E-book
51.45
drukowana A5
73.56
Etapy

Bezpłatny fragment - Etapy


Objętość:
233 str.
ISBN:
978-83-8369-519-8
E-book
za 51.45
drukowana A5
za 73.56

Od autora

Moją książkę dedykuję wszystkim zagubionym ludziom, którzy stracili, bądź tracą już nadzieję na lepsze życie, miłość i szczęście. Mam nadzieję, że dzięki moim wierszom, tak jak ja odnajdziecie swoją wewnętrzną siłę i sięgniecie po swoje najskrytsze marzenia, które czekają na Was tuż za rogiem. Świat wyciągnie do Was rękę, lecz najpierw Wy podajcie mu swoją.

Wstępu słowo krótkie

Niezniszczalność sztuki

Niektórzy nie rozumieją sztuki

Ale czy to znaczy że

Malarze mają przestać malować

Pisarze mają przestać pisać

Muzycy mają przestać grać

Tancerze mają przestać tańczyć

Bez tego

Świat byłby jeszcze bardziej ponury

Nasze dusze stałyby się jeszcze bardziej puste

Usta straciłyby swą siłę

Oczy zgubiłyby swój blask

Uszy nie chciałyby już słyszeć

Ciała zwiędłyby na zawsze

To że jakaś część świata

Nie chce mieć styczności

Z pięknem ludzkiego umysłu

Ze wspaniałością ludzkiego ciała

Z dobrocią ludzkiego serca

Nie oznacza że mamy zniknąć

Ukrywanie sztuki

W ciemnych zakamarkach

Brudnych uliczkach

Zakurzonych regałach

Jest jak

Zabijanie duszy

Która przecież w każdym z nas jest

Niektórzy po prostu nie chcą jej dostrzec

Poezja współczesna

Nie wiem czy wiesz

Ale bez bólu nie ma poezji

W cierpieniu słowa

Nabierają innego znaczenia

Są jakieś ważniejsze

I odważniejsze

Jakby ktoś dosypał do nich

Garść nieokiełznanych emocji

Które trafiają prosto w serce

Nie każdy rozumie szczęście

Ponieważ większość z nas

Wcale go nie poznała

Ból zaś wszyscy znamy doskonale

Jest go pełno dookoła

Wystarczy spojrzeć w prawo

Albo obrócić się w lewo

Jeśli szukasz cierpienia,

Na pewno je znajdziesz

Gorzej jest ze szczęściem

Niektórzy zgubili się dawno

W poszukiwaniu nieznanej pełni

I trafili właśnie tu

W sam środek

Współczesnej poezji

Cierpienie spisane łzami

Ludzie to my

Ślepo czekający na zmianę

Głucho wzywający o pomoc

Umierający w nadziei

Ludzie są wśród nas

Wiecznie tkwiący w dziurze własnego życia

Ciężko idący w górę

Lekko marzący o cudzie

Ludzie są tak blisko

Zarzuceni wielkością swoich trosk

Wolno pędzący w wyścigu

Wzajemnie odbierający sobie szczęście

Ludzie są tuż obok

Chorzy z umartwiania

Wyleczeni z rozsądku

Doświadczeni z zatracania się w czasie i przestrzeni

Ludzie są nami


Prawdziwe kłamstwo

Prawda zniknęła gdzieś w świecie

Już nie istnieje

Próbujący ją złapać dogonić

Stracili nadzieję

Odważni zrzucili swe zbroje

W otchłań śmierci skoczyli

Zdesperowani poszukiwacze

Zatonęli w oceanie własnych łez

Szczerze kochający ludzi

Zatrzymali bicie serca

Toksyczne kłamstwo zaistniało

Zamieszkało tuż obok

Racjonalność odeszła wraz z tymi

Którzy zasnęli na wieki

Waleczne wojsko wytrzymałych

Krwawo odeszło z pola walki

Bitwa martwych o coś, co nie żyje

Z łgarstwem pełnym sił

Przegrana, lecz prawdziwa

Wojna inna od reszty

Ofiar nie brakuje

Przeciwników pełno

Batalia skończona porażką

Przestali się bronić

Mężni rycerze zginęli w płomieniach

