E-book
22.05
drukowana A5
40.37
Gdzie jest mój tata?

Bezpłatny fragment - Gdzie jest mój tata?

Objętość:
93 str.
ISBN:
978-83-8245-773-5
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 40.37

Początek

Od dziecka uwielbiałam czytać książki. Kiedy byłam naprawdę mała wsłuchiwałam się w słowa czytanych przez moją mamę baśni i bajek. Lubiłam zwłaszcza baśnie braci Grimm. Znałam na pamięć prawie każdą historię, a pani przedszkolanka nie mogła nadziwić się, że potrafię od tak po prostu przypomnieć sobie wszystkie opowiadania. A miłością do książek zaraziła mnie właśnie mama. Była bibliotekarką. Czasem po lekcjach przychodziłam do tego miejsca przepełnionego książkami — zarówno tymi dla dzieci, jak i dla dorosłych oraz młodzieży. Obserwowałam, jak mama wypożycza innym dzieciom bajki, odkłada książki na półki według alfabetu, którego jeszcze do końca nie znałam, jak przyjmowała nowości, które przywoził co dziennie lub co drugi dzień kurier. Chwaliłam się potem wszystkim koleżankom w klasie, że przeczytałam to albo tamto. One zazdrościły mi, że byłam tak bardzo „do przodu”. Przeglądając bajki, które dopiero wchodziły do księgarni oraz także do bibliotek, czułam się jakbym była w niebie, albo jadła placek z wiśniami — mój ulubiony, albo jakbym kąpała się w środku lipcowego, gorącego dnia w basenie koło mojego domu, albo gryzła długie, czerwone żelki, albo dostała 6-tkę w szkole za przeczytanie kawałka opowiadania i opowiedzenia, o czym dany tekst był. Dzięki temu, że moja mama była bibliotekarką, miałam ten jeden i jedyny zaszczyt podglądać jak funkcjonuje i działa biblioteka „od kuchni”, czy od środka. Czasem nie było nikogo, czasem kolejeczka do wypożyczenia lub oddania danej pozycji dochodziła prawie do drzwi wejściowych. Wtedy mama musiała się bardzo sprężać, a ja tylko uśmiechałam się i wyobrażałam sobie siebie, jak siedzę za ladą i kasuję książki, zwracam pozycje oraz przyjmuję nowości, kleję stare okładki specjalnym klejem, by strony się trzymały, pieczętuję albo segreguję alfabetycznie na półki. Los jednak pokazał co innego. Zamiast bibliotekarką zostałam pisarką. I to wysokich lotów, ale o tym za chwilę.

Rozdział 1

Sobota

— Przepraszam, że dzwonię do ciebie w środku nocy, ale nie było innego wyjścia. Jutro masz wsiąść w pociąg o godzinie punkt 9:00, do Jaworzna. Bilety są już opłacone. Droga nie jest długa, zajmie niecałe 2 godziny. Na miejscu odbierze cię szofer, który zabierze także i twoje bagaże. Przygotuj się na pobyt w tym cudownym miejscu na 2 tygodnie. Mam nadzieję, że masz z kim zostawić dzieci? Nie możesz poza tym odmówić, wszystko jest już zarezerwowane. Przez pierwszy tydzień będziesz prowadziła spotkania od 9 rano do 17 wieczorem z dwoma przerwami, dla finalistów konkursu literackiego na najlepszą powieść obyczajową, gdzie akcja toczy się w Jaworznie. Wszystkie materiały oraz prezentacje dostarczymy ci na miejscu. Po prostu masz trochę opowiedzieć o sobie, o swoim warsztacie, o książkach, które piszesz, trochę o życiu, o pisaniu, czy trzeba mieć do tego talent, czy też nie. Mam nadzieję, że tym razem stawisz się jutro o 9-tej?

— Właściwie to..

— Nie, proszę, tylko nie odmawiaj. Czeka cię przygoda życia. Jaworzno to wspaniałe miejsce do odpoczynku. Drugi tydzień spędzisz w kurorcie, który oferuje baseny, SPA, wycieczki rowerowe i piesze po okolicy, przepyszne śniadania, obiady i kolacje, a także korty tenisowe, miejsce do pogrania w siatkę, kosza. Będziesz mogła w zaciszu pisać kolejną książkę, a poranna joga tylko wprawi cię w dobry nastrój. To jak, zgadzasz się?

— Niestety..

— No i zapomniałem o najważniejszym. Będziesz z dala od telefonu, dziennikarzy, radia i telewizji, prasy. To miejsce położone jest w zaciszu. Daleko stamtąd do dużego miasta. Będziesz mogła przy okazji odpocząć, nabrać sił i mieć pewność, że nikt nie robi ci po kryjomu zdjęć. Jak więc stoimy, stawiasz się punkt 9?

— Ale..

— Najważniejsze. Zapomniałbym. Pod twój dom, jeśli oczywiście zgodzisz przyjedzie ustalony i opłacony taksówkarz. Godzina 8:30, odpowiada ci?

— Dlaczego do jasnej cholery nie dasz mi dokończyć?

— Przepraszam jeszcze raz, ale wszyscy tak bardzo oczekują twojego przyjazdu. Nie możesz ich zawieść. Chodzi mi o 10-tkę finalistów konkursu na najlepszą powieść. W końcu zgodziłaś się na to, by być jednym z gości warsztatów. Dzwonię, by tylko ci o tym wszystkim przypomnieć.

— Wiem, ale moja córeczka jest chora, ma gorączkę. Nie mam jej z kim zostawić.

— Nie martw się. Poszukam idealnej niani w dwie godziny. Jutro punkt 8 zapuka i spędzi te dwa tygodnie z twoim brzdącem.

— Ale ja nie wiem jak Marysia zareaguje na to, że kolejne 2 tygodnie będzie spędzała czas z osobą, której kompletnie nie zna.

— No to może ktoś z twojej rodziny dałby radę zaopiekować się małą na ten czas?

— Nie mam pojęcia kto to mógłby być. Moi krewni mieszkają daleko stąd, nie mam tutaj znajomych, którzy mieliby dla niej czas, poza tym ona jest spokojna tylko przy mnie, ma w końcu dopiero 5 lat.

