E-book
11.03
drukowana A5
30.92
Etyka

Bezpłatny fragment - Etyka

wspólna sprawa pokoleń


Objętość:
111 str.
ISBN:
978-83-8324-604-8
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 30.92

Wprowadzenie

Moralnością nazywamy potocznie to, co robić należy a czego nie, zwłaszcza w odniesieniu do skutków jakie się z tym wiążą dla innych ludzi i celu naszego własnego życia. Dziedzinę myśli tym się zajmującą nazywamy etyką.


Od wieków ludzie opracowywali rozmaite zestawy norm, by stworzyć spójne systemy przekonań i zachowań, mające w założeniu pomóc im:

1. osiągać cele w życiu jednostkowym: byłyby to normy etyczne czy systemy przekonań, rządzące życiem jednostki wobec niej samej;

2. osiągać cele w zbiorowości: to określałyby normy rządzące postępowaniem jednostki/grupy wobec innych;

3. zapewnić sobie zbawienie, nirwanę, wdzięczną pamięć potomnych: czyli zasady duchowe czy kulturowe, stosowane w religiach przez mistyków lub twórców, myślicieli, polityków, itp.


Normy te mogły być okresowo zbieżne z przyjętymi zasadami życia w społeczeństwie, bywało, że sankcjonowało je prawo. Najczęściej jednak normy takie wynikają z pewnej filozofii życia.

Etyka utylitarna wynika na przykład z przekonania, że najwyższą wartością jest korzyść. Etyka eudajmonistyczna za punkt odniesienia ma szczęście rozumiane np. jako przyjemność czy wolność od cierpienia. Moralność chrześcijańska opiera się na dekalogu i nauczaniu Jezusa pojmowanym jako wyrzeczenie się przemocy. Jeszcze innym systemem etycznym jest zarys proponowany przez M. Bierdiajewa, nieodległy od przekonań polskich romantyków, a kto wie czy nie na nich wzorowany, w którym etyczne jest to, co umożliwia afirmację wolności i wpisywanie się przez człowieka w Boży akt stworzenia.


Każdy z takich systemów normatywnych ma swoje słabe strony i ograniczenia. Jak określić korzyść? Korzyść materialna może być stratą duchową, bo np. może się wiązać z wyrzutami sumienia i krzywdą innych. Jeśli celem najwyższym jest unikanie cierpienia, najpewniej spowoduje to ucieczkę od obiektywnie istniejących problemów, a więc w dłuższej perspektywie także i pomnażanie … problemów. Poza tym, od cierpienia trudno jest uciec jeśli pozostaje się w relacji z innymi, a to właśnie relacje zwykle określają zasady etyczne. Etyka chrześcijańska wiąże się ściśle z tym, co uważamy za wartości chrześcijańskie, a są one różnie rozumiane, np. normy zachowań zalecane przez Stary Testament są jakościowo inne niż te zalecane przez Jezusa, co rodzi wewnętrzny konflikt w ramach systemu. Z zasady trudno też wymagać ich stosowania od tych, którzy nie uznają chrześcijańskiego objawienia czy nauczania. Etyka wolności zaś na naszych oczach się kompromituje. Mógłby ktoś powiedzieć, że dzieci Boże zbyt wcześnie chcą wejść w dorosłość, a nierzadko uważają, że same są Bogami i nie zwracają uwagi na wolę Ojca. Wyłania się z tego chaos i niespotykana wcześniej inżynieria w bardzo wielu wymiarach.


Założeniem nadrzędnym tej próby sformułowania zasad etyki jest oparcie ich na spójnym i logicznym podejściu do czegoś, co ujmujemy jako zobiektyzowany sens ludzkiego życia na ziemi. Stąd nawiązanie systemu do roli rozumu tak charakterystycznej dla polskiego złotego wieku Renesansu i wczesnego Baroku już od Frycza-Modrzewskiego.


Chcę opisać sens, który nie ustaje wraz ze śmiercią człowieka. Etyka tu opisywana jest więc transcendentna bo „wykraczająca poza”; tu: poza życie jednostki.


Ambicją tego podejścia jest też uniwersalizm. Żyjemy w świecie, w którym interakcje są już globalne, w wymiarach gospodarczym, naukowym czy politycznym, ale też ogólnoludzkim, bo podróżujemy do każdego zakątka globu, łączymy się w rozmaite związki z mieszkańcami najodleglejszych krain, a i kultura popularna, która na nas oddziałuje, ma zasięg globalny.


Rzecz jasna, kodeks taki może kłócić się z innymi poglądami na to, co moralne lub nie. Jest więc alternatywą dla innych systemów etycznych, lecz jest on uniwersalny w tym sensie, że nie stawia założeń nie do przyjęcia dla kogoś, kto chce się kierować uniwersalną przecież logiką, ale i sądzi, że życie ma nieprzemijający sens, a tego można logicznie dowodzić.


Zakładam, że może się nim zainteresować każdy, do kogo przemówi prezentowany tu przekaz.

Kilka narzucających się spostrzeżeń

— Współżycie w grupie wymaga zasad — obiektywnie,

— Potrzebują ich ludzie dla samych siebie, dla dobrego samopoczucia, dla unikania dysonansu poznawczego — subiektywnie, Osiągnięcie zakładanych celów we własnym, jednostkowych życiu także i obiektywnie wymaga zasad postępowania,

— Zasady mogą być narzucone lub mogą się narzucać same,

— Zasady narzucone są odrzucane; zasady same się narzucające powinny się przyjąć,

— Narzuca się to, co oczywiste.


Oczywistym jest, że:

— żyjemy jakiś czas i umieramy,

— ludzkiej naturze obcy jest bezsens, bo powoduje cierpienie,

życie, kończące się śmiercią, nie może być bezsensowne.


Sens życia wiąże się z:

— satysfakcją, którą nam daje życie lub tym, co uważamy, że powołani jesteśmy czynić,

— jego znaczeniem po śmierci.


Znaczenie życia człowieka po jego śmierci odnosi się do:

— tego, co po sobie pozostawiamy tu na ziemi,

— tego, co może się okazać wartością w wymiarze wychodzącym poza ten świat.


→ Zatem, żeby pozostawić po sobie coś, na tej ziemi, za życia i po jego ustaniu oraz — co jest powszechną intuicją ludzką — wypracować w tym życiu dorobek wpływający na nasze życie po fizycznej śmierci, stajemy przed wyborem drogi swego życia.

Logicznym jest, że

— niektóre drogi postępowania dadzą pożądane efekty,

— niektóre drogi postępowania takich efektów nie dadzą.


→ A więc, chcąc uzyskać zamierzone efekty,

NALEŻY podążać taką drogą postępowania, która takie efekty przybliża, zaś

NIE NALEŻY podejmować działań, które te efekty oddalają.

Zazwyczaj polega się tu na doświadczeniu, dającym przesłanki oceny, oraz na umysłowej dyscyplinie dającej instrument wyciągania wniosków. Dyscyplinę tą nazywamy często logiką.

Wybór, jaki się nam jawi określają więc dwa pojęcia: DOBRO I ZŁO.

