E-book
Bezpłatnie
Głupia sprawa

Bezpłatny fragment - Głupia sprawa


Objętość:
17 str.
ISBN:
978-83-8324-144-9

Pobierz bezpłatnie

Krew spływała mu po policzku. Syknął z bólu, kiedy sięgnął ręką do rozbitego łuku brwiowego. Żył i to teraz liczyło się najbardziej. Mógł uciec, mógł się ukryć, miał pole manewru. Jednak, póki co pulsujący ból głowy nie pozwalał mu myśleć i podejmować decyzji. Siedział na ziemi, oparty o ścianę swojego bloku. Nie czekali aż przejdzie gdzieś dalej, dopadli go niemal pod samym wejściem do klatki. Ogłosili żądania, a potem nawałnica uderzeń spadła na ciało Damiana.

Miał ponad dziesięć tysięcy długu. Trochę narkotyków, trochę hazardu, myślał, że zdąży oddać w porę. Jednak zbieżności losu mu na to nie pozwoliły, dlatego teraz trzy czwarte długu stanowiły mordercze odsetki. Nie widział nadziei na nagły zwrot akcji, nie zanosiło się na nagły przypływ pieniędzy. Wpadł w niezłe bagno i nikt nie mógł mu teraz pomóc.

Podniósł się, wspierając się o ścianę. Napinane mięśnie odzywały się kłującym bólem. Starał się utrzymywać jak najbardziej naturalną pozę, żeby nie zwrócić uwagi ewentualnych przechodniów. Ostatnie czego teraz potrzebował, to pytania o to, co się stało i sugerowanie wezwania policji. Wrócił do mieszkania, mimo że miał iść do sklepu po jedzenie.

Potrzebował planu, ale najpierw leków przeciwbólowych. Wysypał na stół pięć tabletek ze słoiczka, po czym przełknął je popijając szklanką wody. Westchnął ciężko, niczym topielec wyciągnięty z basenu. Padł na kanapę, czekając na zbawienne efekty działania ketonalu. Leżał wgapiony w sufit, a jego myśli zmieniały się w skłębioną, czarną chmurę złorzeczeń, która gotowa była zagrzmieć. Niestety, ciało nie miało szansy nadążyć za pomysłami.

Damian bardzo chciał się odegrać, ale hamował go strach i brak sprawczości. Wiedział czym skończyłoby się podniesienie ręki na lichwiarzy, którym wisiał pieniądze. Nie wiadomo jak daleko sięgały ich macki i co mogłoby mu się stać poza dotkliwym pobiciem. Może ostatnia kąpiel w rzece? Wolał nawet nie myśleć. Gotowały się w nim bezradność i chęć zemsty, lecz z takiego wywaru nie mogło powstać nic dobrego.

Ketonal zaczynał działać. Czuł odpuszczający ból. Nadal miał ograniczone ruchy, co poczuł przy zbyt raptownym poderwaniu się z kanapy. W łazience opatrzył swoją ranę. Sowicie oblał ją woda utlenioną, a potem zakleił plastrem. Wyglądał jak nieszczęście, ale nie ubolewał nad tym. Za parę dni wszystko będzie w porządku. Jeśli wciąż będzie żył.

Przyglądał się sobie w lustrze, gdy pewnym momencie dostrzegł za sobą coś czarnego. Z początku myślał, że to ręcznik, jednak dotarł do niego fakt, że nigdy nie wieszał ręcznika na drzwiach. Odwrócił się, a jego oczom ukazała się mała postać w czarnych szatach, czarnych rękawiczkach z dziurami na kostkach i krótkimi włosami, również czarnymi. Wyglądał jak niewyrośnięty dorosły, ale nie to było najgorsze. Unosił się nad ziemią.

— Moje uszanowanie — odezwał się. — Nazywam się Hellubin, przybywam z piekła.

Damian zaniemówił. Zaczął myśleć, że to z przedawkowania leków jego mózg płatał mu figle. Przetarł oczy, uszczypnął się w rękę, ale nic się nie stało. Mały człowieczek lewitował przed nim niewzruszenie i przyglądał mu się z ciekawością.

— Nie wyglądasz na kogoś, kto chciałby kogoś zabić — zauważył wysłannik piekła. — Chociaż widziałem już gorszych od ciebie.

— Nie rozumiem — przyznał Damian.

