***
13 lip 2019, 08:28:59
A moja samotność to wolność od dopasowania, wolność od przemocy, wolność od toksycznych ludzi, od kontroli… To życie i radość tworzenia, to możliwość bycia soba. Nie taka jak chcą widzieć mnie inni, ale taka jaka jestem naprawdę. To wolność tego co myślę, ale czego nie muszę wyrażać na zewnątrz gdy nie chce. (swoją drogą to dobrze, że Cię spotkałam). Dopiero teraz umiem to nazwać. :)
Kiedyś uciekałam od bycia sama wchodziłam w różne związki bo uciekałam przed samotnością. Z braku dobrego stylu przywiązania tworzyłam toksyczne związki. Uciekałam od bycia sama, bo bałam się samotności. Dopóki nie podjęłam, że samotność z wyboru to wolność. A ja całe życie do niej właśnie dazylam. Do wyzwolenia, do wolności…
14 maj 2019, 10:10:33
Wiersz do S…
Kochać kogoś i stracić to jak stracić swoje serce
Jak umrzeć za zycia
Choć umarły czyjeś do mnie uczucia
To boli tak potwornie
Bo jeszcze przed chwilą z Tobą sie smialam
Calowales mnie i tuliles
Ale teraz mnie nie znasz i ignorujesz
Nie mogę tego pojac
Dlaczego Ty też odszedles…
Dlaczego też mnie odrzuciles
Choć mówiłeś że tak dobrze Cię rozumiem.
Dlaczego nie można tego naprawić.
Czemu Twoje serce skamienialo
Czemu urwales że mną kontakt…
Dlaczego tak nagle wszystko się rozpryslo…
Mówiłeś mi kochanie, kocham…
A teraz udajesz, że nie istnieje…
Nic już dla Ciebie nie znacze.
Tęsknię i gdy o tym pomyśle płaczę…
6 kwi 2020, 10:00:25
Moje cele
Chce zmienić moje zycie:
Odżywianie by pozbyć się cukrzycy (pójść do dietetyka, który ustawi mi dietę najlepsza dla mojego organizmu i trzymać się jej )
i naprawić prace nerek (więcej pić)
Wierzę, że da się ze wszystkiego wyjsc, również z moich chorób. Chce byc zdrowym pełnym energii człowiekiem. Wierze również w to, że można pokonac nowotwor.
Teraz potrzebuje dużo odpoczynku by wrocic do sil, ale gdy wrócę do sil, chce zacząć zmieniać po kolei wszystkie sfery mojego życia i przyjac pomoc od siostry i Marcina. Nie chcą dla mnie zle. Chcą mi pomóc.
Wiem, czego mi nie wolno jesc, nie chce jesc tłusto bo nie chce mieć zakrzepicy (jak we Wroclawiu) i umrzec z powodu miażdżycy. Chce jeść zdrowo.
Przepisane leki od lekarzy w Luxmedzie, który dał mi zbyt duża dawkę spowodował zbyt duże zagęszczenie mojej krwi i doprowadził mnie niemal do miażdżycy gdy je odstawiłam.
W pracy powiedziano mi, że moja rodzina decyduje za mnie, być może przez to lekarka w Luxmedzie przepisała mi większą dawke leku Dexamethason Krk, nie taka jaka zwykle przyjmowałam. Pomimo tego, że przyniosłam lekarce moje dokumenty.
Moja endokrynolog powiedziała mi, że gdy zechce zajść w ciążę muszę odstawić lek.
Nie chcialam byc w ciąży, bo balam sie, ze sobie nie poradze jako samotna matka. Zresztą mama wpajała mi, że nie mogę mieć dzieci, ale nigdy nie wytłumaczyła dlaczego.
Mialam przekonanie, że kobieta wychowyje zwykle dzieci sama, a mezczyzna odchodzi. Balam się, że tak będzie ze mną. Gdy Robert mnie pytal o to czy chce mieć dzieci mówiłam, że nie chce, ale gdybym byla swiadoma ciąży pewnie pokochałabym je i zostawiła wszystko by się nimi zajmować. Przestałabym myslec o niezależności, pracy, zdobyciu pieniędzy i wyjeździe jak najdalej, odcięciu od rodziny i byciu sama dla siebie.
Zrobilabym wszystko by były szczęśliwe i często je przytulała.
Zapisano mi większą dawke leku w listopadzie.
Teraz rozumiem dlaczego. Po to by uratowac dzieci.
Wtedy też prawdopodobnie z powodu przepracowania doprowadziłam do poronienia.
Zabiłam swoje dzieci z glupoty, zalu, narcyzmu, checi bycia niezalezna, niewiary w milosc, w dobro, w to że ja zasluguje na to wszystko o czym marzylam. Skupilam sie tylko na uczuciu odrzucenia, niekochania. Na tym z czym przez wiele lat zmagałam się sama i z czym nie umiem sobie poradzić.
Moja rodzina mogla ze mną porozmawiać. Powiedzieć wprost, że tak jest.
Owszem gdy poznalam Roberta mówiłam mu ze nie chce mieć dzieci, bo nie czulam się gotowa. Zresztą byl mi obcy, a ja po prostu chcialam miec przyjaciół, kogoś bliskiego.
Poza tym wciąż kochalam Slawka, ale czulam się porzucona, zostawiona przez niego. Czulam, że go straciłam. I to prawda. Straciłam nie tylko dzieci, ale i miłość kogoś na kim naprawdę mi zależalo. I nadal zależy.
Po wzieciu tego leku mialam bardzo zagęszczona krew. Odstawienie go osłabiło moj organizm i niemal doprowadziło do śmierci. Poroniłam przez to, że nie bralam regularnie dawek.
Nie chcialam odejsc z Lotosu bo nie chcialam kolejnego uczucia porazki i utraty kolejnej pracy. Nie chcialam znow czuc się beznadziejnie, nie chcialam znow czuc się jak pasożyt, który nie potrafi na siebie zarobić. Tak powiedział mi mój ojczym, gdy jeszcze chodzilam na studia.
Stres spowodowany bólami przez które trafilam do szpitala wynikał z tego, że nie byłam swiadoma ciąży. Dopiero po operacji zdalam sobie sprawę z tego co się wydarzyło.
A bylam pewna, że bole są spowodowane guzami na jajniku, które wykryto wcześniej.
Złożyłam w całość wszystkie sytuację gdy w pracy rozmawiano ze mną o dzieciach, gdy sugerowano mi że jestem w ciąży. Gdy w Luxmedzie kazano mi wypełnić kartę i wybrac polozna, a ja uwazalam ze nie jest to konieczne. Wypierałam to, że jestem w ciąży.
Gdy po ostatnim spotkaniu ze Slawkiem kilka tygodni później zaczelam wymiotować nie pomyslalam, że mogę być w ciazy. Wymioty ustaly wiec o tym zapomniałam. Skupilam się na tym, że zwiazek z nim się nie udał. Poczulam się odrzucona i niekochana i chcialam uciec od tego co mnie spotkalo, wyjechać zacząć od nowa. Ale z dala od mojej rodziny, bo czulam zal, który przepełniał każda komórkę mojego ciała.
Znow odżyły uczucia jakie mialam związane z molestowaniem. I one zawładnęły moja psychika. Dlatego uznałam, że tylko ucieczka od mojej rodziny i tego wszystkiego co się wydarzyło sprawi, że będę szczęśliwa, że zdolam poukladac moje życie i zyc pomimo tego co mnie spotkalo. Uwierzyc w dobro, miłość, w to że po tym wszystkim można żyć normalnie.
Czy teraz w to wierzę?
Nie chyba jeszcze nie.
Myslalam, że gdy zapomne odetnę się i zaczne wszystko od nowa to wszystko się ułoży samo. Poczulam, że tylko ja mogę zmienić moje życie. I dlatego chcialam uciec do Wrocławia. Mieszkać jak najdalej i chyba uciec od samej siebie i swoich uczuc. Choc bardzo tesknilam za Slawkiem, nie miałam odwagi prosić go o spotkanie. Nie bylam swiadoma, że jestem w ciąży, gdybym to wiedziała, pewnie nie poroniłabym i bardziej bym o siebie dbala.
