E-book
23.63
drukowana A5
49.41
drukowana A5
Kolorowa
70.3
Game Over

Bezpłatny fragment - Game Over

Nieoczekiwana Miłość


2.5
Objętość:
143 str.
ISBN:
978-83-8414-065-9
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 49.41
drukowana A5
Kolorowa
za 70.3

GAME OVER

DEDYKACJA

Dla mojego najlepszego dziadka. Kocham Cię najmocniej na świecie!

PROLOG

Otworzyłam pamiętnik i pokręciłam głową. Czy nie postanowiłam wczoraj położyć kres temu wiecznemu zapisywaniu wydarzeń z mojego dnia?

— Connor, to twoja wina — westchnęłam. — Tylko dlatego, że wyjechałeś do innego miasta nie mogę przestać podsumowywać każdego swojego dnia w pamiętniku.

— Przecież kiedyś przyjadę — dobiegł mnie jego głos z mojej prawej półkuli mózgu.

Położyłam się na bujanej huśtawce w moim pokoju.

— Gdybyś tu był — mówiłam dalej — moglibyśmy pójść do kina.

— Byłoby super. Postaram się jak najszybciej przyjechać by spełnić twoje marzenie — odparł.

— Olivia! Kolacja! — rozległo się wołanie z kuchni.

Dlaczego mama zawsze musi wołać mnie w takich momentach…

— Idę! — krzyknęłam i wstałam z fotela aby następnie

powiedzieć do Connora krótkie — muszę kończyć, przykro mi.

— Liv, z kim ty rozmawiasz? — usłyszałam dobiegający głos zza drzwi.

— Z nikim mamo. Uczę się na najbliższy sprawdzian z matematyki i powtarzam sobie wszystko — odpowiedziałam uchylając drzwi do pokoju, przedtem chowając pamiętnik pod materac mojego łóżka.

ROZDZIAŁ 1

— Nie mam matmy — powiedziała Emma gdy wchodziła do szkolnego autobusu i przytuliła mnie na powitanie.

Podałam jej swój zeszyt z zadaniem domowym z matematyki, a ona dała mi swój z niemieckiego. Jak zwykle — robiłyśmy to, co najlepiej umiałyśmy.

Przez te wszystkie lata nabrałyśmy wprawy w przepisywaniu zadań w jadącym autobusie. Na światłach spisywałyśmy najwięcej, a na ostrych zakrętach nawet nie próbowałyśmy tego robić.

Zatrzymaliśmy się właśnie na skrzyżowaniu na którym czerwone światło utrzymywało się zaskakująco długo, jednak długopis Emmy utrzymywał się nieruchomo w jej dłoni.

— Już skończyłaś? — zapytałam z niedowierzaniem.

To było wręcz niemożliwe! Przelałam na papier masę działań matematycznych a ona przecież musiała to jeszcze przepisać do swojego zeszytu!

— Halo!

Nie dostałam odpowiedzi. Emma z otwartymi ustami wpatrywała się w obraz przed sobą.

— Zastanawiasz się nad zadaniem?

Zero reakcji. To było niemożliwe, by ktoś w trakcie rozmyślań trwał w tak dziwnej pozycji. Mózg Emmy po prostu jakby przestał pracować.

— Dopadła cię drętwota?

I znów nic.

Spojrzałam w tym samym kierunku co Emma ale nic szczególnie nie zwróciło mojej uwagi.

— Dobrze się czujesz?

Przypomniał mi się pewien film w którym główny bohater też wpadł w takie odrętwienie i do końca życia z niego nie wyszedł.

— Halo! Przebudzenie! — pomachałam jej ręką przed oczami.

— Ehe… co? — nareszcie na mnie spojrzała.

— Na co się tak gapisz?

Emma ścisnęła mocno moją rękę. Tak jakby zamiast w autobusie, siedziała na fotelu u dentysty.

— Au!

— Widziałaś go już kiedyś? — spytała.

— Jasne że już kiedyś widziałam przebudzenie.

— Hę? — Emma patrzyła na mnie jakby nie do końca rozumiała to co powiedziałam. Zaczęło mi świtać w głowie, że mówimy o zupełnie różnych rzeczach.

— Co niby miałam już widzieć? — zapytałam przyjaciółkę.

— Czy widziałaś go kiedyś w autobusie? — Emma dyskretnie wskazała palcem na przód autobusu.

