Strona redakcyjna
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część tej publikacji nie może być kopiowana, powielana, tłumaczona ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie — elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej — bez uprzedniej pisemnej zgody autorki.
Część elementów graficznych, ikon i ilustracji wykorzystanych w tej publikacji pochodzi z platform Canva oraz Freepik i została użyta zgodnie z zasadami ich licencji.
Podziękowania
Dziękuję wszystkim kobietom, które wierzą, że można inwestować z klasą, intuicją i odwagą — w szpilkach, z uśmiechem i świadomością własnej siły.
Niech ten ebook będzie Twoim przewodnikiem po emocjach, które nie muszą Cię pokonywać — mogą być Twoim sprzymierzeńcem.
Wstęp
Witaj w świecie, gdzie szpilki spotykają wykresy, a emocje tańczą między czerwonymi świeczkami a zielonym portfelem. Ten ebook jest przewodnikiem po psychologii tradingu… z kobiecej perspektywy. Znajdziesz tu moje osobiste doświadczenia, analizy, praktyczne ćwiczenia i trochę humoru — bo bez niego giełda byłaby zdecydowanie mniej znośna.
Disclaimer:
Wszystkie treści zawarte w tym ebooku są wynikiem moich własnych doświadczeń i obserwacji. Każda historia, przykład i wskazówka jest autorska i nie kopiuje materiałów chronionych prawem autorskim. Ebook ma charakter edukacyjny i inspiracyjny — nie stanowi porady inwestycyjnej ani rekomendacji kupna czy sprzedaży konkretnych aktywów.
Wszelkie decyzje finansowe podejmujesz wyłącznie na własną odpowiedzialność. Wszelkie podobieństwa do istniejących książek, artykułów lub publikacji są przypadkowe.
© Monika Różycka, 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Rozdział 1 — Giełda nie pyta, czy masz dobry dzień
Znasz to uczucie, kiedy siadasz z poranną kawą, włosy idealnie upięte, świeży lakier na paznokciach, i myślisz: „Dziś będzie dzień pełen zysków”?
A potem wchodzisz na platformę, a tam — czerwono jak po przecenie w piekle.
Tak wyglądał mój poniedziałek kilka lat temu. Byłam świeżo po serii udanych transakcji, ego rosło jak drożdżowe ciasto. Czułam się jak królowa rynku — dopóki rynek nie postanowił pokazać mi, kto naprawdę nosi koronę.
Kupiłam akcje spółki, która „miała zaraz wystrzelić”. Mój znajomy (ten, który zawsze wie wszystko o wszystkim) przysłał mi wiadomość: „Weź to, serio, jutro +15% minimum.” No to wzięłam. Dwie godziny później miałam -8% i puls jak po trzecim espresso.
Nie, nie zamknęłam pozycji. Bo przecież „rynek się odbije”. To zdanie powinno być drukowane na opakowaniach melisy, jako ostrzeżenie dla traderów.
Zamiast odbicia dostałam jeszcze -4%. I wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że giełda nie jest miejscem, gdzie zarabiasz na sprycie. To miejsce, gdzie zarabiasz na samoświadomości.
Jeśli ktoś kiedyś narysuje wykres emocji tradera, to będzie wyglądał jak kardiogram po spotkaniu z teściową.
W górę — „Jest zysk!”.
W dół — „O Boże, straciłam wszystko!”.
Znowu w górę — „Jednak jestem genialna!”.
I tak w kółko.
Prawdziwą sztuką jest nauczyć się obserwować własne reakcje emocjonalne. W moim przypadku wprowadzenie dziennika emocji tradingowych było punktem zwrotnym. Każda decyzja — zapis, co czułam, dlaczego ją podjęłam, wynik i samopoczucie po transakcji — pozwala wychwycić schematy moich błędów i uniknąć powtarzania tych samych głupot. Po kilku tygodniach zobaczyłam, że większość strat pochodziła z jednej przyczyny: paniki lub chciwości. To było jak objawienie — nagle zrozumiałam, że największym przeciwnikiem na rynku jestem… ja sama.
Okazało się, że większość moich „błyskotliwych decyzji” miała mniej wspólnego z analizą techniczną, a więcej z brakiem snu i potrzebą bycia „tą, która ma rację”.
To był moment, w którym po raz pierwszy zobaczyłam, że trading to nie matematyka. To psychologia ubrana w wykresy.
Pamiętam jedną transakcję szczególnie.
Spółka XYZ, cena: 78 zł.
Weszłam, bo „wsparcie”.
Cena spadła do 75 zł.
Patrzę na wykres — RSI już prawie się modli o odbicie.
Ale nic.
W końcu cena spada do 73 zł.
Sprzedaję.
I co się dzieje następnego dnia?
Odbicie. Do 80.
Wtedy zamiast rzucić laptopem (a przyznaj, miałaś kiedyś taką ochotę?), po prostu się zaśmiałam. I zapisałam w dzienniku:
„Lekcja: rynek nie ma obowiązku się zachowywać tak, jak Ci się wydaje.”
To był moment, kiedy nauczyłam się jednej z najważniejszych zasad: Twoje emocje nie są strategią inwestycyjną.
