E-book
7.35
drukowana A5
18.33
Eksterioryzacja

Bezpłatny fragment - Eksterioryzacja


Objętość:
43 str.
ISBN:
978-83-8273-010-4
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 18.33

This ebook Eksterioryzacja Gabriela Pasała is licensed for your personal enjoyment only. This ebook may not be re-sold or given away to other people. If you would like to share this book with another person, please purchase an additional copy for each person. If you’re reading this book and did not purchase it, or it was not purchased for your use only, then please return to Smashwords.com and purchase your own copy. Thank you for respecting the hard work of this author.

,,Kto ma wiedzę, ten ma władzę”.

Eksterioryzacja-to uczucie wyjścia duszy z ciała. Parapsycholodzy uważają, że podróż poza ciałem odbywa się w trakcie snu. Po przebudzeniu człowiek zapomina o projekcji astralnej, w trakcie której obcował z bytami duchowymi.

Eridu, Sumera 10000 lat p.n.e.

Niebo rozbłyskiwało ogniem i błyskawicami. Siarka spadała na ziemię, pustosząc Eridu. Przerażona ludność miasta szukała schronienia w podziemnych katakumbach. Mieszkańcy miasta modlili się swoich kryjówkach o ocalenie, ale Bogowie byli głusi na ich prośby. Wielki Kapłan przechadzał się nerwowo po komnacie Domu Bogów. Gmach drżał w posadach. Pod drzwiami skuleni z przerażenia siedzieli świątyni posługacze. Nie mieli, gdzie się podziać. Świątynia była jedynym miejscem, gdzie czuli się względnie bezpiecznie. Słudzy ufali, że Wielki Kapłan uratuje Eridu od zagłady. Wielki Kapłan z bijącym sercem i drżącymi ze zdenerwowania rękoma połączył się telepatycznie z planetą Nibiru. Po trzecim sygnale odezwał się metaliczny głos.


— Kto tam?

— Witam, Wielki Kapłan z tej strony.

— Jesteś przedstawicielem Adamowego plemienia?

— Zgadza się.

— Czego potrzebujesz od Królestwa Nibiru synu Adama?

— Muszę skontaktować się z Boginią Matką Nimursag.

— Nie jesteś na wystarczającym levelu, żeby skontaktować się z Boginią Matką. Mogę dać ci numer telefonu do boskiej kosmetyczki.

— To sprawa niezwykłej wagi, zdenerwował się Wielki Kapłan. Proszę! Całemu ziemskiemu stworzeniu grozi zagłada.

— Ach, wy ludzie zawsze macie jakieś problemy. Myślicie, że świat kręci się wokół was?

— O, Pani! Błagam.

— Już dobrze. Nie stresuj się, łącze rozmowę.

— Bogini Matka Nimursag z tej strony. Czego chcesz ode mnie mój synu?

— Czcigodna Bogini Matko, twoi boscy synowie urządzili sobie turniej rydwanów na błękitnym niebie Eridu.

— Cóż w tym dziwnego mój synu? Prawem młodości jest dobra zabawa. Zapomniałeś już jak w młodości, bałamuciłeś niewiasty i młodych chłopców?

— Pani! Oni do walki wykorzystali włócznie o straszliwej mocy. Twoi boscy synowie spalili połowę miasta.

— Oj, tam, oj, tam. Młodzi muszą się wyszumieć, żachnęła się Nimursag. Zobacz mój synu, jak dobrze bawiła się twoja córka Zefirek. Bogini przesłała telepatycznie, Wielkiemu Kapłanowi ruchomy obraz. Zefirek siedziała na obłoku w stroju topless. Śmiała się głośno, machała swoją tuniką dopingowała złotowłosemu Bogu, opiekunowi miasta Eridu. Jej faworyt co jakiś czas próbował wycelować włócznie o straszliwej mocy w rydwan swojego rywala. Nie udawało mu się to i w efekcie na ziemię spadała siarka i ogień paląc miasto.

— Wielka pani my ludzie jesteśmy śmiertelni. Nie będziemy w stanie pomóc naszym panom Anunnaki w wydobyciu złota, jeśli Bogowie tak lekkomyślnie pozbawią nas życia.

— W porządku mój synu w ramach przeprosin za ten incydent ludzkość dostanie klucz do drzwi Biblioteki Kosmicznej. Pilnuj tego klucza. Osoba postronna o nadmiaru wiedzy może stracić rozum.

— Pani wolałbym pomoc w odbudowie miasta.

— Mówisz, masz. Bogini machnęła złotą laską, z której posypały się iskry. Niebo znowu było niebieskie, ptaki śpiewały. Miasto powstało z ruin, jeszcz piękniejsze niż było przedtem.