Dobro i zło

W jakiejkolwiek moralności, wskazania przyjmują założenie, że zalecane postępowanie przyczynia się do Dobra i/lub do unikania lub minimalizowania Zła (np. mówi się czasem o „mniejszym złu”). Istnieje odwieczny problem jak interpretować Dobro i Zło. Dobro bywa uznawane jako objawione, bywa definiowane a priori lub określane jako to, co przyczynia się do urzeczywistniania wartości postrzeganych (także i narzucanych) jako najwyższe. W proponowanym tu kodeksie etycznym, powyższe obserwacje na plan pierwszy wysuwają pojęcie CELU. Cel wystąpi tu jako punkt odniesienia do pojęcia grzechu, pojmowanego z grecka jako hamartia — bezwiednej lub celowej nieprawości, błędu lub minięcia się z celem swojego powołania, życia czy aktywności. Nie jest to przypadkowe w systemie wykraczającym poza jednostkowe życie doczesne. Dobre będzie zatem to wszystko, co przyczynia się do osiągnięcia pożądanych celów, złe — to, co stoi z tym w sprzeczności.

Cel życia człowieka

Można interpretować go na różne sposoby:

Wymiar biologiczno-egzystencjalny

Można np. uważać, że rodzimy się, bo tak zadziałały prawa biologiczne, a ciągiem dalszym poczęcia bywają narodziny i późniejsze życie, które może być uważane za tragiczny przypadek i cierpienie, ale nie można zaprzeczyć, że:


1. ani jajo, ani plemnik nie dadzą życia, a dopiero plemnik połączony z jajem ma potencjał do stworzenia zygoty, do wyjścia poza łono matki, osiągnięcia wzrostu biologicznego i rozwoju umysłu, rozumianego także jako ogół emocji i postrzegania rozmaitymi zmysłami,


2. śmierć biologiczna jest powszechnie odbierana jako tragedia, zapewne dlatego, że coś się kończy, choć wcześniej trwało; czyjeś życie do czegoś zmierzało i nagle przestało; zmarli są zazwyczaj opłakiwani, bo

a. stali się częścią czyjegoś życia, i pozostaje pragnienie by taką częścią pozostali,

b. odejściu człowieka towarzyszy często żal, że jeszcze mogli coś zrobić albo czegoś doświadczyć,


3. nie dzieje się tak zawsze; czasami śmierć nie powoduje aż takiego bólu otoczenia i mówi się, że

a. „swoje zrobił” czy że „przyszedł właściwy czas”,

b. „śmierć oszczędziła cierpień”,

c. „i tak wiele po sobie pozostawił potomności” czy też

d. „i dobrze, bo to zły człowiek był”.


4. Zauważmy więc, że silnie jest tu obecny motyw zrealizowania, bądź nie, czyjegoś potencjału. Potencjał bywa realizowany w różny sposób, i dlatego mamy do czynienia z:

a. satysfakcją, że ktoś swój potencjał wykorzystał,

b. satysfakcją, że ktoś swego potencjału nie wykorzystał,

c. żalem, że ktoś swego potencjału w pełni nie wykorzystał,

d. żalem, że ktoś swój potencjał (źle) wykorzystał.


Zatem, wydaje się, że cel życia:


5. obiektywnie istnieje w wymiarze biologiczno-egzystencjalnym jako:

a. rozwój psychofizyczny,

b. osiąganie możliwych do osiągnięcia celów dla siebie i innych,


6. zazwyczaj jest uświadamiany,


7. jest wartością:

a. którą pożądane jest osiągnąć,

b. za którą podążanie może budzić obawy,

c. której osiągnięcie/nieosiągnięcie może budzić żal.


8. bywa postrzegany jako:

a. osiągnięty,

b. nie w pełni osiągnięty lub

c. nieosiągnięty.

Cel życia w wymiarze duchowym

Powszechność religii czy powszechne zainteresowanie duchowością wskazuje na to, że cel życia może być uświadamiany jako swego rodzaju zaliczenie próby, przygotowującej nas do życia wiecznego lub innej formy życia po śmierci, albo jako osiągnięcie harmonii już za życia, dającej przedsmak wiecznego szczęścia.

Powszechnie więc:


1. wymiar duchowy był i jest uznawany za obiektywnie istniejący: w intuicji ludzkiej, w wierzeniach. Uważa się nawet, że został udowodniony np. w pracach Karla Gustawa Junga, zaś jak twierdzi gnostycki biskup Los Angeles Stefan Hoeller, sam guru ateistów Darwin miał stwierdzić, że choć nie może się po ludzku przekonać do wyników eksperymentów spirytystycznych sióstr Fox, to są one oparte na metodzie naukowej.


2. śmierć biologiczna bywa uznawana jako tragedia w odniesieniu do przyszłego życia, zazwyczaj dlatego, że czyjeś życie ziemskie jest postrzegane jako nie gwarantujące mu życia po życiu w kształcie pozbawionym cierpienia bo np.

a. postępowanie zmarłego na ziemi uważane jest za sprzeczne z prawami bożymi lub oczekiwaniami świata do którego ma wejść po śmierci,

b. w niektórych systemach wierzeń nieosiągnięcie doskonałości w minionym właśnie życiu doczesnym skazuje na kolejne wcielenia,


3. często śmierć biologiczna jest uznawana jako coś pozytywnego, np.

a. uwolnienie od cierpienia

b. początek wiecznej radości

c. wypełnienie swego powołania i otrzymanie nagrody


4. powyższe obswerwacje łączą się z pojęciem powołania/zadania ziemskiego. Z uwagi na (nie)wypełnienie swego powołania, możemy mieć do czynienia z:

a. satysfakcją żyjących że zmarły właściwie wypełnił swe powołanie,

b. satysfakcją, że ktoś źle zrozumianego powołania nie zrealizował bądź nie miał warunków by zrealizować,

c. żalem, że ktoś tego powołania nie zrealizował,

d. żalem, że ktoś poświęcił się realizacji źle pojętego powołania.


Zatem wydaje się, że dla wielu ludzi cel życia w perspektywie życia po życiu doczesnym:


5. …obiektywnie istnieje, jako

a. osiągnięcie szczęścia wiecznego/nagrody,

b. wyrwania się ze spirali cierpienia.


6 jest dość powszechnie uświadamiany, bo wiara i duchowość są powszechne


7. jest wartością,

a. którą pożądane jest osiągnąć,

b. za którą podążanie może budzić obawy,

c. której osiągnięcie/nieosiągnięcie może budzić żal.


8. bywa postrzegany jako

a. osiągnięty, stąd powszechne w mistycyzmie przekonanie o istnieniu nieba/nirwany,

b. nie w pełni osiągnięty (czyściec, reinkarnacja, gorsza pozycja w niebie, „bo tam jest mieszkań wiele”) lub

c. nieosiągnięty (piekło, reinkarnacja, nieosiągnięcie życia wiecznego).


