Wstęp
„Gnioty dwa” to kontynuacja tomiku „Gnioty”, który wydałem we wrześniu 2017 roku czyli niedawno. Ci, którzy czytali pierwszą część zbiorów moich wierszy wiedzą, że ich chronologia zaczyna się od najnowszego. I idąc tym kierunkiem publikacji, również tutaj wracam się w czasie. Jednak w odróżnieniu od poprzedniej serii, w tym zestawie mojej twórczości znajdziecie więcej tytułów. Zatem, nic innego jak czytać całymi godzinami…
Wiersze 2010 rok
Zaczynam od roku 2010 — to ten okres kiedy to rzuciłem nałogowe picie. Nastąpiło to w maju. Zatem łatwo się domyślić, że przedstawię Państwu twórczość, wiersze z okresu kiedy byłem pod wpływem. Tylko kilka początkowych było napisanych po trzeźwemu. Myślę jednak, ze to doda uroku i będzie ciekawie porównać twórczość „świadomą” z „nieświadomą”.
Tak to właśnie jest
no i właśnie tak to jest
smutne chwile smutny gest
żaden z moich snów
nie powstaje tu
ciągle tylko drażliwy szmer
pustych obietnic każdy wers
okłamany i odarty
w beznadziei zdarty
uczuć brak już tak
nie jest dla mnie żaden dobry znak
pozostawić tylko to
aby uciec tam gdzieś w mrok
mrok już lepszy niż
tysiące krnąbrnych słów
znów kolejny wieczór tu
nie przeciwstawiam się temu złu
spojrzę tylko gdzieś
tam daleko w kres
może iskra może żar
i rozpali się ten świat
Dzięki Tobie
Tańczyć chcę
Znów uśmiechać się
Być tam gdzie Ty
Wstawać i kochać
Skakać chcę
Cieszyć się
Nigdy nie być złym
Kochać Cię
Mówię Ci
Dałaś mi
Radości smak
Uśmiechu znak
Dziękuję Ci
Za te chwile
Za te dni
Za piękne sny
To właśnie to
Tak chcę takim być
Przy Tobie
Zawsze i czas cały
Nie chcę by skończyło się
Nie chcę znów się rozstawać
Chcę co dzień być
Radości, śmiechu mój
Sprawiłaś, że
Jestem tu
Szalony
Że skaczę
Bądź tak blisko
Bądź zawsze
Bądź mi i tylko mi
Spełnię Twoje sny Serce
Kara
Serce bije jak bęben
W oddali słychać stukot stali
Ktoś jakby przygrywa tamburynem
Nagle świst potężny
Za chwilę cisza
Spokój, głuche odbicie echa
Rozlega się krzyk!
Dziecka
Za nim biegną!
Tysiące koni wyłania się z pagórka
Wszyscy wstają i chwytają broń
O Boże rozjechali!
Wrzask matek!
Mężczyźni szturmem na przeciw
Wychodzą choć wiadomo zginą
Krew dookoła, konie gniotą ciała
Krew jakby deszcz
Słońce staje się czerwone!
Pot jest czerwony
Coraz mniej tych wrzasków
Skomlenia tylko słychać już
Nie ma, zniknęły światła życia
Zabrał nasz Bóg swoje dzieci
Do siebie, ukoił ból
Łzy otarł a matkom uśmiech wrócił
Dał nam Bóg życie wieczne
Otulił, przygarnął
Nas biednych wynagrodził
Obdarował nasz Bóg sercem
Wszystkich umiłował
Jesteśmy wolni
A tam na dole nadal ta krew
Ten żal, smutek
Dziecka płacz
Smutna nuta i wzdychanie
Daremne te wołanie!
Boże pomóż!
Nie zabieraj mnie jeszcze!
Daj chociaż trochę tutaj tego szczęścia
Pozwól żyć
Boże oddaj serce
Wybacz nam
Nie zabieraj tych posiłków
Tych chwil z uśmiechem
Powróć kwiaty
Powróć te słońce
Melodii gra smutną balladę
Na flecie nuta płynie
Szelest liści jesiennych rytm daje
A wokół spuszczone głowy
Wśród dymiących traw
Żar od spalonych drzew
Zgryźliwa woń zwęglonych ciał
I czerwona rzeka
Pośrodku kobieta
Płacząca… Wolny
za pusto
tak nagle
za cicho
zbyt ciemno
żarzy się jakiś mały płomień
dogasa te ognisko
wiatr brzmi jak skrzypce
smętnie, ponuro
szelest liści nagle przyspieszył
w rytm bałkańskiej ballady
podniosłem głowę
oczy się otwarły
świat zaczął wirować
rytm skazę zmazał
westchnąłem i patrzę
zniknęło nagle
pojawił się szum
jakby morski wiolonczeli
z dodatkiem chóru
łez, braku, tęsknoty
podniósł się doniośle
ptaki się zerwały
grupami jakby uciekając
przed czymś złym
dreszcz owinął moje ciało
oddech przyspieszył
To wojna!
To krew!
schowałem głowę między kolana
zamknąłem oczy
zacząłem płakać
zacząłem przepraszać
Wróć słońce!
podniosłem głowę i zawołałem
i na kolanach
spuściłem głowę
W ciszy się rozstałem
Z jutrzejszym dniem
Z kolejnym posiłkiem
Z marzeniami
Dołączyłem do ptaków
Strach minął
Wreszcie wolny!!