— Mój drogi Adamie. Twoja córka już dojrzała do wyjścia za mąż. To wstyd, że taka duża dziewczyna kokietuje boskich synów.To wręcz karygodne.

— Ona jest jeszcze dziewicą pani.

— Fuj, to jest obrzydliwe, wykrzywiła się z odrazą Bogini. Ona musi pozbyć się natychmiast tego problemu.

Ojciec Zefirka posmutniał. Wiedział, że żaden szanujący się mężczyzna, nie będzie chciał poślubić dziewicy.

Milton Keynes, Anglia. Czasy współczesne

— Tak pięknie wyglądałabyś w trumnie. Zagadnął starszy dobrze ubrany mężczyzna młodą blondynkę sprzątającą bar fast food MC.

— No co Pan?!

— Jestem właścicielem agencji modelingu alternatywnego: „Nekropolis.„Reklamujemy: czasopisma wegetariańskie,

— domy pogrzebowe, trumny, rzeźnie i cały serwis związany z cywilizacją śmierci.

— Nie wiem, czy się nadaję. Nie lubię show-biznesu.

— Taka piękna dziewczyna jak ty, chce przez całe życie czyścić kible w MC za grosze?

— Tutaj mam święty spokój. Próbowałam swoich sił jako modelka klasyczna, ale to mnie stresowało.

— W modelingu alternatywnym obiecuję ci spokój wieczny, uśmiechnął się tajemniczo starszy pan.

— Zadzwoń, jeśli się namyślisz. Dżentelmen położył wizytówkę na barowym stole, miał eleganckie antybakteryjne gumowe rękawice.

— No, nie wiem, dziewczyna bez entuzjazmu zdezynfekowała kartę biznesową. Włożyła ją do stanika. Pracownicy baru mieli zaszyte kieszenie w mundurkach służbowych. Menadżer obmacywał, każdą pracownicę osobiście. Sprawdzał, czy kobiety czegoś nie ukradły. Był on tłustym Hindusem, wypranym z poczucia humoru. Iwona odruchowo skrzywiła się na wspomnienie dotyku jego oślizgłych łap w okolicach waginy.

— Jakieś przykre wspomnienie? Zapytał troskliwie starszy pan.

— Oh, to nic takiego młoda kobieta odgoniła szybko przykre wspomnienie.

— Proszę nie zapomnieć o założeniu maski, jak będzie pan wychodził. Na dziś zapowiadano w telewizji natężenie śmiercionośnych pyłków kwiatowych.

— Dawno się o mnie nikt tak nie troszczył. Dziękuję, mężczyzna uśmiechnął się smutno. Iwonie, zrobiło się żal staruszka. Założyła grube gumowe rękawice i maskę na twarz z szybą i podała mu nieśmiało jeden mały palec na pożegnanie. Pilnowała się jednak, by było to muśnięcie, a nie dotyk. Pracownica MC znał zasady bezpieczeństwa. Dżentelmen poczerwieniał zawstydzony.

— Zadzwoń do mnie. Proszę. Nie znam nawet twojego imienia, a czuję, że jesteś mi bliska.

— Mam na imię Iwona.

— Jestem James. Do usłyszenia Iwono.

— Do zobaczenia James. James założył maskę z szybą i oddalił się w nieznanym kierunku. Do baru wsypały się drobiny zabójczych pyłków kwiatowych. Kobieta włączyła odkurzacz eliminujący zagrożenie. Była wiosna. Najniebezpieczniejsza pora roku. Telewizja i radio co rusz informowały o liczbie zgonów z powodu zapylenia każdego dnia. Iwona pamiętała opowieści swojej babki, że kiedyś ludzie wychodzili na zewnątrz bez ubrań ochronnych. Każdy cieszył się wiosną, bo była to najpiękniejsza pora roku. Dziś tylko samobójcy wychodzą na zewnątrz bez maski z szybą, gumowego płaszcza, który można łatwo zdezynfekować i antybakteryjnych rękawic. Podobno kiedyś ludzie się nawet dotykali. Nie, to nie do pomyślała. W jej staniku za wibrował telefon. Odebrała, rozejrzała się dokoła nerwowo, czy nikt nie widzi. Za korzystanie z telefonu w pracy groziło jej wyrzucenie z pracy i zabranie kilku fallowersów na Instagramie.

— Kocham cię, kochanie moje, zaświergotał radośnie jej ukochany Paul.

— Co się stało mój misio pysio, zaniepokoiła się Iwona.