— Kogo?

— Ciiii — przyłożyła palec do ust. — Nie mów tak głośno!

— Tego pięknego chłopaka z przodu.

W tym autobusie nie było żadnego „pięknego” chłopaka, byłam tego pewna. Jedyny fajny chłopak jakiego znałam, siedział właśnie w innym autobusie ze swoim zespołem jadąc w trasę koncertową.

— Drugi rząd przy oknie — odezwała się Emma.

Wyciągnęłam głowę. Krótkie blond włosy, słuchawki na uszach i na pewno z dwa metry wzrostu.

— Naprawde, on ci się podoba? — zapytałam z niedowierzaniem.

— Podoba? „podoba” to nie jest dobre określenie. On jest… — zamyśliła się, szukając idealnego określenia.

— Fantastyczny…? — próbowałam pomóc jej znaleźć brakujące słowo.

Pokręciła przecząco głową.

— Spektakularny?

To określenie też jej nie odpowiadało.

— Mężczyzna mojego życia! — wypaliła Emma i rzuciła mi się w objęcia. Mężczyzna jej życia? Co jej odbiło?

— Nie zamieniłaś z nim ani słowa. — przypomniałam jej.

— Ty z Connorem też nie. — odparowała szybko.

— To coś kompletnie innego. Bądź co bądź ale ja wiem przynajmniej jaki ma głos. Może ten z przodu papla głupoty lub sepleni?

Emma uśmiechnęła się do mnie wręcz promieniejąc.

— Jest mi to obojętne. Kobieta czuje gdy spotyka mężczyznę swojego życia. Instynktownie.

Okej, tego argumentu podważyć nie mogłam, bo się z tym zgadzam. Gdy po raz pierwszy zobaczyłam Connora w telewizji, poczułam się identycznie. Przez chwilę miałam wrażenie, że z ekranu tryskają iskry.

— No to fajnie. A więc to jest twój wymarzony facet — powiedziałam wzruszając ramionami. Chciałam wziąć się za przepisywanie ostatniego zadania z niemieckiego jednak przez tę całą rozmowę o miłości nie zdążyłam tego zrobić. Autobus zaparkował pod szkołą i musiałyśmy się pospieszyć, żeby dobiec do klasy przed dzwonkiem.



Na niemieckim udawałam okropnie zajętą. Ostrzyłam kredki, łamałam je celowo i znów temperowałam. Przekładałam papiery w teczce i drapałam się po prawej łydce.

— Olivia, pokaż proszę ostatnie zadanie — powiedział pan Paulsen. Nie ruszyłam się z krzesła.

— Właściwie wolałabym dzisiaj nie.

Po klasie przeszedł chichot. Nauczycielowi też drgnęły kąciki ust ale nie dał się sprowokować.

— Też wolałbym wygrzewać się na plaży a chcąc nie chcąc muszę uczyć niemieckiego, a ty odmieniać czasowniki. Życie jest ciężkie, prawda Oliwio?

Bardzo śmieszne. Życie było wręcz piekielnie ciężkie.

Czy naprawdę nie było innego wyjścia? Szybko przeanalizowałam wszystkie możliwe opcje: zemdleć na poczekaniu, spontanicznie zwymiotować lub…

W tym momencie rozległ się huk. Krzesło Emmy odchyliło się, a ona chcąc złapać się biurka, wzięła zeszyt i rzuciła nim w moją stronę, a następnie upadła na ziemię. Uwaga wszystkich skupiła się na niej a klasa wręcz ryczała ze śmiechu. Pan Paulsen podszedł do Emmy i pomógł jej wstać.

— Chryste, zrobiłaś coś sobie?

— Wszystko jest w jak najlepszym porządku — odparła Emma. — Nie wiem jak to się stało! Krzesło samo się przewróciło.

Nauczyciel podrapał się po brodzie. Chyba chciało mu się śmiać.

— Nie odbiegajmy od tematu! — powiedział wreszcie. — Olivia! — klasnął w ręce. — Zadanie!

Koło ratunkowe trzymałam w rękach. Przepisywałam wszystko z zeszytu przyjaciółki na tablicę, a pan Paulsen wpisywał mi w tym momencie dobrą ocenę do dziennika.

— Wow! Emma! Jesteś najlepsza! — krzyknęłam do przyjaciółki po wyjściu z klasy. — Ryzykowałaś dla mnie życie!