— To zabierz ją ze sobą.

— To niemożliwe. Podróż ją zmęczy, poza tym nie będę miała kiedy uważać na nią.

— Podczas spotkań zostanie w hotelu, a w drugim tygodniu będziecie miały więcej czasu dla ciebie i na pewno już wyzdrowieje.

— Naprawdę nie mam pojęcia co zrobić.

— Masz nas nie zawieźć. Po prostu albo załatwię opiekunkę, albo mała jedzie z tobą. Wybieraj.

— A nie mogę po prostu odmówić tego całego wyjazdu?

— Nie, zgodziłaś się stawić na warsztatach pisarskich, więc nie możesz teraz nagle zniknąć, wszyscy na ciebie czekają i liczą. Jesteś niezastąpiona. Poza tym kogo ja teraz znajdę? Ola, znamy się od kilkunastu lat i wiem, że ty nigdy nie odmawiasz.

— No dobrze, już dobrze. Zabieram ze sobą małą.

— No wreszcie, to wspaniała decyzja. Z naszej strony możesz liczyć na to, że na czas zajęć z finalistami zaopiekujemy się małą.

— No dobrze, już dobrze. Tylko naprawdę nie wiem jak zniesie tę podróż. To aż dwie godziny jazdy pociągiem.

— Da sobie radę. To duża dziewczynka. Nie raz podróżowałyście już przecież pociągiem.

— Martwię się o nią, bo jest bardzo przeziębiona. Czy zniesie taką podróż?

— Na pewno. Czyli mam potwierdzić twój przyjazd organizatorom konkursu?

— No dobrze. Ale wiem, że jestem bardzo nieodpowiedzialną matką. Żeby ciągnąć Marysię gdzieś w nieznane. Ma przepisany tylko antybiotyk. Jeśli na czas jego brania nie wyzdrowieje, to co ja wtedy zrobię?

— Spokojnie, w Jaworznie znajdzie się i jakiś lekarz. W razie potrzeby przepisze właściwe tabletki czy syrop, albo dodatkowy antybiotyk. Nie bój się. To nie jest aż taka wieś zbita dechami. To małe miasteczko, ale bardzo oddzielone od centrum miasta.

— No dobrze, uspokoiłeś mnie trochę

— No widzisz. W takim razie zamawiam taksówkę, potwierdzam pociąg, dokupuję jeszcze jeden bilet i umawiam się na dodatkowy pokój w pensjonacie. Mam nadzieję, że..

— Ja chcę pokój dwuosobowy. Nie wyobrażam sobie, gdybym miała spać w innym pokoju niż moja Marysia. Muszę być pod stałą jej opieką. Bardzo mnie potrzebuje, sam rozumiesz.

— Jasne, już, notuję, co mam jeszcze ustalić z właścicielami schroniska. Na pewno młodej bardzo się tutaj spodoba. Zwłaszcza, że wiem, że tak bardzo lubi sport.

— Wiem, ale najważniejsze na chwilę obecną jest to, żeby wyzdrowiała

— Jasne. Zrobię wszystko, by mała pozbyła się przeziębienia. Jednak najbardziej zależy nam na tobie, pani Aleksandro Kownacka.

— Jasne. Kończymy? Bo chcę się wyspać. Jutro czeka mnie naprawdę męczący dzień. Od kiedy zaczynamy zajęcia z młodzieżą?

— W poniedziałek

— Rozumiem, że przez kawałek soboty i niedzieli będziemy zwiedzać okolice?

— Jak zdrowie twojej pannicy na to pozwoli, to jasne

— Kończę już, mała się przebudziła. Chyba usłyszała naszą rozmowę.

— Ja też kończę. Muszę załatwić kilka ważnych spraw związanych z twoim wyjazdem.

— Jasne, do usłyszenia w takim razie

— Do usłyszenia.

Kiedy Piotrek — mój menadżer rozłączył się, moja kochana córeczka, przybiegła do mojej sypialni i chciała położyć się na moim łóżku.

— Co jest, Marysia?

— Miałam koszmar, poza tym źle się czuję

— Poczekaj, zmierzymy kochanie gorączkę — Dotknęłam czoła mojego największego oczka w głowie, po czym sięgnęłam po termometr, który o dziwo, leżał na szafce nocnej, tuż przy moim łóżku. Marysia wdrapała się na łóżko. Przystawiłam termometr do nadgarstka mojej dziewczyny, a na czytniku było 38,5 st. C.

— Nie, nie pojedziemy w takim stanie, widzę skarbie, że bardzo jesteś chora. Zjedz jeszcze antybiotyk jutro i pojutrze, może ci przejdzie, chociaż tak wysoka temperatura.

— Dobrze mamusiu. Gdzie chcesz jechać? Podsłuchałam kawałek rozmowy z.. z jakimś panem

— Słoneczko, to nic ważnego. Nigdzie się nie wybieramy Zwłaszcza w twoim stanie.

— Mamusiu, mogę spać u ciebie w łóżku?

— Tak kochanie, ale weź sobie kocyk ze swojego pokoju i poduszkę. Dobrze?

