Od autora
Moją książkę dedykuję wszystkim zagubionym ludziom, którzy stracili, bądź tracą już nadzieję na lepsze życie, miłość i szczęście. Mam nadzieję, że dzięki moim wierszom, tak jak ja odnajdziecie swoją wewnętrzną siłę i sięgniecie po swoje najskrytsze marzenia, które czekają na Was tuż za rogiem. Świat wyciągnie do Was rękę, lecz najpierw Wy podajcie mu swoją.
Wstępu słowo krótkie
Niezniszczalność sztuki
Niektórzy nie rozumieją sztuki
Ale czy to znaczy że
Malarze mają przestać malować
Pisarze mają przestać pisać
Muzycy mają przestać grać
Tancerze mają przestać tańczyć
Bez tego
Świat byłby jeszcze bardziej ponury
Nasze dusze stałyby się jeszcze bardziej puste
Usta straciłyby swą siłę
Oczy zgubiłyby swój blask
Uszy nie chciałyby już słyszeć
Ciała zwiędłyby na zawsze
To że jakaś część świata
Nie chce mieć styczności
Z pięknem ludzkiego umysłu
Ze wspaniałością ludzkiego ciała
Z dobrocią ludzkiego serca
Nie oznacza że mamy zniknąć
Ukrywanie sztuki
W ciemnych zakamarkach
Brudnych uliczkach
Zakurzonych regałach
Jest jak
Zabijanie duszy
Która przecież w każdym z nas jest
Niektórzy po prostu nie chcą jej dostrzec
Poezja współczesna
Nie wiem czy wiesz
Ale bez bólu nie ma poezji
W cierpieniu słowa
Nabierają innego znaczenia
Są jakieś ważniejsze
I odważniejsze
Jakby ktoś dosypał do nich
Garść nieokiełznanych emocji
Które trafiają prosto w serce
Nie każdy rozumie szczęście
Ponieważ większość z nas
Wcale go nie poznała
Ból zaś wszyscy znamy doskonale
Jest go pełno dookoła
Wystarczy spojrzeć w prawo
Albo obrócić się w lewo
Jeśli szukasz cierpienia,
Na pewno je znajdziesz
Gorzej jest ze szczęściem
Niektórzy zgubili się dawno
W poszukiwaniu nieznanej pełni
I trafili właśnie tu
W sam środek
Współczesnej poezji
Cierpienie spisane łzami
Ludzie to my
Ślepo czekający na zmianę
Głucho wzywający o pomoc
Umierający w nadziei
Ludzie są wśród nas
Wiecznie tkwiący w dziurze własnego życia
Ciężko idący w górę
Lekko marzący o cudzie
Ludzie są tak blisko
Zarzuceni wielkością swoich trosk
Wolno pędzący w wyścigu
Wzajemnie odbierający sobie szczęście
Ludzie są tuż obok
Chorzy z umartwiania
Wyleczeni z rozsądku
Doświadczeni z zatracania się w czasie i przestrzeni
Ludzie są nami
Prawdziwe kłamstwo
Prawda zniknęła gdzieś w świecie
Już nie istnieje
Próbujący ją złapać dogonić
Stracili nadzieję
Odważni zrzucili swe zbroje
W otchłań śmierci skoczyli
Zdesperowani poszukiwacze
Zatonęli w oceanie własnych łez
Szczerze kochający ludzi
Zatrzymali bicie serca
Toksyczne kłamstwo zaistniało
Zamieszkało tuż obok
Racjonalność odeszła wraz z tymi
Którzy zasnęli na wieki
Waleczne wojsko wytrzymałych
Krwawo odeszło z pola walki
Bitwa martwych o coś, co nie żyje
Z łgarstwem pełnym sił
Przegrana, lecz prawdziwa
Wojna inna od reszty
Ofiar nie brakuje
Przeciwników pełno
Batalia skończona porażką
Przestali się bronić
Mężni rycerze zginęli w płomieniach
Kłamstwo swą siecią związało nadzieję
Prawdy już nie ma
Zniknęła gdzieś w świecie
