W tej książce padają wypowiedzi, które mogą być interpretowane jako obraźliwe dla niektórych czytelników, szczególnie tych, którzy są związani z Kościołem Katolickim czy społecznością LGBT+. Te wypowiedzi nie odzwierciedlają osobowych przekonań Autorki, są wyłącznie ekspresją osobowych poglądów konkretnych bohaterów.
Rozdział 1
Normalny początek… z pozoru (Evangelina)
Słońce zachodziło, a niebo płonęło kolorami, co oznaczało, że ten dzień chylił się powoli ku końcowi.
Ja, jak zwykle o tej porze, siedziałam w swoim pokoju w mieszkaniu mojej mamy.
Moi rodzice rozstali się, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem, od tego czasu mieszkałam z mamą, ale tatę odwiedzałam tak często, jak chciałam. ponieważ moi rodzice nawet pomimo rozstania pozostali w dobrych relacjach. Dlatego ja z mamą mieszkałam zaledwie kilka domów dalej niż tata, na tej samej ulicy.
Jutro właśnie miał być dzień, w którym miałam odwiedzić tatę. Bardzo się z tego powodu cieszyłam.
Mój tata był z zawodu businessmanem, z zamiłowania czasami pisywał wiersze.
Wieczorem z tych emocji aż nie mogłam zasnąć. Całą noc wierciłam się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie miejsca na łóżku. W końcu jednak zasnęłam.
Nazajutrz, pomimo wczorajszych problemów z zaśnięciem, obudziłam się bardzo wypoczęta.
Ubrałam się w ubrania, które często nosiłam. Czyste, rozsądne, w większości kolorowe i dobrze dopasowane.
Po zjedzeniu szybkiego śniadania poinformowałam mamę, że będę się już zbierać do taty. Nie miała nic przeciwko więc wyszłam prędko z domu.
Skierowałam się w odpowiednią stronę i szłam kilka minut. W końcu udało mi się dotrzeć pod dom taty. Był to dwupiętrowy, aczkolwiek nieduży, jednorodzinny dom. Mój tata miał stabilną, bardzo dobrą sytuację finansową, więc mógł sobie pozwolić na o wiele większy i bardziej okazały dom, jednak był człowiekiem z natury skromnym i lubiącym prostotę.
Po rozstaniu z moją mamą mój tata miał jeszcze dwie partnerki. Z każdą z nich udało mi się stworzyć fajne relacje. Jednak te związki w pewnym momencie z różnych przyczyn rozpadały się. Mój tata jednak ze wszystkimi swoimi poprzednimi partnerkami utrzymywał poprawne relacje.
Od dobrych kilku lat ponownie był w związku, który dobrze rokował. Choć to, że dobrze rokował nie oznaczało tego, że tym razem to już będzie „ta jedyna”. Spodziewałam się, że ten związek może też kiedyś się rozpaść.
Tymczasem wyrwałam się ze swojego potoku myśli i zapukałam do drzwi. Stojąc przed nimi odczuwałam zawsze jakiś dziwny spokój, melancholię… Miałam po prostu poczucie bezpieczeństwa.
Czekałam chwilę, mój oddech mimowolnie zwolnił. Po chwili usłyszałam kroki kierujące się ku drzwiom. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich mój tata.
Mężczyzna miał metr siedemdziesiąt siedem wzrostu. Jego cera była jasna. Miał krótkie, proste, czarne włosy i brązowe oczy. Ubierał się przeważnie bardzo elegancko, ale jednocześnie bardzo skromnie. Większość jego ubrań była w ciemnej kolorystyce. Na szyi zawsze miał zawieszony nieduży, srebrny medalik z Matką Boską.
Miał też jedną cechę charakterystyczną. Była nią dość długa szrama na klatce piersiowej. Nawet ja nie miałam pojęcia, skąd ona się tak na dobrą sprawę wzięła.
Tymczasem z rozmyślań wyrwał mnie głos taty.
— Eva, kochanie moje!
— Hej, Tato. Co słychać? — zapytałam wchodząc do domu i z miejsca przytulając tatę, on odwzajemnił gest.
— No wiesz, ogólnie u mnie wszystko okej.
Powiedział to jednak tak niepewnym tonem, że stwierdziłam, iż podrążę jeszcze temat.
— Ale? — zapytałam siadając przy dużym, drewnianym, ciemnym stole w kuchni. Było to pomieszczenie niewielkie, acz bardzo przytulne z oknem wychodzącym na podwórze. Kolor ścian był jasny, kremowy co optycznie wydłużało pomieszczenie. Podłoga, na którą składały się panele, była ciemna, kontrastowała z jasnymi ścianami. Meble w kuchni również były ciemne, drewniane. Na ścianie, przy której stał stół wisiał również prosty, drewniany krzyż.
— Rozstałem się z Nicolette.‒ powiedział sięgając kubek z szafki i pytając mnie.‒ Herbaty, córuś?
— Pewnie.‒ odpowiedziałam zdezorientowana‒ Wracając do tematu, dlaczego się rozstaliście? — dodałam śledząc go wzrokiem. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że musiał coś przede mną ukrywać.
— Co mam Ci powiedzieć kochanie, nie wyszło nam coś i tyle Zdarza się.‒ powiedział stawiając przede mną kubek z aromatycznym napojem.
Postanowiłam nie drążyć tego tematu. Coś czułam, że i tak nic więcej z niego nie wyciągnę. Po chwili mężczyzna napomknął jakby przypadkiem.
— A ty jakoś niedługo nie masz balu w szkole?
— No, tak. W sumie za trzy tygodnie.‒ odpowiedziałam patrząc na niego zdezorientowana tą nagłą zmianą tematu.
— A masz już sukienkę jakąś wybraną na ten bal?
— Nie, tato. Wiesz, jeszcze w sumie inspiracji szukam, bo nie wiem, jak dokładnie chciałabym, żeby wyglądała moja sukienka.
— W tej sytuacji chodź ze mną.‒ powiedział kierując się w stronę salonu. Salon był dużym, przestronnym pomieszczeniem z błękitnymi ścianami, jasną podłogą, drewnianymi meblami, jasną kanapą i telewizorem. Tuż nad tym ostatnim wisiał obraz przedstawiający świętego Józefa. Zabrałam kubek i ruszyłam za nim. Usiadłam na kanapie, kiedy on przeszukiwał jedną z szuflad komody.
— Znalazłem! — oznajmił dumny, trzymając stary album ze zdjęciami.
— Stary album? — powiedziałam biorąc łyk herbaty. Na ten widok oczy prawie wyszły mi z orbit, tak byłam zdziwiona‒ Stary album ma mi pomóc z wyborem sukienki?
— Nie byle jaki album, kochana! To jest album z mojego liceum. Nawet nie wiesz, jakie cudne suknie dziewczyny nosiły na nasze bale.
— No...Dobra. Skoro mówisz, że tu znajdę jakąś ciekawą inspirację.‒ powiedziałam do ojca niepewnie.
On po chwili przysiadł się do mnie i otworzył album. Rzeczywiście panie na omawianych zdjęciach na balach szkolnych w czasach taty były ubrane całkiem nie najgorzej, ale mój wzrok niemal natychmiast przyciągnęło coś innego niż ich balowe kreacje.
Było to zdjęcie, prawdopodobnie też z któregoś z tychże balów, na którym ukazanych było czterech, bardzo młodych jeszcze, chłopaczków.
Jednym z nich bez dwóch zdań był mój tata. Za nic jednak nie mogłam skojarzyć pozostałej trójki.
Jeden z nich miał, tak na oko, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu. Miał jasną cerę, krótkie, proste, jasnobrązowe włosy i ciemnozielone oczy. Był ubrany, zresztą tak jak cała reszta chłopaczków, w garnitur.
Drugi młody mężczyzna z fotografii miał na oko metr osiemdziesiąt. Albo więc był nieco starszy od reszty albo po prostu z natury był nieco wyższy niż przeciętnie chłopcy w jego wieku. Jego skóra była dość blada, miał krótkie, kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy. Oczywiście również był ubrany w garnitur.
Trzeci z nich też musiał być starszy albo wyższy niż rówieśnicy, bo tak na oko mógł mieć metr siedemdziesiąt osiem. Miał on jasną cerę, krótkie, falowane blond włosy i niebieskie oczy. Oczywiście ubrany był w garnitur.
— Tato, co to za chłopacy na tym zdjęciu? Znasz ich? Bo chyba nigdy nie widziałam, żebyś się z nimi spotkał.‒ Zagaiłam rozmowę, zwracając uwagę ojca na to konkretne zdjęcie. On spojrzał na nie przez krótką chwilę, jego źrenice momentalnie skurczyły się, po czym wzdrygnął ramionami, a raczej ledwo zauważalnie zatrząsł całym ciałem i powiedział.
— A, oni… Tacy tam starzy znajomi, w sumie w czasach liceum ledwo co parę razy gadaliśmy a potem kontakt nam się urwał…
Jednak ja w tej jego wypowiedzi wyczułam jakby...nieszczerość. Moment, kiedy spojrzał na to zdjęcie był bardzo krótki, dokładnie tak, jakby on wcale nie chciał na nie patrzeć. Zmartwiło mnie to bardzo, więc po chwili spojrzałam na niego i zapytałam z troską.
— Tato, wszystko z tobą dobrze? Wyglądasz na zmartwionego. Coś cię trapi?
— Co? A...Nie, nie rybko. Wszystko ze mną w porządku, jestem tylko trochę zmęczony, bo poprzedniej nocy coś słabo spałem. To wszystko.‒ powiedział do mnie.
Rozdział 2
Wielka tajemnica? (Evangelina)
Po chwili ciszy mężczyzna dodał.
— Wiesz co, Eva? Ja chyba pójdę na chwilę do ogrodu się przewietrzyć. Za parę minut do Ciebie wracam.
Przytaknęłam tylko. Rzeczywiście po tym, jak bliżej mu się przyjrzałam to zauważyłam, że nieco zbladł i w ogóle wyglądał jakby rzeczywiście nagle zrobiło mu się niedobrze.
Nie bardzo jednak rozumiałam, czemu akurat teraz tata potrzebował iść się przewietrzyć. Miałam tylko wrażenie, że to może mieć związek z tym zdjęciem, które mu przed chwilą pokazałam.
Wydawało mi się, że on bał się czegoś na tym zdjęciu. Czegoś albo kogoś.
Po chwili jednak przestałam o tym myśleć, bo usłyszałam dźwięk wiadomości SMS.
Jednak nie był to dźwięk mojego telefonu, więc musiał to być telefon taty. Widocznie musiał go zostawić, kiedy wychodził.
Zastanawiałam się, czy spojrzeć kto to taki do niego napisał.
Jeśli mój tata i Nicolette rozstali się już jakiś dłuższy czas temu to może miał on już nową dziewczynę?
Jednak wtedy chyba powiedziałby mi o tym…
Z drugiej strony patrzenie w czyiś telefon bez pytania albo w ogóle branie takowego urządzenia bez pytania byłoby bardzo niegrzeczne.
Ja jednak nie mogłam się powstrzymać, wzięłam więc telefon do ręki.
Odblokowałam go i moim oczom ukazała się tapeta w telefonie, jednak była ona zmieniona…
Na tej tapecie widniało zdjęcie mojego taty, ale nie był na nim sam.
Na tym zdjęciu był z drugim mężczyzną. Oczywiście kojarzyłam go. Tata poznał go kiedyś przy jakimś wyjeździe z pracy.
Nazywał się Christophe.
Miał metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, jasną cerę, krótkie, lekko kręcone, ciemnobrązowe włosy, zarost na całej brodzie oraz niebieskie oczy.
Miał też parę cech charakterystycznych jak przekłuta prawa brew, liczne tatuaże na szyi, prawym ramieniu, brzuchu, plecach i nadgarstku.
Przeważnie nosił ekskluzywne i z lekka ekstrawaganckie ubrania, w większości czarne.
Dużo bardziej zastanawiająca była dla mnie poza, w której obaj Panowie zapozowali do tego zdjęcia.
Mianowicie oboje na tym zdjęciu trzymali się za ręce.
Nie ukrywam, że było to dla mnie bardzo zadziwiające, a sytuacja wyglądała bardzo dwuznaczna i wzbudziła we mnie wiele wątpliwości.
Po chwili jednak przypomniałam sobie, że moją uwagę w zasadzie przykuł dźwięk przychodzącego SMS z komórki taty.
I rzeczywiście, poza tapetą na ekranie startowym było powiadomienie.
Wiadomość, co interesujące, napisał właśnie Christophe.
Przeczytałam ją, nie wchodząc w nią jednak aby nie widniała jako odczytana, bo tata szybko zorientowałby się, że szperałam mu w telefonie.
Treść tej wiadomości zaskoczyła mnie chyba jeszcze bardziej niż zobaczone przed chwilą zdjęcie, bowiem brzmiała ona:
„Twój głos to mój ulubiony dźwięk”.
Niby taki niewinny SMS, jednak mnie coś tu nie pasowało.
Po krótkiej chwili zaczęłam się domyślać, jaka prawda kryła się za tym zdjęciem.
Ta informacja sprawiła, że byłam nawet nie tyle zdenerwowana ile wściekła. Zaczęłam ciężej oddychać, czułam jak moje serce kołatało w mojej piersi...Czułam trzęsienie rąk, w których ledwo trzymałam komórkę ojca...czułam też nagłe uderzenia gorąca.
To by oznaczało, że większość mojego życia to było kłamstwo...Jedno wielkie kłamstwo.
Odeszłam czym prędzej od tego telefonu, bo już nie chciałam widzieć tego wszystkiego.
Po chwili mój ojciec wrócił z ogrodu. Nagle spojrzał na mnie, dokładnie tak jakby sobie o czymś przypomniał, po czym zapytał.
— No i co, przemyślałaś już jak chcesz, aby wyglądała twoja sukienka?
