił pierwszy łyk. Herbata była delikatna i napełniła ciało świeżością. „Druga — uspokaja myśli — kontynuował mistrz spokojnym głosem, nalewając kolejną porcję herbaty. Młodzieniec niczym zahipnotyzowany pił czarkę za czarką, zerkając na przeciwnika ukradkiem. — Trzecia — wypełnia żołądek, czwarta — otwiera pory, piąta — rozluźnia ciało, szósta — oczyszcza wszystkie ciała subtelne”. Całkiem niezauważalnie słońce dobiegło zenitu. Dwaj wojownicy siedzieli naprzeciwko siebie, wspólnie pijąc herbatę. Ich ciała uniosły się metr nad ziemią. „Siódma — pozwala ci się stać świętym i latać na niebie” — tym samym głosem powiedział mistrz.

— Oni lewitowali po herbacie? — zapytał podekscytowany gość.

— Tak. W końcu najważniejsze w ceremonii picia herbaty — to relaks. Herbata pomogła im szybciej osiągnąć inny stan. Ich przepełniała energia. Mistrz nauczył młodzieńca lewitacji.

— A co z bitwą?

— Wieczorem młody człowiek ukłonił się mistrzowi i powiedział: „Wygrałeś tę bitwę. Weź mnie jako ucznia”. Mistrz pochylił się i odpowiedział: „Lekcja pierwsza: stawaj do bitwy tylko z konieczności, kiedy nie pomogły ani rozmowy, ani przebiegłość, a mądrości wroga nie nie da się obudzić”.

Cisza wisiała w powietrzu przez kilka minut. Wstęga pary, wijąc się, unosiła się ku górze, zasłaniając rozmówców. Naczynia do herbaty stały między nimi niczym przegroda. Ale dusze, zmęczone poszukiwaniem siebie w kole reinkarnacji, pragnęły spotkania, łącząc się przez spojrzenia i mowę.

— Jaki jest cel naszej ceremonii parzenia herbaty? — przerywając ciszę, zapytał mężczyzna. Fala zawstydzenia zalała jego twarz i uderzyła w skronie. Mózg dał nieoczekiwaną odpowiedź.

— Poznawanie sztuki dyskusji w trakcie tradycyjnej ceremonii parzenia herbaty.

— A jak się w Chinach nazywa gotowanie „czyfiru”? — zapytał z przekąsem rozmówca.

— Gotuję pu-erh według metody Lu Yu — odpowiedziałam spokojnie, nie podnosząc oczu. Każda z moich komórek poczuła, że presja dopiero się zaczęła, i, żeby przetrwać „bez strat”, musiałam zastosować technikę „łagodnego uchylania się” przed werbalnym kung-fu. — Lu Yu to szanowany człowiek, znany jako bóg herbaty, który nauczył ludzi pić herbatę inaczej — w trakcie pięknej ceremonii parzenia herbaty.

— Masz chłopaka? — rozmówca uparcie kontynuował.

— Nie. Nie rozumiesz. Mam okres poważnej praktyki — ascezy — odpowiedziałam. — Nie stwarzaj mi niezręcznej sytuacji.

Usadowił się na poduszkach i położył łokieć na parapecie. Podparł głowę i zapytał z uśmiechem:

— Dlaczego nie oszukujesz jak inne kobiety? Mogłabyś powiedzieć, że od dawna jesteś szczęśliwą mężatką!

— Nie umiem kłamać — wykrztusiłam z siebie. On nie spodziewał się tego. Było to zdanie, które „skierowało siłę wroga przeciwko niemu”. — Nie mogę, nie wolno mi — kontynuowałam cicho, ale stanowczo.

Mężczyzna czuł się speszony, ale zręcznie przeskoczył do innego tematu:

— Czego najbardziej pragniesz?

— Realizacji tęczowego ciała.

On wybuchnął śmiechem. Po chwili jego twarz przybrała inny wyraz. Spoważniał, delikatnie dotknął mojej lewej kostki, na której lśnił złoty łańcuszek.

— Myślę, że nie jest aż tak źle — spojrzał zaczepnie, dotykając palcami ozdoby — lubisz kosztowności.

Uwolniwszy nogę, podkuliłam ją i zaczęłam dosypywać pu-erh do wrzącej wody.

— Od jak dawna medytujesz? — zapytał, najwyraźniej chcąc zmienić temat.

— Od dzieciństwa — odpowiedziałam, podając mu nową porcję pu-erh i pogrążyłam się we wspomnieniach.

Początek

Bardzo dobrze pamiętam swoje pierwsze doświadczenie mistyczne.

