Adam GRODZKI
E r o t y k i
i
świństwa
(ale nie tylko)
SEKS JEST PO TO, BY NA CO DZIEŃ CZERPAĆ Z NIEGO RADOŚĆ, PRZYJEMNOŚĆ, WIĘŹ ORAZ WSZYSTKO CO NAJLEPSZE. PASKUDNE GRZESZENIE POZOSTAWMY WYŁĄCZNIE KSIĘŻOM I ZAKONNIKOM. TO WYBITNIE ICH MROCZNA DZIAŁKA ORAZ UŚWIĘCONA PONURĄ TRADYCJĄ SPECJALNOŚĆ ZAWODOWA.
autor: AG
Kilka słów wyjaśnienia
Zbiorek „Erotyki i świństwa”, to nie poezja, a proste wierszyki, rymowanki bądź limeryki pisane z najprzeróżniejszych pobudek, powodów, okazji, czy też zwyczajnie dla intelektualnych harców i przyjemności płynącej z zabawiania się rymem, rytmem, względnie najprzeróżniejszymi słowami. Czasem również tymi, które uważa się za brzydkie, niestosowne, czy wręcz nieprzyzwoite. Skoro od wieków istnieją jednak w każdym ludzkim języku, czemuż nagle stawać się hipokrytą i pruderyjnie, odmawiać im racji bytu? W dodatku w nieco specyficznej „twórczości”, pisanej głównie dla siebie samego, tudzież wąskiego kręgu przypadkowych, nielicznych odbiorców.
Rymując w myślach, odpoczywam czasami cichaczem od męczącego towarzystwa, czy nudnych zajęć dnia codziennego. W tym także od pracy, która po latach z reguły przestaje być ciekawa i zaczyna nużyć. Tak, sporą część niektórych „dziełek” wydumałem przypadkowo w… pracy. A dokładniej, w przerwach pomiędzy zajęciami na uczelni. Są prawdopodobnie efektem wewnętrznej potrzeby odreagowania na akademicką powagę i monotonię frazeologiczną, obowiązującą w dostojnych, choć nieco sypiących się murach zatrudniającej mnie Alma Mater.
Aha, i od razu odpowiedź na zadawane mi czasem pytanie, czemu w sporej części rymowanek tematem przewodnim jest erotyka bądź sex? Proste. Zawodowo na co dzień zajmuję się intymną sferą ludzkiego żywota. Stąd prawdopodobnie powstało drobne „zboczenie zawodowe”. Bo skoro od wielu lat, przez cały dzień, w pracy, mówię wyłącznie o seksie, po wyjściu z niej, temat najwyraźniej pozostaje w podświadomości, dając o sobie znać również w wolnych chwilach. I za tę „niepoprawność” obyczajową z góry przepraszam wszystkich, których rażą podobne klimaty czy zagadnienia. Te osoby po prostu w ogóle nigdy(!) nie powinny do tej książeczki zaglądać. I proszę je i oto, naprawdę! Nie każdy potrafi czerpać radość czy przyjemność z erotyzmu w różnych jego postaciach. Takim ludziom współczuję, ale trudno, nie wadzą mi, też mają prawo do istnienia. Natomiast wszystkich lubiących i ceniących erotykę w przeróżnych jej aspektach czy przejawach, serdecznie zapraszam do lektury niniejszego tomiku, w którym momentami bywa refleksyjnie, chwilami śmiesznie, zaś czasem nieco paskudnie bądź sprośnie. Lecz w sumie, takie jest nasze życie, więc…
Miłej zabawy!
Adam w raju
Samotny był Adam w Raju,
Sam dzień mitrężył calutki.
Nie miał kompanów do piwa,
Ani z kim napić się wódki.
Nie mógł wyskoczyć na dziwki,
(Wówczas ich jeszcze nie było!),
A spanie wyłącznie z Ewą
Każdemu by się znudziło.
Istniała wszakże zaleta,
Która się z tego wyłuszcza,
Wyłącznie Adam miał pewność,
Że mu się żona nie puszcza.
