Poglądy zawarte w tym przewodniku reprezentują profesjonalne opinie Autorki, która dedykowała tej pracy ponad 50 lat życia na polu nauki -medycyny oraz psychologii z duszą — psychosyntezy. Wszystkie poszukiwania miały na celu znajdowanie optymalnych rozwiązań dla zdrowienia, wspomagających zasadę Hipokratesa „po pierwsze nie szkodzić”.
Celem tego przewodnika nie jest stawianie jakiejkolwiek diagnozy czy zalecenia leczenia konkretnej choroby. Jest zapisem wieloletnich poszukiwań Autorki na polu nauki oraz praktyki, dla zrozumienia funkcjonowania własnego organizmu oraz innych osób, w tym wielu lekarzy, pragnących ratować siebie i członków własnej rodziny.
Ta informacja jest przeznaczona wyłącznie dla celów edukacyjnych, a każda osoba jest zobligowana do współpracy z licencjonowanym specjalistą opieki zdrowotnej.
Kilka słów o książce
Czy wiesz, że odkrycie przyczyn choroby jest połową drogi do zdrowia? Czy to możliwe, by przejść ją z powrotem?!
Poznaj przypadek i Autorkę!
W tej książce odpowiadam na postawione samej sobie dawno temu pytanie: Czy można i trzeba żyć z fibromialgią? A może ją trzeba zrozumieć i odkodować? Jest to pytanie teraz dla Ciebie. Ja znalazłam na nie odpowiedzi w sobie.
Już wiedziałam, że drogę, którą przeszłam do fibromialgii, mogę pokonać teraz z powrotem, używając śladów, jak drogowskazów. Ale jak to zrobić? To było najtrudniejsze, bo zaraz na początku pojawiał się paniczny strach. Znałam go od wielu lat, od dzieciństwa! To strach o przeżycie! Miałam go wkodowany w swoje jestestwo. Towarzyszył mi każdego dnia od 2 roku życia. Ale czy ja byłam tym strachem? Czy on był tylko częścią mojego istnienia? Musiałam stanąć z nim twarzą w twarz. To tak jak zobaczyć okropnego smoka z bajki! Ale nie znałam bajek, bo nikt mi nigdy ich nie opowiadał.
Strach był za to częścią mojego życia przez całe lata. On był większy ode mnie i dotyczył wszystkich okoliczności życia, także rodziny! Musiałam stawić mu czoła! Już niebawem wiedziałam, że strach ma tylko wielkie oczy, ale także wiele głów i przypomina hydrę, której głowy nieustannie odrastają. To była żmudna praca, przypominająca walkę z perzem na polu. Trzeba było oczyścić grunt do spodu, wyjąć wszystkie jego korzenie, a potem tylko zasiewać ZDROWIE!
Fibromialgia — czy można i trzeba
z nią żyć?
Ta książka, a wcześniej blog, jest DRUGĄ publikacją na temat FIBROMIALGII. Pierwszy blog pochodził z 2009 roku, a w 2011 roku wydałam pierwszą książkę, która potem została przetłumaczona na język angielski. Ta druga książka jest bardziej szczegółowa, można wręcz powiedzieć „intymna”, gdzie dzielę się moimi problemami, które mi towarzyszyły w życiu i które rozpatruję w kontekście przyczyn zaistnienia fibromialgia. Dzielę się w niej też bólem i cierpieniem, które wreszcie dopadły mnie, aby zacząć zastanawiać się sama nad nimi i wziąć odpowiedzialność w swoje ręce. Zawiera ona w UZUPEŁNIENIACH tablice poglądowe i rozpoznanie, dla uwiarygodnienia, że taka okoliczność miała miejsce. Jako że jestem naukowcem z pasji, dokumentuję to, co sama zaobserwowałam na własnym przykładzie.
&
Niniejszą książkę dedykuję TYM OSOBOM, które zdiagnozowane jako „fibromialgia”, są ZDETERMINOWANE coś zrobić dla siebie, niezależnie od tego jak brzmi diagnoza i jej rokowania. Dla tych, co wątpią, szkoda czasu, ponieważ nie będę ich przekonywać, ani pokonywać oporu przed zmianą. Są bowiem dorośli i sami odpowiadają za swoje postępowanie w stosunku do siebie. Radzę jednak skonsultować ten opór u klasycznego psychologa.
&
Blog, a w konsekwencji książka powstały w odzewie na atak środowiska, skupionego na jednym z forum internetowych, które zamiast być otwartym na to, co może im pomóc w opanowaniu dolegliwości bólowych w fibromialgii, od razu po moim JEDNYM wpisie, a priori przystąpiło do walki o swoje status quo, o to co wiedzą i o to, że nie chcą wiedzieć więcej.
Wierzę jednak, że wśród tej grupy są osoby, które zrobiły to reaktywnie, bo nie potrafią inaczej, ale w głębi siebie pragną wyzdrowieć i potrzebują pomocy innej niż dotychczasowa, która okazała się nieefektywna. To one bowiem tworzą zwykle stowarzyszenia, aby być bardziej widocznymi, aby skupiać uwagę nie tylko na swoim osobistym dramacie, ale na historiach innych, podobnych sobie ludzi. To one chcą przynieść zrozumienie dla świata, dla swojego bólu i cierpienia, które noszą w sobie.