Już nie istnieje
Iluzja miłości
Takie piękne choć wciąż rani
Wykreowane dla społeczeństwa
W postaci czułych kontaktów bliskości
Niszczące serce nienaturalne zachowania
Mówiące o nas niemądre wyniosłości
Zakłamane próby ulepszenia osobowości
Tracimy czas dobrze wiedząc co nas czeka
Głupcy codzienności
Chodzimy w świetle zaufania równym niepewności
Wpatrzeni jak w obraz a przed nami
Potwory w całej swej okazałości
Młodzi a jednak starzy
Odnalezieni a pogubieni
W całej tej sferze nic oprócz beznadziejności
Smród niby zapach piękny wokół się unosi
Wszyscy widzą każdy milczy
Prawda ponad nami lecz my więźniowie
Skuci łańcuchami przemierzamy czas
Nikt nas nie pilnuje przecież to nasz wybór
Zdecydowani w śmierci spojrzeć twarz
Szukamy czegoś co nie istnieje
Złudną nadzieją prowadzeni
Zahipnotyzowane lalki wykreowanych uczuć
Przejrzyj istoto oślepiona
Ściągnij maskę cudowności ukaż swe oblicze
Zmanipulowani
Nic z nas nie zostało
Przegraną zniesławieni przez nieujarzmione pragnienia
Poczwarki motyla wracające do pierwotnej swej postaci
Jak wspaniale żyć
Serce w kawałkach chce nam podpowiedzieć
Cicho drży ze strachu
Ból wybrany brak możliwości odwrotu
Od nowa niekończącą się podróż rozpoczęła
Iluzja miłości
Miłosne koloseum
Ma miłości
Aż do kości
Mnie przeszywasz
Dwa ogniwa
Aż do mięśni
Me serce tęskni
Cierpię katusze
Choć nie muszę
Samotnie
Bezpowrotnie
Aspołeczność
Na wieczność
Miłosna melodia
Od dnia
Do dna
Miłosne nuty
W kajdany
Zakuty
Bieg czułości
Przez złość
Ku radości
Marność marności
Z miłości
Utrata godności
Nocny wierszyk
Lecą łzy za oknem z nieba
Cierpienie ciemne nocą lśni
Błyska nienawiść w drzewa
Sponiewierany świat w bólu śni
Toną marzenia stłumione w nas
Brak zrozumienia kruszy silny mur
Uderza w ziemię rozpaczy głaz
Skazany na śmierć trzyma swój sznur
Uciekają wiara nadzieja i miłość daleko stąd
Żal sercu nie pozwala bić
Kona życie zabiera je morski prąd
Zagubiony sens nigdy nie przestanie z nas drwić
Pokolenie męczenników
Od dziecka
Cierpimy
Chcemy cierpieć
Do teraz
Od małego
Ranimy
Chcemy ranić
Do teraz
Zostaliśmy nauczeni
Przyjmować i zadawać ciosy
Latami wysłuchiwaliśmy
Płaczu i krzyków
Obelg i kłamstw
Nikt nie powiedział nam
Jak brzmi prawda
Nikt nie nauczył nas
Jak radzić sobie z emocjami
Jak wszystko przeżywać
Nikt nie pokazał nam
Jak dobrze żyć
Wsadzono w nas
Smutek
Żal
I rozpacz
Karmiono nas
Zdradą
Fałszerstwem
I nienawiścią
Zostawieni na pastwę losu
Nie wiedząc co robić
Chwyciliśmy się tego
Co pamiętamy z dzieciństwa
Co znamy najlepiej
Co nie jest nam obce
Od dziecka
Cierpimy
Będziemy cierpieć
Do teraz
Od małego
Ranimy
Będziemy ranić
Do teraz
Utknęliśmy sami
W kole strat
Zaczęliśmy powielać
Zachowanie rodziców
Dziadków i pradziadków
Nikt nie powiedział nam
Jak z tego wyjść
Nikt nie nauczył nas
Jak zachować się inaczej
Jak być wolnym
Nikt nie pokazał nam
Jak być sobą
Podarowano nam
Nieszczęście
Strach
I gniew
Ofiarowano nam
Pogardę
Obojętność
I egoizm
Odrzuceni przez społeczeństwo
