E-book
23.63
drukowana A5
35.58
EMITUM

Bezpłatny fragment - EMITUM

Objętość:
59 str.
ISBN:
978-83-8104-870-5
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 35.58

Emitum
Emi =Tum

Jest rok 5040, świecą dwa słońca i ziemia wygląda inaczej. Obecnie ma kształt płaskiej kuli i otacza ją niezliczona liczba planet. Grawitacja dziś nabrała nowego znaczenia i rozciąga się do nieskończoności. Jest szybsza od prędkości światła i dzięki temu istnieją leje czasoprzestrzeni, wypełnione hologramami naszych odbić. W tych tunelach (lejach) są kodowane informacje i nasz wielowymiarowy obraz. Wyposażone są one w wiele różnych „nici”, które są jakby przekaźnikami danych. Zdolne są do napędzania i spowalniania czasoprzestrzeni, to jakby odwrócony kosmos. Świat, jaki znacie, nie istnieje i być może wcale nie istniał. Obecnie, po zmianach klimatu jest jedna pora roku — zima. Nie ma chorób i śmierci. Z tym poradziliśmy sobie około roku 4010.

Inaczej też wyglądamy.

Ja mam długą, podłużną głowę, a moje oczy mają możliwość przybliżania i oddalania obrazu. On to przekazywany jest automatycznie do okolicznego magazynu dipol, który gromadzi wszystkie dane. Nie mam włosów, brwi i rzęs. Moje oczy zachowały zdolność akomodacji. Kolor mojej skóry zmienia się i przybiera różne faktury. Raz jest ona pomarszczona, szorstka, gruba, by za chwilę stać się gładka i pięknie brązowa. Może też być bezbarwna i niewidoczna.

Moje ręce i nogi są cienkie, szybko się męczę i dłużej muszę przesiadywać w maszynie napraw. Zresztą, musicie wiedzieć, że w niej w pełni się regeneruje. Umiem przenosić się na odległość i w różne miejsca. Wtedy zawsze towarzyszy mi On — taki sam jak ja…

U nas nie ma zbyt wiele zakazów czy nakazów, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. To nie ten świat, o którym czytałam w książkach. Nie ten, w którym ludzie gdzieś się spieszyli i byli ciągle smutni. Kiedyś to było. Dziś — każdy może się pojawiać i znikać w różnych miejscach. Naprawdę, uwierzcie, nie jest to żadna tajemnica.

Co jeszcze się zmieniło? Teoretycznie jesteśmy wszechwiedzący. Nikt nie chodzi do szkoły, od stworzenia rozumiemy, co się do nas mówi i jesteśmy samodzielni. To ponoć wynik badań nad nami i ciągłego udoskonalania. Pamiętam, że modyfikacje nie zaczęły się wczoraj, trwały bardzo długi czas i w końcu doszliśmy do takiego etapu. Teraz możemy się w nieskończoność regenerować. Nie wiemy, co to zło, kradzież i ból. Nie mamy domów, sklepów, restauracji, dróg. Zamieszkujemy pas środkowy, który unosi się nad powierzchnią. Mieszkamy w taleoportach — wyglądem przypominających dawne, antyczne kopuły. Są one zbudowane z niklu i żelaza, które pozyskaliśmy z asteroid. Zresztą wewnątrz nich mamy swoje bazy i całkowicie nad nimi panujemy. Możemy teraz przebywać w środku asteroidy, ponieważ jest tam wielka pustka. Ja mam wrażenie, że dziś nie istnieje, a wczoraj nabiera nowego znaczenia. Bez problemu mogę teraz podróżować w tzw. lejach czasoprzestrzeni. Zawsze wtedy zrywa się silny wiatr i tak też dzieje się właśnie teraz. No i zaczyna się. Moje ciało rozpada się jakby na setki małych kawałków. Tracę poczucie czasu i nie wiem dokładnie, ile to wszystko trwa.

— Co też się ze mną dzieje? — Biję się z myślami.