Zwykle uważa się, że życie ludzi wierzących zasadniczo różni się od postępowania niewierzących, bo cel życia jest diametralnie różny i to, co w perspektywie biologicznej i doczesnej uważane jest przez tych drugich za sensowne i pożądane, przez tych pierwszych może być uważane za niewłaściwe w perspektywie życia wiecznego. Uderza jednak to, że można mówić (powyżej) o celu życia w wymiarze materialnym i duchowym w tych samych kategoriach. Logicznie więc, cel życia w wymiarze duchowym może być niemniej ważny niż ten w wymiarze cielesnym, a skoro wymiar duchowy postrzegany jest jako nieprzemijający, to sens życia w wymiarze nieprzemijającym nie powinien stać poniżej sensu życia w wymiarze cielesnym; w opinii wielu, ten ostatni powinien być podporządkowany temu pierwszemu.


Nie można jednak powiedzieć, że wymiar doczesny jest nieważny. Wręcz przeciwnie: jest TYM co pozwala zrealizować sens życia w wymiarze nieprzemijającym i nie powinno być lekceważone. Nie jest jednak, dla wielu, czy też nie powinno być może być, z powodów nakreślonych powyżej, celem samym w sobie, więc na wybory etyczne musimy patrzeć także w perspektywie nieprzemijającego wymiaru egzystencji, który można widzieć na kilku poziomach, o czym poniżej.


Pojęcie DOBRA będzie się zatem wiązało z tym co prowadzi do osiągnięcia celu jakim jest zrealizowanie potencjału człowieka jako istoty biologicznej i społecznej oraz istoty powołanej do życia po śmierci lub osiągania za życia celów w perspektywie wykraczające poza nie, metafizycznej.

Cel życia — podsumowanie

Można więc sądzić, że ponieważ ocena czyjegoś życia w obu wymiarach — biologicznym/egzystencjalnym i nieprzemijającym — pokrywa się w poszczególnych aspektach CELU, to da się sformułować zalecenia podstawowe (wymiar egzystencjalny) i dalej idące (wymiar transcendentny):

a. że ISTNIEJE pewien POTENCJAŁ do osiągnięcia (za życia/po śmierci),

b. Że (brak) żal(u) z powodu czyjejś śmierci bierze się z (nie)ZREALIZOWANIA POTENCJAŁU życiowego zmarłego,

c. → CEL ŻYCIA ISTNIEJE obiektywnie i subiektywnie,

d. CEL życia może być OSIĄGNIĘTY lub NIEOSIĄGNIĘTY,

e. → OSIĄGNIĘCIE celu życia jest WARTOŚCIĄ.


O ile jednak istnienie ziemskie jest pewnikiem, to istnienie po śmierci jest tylko pewnym „faktem psychologicznym” — co do istnienia którego nie wszyscy są przekonani. Opozycja celów biologicznych i metafizycznych jest realna, np.:

a. to co służy ciału może „tłamsić ducha”,

b. nasycenie potrzeb fizjologicznych oddala nasze myśli od perspektywy transcendentnej,

c. potrzeba przetrwania biologicznego często rodzi egoizm, gdyż na tym świecie coś osiąga się kosztem czegoś lub kogoś, a egoizm jest postrzegany jako stojący w sprzeczności z osiągnięciem harmonii duchowej bądź zaleceniami, o których mniema się, że pochodzą z Objawienia.


A jednak osiąganie potencjału jednostki w biologicznym wymiarze bytu ziemskiego ZAWSZE jest ograniczane i podporządkowywane w jakiś sposób wyższemu, np. społecznemu wymiarowi egzystencji, gdyż człowiek nigdy nie żyje w oderwaniu od jakiejś zbiorowości. Sama realizacja potencjału biologicznego odnosi się do wymiaru zbiorowego, a więc człowiek, z natury rzeczy, przekracza w życiu wymiar jednostkowy:

a. Poczyna się także w swego rodzaju akcie społecznym,

b. Nie byłby w stanie przeżyć bez otoczenia innych istot, np. w niemowlęctwie,

c. Zaspokaja swe potrzeby w grupie albo dzięki funkcjonowaniu w jakiejś zbiorowości,

d. jego życie ma wpływ na innych,

e. w zbiorowości i w odniesieniu do innych ujawniają się szczególne predyspozycje człowieka,

f. wszystko, co istnieje, samo składa się z systemów niższego rzędu i jest częścią większej całości.


4. Kontekstem życia jednostki jest jakiś wymiar czasoprzestrzenny. Kiedyś nas nie było i nie będzie; gdzieś nas niema i nigdy nie będzie. A jednak normy jakie wiążą się logicznie z realizacją CELU nie są selektywne i nie wybierają tu i teraz: nie mówią, że tak a tak należy żyć tu i tu a gdzie indziej nie i nie stawiają horyzontu czasowego działaniom. To, że nie znane są nam okoliczności w jakich przyjdzie nam żyć, nie oznacza by nie brać ich pod uwagę w formułowaniu norm zachowań, określaniu czy coś byłoby dobre czy nie.


5.

a. Z powyższych obserwacji płynie wniosek także i taki, że wymiar jednostkowy winien być podporządkowany czemuś wykraczającemu poza jednostkę, i że egzystencja „tu i teraz” nie oznacza że zalecenia normatywne mają ograniczać się do „tu i teraz.” To, że jakaś okoliczność nie jest nam znana, że jest abstrakcyjna, nie oznacza by traktować ja jako nieistniejącą. Każda etyka jest formułowana jako zalecenie pewnych działań w okolicznościach potencjalnie mogących zaistnieć. Opcja wymiaru wykraczającego ponad jednostkową egzystencję w ciele jest na tyle powszechnie uważana za istotną lub możliwą, ze można ją potraktować równie poważnie jak możliwość znalezienia się za życia w najmniej spodziewanych, lecz realnych, okolicznościach. Zwłaszcza, że pewien wymiar naszego życia utrzymuje się po śmierci a przesłanki do konstatacji istnienia wymiaru nadprzyrodzonego obiektywnie istnieją.

b. Tak więc nawet człowiek niewierzący powinien brać jako potencjalną możliwość, że jego życie doczesne może być w ostatecznym rozrachunku uznane za sensowne bądź nie ze względu na to jak wpisało się ono w rzeczywistość wykraczającą poza jednostkową egzystencję. Mam tu na myśli sens wykraczający poza cel życia tej jednostki dla niej samej (potrzeby psychofizyczne) i dla innych ludzi żyjących na tym świecie (współcześni i potomność). Chodzi o to, że — czy dana jednostka tego chce czy nie — jej własne życie może mieć obiektywny sens także i w wymiarze przekraczającym jednostkę czy społeczność w czasie. Ale też może z tym sensem się minąć. Sens ten to nie tylko nagroda wieczna lub jej brak, co jest typowym poglądem ludzi wierzących. Obiektywny sens życia w perspektywie metafizycznej może wcale nie być związany z pojęciem nagrody. Albo może być szerszy i do nagrody się nie ograniczać. W tym opracowaniu pozwolę sobie na określenie takiego sensu, wyprowadzając go z przesłanek logicznych.

c. Jeśli udałoby się odnaleźć taki obiektywny sens metafizyczny życia człowieka, to subiektywne przekonanie jednostki o (nie-)istnieniu Boga nie miałoby specjalnego znaczenia dla przyjęcia przez nią założeń etyki, uwzględniającej taki zobiektywizowany metafizyczny sens życia istoty ludzkiej. Celem formułowanych tu założeń uniwersalnej etyki transcendentnej jest zatem zaproponowanie zbioru zasad, które mógłby zinternalizować każdy, niezależnie od wiary w Boga.