— Ach, to był drobiazg. Może powinnam zostać kaskaderką… jak sądzisz?

Emma stanęła przede mną wypinając pierś do przodu oraz napinając biceps. W następnej chwili zwinęła się w kłębek.

— O boże, on tu jest!

Zjawisko z autobusu przemierzało właśnie z kilkoma kolegami szkolny korytarz. Miał rzeczywiście dwa metry jak nic.

— Naprawdę cię trafiło — stwierdziłam kręcąc przy tym głową.

— A co ty myślałaś, że żartuję z tym mężczyzną życia?

ROZDZIAŁ 2

Gdy zajrzałam w domu do lodówki zaczęłam żałować, że nie przyjęłam propozycji Emmy. Prawdopodobnie jej mama przygotowała dziś serowy makaron — moją ulubioną potrawę! Zupa jarzynowa z pewnością nie znajdowała się na liście moich faworytów.

Wylałam talerz zupy do muszli klozetowej, wyszłam z domu i zamiast obiadu kupiłam sobię wielką paczkę chipsów. Usiadłam na ławce i zajadałam się pysznościami.

Ktoś klapnął obok mnie. Myślałam że zlecę z ławki, tak mocno zadrżała.

— Jaki piękny dziś dzień — uśmiechnął się mój sąsiad.

— Tak — potwierdziłam z roztargnieniem.

Nie przyszło mi do głowy nic bardziej błyskotliwego, ponieważ skoncentrowałam się na wlepianiu w niego oczu. W życiu nie widziałam tak grubego człowieka. Miał brzuch jak wielka piłka lekarska.

Gapiłam się na niego zbyt natarczywie, bo uśmiechnął się do mnie pytająco. Udałam że moje chipsy są bardziej interesujące.

Kątem oka obserwowałam jak sięga do wielkiej torby z zakupami i wyjmuje z niej tabliczkę czekolady. Przełamał ją na dwie części i podsunął mi jedną.

— Chcesz?

Wskazałam na chipsy i pokręciłam przecząco głową.

— Może później, na deser? — uśmiechnął się i wsunął całą połówkę czekolady do ust. — Ach, słońce i czekolada to przepis na piękne życie. — Mlasnął zadowolony.

— Mhm — mruknęłam przyglądając się jak w ciągu minuty pochłania tabliczkę czekolady.

— Nazywam się Ricardo Maguire.

— Olivia Holden.

Ricardo pochylił się nad torbą i wyjął dwie tabliczki czekolady.

— Nie robi się panu niedobrze od takiej ilości czekolady? — ugryzłam się w język, co mnie to obchodzi?

— Mam żołądek jak słoń. Żyjąc z takim żołądkiem trzeba po prostu jeść.

— Muszę już lecieć — powiedziałam.

— Do zobaczenia — uśmiechnął się.

Raczej nie — pomyślałam i ruszyłam w stronę domu.



— Co ci jest? — spytałam mamę niemal w drzwiach.

Siedziała w kuchni blada jak ściana, zapłakana i wyglądająca jak chodzące nieszczęście.

— Ja… za dużo stresu. — odpowiedziała nie patrząc na mnie i już wiedziałam.

Kłamała.

— Aha — odparłam tak, jakby mnie przekonała.

— Jadłaś coś?

— Tak, pyszna była ta zupa. Nikt nie gotuje lepszej kalafiorowej niż ty. Ehe, jarzynówki.

Umiałam kłamać lepiej od niej. Najprawdopodobniej mi uwierzyła bo uśmiechnęła się krzywo.

— W ogóle nikt nie gotuje tak jak ty — paplałam dalej.

Mama gryzła dolną wargę i myślami była daleko stąd.

W tym momencie rozdzwonił się telefon. Zapłakane powieki mamy otworzyły się na oścież. Chwyciła telefon.

— Tak? — znów się skuliła. — ach, to ty — odwróciła się do mnie. — To Lauren, pójdę do sypialni.

Do sypialni? Od kiedy mama chowała się w sypialni żeby porozmawiać z ciocią?

Co się działo? Dlaczego płakała? Dlaczego miałam się o niczym nie dowiedzieć? Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Do diabła z prywatnością.

— Wrócił do swojej żony. Ma dwójkę dzieci. Nic ich nie łączyło, jak nagle mogą mieć dziecko?