— Kochanie potrzebuję 35000 fallowersów.

— Misio pysio, na co ci taka kasa?

— Myszko, oglądałem filmik na YouTube. Facet opowiada w nim, że ma mapę miejsca w Bagdadzie, gdzie znajduję się sumeryjska Biblioteka Kosmiczna. Kontaktowałem się z gościem. On jest gotowy odstąpić mi mapę za jedyne 10000 fallowersów plus prawa autorskie do filmów kręconych przeze mnie.

— Misio pysio to nasze ostatnie oszczędności.

— Kobieto, czy ty zawsze musisz myśleć o swoich potrzebach doczesnych. Pomyśl perspektywicznie. Skończymy z niepotrzebnym nikomu systemem edukacji. Będziemy bogaci.

— Kochanie, jak tam pojedziemy? Wszystkie lotniska są zamknięte.

— Małpeczko, mój kolega, ze szkoły zajmuje się teleportacją, ale to kosztuje.

— Ile? Zapytała zrezygnowana Iwona.

— 20000 fallowersów.

— Misio pysio to śmiertelnie niebezpieczna podróż. Pomyśl o tych wszystkich śmiertelnych pyłkach kwiatowych. Boję się, że ciebie stracę. Tak bardzo cię kocham.

— Iwono, rusz w końcu mózgiem. Nie ma żadnych śmiercionośnych pyłków kwiatowych. Przywódcy świata testują nasze posłuszeństwo. Iwona bała się nawet pomyśleć, o tym, że jest to test posłuszeństwa, a Paul powiedział to na głos.

— Przestań, nie możesz tak mówić, jeszcze cię ktoś usłyszy to niebezpieczne. Szepnęła przerażona. Na szczęście nikogo nie było w barze o tej porze.

— Kochanie, pomyśl sama, nie chciałabyś mieć takiej wiedzy, żeby kierować sama swoim życiem. Iwona skończyła korespondencyjnie studia na Uniwersytecie w Cambridge, kierunek socjologia z elementami manipulacji. Po ukończeniu studiów szukała pracy pięć lat. Nikt nie chciał zatrudnić blondynki z dużym biustem. Mężczyźni bali się napastowania seksualnego. Była naprawdę szczęśliwa, gdy znalazła pracę sprzątaczki w MC.

— Może jestem w stanie ci pomóc, westchnęła Iwona.

Eridu, Sumera 10000 lat p.n.e.

— Zefirku, ile razem mam ci mówić, żebyś zrozumiała? Nie zadawaj się z tymi rozpuszczonymi boskimi dzieciakami. Kiedyś sprowadzisz na nas nieszczęście, denerwował się Wielki Strażnik Kosmicznej Wiedzy.

— Tatku, ten nowy opiekun miasta Eridu jest taki słodki.

— Jak on ma właściwie na imię moja córko?

— Enki. Jego rodzice przysłali go do nas, żeby zajął się nawodnieniem naszego miasta i kilku pustyń.

— Jak na razie Enki zajmuje się demolowaniem Eridu. Jak mogłaś uczestniczyć w tak idiotycznym turnieju?

— Tatku, nic się, przecież nie stało.

— Nic, się nie stało?! Tylko dzięki wstawiennictwu, Bogini Matki nie doszło do katastrofy. Obydwoje z Nimursag uradziliśmy, że musisz wyjść za mąż.

— Ojcze, jestem jeszcze młoda mam osiemnaście lat.

— Moje dziecko, twoje niezaspokojone potrzeby seksualne przejmują kontrolę nad twoim umysłem. Dlatego jeszcze dziś udasz się do świątyni miłości. Nie wracaj, póki nie złożysz ofiary bogini Isztar.

— Tato, tato, proszę, nie karz mi tego czynić! Zefirek łkała głośno. Jej szloch roznosił się echem po marmurowych korytarzach świątyni.

— Zachariaszu! Zachariaszu! Jej ojciec wołał starego wiernego sługę.

— Tak, panie? Sługa skłonił się nisko przed Wielkim Kapłanem.

— Odprowadź moją córkę do świątyni miłości i dopilnuj, żeby złożyła ofiarę bogini Isztar.