Kłamstwo swą siecią związało nadzieję

Prawdy już nie ma

Zniknęła gdzieś w świecie

Już nie istnieje

Iluzja miłości

Takie piękne choć wciąż rani

Wykreowane dla społeczeństwa

W postaci czułych kontaktów bliskości

Niszczące serce nienaturalne zachowania

Mówiące o nas niemądre wyniosłości

Zakłamane próby ulepszenia osobowości

Tracimy czas dobrze wiedząc co nas czeka

Głupcy codzienności

Chodzimy w świetle zaufania równym niepewności

Wpatrzeni jak w obraz a przed nami

Potwory w całej swej okazałości

Młodzi a jednak starzy

Odnalezieni a pogubieni

W całej tej sferze nic oprócz beznadziejności

Smród niby zapach piękny wokół się unosi

Wszyscy widzą każdy milczy

Prawda ponad nami lecz my więźniowie

Skuci łańcuchami przemierzamy czas

Nikt nas nie pilnuje przecież to nasz wybór

Zdecydowani w śmierci spojrzeć twarz

Szukamy czegoś co nie istnieje

Złudną nadzieją prowadzeni

Zahipnotyzowane lalki wykreowanych uczuć

Przejrzyj istoto oślepiona

Ściągnij maskę cudowności ukaż swe oblicze

Zmanipulowani

Nic z nas nie zostało

Przegraną zniesławieni przez nieujarzmione pragnienia

Poczwarki motyla wracające do pierwotnej swej postaci

Jak wspaniale żyć

Serce w kawałkach chce nam podpowiedzieć

Cicho drży ze strachu

Ból wybrany brak możliwości odwrotu

Od nowa niekończącą się podróż rozpoczęła

Iluzja miłości

Miłosne koloseum

Ma miłości

Aż do kości

Mnie przeszywasz

Dwa ogniwa

Aż do mięśni

Me serce tęskni


Cierpię katusze

Choć nie muszę

Samotnie

Bezpowrotnie

Aspołeczność

Na wieczność


Miłosna melodia

Od dnia

Do dna

Miłosne nuty

W kajdany

Zakuty


Bieg czułości

Przez złość

Ku radości

Marność marności

Z miłości

Utrata godności

Nocny wierszyk

Lecą łzy za oknem z nieba

Cierpienie ciemne nocą lśni

Błyska nienawiść w drzewa

Sponiewierany świat w bólu śni

Toną marzenia stłumione w nas

Brak zrozumienia kruszy silny mur

Uderza w ziemię rozpaczy głaz

Skazany na śmierć trzyma swój sznur

Uciekają wiara nadzieja i miłość daleko stąd

Żal sercu nie pozwala bić

Kona życie zabiera je morski prąd

Zagubiony sens nigdy nie przestanie z nas drwić


Pokolenie męczenników

Od dziecka

Cierpimy

Chcemy cierpieć

Do teraz

Od małego

Ranimy

Chcemy ranić

Do teraz


Zostaliśmy nauczeni

Przyjmować i zadawać ciosy

Latami wysłuchiwaliśmy

Płaczu i krzyków

Obelg i kłamstw

Nikt nie powiedział nam

Jak brzmi prawda

Nikt nie nauczył nas

Jak radzić sobie z emocjami

Jak wszystko przeżywać

Nikt nie pokazał nam

Jak dobrze żyć


Wsadzono w nas

Smutek

Żal

I rozpacz

Karmiono nas

Zdradą

Fałszerstwem

I nienawiścią

Zostawieni na pastwę losu

Nie wiedząc co robić

Chwyciliśmy się tego

Co pamiętamy z dzieciństwa

Co znamy najlepiej

Co nie jest nam obce


Od dziecka

Cierpimy

Będziemy cierpieć

Do teraz

Od małego

Ranimy

Będziemy ranić

Do teraz


Utknęliśmy sami

W kole strat

Zaczęliśmy powielać

Zachowanie rodziców

Dziadków i pradziadków

Nikt nie powiedział nam

Jak z tego wyjść

Nikt nie nauczył nas

Jak zachować się inaczej

Jak być wolnym

Nikt nie pokazał nam

Jak być sobą


Podarowano nam

Nieszczęście

Strach