Pewnie nie zgodziłabym się na rentgen przed pójściem do pracy na stację. Ani nie przestawiała lozka w pokoju. Spożywała regularnie posiłki.
Nie nosila sama zakupów tylko poprosiła kogoś o pomoc.
Po operacji widzialam na stronie szpitala zdjęcia dzieci z moim rodowym nazwiskiem.
Swoje nazwisko zmienilam pod wpływem emocji w październiku. Zapewne dlatego nadano im takie nazwisko. A to były moje dzieci. Nie moglam ich nawet przytulić. Przeze mnie umarły. Nigdy nie chciałabym zostawić swoich dzieci gdybym wtedy była swiadoma, że jestem w ciąży, gdyby docierało do mnie to co wypierałam. Nigdy bym ich nie porzuciła, ani nie zgodziła się na aborcję. Bo myśląc, że mam guzy na jajniku zgodzilam się na operacje.
Stres jaki przezylam sprawil, że podjęłam decyzję niezgodna z moimi wartościami. Wybrałabym ich życie, nie swoje. Chcialabym zeby żyły nie umarły z mojej winy. Chcialabym je wychować, nawet jeśli wymagałoby to ode mnie ogromnych wyrzeczeń.
Chcialabym dac im wszystko zeby były szczęśliwe, żeby zobaczyły świat takim jakim ja nie umialam go zobaczyć.
Bylam blisko ze Slawkiem bo mu zaufalam, zakochałam się w nim. Stał się dla mnie wazna osoba. Lubilam z nim spędzać czas i chcialam z nim być. Chcialam zeby wrócił, chcialam zeby choc raz w moim życiu coś się udało. Chcialam zeby ta relacja się udala. W miejscu gdzie mieszkałam była kobieta w ciąży obserwowałam ja często i mężczyznę który się nią opiekowal. Wtedy jeszcze nie rozumialam potęgi podświadomości. Gdy na nich patrzylam pomyslalam sobie, że ma wielkie szczęście. W duszy bardzo chcialam tak jak ona. Czuc czyjeś oparcie.
Wiedzieć, że mogę na kimś polegać. Zamiast tego wzięły górę wszystkie moje przekonania, jakie wykształciłam w sobie jako dziecko. I to przez to podjęłam tak wiele złych decyzji.
Wzięły górę moje lęki i odgrodziłam się, nie umialam prosić o pomoc ani jej przyjmować. Wyobraziłam sobie, że poza mama nie mam nikogo i że nie poradze sobie sama.
Nie potrafie zaufac mojej siostrze. Raz mi mówi, że jestem zdrowa innym razem, że potrzebuję psychiatry. Potrzebowalam go wiele lat temu, gdy X mnie krzywdził. Teraz potrzebuje psychologa, który pomoże mi poradzic sobie ze stresem, który zniszczył moje nerki i serce. Poradzic sobie z żałoba po poronieniu i poczuciem winy za śmierć moich dzieci.
Wreszcie zrozumialam, ze patrzę na świat oczyma tej małej dziewczynki. I gdy widzę świat tak jak ona nie przydarzają mi się dobre rzeczy. Gdybym przepracowała zal o to co mnie spotkalo i wcześniej zmierzyła się ze swoimi lękami pewnie nie straciłabym Slawka, ani moich dzieci.
Żałuję tych decyzji, zaluje wszystkiego co zrobilam pod wpływem tych emocji, które uruchamiały we mnie wrogi sposób postrzegania świata.
Nie żałuję jednak bycia ze Slawkiem, pomimo wszystkich złych decyzji jakie podjęłam uważam, że połączyło mnie z Nim prawdziwe uczucie. Chcialabym zeby mi wybaczył, to jak postępowałam. Chcialabym z Nim być. I spedzic swieta z mamą.
Najpierw poczulam przypływ energii i chęci życia, znalezienia pracy, ułożenia mojego życia pomimo tego co mnie spotkalo, a potem znów wygrala depresja, chec odgrodzenia, zamknięcia, ucieczki.
Skrzydła podcięła mi utrata pracy w sklepie internetowym z artykułami papierniczymi. Nie chcialam prosić o pomoc rodziny bo nadal czulam się skrzywdzona, niepotrzebna, niekochana, odrzucona przez nich.
Nie liczyłam na ich pomoc i nie chcialam jej bo wciąż czulam zal.
Z powodu trudnych emocji jakie do nich czulam i zalu nie umialam poprosić ich o pomoc. A gdybym byla swiadoma ciąży pewnie postapilabym inaczej.
Moze moglabym nadal być ze Slawkiem, którego naprawdę pokochalam, może wtedy powiedziałabym mu, że nosze jego dzieci. I miałabym rodzinę o której zawsze marzyłam choc nie wyobrazalam sobie, że mogę ją mieć. Przez to co mnie spotkalo uwazalam ze nie zasługuje na milosc, że dlatego tak mnie skrzywdzono, nie umialam w nią uwierzyc.
Po operacji mowiono o trojaczkach.
A w pracy tez mi mówiono o kobiecie która była w ciąży z trojaczkami.
Nie pomyslalam, że to mogę być ja. Tak samo pogotowie ktore przyjechało do mnie w listopadzie pytało mnie o to czy jestem w ciazy. Nie czulam, ruchów dziecka, tego co czują kobiety w ciąży. Mialam zmienne nastroje, czulam się stale zmęczona, a poza tym czasami miewałam bole brzucha zwłaszcza gdy nosilam zbyt uciskające spodnie.
Wyparlam ta ciąże nawet jeśli pewne objawy na nią wskazywały. I Angela i Marcin uważają, że to niemożliwe. Jest możliwe gdy zmagasz się z takim stresem.
Nie chcialam isc do ginekologa. Balam się. Nie chcialam by mnie dotykal ktokolwiek inny od osoby do której mam zaufanie i pozwolę jej na to.
Wciąż żyły we mnie emocje skrzywdzonego dziecka.
Wiem, ze nie cofnę czasu, ale wreszcie zaczelam sluchac siebie. Nie innych. To ja czuje nawet gdy moja siostra neguje to, że byłam w ciąży. Ja to wiem.
Wreszcie pojęłam, że doprowadziłam się do ruiny nie jedząc głodząc się i pozbawiając moje ciało regularnych posiłków nie dostarczałam mojemu ciału potrzebnych składników. Wybierałam zle pożywienie i zajadałam stres z głodu. I nie umiajac sobie z tym poradzic przestalam wychodzić do ludzi.
Bylam anorektyczką. Nie umialam radzic sobie z emocjami kumulując je w sobie nie rozmawiając o nich, nie ufając innym wyrzucałam je tylko wtedy gdy było ich za dużo gdy mnie zdenerwowano. Nie umiejąc sobie z nimi poradzic zajadałam stres słodyczami.
Mama zbyt wiele rzeczy robila za mnie i nie stałam się wystarczająco samodzielna ani gotowa do zycia. Świat jest takim jak go widzę. A ja widzialam go oczami skrzywdzonej dziewczynki. I musialam to napisać. Wyrzucic z siebie. Potrzebowalam tez czasu na refleksje.
Przechodze leczenie psychiatryczne. Zgodzilam się na nie i poprosiłam o pomoc siostre.
Dopiero gdy Pani Ewa powiedziała mi o braku zaufania zrozumialam i przypomniałam sobie słowa. O tym, że pewna dziewczyna została skrzywdzona i w wieku 27 lat załamała się psychicznie. To bylam ja. Ja zalamalam się psychicznie trzy lata temu.
Straciłam chec do życia, przestalam jeść, zaczelam się głodzić i wszystko przychodzilo mi z trudem. Straciłam łączność ze światem i z braku pożywienia tracilam świadomość wracajac stale do przeszłości i najbardziej traumatycznych doświadczeń w moim życiu.
Jestem leniwa. Nie nauczyłam się gotować, nienawidzę tego robić, więc się głodzę, udając przed samą sobą, że nie jestem głodna i jem dużo gdy moj głód jest już nie do wytrzymania.