— Sukienka?! Ty mnie teraz o sukienkę pytasz?! A nie uważasz, że powinieneś porozmawiać ze mną o czymś innym, dużo ważniejszym?! Jak mogłeś ukrywać przede mną coś tak ważnego przez dwadzieścia lat?! — Wybuchnęłam nagle, patrząc mu prosto w oczy.
— Ale… O…O czym właściwie mówisz, kochanie? Nie mam pojęcia, o co Ci teraz chodzi.‒ powiedział mężczyzna, patrząc prosto na mnie. Ja jednak nie uwierzyłam w ani jedno jego słowo i wykrzyczałam.
— Już ty dobrze wiesz, o co mi chodzi! Jak można było przed własnym dzieckiem ukrywać coś takiego, i to jeszcze przez prawie całe moje życie?! Powinieneś się wstydzić!
Krzyczałam tak jeszcze dłuższą chwilę. On w tym czasie zamilkł i stał nieruchomo, spuściwszy wzrok w dół na podłogę.
Aż do końca mojego krzyku nie odezwał się ani słowem.
Ja zaś, kiedy już się wykrzyczałam to stwierdziłam, że nie mam ochoty teraz widzieć ojca, więc wyszłam z jego domu, na odchodne trzaskając drzwiami.
Rozdział 3
Prawda boli (Evangelina)
Kiedy wyszłam z domu taty to tak na dobrą sprawę nie wiedziałam, gdzie pójść.
Do domu mamy nie chciałam wracać, bo chyba chciałam odpocząć od rodziców w ogóle. Zastanawiałam się więc chwilę, gdzie mogę się skierować.
W końcu postanowiłam, że najrozsądniejszym wyjściem będzie skierowanie się do domu dziadków, rodziców taty.
Ich dom był co prawda aż po drugiej stronie miasta, ale nie robiło mi to różnicy. Wręcz przeciwnie, tym lepiej dla mnie, bo naprawdę chciałam się znaleźć jak najdalej od rodziców. W końcu udało mi się dojść do domu dziadków. Zapukałam do drzwi i czekałam chwilę.
Po dłuższej chwili usłyszałam kroki. Dokładniej kroki obcasów, więc obstawiałam, że drzwi otworzy mi babcia Larissa.
No i po chwili okazało się, że miałam rację, bo drzwi otworzyły się i stanęła w nich kobieta.
Mierzyła ona metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, miała jasną cerę, średniej długości, falowane, siwe włosy, jasnobrązowe oczy.
Babcia zawsze nosiła idealnie wyprasowane, dopasowane do siebie ubrania, przeważnie czarne.
— Dzień Dobry, kochanie.‒ powiedziała, kiedy mnie zobaczyła. Wiedziałam, że była bardzo zdziwiona moim widokiem.
— Cześć, Babciu. Słuchaj...Mogę tu u was spędzić trochę czasu? — zapytałam nieśmiało, dalej stojąc na progu drzwi.
— Jejku. Jasne skarbie. Ale dlaczego właściwie? Coś się stało? — zapytała babcia, kiedy weszłam do domu i usiadłam na kanapie w salonie.
— Eh...Chyba...Chyba nie chcę o tym gadać.
— Na pewno? Wiesz, widzę, że coś cię dręczy i jako twoja babcia bardzo się o ciebie martwię, moje słoneczko.
— Wiem… Eh… W zasadzie to...Chodzi o tatę.‒ wypaliłam w końcu zezłoszczona i bezradna jednocześnie. Czułam, jak w oczach stanęły mi łzy...To było zbyt wiele emocji jednocześnie jak na tak krótki jeszcze dzień
Babcia spojrzała na mnie i stwierdziła nieco niepewnie
— Ach… A więc już wiesz…
— „Już wiesz”? Co to ma znaczyć?! To rozumiem, że wszyscy wiedzieli już wcześniej, tylko nie ja, tak?! Świetnie! — Wykrzyczałam po usłyszeniu tych słów i już miałam wyjść, ale w ostatniej chwili babcia chwyciła mnie za ramię i powiedziała nadzwyczaj spokojnie
— Eva. Posłuchaj… Wiem, że być może nie masz na to ochoty, ale proszę Cię, porozmawiajmy chwilę. Ja wyjaśnię ci, może nie wszystko ale to co uznam za słuszne, abyś usłyszała od nas.
Nie wiem, dlaczego ale po usłyszeniu tych słów postanowiłam tam zostać i wysłuchać tego, co babcia i opcjonalnie dziadek Samuel będą mi mieć do powiedzenia.
Po chwili w pomieszczeniu poza mną i babcią pojawił się właśnie dziadek.
Był on mężczyzną o jasnej karnacji, mierzącym metr dziewięćdziesiąt sześć wzrostu. Miał bardzo krótkie, kręcone, siwe włosy i jasnobrązowe oczy. Przeważnie nosił proste ubrania, w większości jasne i dopasowane.
Starszy mężczyzna, gdy mnie zobaczył, przywitał się ze mną czule. Jednak w jego oczach dostrzegłam tę niepewność, jakby słyszał te nie do końca jeszcze jasne dla mnie słowa babci.
Tymczasem ona powiedziała do mnie
— Wiesz… Wydaję mi się, a właściwie to w sumie jestem pewna, że twój tata unikał rozmowy z tobą, bo to wszystko to dla niego bardzo ciężki temat.
— Tak? Dlaczego? Co masz na myśli? — zapytałam zaintrygowana
— Cóż...Kiedyś, gdy był młodszy od ciebie doświadczał z tego powodu wielu, naprawdę wielu okropnych sytuacji… Wręcz rzec by wypadało, że przeżywał piekło…
— Co masz na myśli babciu? — zapytałam ponownie bardzo zaintrygowana i, nie będę kłamać, mocno zmartwiona.
Starsza kobieta jednak zamilknęła na dłuższą chwilę po czym powiedziała
— Cóż. I tu właśnie niestety dochodzimy do takiego momentu w tej historii, że ja w ogóle nie czuję się na tyle kompetentna, żeby Ci cokolwiek o tym opowiadać. Myślę, że dla wszystkich najlepiej by było, gdyby resztę opowiedział Ci twój tata… o ile oczywiście będzie chciał i potrafił.
— A myślisz, że będzie chciał mi coś o tym powiedzieć? Bo ja, zważywszy na to, że zanim tu przyszłam to w zasadzie ostro się z nim pokłóciłam o te sprawy, chyba w to wątpię… — zaczęłam ale nie dokończyłam, bo babcia przerwała mi mówiąc nieco niepewnie
— Nawet jeśli się pokłóciliście to jestem pewna, że twój ojciec będzie chciał Ci wszystko na spokojnie wyjaśnić. A przynajmniej na tyle na spokojnie na ile będzie w stanie.
— Jesteś pewna?
— Uwierz mi, dziecko, twoja babcia wie, co mówi.‒ wtrącił się dziadek.
Skoro więc dziadkowie przedstawili mi inną perspektywę w tej całej sytuacji to postanowiłam iść do domu i pogadać z tatą.
Nie powiem, kiedy usłyszałam, że tylko i wyłącznie z powodu swojej orientacji przechodził przez jakieś, jeszcze niewiadome dla mnie, piekło i to kiedy był młodszy nawet ode mnie to zrobiło mi się go strasznie żal i strasznie byłam na siebie wściekła za to, że tak okropnie na niego nakrzyczałam.
Teraz rozumiałam, że być może nie mówił mi wcześniej o swojej orientacji, bo najwyraźniej miał swoje dość poważne powody.
Z jednej strony teraz chciałam wiedzieć więcej, chciałam poznać absolutnie całą prawdę. A z drugiej strony byłam w pełni świadoma tego, że tata może nie chcieć o tym mówić, aby nie wracać wspomnieniami do złych chwil.
W końcu z powrotem stanęłam przed domem taty.
Zdziwiło mnie bardzo, że drzwi były otwarte.
Jednak nie to zaniepokoiło mnie najbardziej. Tym, co było dużo bardziej niepokojące w tym wszystkim była cisza. Przeraźliwa, głucha cisza.
„Hm...Może tata po prostu był zmęczony tymi dzisiejszymi wydarzeniami i zasnął…”
Taka właśnie myśl przemknęła mi przez głowę. Postanowiłam więc wejść cichutko do domu. Przeszłam przez korytarz, którego jedynym wyposażeniem była mała, ciemna, drewniana szafka, w której były schowane lichtarzyki na świece, kropidło i pojemnik na wodę święconą używane co roku podczas wizyty duszpasterskiej.
Drzwi do wszystkich pomieszczeń na parterze były zamknięte, jednak nie na klucz tylko dość lekko, mogłabym więc spokojnie do nich wejść.
Coś mnie jednak tknęło, żeby mimo wszystko porozglądać się po różnych pomieszczeniach w domu i zobaczyć, czy może tata jednak gdzieś nie siedzi.
Zajrzałam najpierw do kuchni. Jednak tam go nie było. Zwróciłam się więc w stronę salonu
— Tato, jesteś tu? — zapytałam cicho po otworzeniu drzwi i zapaleniu światła, jednak odpowiedziała mi głucha cisza.
W łazience również światło się nie paliło. Tak samo w jadalni. Z braku pomysłów zajrzałam nawet do pokoju, który tata w swoim domu urządził specjalnie dla mnie po tym jak on i mama rozstali się i zamieszkali oddzielnie.
Weszłam więc do pomieszczenia, znajdującego się na parterze domu. Był to duży, przestronny pokój utrzymany w różowo-fioletowej stylistyce z białą podłogą. Stało w nim duże łóżko z białą ramą i fioletową pościelą; białe meble, różowa zasłonka i srebrne lampki nocne po obu stronach łóżka. Na jednej z szafek stała maleńka gipsowa figurka aniołka, którą tata zakupił dla mnie na kilka dni po moim chrzcie.
„Hm...Może sprawdzę w sypialni na piętrze. Może rzeczywiście śpi?”
Powiedziawszy te słowa sama do siebie, rzeczywiście skierowałam się po schodkach na piętro domu. Drzwi do sypialni również były przymknięte. I tam też z pozoru panowała głucha cisza.
Jednak mimo wszystko coś mi podpowiadało, że to właśnie tam jest tata. Postanowiłam więc tam wejść. Było to duże przestronne pomieszczenie, z jasną podłogą, ścianami w kolorze zielonym, oknem na którym wisiała biała zasłona. Meble w pomieszczeniu były ciemne. Pościel na łóżku taty była w odcieniu kremowym.
I rzeczywiście, tata tam był. Jednak wyglądał inaczej niż rano… dużo smutniej.
Siedział na łóżku, nieruchomo, w jednej pozycji i to już chyba od długiego czasu.
Wpatrywał się gdzieś w przeciwległą do łóżka ścianę, chociaż nawet wpatrywaniem się bym tego nie nazwała bo jego wzrok był strasznie pusty i nieobecny.
Ruszała się jedynie jego klatka piersiowa, chociaż był to oddech dosyć płytki, jakby myślami był gdzieś daleko stąd.
Obok łóżka, na szafce nocnej, leżał jego telefon i album, który dziś wcześniej wspólnie przeglądaliśmy. Leżała tam także Biblia oraz należący do taty różaniec.
Stanęłam w drzwiach, również w absolutnej ciszy, i obserwowałam go.
Minęło nam na takim siedzeniu w ciszy jakieś piętnaście minut. On przez cały ten czas rzeczywiście nie poruszył się nawet o milimetr. Poza tym wyglądał tak, jakby w sumie nawet nie zanotował mojej obecności w pomieszczeniu. W końcu jednak poruszył się ledwo zauważalnie. Wziął do ręki Biblię i różaniec. Otworzył Pismo święte, przeżegnał się znakiem krzyża i zaczął szeptać...Modlił się.
Zastanawiałam się dłuższą chwilę, czy odezwać się do niego. W sumie bałam się, że jeśli odezwę się tak nagle to mogę go przestraszyć.
Postanowiłam jednak zaryzykować, więc po chwili podeszłam do łóżka, przyklęknęłam przy jego brzegu i cicho zapytałam siedzącego na łóżku mężczyznę
— Hej, Tato...Wszystko dobrze?
Na to pytanie tata wyrwał się z tego dziwnego stanu, w którym był, zwrócił wzrok w moją stronę.
— Hm. Tak. Jasne kochanie. Czemu miało by być niedobrze? Ale powiedz mi, długo tu jesteś? Bo nawet nie zauważyłem, kiedy weszłaś. — powiedział do mnie mężczyzna.
Jednak ja nie uwierzyłam w to ani przez sekundę, bo niby mówił, że wszystko okej, jego twarz była dalej całkowicie obojętna...ale atmosfera w pokoju była jakaś taka smutna. Po chwili dopytałam więc
— Na pewno? Bo szczerze mówiąc nie wyglądasz jakby było dobrze. A co zaś do mnie, jestem tu od jakichś piętnastu minut. A ty? Jak długo już siedzisz tutaj w tym bezruchu?
— Usiadłem tutaj niedługo po twoim wyjściu, czyli siedzę tu już jakieś prawie dwie godziny. I bardzo się przez te dwie godziny o ciebie martwiłem. Ale to wszystko, poza tym jest całkiem okej. — w momencie, kiedy wypowiadał te słowa jego ton i wyraz twarzy dalej był w zasadzie stuprocentowo obojętny, jakby nie chciał zdradzić swoich prawdziwych emocji.
Zaniepokoiło mnie to. Po chwili z zamyślenia wyrwało mnie pytanie zadane mi przez tatę, dalej tym przerażająco obojętnym tonem
— Ale w zasadzie powiedz mi, dlaczego w sumie wróciłaś? Wydawało mi się, że… — po ostatnim słowie urwał swoją wypowiedź i odwrócił ode mnie wzrok, jakby bojąc się dokończyć myśl.
— Dlaczego wróciłam? Bo chciałam pogadać.
— O czym? — zapytał znowu tata, dalej obojętnym tonem, dalej nie chcąc utrzymywać kontaktu wzrokowego. Miałam jednak wrażenie, że on świetnie wie, o co chcę zapytać.