I gniew

Ofiarowano nam

Pogardę

Obojętność

I egoizm

Odrzuceni przez społeczeństwo

Pogrążeni w pustce

Nie potrafimy puścić

Tego co pielęgnowano w nas od dawna

Tego co rozbudzano w nas od początku

Tego co nam wmówiono


Od dziecka

Cierpimy

Musimy cierpieć

Do teraz

Od małego

Ranimy

Musimy ranić

Do teraz


Męskie instynkty

Patrzysz na mnie

Patrzysz na nią

Patrzysz na nie

Wzrokiem drapieżcy

Jakbyś chciał połknąć nas w całości

Stoisz tak w bezruchu

Stoisz i się gapisz

Bo przyciąga cię nasz widok

Bo jesteśmy tylko sobą

A ty tak nieopanowany

Rzuciłbyś się na nas

Gdyby tylko nikogo nie było

A że wszyscy są tuż obok

Musisz odpuścić

Lecz i tak znów będziesz patrzył

Znów będziesz patrzył i czekał

W ciemnej uliczce

Podczas strasznej nocy

Na każdą z nas po kolei

Na mnie

Na nią

Na nie

Na każdą z osobna

Bo samotne jesteśmy bezbronne

Przed obliczem twojego

Wewnętrznego groźnego smoka


Świętość

Ciało kobiety

Jest świątynią

Jeśli nie potrafisz

Jej uszanować

Nawet nie próbuj

Do niej wchodzić


Gwałt

Zdzierając ze mnie ubrania

Rozdarłeś me serce

Gdy mówiłam tak

Delikatność koiła me rany

Mówiąc nie

Naraziłam się na ból

Zamykając oczy widzę

Twój wstrętny uśmiech

Zagłuszam wciąż umysł

By nie musieć

Słyszeć twoich słów

Włożyłeś we mnie

Cierpienie rozpacz strach nienawiść

Złamana w pół

Rozbita na części

Czekam na śmierć

W liczbie mnogiej

Gwałtownie umarła nasza miłość

Gwałtownie umrzesz Ty

Gwałtownie umarłam ja dwa razy

Do trzech zgonów sztuka

A później życie wieczne


Brak

Brak mi dystansu

Do tego co zostawiłeś mi w prezencie

Brak mi miłości

Którą postanowiłeś zmienić w nienawiść

Brak mi odwagi

Aby stawić czoła wojsku jakie przede mną postawiłeś

Brak mi siły

By wydostać się z więzów którymi zostałam unieruchomiona

Brak mi szczęścia

Bo odebrałeś mi je  początkowo mydląc oczy

Brak mi pewności siebie

Nie mogę być prawdziwa zrobiłeś ze mnie marionetkę

Brak mi snu

Nad którym przejąłeś kontrolę

Brak mi spokoju

Zrobiłabym wszystko żeby go odzyskać

Brak mi chęci do życia

Przez ciebie zmieniło się w piekło


Zemsta

Każdego dnia chowasz się

Za jedną ze swych wielu twarzy

Lecz zawsze rozpoznam

Kim naprawdę jesteś

Możesz oszukiwać ślepców

Okłamywać głupców

Zwodzić wszystkich wokół

Ale mnie już nie oszukasz


Widzę jak czarne jest twoje wnętrze

Wiem jak pożera cię mrok

Co dzień ubierasz różne maski

Pod nimi kryje się przerażający potwór

Wydaje ci się że masz wszystko pod kontrolą

Że jesteś władcą absolutnym

Mistrz manipulacji w królewskiej koronie

Świat wreszcie się dowie jak ją zdobyłeś


Twoje przewinienia będą cię prześladować

Do końca twych dni nie opuszczą cię na krok

Wreszcie dopadnie cię sprawiedliwość

I poczujesz jak ciężkie jest twoje sumienie

Na łożu śmierci odkryjesz prawdę

I to ona cię zabije nie ja

Z premedytacją odbierze ci oddech

Mszcząc się za wszystkie twoje grzechy


Dogadałam się ze śmiercią

Jest po mojej stronie

W swoim czasie odda hołd

Wszystkim skrzywdzonym przez ciebie kobietom

A my nie będziemy musiały robić nic

Usiądziemy by z przyjemnością obejrzeć spektakl