Spotkanie
Anonimowej parze plażowiczów
Już u schyłku wakacji,
Gdzieś nad Morzem Czarnym,
Spotkali się przypadkiem
Okropna z Koszmarnym.
„Cześć, Okropna jestem”.
„Miło mi” — rzekł — „Koszmar”.
Uścisnęli dłonie.
Żuli gumy „For Star”.
„Koszmarnie przystojny” —
pomyślała sobie.
„Okropnie urocza” —
błysnęło mu w głowie.
„I okropnie zgrabna,
Biust w sam raz i piękny,
Nogi super, tyłeczek
Okropnie ponętny…”
„Jest koszmarnie męski” —
oceniła szybko.
„Szpakowate, szczupłe,
seksowne samczysko.
Czy jest czuły? Sprawdzić?
Kurcze, mam ochotę
By w jego objęciach
Zmienić się w nie-cnotę”.
Potem była kąpiel,
Lunch, spacer, kolacja,
Wino, księżyc, brandy…
Wreszcie kopulacja.
„Okropnie mnie podniecasz” —
wyznał jej nad ranem.
„Koszmarnie go pragnę.
Chcę zostać z tym panem.” —
przyszło jej do głowy.
Więc wśród westchnień, warków
Zajęli się płodzeniem
Okropnych koszmarków.
O Kasi co… nie dawała
Lat trzydzieści ma panienka.
Fakt, że przeraźliwie cienka
Dzisiaj chłopców nie odstrasza.
Sęk, że do nich Kasia nasza
Czuje tylko obojętność.
Więc pal diabli Kasi cienkość
I brak biustu na dodatek —
To dziś norma u dzierlatek.
Ojca zżera wstyd straszliwy.
Facet gruby, dobrotliwy,
Dawno chciałby zostać dziadkiem.
Marzy skrycie by przypadkiem
Kasia z raz choć się puściła
I szczęśliwie zaciążyła.
Matka włosy rwie z rozpaczy:
„Nikt mej córci nie łonacy,
Szansę na to ma już marną,
wszak się stała starą panną”
Babcia się przewraca w grobie:
„Wnusiu, jak dopomóc tobie,
Byś się z chłopcem chędożyła?
Będę o to się modliła…”.
Ciotka raz jej poradziła:
„Już byś lepiej się kurwiła,
to wstyd mniejszy dla rodziny.
Życia w cnocie wszak przyczyny
szukać trzeba w twojej głowie,
idź się leczyć w wariatkowie!”.
Ale Kasia nie słuchała,
Dupy chłopcom nie dawała,
I została feministką —
Anty chłopską aktywistką.
Tak to niedawanie dupy
Czasem wesprze ruch — do dupy.
Wyjątkowy… wyjątek
Parodia i nader dowolne tłumaczenie XVIII w. pieśni: „Is There for Honest Poverty”, znanej częściej jako: „A Man’s a Man for A’That”, która w oryginale
w ogóle nie ma nic wspólnego
z seksem.
Robią to wszyscy — jak świat szeroki:
Robią grubasy, chudzi i zboki,
Robią szczęściarze, robią pechowcy,
Tak amatorzy jak i fachowcy
W sferze bzykania wręcz wyuzdani.
Robią turyści wraz z tubylcami.
Robili także ci co już w grobie.
Biali i czarni też radzą sobie.
Bogacz i żebrak, ksiądz, biskup, młynarz,
Wójt, proboszcz, Jasio — pastuszek świniarz…
Każdy z ochotą się tu sposobi,
I… tylko Kasia tego nie robi.
Starcy próbują i wspominają.
Młodym hormony spocząć nie dają.
Chorym, ułomnym — też rzecz wychodzi.
Rybak chędoży nawet na łodzi.
Każdy do dzieła się tu sposobi,
I tylko Kasia tego nie robi.