— O tobie. — powiedziałam krótko.
— To znaczy? Co dokładnie masz na myśli? — zapytał znowu, jednak jego ton był już jakby nieco mniej obojętny, choć nie wiem czy mnie to pocieszało bo obojętność chyba bardzo powoli ustępowała miejsca smutkowi.
— Ja… W zasadzie już wiem, że… — zaczęłam delikatnie i niepewnie, nie wiedząc jak daleko mogę się posunąć w tym temacie.
— Że jestem gejem? Tak. To prawda. I w sumie...Przepraszam, że musiałaś się o tym dowiedzieć właśnie w ten sposób, bo… Ja chciałem, żeby to trochę inaczej wyglądało… — powiedział mój tata, chwytając mnie za rękę i uśmiechając się lekko, choć jego uśmiech był i tak dość smutny. Jednak przede wszystkim zadziwiła mnie jego bezpośredniość. Po chwili on jednak kontynuował swoją wypowiedź pytając mnie‒ Rozmawiałaś z dziadkami na ten temat, prawda? Co dokładnie babcia Ci o tym wszystkim powiedziała?
— No...Niewiele szczerze mówiąc. Powiedziała tylko, że to wszystko to dla ciebie bardzo ciężki temat i że gdy byłeś młodszy ode mnie doświadczałeś z tego powodu wielu, naprawdę wielu okropnych sytuacji… Wręcz rzec by wypadało, że przeżywałeś piekło… Chciała, żebym reszty dowiedziała się od ciebie, o ile oczywiście chcesz o tym mówić.‒ powiedziałam zgodnie z prawdą.
Tata tylko westchnął ciężko i stwierdził
— No cóż...Chcę czy nie, jestem ci po prostu winien wyjaśnienia. Po prostu to już czas, żebyś poznała prawdę.
— A myślisz, że ty już jesteś na to gotowy? — zapytałam cicho i nieco niespokojnie, jednocześnie ujmując jego dłoń w swoją i delikatnie przesuwając po niej palcami.
— Szczerze? Nie. Nie byłem, nie jestem… i nie sądzę, że kiedykolwiek będę. Ale wydaję mi się, że lepszego momentu niż teraz już nie będzie.
— Cóż. To...To musi być tylko twoja decyzja. Ja, broń Boże, nie chciałabym cię do czegokolwiek w tej kwestii zmuszać. Jeśli nie chcesz jeszcze rozmawiać na ten temat to to jest całkiem w porządku. — powiedziałam nieco niepewnie, dalej delikatnie gładząc palcami jego dłoń.
— Ja...Dziękuję. W sumie ja tę decyzję podjąłem już jakiś czas temu z tym że ona w sumie nie pójdzie po mojej myśli.
— Dlaczego niby? — zapytałam zaciekawiona tym, że tata zabiera się do poruszenia ze mną tego tematu taką drogą bardzo okrężną. No ale tak jak powiedziałam, to była tylko jego decyzja kiedy, co i w jaki sposób będzie chciał mi na ten temat powiedzieć.
— Cóż, księżniczko. Wiesz… Ty dwudziestego dziewiątego marca kończysz dwadzieścia lat…
— No, tak. No ale...Co to ma do rzeczy?
— Bo… ja z początku planowałem, że… jak by ci to powiedzieć, żebyś nie zrozumiała mnie źle i nie miała mi tego za złe…
— Po prostu, szczerze. Teraz, kiedy już jestem bardziej w temacie to postaram się jak najlepiej zrozumieć każdą decyzję, którą podjąłeś.
— Eh. Okej. Bo...Prawda jest taka, że na początku… Ty… miałaś nie wiedzieć o tym wszystkim. Tak, wiem. To byłoby oszustwo i okropne kłamstwo, ale...nie chciałem źle. Wręcz przeciwnie, długo myślałem o tym, że jeśli nie będziesz nic wiedzieć o tym wszystkim to będzie ci się łatwiej żyło...Intencje miałem dobre… tylko, że kłamstwo w tak ważnej sprawie tak naprawdę na dłuższą metę nigdzie by nie zaprowadziło, a wręcz mogło zniszczyć naszą relację… a tego nie chciałem. Z jednej strony więc nie chciałem żebyś znała prawdę bo chciałem cię chronić przed różnymi potencjalnymi przykrymi konsekwencjami a z drugiej strony nie chciałem cię też kłamać. Musiałem tylko znaleźć odpowiedni moment. Taki, w którym byłabyś odpowiednio dojrzała, aby zrozumieć to wszystko… Dlatego w pewnym momencie, sam już nie pamiętam dokładnie kiedy, zdecydowałem, że najodpowiedniejszym momentem na ujawnienie Ci prawdy będzie właśnie dokładnie dzień twoich dwudziestych urodzin...Ale jak widać los miał na to inny plan, skoro prawda jednak ujrzała światło dzienne nieco wcześniej.
— No cóż… Widocznie tak właśnie miało być. Ale… powiedz mi proszę… — powiedziałam, jednak nie dokończyłam bo nie do końca wiedziałam jak ubrać w słowa to, o co chcę zapytać.
Tata spojrzał na mnie zaciekawiony, jednak nie pośpieszał mnie. Po prostu czekał aż na spokojnie zbiorę swoje myśli i zapytam o to, o co chcę.
Ja zastanawiałam się jeszcze dłuższą chwilę po czym zapytałam najdelikatniej jak umiałam, chociaż pewnie nie wyszło to aż tak delikatnie i subtelnie jak chciałam, bo obawiam się, że zabrzmiało to nieco jak zarzut a to nie było moją intencją
— No dobra… a…a twoje relacje z różnymi kobietami na przestrzeni twojego życia? Między innymi z mamą?
— Eh, kochanie… Jakby ci to powiedzieć. To...przede wszystkim to wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane niż myślisz.
— Ja… oczywiście, na pewno to jest bardzo, bardzo skomplikowane. To pytanie nie miało zabrzmieć jak zarzut tylko… — powiedziałam po chwili nieco nerwowo. Tata jednak zaśmiał się, choć dalej nieco niepewnie, i powiedział
— Tak, jasne. Rozumiem. Po prostu jesteś ciekawa. Masz takie prawo. A co zaś do moich relacji z kobietami… Cóż. Tak na dobrą sprawę to zależało od naprawdę wielu, wielu czynników. Ale...Może zacznijmy to wszystko od samego początku, co?
— No dobrze, tatusiu. Ale...Co właściwie znaczy „od początku”? — zapytałam ojca zaciekawiona.
— No cóż. Jak pewnie wiesz, O swojej orientacji seksualnej, czyli o skierowaniu pragnień seksualnych i uczuciowych, zaczynamy myśleć w okresie dojrzewania. Mamy 12, 13 lat, gdy po raz pierwszy zauważamy w drugiej osobie coś, czego nie ma żadna inna. Zdarza się, że młodym chłopakom zaczynają się wtedy podobać swoi rówieśnicy.
— No… Tak. Wiem o tym, oczywiście… — powiedziałam dość niepewnie, zastanawiając się co tata ma mi do powiedzenia.
— No cóż… Ze mną nie było inaczej. Też miałem trzynaście lat, no trochę ponad w zasadzie, kiedy zorientowałem się kim tak naprawdę jestem…
— Mhm.‒ powiedziałam tylko, słuchając dalej uważnie, co ojciec ma mi do powiedzenia. On popatrzył na mnie, zamilknął na chwilę aby zebrać myśli, po czym kontynuował dość spokojnie jak na razie
— Pamiętam to niemalże jakby to było wczoraj. To był drugi września tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku. Wydawać by się mogło, że będzie to poniedziałek jak każdy inny. Ale nie był.
— Dlaczego? — zapytałam zaciekawiona, jednocześnie odgarniając za ucho niesforny kosmyk swoich długich do łokcia, prostych, czarnych włosów.
Mój tata chyba to zauważył, bo uśmiechnął się lekko i rzekł, na chwilę odchodząc od tematu
— Nie prościej byłoby ci związać włosy w kucyk?
Ja na te słowa przewróciłam tylko oczami, na co mężczyzna zaśmiał się i powiedział
— A wracając do naszego tematu… Tego właśnie drugiego września roku osiemdziesiątego piątego do klasy, w której się uczyłem doszedł nowy uczeń. Niepozorny chłopaczek imieniem David. Miał metr siedemdziesiąt trzy wzrostu, jasną cerę, dużo jaśniejszą od twojej; jego włosy były krótkie, proste o odcieniu kasztanowego brązu. Jednak najbardziej przyciągającą uwagę cechą jego twarzy były oczy. Były w kolorze szarym, wręcz stalowym a ich wyraz był taki...Bardzo głęboki i dojrzały jak na tak młody wiek.
Chłopaczek ten ubrany był w rzeczy, które też mówiły o nim całkiem dużo. Były to rzeczy widocznie nieco stare, proste, z lekka podniszczone, wszystkie jasne, niemal białe.
— Hm...No dobrze, tatusiu, ale… Dlaczego w zasadzie ty mi to wszystko mówisz? — zagadnęłam nieśmiało zerkając w stronę mężczyzny.
On nieśmiało uśmiechnął się, ale znowu jego wzrok powędrował z mojej twarzy w innym kierunku.
Po chwili powiedział dość cicho
— No...No...No wiesz…
Po chwili zauważyłam, że mój tata...czerwieni się. Chwilę mi zajęło zrozumienie,dlaczego...ale szybko to pojęłam i powiedziałam, niby to do ojca a niby do siebie
— A...Twoja pierwsza miłość..
— Eh… Tak.‒ powiedział mój tata bardzo nieśmiało, cały czas się czerwieniąc. Ja cały ten czas delikatnie głaskałam go po ręce, po chwili zapytałam
— Czy...Możesz...czy chcesz… opowiedzieć mi o tym coś więcej?
— Eh...Mogę...Ale… — mężczyzna wypowiadając te słowa zrobił bardzo niepewną minę, dokładnie tak jakby coś go bolało lub jakby czegoś się bał. Szybko więc powiedziałam do niego
— Wiesz, jeśli nie chcesz o tym mówić to nie musisz. A wydaję mi się, że nie chcesz, bo to z jakiegoś powodu mogą być dla ciebie trudne i bolesne wspomnienia. Mam rację?
— Eh… Tak. Szczerze mówiąc tak. Jest parę powodów, dla których to są dla mnie ciężkie i bardzo bolesne wspomnienia, do których sam w sobie raczej nie wracam...Ale tobie naprawdę jestem to winien.‒ powiedział tata, delikatnie się jąkając.
— Oj, tato. Słuchaj. Nic mi nie jesteś winien. Jeśli nie chcesz mi o czymś mówić, z jakichkolwiek przyczyn, to to jest w porządku, rozumiem. Masz takie prawo. Dowiedziałam się już i tak bardzo dużo. To czy powiesz mi więcej to jest tylko twoja dobra wola.‒ powiedziałam, przytulając się do mężczyzny.
— Eh. Eva, rybko. Wiesz, że bardzo Cię kocham, prawda?
— Tak, tatusiu. Ja też Cię bardzo kocham. — powiedziałam, całując tatę w policzek. Kiedy to zrobiłam to poczułam, że jego policzek jest ciepły i delikatnie wilgotny, jakby niedawno płakał. Zmartwiło mnie to. Po chwili zapytałam nieco niepewnie
— A czy będziesz się czuł nieco pewniej i lepiej, jeśli będę Cię trzymać za rękę podczas, gdy będziesz mi opowiadał całość tej historii?
— Ja, no cóż...może.‒ odpowiedział znowu tata niepewnie.
Ja tylko przytaknęłam na te słowa i delikatnie złapałam go za dłoń cały czas delikatnie gładząc ją palcami. Po chwili mężczyzna zapytał
— To na czym skończyliśmy?
— Mówiliśmy właśnie o chłopaku imieniem David, mówiłeś, że był twoją pierwszą miłością.‒ podpowiedziałam mężczyźnie nieśmiało. On tylko przytaknął i powiedział
— A, tak tak. Wracając więc do tematu. Kiedy David do nas doszedł to szybko złapałem z nim wspólny język. A niedługo potem okazało się, że… że łączy nas o wiele więcej niż typowa, męska przyjaźń.
— Rozumiem. I co było dalej? — zapytałam lekko nieśmiało, jednocześnie dając tacie do zrozumienia, że nie musi się śpieszyć z odpowiedzią. On jednak odpowiedział mi niemal natychmiast
— Cóż… Jakby Ci to powiedzieć? Po całkiem niedługim czasie, bo po około dwóch miesiącach, zaczęliśmy się spotykać. Oczywiście wszystko w największej tajemnicy, bo wychowywaliśmy się przecież w bardzo religijnym otoczeniu… A wiesz, jak religia katolicka patrzy na takie rzeczy…
— Tak. Niestety wiem o tym. — powiedziałam, delikatnie głaszcząc tatę po dłoni w uspokajającym geście.
On znowu zamilknął na krótko, jakby chcąc zebrać myśli.
Po chwili jednak znowu odezwał się tym samym, niepewnym tonem
— No i właśnie z racji głównie na otoczenie, do końca siódmej klasy utrzymywaliśmy wszystko w największej tajemnicy. Nie wiedzieli nawet rodzice, bo w wielu rodzinach też był to po prostu temat tabu. Nie mówiło się o tym głośno, a w zasadzie nie mówiło się wcale.
— To musiało być okropne, prawda? Takie trzymanie prawdziwego siebie w tajemnicy… ‒powiedziałam nieśmiało. Tata tylko przytaknął. Przez dłuższą chwilę zapanowała nieco niezręczna cisza.
W końcu tata przerwał ją mówiąc
— Cóż… Tak. Trochę było...Ale nie to jest w tej całej historii najgorszym elementem.
Zaskoczyło mnie, a jednocześnie bardzo zmartwiło to, że w tej historii mógł być jeszcze gorszy element, być może nawet było tych elementów więcej niż jeden, niż ukrywanie prawdy o sobie przed najbliższymi. Dlatego bardzo chciałam słuchać dalej.