&
Jedna z kobiet na forum wręcz zażądała ode mnie przesłania jej za darmo moich książek, aby mogła zrobić to, co ja zrobiłam dla siebie, a wtedy….. będzie o mnie mówić. Nawet za darmo może mnie zaprosi do wygłoszenia wykładu. Byłam zadziwiona tego rodzaju postawą. Zadałam sobie pytania: Czy ja jestem jej podległa i mam wykonywać pracę dla niej, na jej żądanie? Na jakiej podstawie? To JA wybieram gdzie, kiedy, komu pomagam i co oferuję! Czy ona ma jakiekolwiek prawo żądać czegoś ode mnie? Może mnie najwyżej poprosić, ale najpierw przede wszystkim PRZEPROSIĆ ZA ATAK na mnie.
A przecież ta osoba mnie nie zna, nigdy o mnie nie słyszała, nie czytała też moich książek, nie zna mojego życiorysu, nie wie też, że dla starszych osób należy się szacunek, a szczególnie dla tych, którzy chcą jej pomóc bezinteresownie! ONA ŻĄDA!, a wtedy zdecyduje, co z tym zrobić!
&
A może zrobi nie na tyle aby sobie pomóc? Ja tego przecież nie będę egzekwować, niczym w szkole! Każdy ma to zrobić DLA SIEBIE, najlepiej jak potrafi, ucząc się w najważniejszej ze szkół: SZKOLE ŻYCIA. Ja jestem nauczycielką w tej szkole. Jeśli ktoś do mnie przychodzi i ja go przez jakiś czas konsultuję, to mogę to sprawdzać oraz oceniać postępy. Gdy sam dla siebie CZYTA, a NIE ROBI niczego, aby sobie pomóc, nic mu po tym, a mnie także, bo nie potrafi też sam tego sprawdzić, jakie ma wyniki. Bo nie nauczył się jak je weryfikować! Tego trzeba się najpierw nauczyć. Nie wystarczy przeczytać! Trzeba to ZROBIĆ PRAKTYCZNIE! Aby nauczyć się liter i czytania, trzeba to zrobić, a nie oglądać! Często takie osoby mają w sobie sceptyka i krytyka, który ocenia a priori, bez sprawdzenia na sobie, jak to działa!
Epoki temu Seneka powiedział: „trzeba całego życia, aby nauczyć się żyć!” Ja mam przeważającą część życia za sobą i nauczyłam się z życia wiele. Teraz dzielę się swoją życiową mądrością z tymi, co CHCĄ WIEDZIEĆ, a przede wszystkim ZROZUMIEĆ SIEBIE, a więc ZROBIĆ COŚ NA SOBIE I DLA SIEBIE!
&
Szanowni Państwo! Jeśli nie chcą Państwo słuchać lub czytać, nikt tego nie musi robić! Ja zgłaszam co jakiś czas chęć pomocy różnym osobom czy środowiskom, jeśli wyczytam KRZYK O POMOC, bo sama dokonałam tego na sobie — pomogłam SOBIE! Uzdrowiłam swoje problemy! Nie potrzebuję osób, które nie chcą wiedzieć! Mam wystarczająco dużo słuchaczy i Czytelników swoich książek, także klientów, którzy chcą coś dla siebie zrobić, znajdują w nich „swoje prawdy”, patrząc przez pryzmat odkrytych MOICH PRAWD.
Z racji tego, że nie będę odpowiadać na ataki, ani inwektywy bez poznania tego, co robię, postanowiłam pisać blog, a teraz książkę, aby trafiły do tych, którzy tę pomoc przyjmą! Reszcie od razu dziękuję. Nie będę odpowiadać na polemiki. Ja opowiadam tu SWOJĄ HISTORIĘ. Ona nie jest do OCEN! Ona jest do refleksji NAD SOBĄ!
Kto chce niech czyta!
Jeśli przychodzi opór, a raczej odpór, radzę, zamiast mnie atakować, zadać SOBIE pytanie: DLACZEGO TAK REAGUJĘ? CO JEST WE MNIE, CO ODRZUCA? KTO, CO, TAK WE MNIE REAGUJE?
To ważne pytania, które będą początkiem do wychodzenia z problemu. O tym piszę później, zarówno na blogu, jak i teraz w książce.
Ja nie każę niczego Państwu robić, jeśli Państwo nie chcą, nie wierzą, nie ufają, nie rozumieją! Ja pracuję tylko z takimi osobami, które chcą i potrzebują przekraczać swoje bariery, lęki, także ograniczenia wiedzy, nauki, leczenia! Jeśli chcą Państwo czekać na potwierdzenie tego w naukach, a potem w leczeniu, mogą Państwo długo czekać. Jak opisano — „nowe” implantuje się w nauce po 70 latach. Chcą Państwo czekać? W bólu i cierpieniu? A może chcą Państwo zacząć przekraczać swój ból? Ja mogę w tym pomóc, pokazując tu, jak ja to zrobiłam, jeśli będą Państwo chcieli to ROBIĆ codziennie, systematycznie, przez dni, miesiące, lata… i już tak żyć!
&
To bardzo ważny rozdział i temat w życiu każdej osoby — obejrzenie swoich lęków, implantowanych przez wiele lat w sposób naszego myślenia. Pamiętajmy — jak myślimy — takimi się stajemy. W książce dr Caroline Leaf (w dniach 9—10 czerwca 2017 roku odbyła się zresztą konferencja w Warszawie z jej udziałem) p.t. KTO WYŁĄCZYŁ MÓJ MÓZG? można przeczytać, że naukowcy twierdzą, że 87% chorób, które trapią nas dzisiaj, to bezpośredni rezultat naszego myślenia… to, o czym myślimy i jak myślimy, wpływa na nasze emocje i ciało. Mamy do czynienia z epidemią toksycznych emocji.