— Dobrze — Mała pokiwała głową, po czym ruszyła do swojej sypialni, a kiedy wróciła, ciągnąc po ziemi koc, wskoczyła na wysokie łóżko i bardzo szybko zasnęła. Nim zorientowałam się, że już śpi, wzięłam do ręki komórkę. Na myśl przyszedł mi pewien pomysł. Jeżeli ja nie mogę przyjechać do finalistów, to dlaczego oni nie mogliby tutaj zajrzeć? Do naszego pięknego miasta? Od razu napisałam do Piotrka, a on wysłał mi buźkę kiwającą w poprzek głową i odpisał: mamy trochę mało czasu, ale wszystko jest do zrobienia. Uśmiechnęłam się na jego odpowiedź i bardzo się uspokoiłam. Nie zostawię mojego oczka w głowie i nie wyjadę tak daleko, poza tym ona przy takiej temperaturze na pewno nie dałaby rady podróżować. Zapowiadała się leniwa sobota. Marysia wstała punkt 8 i za nic nie chciała zjeść przygotowanej przeze mnie jajecznicy. Posmarowałam specjalnie dla niej połówkę bułki pszennej masłem, którą spałaszowała od razu popijając gorące kakao. Nie dziwił mnie kompletnie jej brak apetytu. W końcu miała jeszcze gorączkę. Co prawda z dnia na dzień czuła się coraz lepiej, to przeziębienie nie ustąpiło od razu. Organizm potrzebuje czasu na to, by wyzdrowieć. Marysia zapragnęła oglądać po śniadaniu bajki przed telewizorem. Włączyłam mojej 5-latce ulubiony kanał i miałam chwilę czasu dla siebie, a właściwie to moment na to, by trochę ogarnąć, posprzątać nasze mieszkanie, zrobić pranie, załączyć zmywarkę, umyć lustro w przedpokoju i szafki w kuchni. Pracy było nie mało. Postanowiłam, że wieczorem zrobię przepyszne ciasteczka kruche z cukrem na wierzchu. Może moja księżniczka skusi się na jedno? Poza tym chciałam wieczorem zająć się swoją pracą, kiedy mała będzie już spała, czyli pisaniem kolejnej powieści, tym razem o ojcu alkoholiku i dzieciach, które niestety trafiają do domu dziecka. Moja głowa była pełna pomysłów i tak naprawdę dzieląc obowiązki opieki nad Marysią, sprzątania i porządkowania mieszkania, nie miałam za wiele czasu na pisanie. Robiłam to więc wieczorami, kiedy moje maleństwo nie będzie mnie co chwila wołać, będzie smacznie sobie spało i będzie idealna cisza. Zazwyczaj chodzę spać o 24 w nocy, a wstaję o 7, by zdążyć przygotować śniadanie dla mojej księżniczki, posprzątać, ogarnąć się. Jeśli chodzi o to, czy mam kogoś, to przez pewien czas chodziłam z przystojnym Krzysiem. Kiedy dowiedział się o ciąży, nie mieliśmy ani ślubu, ani nie byliśmy zaręczeni. Ani nie planowaliśmy mieć dzieci. Kiedy przyszła na świat Marysia, chłopak odszedł do innej, bardziej atrakcyjnej, koleżanki z pracy wysokiej na metr osiemdziesiąt co najmniej, chudej jak osa z długimi blond włosami. Było mi ciężko to wszystko znieść. Marysia nigdy nie spotkała się ze swoim biologicznym ojcem, a to, że obecnie nie mam nikogo tłumaczę pracą. Piszę książki, mam często jakieś wyjazdy, spotkania, delegacje, że już w tym wszystkim nie nadążam. Mam zapełniony niemalże każdy dzień czymś. Moja młoda miała przez pewien czas nianię, ale niestety moje dziecko wolało moje towarzystwo. Miała 5 latek, za rok miała iść do przedszkola. Nie była zapisana do żadnych żłobków, gdyż uważałam, że zwyczajnie tego nie potrzebuje. Chciałam, by miała wspaniałe dzieciństwo, a na szkołę powtarzałam, że jeszcze przyjdzie czas. Zabierałam ją często w swoje delegacje, zawsze chodziłyśmy na plac zabaw, kiedy była piękna, słoneczna pogoda latem. Kupowałyśmy najlepsze lody, tam gdzie akurat byłyśmy i jadłyśmy je zawsze w parku, przy fontannie. Moja kochana córeczka uwielbiała te wyjazdy. Zawsze przy okazji zwiedzałyśmy coś, co było godne zobaczenia. Siadałyśmy przy stoliku w najlepszej restauracji w danym mieście i zamawiałyśmy specjały najbardziej polecane przez cały zespół kucharzy na czole z kelnerami i właścicielami lokalu. Byłam trochę popularna. Ludzie czasami rozpoznawali mnie na ulicy. Zwłaszcza ci, którzy byli zaczytani w moje książki i byli moimi fanami. Moja córeczka w miarę dobrze znosiła każdy wyjazd. Była bardzo mądra i w porównaniu do innych dzieciaków biegających, wrzeszczących, płaczących z byle powodu, ciągle gdzieś przeszkadzających moja dziecinka była nad wiek poważna, potrafiła się wszędzie gdzie nie byłyśmy zachować, nie biegała po sklepach, w których byłyśmy płacząc i mając wszystkiego dość. Uważałam, że charakter ma po mnie. W dzieciństwie byłam bardzo podobna do niej. Z opowiadań mojej mamy, czyli babci mojego słoneczka — Marysi nigdy nie dałam się zgubić i byłam bardzo grzeczna, nad wiek dojrzała i nigdy nie było ze mną jakichkolwiek problemów. Uśmiechałam się do mojego słońca i myślałam sobie, że ma moje geny. Prawiłam jej często komplementy, a ona tylko odwdzięczała mi się uśmiechem, trzymała mnie za rękę jak przechodziłyśmy przez pasy, uwielbiała ubierać się w sukienki i była bardzo spokojnym dzieckiem. Mówiła, że nie może doczekać się, aż pójdzie do przedszkola. A ja wiedziałam z jednej strony, że będę miała więcej czasu dla siebie, na pisanie książek, ale też z drugiej strony będę musiała załatwić kogoś, kto by ja odbierał ja ze szkoły i spędzał z nią czas, kiedy ja jeździłabym w delegacje. To nie dawało mi tak naprawdę spokoju i nie bardzo wiedziałam co robić. Moja babcia, owszem mogłaby odprowadzać małą ze szkoły, ale codzienny obowiązek wstawania rano, punkt 7, dalej odbieranie jej punkt 14, gotowanie obiadu, przygotowywanie śniadania i drugiego śniadania, robienie codzienne zakupów, pod moją nieobecność, sprzątanie domu, podlewanie kwiatków, pomoc przy nauce w końcu pomoc w kąpieli, przeczytanie bajki małej było trochę albo nawet bardzo męczące. Nie wyobrażałam sobie, że moja mama, czyli babcia młodej będzie miała siłę zająć się tym wszystkim. Delegacje miałam często raz w miesiącu wyjeżdżałam na dwa — jeden tydzień. O niani nie było mowy. Moja kochana córeczka nie za dobrze czuła się