A wokół wszystko ciągle się bzyka:
Pszczółka, a także syn ratownika,
Kury, ropuchy, wiewiórki, żmije,
Gołębie dzikie, dzieci niczyje,
Myszy i szczury, pająk, jeż, koń,
Padalec, ślimak, kangur czy słoń…
Każdy do tegoż się wszak sposobi,
A tylko Kasia tego nie robi.
Kleszcze, komary, obłe robaki,
Liszki też chętnie pełzają w krzaki,
Byki, krasule, niedźwiedzie, muchy,
Tę samą czynią rzecz karaluchy…
Więc jurny młodzian odzienie ściąga,
I dobywając własnego drąga
Rusza ochoczo ku Kasi w bój.
Lecz próżny tegoż młodzieńca znój.
Wszak Kasia przecież nie robi tak.
A niech to diabli. A niech to szlag!
Znów wiosna…
Znów wiosna nastała,
Więc marcowe koty
Jak co roku głośne
Wszczynają zaloty.
Kopuluje na drzewach
Latające ptactwo.
Mnożyć się poczyna
Też wszelkie robactwo.
Rży za rączą klaczką
Ogier podniecony,
No a w telewizji:
„Rolnik szuka żony”.
Bo i ród człowieczy,
I zwierzęce plemię,
I mieszkańcy wód czystych,
I gryzący ziemię,
W swej szaleńczej miłości,
Z nieuchronną pasją
Chcą przedłużyć gatunek
Zanim sami zgasną,
Marząc, by w zaświatach
Chuci ziemskiej siły
Nigdy, ach przenigdy
Ich nie opuściły.
I tylko Kasia z chuciami
Nic wspólnego nie ma,
Bo ni kochać, ni dupczyć
Się jej nie potrzebna.
Wyjazd kopulacyjny
(w firmach „integracyjnym” zwany)
Kasia jedzie dziś służbowo,
No i daje mamie słowo,
Że jak chęć jej nie opuści
To się może wreszcie puści.
Wszystko firma opłaciła.
A w gratisie dołożyła
Kolorowych pięć kartonów
Najróżniejszych wprost kondomów.
Są smakowe, z wypustkami,
Cienkie, grube, z żeberkami,
Krótkie, długie oraz średnie,
Są świecące w noc, zaś we dnie
Kolorami tęczy kuszą
Wszystkich, którzy się poruszą
W blasku słońca na golasa
Prezentując wzwód kutasa.
Kasia seksu nie uznaje,
Lecz rodzinka nie przestaje,
Martwić się o brak jej chuci.
Dziewczę cnotę więc porzuci,
By spokojność mieć już w domu.
Puści się dziś po kryjomu
Z tym, który się napatoczy.
Może w ciążę też zaskoczy?
Choć i gburowaty będzie,
Dupy szybko da mu wszędzie,
W łóżku, lub na jakimś zydlu,
Lecz na pewno nigdy w kiblu.
Sęk, że na wyjeździe owym,
(weekendowym i służbowym)
Podaż piczy była większa,
Więc jedynie co sprytniejsza
Się na samca załapała.
Tego zaś nie przewidziała
Nasza bohaterka w porę.
I tak Kasia swą niedolę
Oraz cnotę nadal targa.
Lecz dziewczyna jest zbyt harda,
By się przyznać do porażki.
Spakowała więc menażki
I na saksy wyjechała.
Tam też cnotę postradała.
Wolny wybór
Raz się Kasia zapomniała,
Mamą omal nie została.
Lecz udała się do Czech
I tam popełniła „grzech”.
Własną wolność dziewczyna wybrała.
Spóźniona reakcja
Jaś pokochał anielicę.
Lecz po ślubie, ta w diablicę
Szybko się przeistoczyła.
Piekło w domu mu stworzyła.
Więc chłop stracił na nią chcicę.
Uświadomienie po polsku
Motto:
— Mamo, co to znaczy: „spuścić się”?
— Dowiesz się jak dorośniesz!
Kilka minut po północy,
Gdy już wszyscy mieli spać,
Mały Stasio zdjął majteczki
I do kibla poszedł srać.