Miałam 5 lat, kiedy tata pozwolił mi uczestniczyć w porannych praktykach jogi. Szczupły, żylasty i małomówny, on czasami przerywał ćwiczenia, aby sprawdzić, czy, powtarzając za nim, poprawnie wykonuję asanę. Najgorzej mi szło z ćwiczeniami równowagi i balansu. Za każdym razem, kiedy padałam, surowe spojrzenie mojego taty zmuszało mnie do wstania i powtarzania asany, aż stanie się ona doskonała. Lubiłam zwijać się w różne kształty. Stanie na głowie wprawiało nas w stan uniesienia i euforii. Pod koniec praktyki leżeliśmy w shavasanie.

Moja pierwsza lekcja medytacji była nietypowa: nie było ani relaksującej muzyki, ani delikatnego głosu nauczyciela.

— Rozluźnij lewą nogę! — krzyknął ojciec poważnym metalicznym głosem. — Powiedziałem lewą! — w przypadku nieposłuszeństwa mówił podniesionym głosem. — A teraz prawą. Oddychaj brzuchem. I nie waż się otwierać oczu, zanim nie pozwolę na to.

Pewnego razu po pranayamie usłyszałam wewnętrzny cichy głos: „Usiądź. Zamknij kciukami uszy, palcami wskazującymi i środkowymi — oczy, serdecznymi — nos, małymi — usta. Brzęcz jak pszczoła”. Wszystko zrobiłam i świat przede mną przeobraził się w kalejdoskop różnokolorowych kwantów światła. One płynnie zmieniały kształty i kolory, współbrzmiały z tonem mojego głosu i rozpływały się w środku. Wewnątrz pojawiła się spirala, przechodząca w tunel. Właśnie tam powstawał dźwięk”.

— Córeczko, obudź się — gdzieś w oddali usłyszałam głos swojej mamy. Nie chciało mi się wracać. Kiedy otworzyłam oczy, przerażeni rodzice stanęli przede mną.

— Oglądałam kreskówki — powiedziałam z radością.

Wegetarianizm

W tym roku czekałam na lato jak nigdy przedtem. Miałam pojechać na wakacje do mojej babci mieszkającej na Krymie. Rodzice dbali o to, żebym pooddychała czystym morskim powietrzem i uzupełniła zasoby witamin. Ponadto bardzo chciałam zobaczyć mojego ukochanego psa Charliego.

To była piękna szarobiała łajka o szorstkiej, twardej sierści i ogonku, za który można się złapać, stawiając swoje pierwsze kroki. Komunikacja z psem była łatwa: wystarczyło odwrócić do siebie jego głowę i spojrzeć uważnie w jego oczy. Te oliwkowe, szczere oczy mogły powiedzieć więcej niż człowiek. Charlie był moim pierwszym przyjacielem. Z nim czułam się potrzebna i bezpieczna. Lubiłam bywać w jego domu, było mi tam przytulnie. Właziłam do ciepłej drewnianej budy, ściskając w ręku skrzydełka kurczaka lub klopsiki, którymi mnie próbowano nakarmić. Patrzył na mnie pytająco, ale posłusznie jadł wszystko, co ostrożnie wkładałam do jego pyska.

Pewnego razu moja mama postanowiła poważnie ze mną porozmawiać:

— Kochanie, musisz jeść mięso, inaczej nie wyrośniesz.

Szczerze mówiąc, nie zależało mi na tym, żeby szybciej wyrosnąć i stać się nudnym i niezgrabnym człowiekiem.

— Czy mięso będzie rosło we mnie? — zapytałam, wyobrażając sobie kotlet pompujący moje ciało. Ten produkt zawsze wydawał mi się dziwny i wcale nie przypominał jabłek i brzoskwiń, które widziałam w sadzie. — Gdzie rośnie mięso? — zapytałam i tym samym wzbudziłam śmiech moich braci.

— Żeby otrzymać mięso, ludzie hodują zwierzęta: kury, krowy, świnie — te słowa potęgowały zmieszanie.

— Krowa jest duża, jak można zrobić z niej mięso?

— Mięso się odkraja — krzyknął Andriej, wymachując nożem. Nagle wszystko stało się jasne. To mnie oburzyło i przeraziło.

— Przecież nie jesteśmy wilkami! — wykrzyknęłam, nie znalazłszy lepszych argumentów. — Jeśli będziemy jeść zwierzęta, one zaczną się nas bać! To je boli! — moja histeria wszystkich wystraszyła, rodzina zamilkła.

Wychowując dziecko, dorośli często stają się uczniami. Niczym nieskażona świadomość dziecka jest lepiej zsynchronizowana z naturą i wszechświatem. One żyją w tym samym rytmie. Dzieci przekazują czystość i mądrość z kosmosu, które z wiekiem ustępują doświadczeniu. Ważne, aby rodzice nie wyrządzili dziecku krzywdy, narzucając fałszywe przekonania społeczne. Przeciwnie, rodzice powinni mu pomóc w wyrobieniu pozytywnych nawyków. Najważniejsze, aby nie przeszkadzać dzieciom w poznawaniu świata i swojego miejsca w nim.

— Cóż, jeżeli nie chesz jeść mięsa, to powiedz — kontynuowała matka. — Nie trzeba zabierać najlepsze kawałki dla psa.