Tata o dziwo chciał mówić dalej, bo po krótkiej przerwie na oddech kontynuował
— Cóż. Siódma klasa minęła nam całkiem spokojnie, poza utrzymywaniem naszej relacji w tajemnicy. Większe problemy zaczęły się dopiero w klasie następnej.
— Tak? A dlaczego? Znaczy...jeśli oczywiście mogę wiedzieć.
— Eh… Oczywiście, kochanie, że możesz tylko...Nie wiem, czy powrót do tego wszystkiego będzie dla mnie łatwy. Wręcz obawiam się, że może być bardzo ciężki.‒ powiedział tata
To powiedziawszy zamilkł na dłuższą chwilę. Czekałam na dalszą część jego wypowiedzi a z kolei on chyba chwilę zastanawiał się, co dalej chce powiedzieć. Jednak koniec końców zamiast kontynuować wypowiedź on tylko westchnął ciężko i wskazał palcem na album ze zdjęciami leżący na szafce nocnej. Ten sam album, który oglądałam z nim dziś rano.
— Album? Czy...Czy w tym albumie jest coś ważnego dla twojej dalszej wypowiedzi? ‒zapytałam nieco niepewnie przeniósłszy wzrok na tenże album.
Tata przytaknął, więc wzięłam rzeczony przedmiot i otworzyłam go. Nagle tata przejął go ode mnie i sam zaczął kartkować. Zatrzymał się dopiero na tej stronie albumu, na której było dokładnie to zdjęcie, które rano chciałam mu pokazać. Dokładnie ta fotografia, na której poza moim tatą było trzech innych nieznajomych mi chłopaków.
— Tato. Dokładnie to samo zdjęcie pokazałam Ci dziś rano. Ale ty patrzyłeś na nie bardzo krótko, dokładnie tak jakbyś bał się czegoś albo kogoś na tej właśnie fotografii...Bo się boisz. Mam rację? — zapytałam niemal szeptem. On tylko przytaknął aby po chwili wskazać palcem na tych trzech chłopaczków. Po chwili wypowiedział równie cicho tylko jedno słowo
— Oni.
— Co „Oni”? — spojrzałam na niego zdziwiona. On więc po chwili wrócił do przerwanej historii mówiąc
— Tak Jak już mówiłem większe problemy a propos mojego związku z Davidem zaczęły się w klasie ósmej, kiedy mieliśmy czternaście lat. Głównie dlatego, że… wtedy właśnie nasza relacja nagle przestała być tajemnicą.
— Dlaczego? — zapytałam skonfundowana. Mój tata więc znowu spojrzał na album i powiedział
— Cóż. Można powiedzieć, że pomimo największej naszej ostrożności parę „życzliwych” osób się jednak o tym dowiedziało.
Nagle jednak przerwał, jakby chciał dać mi pomyśleć chwilę nad jego słowami. Ja rzeczywiście zastanowiłam się chwilę, nagle zwróciłam oczy ku albumowi i temu zdjęciu i zapytałam znowu niemal szeptem i z lekko załzawionymi oczami
— Oni?
— Eh… Tak, Eva. Oni. Darnell Wembley, Cameron Spear i Ethan Warrick. Trójka klasowych zabijaków… Dowiedzieli się… i zaczęli nas dręczyć.
— W jaki sposób? — zapytałam dość nieśmiało i patrząc na reakcję taty. On po tym pytaniu jakby nieco speszył się i powiedział
— Cóż… Głównie to były jakieś tam wyzwiska. Przynajmniej na początku.
Ja tylko przytaknęłam na znak, że zrozumiałam. Z jednej strony chciałam znać absolutnie całą prawdę, ale z drugiej chyba po tych przezwiskach mogło być już tylko gorzej, więc chyba niekoniecznie chciałam wiedzieć, co wydarzyło się dalej. Jednak skoro powiedziałam „A” to trzeba było też powiedzieć „B”. Zapytałam więc
— A co było dalej?
Tata znowu chwilę milczał, aby w końcu odezwać się
— Eh, doszło też do kilku takich sytuacji, że nas obili… Parę razy wracałem pobity do domu, oczywiście na poczekaniu wymyślając jakąś wymówkę, dlaczego wracam w takim stanie, bo nasze rodziny dalej nie znały prawdy…
Ja z coraz większym trudem wstrzymywałam łzy słuchając tej historii.
Coraz lepiej rozumiałam, dlaczego tata tak długo nie mówił mi prawdy. Miałam jednak wrażenie, że dalsza część tej opowieści będzie jeszcze bardziej bolesna.
Pomimo strachu przed tym, co mogłam usłyszeć zapytałam nieśmiało
— No i co...co było dalej?
— Cóż. Ja na początku jakoś starałem się to wszystko znosić. Z Davidem było gorzej, bo to strasznie wrażliwy chłopak był. Na niego to wszystko strasznie źle wpłynęło. Na tyle źle, że w pewnym momencie zaczął po prostu sam sobie robić krzywdę, dochodziło u niego do napadów autoagresji, aż w końcu… ‒tu mój tata znowu przerwał na chwilę.
Zauważyłam, że jemu jako pierwszemu zaczęły lecieć łzy z oczu, więc zakładałam iż ta historia nie miała szczęśliwego zakończenia. Kiedy jednak tata spostrzegł, że zauważyłam jego łzy to szybko odwrócił ode mnie wzrok, otarł te łzy aby po chwili znowu zwrócić oczy w moją stronę. Ja chwyciłam go nieco mocniej za rękę i zaczęłam ponownie głaskać palcami jego dłoń. Po chwili zapytałam
— Czy chcesz mi powiedzieć, co się stało później?
— Cóż...Mogę, ale myślę, że ty sama jesteś w stanie się tego domyślić. — tata powiedział to bardzo smutnym tonem. Ja westchnęłam ciężko i zapytałam, choć było to raczej pytanie retoryczne
— Eh...Nie wytrzymał tego, prawda?
— Nie. Pewnego dnia, jeszcze w pierwszym semestrze, na samym początku, po prostu wyszedł ze szkoły po ostatniej lekcji tego dnia i… i już się więcej nie pojawił. Znaleziono go tego samego dnia… Już bez życia.
— Jak?… ‒z moich ust wydobyło się jedynie to jedno słowo, ale mój tata chyba domyślił się, jak brzmiałaby dalsza część pytania bo odpowiedział
— Cóż… Tego do dziś nikt nie jest do końca pewien.
— No… A ty? Jak ty przeżyłeś tę sytuację? I...co działo się z tobą później? — dopytywałam dalej.
Z jednej strony byłam tym wszystkim coraz bardziej zaciekawiona, a z drugiej nie chciałam zmuszać Taty do wyjaśnień, których nie chciałby mi udzielać.
Po chwili mężczyzna oparł brodę na ręce i westchnął, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Po chwili dłuższego namysłu, wywołanego prawdopodobnie potrzebą przypomnienia sobie tych bolesnych chwil, powiedział do mnie
— Ja...No, co Cię będę okłamywał. Przeżyłem to wszystko bardzo, bardzo ciężko. I dopiero wtedy, w tamtym okropnym momencie, zdecydowałem się powiedzieć rodzicom prawdę...Dziś wiem, że miałem ogromne szczęście bo ku mojemu zdziwieniu przyjęli to wszystko lepiej niż się spodziewałem. Choć oczywiście bali się o mnie z wielu względów… Zresztą jak się później okazało całkiem słusznie.
— Co...Co masz na myśli? Czy po tym jak im powiedziałeś stało się coś złego?
— No. Tak. W zasadzie tak. Co prawda nie było to od razu po tym, jak im powiedziałem tylko prawie równo pół roku później, ale jednak.
— A...Co dokładnie się stało?
— Cóż… Z racji, że zostałem sam to byłem jeszcze łatwiejszym celem dla wcześniej wspomnianej trójki, która chyba umówiła się na to, że przez całą resztę szkoły będę mi z tego powodu uprzykrzać życie. Przez całą resztę drugiego semestru ósmej klasy byłem ofiarą jeszcze co najmniej kilkudziesięciu serii nieprzyjemnych wyzwisk i nie mniejszej ilości pobić...Ale to jeszcze było w sumie nic. W klasie kolejnej było dużo, dużo gorzej…
— Co masz na myśli, tatusiu?
— Cóż, po kolejnym semestrze pastwienia się nade mną klasowi chuligani uznali, że to najwidoczniej za mało i że zrobią mi coś o wiele, wiele gorszego. I tak w drugim semestrze pierwszej klasy szkoły średniej, pewnego wczesnowiosennego jeszcze dnia przeżyłem… Cóż… Jakby ci to delikatnie powiedzieć… Zhańbienie. Po prostu Zhańbienie. O dziwo przy kilku świadkach, z których żaden nie zareagował… I zresztą nie tylko jedno, bo niedługo później spotkała mnie inna krzywda… już nie z ich ręki.
— Kto jeszcze cię skrzywdził? — postanowiłam zapytać, choć chyba bałam się odpowiedzi.
— Eh… Miejscowy ksiądz… Eva… Wiesz, co to jest tak zwana terapia konwersyjna...prawda? Przytaknęłam tylko nieśmiało. Po chwili więc ojciec kontynuował
— Cóż, więc… za sprawą tego księdza ja...prawie stałem się jedną z ofiar tego… Tego „czegoś”…I zresztą nie tylko tego…
Zaczęłam się bać, bo domyślałam się, że za słowem „Zhańbienie” kryje się coś o wiele, wiele gorszego. I niestety chyba dokładnie domyślałam się, co.
Z coraz większym trudem słuchałam historii opowiadanej mi przez ojca. A kiedy jeszcze doszły do tego słowa o terapii konwersyjnej i… czymś jeszcze to czułam jak coraz bardziej rozdziera mi to serce.
Po chwili jednak, kiedy jeszcze udało mi się powstrzymać płacz, zapytałam tatę nieśmiało
— I...Co działo się z tobą po tym, jak… jak cię skrzywdzili?
— Cóż. Gdybym powiedział, że nic wielkiego, to bym skłamał. Bo to, co się wtedy stało, bardzo się na mnie odbiło. Przez długi czas nie mogłem zrozumieć, dlaczego takie coś spotkało akurat mnie, czułem nienawiść do całego świata; ale chyba przede wszystkim do samego siebie i na dość długo bardzo zamknąłem się w sobie. Nikomu nie chciałem powiedzieć, co się wtedy stało. A nawet, gdybym powiedział to i tak nikt nie mógł za bardzo nic z tym zrobić. Byłem w tym sam, co było wybitnie dobijające… — tu tata przerwał na chwilę.
Czekałam na dalszą część tej historii, jednak tata milczał uparcie jakby znowu zastanawiając się, co chce mi powiedzieć.
W końcu po dłuższej chwili milczenia mężczyzna zapytał mnie niepewnie
— Eva, kochanie...Czy ty pamiętasz, że mam pewną bliznę na piersi?
— Tak, tato. Oczywiście, że pamiętam. I jeśli mam być szczera to od zawsze zastanawiałam się, skąd ona się w zasadzie wzięła.
— No,cóż...Chyba właśnie nastała najwyższa pora, aby opowiedzieć Ci jej historię.
Bałam się, co mogę za chwilę usłyszeć. Choć jednocześnie już doskonale się tego domyślałam. Ale skoro tata chciał mówić to nie zamierzałam mu przerywać.
Po chwili mężczyzna powiedział
— Cóż… Po tym wszystkim co przeżyłem w wieku zaledwie od trzynastu do piętnastu lat to...próbowałem zrobić to, co niedługo wcześniej zrobił David… Z tym, że mnie się nie udało i zamiast wytchnienia przez jakiś czas poza bólem psychicznym czułem też ból fizyczny… Z tym tylko, że ten psychiczny jest zdecydowanie gorszy, bo czuję go do dziś w czasie kiedy ten fizyczny już dawno przeminął.
Po tych słowach już nie mogłam, widziałam że tata chce jeszcze coś powiedzieć, ale już nie mogłam wytrzymać i musiałam wybuchnąć. Toteż wybuchnęłam, jednocześnie płaczem a jednocześnie słowami
— Jej...To…To wszystko, co oni Ci zrobili...to było...To jest wręcz...Okropne...koszmarne...makabryczne...potworne...straszne...nieludzkie… To mało powiedziane! Po prostu nie ma słów na to, żeby opisać, jak bardzo złe jest to, co przeszedłeś.
— Wiem, Eva. Wiem, kochanie. Nie przejmuj się tym...To...to już przeszłość. Już minęło. — Tata starał się mówić spokojnym i cichym tonem głosu, jednocześnie głaszcząc mnie delikatnie po włosach, aby tylko mnie uspokoić.
W jego tonie wyczułam jednak, że on sam nie wierzy w to, co mówi. On sam też się bał tego, co przeżył w przeszłości. Mimo, że wydarzyło się to już kilka dekad temu to na niego i jego obecne życie dalej to źle wpływało.
Rozdział 4
Dalsze rozliczenia z przeszłością (Evangelina)
Cóż. W tej historii coraz więcej rzeczy stawało się dla mnie jasnych i wręcz boleśnie zrozumiałych, jednak jeszcze nie wszystkie.
W czasie naszej dotychczasowej rozmowy słońce zdążyło już zejść z samego szczytu nieboskłonu a aktualnie chyliło się powoli ku zachodowi. Ten dzień obfitujący w moc emocji powoli dobiegał końca, kiedy ja dalej rozmawiałam z tatą o jego smutnej przeszłości.
Po chwili zapytałam ojca o coś, co nurtowało mnie od niemalże początku tej rozmowy
— No, dobrze. Ale powiedz mi proszę, co w końcu z tymi twoimi relacjami z kobietami?