w towarzystwie kogoś obcego. Często płakała i bałam się zwyczajnie, że jakaś studentka choćby i pedagogiki nie będzie potrafiła się nią wystarczająco dobrze zająć, a dale małej będzie to tylko dodatkowy stres. I po co miałabym się sama martwić, przebywając kilkadziesiąt, a nawet kilkaset kilometrów dalej, od niej? Nie chciałam także, by moja córeczka opuszczała przedszkole. Chciałam zadbać o jej edukację oraz o to, by nie miała jakichkolwiek problemów z nauką. Ale to dopiero za rok. Na razie nie ma co się przejmować na zapas. Może będę dostawała mniej propozycji przykładowo wyjazdów w delegacje, promocje książek albo targów literatury mojego wydawnictwa Błękitna Tęcza? Albo zwyczajnie, ze względu na moją córkę, którą będę musiała oddać do przedszkola, zacznę odmawiać tym wszystkim spotkaniom a czas poświęcę całkowicie mojej córce i poczekam, aż troszkę dorośnie i sama zacznie chodzić do szkoły? Czy zrobić sobie 3-letnią przerwę na spotkania z fanami, albo przeznaczać na to tylko i wyłącznie wakacje, przerwy świąteczne oraz ferie zimowe? Moja najukochańsza córeczka powinna za kilka lat sama uczęszczać do podstawówki. Z resztą mieszkamy bardzo blisko szkoły. Parę kroków i już jest placówka, do której planuję zapisać moją małą. A może przez te kilka lat będę więcej pracowała, napiszę więcej książek i zdobędę dzięki temu szerszą publiczność? Może to będzie najlepszy okres w moim życiu i niczego nie pożałuję? W każdym razie praca pisarza wymaga spokoju, ciszy i czasu. A to wszystko już za dokładny rok dostanę. Od 7 do 15 będę miała wolne. Ciekawe też na kogo wyrośnie moja córeczka? Czy podobnie jak ja, będzie lubiła czytać książki? Po jaką literaturę będzie sięgać na półkach bibliotek albo lepiej, księgarni? Czy odziedziczy po mnie talent do pisania i zostanie pisarką, a może poetką? Czy pójdzie w ślady nieznanego dla niej taty i będzie sławną piosenkarką? A mówiąc już o tacie, poznaliśmy się właśnie na jednym z koncertów, na których śpiewał kawałki, które łatwo wpadały w ucho. Byłam wtedy jeszcze kelnerką, miałam może nie więcej jak 25 lat. Stałam za ladą w jednym z klubów i sprzedawałam alkohol. W pewnym momencie, kiedy Kulturalni Chłopcy zrobili sobie przerwę, lider zespołu — podszedł do mnie i zamówił kilka drinków. I tak się poznaliśmy. Było to bardzo dawno temu — jakieś 5—6 lat, zanim pojawiła się jeszcze na świecie Marysia. Zgadaliśmy się, zakochaliśmy się w sobie, wymieniliśmy się numerami, spotykaliśmy się chwilę. A moja córeczka była owocem naszych romantycznych, wspólnych chwil. Cieszyłam, się kiedy zaszłam w ciążę. W końcu jak to powtarzała moja mama, wiek 26 lat to najlepszy wiek na macierzyństwo. Ale szybko zorientowałam się, że lider Kulturalnych Chłopców, nie chce słyszeć o dziecku. Powiedział, że on nawet nie chce być przy porodzie, a co dopiero wychowywać dziecko, spędzać z nim czas chociaż raz w tygodniu. Odszedł ode mnie, kiedy dowiedział się o ciąży. Powiedział, że będzie wysyłał alimenty. Czy planuje powiedzieć swojemu dziecku, o tym, że jego tata śpiewa w jakimś tam mało znanym zespole? Na razie nie. Na razie utrzymuję to w tajemnicy. Kiedyś oczywiście jej o tym powiem, ale kiedy moja kochana córeczka trochę dorośnie. Może spotka się mimo wszystko kiedyś, wybierzemy się wspólnie na koncert, a potem w zapleczu poznamy go? Moja Marysia na pewno będzie mi miała za złe, że nie powiedziałam jej o tym wcześniej. Na razie wie tylko tyle, że jej tata dawno temu, zanim się jeszcze urodziła, wyjechał za granicę i kontakt się z nim urwał. Po części jest to prawdą. Kulturalni Chłopcy koncertują także i za granicą. Ale moja Marysia tego zwyczajnie nie wie, a powiem jej jak będzie nieco większą dziewczynką. Może za 5 lat? Na razie ukrywam to i tak mi się podoba. Nie wiem jakby zareagowała na to, poza tym pewnych rzeczy by nie zrozumiała. Dlaczego tata nie ma dla nas, przede wszystkim dla niej ani jednej wolnej chwili, chociaż raz w miesiącu? Dlaczego odszedł ode mnie a przede wszystkim dlaczego nie chce utrzymywać żadnych kontaktów, choćby i przez telefon z moją córką, skoro mieszka w Polsce? I to tak całkiem niedaleko nas, bo swój apartament ma jakieś kilkadziesiąt kilometrów od naszego miasta (dowiedziałam się z gazet)? I w końcu kim jest, jak wygląda i dlaczego inne dzieci mają kochającego tatę, a Marysia nie? Czym zasłużyła sobie na to, by jej ojciec był nieobecny w jej życiu? Mimo wszystko starałam się mojej młodej to jakoś rekompensować. Zabierałam ją zawsze, gdy miałam tylko chwilę i była ładna pogoda to na lody, to na plac zabaw, to w delegacje — gdzie poznawała nowe miejsca i była w bardzo wielu już miastach i mniejszych wsiach — miejscowościach w Polsce i w kilku punktach za granicą? Bardzo kocham moją córeczkę i zrobiłabym dla niej wszystko, dla jej dobra, dla tego, by miała wspaniałe, szczęśliwe dzieciństwo. Na razie mój skarb oglądał grzecznie drugi odcinek ulubionej bajki o zielonym krokodylu. Ja siedziałam nad jedną z gazet razem z kawą, przy stoliku w kuchni. Na okładce znajdowali się Kulturalni Chłopcy. Kiedy zobaczyłam okładkę jednego z moich ulubionych czasopism, na której chłopak z licznymi tatuażami, z małym irokezem, w specjalnym, czarnym kostiumie pozuje ze swoim zespołem zbladłam i nie mogłam tego nie kupić. W końcu czasem podglądałam ich na portalach plotkarskich. Wiedziałam tylko tyle, że lider wdaje się w wiele skandali, ma znaną dziewczynę — modelkę, nagrywa muzykę rockową i dużo koncertuje. Wybrałam gazetę w sklepie z okładką z Kulturalnymi Chłopcami i nie mogłam doczekać się aż nie przeczytam z nimi wywiadu. Kiedy miałam tylko chwilę, wyciągnęłam gazetę, by poczytać co słychać u ojca mojego dziecka. Artykuł zaczynał się od dużego nagłówka „Kulturalni Chłopcy — czy na pewno są tacy grzeczni?”