Uswiadomilam to sobie dopiero po operacji. Jak dużo musiało się wydarzyć w moim życiu zebym pokochala siebie i zrozumiala, że muszę o siebie dbac. Zebym pojęła, że życie mam tylko jedno. I mogę jeszcze przezyc je dobrze jeśli się w porę opamiętam. I to jest ten moment. Gdy się opamiętałam.
Świadomość tracilam gdy nie jadlam, gdy o siebie nie dbalam.
— — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — - — —
Chcialam pracowac dla Pani Ewy, zrobic dla niej wszystkie platformy i rozliczyc sie ze wszystkich poprzednich godzin. Ustalić godziny pracy i pełen zakres obowiązków. Podpisać nowa umowe, ale wróciłam do pracy zbyt szybko. Chcialam pracować zdalnie, ale z jasno określonymi obowiązkami co mam robić i w jakich godzinach.
Umiem projektowac strony i to jest moja najlepsza umiejętność, umiem konfigurować lejki sprzedazowe, robic strony landing page.
Chce regularnie ćwiczyć: biegać i chodzić na długie spacery by wzmocnić moje serce i uregulować jego prace, czuc sie lepiej w moim ciele i zapewnić mu stały ruch i dopływ powietrza.
Chce zacząć to robić gdy znajde na to sily.
Jestem zdrowa psychicznie, nie potrzebuje psychiatry, dobrze oceniam sytuację, obiektywnie, nieobiektywnie gdy jestem zestresowana, wtedy patrzę subiektywnie na zachowanie innych, bo mam poczucie zagrozenia.
Poradzilam sobie po operacji bez lekow (skończyły mi się choc mi pomagaly nie mógł ich mi przywieźć Tomek kolega Marcina), stosując metody relaksacji troszkę obniżyłam stres. Niestety gdy czuje się nerwowa Marcin i Angela denerwują mnie zaczynając rozmowy na tematy, które wyzwalają we mnie stres, a po operacji mialam jesc tylko gotowane rzeczy i owoce i odpoczywac i mało się denerwować.
Leki takie jak Valussed mi pomagaly funkcjonowac i nie miały w składzie alkoholu, który mi szkodzi i podwyzsza poziom cukru we krwi. Przez co po tych lekach mialam uczucie goraca w glowie i szybciej biło mi serce.
Nie jest mi potrzebny psychiatra a psycholog, który pomoże mi zredukować stres i radzic sobie z nim, bo jestem zdrowa. Moje stany lękowe i ataki paniki wynikaly z ogromnego stresu jaki wywołała operacja i wszystkie sytuację ja poprzedzające.
Wszystkie moje reakcje na daną sytuację wynikają ze stresu i z braku zaufania, a to z sytuacji z przeszłości i molestowania. Nie słyszę głosów, mialam natlok mysli w Opolu z powodu pernamentnego stresu i nieumiejętności rozładowania go i poradzenia sobie z nim.
Nie miewam teraz natloku myśli, choć czuje zdenerwowanie gdy wracam myslami do przeszłości, bo pewnych sytuacji i zdarzeń nie przepracowałam.
Gdy jestem zdenerwowana, zestresowana nie panuje nad myslami i tym co mówię, skupiam się tylko na poczuciu zagrozenia i checi ucieczki.
Nie da się w rok uporać z 10 letnia krzywda, której doznalam od osoby, która miała być mi najblizsza, opiekowac się mną i mnie chronić.
Chce umieć sobie radzic ze stresem, rozpoznawać sytuacje, w których się niepotrzebnie stresuje i znalezc sposoby by go redukować.
Chce uporać się z myslami wynikającymi z braku zaufania. Pozbyć się myślenia, że ktoś mi zrobi krzywdę i chce dla mnie zle.
Chce budować lepsze relacje z innymi i kiedys znaleźć bliska osobe, z którą bede mogla wieść szczęśliwe życie :)
Wiedzieć komu moge zaufac, a komu nie.
Nie pozwolić innym sie wykorzystywać.
Pomimo tego, że chcialam wybaczyć X chyba tego nie zrobiłam i nie przepracowałam i nie poradzilam sobie z tym co mi zrobił.
Ze względu na moją matkę która ponad wszystko kocham podejmuje nie takie decyzję jak dyktuje mi serce. Ona nigdy nie chciała dla mnie zle i zawsze okazywała mi duzo miłości. Również po operacji była przy mnie i dała mi odczuć, że mogę na nią liczyć.
Inne cele i marzenia:
Kiedys jak wrócę do sil:
Chce dokonczyc projekt Ucze medialnie
Nagrac filmy do platformy
Sprzedawać ja na WEBINARACH (?)
Pisac bloga i dzielić się moja wiedza o Wordpressie, kursach online, platformach, platformach na abonament.
25 kwi 2020, 08:56:42
Przed wyjazdem do Niemiec rozmawiałam z kimś kto namawiał mnie abym zawalczyla o mężczyznę, którego kocham, bo za kilka lat może już być za późno.
Ten mężczyzna właśnie czyta te wiadomość. Wiesz duzo się nauczyłam odkad Cie poznalam. Przede wszystkim zrozumialam co jest najważniejsze w życiu (miłość i rodzina).
Myślę, że to ja popsułam relacje między nami, bo uwazalam, że nie zasługuje na miłość i tak naprawdę nie umialam Ci zaufać. A bez zaufania niczego nie można zbudować. Wreszcie to pojęłam, że zaufanie to fundament.
Jak mnie tym razem odrzucisz już więcej do Ciebie nie napisze, ale chcę żebyś wiedział, że Ty jesteś ta osoba, której szukalam.
Kiedys mi napisałeś, że mam Ci obiecać, że będę szukać tego jedynego. Ty nim jesteś. Nie chcę już nikogo szukać. Tylko z Tobą moglabym być naprawdę szczęśliwa. I tylko z Toba chcialabym być. Z Toba wyobrażam sobie moja przyszłość. I jestem gotowa porzucić wszystko, co wydawalo mi się, że uczyni mnie szczęśliwą, a było tylko iluzja szczescia.
Twoja obecność czyniła mnie szczęśliwą.
20 sie 2020, 20:55:26
Jak to jest?
Czy to ja jestem tym dzieckiem któremu pokazywano świat a one go nie rozumiało?
Czy już zawsze z powodu choroby będę skazana na opiekę innych?
Czy nie będę mogła zarabiać na tym czego sama się nauczyłam?
Czy przez chorobę choć nie wiem jaka to choroba nigdy nie będę miała bliskich?
Czy oni mnie gdzieś oddadzą? I spędzę z niewiedzy resztę życia w zamknięciu i moim świecie który wytworzyłam sobie żeby przetrwać w świecie zewnętrznym?
Czy zawsze będę zle i z poziomu strachu oceniać świat?
Czy nauczę się go dobrze oceniać?
Czy będę mogła liczyć na pomoc innych kiedy nie będzie obok mojej mamy?
I jak będzie dalej wyglądać moje życie?
Czy kiedyś będę szczęśliwa?
Czy nauczę się jakoś w nim żyć?
Czy będę samowystarczalna?
Czy zarobię na rachunki i podstawowe potrzeby?
Czy będę wreszcie samodzielna i będę mogła liczyć na pomoc innych w trudnej sytuacji?
I na co choruje?
Czy ten świat zewnętrzny odbija mi różne rzeczy żebym zrozumiała ze czeka mnie tylko coś dobrego?
Że Sławek odwzajemnia moje uczucia i będę mogła spełnić marzenie o byciu z kimś o bliskiej osobie i własnej rodzinie której myślałam że nigdy mieć nie będę?
Czy nauczę się żyć z tą chorobą tak by inni nie byli nią zmęczeni?
Czy nauczę się żyć z innymi ludźmi i współpracować?
Czy będę umiała o odwdzięczyć się innym za dobre rzeczy które dla mnie robili a ja zyjac w strachu ich nie widziałam?
Czy będę mogła już nie tęsknić za wszystkim czego w życiu sie pozbawiałam ze strachu i niezrozumienia reguł tego świata?
Czy S. i Angelika oddaja mnie do jakiegoś ośrodka?
Czy tak spędzę resztę mojego życia?
Czy raczej będę mogła otrzymać wsparcie w życiu z tą chorobą?