— Eh. No cóż. Takie sytuacje były częste wśród mężczyzn w moim wieku, którzy że tak powiem „nie wpasowywali się w normę”. Nierzadko oni, a raczej my. nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy się ożenić i założyć rodzinę. Niezależnie od swojej orientacji seksualnej. Poza tym małżeństwo, rodzina oznaczały dla wielu uznanie społeczne. Kiedyś żonaci cieszyli się większym poważaniem społeczności, rodziny, zarabiali więcej pieniędzy. Nie było innej drogi dla homoseksualnego mężczyzny — musiał się ożenić. Presja rodziny potrafiła być tak duża, że nawet stanowczy mężczyźni jej ulegali.
— Jej...To musiało być bardzo, bardzo ciężkie dla wielu z was… — powiedziałam patrząc na tatę.
— Cóż...Było. Ale to w sumie nie był jedyny powód. Wielu facetów próbowało udowadniać też coś swoim matkom — rekompensować lub zaspokajać ich oczekiwania. Dwadzieścia lat temu w patriarchalnym modelu rodziny było nie do pomyślenia przyznanie się do odmiennej orientacji. Nawet dziś nie jest to łatwe. Poza tym kiedyś, pracując w tzw. męskim zawodzie — policjanta, strażaka, pilota — dobrze widziane było posiadanie rodziny. Ta presja sprawiała, że homoseksualni mężczyźni starszego pokolenia wiązali się z kobietami i zakładali rodziny.
— Robili to, wiedząc, że z kobietą nie stworzą kompletnego związku? — zapytałam zdziwiona i zbulwersowana, nie tyle zachowaniem tych mężczyzn co ich rodzin nakładających na nich tak wielką presję.
— Tak. W większości to były świadome, przekalkulowane decyzje, Nierzadko ślub załatwiał im spełnienie norm społecznych i oczekiwań rodzinnych. Poza tym niektórzy chcieli mieć dziecko. Tak, jak ja…Ale...do tego wrócimy. Niektórzy wchodzili w związek z kobietą, angażując w to uczucia. Była przyjaźń, szacunek. Często początki takich małżeństw miały miejsce w pracy — wspólny dział, śmiechy, zrozumienie. W końcu zostają parą, biorą ślub.
— No, dobrze. Rozumiem...Ale jak to dokładnie było z tobą? — zapytałam zaciekawiona. Tata spojrzał na mnie z troską w oczach i powiedział
— Ze mną… Cóż. Kiedy wszedłem w szesnasty rok życia to stwierdziłem, że może jednak spróbuję wejść w związek z kobietą...Ale żadna z tych prób nie trwała długo. Najdłuższy mój związek z kobietą trwał pięć lat, ale to nie było to, czego chciałem. Oczywiście wszystkie z nich znały o mnie prawdę, ale z jakichś przyczyn nie odrzuciły mnie… A potem długo byłem singlem. Do momentu, w którym poznałem twoją mamę. I, no cóż… Albo to była miłość, jeden jedyny raz, kiedy czułem romantyczną miłość w stosunku do kobiety… a jeśli nie to to było uczucie tak bliskie miłości jak tylko się da.
— A...Czy...Czy mama wiedziała...No wiesz… — próbowałam zapytać najdelikatniej jak tylko potrafiłam. Tata przytaknął tylko delikatnie
— Oczywiście, że wiedziała. Chociaż bardzo się bałem jej reakcji to powiedziałem jej po niedługim czasie od rozpoczęcia związku. Bałem się bardzo, że jak tylko to usłyszy to mnie odrzuci...ale tak się nie stało. Z jakiejś przyczyny ten związek po moim wyznaniu trwał.
— A potem? — zapytałam znowu zaciekawiona ale dalej trochę niepewna.
— Cóż… Potem… potem w naszym życiu pojawiłaś się ty. Kiedy dowiedziałem się, że zostanę ojcem to naprawdę byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi choć z drugiej strony, jak już wiesz, miałem też pełno obaw. Ale one wszystkie odpuściły, przynajmniej na jakiś czas, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem. Pokochałem Cię bezgranicznie… I kocham do dziś, z każdym dniem mocniej.
Te słowa wypowiedziane przez mojego tatę były bardzo miłe. Jednak wiedziałam, że to jeszcze nie koniec tej historii. Po chwili zapytałam więc
— Ale w końcu rozstaliście się z mamą. Doskonale wiedziałeś, że to się stanie, prawda?
— Tak. Wiedziałem, że to prędzej czy później będzie musiało nastąpić. Ale na szczęście przebiegło to wszystko bardzo spokojnie i bardzo się cieszę z tego, że udaje nam się utrzymywać przyjacielskie relacje.
— No, dobrze. A twoje kolejne relacje z kobietami?
— Cóż… W zasadzie chyba śmiało mogę powiedzieć, że… Że robiłem to dla ciebie.‒ powiedział mój tata niepewnie.
Zdziwiłam się bardzo na te słowa, spojrzałam na niego i zapytałam
— Jak… Jak to dla mnie?
— No cóż. Chciałem, żebyś wychowywała się w rodzinie po pierwsze na tyle pełnej na ile się da a po drugie tradycyjnej. Gdybym po rozstaniu z twoją mamą zaczął żyć zgodnie ze sobą to to byłby dla ciebie za duży szok…
— Ale takie życie nie było dobre dla twojej psychiki, co?
— Może i nie było, ale dla mnie od początku najważniejsze było twoje szczęście. Nie chciałem się zachowywać w jakikolwiek sposób samolubnie…
— Ale teraz, co prawda po bardzo długim czasie, możesz przecież żyć w zgodzie ze sobą i nie trzymając tego w tajemnicy.
Mój tata na te słowa westchnął tylko ciężko. Po chwili milczenia i spojrzeniu w okno powiedział
— Wiesz co, Eva. Jest już bardzo późno. Idź się połóż, obiecuję Ci, że dokończymy tę rozmowę jutro.
Przytaknęłam tylko, bo rzeczywiście zaczęłam się czuć z lekka zmęczona.
Poszłam więc do pokoju, który zajmowałam zawsze gdy spałam u taty. Udało mi się zasnąć zaskakująco szybko.
Nazajutrz obudziło mnie pukanie do drzwi pokoju. Wstałam więc, ubrałam się i otworzyłam. Okazało się, że to mój tata pukał. Kiedy otworzyłam to powiedział do mnie
— No dzień dobry, moja śpiąca królewno. Dobrze się spało?
— Cóż… Tak, o dziwo w miarę dobrze. A tobie jak minęła noc? — zapytałam zaciekawiona
— Cóż, też nawet całkiem spokojnie. Ale chodź do jadalni. Zdążyłem już przygotować śniadanie. Przy śniadaniu dokończymy wczorajszą rozmowę.
Tak też zrobiliśmy. Poszliśmy do jadalni i zasiedliśmy do wspólnego śniadania. Przed posiłkiem tata odmówił krótką modlitwę. W międzyczasie jedzenia ja zastanawiałam się, jak poruszyć dalej wczorajszy temat.
W końcu jednak tata powiedział
— Cóż. Pewnie jesteś ciekawa, jak na wiadomość o mojej orientacji zareagowały moje późniejsze partnerki, co?
— Tak. Szczerze mówiąc tak.‒ odpowiedziałam popijając kawę.
— No cóż. Wszystkie dowiadywały się po niedługim czasie od rozpoczęcia przez nas związku. Dlatego też w sumie dziwię się, że wszystkie te związki trwały aż tak długo…
— A czy któraś z nich była na ciebie zła z tego powodu? Czy były o to kiedyś jakieś awantury? — zapytałam lekko zmartwiona.
— Nie. Raczej o dziwo wszystkie znosiły to na spokojnie. Może dlatego, że po tym co spotkało mnie jak pamiętasz w wieku piętnastu lat bardzo długo nie chciałem i nie potrafiłem związać się ponownie z mężczyzną…
— Do momentu, w którym poznałeś Christopha?
— Tak. Choć oczywiście to wszystko… ten związek...to nie wynikło od razu. W zasadzie mój związek z Christophem jest stosunkowo świeżą sprawą.
— To znaczy? — zapytałam zaciekawiona.
— Cóż. Jak wiesz poznaliśmy się już 8 lat temu. Ale w związku jesteśmy dopiero od roku, no może półtorej.
— Czyli początek twojego związku z Christophem przypadł na czas, kiedy jeszcze byłeś z Nicolette?
— Cóż… Tak. Wiem, że to w gruncie rzeczy brzmi okropnie, bo jakby nie patrzeć to była zdrada. Z tym, że ona o wszystkim wiedziała i nie powiedziała na to ani słowa. A kilka miesięcy temu postanowiliśmy, że po prostu się rozstaniemy. Ale oczywiście pozostaliśmy przyjaciółmi.
— Ale twój związek z Christophem jeszcze nie jest, że tak powiem oficjalny, co?
— Nie. W zasadzie… W zasadzie wstyd mi się do tego przyznawać, ale… ty nie jesteś jedyną osobą, która do tej pory nie miała o tym wszystkim pojęcia.
— Naprawdę? Czyli jest ktoś jeszcze, kto o niczym nie wie?
— Tak… I to nawet nie jedna osoba… — powiedział mój tata
— Kogo dokładnie masz na myśli, tatusiu? — zapytałam patrząc na mężczyznę z zaciekawieniem. On po chwili westchnął i zaczął mi wymieniać
— Cóż… Tatiana, Sabrina, Katarina, Louis, Arthur, Sebastián, Auguste, Edward i Christian. Żadne z nich nie wie…
— Wiesz… W zasadzie z jednej strony nie dziwi mnie to, bo po tym co przeżyłeś wiem, że pewnie bałeś się opowiadać o tym wszystkim i musiałeś uważać, komu ufasz...Ale przecież większość z nich znasz już ponad dwie dekady. Myślę, że możesz im zaufać na tyle, aby w końcu powiedzieć im prawdę, bo ukrywanie tego przed nimi nie ma sensu…
— Tak. Wiem, rybko. I źle się czuję z tym, że tak długo ich okłamywałem bo przyjaźń zbudowana na kłamstwie jest nic nie warta, ale z drugiej strony...Ja...chyba...Na pewno...boję się tego, że jak teraz po tylu latach powiem im prawdę to oni mnie znienawidzą i odrzucą…
— Jejku, tato. Nie martw się. Przecież jesteście przyjaciółmi, a w zasadzie niemalże rodziną. Oni cię kochają i dalej będą kochać takiego, jakim naprawdę jesteś. Jestem tego pewna.
— No...Może. — powiedział niepewnie mój tata.
Rzeczywiście większość z wymienionych przez siebie osób tata znał ponad dwie dekady. Wszyscy z nich, poza Katariną, należeli do klubu poetyckiego, złączyła ich miłość do poezji. Zaś Katarinę tata poznał dwa lata temu w pracy, ale od tamtego czasu szybko się zaprzyjaźnili.
— Tato… A może zaprosisz wszystkich tutaj do nas na spotkanie?
— W sensie… Że dzisiaj? ‒zapytał mój tata z lekkim strachem w głosie.
— Nie, nie..Oczywiście, że nie. Wtedy, kiedy będziesz gotowy im powiedzieć.‒ powiedziałam uspokajająco.
Nie chciałam, żeby tata czuł, że go pośpieszam. To wszystko musiało się dla niego dziać wolno i spokojnie.
Po chwili jednak mężczyzna powiedział
— Wiesz co, Eva? Ja… Z jednej strony bardzo się boję ich reakcji, tak jak bałem się twojej. Ale z drugiej strony nie chcę już dłużej okłamywać swoich najbliższych. Ja...To jest chyba najwyższa pora, aby im powiedzieć.
— Cóż. Powiedziałam to raz i teraz to powtórzę. To musi być tylko twoja decyzja. Nie musisz im mówić teraz jeśli jeszcze nie czujesz się na to gotowy, bo wiem że to będzie wymagało od ciebie bardzo dużo odwagi. Możesz z tym poczekać; tydzień, miesiąc...Nawet rok jeśli tego właśnie potrzebujesz. — powiedziałam do niego uspokajająco.
Chciałam mu pomóc jak najbardziej jak mogłam. Choć z drugiej strony przecież sama musiałam nauczyć się żyć w tej nowej dla mnie rzeczywistości.
Nauczenie się tego na pewno będzie dla mnie trudnym zadaniem, ale dla taty zrobię przecież wszystko. On przecież przez prawie dwadzieścia lat mojego życia robił wszystko, co w jego mocy abym ja była szczęśliwa, więc teraz ja musiałam zrobić dla niego to samo.
Choć w tym wszystkim było jeszcze parę spraw, które mnie nurtowały. Uznałam jednak, że na rozmowę o nich z tatą przyjdzie jeszcze odpowiedni czas.
Po wspólnym śniadaniu każde z nas zajęło się swoimi sprawami. Myślałam, że tata znowu z jakichś przyczyn będzie chciał unikać rozmów na ciekawiący mnie temat, bo obawiałam się, że moja propozycja rozmowy z jego przyjaciółmi wydała mu się zbyt nachalna i po prostu go przestraszyła.
Zdziwiłam się więc bardzo, kiedy po kolacji tata zaproponował mi
— Eva...Możemy chwilę porozmawiać?
— Jasne, tato. W zasadzie też chciałam porozmawiać, bo zastanawia mnie jeszcze kilka kwestii związanych z naszymi wcześniejszymi rozmowami i tym, co mi powiedziałeś tylko...nie chciałam oczywiście niczego przyspieszać.
— Wiem, księżniczko. I dziękuję Ci za to. Ja...Chyba jestem gotowy na to, żeby odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania.
Ja zastanowiłam się chwilę bo w mojej głowie kłębiło się w sumie tyle pytań, że na dobrą sprawę nie wiedziałam od czego chcę zacząć.
Po chwili, dość niepewnie i najdelikatniej jak tylko potrafiłam, zapytałam
— Jeśli mogę zapytać...Na jakim etapie jest twoja relacja z Christophem?