Świątynia zwana byłaszmaragdem, ponieważ zbudowana została z zielonego granitu. Pod wpływem padających promini słońca budowla jaśniała szmaragdową poświatą. Budynek wznosił się na wzgórzu okalającym miasto. Każdego dnia setki czcicieli bogini Isztar zmierzało pokłonić się swojej pani i złożyć jej ofiarę. Nie była to łatwa droga do pokonania. 5-kilometrowe schody świątyni były kręte i strome. Na każdym zakręcie kapłani świątyni, włóczędzy i różnego maści oszuści starali się uszczknąć jak najwięcej do swojej sakiewki. Miłosierni pielgrzymi często tracili część zawartości sakwy na jałmużny. Biada temu, kto nie opłacił kapłana. Ten w zemście mógł rzucić urok na delikwenta i podesłać mu zarażoną chorobą weneryczną służkę miłości. Nie opłacenie żebraka skutkowało zrzuceniem ze schodów przez szajki żebracze. Białe kości skąpców lśniły w słońcu na urwiskach wzgórza. Zachariasz i Zefirek wspinali się po krętych schodach, aż dotarli do drewnianej altanki o bogato zdobionych ścianach. Obydwie byli głodni, więc zamówili obiad. Zefirek delektowała się ostrygami. Jej towarzysz zamówił udziec jagnięcia.

— Nie mogę uwierzyć, że dziś oddam swoje czyste, dziewicze ciało pierwszemu lepszemu dziadydze, nadąsała się Zefirek.

— Zawierz opiece boskiej, uspokajał ją Zachariasz.

— To jest obrzydliwe. Czuję się zbrukana.

— Po wszystkim się po prostu wykąpiesz. Niektórym kobietą sex z obcym mężczyzną niezwykle się podoba. Może i tobie przypadnie do gustu. Zefirek wyglądała, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Zachariasz współczuł dziewczynie. Spojrzał na jej wątłą kibić i łza zakręciła się mu w oku.

— Moja pani, kto powiedział, że nie możesz sama wybrać sobie kochanka? Ja twój wierny sługa pomogę ci w wyborze godnego ciebie partnera.

— Będziesz mi towarzyszył Zachariaszu?

— Będę ci towarzyszył Zefirku i obronię cię od natrętów.

— Muszę napić się ambrozji i zapalić magiczne zioło, aby rozproszyć lęki, westchnęła Zefirek.

— Nie spiesz się moja droga mamy czas.

Czas płynął niemiłosiernie wolno. Spacerowali po dziedzińcu świątyni. Dziewczyna była niezdecydowana. Raz, po raz natykali się na pary, które oddawały się byle jakiej miłości. Z tłumu pielgrzymów wyłowiła wzrokiem, młodego, śniadego, brodatego mężczyznę o kędzierzawych włosach. Lniana tunika opinała jego zdrowe umięśnione ciało.

— Podjęłam decyzję Zachariaszu. Chcę tego kędzierzawego brodacza. Zefirek machnęła rękom. Możesz mi go załatwić?

— On wygląda jak pasterz, Jesteś tego pewna? Zasługujesz na kogoś lepszego o pani.

— Ja lubię mężczyzn zmęczonych pracą, Uśmiechnęła się kwaśno osiemnastolatka.

— Mówisz, masz. Zachariasz skłonił się jej dwornie.

Abram rozglądał się onieśmielony po dziedzińcu świątyni Isztar. Był synem właściciela trzody owiec i wołów. Jego rodzina prowadziła koczowniczy tryb życia. Abram rzadko miał sposobność bycia w mieście. Przyjeżdżał tu z ojcem czasem na targ sprzedać owce.

— Synu, zagadał go kiedyś ojciec. Jesteś już dorosły. Nadeszła pora, żebyś skosztował kobiety. W Eridu jest wielki burdel. Masz tutaj trochę kasy. Tylko nie zaraź się tryplem.

— Dziękuję ojcze, Abram się uradował. Od jakiegoś czasu pociągały go owce.


Chłopak wyposażony w ojcowską sakiewkę ruszył do świątyni bogini Isztar zaspokoić palącą go chuć. Na dziedzińcu świątyni zdawało się, być więcej mężczyzn od kobiet. Nieliczne kobiety, które widział, wyglądały na zmęczone życiem. Raz, po raz jakiś żebrak próbował wyciągnąć od niego trochę grosza. Początkowo z dobroci serca dał komuś jałmużnę, ale zauważył, że żebraków przybywa.

— Hej młodzieńcze! Ktoś zawołał. Abram nie zwrócił uwagi na wołanie. Hej pasterzu! Do ciebie mówię. Abram ani drgnął. Ktoś z całej siły klepnął go w plecy. Chłopak, aż się przewrócił. Wielka męska dłoń pomogła mu się podnieść.

— Masz dzisiaj szczęście młodzieńcze, zarechotał jowialnie dobrze ubrany mężczyzna.

— Pan mówi do mnie? Zdziwił się Abram.

— Tak do ciebie. Zostałeś wybrany do sypialni rozkoszy.

