Ewelina
EWELINA
OSOBY
STEFAN
MAŁGORZATA, jego żona
ANTOŚ i KASIA, ich dzieci
DUCH EWELINY
DOKTOR KRÓLIK, psychiatra
STARUSZKA
Rzecz dzieje się w czasach współczesnych w domu Stefana i Małgorzaty.
AKT I
Scena 1
STEFAN
sam
Ma egzystencja mlekiem, miodem płynie;
Wiem to, bo każdy, kto mnie zna — zazdrości.
Żonę mam ładną, dzieci rezolutne,
A na mej twarzy ciągle młodość gości.
Tam, gdzie pracuję, każdy w pas się kłania,
Mamona płynie wciąż rwącym strumieniem…
Czym zasłużyłem na taką przychylność
Tamtych u góry? Tego sam już nie wiem.
Poważniejąc
Ale jest pewna mała czarna plama,
Co bruka śnieżną biel mego żywota.
Wszak nikt za młodu nie był Edisonem,
Każdy coś czasem zrobił jak idiota.
Ja popełniłem czyn dosyć niechlubny,
Zanim zacząłem zdobywać mą żonę;
Ale to dawno było i nieprawda
I nikt już nigdy o tym się nie dowie.
Wchodzi Małgorzata, w rękach trzyma siatki pełne produktów spożywczych.
O, jesteś w końcu, moje piękne słońce!
Daj, ja to wezmę...Nie możesz tak dźwigać.
Bierze siatki, całuje ją w rękę i odstawia je.
MAŁGORZATA
Dzięki, kochanie… Jak ci ten dzień minął?
STEFAN
Dobrze, lecz oto najlepszy weń moment.
Obejmuje ją i całuje w usta. Chce to powtórzyć, ale ona go powstrzymuje, słysząc dobiegający zza kulis śmiech dzieci.
MAŁGORZATA
Antoś i Kasia ze szkoły wracają —
Zrobię im obiad, by głodni nie byli.
Wysuwa się z jego objęć i wychodzi.
STEFAN
Sam
Jeśli zjem obiad a potem kolację,
Będę miał na noc znacznie więcej siły.
Wychodzi.
Scena 2
Kuchnia. Cała rodzina siedzi przy stole, zastawionym garnkami i półmiskami, spożywając obiad. Małgorzata siedzi naprzeciwko Stefana, natomiast Kasia i Antoś, jedzący z zapałem, po lewej stronie ojca.
MAŁGORZATA
do Stefana
No więc, kochanie, powiedz mi — co myślisz
O propozycji, abyśmy zostali
Chrzestnymi małej córeczki Agnieszki?
STEFAN
To oczywiste przecież, że się zgadzam.
Przypomnij proszę — czy wybrała może
Już jakieś imię, czy jeszcze rozważa?
MAŁGORZATA
Wybrała imię, moim zdaniem ładne,
Proste i wdzięczne…
KASIA
Jakie?
MAŁGORZATA
Ewelina.
STEFAN
z lekkim przerażeniem
Jak? Ewelina?
MAŁGORZATA
ze zdziwieniem
Owszem, Ewelina…
Co ci jest? Zbladłeś.
KASIA
zaniepokojona, przerywając jedzenie
Czy tatuś nie chory?
STEFAN
zmieszany, mówi ze sztuczną wesołością
A gdzie tam, gdzie tam! Jestem jak byk zdrowy!
Pyszne ziemniaczki.
Bierze półmisek i dokłada sobie na talerz ziemniaków, po czym zaczyna je jeść, głośno mlaszcząc. Po chwili, gdy zdaje sobie sprawę, że rodzina patrzy na niego dziwnie, odkłada widelec.
Wiesz co, skarbeńku, położę się jednak;
Faktycznie, czuję się dziś dziwnie słaby.
Wychodzi
MAŁGORZATA
patrzy za nim z niepokojem. Po chwili zwraca się do dzieci
Jak słyszeliście, tatuś chce odpocząć,
Więc bardzo proszę, byście się starali
Nie dokazywać zbyt głośno, nie kłócić…
Syneczku, zwłaszcza do ciebie to mówię.
Wychodzi.
ANTOŚ
do siebie
Mama mnie prosi o trochę spokoju,
Tak jak się królik prosi, by mieć skrzydła.
Słońce nie może za dnia przestać świecić,
A ja nie mogę stać jak kołek w miejscu.
Kasia przewraca oczami i oboje wracają do jedzenia.