Krzyknąłem
Skrzydła i oddech…
Taka chwila nasza
nie ważne co będzie dalej
nie ważne gdzie nas wyrzucą
jesteśmy tu razem
pijemy za nasze zdrowie
a potem w łóżku słodkie winogrona
ach, teraz bądźmy tutaj razem spleceni
bo może jutro wszystko się zmieni
a teraz niech to nie ważne jest
za ręce chwyceni
w siebie jak w obrazy wpatrzeni
w blasku księżycowej nocy
śmiejmy się i bądźmy
tak sytym chcę być
tak właśnie sytym Tobą
smakować Twój zapach
i głaskać miłości aurę
Tak żeby noc się nie skończyła
niech będzie naszym ogrodem miłości
bo jutro może już nie być
Stracone, nie do powrócenia chwile i dni, nie do zniesienia
Taki smutny ten świat
Taki wredny dla mnie ten świat
I każdy kolejny nowy dzień
Budzić już się nie chce
Tak rankiem wciąż to samo
Ten mój moralny kac
I chociaż nie powinienem mieć
To on jednak wciąż jest
Są chwile, są takie momenty
Że patrzę z boku
Na przestrzeń wokół
Bez uczuć bez lęku
Bo wiem że to nic
To wciąż kłębi się
I nabiera warstw
Niewidzialna toksyczna skorupa
I choćbym błagał
Przedstawiał swój gniew
Zapierał się
I walczył jak lew
To już po grób
Żadne te drzwi
Nie otworzą już się
To kiedyś było jak sen
Pozostaje więc czekanie
Bo wiem mur już za gruby
Na koniec łez
TIK TAK
Tik, Tik
Zegar bije
Nadchodzi godzina
Tik, Tik
Jutro już będę wiedział
Czy się kończy czy zaczyna
Tik, Tik
Serce bije
Ręce się trzęsą
Dzwoniłem przecież
I nic — nie zastałem
Choćby na trochę
Uspokoić te nerwy
Może w ostatniej chwili
Dobre wieści
Lecz nie!
Tylko oczekiwanie
Tik, Tik
Spać nie mogę
W myślach zły kłębek
Tik, Tik
Załzawiony
Nie wytrzymam więcej
Tik, Tik
Niech się wreszcie stanie
Upadek i rozstanie
Tyle lat minęło
Aż nadchodzi ten dzień
Tyle łez wylanych
Naiwnych nadziei
Już jutro po krzyku
Nadchodzi kres
Odebrano mi na zawsze!
Nie zobaczę jej!
Ach gdyby cud
Chociaż raz mi się zdarzył
Ten jeden jedyny
Żeby móc poczuć te chwile
Lecz nie!!
Ach gdybym mógł
To bym zastrzelił!
Sam nie wiem co mówię
Jak można!?
Jakie serce tak nieczułe?
Jak być takim z kamienia?!
Nie wiem..
Tak pytania zadawać tylko mogę
Dlaczego? Jak? Czemu?
Lecz nic czasu nie zmieni
Nie dla mnie!!
Precz z uczciwością! — już nie wierzę!
Precz z miłością — Nie istnieje!
Tylko czerń — Tak, to realne!
Tylko zło — tak, to właśnie codzienne!
Ja tylko chciałem być przez chwilę z Tobą Nicole…
Córko moja…
Uciekły gdzieś uśmiechy
Zły dla mnie jest ten świat
gorzkich łez tylko mgła
Żadnych zdrowych dni
Uciekły gdzieś do cudzych chwil
Codziennie rano sen przerwany
Budzę się obdarty niewyspany
Jakiś magnes przyciąga
Odciągając dobre chwile
Nie mogę dłużej żyć
Nie mogę więcej śnić
Zawaliły się te mosty
Otulony tylko w złych
Zapamiętałem jak było
Tych kilka naszych chwil
Złudnych nadziei mych
I trosk
Zostały tylko sny
Samotność i wiatr
Uczuć i chwil
Mówię nie… to nie to
Moja dola niedola
W dwóch ruchach wstałem nagle
ze snu zbudzony koszmarnego
Pustynia mi się śniła
czułem jak usychałem…
Serce mnie boli coraz mocniej
Serce nie bije już dla nikogo
W samotności robię wszystko co zechcę
Uśmiecham się i płaczę
Słucham muzyki raz koszmarnej raz pięknej
Piszę raz bez sensu a czasem z sensem
Ucieka tak mi ten czas w udręce
Nie widzę słońca i widzieć nie chcę
Tasuję swoje karty co dzień
Raz rzucam o ścianę by wszystko w diabli poszło
A czasem układam domek z kart
Być może wróci uśmiech
Czcze jednak nadzieje
Naiwne te oczekiwania
Tak zeschły mam być już wiem
Nic nie poradzę
Posilę się tą suchą paszą
Bez smaku
Bez barw
Nawet bez świecy
Chyba, że tylko znicz
A tam już spokój…
Kolejny dzień świąt niby
Tak siedzę teraz przy nocnej lampie
Cały dzień przespałem w boleściach
Teraz czysty nie jak rok temu pijany
Lecz nadal samotny i nie chciany
Po co ta przemiana moja wewnętrzna
Po co te dobre w nadziei myśli układane
Jak i tak sam jestem jak palec
Nic się nie zmieniło nadal szaro
Tylko woni ohydnej z ust nie ma
Tylko jakieś inne spojrzenie otwarte
Lecz ból potężniejszy bo na trzeźwo
Sam u progu wejścia do pokoju
Spoglądam na żarzące się świeczki choinkowe
Kolorowe drzewko a pod nim tylko kartka z życzeniami
Nie spełnionymi, upragnionymi
W tęsknocie patrzę aż zgaśnie
Na oknie mróz pięknie przyozdobił szyby
Słychać wieczorne śmiechy bawiących się dzieci
Lepią bałwana i rzucają śnieżkami
Radośnie beztrosko biegające
Ja patrzę ze łzami
Może tam gdzieś moja córka także
Bawi się skacze i uśmiecha
Wspominam i płaczę
Kolejny rok kolejne święta
Sam
Któż o mnie pamięta…
Tylko te słowa
Nie wiem sam czego szukam
Nie wiem czy jestem tutaj
Nie znam chwil
Nie słyszę
Nie wiem czy widzę
Nie wiem czy chcę
Czy czuję jeszcze
Czy stałem się już złem
Nikt nie odpowie
Nikt mi nie powie
Czy tak czy nie
I kiedy skończy się
„ale wierzę, że będzie dane Ci jeszcze kochać z wzajemnością”
powiedzieli…
Przemijają te wszystkie chwile i dni
Budzę się co dzień
W słońcu blask
I śpiewające ptaki
Czasem deszcz
Wiatr i szeleszczące liście
Zimą śnieg
Złota jesień
I gorący oddech letni
Całe lata
Tak budzę się
I kawy łyk
Czasem bez śniadania
Siadam przed komputer
I maluję swój świat
Bo taki tylko wirtualny
Tam mam wszystko
Siadam w chwili odpoczynku
By oczy obudzić na nowo
W sercu błyski
Żal utraty
Uczucie mijania
I ciągłe myśli…
Gdy patrzę na mamę
Serce mnie ściska — jest coraz starsza
I tak co dzień biedna wstaje zaspana
Rzadziej się uśmiecha
Widać jak przemija
Już jutro może jej nie być
Łzy wtedy rzewne
Nie mogę myśleć serce ściska
Tak ucieka czas samotnie
Łzy lecą gdy myślę
Jak dorasta córka
Nie widzę nie czuję gdy jest samotna
I potrzebuje mnie
Trzeba to czuć by coś powiedzieć
Nawet nie umiem opisać żalu
Wciąż w jednym pustym miejscu bezradny
Coraz starszy z bólem w sercu
Żal nad urokami i uśmiechem świata
Nie dotyczy to jakby
Mojego małego ogrodu
Co chwilę chciałbym komuś się wyżalić
Przytulić i wypłakać
Lecz nie sam tylko z goryczą ściskam ból
Coraz starszy i niezdolny do wędrówek
Zdrowie już upada
I bez nadziei na nową miłość
Bo kto by chciał inwalidę?