Mam wrażenie, że śnię, a po przebudzeniu jestem w dziwnym miejscu. Po chwili uświadamiam sobie, że to chyba przeszłość. Widzę siebie tu, to „tu”, to wnętrze asteroidy. Mam teraz długie włosy i śniadą cerę. Wydaje mi się, że urosłam i stałam się wyższa. Czuję, że wciąż jestem sobą, ale mam inne ciało. Z uwagą przyglądam się swoim rękom, które wydają mi się takie spracowane i zniszczone. Dotykam swojej twarzy i czuję ból. Mam wrażenie, że cała moja twarz płonie. Patrzę na moje nogi — są pokryte dziwnymi strupami i niemiłosiernie swędzą. Nie mogę opanować się i ciągle rozdrapuję te strupy. Postanawiam się tym jednak nie przejmować, a swoją uwagę kieruję na to miejsce. Jakoś wcale a wcale nie podoba mi się tu. Wokół mnie panuje półmrok — ale co to? — nie jestem sama. Jest tu również on i ciągle na mnie patrzy.

Ja też zaczynam mu się przyglądać, ma — podobnie jak ja — śniadą cerę i czarne włosy. Teraz właśnie do mnie krzyczy:

— Dawaj ten ładunek tu!

— Emi — rusz się!

— Już się robi szefie — odpowiadam mu.

Ale co to?

Teraz mam na sobie kombinezon chroniący przed promieniowaniem i trudno mi się poruszać.

— Emi! Sprawdziłaś parametry „astum”?

— No, oczywiście! — odpowiadam mu.

— Dziś wydobywa cud! Ciekawe, co na to nasz kiero ziemi?

— No! Będzie podwyżka! — Pewna siebie odkrzykuję.


Zwróciłam uwagę, że on ma niesamowicie błękitne oczy, które non stop się we mnie wpatrują. Mam przeczucie, że tam jesteśmy tylko my i pracujemy nad czymś ważnym.

— Transport przygotowany?

— Emi! Słyszysz?

Oczywiście, że słyszę, jednak nie mam ochoty odpowiadać.

— Emi! Odezwij się! Emi! — krzyczy on.

— Emi! Wszystko gra?


— Tak — odpowiadam mu po chwili.


Teraz jeszcze uważniej zaczęłam przyglądać się temu miejscu. Nie ma tu słońca i cały czas jest ten półmrok. Wokół panuje głucha cisza, a ja ogarniam teraz tylko własne myśli i nic poza tym. Nie ma tu żadnego szmeru wiatru, panuje całkowity spokój. Niestety ja nie czuję się najlepiej i co chwilę kaszlę.

— Echu, echu.

— Emi. — Słyszę — Ty też! — zauważa on.

— Echu, echu

— Echu, echu — kaszle.


Ten kaszel niemal rozrywa nam płuca.

— No nie! Nie można tak pracować! — krzyczę.

Czuję, że nie jest z nami dobrze.

— Emi! — mówi on. Nie jest łatwo! Musimy włączyć Trafido i przesłać na jego pokład węgiel. Potem razem z ładunkiem powrócimy na ziemię!

— Głowa do góry, Em! — pociesza mnie.


Wiem, że Trafido ma dwa wielkie silniki i długą ssawkę. Dzięki niej jest łatwo przetransportować węgiel na pokład. Mimo ciągłego kaszlu udaje nam się załadować węgiel i wstukać prawidłową trajektorię lotu. Resztą zajmie się już kiero z ziemi! No a my? Próbujemy się dostać na statek, ale gdy tylko przekraczamy drzwi, to coś z wielką siłą nas wypycha i nie pozwala wejść do środka.

Zaczynam krzyczeć!

— SŁUCHAJ, TO KONIEC!

Mój krzyk miesza się z kaszlem, który jeszcze bardziej się nasila.

— Nie wejdziemy! Słyszysz?

— To naprawdę koniec!

Nie mogę powstrzymać łez, które napływają mi do oczu. Cały czas krzyczę!

Widzę, jak statek nabiera prędkości i oddala się. Płaczę! Teraz pozostała tylko ciemność. On podchodzi do mnie i mnie obejmuje. Poznaję go — to mój Tum! Zasypiam.

W tej chwili coś mnie wciąga do wielkiego tunelu i całą sobą czuję, że przestaje istnieć. Nie wiem, jak długo to trwa, ale budzę się i… jestem teraz tu, na Ziemi.