. Na dokładnie czterdziestej czwartej stronie najpierw redaktorzy umieścili duże, na całą stronę zdjęcie zespołu. Chłopcy byli w pełnym mrocznym makijażu, rockowych, czarnych strojach i butach na koturnie. Jeden z nich trzymał gitarę elektryczną, ojciec mojego dziecka, którego bez problemu rozpoznałam pozował z mikrofonem, zaś reszta chłopaków, a było ich dokładnie pięciu — uniosło ręce do góry i ułożyło palce w charakterystyczny sposób, jak to się mówi na „znak szatana”. Chyba każdy wie o co mi chodzi. Wywiad zaczynał się konkretnym pytaniem do solisty zespołu, czyli mojego byłego chłopaka, ojca dziecka, o którym moja Marysia nie wie. „Jak czujesz się w zespole, który propaguje często kontrowersyjne hasła w piosenkach w katolickim kraju? Czy bardziej ludzie cię krytykują za tę ekstrawagancję, czy może na odwrót — lubią taki nurt w muzyce i są wiernymi fanami waszych piosenek?” Nie mogłam się nie skusić, by nie przeczytać odpowiedzi. Solista Kulturalnych Chłopców odpowiedział: „właściwie to nasza nazwa zespołu powstała nieco na przekór naszym hasłom, przekazywanym w piosenkach. Mimo wszystko mamy swój spory fanklub. Może nasze piosenki nie są tak bardzo popularne i nie słyszy się ich w popowym radiu, to na koncerty przychodzą setki, jak nie tysiące osób, by posłuchać, pobawić się a my mamy przy tym niezłą zabawę. Nasz image jest owszem, może i bardzo charakterny, ale tacy już jesteśmy. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie nosili ćwieków, czarnych skórzanych kurtek i spodni, glanów na koturnach i mocnego, wyrazistego makijażu. Po prostu to idzie w zgodzie z nami, z naszym duchem. Uwielbiamy rock, a to, że przekazujemy często kontrowersyjne hasła nie kłóci się z niczym ani z nikim. Po prostu mamy swoich fanów, którzy uwielbiają naszą muzykę, kibicują nam i nie mogą doczekać się kolejnych piosenek.” Pani dziennikarka widać, że zadawała konkretne pytania, przez co cały artykuł był bardzo intersujący i chciało się go czytać. Nie mogłam nie przeczytać kolejnego pytania i kolejnej odpowiedzi. Pani redaktor zaczęła: „A co, jeśli chodzi o dziewczyny. Masz kogoś? Czy jesteś innej orientacji, jak wielu wokalistów o rockowym, wręcz mrocznym brzmienie?” Mój były chłopak sprzed kilku lat odpowiedział, jak widać bardzo dyplomatycznie — „Dziewczyny owszem, przewijały się w moim życiu prywatnym, ale chcę to zostawić dla siebie. Nie chcę nikogo podawać z imienia, nazwiska, a tym bardziej już z wyglądu. Mogę tylko powiedzieć, że obecnie jestem w związku z dziewczyną, nie jestem innej orientacji, jeśli o to chodzi. Sonia jest modelką. Poznaliśmy się pewnego dnia, zostaliśmy sobie przedstawieni. Sonia jest wspaniałą osobą, do tego jest bardzo piękną kobietą. Ale to wszystko. Nie będę opowiadał szczegółów o swoim życiu prywatnym, bo to już moja sprawa. Po prostu chcę, żeby pani dziennikarka to uszanowała.” O matko, jaka dyplomacja. Zaśmiałam się sama do siebie. Phi, modelka, na pewno to jakaś pusta lala a nie ktoś wartościowy. Kiedyś oglądał się za mną i nie należałam do tych najszczuplejszych ani najgrubszych, a włosy miałam proste do ramion i do tego jasno brązowe z grzywką. Kiedyś mu się bardzo podobałam. Ale kiedy to było i tak w ogóle to było, kiedy dopiero zaczynali grywać, na początku w pubach, w kawiarniach, w małych klubach, gdzie mieściła się może setka jak nie mniej osób. Ale teraz są zupełnie inne czasy. Mimo wszystko nie żałuję krótkiego, kilkutygodniowego związku z nim, bo tak się stało, że zaszłam w ciążę z Marysią, moim największym na świecie skarbem. I nie wiem co bym dzisiaj robiła, gdyby nie spore alimenty lidera Kulturalnych Chłopców, czy pisałabym dalej książki, a może pracowałabym gdzie indziej i harowała jak mucha, żeby wystarczyło na opłaty, nie mówiąc już o jedzeniu, najpotrzebniejszych kosmetykach, czy ubraniach oraz drobnych innych wydatkach. Co by było, gdybym nie zaszła w ciąże? Mam teraz 31 lat i pewnie zostałabym starą, bezdzietną panną, której nie udało się w życiu. A może mój los potoczyłby się w innym kierunku? Tego już nikt nie wie. Ale może tak miało wszystko być, tak miały się potoczyć nasze losy, a z Marysią, kiedy trochę podrośnie wybierzemy się na koncert Kulturalnych Chłopców, a potem po imprezie powiem jej, że właśnie śpiewał jej biologiczny ojciec? Czy będzie chciała mnie pobić, a może zastrzelić, a może przytulić? Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Oczywiście z tym biciem trochę żartuję. Na razie Wafel, bo taką miał ksywkę solista zespołu, z którym mam dziecko, ma swój dom, może i w przyszłości będzie miał dzieci. A Marysi nie będzie chciał poznać ani tym bardziej spędzać z nią chociaż jeden dzień raz w miesiącu? A może właśnie na odwrót? Może pewnego dnia, po koncercie spotkamy się wspólnie, żeby zobaczył swoje dziecko? Poza tym jakim trzeba być człowiekiem, żeby nie chcieć się widywać ze swoją pociechą? Może chodzi o to, że ktoś podałby to do gazet i zrobiłaby się z tego niezła afera? Nie miałam pojęcia o co tak naprawdę chodzi. Pod tekstem, nad którym się zatrzymałam dziennikarz wkleił zdjęcie jego z jego pięknością, modelką włoskiego pochodzenia — Sonią, jak trzymają się za ręce. Dziewczyna ubrana była w krótki pomarańczowy, prześwitujący top, beżowe sandały i dżinsową, krótką spódnicę. Uśmiechała się w długich do łokci blond włosach z grzywką, z założonymi okularami przeciwsłonecznymi do swojego faceta, mojego byłego chłopaka, którego tak naprawdę dalej gdzieś tam w środku kochałam. Wafel ubrany był w same dżinsy, bez koszulki. Musiało być bardzo gorąco, w momencie, gdy fotoreporterzy robili zdjęcie. Przekręciłam kartkę na kolejną stronę. Dziennikarka, niejaka Judyta pisze: „O czym są piosenki Kulturalnych Chłopców? Co chcecie przekazać fanom?” Na tym skończyłam czytanie. Z pokoju dobiegał głos Marysi.