— Jeśli pies będzie syty, my też przetrwamy! — rzekłam pouczająco.

— Skąd ci to przyszło do głowy? — zapytała zdziwiona mama.

— Kiedy patrzę w oczy Charlika, widzę kraj, w którym zawsze jest pełno śniegu. On jest tak jasny, że razi w oczy. Tam są tylko psy i duże konie z rogami. Tak mówią ich gospodarze — zwierzyłam się ze swoich tajemnic.

— W poprzednim życiu musiałaś być Eskimosem — zażartowała mama, wyraźnie znudzona moją historią.

— Nie, byłam w innym miejscu — odpowiedziałam obrażona. Ale temat naszej przyjaźni nikogo już nie interesował.

Tego lata, gdy miałam 5 lat, Charlie był moim przewodnikiem po tajemniczym świecie. Tym, którego do pewnego momentu nie możemy zobaczyć i pojąć, choć ono jest w zasięgu ręki.

Krym

Każdy kraj ma swój własny zapach. Zapach Krymu jest dla mnie wyjątkowy. Kiedy uczyłam się praktyki qigong w magicznym tajlandzkim mieście Chiang Mai, nauczyciel powiedział: „Teraz wyobraźcie sobie miejsce, gdzie czujecie się szczęśliwi”. Za każdym razem przed moimi oczami pojawiał się Krym, a mianowicie mała tatarska wioska Miskhor przy górze Aj-Petri*, która ciągnie się przez gaje cyprysowe i oliwne aż do Morza Czarnego. Na tym wybrzeżu spędziłam swoje dzieciństwo. Magiczne miejsce, które przetrwało bitwy aniołów, a w swoich kamiennych murach ukryło tajemnice stworzenia świata, skarby i artefakty. To nie tylko miejsce mocy. Tutaj jest jeden z portali, odkryty przez przewodników Amrity i używany do komunikacji niebiańskich istot z ludźmi.

Na tę ziemię przybywały różne ludy, ale nie wszystkim bogini pozwoliła osiedlić się i zakorzenić. Wśród nich są spokojni i pokojowo nastawieni rolnicy, dzielni marynarze Ligurowie, milczący kowale Iberowie, ekstrawaganccy Scytowie i okrutni Taurowie. Ku czci tych ostatnich, a raczej ze względu na strach przed nimi, tę ziemię nazwano Taurydą.

Ligurowie przypłynęli tu w celu poszukiwania nowych ziem jeszcze w okresie poszerzania swojego terytorium. Według Awicenny stało się to w 2000 r. p.n.e., w późnej epoce brązu. Wówczas właśnie ci ludzie mieli największy wpływ na obszarze od Morza Śródziemnego do Morza Północnego. Później ich imperium zostało zniszczone przez Celtów. Jednak część tego ludu mocno zapuściła swoje korzenie na wybrzeżu Morza Czarnego. Tutaj było wszystko, co jest potrzebne do życia: dobre pastwiska, żyzna gleba, iglaki, z których można było budować lekkie i szybkie statki. Lasy cedrowe i sosnowe porastały nadbrzeżne wzgórza. A po drewno bukowe miejscowi udawali się w Karpaty.

Czego jeszcze potrzebują ludzie morza?! Oni prowadzili handel z mieszkańcami północy i Morza Śródziemnego, choć Morze Czarne nie było tak przyjazne i spokojne jak morze ich ojczyzny. Według autorów greckich i rzymskich Ligurowie byli niscy, o ciemnej karnacji, szczupli, ale energiczni, silni i wytrzymali. Mieli niezależne usposobienie i bystry umysł. Oni byli odważnymi wojownikami i nieustraszonymi marynarzami. Słynęli ze swojego zdyscyplinowania. Sprawnie budowali statki i byli niepokonani na morzu. Na lądzie oni używali krótkich mieczy, toporów, miedzianych, owalnych tarcz, łuku i procy. Ligurowie często uprawiali rozbój morski, a skradzione skarby ukrywali w jaskiniach.

Inna część ich społeczeństwa zajmowała się rolnictwem, przygotowując glebę pod sady, gdzie rosły drzewa oliwne, śliwy, jabłonie i gruszki. Później wszystkie południowe zbocza obsadzono winoroślą, a z winogron robiono „pokrzepiąjącą amritę”. Pasterze wypasali trzody owiec, kóz i krów. W lasach Ligurowie zbierali jagody i miód. Naczynia lepiono z miejscowej gliny i ozdabiano prostymi ornamentami. W nich przechowywano mleko, olej, wino. Same naczynia mocowano lnianymi sznurkami do sufitu mieszkań, które bardziej przypominały wyposażone jaskinie. Później zaczęto budować małe domy ze skały muszlowej. Jedna wioska liczyła ok. 20—100 domów. Ligurowie byli radośni i nieagresywni, podobnie jak mieszkańcy Genui i Sardynii.