To mi wystarczyło. Znów jej się to przytrafiło. Mama miała takie szczęście, że trafiała na niewłaściwych mężczyzn.

ROZDZIAŁ 3

Dzisiaj w autobusie panował chaos a Emma wpadła do niego w ostatnim momencie i zaciągnęła mnie z naszego stałego miejsca z tyłu na przód.

— Odbiło ci? — zapytałam — Chcę tu siedzieć!

— Liiv. Błagam!

— A dlaczego? — upierałam się.

— Przez niego! Jeżeli usiąde bliżej może zdołam się czegoś dowiedzieć.

— Znowu usiądzie ze słuchawkami na uszach i niczego się nie dowiesz.

— Ale wtedy będę bliżej niego… przy nim… no wiesz!

Jasne że wiedziałam, ale nie chciałam jej tego powiedzieć ponieważ byłam zła za to, że nie dostałam przytulasa na powitanie.

— No tak! — odparła nagle Emma. — Wiem czego zapomniałam!

Spontanicznie mnie przytuliła. Uśmiechnęłam się i usiadłam na miejscu wskazanym przez przyjaciółkę.

— Właśnie to miałam na myśli. A teraz dawaj niemca!

Emmie aż opadła szczęka.

— Było coś zadane?

— Pytasz poważnie?

— Zapomniałam o tym… cały dzień myślałam o nim i...no zapomniałam!

Emma naprawde nie zrobiła zadania bo rozmyślała o jakimś nieznanym jej chłopaku… niewiarygodne.

— Ale się spisałaś… — mruknęłam rozczarowana.

— Nie udawaj że tobie nie mogłoby się to przytrafić — ostrzegła — pamiętasz nasze wypracowanie z polskiego z zeszłego roku?

Miała rację. Wypracowanie z tamtego roku było dość krótkie. Składało się z dwóch zdań, a mianowicie: Przepraszamy, ale nie mamy wypracowania. Obie miałyśmy ból brzucha.

Pani Green nie uwierzyła w nasze bóle brzucha i najzwyczajniej w świecie postawiła nam za to jedynkę. W prawdziwą wersję zapewne też by nie uwierzyła. W naszym mieście koncertował zespół Elite i nocowali w pobliskim hotelu. oczywiście przez całe trzy dni siedziałam w krzakach w nadziei, że komuś zechce się wyjść na podwórko.

W takie rzeczy dorośli po prostu nie wierzą.

— Masz rację.

— Mój powód przynajmniej zaraz wsiądzie do tego samego autobusu i będzie z nami jechał do tej samej szkoły.

I to też się zgadzało. Po trzech dniach spędzonych w krzakach pod hotelem jedyną nagrodą były poobijane kolana i boląca pupa.

ROZDZIAŁ 4

Na pierwszej lekcji mieliśmy historię. Nienawidziłam historii.

Postanowiłam wysłać liścik do Emmy.

Moją mamę znów rzucił facet. Dlaczego znajduje sobie żonatych? Dlaczego nie ma szczęścia w tych sprawach?

Podałam liścik Sanni, ona podrzuciła go na ławkę Lisy, a ona położyła go Emmie. Po kilku minutach otrzymałam odpowiedź.

Nie martw się. Twoja mama na pewno znajdzie sobie kiedyś jakiegoś dobrego faceta. Jak na razie nic z tym nie możesz zrobić.

Nauczyciel przeszedł między rzędami ławek nie przestając mówić i zatrzymał się nad moją. Udałam, że jestem wręcz zafascynowana tematem.

— … podsumowując, druga wojna światowa miała miejsce…

Chwila!

To jest to!

Błyskawicznie przelałam swój pomysł na kartkę.

Przed chwilą coś wymyśliłam! już wiem co zrobię. Znajdę dla mamy idealnego faceta!

Obserwowałam jak Emma czyta liścik, patrząc na nią wyczekująco. Ona tylko pokręciła głową i zaczęła pisać.

Oszalałaś. To się nigdy nie uda.

Na pierwszej długiej przerwie Emma próbowała wybić z mojej głowy ten pomysł.

— Nie jesteśmy w średniowieczu.

Emma popukała się w głowę.

— Tam! — krzyknęła nagle.

To ten chłopak! Od tej chwili rozmowa o prawdziwym życiu stała się niemożliwa.

— Liv, błagam zrób coś dla mnie i spróbuj się o nim czegoś dowiedzieć!