— Mamusiu, przyjdziesz do mnie? — Wołało moje dziecko. Zostawiłam na chwilę magazyn i pobiegłam do salonu, gdzie moje dziecko, właśnie coś ode mnie chciało, czegoś potrzebowało. Marysia miała wczoraj wysoką gorączkę, ale dzisiaj temperatura spadła i czuła się już znacznie lepiej. Mimo, że kompletnie nie miała apetytu do jedzenia i była bardzo osłabiona, zdążyła oglądnąć w czasie, gdy czytałam wywiad kilka bajek.

— Co tam córciu? — Przyszłam do salonu, w którym znajdowała się wielka, jasno-szara sofa razem z dużym telewizorem, gdzie włączona była jedna z bajek na kanele dla dzieci. Pomieszczenie to nie miało drzwi, a wejście do pokoju, nie było nawet oddzielone ścianą. Moje mieszkanie zostało tak zaprojektowane, że z kuchni można było dojść bezpośrednio do salonu i jednocześnie korytarza. Oprócz tego w moim domu Marysia miała swój malutki, oddzielny, różowy pokój, a ja spałam w salonie. Oprócz małej kuchni ze stolikiem i dwoma krzesłami, znajdowała się jeszcze łazienka z białymi płytkami i pokój, który miał być przeznaczony dla gości, ale tak naprawdę znajdowała się z nim garderoba, miejsce na żelazko i deskę do prasowania, jakieś pudełka z nieużywanymi już od dawna zabawkami Marysi, sterta książek, których nigdy zwłaszcza ostatnio nie miałam czasu czytać, złożona suszarka na wyprane ubrania, dwie małe pufy. Panował tam niezły bałagan, a kiedy przychodzili do nas goście, zawsze zamykałam na klucz to pomieszczenie, by inni nie widzieli, jaki mam rozgardiasz i to w swoim własnym domu — mieszkaniu.