Taurowie zadomowili się w górach od czasów starożytnych. Ich gorący temperament i okrutne usposobienie przerażały spokojnych ludzi morza. Oni mieszkali w osadzie, zajmując się hodowlą zwierząt i ogrodnictwem. Uprawiali wiśnie, czereśnie i śliwy wiśniowe. Czasami atakowali ludzi morza. Ci z kolei kradli im trzody i chowali skradzione łupy w górach wroga, wiedząc o jego głupocie.

Te kłótnie stały się podstawą legendy o mistycznej złotej kołysce. Zgodnie z przepowiednią ten, który będzie leżał w kołysce, zjednoczy wszystkie narody. Każdy chciał przywłaszczyć ją sobie. Posiadanie tego świętego przedmiotu miało zapewnić władzę na całym świecie.

W tamtych czasach złota kołyska była w rękach górali. A jej wizerunek znajdował się na ich trójkątnej fladze i wzbudzał wiarę w niezwyciężoność tego narodu. Ludzie morza nawiązali bliskie stosunki handlowe i polityczne ze swoimi współplemieńcami z Genui, gdzie sprzedawali skóry, drewno, statki i miód. Oni bezczelnie zaczęli nazywać siebie Genueńczykami. Dzięki swojej przebiegłości im udało się zdobyć dokument świadczący o tym, że Krym jest ich kolonią, a oni sami są właścicielami całego półwyspu.

Podczas jednego z konfliktów zbrojnych Genueńczycy zaproponowali zawieszenie broni. Na znak rozejmu oni powinni byli wymienić się swoimi świętymi przedmiotami.


Aj-Petri — to wspaniała góra należąca do grzbietu Gór Krymskich, wznosząca się na wysokość 1233 m n.p.m. Postrzępiony szczyt nad miastem Ałupka i wioską Miskhor przypomina ruiny starożytnego zamku. W głębi północnego stoku znajduje się piękny wąwóz — Wielki Kanion Krymu. W najwęższych miejscach szerokość kanionu nie przekracza 3—5 metrów, głębokość wąwozu sięga 250—320 metrów. Wzdłuż dna kanionu płynie rzeka, tworząc zagłębienia, podobne do kotlin. Jedno z takich zagłębień nazywane jest „kąpielą młodości”. Temperatura wody w nim zimą i latem jest prawie taka sama: 11—14° С.

Złota kołyska

Był męczący lipcowy upał. Irytujące gzy krążyły nad głową, odurzone zapachem ciała. Skórzana kolczuga przykleiła się do spoconego ciała. Książę zsiadł z konia i skierował się w stronę środka pola. Tam czekał na niego posłaniec. Biała flaga nie zawsze jest znakiem kapitulacji. On dobrze znał tego wroga, którego każde słowo było kłamstwem. „Rudy lis znowu coś wymyślił” — szepnął mu wewnętrzny głos. Baal wiedział, że powinien grać na zwłokę. Ludzie morza ciągle przywozili z odległych krajów dziwną broń, do której górale nie byli gotowi. To może być kolejna pułapka.

— Możemy oddać wam dokument potwierdzający posiadanie ziemi całego półwyspu — zatrajkotał posłaniec, spuszczając wzrok. — Oddajemy najcenniejszą rzecz, jaką mamy — jego głos co jakiś czas przechodził w pisk. — Gwarancją pokoju niech będzie wymiana naszych świętych przedmiotów. Dajemy wam dokument, a wy dajecie nam… — zamilkł i spojrzał pytająco na księcia.

Baal zdjął hełm i otarł pot z czoła. Zaschło mu w ustach. Zrozumiał, o co chodzi. Jak można tak łatwo stracić to, czego ich naród od wieków strzegł jak oka w głowie. Nie była to nawet ich własność, strzegli skarbu dżinów i nigdy z niego nie skorzystali. Nierozumny dziadek. Pochwaliwszy się kołyską na fladze, on zdradził tajemnicę, którą przez wiele stuleci skrzętnie ukrywał jego naród.

— Czego chcecie?

— Damy ci dokument — powtórzył Genueńczyk — a wy nam — kołyskę — wykrztusił z siebie ochrypłym głosem.

Baal wyciągnął miecz i w ułamku sekundy ściął głowę nikczemnemu zuchwałemu człowiekowi. „Bydlaku, twoja krew śmierdzi tak samo jak pokłady waszych statków” — pomyślał, wskakując na swojego wierzchowca.

Wracając ze swoimi wojownikami do obozu, rozważał działania. „Siły nie są równe. Nie mogę ryzykować. To jest sprawa honoru. Oddać skarb znaczy ściągnąć na siebie przekleństwo dżinów. Nie da się uciec w żadnym ze światów. Nawet po śmierci będziemy torturowani. Jeśli przystąpimy do walki, wszyscy zginiemy, a kołyska i tak trafi do łajdaków i piratów. Co tu zrobić?”.

