E-book
14.7
drukowana A5
44.4
drukowana A5
Kolorowa
69.55
Emigruję poza własny wymiar

Bezpłatny fragment - Emigruję poza własny wymiar


Objętość:
228 str.
ISBN:
978-83-8245-809-1
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 44.4
drukowana A5
Kolorowa
za 69.55

Mojej córce Julii


…ZAMIAST WSTĘPU

List do Ciebie…


Może to akt odwagi, może brak rozsądku, a może jeszcze coś innego, czego określenie jest zbyt trudne, ale właśnie teraz na przekór temu, co niesie rzeczywistość do żadnej innej niepodobna, zdecydowałem, aby to, co przez kilkadziesiąt lat było tylko moje i w zasadzie nikomu niedostępne, trafiło do Ciebie. Ta rzeczywistość to czas pandemii, która zmieniła nasze funkcjonowanie, wyzwoliła lęki, pozbawiła nie tylko poczucia stabilności czy po prostu normalności, ale i odsunęła nas w dużej mierze od tego, co niematerialne, zawarte w sztuce jakkolwiek definiowanej. Czas, który obcowanie z estetyką w głębszym wymiarze zepchnął na margines naszych potrzeb. I właśnie to mnie — który w swojej naturze zawsze miał ukrytą negację tego, co aktualne, i wieczną tęsknotę za czymś innym — skłoniło do podzielenia się niejako sobą. Paradoksalnie ten właśnie okres pozwolił mi odnaleźć siłę do zmierzenia się z tym, co głęboko we mnie tkwiło i powracało co jakiś czas silnym pragnieniem podzielenia się z Tobą moim słowem. Jednak to pragnienie skutecznie przez długie lata przegrywało z czymś, co niejako było moją nieśmiałością i niechęcią dzielenia się sobą w sposób tak otwarty. Nigdy nie pisałem z myślą o upublicznianiu swoich tekstów, a raczej traktowałem to jako autobiograficzną narrację do własnych przeżyć, emocji, przemyśleń. Tak więc czas pandemii pobudził we mnie odwagę i siłę. Ale nie tylko ten czas. Również skończone właśnie pół wieku życia. To nic nadzwyczajnego, aby przy takiej rocznicy mieć refleksje, w których pełno podsumowań czy rachunków sumienia. Czas powrotów do przeszłości skłonił mnie do decyzji, aby część moich tekstów uwolnić z prywatnej szuflady, nadając im wydawniczą formę. Może to niejako prezent urodzinowy dla samego siebie?

Świadomie nie używam tu określenia „poezja”, bo mam w sobie wiele szacunku i pokory wobec prawdziwych poetów i poezji, która mocno wryła się w moją wrażliwość. To właśnie uciekanie od codzienności w świat poezji i innych form pięknego słowa to moja „emigracja poza własny wymiar”. To tworzenie własnej, często wyimaginowanej przestrzeni i przenikanie do niej z ograniczeń zwykłego życia.

Ta emigracja ma też wiele innych znaczeń. Ale to pozostawiam już Twojej interpretacji…

Nawet jeśli moje teksty przyjmują formę wiersza, to tak naprawdę nazywam je po prostu… tekstami bądź myślami. A myśli te to efekt wielu przenikających się sił sprawczych, które się we mnie zbiegają, mieszają, czasem wręcz kotłują. To faktyczne przeżycia, uczucia, emocje o przeróżnym wymiarze, ale też nieograniczona wyobraźnia i tworzona przez nią fikcyjna fabuła. Jest w nich też mnóstwo inspiracji myślami zawartymi m.in. w poezji mocno intelektualnej, ale też pełnej prostoty i bólu twórczości pokolenia poetów wyklętych. Inspiracją są też teksty wplecione w muzykę wielu artystów, zarówno polskich, jak i legend światowych scen. Czasem znowu ktoś zupełnie mi nieznany napisał słowa, które dawały mi iskrę zapalną do wskrzeszania własnych myśli.