Metafizyczny sens życia człowieka

1. Logicznie da się wyprowadzić przesłanki metafizycznego sensu istnienia człowieka. Poza dyskusją pozostawiamy pojęcie Boga i rozmaite wyobrażenia Boga w różnych kulturach. Jest to sprawa subiektywna i kwestia irracjonalnej wiary. „Metafizyczny” to pojęcie filozoficzne, choć czasem synonimiczne wobec pojęcia „boski”. Prawie każdy system etyczny nawiązuje do jakiejś koncepcji filozoficznej w tym sensie, że jest wyprowadzany z przekonań wyrastających z poszukiwania sensu świata i życia ludzkiego. Metafizyczny to nic innego jak wznoszący się ponad prawa rządzące tym światem, poza materialność, fizyczną skończoność, poza to, co widoczne czy możliwe do zbadania narzędziami naukowymi. Tak więc pierwsza przesłanka, że da się wyprowadzić metafizyczny sens życia człowieka jest taka, że sama metafizyczność czy metafizyka jest pojęciem uznanym w filozofii, a więc i u źródeł etyki. Spekulacja filozoficzna nie kończy się na tym co widoczne i odkryte, czemu więc spekulacje metafizyczne miałyby nie być uznanym sposobem poszukiwania Prawdy?


2. Zanim pójdziemy dalej, zastanówmy się nad samym pojęciem „sensu.” Jest to o tyle istotne, że dość rozpowszechnione jest przekonanie o przypadkowości wszechrzeczy. Optyka ateistyczna sprowadza się np. do przekonania o samoczynnej ewolucji zjawisk z pierwotnego chaosu, a więc sens jest subiektywny: to my, ludzie, nadajemy sens rzeczywistości w której żyjemy. Obiektywnego sensu zatem nie ma. Może nawet należałoby zakwestionować samo pojęcie „sensu.”

Etymologia pojęcia „sens” umiejscawia je blisko rozumności, logiczności, a więc obiektywnie istniejącego porządku. Nawet jeśli ten obiektywny porządek dotyczy jedynie okoliczności życia jednostki dla której coś ma sens bądź nie, to już oznacza, że sens w jakimś mikrokosmosie istnieje, choćby w wymiarze subiektywnym. Intuicja człowieka uniwersalnie ujmuje zjawiska w perspektywie ich sensu, znaczenia, odniesień. Nawet język to nic innego jak próba ujęcia zjawisk w ich rozpoznawalnej charakterystyce a więc w znaczeniowym odniesieniu do innych zjawisk. Komunikowanie jest odwzorowaniem struktury istniejącej rzeczywistości, a więc ponieważ komunikowanie pojęciami jest cechą charakterystyczną istot ludzkich, można logicznie stwierdzić, że cechą konstytutywną umysłu ludzkiego jest odwzorowywanie porządku i znaczenia otaczającej rzeczywistości.

a. Najprościej byłoby podzielić rzeczywistość na np. lokalną, globalną i kosmiczną. To co istnieje w zbadanym świecie mi znanym (materialne rzeczywistość lokalna) i poza nim. Poza nim, czyli w rzeczywistości osobiście mi nie znanej ale namacalnej i opisanej, którą mogę poznać z drugiej ręki (materialna i globalna — od glob/świat), albo w rzeczywistości mi jeszcze nieznanej i jeszcze nieopisanej lub opisanej spekulatywnie, wykraczającej ponadto co zbadane naukowo — co nie znaczy że nieistniejącej (metafizyczna i kosmiczna; „kosmos” znaczy „system” a więc rzeczywistość, w której systemie funkcjonuje to, co znane). Innymi słowy, jakaś rzeczywistość jest mi znana bo ją postrzegam ja lub postrzegli ją inni; bądź jest mi nieznana ale istnieje jako niekoniecznie znany kontekst tego co znane.

b. Do tej ostatniej rzeczywistości metafizycznej i niezbadanej naukowo nawiązuje większość systemów religijnych próbując ją opisywać mitem, archetypem bądź poznać za pomocą odmiennych stanów świadomości lub jakichś innych postaci gnozy, np. doświadczenia Opatrzności. Stany te były i są przedmiotem badań i opisu, zarówno naukowego jak i nienaukowego, np. psychologii jungowskiej, ale i osobistych pamiętników czy świadectw.

Problemem dla próby wyprowadzenia z tych opisów norm etycznych jest to, że opisy tej rzeczywistości są zazwyczaj uznawane za subiektywne, za funkcje działania mózgu czy szerzej, psychiki a więc nie istnieją obiektywnie, podczas gdy podstawowe systemy filozoficzne będące glebą norm etycznych mają ambicje być ujęciami obiektywnymi, posługującymi się zobiektywizowanym dyskursem logicznym. Problemem jest też to, że nawet jeśli założymy, że wymiar metafizyczny obiektywnie istnieje i obejmuje naszą rzeczywistość, to nie jesteśmy o nim w stanie zbyt wiele powiedzieć, bo nie sposób zweryfikować sprzecznych czasem ze sobą opisów tego wymiaru, dokonanych przez świadomość ludzką. W związku z tym trudno wyprowadzić adekwatne, obiektywne normy etyczne.

c. Kolejny problem jest taki, że nawet jeśliby uznać stany psychiczne za odbicie rzeczywistości, na podobnej zasadzie jaki komunikowanie się ją odwzorowuje, a więc przyjąć, że umysł jako mikrokosmos jest markrokosmosem w pigułce, to bogactwo stanów psychicznych, tych „normalnych” i tych „zaburzonych” wskazywałaby na wielość niezbadanych rzeczywistości równoległych o bardzo różnych charakterystykach.


3. Wydaje się jednak, że jeśli tylko znalazłoby się odpowiednie przesłanki logiczne by stwierdzić, że wymiar metafizyczny jest istotny dla jednostkowego życia na ziemi, to należałoby również wyciągnąć praktyczne wnioski co do tego, jakie zachowania człowieka za życia nadają życiu obiektywny sens w perspektywie metafizycznej a jakie się z nim kłócą (zapewne będą i takie, które mogą być uznane za neutralne) nawet jeśli o tym wymiarze metafizycznym moglibyśmy powiedzieć niewiele. W końcu do niedawna (a i teraz także) niewiele wiedzieliśmy nawet o biologicznej czy psychologicznej stronie naszej egzystencji a prawa socjologiczne są wciąż odkrywane. Wciąż nie jesteśmy pewni jakiego rodzaju zjawiskiem jesteśmy jako ludzie, co jednak nie przeszkadza nam uważać, że zachowania ludzkie powinny być takie a nie inne. Można zatem, jak się okazuje, dość kategoryczne wnioski — etyka, prawo — wyprowadzać z bardzo niepełnych i niepewnych danych.