Płaczę tak codziennie
I czuję jak to wszystko mija
Już nie ma kwiatów ani radości
Pustka i tęsknota…
Kasztany po raz kolejny
Trzydziesty pierwszy raz powitałem kasztany
Trzydziesty pierwszy raz widzę złoto
I trzydziesty pierwszy raz czekam na biel
Tak po kolei
rok w rok to samo
sumuje jesienną aurą
wszystko co wcześniej
Mogę trzydziesty pierwszy raz powiedzieć
„jestem”
ale jakie to ma znaczenie?
Gdy byłem dzieckiem każdy kasztanowy rok był inny
raz cieszył mnie spadający liść
innym razem picie po kryjomu piwa w krzakach
gdy deszcz padał
A teraz patrzę jak ucieka czas
nie cieszy te złoto jak kiedyś
serce dudni z samotności
i tak co roku od kilku lat
Przychodzą wiosną amory
i zawsze odchodzą późnym latem
zbyt krótki czas
by pozostały na zawsze
Męczy to coroczne zakochanie
co roku inna
i co roku inny ból
lecz podobny
Męczy to wciąż czekanie
szukanie tej z którą
kolejne roczne kasztany razem
będę zbierał
Co rok w dłoni jeden owoc brązowy
twardy jakby te serce ukochanej
roztrzaskać nawet trudno
nie myśleć o zmiękczeniu
Tak pusto w sercu i szaro
jak upływanie zieleni
Czasem zastanawiam się jak na równiku
gdzie kasztanów nie ma
układały się życie i dni
Może ta miłość by przetrwała albo zmęczyła bez reszty
Tęskni mi się
Wsłuchując się w oddal muzyki
W dźwięku szarpanych strun
W tych nutach romantyzmu
Układam w myślach obraz Twój
Daleko teraz jesteś
Nie czuję dotyku
Nie słyszę śmiechu
Nie widzę Cię
Jem sam obiad
Ustawiam talerz dla Ciebie
Popijam czerwonym winem
I zapalam świece
Tak pusto i jednocześnie bogato
W tym moim sercu
Tak wiele Ciebie i tak mało
Łzy i uśmiech gdy myślę
Wychodzę co dzień na spacer
Po okolicznym parku
I słucham śpiewu wiatru
Śpiewu ptaków
Wytrwale duszę w sobie
Tą gorycz tęsknoty
Serce bije mocniej
Gdy widzę uśmiechnięte pary
Tak czekam bardzo
Aż wrócisz
Kiedy to znowu razem
Wyśmiewamy świat
Kiedy wylejemy specjalnie
W restauracji szklankę wody na kelnera
Kiedy będziemy się śmiać z ludzi
Siedząc przytuleni na ławce
Kiedy znów pocałunki słodkie
Będziemy hurtem słać sobie
Kiedy znów Kocham Cię powiesz
Zachwiany system równowagi powrotu
Drogocenny spokój, pewność
Zakłócone, zagrożone
Kolorowe baśnie, bajki jakby
Do szuflady
Nie tak pięknie kochany
Nie jesteś z powrotem
Jeszcze daleka droga
Zbyt naiwny do swoich koniczyn
Do swoich sił
Pomyślałem zbyt pewnie
Lecz nie kochany
To jeszcze droga daleka
Nastrój dobry na potem
Teraz się nie ciesz
Stary, młody człowieku
Dostałeś tą dawkę prawdy
Byś nie myślał za wcześnie
Że po wszystkim, po karze
Jeszcze będziesz łez wiele wylewał
Nie ma tak łatwo nic nie jest piękne
Na razie kulej
Czy podołasz jeszcze?
Czy się poddasz wreszcie?
Tak diabeł szyderczo mówi
Naśmiewa się ze mnie
Tworzy te złudzenia radości
Bym poczuł że wreszcie
Lecz nie! Za chwilę znów szpony
Uciskany jestem
Daje mi serce i zaraz odbiera
Namawia bliską mówiąc
To nie ten, on zły
Och drogi mój
Nie dla Ciebie szczęście
Jedz ten stwardniały czarny chleb rankami
Popijaj brudną wodą
Ja będę się śmiał
Miłość nie dana Ci jeszcze
I tak donośny śmiech diabelski
W nocy i w dzień
Nie ma anioła
A może jest tylko nie chce
Tak albo nie
Poddam się?
Miłość
Kto mi wytłumaczy kto powie dokładnie?
Co to jest miłość?
Dlaczego tak trafia człowieka nagle?
Przecież to ból a nie radość
To pozory i nieprawda
Nie istnieje
To tylko wyobraźnia
Przez którą sami zadajemy sobie bolesne rany
Bo co z tego że nagle tak pięknie patrzysz na świat
Co z tego że kolorów szarych nagle brak?