W którym ginie nasz oprawca

W nieopisanej agonii


Czekam na ten dzień

Czekam aż poczujesz to co ja

To co my wszystkie

Złączymy się razem

Te które skrzywdziłeś

I które jeszcze skrzywdzisz

Moc naszych łez zabije cię powoli

Tak jak ty zabijałeś nasze dusze za życia

Wina

Znikam

Ulotnie przenoszę się w otchłań

Koniec jakby dotykał moją duszę

Znikam

Nie mam już sił by stawiać opór

Unoszę się wraz z wiatrem w dalekie zakątki świata

Śnię w rzeczywistości

Przenikam ciemność choć stoję w miejscu

Znikam

Jestem a jakbym nigdy nie istniała

Ból przeszywa moje serce

Nawet nie chcę się już bronić

Świadomość bezsilności pochłania mnie bez reszty

Znikam

Poddałam się zapomnieniu

Rozpacz wypełniła każdą z mych komórek

Upadam

Spadam w bezdenną przepaść

Roztrzaskuję się niby porcelana rzucona o ziemię

Upadam

Przyciśnięta głazem własnych przewinień

Uciekam od walki z sumieniem

Jestem zranionym ptakiem

Zgubiłam kierunek podróży

Upadam

Ciągnięta ku glebie umieram

Nie mam szans na ratunek

Patrzę w dół i widzę siebie

Leżąca istota pogrążona w smutku

Upadam

Przegrałam z losem który mnie czekał

Nadszedł mój dzień i zwyczajnie przepadł

Możesz pomóc?

Czy mi ktoś pomoże?

Ten nie może nie pomoże

Może tamten może?

Też nie może nie pomoże

A ten może?

Nie pomoże

Kto pomoże?

Nikt nie może

Chyba żaden nie pomoże

Bo na świecie nikt nie może

Jeden jest co pomóc może

On nie może nie pomoże

A dlaczego nie pomoże?

Bo pomaga sobie


Samotność

Noc zamyka oczy dnia

Ciemność przykrywa jasny blask

Słowa i czyny odeszły w dal

Nie ma nikogo

Łza powstrzymuje uśmiech

Muzyka przestaje brzmieć

Sen przepadł

Nie ma nikogo

Tętno przyspiesza

Oddech hamuje

Serce staje

Nie ma nikogo

Trudna historia

Zgubiłam się

Przyzwyczajona do tego jak biegnie czas

Zapomniałam co tak naprawdę się liczy

Straciłam sens

Przestałam rozróżniać drogi

Skończyłam z szukaniem siebie w tej okropnej dziurze

Uśpiłam instynkt

Zamknęłam oczy żeby nie musieć oglądać tej katastrofy

Nie chciałam już słuchać kolejnego krzyku duszy

Zamknęłam drzwi

Nieproszeni goście już nigdy nie wejdą do mego życia

Niszczyciele serc nie zbrudzą mnie błotem udręki

Schowałam się

Teraz uciekam żeby mnie nie porwano

Czas za mną biegnie choć nie mam już siły

Umarłam gdzieś

Nadzieja próbowała mnie odnaleźć

Musiałam nieświadomie ją odepchnąć

Ogłuchłam

Przed śmiercią mówiłam różne słowa

Uczucia zbierały się we mnie i wysypywały jak z worka który nie ma dna

Leżę i czekam

Nie wiem czy da się to naprawić

Nie ruszam się z miejsca jak ciężki głaz

Stałam się murem

Jest za wysoki by go przeskoczyć

Jedyna brama została złamana

Byłam lecz znikam

Pozostawiłam po sobie niewiele

Ból i cierpienie więcej mnie nie dopadną


Kołysanka

Zaśnij już

Oczka zmruż

Koszmary dziś nie przyjdą

Zaśnij już

Ręce złóż

Nim twe powieki zbledną


Słodko śpij

Pięknie śnij

Nie będzie już cierpienia

Słodko śpij

We śnie żyj

I spełnij swe marzenia


Przyszedł sen

Zabrał Cię

Do swych dalekich krajów

Przyszedł sen

Zgubił Cię

Nie pójdziesz już do raju


Żyjący czy nieżyjący?