Czy będę mogła się z niej wyleczyć czy już zawsze będę czuła lek przed nowymi rzeczami?
Kto mi pomoże znaleźć odpowiedź na te pytania?
Nieczesto zdarza mi się odbierać sygnały właściwe.
Mój odbiornik czyli mózg jest wadliwy. Nie pojmuje pewnych rzeczy jak inni. I to też mnie frustruję.
Chowam to jak dużo myślę. Wstydzę się tego i nie chce innych tym męczyć lub ich stracić przez to jaka jestem.
Ale pomimo tego chciałabym mieć bliskich ludzi.
Po pierwsze muszę zaakceptować świat na zewnątrz.
I wyjść z pudełka.
Ten świat nie jest taki jak ten w środku.
I uwierzyć, że czeka mnie tylko coś dobrego.
A będzie tak:
Wybaczę innym to co zrobili wbrew mnie bo zrobili to w dobrej wierze. Wybaczę też krzywdę ojcu. Bo babcia uczyła mnie ze trzeba wybaczać. Bo Bóg naprawdę istnieje. Jeśli w niego wierzymy.
A jeśli wybaczę to wszystko co kreowała moja głowa będzie takie jak nawet sobie nie wyobrażam.
Będę szczęśliwa, bo to ode mnie zależy jak będzie wyglądać moje życie.
Poukładam to wszystko czego poukładać nie mogłam sama. A luki w mojej pamięci wypełnia inni.
Będę mieć przyjaciół, którzy byli obok mnie a ja tego nie widziałam zaślepiona w moim świecie.
Będę mieć męża, który będzie mnie wspierał.
I może kiedyś będę mieć dzieci. Zmienię swoje przekonania i poradzę sobie z nowymi obowiązkami. Bo moja mama sobie poradziła. I będę prosić o pomoc gdy będę naprawdę jej potrzebować.
Bóg dał mi drugie życie, po to żebym mogła je zmienić. Bo to zrobić mogę tylko ja. Tylko ja mam kontrolę nad moimi myślami. Tylko ja mogę powiedzieć stop.
Co nie oznacza że nie przyjmę pomocy innych. Przyjmę i wezmę leki jeśli będzie to konieczne.
I będę korzystać z pomocy psychologa.
Potrzebuje teraz zapełnić pewne luki w mojej pamięci.
Chce zakończyć projekt z Panią Ewa. Podziękować jej. Bo to pewnie on ja znalazł. I już nie chce więcej krzyczeć tego co dyktował mi lęk.
Chce pokonać moje lęki.
Już chyba się nie boję.
A moja siostra być może jest gdzieś bliżej choć nie umiem tego wytłumaczyć dlaczego tak czuje.
Czuje ze ona nie jest w Niemczech.
Czuje też że muszę podziękować Marcinowi. Nie umiem tego wytłumaczyć. Przeze mnie płakał gdy byłam w Niemczech. Być może wszystko źle zrozumiałam. Chciał dla mnie dobrze. I mam wrażenie, że Mateusz T. też jest dla mnie kimś kogo znam. Też nie umiem tego wytłumaczyć.
Boję się tych wszystkich wrażeń.
Boję się o nich opowiedzieć. Boję się, tego co się wydarzy teraz. I nie umiem ocenić czy moje uczucia są właściwe. Czy świat wokół jest taki jak teraz go odbieram? Czy mój odbiornik nadal ma zakłócenia?
Ale tyle razy ile próbowałam wrócić do tego świata tyle razy się sparzyłam i znów chowałam się jak żółw do skorupy. I ciągle mam taki nawyk uciekania. Chowania się. Przed światem. Mówienia o tym co czuje i jak ten świat odbieram.
Myślę też, że wszyscy ludzie, których poznawałam w tym procesie nie byli przypadkowi.
Oni pomogli mi dorosnąć. Choć trwało to o wiele dłużej niż w przypadku mojego brata czy siostry.
O 10 lat dłużej. Ale chyba wreszcie jestem gotowa by teraz podołać nowym zadaniom. By przyjąć świat jakim jest a nie takim jak go widziałam. By uwierzyć. ze inni nie chcą i nie chcieli dla mnie źle. Ze wszystko da się pokonać. Z pomocą innych, z wiarą ze wszystko może się dobrze skończyć.
Tylko jak ja to teraz mam im wszystko powiedzieć?
I co oni o mnie pomyślą?
20 sie 2020, 05:53:20
Chyba jestem gotowa by zobaczyć świat takim jakim on jest. A nie takim jak ja go widziałam z mojego wnętrza.
Powtarzałam zachowania których doświadczałam i wszystko o co oskarżyłam innych mam też w sobie.
Choć nie rozumiałam tych zachowań to były moje cechy.
Przypisywalam innym cechy które mam.
I muszę się do nich przyznać.
Szkoda że aż tyle to wszystko trwało. To moje bycie Zosia Samosia.
Straciłam najpierw młodość a potem rok życia na rozpamietywanie i kurczowe trzymanie się przeszłości.
I pomimo wskazówek innych byłam zawzięta, nieustępliwa, uparta jak osioł.
Mam w sobie upór dziecka i upartość ośla.
Ale być może teraz z pomocą innych i rozmów z psychologiem skoryguje źle cechy mojego charakteru.
Świat jest takim jakim go widzisz.
Chce teraz zdjąć te okulary i klapki, które miałam na oczach i nie pamiętać ani złych chwil z mojego dzieciństwa ani czarnych scenariuszy które sama tworzyłam.
Ludzie mają źle cechy i popełniają błędy ale mogą też mieć dobre cechy.
Jeszcze słabo to widzę i potrzebuje filtra i pomocy innych by to zobaczyć, ale w końcu to pojęłam, że mogę zdecydować o tym jak będzie wyglądala reszta mojego życia.
Bardzo się boję tego nowego życia.
Boję się, bo nie umiem sobie wyobrazić co teraz mnie spotka.
Czuję ogromną niepewnosc i strach.
Potrzebuje jeszcze pomocy psychologa i leków które pozwolą mi spokojnie spać gdy przyjdzie noc.
Potrzebuje Sławka. Kocham go. Tylko nie wiem czy z wzajemnością.
Czuje niepewnosc i boję się marzyć o tym o czym marzyłam przed terapia.
Nie umiem odczytywać czego potrzebują inni ich uczuć emocji. Trochę się boję tego świata na zewnątrz. Trochę się boję do niego przynależeć. Przez tyle czasu istniał tylko mój świat wewnątrz. Ten który trzymałam zamknięty na trzy spusty…
Teraz ta niepewnosc co mnie spotka rozsadza mi głowę. Widzę tylko niezapisana kartkę. Pusta. Czysta i… Boję się co będzie tam zapisane.
Wstydzę się wielu rzeczy z mojego świata, który objawiłam innym.
Poznałam siebie i pokazałam też innym jakie ze mnie ziółko.
Czy przetrwam pandemię?
Pokonam lęki, które mnie paraliżują?
Czy uda mi się spełnić najskrytsze marzenia o bliskiej osobie do której będę się przytulać przed zaśnięciem… Zawsze o tym marzyłam.
By zasypiać z kimś bliskim.
I czy będę mogła podolac nowym rolom które otrzymam i obowiązkom?
Czy kiedyś uda mi się wybaczyć?
Czy właśnie to zrobiłam gdy rozbroilam lek a raczej go sobie uświadomiłam?
Czy teraz czeka mnie już tylko coś dobrego?
Czy czeka mnie kolejna operacja?
Czy ktoś przy mnie będzie?
Czuje silnie wszystko co jest zmiana. Czuję niepokój gdy tylko coś ulega zmianie.
Mam marzenia, których nie spełniłam i bardzo pragnę żyć. Spełnić je.
Chciałabym wydać książkę że szczęśliwym zakończeniem by inni mogli zmienić też swoje patrzenie na świat. Chciałabym mieć bliska osobę z którą będę spełniać nasze wspólne marzenia.
Chciałabym poczuć czym jest miłość z wzjemnoscia.
Chciałabym przytulić znów Sławka..
Tylko boję się z nim spotkać.
Co teraz że mną będzie?