Że niby wszyscy wydają się tacy przyjaźni
A nawet nieprzyjemny zapach nagle piękną wonią
To bzdura i płonne wrażenie
Które prowadzi do większego smutku
Miłość nie istnieje
To jest miecz wbity w serce zardzewiały
To złudny oddech i uśmiech
A tak naprawdę wysypana sól na rany
Które nie bolą przez chwile
Lecz potem siły odbierają
Ach bzdurne romantyczne opowieści
O księciu i księżniczce
O miłości bezgranicznej
Pierdoły wyssane z palca dla dzieci
Miłość nie istnieje!!
To koszmar dla naiwnych
To jakby piasek zamiast chleba dla głodnych
Chcesz „kochać” a nie możesz
Lecz co to kochać?
To słowo tylko oznaczające „ginąć”
Lecz myślisz naiwniaku inaczej
Ach słów brakuje do tego fałszywego zjawiska
Gdzie nie tylko słowa ale tzw. pocałunki
Które niby dowodem miłości
A tak naprawdę trucizną
Nie ma wianków i pierścionków
To tylko wymysł głupiej wyobraźni
Nie ma wspólnego łoża to tylko pokusa
Po co te „dzień dobry kochanie”
To jest jak „a cześć i tak będzie gorzej”
I te niby łzy radości niby
A czasem żalu bo się straciło
Po co ten masochizm
Bo tak właśnie chyba można nazwać miłość
Lepiej zająć się chowaniem zmarłych
Niż umierać za życia niby kochając…
Mglisty
Pusty wiersz w pustym dniu
Nawet wyrazy się nie układają
Cóż że słońce świeci
Po co te uroki i delikatny wiatr
Butelka pusta nabijam się w nią
Może ktoś zakorkuje wyrzuci do morza
I tam poprzez fale poniesiona
W innym świecie na nowej plaży wyląduje
Znajdzie butelkę panna urocza
I otworzy wydobędzie odgłosy
Wysłucha wiadomości życzeń sto
I chociaż jedno spełni
A może znajdzie pijak
I odda butelkę na skup
Albo wyrzuci do śmieci
I tak znajdę się w odpadach
Bo cóż te życie gdy każda chwila szara
Po co kwiaty jak kolorów brak
Woda jakby słona nie do picia
Tylko wielki żal
Tak popatrzeć tylko można
W tv jak bujnie rośnie świat
Poprzez ekran szklisty
Zakuty w czworokącie samotności
Jedno z tych najgorszych uczuć
Oddalasz się
Oddala się ten mój sen
W zapomnienie dni uchodzą
Coraz bardziej szary każdy następny dzień
Już tak jasno nie widać
Tych wszystkich marzeń
Coraz dalej w otchłań
Ucieka serca krzyk
Już herbata tak nie smakuje
I nawet muzyka zwolniła
Nie ma tych skocznych dźwięków
A w obrazach myśli złe
Brak pobudki z uśmiechem
Oczekiwania zanikają
Ból się pojawia
Przeszywa zły wiatr ciało
Drżące powieki
Przed każdą nocą
Ze strachu o jutro
Nie ma porannej orzeźwiającej kawy
Tak z godziny na godzinę ustaje rytm
Przeszkadza nawet radosny śmiech zza okna
Przeszkadza kupione nowe ubranie
I ulubione lody
Nie ma tych słów które dają tyle radości
Coraz większy cień
Idę po pieprz
StukPuk
Wejście w namiętne progi
Staję u stóp Twych wrót
Pukam tam co dzień
Rano i wieczorem
Stuk puk
Kto tam?
Słyszę
I tak odpowiadam:
Ta ja serce wpuść mnie wreszcie
I słyszę:
A idź teraz nie chcę
I cóż to samo znów
Odchodzę zamknięte
Stuk puk kolejnego dnia
Kolejny raz kto tam?
Lecz wpuścić nie chce
O wiem przyniosę kwiaty
I stuk puk
Uff otwiera się
Radość jest
Dzień Dobry
Czy mogę już?
Tak proszę kwiaty w wazon włóż
dzień w który zawsze chcę być
Dzisiaj inny dzień
Fortepian brzmi
I w rytm wystukuję
Litery, wyrazy
Dzisiaj inny dzień
Inaczej słychać dźwięki
Inna muzyka gra w oddali
Inaczej oddycham
Westchnień cudowny czar
Powiedziałem sobie
Że w rytm bajkowej aury
Dziś odpłynę w obłokach
Wyznałem miłość
Co serce chciało
Wreszcie ulotniłem
Już taki lekki jestem
Gdybym tylko miał skrzydła
Skrzypiec przeszywający dźwięk
W tej orkiestrze grającej w sercu
Łez kilka wraz z uśmiechem
Delikatny powiew wiatru
Spoglądam na drżące ręce
Nawet namalowałem obraz
Widać na nim ścieżki
Ku szczęściu i radości
Jest piękniej niż w snach
W przestrzeni jakby śpiew
Przeszywa wszystko
Taki romantyczny
Płatki róż latają
Śpiewa piękna niewiasta
W bieli pieśń o miłości
W tle tych obłoków
Na niebieskim sklepieniu
Serce bije coraz mocniej
A ptaki radośnie figlują
W słońcu otulony wzdycham
I patrzę ku niebu
A wszystko takie urocze, jesteś ze mną w tym sercu…
Tęsknota…
Pochmurny deszczowy dzień
W myślach myśli płomień
Rysuje się smutny wyraz twarzy
Smętne mgliste z łez spojrzenie
Żadnego słowa nie przemawiam
W duszy tylko szlocham
A w sercu boleśnie ściska
Brakuje energii, siedzę w bezruchu
Samotnie wśród czterech ścian
Pisząc tylko smutne frazesy
Myśląc że ukoją tęsknotę
Pozostaną na papierze
Że przyniosą ulgę
Lecz nie, wciąż cichy płacz
Pusty wzrok, nic nie widzę
Nawet najgłośniejsze odgłosy
Nie docierają, to tylko dla innych
Pozostawiony w tym kłębku
Skulony z założonymi rękami
Czasem leżę ściskając ból
Do poduszki przytulony
W wielkiej głuchej aurze
Zatopiony w wspomnieniach
W marzeniach i czekaniu
Nawet kwiaty kolorowe