— Zrobisz mi herbatę? — Zapytała się moja Marysia, po której widziałam, że nie czuje się jeszcze najlepiej

— A jak ty się w ogóle czujesz, słońce? Widzę, że się trzęsiesz

— Z miodem poproszę — Dodała dziewczynka, po czym dalej kontynuowała — A tak w ogóle, to jestem jeszcze trochę słaba no i potwornie boli mnie gardło, że z trudem przełykam ślinę

— Dam ci tabletkę na gardło do ssania, ok? — Przykryłam moją kochaną córeczkę drugim kocem — Podoba ci się bajka? Czy zmienić na inną stację?

— Nie, ta jest fajna. Nie zmieniaj

— A o czym ona jest jeśli można wiedzieć?

— O słoniu i myszce — Uśmiechnęła się do mnie Marysia, kiedy poleciałam do kuchni, wlałam do czajnika elektrycznego trochę wody i włączyłam sprzęt. Zanim woda się ugotowała, wyjęłam z górnej szafki ulubiony kubek mojej małej z myszką miki, włożyłam do niego listek herbaty. Między czasie rzuciłam okiem na kolorowy magazyn, który przed chwilą czytałam. Uśmiechnęłam się do siebie. Nie mogłam doczekać się tego spotkania. Po prostu bardzo chciałam, żeby moja córeczka poznała wreszcie swojego biologicznego tatę. Mimo tego, jak się zachowa, będę się cieszyć, że w końcu nie muszę jej już dłużej oszukiwać. Jak trochę podrośnie — wybierzemy się na koncert — myślałam sobie. Zaraz po nim, jeśli nie uda nam się dostać do wokalisty, po prostu powiem młodej w domu, że lider Kulturalnych Chłopców jest jej prawdziwym tatą. Byłam bardzo ciekawa, jak zareaguje. Czy będzie zdenerwowana, a może uśmiechnie się? Czy będzie mi miała za złe, że tak długo ją szczerze mówiąc okłamywałam? Ale to za dokładnie 5 lat. Na razie wydaję mi się, że tego nie zrozumie. Może jestem inną matką niż większość, ale robię to wyłącznie dla dobra mojej córeczki. Poza tym zawarliśmy pewną umowę z Rafałem. Mam nie mówić nikomu o tym, że mam z nim dziecko. Jeśli teraz powiedziałabym o tym Marysi, na pewno opowiedziałaby o tym w przedszkolu. A 10-latka czy 13-latka na pewno to zrozumie. Chodzi o to, by w mediach nie było o tym głośno. By nikt z dziennikarzy się o tym nie dowiedział. Tylko o to. Kiedy woda się zagotowała, wlałam wrzątek mojej Marysi a dalej posłodziłam napój łyżeczką miodu. Zaniosłam herbatkę mojej młodej, postawiłam ją na stole i dodałam, by uważała, bo jest jeszcze gorąca. 5-latka pokiwała tylko głową i nawet na mnie nie spojrzała, tylko wpatrzona była w bajkę, którą wcześniej włączyłam jej. A ja miałam w tym czasie chwilę dla siebie. Oprócz przeczytania do końca wywiadu czekały na mnie też inne, ważniejsze obowiązki. Musiałam posprzątać nieco w domu, miałam zrobić ciasteczka i dokończyć pisać 14-ty rozdział mojej nowej książki. Poza tym miałam ogarnąć prezentację, którą wysłał mi na maila Piotrek, mój menadżer. Miałam ją zaprezentować na poniedziałkowych spotkaniach z finalistami konkursu z Jaworzna. 10-osobowa grupka miała przyjechać do mojego miasta i mieliśmy razem zrobić warsztaty pisania książek. Wszystko się układało. Do Marysi miała przyjechać na ten czas moja mama, żeby trochę ją pilnować, żeby nie była sama. Lekcje miały trwać od poniedziałku do piątku, w sumie przez 5 dni, od 8 rano do 15. Moja mama — Stefania zgodziła się na pilnowanie Marii, ale tylko na jeden tydzień. Lubi spokój i jest już trochę stara, by dłużej opiekować się dzieckiem. Ma w końcu prawie 65 lat. Bardzo jej byłam za to wdzięczna. Do jej zadań, było tylko nakarmienie dziecka, wcześniej przygotowanym przeze mnie obiadem, oraz pilnowaniem Marysi, mierzeniem jej temperatury, podawaniem leków, puszczaniem bajek. Rzuciłam gazetę w kąt, a sama zajęłam się ogarnianiem prezentacji. Szczerze mówiąc było tego trochę dużo. Jedna prezentacja składała się z kilkudziesięciu slajdów. Razem z finalistami konkursu literackiego miałam przeprowadzić warsztaty twórczego pisania. Miałam uczyć dzieciaki w wieku 18—25 lat jak napisać bestseller. Z jednej strony było to dla mnie niezłe wyzwanie. Z drugiej, uczyłam już młodzież, ale też osoby z zapałem do piania nieco starsze mojego warsztatu. Na zajęciach wszyscy chętni, uczestniczy spotkań przedstawiali też swoje pomysły na książki. Zwykle wyjazdy takie nie były dłuższe niż 2—3 tygodnie. W pierwszym tygodniu prowadziłam warsztaty pisarskie. Opowiadałam jak wydać swoja książkę, jak pisać swoją powieść, jakie wydawnictwo wybrać, do jakiego się zgłosić ze swoją książką. W drugim tygodniu miałam przeczytać kawałek powieści każdej osoby, która zgłosiła się na spotkanie ze mną, dać ewentualnie uwagi, albo dać znać, czy dana książka nadaje się na opublikowanie w księgarniach, czy nie. Uwielbiałam ten drugi tydzień, zwykle dlatego, że oprócz możliwości skorzystania z różnych zabiegów SPA, basenów ze zjeżdżalniami, jaccuzi, codziennej jogi na świeżym powietrzu, czy skosztowania naturalnej żywności, niedostępnej w zwykłych sklepach, mogłam prawdziwie odsapnąć. Często zabierałam też ze sobą moją małą, dla której takie wyjazdy były dodatkową frajdą. Zamiast siedzieć w domu z nianią i nic nie robić, mój maluch przeżył i przeżywa wspaniałą przygodę i będzie miało co opowiadać koleżankom i kolegom w swojej szkole. Moja córeczka jest naprawdę bardzo grzecznym dzieckiem. Wiem, że trzyma się zawsze blisko mnie i nigdy się nie zgubi. Nie płacze jak inne dzieci w jej wieku, nie robi co tylko się jej podoba. Słucha mnie i trzyma się zwłaszcza na wyjazdach pewnych zasad. Ma nie odchodzić zbyt daleko i ma być cały czas w zasięgu mojego wzroku. Jeśli miejsce, do którego udaję się w delegację ma jest pod jakimś kątem ciekawe, zabieram małą i idziemy koniecznie wszystko zwiedzać. Tak słodko i leniwie minęła sobota w towarzystwie kawki, magazynu z Kulturalnymi Chłopcami oraz z Marysią, która kompletnie nie miała ochoty na moje ciastka z cukrem, które zrobiłam po południu, na deser. Zjadła tylko jednego naleśnika z serem białym pomieszany z odrobiną śmietany, cukru pudru oraz z garścią rodzynek. Zmierzyłam temperaturę Marysi. Spadła do 37. Antybiotyk skutecznie podziałał, a ja pozbyłam się dodatkowych nerwów. W końcu jak każda mama martwiłam się o swoje