Obejrzyjmy swoje STRACHY przede wszystkim, lęki implantowane nam od dzieciństwa… Nasze choroby są konsekwencją indywidualnego sposobu myślenia oraz reagowania. Obecnie można przeczytać co najmniej 5 wydanych już książek dr Caroline Leaf i zwrócić uwagę na to, KTO WYŁĄCZYŁ TWÓJ MÓZG z właściwego myślenia o sobie i swoim zdrowiu i chorobach… i zacznijmy indywidualnie to zmieniać!
&
Rozwiązanie polega na tym, że trzeba zaimplantować ZDROWIE, zamiast CHOROBY, a więc NOWY SPOSÓB MYŚLENIA, nowy WZORZEC i nauczyć się JAK TO ROBIĆ? A potem TO ROBIĆ, tym ŻYĆ, NIEUSTANNIE!
&
POMÓC MOGĘ TYM, którzy chcą to czytać, ale także chcą ZROBIĆ COŚ DLA SIEBIE! To ŻMUDNA DROGA, wymagająca determinacji i odwagi, a przede wszystkim dedykacji czasu dla siebie i WIARY w siebie i w to, że gdy pragniemy — pomoc się ZNAJDZIE z zupełnie niespodziewanego kierunku!
Wprowadzenie do opisu
Zarówno blog, jak i obecnie książka służy dzieleniu się blisko już 18 letnią historią, będącą dogłębnym studium przypadku bólu i cierpienia w zdiagnozowanej wtedy (18 lat temu) fibromialgii. Ale jej początek nie nastąpił wtedy. O tym piszę dalej. Blog i książka jest także kroniką podjętych działań, aby temu zapobiec, przynieść sobie ulgę w cierpieniu, a w perspektywie pozbyć się problemu. To było główne założenie zastosowanych przeze mnie technik na sobie.
Obecnie, po 18 latach od ich użycia i rozwiązania problemu, mogę powiedzieć, że moje założenia były SŁUSZNE, a podjęta droga — WŁAŚCIWA. Wierzyłam bowiem w siebie od początku, jak też w prowadzenie z Góry (jakkolwiek to nazwać). Miałam też naukowe doświadczenie w medycynie (ponad 23 lat) i psychologiczne — psychosyntetyczne przygotowanie. Byłam właściwą osobą na właściwym miejscu, aby SOBIE POMÓC! Tym bardziej że zetknęłam się z murem niezrozumienia i negacji oraz podejściem, które nie pomagało, a szkodziło!
&
Fibromialgia według klasycznego zrozumienia medycyny objawowej, szczególnie w Polsce, jest diagnozowana rzadko, choć obecnie coraz częściej. Była omalże NIE DIAGNOZOWANA 18 lat temu. To ja sama sobie postawiłam diagnozę i przyszłam z nią do szpitala. Oczywiście natychmiast ją zanegowano, stawiając swoją. Ale ja byłam nieustępliwa. I wyszło na moje! Po 2 tygodniach badań okazała się ona PRAWDĄ!
Szkoda że ze względu na brak czasu i specyfikę przyjmowania pacjentów (15 minut na wizytę), liczą się tylko objawy, a nikt z lekarzy nie dokonuje PEŁNEGO WYWIADU, jak to miało miejsce chociażby 30—50 lat temu. Z tych powodów problem jest nieleczony lub źle leczony, a więc nieskutecznie i nie przynosi pacjentowi ulgi, a jedynie przewlekłe bóle i dodatkowe cierpienie, spowodowane stygmatem: choroba nieuleczalna.
&
Ten problem dotyczył wiele lat temu najczęściej kobiet, jak też ujawniał się po 45 roku życia. Na przestrzeni lat widzę, że nie jest on przypisany do płci, ale do człowieka i jest problemem cywilizacyjnym. Według mojego rozeznania, będzie on diagnozowany coraz częściej, ze względu na specyfikę czasów w jakich żyjemy, a szczególnie nieustannego pośpiechu, stresu, niezdrowego stylu życia.
Ta książka, jak i blog są więc dla tych, którzy chcą czegoś więcej, a przede wszystkim zrozumienia siebie oraz tego, co powoduje, że pojawia się ból i przypisane mu cierpienie. Pragną też wsparcia w swoim cierpieniu, współczucia, że cierpią naprawdę. Oczekują wysłuchania szczególnie od lekarzy, do których zwracają się o pomoc, jak też od najbliższej rodziny i współpracowników, którzy na co dzień są konfrontowani z „dziwnym” zachowaniem cierpiących, którzy sami często są zaskakiwani „nowymi” odmianami bólu, który ich nachodzi.
&
Tę książkę, jak i blog, stworzyłam właśnie dla tych, którzy chcą dowiedzieć się o tym, że można sobie PORADZIĆ z ZESPOŁEM FIBROMIALGII. Jest także dla tych, którzy nie wierzą w nieuleczalność, a WIERZĄ W SIEBIE, w swój organizm i w to, że problem jest „po coś”. To ma być nauczenie się z tego, co wydarzyło się w życiu, a to zrozumienie uwalnia z choroby, dzięki zmianie przekonań czy reakcji emocjonalnych z chorych na zdrowe, które nie szkodzą sobie i innym. Efektem ubocznym jest wartość dodana — a więc „procentuje” to działaniami dla innych, aby im pomagać w radzeniu sobie w trudnej drodze powrotnej do zdrowia. Ja to właśnie robię nieustannie, prowadząc bezpłatne często pogadanki i wieczory autorskie, dedykowane zdrowiu.
