Zapraszam Cię w podróż tropem niesamowitych owoców prosto z Kolumbii. O istnieniu niektórych na pewno nie masz pojęcia. Odkryjemy ich sekrety, jak jeść i jak stosować, aby cieszyć się dobrym zdrowiem i pięknem.
Synkowi
Dlaczego owoce?
Na targu Paloquemao
Wszystko zaczyna się od zachłyśnięcia się sokiem z guanabany i feijoa w 2006 roku. Gęsta to mikstura, bladozielona i niebiańsko słodka. Sok przygotowano na straganie, tuż przede mną, z miąższu monstrualnych rozmiarów guanabany i malutkiego feijoa, zielonego jak szczypiorek i pachnącego jak dojrzała truskawka. Zachłysnęłam się z zachwytu, patrząc dookoła na kolorowe targowisko Paloquemao w samym centrum Bogoty, pełne najdziwniejszych cudów natury — na wszelkich kształtów i kolorów owoce. Na zwisające nad straganami kiście aloesu z nabrzmiałymi miąższem liśćmi i na ogromne kiście zielonych bananów, pozostawionych do dojrzenia w promieniach słońca, przedzierającego się przez blaszany dach.
Pachnie świeżym rumiankiem, rewitalizującymi liśćmi koki, rutą przeganiającą złą energię, cudotwórczą moringą i innymi ziołami, których nie sposób rozróżnić spośród góry zielonych gałązek, zza których prawie nie widać niewielkiej sprzedawczyni. Przechodzi pan z aluminiowym garnkiem, z którego wydostaje się para i krzyczy donośnym, wytrenowanym głosem: „tamales, tamales”. Jeszcze nie wiem, że tamales to tutejsza, tradycyjna potrawa na śniadanie. Nie wiem też, że to długo gotowana masa z ciecierzycy, kukurydzy i warzyw, z boczkiem i kurczakiem, zawinięta w liście bananowca, które tutaj, na targu, misternie ułożone są na podłodze jeden na drugim. Nie wiem również tego, że mięsiste, rozgotowane tamales będą mnie prześladować podczas rodzinnych śniadań przez następne lata w Kolumbii.
Ktoś serwuje mi herbatkę z koki, niezastąpioną na chorobę wysokościową, która tutaj, w Bogocie, przez pierwsze dni towarzyszy poruszaniu się z zadyszką i bólem głowy. Obok sprzedawczyni zaczyna zachwalać maść z liści koki. Tu, w wysokich Andach, Indianie żuli je od wieków po to, aby zachować energię pracując w polu i aby sprostać długim podróżom przez góry. Rozgrzewająca maść z liści koki pomaga na bolące stawy, zmiany reumatyczne, artretyzm i wszelkie nerwobóle.
Stragan dalej sprzedawca promuje różową gujawę. Inna sprzedawczyni oferuje ananasy. Rozsypała się miechunka peruwiańska. Maczetą ostrugano jeszcze oblepiony ziemią korzeń yaconu i podano mi do zjedzenia. Notuję nazwy, wciąż krztusząc się i gubiąc w połowie oraz nie wiedząc jeszcze, że owoce staną się moją obsesją i najcenniejszym produktem, jaki oferuje Kolumbia. Zapisałam: Tamarillo, guama, chontaduro, borojo, gulupa oraz guabanana czyli inaczej graviola…
Gdyby wtedy, na kolumbijskim targowisku Paloquemao, ktoś zapytał, dlaczego tak pasjonują mnie owoce, odpowiedziałabym: ponieważ smak to wspaniała uczta, a ich kolorom, kształtom i zapachom nie ma końca.
Dziś, po ciekawskim obserwowaniu, smakowaniu i poznawaniu właściwości każdego napotkanego owocu dodam: ponieważ stymulują wszystkie nasze zmysły i uczą nas wyostrzenia dotyku, węchu, wzroku, smaku. Ponieważ istnieje niezliczona ilość sposobów podawania i delektowania się ich smakiem i aromatem. Ponieważ dostarczają nierzadko wszystkich potrzebnych substancji do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Ponieważ rozweselają i poprawiają samopoczucie nawet w największym smutku. Ponieważ leczą. Ponieważ zawierają esencję wszystkich żywiołów: wody, powietrza, ziemi i światła. I wreszcie, ponieważ są najdoskonalszą manifestacją życiodajnej i twórczej energii zawartej w roślinie.
Odkryć Amerykę
Czasami wyobrażam sobie, co poczuł się Krzysztof Kolumb, przypływając w 1492 roku po raz pierwszy do wybrzeży archipelagu Bahamów. Jego oczom ukazał się rajski krajobraz turkusowego morza, białej plaży i palm kokosowych. Jestem pewna, że pierwszym jego napojem, jakiego skosztował po zejściu na ląd, była woda kokosowa, która po ponad dwumiesięcznej żegludze musiała ona smakować jak najlepszy trunek. Potem poznał smakujące miodem ananasy, a zagłębiając się w nowo poznane ziemie i wchodząc w coraz bliższy kontakt z lokalną ludnością, Kolumb zauważył, że ich dieta nie jest mięsna, ale oparta na darach morza, na zbożach takich jak kukurydza; na manioku oraz na owocach. W ten sposób przed Hiszpanami na nowych ziemiach otwarł się cały kalejdoskop kolorów, smaków i zapachów, który krok po kroku zaczęli przewozić na swoją rodzinną ziemię. Wiele roślin z nowo poznanej krainy stopniowo zaczynało się zadomawiać w Europie na dobre, a dziś, niektóre z andyjskich darów natury są tak znane w naszych kuchniach, że trudno nam sobie wyobrazić, jak wyglądała nasza dieta zanim zakorzeniły się w niej ziemniaki, pomidory czy wanilia.
Wierzę, że w niebawem będzie słychać więcej o innych skarbach Andów. Niektóre szczęśliwie pojawiają się już na naszych stołach, a renesans lokalnych smaków również widać w krajach Ameryki Łacińskiej. Mowa tutaj o takich wspaniałościach jak: amarantus, quinua, stewia, yacon, arakacznik, ulluco i innych wysokoodżywczych roślinach i owocach, jak miechunka peruwiańska czy gujawa. Ponieważ w czasach kolonii były one pokarmem Indian, kojarzono je z zacofaniem, biedą i gardzono nimi do tego stopnia, że ich uprawy praktycznie zaniknęły. Dziś, niczym nasza polska kasza, wracają do łask, a zagonki wskrzeszane są do życia.