Wiał chłodny wiatr. Oddział jeźdźców wjechał do wąskiego wąwozu. Konie, wykończone upałem i podniecone zapachem wilgoci, zarżały. „One są spragnione” — pomyślał książę i, zwróciwszy się do swego generała, wydał rozkaz:

— Stój!

Długo wyczekiwane słowo odbiło się echem w szeregach żołnierzy.

Skoczywszy na ziemię, Baal poczuł, jak coś chrzęści mu pod stopami. Jaszczurka, pozostawiwszy ogon pod stopami mężczyzny, skryła się pod spalonym słońcem igliwiem. „Zły znak” — przemknęło mu przez głowę.

Na niebie rozległ się krzyk orła. Książę podniósł głowę i zobaczył ptaka, unoszącego się nad lasem. Ten zawisł nad wojskiem, przyglądając mu się wnikliwie. Zrobił dwa koła i zniknął w kierunku północno-wschodnim. Baal uspokoił się. W ich tradycji orzeł oznaczał przeznaczenie.

Jako dziecko książę uwielbiał rozmawiać z miejscowym szamanem. Nauczył się od niego historii swojego plemienia i języka zwierząt. Po inicjacji szaman zabrał młodego księcia na klif.

— Czy widzisz linię dzielącą niebo i morze? — on zapytał.

— Tak.

— To jest połączenie ojca niebios — Tengri, skąd wszyscy pochodzimy, i matki, która nas przyjęła. Nigdy nie rozstają się i nie mieszają. Jak myślisz, gdzie w tym wszystkim jest człowiek?

Chłopak nie miał o tym żadnego pojęcia. On miał własne refleksje na ten temat, ale nie było sensu spierać się z mądrym doradcą jego ojca.

— Nie wiem, prawdopodobnie gdzieś pomiędzy — odpowiedział.

— Masz rację. Jesteśmy takimi samymi dziećmi nieba i ziemi jak ptaki, węże, owce i psy. Jak nazywają się dzieci tych samych rodziców?

— Bracia.

— Więc traktuj wszystkie żyjące istoty jak braci. I pamiętaj: one będą cię chronić i ostrzegać, jeśli zło nie zapuści korzeni w twoim sercu.

— Jak może mnie chronić wąż lub orzeł? One są słabsze! — zawołał Baal.

— Twoi bracia widzą więcej niż ty. Na przykład, jaki jest twój cel?

— Nie wiem. Zastanawiałem się nad tym, ale nie miałem śmiałości zapytać cię o to.

— A orzeł wie. Kiedy człowiek się rodzi, z nim na świat przychodzi orzeł — jego przewodnik. Dlatego, gdy czujesz, że jesteś na rozdrożu, patrz w niebo. Jeśli zobaczysz orła, to znaczy, że wszystko będzie w porządku. W razie potrzeby wskaże wyjście. Podnieś głowę.

Chłopak zobaczył orła. Niebiański przewodnik leciał spiralnie w dół do urwiska, a następnie, odpychając skrzydłami powietrze, unosił się w górę. Po tym spojrzał w dół i odfrunął na południe w stronę morza.

— Co to znaczy?

— On cię woła — odpowiedział szaman z uśmiechem. — Nurkuj.

Skała groźnie wznosiła się na dziesiątki metrów nad morzem. Ze strachu Baal dostał zawrotów głowy.

— Boisz się?

— Tak — powiedział cicho chłopak, patrząc na fale uderzające o przybrzeżne kamienie.

— Rozbiegnij się, odepchnij się od powierzchni i skocz! Los nie czeka i nie żałuje wyrachowanych tchórzy. Dążyć do swojego celu znaczy pokonać lenistwo, ignorancję i najwieksze lęki. Wyobraź sobie, że twój orzeł niesie cię i skacz!

Baal rozpędził się i wzleciał. W stronę fal swojego życia i wiatru zmian.

Mężczyzna nigdy nie zapomniał o tej rozmowie. I teraz znowu rozmyślał nad sensem swojego życia. Zastanawiał się nad bitwami i konfliktami między klanami; rutyną, która pochłaniała cały jego czas, odrywając go od ulubionych książek. Mgliste przeczucie dręczyło jego duszę. W końcu książę postanowił wcześniej wrócić do fortu, nie czekając na swoich żołnierzy.

W jego stronę wybiegła młoda kobieta. Jej rude loki rozwijały się na wietrze, zlewając się z chmurami, podświetlonymi zachodzącym słońcem. Koń zwolnił, rozpoznawszy ją, i zaczął pocierać pyskiem o ramię.

— Co się stało? — zapytała.

— Najpierw muszę zobaczyć się z ojcem — odparł, zeskakując na ziemię.

— Moje korale rozsypały się — szepnęła niespokojnie kobieta, chwytając go za rękaw — to przynosi pecha.

Baal odsunął się i w milczeniu wszedł do środka.