Kieruję jakąś misją badawczą, czy co? Próbuję to sobie poukładać i zrozumieć. „Hem. — Zastanawiam się. — Czyli to… co to, u licha, jest?”.

Jestem pewna, że na asteroidzie nie ma ludzi, tylko roboty. Widzę wszystko dokładnie niczym w wielkiej tafli szkła. Cała asteroida pokryta jest dziwnymi wypustkami. Po chwili rozumiem, to są bazy robotów.

— O! To niezłe! — krzyczę.

Teraz pomału do mnie dociera, że nimi tu zarządzam.

Rozumiem, że to ja w pełni ich kontroluję!

Ale co to? Co ja widzę?

Jeden z nich chyba uległ awarii!

Teraz w okamgnieniu wokół niego pojawił się drugi i zaciąga go do bazy.

Trudno mi opisać słowami, jak ona wygląda. Ta baza jest ogromna, ma wiele dziwnych kabli i nawet nie potrafię ich zliczyć. Nie to jednak zwróciło moją uwagę! Dokładnie widzę, jak te maszyny się samo naprawiają!

Po chwili dociera do mnie komenda od już naprawionej jednej z nich:

— System gotowy do pracy! Wszystko ok! Naciśnij przycisk „akceptuj”!

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak tylko nacisnąć ten przycisk!

Roboty dalej szykują transport i nic nie zakłóca tej pracy!

— Emi, wszystko gra? — mówi Tum.

— W porządku — odpowiadam.


— Emi! Udało się!

— Transport gotowy! — Znów woła z oddali Tum.

— Emi! Właśnie robię kawę! Chodź, Em! — krzyczy Tum.

— No rusz się, Emi!

— No, zaraz wystygnie! — Nachalnie nawołuje Tum.

— Idę, już idę! — Pospiesznie mu odpowiadam.

Nagle znów zerwał się ten dziwny wiatr. Wokół mnie pojawiła się tajemnicza energia, czuję się źle. Ona niepojętym ruchem wirowym osadziła mnie w dziwnej kuli i jestem teraz tu. Widzę, że jest to ta sama asteroida. Nie wygląda jednak tak samo. Teraz są na niej wielkie stacje z paliwem. Przecieram oczy ze zdumienia, co ja widzę?

Majestatyczny statek z wielkim żaglem. No naprawdę! Statek z niebieskim żaglem. Uzupełnia paliwo i znika w jakiejś mgle. Tak też dzieje się tu co chwilę. Pomyślałam sobie, że to wygląda jak jakaś wielka stacja paliw. Nie ma tu ludzi. Pojawia się jednak On!

Teraz wydaje mi się, że go znam! Przynajmniej tak mi się wydaje!

— Jesteś Emi!

— Tum! To Ty?

— Tum!

— O matko! To Ty, Tum! — Pomału wracają mi wspomnienia.

Czuję, że On zawsze jest przy mnie!

— Emi, chodź! — krzyczy Tum.


— Idę! Już idę! — odpowiadam mu.

— Emi! — mówi Tum — Widzisz to, co ja?

— Hem. — Cicho wzdycham.

Oboje widzimy, że asteroida jest w środku pusta i przypomina wielką czarną dziurę. Wygląda to tak, jakby stanowić miała bazę dla kogoś lub czegoś.

— Emi! — Znów krzyczy Tum.


— Emiii!

— Emiiiiii!

Coraz słabiej go słyszę i nie wiem, dlaczego.

Teraz już nie docierają do mnie żadne dźwięki! Wydaje mi się, że ktoś mnie zamknął w ogromnej tubie, z której nie można się wydostać!

Chcę płakać, ale z moich oczu nie płyną żadne łzy!

Nie wiem, dlaczego jest mi tak smutno!


Nie pozostaję jednak długo w tym stanie. Znów pojawia się ten wiatr. Teraz czuję, że wyssał ze mnie całą krew, a ja w środku zostałam całkiem pusta.