Co teraz się wydarzy?
20 sie 2020, 07:56:12
Tak bardzo chce się z Tobą zobaczyć. Ale jeszcze bardziej boję się tego co się wydarzy.
Nie mam pojęcia o czym chcesz ze mną rozmawiać.
I ta niepewnosc najbardziej mnie paraliżuje.
Jak nie mogę kontrolować świata wokol czuje niepokój, niepewnosc, złość i frustrację.
A najgorsze jest to, że nie umiem wyobrazić sobie nic na temat tego spotkania.
Mam z Tobą jedno bardzo ważne wspomnienie. Jak mnie przytulasz. Gdy jest mi źle albo ciężko to wracam myślami do tego wspomnienia. Ale mam też przykre wspomnienie rozstania z Tobą.
I problem w tym, że nie radzę sobie z tęsknotą.
Kiedy się z Tobą zobaczę i potem znów nie będę Cię widywać nie poradzę sobie z uczuciami i emocjami, które czuje gdy Cię widzę.
20 sie 2020, 21:07:07
Nie mam już sił walczyć.
Wszystkie te źle scenariusze pochodzą z moich myśli. Muszę nad nimi panować. To ja widzę świat w czarnych barwach.
Nic złego nie chciano mi zrobić.
To ja nie rozumiem świata i kreuje sama źle o nim wyobrażenie.
Wszystko odbieram dosłownie sądząc, że wszystko wokół i wszyscy są przeciwko mnie. A to ja wciąż
Sabotuje wszystkie sytuację na moją niekorzyść.
To ja mogę zdecydować co teraz się wydarzy czy nadal będę zamknięta w tym świecie, który sobie stworzyłam by czuć się bezpiecznie czy stawię czoła trudnościom i z pomocą innych je pokonam.
Tylko boję się, że znów się zawiodę, że znów ktoś zechce mnie skrzywdzić.
Ale to jest lęk.
Nie może lęk uniemożliwiać mi żyć.
Chciałabym go pokonać. Tylko jak teraz odplatac te wszystkie sieci, w które jak pająk się wplatalam…
Jak mam teraz spojrzeć wszystkim w oczy i powiedzieć
Myliłam się. To moje wyobrażenie świata było źle. Postępuje źle bo ciągle się boję co się stanie gdy.
Postępuje źle bo nie chce by znów spotkała mnie krytyka lub kara za złe zachowanie.
Nie wiem czego ode mnie oczekują inni. Potrzebuję wypowiedzianych wprost wskazówek.
Ciągle się mecze. I nie wiem już jak sobie poradzić. Nie dam rady bez wsparcia innych. Ale boję się zaufać. Boję się rzeczy, ktore pewnie się nie wydarza.
Wstyd paraliżuje mnie przed ponownym pójściem do psychologa. Nie chcę znów słyszeć że jest coś że mną nie tak.
Od zawsze byłam nietaka. I choć próbowałam innym dorównać nigdy mi to nie wychodziło. Nie rozumiem świata i czasami nie wiem jak postępować.
Przykro mi że stałe przysparzam kłopoty i jestem źródłem niezadowolenia.
Nie wiem czego inni oczekują. Nie wiem jaka praca jaka wykonuje jest dobra. Nie wiem co robię źle. Mam wrażenie że wszystko. Nic mi nie wychodzi.
Nawet na czas nie potrafię wykonać zadań bo stałe się stresuje i przez to nigdy nie zdobędę pracy moich marzeń.
Jestem nieudacznikiem. Nigdy nie będę jak mama umiała ogarniać domu bo nie umiem robić wielu rzeczy naraz. Nie umiem zrobić prostych rzeczy. Wszystko jest dla mnie skomplikowane i zawsze robię to nie tak.
Jak ja sobie poradzę z obowiązkami skoro prostych rzeczy nie potrafię.
Wszystko wywołuje we mnie lek. A największy wywołują ludzie i sytuację po których nie wiem czego mam się spodziewać.
Za każdym razem mam ochotę uciec i schować sie gdzieś gdzie będę czuła się bezpieczna. A tylko czuje się tak w moim świecie. W świecie który stworzyłam sobie żeby przetrwać w tym w którym nie umiem funkcjonować jak inni. Wszystko sprawia mi trudność nie do pokonania.
Nie chce być dłużej testowana.
Mam wrażenie, że już nie dam rady. Ze dalej już nie pójdę. Ze musze się zatrzymać. Nie umiem już rozładowywać napięcia.
Ja już nie wiem co muszę czego nie muszę co mogę a czego nie. Muszę chyba stałe uczyć się od nowa. Bo nie postępuje racjonalnie tylko zawsze poprzez lęk. To on stałe mi dyktuje jak mam postępować. A postępuje tak by unikać wszystkiego co mnie rozprasza co mi utrudnia funkcjonowanie. Dlatego zaczęłam rezygnować z wielu rzeczy. To był mój jedyny sposób by zredukować to co wywołuje lęk.
Nie umiem inaczej.
Nie działa wmawianie sobie ze będzie ok. Bo wszystkie nieprzewidywalne sytuację mnie paraliżują…
Teraz już rozumiem, że różne sytuacje z zewnątrz były lustrem żebym mogła odczytywać sygnały.
Wiem, że moja rodzina już nie ma do mnie cierpliwości. Bo ja wszystko rozumiem na opak.
Co teraz że mną będzie?
Jak patrzę wstecz to widzę przyspieszony kurs dorastania bo taka byłam krnabna ze nie chciałam dorosnąć.
Widzę też że dużo wniosków wysuwała niewłaściwie wciąż wracając do jednej i tej samej sytuacji u przez nią widziałam świat.
Teraz już chyba nie może mnie nic złego spotkać. Te wszystkie leki są tylko w mojej głowie. A gdy powiem o nich to ktoś może mi pomóc je rozbroić.
Ale nie mówię o nich sama próbuje je rozbroić bo nie chce by znów ktoś je wysmiewal. 0
Bez sensu gdy mecze się z tym sama.
Wstydzę się tego co myślę bo nie wiem czy mój tok myślenia podąża w dobrym kierunku.
Wreszcie zrozumiałam że mogę żyć tylko z pomocą innych. I wtedy będę mogła opanować skutki wadliwości mojego umysłu.
Teraz czuję ogromny wstyd za walkę jaka podejmowałam ze wszystkimi którzy chcieli dla mnie dobrze.
Boję się tego co będzie dalej.
Czemu jestem taka zawzieta
Czemu nie umiem odpuścić
Przeszlosci
przeprosić i być pokorna
Czemu tak ja trzymam kurczowo.
Przecież to mi nie służy i tylko ja się nią stygmatyzuje. A poza trzymam ja niepotrzebnie i wszystkie sytuację widzę przez doświadczenia z przeszłości.
Tego mi brakuje pokory i przyznania się do błędów do tego że nie dostrzegałam ile mama czasu mi poświęciła bym wyrosla na dobrego człowieka. Ile pracy ciężkiej S wykonał bym miała co jeść i by zaspokoić moje wszystkie potrzeby też te nie najważniejsze.
Czemu byłam taka ślepa i chciałam iść na skróty…
Skupiłam się tylko na tym co złe nie widząc, że każdy ma też dobre cechy.
Jak mam im teraz to wszystko powiedzieć…
Jak mam się przyznać że to ja źle widziałam świat jakbym teraz założyła okulary. I zobaczyła go z drugiej strony.
To chyba jest moment w którym dorosłam…
Teraz wiem, że będę prosić o pomoc.
Oni wszyscy nie chcieli dla mnie źle oni wszyscy wierzyli ze kiedyś zrozumiem jakie zasady panują na świecie. Ze nie trzeba być ciągle samotnym i mierzyć się z problemami samemu. Ze trzeba sobie pomagać bo inni wtedy też nam pomogą, że pieniądze są środkiem do zdobycia czegoś ale nie celem życia nie najważniejsza rzeczą w życiu. Bo raz są innym razem ich nie ma.
To miłość i dobre emocje są najważniejsze rodzina i bliscy bo bez nich ten świat jest pusty i trudno w nim żyć.