4. Skonstatujmy zatem kilka względnych oczywistości:

a. człowiek od zarania świadomości poszukuje prawdy o sobie i tym co go otacza, bo umysł ludzki z natury nie cierpi bezsensu,

b. poszukujący prawdy umysł sięga do tego co nieznane i stopniowo to opisuje,

c. to co jeszcze niepoznane, i być może niepoznawalne (zważywszy, że może to wykraczać poza to, co może ogarnąć nasz umysł, nie jest dla nas nieważne. Wręcz przeciwnie, od zarania dziejów stanowi obiekt zainteresowania i spekulacji człowieka,

d. prawie wszystko, co istnieje, zawiera w sobie liczne elementy składowe i samo jest częścią składową czegoś innego (wyższego rzędu). Jako takie, spełnia rolę służebną wobec struktury wyższego rzędu, ale zachodzi też zależność odwrotna: imperatyw dbałości o elementy składowe ze strony struktury wyższego rzędu.

e. Na dokładnie tej samej zasadzie intuicja religijna mówi ludziom pod każdą szerokością geograficzną, że życie biologiczne jest etapem czegoś większego, że wymiar materialny jest jedną z postaci istnienia i że to co się dzieje na ziemi w trakcie naszego życia, dzieje się w perspektywie kosmicznej, i tejże służy życie na ziemi, ale jednocześnie z tego wymiaru kosmicznego przychodzi wsparcie dla naszej jednostkowej egzystencji, czy tym wymiarem będzie jakaś pleroma czy to zbiorowa nieświadomość, czy Bóg.

f. jeśli jest tak, że wielu ludzi widzi sens metafizyczny a wielu go nie widzi, to nie musi to oznaczać wcale, że on nie istnieje a tylko niektórzy mają przywidzenia lub padaczkę skroniową: może oznaczać np. że coś, co faktycznie istnieje, jest przez jednych postrzegane a przez innych nie. Może zależy to od etapu ewolucji, od treningu w percepcji, od woli odkrywania prawdy, itp.

g. nie sposób zaprzeczyć istnieniu czegoś przy niedostatecznych danych. Nikt nie zaprzeczy, że nauka wciąż wielu podstawowych rzeczy nie wie, choćby i dlatego, że hipotezy naukowe z zasady powinny podlegać weryfikacji. Więc jeśli mówimy o wymiarze (nawet z założenia) znacznie wykraczającym poza znany nam system fizyczny, galaktyczny, jeśli mówimy o czymś, co — obejmując nas i nasz system — może nie być do ogarnięcia przez nas przy użyciu znanych nam schematów myślowych, to trudno wydać jednoznaczny werdykt że takie coś nie istnieje. Że wymyka się opisowi, to pewne.

h. → Jeśli chcemy wyjść na spacer w terenie gdzie, jak mówią niektórzy, podobno wylegują się w słońcu żmije, to czyż nie uważamy, że powinniśmy założyć wysokie buty i uważać na nasłonecznione miejsca kamieniste? My nie wiemy na pewno, bo ze żmiją nie mieliśmy do czynienia, ale ktoś słyszał w programie naukowym, że żmije lubią ciepło, a atlasy podają, że na Biskupiej Górze żyją żmije, więc przesłanka jest. Skutki nie podjęcia środków ostrożności mogą być o wiele kosztowniejsze niż ich podjęcie, więc co robimy? Inny przykład: na imprezie jest nudno, w kącie leży gitara, a my umiemy grać. Jednak nie jesteśmy pewni czy inni oczekują od nas poświęcenia by zagrać i nie chce się nam wyskakiwać przed szereg. Możemy zapytać, ale czy pytać wszystkich, czy powiedzą nam szczerze, czy choćby oni w tej fazie relaksu wiedzą czego chcą? Nie wiemy czy nasza gra poprawiłaby humory czy nie. Gramy? Nie zagramy, to owszem, oszczędzimy sobie wysiłku a może i tremy, ale i nie zaznamy czegoś przyjemnego, jeśli lubimy grać, nie zrobimy wrażenia na podobającej się nam dziewczynie i nie zainspirujemy kolegi, który za dużo myśli i przez to cierpi, a mógłby sobie wypełnić dzień taką oto formą medytacji jak gra na gitarze. Podobnie jest z wymiarem metafizycznym naszego życia, z tą wszakże różnicą, że wymierną szkodą może tu być tzw. minięcie się z powołaniem, co może być rozumiane jako zmarnowanie swego życia w wymiarze, w którym akurat moglibyśmy mieć nieprzemijające osiągnięcia.

i. → Zapyta ktoś:

„A skądże mam wiedzieć? Czy — nazwijmy to — Ostateczny Byt Metafizyczny potępi mnie, że nie zakładałem jego istnienia, skoro nie dał mi się poznać?”

Co taki Byt mógłby więc odpowiedzieć na jakiejś „rozmowie rozliczeniowej”? Może np.

A nie podpowiadał ci rozum, obserwacja świata, intuicja, koleje losu, nie podpowiadali inni ludzie?? Nie wiedziałeś na pewno, to przynajmniej mogłeś na wszelki wypadek postępować jak ten, co usłyszał o żmijach i zastosował środki ostrożności albo ten, co wyczuwał, że dobrze by zrobił gdyby zagrał na gitarze, więc zagrał. Chciałeś materialnego spełnienia, to miałeś okazję go uzyskać. Nie chciałeś czegoś ponad to, to nie dostaniesz.

5. Wniosek z w/w obserwacji jest taki, że może warto założyć, że przesłanki każące nam wierzyć w sens naszego życia, wykraczający ponad jednostkową egzystencję psychofizyczną, są na tyle poważne, że sensowniej będzie, nie tylko dla nas samych, jeśli się nimi zainteresujemy, pomyślimy o nich i weźmiemy je pod uwagę przy decydowaniu jak postępować.


6. Co jednak miałoby wynikać z istnienia metafizycznego sensu życia człowieka, jeśli jedyne prawie, co możemy powiedzieć o wymiarze metafizycznym to to, że są poważne przesłanki, że ów istnieje? Przychodzą do głowy następujące wnioski:

a. postrzeganie własnego „ja,” życia biologicznego i cywilizacji ludzkiej w perspektywie tego co wykracza poza mnie i ten świat, a nie jako celów samych w sobie.

b. imperatyw poznawania prawdy w pełniejszym wymiarze jako jeden z najważniejszych celów życia człowieka, zwłaszcza człowieka uwolnionego od troski i walki o byt.

c. rozpoznanie swego powołania czy predyspozycji do osiągnięcia celów wykraczających poza to życie. Można powiedzieć z pewnością, że jeśli chodzi o wymiar psychofizyczny takim powołaniem jest wykorzystywanie swych uzdolnień i postępowanie adekwatne do sytuacji. W wymiarze metafizycznym zaś może to być realizowanie swego powołania jako człowieka, czyli istoty obdarzonej atrybutem świadomości i zdolności do oceny wartościującej.

d. → człowiek jako istota społeczna jest ni mniej ni więcej tylko powołany do życia etycznego w kontekście przestrzennym (wobec innych) i czasowym (przez pokolenia), a nie tylko do realizowania się w wymiarze fizjologicznym czy podejmowania pragmatycznych działań by realizować swe jednostkowe plany.

e. Tak więc, możemy powiedzieć, że człowiek winien pamiętać, że jego zadaniem jest poznawanie rzeczywistości i etyczne życie, by stosując się do zasad podtrzymywać pewien korzystny porządek. Wydaje się jednak, że można z konstatacji istnienia wymiaru metafizycznego, jako innego rodzaju / wyższego rzędu rzeczywistości, stawiającej człowiekowi wymagania, wyprowadzić więcej wniosków szczegółowych. Można na przykład nawiązać do idei ewolucji i używanego często pojęcia tzw. „wyższego szczebla rozwoju.” Używanie takich pojęć oznacza, że kolejną oczywistością, narzucającą się ludzkości, jest spostrzeżenie, że np. my jako ludzie stoimy wyżej od gatunków nam pokrewnych, np. świń czy małp.