— Ja nie jestem gejem, oburzył się młodzieniec.

— Zostałeś wybrany przez moją panią. Ona jest przyjaciółką Bogów.

— Pomylił mnie pan z kimś innym. Ja tutaj nikogo nie znam. Nigdy nie widziałem twojej pani.

— Ona widziała cię i to powinno ci wystarczyć. Chcesz do niej iść dobrowolnie, czy mam ci pomóc?

Wokół nich zrobił się mały tłumek ciekawskich. Abram nie chciał narazić się na pośmiewisko i pospiesznie kiwnął głową.

— Jak masz na imię panie?

— Zachariasz.

— Jak ciebie zwą młodzieńcze?

— Abram.

— Chodźmy szybciej Abramie. Dama nie powinna czekać. Zachariasz zaprowadził pasterza do świątynnej alkowy. Na olbrzymim łóżku z baldachimem siedziała blond piękność.

— Podejdź do mnie bliżej mój drogi, kiwnęła na niego palcem kobieta. Abram podszedł do niej i zauważył, że ma ona nie więcej niż osiemnaście lat.

— Mój Boże, pomyślał. Taka młoda, a już pracuję w burdelu.

— Fuj, jak ty śmierdzisz kozami. Wykąp się natychmiast. To obrzydliwe.

Piękność wykrzywiła buzie z obrzydzeniem. Abram chciał zaprotestować, ale słudzy świątyni przemocą zatargali do łaźni z ciepłą wodą. Abram był przerażony. Bronił się, szarpał, gdy dwóch osiłków myło mu ciało ciepłą wodą z wonnymi olejkami. Sam przed sobą musiał przyznać, że sprawia mu to niebiańską przyjemność. Odświeżony i pachnący ruszył do sypialni.

— Teraz to wyglądasz jak człowiek, uśmiechnęła się nieśmiało piękność. Nie mam w zwyczaju sypiać z obcymi… Zawahała się.

— Abram jestem.

— Zefirek.

— Prezentacje mamy już za sobą Abramie. Proponuję miłość oralną na początek.

Abram zrobił minę, jakby nic nie rozumiał. Pociągnęła go za włosy do swojego łona. Młodzi byli zatraceni w miłosnych igraszkach. Boska burdelmama Isztar podglądała swoich gości przez małe kamery zamieszczone w sypialniach. Popijając ambrozje, wykręciła dobrze sobie znany numer telefonu.

— Witam mojego kuzyna, zagruchotała słodko do słuchawki.

— Isztar? Uszom nie wierzę. Dawno ciebie nie widziałem, Enki nie krył zaskoczenia.

— Zgadnij kuzynie, kto baraszkuje dzisiaj w mojej świątyni.

— Isztar ty mała świntuszko. Nadal podglądasz swoich klientów? Isztar pominęła tę uwagę milczeniem.

— Twoja nowa dziewczyna jest tu z jakimś brudnym pastuchem. Ona przynosi ci wstyd.

— Nie wierzę. Zatrzymaj ich. Zaraz tam będę. Isztar odłożyła słuchawkę na widełki, ze złym uśmiechem.

Służka podała kochankom dzbanek wina do łóżka. Młodzi zasnęli zaspokojeni.

Zefirka obudziło silne szarpnięcie za ramię. Ból był tak przejmujący, że łzy napłynęły jej do oczu.

— Wypierdalaj z mojego miasta zdziro! Zszokowana zauważyła, że to jej ukochany Enki na nią krzyczy. Wolisz pastucha owiec ode mnie? Mocą mojego nowego stanowiska, opiekuna miasta Eridu. Ja Enki daję ci za męża Zefirku tego o to pastucha owiec Abrama, a tobie Abramie daję oto córkę Wielkiego Kapłana.

— Ja nie mogę jej poślubić to dziwka, bronił się Abram.

— Dam ci w prezencie ślubnym krainę, oddaloną 1000 km od miasta Eridu.

— Zawsze chciałem mieć własną ziemię, ucieszył się Abram.

— Masz takie małe ambicje, fuknęła na niego Zefirek. Dorzuć do tego klucz do Biblioteki Kosmicznej Wiedzy i będziemy kwita, zwróciła się do Enki.

— Chyba spaliły się ci zwory mózgowe. Nie będę tanim dziwką rozdawał kluczy do wiedzy zarezerwowanej dla wybranych. Migdałowe oczy Enki zmieniły się w skośne szparki. Wyglądał jak jaszczur.

— Daj mi ten klucz, bo opowiem twojemu ojcu o twoich zabawach w Pana Boga.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 18.33