Sama zadbam i zdrowie psychiczne znajdę przychologa który pomoże mi poradzić sobie z tym z czym jeszcze sobie nie radzę. Nie będę unikać lekarzy gdy będzie to konieczne. I mam nadzieję, że kiedyś wynagrodzę jakoś trud moich rodziców, który włożyli w moje wychowanie.
Teraz jest mi bardzo głupio za te moje zachowania, które były niestosowne, gdy postępowałam nie tak jak mnie uczyli…
Może kiedyś mi wybacza. Ale ja chyba jestem gotowa by wybaczyc im to co zrobili wbrew mnie.
Chyba nie z zamiarem zrobienia mi krzywdy choć pewnie przez brak kontaktu ze mną i przez to że zylam w swoim świecie musieli czasami postępować tak jak postąpili.
21 sie 2020, 11:19:15
To nieprawda to tylko lęk.
Nikt mi nic nie zrobi.
Nikt nie zabierze mi projektu i nie karze mi go porzucić.
Zaczynam rozumieć słowa Pani Ewy.
Mam wrażenie że mówiła o mnie, że pewna osoba 3 lata temu się załamała.
To byłam ja, ale znalazłam w życiu coś co pozwoliło mi jakoś to załamanie przetrwać.
Świat z poziomu lęku jest straszny i potworny. Przypisujemy innym to czego się boimy.
Świat jest taki jak ja go pojmuje jak go widzę.
Przez ten rok mam wrażenie że poznałam siebie.
Co jest dla mnie ważne.
Jakie są moje wartości.
Praca bo bardzo chce pracować tak by móc się skupić i wyciszyć. Praca pozwala mi odreagować stres. Praca nad stronami www. p
PRaca w której umiem się skupić. Praca w której czuje się doceniana i nie chodzi tylko o pieniądze bo one tylko początkowo mogą stanowić motywację.
Głównym moim problemem są relacje międzyludzkie i liczne lęki ktore mam w kontaktach z innymi.
Rodzina i bliscy przyjaciele.
Potrzebuje ich.
Zobaczyłam, że nie jest dla mnie ważne co mam na sobie choć wcześniej przywiązywałam do tego ogromną wagę. Do tego by być idealna. Walczyłam i akceptację innych bo nie akceptowałam siebie.
Gdy stopniowo zaczęłam siebie akceptować świat zaczął sie zmieniać wokół mnie.
Dostrzegłam, że mam bliskich, rodzinę.
To oni prawdopodobnie by mnie z tego wyciągnąć znaleźli kogoś kto do mnie dotarł. Pania Ewe.
Przypuszczam że byłam w ciąży choć z leku wypalam ten stan i nie mogłam przeżyć go jak inne kobiety gdy się cieszą na fakt że zostaną mama.
Przez moje czarnowidztwo i negatywne myślenie straciłam kontakt ze światem i z otoczeniem. Wszędzie widziałam zło.
I czuję, że to jest moment by się zmierzyć z tym i przestać się już bać.
Byc może kiedyś uda mi się ponaprawiać to wszystko.
Sławek może kiedyś będzie że mną i da mi szanse żebym mogła mu zaufać. Może na terapii uda mi się rozbroić lęk.
Będę brać leki.
Schudnę jeśli będę regularnie jeść i dbać o wysiłek fizyczny.
Te wszystkie sytuację wokół miały mi pomóc zrozumieć to co się wydarzy czyli być może ja też wyjdę za mąż, bo wreszcie udało mi się znaleźć człowieka o którym gdy go poznałam pomyślałam, że to będzie mój mąż.
I chciałabym by to był on.
Choć boję się wszystkiego o czym marzyłam. Bałam się marzyć.
Wśród tych wartości jest rodzina wsparcie i bliscy.
Po operacji tego nie wodzialam
Być może miałam depresję poporodowa.
Nie byłam świadoma, że jestem w ciąży. Pomimo tego że widziałam wokół kobiety w ciąży nie mogłam tego zobaczyć w sobie bo wciąż wracałam do przeszłości.
Wszystkie lęki pochodziły z mojego wnętrza.
To był świat widziany oczami dziecka.
W różnych sytuacjach widziałam to czego nie widzieli inni i broniłam innych gdy postąpił jakoś. Szukałam zrozumienia dlaczego tak postępowali. Ale nie miałam go dla siebie.
To wszystko za co oskarżyłam innych mam w sobie i nad tym muszę pracować.
Jestem zazdrosna bo mi się nie udało w życiu osiągnąć tego czego naprawdę pragnęłam.
Robiłam wszystko nie w tej kolejnosci jak trzeba u chciałam wszystko na raz. Mieć rodzinę, prace, wszystko.
Świat widziany przez dorosłego może być inny bo on może postępować w zgodzie ze sobą. Dziecko musi postępować zgodnie z wola rodzica i być na niego zdane.
Dam sobie radę z pomocą innych.
Teraz umiem już wykorzystać narzędzia do walki z lękami i roznroje te wszystkie miny po których chodziłam przez wiele lat.
Wybuchły ze zdwojoną siłą w odpowiednim czasie.
I na szczęście że wokół byli Ci wszyscy ludzie. Na szczęście, że ktoś do mnie dotarł.
Jedno najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że moja wiara choć została wystawiona na próbę przetrwała.
Coś czego nauczyła mnie babcia co we mnie zakorzeniła przetrwało. Bo wierzyłam, że nadejdzie pomoc, że spotkam odpowiednich ludzi, że w końcu uwolnię się od przeszłości.
Wszystko jest w naszej głowie.
Tylko zmiana myślenia sprawi, że coś się zmieni.
Czeka mnie teraz życie bez lęku. Życie w którym nie będę sama i będę mówić o problemach innym, poszukam pomocy.
Podziękuję wszystkim którzy przyczynili się do mojego procesu zdrowienia.
Oni wszyscy wiedzieli co się że mną dzieje. I nie byłam w tym wszystkim sama.
Ta walka która że sobą toczyłam w moim wnętrzu trwała latami. I ciągle ten stary sposób myślenia się odzywał. I nie umiałam nad nim zapanować.
Jestem gotowa by pokazać innym mój świat.
By postępować w zgodzie ze sobą z moimi wartościami. By teraz iść przez dorosłe życie widząc przez okulary świat przez filtr jaki zdobyłam dzieki temu co się wydarzyło. Dzięki rozmowom z Panią Ewą.
21 sie 2020, 14:50:23
Gdybym wybaczyła naprawdę wtedy gdy to mówiłam nie wychodziłoby ze mnie tyle nienawiści poczucia niesprawiedliwości złości zawziętości chęci odwetu.
Taka jestem. To ja nie inni. Ja taka jestem. Pełna nienawiści. Naiwna. Łatwowierna. Neurotyczna.
Zazdrosna o szczęście innych.
O to, że moja siostra ma bliska osobę i poradziła sobie w życiu. A ja jej nie mam i bezskutecznie szukam. O to że Rafał ma pracę która kocha i daje sobie radę pomimo, że jest w połowie studiów. Ze jest tak inteligentny, mądry. Przynosi rodzicom zadowolenie a ja nigdy niczemu nie umiem sprostać.
O to, że oni nie mają odchyleń psychicznych są zdrowi radzą sobie w życiu z trudnościami. Mają przyjaciół. Ja ich nie mam i nie umiem znaleźć.
O to, że mnie od dzieciństwa stygmatyzuje choroba, która nie pozwala mi funkcjonować.
O to że załamałam się nerwowo i nie umiem się podnieść. A oni potrafią.
Jestem niewdzięczna. Nie umiem okazać wdzięczności.
Źle oceniam swoje możliwości. Nie umiem zrobić tego co zaplanuję.
Przyznaje się przed sobą. Ja nie walczę z nim tylko z sobą sama. Z moimi wyobrażeniami. Wszystko co odbieram niewłaściwie do sytuacji to moje cechy.
To ja jestem zła, wrogo nastawiona, to mi zależy by osoby które mnie skrzywdziły nie były szczęśliwe. Doprowadzam do tego, że inni mają mnie dość.
I ciągle im sprawiam przykrość.