&
To co piszę pochodzi z introspekcji i retrospekcji, a więc z tego, co sama przeżyłam, jak też co to powodowało we mnie, że musiałam coś z tym zrobić, bo inaczej nie mogłam żyć. Nie będę pisała o fibromialgii jako chorobie, a raczej o problemie do rozwiązania, bo to już antycypuje brak rozwiązania, poddanie się jej, życie nią, „nurzanie się” w cierpieniu i nieustannym bólu. Oczywiście ból i cierpienie towarzyszy problemowi, ale tylko dotąd, dopóki nie zacznie się rozumieć, skąd on pochodzi i nie rozpocznie pracy nad „zmianą”. A wtedy ZACZYNA SIĘ DOKONYWAĆ ZMIANA.
&
Ponownie powtórzę wyraźne stwierdzenie: to, o czym piszę NIE jest dla tych, którzy odrzucają tego rodzaju podejście „a priori”, nie zastanawiając się, że właśnie ten protest dotyczy ich samych, ich sposobu na życie, ich oporu przed zmianą. To wyraźny sygnał, który mówi o postawie psychologicznej, właściwej tej osobie.
Ta postawa jest do zmiany, bo inaczej „choroba” będzie się jej „trzymała”, a raczej osoba będzie „utrzymywała” chorobę, niczym żywiciel pasożyta. Stąd też warto, a nawet trzeba poświęcić temu uwagę. Nie uzyska się bowiem ŻADNYCH REZULTATÓW, NIE ROBIĄC NIC, a tylko negując.
Ponadto postawa negacji, odrzucania, złości, wściekłości, żalu, poczucia bycia ofiarą jest typowa dla osób, które oceniają, krytykują, mają sceptyczny stosunek do czegoś, czego sami nie znają i nie chcą zrozumieć. To typowa postawa dla osób mających problemy emocjonalne i od razu można je poznać po tych CECHACH OSOBOWOŚCI.
Dlaczego tak uważam?
Jest takie przysłowie: uderz w stół, a nożyce się odezwą. Forum, gdzie załączyłam swoją wypowiedź w formie początkowego pytania czy naprawdę fibromialgia jest chorobą nieuleczalną, jest, jak mi się wydawało najbardziej adekwatnym środowiskiem do uzyskania informacji oraz nauczenia się technik, jak sobie poradzić z fibromialgia. To właśnie grono odpowiedziało ATAKIEM na mnie. Potwierdza to hipotezę, a potem jej weryfikację, że specyficzna OSOBOWOŚĆ tworzy SPECYFICZNE CHOROBY. Trzeba to więc ZMIENIĆ dla samego siebie, jeśli chce się WYZDROWIEĆ!
To jest PRAWDA trudna do przełknięcia, ale to jest PRAWDA. Ja sama także byłam sceptyczna, wierząca tylko w to, co mi podano i „szłam w to w ciemno”! A przecież nie pomagało przez lata! Dopiero, gdy przyszła kolejna diagnoza, jak też załamanie, zaczęłam rozumieć, że trzeba UWIERZYĆ W SIEBIE i w to, co się ujawnia!
Jeśli nie chcesz tego wiedzieć — NIE CZYTAJ, a NIE ATAKUJ, bo ATAKUJESZ PRZEDE WSZYSTKIM SIEBIE oraz SWOJE ZROZUMIENIE PROBLEMU (niezrozumienie), KTÓRE NOSISZ W SOBIE! Twój problem ma się z Ciebie WYDOBYĆ, ale w ZDROWY SPOSÓB, NIE RANIĄC ANI SIEBIE, ANI INNYCH, a szczególnie tych, którzy pojawiają się, aby przynieść Ci ulgę w cierpieniu.
&
Warto więc, zamiast ataków, zacząć przyglądać się SOBIE i rozpocząć zmianę OD SIEBIE, a nie walczyć z innymi, którzy pokazują nam LUSTRA, w których się ODBIJAMY.
Ja to zrobiłam — przejrzałam się w LUSTRZE tego, co przynosiły mi przez całe lata moje zdrowotne problemy oraz sposoby ich leczenia. Zobaczyłam w nim siebie i to, co we mnie nie zostało nigdy ujawnione, a wiązało się z PRZYCZYNAMI Ich zaistnienia. A wtedy wzięłam za siebie odpowiedzialność i za rozwiązanie swoich problemów, a to spowodowało, że problem zniknął! Nie miał RACJI BYTU!
Osoby, które negują, walczą z innymi, atakują ich bez dania racji, a więc bez powodu, a priori, muszą to przerobić w sobie, gdyż jest to postawa w stosunku do choroby. To JEST do PRACY z własnymi ograniczeniami i własną postawą.
Jak pisze jednak prof. John Sarno z Wydziału Rehabilitacji Uniwersytetu w Nowym Jorku — Fibromialgia to NIE CHOROBA, a ZESPÓŁ NAPIĘCIOWY, który sami sobie tworzymy przez niewłaściwe podejście do problemów, życia, innych ludzi. I on objawia się sukcesywnie W CAŁYM CIELE.
Warto więc, aby to NAJPIERW obejrzeć, a potem powiedzieć sobie: TAK, MAM FIBROMIALGIĘ i potrzebuję to ZMIENIĆ. Potrzebuję pomocy KAŻDEGO, bo w każdej informacji kryje się ZIARNO PRAWDY, własnej PRAWDY.
Postawy można przecież zmienić i zlikwidować NAPIĘCIA nimi spowodowane, a w związku z tym cierpienie!