Nie nadają uroku
Żaden film, żadna muzyka
Nie raduje
Są tylko myśli
I oczekiwanie
Kiedy się zjawisz
Kiedy znów będę czuł Twoją bliskość
Kiedy usłyszę Twój głos
Kiedy spojrzysz znów na mnie
Kiedy znów poczuję Twoją słodycz
Kiedy mnie pocałujesz i obejmiesz
Kiedy znów uciekniemy w podróż
Tam gdzie tylko my sami dla siebie
Gdzie wszystkie barwy świata
Będą nas otulać
A my razem tacy niewinni
Będziemy szeptać sobie czułe słowa
Oddajemy się naszej namiętności
Jak dwa gołąbki
Kiedy znów będziesz…
smutek ogrodu Gra już orkiestra żałobnie
Wspomnień nuta w głębi duszy
Tak już pusto już nie ma
Nie będą już kwitnąć te kwiaty jak niegdyś
Już tak nie będą dawać tyle radości
W ogrodzie tym szumi teraz tylko wiatr
Nie słychać tych uśmiechów i radości brak
Już nie będzie tych codziennych wieczorów wśród gwiazd
Ani śniadań wczesnych z uśmiechem
Już nasz przyjaciel słowik śpiewał
smutno tylko dla siebie będzie
Nie będzie Ciebie ogrodniku serce
Zabrałeś ze sobą swe grabie na wieczność
Szopę z narzędziami zamknąłeś
I już pusto na placu
Na zawsze
Tak w oddali gdzieś wśród obłoków patrzysz tylko
I deszcz to Twoje łzy drogi ogrodniku
Lecz już nie rosną te kwiaty
Nie kwitną klony
Nie ma wiosennych motyli
Jabłek na jabłoni
Zostały tylko skrzypy
Stara jakże młoda drewutnia
I dom bez duszy zblakły
Zamknęła się furtka
[…] Buduję nowy dom z ogrodem
Buduję nowy dom z ogrodem
W górach obok potoku
Na wysokim stoku
Trudno tam wejść
Buduję dom w tym zaciszu leśnym
Ze słodkiego świeżego drewna
Taki mały domek kuchnia i pokój
Mała spiżarnia i drewutnia
W środku kominek by ciepło dawał
Drewniana sofa, dwa fotele i stolik
Mały strych na skarbiec przeznaczę
A na tyłach mała zagroda dla kur
Przed domkiem ogródek z jabłonią
Pod oknami kwiaty zasadzę
Ku drzwiom kamienisty chodnik
Po środku stolik biwakowy
Będę się mył w strumieniu obok
Oddychał lasem czystym
Słuchał orlich okrzyków
I nocnych wilczych odgłosów
Gdy zechcę wejdę wyżej na szczyt
By zobaczyć świat z góry
Jak wszyscy tam śpieszą
Jak potykają się co dzień
A ja tu jak wolny ptak
W bryzie wiatru czystej
Zimą biały przysypany domek
Wiosną kolorowy zielony
Zaproszę do mych progów tylko Ciebie
Co dzień będziemy witać wstające słońce
A nocami rozmawiać z księżycem
I tak beztrosko razem ku gwiazdom
Spoglądać w miłości
Nakarmimy psa by pilnował
Lecz przed czym?
Pilnują nas drzewa
Pilnuje słońce
Zamieszkamy tak razem w objęciach na zawsze…
wieczór zakochanego
Siedzę po środku polany tego chłodnego wieczoru
Liczę wschodzące gwiazdy do każdej mówię
Jest ich coraz więcej aż nie nadążam
Przy każdej w myślach przypisuję jakieś odczucie
Wiatr delikatnie buja wysoką trawę
A z dala słychać szelest liści
Tak błogo leżę i myślę o wszystkim
O Tobie gdzie jesteś co robisz
Wczorajsze nocne igraszki były cudowne
Chcę cały czas czuć oddech śpieszny
Słyszeć jak wzdychasz w podnieceniu
Być bardzo blisko w tym uniesieniu
Tak ochładza mnie czule wiatr
Tak delikatnie jak Twój dotyk
Czuję jak pięknie mi się żyję
I coraz mocniej serce mi bije
Chcę tak co dzień zasypiać przy Tobie
Chodź nie jesteś tutaj ze mną
Ale wiem że za chwil kilka
Za kilka minionych księżyców znów Cię będę dotykał
Tak karmię się tym czekaniem
I jest mi dobrze bo jesteś
Tak cierpliwie liczę czas
bo wiem że kocham Cię
Lampkę nocną gdy wrócę zapalę
I wezmę pióro i kartkę by Cię malować
Jak zawsze wieczorem słowami najpiękniejszymi
I pójdę spać by śnić moje serce
Armia czystości
Strzały
Krzyki
Nadchodzi armia zbawienia
Z mieczami czerwonymi
Oszpecone twarze
Krwiste oczy przeszywające
Po drodze chłopczyk mały
Ucięli mu głowę
I nabili na bal
Z okrzykiem mordercy
Wycinają plony
Z pochodniami palą domy
Gwałcą dla potomności
Mężczyznom ucinają genitalia
Trofea niosą do Lucyfera
Z szyderczym śmiechem
Zostawiają rozniesione strzępy ludzkie
Obdzierają ze skóry
Szaty mają ozdobione
Pękami włosów dziewczynek małych
A bransolety z niemowlęcych kości
Sztandar z kosą niosą
Zapylają trawy odchodami
By nie rosły
Kwiaty podlewają wymiocinami
A na ołtarzach łoże nieprawe tworzą
Bez litości wycinają serca
Którymi się żywią…
Tak przyszli po nas jak tornado wysłannicy piekieł
Za nasze grzechy…
ostatni list
Lubię pisać listy
Lecz ten jest ostatni
Wybiła godzina
Zaschło mi w ustach już bardzo
Ciemno w oczach
Żegnam was drzewa moi wierni kompani
Żegnam przyjaciele ptaki moi słuchacze
Żegnam wietrze który mi zawsze grałeś
Dobranoc słońce, dziękuję za światło
I mój księżycu nocny drogowskazie
Odchodzę moja rzeko już z tobą nie popłynę
Moje góry już z waszych szczytów nie popatrzę
Już nie usłyszę kocham cię moja droga
Żegnam Cię córko
Żegnaj kochana