— Widzę — odparł złośliwie. — Bystrość umysłu zostawiłeś w gimnazjum. Potem używki przez całe liceum i studia. Okazjonalny, bardziej lub mniej, hazard. Aseksualność, do której wstyd ci się przyznać, bo przecież każdy musi mieć partnera. Jesteś bardzo zagubiony w życiu, ale ja przyszedłem ci pomóc.

— Jesteś diabłem? — zapytał.

— Diabeł, Diablo, Belzebub, czy jak go tam nazwiesz, to mój szef. Wysyła mnie na ziemię, kiedy uzna to za stosowne. Wiedz, że twoja sytuacja właśnie tak jest. Stosowna.

Damian wciąż nie rozumiał co widzi. Jeszcze raz się uszczypnął, ale jedyną reakcją było załamanie rąk przez Hellubina.

— Nie śnisz — oznajmił. — Jestem prawdziwy. Masz, dotknij. — Wyciągnął rękę.

— Kurde, faktycznie prawdziwy.

— Skoro już mamy to za sobą, to może zaproponujesz mi herbatę i porozmawiamy — zasugerował.

+++


Damian przyglądał się Hellubinowi, jak ten sączył gorący napar. Herbata była stanowczo za gorąca dla normalnych ludzi, ale diabeł ewidentnie był zadowolony z tego faktu.

— Nawet nie wiesz, jak mi tego brakowało — powiedział w końcu. — Zawsze, kiedy schodzę na ziemię, to staram się napić dobrej herbaty. Im gorętsza tym lepsza.

— Nie boli cię to?

— Wrzątek? Pff. Nie jestem tak słaby jak ludzie. Ale my nie o tym, nie mam czasu na ploteczki. Okazuje się, że masz w sobie dość dużo złości i nienawiści, żebym mógł ci pomóc. Za opłatą, oczywiście.

Damian się skrzywił. Nie lubił sytuacji, kiedy ma być komuś coś winny. Ale czuł się zadziwiająco bezpiecznie w towarzystwie diabła.

— Co to za opłata? — zapytał.

— Nic wielkiego — odparł tajemniczo. — Kojarzysz te historie z cyrografami i tak dalej? — Damian pokiwał głową. — Dobrze, to możesz wyrzucić je do kosza. Piekło przeszło w tryb eko, nie zużywamy papieru. Zresztą, zawsze to był kiepski pomysł. Nie zliczę dokumentów, które spaliły przez nieuwagę co bardziej ognistych pracowników.

— Mówisz o tym, jak o jakiejś korporacji.

— Bo tak jest! Piekło to wielka firma i, uwaga, wcale nie konkurujemy z niebem. Nasze strefy wpływów nie nachodzą na siebie.

— Ja jestem w piekielnej strefie? — Zmartwił się Damian.

— Jakby ci to powiedzieć. Sam się do niej wpakowałeś. Ale ciągle odbiegamy od tematu. — Hellubin spojrzał na zegarek kieszonkowy, skrzywił się. — Strasznie dużo czasu pochłaniasz, a nie jestem dla ciebie na wyłączność. Wielu klientów czeka na moje usługi.

— Co to za usługi?

— Właśnie do tego zmierzam! Potrzebna ci siła i odwaga, a ja mogę ci je zapewnić. Pakiet promocyjny, jako że jesteś nowym klientem, dwa w cenie jednego. Jedyne co musisz zrobić, to udostępnić mi kawałek swojego ciała.

— Przepraszam? — Damian nie krył zaskoczenia. — Nie jestem z tych.

— Boże! Nie chodzi mi o to, o czym myślisz. Kawałek skóry, muszę zrobić ci tatuaż. Zapytasz po co. Dzięki temu trafisz do piekielnej ewidencji, co jest nam potrzebne do celowanych ofert marketingowych. Dokładnie to, na co się godzisz codziennie przeglądając strony w internecie.

Damian czuł mętlik w głowie. Inaczej wyobrażał sobie metafizykę, piekło i niebo kojarzył raczej z czymś ostatecznym, a nie stałą ingerencją w ludzkość. A teraz siedział przed nim diabeł, ubrany jak człowiek, pijący wrzątek i wciskający mu oferty jak telemarketer. Nic dziwniejszego nigdy nie widział, nawet po mocnych narkotykach. Chociaż gdy o tym pomyślał, przestał być taki pewny.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.

Pobierz bezpłatnie