Przy oknie na tkanym dywanie siedział starzec, owinięty szarym wełnianym szalem. Patrzył w dal ślepymi, nieruchomymi oczami. Drzwi zaskrzypiały, ale żaden mięsień nie drgnął mu na twarzy.

— Widziałeś Aygo? — zapytał spokojnie.

— Tak, ojcze. Karmi Hora.

— Wiesz, że jej korale się rozsypały? To zły omen. Nasza rodzina jest skazana na zagładę.

— Zabiłem posłańca — stanowczo oznajmił Baal i ukląkł przed ojcem. Poczuwszy dotyk dłoni władcy na swojej głowie, on kontynuował: — Oni zaproponowali zawieszenie broni.

— W zamian za złotą kołyskę?

— Nie mogłem się powstrzymać. Za każdym razem próbują nas przechytrzyć.

— Nadszedł czas — powiedział starzec i wstał. Jęcząc z bólu, on wyprostował się i powoli, trzymając się ścian, podszedł do okna. Za oknem rozciągały się stepy krymskie, pokryte krzewami i kamieniami. Między jeżynami plątały się kozy i swoim dźwięcznym beczeniem wypełniały całą równinę. On spojrzał na swoje ziemie z miłością, niby się żegnał. Aż nagle jego twarz się rozpromieniła. Stary książę uśmiechnął się i zdjął z palca niepozorny pierścień.

— Idź natychmiast do świętego kamienia. Weź ze sobą ciasto i ayran. Odprawisz rytuał i rozpalisz ognisko o północy. Nie zapomnij nakarmić go. Czekaj — włożył pierścionek w dłoń syna. — Załóż go, rozpoznają cię po nim. Zabierz kołyskę i zwróć właścicielom. Ona nie może tu zostać.

— Ojcze! — krzyknął Baal. — Nie mogę cię zostawić!

— Twoje wojsko będzie z nami. Weź ze sobą trzech służących, żeby pomogli ci wszystko donieść. I zabij ich przed ceremonią. Nie potrzeba żadnych świadków. Idź. I zawolaj Aygo.

Mężczyzna posłusznie wyszedł z pokoju i skierował się do stajni. Konie, przywiązane do poręczy, łapczywie zjadały siano.

— Aygo — zawołał swoją siostrę — ojciec chce cię widzieć. — Dziewczyna odrzuciła szczotkę, którą czesała grzywę konia, i pobiegła do budynku. Spotkawszy się z bratem, ona syknęła mu: — Beze mnie ani rusz! — i chwyciła go za metalowy pas, do którego był przymocowany miecz. — Zabiję cię, jeśli nas zostawisz!

On się zaśmiał.

Niecałe pół godziny później niewielka grupa poszła wzdłuż biegu rzeki do miejsca rytuału. Zmierzch zagęścił się i zniekształcił sylwetki drzew. Igliwie trzeszczało pod stopami, kłując stopy przez skórzane sandały. Tu i tam migotały niskie cienie. Baal znał charakter pisma leśnego ludu i uśmiechał się. Wyjąwszy ciasto, zaczął je łamać, a pokruszone kawałki rzucał na ziemię.

Słońce zniknęło za wierzchołkami drzew. Na płaskowyżu było widać księżyc w pełni, który się unosił nad spokojnym morzem. Mistyczne oko księżyca obserwowało procesję. Wędrowcy podeszli do wysokiej steli z dziwnym napisem. Opuściwszy ogromny tobół na ziemię, trzech z nich, bez głowy, upadło na ziemię. Ich pan zrobił kilka kółek wokół słupa i, skacząc wokół kamienia zaczął wydawać dudniące dźwięki rytualnej pieśni. Następnie strumieniem ayranu nakreślił obszerne koło i rozsypał na wszystkie strony świata kawałki pachnących ciast.

Cień steli, jak wskazówka zegara, przesuwała się po białej tarczy. Rozlegały się odgłosy figlujących nietoperzy oraz żałosne pohukiwania puchaczy. Zobaczywszy na niebie określony układ gwiazd, mężczyzna ukląkł i rozpalił ognisko. Wraz z chrustem wrzucił do niego kromkę chleba i sera, usiadł plecami do kamiennej igły i czekał. Stado świetlików uniosło się jak chmura nad trawą i zaczęło rysować dziwne znaki. Było ich coraz więcej. One ustawiały się w szeregu i rozsypywały w różnych kierunkach jak koraliki rozleniwionej szwaczki. Ich taniec miał sens. One rysowały litery zapomnianego języka, które łączyły się w słowa, a słowa — w zaklęcia. Rozległ się szelest, a potem syk. Zaczęły się spełzać węże. Zbliżywszy się do skraju kręgu, one zamarły i podniosły głowy. Mężczyzna spokojnie obserwował, co się dzieje. Dorastał w tym świecie. Od dzieciństwa znał wszystkie sekrety tych gór i stepów. Baal żył w zgodzie z leśnymi mieszkańcami i żywiołami. Niepokój wzbudzali tylko ci, którzy osiedlili się nad morzem. Przybysze. Zatruli tu wszystkim życie.