Bo prawie wszystkie cuda natury rosną w Kolumbii
Wielu z nas dziwi fakt, że stolicę Kolumbii założono na niewygodnych 2600 metrach ponad poziomem morza. Ilość tlenu jest tutaj przecież niewielka i organizm ludzki potrzebuje kilku dobrych tygodni na wyprodukowanie wystarczającej ilości czerwonych krwinek. Bogota nie posiada w pobliżu żadnej większej rzeki, zatem łamie europejską zasadę do osiadania przy brzegach arterii wodnych, ku ułatwieniu transportu rzecznego. Najbliższa, a zarazem największa rzeka Kolumbii, Magdalena, oddalona jest od Bogoty o 150 kilometrów. Więc jeszcze sto lat temu, jedyna forma logistyki — transport na grzbiecie konia przez wysokie Andy — była wielodniowym przedsięwzięciem. A mimo to, ważne powody przesądziły o jej powstaniu na płaskowyżu 2600 metrów bliżej gwiazd:
Jednym z nich było strategiczne położenie dla lepszej ochrony przed możliwym kontratakiem Indian Muisca, a drugim klimat, podobny do września w Hiszpanii, który chronił ludzi przed malarią i innymi przenoszonymi przez komary zarazami, a papier pisanych kronik o podbojach nowych ziem — przed gniciem w tropikach. Poza tym, tutaj Hiszpanie mogli uprawiać znane sobie owoce i warzywa, między innymi pszenicę, poziomkę, jeżyny, truskawki. Bogota była więc w swojej izolacji od reszty kraju samowystarczalna — ziemia na płaskowyżu dookoła miasta wydawała plony nie tylko rodzinnej, andyjskiej florze, ale również przyjęła roślinnych, hiszpańskich gości.
Kolumbia, zaraz po Brazylii, jest krajem o największym zróżnicowaniu biologicznym na świecie. Posiada wszystkie piętra wegetacji, od ośnieżonych szczytów Andów, przez gorącą sawannę, i od Amazonii, aż po dwa wybrzeża — Pacyfiku oraz Karaibów. W takim zróżnicowaniu klimatycznym bez trudu rosną wszelkiego rodzaju jadalne warzywa i owoce, zarówno tropikalne, jak i „zimnolubne”, a niektóre z nich wydają plony nawet kilka razy w roku. Dzięki temu, na kolumbijskich stołach codziennie pojawiają się świeże, owocowe przysmaki i według mnie tylko truskawkom brakuje naszej polskiej słodyczy. I to nawet nie przez brak słońca, ale dlatego, że Kolumbijczycy uwierzyli, iż najsmaczniejsze truskawki są słabo wybarwione na czerwono i takież przedwcześnie zrywają do zjedzenia.
Różnorodność biologiczna
Jestem w pełni przekonana, że różnorodność biologiczna wpływa na mentalność Kolumbijczyków i wieczna dostępność wszystkich produktów oddziałuje na wizję świata mieszkańców kraju. Ciesząc się przez cały rok stałą temperaturą i nasłonecznieniem upraw, a w efekcie całorocznymi zbiorami, Kolumbijczycy nie wykształcili w sobie europejskiej konieczności konserwowania owoców i warzyw na zimę. A ponieważ mango czy marakuja prędzej czy później spadną z drzewa, Kolumbijczycy z natury zwolnieni zostali z dalekowzrocznego myślenia naprzód i przygotowywania zapasów na gorsze czasy, co przekłada się na brak jakże europejskiej zapobiegliwości. Poza tym, uwarunkowana klimatycznie gastronomia do dziś serwuje najwięcej owoców w postaci świeżej, naturalnej i do bezpośredniego spożycia. Ponieważ temperatura nigdy nie spada w Kolumbii poniżej zera, a słońce świeci z drobnymi odchyłami w grudniu i w czerwcu dokładnie przez 12 godzin dziennie, nigdy nie trzeba było tutaj zaprawiać jedzenia, wędzić, kisić, fermentować. Owoce i warzywa konserwowane, marmolady, dżemy i kompoty są raczej kaprysem i dodatkiem do diety, a nie jej nieodzownym składnikiem, tak jak w przypadku gastronomicznej kultury w Europie.
Kolumbia jest krainą świeżych soków, które towarzyszą niemal każdemu posiłkowi i są powszechnie dostępne na ulicach miast i wiosek. Świeżo przygotowanego soku nie może brakować w lodówce żadnego szanującego się kolumbijskiego domu. Dlatego, tak jak w Polsce gospodarstwo domowe posiada na wyposażeniu czajnik elektryczny, tak w Kolumbii na poczesnym miejscu w kuchni stoi zawsze jego wysokość — blender. Owoce mieszane są w nim z wodą lub z mlekiem i, dla wygodnych, z dodatkiem cukru, a dla bardziej świadomych — z miodem, z cukrem z trzciny cukrowej — panelą lub ze stewią. W sokach dozwolona jest kreatywność bez granic, zatem miesza się mango z guanabaną, awokado z guawą, banana z papają. Nie trzeba dodawać, że mieniące się kolorami tęczy i wabiące konsystencją soki są najzdrowszymi napojami na świecie. Sok ze świeżego owocu lub jego naturalnej pulpy to prawdziwy eliksir zdrowia, posiada wszystkie witaminy i minerały owoców, a woda dodatkowo nawadnia organizm. Aby się nie utleniły i zachowały wszystkie swoje witaminy i wartości odżywcze, najkorzystniej jest oczywiście wypijać je przyrządzane na bieżąco, mieszając kawałki owoców lub różne owocowe pulpy według upodobań.
Dzięki swojemu owocowemu bogactwu, kolumbijską tradycją są również niemal wszędzie dostępne sałatki owocowe. Wszelkie kolorowe owoce, pokrojone w kawałki na talerzu to tutejsza częsta przekąska, zarówno na drugie śniadanie, jak i na podwieczorek. Kolumbijczycy szczególne upodobanie znajdują w dodawaniu sałatce „treści” interesującymi dodatkami i dekorują owocowy kopiec lodami waniliowymi, polewą z masy krówkowej — arequipe, czekoladą, bitą śmietaną, a wyjątkową delicją jest posypka ze startego, świeżego białego sera.
Co mają wspólnego Curacao i szkorbut?
Wspaniały, silny aromat egzotycznych owoców intrygował kolonizatorów od początku przybycia na nowe ziemie Ameryki Łacińskiej, ale jeszcze nie wiązano ich zapachu, koloru i smaku z wartościami odżywczymi. Nie znano ich roli w codziennej diecie i nie przypuszczano, że dzięki nim można zaradzić poważnym dolegliwościom, jak na przykład szkorbutowi. W epoce odkryć Nowego Świata nie wiedziano, co tak właściwie sprawia, że żeglarze wymierają na statkach w wielkich cierpieniach na szkorbut, ani też nie wiedziano, dlaczego ta prastara choroba grasuje w Europie zwłaszcza w epoce zimy i wczesnej wiosny. Wprawdzie nadanie karaibskiej wyspie Curacao tej nazwy świadczy o tym, że powoli zaczęto kojarzyć chorobę z brakiem dostępu do świeżych owoców i warzyw, niemniej jednak musiało upłynąć jeszcze ponad sto lat, zanim w 1928 roku odkrycie witaminy C spowodowało owocową rewolucję. O nazwie wyspy przesądził cud: w XVIII wieku pozostawiono na jej bajecznym wybrzeżu umierających na szkorbut marynarzy z Portugalii, którzy zaczęli żywić się niemal wyłącznie dostępnymi tam owocami, a gdy kolejny statek przybił do brzegu, straceńcy byli cali i zdrowi. W imię tego cudownego wyzdrowienia — curacao — tak ochrzczono życiodajną wyspę, a od tego czasu, aby marynarzy uchronić przed złem, zarządzono na statkach przymusową konsumpcję soku z cytryny.
