Piraci
Głupie pomysły były czymś, co Kapitan generalnie wykreślił ze swojego słownika. Głupie oznaczało że ktoś zrobił coś, co innych mogło albo naraziło na niebezpieczeństwo albo jeszcze gorzej, na śmierć. Jako przedstawiciel floty Nowej Fundacji czuł się odpowiedzialny za swój statek, jego załogę, a przede wszystkim za wykonanie powierzonej misji. W tym wypadku cel był relatywnie prosty. Zapewnić bezpieczne dostarczenie konwoju z Iridium, prosto do galaktyki Cu-123. I tak miało pozostać. Przynajmniej z takim przekonaniem kapitan poszedł na odpoczynek po prawie dwudziestoczterogodzinnej wachcie.
W mesie kapitańskiej czekała na niego miła niespodzianka. Była tam bowiem jego asystentka, Kate. Co tu robisz — zapytał zaskoczony?
Nic takiego odparła — po prostu chciałam pomóc kapitanowi się rozebrać…
Nowa Fundacja powstała nie tak dawno, wkrótce po zakończeniu serii wojen w tej części galaktyki. Zaczęło się jak zwykle niewinnie. Grupa żyjących dotąd w zgodzie kolonii, które dawno usamodzielniły się i tworzyły własne systemy polityczne i gospodarcze, wpadła na genialny wprost pomysł jakby tu dostać więcej niż inni. Postęp technologiczny spowodował, że nie tylko osiągnięto możliwości lotów hybrydowych, łączących możliwość szybkiego przemieszczania się w nadprzestrzeni. Dzięki odkryciu nowych właściwości rzadkiego radioaktywnego minerału Iridium okazało się, że statki mogą być napędzane silnikami, które nigdy nie tracą energii. Nie było to perpetuum mobile. Czas rozkładu grama tej substancji to tysiące lat. Ale miała ona szczególną właściwość. Była tak bardzo skoncentrowana, jak ściśnięta gwiazda, że te kilka gramów dawało energie równą średniej wielkości elektrowni atomowej. Dość, żeby napędzić średniej wielkości lotniskowiec, niszczyciel a nawet ciężkie statki kosmiczne dalekiego zasięgu klasy Cybernuke.
Był tylko jeden mały problem, którego trudno było pominąć. Wszystko szło świetnie, budowano doskonałe nowoczesne statki, cieszono się z taniej energii. Jednak ten rzadki minerał występował w małych ilościach i trudno było do znaleźć. Do poszukiwać potrzebne były duże siły i współpraca. To jednak oznaczało, że trzeba dzielić się tym szczególnym dobrem a także potencjalnymi zyskami. Ostatecznie doprowadziło to do serii incydentów a w efekcie do wywołania najpierw lokalnych a następnie globalnej wojny. Nie posłużyła ona nikomu. Setki milionów istot zostało zabitych, kilka planet stało się niezdatnych do zamieszkania. Aby ugasić pożar postanowiono ustanowić coś w rodzaju formalnej federacji z władzami, w których każda planeta miała swoich przedstawicieli a wszelkie zyski z odkryć nowych złóż cennego minerału zdecydowano się przeznaczyć na budowę Nowe Fundacji. Flota służąca do transportu, flota wojenna, bazy, infrastruktura, systemy wsparcia dla rozwoju dotąd biedniejszych planet. Ponieważ nie walczono, statki floty generalnie częściej zajmowały się konwojowaniem cennego ładunku. Mimo wszystko pozostało kilka planet, które nie chciały żadnej nad sobą kontroli i nie weszły w skład zjednoczenia. To stamtąd rekrutowali się piraci, którzy zrobiliby wszystko, aby przejąć cenny ładunek. Kapitan otrzymał tymczasem typowy rozkaz, zapewnić bezpieczeństwo frachtowcom z Iridium aż do momentu wyładunku na macierzystej planecie. Oznaczało to aktywne osłanianie statków, ale również poszukiwanie i ewentualnie zwalczanie kosmicznych złodziei i przestępców. Zwykle nie byli oni groźni dla uzbrojonych po zęby pilotów statków floty. Jednak zdarzały się wyjątki, które stanowiły koszmar każdego Kapitana.
A teraz Kapitanie, za pana zasługi zostanie pan odznaczony najwyższym honorem Fundacji … — widok Premiera z wyciągniętą ręką, trzymającego medal przeznaczony dla niego, Kapitana, przesłonił nagle czerwony kurz. Zza zasłony snu rozległ się donośny głos automatycznego systemu ostrzegania — rozpoznano wrogi statek. Kapitan na mostek. Powtarzam. Rozpoznano… Kapitan zerwał się w jednej chwili. Z zasady wypoczywał w specjalnym pomieszczeniu, przygotowanym w pobliżu mostka. Nie było czasu na nic więcej. Obowiązki nie pozwalały na życie towarzyskie na statku. Nie dla Kapitana. Zerwał się w jeden chwili, wciągnął kombinezon i ruszył w kierunku drzwi. Nagle gdzieś w oddali rozległ się stłumiony odgłos wybuchu. Świat zawirował wokół niego, podparł się ręką ściany. Co u diabła … rzucił w pustą przestrzeń ciasnego pomieszczenia. Odblokował wyjście i pobiegł jak najszybciej mógł do pomieszczenia sterowni, powszechnie określanego jako mostek kapitański.
Kapitan pobiegł w stronę skąd dobiegły wybuchy, ale zanim dotarł do kolejnego korytarza, drogę zagrodzili mu żołnierze. Ubrani w pełne stroje, mieli również na sobie hełmy. W razie dekompresji poszycia statku nie groziła im dzięki temu śmierć. Oczywiście kombinezon zapewniał zbiornik powietrza tylko na pewien czas, ale nie tak krótki jak kiedyś. Nowoczesne kombinezony potrafiły odzyskiwać jedną trzecią tlenu z wydychanego dwutlenku węgla dzięki reakcji agzokomfortycznej. To odkrycie zrewolucjonizowało do pewnego stopnia podróże kosmiczne i w ogóle pracę w kosmosie. Dzęki temu nie trzeba było tak bardzo martwić się, że jeśli zabraknie tlenu, problem nie musiał się okazać śmiertelny i dawało to czas na uratowanie się. Przez intercom dowódca drużyny rzucił: Panie Kapitanie, musi pan natychmiast się schronić. Jesteśmy atakowani przez Seks Roboty.
Kapitan popatrzył na żołnierza jakby ten był z innego wymiaru. Nigdy o czymś takim nie słyszał. A co to takiego twoim zdaniem — rzucił.
To straszliwe roboty obcej rasy. Rasa ta nauczyła się atakować w nieprzewidywalny sposób statki z naszego wymiaru. Ponieważ jesteśmy tak bardzo zafascynowani seksem i w ogóle, to wymyślili że stworzą roboty, które nas obezwładnią. Wtedy będą mogli zapanować nad name.
Ale jak to możliwe, przecież można zwyczajnie strzelić robotowi … — rzucił Kapitan, lekko rozbawiony.