Może kiedyś tam u góry pobawimy się jeszcze i pójdziemy na ognisko…
sielanka
—
Hej zapukaj do mnie
Mam dziś sielankowy dzień
Taki do przytulanek
Hej zadzwoń do mnie
Dzisiaj mam natchnienie
Zagram coś na gitarze
Hej powiedz coś
Pobiegnijmy na plażę
I poskaczmy do wody
Jej pragnę Cię
Otulmy się
Wśród marzeń
Jej całuję Cię
Złapmy się za dłonie
I pójdźmy hen daleko
Tam gdzie tylko my
I piękny las nad jeziorem
Słońce dla nas
Hej powiedzmy sobie
Kocham Cię
I z uśmiechem przez ten świat
Hej nie spoczywajmy w miejscu wciąż
Do przodu hej na zawsze tak
Weź gitarę śpiewaj ze mną
U stóp tych gór
Zagrajmy razem wielki szum
Skacz oj skacz w ten rytm
Z uśmiechem tak
Ja będę grał i patrzył
Mój skarb
Gdzieś w starym meblu w szufladzie zapiski schowane
Słowa na tych pogniecionych pożółkłych kartkach układane
Teraz inną wartość mają, są jakby kronika przeszłości
Niektóre z nich tak bardzo odległe, inaczej brzmiące
Niż te co dziś świeżym ruchem uczuć pisane
Są jakby cząstka całości co rok nowo odkrywana
Wyłonię z tych tamtych myśli niby starych
Kilka zdań by lepiej dzisiaj widzieć to co myślę
Jeden po drugim wyrazie złym i dobrym przypisuję
Do dzisiejszego czasu by zobaczyć te wszystkie lata
Czasem niezrozumiale porównam te frazesy
Może nawet połączę gdyż jedno się nie zmienia — istota
Odkrywam na nowo dni szare, dni słoneczne
Na nowo wyleję łzy jak wtedy dawien dawna
Przeżyję radości i smutki otulając się tymi wspomnieniami
Jak wielce się zmieniłem jak bardziej żyję
Dowiem się otwierając ten mój mały skarbiec osobisty
Gdzie słowem pisane wielkie i duże chwile
Tak właśnie jakby powtórka przed egzaminem
Powspominam co byłoby znów nowe pisać
Układając jak klocki kolejny odcinek tej noweli
Wzbogacę się o bogactwo już nabyte
raj
Gdybym umiał rzeźbić
To bym najwspanialszy pomnik stworzył
Gdybym potrafił malować
To powstałaby druga Mona liza
Ech jakbym wiedział jakich słów użyć
To najwspanialszy poemat bym napisał
Gdybym był aktorem zagrałbym Romea
A Ty byłabyś Julią
Lecz żeby inaczej zakończył się ten spektakl…
Gdyby było to możliwe zbudowałbym pałac dla Ciebie
I ogród z miliona róż gdzie po środku byłby nasz azyl
I fontanna przy której stolik z parasolem a przy nim my dwoje
Z okna Twej sypialni widok gór spiczastych u podnóży zielonych
I wokół pałacu krystaliczny strumień szemrzący
Układający nam ciepłą muzykę co dzień porankiem
Gdy w promieniach słońca będziemy się raczyć wspólnym śniadaniem
I tak dniami całymi w tym naszym raju zakochani rozmarzeni
Nawet gdy deszcz i burza będziemy szczęśliwi
Aż pewnego dnia aniołek się pojawi w naszym wspaniałym ogrodzie…
[…] Lalallaalalal
—
Lalallaalalal
Podśpiewuję sobie
Lecz tak naprawdę to zasłona
Nie wielka radość
Zasłaniam swoją tęsknotę
Gdzie trudno jest się uśmiechać
Budzę się głodny niewyspany
Ciągle myśli niepoukładane
Tak jakby wiatrem rozwiane
Jedynie tylko jedna jest trwała
Myśl o Tobie
Co dzień gdy otwieram oczy
Spoglądam na bok lecz nie ma Cię
Śniadanie nie smakuje
Kawa mi nie pomaga
W samotności czuję
Jak bardzo mi brak
Tych pięknych Twoich spojrzeń
Tamtych słodkich słów
Tego cudownego dotyku
I widoku Twojego uśmiechu
Ach jak ja bym bardzo chciał
Co dzień słyszeć mocno tak
Jak mówisz kocham cię
Jak przytulasz mnie
Nawet nie wiesz jak
Serce bije mi
Wtedy nie ma Cię
Gdy nie piszesz nic
Co dzień samemu idę spać
By o Tobie śnić
Wśród wylanych łez
Taki wtulony w poduszkę
Ciągle myślę że
Nagle pojawisz się
Maluję w myślach mych
Nasze wspólne chwile
Lecz cóż mi z tego jest
Jak Ty daleko gdzieś
Pozostało mi
Pisać tylko sny
Pozostały wspomnienia
I ta wielka nadzieja
Że kiedyś stanie się
I zawsze będziesz tu
Tyle chciałbym mówić Ci
O tych dobrych i tych złych
Chwilach, uczuciach
Niech te moje łzy
Napiszą kocham Cię
przeszkody serc
Wciąż pieniądze i pochodzenie
Status, bogactwo i bieda
Znajomi i dzielnica w której mieszkamy
Marka samochodu i grubość portfela
Czy więcej drogich perfum i drogich ubrań
Wpływowi rodzice bądź też rodzina chorobliwa
Ładniejszy uśmiech i zgrabniejszy tyłek
Lepsze wykształcenie i prestiż w krawacie
I wiele innych niezliczonych przeszkód
Tak właśnie ten świat działa
Szczególnie w związku
Ten materializm przykrywa zawsze uczucia
Wszędzie wrogowie miłości
Wciąż ten mur pomiędzy sercami
Nie ma Ty i ja przeważnie coś innego
Bo jak może błazen z księżniczką dzielić wspólne łoże
Jak służący może być kochanym przez panią
Albo jak biedny nawet gdy ma wielkie serce
Będzie z bogatym
Zawsze zostaną wcześniej czy później odrzuceni
I miłość nawet nie pomoże
To jakby ogień z wodą połączyć…
[…] Ach jak wspaniale
Ach jak wspaniale
Obudził mnie telefon
Odebrałem a tam firma windykacyjna
Z pozdrowieniami