Scena 3
Strych — długie, wąskie pomieszczenie o małych oknach. Na podłodze stoi mnóstwo kartonów. Antoś i Kasia.
KASIA
niepewnie
Nie powinniśmy tutaj być, braciszku;
Tatuś wyraźnie zabronił nam wchodzić…
ANTOŚ
lekceważąco
Widzisz go gdzieś tu? Nie. Czego nie widzi,
Nam nie zaszkodzi. Nie cykaj się, Kaśka.
KASIA
Ale jak wróci z mamą, to zobaczy
I to ty będziesz cykał jak zegarek.
ANTOŚ
Wcale nie wróci tak szybko, bo jest dziś
U cioci Agi, chrzci tego bobasa.
KASIA
Nie zapominaj — babcia śpi na dole.
Jeśli tu przyjdzie, na pewno im powie.
ANTOŚ
wesoło
Oj, głupia jesteś. babci Honoraty
Nic nie obudzi: Nawet strzał z armaty
I za to właśnie kocham ją najbardziej.
KASIA
wzruszając ramionami
Skoro tak mówisz…
ANTOŚ
Och, cóż my tu mamy?
Grzebie
w najbliższym kartonie. Po chwili wyciąga plik fotografii, które ogląda z zainteresowaniem. Ruchem głowy przywołuje do siebie Kasię.
Weź mnie uszczypnij albo kopnij w nogę,
Jeśli to nie jest kto inny, jak tata.
KASIA
pochylając się
To tata, tatuś, och! Tatuś na pewno!
Co to za pani tak go obejmuje?
ANTOŚ
Nie znam, na oczy nigdy nie widziałem
Bo gdybym widział, to bym zapamiętał.
Kim więc jest, gdzie ją tata spotkał, czemu
Tu w naszym domu jest pełno ich fotek?
KASIA
z namysłem
Tak wyglądają, jakby się kochali…
Może to mama, tylko trochę inna?
ANTOŚ
kręci głową
Mama blondynką jest, jej oczy są tak
Samo zielone, jak trawa w ogródku.
Ta tutaj włosy ma proste i czarne;
Oczy zamknęła, więc trudno oceniać…
przyglądając się kolejnej fotografii
Tu otworzyła! Lecz są blade, szare
I dziwne jakieś...mama ma ładniejsze.
Przegląda pozostałe zdjęcia
KASIA
z nagłym niepokojem
Mamy te zdjęcia, to chyba już dosyć?
Chodźmy stąd szybko, nim rodzice wrócą…
Ciągnie Antosia za ramię, ale ten zdecydowanie ją odtrąca.
ANTOŚ
początkowo w jego głosie brzmi irytacja
Co za tchórz z ciebie, nie no, nie wytrzymam!
Zając przy tobie to mężny bohater.
Jesteśmy przecież na tropie zagadki;
Możemy teraz, jak dwóch detektywów
Kroczek po kroczku, od kłębka do nitki,
Dojść rozwiązania tej przedziwnej sprawy.
Najpierw musimy znaleźć więcej poszlak,
A potem tatę pociągnąć za język.
KASIA
z przerażenia zatyka usta ręką
Boziu kochana!
A jak mu się urwie?
ANTOŚ
z politowaniem
Nic się nie urwie, gąsko pustogłowa…
Musimy tylko dyskretnie podpytać
Co to za pani, skąd on ją wytrzasnął
I jakim prawem tak się do niej tuli.
Wyniosłym tonem
Przystąpmy zatem do szukania poszlak.
KASIA
No dobrze, dobrze…
Ale gdzie na przykład?
ANTOŚ
zirytowany, potrząsa kartonem
O tu, w tym pudle, ty głupiutka gąsko!
Czuję, że jest w nim wiele odpowiedzi.
KASIA
na stronie, z przestrachem
A jeśli w środku jakiś pająk siedzi?
Oboje zaczynają grzebać w kartonie. Antoś upuszcza na podłogę wcześniej trzymane fotografie.
KASIA
pokazując palcem
Zobacz, Antosiu, na to jedno zdjęcie!
Popatrz, tam z tyłu jest coś napisane!
ANTOŚ
podnosi jedno ze zdjęć i patrzy na jego drugą stronę
Musiał je zrobić ktoś dość dawno temu,
Ale nie wytarł się jeszcze atrament.
Czyta
„Najukochańszy, jedyny Stefanie!
Gdybym poznała wszystkie świata słowa,
Żadne nie byłoby w stanie wyrazić,
Jak bardzo pragnę, byś był teraz obok.