Czym jest owoc?
Owocem uniwersalnie nazywamy nasiono lub miąższ różnego rodzaju kwiatostanów, które, po dojrzeniu, nadają się do spożycia przez człowieka. Zawierają dużą ilość węglowodanów i wody, a im bardziej są dojrzałe, tym więcej mają w sobie cukru. Zawierają w większości wysoką dawkę witamin (ACE, grupa B, kwas foliowy) i minerałów (potas, żelazo, wapń, magnez, krzem, cynk), a do tego błonnik, celulozę i pektyny oraz są źródłem przeciwutleniaczy, flawonoidów, selenu, fenoli i innych substancji.
Kolumbijczycy słusznie chwalą się, że w ich kraju każdego dnia w roku można jeść inny owoc. Wiele z nich to naturalne apteki, które z powodzeniem mogą wspomóc, a czasami nawet zastąpić konwencjonalne kuracje zdrowotne. To Kolumbijczycy są wynalazcami formy leczenia owocami– frutoterapii. Fascynujący świat owoców wabi nas przeróżnymi kształtami i kolorami, smakami, zapachami oraz teksturami w dotyku i podczas jedzenia. Są soczyste lub mięsiste, kruche lub o żelowej konsystencji, gładkie lub chropowate, słodkie, kwaśne, a niektóre gorzkawe. W większości egzotyczne owoce smakują bardzo słodko, a dzieje się tak za sprawą klimatu, ponieważ rosną i dojrzewają w wysokich temperaturach strefy tropikalnej, a ta wspomaga szybszą eliminację wody i koncentrację cukrów.
Choć dziś wydaje się to dziwne, niektóre owoce Ameryki Południowej na początku wcale nie przypadły do gustu ich europejskim przybyszom, ani też nie wiedzieli, jak je przyporządkować ani co z nimi zrobić. Pomidora, na przykład, zakwalifikowali jako owoc, niemniej jednak był zbyt kwaśny, aby nadal klasyfikować go razem z owocami. Orzech ziemny w smaku i w teksturze zdał im się być orzechem, jednak jak można nazwać orzechem coś, co rośnie pod ziemią? Natomiast ziemniaki, rosnące z bulw, a nie nasion, były dla nich zupełnym dziwactwem natury. A idąc drogą skojarzeń, według której orzechy włoskie spożywa się na poprawę pracy mózgu — ziemniaki przez swój nieapetyczny wygląd i oczka początkowo podejrzewano o powodowanie trądu i uważano za truciznę. Domniemaną toksyczność ziemniaków potęgowały tylko osobliwe formy ich konserwowania na ziemiach Ameryki Łacińskiej — jak na przykład suszenie ich w niskich temperaturach na szczytach Andów oraz odciskania z nich wody i tworzenia tym samym pierwszych ziemniaczanych czipsów: chuños.
Jak jeść owoce?
W Kolumbii owoce jedzone są głównie rano, najlepiej na czczo i wtedy uważane są za największe źródło zdrowia. Dostarczają wiele witamin i minerałów, które na pusty żołądek szybko się przyswajają, dodają energii na poranek, a przy tym nie obciążają żołądka.
W diecie obfitującej w świeże owoce, polecam trzymać się 12 sprawdzonych wskazówek, pochodzących z ayurvedy:
• Każdy owoc powinien być spożywany możliwie jak najszybciej, kiedy jest najświeższy
• Owoce powinny być spożywane osobno, natomiast nie podczas posiłków. Naturalny cukier zawarty w owocach fermentuje każdy inny produkt w żołądku i powoduje niestrawność, wzdęcia, a witaminy z owoców nie są całkowicie wchłaniane.
• Nie powinno się popijać posiłków sokami owocowymi, lecz odczekać przynajmniej 30 minut
• Nie należy mieszać podczas jednego posiłku owoców i warzyw
• Nie powinno się nadużywać spożycia jednego owocu, ale jeść naprzemiennie
• Pomarańcza, ananas i arbuz powinny być spożywane osobno, bez towarzystwa innych owoców
• Owoce kwaśne powinny być spożywane rano, a najlepiej do godziny 14, ponieważ oczyszczają organizm oraz przygotowują żołądek do podjęcia codziennej pracy. Najlepiej jadać je na czczo, około pół godziny przed śniadaniem. Nie powinno się ich nadużywać.
• Przypomnijmy, że owoce należy spożywać zawsze po umyciu w czystej wodzie. W kolumbijskiej frutoterapii zalecane są następujące, ekologiczne roztwory myjące: roztwór z soli, polegający na rozpuszczeniu 0,5 łyżeczki soli w 1 litrze wody, roztwór z sody oczyszczonej, składający się z wymieszania 0,5 łyżeczki sody rozpuszczonej w 1 litrze wody lub roztwór z octu, otrzymany po rozpuszczeniu 1,5 łyżki octu w 1 litrze wody. Tworzymy płyn i zanurzamy w nim owoce na ok. 15 minut i suszymy ręcznikiem. Wszystkie te roztwory doskonale usuwają zanieczyszczenia i zarazki.
• Kupujemy owoce z myślą o tym, kiedy mamy zamiar je przygotować do spożycia. Jeśli kupujemy ich większą ilość, niektóre z nich wybieramy niedojrzałe, aby „doszły do siebie” w domu.
• Wybieramy owoce o nieperfekcyjnym kształcie, z naturalnymi cętkami i plamkami, które świadczą o niemanipulowaniu genetycznym oraz o niestosowaniu sztucznych nawozów i konserwantów.
• Nie powinno się używać owoców świeżych po posiłku jako deseru, ponieważ mogą zakłócić trawienie
• Owoce, poza kilkoma wyjątkami, najlepiej jeść świeże…
• ...Lub przygotowane w uniwersalnych recepturach na ich konserwację:
• Pulpa owocowa — czyli przecier z oczyszczonych, obranych i wypestkowanych owoców, bez dodatku cukru ani żadnych substancji konserwujących. Owoce przetarte są przez sito i zachowują wszystkie swoje właściwości odżywcze, a w dostępnej, importowanej pulpie jedynym dodatkiem jest witamina C, która zapobiega utlenieniu i pozwala zachować miąższowi naturalny kolor. Pulpa owocowa to wygodny owoc, gotowy do zjedzenia i przygotowania w napojach, deserach, sorbetach, ciastach, polewach, nadzieniach i innych słodkich pysznościach.