Pogrążeni w pustce
Nie potrafimy puścić
Tego co pielęgnowano w nas od dawna
Tego co rozbudzano w nas od początku
Tego co nam wmówiono
Od dziecka
Cierpimy
Musimy cierpieć
Do teraz
Od małego
Ranimy
Musimy ranić
Do teraz
Męskie instynkty
Patrzysz na mnie
Patrzysz na nią
Patrzysz na nie
Wzrokiem drapieżcy
Jakbyś chciał połknąć nas w całości
Stoisz tak w bezruchu
Stoisz i się gapisz
Bo przyciąga cię nasz widok
Bo jesteśmy tylko sobą
A ty tak nieopanowany
Rzuciłbyś się na nas
Gdyby tylko nikogo nie było
A że wszyscy są tuż obok
Musisz odpuścić
Lecz i tak znów będziesz patrzył
Znów będziesz patrzył i czekał
W ciemnej uliczce
Podczas strasznej nocy
Na każdą z nas po kolei
Na mnie
Na nią
Na nie
Na każdą z osobna
Bo samotne jesteśmy bezbronne
Przed obliczem twojego
Wewnętrznego groźnego smoka
Świętość
Ciało kobiety
Jest świątynią
Jeśli nie potrafisz
Jej uszanować
Nawet nie próbuj
Do niej wchodzić
Gwałt
Zdzierając ze mnie ubrania
Rozdarłeś me serce
Gdy mówiłam tak
Delikatność koiła me rany
Mówiąc nie
Naraziłam się na ból
Zamykając oczy widzę
Twój wstrętny uśmiech
Zagłuszam wciąż umysł
By nie musieć
Słyszeć twoich słów
Włożyłeś we mnie
Cierpienie rozpacz strach nienawiść
Złamana w pół
Rozbita na części
Czekam na śmierć
W liczbie mnogiej
Gwałtownie umarła nasza miłość
Gwałtownie umrzesz Ty
Gwałtownie umarłam ja dwa razy
Do trzech zgonów sztuka
A później życie wieczne
Brak
Brak mi dystansu
Do tego co zostawiłeś mi w prezencie
Brak mi miłości
Którą postanowiłeś zmienić w nienawiść
Brak mi odwagi
Aby stawić czoła wojsku jakie przede mną postawiłeś
Brak mi siły
By wydostać się z więzów którymi zostałam unieruchomiona
Brak mi szczęścia
Bo odebrałeś mi je początkowo mydląc oczy
Brak mi pewności siebie
Nie mogę być prawdziwa zrobiłeś ze mnie marionetkę
Brak mi snu
Nad którym przejąłeś kontrolę
Brak mi spokoju
Zrobiłabym wszystko żeby go odzyskać
Brak mi chęci do życia
Przez ciebie zmieniło się w piekło
Zemsta
Każdego dnia chowasz się
Za jedną ze swych wielu twarzy
Lecz zawsze rozpoznam
Kim naprawdę jesteś
Możesz oszukiwać ślepców
Okłamywać głupców
Zwodzić wszystkich wokół
Ale mnie już nie oszukasz
Widzę jak czarne jest twoje wnętrze
Wiem jak pożera cię mrok
Co dzień ubierasz różne maski
Pod nimi kryje się przerażający potwór
Wydaje ci się że masz wszystko pod kontrolą
Że jesteś władcą absolutnym
Mistrz manipulacji w królewskiej koronie
Świat wreszcie się dowie jak ją zdobyłeś
Twoje przewinienia będą cię prześladować
Do końca twych dni nie opuszczą cię na krok
Wreszcie dopadnie cię sprawiedliwość
I poczujesz jak ciężkie jest twoje sumienie
Na łożu śmierci odkryjesz prawdę
I to ona cię zabije nie ja
Z premedytacją odbierze ci oddech
Mszcząc się za wszystkie twoje grzechy
Dogadałam się ze śmiercią
Jest po mojej stronie
W swoim czasie odda hołd
Wszystkim skrzywdzonym przez ciebie kobietom
A my nie będziemy musiały robić nic
Usiądziemy by z przyjemnością obejrzeć spektakl
W którym ginie nasz oprawca