Gdzież jest logika? Czemu serce młode
I tak niewinne musi znosić kaźnie?
Cenię cię bardziej, niźli własne życie,
Schnę już z tęsknoty, twoja Ewelina”.
triumfalnie
Ha! Ewelina! Więc to jest jej imię!
Moment, tu jeszcze coś jest dopisane.
Czyta post scriptum
„Wiem, że tam, gdzie mieszkasz
Jest
już dosyć zimno,
Lecz mam nadzieję, że tym się rozgrzejesz…”
odwraca zdjęcie i patrzy na nie
To ma rozgrzewać? Chyba jakieś żarty.
Ja od patrzenia mam już gęsią skórkę.
KASIA
niepewnie
Tej pani było chyba dość gorąco,
Skoro tak siedzi z gołymi nogami.
ANTOŚ
na stronie, zawstydzony
Z tego, co widzę, to nie tylko nogi
Lecz prawie wszystko musiało ją parzyć.
Odwraca się do siostry.
Hm, a więc imię tej znajomej taty
Brzmi Ewelina...interesujące.
KASIA
Tak samo zwie się córka cioci Agi,
Którą rodzice pojechali ochrzcić.
ANTOŚ
No właśnie, właśnie. A pamiętasz może,
Reakcję taty, gdy to imię padło?
Czuję, że wszystko łączy się ze sobą
I że tu chodzi o tę bladą jędzę.
KASIA
Chodźmy, już chyba dosyć poszlak mamy.
ANTOŚ
Jak raz się zgadzam — tu nic nie zdziałamy.
Ale musimy najpierw to posprzątać,
Bo krew popłynie, jak nas zdemaskują.
Wkładają zdjęcia do pudełka, ale jedno z nich przez przypadek spada na podłogę. Kasia nie zauważając tego wychodzi. Antoś wkłada je do kieszeni i idzie za nią.
Scena 4
Salon. Na ścianach pejzaże i zegar z wahadłem. Pod oknem stół, na którym leżą kartki i długopis. Stefan siedzi na kanapie, opierając nogi na pufie; wygląda na zrelaksowanego. Małgorzata
obok niego, natomiast Kasia i Antoś siedząc na podłodze wpatrują się w ekran telewizora.
STEFAN
wzdychając
Ech, ta kolacja była niebem w gębie —
Zechciej, autorko, przyjąć me uznanie.
Całuje Małgorzatę w rękę.
ANTOŚ
mruczy pod nosem
Na litość boską, nie jesteście sami,
Więc się wstrzymajcie, serdecznie was proszę.
STEFAN
Co tam mamroczesz?
ANTOŚ
A nic, nic takiego…
Jestem po prostu okropnie ciekawy,
Jakże wygląda ta mała, do której
Tak wystrojeni dziś pojechaliście.
STEFAN
z westchnieniem
Opisywałem ci ją już trzy razy…
Czyżbyś zaczynał cierpieć na sklerozę?
KASIA
słodko
Nie, on pamięta, ale my tak o tym
Słuchać lubimy… Tatusiu, opowiedz…
STEFAN
uśmiechając się
No dobrze, dobrze...jest pulchna, rumiana,
Jej główkę kryje mnóstwo ciemnych loczków…
Oczy ma żywe i pełne radości;
Na taki widok zmiękłby każdy kamień.
Pochyla się
Ale rzecz jasna nie ustępowałaś
Jej ani trochę, gdy byłaś malutka
głaszcze Kasię po głowie i znów się opiera.
ANTOŚ
Dorośli zawsze mówią tak o dzieciach;
Że piękne, słodkie, że cud-miód malina…
Tym razem jeszcze mogę w to uwierzyć;
Imię też ładne ma, to trzeba przyznać.
KASIA
szeptem
Czy to początek ciągnięcia za język?
ANTOŚ
podobnie
Tak, więc siedź cicho i się nie odzywaj.
STEFAN
ledwie to widać, ale jest trochę spięty
Ja wiem, jak dla mnie nie takie znów ładne;
Słyszałem w życiu wiele milszych uchu.
MAŁGORZATA
ze zdziwieniem, unosząc brwi
A co jest takie znów złe w Ewelinie?
STEFAN
zmieszany
Nic, tylko...tylko...brzmi tak pospolicie.