— Cóż… Póki co nie rozmawialiśmy za bardzo o jakiejkolwiek potencjalnej wspólnej przyszłości z dwóch powodów w sumie. Po pierwsze, jak już Ci wspominałem, nasz związek jest jeszcze dość świeżą sprawą więc myślę, że na takie rozmowy i wszelkie potencjalne poważniejsze deklaracje jeszcze przyjdzie czas. A po drugie… w sumie to trochę moja sprawka. Bo to ja nie chciałem prowadzić jakichś bardziej poważniejszych rozmów na ten temat, dopóki ty się o wszystkim nie dowiesz. Nie chciałem robić czegoś aż tak poważnego za twoimi plecami.
— Jasne. Rozumiem.
— Czy o coś jeszcze chciałabyś mnie zapytać?
— Tak. W sumie tak...Czy macie już za sobą swój pierwszy pocałunek?
‒No...Nie. Z tych samych względów, po prostu Ja wolałem na razie z tym poczekać.
Przytaknęłam. Tata spojrzał na mnie zaciekawiony, zapewne czekając na kolejne moje pytanie. Ja jednak wstrzymywałam się z zadaniem go, bo nie chciałam sprawić Tacie przykrości.
— Eva, kwiatuszku. Czy chcesz mnie zapytać jeszcze o coś?
— No… Tak, szczerze to chciałabym tylko...Nie wiem, czy tym pytaniem nie sprawię Ci przykrości… A tego bym bardzo nie chciała.‒ powiedziałam chwytając go za rękę.
Tata uśmiechnął się, przytulił mnie mocno i powiedział spokojnie
— Cóż. Spodziewam się, że część pytań które chcesz mi zadać jest ciężka. Ale wiem też, że nie chcesz dla mnie źle. Po prostu jesteś ciekawa wielu rzeczy związanych z naszą nową sytuacją…
Ja westchnęłam tylko ciężko, zebrałam myśli i dość niepewnie zagadnęłam mężczyznę
— Tato, bo...Powiedziałeś,że...Kiedy miałeś piętnaście lat to pewnego wczesnowiosennego dnia spotkało cię zhańbienie.
— No tak. Tak właśnie powiedziałem.‒ zaczął mój tata nieco niepewnie po czym zapytał‒ Ale dlaczego właściwie o to pytasz? Czy coś jeszcze ciekawi cię w tej kwestii?
— Tak. A propos tej konkretnej kwestii ciekawi mnie jeszcze tylko jedna rzecz.‒powiedziałam. Po chwili zapytałam‒ Co to dokładnie był za dzień?
— Cóż… ‒zaczął mój tata półgębkiem‒ To była niedziela…
— Którego? — zapytałam z zaciekawieniem ale starając się, żeby nie zabrzmiało to zbyt nachalnie. Na to tata wzdrygnął się nieznacznie i powiedział cicho, wręcz szeptem
— Dwudziesty dziewiąty marca…
Przysłuchiwałam się tym słowom przerażona. Po chwili w oczach stanęły mi łzy, a po kilku kolejnych minutach już absolutnie wręcz wybuchnęłam płaczem. Tata zauważył to i powiedział
— Eva… księżniczko, nie płacz. Jest okej…
Po chwili poczułam, że tata mnie mocno przytula i głaszcze po włosach, abym się uspokoiła.
Po chwili usłyszałam jak mówi do mnie smutno
— Eva, Ja...przepraszam. Nie powinienem był Ci tego mówić… Wiedziałem, że to się tak skończy…
Wtuliłam się w klatkę piersiową taty z całych sił. To, czego się dowiedziałam sprawiło, że byłam bardzo smutna.
Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam w ramionach taty.
Przespałam tak prawdopodobnie całą noc, bo obudziłam się nad ranem następnego dnia.
Tata dalej mnie przytulał. Zauważyłam, że w międzyczasie on sam też zasnął. Nie chciałam go obudzić, więc tylko wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. Jednak po półgodzinie tata obudził się. Kiedy zauważył, że ja też się obudziłam to powiedział do mnie
— Dzień Dobry, kochanie. Czy...dobrze spałaś?
— Cześć, tato. Wiesz, całkiem dobrze spałam… A ty?
— Ja...No… — mój tata zaczął się delikatnie jąkać. Ja już nauczona doświadczeniem wiedziałam, że to nie znaczyło nic dobrego toteż zapytałam mężczyznę
— Wszystko z tobą w porządku?
— Nie do końca. Szczerze mówiąc to… miałem koszmar...Ale to już nie ważne.
— Na pewno? Bo wiesz..gdybyś jednak chciał o tym porozmawiać to jestem tu dla ciebie.‒ powiedziałam głaszcząc tatę po policzku.
— Wiem, rybko. Dziękuję Ci...bardzo, bardzo Cię kocham, wiesz? — powiedział do mnie mężczyzna. Ja zaśmiałam się i rzekłam
— Tak, tatusiu. Wiem. Przez ostatnie dwa dni mówiłeś mi to co najmniej kilkanaście razy.
Po chwili zapadła między nami nieco niezręczna cisza. Trwała paręnaście minut. W końcu odezwałam się niepewnie
— Tato?
— Tak, rybeńko?
— A czy dziś nie mija przypadkiem 22 rocznica waszego pierwszego spotkania w klubie poetyckim?
— Tak, Eva. I wiesz, co? W sumie...to jest chyba idealny moment na to, żeby zaprosić wszystkich na jakieś miłe spotkanie towarzyskie i… poruszyć z nimi pewne tematy…
— Cóż… Jeżeli ty czujesz, że już jesteś gotowy to tak jest. Ale pamiętaj, że w każdej chwili możesz się wycofać… A ja zaakceptuje każdą twoją decyzję. Jeśli zdecydujesz się jednak im powiedzieć, to możesz liczyć na moje pełne wsparcie.
Tata przytaknął tylko, wziął telefon do ręki i wystukał na klawiaturze pierwszy z dziewięciu numerów. Był to numer do Cioci Tatiany.
Ciocia była niecałe półtorej roku starsza od taty.
Miała metr osiemdziesiąt osiem wzrostu, była więc wyższa ode mnie o prawie trzydzieści centymetrów.
Jej cera była jasna; miała też średniej długości, falowane, złote blond włosy najczęściej upięte w kok oraz niebieskie oczy.
Najczęściej ciocia nosiła nowe, formalne ubrania, przeważnie w ciemnych kolorach.
Mieszkała całkiem niedaleko, zresztą tak jak cała reszta ich paczki od kiedy przyjaźnili się z tatą.
Tata rozmawiał chwilę z ciocią. Z ich rozmowy udało mi się usłyszeć, że ciocia będzie u nas za jakieś dwie godzinki.
Natychmiast po zakończeniu tej rozmowy tata wykręcił kolejny numer. Tym razem numer cioci Sabriny. Była ona najmłodsza z całej ich paczki, dziesięć lat młodsza od mojego taty.
Była ona przeciwieństwem cioci Tatiany.
Miała metr sześćdziesiąt osiem wzrostu; jasną cerę,
błyszczące, ciemnobrązowe włosy do ramion splecione w warkocz oraz brązowe oczy, jaśniejsze od moich.
Nosiła też nieskazitelne, tradycyjne stroje, w większości białe.
Ona też obiecała przyjechać do naszego domu w przeciągu najbliższych dwóch godzin.
Teraz więc tata musiał zwołać resztę klubu, czyli wujków Louisa, Arthura, Sebastián’a, Auguste’a, Edwarda i Christiana.
Scenariusz większości z tych rozmów wyglądał w sumie podobnie. Jedynie wujkowie Edward i Christian nie odebrali telefonu od taty. Zmartwiło mnie to nieco.
W końcu pod naszym domem pojawiła się pozostała szóstka.
Na początku weszły dwie kobiety, za nimi czterech mężczyzn.
Jako pierwszy z nich wszedł wujek Louis.
Miał on metr sześćdziesiąt siedem wzrostu, Jasną cerę, krótkie, falowane, brązowe włosy oraz jasnoszare oczy.
Wujek zawsze nosił perfekcyjnie wyprasowane, drogie ubrania, w większości czarne.
Kolejny do naszego domu wszedł wujek Arthur.
On z kolei mierzył metr osiemdziesiąt wzrostu. Jego cera miała odcień oliwkowy, wujek miał też krótkie, proste, czarne włosy, niejednolity zarost oraz ciemnobrązowe oczy.
Najczęściej nosił nowe, zwykłe ubrania, przeważnie kolorowe.
Kolejny wszedł wujek Sebastián.
Mężczyzna mierzył sobie metr siedemdziesiąt dwa wzrostu.
Miał jasną cerę, średniej długości, proste, jasnobrązowe włosy, zarost na całej brodzie oraz niebieskie oczy.
Nosił nowe, pasujące do siebie ubrania, przeważnie w żywych kolorach.
Zaraz za wujkiem Sebastiánem wszedł wujek Auguste.
Ostatni z mężczyzn mierzył Metr sześćdziesiąt wzrostu.
Jego cera była śniada, włosy miał krótkie i proste w kolorze rudawobrązowym. Miał również nierówny trzydniowy zarost w tymże kolorze, jego oczy zaś miały odcień przygaszonej zieleni.
Wujek najczęściej nosił nowe, stylowe ubrania, przeważnie ciemne.
Po przywitaniu się całej paczki tata zaproponował
— Może usiądziemy w salonie i porozmawiamy trochę?
— Jasne, czemu nie. — powiedziała ciocia Tatiana.
Tak też zrobiliśmy.
Rozsiedliśmy się wszyscy w salonie. Początkowo rozmowa toczyła się na jakieś absolutnie niezobowiązujące tematy.
Po chwili jednak wujek Louis zapytał
— Ej, kochani… A pamiętacie nasze pierwsze spotkanie w tym klubie poetyckim?
— Jeju, Tak. Pamiętam to jakby to było ledwie wczoraj! A to już dwadzieścia dwa lata minęły...No kto by pomyślał. — wtrąciła ciocia Sabrina
— Tak. I pomyśleć, że te dwadzieścia dwa lata temu spotkała się siódemka nieznajomych i przez ten czas stali się najlepszymi przyjaciółmi, a wręcz rodziną… — dodała ciocia Tatiana.
Wszyscy na to wspomnienie zaśmiali się radośnie. Jednak za każdym razem, kiedy patrzyłam na mojego tatę to widziałam w jego oczach niepewność. Póki co omijał ten temat, dla którego właściwie chciał tu zebrać swoich kochanych przyjaciół.
Po dłuższej chwili napomknął tylko
— Moi kochani przyjaciele…
— Tak? — zapytała tylko krótko ciocia Tatiana
— Bo wiecie… Ja… W zasadzie to...chciałem z wami porozmawiać na jeden ważny dla mnie temat, ale… ‒to powiedziawszy przerwał na chwilę po czym powiedział niepewnie — Ja….ja muszę wyjść…
Powiedziawszy to gwałtownie wstał i szybko wyszedł.
Ja natychmiastowo wybiegłam za nim, kątem oka dostrzegając zdziwione miny reszty towarzystwa.
Jak się okazało tata wybiegł do ogrodu. Zauważyłam go siedzącego na trawie wpatrującego się w jakiś niewidoczny punkt
— Tato…
— Chcę im powiedzieć ale za bardzo się boję, co jeśli jednak mnie znienawidzą? Co jeśli….jeśli….
— Tato, posłuchaj mnie.‒ powiedziałam siadając obok niego‒ Wierzę, w to, że wszystko będzie w porządku i że w waszych relacjach po waszym wyznaniu nic aż tak bardzo się nie zmieni.
Rozdział 5
Przyjaźń ponad wszystko (Evangelina)
Siedzieliśmy tak kilkanaście minut, aż w końcu zaczęło robić się coraz zimniej.
W końcu zaproponowałam tacie
— A może wrócimy do środka?
Mężczyzna tylko niechętnie przytaknął, więc tak też zrobiliśmy.
Kiedy znaleźliśmy się z powrotem w salonie tata dalej był niepewny i zestresowany.
Ciocia Tatiana chyba to zauważyła, bo spojrzała zmartwiona i zapytała
— Co się stało, rybeńko? Dlaczego tak nagle wybiegłeś?
— Ja...Nie...Nic. Wszystko okej. Jestem tylko trochę przepracowany i zmęczony...przejdzie mi… — powiedział mój tata niepewnie. Ciocia po usłyszeniu tego tłumaczenia jednak jedynie przewróciła oczami i powiedziała
— Eh… Ty to jednak kłamać nie umiesz…
Ja przypatrywałam się tej całej sytuacji i stwierdziłam, że chyba muszę trochę pomóc tacie więc powiedziałam
— Wiesz, ciociu...No bo tata….chciał pogadać z wami w pewnej ważnej sprawie i powiedzieć coś bardzo dla siebie istotnego.
— Tak? A co takiego? — dopytała Ciocia Sabrina
— Cóż… A powiedzcie mi… Widzieliście kiedyś zorzę polarną, prawda? — zapytałam, z pozoru było to pewnie dość dziwne, ale ja doskonale wiedziałam, do czego ma mnie to doprowadzić.
— Tak. Oczywiście, co to za pytanie? — skwitował moje słowa wujek Arthur, reszta zaś mu przytaknęła. Ja po chwili ciągnęłam więc temat
— Pewnie więc zgodzicie się jeśli powiem, że jest to piękne zjawisko. Prawda?
Wszyscy ponownie przytaknęli, więc czułam że mogę ciągnąć to dalej
— A wiecie, dlaczego jest takie piękne? Bo jest różnorodne. Ludzie też są różnorodni… I ta różnorodność czyni ich pięknymi…
— No dobra. Ale po co w zasadzie nam o tym wszystkim mówisz? — zapytał wujek Louis. Na to tata spojrzał na mnie i na towarzystwo, nieco się chyba ośmielił i powiedział
— No bo...wiecie...My wszyscy tu zebrani też jesteśmy przecież dość różnorodni… Różny kolor włosów, oczu, różne kolory skór… różne, że tak to nazwę, zainteresowania miłosne…
— No i właśnie to jest w sumie ta bardzo ważna kwestia, o której tata chciał z wami porozmawiać… ‒powiedziałam po chwili ja, o dziwo bardziej niepewnie niż tata
Wszyscy w tym momencie spojrzeli na niego. Nagle to ciocia Tatiana zapytała, z typową dla siebie troską
— Rybeńko...Czy ty nam próbujesz powiedzieć to, co myślę, że próbujesz?
