1. Biba
Szary człowiek
Nie chcę tańczyć w ciepłym deszczu
wolę wieczór z kawą
nie chcę być wódkowym wieszczem
mi to nie zabawą
nie chcę barwnych włosów tęczy
nie chcę słońca w głowie
nie chcę blasku, bo mnie męczy.
Jestem szary człowiek.
Kocham dom swój, cichy pokój
kocham niknąć w tłumie
kocham spacer krok po kroku
w bezimiennym szumie
chcę odziana w luźne dżinsy
świat przemierzać własny
ale światem nie kraj inny
a osiedle ciasne.
Truskawkowy błyszczyk
Kupiłam dziś sobie
błyszczyk truskawkowy.
Czerwień ust rozjaśni
cień chaosu głowy.
W pracy będą widzieć
truskawkowe usta
smak profesjonalny
na szefostwa gusta.
Na ulicy inni
odzyskają twarze
jeśli ja odzyskam
i w różu umażę.
Może i dla niego
jak się jakiś znajdzie
w pokrytej błyszczykiem
serca pustej tajdze.
Sobota, północ, pub
Muzyka gra, tańczą
jak to wygląda — wiecie
młodzież mknie szarańczą
ja siedzę w toalecie.
Stoję w kącie, piszę
na bladym telefonie
kolejny wers ciszy
bez świata wokół — o mnie.
Trzeba wyjść, ktoś puka
Ludzie niecierpliwi!
Wychodzę. Naprzód, w tłumie.
Oni są złośliwi?
Ocenić chcę — nie umiem!
Czekam chwili błogiej
gdy nigdy nie widziana —
— co teraz nie mogę —
— w swym domu czekać rana.
I w końcu nadchodzi
minuta upragniona
kiedy w dworu chłodzie
w domu zmierzam ramiona.
Impreza
Siedzę otoczona murem
swoich niepowodzeń
nie kocham tamtego świata
do którego wchodzę.
Ludzie pijani wokoło
niszczą moją kulę
przebijają ją słów ostrzem
brak powietrza — bólem.
Odnajduję łyk powietrza
na pustym balkonie.
Chwila — i już są tu inni
ktoś zapyta o mnie.
Głosy lęk mój eskalują
drapią moje myśli.
Ludzie napływają, a ja
chcę być tam, skąd przyszli.
Jadę
Jadę tak piękne śniąc krajobrazy
myśl się kołacze we mnie bezpańska
czy to dom jeszcze? Czy to już dom mój?
Z domu do domu jadę, do Gdańska.
Chciałabym domu — tego z rodziną
gdzie mama z pracy gna do córeczki
a mam ja dom swój gdański, wspaniały
gdzie do swej własnej płaczę chusteczki.
Jadę do Gdańska, niebieskie niebo
drży swą czerwoną Słońca poświatą
a ja do domu drzwi własnych bieżąc
wciąż wołam „mamo!”, wciąż wołam „tato!”
Dajcie mi ciemność
Dajcie mi czerń głęboką
dajcie mi ranek bliski
gwiazdę, co wpływa w oko
kapie do Ziemi-miski.
Dajcie mi błogą czeluść
co kwitnie obietnicą
szepce mi „przyjacielu”
kołdrą otula lica.
Chciałabym zasnąć teraz
ale mi nie jest dane
patrzę więc, jak noc zżera
blady zza chmury ranek.
Noc dzisiaj nie zna lęku
spokój miękkich poduszek
pełna wiruję wdzięku
mózg lodowaty kruszę
2. Książka
Czytając w nocy
Dookoła czeluść nocy.
Siedzę w szklanej kuli światła
zaciskając blade palce
jak na rączce dziecka matka.
Trzymam ja w objęciach dłoni
światło drży na białej skórze
czerń oblepia jasną kulę
zniknęli anieli stróże.
Jak w macicy w lamp poświacie
jak zarodek w świecie kartek
drukowany świat mym światem
poza książką życie martwe.
Anioły i sen
Pytam anioły niebieskie
dlaczego, jak sądzą one
zwierzę nie idzie spać rześkie
i się nie budzi zmęczone
a człowiek tak?
I człowiek nie jest szczęśliwszy.
Obcy
Obcy spoza tego świata
nie odnalazłby się w tłumie
on na co dzień statkiem lata
w korkach kląć jak szewc nie umie.
Obcy jest innego wzrostu
i nie taki kolor włosów
nie pasuje, tak po prostu.
Wtopić w tłum mu się nie sposób.
A wśród ludzi, lecz inaczej
żyć jak chce się niepodobna.
Będąc obcym skończysz raczej
w alkoholu tonąc do dna.
3. Ziarno kawy
Kawa
Ile kaw dziennie
pozwoli zapomnieć
o życiu bez kawy?
I ile kaw tych
pozwoli przeżyć
na dobrą sprawę?
Ile pozwoli
pochwycić aromat
napoju i życia?
Ile ziarenek
w życia klepsydrze
da się przesypać?
Przedmieście
Zaczynasz studia, zaczynasz szkołę
i trwanie zaczynasz własne
już nie ukryjesz wina pod kurtką
już drzwiami w złości nie trzaśniesz.
Wjeżdżasz pociągiem, nowe przedmieście
opuszczasz dom z książką w rękach.
Zaczynasz wnet żywić się przyjaźnią
na samodzielności mękach.
Zaczynasz pracę, budujesz dom swój
i trwanie zaczynasz własne
już nie usypiasz w oparach piwa
patrzysz na dzieci, aż zasną.