ANTOŚ
na stronie
Ha! Pospolicie! Była kiedyś jednak
W twym życiu jedna i niepowtarzalna
Kobieta, która to imię nosiła…
Jam jest detektyw, mnie już nie oszukasz…
Głośno
A ile tatuś znał w życiu Ewelin?
STEFAN
wciąż jest lekko spięty, widać, że pytania Antosia drażnią go i wzbudzają jego podejrzenia
W biurze pracują ze mną chyba z cztery.
Dlaczego pytasz?
ANTOŚ
Tak z ciekawości… A czy z jakąkolwiek
Łączą tatusia jakieś bliższe więzy?
STEFAN
zdejmuje nogi z pufa, bije od niego nagła, niekontrolowana złość
Skąd te pytania, do kościelnej nędzy?!
Przychodzi taki, siada i wciąż pyta!
Wydaje ci się, że ja jestem święty?
Że mam dwa mózgi? Że wszystko pamiętam?!
Co ci wystaje z kieszeni?
ANTOŚ
przerażony
Nic!
STEFAN
rozsierdzony
Nie kłam!
MAŁGORZATA
łagodnie, dotykając jego ramienia
Naprawdę nie wiem, czym się denerwujesz?
Kochany, proszę cię, nie krzycz na dziecko.
STEFAN
do Antosia, wstaje
Pokaż mi szybko, co masz tam w kieszeni,
Albo przez tydzień z pokoju nie wyjdziesz.
Antoś bardzo powoli wyciąga zdjęcie zabrane ze strychu. Stefan bierze je i ogląda z niedowierzaniem.
Co...Skąd....skąd to masz?! Mów zaraz!
Byłeś na strychu?! Przecież zakazałem!
Czy ty naprawdę jesteś taki tępy,
Czy z czystej złości wciąż mi się sprzeciwiasz?!
MAŁGORZATA
bardziej stanowczo
Bardzo cię proszę, uspokój emocje.
To tylko dziecko, nie mów tak do niego.
STEFAN
już kompletnie nad sobą nie panuje
Co? Spokój? Spokój? Nie będzie spokoju!
Boże jedyny, com ja ci uczynił,
Żeś mnie pokarał tak przewrotnym dzieckiem?
Czegonie powiesz, on inaczej zrobi,
Jakby się z osłem ścigał na głupotę!
Małgorzata robi oburzoną minę i otwiera usta
No zobacz sama, jakie bezeceństwa!
Podaje jej zdjęcie. Po chwili na jego twarzy pojawia się przerażenie, jakby zdał sobie sprawę, że sam się wpędził w kłopoty. Kobieta ogląda fotografię z szokiem i przerażeniem wypisanym na twarzy.
MAŁGORZATA
zbulwersowana
Co to...ma niby być...Skąd ty to wziąłeś?!
Jak to w ogóle znalazło się w domu?!
Cóż za ohyda! Niech tego nie widzę,
Bo moje oczy wręcz krzyczą z rozpaczy.
Odwraca zdjęcie i porusza bezgłośnie wargami. Jej oczy robią się coraz większe, na czoło występują krople potu.
Stefan!!!!!!
STEFAN
zdenerwowany
Skarbie najdroższy, to nie tak jak myślisz!
Daj mi pięć sekund, wszystko wytłumaczę…
MAŁGORZATA
na jej policzkach płoną rumieńce, ręce drżą, w głosie słychać ogromne zdenerwowanie
Pięć sekund! Tu i pięć lat nie wystarczy!
Dzieci, do łóżka! No już, w tej sekundzie!
KASIA
na granicy płaczu
Mamo, tatusiu, tylko się nie kłóćcie…
To wszystko przez nas, myśmy nos wściubiali…
ANTOŚ
na stronie
Co za jęczydło z niej z długim językiem…
MAŁGORZATA
Do łóżka, teraz! Zaraz! W tym momencie!
ANTOŚ
kątem ust do Kasi
Pytałem tak, jak jeden gliniarz w filmie.
Miało być dobrze…
KASIA
kątem ust do Antosia
A wyszło jak zwykle.
Wychodzą.
Scena 5
Znów salon. Ciemność. Stefan leży na rozłożonej kanapie, przykryty kocem.
STEFAN
sam
Szczęśliwa jesteś?! No powiedz, szczęśliwa?!
Pewnie się śmiejesz na głos tam, gdzie jesteś.
Pewnie cię bawi, że mimo iż jesteś
Martwa, to nadal w moim życiu możesz
Mieszać do woli, sprawić żeby żona
Spać mi kazała, jak psu na kanapie.