Hmmm to nieźle się zaczyna pomyślałem
Cudowna pobudka
Po wyczerpującej subtelnej rozmowie
Z wielkim spokojem zrobiłem sobie kawę
Przy okazji szklankę potłukłem
Te nerwy heh a co tam
Spojrzałem przez balkonowe okno
I w oczach piękny widok
Słońce praży miły wiaterek
I w oddali piękna kobieta
Która mnie dojrzała i słodko się uśmiechnęła
I w momencie nerwy poszły w niepamięć
Za chwilę znowu telefon
A tam miły głos
„cześć herosie, wstałeś już
jak tak to dobrze
zaczynamy dzisiejszą
grę życiową
kolejny dzień zmagań na igrzyskach naszego losu
spójrz mamy pogodę
idziemy pożeglować…”
I tak ubrałem się, zabrałem butelkę zimnej wody i wsiadłem na rower
by dojechać na przystań żeglarską i wszystkim — „do widzenia, będę wieczorem”
zakochany
Jak cudownie jest gdy myśli zaprzątnięte Tobą
Jakże uczucie takie piękne aż dech zapiera
To jak w bajce sam nie wiem
Do świadomości nie dociera
Tak wspaniale widać ten świat wokoło
I wiatr otula całość dodając dreszczy
Inaczej widać kołyszące się drzewa
Radośniej ptaki śpiewają
Wszystko takie jakby dopiero się urodziło
Wielkie, sprawiają uśmiech w duszy
Inna woń powietrza inaczej bije serce
Lekki jak obłok każdy szum
Nie wierzę uwierzyć nie mogę
Jak mam Twój obraz przed sobą
Przez cały czas aż niewiarygodne
Tak bardzo wspominam Twój uśmiech
Twoje westchnienia i ta poważna mina czasem
Twoje spojrzenie i to jak czasem się denerwujesz
Uwielbiam jak cieszysz się
Uwielbiam jak mówisz
Jak delikatnie poruszasz się
Tak z wielkim wdziękiem
Twój zapach wciąż czuję nawet gdy daleko jesteś
Tak bardzo głęboko zawitałaś w moim sercu…
Widziałem nawet te łzy przejęcia
Tak zadrżało we mnie wtedy serce
Być przy Tobie blisko
Zawsze chcę być i będę
ja dziś
Wołają mnie, mówią coś wręcz krzyczą
A ja dziś jakby na odległej planecie
Jakby nieobecny w tym świecie
Gestykuluję tylko dziwnie
Dla siebie tylko zrozumiale
Niby obecny a jednak w oddali gdzieś pochłonięty myślami
Tak dziś całkiem nowy jakiś
W obłokach jestem
Zaszyty w tych wielkich dotykach
W uszach wciąż ten czuły oddech
Ciało zroszone całe
Mokre w świetle słońca
I ta bliskość
Jakby czas cały się zatrzymał
I chociaż minął tak by się wydawało
To jednak jest w miejscu
W tym kolorowym świecie namiętnym
W pożądaniu i czułości
Zawieszony jestem i tym żyję
Tak było pięknie zapomnieć i oddać się rajskim rozkoszom
Teraz gdy wieczór to wydaje się że ma zniknąć
Ten obraz kwiecisty, a jednak nie — on jest wciąż
I tak od wielu wielu dni dziś pójdę spać otulony w miłości
W sekrecie złotych kropli deszczu
W których szyfr zawarty tajemniczy
Tak właśnie w odlocie jestem
I nikt nie zabierze mi tego
Zapiszę te wszystkie słowa i spojrzenia w zeszycie z diamentów…
nocny wiersz
Gwieździste niebo bez chmur
Świetlisty jaskrawo księżyc
Oświetlający bujny las jak przydrożna latarnia
Nocny czas inaczej lecący
W mroku tajemnicze stworzenia za dnia niewidoczne
Siedzę na konarze drzewa starego i myślę
a w myślach te słowa się układają do Ciebie
„zobaczysz kiedyś
razem gwiazdy będziemy sobie układać
we wzory takie jakie nam się będą podobać
i wybierzemy jedną która nasza będzie tylko
i zawsze zaświeci gdy noc nadejdzie
aby pokazywać nam drogę abyśmy się nie zgubili”
— …
Pusta kartka dzisiaj
Nic nie zapisałem w kalendarzu marzeń
To stracony bez wrażeń kolejny dzień
I pustka przed nocą
Może w śnie jakieś myśli doznania
Przybędą niespodziewanie
Może Ty mi się przyśnisz
I poczuję ciepło
Tak wtulę się w poduszkę
Kołdra okryję nagie ciało
Z westchnieniem się położę
By odpocząć od tej marności
Nawet słowa zbytnio się nie kleją
Wciąż jakiś zawieszony
Ani do tyłu ani do przodu
W miejscu stoję
Jutro zagram na gitarze
Pieśń ulubioną
O pięknej księżniczce
I może dzień będzie jak w bajce
Teraz jednak w rozwianych myślach
W stosie niedokonanych
W zamęcie bez kierunku
Bez wizerunku
Nastawie zegarek na 12 stą
Pies mój
Chciałbym mieć psa
By zawsze witał mnie
Szczekał i nawet kupę w pokoju robił
I skomlał gdy głodny
Bawiłbym się z nim szmatą od podłogi
I nawet siki by nie przeszkadzały
Kładł by się tak zawsze koło mnie
I sapał gdy duszno
Z psem bym poszedł na spacer
Gdzieś na polanę
Może bym spotkał ukochaną
I mój piesek także by ukuł
Heh kupię sobie psa
Niech zje stare pantofle
Nie będę już takim pantoflarzem
Obgryzały łóżko na którym ona spała
Czarnego psa będę miał
By w nocy niewidocznie się skradał na koty
Z zębami dużymi chcę psa
By cię zło zeżarł
Zrobię mu zdjęcie
I na biurku obok komputera postawię
To mój pies powiem
On cię zje jak chcesz
Mój pies to gladiator będzie
Znajdzie się wszędzie
W wodzie i w trawie
W śnie i na jawie
Tak zostanie tylko pies…
List do…
Cześć moja droga!