• Dżem: zwykle na filiżankę owocu dodajemy ¾ filiżanki cukru. Aby zachować kolor, dodajemy odrobinę soku z cytryny i zagotowujemy. Jeśli chcemy osiągnąć konsystencję żelatyny, dodajemy w czystym, lnianym woreczku pestki, które zawierają pektynę, po czym przelewamy do sterylnych słoików.
• Sosy: do owoców dodajemy wody, aby je przykryła i gotujemy 15 minut. Odsączamy na lnianym materiale przez noc. Następnego dnia dodajemy cukier i całość na nowo gotujemy na średnim ogniu, aż nabierze gęstej konsystencji
• Kompot: do kawałków owoców dodajemy wody i dodajemy cukru do konserwacji. Gotujemy.
• Owoce suszone — metoda polega na suszeniu pokrojonych w kawałki owoców w piecach i pozbawieniu ich wody aż do ok. 8%. Zachowują składniki odżywcze i mogą być przechowywane przez dłuższy czas, jak również transportowane na duże odległości bez obaw, że się popsują.
• Owoce liofilizowane, czyli ostatni hit z Kolumbii!
Najciekawsze owoce Kolumbii
Od ananasa po zapote
A oto najwspanialsze owocowe dary natury i sekrety kolumbijskiej FRUTOLOGII. W imię Hipokratesa: „niech to, co jesz, będzie twoim jedynym lekarstwem”, zachęcam do eksperymentowania z nowymi smakami, kolorami i teksturami.
Odważmy się spróbować nieznanych owoców świeżych oraz gotowych, niesłodzonych pulp owocowych, jak również owoców liofilizowanych lub suszonych. Zdecydujmy się na nowe formy przyrządzania i jedzenia, zaskakujmy zmysły, pozwólmy sobie i bliskim na tropikalną przygodą u siebie w kuchni, zwłaszcza, gdy pogoda lub pora roku wyjątkowo budzi w nas ochotę na ucieczkę w egzotyczny, słodki świat.
Warto zdecydować się na częstsze i obfitsze spożycie surowych egzotycznych owoców, ponieważ właściwie każdy owoc jest zdrowy. Nie znaczy to, że każdy reaguje tak samo na owoc i że każdy owoc będzie smakował i każdemu dodatnio wpływał na zdrowie. Najlepszą radą jest próbowanie nieznanych owoców, smakowanie, eksperymentowanie z przepisami, sposobami krojenia i podawania, mieszaniem w sałatkach, sokach, przetworach. A przy tym — oczywiście najważniejsze jest — słuchanie i obserwacja reakcji własnego organizmu.
Choć poniższe owocowe przepisy i kuracje są stosowane w Kolumbii i choć wiele z nich przetestowałam sama, podaję je wyłącznie jako inspirację, a każdy wypróbuje na własną odpowiedzialność.
ANANAS
(Ananas comosus)
Król zdrowia w zielonej koronie
Jeden z najbardziej lubianych owoców egzotycznych, mający swoje początki w części tropikalnej Ameryki Południowej, gdzie zażywa dużo słońca i szybko rośnie na wysokości od 0 do 1000 metrów nad poziomem morza. Pochodzi z rodziny Bromeliaceae i obejmuje wiele odmian, z których najsmaczniejszą i najpopularniejszą jest złoty ananas — wyhodowana na Hawajach odmiana MD2, znana także pod nazwą Oro Miel, czyli ananas miodowy. Gdy po raz pierwszy dotarłam na ogromną plantację ananasa w kolumbijskim regionie Valle del Cauca, zadziwiła mnie ilość zatrudnionych Kostarykańczyków. Wydawali się wiedzieć wszystko o uprawie i o eksporcie ananasów, oprowadzali po farmie, odłamując zielone ananasy, a maczetą w ciągu kilku sekund wprawnie ścinali z niego skórkę i podawali do zjedzenia. Kostarykańczycy w rzeczy samej są ekspertami od uprawy ananasa, ponieważ nadal produkują go najwięcej na świecie i też najwięcej go eksportują. Kolumbia uczy się bardzo szybko i ma możliwości, aby z czasem przerosnąć swego mistrza; posiada nie tylko regiony klimatycznie doskonale nadające się do jego uprawy, ale również więcej terenu do dyspozycji.
Wbrew częstemu przeświadczeniu, że ananas powinien rosnąć na drzewie lub krzewie, ananas wyrasta z ziemi. Pola uprawne ananasów są pełne wystających kolczastych pióropuszy, wynurzających się z ostrych, długich liści. Z jednej sadzonki w przeciągu sześciu miesięcy wyłania się jeden ananas, a owoc jest gruboskórny, o mięsistym i przeważnie żółtym, a zależnie od odmiany różowym lub fioletowym miąższu. Zawiera żelazo, wapń, potas, sód, białko, błonnik, cukry oraz witaminy C, A, B1, B2, B6, B3, a poza tym magnez, siarkę, kwas jabłkowy i cytrynowy.
Pierwszy ananas, jako „szyszka Indian” został przedstawiony w Europie przez Kolumba, który przywiózł go na dwór króla Ferdynanda II i królowej Izabeli I po swojej pierwszej wyprawie w 1492 roku. Choć na początku ananas był traktowany, jako fenomen natury, później stał się wyzwaniem dla europejskich ogrodników. Z Hiszpanii ananas szybko rozprzestrzenił się na cały świat, a ponieważ jest niezbyt wymagający w uprawie, podobno nawet Ludwik XV cieszył się nim w swoim bajecznym ogrodzie w Wersalu. Do Anglii pierwszy ananas dotarł w 1675 roku, a wydarzenie to jest nawet uwiecznione na obrazie Hendricka Dankertsa, na którym Karol II otrzymuje osobiście dziwny, egzotyczny owoc. Po długim głowieniu się, do czego by tu go wykorzystać, pierwszego przepisu na ciasto ananas doczekał się sześćdziesiąt lat później, w recepturze botanika Ryszarda Bradleya.
W XVII wieku ananas był symbolem luksusu, natomiast dziś żółty, słodki, dojrzały ananas to jeden z najpopularniejszych owoców egzotycznych na świecie. Popularność zdobywał od końca XIX roku, kiedy to w Singapurze zapakowano w puszkę pierwszego ananasa i odtąd konsumpcja tego owocu w zalewie z cukru rozprzestrzeniła się na cały świat. Jeszcze powszechniejszy stał się, gdy w 1913 roku na Hawajach wynalazca Henry Ginaca skonstruował prototyp maszyny, która automatycznie obierała ananasy i usuwała z nich okrągły trzon, pozostawiając owoc gotowy do szybkiego pocięcia w plastry ze słynnym oczkiem w środku i do zanurzenia ich w słodkim syropie.