Czuję, jakbym miała sam szkielet, który bez jakichkolwiek obciążeń grawitacyjnych jest tu. Uwierzcie lub nie, ale nagle znów jestem w swoim taleoporcie. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie potrafię nadążyć. Zwracam uwagę na stół, na którym leży wycinek z gazety:

Czytam:

„Dawniej asteroidy miały duże pokłady węgla, ale dziś nie ma po tym śladu. Kiedyś ludzie wysyłali na nie roboty, które zdalnie sterowane wykonywały za nich pracę. Miały one tam swoje bazy i były w pełni samowystarczalne. To już był ten moment, gdy roboty mogły się same regenerować i udoskonalać. Ludzie wtedy na Ziemi byli jakby ”głową robota” i w pełni kontrolowali jego myśli. Nie był on więc tak samodzielny, jakby mu się zdawało, bo wszystkim tym zarządzał człowiek. Już wtedy paliwo było tworzone tu, na asteroidzie i bez problemu można było zatankować pojazd. Musicie wiedzieć, że nie rodziło to żadnych problemów, a wręcz przeciwnie, było to łatwe i nieskomplikowane. Najpierw naukowcy odkryli, że na asteroidzie jest węgiel i woda — to był początek »genialnego planu«. Ta »życiodajna ciecz« posłużyła do stworzenia paliwa i bezproblemowego tankowania. Wszystko to wyglądało niezwykle widowiskowo i było na co popatrzeć. Roboty uwijały się ze swoją pracą i nigdy nie były znużone. Dzięki ich pracy asteroida stała się pustą przestrzenią zdolną do pomieszczenia przyszłych nas”.

Zadałam sobie wtedy tylko jedno pytanie: skąd ja to znam?

Właśnie w tej chwili (czuję, że nie trwa to długo) znów znajduję się w środku asteroidy. Do tego idealnie sprawdził się taleoport. Asteroida z zewnątrz jest niewidoczna i przypomina czarną dziurę. Jednak już środek jej wygląda zupełnie inaczej. Jest tu druga Ziemia. Widzę tu miniludzi, którzy nad czymś ciężko pracują. Wyglądają niemal jak ja, jednak są bardzo mali. Oni tu mają przeogromne maszyny, które produkują dużo różnych kul.

— Co to właściwie jest? — Cicho szepczę.

Z wyglądu nie przypomina niczego, co znam.

Próbuję to zrozumieć!

Widzę, jak miniaturowi ludzie tworzą od podstaw miniplanety.

Uświadamiam sobie, że miniplanety są niczym szpiedzy we wszechświecie. Kiedyś pojawiały się regularnie nawet na naszej Ziemi i zbierały przeróżne dane.

W tym momencie patrzę, jak miniczłowiek podpina się pod tę maszynę (produkującą miniplanety) i na ekranie widać diodę łączności jego z nią.

— Udało się! — krzyczy.

— Jesteś wielki! — odpowiadają mu.

— Wiem — przytakuje.

— Niezły ten technoport! — Znów krzyczy!

— Wspaniały! — mówią inni.

Ja zerkam na ekran, a na nim pojawia się dioda połączenia myśli człowieka z maszyną.

Nagle jeden z miniludzi odzywa się:

— Ktoś tu jest! Kim jesteś?


— Emi! Jestem Emi — szepczę cicho.

— To Ty!

— Ulga! — wzdychają.

Na ekranie maszyny pojawia się wiadomość!

— Emi jest bezpieczna!


Przyglądam się teraz tej maszynie. Widzę, że składa się z wielu różnych technoportów. Wydaje mi się, że miniludzie kontrolują sytuację na każdej planecie i o wszystkim wiedzą.

Ale co to znaczy? — Zastanawiam się.

Teraz rosną im głowy, a oczy stają się dziwnie wybałuszone!

— Przyciśnij ten guzik!

— Rusz się! — krzyczy jeden z nich.

— Naciśnij niebieski guzik!

— Wykonaj zadanie!

— No, już naciskam! — odpowiada.

Ja widzę, jak maszyna wyrównuje ciśnienie w ich głowach i wygląd ich wraca do normy.

Zdaję sobie sprawę, że ich maszyna jest zbudowana wewnątrz małej asteroidy, by uniknąć nadmiernego promieniowania. Chroni to też przed całkowitym unicestwieniem wszystkiego i rozproszeniem na inne, odwrotnie proporcjonalne światy. W tym momencie miniczłowiek znów zwrócił na mnie uwagę. Teraz podszedł do mnie i telepatycznie odebrałam od niego wiadomość.