dziecko. Zwłaszcza, że będę musiała zostawić je w towarzystwie babcina pół dnia, przez dobre 6 dni, od poniedziałku aż do soboty. Po powrocie, będę musiała ugotować obiad na następny dzień dla młodej, ale mam nadzieję, że całe warsztaty miną mi w przyjemnej, pozytywnej i przede wszystkim konstruktywnej atmosferze. Mam nadzieję, że wyłonimy spośród tych finalistów kolejnego, jak to często bywa autora bestsellerów. Będę mówiła o tym, że trzeba w tej branży nie tylko wierzyć w siebie, ale też mocno harować. Bez determinacji oraz samozaparcia nic nie powstanie. Jak to się mówi książka nie napisze się sama. Co innego jest chcieć coś fajnego napisać, a co innego to zrobić. Sam pomysł, owszem jest bardzo ważny, ale równie ważne jest odpowiednie rozmieszczenie dialogów, trzymanie się jednej wersji, właściwa stylistyka, brak błędów merytorycznych ale też ortograficznych (chociaż tym to się zajmie korektor, ale także i jemu nie wypada dokładać pracy). Moja Marysia czuła się już znacznie lepiej. Był sobotni wieczór, godzina może kilka — kilkanaście minut przed 20-tą. Pomogłam małej się trochę wykąpać, ułożyłam ją do spania, i przeczytałam jej na dobranoc bajkę. Wcześniej podałam wieczorny antybiotyk i tabletkę do ssania na gardło. Moja mała Marysia zasnęła jak suseł, kiedy doczytywałam ostatnie zdanie jej ulubionej bajki o księżniczkach. Zgasiłam cichutko lampkę i zaczęłam rozmyślać co tu zrobić z pozostałą częścią dnia. Nie chciało mi się spać, ani oglądać żadnych komedii w telewizji. Postanowiłam, że wezmę się do pracy, zwłaszcza, że miałam tylko o tej porze prawdziwy spokój. Zawsze kiedy zasiadałam do pracy wyobrażałam sobie, że mam cały dzień wolnego, mogę pisać i pisać w czasie kiedy Marysia będzie w przedszkolu. Co prawda moje dziecko, kiedy było w domu było bardzo grzeczne, ale musiałam dzielić uwagę na jedno i drugie, a tego nie lubiłam. Nie lubiłam się odrywać od swojej pracy. Kiedy już wpadłam w trans pisania, mogłam to robić bez przerwy, nawet kilka godzin. Kiedy musiałam się co chwila odrywać, ciężko mi było pisać, gdyż kompletnie nie pamiętałam co napisałam wcześniej. Wieczór to idealny moment na to, by zacząć pracę. Potrafiłam pisać nawet do 24, albo 1 w nocy. Wstałam na chwilę od pisania, żeby poczęstować się ciastkiem, których zrobiłam kilkadziesiąt sztuk, z myślą, że Marysia skusi się na kilka. Niestety okazało się, że nie ma kompletnie smaku do jedzenia, a wczoraj zjadła w sumie dwie bułki z masłem i kakao — na śniadanie i kolacje, a na obiad jednego naleśnika z serem. Robiłam jej co chwile herbatę z miodem i podawałam tabletki na gardło. Kiedy zasiadłam ponownie do pisania z talerzykiem z ciasteczkami mlekiem (uwielbiałam takie połączenia) napisał do mnie Piotrek. Bardzo długo czekałam na jego wiadomość odnośnie tego, czy w ogóle zajęcia się odbędą i czy 10-tka finalistów dotrze do nas na czas. Trzeba było pomyśleć nad ich zakwaterowaniem, wyżywieniem, załatwić im jakoś czas wolny, zorganizować możliwe, że wycieczkę po okolicy, aby nikt się nie nudził. Przydałoby się też zarezerwować miejsce w jakimś budynku, w Sali konferencyjnej. I na końcu, trzeba byłoby za to wszystko zapłacić, a czasu pozostało naprawdę niewiele. Mój menadżer o mojej dość nietypowej decyzji dowiedział się dopiero w sobotę nad ranem, kiedy byłam pewna, że moja córeczka na pewno nie da rady pojechać w taką delegację, ze względu na swoje przeziębienie oraz wysoką gorączkę. Warsztaty były zaplanowane na poniedziałek. Teraz, jakimś cudem trzeba było zorganizować dojazd finalistom konkursu literackiego, dodzwonić się do każdej osoby i zorganizować przyspieszoną podróż do miasta oddalonego od ich rodzimego Jaworzna o jakieś 150 km. Na szczęście miałam wspaniałego menadżera, który wiedziałam, że wszystkim się zajmie, a punkt 8:00 wszyscy laureaci tegorocznego konkursu stawią się na pierwszych lekcjach ze mną w jakimś wypożyczonym budynku, biurze, idealnym pod tego typu konferencje. Piotrek, wiedziałam, że spisał się na medal. Była godzina może 20 z kawałkiem. Nie patrzyłam na zegar. Byłam bardzo ciekawa, czy dzieciaki dotrą na czas i czy w ogóle zaplanowane warsztaty się odbędą. Żeby nie budzić mojej małej córeczki, Marysi wyszłam na balkon. Była połowa sierpnia. Noce o tej porze potrafią być już nieco chłodniejsze, ale dzisiejsza była bardzo ciepła. Od czasu do czasu palę papierosy, ale tylko wtedy, gdy bardzo się denerwuję. Dzisiejszego wieczoru, a właściwie to nocy postanowiłam, że skuszę się na jednego. Zajrzałam do pokoju — garderoby, który uginał się od półek wypełnionych pudełkami rupieci. Sięgnęłam po paczkę, którą zawsze chowałam blisko drzwi, w górnej szufladzie szafy z ubraniami, które albo były małe, ale duże (po ciąży Marysi) oraz małe ubranka, z których już dawno wyrosła moja kochana córeczka. Wzięłam z kuchni zapalniczkę, zapaliłam jedną fajkę, potem drugą. Kiedy odchrząknęłam, wybrałam na swojej komórce numer do mojego menadżera Piotrka. Na początku nikt nie odbierał. Postanowiłam, że zadzwonię jeszcze raz. Było kilka minut po 21. Potrafiliśmy do siebie dzwonić o każdej porze, nawet w środku nocy, kiedy sprawy były na tyle ważne, że należało je przedyskutować jak najszybciej. Po czterech sygnałach Piotrek odezwał się w końcu.

— No cześć Ola — Odpowiedział mężczyzna mocno sapiąc

— Co ty do jasnej cholery robisz, dzwonię, żeby dopytać się o warsztaty, które mają się zacząć w ten poniedziałek. To ważne i pilne. A ty nie odbierasz — Zarzuciłam mu, że powinien cały czas być przy telefonie, kiedy i czasem mnie zdarza się nie odebrać

— Przepraszam cię Olu, ale właściwie to nie miałem czasu odebrać, bo biegałem

— To ja przepraszam, że dzwonię do ciebie tak późno. Ale sprawa jest na tyle pilna, że postanowiłam zadzwonić. Co z warsztatami? Odbędą się, czy nie? to bardzo ważne, bo muszę się zdążyć przygotować, poczytać prezentacje i sam rozumiesz — tak zorganizować sobie czas, by jeszcze odebrać małą od babci i ugotować obiad.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 40.37