Cienie zaczęły się zbliżać do kręgu.

— Nie bójcie się, to ja — Baal. Możecie się pojawić!

Cienie zaczęły nabierać kształtu. W nich można było rozpoznać półmetrowe postacie. To były fridy. One z wielką przyjemnością zlizywały z ziemi ayran. Niektóre z nich smakowały ciasto, trzymając je w swoich guzowatych palcach. W blasku księżyca ich plamista aksamitna skóra połyskiwała turkusem.

Nagle rozległ się trzask ognia, który błysnął magicznym czerwonopomarańczowym światłem. To światło zwiększyło się do wysokości ludzkiego wzrostu i wyrzucało z siebie iskry. Mężczyzna odskoczył na bok. Zielone stworzenia z rykiem rozpierzchły się w różne strony. Ogień przybrał postać człowieka i donośnie zapytał:

— Kim jesteś?

— Baal, syn stróża kołyski — powiedział mężczyzna, wyciągając rękę ze srebrnym pierścieniem do ognia.

— Dlaczego przyniosłeś skarb do kamienia? Należy go chronić przed ludzką chciwością.

— Wiem, ale nie możemy go dłużej zatrzymać przy sobie. Nasi wrogowie polują na niego. Przeciwnik ma znaczną przewagę nad nami. Jutro przyjdą do mojego domu. Musisz nam pomóc.

— Głupi smarkacz! Czy wiesz, z kim rozmawiasz?!

— Przecież zawsze wspierałeś moich przodków — nieśmiało powiedział książę.

Jego ego zostało zranione. Jednak strach o rodzinę i odpowiedzialność za poddanych zmusiły go do upokorzenia się. On naprawdę nie rozumiał, z kim ma do czynienia.

Ognista postać oddzieliła się od ognia i zbliżyła do Baala. Poczuł ciepło. O dziwo, on nie był tak gorący jak prawdziwy ogień, który gryzie w skórę. Płomień tego stworzenia wysłał potężną, gęstą falę energii, ale nie sparzył. Wziął metalową bransoletkę księcia, która w okamgnieniu stopiła się w jego ognistych palcach i teraz skapywała z jego dłoni.

— Jestem królem plemienia ognia Garamayus. Ludzie nazywają nas dżinami.

— Co za różnica?

— Jesteście tak głupi, że nigdy nie próbujecie skontaktować się, aby poznać prawdziwe imię, aby zrozumieć sens. Wszystko nazywacie, zgodnie ze swoim postrzeganiem. Jesteście tym, co widzicie, słyszycie, czujecie. Właśnie to izoluje was od komunikacji ze światem. Słowo „dżin” jest jak trzask, który człowiek słyszy w chwili, gdy wychodzimy z ukrycia.

— Ale wyszedłeś z ognia!

— Widzialny ogień to okno lub drzwi do naszego świata. Zadzwoniłeś — przyszedłem. I wydaje mi się, że w porę. Czego chcesz?

— Oddać kołyskę i obronić swoich ludzi.

— Nie jestem pewien, czy mogę ci zaufać. Ale rozpoznałem pierścień twojego dziadka Tulusa. Był niezwykłym człowiekiem — dżin wyciągnął usta i, wydychając powietrze, wypuścił żywą chmurkę dymu ze swego przezroczystego ciała. Dym podniósł kosztowny tobół i zastygł metr nad ziemią.

— Ciekawa rzecz — pomyślał Baal i uśmiechnął się kpiąco. Jego serce było pełne nadziei. Ciało rozluźniło się po długich dniach wojny i napięcia. Ogarniała go senność.

— Nie śpij! — krzyknął dżin gromkim głosem i dał mu w łeb, jakby wbił w głowę ognistą kulę energii. To przywróciło księciu świadomość. — Chodźmy.

Oni zaczęli schodzić z klifu w stronę podnóża góry.

Król Garamayus szedł bardzo cicho. Trawa nawet nie uginała się pod jego ciężarem. Wydawało się, że on przechodzi przez nią. Z miłością głaskał gałęzie krzaków i, rozsuwając je, torował drogę Baalowi. Pomiędzy nim a naturą istniał jakiś niewidzialny związek, u podstaw którego niewątpliwie była miłość. Książę ledwo nadążał za nim. Na każdy krok dżina przypadały trzy kroki mężczyzny. Tobół, kołysząc się na pływającej chmurze dymu, wydawał dziwne dźwięki. Jakby śpiewał w nim wiatr.

— Opowiedz mi o kołysce. Co ma takiego wyjątkowego i dlaczego ludzie nie powinni jej używać?

— Czy wiesz, że dżiny pojawiły się przed ludźmi? — zapytał ognisty król i, nie czekając na odpowiedź, rozpoczął historię.