Wiele z nich powstało w podróżach, zarówno tych najbliższych, jak i bardzo dalekich, gdzie inność miejsca czy ludzi dawały natchnienie i sprawiały, że miejsca te na zawsze pozostały we mnie. Właśnie podróże często stawały się inspiracją, ale i czasem niejako podarowanym dla tworzenia słów. Zresztą uciekanie w świat słów to jak uciekanie do innego kraju, na inny kontynent. Emigracja… Tak więc pisanie stało się jedną wielką podróżą.

Kiedy z upływem lat do nich sięgam, widzę, ile w nich lęku, niepokoju, niespokojnych myśli, ciągłego poszukiwania czegoś, czego sam często nie umiem określić… Gorycz i rozpacz, której tyle w moich słowach, to nic złego, bo życie czy miłość nie zawsze są szczęśliwe. A doświadczenie cierpienia pozwala uwrażliwić się na innych, sprawia, że stajemy się dojrzalsi. I tak chciałbym, aby były czytane te z pozoru ponure teksty. Czy samotność, o której piszę, nie jest funkcją miłości? Tak jak i cierpienie. A śmierć — a dużo jej u mnie! — nie jest tym, co zbliża do Wieczności?…

Tak więc miłość, samotność, przyjaźń, lęk, odrzucenie, śmierć, cierpienie są jak najbardziej naturalnymi stanami, wręcz nieobecnymi samoistnie, ale się przenikającymi. Tak naturalnymi jak relacja mężczyzny z kobietą i wynikające z niej emocje. Bardzo różne emocje. I nie ma w tym nic nienaturalnego — bez nich wszystko w życiu byłoby zbyt surowe, wręcz nijakie. I tych emocji jest u mnie sporo…

Tak jak i sporo w nich też Boga. Boga często ukazanego w krzywym zwierciadle, wyrażonego słowem pełnym cynizmu czy wręcz bluźnierstwa. Ale to mój sposób wyrażenia wiary, a nie buntu wobec Najwyższego. To tylko daleko idąca poetycka wyobraźnia, w której Bóg jest jednym z nas, wielce słaby i sfrustrowany niemocą wobec życia i ludzi. Ale ostatecznie Bóg i tak pozostanie dla mnie największym Poetą ze swoim arcypoematem — Krzyżem…

Czasem mnie przeraża, ile w moich tekstach mroczności, wręcz obrazów pełnych ponurych barw. To wyobraźnia człowieka… wesołego, a raczej żartobliwego. Dokładnie tak! Właśnie tu widać dwoistość natury i pozorną sprzeczność z codziennym funkcjonowaniem wśród ludzi, którzy często widzą u mnie przede wszystkim wrodzone poczucie humoru czy sytuacyjny żart jako formę komunikacji z nimi. A teksty takie niewesołe, poważne, czasem wręcz przerażające. Złożoność natury to również fakt łączenia przez kilkadziesiąt lat tej wrażliwości, tego spontanicznego sięgania po przysłowiowe pióro z płaszczyzną jakże racjonalną. Z naturą człowieka, który w związku z głównym wykształceniem i obraną drogą zawodową od lat z powodzeniem mierzy się z takimi obszarami jak finanse, sprzedaż, zarządzanie czy szkolenia… To niby nie ma nic wspólnego z naturą wrażliwego człowieka uciekającego w świat słów. A może jednak to się przenika? Niby człowiek samotnie zmaga się z kreowaniem słów, bez obecności innych, a jednak to zmaganie ma ścisły związek z relacjami z ludźmi wokół. Wspólnym mianownikiem pozostanie zawsze szeroko pojęty humanizm, tak bliski mi w pracy i w byciu sam na sam ze swoimi myślami. To właśnie ta emigracja w inny świat…

Może świat słów i myśli, zwłaszcza wyrażanych w wierszowanej formie, jest dziś postrzegany jako archaiczny czy wręcz naiwny, jestem jednak przekonany, że właśnie w nich tkwi autentyczność i dobro. I mimo że pisanie ma wydźwięk bardzo osobisty, a upublicznianie tego jest wręcz obnażaniem emocji, uczuć czy myśli, to warto znaleźć w sobie odwagę do dzielenia się tym z innymi. Czy wreszcie wiersz nie jest formą oczyszczenia siebie samego, ale i wznoszenia się na wyższy poziom bycia człowiekiem? A zatem i bycia bliżej Boga? Tak czuję i w to wierzę. I absolutnie bliżej ludzi… Nawet jeśli większość z nich nigdy moich słów nie przeczyta albo ich nie zrozumie…