Moim oczom ukazał się taki widok:


Ujrzałam właśnie obraz dawnej ziemi!

Widzę mnóstwo piramid!

Ale jest jeszcze coś!

Te piramidy są połączone z planetami!

Niesamowite, właśnie obserwuję, jak z tych piramid wychodzą z ogromną siłą wiązki światła i jak pod nimi jest mnóstwo złota.

— To tak wygląda — szepczę.

No i teraz rozumiem — pomału to do mnie dociera — to tu gromadzono energię. Zdaję sobie teraz sprawę, że to wszystko posłużyło do budowy ponadczasowego leja, w który jest również wyposażony taleoport. W tym momencie moim oczom ukazała się mapa z tymi wszystkimi piramidami.

— Ale co ja znów widzę? — Zastanawiam się.

Te piramidy są zbudowane według jednego, pierwotnego wzorca. Każda z nich ma określoną strukturę i stanowi drogę. Od nich wychodzą wiązki białej energii. Ta energia bez problemu może się kumulować na innych planetach. Przyglądam się tej mapie i zauważam wyjaśnienie, że jest to mieszanie pól energetycznych. To znów utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam wpływ na swój los i mogę cofać czas.

Teraz jestem pewna, że miniludzie od zawsze w pełni umieli kontrolować ziemię i ona nieświadomie była im podległa.

Gdzieś na kawałku kartki kątem oka zauważyłam rysunek. Byli na nim miniludzie, a obok nich dziwny wir. Teraz też dopiero do mnie dotarło, że oni pobierali z ziemi wielkie pokłady energii i dzięki temu potrafili udoskonalać siebie. Nagle zobaczyłam, jak też to robią.

— Jakie to proste!

— To tu, to tam — mówi jeden z nich.

— Jeden koniec nad piramidą!

— W miarę szybko!

W tym momencie na własne oczy ujrzałam ten dziwny wir, który gromadzi się nad piramidą. Kształtem przypomina on jakąś długą sprężynę. Ona właśnie przenosi w górę energię. Wszystkiemu towarzyszy światło. Blask jest tak intensywny, że aż mrużę oczy. Wtedy widzę nad piramidą dziwne odbicie. Pojawia się jakby lustro, bo wyraźnie w nim widzę swoją twarz. Jednak nie tylko ją zobaczyłam. Teraz ze zdziwieniem wpatruję się w jego taflę. Widzę siebie w przeszłości i w przyszłości. Pojawia się też i On. To tak, jakbym widziała siebie, bo On to idealne odbicie mnie. Widzę i czuję, to są te same myśli i ruchy, to tak jakby był mną. W mojej głowie pojawia się taki oto obraz:

Emi = Tum = wieczni!

Nie umiem tego nazwać. To są zbyt silne emocje. Teraz on staje obok mnie i na mnie patrzy.

— Emi, to znów ty?

— Tak dawno, Emi!

— Tak dawno! — mówi.


Teraz wokół nas panuje absolutna cisza, on chwyta mnie za rękę i porywa w głąb tego dziwnego leja, którego wielowymiarowość jest niezwykła. On w tym tunelu staje się nagle jakby hologramem mnie. Teraz poruszam się z niebywałą prędkością. Nie wiem dlaczego, jednak zdaje mi się, że widzę minisekundowe blaski, a w nich jakby na stałe zatopione obrazy. W jednym z nich szaman, ściana i ogień, cień na ścianie i czas. Teraz otaczają mnie jakieś małe nitki energii i tracę świadomość. Po chwili odzyskuję ją. Razi mnie po oczach dziwny płomień. Z prawej strony jest jakby blask słońca, a z lewej coś na wzór księżyca. Środek za to ma jakieś dziwne przejście do innych wymiarów, którego drzwi wyglądem przypominają jakąś harmonijkę. One wciąż zginają się i rozciągają w blaskach światła. Przez chwilę wydaje mi się, że widzę czas. Zdaje jednak sobie sprawę, że chyba dlatego, iż przez małą chwilę jestem poza nim. To jest niezwykłe. Stoję w miejscu i jestem w całkowitym bezruchu. Chwilowo nic nie widzę, nic nie słyszę. Nagle nabieram prędkości, to jest jakiś dziki pęd. Czuję, jakby przestrzeń i czas się ze sobą skrzyżowały i doszło do wielkiego wybuchu. Teraz pojawili się oni, Emici — nowe byty.