W nieopisanej agonii
Czekam na ten dzień
Czekam aż poczujesz to co ja
To co my wszystkie
Złączymy się razem
Te które skrzywdziłeś
I które jeszcze skrzywdzisz
Moc naszych łez zabije cię powoli
Tak jak ty zabijałeś nasze dusze za życia
Wina
Znikam
Ulotnie przenoszę się w otchłań
Koniec jakby dotykał moją duszę
Znikam
Nie mam już sił by stawiać opór
Unoszę się wraz z wiatrem w dalekie zakątki świata
Śnię w rzeczywistości
Przenikam ciemność choć stoję w miejscu
Znikam
Jestem a jakbym nigdy nie istniała
Ból przeszywa moje serce
Nawet nie chcę się już bronić
Świadomość bezsilności pochłania mnie bez reszty
Znikam
Poddałam się zapomnieniu
Rozpacz wypełniła każdą z mych komórek
Upadam
Spadam w bezdenną przepaść
Roztrzaskuję się niby porcelana rzucona o ziemię
Upadam
Przyciśnięta głazem własnych przewinień
Uciekam od walki z sumieniem
Jestem zranionym ptakiem
Zgubiłam kierunek podróży
Upadam
Ciągnięta ku glebie umieram
Nie mam szans na ratunek
Patrzę w dół i widzę siebie
Leżąca istota pogrążona w smutku
Upadam
Przegrałam z losem który mnie czekał
Nadszedł mój dzień i zwyczajnie przepadł
Możesz pomóc?
Czy mi ktoś pomoże?
Ten nie może nie pomoże
Może tamten może?
Też nie może nie pomoże
A ten może?
Nie pomoże
Kto pomoże?
Nikt nie może
Chyba żaden nie pomoże
Bo na świecie nikt nie może
Jeden jest co pomóc może
On nie może nie pomoże
A dlaczego nie pomoże?
Bo pomaga sobie
Samotność
Noc zamyka oczy dnia
Ciemność przykrywa jasny blask
Słowa i czyny odeszły w dal
Nie ma nikogo
Łza powstrzymuje uśmiech
Muzyka przestaje brzmieć
Sen przepadł
Nie ma nikogo
Tętno przyspiesza
Oddech hamuje
Serce staje
Nie ma nikogo
Trudna historia
Zgubiłam się
Przyzwyczajona do tego jak biegnie czas
Zapomniałam co tak naprawdę się liczy
Straciłam sens
Przestałam rozróżniać drogi
Skończyłam z szukaniem siebie w tej okropnej dziurze
Uśpiłam instynkt
Zamknęłam oczy żeby nie musieć oglądać tej katastrofy
Nie chciałam już słuchać kolejnego krzyku duszy
Zamknęłam drzwi
Nieproszeni goście już nigdy nie wejdą do mego życia
Niszczyciele serc nie zbrudzą mnie błotem udręki
Schowałam się
Teraz uciekam żeby mnie nie porwano
Czas za mną biegnie choć nie mam już siły
Umarłam gdzieś
Nadzieja próbowała mnie odnaleźć
Musiałam nieświadomie ją odepchnąć
Ogłuchłam
Przed śmiercią mówiłam różne słowa
Uczucia zbierały się we mnie i wysypywały jak z worka który nie ma dna
Leżę i czekam
Nie wiem czy da się to naprawić
Nie ruszam się z miejsca jak ciężki głaz
Stałam się murem
Jest za wysoki by go przeskoczyć
Jedyna brama została złamana
Byłam lecz znikam
Pozostawiłam po sobie niewiele
Ból i cierpienie więcej mnie nie dopadną
Kołysanka
Zaśnij już
Oczka zmruż
Koszmary dziś nie przyjdą
Zaśnij już
Ręce złóż
Nim twe powieki zbledną
Słodko śpij
Pięknie śnij
Nie będzie już cierpienia
Słodko śpij
We śnie żyj
I spełnij swe marzenia
Przyszedł sen
Zabrał Cię
Do swych dalekich krajów
Przyszedł sen
Zgubił Cię
Nie pójdziesz już do raju
Żyjący czy nieżyjący?