Ciężko spośród kilkuset tekstów wybrać te, które powinny znaleźć się w tym pierwszym, mającym przekrojowy charakter, zbiorze. Stąd wybór mocno subiektywny i intuicyjny. To historia słów na przestrzeni ponad 30 lat, z przewagą tych, które powstały w duszy młodego, pełnego pasji i emocji człowieka, a nie dojrzałego mężczyzny z siwizną na skroni. Najstarszy tekst pochodzi z 1988 roku, ale są tu też myśli z ostatnich miesięcy. I proszę o wyrozumiałość wobec tego, co przeczytasz, ale też nie próbuj wszystkiego zrozumieć. Tak jak i ja nawet nie próbuję pojąć tego, co w pełni wyrażają słowa innych, być może też Twoje słowa. Bo tak jak ja nigdy nie będę Tobą, tak Ty też nigdy nie będziesz mną…

W słowach i przestrzeni przez nie tworzonej czuję prawdziwą wolność, prawdziwą niezależność. To prawdziwie tylko moje. Wierzę jednak, że z moich słów pozostanie w Tobie jakaś myśl, jakiś niepokój, może jakaś nieokreślona emocja… A może pojawi się w Tobie chęć… emigracji poza własny wymiar?

Mariusz Zygmunt

Nowy Sącz, 12.02.2021 r.

PS Myśli moje szczególnie dedykuję Julii, wkraczającej w dorosłość — by miała w nich wsparcie na drodze w poszukiwaniu własnego przeznaczenia…

WYSZEDŁEM SZUKAĆ SIEBIE



Jest ktoś

Rafałowi W.

Jest ktoś kogo znam kto zawładnął

Mną: moim życiem śmiercią tą kartką

* * *

Od bramy do bramy

biegam by odnaleźć

pierwsze słowa podarowanej księgi

jak przepowiednie bogactwa

drogowskazy poniżenia

dojrzałej męskości


i tylko kwiat skulony w pięść

szydzi ze mnie otwartą raną

Moja filozofia

Nigdy nie mogłem pojąć

filozofii swojego postępowania

by to co mam nie mieć

by to czego jestem już tak blisko

odrzucić jeszcze dalej

a wciąż uparcie dążyć do tego

na co naprawdę nie zasłużyłem


doszedłem dziś do tej mądrości

która zapewne wyda ci się

pospolitą głupotą

Jestem człowiekiem

Rodząc się wybrałem:

jestem człowiekiem

Jestem człowiekiem

i mam serce

Choć dziś wolałbym

nie mieć serca

Nie wiedzieć

co znaczy miłość

wspomnienie i ból

Czy zawsze moje serce

będzie miało kształt krzyża

wbitego w Golgotę

własnego pragnienia?

Rodząc się skazałem:

jestem człowiekiem

Wybór wzgardy

Wy mnie nazwiecie prochem snów

zbyt wcześnie ściętym kwiatem

I tylko grób z waszych słów

z których każde będzie katem —

zapachnie zielenią liści chwał

I wzgardzi!… oto czegom chciał

Dla was moje imię zamilknie —

umrze bez koron!… w błocie

Stoczone w głąb szyderstwa… Nie!

Kroczyć będzie — choć nie w złocie —

przez pogardy zimną dłoń

Nie ulegnie — przeminie wiek…

Choć bez gwiazd moja skroń

jednak Bóg się o niej dowie…

Gdy odejdę ktoś z was powie:

Ach! Umarł tylko… Człowiek

Bruk

Cyprianowi N.

Jakby na bruk zrzucili krzyż!…

Serce rozdzielili więzienną kratą…

Skazali!… przerwali pragnienie.

Ból wskrzesili ręką tak łagodną…

…a może niebo kazało?

I zgasł ostatni płomień…

Szedł już szwadron trupów… coraz bliżej!

Głuszony niepokój krzykiem drzewa

ranionego gwoździem bijącym trumnę

bladł… I bladł zdumiony kamień.