Anioły i dżiny

Proces stworzenia różnych istot i umieszczenie ich w obrębie 16 warstw — tzw. lok — był długi i odbywał się stopniowo. To trwało setki tysięcy ziemskich lat. Położenie różnych elementów nieustannie się zmieniało. Jedna główna loka tworzy się przez około pół miliona lat. Pomocnicza podloka — w ciągu 9000 obrotów Słońca. Świat składa się z czterech głównych lok, odpowiadających następującym elementom: gazowi (powietrzu, metalowi) — wodzie — ogniowi — eterowi (światłu, kryształowi). W tej loce, na tej planecie, nasiona życia zostały zasiane w różnych miejscach. Najdogodniejsze warunki były w strefie równikowej starożytnego kontynentu. Wbrew naprężeniom tektonicznym, które mogły spowodować katastrofy, tutejszy klimat najlepiej sprzyjał dojrzewaniu i rozwojowi. Materiałem były pierwiastki, które istnieją poza materią — podstawowe elementy. Kiedy wyższa energia adi śakti została podzielona na ogień i światło, powstały dwa rodzaje istot — anioły i dżiny. Jedne są wypełnione światłem, drugie — ogniem. One, będąc dwoma przejawami tej samej energii, tworzą całość, nie mogą istnieć bez siebie i służą tej samej bogini — adi śakti — energii Stwórcy.

Anioły cieszyły się swoją lekkością i blaskiem. One posiadały dar współczucia i umiejętność latania. Dżiny odziedziczyły burzliwy temperament i życzliwość, a także zostały obdarzone zdolnością do zmiany natury przedmiotów i poruszania się między lokami. One stworzyły wszystkie korytarze i drzwi, rzemiosła i kulinaria.

Jedyne, co przeszkadzało im cieszyć się życiem, to ich ciała. Najmniejsza nieostrożność doprowadzała do pożaru. Trzeba było ciągle utrzymywać skupienie, dżiny nie mogły rozproszyć się ani na chwilę. Gniew, uraza, pasja za każdym razem powodowały katastrofę naturalną i niszczyły wszystkie formy życia. Ciekawa rzecz. Podczas gdy anioły zostały całkowicie pozbawione zdolności do odczuwania czegokolwiek, dżiny mogły okazywać rozmaite przejawy emocji pięciu podstawowych elementów w sposób dużo wyraźniejszy niż ludzie.

One nalegały na Stwórcę, aby ten dał ich ciałom powłokę, która pomogłaby izolować niszczycielski ogień, i pozwolił im pozbyć się emocji. „Wasza prośba zostanie rozpatrzona” — obiecali półbogowie, ale ten proces trwał w nieskońćzoność. Aż pewnego dnia dotarła do nich pogłoska, że na świat przyszły nowe istoty, niegroźne dla natury, mniej wrażliwe niż dżiny, twarde i wielofunkcyjne. One mogły istnieć jednocześnie w dwóch lokach i miały 7 ciał świetlnych i jedno zwarte, stworzone z 5 pierwotnych elementów. Każde z 7 ciał świetlnych miało swoją własną rozumną substancję — duszę po. A zwarte ciało — świetlną rozumną substancję shen z wbudowaną cząstką Stwórcy. Źródłem ich powstania była energia, uzyskana z oddzielenia światła aniołów i ognia dżinów. Odtąd te dwa światy są wrogami.

Towarzysze dotarli do wzgórza tuż pod górą z dwoma spiczastymi szczytami.

— Tutaj była walka. A na owych górach zostały jej ślady.

— Trudno wyobrazić sobie tę walkę.

— Najbardziej krwawe wojny zawsze staczają ci, którzy niegdyś byli jedną rodziną.

Kiedy praca nad ludzkim ciałem dobiegła końca, zebrano wszystko, co zostało stworzone wcześniej. Ogłoszono, że ta loka jest przeznaczona dla człowieka, a wszyscy poprzednicy zostaną przeniesieni do innych, skonstruowanych właśnie dla nich warstw.

To był początek wielkiej wojny, znanej później jak wojna tytanów. Opuszczenie świata, który był twoim domem i nosił ślady twoich działań, jest bolesnym przeżyciem. Wiele stworzeń stawiało opór. Na tej ziemi — Taurydzie, jak i na wszystkich innych częściach starożytnego kontynentu, kiedyś mieszkały dżiny. Mają one taki sam porządek społeczny jak ludzie. Mieszkają z rodzinami, lubią się uczyć i dobrze zjeść. W tamtych zamierzchłych czasach pod swoim słońcem one uprawiały ziemię i dbały o przyrodę, sadziły ulubione róże i delektowały się ich zapachem.

— Co znaczy „pod swoim słońcem”?

— „Swoje słońce” one musiały oddać ludziom — wyjaśnił ognisty towarzysz.

— Czy tu mieszkały też inne stworzenia?

— Tak, ale mniej licznie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.7
drukowana A5
za 82.23