Co z tego wyniosłam — i Ty też możesz:
1. Giełda nie pyta, czy masz PMS, kaca czy zły humor.
Jeśli wchodzisz na rynek z emocjami, rynek Ci je przemieli i poda na tacy.
2. Nie walcz z emocjami — poznaj je.
Obserwuj, kiedy reagujesz impulsywnie, a kiedy racjonalnie. Zrób z tego naukę, nie wstyd.
3. Śmiej się z siebie.
Serio — poczucie humoru to Twój najlepszy stop loss psychiczny.
Kiedy dziś widzę czerwoną świecę na wykresie, nie myślę „O nie, tracę!”.
Myślę: „Okej, rynek ma focha. Zrobię herbatę i wrócę za 20 minut.”
Bo o to właśnie chodzi w psychologii tradingu: nie o to, żeby nie czuć, ale żeby nie dać emocjom prowadzić za kierownicę. A najlepsze? Z czasem zaczynasz zauważać, że im spokojniejsza Ty, tym bardziej posłuszny staje się Twój portfel.
Rozdział 2 — Chciwość ma szminkę i lubi dramaty
Mówią, że pieniądze nie dają szczęścia. Jasne. Ale powiedz to kobiecie, która właśnie zamknęła pozycję na +30%. Bo kiedy widzisz ten zielony wynik, czujesz się jak Beyoncé po udanym koncercie. W głowie już słyszysz fanfary, widzisz jacht, może nawet wizję wolności finansowej… a potem — bach! — chciwość wchodzi na scenę jak dramatyczna diva w czerwonej sukni.
„A może jeszcze trochę?” — szepcze.
„Jeszcze jeden trade, jeszcze jedna pozycja. Przecież idzie Ci świetnie!”
I tak oto zaczyna się klasyczny romans, w którym emocje biorą górę nad rozsądkiem. Bo chciwość, moja droga, nie przychodzi w garniturze. Nie. Ona ma czerwoną szminkę, wysokie obcasy i obiecuje Ci więcej, niż naprawdę da.
Pamiętam, jak pierwszy raz dałam się jej uwieść.
To był złoty okres. Każda transakcja wychodziła. Wchodziłam w rynek jak w swoje ulubione jeansy — z przekonaniem, że wszystko leży idealnie.
Mój portfel rósł, ego szybowało, a ja zaczynałam wierzyć, że odkryłam świętego Graala tradingu.
Wtedy popełniłam klasyczny błąd każdej zakochanej w swoich zyskach traderki — przestałam analizować, a zaczęłam wierzyć.
Nie w Boga, nie w logikę, tylko w samą siebie.
I o ile pewność siebie jest cudowna, o tyle przesadna pewność siebie w tradingu to bilet w jedną stronę — prosto w ramiona strat.
Zwiększyłam pozycję.
Bez planu, bez stop lossa. Przecież „rynek mnie lubi”.
Nie lubił.
W ciągu godziny z moich zysków został cień wspomnień, a ja siedziałam przed monitorem z tym samym spojrzeniem, które ma kot po upadku z parapetu — niby żyje, ale godność gdzieś została w połowie drogi.
Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że chciwość to emocja, która przebrała się za motywację. Bo chciwość nie mówi: „pracuj mądrze”. Chciwość mówi: „bierz więcej, szybciej, teraz!”. To ten głos, który pojawia się, gdy wydaje Ci się, że „już umiesz”.
Zaczęłam wtedy analizować swoje transakcje z perspektywy psychologicznej, nie tylko finansowej.
Zrobiłam prosty eksperyment. Przez tydzień zapisywałam, co czułam w momencie, gdy chciałam wejść w trade. Nie ceny. Nie wskaźniki. Emocje.
Wiesz, co odkryłam?
Że najlepsze decyzje podejmowałam, kiedy byłam… znudzona. Tak, znudzona! Nie podekscytowana, nie zainspirowana, tylko zwyczajnie spokojna, z herbatą w ręku i bez presji. Najgorsze transakcje? Te, które poprzedzały słowa: „To będzie strzał życia”.
Chciwość jest jak toksyczny związek — karmi Cię iluzją kontroli, a potem zostawia z pustym kontem i kacem emocjonalnym.
Problem w tym, że często nawet nie zauważasz, kiedy przekraczasz granicę. Bo trading uzależnia. Nie od pieniędzy, ale od dopaminy — tej małej, perfidnej cząsteczki, która sprawia, że czujesz się zwyciężczynią, gdy widzisz zielony kolor na ekranie.
Pamiętam, że wtedy przez kilka dni nie mogłam patrzeć na wykresy. Czułam się, jakbym zawiodła samą siebie.
Ale kiedy kurz opadł, zrozumiałam coś ważnego — że rynek to najlepszy nauczyciel pokory, jakiego można mieć. Bo na rynku nie ma znaczenia, czy masz szpilki od Louboutina, czy kapcie z Pepco — jeśli dasz się ponieść emocjom, rynek i tak cię sprowadzi na ziemię.
Z czasem nauczyłam się traktować swoje zyski jak bonus, nie jak dowód własnej wartości. Nie jestem moim kontem inwestycyjnym. Nie jestem wynikiem jednej transakcji. I Ty też nie jesteś.