7. Jeżeli teraz często mówi się o ludziach jako stworzeniach gorszych od zwierząt to znaczy, że potępiamy pewne zachowania, choćby dlatego, że zdolni jesteśmy, dzięki świadomości, do wartościowania, a do tego, czasami obcy nam jest nawet egoizm rodzajowy, czym wykazujemy daleko posunięty obiektywizm i otwartość. Co więc potępiamy? Bezsensowną przemoc, głupotę, brak wyobraźni, brak wrażliwości. Potępienie takie jest typowe dla tzw. ludzi wykształconych, czyli zorientowanych na wykorzystywanie swych przymiotów psychicznych: operowania pojęciem abstrakcyjnym, logicznego myślenia, empatii czy wrażliwości okazywanej nie tylko potomstwu czy najbliższym, tzn. są typowe dla takich jednostek, które rozwijają w swym życiu to, co wyróżnia nas od zwierząt.

Zauważalny jest jakościowy postęp ludzkości i tworzonych przez nią cywilizacji od przemocy w kierunku pomocy od brutalności w kierunku sublimacji i jeśli widujemy przykłady odwrotne to jednocześnie diagnozujemy takie zjawiska jako patologiczne, czyli generalnie wartościujemy negatywnie szukając obiektywnych powodów dla których dzieje się coś powszechnie uznawanego za złe.


8. Jeśli więc nasi najbliżsi zwierzęcy krewni nie posiadają cech, które nas czynią w naszym przekonaniu „wyżej postawionymi, to dzieje się tak dlatego, że nie są one zdolne do przekroczenia swego biologicznego wymiaru poprzez niedostatecznie rozwiniętą świadomość. Jeśli jedni ludzie są uznawani za postawionych wyżej w rozwoju niż inni, to dzieje się tak z podobnego powodu: jedni są bardziej świadomi niż inni, a co często z tym idzie w parze — bardziej bezinteresownie wrażliwi/życzliwi wobec innych. Można powiedzieć, że jedni stoją wyżej niż inni, bo transcendują ograniczenia wciąż u innych obecne. Czasem różnice te zaznaczają się w sposób szczególnie widoczny: kiedy to jedni robią na tej drodze ogromne postępy podczas gdy inni można rzec cofają się, poprzez niepodejmowanie wysiłku umysłowego i duchowego rozwoju i pogrążanie się w wymiarze biologicznym, typowym dla zwierząt: walka o byt kosztem innych i popędy fizjologiczne jako główny motor egzystencji.


9. Obok postępu, by nie powiedzieć skoku w rozwoju ludzkości, zauważamy więc także i regres, co zresztą pomaga nam wyraźniej rozpoznać bieguny dobra i zła: dobro jako dążenie do wymiaru wyższego, poszerzania świadomości, związanego z umysłowym wysiłkiem i przekraczaniem dotychczasowych ograniczeń; zło zaś jako cofanie się do instynktu, zadowalanie się coraz większymi uproszczeniami, biorące się z postępującego umysłowego lenistwa i prowadzące do postępującego ograniczenia horyzontów. Widać z tego wyraźnie, że kierunek transcendentny jest zmierzaniem do bieguna dobra, zaś kierunek wsobny, związany z koncentrowaniem się na zaspokajaniu swych potrzeb biologicznych — zmierzaniem do bieguna zła. Ale jeśli tak, to oznacza to, że na drodze swej ewolucji w kierunku dobra ujawniamy coraz większe pokłady obiektywnie istniejących wartości wyższego rzędu powiązanych z wymiarem metafizycznym, łącząc się z coraz głębszymi pokładami świadomości, wcześniej nam niedostępnej.


10. Można zatem zaryzykować kolejną etyczną konstatację, że wymiar metafizyczny jest biegunem dobra, i ze dokonując analizy porównawczej z bliskimi nam ewolucyjnie zwierzętami, można uznać, że kierunkiem etycznego postępu człowieka jest zmierzanie do poszerzania świadomości, rozwój bezinteresownej wrażliwości i empatii, jako wartości jakimi wymiar metafizyczny emanuje (już poprzez samo postrzeganie jego istnienia) na jednostki podążające za obiektywnym dobrem. Celem więc człowieka jest osiąganie jak najwyższych poziomów wymiaru metafizycznego, a to, co do tego prowadzi, ma charakter obiektywnego dobra, bo przecież (tu narażę się pewnie ekologom) nieudomowione zwierzęta charakteryzują się brutalnym zabijaniem i zjadaniem stworzeń słabszych, co przecież przysparza tym ostatnim cierpienia.


11. Jak wcześniej zauważyłem, koncentrowanie się na zaspokajaniu potrzeb biologicznych psychosomatycznych, może być określone jako odwrót od urzeczywistniania dobra, to jednak nie sposób nie zauważyć, że postęp etyczny w kierunku dobra dokonuje się u ludzi w tym doczesnym życiu w tymże wymiarze psychosomatycznym. Narządy używane przez nas do wspinania się na wyższy poziom istnienia najlepiej funkcjonują kiedy są zdrowe — wtedy zrobimy z nich najlepszy użytek. W końcu jesteśmy także istotami psychosomatycznymi. Co więcej, nasz jednostkowy postęp możliwy jest dzięki naszemu wymiarowi społecznemu, współpracy z innymi tak w przestrzeni jak i czasie. Mam tu na myśli także korzystanie z dorobku cywilizacji, czyli osiągnięć osób już nieżyjących.


12. Cel i sens życia człowieka ma więc zarówno charakter fizjologiczny, społeczny czy międzypokoleniowy jak i metafizyczny, więc to co co uważamy za dobre zostanie określone na wszystkich tych płaszczyznach.

Etyka w wymiarze jednostkowym

1. Postępowanie człowieka względem siebie samego może mieć wymiar etyczny bo postępowanie wobec siebie samego ma wpływ na istotę ludzką, którą jesteśmy: może jej służyć bądź szkodzić. Rozróżnimy tu dwa rodzaje postępowania: mające wpływ na samego siebie i mające wpływ na innych


a. postępowanie człowieka mające teoretycznie wpływ jedynie na niego samego.

Jeśli uważamy, że potrzebne są normy regulujące postępowanie wobec ludzi, to także i względem samego siebie — też człowieka. Uważa się, że to nie ma sensu bo to prywatna sprawa samego zainteresowanego, ale skoro kierowanie się zaleceniami etycznymi ma pomóc osiągać dobro, więc i sformułowanie norm etycznych dla postępowania wobec samego siebie może pomóc konkretnej jednostce. Ludzie często sobie szkodzą, a przecież tego nie chcą.


b. Postępowanie człowieka wobec siebie samego mające wpływ na innych ludzi.