— Dobrze, ale zrobie to tylko dlatego ze uratowałas mnie na niemieckim. Jestem ci to winna.

— Tylko dyskretnie. — spojrzała mi w oczy.

— No jasne!

Podkradłam się do chłopaka i jego grupki przyjaciół. Stali przy automacie więc wygrzebałam z kieszeni monetę, za którą kupiłam sobie puszkę picia. Otworzyłam ją i stanęłam obok grupki chłopaków. Ich rozmowa nie była jakaś ważna. Rozmawiali o nieudanym meczu.

— Noah, widziałeś jak dobrze grali?

A więc miał na imię Noah. Dobrze wiedzieć. Postanowiłam, że więcej się najpewniej nie dowiem, więc odwróciłam się i chciałam iść do przyjaciółki, gdy on odwrócił się aby iść w przeciwnym kierunku, no i na siebie wpadliśmy.

— Przepraszam. — powiedział w moim kierunku z uśmiechem i ustąpił mi miejsca bym mogła przejść jako pierwsza.

ROZDZIAŁ 5

— Ooo boże! — pisnęła Emma — Tylko nie mów, że z tobą rozmawiał. Jaki ma głos? Jak pachnie? Jakie to uczucie być minimalnie przy jego twarzy i patrzeć na niego?

— Powiedział Przepraszam, bo zaszliśmy sobie w drogę. Głos ma dobry, nie sepleni i się nie jąka. Nie śmierdział. Tak sądzę. Jest olbrzymi.

Emma jak gąbka chłonęła każde moje słowo.

— Przepraszam. Prawdziwy mężczyzna. — mówiła z rozmarzeniem. — Podsłuchałaś coś?

— A, tak. — odparłam z dumą — Ma na imię Noah.

Tą wiadomością zwaliłam przyjaciółkę z nóg, a szczęka opadła jej do podłogi.

— Emi i Noa. Noah i Emma — powiedziała ze wzruszeniem. — Idealnie pasuje.

— Brzmi perfekcyjnie. — powiedziałam i w ostatnim momencie powstrzymałam się przed powiedzeniem, że Connor i Olivia też brzmiałoby cudownie.



— Musimy jakoś sprawić, żebyśmy siedziały na niemieckim obok siebie. — powiedziałam do Emmy — Nic nie umiem!

— Ale jak to zrobić?

— Usiądziemy razem i powiemy panu Paulsenowi, że wychowawczyni znowu nam pozwoliła.

I tak też zrobiłyśmy. Zamieniłam się z sąsiadką Emmy na miejsca i próbowałam uspokoić szalejący puls. Jeżeli będę mogła siedzieć obok przyjaciółki nic złego mi się nie przytrafi.

Pan wkroczył do sali, rzucił nam krótkie spojrzenie, ale nawet nie próbował nic mówić.

Pan Paulsen wyjął teczki z kartami zadań.

— Dzisiaj będzie trochę inaczej. Nie mam zamiaru ciągle na was krzyczeć, więc przygotowałem dwie inne karty pracy o różnym stopniu trudności.

Po tych zdaniach, poczułam jak się rozpuszczam. Nie dałam rady nic powiedzieć. Nie dałam rady oddychać. Jestem w czarnej dziurze.

Nauczyciel zachwycony swoim planem rozdał szybko kartki.

Wpatrywałam się w swoją kartkę i nic a nic z niej nie zrozumiałam. Te wszystkie niemieckie zdania które miałam przed sobą wydawały się nie mieć najmniejszego sensu.

Emma spojrzała na mnie współczująco.

— Pisz! — szepnęłam.

Po dziesięciu minutach spędzonych w odrętwieniu poddałam się. To nie miało sensu.


Diet Mountain Dew, baby, New York City

Never was there ever a girl so pretty

Do you think we’ll be in love forever?

Do you think we’ll be in love?


Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Emma rzuciła mi spojrzenie wyrażające Już ci odbija?

I chyba naprawdę tak było. Jak miałam coś kapować z niemieckiego skoro do głowy przychodzi mi miliony piosenek na godzinę.

— I co, jak klasówka? — zapytała mama przy kolacji.

— Uhmmm… — nie wiedziałam, czy mówić prawdę, czy mówić że poszło mi dobrze.

— Uhmmm dobrze, czy Uhmmm źle? — nie dawała za wygraną.