A mi sprawia przykrość że nikt nie rozumie świata w którym się chowam. Było mi przykro gdy ciocia Justyna zapytała kiedy wracam do szpitala…
A moja rodzina nie rozmawia że mną wprost.
Teraz tego potrzebuje.
Nie mam już sił.
Nie umiem się uspokoić.
Niczym.
Tylko spisywanie myśli sprawia, że umiem porządkować to co mi przychodzi do głowy.
Mam silne poczucie niesprawiedliwości.
Znow jestem w fazie depresji.
Za chwilę gdy z niej wyjdę zacznę coś robić wpadnę w manię uciekania od myśli uczuć i znów sobie nie poradzę.
Jak mam to zmienić?
Jak mam nad tym stanem zapanować.
Dlaczego nie umiem złapać równowagi?
21 sie 2020, 23:09:59
Wreszcie nie musze juz sobie ani innym nic udowadniac.
Wreszcie czuje, ze zasluguje na to co najlepsze.
Nie musze o to zabiegac.
Mam to na wyciagniecie reki.
Jestem gotowa by zobaczyc swiat z poziomu zaufania.
Nie strachu.
Strach jest tylko w mojej glowie i mi nie sluzy.
Wystatczy juz tracenia energii na rozpamietywanie.
Jestem gotowa wybaczyc i isc przez zycie bez urazy.
Zycie zweryfikowalo to co wczesniej pojmowalam z poziomu rozumu.
Wybaczylam rozumem nie sercem…
Teraz jestem gotowa wybaczyc sercem i odpuscic.
I to musi sie udac.
Moge. Czuje, ze potrafię.
23 sie 2020, 08:12:13
Czy relacja moja że Sławkiem jest moim urojeniem? Nie jest prawdziwa? Czy on wcale mnie nie kochał?
Tyle razy pisał mi jasno że traktuje mnie jak przyjaciółkę.
Zupełnie jak Krzysiek.
A ja tak bardzo chciałam być kochana.
Jak Angelika chciałam znaleźć kogoś kto akceptowałby mnie i to że nie odróżniam rzeczywistości od moich marzeń wyobrażeń.
Mama ma rację. Gdyby było tak jak mi się wydaje przyjeżdżałby przez ten czas. A tak nie było.
Komu mam zaufać?
To kolejna wymyślona przeze mnie rzecz by sobie poradzić. Wymyśliłam sobie pracę, bo nie umiałam funkcjonować w społeczeństwie.
Pracę zdalna bo myślałam że tak zniweluje niepokój i lęk przed krytyka, ludźmi, sytuacjami spolecznymi…
Wymyśliłam sobie miłość której nie było bo myślałam że tylko ona mogłaby mnie wyleczyć z przeszłości z tej choroby. Albo, że taka osoba pomogłaby mi z nią żyć. Bo panicznie bałam się opuszczenia przez innych.
Wymyśliłam też sobie, że to jest człowiek który że mną będzie zawsze. Stałe bezskutecznie szukam rodzica w zastępstwie.
Jestem schizofremiczka. Mam schizy, urojenia, wyobrażenia o rzeczywistości jakiej nie ma.
Wyobrażam sobie Bóg wie co.
A wcale nie jestem taka jak moje wyobrażenie o sobie. Marna ze mnie nauczycielka. Nigdy nie sprostałam swoim własnym wyimaginowanym oczekiwaniom. Ja prowadziłam szkolenie. Gówno prawda, nie mogłam się zgodzić z tym, że nie jestem wcale lepsza od innych, a nawet gorsza, bo inni z łatwością znajdywali pracę i porozumienie z ludźmi. A mi tego brakuje.
To nie tylko lęk stanowi mój problem. Ale też silne przywiązywanie do innych. Być może moja potrzeba przywiązania jest tak silna jak pragnienie zredukowania intensywności negatywnych emocji związanych z chorobą, z odrzuceniem, z trudnościami w nawiązywaniu relacji.
Moze tez z tego wynika moja nieufność. Postępuje tak, aby nie przywiązać się bo wiekszosc bliskich relacji została zerwana i straciłam wszystkich tych, którzy byli dla mnie naprawdę ważni.
Nie udało się z Krzyśkiem więc naginalam rzeczywistość by była taka jak starłam się aby była.
Znalazłam Sławka i zalałam go uczuciami uwiesilam się na nim. Znów jak poprzednio na siłę chciałam być zaakceptowana taką jaką jestem. Na siłę chciałam zdobyć to co inni budują przez lata. Ja chciałam tę relacje mieć już teraz, zaraz. Bo nie chciałam zostać stara panna. Bo wierzyłam w przesady, bo chciałam dorównać Angeli. Bo pragnęłam z całych sił akceptacji, której nie umiem znaleźć w sobie.
Panicznie bałam się wyobrażenia, że w przyszłości spotka mnie to co w przeszłości. Zostanę bez matki i znów będę nieudolnym człowiekiem podatnym na wykorzystanie. A raczej bałam się, że ojciec bez skrupułów oddałby mnie do jakiegoś ośrodka.
Przez to wyobrażenie więcej udowadniała, że tak należy i potrzebuje leczenia. Chciałam udowadnic samej sobie, że z tej choroby można wyzdrowieć, że jej nie mam. A jest, była i będzie że mną. Bo przez niechęć i oporność na leczenie zrobiłam sobie więcej krzywdy mierząc się z nią codzień sama.
Ale nie umiałam się przyznać sama przed sobą i bliskimi TAK JESTEM CHORA PSYCHICZNIE. NIE RADZĘ SOBIE Z ŻYCIEM.
Dlatego chciałam być inna.
Taka jaka siebie nigdy nie zaakceptowałam. Taka jaka chowałam w środku.
Wymyśliłam sobie durny projekt, który nic nie jest warty i zadłużyłam rodzinę, bo stale chciałam sprostać temu jak funkcjonują inni w świecie w ktorym ja nie potrafiłam. Nie miałam odwagi przyznać się do tego że przeroslo mnie to wszystko.
Dalej próbuje sobie coś udowodnić. Tylko co?
TERAZ JEST MOMENT W KTÓRYM MUSZĘ PRZESTAĆ.
DOSC.
NAWET JEŚLI WYDAM NA TERAPIĘ PIENIĄDZE NAUCZĘ SIĘ DZIĘKI NIEJ ZYC ŻE WSZYSTKIMI NIEWŁAŚCIWYMI SPOSOBAMI ODBIORU RZECZYWISTOŚCI.
MUSZĘ I WŁAŚNIE TO ROBIĘ. PRZYZNAJE. JESTEM CHORA POTRZEBUJE POMOCY BY ZACZĄĆ FUNKCJONOWAĆ I ROZRÓŻNIAĆ WYOBRAŻENIA OD RZECZYWISTOŚCI.
Czy ja w jakikolwiek sposób kiedykolwiek zdołam opanować lęki? Czy kiedykolwiek zdołam zrozumieć o co innym chodzi w komunikacji ze mną?
Jak sobie poradzę bez matki bez innej osoby? Jak będę funkcjonować? Czy uda mi się pokonać lek i te marzenia, których nie potrafiłam spełnić.
Znów wątpię we wszystko w siebie i swoje uczucia.
Wątpię. I jedyna miła chwilą jaka umiem sobie przypomnieć to moment gdy przytulał mnie Sławek. Wcześniej Krzysiek.
Tylko to potrafiło mnie uspokoić. Dawało mi poczucie bezpieczeństwa i spokój.
A teraz wzbudza to niepokój przed spotkaniem że Sławkiem. Bo mam nawet lęk przed tęsknota.
Tak bardzo pragnę być kochana, że byłabym w stanie za miłość oddać wszystko. Ale nie umiem dostrzec jej wokół.
Czy oni zrobili wszystko zeby mnie z tego załamania wyciągnąć?
Byli gotowi poszukiwać klientów na moje kursy. Znaleźć psychologa który do mnie dotarł do wszystkich nieuświadomionych emocji szczególnie tych złych bo przypisywałam innym to jaka jestem wobec nich.
Najgorsze jest to, że nie potrafię tego zmienić.
Tak bardzo się zawiodłam sparzyłam, że każda próba powrotu do świata normalnych generuje lęk.