Żyję choć dawno umarłam
Poruszam się choć w bezruchu zastygłam
Jestem choć stałam się niewidzialna
Mówię choć me usta zostały zaszyte
Słyszę choć wokół mnie nie ma żadnych dźwięków
Czuję choć nie docierają do mnie żadne bodźce
Oddycham choć straciłam dostęp do powietrza
Umarłam lecz wciąż żyję
Zastygłam w bezruchu lecz wciąż się poruszam
Stałam się niewidzialna lecz wciąż jestem
Me usta zostały zaszyte lecz wciąż mówię
Wokół mnie nie ma żadnych dźwięków lecz wciąż słyszę
Nie docierają do mnie żadne bodźce lecz wciąż czuję
Straciłam dostęp do powietrza lecz wciąż oddycham
Drodzy hipokryci
Każecie mi żyć
A sami umieracie
Każecie mi być
A sami nie jesteście
Szczerzy
Prawdziwi
Dobrzy
Sprawiedliwi
Każecie wyrzucać negatywne emocje
A sami dusicie się wewnętrznie
Każecie się uśmiechać
A chodzicie nadąsani
Każecie pozbyć się ponurej miny
A całe wasze życie jest zgorzkniałe
Zaprzeczacie sami sobie
Hipokryci we własnej osobie
Każecie innym
Choć sami nie jesteście idealni
Każecie innych
Bo boli was że nie jesteście lepsi
Każcie więc samym sobie
Żyć i być bez skazy
I ukażcie siebie za wszystkie drobne błędy
Tak jak każecie mnie
Wpędzając mnie do grobu
Uwolnienie
Czuję
Czuję że mnie osaczyli
Nie mogę
Nie mogę od nich się uwolnić
Jestem
Jestem niewidzialna
Uciekam
Uciekam lecz nie potrafię ich zgubić
Czuję że nie mogę tak dłużej
Jestem ale wciąż uciekam
Otoczono mnie murem
Związano sznurem
Nikt mnie tu nie widzi
Nie ma stąd powrotu
Czuję że nie mogę tak dłużej
Jestem i już nie uciekam
Zburzono mur
Rozwiązano sznur
Wszyscy mnie tu widzą
Znalazłam jedyną drogę powrotu
Nie czuję więc teraz mogę wszystko
Nigdzie nie uciekam bo już mnie nie ma
Nie czuję
Nie czuję bo nikogo nie ma
Mogę
Mogę patrzeć na wszystko z góry
Nie uciekam
Nie uciekam bo nie mam przed czym
Nie ma
Nie ma mnie bo odeszłam
Życie na K
Kłopoty kłopoty kłopoty
Katastrofa nad katastrofy
Kataklizm ponad wszystkie kataklizmy
Cóż za kara
Karma wraca
Karambol wielki
Koło kolizji zamknięte
Krzywd liczba do kwadratu
Kasuj kasuj kasuj
Kasyno pełne katów
W każdym kącie klatki
Kamienie i kartki
Kosz kombinacji
Krwawa kurtyna zasłania
Każdą komórkę ciała
Chyba koniec kochania
Konam
Sekrety
Zakładasz maskę
Chowasz się
W cieniu innych ludzi
Dręczysz niewinnych
By sprawiedliwości
Stało się zadość
Nie myśląc o konsekwencjach
Zabijasz przyjaciół
Którzy tak naprawdę
Są twoimi wrogami
Robisz to wszystko
Nie z dobrego serca
Lecz z żądzy zemsty
By zagoić własne rany
By ukryć głęboki ból
Który rozprzestrzenia się
W zakamarkach twojej duszy
Nie możesz odpuścić
Nie potrafisz przestać
Brniesz coraz dalej
Wspinasz się po szczeblach