— Eh… Tak… — powiedział mój tata jąkając się nieco
Kiedy to w końcu wybrzmiało to mój tata znowu stanął dość niepewnie w kącie i oczekiwał na reakcje swoich przyjaciół.
Przez dłuższą chwilę panowała jednak cisza, co zaniepokoiło zarówno tatę jak i mnie, wszyscy tylko patrzyli na siebie nawzajem i na tatę.
W końcu jednak ciocia Tatiana odezwała się do niego pytając
— Dlaczego mówisz nam o tym dopiero teraz? Przecież znamy się już tak długo...Myślałam, że wiesz o tym, że możesz nam wszystko powiedzieć.
— Tak… Powinienem był o tym wiedzieć. Ale o tym konkretnym aspekcie bałem się wam powiedzieć nawet pomimo ponad dwudziestoletniej znajomości...Bałem się z kilku powodów, do których...chyba na razie nie chcę wracać. — powiedział mój tata nieco nerwowo. Po chwili spuścił wzrok. Ja już dobrze wiedziałam, co to znaczy. Byłam chyba jedyną osobą, która zauważyła, że po jego policzkach zaczęły lecieć łzy. Nagle Tata zwrócił się do cioci Tatiany
— Hej...Tatiana...Możemy pogadać?
— Jasne Rybeńko.
(Piotr)
Ja i Tatiana oddaliliśmy się więc od reszty towarzystwa. Przeszliśmy do innego pomieszczenia. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę pomiędzy nami panowała absolutna cisza. W końcu to Tatiana odezwała się pierwsza…
— Wow. To, że powiedziałeś nam o swojej orientacji to...to było bardzo odważne.
— Ta. Może. — powiedziałem wzruszając tylko ramionami.
— Ale powiedz mi proszę… dlaczego akurat ze mną chciałeś jeszcze porozmawiać w cztery oczy?
— Eh...Nie zrozum mnie proszę źle, ale...chodzi o...twój światopogląd, że się tak wyrażę. I zresztą nie tylko o twój, bo… o mój też.
— O religię? — zapytała kobieta patrząc na mnie zmartwionym wzrokiem.
— Eh… Tak. Bo przecież...jesteś Katoliczką, a religia Katolicka na takich, jak ja...przyjaznym okiem nie patrzy. Ja też niby jestem Katolikiem, staram się postępować zgodnie z zasadami moralnymi tej religii...Ale jednak przez moją orientację czuje w tym jakiś wewnętrzny zgrzyt, jakąś hipokryzję w stosunku do siebie samego. Zastanawiałem się więc, bo wiesz, ty nie jesteś wewnętrznie rozdarta, w przeciwieństwie do mnie nie masz powodu, aby być, więc… Zastanawiałem się czy...czy nie odrzucisz mnie i naszej przyjaźni jak tylko się dowiesz…
— Hej, hej, hej. Dlaczego miałoby się to w ogóle wydarzyć?
Okej. Jestem Katoliczką, ale przecież nie od początku tak było. Przecież bardzo długo byłam zadeklarowaną ateistką. Kiedy się poznaliśmy dwadzieścia dwa lata temu byłam ateistką. A nawet, jeżeli później się nawróciłam na katolicyzm...To w naszej relacji nic a nic to nie zmienia. Zależy mi na tobie i nic, co zrobisz, nie może tego zmienić. Może i jestem katoliczką, ale jeszcze silniej niż w Boga wierzę w przyjaźń bez względu na wszystko i w tolerancję. Okej? Wiem również, że dla ciebie wiara też jest ważna, chociaż pewnie przez te wszystkie doświadczenia czujesz mocny wewnętrzny zgrzyt i rozdźwięk między swoją wiarą a swoją orientacją…
— Naprawdę?
— Tak naprawdę. Powtórzę to jeszcze raz; Przyjaźnimy się od ponad dwudziestu lat, ja od początku traktuję cię jak młodszego brata i to się nigdy nie zmieni. Ale...Prawdę mówiąc słuchając twoich słów...naszła mnie refleksja o religii. Bycie częścią religii, która głosi miłosierdzie, a następnie unika i hańbi innych ludzi za coś, na co nie mają wpływu, wydaje się hipokryzją.
— Cóż, tak można na to spojrzeć.
— Tak, jest i zaczynam się zastanawiać, dlaczego wciąż chodzę do kościoła. Co myślisz?
— Nie jestem pewien, co ci powiedzieć. Myślę, że ostatecznie to ty decydujesz, co jest dla ciebie najlepsze.
(Evangelina)
Po chwili tata i ciocia Tatiana wrócili ze swojej rozmowy. Tata dalej ze spuszczoną głową, odezwał się do całej paczki
—Ja...przepraszam, że przez tyle lat was okłamywałem...Jesteście na mnie bardzo źli z tego powodu?
— Nikt nie jest na ciebie z żadnego powodu zły. Jestem pewien, że to wymagało od ciebie naprawdę wiele odwagi, co? — zapytał wujek Louis. Tata na te słowa tylko przytaknął.
Cóż. Bardzo się cieszyłam, że wszystko przebiegło w zasadzie po mojej myśli i że przyjaciele nie zmienili swojego podejścia do mojego taty.
Kiedy już te najtrudniejsze słowa wybrzmiały to wdaliśmy się w miłą i wyjątkowo spokojną pogawędkę na ten temat.
Ciocia Sabrina zapytała
— A, jeśli oczywiście mogę zapytać...Jesteś z kimś obecnie w związku?
— Tak. W zasadzie od mniej więcej roku, no może półtorej, jestem w związku z Christophem… — powiedział mój tata spokojnie ale dalej z lekką nutą niepewności w głosie.
Trzeba powiedzieć, że o dziwo cała paczka przyjęła to dość radośnie. Natychmiast wszyscy stwierdzili, że trzeba się kiedyś spotkać całą, ale to absolutnie całą paczką.
Po chwili padło kolejne pytanie, wynikające pewnie ze zwykłej ludzkiej ciekawości, tym razem ze strony wujka Augusta
— No, a czy jest ktoś poza nami, kto jeszcze o niczym nie wie?
— Eh, no tak. Nie wiedzą jeszcze trzy bliskie mi osoby. Mam na myśli Edwarda, Christiana i Katarinę… Dwóch pierwszych też miałem zamiar dziś zaprosić, ale o dziwo nie odebrali, co bardzo mnie zmartwiło. A Katarina...Myślę, że dowie się za jakiś czas, ale chyba z tym chcę jeszcze poczekać. Ją znam przecież jednak o wiele krócej niż was wszystkich.‒ powiedział mój tata do wujka. Drugi z mężczyzn tylko przytaknął na te słowa.
Ciocię Tatianę chyba jednak zdziwiły słowa taty, bo powiedziała
— Edward i Christian nie odebrali od ciebie telefonu? To jest bardzo dziwne, bo to jest chyba pierwsza taka sytuacja od początku waszej znajomości…
— Cóż. Mnie...mnie też to zmartwiło; ale uznałem, że może po prostu są zajęci.
— Aż tak? Nie sądzę. Wiesz, co? Mam świetny pomysł. Pojedźmy ich odwiedzić, we trójkę; Ty, ja i Eva. Mieszkają przecież nie aż tak daleko.
— No ale tak… tak bez zapowiedzi? Przecież to niegrzeczne..‒ powiedział mój tata nieco niepewnie.
— A kto mówi, że bez zapowiedzi. Jeśli od ciebie nie odebrali to ja spróbuję do nich zadzwonić.
— Eh… Jak chcesz. — powiedział znowu mój tata.
Ciocia Tatiana właśnie tak zrobiła. Oddelegowała się na chwilę aby wykonać telefon. Wróciła jednak szybko i powiedziała do naszej dwójki
— No to co, jedziemy?
Ja i tata przytaknęliśmy. Jednak po chwili tata jakby o czymś sobie przypomniał i powiedział zanim wyszliśmy z domu, więc obecni byli wszyscy przyjaciele
— Eh...Ale zanim pojedziemy to...musimy porozmawiać. Ja...myślę, że jestem gotów zdradzić wam powody, dla których wcześniej nie mówiłem wam o swojej orientacji.
Wszyscy więc stanęli jak wryci i słuchali. Tata więc na początku zaczął mówić o Davidzie, swojej pierwszej miłości, potem przeszedł przez ukrywanie ich związku aż do „zhańbienia” które przeżył z ręki szkolnych prześladowców. W końcu powiedział
— Ale to, co przeżyłem z ręki szkolnych prześladowców to nie była jedna jedyna absolutnie najgorsza rzecz, która mnie wtedy spotkała…
— Nie?! Było coś jeszcze gorszego?! — zakrzyknęli wszyscy chóralnie. Tata przytaknął, spojrzał nieco ze strachem na ciocię Tatianę, która jednak dała mu wyraźny znak, aby zaczął mówić, i zaczął
— Prawie stałem się ofiarą „terapii konwersyjnej” prowadzonej przez księdza z sąsiedztwa. To była druga najgorsza rzecz, jaka mi się przydarzyła, zaraz po tym, jak padłem ofiarą molestowania seksualnego przez szkolnych łobuzów.
— To… okropne. — powiedziała ciocia Tatiana ze łzami w oczach.
— Tak, owszem...było...bardzo okropne.
— Eh… A może jednak...Może jednak apostazja będzie dobrym pomysłem. — powiedziała ciocia słabym, stłumionym od łez głosem. Na to próbował zaoponować Tata.
— Tatiana… słuchaj. Wiem, jak ważne są w twoim życiu wiara i kościół. Nie musisz tego robić, nie musisz odcinać się od ważnych dla siebie rzeczy tylko ze względu na mnie. Nie chcę, żebyś tylko ze względu na mnie zrobiła coś, czego później będziesz mogła bardzo żałować.. Różnisz się od „tamtych” ludzi. Masz dobre serce, a twoja wiara jest szczera.
‒Tak...No niby wiem, ale… Im więcej mówisz o tym, jak wiele zła spotkało cię ze strony tej instytucji i tych ludzi tym mniej ja czuję się na swoim miejscu. Nie chcę brać udziału w czymś… w czymś tak okropnym. Nigdy.
— No cóż...Jeśli tego właśnie chcesz i jesteś tego pewna…
— Niczego w życiu nie byłam bardziej pewna…
Po tej jakże emocjonalnej i na pewno dla obu stron trudnej wymianie zdań pojechaliśmy w końcu pod dom wujka.
Tata co prawda nie powiedział nic na ten temat jednak ja domyślałam się, że w głębi duszy cieszy się że tym razem w tych trudnych rozmowach będzie mógł liczyć na dodatkowe wsparcie.
Postanowiliśmy, że w pierwszej kolejności pojedziemy do wujka Christiana.
Zajechaliśmy pod jego dom około godzinę po wyruszeniu z domu. Był to duży, ładny dom w starym stylu.
Ciocia wysiadła pierwsza i zapukała do drzwi. My ustawiliśmy się trochę z boku.
Czekaliśmy chwilę, nagle usłyszeliśmy kroki. Chwilę potem w drzwiach zachrzęścił klucz.
Nagle ciężkie, dębowe drzwi do domu wujka otworzyły się i stanął w nich mężczyzna.
Miał metr osiemdziesiąt pięć wzrostu.
Jego cera była oliwkowa, włosy mężczyzny były już w całości pokryte siwizną, krótkie i kręcone. Miał oczy w głębokim odcieniu zieleni.
Ubierał się zawsze bardzo elegancko. Jego ubrania były w większości białe. Zwykle można było zobaczyć go ubranego w tradycyjną, elegancką marynarkę.
Wujek nosił również okulary przeciwsłoneczne, które bardzo rzadko zdejmował.
Kiedy starszy mężczyzna nas zobaczył to powiedział
— Witajcie kochani! Tatiana mówiła, że wpadniecie. Co prawda jest to wizyta dość nieoczekiwana ale wasze wizyty u mnie w domu oczywiście zawsze są mile widziane.
— Witaj, Christian. Cóż. Wiemy, że to jest niezapowiedziana wizyta...Aczkolwiek nie ukrywamy, że dość pilna i bardzo ale to bardzo ważna.‒ powiedziała Ciocia
— Tak, a jakaż to? — dopytywał poczciwy wujaszek.
— Eh, no bo… Piotr chciał ci powiedzieć coś ważnego… — powiedziała nieco niepewnie ciocia. Na to wujek Christian zdjął swoje okulary, spojrzał na tatę i zapytał
— Tak? A cóż to takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć, młody człowieku?
— No bo...Ja...Hm… — powiedział mój tata, znowu się jąkając.
O ile przy przyjaciołach przemógł się szybciej to przy wujku Christianie i przy wujku Edwardzie mogło mu to pójść o wiele gorzej, bo zasadniczo im obu zawdzięczał swój dość spory sukces.
Obawiałam się, że on może czuć pewien strach przed tym, że jeśli im powie to będzie oznaczało, że w jakiś sposób ich zawiódł.
Wujek chyba też zauważył to, że tata przy tej rozmowie denerwuje się o wiele bardziej niż zwykle toteż powiedział
— A może usiądziemy w salonie, napijemy się herbaty i dopiero wtedy porozmawiamy na spokojnie o tym, co was tu sprowadza o tej porze, co?
Wszyscy z radością na to przystaliśmy, toteż skierowaliśmy się do salonu. Wujek zaś poszedł do kuchni aby zaparzyć herbatę. Po chwili wrócił z czterema filiżankami w dłoniach.
Po chwili już w czwórkę rozsiedliśmy się na kanapie w salonie i zaczęliśmy prowadzić niezobowiązujący small talk, póki co omijając zasadniczy temat dla którego tu byliśmy.