Rozróżnienia tego dokonałem w zasadzie dla porządku, bo żyjemy w zbiorowości, a to jacy jesteśmy najczęściej, acz nie zawsze, w taki czy inny sposób wpływa na innych.


2. Obiektywnie istniejącym celem postępowania człowieka w związku z jego wymiarem fizjologicznym jest m.in.,

a. optymalny rozwój psychosomatyczny. Oznacza on jak najlepsze zrealizowanie potencjału tkwiącego w naszym DNA, by ukształtować jednostkę mającą jak największe szanse by wykorzystać swe talenty czy predyspozycje. Wydaje się więc, że celem jest tu dbanie o rozwój ciała i psychiki, którego jednym z mierników będzie zdrowe ciało i pogoda ducha. Cel taki wydaje się słuszny o ile nie powoduje krzywdy innych ludzi. Jeśli natomiast miałbym swe zdrowie podreperować zabierając komuś wbrew jego woli np. zdrową nerkę, bądź jeśli moje zadowolenie miało być osiągnięte kosztem unieszczęśliwienia innych, to nie można tu mówić o dobru.

Zdrowie jest obiektywnie korzystne, bo uwalnia nas od trosk i cierpienia oraz generuje czas do zajmowania się np. czymś twórczym czy użytecznym. Dobre zdrowie powoduje, że powierzone sobie zadania powinniśmy wykonać lepiej. Przeważnie też wydatki na prewencyjną ochronę zdrowia są niższe niż na jego leczenie, dzięki czemu stać nas na więcej rzeczy i czynności, które mogą pomóc nam się rozwijać. Dobre zdrowie fizyczne oznacza, że dłużej i w większym stopniu możemy stanowić wsparcie dla innych, wreszcie mawia się, że „w zdrowym ciele zdrowy duch.” Zdrowy duch daje tzw. pozytywne wibracje, czyli pozwala nam np. więcej zdziałać dla siebie i innych.

Oczywiście zdrowie psychofizyczne nie jest gwarantem osiągnięcia celów czy dobrego życia, ale na pewno daje ku temu poważne szanse, które nb. zawsze można zmarnować.

Spośród zachowań czy sposobów postępowania, zalecanych by zachować dobre zdrowie psychofizyczne, znajduje się stosowanie tego, co mówi zdrowy rozsądek i dostępna wiedza (czyli przetestowany zdrowy rozsądek innych). Należy więc, m.in.:

i. monitorować swe zdrowie i próbować odnosić je do czynników, które wydają się pomagać je zachowywać. Warto zatem, choćby przez obserwację i refleksję, analizować wpływ tego co jemy, jaki styl życia prowadzimy, jakie nastawienie do świata mamy na to, jak się czujemy. Dobrze mieć tu własne zdanie i stosować krytyczne myślenie, bo oficjalnie głoszone recepty na długie i zdrowe życie mogą rzecz jasna być trafne ale też mogą być jedynie reklamą czegoś lub propagandą.

ii. starać się jak najlepiej poznać mechanizmy rządzące naszym ciałem i rozwojem i wyciągać wnioski dla siebie. Np. warto zastanowić się nad sposobem w jaki działa nasz mózg a potem zestawić to z mechanizmem działania np. telefonu komórkowego tuż koło aktywnych obszarów działania systemu nerwowego w przylegającej do czaszki korze mózgowej. Może warto zaobserwować zmiany samopoczucia i funkcji po jego dłuższym użyciu, może warto poczytać różne opinie i zastanowić się nad wiarygodnością źródeł. To, że coś jest legalne i powszechne, jeszcze nie znaczy, że jest bezpieczne. Weźmy alkohol: jest szkodliwy ale i legalny, bo ludzie go chcą, państwo ma podatki a producenci zarobek.

iii. unikać działań ewidentnie szkodliwych, choć np. przyjemnych. Powszechne są teraz „filozofie” hedonistyczne o bardzo krótkiej perspektywie, popychające ludzi do uzależnień i chorób, które przecież będą kosztowały ale i być może zmuszą innych do opieki nad nami: rodzą więc obiektywne kłopoty.

iv. stosować w oczywisty sposób słuszne i sprawdzone zalecenia: myć ręce, zęby, brać prysznic (ale niekoniecznie 2 x dziennie, bo wciąż zmywamy korzystne bakterie, witaminę D i warstwę ochronną skóry, mocno ją wysuszając), stosować urozmaiconą dietę złożoną z produktów jak najmniej przetworzonych, dbać o dobry i regularny sen, ograniczać szkodliwe czynniki środowiskowe bądź ekspozycję na nie (np. warto żyć w czystym otoczeniu, ale już nie kosztem zanieczyszczania go chemią by zlikwidować ile się da bakterii), dbać o BHP, unikać zimna, zagrzybienia i wilgoci, itp.

v. dbać o zdrowie prokreacyjne. „Robienie dzieci” po pijaku czy pod wpływem środków chemicznych, a także zaraz po okresie antykoncepcji hormonalnej jest obarczone ryzykiem, co podpowiada tak zdrowy rozum jak i dostępna wiedza, a czego skutki ponosić będą nasze dzieci, osoby z ich otoczenia i my sami.


Chodzi o elementarną odpowiedzialność, bo nasze zdrowie nie wpływa tylko na nas, ale także dotyka w różny sposób innych, których płodzimy, zarażamy czy obciążamy.


b. kolejnym obiektywnym celem jest ukształtowanie etycznie pozytywnych umiejętności potrzebnych w życiu, np.:

i. przystosowania się do warunków zewnętrznych, np. maksymalnie samodzielnego poruszania się w przestrzeni potrzebnej do wykonywania czynności życiowych. Niby jest to oczywiste, ale nie zapominajmy, że przez zaniedbanie, lenistwo czy szkodliwe filozofie, wielu ludzi nie potrafi, choć fizycznie byliby w stanie: wstać z łóżka, wyjść z domu, wyjść po schodach czy poruszać się w przestrzeni kulturowej. Chodzi tu zarówno o umiejętności fizyczne, potrzebny do ich wykonania trening jak i nastawienie psychiczne, np. unikanie kontaktu z ludźmi, prowadzące np. do izolacji i lęków.

ii. komunikacji: nauki języka ojczystego, języków obcych, mitów i tradycji kultury dzięki którym możemy skrótowo komunikować pewne pojęcia i idee, wyraźnej dykcji, poprawności ortograficznej czy umiejętności stosunkowo szybkiego pisania na klawiaturze, obsługi komputera, precyzyjnego wyrażania się, budowania spójnego i logicznego przekazu.

iii. pracy nad sobą, nad poznawaniem swych możliwości, pokonywaniem swych słabości.

iv. współpracy i funkcjonowania w zespole, w zbiorowości lokalnej i innych rodzajach zbiorowości.