Drzwi się jednak nie domknęły,
Więc wśród pierdów własnych huku
Dojrzał, że w pokoju obok
Mama leżąc na swym brzuchu
Co i rusz wypina pupę,
Którą w tył i w przód porusza.
Stęka przy tym jakoś dziwnie.
Wzdycha. Jęcząc się przydusza?
Posapuje, pochrząkuje, wrzeszczy:
„Czeekaaaj, dooobrzeee, aaach!
Jeeszczee trooszkę… Zaaaraz dooojdę…
Spuść się kiedy krzyknę — taaaak!”
No i Stasio zrobił kupę
Kiedy mama: „Taaaaaaaaak!” — krzyknęła,
Smród się rozszedł, ale chłopczyk
Dumny był ze swego działa,
Bowiem ulgę poczuł w brzuszku
Od dwóch dni nie wypróżnianym.
Poczym pierdnął, odbyt wytarł,
Beknął, ziewnął i w zaspanym
Rytmie wrócił do pokoju,
W którym w łóżku czekał miś.
Szepnął mu: „Wiesz, zrozumiałem.
Stałem się dorosły dziś.
Spuścić się — to zrobić kupę
W kiblu nocą wszak oznacza.
Teraz tylko po północy
Będę chodził srać do sracza!”.
Cnota
przeterminowanej dziewicy
Z reguły lepiej żałować popełnionych grzechów, niż straconych okazji…
Cóż warta twa cnota,
Skoro na nią ochota
Nie przychodzi nikomu.
Siedzisz razem z nią w domu,
Wypłakując swe żale w kark kota.
Skąd się biorą dzieci?
(Piosenka Rzetelnie Uświadamiająca)
Motto:
“Odpowiadając na to sakramentalne
pytanie, rodzice zawsze powinni
powiedzieć dziecku prawdę.”
{prof. dr hab. Z. Lew-Starowicz}
To odwieczne jest pytanie,
które trapi dzieci:
Skąd się wziąłem? Jak się stało,
że jestem na świecie?
Różni ludzie dziwne rzeczy
w krąg opowiadają:
Że jest taki sklep w stolicy,
gdzie dzieci sprzedają…
Kasię bocian ponoć przyniósł,
gdy była bobaskiem…
Tomka za to znaleziono
w kapuście, pod laskiem…
Wszystko to są jednak bajki,
opowiastki takie.
Dzieci robi tata mamie.
Nie rosną pod krzakiem!
Wszystko, co na świecie żyje
dupczy się czasami.
Ci zaś co nie uważali,
zwą się rodzicami.
Kiedy mama była młoda
(słuchaj, to nie bajka!)
dała dupy tatusiowi,
by opróżnił jajka.
W sztok pijany tata — mamę
czym prędzej schędożył.
Gdy się spuścił — szybko zasnął.
Ją — na bok odłożył.
A że mama zapomniała
łyknąć w czas pigułkę,
zanim się zreflektowała,
byłeś już dzidziulkiem.
Tatę trafił szlag w momencie
gdy mu powiedziała.
Obił mamę, z domu przegnał,
by się wyskrobała.
Lecz ustawę mamy przecież:
„O ochronie płodu…”.
Przez nią teraz z nami jesteś.
Chcesz, to dziękuj Bogu.
Sruluś na morożkowisku
czyli
sranko na łonie natury
W głębi puszczy, przy strumyku,
zasiadł Srulek na nocniku.
A że bardzo był nieśmiały,
siedział cicho Sruluś mały,
by pierdami oraz smrodem
Źle nie wpłynąć na przyrodę.
Leśne bąki wokół grały.
Tu pajączki się jebały,
tam stokrotka z koniczynką
dupy dały już motylkom,
które po ich zapyleniu
spoczywały chwilkę cieniu.
Srulek rozsiadł się wygodnie.
Troszkę niżej spuścił spodnie,
bo mu w udko się wpijały.
Lecz wnet poczerwieniał cały
bowiem słonko przypiekało.