Jak to zrobić? Trzeba pójść po śladach
O tym szczegółowo piszę — retrospektywnie — na blogu, a teraz w książce, opowiadając SWOJĄ HISTORIĘ i to, co spowodowało „ZAPŁON”, a więc wystąpienie pełnoobjawowej fibromialgii w 2005 roku. Ale to było TYLKO pokazaniem, co potrafi wytworzyć organizm przez LATA, aby pokonać OSOBĘ, która NIE ROZUMIE SIEBIE i postępuje dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem TAK SAMO, reaguje TAK SAMO, wbrew SOBIE i prawom psychodynamiki, powodując NAPIĘCIA W CIELE, narastające z dnia na dzień.
&
A więc JEŚLI CHCESZ COŚ ZROBIĆ DLA SIEBIE — ZAPRASZAM DO TEJ FASCYNUJĄCEJ PODRÓŻY WGŁĄB SIEBIE, do CENTRUM swojego bólu i cierpienia. Ja będę Twoją przewodniczką. Będę pokazywać i opisywać SWÓJ ból i SWOJE cierpienie, aby poprzez uświadomienie sobie, skąd pochodzi, doprowadzić DO ZDROWIA, do UWOLNIENIA TEGO, co NOSIŁAM PRZEZ LATA i JAK POSTĘPOWAŁAM, NIC NIE ZMIENIAJĄC Z WŁASNYCH WZORCÓW, KTÓRE PRZYJĘŁAM OD CZASU, GDY MIAŁAM co najmniej DWA LATA.
&
Pamiętaj jednak. Nie dozwalam na blogu do wpisywania ocen, krytyki, ataków. Wszystko będzie kasowane. Szkoda mi czasu, który bardzo cenię, na walki z kimkolwiek. Jestem tu po to, aby CI POMÓC ZROZUMIEĆ SIEBIE. To jest O TOBIE. Przerabiaj to w SOBIE — swój SCEPTYCYZM i OPÓR. Ja będę pokazywać drogę JAK to zmienić! Jeśli tego nie chcesz — ZOSTAŃ Z TYM, zostań na miejscu, w którym jesteś i NIC nie zmieniaj. To nie przymus. To WYBÓR — TWÓJ WYBÓR — DROGI DO ZDROWIA lub BYCIA W CHOROBIE, jak mówią — nieuleczalnej!
Możesz ją uczynić ULECZALNĄ, wspomnieniem, które było kiedyś i z tragedii zostało przetworzone w dramat, a potem komedię z pozytywnym zakończeniem. Zrobisz to jednak, jeśli znajdziesz CZAS dla SIEBIE. Ja MAM CZAS, aby CI TO POKAZAĆ — bo udowodniłam to NA SOBIE — ŻE TO DZIAŁA!
&
Jeśli zapytasz, niech pani mi pokażę osoby, które to zrobiły? Ja odwrócę pytanie i powiem; POKAŻ SIEBIE, ŻE JESTEŚ W STANIE TO ZROBIĆ! Będziesz ewidentnym przykładem, że to możliwe, że WIERZYSZ W SIEBIE. ZE MASZ NA SIEBIE CZAS, aby WYZDROWIEĆ, a nie CHOROWAĆ. Tracisz CZAS, który możesz dedykować ZDROWIU — będąc w CHOROBIE.
Do Ciebie należy WYBÓR!
A więc zaczynam!
Mimo, że fibromialgia dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn, ja, będąc kobietą, będę pisać przekornie. Dotychczas wszystko, co się publikuje na różne tematy było adresowane do mężczyzn, a kobiety były zmuszone do przekładania tego na rodzaj żeński. Ja przekroczę tę barierę i będę pisała w języku dla kobiet — w ramach równouprawnienia, aby tym razem, w przypadku fibromialgii, mężczyźni mogli przełożyć sobie ten temat na rodzaj męski.
Jak pewnie zauważyłaś, robię spore odstępy między poszczególnymi opisami. To jest ważne DLA CIEBIE, abyś nie czytała tego jednym ciągiem, a robiła przerwy do refleksji, zastanawiając się nad sobą, swoją historią. Może miałaś podobne doświadczenia, ktoś Cię kiedyś „zranił” słowem, a może ranił Cię nieustannie, całe lata. Zatrzymuj się oraz przemyśliwuj, co jest O TOBIE!
&
Jest połowa roku 2005 i akcja odbywa się w ciągu tego okresu, a kolejne etapy diagnozowania i terapii na przestrzeni 2006—2007.
Co jakiś czas mam okazję spotykać mężczyznę, z którym zetknęło mnie życie kilka lat wcześniej. „Dziwnym trafem” ta znajomość powróciła. Już wiem że nie ma przypadków w życiu, że wszystko jest „po coś” — także to! To moja „nieprzerobiona lekcja!”. Zaczynam bardzo powoli rozumieć, czego mam się z tego nauczyć. Ale lekcja okazuje się bardzo trudna i bolesna. Jest to lekcja dotycząca słów, które on wypowiada do mnie. Po jakimś czasie orientuję się, że tego rodzaju słowa wywierają we mnie dramatyczny oddźwięk. Są to „słowa, które ranią”. Mam już wtedy za sobą napisanie książki PSYCHOENERGETYKA SŁOWA. Sama to już kiedyś „ćwiczyłam”, ale w takiej intensywności oddziaływania — nigdy.
W pewnym momencie następuje punkt kulminacyjny — wypowiedziane słowa „rozsypują” mnie na części. Choć dotyczy to tylko kilku minut, czasem jednego zdania, one ranią do spodu! Nie ma mnie! Jestem pyłem po mnie, po tej, która jeszcze przed chwilą istniała!