Żyję choć dawno umarłam

Poruszam się choć w bezruchu zastygłam

Jestem choć stałam się niewidzialna

Mówię choć me usta zostały zaszyte

Słyszę choć wokół mnie nie ma żadnych dźwięków

Czuję choć nie docierają do mnie żadne bodźce

Oddycham choć straciłam dostęp do powietrza


Umarłam lecz wciąż żyję

Zastygłam w bezruchu lecz wciąż się poruszam

Stałam się niewidzialna lecz wciąż jestem

Me usta zostały zaszyte lecz wciąż mówię

Wokół mnie nie ma żadnych dźwięków lecz wciąż słyszę

Nie docierają do mnie żadne bodźce lecz wciąż czuję

Straciłam dostęp do powietrza lecz wciąż oddycham


Drodzy hipokryci

Każecie mi żyć

A sami umieracie

Każecie mi być

A sami nie jesteście

Szczerzy

Prawdziwi

Dobrzy

Sprawiedliwi

Każecie wyrzucać negatywne emocje

A sami dusicie się wewnętrznie

Każecie się uśmiechać

A chodzicie nadąsani

Każecie pozbyć się ponurej miny

A całe wasze życie jest zgorzkniałe

Zaprzeczacie sami sobie

Hipokryci we własnej osobie

Każecie innym

Choć sami nie jesteście idealni

Każecie innych

Bo boli was że nie jesteście lepsi

Każcie więc samym sobie

Żyć i być bez skazy

I ukażcie siebie za wszystkie drobne błędy

Tak jak każecie mnie

Wpędzając mnie do grobu

Uwolnienie

Czuję

Czuję że mnie osaczyli

Nie mogę

Nie mogę od nich się uwolnić

Jestem

Jestem niewidzialna

Uciekam

Uciekam lecz nie potrafię ich zgubić


Czuję że nie mogę tak dłużej

Jestem ale wciąż uciekam


Otoczono mnie murem

Związano sznurem

Nikt mnie tu nie widzi

Nie ma stąd powrotu


Czuję że nie mogę tak dłużej

Jestem i już nie uciekam


Zburzono mur

Rozwiązano sznur

Wszyscy mnie tu widzą

Znalazłam jedyną drogę powrotu


Nie czuję więc teraz mogę wszystko

Nigdzie nie uciekam bo już mnie nie ma

Nie czuję

Nie czuję bo nikogo nie ma

Mogę

Mogę patrzeć na wszystko z góry

Nie uciekam

Nie uciekam bo nie mam przed czym

Nie ma

Nie ma mnie bo odeszłam


Życie na K

Kłopoty kłopoty kłopoty

Katastrofa nad katastrofy

Kataklizm ponad wszystkie kataklizmy

Cóż za kara

Karma wraca

Karambol wielki

Koło kolizji zamknięte

Krzywd liczba do kwadratu

Kasuj kasuj kasuj

Kasyno pełne katów

W każdym kącie klatki

Kamienie i kartki

Kosz kombinacji

Krwawa kurtyna zasłania

Każdą komórkę ciała

Chyba koniec kochania

Konam

Sekrety

Zakładasz maskę

Chowasz się

W cieniu innych ludzi

Dręczysz niewinnych

By sprawiedliwości

Stało się zadość

Nie myśląc o konsekwencjach

Zabijasz przyjaciół

Którzy tak naprawdę

Są twoimi wrogami

Robisz to wszystko

Nie z dobrego serca

Lecz z żądzy zemsty

By zagoić własne rany

By ukryć głęboki ból

Który rozprzestrzenia się

W zakamarkach twojej duszy

Nie możesz odpuścić

Nie potrafisz przestać

Brniesz coraz dalej

Wspinasz się po szczeblach

Krwawej drabiny

Prowadzącej w coraz większą odchłań