Wbrew częstemu przeświadczeniu, że ananas powinien rosnąć na drzewie lub krzewie, ananas wyrasta z ziemi. Pola uprawne ananasów są pełne wystających kolczastych pióropuszy, wynurzających się z ostrych, długich liści. Z jednej sadzonki w przeciągu sześciu miesięcy wyłania się jeden ananas, a owoc jest gruboskórny, o mięsistym i przeważnie żółtym, a zależnie od odmiany różowym lub fioletowym miąższu. Zawiera żelazo, wapń, potas, sód, białko, błonnik, cukry oraz witaminy C, A, B1, B2, B6, B3, a poza tym magnez, siarkę, kwas jabłkowy i cytrynowy.
Dziś coraz częściej świeży, dojrzały ananas dostępny jest w naszych sklepach. I całe szczęście, ponieważ ananas jest pyszny, bardzo zdrowy i obiecujący w zrównoważonej gospodarce Dlaczego? Ostatnim innowacyjnym odkryciem jest bowiem nić, wytwarzana z liści ananasa. Podobnie jak z liści agawy wytwarza się szorstką nitkę — fique, tak z liści ananasa wyczesuje się błyszczącą nić, nadającą się do tkania, a nowatorskie ananasowe tkaniny nazywane są „roślinną skórą” i są doskonałą alternatywą do skóry zwierzęcej.
Uwaga: Ananas jest owocem kategorii kwaśnej i posiada silnie działające kwasy i enzymy, dlatego nie należy go jadać w towarzystwie innych owoców, ani nie mieszać go z żadnym nabiałem, ale zawsze jadać jako solistę. Przez te substancje kobiety w ciąży i karmiące i osoby cierpiące na artretyzm i reumatyzm powinny go spożywać w kontrolowanych ilościach.
Jak przygotować do jedzenia?
Ananas wspaniale nadaje się do soków, koktajli, deserów. Można go jeść na surowo, a gdy jest zbyt kwaśny, można posypać cukrem lub dodać miodu. Kolumbijczycy lubią jadać dojrzałego ananasa, posypanego solą i sokiem z cytryny i delektują się wtedy kontrastem smaków.
Brzmi makabrycznie! Dojrzałemu, umytemu ananasowi ukręcamy pióropusz, okrajamy skórę, usuwając głębiej osadzone oczka. Złoty miąższ kroimy na ćwiartki i ścinamy jego centralną część, czyli trzon lub, z hiszpańska — „serce”. Pozostałą część owocu kroimy na kawałki i używamy według przepisu.
Niektórzy jadają trzon ananasa, inni skarżą się, że szczypie ich w usta. Obolały język powoduje zawarty w ananasie enzym bromelina, która pomaga w trawieniu białek. Znajduje się w dużej ilości w zielonych, niedojrzałych ananasach, dlatego sięgamy po najdojrzalsze okazy, a aby delektować się wspaniale wyważoną słodkością i kwasotą, sięgajmy po ananasa odmiany MD2, który, nawet zielony, jest słodszy od innych odmian i można objadać się nim do woli.
Dojrzałość ananasa mierzymy, gdy cały owoc jest zielonożółty, a żadne z jego oczek nie jest ani miękkie, ani nie wydobywa się z niego sok. Jeśli tak się dzieje, ananas jest przejrzały i zaczął fermentować. Ananas całkowicie żółty będzie najsłodszy, natomiast ananas zielonkawy nie otrzymał jeszcze z korzenia wystarczającej ilości cukru i słodyczy będzie mu brakować.
Jednym z wyznaczników dojrzałości ananasa jest oderwanie jednego z liści pióropusza. Jeśli pozwoli oderwać się bez trudu, owoc jest dojrzały. Poddajemy go również próbie zapachu. Jeśli spód ananasa nie pachnie intensywnie, to miąższ prawdopodobnie nie będzie słodki, a zapach sprawdzamy w temperaturze pokojowej, kiedy owoc jest „rozluźniony” i może go swobodnie wydzielać.
Warto wiedzieć, że ananas dojrzewa od spodu, przez kontakt z łodygą i korzeniem, zatem ścięty ananas, w przeciwieństwie do owoców klimakteryjnych jak np. awokado, banan lub papaja, w domowych warunkach już nie dojrzeje.
Jeśli jednak mamy dostępne tylko zielonkawe ananasy i nie jest to odmiana złota MD2, możemy powołać się na następujące, sprawdzone sposoby, aby zmniejszyć ilość i działanie bromeliny:
• po zakupie ukręcamy pióropusz i stawiamy owoc „na głowie”. Ponieważ ananas dojrzewa od spodu, cukier przemieszcza się od dołu do czubka owocu.
• bromelinę neutralizuje cukier, więc aby owoc nie wyszczypał nas w język, posypujemy go cukrem lub polewamy miodem. To dzięki cukrowi ananas z puszki jest idealnie słodki, ponieważ bromelina została zdezaktywowana przez gotowanie go w słodkim syropie.
• ponieważ ciepło również unieszkodliwia bromelinę, pokrojonego ananasa podgrzewamy kilka minut na patelni, w piekarniku lub na ruszcie.
• jeśli ananas nadal jest mało słodki, jego kawałki zasypujemy odrobiną cukru podczas ogrzewania, aby się delikatnie skarmelizował.
Na depresję, na przeziębienie i do marynat mięs
Niektórzy przytakną słowom z XVIII wieku, że ananas powinien być okrzyknięty królem owoców, ponieważ dostarcza wszelkich przyjemności podniebieniu.
Najbardziej polecamy go na surowo, w kawałkach, jako pyszną i zdrową przekąskę, albo w soku, gdyż świeży sok dzięki witaminie C podwyższa odporność organizmu, a podczas przeziębienia zwalcza gorączkę i leczy katar. Ananas pomaga w schorzeniach oskrzeli, astmy, wzmacnia organizm i jest doskonały podczas rekonwalescencji, a ananasowa kuracja polega na piciu jednej do dwóch szklanek soku z ananasa na czczo, godzinę przed śniadaniem, przez okres 15 dni.
Sok z ananasa, który sam w sobie zawiera ok. 85% wody, ma działanie moczopędne i doskonale zapobiega i usuwa infekcje istniejących dróg moczowych, wspomaga pracę nerek, pęcherza, prostaty. Kolumbijskie babcie podają swoim wnuczętom sok z ananasa na czczo, aby uwolnić je lub zapobiec pasożytom układu pokarmowego. Ananas dzięki zawartości jodu wspomaga także pracę tarczycy. Natomiast w medycynie naturalnej Indian ananas jest sprawdzonym lekiem na kamienie żółciowe: mieszamy szklankę soku z ananasa i połową szklanki tłuszczu (w naszych warunkach doskonale sprawdzi się oliwa z oliwek), po czym połowę mikstury wypijamy na czczo, a drugą część — wieczorem.