W końcu jednak po piętnastu minutach wujek zapytał
— No dobrze, ale o czym właściwie chcieliście ze mną porozmawiać tak pilnie i poważnie?
Na to mój tata spojrzał na wujka, wziął trzy głębokie wdechy i powiedział
— No… Ja chciałem pogadać na jeden bardzo ważny dla mnie temat. Bo, szczerze mówiąc, przez dwadzieścia dwa lata naszej przyjaźni ukrywałem przed tobą pewien sekret. Zresztą nie tylko przed tobą, i nie tylko przez ostatnie dwadzieścia dwa lata…
— Jakiż to sekret, mój przyjacielu? — zapytał zaciekawiony wujek.
Na to tata zawahał się, ale jakoś wydusił z siebie
— No bo ja...Ja...No cóż...Co tu dużo mówić...Jestem… osobą nieheteronormatywną…
Wujek popatrzył się chwilę na tatę, choć z jego wyrazu twarzy początkowo nie mogłam odczytać, co sądzi o właśnie usłyszanych informacjach.
Tata chyba też nie mógł wyczytać z twarzy wujka żadnych konkretnych emocji. Zauważyłam, że lekko go to sfrustrowało.
Po chwili zapytał więc wujka
— Słuchaj...Jesteś zawiedziony? Albo zły?…
— Co? Nie… Dlaczego miałbym być? — zapytał w końcu wujek, uśmiechając się lekko.
‒Hm...Ja...No…w sumie...Sam nie wiem… po prostu myślałem, że… — mój tata znowu powiedział to wszystko znowu niepewnym tonem. Po chwili przybliżył wujkowi te wszystkie powody, o których wcześniej mówił i nam.
Powiedzieć, ze wujka to wszystko zbulwersowało to jak nic nie powiedzieć…
Od początku ich znajomości wujek Christian traktował mojego tatę jak syna, którego nie dane było mu mieć. Zresztą szło to w obie strony, bo tata traktował wujka niemalże jak drugiego ojca, zawsze gdy miał jakiś problem o podłożu zawodowym bądź nawet prywatnym to wujek służył mu radą.
W rozmowie obu panów tata oczywiście ujawnił, że jeszcze wujek Edward i Ciocia Katarina nie wiedzą o wszystkim, ale to też była już kwestia czasu.
Po rozmowie z wujkiem Christianem tata stwierdził, że jak na dziś ma dość silnych emocji i pozostałe dwie rozmowy odłoży trochę w czasie. Oczywiście to była jego decyzja, a nam nie pozostało nic innego jak tylko ją zaakceptować.
Toteż po chwili pożegnaliśmy się z wujkiem i wróciliśmy do domu.
Akurat zbliżał się już wieczór, stwierdziliśmy więc, że położymy się dziś do łóżek nieco wcześniej niż zazwyczaj.
O dziwo jednak cała paczka z klubu poetyckiego postanowiła, że zamiast rozjechać się do swoich domów to zostaną tutaj.
Oczywiście ani mnie ani Tacie taki bieg wydarzeń nie przeszkadzał, jednak byliśmy nim bardzo zdziwieni.
Wszyscy więc udaliśmy się czym prędzej do swoich pokoi, aby odpocząć po dniu pełnym emocji.
Mnie jednak przez cały ten czas wydawało się, że to nie będzie spokojna noc.
Niedługo później okazało się, że miałam rację.
Mimo tego, że udało mi się zasnąć zaraz po tym jak położyłam się do łóżka to mój spokojny sen nie trwał długo. Po około półgodzinie został on przerwany, bo zdawało mi się, że usłyszałam jakieś dźwięki dobiegające z drugiego końca korytarza.
Dźwięki te były dość ciche, więc w pierwszej chwili pomyślałam, że mój umysł płata mi figle ze zmęczenia albo się przesłyszałam.
Kiedy jednak te odgłosy nie ustawały przez dziesięć kolejnych minut zorientowałam się, że jednak się nie przesłyszałam. Natychmiast wstałam z postanowieniem skierowania się do miejsca, z którego owe dźwięki dobiegały.
Jak się okazało dźwięki te dobiegały z pokoju taty, kiedy stanęłam już bezpośrednio przed jego drzwiami to zorientowałam się, że ten dźwięk to nic innego niż cichy szloch. Mój tata prawdopodobnie po prostu z jakichś przyczyn płakał w poduszkę.
Zapukałam do drzwi, jednak nikt nie otwierał. Okazało się jednak, że nikt nie musiał tego robić bo drzwi nie były zamknięte na klucz. Kiedy chwyciłam klamkę to spokojnie mogłam otworzyć i wejść. Tak też zresztą zrobiłam.
Tata siedział znowu skulony na łóżku, twarz miał schowaną w dłoniach i rzeczywiście cichutko szlochał.
Podeszłam do łóżka, na którym tata siedział. Mężczyzna tym razem szybko zauważył moją obecność w pokoju, bo niemal natychmiastowo spojrzał na mnie i powiedział niespokojnie, próbując ukryć łzy spływające mu jeszcze po policzkach
— Eva? Co...Co tu robisz? Myślałem, że śpisz.
— No bo spałam...przez pół godziny, potem usłyszałam jakieś dźwięki i przyszłam tutaj. A ty? Dlaczego nie śpisz? Czemu płaczesz?
— Ja… Wiesz, to w sumie jest nieważne… — powiedział tata pospiesznie jakby chcąc jak najszybciej zakończyć ten temat. Ja jednak nie chciałam dać za wygraną więc powiedziałam, przyklękając przy łóżku na którym siedział
— Przecież wiem, że to wcale nie jest nieważne...Tato...jeśli jest jakaś sprawa, która Cię trapi i o której chcesz porozmawiać to przecież jestem tu dla ciebie, ze mną możesz porozmawiać o wszystkim. Przecież sam o tym doskonale wiesz…
— No, tak kwiatuszku. Wiem o tym, tylko…
— Tylko co?
— Tylko...Ja...Boję się. Przyznaję, całkowicie szczerze, że bardzo się boję.
— Czego się boisz, tatusiu?
Mężczyzna zamilkł na chwilę, przełknął cicho łzy i powiedział
— Eh...Najbardziej boję się tego, że cała ta sytuacja mimo wszystko w jakimś stopniu wpłynie na ciebie źle… Że będziesz mi miała coś za złe… A tego bym bardzo nie chciał…
Przejęły mnie te słowa...Jednak z drugiej strony gdzieś w głębi duszy czułam, że to nie wszystko. Po chwili zapytałam więc łagodnym tonem, jednocześnie gładząc tatę po ręce
— Czy na pewno tylko tego się boisz?
Kiedy zadałam to pytanie zapadła chwilowa cisza, kiedy dało się słyszeć tylko nasze oddechy. Po tej chwili ciszy ja sama odpowiedziałam sobie na pytanie, będąc niemal pewną że to samo mojemu tacie chodzi po głowie z tym, że on nie powie tego głośno
— Bo wiesz...Mnie się wydaję, że ty w dalszym ciągu, ze względu na te wszystkie bolesne wspomnienia, boisz się też zwyczajnie o siebie, o to co pomyślą o tobie ludzie, ale przede wszystkim o swoje i nasze bezpieczeństwo po tym, jak zdecydowałeś się powiedzieć nam to wszystko, co?
— Cóż… Tak. Właściwie to tak właśnie jest. Boję się tego jak ja sobie poradzę z nową dla mnie sytuacją, gdzie nie muszę ukrywać prawdy o sobie...Boję się o to, co pomyślą o mnie zarówno znajomi którzy w teorii znali mnie na wylot od 20 lat jak i obcy ludzie, i o bezpieczeństwo swoje i wasze też się boję. Niby świat idzie coraz bardziej do przodu, w każdym miejscu na ziemi mówi się coraz więcej o tolerancji...Ale tak naprawdę nigdy nie możesz być pewien, czy jesteś w stu procentach bezpieczny…
— Cóż… Niestety masz rację. I doskonale o tym wiem… I wiesz, co? Z jednej strony chciałabym powiedzieć, że jeszcze wszystko będzie dobrze...Ale nie jestem jasnowidzką i niestety nie wiem, czy tak będzie. Mogę ci jednak powiedzieć, że niezależnie od tego, co będzie to przejdziemy przez to razem… Zgoda?
— Ja… zgoda. Moja dzielna córeczka… — powiedział mój tata wzruszony, jednocześnie mnie przytulając. Po chwili otrząsnął się, choć jakby niechętnie, i powiedział
— No dobrze… A teraz… Teraz wracaj spać. Jest już bardzo późno a ty pewnie jesteś bardzo zmęczona...Dobranoc.
Ja spojrzałam na niego z troską i zapytałam
— A na pewno nie chciałbyś, żebym została tutaj przy tobie w razie, gdybyś czegoś potrzebował?
— Ja...Nie chciałbym sprawić ci problemu. Nie chcę, żebyś była zmęczona… — powiedział znowu mężczyzna, jednak nieznacznie odwróciwszy ode mnie wzrok.
Dlatego właśnie wiedziałam, że on tak naprawdę chciał, żebym tam została bo potrzebował towarzystwa...ale wiedziałam też, że sam nie będzie w stanie się przemóc i mi tego powiedzieć.
Toteż ja odezwałam się do niego pierwsza mówiąc krótko
— Poczekaj, Tatusiu, zaraz wrócę.
To powiedziawszy poszłam szybko w stronę swojego pokoju, wzięłam z łóżka poduszkę i koc, którym byłam przykryta i skierowałam się z powrotem do taty. Usiadłam na łóżku, położyłam swoją poduszkę a ułożywszy się w pozycji leżącej przykryłam się kocem.
Tata wyglądał na nieco zdziwionego widząc tę scenę ale z drugiej strony w jego oczach dostrzegłam ulgę. Wtuliłam się więc w niego najmocniej jak potrafiłam i tak też oboje zasnęliśmy.
Obudziliśmy się dość wcześnie. Kiedy tylko tata otworzył oczy to pocałował mnie w czoło
— Naprawdę całą noc tu ze mną spałaś?
— Tak. A co? Nie mogłam?
— Jejku, dziecinko. Oczywiście, że mogłaś. Bardzo Ci dziękuję.‒ powiedział mężczyzna uśmiechając się nieznacznie.
Po chwili oboje wstaliśmy z łóżka. Skierowaliśmy się do kuchni i wspólnie zrobiliśmy dla wszystkich śniadanie.
Reszta paczki zleciała się do pomieszczenia akurat, kiedy skończyliśmy z tatą wykładać całe śniadanie na stół.
Śniadanie minęło nam w miłej, rodzinnej i spokojnej atmosferze.
Po śniadaniu wpadł do nas dość niespodziewanie wujek Christian, aby jeszcze raz zapewnić tatę o swoim bezgranicznym wsparciu.
Tego samego dnia późniejszym popołudniem mój tata poprosił, abyśmy wyszli przed dom całą trójką, znaczy on, ja i ciocia Tatiana.
Tak też się stało. Kiedy już staliśmy przed domem to ciocia zapytała
— No dobra, rybeńko. Ale w zasadzie po co chciałeś, abyśmy się tu spotkali?
— No co mam się rozgadywać? Jedziemy do Edwarda. — powiedział tata nieśmiało się uśmiechając po czym dodał cicho‒ Potem zostanie już tylko powiedzieć to wszystko Katarinie… Ja chyba chcę mieć to już za sobą.
Ja i ciocia od razu zrozumiałyśmy, że tata w końcu nabrał odwagi aby dokonać coming outu przed kolejnym przyjacielem. Taki przebieg wydarzeń bardzo nas ucieszył, chętnie więc pojechałyśmy z tatą.
Wujek Edward nie mieszkał tak strasznie daleko, aczkolwiek nieco dalej niż cała reszta.
Zajechaliśmy w końcu na podwórko przed domem wujka. Był to mały, skromny aczkolwiek elegancki wiejski domek.
Tata po wyjściu z auta natychmiastowo zapukał do drzwi. Te otworzyły się po chwili a za nimi stał mężczyzna.
Miał on metr osiemdziesiąt wzrostu. Jego cera była opalona, jego włosy czarne, krótkie i z natury nieco poskręcane. Jedynie jego oczy nie wskazywały na południowy, śródziemnomorski typ urody bowiem były niebieskie.
Mężczyzna był ubrany w nieskazitelne, praktyczne ubrania, w większości czarne.
To był właśnie cały wujek Edward.
Kiedy nas zobaczył to, identycznie jak wujek Christian, w pierwszej chwili był zdziwiony nie do końca zapowiedzianą wizytą ale z drugiej chyba był szczęśliwy, że nas widzi.
Oczywiście bez wahania wpuścił nas do środka, ugościł jak tylko umiał najlepiej, ale przede wszystkim oczywiście zainteresował się żywo celem naszej wizyty.
Tata tym razem bał się jakby już nieco mniej, acz dalej wyczuwałam jego lekkie poddenerwowanie. Po krótkiej chwili okazało się jednak, że tata denerwował się całkowicie niepotrzebnie bo kiedy już te najważniejsze w tej rozmowie słowa padły z ust taty to wujek oczywiście również zapewnił o swoim bezgranicznym wsparciu i bezwarunkowej przyjaźni.
Ta rozmowa przebiegła prawdopodobnie dużo lepiej, niż mój tata był w stanie to sobie wyobrazić.
Spędziliśmy u wujka Edwarda jakiś czas po czym w wyjątkowo dobrych humorach wróciliśmy do domu.
Ciocia Tatiana znowu zajęła się sobą, a ja z tatą zostaliśmy sami. Tata uśmiechnął się do mnie nieśmiało aczkolwiek bardzo ciepło, więc zgadywałam, że chce wykorzystać tę okazję na kolejną szczerą i poważną rozmowę w cztery oczy.
Po chwili tata rozwiał wszelkie moje wątpliwości pytając
— Eva, kochanie...Możemy pogadać?
— Jasne, tato. O czym?