Wjeżdżasz pociągiem, stare przedmieście
opuszczasz dom swój na chwilę
by kwiat położyć, świeczkę zapalić
na przedmieść starych mogile.
Bez urazy
Nie obrażam się na nią
za to, że przyjdzie do mnie
i nie jestem zła na to
że mi przerwie treść wspomnień.
Praca, jak każda inna
przez dni siedem tygodnia
bez urlopu i święta.
Może zmęczona, głodna?
Tak chodzi od drzwi do drzwi
szuka duszy i ciała.
Zaproszę ją do domu
by chociaż pić dostała.
Nie jestem obrażona.
Niech przyjdzie w moje progi.
Ja pójdę z nią za rękę
zaznając wiecznej drogi.
Plac zabaw
Siedzę na placu zabaw
przy sąsiedniej ulicy.
Powoli stawiam stopę
w skorupie piaskownicy.
Wspinam się na zjeżdżalnię
i zsuwam się powoli
wzbijam się na huśtawce
najwyżej jak pozwoli.
I tylko miejsca na nogi
już za mało.
Dzień dobry, pani doktor
— Dzień dobry, pani doktor
nie piękna dziś pogoda?
— Dzień dobry, taka piękna!
— Cóż jeszcze do niej dodać?
Wezwała mnie tu pani
wiadomość mi przekazać.
Cóż stało się? Wyniki?
— Wyniki. Proszę siadać.
— Już siadam, pani doktor.
Niech pani mówi wreszcie!
— Lecz mówię informacje
niezbyt sprawdzone jeszcze.
W wynikach tak wychodzi
to powiem pani szczerze…
— Wal pani prosto z mostu
inaczej nie uwierzę.
— Dla pani więc wiadomość
jest tutaj właśnie taka
że pani…
— Mówi pani!
— ...choruje mi na raka.
Teraz
Żyj godziną „teraz”
rodź się chwilą „już”.
Za pół godziny
za pół dnia
za pół roku
za pół życia
nie będzie
tego samego „teraz”
nie będzie
„już”.
Wchodzisz do swojej rzeki
jedyny raz
właśnie teraz
nie czekaj
zerwij owoc
zanim zgnije.
Robal
„Robal” mówisz pogardliwie
„Robak” czasem do człowieka
mówisz, myśląc tak właściwie
nic dobrego go nie czeka.
Związki wyśmiewasz owadzie
lecz pamiętaj losu kroki
one w małym, szumnym stadzie
będą jadły twoje zwłoki.
Jutro
Powiedziałam sobie
„jutro”.
Jutro podleję kwiaty
jutro zadzwonię do taty
jutro pójdę do miasta
jutro upiekę ciasto.
Jutro postaram się żyć
obudzę się.
Dziś nie dam rady
dziś umieram.
Mamy czas
Mamy czas
posiedzieć na fotelu
i zjeść jak jeden z wielu
i wypić ćwiartkę wódki
i przespać dzień calutki.
Mamy czas
pokontemplować sami
dzień spędzić miło — z grami
poczekać dziś na „zaraz”
pośmiać się z Niej, że „stara”.
Mamy czas zaszyć się w pracy
płynąć, jak płyną rodacy
coś pouzupełniać w szafie
napisać autobiografię…
Myślał kogut
o niedzieli
a w sobotę
łeb ucięli.
Pooddychaj
Idź pooddychaj
świeżym powietrzem
nie ciągle siedzisz
w tym z kurzu swetrze.
Weź z sobą piłkę
ciut za małą
wejdź na huśtawkę
przerdzewiałą
zjedź po zjeżdżalni
też za ciasnej
wskocz do kałuży
ze łzy własnej.
Rozmowa z kurzem
Ścieram kurz ściereczką
a on do mnie mówi:
„Innym był tu wcześniej
teraz jestem drugi
kiedyś siwą warstwą
już ten stół przykryłem
cichą, lecz nie martwą
tu powłoką byłem.”
Pytam się więc jego
pytam cichym głosem
„Byłeś? A dlaczego?”
Mruczy coś pod nosem.
„Byłem, bo mnie starto
w czas kiedyś sprzątania
lecz zmartwychwstać warto.
Nie ma lat rozstania.”
„Pamiętam ja ciebie
już walczyłam z tobą.”
„Ludzie w siódmym niebie
gdy coś ze mną zrobią.
A tymczasem wracam
tylko się rozproszę
chwil interwał skracam
ścierkę dzielnie znoszę.
Silniejszym od ludzi
wiecznym jestem w sumie
śpię, by się obudzić
bo się budzić umiem.
Jestem tylko kurzem
celem twej pogardy
lecz w nad głową górze
wciąż swą duszą twardy.”
Złota rybka
Gram złotej rybce
na gitarze
w piosence opowiem
kierunek marzeń
a rybka milczy
jak zaklęta
więc wszyscy mi mówią
nic nie pamięta
ja karmię rybkę
rzucam ziarno
zalśni czarne oczko
za błonką marną
ktoś w twarz się śmieje
w wód odmętach
czarne oczko patrzy
wszystko pamięta.
4. Takie sobie pory roku
Zimna wiosna
Zimną wiosną ktoś zasadził
pączków szarych cztery skrzynie
nieme dzieci przebiśniegów
wciąż wtulają się w pierzynę
skute lodem fale kałuż
zgrzytem w krawężniki wpadną
dzieci małe siwą trawkę
ledwo ponad szronem zgadną
białe Słońce śle wspomnienia