Krwawej drabiny
Prowadzącej w coraz większą odchłań
Ujawniasz intymne szczegóły
Cudzych żyć
A nawet swoje
By nie zwrócić na siebie uwagi
By ukryć się w ciemności
Otaczającej wszystkich dookoła
Niszczącej wszystkie bijące serca
Myślisz że walczysz
Po stronie prawdy
Wmawiasz sobie
Że robisz coś dobrego
Że zmieniasz ludzkość na lepszą
A tymczasem
Rozwijasz bieg wydarzeń
Nad którymi nie masz kontroli
Wszystko toczy się
Szybciej niż można się spodziewać
Krew rozlewa się
I ciągnie cię po trupach
Na koniec celu
Miał on być sukcesem
A skończył się
Śmiercią
Zmartwienica
Martwe ciała
Martwe mózgi
Martwe serca
Martwe dusze
W martwym świecie
Zmartwieniami
Martwych ludzi
Już się duszę
Martwo myślą
Martwo mówią
Martwo żyją
Martwo chodzą
W martwym świcie
Zmartwieniami
Martwi ludzie
Wciąż się głodzą
Martwo widzą
Martwo czują
Martwo marzą
Martwo robią
W martwym świecie
Zmartwieniami
Martwi ludzie
Życie zdobią
Martwe dni
Martwe noce
Martwe chwile
Martwe lata
W martwym świecie
Zmartwienia
To martwych ludzi
Zapłata
Martwe wnętrze
Martwa przestrzeń
Martwy kosmos
Martwa ziemia
W martwym świecie
Zmartwienica
Martwych ludzi
W trupy zmienia
Do serca I
Uratuj
Uratuj mnie serce
Ochroń mnie przed światem
Nie daj mi zabłądzić
Prowadź mnie ścieżką
Bez ludzi którzy zechcą
Zabrać mi Ciebie
Uratuj
Uratuj mnie serce
Nie oddam Cię nikomu
Bądź ze mną
Nie damy się zwieść
Słucham Ciebie
Jesteśmy jedno
Uratuj
Uratuj mnie serce
Poświęć się dla mnie
Oddałam swe życie
By znów móc być z Tobą
Nie wychodź do ludzi
Oni chcą Cię zgubić
Uratuj
Uratuj się serce
Nim umrzesz z miłości
Do serca II
Dlaczego?
Dlaczego serce me drogie?
Zgubiłoś swą drogę
Biegniesz przez pustynię
Po cierniach stąpasz
Zadajesz mi rany?
Dlaczego?
Dlaczego serce me drogie?
Nie rozmawiasz ze mną
Nie słuchasz mnie wcale
Zamilkłoś na czas nieokreślony
Ogłuchłoś całkiem?
Dlaczego?
Dlaczego serce me drogie?
Pozwalasz na ten stan
Działasz po omacku
Dajesz się niszczyć
Nadal chcesz cierpieć?
Dlaczego?
Dlaczego serce me drogie?
Kochasz bez wzajemności?
(Nie)pewność
Pewnego razu
Pewna miłość
Pewna była
Innego razu
Inna miłość
Się skończyła
Niepewność
Niepewnie
Ją osaczyła
Nienawiść pewnie
Niepewnością
Inną miłość zabiła
Pewnie mnie kochasz
Inaczej szlochasz
Niepewnie śpisz
Niepewnie szlochasz
Inaczej kochasz
Pewnie tylko śnisz
Złamane serce
Mieć mnie chcesz
Więc bierz
Oddam się
Bez bicia
Bez sprzeciwu
Lecz także bez serca
Będziesz miała
Tak jak chciałaś
Mnie dla siebie
Lecz niepełną
Egoistycznie mnie wzięłaś
Dla siebie całą
Dla swoich potrzeb
I oddałaś pustą
W ręce niczyje
Jak zużytą chusteczkę
Którą ja kolejno wyrzucam