— Em…

Mama nie drążyła już tematu. To chyba dobrze. Resztę kolacji zjadłyśmy w ciszy, jednak gdy wstawiałam talerze do zlewu odezwała się.

— Muszę jeszcze wyjść na moment. — powiedziała szybko i nałożyła na siebie płaszcz a następnie wyszła.

Zdecydowałam że jutro wdrożę w życie plan Znaleźć faceta dla mamy. DOBREGO faceta.

ROZDZIAŁ 6

Miałam nadzieję, że szukanie nie będzie wcale takie trudne. Myślałam, że usiądę na ławce i będę obserwować przechodzących mężczyzn, a z nim wybiorę tego najprzystojniejszego.

Jednak żaden z mijających mnie nie miał na czole tabliczki z napisem: Jestem wolny, szukam żony. Próbowałam domyślać się intuicyjnie, że ktoś jest singlem.

No bo na przykład… każdy facet z wygniecionymi ubraniami powinien być wolny prawda? Przecież żaden mężczyzna sam nie wyprasuje sobie koszulki no bo przecież nie potrafi.

Ale przecież mama potrzebowała faceta, który choć odrobinę pomoże jej w domowych obowiązkach, a nie takiego który będzie czekał na gotowe.

Mijało mnie kilku mężczyzn, ale każdy wyglądał na nieszczęśliwego. Może to dlatego, że nie mają rodziny, którą bardzo chcieliby mieć. A może są nieszczęśliwi, bo żona wygoniła go na zakupy do najbliższego marketu? A może właśnie stracili pracę?

Mama nie potrzebuje biedaka, tylko pracowitego i pomocnego faceta. Bo gdyby był biedakiem to musiałabym dzielić z nim moje kieszonkowe! Lepiej, żeby do tego nie doszło!

Stwierdziłam, że wybieranie na chybił trafił do niczego mi się nie przyda, a jedynie narobi kłopotów. Musiałam działać metodycznie. W myślach ustawiłam przed sobą wszystkich kandydatów jakich znam.

Pierwszy kandydat odpadał na samym początku, ponieważ oprócz obrzydliwej urody, niskiego wzrostu oraz strasznego nawyku trzymania niedopałka po papierosach w ustach, myśl, że mógłby całować później nimi piękne usta mojej mamy nie wchodziła w grę.

Nasz sąsiad, pan Williams, też był kawalerem. Miał jednak wiecznie tłuste włosy i śmierdział. A gdyby ten jego zapach był codziennie w naszym domu? Nie mogłam sobie tego wyobrazić.

Kto więc jeszcze?

Piekarz z rogu ulicy, Pan Hill. Na pewno pachniał chlebem i drożdżami, nie miał tłustych włosów, ponieważ nie miał ich już wcale, nie śmierdział niedopałkami po papierosach, ponieważ ich nie palił, był wysoki i przystojny. To jest nasz kawaler. Tylko pytanie, czy on jest singlem?



— Poproszę drożdżówkę.

— Bardzo proszę, młoda damo — powiedział i nad ladą wręczył mi torebeczkę.

Młoda damo? Nienawidziłam jak ktoś mnie tak nazywał. Żyjemy w czasach średniowiecza? Nie. A więc takie nazywanie nastolatków jest przynudzające. Punkt ujemny dla pana Hilla.

— Bardzo panu dziękuje. A proszę mi powiedzieć, jest pan samotny?

— Hm? — Hill wyglądał teraz jakby nie zrozumiał pytania, i tak też było.

— Czy ma pan żonę?

— Nie, nie mam. — odparł smutnym głosem. — A dlaczego młoda dama pyta? Czy to propozycja?

Ach tak. Więc to był styl poczucia humoru pana Hilla.

— Ach, tak tylko pytam. Takie pytania nam zadali w szkole.

— Za moich czasów…

I siup byłam na dworze. A jakby tego jeszcze było mało, to przy moim wejściu jak i wyjściu, dzwoneczek w sklepie dał o sobie znać. I kolejne minusowe punkty.

Zdecydowałam, że piekarz w żadnym wypadku nie mógłby zostać kolejnym facetem mojej mamy. Nie ma opcji.

W drodze do domu, ogarnęło mnie dziwne uczucie, że na tym świecie nie ma facetów godnych uwagi.

ROZDZIAŁ 7

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 49.41
drukowana A5
Kolorowa
za 70.3