E-book
22.05
drukowana A5
35.58
Elegie sznurówkowe

Bezpłatny fragment - Elegie sznurówkowe


Objętość:
59 str.
ISBN:
978-83-8351-834-3
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 35.58

Czy to nie straszne, zapytał mnie kiedyś Gaustyn, że zawsze umierają inni, a my sami — nigdy?

Georgi Gospodinov

czarny kocioł jagniątkowski

gdybym był dżezmenem

znalazłbym te dźwięki

stamtąd

znad ciszy

zgubionego w bieli po kolana

szlaku


gdybym był wspinaczem

chwyciłbym

ten obłok

i zawisł zbawczo


gdybym był poetą

odnalazłbym

sto słów

w jednym spojrzeniu

samotnej arniki


gdybym mógł trwać

byłbym

szumem jagodzin

granitem

mgłą

czeska zadyszka

robię ze sobą wywiady odkąd pamiętam

na każdy temat

obiadu

polityki

poglądów na wszystko

jestem wewnętrznym celebrytą

mam własne

telewizję i radio

internet jest mój

jestem prowadzącym

i gościem dnia każdego

bohaterem skandali

największych

mam duże

piękne piersi

na ludnej plaży

i goły tyłek

jak trzeba

a trzeba

a wzwód mój

rocco siffredi

jestem też łysym

mędrcem wyrokującym

grubym ekspertem

jeśli chcę się dowiedzieć

włączam w sobie

wiadomości

prowadzący

ja

zapraszam siebie

ale najchętniej jestem

pogodynką

zapowiadającą

nago

słońce

w kotlinach

na każde jutro

z wysokich do chmur

obcasów

lubię wtedy

obracać się tyłem

to długa jest prognoza

po której zawsze oklaski

i sport

ja rambo

przebiegam

maraton

w grubo poniżej

dwóch godzin


o jezus!

a jak ja tańczę!

jak śpiewam!

jak piszę!

wszystkie frazy

bruna

wiesława

olgi czy franza

są moje


rzadko dostaję

zadyszki


tylko

gdy sobie przypomnę

że tak naprawdę

czechem chciałbym

być


elegia sznurówkowa

rano wiązałem buty wychodząc

i wtedy dotknęło mnie nic


siedziałem na stołku

schylony przed lustrem


i przyszło nic

i przyszło nic


nic beze ja

czy są jogurty w lodówce


i czy kurki kuchenki

na zero


czy świeża bazylia

i czosnek i płatki migdałów na obiad


gdzie dłoń co wsuwa się głodna

i szepcze tajemnie


smakołyku dźwięk o miskę psa

rekompensaty za chwilową samotność na zawsze


klamki sprawdzanej z półpiętra

odgłosu kostki brukowej na placu


telefon milczy:

odbierz mnie z dworca we czwartek


i przyszło nic

i przyszło nic


wyrzeźbiony w powietrzu ślad

przytuleń


kto nie użyje słów


wiem gdzie czają się łzy na odejście

jak jakiś mojżesz liter

wysuszyć je mogę zawczasu

tylko tu


i co z tym cezannem

bez moich oczu i myśli


a co z ciężkim żwirkiem dla kota cyklopa

który mamie sierść gubi w nadmiarze


„can’t stop” w słuchawkach bez uszu

i amy winehouse samotna w moim łóżku


pogoda na weekend i jutro

w komórce bez wiary


niezasapane podejście do czarnego jagniątkowskiego

plecak pod biurkiem z brudnym termosem


kotły za oknem bez spojrzeń co chwilkę

co z pewnym kelnerem w pradze bez


kąta wstydliwego oka

znad duszkiem pilznera w upale


troski wszak chcą

góry trawnik polska zimowe opony i temat lekcji


schylony na stołku

schylony na stołku


rano wiązałem buty wychodząc

rano wiązałem buty wychodząc


i wtedy dotknęło mnie nic

i wtedy dotknęło mnie nic


jak trąd

streptease

naga jest śmierć

rozebrać się


z ubrań i protez

powoli

niech zjeżdża

po udzie

pragnienie

wyżej i wyżej


potem

ze skóry

jak marsjasz

kochanek apolla

w najwyższym oddaniu

ekstazie wnętrzności


zdjąć wreszcie człowieka

z siebie w naturę

zamknąć

co było oczami

w cieknące powoli

gęste i lepkie

pachnące

resztkami nozdrzy

nic


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 35.58