Ananas stymuluje trawienie i ma dodatni wpływ na każdy narząd układu trawiennego, ponieważ wspomaga pracę jelit, oczyszcza wątrobę, zapobiega i leczy zaparcia, normalizuje florę bakteryjną jelita grubego, a nawet kuruje hemoroidy. Poza tym ma działanie wykrztuśne podczas uporczywego kaszlu, pomaga w anemii, wzmacnia odporność i usprawnia krążenie, jak również wspomaga produkcję czerwonych jak i białych krwinek.
W krajach andyjskich jada się ananasa, aby wspomóc leczenie depresji, co szczególnie polecam go w naszym klimacie jesienią i zimą, w momentach, gdy dopada nas melancholia i ciału brakuje słońca i ciepła.
Dzięki bromelinie, który przemienia białka w peptydy, w Kolumbii stosuje się sok z ananasa do zmiękczania mięs przed gotowaniem. Wystarczy tylko zanurzyć sztukę mięsa w soku z ananasa i pozostawić go na pół godziny, aby ją zmiękczyć i przygotować do dalszej obróbki.
Bromelina ponadto zdobyła większe zainteresowanie naukowców ze względu na jej właściwości przeciwrakowe. Jej działanie na nowotwory wymaga jeszcze naukowego potwierdzenia, ale dotychczas udowodniono jej znaczenie w leczeniu ran oraz dodatni wpływ na układ kostny oraz nawet układ nerwowy u dzieci.
Obierki na odchudzanie i na włosy
Sam sok z ananasa w proporcji 200 ml ananasa z 300 ml świeżej kapusty, pomaga odchudzającym się w utracie wagi i polecany jest szczególnie przy otyłości. Odchudzający sekret tkwi jednak nie tylko w owocu.
Kolumbijskie piękności nie wyrzucają nawet obierek, ale zalewają je litrem wody i gotują przez około kwadrans na małym ogniu. Smaczny i słodki wywar Kolumbijki piją najpierw na czczo, a potem popijają przez cały dzień, co pomaga im nie tylko w utracie zbędnych kilogramów, ale również jest sprawdzonym sposobem na oczyszczenie skóry od wewnątrz. Pić go mogą nie tylko ci, którym przeszkadza nadmiar tłuszczyku, ale również osoby, którym zależy na gruntownym oczyszczeniu organizmu i wyeliminowaniu toksyn. Wartością dodaną wywaru z obierek jest zapach — gorący napar z ananasa wspaniale perfumuje dom.
Indianie od wieków cenią ananasowe obierki. Od setek lat sporządzają z nich napój — marynują je w wodzie z cukrem z trzciny cukrowej, w której fermentują, tworząc orzeźwiające i odżywcze guarapo. Poza tym istnieje stary, indiański przepis na naturalny, ananasowy żel do włosów. Skórka ananasa, marynowana w wodzie z cukrem (z trzciny cukrowej), nakładano w epoce prekolumbijskiej na włosy, aby były sztywniejsze i łatwiej się układały.
ANON
(Annona Squamosa)
Pyszny i skuteczny. Nawet w walce z wszami
To owoc z rodziny Anonaceae, dziecko tropików, podobne do Cherimoyi, choć od niej mniejsze, a dużo słodsze. Nazywany jest, z uwagi na swój kształt, nerką lub też sercem byka. W języku polskim nazywany jest nieromantycznie flaszowcem łuskowatym, co nie oddaje jego kremowej konsystencji ani rajskiej słodyczy. Owoce anonu osiągają około 10 centymetrów średnicy i wagę 250 gram, a dojrzałe pozwalają łatwo się rozkruszyć. Są zwykle koloru zielonego, choć bardzo dojrzałe, mogą przechodzić w żółtawy. W Kolumbii mawia się, że słodycz anonu przypomina sok z trzciny cukrowej, a ten z kolei smakuje jak miód pszczeli. Drzewo anonu jest niewielkie, dorasta do około 5 metrów, a w pełni swego rozkwitu wydaje rocznie około 50 kg owoców. Anon najlepiej rozwija się w gorących i tropikalnych regionach Ameryki Południowej, głównie Antyli, skąd pochodzi, i gdzie w 1753 roku został wyodrębniony i szczegółowo opisany przez jednego z największych botaników w historii, Karola Linneusza.
Ponieważ anonowi brakuje seksapilu, w Kolumbii doczekał nawet się przydomka „brodawkowiec”, a to dlatego, że jego wypustki przypominają właśnie brodawki skórne. Owoce są pełne pestek koloru kawowego, na które trzeba uważać, ponieważ zawierają neurotoksynę — annonacynę.
Anon jest bardzo pożywnym owocem. 100 g zawiera 95 kalorii, jest bogaty w witaminę C oraz żelazo, ponadto jest bogatym źródłem błonnika i witamin z grupy B, szczególnie witaminy B3.
Z czym to jeść?
Przede wszystkim, na surowo, odrywając miąższ od delikatnej skórki łyżką lub po prostu palcami.
Natomiast wywar z anonu gotowanego jest doskonałym środkiem na choroby płuc i układu oddechowego, który Kolumbijczycy zalecają pić codziennie, aż do uzyskania pozytywnych rezultatów.
Najlepszy na wszy i na dobry sen
Pestki anonu posiadają właściwości owadobójcze i pomagają w pozbyciu się niewygodnych pasażerów na głowie — wszy. Wystarczy zemleć garść pestek anonu i wymieszać z wodą aż do uzyskania białego roztworu. Tym płynem czeszemy włosy gęstym grzebieniem, należy jednak uważać, aby nie dostał się on do oczu, ponieważ annonacyna z pestek może je podrażnić. Nie spłukujemy głowy przez noc, a rano można być pewnym, że intruzi nie przeżyją kuracji, a tę wystarczy powtórzyć po tygodniu.
Z miąższu anonu można wykonać desery lub sfermentować na słodkie, egzotyczne wino, którym raczyli się od wieków Indianie.
Natomiast korzenie mają bardzo silne działanie przeczyszczające, a w Kolumbii utrzymuje się nawet, że wywar z korzeni anonu pomaga leczyć epilepsję.
Kolumbijscy szamani również stosują liście anonu, aby odstraszyć złe sny znad łóżeczek dzieci i kładą kilka z nich pod dziecięcą poduszkę, aby małe pociechy mogły spać spokojnie.