Są to wielkie, bezcielesne istoty. Ich twarz jest przesłonięta kapturem, noszą też długie, białe, ciężkie płaszcze. Czuję, że jestem ich częścią i łączy nas dziwna więź. Teraz obserwuję ich, widzę, jak stoją nieruchomo pomiędzy przejściem dzielącym przestrzeń i czas. Pilnują trzech wejść, tych trzech punktów na osi czasu. Teraz rozumiem, że dostęp do nich jest niemal niemożliwy. Ja jednak uparłam się i postanowiłam tam wejść.

— Aaa — krzyczę! — Pomóżcie!

To uczucie jest nieporównywalne do żadnego, jakie znam!

Wyraźnie słyszę głos:

— Emi! Co z Tobą?

— Emi!


W tym momencie czuję, jak rozpadam się na setki, a może tysiące małych komórek, a one na tysiące następnych. Zaczynają uderzać jedna o drugą i wpadać w ten dziwny ruch wirowy. Moja świadomość jest rozbita na miliony małych cząstek, mam jednak dziwne wrażenie, że nadal istnieję. Towarzyszy mi uczucie, jakby ktoś sklonował mnie i dookoła jestem tylko ja. Dopiero teraz mogę odnaleźć się w tej realności.

Słyszę teraz:

— Emi! Chodź za mną! — On znów jest przy mnie i chwyta mnie za rękę.

Razem mijamy to przejście, to pomiędzy przestrzenią a czasem.

Mam wrażenie, że prześlizgnęliśmy się niczym jakaś ryba, nieświadomi tamtejszej rzeczywistości.


To przejście wyglądało jak zagadkowa geometria. Trójkąt o bokach z przeszłości, przyszłości i teraźniejszości. Mógł być nieskończenie szeroki, a zarazem nieskończenie wąski, długi i wysoki, rozszerzający się do n wymiarów. Zdałam sobie sprawę, że jestem pośród tego wszystkiego. Po chwili czuję, że jestem sama i próbuję to zrozumieć. Obok mnie pojawia się ta postać z ukrytą twarzą. Wpatruje się we mnie, aż muszę spuścić wzrok. Wtedy się do mnie odzywa i szepcze:

— Chodź, coś ci pokażę!

Te słowa zaczynają krążyć mi po głowie. Bez zastanowienia idę za nią. Mijam wiele zakrętów. Za którymś z nich stoją trzy postacie. Każda z nich wskazuje ręką na czas. Przed moimi oczami pojawia się obraz.

Jedna z tych osób widzi mnie będącą w taleoporcie, jednocześnie druga widzi mnie teraz, a trzecia widzi tylko taleoport. Te trzy postacie w tym samym momencie widzą, co innego. Długo zastanawiam się dlaczego i nie umiem ukryć moich myśli. Dopiero ten Emita pomaga mi rozwiązać zagadkę. Uświadamia mi, że jestem teraz poza przestrzenią i czasem, a prędkość jest szybsza od światła. Zresztą teraz ze mną też staje się coś dziwnego. To jakieś psikusy tej rzeczywistości. Ja też co chwilę widzę różne miejsca i jakieś fragmenty z mojego świata. Raz wydaje mi się i niemal jestem pewna, że to ziemia, by po chwili ocknąć się i uświadomić sobie, że się jednak myliłam. To jakby fatamorgana, raz jestem pewna, że widzę jakieś planety, by za chwilę stwierdzić, że to tylko złudzenie. Zastanawia mnie złożoność tego miejsca. Postanawiam poeksperymentować i wysłać tekst telepatycznie, aby otrzymać go w innym wymiarze, w innej alternatywnej rzeczywistości. Zaczynam w myślach powtarzać słowo „Emici”, „Emici”, „Emici” i mam cichą nadzieję, że ta wiadomość kiedyś do mnie wróci. Przez chwilę jeszcze o niej myślę, potem zamykam oczy. Znów jestem w moim taleoporcie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 35.58