Gówno zaś wciąż uwierało.
Diabli wzięli wyższe racje,
Srul rozpoczął defekację!
Nadął się, wpierw pierdnął hucznie,
aż koniki polne — juczne,
w dyrdy wokół uciekały.
Odczuł ulgę Sruluś mały.
Smród roztoczył się wokoło,
lecz Srulkowi jest wesoło,
gdyż cierpienia się skończyły,
które jelit dotyczyły.
Wtem zza krzaka miś wychodzi:
— „Do cholery! Któż tak smrodzi?!”
— „Tak nie można!” — piszczy sarna,
która (chociaż była marna,
bo ją wcześniej kozioł zrąbał)
też zza klonu już wygląda.
Srulek speszył się ogromnie…
Prędko dupkę oblekł w spodnie,
a że wytrzeć jej nie zdążył,
w straaaasznym smrodzie się pogrążył.
Miś i myszka
Króciutka bajko — scenka o nikłych walorach literackich,
przeznaczona dla dorosłych dzieci oraz dziecinnych dorosłych,
jak również wszystkich zainteresowanych tematem.
Przez bór ciemny, przez bór dziki
Dysząc, pędzi myszka Miki.
Za nią misio Jogi człapie:
— „Czekaj ścierwo. Ja cię złapię!
Wiem, że dziad twój od lat wielu
sutenerem jest w burdelu.
Ale twoje miejsce w norze!
Kochać się ze szczurem możesz,
ale żeby z kotem?… W sianie?…”
Na te słowa myszka stanie:
— „Wszystkie ptaki w lesie kwilą,
że twój brat jest pedofilą
i nieletnie małpy zwodzi.
Że ja z kotem, to ci szkodzi?
A sam, wczoraj, w rannej porze,
z klępą nie leżałeś może?”
— „Ciszej rzesz ty!” — miś zawoła.
— „Aaaaa! Ubodła koza woła.”
— „Gdzie widziałaś? Przy… paśniku?”
— „Nie. Na łączce, przy strumyku.”
— „Wszędzie włazisz niepotrzebnie.”
— „Więc skończ misiu swoje brednie!
Dajmy spokój z głupim sporem…”
— „Psssyyt! Ktoś idzie naszym borem.
Spójrz, to ludzie. O tam, w krzakach…”
— „Baba żoną jest Jóźwiaka —
chłopa, który przed tygodniem
z wczasowiczki ściągał spodnie.”
— „Lecz któż on jest? Chyba z miasta…”
— „Misiu, to naczelnik Trasta.
Patrz, garnitur już zdejmuje.”
— „Ona kieckę podkasuje!”
— „Chodźmy już… Nie patrzmy na nich.”
— „Czekaj no! Rozpina stanik.”
— „Chłopu to niewiele trzeba.”
— „Spójrz, całują się… O nieba!”
— „No i masz — rasowy z chłopką!”
— „Deszcz nadciąga. Jeszcze zmokną.”
— „Nie martw się i chodźmy lepiej” —
myszka misia w łapę klepie.
— „Myszko, spójrz tam… kopulacja”
— „Wyjdzie z tego prokreacja.
Niebezpieczne to, przyznaję,
ale z kotem pozostaję.”
— „Rób co chcesz. Mnie pachnie rajem…”
— „Tam na łączce? Za ruczajem?
Klępę wszak widziałam w lesie…”
— „Zapomniałem! Fakt, spieszę się!”
— „Więc jak misiu, sztama?”
— „Sztama! Cześć. I pozdrów dziś barana…”
— „Jego żonkę, przy wieczorze
obracałeś w letniej porze.”
— „Nic się przed nią nie ukryje.
Ja cię myszko kiedyś zbiję!”
— „Nie ma sensu. Żyjmy w zgodzie!”
— „Cóż po stróża ci zawodzie?”
— „Teraz spiesz się. Klępa czeka.”
— „Czeeeść!” — odkrzyknął miś z daleka.