Cele te można osiągać przez konsekwentny trening i wysiłek, więc ujemną wartość etyczną ma tu lenistwo.


c. celem fizjologicznym jaki wypływa z naszej konstrukcji jest prokreacja. Cel ten ma także wymiar społeczny, o którym mowa będzie w dalszej części rozważań. Popęd seksualny jest związany z przedłużaniem gatunku — tylko bowiem w ramach gatunku jesteśmy w stanie spłodzić płodne potomstwo. W przypadku człowieka, mamy do czynienia z prokreacją w ramach rodzaju ludzkiego, w poprzek podziałów rasowych (choć literatura zna doniesienia mówiące o bezpłodności czy poważnych defektach biologicznych dzieci rodziców diametralnie różnych ras, to jednak nie udowodniono póki co by różne rasy były odmiennymi gatunkami).


Z tym celem fizjologicznym wiąże się jednak podnoszona obecnie wątpliwość natury etycznej co do tego czy prokreacja jest wartością. Jeśli chodzi o wymiar biologiczny i psychosomatyczny, wydaje się że zachowania prokreacyjne są korzystne dla mężczyzny (zaspokojenie popędu, ulga w napięciu, regulacja poziomu hormonów) oraz dla kobiety, z podobnych powodów oraz ze względów emocjonalnych. Ciąża i karmienie dziecka piersią jest dla kobiety korzystna w wymiarze biologicznym, choć także ma swoje liczne skutki uboczne. Niezachodzenie w ciążę też ma swoje skutki medyczne. Posiadanie potomstwa jest oczywiście konieczne do zachowania gatunku. Zachowania seksualne w ich aspekcie nie związanym z prokreacją omówię w dalszej części traktatu.


Można wymienić czynniki sprzyjające osiągnięciu celu jakim jest optymalna prokreacja:

i. zachowywanie dobrego zdrowia i sprzyjającego poczęciu stylu życia przez mężczyznę i kobietę, w tym unikanie nadmiaru stresu, unikanie czynników osłabiających plemniki czy utrudniających zagnieżdżenie się zygoty.

ii. zapobieganie wystąpieniu czynników grożących poronieniem: przerywania ciąży, pewnych rodzajów antykoncepcji, niektórych form aktywności fizycznej, itp.

iii. leczenie bezpłodności bądź wykorzystywanie innych technik umożliwiających posiadanie potomstwa a niepowodujących poważnych negatywnych skutków medycznych czy etycznych. W tym kontekście warto wspomnieć o tzw. zapłodnieniu in vitro. Z uwagi na to, ze jest to tzw. gorący temat współczesności oraz wiąże się także z prawem do zabijania jego dyskusję znajdziecie Państwo w kolejnych rozdziałach, czyli także i po rozważaniach dot. charakteru życia.

iv. stosowanie się do zaleceń specjalistów o ile nie występują przesłanki by sądzić, że ukrywają przed nami prawdę bądź bezzasadnie promują pewne zalecenia dla zysku.


d. wreszcie, poza utrzymaniem życia w jak najlepszym stanie, nabyciem umiejętności je ułatwiających oraz jego przekazaniem, warto wspomnieć o jakże ważnym celu biologicznym, jakim jest utrzymanie się przy życiu.


Musimy tu zacząć od próby zdefiniowania życia jako zjawiska i określenia jego charakteru. W dalszej części tekstu rozwinę tematy aborcji, zabójstwa, samobójstwa, eugeniki, eutanazji, kontroli/redukcji populacji, ponieważ wiążą się one z wymiarem społecznym i metafizycznym.


Życie organiczne jest nieustannym cyklem: obumarcie jednej jego formy łączy się z pojawieniem się innej, bądź wykorzystaniem materii ożywionej przez inną formę życia kiedy obumiera jedna. Są teorie mówiące o istnieniu przenikającej wszystko siły witalnej, potrafiącej ożywiać nieożywioną materię. To fascynujący temat, na pograniczu metafizyki. Życie biologiczne jednostki jest skończoną formą egzystencji choć prace psychologii Jungowskiej sugerują trwanie świadomości także i po śmierci jednostki. Możliwe jest zatem, że wymiary biologiczny oraz psychiczny i duchowy (jedni twierdzą, że to ten sam wymiar, inni, że to nie to samo) jednostki podlegają innym cyklom.


Śmierć fizyczna jest konstytutywna dla kondycji człowieka jako [przemijającego w ciele] bytu psychofizycznego tak samo jak dla innych istnień biologicznych, stąd niektórzy postulują by traktować życie człowieka na równi z życiem zwierząt. A o tych ostatnich możemy powiedzieć m.in. to, że się nawzajem zabijają i zjadają, lub zjadają inne formy życia, więc że skoro światem zwierzęcym rządzi przemoc, to i my ludzie jej podlegamy i mamy do niej prawo. Tak więc inni ludzie, podobnie jak zwierzęta, mieliby prawo nas zabić, np. po to by przetrwać, a my mielibyśmy prawo zabić innych, tak jak zabijamy zwierzęta — by przetrwać. To czy człowiek jest dla nas akurat najlepszym pożywieniem to inna sprawa, więc pewnie zabijanie dla zaspokojenia głodu nie byłoby częstym powodem zabójstw, ale chodzi o zasadę.


Powiedzmy wprost: założenia uniwersalnej etyki transcendentnej widzą człowieka jako zupełnie inną jakość niż zwierzęta. Człowiek posiadając świadomość i inne, omówione wcześniej, przymioty będące emanacją wymiaru metafizycznego, wykracza poza świat zwierzęcy, jakkolwiek podobny by nie był w procencie swego DNA do zwierząt. Jeśli więc idzie o prawo do zachowania życia, to podlegamy pewnym prawom natury: skoro zwierzę ma prawo się bronić by zachować życie to takiego samego prawa nie można odmawiać człowiekowi. Jeśli zwierzę zabija inne zwierzę by się bronić, to i my takie prawo mamy: mamy prawo zabić zwierzę by się bronić. Skoro życie biologiczne, by przetrwać, może wyeliminować inne życie biologiczne, to my też jesteśmy bytem biologicznym. Problem w tym, że jesteśmy TAKŻE czymś więcej, więc rodzą się dwa problemy:


— czy jako coś więcej nie możesz bronić się inaczej niż zabijając?

Odpowiedź jest prosta: tak. Będąc przekonanym, że śmierć rodzi cierpienie, jesteś też świadom, że zabijając zwierzę możesz np. zabić matkę karmiącą młode. Zwierzęta są istotami czującymi i też cierpią. Jeśli uważasz, że ten świat z jego brutalnymi prawami stoi na poziomie, który starasz się przekroczyć, by urzeczywistniać dobro wyższego rodzaju, to oczywiście nie chcesz się wpisywać w to rodzące cierpienie prawo pięści i kłów. Jeśli więc możesz przeżyć atak zwierzęcia nie zabijając go, to tym lepiej. Jeśli jednak musisz je zabić albo zabijesz niechcący, to pamiętaj, że danie się zabić byłoby jeszcze mniej etyczne. Twoi bliscy, jako istoty obdarzone większą świadomością, będą cierpieli bardziej, a wartość twojego życia jest większa bo reprezentujesz wartości wyższego rzędu i zazwyczaj masz w tym życiu unikalne powołanie, którego zwierzęta nie mają. Daj sobie szansę je zrealizować.


— czy jako coś więcej niż byt ściśle biologiczny, człowiek może być przez ciebie zabity?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 30.92