&
Następnego dnia już się nie mogę pozbierać. Czuję, że jestem rozsypana i że są we mnie jedynie części, małe, porozrzucane gdzieś kawałeczki. I do tego nie wiem, gdzie się one podziały. Czuję potworny ból, najpierw w klatce piersiowej, jakby ktoś zranił mnie prosto w serce. Moje serce płacze, ja także. Przez kolejne dni nie mogę ruszyć się z domu: narastające bóle atakują poszczególne części ciała. Każdego dnia zauważam, że ból jest w innym miejscu, ogarniając nowy fragment, podczas gdy ten wcześniejszy nie ustaje. To nie jest normalny stan.
&
I tutaj właśnie potrzebna jest refleksja, dotycząca poprzedniego okresu, a więc jakieś 15 lat wcześniej, gdy doświadczałam podobnych stanów bólowych. Nikt z lekarzy nie umiał tego zdiagnozować. Padały diagnozy zespołu metabolicznego, zespołu złego wchłaniania, osteoporozy, tężyczki itp. Były to bóle jedynie rąk i niemożność podnoszenia w nich czegokolwiek. Dostałam wtedy akademicki roczny urlop na poratowanie zdrowia.
Ale te ostatnie dolegliwości przypominały jeszcze wcześniejszy okres — po porodzie, gdy „wyły mi kości” — tak to wtedy nazywałam. Były to okropne bóle wzdłuż całych rąk, przypominające wysysanie czegoś z wnętrza.
Teraz było inaczej. Miałam bóle wszędzie — w kościach, mięśniach, stawach, powięzi. One narastały każdego dnia, stąd nie można było przewidzieć, kiedy się zakończą i co znaczą.
&
Nastał kolejny dzień. Tym razem ból jest konkretny, umiejscowiony w potylicy. Tak jakby ktoś przetrącił mi szyję. On jest w głębi. Nie mogę ruszać szyją, bo okropnie boli. Ale co to za ból? To ból w centrum dolnej części głowy, promieniujący do pierwszych kręgów szyjnych. To uwiera, jakby tam wewnątrz coś było. Jednocześnie coś miękkiego, ale i coś sztywnego! Nie mogę tego wytrzymać. Cały dzień mi dokucza! Nie przestaje. Siedzę na fotelu, przytrzymując głowę w jednym miejscu. Gdy trochę nią poruszę, potwornie boli, wręcz rani, jak igłami! Co z tym zrobić? Z wielkim wysiłkiem trzymania głowy prosto, docieram do tapczanu. Kładę się na kilka minut, bo tak boli! Już wreszcie leżę! Może przestanie?! Ależ skąd — jeszcze gorzej uciska!
&
Dziś dostałam książkę od Jenny pt. „Focusing” — po angielsku. Kiedyś uczyłam się u niej psychosyntezy, gdy przez jakiś czas mieszkała w Warszawie. Czytam kawałek oraz zaraz robię wizualizację. Wyprowadzam ból z jego miejsca pobytu odrobinę dalej! Ponieważ robię to pierwszy raz na tym obiekcie — on trzyma się kurczowo miejsca i nie puszcza. Powtarzam, uczę się powtarzania. Za 10-20-tym razem trochę popuszcza. Ja go trzymam oczami, a potem odprowadzam z miejsca „pobytu”. Wyprowadzam go jeszcze dalej… jest mi coraz trudniej. Trzyma się kurczowo! Ale wiem, że mogę go ruszyć! To pierwsza lekcja „ogniskowania” na obiekcie pracy ze sobą!
&
Dziś ból trochę poluzował! A więc mogę coś z nim zrobić! Nawet gdy jest to milimetr, a potem centymetr! Mogę! Jutro zrobię to jeszcze raz i jeszcze raz… coraz więcej, aż dotrę tam, jak pokazuje Gendlin — poza miejsce bólu, na zewnątrz ciała! Ja to już wiem. Jestem zdeterminowana! Zasypiam na chwilę, potem budzę się, znowu staram się zasnąć, mając w pamięci to, że mogę. Na razie udaje mi się dotrwać do rana w jednej pozycji, z krótkimi odcinkami snu. Witam nowy dzień… Kolejny i następny…
&
Niestety nowy dzień przynosi kolejną niespodziankę. Tym razem ból, który był poprzednio umiejscowiony głęboko wewnątrz głowy w okolicy potylicy, jest teraz w całej szyi. Ale tam, gdzie był, jest znowu! Jak to można wytrzymać?! Nie mogę się znowu ruszyć! Ale to przecież tylko szyja! A nie więcej! Jakoś to może przeżyję!
&
Dziś się ruszam, a więc ruszam szyją — poprzez ból. To strasznie boli, ale ja próbuję, ile mogę! A potem spowalniam i znowu zaczynam. Jak przeżyć dzień! Jak przeżyć kolejne dni! Kto mi pomoże? Czy jest taki ktoś/Ktoś? Jestem zapisana na rehabilitację dopiero za 2 tygodnie.
Może przejdzie do tego czasu? Może będzie mniej bolało?!
&
Dziś znowu „focusing” — ogniskowanie. To zaczyna być standardowe działanie każdego dnia. Teraz pracuję z większą powierzchnią. Może będzie nieco łatwiej. Ponieważ wiem, że ból ma swoje ograniczenia od wewnątrz na zewnątrz. Mogę więc go „uchwycić”, tak jakby był przedmiotem o określonych wymiarach. To trudne, ale ja wiem przecież, że pomaga — chociaż na chwilę.
Ale ta chwila i czekanie na nią, to jak wieczność! Kiedy to nastąpi?! Kiedy to zauważę?! Muszę nauczyć się skupiania! To przecież proste! Zawsze to robię i robiłam od dawna, od poznania psychosyntezy!