Wieloryb
Chuć raz naszła wieloryba.
Strasznie podniecony pływa
Wokół swej wybranki wielkiej.
I perswazji samczej, wszelkiej
Argumenty jej wyłuszcza.
Wokół zaś makreli tłuszcza
Już ławicą oczekuje —
Rybki pornos też rajcuje.
— „Jesteś taka tłusta, słodka,
Zajebista kaszalotka,
Najpiękniejsza w oceanie,
Penis-gigant w mig mi stanie.
Wiem żeś strasznie marzycielska,
Ale daj mi dzisiaj cielska.”
Wielorybka zaś westchnęła
I w toń wodną odpłynęła.
Lecz wieloryb nie odpuszcza.
„Może z innym ona puszcza
Się w otchłaniach oceanu?
Lecz nie, do takiego stanu
Przy mnie wszak nie dojdzie przecie.
Nasze wspólne będzie dziecię,
Co za lata dwa urodzi.
Jeśli sądzi, że je spłodzi
Z jakimś byle kaszalotem,
Myli się! Pokonam cnotę.
I nadzieja ma nie skona —
Klnę się wszak na Posejdona.”
Wielorybka przyspieszyła
I z falami się bawiła.
— „Zrozum, rzesze ekologów,
Naukowców i nierobów,
Polityków, aktywistów,
Seksuologów czy dentystów
Na manifestacjach wszędzie,
I biadolą co to będzie
Kiedy w wodach nas zabraknie.
Każdy wieloryba łaknie,
No i gnębi go frasunek:
Jak zachować nasz gatunek.”
— „Jestem na to nie gotowa.
Poza tym, boli mnie głowa.
I za grosz nie mam ochoty
Wyzbyć się mej czci i cnoty” —
Rzekła jemu w odpowiedzi,
Rozpędzając stado śledzi.
Te rekinkę odsłoniły.
Zmysły widok jej pieściły
Gdy cichaczem przepływała.
Również obła, piękna cała
I ponętna strasznie była.
Cnoty dawno się wyzbyła.
Uśmiechając się ponętnie,
Rzekła: — „Ja naprawdę chętnie
Chuć twą dzisiaj zaspokoję.
Daruj sobie tę dziewoję,
Co na pierwszy już rzut oka
Przypomina kaszalota.”
Jaka stąd nauka płynie?
Odpuść chłopie wszak dziewczynie
Co marudzi już na wstępie.
Inna ją zastąpi chętnie.
Zawsze znajdzie się niecnota,
Więc unikaj kaszalota.
Powrót
albo
Cnota Taty
WIESZCZOWI, Adamowi M.
z podziękowaniem za pierwowzór
— “Pójdźcie bachory, idźcie wszystkie razem,
Za miasto, pod słup, na wzgórek,
Tam przed Dziewicy klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
Tatko nie wraca, choć łajdak stary,
We łzach go czekam i trwodze.
W krąg AIDS zagraża — pełne gejów bary
I pełno dziwek przy drodze”.
Słysząc to dziatki, pędzą wszystkie razem
Za miasto, pod słup, na wzgórek,
Tam przed Dziewicy klękają obrazem
I zaczynają paciórek.
W końcu litanię do Dziewicy Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem:
— “Matko Dziewico” — przyśpiewują dziatki —
„Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!”
Wtem słychać warkot. TIR-y jadą drogą
I Jeep znajomy na przedzie.
Skoczyły dziatki i krzyczą jak mogą:
— “Takto! Ach, tato nasz jedzie!”
Obaczył handlarz, whisky w kufle leje,
Z Jeepa pijany wylata:
— “Hej, jak się macie? Co się u was dzieje?
Łyknijmy” — zaprasza tata.
— „Mama czy zdrowa? Teściowa wciąż żyje?
A ot, ogórki w koszyku.”
Ten już zagryza, tamten jeszcze pije,
Pełno radości i krzyku.
— “Ruszajcie! — handlarz do zmienników woła —
Ja z dziećmi przejść chcę się właśnie”.