AWOKADO (Persea gratissima gaerthner)
Eliksir siły i młodości
Jeszcze zanim wielki Montezuma objął władzę nad swoimi poddanymi, pewna młoda mężatka z plemienia Azteków nie mogła doczekać się upragnionego potomstwa. Zmartwiona, razem z małżonkiem udała się do szamana prosić o pomoc i radę, aby oboje mogli przedłużyć swój ród i cieszyć się rodzicielstwem. Widząc pragnienie młodej pary mędrzec Azteków polecił, aby co osiem dni spożywali wspólnie jeden owoc z drzewa, które po dziewięciu miesiącach wydaje plon. Pełni nadziei małżonkowie zaczęli szukać osobliwego drzewa, aż doliczyli się, że drzewo awokado czeka na swoje owoce tak długo, jak człowiek. Zauważyli, że jego owoce wyglądają tak, jak męskie jądro, a gdy zaczęli co tydzień zjadać jego owoce, poczuli, że wzmagają w nich siłę witalną. Kuracja awokado obdarowała ich licznym potomstwem, a dzięki tej legendzie i potwierdzonym właściwościom, awokado stało się symbolem płodności w azteckiej kulturze.
Nazywane „palta” w Peru i Chile, „aguacate” w Kolumbii i innych krajach Ameryki Łacińskiej, to jeden z największych owocowych cudów natury.
Występuje w ponad 500 odmianach, z których wszystkie są niezwykle wartościowe.
Choć przez swój smak i zastosowanie w kuchni bardziej kojarzone jest z warzywem, awokado jest owocem i to rodem z wulkanicznych stref Ameryki Środkowej. Mówi się, że narodziło się na ziemiach Meksyku oraz, że Aztekowie i Majowie darzyli awokado ogromną czcią. Nazwa awokado pochodzi z jęz. nahuatl, którym posługiwali się Aztekowie — „ahuactln” — i znaczy „jądro”, prawdopodobnie ze względu na swój kształt.
W okresie kolonii Hiszpanie, zachwyceni awokado, inaczej skojarzyli jego formę i nazywali je „pera de las Indias”, czyli „gruszką z Indii”.
Ze względu na uprawę w wielu krajach, doczekało się wielu odmian o różnych wielkościach i odcieniach zieleni. Najpopularniejsze z nich to: niewielkie, ciemnozielone awokado o chropowatej skórce — Hass i większe, gładkie i jasnozielone Zutano.
Awokado to wysokoenergetyczny owoc, bogaty w białko, tłuszcze (30%), błonnik, witaminy A, C i bardzo wysoki poziom witaminy E (32 mg na 100 g). Jest skarbnicą wapna, magnezu, potasu, witamin z grupy B (tiaminy, niacyny i ryboflawiny), żelaza i fosforu.
Zamiast masła
Awokado, którego smak delikatnie przypomina orzechy laskowe, zawsze było owocem świętym o szerokim zastosowaniu w kuchni, a do dziś najbardziej popularnym przygotowaniem jest meksykańskie guacamole, polegające na wymieszaniu awokado z cebulą i z sokiem z cytryny lub limonki oraz, zależnie od przepisu, czili, pomidora i innych składników.
Bez awokado nie może się obejść żaden szanujący się Meksykanin, Czilijczyk ani Peruwianin.
Awokado jada się posypane solą lub, jak wolą inni — cukrem. Zmiksowane podaje się w sosach, zupach, deserach, sałatkach. Pokrojony w ćwiartki, jest nieodzownym składnikiem kolumbijskiego „ajiaco”, czyli pożywnego rosołu, zagęszczanego specjalną odmianą ziemniaka „criollo” i serwowanego tradycyjnie w Bogocie.
Awokado przekrajamy na pół nożem wokół centralnie położonej pestki, chwytamy obie połówki w obie ręce i „ukręcamy”, aby je oddzielić od siebie i jednocześnie oddzielić miąższ od pestki. Łyżką separujemy miąższ od skórki i kroimy w plastry lub, zależnie od przepisu, rozgniatamy widelcem albo miksujemy w blenderze.
Warto podpatrzyć od niektórych latynoskich domów, że dojrzałym miąższem awokado smaruje się chleb zamiast masła.
Dlaczego awokado?
Awokado świetnie sprawdza się w dietach wegetariańskich i wegańskich, ponieważ jeden owoc zastępuje porcję mięsa, a dzięki wysokiej zawartości dobroczynnego dla mózgu fosforu, poleca się go uczącym się i pracującym umysłowo. Tłuszcze zawarte w awokado nie podnoszą cholesterolu, a dawka chlorofilu odbudowuje czerwone krwinki. W połączeniu z wysokoenergetyczną dynią, hamuje utratę wagi i wzmaga apetyt, ale samo awokado może być bez obaw spożywane przez dbających o linię, ponieważ maślany owoc na długo zaspokaja głód.
Jest to owoc neutralny, a zatem może być spożywany ze wszystkimi owocami słodkimi (za wyjątkiem arbuza, którego należy spożywać osobno), wszystkimi kwaśnymi (poza ananasem, którego również nie łączymy), owocami półkwaśnymi oraz w potrawach słodkich i słonych. Należy jednak pamiętać, że ze względu na wysoką zawartość tłuszczu nie pasuje do tłustych potraw ani do tłustego nabiału, a raczej zastępuje masło, śmietanę, jaja, oleje i tłuszcze zwierzęce.
W Kolumbii awokado często spożywa się z miodem lub cukrem trzciny cukrowej (zwanym „panela”). W tym połączeniu wspomaga budowę mięśni, reguluje cholesterol i oczyszcza.
Sprzymierzeniec w sypialni
Awokado zmieszane z miodem uważane jest za wybitny afrodyzjak, przy czym miód potęguje naturalne działanie owocu. Samo w sobie przez swój kształt, przypominający jądro mężczyzny oraz macicę kobiety, ma wzmagać męską potencję oraz płodność. Uważa się, że kobiety z zaburzeniami miesiączkowania powinny jadać jedno awokado w tygodniu, aby uregulować swój cykl.
Według innego azteckiego podania, wpływ awokado na seksualność człowieka skojarzono poprzez jego kształt oraz przez to, że drzewo awokado potrzebuje dziewięć miesięcy, aby wydać dojrzałe owoce. Aztekowie składali ofiary z awokado bogom płodności, a Hiszpanie przybywszy do Ameryki Południowej wręcz zakazali spożywania awokado podczas chrześcijańskich świąt, w których należało zachować wstrzemięźliwość, w obawie, że przez ten zgubny owoc niechybnie popełnią grzech!