Przyjął mnie przyjaciel — Bruk

w swoje chłodne dłonie. Tu

zastygłem jako krzepnąca krew

w znowu rozdartej ranie…

Dnia już nie będzie… Noc.

I nie będzie już więcej nadziei…

Omegą… i trupem na bruku!

Po trzykroć pytam

Czy naprawdę moja planeta

jest tak mała

że trzema krokami mogę ją okrążyć?

Czy naprawdę mój dzień

będzie trwał

tak długo jak długo zechcę?

Czy naprawdę słońce

nade mną

nigdy nie zgaśnie?

Najdłuższy dzień

Ten najdłuższy dzień

zaczął się gwałtownym

szarpnięciem serca

i wzburzona krew

zalała ramiona krzyża

I długo szarpało się

męczone bólem

odtrąceniem i wspomnieniem

Chrystusowej twarzy

Aż zasnęło w piersi…

...by obudzić się

dygocąc we łzach…

A potem tak cicho

kołysało się w wyznaniach

i uspokoiło się drgając

w zawieszonej łzie

Łzy

Są łzy które może otrzeć tylko jeden człowiek

Nieotarte stają się po czasie kryształami

które wbijają się głęboko w serce

Kamienie

Gadulstwo czyni ludzi głupimi

Kamienie są od nas mądrzejsze —

potrafią milczeć

Cisza

Cisza to tylko pragnienie nieskończoności

To cud — nikt nie mówi

a można najwięcej usłyszeć

Nieobecny

W tej ciszy

mnie nie ma

Jest tylko abstrakcja

szukająca chłodu

W tej ciszy

są tylko wspomnienia

poza nią szukam

szczęścia…

I dusza się błąka

po szlakach milczenia…

Biedne złudzenia…

Rzeka

Płynie zawsze

w życiu każdego

Czasem głęboko ukryta

ledwo drąży swoje koryto

to znowu wezbrana

nagłym uczuciem

zalewa całe ciało

Czasem płynie w sercu

to znowu serce w niej płynie

Musi płynąć

Jej brak oznacza

śmierć duszy

a wszystko poza nią

to egoizm

Zmęczenie

Jestem już zmęczony

Dłonie już nie tak czułe

Twarz już nie tak radosna

Oczy już nie tak bystre

Usta też już powolniejsze

Myśli już nie tak skrzydlate

ale zdradzone i ciemniejsze

Tylko serce wciąż to samo

* * *

Nie ma nic nieśmiertelnego

skoro tyle razy widziałem

miłość umierającą w moich dłoniach

Jeśli wciąż ktoś decyduje o moim losie

zabierając mi to jedyne szczęście

to czy warto pragnąć nieskończoności?

Autobiografia

Urodziłem się w ciekawej chwili:

zbyt późno by być bohaterem

zbyt wcześnie by być szczęśliwym


Kiedy wiosna kwiaty odkrywała

deptałem je stopą lekką

A widząc słońce letniego blasku

zrywałem je dłońmi snów

i składałem na progu serc

które nie raz mój cień

układały w kształty krzyża

Nie znam jeszcze koloru liści

które zasypią moją skroń

Ani chłodu śniegu

który będzie ziębił serce

i tajał aż po ostatnią chwilę


Moje włosy głaszczą usta strof

które szepczą nadzieję i zwątpienie

Kocham i znam

wszystkie ludzkie pragnienia

ale nie doniosłem jeszcze

poezji na moją Golgotę

Włóczęga

Pozwól mi zostać włóczęgą

nie mającym ni domu ni celu

Pozwól mi zostać włóczęgą

nie mającym niczego prócz kija

Pozwól mi odchodzić daleko

między górami słońcem i troską

Pozwól mi zostawić wszystko

i być wolnym jak on

Samotne podróże

Samotne podróże

wciąż trwają i trwają

Choć łez coraz mniej

i mniej skradzionego żalu

Mniej odtrąconych dłoni

i wypowiedzianych słów


Samotne podróże

wciąż trwają i trwają

i każą wciąż tonąć

z połamaną różą

i nieotartymi łzami

Wciąż wierzę w człowieka

Stojąc w wielkim tłumie

o kamiennej twarzy

i zaciśniętych dłoniach —

wciąż wierzę w człowieka…


I idąc odrzucony

z ledwie zwiędłą różą w dłoni

i zranionym pragnieniem —

wciąż wierzę w człowieka…


I choć wciąż odchodzi

z kawałkiem mojej twarzy,

zostawiając ból i krew —

wciąż wierzę w człowieka…


Choć ponad rzekami

nie wznosi mostów,

aby mnie spotkać —

wciąż wierzę w człowieka…


I nawet gdy gasi

zmęczonym oczom

ostatni płomyk nadziei —

wciąż wierzę w człowieka…

W drodze

Choćbyś i ogień zapalił na kamieniach

po których idę swoją drogą —

nic mnie nie zatrzyma


Nawet gdybyś szarpnął moje ramię

i krzykiem przeszył moją twarz —

nadal szedł będę niewzruszony


I nawet gdybym ujrzał wbite w ziemię

twoje dłonie w geście błagania —

ominę je idąc bez żalu


Gdybyś jednak przede mną postawił swoje serce

i wzruszył mnie szeptem mojego imienia — …

Przed końcem

I nagle urwała się droga

której kierunek wyznaczyć sam chciałem

I sen straszny

uderzył w zamiary

i bladość narzucił na twarz

I stworzyłem przekleństwo

I nastała ciemność

jak dnia szóstego przed końcem…

Przyjaciel Niepokój

Moją drogą — z przeciwnej strony —

szedł Niepokój

Stanął przede mną i prosił

abym został jego przyjacielem

Od tej chwili wciąż go czuję

a on mnie nie opuszcza —

jako wierny przyjaciel

Przeznaczenie

Nie witają nas otwarte ramiona

i nikt nie śpiewa nam uwielbienia

Przechodzimy obok nich nieświęci

z ręką w kieszeni sercem z kamienia

Ani nie ptaki dla nas latają

ani nie słońce nas co dzień budzi

tylko wspomnienie krwi nas zrywa

i głośne łkanie zmęczonego anioła

co przysiadł na przydrożnym kamieniu

I niebo nas drażni swoim błękitem

bo nie pragniemy go witać co dzień

lecz noc kochamy noc ciemną

I wciąż w wielkim pochodzie

idziemy w głębokim milczeniu

z pięścią w kieszeni ciałem z kamienia

jako wielcy więźniowie swojej krwi

płynącej aż do chwili stracenia

I mówimy o sobie: człowiek

a szatan się śmieje: z ręką Kaina…

Mały człowiek, wielkie serce

Nie dłoń mordercy mi dałeś

ani nie głowę wielkiego mędrca

Nie kazałeś mi zbawiać narodów

ani walk krwawych staczać

Nic nie mówiłeś o pieniądzach

ani o śmierci czy ukrzyżowanych słowach


Uczyniłeś mnie jednym z najmniejszych:

małym człowiekiem z olbrzymim sercem


Teraz zabijam swoje ideały

i jestem mędrcem zamyślonym w fotelu

zbawiam własne myśli

i walczę z bólem odrzucenia

Ze stołu zwisają pieniądze

i kartka co przyjmuje ode mnie

ostatni poemat — nie śmierci —

ale zwątpienia i żalu

Nie Bóg rządzi

Bóg tylko stwarza

Serce rządzi

Niepotrzebny

Ja nie żyję iluzją

wiem gdzie zostałem postawiony —

w szeregu ludzi niepotrzebnych

Trwam uzbrojony w cierpliwość

i największą z broni — nadzieję

Ona mi każe walczyć

lecz gdy mi ją odbiorą…

Stanę w tłumie znienawidzonych

Ból

Jeśli mnie tylko będziecie chcieć

powiedzcie jedno ciche słowo

Przyjdę ogarnę nie zostawię —

bywam zawsze wierny

Nie jestem zimną skorupą

we mnie się miłość doskonali

Boi się mnie największy król

ale pierwsze ogarniam małe dziecię

Gdyby nie ja nie wiedzielibyście

co znaczy prawdziwe szczęście

Gdyby nie ja —

wasz Ból

Domek

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 44.4
drukowana A5
Kolorowa
za 69.55