Pisze do Ciebie ten pierwszy i ostatni list
Resztką sił i postaram się wierszem by łagodnie brzmiał
Dziś popołudnie piątek jestem w dalekim świecie
Pięknie tu szkoda że Ciebie nie ma
Te bujne wysokie drzewa, szelest liści i śpiew ptaków
Tak melodycznie i spokojnie
Widzę niemal każdy kolor jaki można sobie wyobrazić
Wiatr delikatnie owiewa moje ciało
Leżę wśród wysokiej trawy
Wśród kwiatów na polanie
Tudzież pszczoła czasem zabrzęczy
Tam motyl kolorowy lata chwiejnie co chwilę lądując
Na różnych kolorowych lotniskach
Na niebie chmury układają się w różne postacie
Układam z nich Ciebie lecz żadna nie tak piękna
Patrzę tak beztrosko nieruchomo
A serce bije mi bardzo mocno
Jesteś we mnie i mam ten Twój obraz
Łzy szczęścia i smutku powoli słone spływają po policzkach
Mam tą kartkę i pióro by zapisać tych chwil kilka
Byś pamiętała jak się czułem
To ostanie chwile ukochana
Powoli gdzieś wyżej się unoszę
Uśmiechając się idę do ptaków
Coraz lżejszy w górę i horyzont coraz większy widzę
Nie martw się moja jedyna
Będę tam gdzieś z wysoka patrzył na Ciebie
Jak żyjesz jak życie kochasz
Będę patrzył i szeptał wiatrem gdy będziesz smutna
I zaświecał wtedy słońce jaskrawo
Wywołam burzę by odganiać zło od Ciebie
Spadnie deszcz gdy zapragniesz chłodu
A w nocy gdy będziesz spała
Świecił będę wszystkie gwiazdy
By tysiąc najpiękniejszych snów było dla Ciebie
Będę przy Tobie a gdy tylko powiesz
Namaluję obłokami Twój piękny uśmiech
Ptaki namówię by zawsze rano radośnie zza okna Ci zaśpiewały
I pieska ześlę by zawsze był wierny przy Tobie
Zobaczysz kiedyś razem usiądziemy i opowiem Ci wszystko…
Dobranoc
No skończył się kolejny dzień
Motyla na spacerze nie widziałem
Żadnego kwiatu nie zerwałem
A gdzie tam deszcz tylko poświęcił
Pora spać znów samemu
Wyłączyć myśli bo i tak nic już nie będzie dobrego
Do poduszki wtulić zmartwienia
I posłuchać ciszy
Tak szary dzień kolejny
Coraz starszy mniej weselszy
Bez miłości, bez namiętności
W egoizmie samotności
Aha jeszcze tylko budzik wyłączyć by jak najdłużej spać bo w snach jedynie może trochę uśmiechu…
moja najsłodsza
Pamiętam pierwszy pstryk w kadrze aparatu
Te zdjęcie pierwsze jakie sam w życiu zrobiłem
Najważniejsze i najcenniejsze
Lecz tak jak Ciebie już go nie ma
Pozostało gdzieś w kącie obcym wraz ze wszystkimi innymi
Nie ma, zginęło tak nagle z chwili na chwilę
Tak jak Ty zniknęłaś
Pamiętam Twój słodki niewinny, radosny uśmiech
Krzyk i nocny płacz, gdy wołałaś głodna
Pamiętam jak bardzo się bałem
Gdy na rękach Cię trzymałem
Jak bałem się przytulać by nic się nie stało
Twoje delikatne malutkie rączki, nóżki
Jak kruszynka takie słodkie zaciśnięte
Piękne były każde chwile gdy mogłem patrzeć na Ciebie
Przychodząc do domu czułem ten niemowlęcy zapach który uspokajał
Jak pięknie się uśmiechałaś gdy na spacerze pieska widziałaś
Ach łzy w oku i serce obolałe teraz
Nawet opisać nie mogę
Odeszłaś tak nagle zabrali mi Ciebie.
Każdego roku w dzień Twoich urodzin, kupuję prezent i wypełniam myślami kolorową kartkę w kształcie serca…
Chciałbym żeby to był tylko sen.
Lecz tak nie jest — straciłem skarb i tylko to wiem…
Co dzień przed snem pytam Boga — czemu?
Tęsknię!
Stary ja
I tak przy nocnym świetle siedzę i rozmyślam
Gdzie te słoneczne dni, gdzie ten mój uśmiech
Czemu ręce się trzęsą i nogi drętwieją
Oddech pusty, ciężko się oddycha
Gdzie multum tych niegdyś pięknych słów
Zniknęły uczucia spontaniczne, szaleńcze
Herbata ziołowa, kartka i długopis
Zapisuję ciemne myśli
W głębokie zakamarki siebie uciekam
Czuję jak powoli się rozkładam na części
Jak stary samochód tylko do muzeum się czuję
Już biegać nie mogę
Jeść bo zębów nie ma
Zostały tylko resztki i niespełnione marzenia
A najbliższa mi — na strych jako pamiątkę z przeszłości mnie posadziła…
Miś
Gdzie ten misiu jest
Czy ktoś powie mi?
Gdzie ten mój misiu śpi
Zgubiłem misia
Tego co utula
Będę znowu ryczał
Ach misiu gdzie jesteś?
Smutno mi bez ciebie
Znajdź się kocham cię przecież