Awokado powinno znaleźć się w naszych potrawach dojrzałe, miękkie, o maślanej konsystencji, należy jednak zwracać uwagę, aby nie było przejrzałe, a jego skórka — zbyt ciemna. Gdy jednak zakupione awokado jest jeszcze zbyt twarde, kolumbijskie panie domu zdradzają na to sposób — zawijają owoc w gazetę i kładą na kilka dni w ciepłe miejsce. Ponieważ w Kolumbii nie ma parapetów ani kaloryferów, ale termometry nawet w rejonach górskich zawsze wskazują minimum 10 stopni Celsjusza, doskonale sprawdza się tutaj pozostawienie go w temperaturze pokojowej. Również położenie awokado w towarzystwie jabłka przyspiesza jego proces dojrzewania.
Kolumbijki mają tak wprawione oko i dotyk, że potrafią ocenić, za ile dni każde awokado najlepiej będzie nadawało się do zjedzenia. Dłonią nieomylnie wybierają te, które punktualnie dojrzeje na czas planowanego posiłku. Jeśli chcemy zjeść kupione awokado następnego dnia, sekret polega na tym, aby przy wstrząśnięciu owocem dało się wyczuć, że pestka odrywa się od miąższu, a skórka, po naciśnięciu, delikatnie się odkształciła.
Warto pamiętać, że po przekrojeniu owocu zachować pestkę w środku, ponieważ dzięki jej właściwościom owoc nie czernieje. Pestkę należy również zanurzyć w sosie guacamole, aby dłużej utrzymać jego apetyczną zieleń.
Superowoc, którego każda część dodatnio wpływa na zdrowie
• Liście drzewa awokado na migrenę i… chrapanie
Sparzone wrzątkiem jak zwykła herbata, łagodzą bóle głowy, usuwają zmęczenie oraz stosowane są na duszności oraz nieregularne miesiączki.
Medycyna naturalna Kolumbii mówi wprost, że napar z liści awokado leczy złe samopoczucie, przeziębienia, dolegliwości oskrzelowe, kaszel, nieżyt nosa, pomaga w zapaleniach jamy ustnej, leczy próchnicę, koi wrażliwe żołądki, ba, łagodzi nawet chrapanie, nie mówiąc o dodaniu energii i wzroście chęci do pracy. W przypadku jakichkolwiek dolegliwości jamy ustnej, należy ją płukać rano i wieczorem świeżym, mocnym naparem. Natomiast przy pozostałych dolegliwościach, świeży, mocny napar popijamy w ciągu dnia, aż do złagodzenia lub ustąpienia objawów.
• Łupina awokado na zaparcia
Zaleca się ją stosować jako środek przeczyszczający, a receptura jest prosta:
10 g łupiny awokado zagotować w 1 l wody i wypijać połowę rano a połowę wieczorem przez 5 kolejnych dni. Po 10-dniowej przerwie można powtórzyć tą samą 5-dniową kurację.
Kolumbijska terapia tradycyjna zaleca napar z łupin awokado w usuwaniu pasożytów układu pokarmowego, a nawet w leczeniu dezynterii, czyli czerwonki.
• Pestka awokado na cellulit, trądzik i łupież
Mówi się, że pestka awokado to sprawdzony, domowy sposób na walkę z dodatkowymi kilogramami, a przede wszystkim z nielubianym cellulitem. Dbające o piękny wygląd, latynoskie panie dłonią przesuwają całą pestkę awokado po skórze na biodrach, pośladkach i na brzuchu, a zabieg stosowany codziennie w ciągu kilku tygodni ma znacznie poprawić wygląd ich skóry.
• Wysuszona na słońcu pestka z awokado, starta na proszek i marynowana w czystym alkoholu przez okres ok. tygodnia to specyfik na bolące stawy i mięśnie, a gdy cierpimy na migrenę, wystarczy tą substancją posmarować skronie i kark. Nie trzeba jednak nawet marynować pestki, tylko zetrzeć, wymieszać ją z ciepłym miodem i taki kompres przykładać w bolące miejsca. Sproszkowana pestka, wymieszana z gorącą wodą, naniesiona na skórę z trądzikiem, w szybkim tempie wysusza wypryski i zaskórniaki. Natomiast proszek pestki wymieszany z olejem rycynowym, marynowany przez 1 dzień i wmasowany w skórę głowy nie tylko skutecznie zwalcza łupież, ale również nabłyszcza włosy.
Jak otrzymać proszek? Z suchej pestki awokado zdejmujemy brązową skórkę i ścieramy na tarce lub tłuczemy w moździerzu.
Pestka awokado leczy również zapalenia dróg rodnych kobiety, upławy i nieregularności cyklu menstruacyjnego, takie jak dismenorrhea (miesiączki bolesne) lub amenorrhea (zanik miesiączki). Pestkę tniemy na ćwiartki, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy kilka minut i powstały płyn używamy do nasiadówek, uważając oczywiście, aby się nie poparzyć. Stosujemy codziennie, aż do złagodzenia lub ustąpienia objawów.
Przy dolegliwościach serca, czyścimy pestkę, po czym mielimy ją na proszek, przesypując do pojemnika i suszymy około 3 dni. Aby sporządzić leczniczy wywar, dodajemy łyżeczkę proszku na 3 filiżanki wody, po czym zagotowujemy i dodajemy kolejną łyżeczkę proszku do wrzącego płynu i trzymamy pod przykryciem kilka minut. Wywar pijemy trzy razy dziennie, po każdym posiłku.
Z pestki Indianie otrzymywali dawniej również atrament, którym mogli zaznaczać i malować na przedmiotach.
Ponadto, stanowi poważne zagrożenie dla… myszy. Proszek z pestki awokado, zmieszany z serem i mąką polecany jest bowiem jako trutka.
• Łupina dla roślin
Można ją z powodzeniem używać w ogrodnictwie. Pięknie odżywia rośliny, nadając blask liściom i wspomagając ich wzrost. Metoda polega na nacieraniu co dwa tygodnie każdego listka wewnętrzną stroną łupiny awokado. Chociaż to sposób dla cierpliwych, rośliny w krótkim czasie odwdzięczą się nam za tę terapię bujną czupryną liści.
• Masło / miąższ na skórę i lśniące włosy
Awokado w Ameryce Południowej to częsty składnik maseczek na włosy i skórę. Maślany miąższ wgniatamy bezpośrednio we włosy, po czym zawijamy folią i ręcznikiem na 20 minut i myjemy głowę jak zwykle.
Na skórę można go nakładać oddzielnie, lub też zmieszać go z innymi owocami, a cera staje się nawilżona i doskonale napięta.
Uwaga: Awokado nie powinno być spożywane przez osoby wrażliwe na tłuszcz, czyli osoby z cerą trądzikową, cierpiące na arteriosklerozę, nadciśnienie, otyłość, choroby wątroby i zaburzenia funkcjonowania pęcherzyka żółciowego. Również mamy w pierwszym trymestrze ciąży powinny ograniczyć spożycie awokado, ponieważ może obciążać wrażliwą w tym okresie wątrobę.
Łatwa, kolorowa i bardzo zdrowa sałatka