Ujawniasz intymne szczegóły

Cudzych żyć

A nawet swoje

By nie zwrócić na siebie uwagi

By ukryć się w ciemności

Otaczającej wszystkich dookoła

Niszczącej wszystkie bijące serca

Myślisz że walczysz

Po stronie prawdy

Wmawiasz sobie

Że robisz coś dobrego

Że zmieniasz ludzkość na lepszą

A tymczasem

Rozwijasz bieg wydarzeń

Nad którymi nie masz kontroli

Wszystko toczy się

Szybciej niż można się spodziewać

Krew rozlewa się

I ciągnie cię po trupach

Na koniec celu

Miał on być sukcesem

A skończył się

Śmiercią

Zmartwienica

Martwe ciała

Martwe mózgi

Martwe serca

Martwe dusze

W martwym świecie

Zmartwieniami

Martwych ludzi

Już się duszę


Martwo myślą

Martwo mówią

Martwo żyją

Martwo chodzą

W martwym świcie

Zmartwieniami

Martwi ludzie

Wciąż się głodzą


Martwo widzą

Martwo czują

Martwo marzą

Martwo robią

W martwym świecie

Zmartwieniami

Martwi ludzie

Życie zdobią


Martwe dni

Martwe noce

Martwe chwile

Martwe lata

W martwym świecie

Zmartwienia

To martwych ludzi

Zapłata


Martwe wnętrze

Martwa przestrzeń

Martwy kosmos

Martwa ziemia

W martwym świecie

Zmartwienica

Martwych ludzi

W trupy zmienia

Do serca I

Uratuj

Uratuj mnie serce

Ochroń mnie przed światem

Nie daj mi zabłądzić

Prowadź mnie ścieżką

Bez ludzi którzy zechcą

Zabrać mi Ciebie


Uratuj

Uratuj mnie serce

Nie oddam Cię nikomu

Bądź ze mną

Nie damy się zwieść

Słucham Ciebie

Jesteśmy jedno


Uratuj

Uratuj mnie serce

Poświęć się dla mnie

Oddałam swe życie

By znów móc być z Tobą

Nie wychodź do ludzi

Oni chcą Cię zgubić


Uratuj

Uratuj się serce

Nim umrzesz z miłości

Do serca II

Dlaczego?

Dlaczego serce me drogie?

Zgubiłoś swą drogę

Biegniesz przez pustynię

Po cierniach stąpasz

Zadajesz mi rany?


Dlaczego?

Dlaczego serce me drogie?

Nie rozmawiasz ze mną

Nie słuchasz mnie wcale

Zamilkłoś na czas nieokreślony

Ogłuchłoś całkiem?


Dlaczego?

Dlaczego serce me drogie?

Pozwalasz na ten stan

Działasz po omacku

Dajesz się niszczyć

Nadal chcesz cierpieć?


Dlaczego?

Dlaczego serce me drogie?

Kochasz bez wzajemności?


(Nie)pewność

Pewnego razu

Pewna miłość

Pewna była


Innego razu

Inna miłość

Się skończyła


Niepewność

Niepewnie

Ją osaczyła


Nienawiść pewnie

Niepewnością

Inną miłość zabiła


Pewnie mnie kochasz

Inaczej szlochasz

Niepewnie śpisz


Niepewnie szlochasz

Inaczej kochasz

Pewnie tylko śnisz


Złamane serce

Mieć mnie chcesz

Więc bierz

Oddam się

Bez bicia

Bez sprzeciwu

Lecz także bez serca

Będziesz miała

Tak jak chciałaś

Mnie dla siebie

Lecz niepełną

Egoistycznie mnie wzięłaś

Dla siebie całą

Dla swoich potrzeb

I oddałaś pustą

W ręce niczyje

Jak zużytą chusteczkę

Którą ja kolejno wyrzucam

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 51.45
drukowana A5
za 73.56