Ale dziś nie wychodzi. Jest to coś konkretnego, określony ból w określonym miejscu! Jest bardzo trudno! Ale wiem, jak to już bywało, gdy ćwiczyłam pracę z lękiem, że trzeba czasem powtarzać parę, kilkanaście, kilkadziesiąt razy, aż wyjdzie! Teraz robię to z bólem! Wierzę, że mi wyjdzie! Wierzę, że dam radę!
Znowu jest trudno…, już powtarzałam wiele razy. Powoli wyciszam siebie, przyjmuję najbardziej dogodną pozycję, aby jak najmniej bolało i zamykam oczy. Wyobrażam sobie siebie bez bólu! Udaje mi się usnąć, niczym zając pod miedzą, budząc się wielokrotnie. Ale mimo wszystko śpię, chociaż — co to za sen?!
&
I znowu ranek. Jak wstać? Jak się podnieść z tą szyją? Odkrywam, że dziś ból jest na ramionach! Sprawdzam, czy poprzedni zniknął. Niestety jest nadal, tylko intensywność jego jest inna. Teraz mam inny punkt zaczepienia — ramiona. Jestem obolała, ale jednocześnie, jako naukowiec zaciekawiona: czy on rozmienia się na drobne? A może zbiera z innych miejsc mikro-bóle i olbrzymieje z ogromną siłą?
Nie mogę poprzestać na czekaniu. Dzwonię do jednej z przychodni, aby dostać się prywatnie do reumatologa. Mam wizytę na 15.00. Choć mam pół godziny drogi autobusem, zaczynam się szykować dwie godziny wcześniej. Ledwie zdążyłam na czas. Lekarz proponuje zastrzyk ze sterydów miejscowo. Mam powody, aby odmówić, bo wiem zbyt wiele na ten temat. Ale on namawia. Poddaję się! Jest to okropnie nieprzyjemne! Wychodzę nieco otępiała, jakby porażona. Nie poznaję siebie takiej, jaka byłam jeszcze przed chwilą.
Wracam do domu z wiarą, że pozbyłam się lub wkrótce pozbędę bólu. W domu tańczę taniec zwycięstwa. Mogę się ruszać! Już po bólu! Hurrrrrrra! Pokonałam lęk przed zastrzykiem w więzadła! Jestem zdrowa!
&
Noc nie należy do spokojnych. Zasypiam w miarę szybko, aby obudzić się w nocy i dalej już ją przemęczyć. Leżę bardziej niż śpię. Obserwuję siebie od wewnątrz. Tak trwa czuwanie prawie do brzasku. Rano będę wiedziała wszystko!
&
Rano już wiem. Ramiona jak były obolałe, tak są. Do tego przyłączyło się ćmienie po iniekcji. Ale ból jest niżej! On dziś ogarnia klatkę piersiową. Trudno mi oddychać. Najgorzej jest między żebrami — jakby ktoś mi je rozrywał. A do tego ten ćmiący ból na wskroś — tego się nie da wytrzymać! Przyjmuję pozycję obronną, jakbym była ze szkła i w każdej chwili mogłabym się rozsypać. Pełzam bardziej niż chodzę. Najgorzej jest z ubieraniem — nie mogę się schylić ani wyprostować czy zginać rąk. Wszystko potwornie boli!
Ciągnie się przede wszystkim to, co w środku ciała. Niemniej, nie zginają się ręce ani nogi, ani nie chcą wyciągnąć, jak to było normalnie, gdy potrzebowałam się ubrać czy usiąść. One są sztywne. Jak tu założyć poszczególne sztuki garderoby? Jak wyjść, aby zrobić podstawowe zakupy?! Co zrobić, aby obsłużyć swoje potrzeby fizjologiczne? W bólu? Poprzez ból? Z bólem? Pod jakim kątem się schylić, aby mniej bolało?
&
Wszystko trwa godzinami. Każda czynność! Jeszcze żeby to było bez bólu, to nawet mogłabym tak funkcjonować, delektując się każdym ruchem. Ale to niemożliwe! Każdy ruch przynosi niesamowite cierpienie. Szczęśliwie koleżanka Barbara przywołuje mi swoją masażystkę — Elenę. Sama też przyjeżdża, aby zrobić mi zakupy.
&
Nie mogę doczekać się Eleny. Wierzę, że jej działanie przyniesie mi ulgę. Zaczynam wierzyć w każdą osobę, że ona zrobi coś dobrego dla mnie, a przynajmniej będzie ze mną przez chwilę w moim cierpieniu.
Jej przybycie i zabieg uświadamia mi, że mam znacznie więcej miejsc zaatakowanych przez ból niż to czuję. Wszystko zaczyna być bólem. Właśnie przeniósł się on w pachwiny! Co za dramat! Teraz tam mam postronki, podobnie jak w rękach — wyraźne pojedyncze włókna, które specjalnie dokuczają, jakby ktoś za nie szarpał, jak za struny. One najbardziej bolą, bo są naprężone w stosunku do pozostałych. Czuję, jakby każdy mięsień podzielił się wzdłuż na mikro-części. Nie można ich też dotknąć. Wyję z bólu, gdy ona mnie dotyka, nawet delikatnie. Nie mogę wejść na stół do masażu. Musi mnie dźwignąć. Ja tymczasem krzyczę. Stosuje różne podejścia, które dla mnie stają się torturami.
Jestem przerażona! Porażona bólem i narastającym we mnie cierpieniem. Tego nie da się przeżyć! Trzeba wyć, krzyczeć głośno! Może kto usłyszy i pomoże! Może zrozumie, co znaczy cierpieć! TAK cierpieć!
&
Elena obiecuje przychodzić codziennie. Mimo odczuwanego bólu, cieszę się, że jest chociaż jedna osoba, która może być przy mnie przez godzinę — dwie, aby starać się ulżyć mi w cierpieniu. Ale co pomiędzy?
&
Ja sama nie ustaję i walczę o swoje zdrowie. Mam przecież swoje metody, z którymi pracuję od lat. Teraz mam wyjątkową okazję, aby to robić z większą intensywnością oraz dedykacją! Ja MUSZĘ SOBIE PORADZIĆ! Muszę z tego wyjść! To niemożliwe, aby nie było drogi z powrotem? Jeśli doszłam tam, gdzie jestem, nie mogę przecież zabłądzić, WRACAJĄC! Mogę tylko szukać drogi z powrotem! ALE JAK JĄ ZNALEŹĆ?
&
Próbuję! Tego co znane i tego, czego nie znam. Dzwonię do Pana M., bioterapeuty. Muszę do niego dojechać na 11.00. Wybieram się od 7.00. Z wielkim trudem dojeżdżam. Jest zdeterminowany. Tłumaczy na czym polega tego rodzaju ból, choć ja to wiem w teorii. Ale nie wiem, gdzie co ucisnąć, aby go uwolnić! On znajduje punkty uciskowe. Ale nie jest tak prosto. Ja krzyczę z bólu. On może zrobić tyle, na ile pozwala mu mój ból. Ale i tak to już coś. Potem jeszcze posyła mnie na zabieg w drugim gabinecie, który umożliwia przynajmniej częściowo poluzować napięcie. To jedna z chińskich możliwości. Wiem jednak, że mam nad bólem pracować „na piechotę”. To mój wkład w moje zdrowienie. A resztę niech robią inni, aparatura, metody…
&
Z wielkim trudem udaje mi się dotrzeć do domu. Akurat przychodzi Elena. To jest jak zmasowany atak na ból i na mnie, aby go zlikwidować. Jestem pełna determinacji. To MUSI zaistnieć! Tyle wysiłku nie może pójść na marne!!! Na razie nie widać efektu. Teraz mam już zajęte łydki, kolana, podudzia. Także stopy. Trudno mi chodzić, bo wszędzie ujawniają mi się sztywne mięśnie lub miejsca, na które nie mogę nacisnąć, bo wszystkie bolą.
&
Najtrudniej tym razem jest z siadaniem, bo sztywne są mięśnie krocza. Do tego dołączyły się biodra. Czuję, że się rozsypują. W międzyczasie mam po kilku miesiącach „doczekaną” wizytę u endokrynologa. Dostaję tabletki na osteoporozę i one właśnie nasilają mi ten rozsadzający ból. Jest to zresztą opisane w ulotce o skutkach ubocznych. Natychmiast wycofuję się z leku. Nie chcę doczekać, aż się rozpadnę za moją wiedzą i zgodą!
&
W międzyczasie dołącza się jeszcze jedna dolegliwość. Jest ona ciekawa badawczo i mimo, że przynosi mi kolejne nieprzyjemne doznania, obserwuję ją z wielką uwagą, także z tego powodu, że jestem ciekawa dokąd ona prowadzi. Otóż jest to poczucie, jakbym miała w części miękkiej szyi, aż do tej opisywanej zaraz na początku potylicy, kruche włókna, niczym zrobione z cienkiego szkła. Przy ruchu szyją, one „szeleszczą” jak pergamin. Jest to o tyle niemiłe, że ten odgłos może usłyszeć osoba siedząca obok mnie i zapytać, co ja robię i z jakiego powodu? A ja przecież sama nie wiem! I to jest też okropne dla mnie, także jako NAUKOWCA, że NIE WIEM, CO ROBIĘ, chociaż to nie ja to robię, a bardziej „robi się we mnie”.
&
Wreszcie doczekuję się pierwszej rehabilitacji. Najpierw jest to krioterapia na całe ciało, wykonywana grupowo. Jest to dla mnie terapia szokowa, bo nie dość, że ledwo się mogę przebrać na czas, to odczuwam klaustrofobię — przebywanie w zamkniętym pomieszczeniu i konieczność krążenia w kółko za innymi. Bez sensu! Stukam w małe okienko i zaraz jestem stamtąd wypuszczona. Osoba zawiadująca komorą tłumaczy mi jak to działa na mnie! Mam poćwiczyć do jutra wyobrażanie sobie, że jest mi tu dobrze, że daje mi to perspektywę uwolnienia od bólu.
Potem idę na gimnastykę i kolejne zabiegi. W trakcie indywidualnego zabiegu terapeuta rozmawia stale ze mną, pytając o początek bólu, gdy rusza moją ręką. To ciekawe, bo potem tłumaczy mi, że dzięki temu współpracujemy: ja mu mówię do kiedy może, a on delikatnie nasila jakiś ruch, aż do „granicy bólu”, starając się go nie przekraczać. To jest fantastyczne odkrycie, „EUREKA”! Ruch nie jest źródłem bólu — gdy boli! On jest źródłem uwolnienia bólu — gdy dociera do granicy bólu, nie przekraczając jej!
Tym razem uczę się siebie poprzez drugą osobę — CO ONA ZE MNĄ ROBI I CO ROBI DLA MNIE!
&
Kolejny dzień przemija. Wracam obolała, ale jakby szczęśliwsza. Już coś wiem więcej. Mam BYĆ UWAŻNA skąd przychodzi ból i dokąd mogę go powstrzymać, aby nie bolał.
Znowu trudne rozbieranie, noc, ale jest nadzieja… na lepsze jutro!
&