Odrzuciłam ludzi choć z całych sił potrzebuje kontaktu rozmowy, bliskiej relacji.
Gdzie mam jej szukać skoro nie mam jej w sobie?
Komu mam zaufać?
Sobie czy innym?
I co znów wywołało mój lęk?
To że Angelika ma covid?
23 sie 2020, 11:47:29
Kluczem do moich problemów zdrowotnych i psychicznych jest lęk.
Lęk, który nasila się pod wpływem sytuacji i wydarzeń oraz postrzegania przeze mnie tego co może mnie spotkać.
Z powodu traumy straciłam właściwe ocenianie rzeczywistości i negatywne myślenie sprawiało, że przyciągałam to czego najbardziej się bałam.
Przeszłam przez piekło, przez które musiałam przejść żeby się wyzwolić.
Musiałam spotkać się sama że sobą. Moja rodzina, otoczenie, ludzie byli dla mnie lustrem. Odbijali mi wszystko to co mam w sobie. Cechy które dostrzegam w innych mam wewnątrz siebie. Osadzając innych osądzam siebie. Będąc wobec innych mało wyrozumiała jestem taka dla siebie.
Świat jest taki jak go widzimy.
Nie jestem w pełni zdrowa. Ale myślę że gotowa by przyznać się że potrzebuję pomocy by wyzdrowieć i wierzę że to jest możliwe.
Mniej więcej 3 4 lata temu przeszłam dogłębne załamanie psychiczne. Nie tylko ja ale razem ze mną też moja rodzina. Ci którzy byli obok mnie i pomagali mi doświadczać świata i pokazywali mi to jak go widzą.
Oni byli dla mnie lustrem. Oni pokazywali mi świat swoimi oczami i oczami swoich rodziców.
Dopóki jesteśmy dziećmi widzimy świat oczami rodzica lub taki jak on nam go pokazał. A pokazał nam go tak jak pokazali mu go jego rodzice i otoczenie.
Widzimy też go tak jak wyglądało nasze dzieciństwo. To prawda, że wszystko co wydarzy się nam jako dzieciom odzwierciedla nasza dorosłość. Szukamy tego i powielamy wzorzec rodzinny. Dopóki sobie go nie uświadomimy.
Chyba rozumiem wszystko co sie wydarzyło przez te trzy lata. To były najważniejsze lata mojego życia, bo rozbrajalam wewnętrznie bomby przeszłości. Które raz za razem wybuchały. Jedna po drugiej. I musiało tak się stać, bo inaczej przeszłabym przez życie w głębokiej nieświadomości postępując niezgodnie z własnym systemem wartości.
Nadal spełniałabym oczekiwania innych cele mojej mamy i ojczyma.
Nadal próbowałabym szukać w innych miłości. Nadal próbowałabym na nią zasłużyć nie dostrzegając jej obok w innych ludziach. Nadal każdy mój krok byłby podyktowany tym by zadowolić innych. Nadal szukałabym w otoczeniu odpowiedzi na różne pytania.
Nadal obwiniałabymd innych nie widząc, że to ja wpływam na sytuację, wydarzenia, innych ludzi.
Teraz wiem, że można myśleć, czuć, robić i mówić co innego. I to jest źródłem frustracji, trudności, problemów psychicznych. Nie jesteśmy i nie będziemy w stanie sami ich rozwiazac jeśli nie zanalizujemy swoich życiowych niepowodzeń pod różnym katem uwzględniając w nich przeszłość i innych ludzi.
Wpływamy jedni na drugich, bez komunikacji postępujemy albo wbrew sobie albo wbrew innym.
Musiałam doświadczyć niemocy. Bezradności, bezsilności do tego stopnia by wszystkie chowane przeze mnie emocje wybuchnęły ze zdwojoną siła. Musiałam przeżyć wszystko jeszcze raz by zobaczyć to z innego poziomu świadomości.
Pani Ewa właściwie mówiła, że są ludzie, którzy żyją większość życia w nieswiadomosci. Ciągle coś sobie lub innym udowadniajac. Można żyć będąc nieszczęśliwym i wybierając wszystko to czego chcą od nas inni. Można ciągle robić wszystko by zasłużyć na miłość i jednocześnie nie dostrzegając miłości która jest obok. Można nie kochać do tego stopnia siebie by pozwalać się krzywdzić tym którzy też nas nie kochają i nie widząc tego, że jeśli my siebie nie kochamy inni też nie zdołają nas pokochac. Ani my nie pokochamy ich. Bo tylko człowiek pełny akceptacji i kochający siebie może pokochac drugiego człowieka.
Prawie cztery lata zajęło mi odkpdowywanie wzorca wobec jakiego odbieralam świat. Cztery lata wychodziłam z nieswiadomosci siebie i budowałam siebie na nowo. Teraz inaczej patrzę na to wszystko co przydarzyło mi się w zyciu. Musiało mi się to przydarzyc.
Wczoraj usłyszałam, że BÓG DAJE CZŁOWIEKOWI TYLE ILE MOŻE ON UDŹWIGNĄĆ.
To prawda. I całe te 4 lata były próba mojej wiary. Wiary w Boga, w odnalezienie miłości której tak bardzo pragnęłam, w ludzi, w szczęśliwe zakończenia.
Kilka dni temu poprosiłam o coś z całych sił, a wcześniej tylko miałam do Boga pretensje o to czemu to wszystko mnie spotkało.
To fakt, że dał mi drugie życie. Ale dopiero teraz jestem gotowa zaufać, w pełni zaufać, że on wie lepiej.
Nie zamierzam wymuszać już na nim, aby dał mi to czego uważałam, że mnie pozbawił. Zamierzam patrzeć na świat z innej strony. Dotychczas widziałam go tylko z poziomu lęku, strachu i niemocy.
Pani Ewa miała też rację kluczem jest komunikacja. Jej brak zaburza funkcjonowanie rodziny. Doprowadza do tragedii, rodzinnych dramatów i powielania tego samego wzorca w nieskończoność. Dopóki jakas jedna osoba nie będzie wreszcie gotowa się z nim zmierzyć. Niektórzy nie chcą zobaczyć świata oczami innych. Tkwią w swoim poczuciu skrzywdzenia nie dostrzegając że inni mierzą się z tym samym.
Źródłem moich chorób, somatycznych objawów choroby mojego umysłu była niemoc, bezradność, bezsilność, poczucie, że nie mogę mówić tego co myślę, wyrażać uczuć i myśli w zgodzie ze sobą.
Była ciągła ucieczka od samej siebie. Było zadowalanie innych i życie w świecie w którym ciągle zastanawiałam się czego inni ode mnie chcą. Pozbawiona własnej autonomii i możliwości doświadczania świata, owładnięta perfekcjonizmem mojej mamy a potem własnym nie mogłam spontanicznie doświadczać życia. Nie umiałam pojąć reguł zadzacych tym światem, bo zablokowano we mnie możliwość doświadczania świata spontanicznie. Dziecko tak doświadcza świat. Mnie zamknięto w bańce z której świat oglądałam jak przez szybę nie mogąc w nim uczestniczyc.
Dlatego stworzyłam sobie drugi świat w moim wnętrzu na obraz tego który zobaczyłam na zewnątrz. Ten świat był moja piwnica, z której przez wiele lat bałam się wyjsc.
Ba! To była więzienna cela. Rzadko pojawiało się w niej światło, gdy tylko kogoś tam wpuściłam bardzo często już więcej sie nie pojawiał. Bo dla tych ludzi, którym ten świat pokazywałam był on zbyt przerażający. Dla mnie samej był on zbyt przerażający dlatego przez wiele lat przebywałam w ciemności i nie wyszłam z niego bojąc się krytyki, odrzucenia mnie takiej jaka jestem i ataków na ten świat. Wszystko co pochodziło z zewnątrz odbieralam jako atak na ten mój świat wewnatrz.
Bałam się, że to ten świat zewnętrzny jest taki zły. A to mój świat wewnątrz był wyznacznikiem dla mnie odbioru świata zewnętrznego.
Wychodzenie z takiej piwnicy bardzo długo trwa. Latami odplatuje się sieci w jakie się zaplatalismy.
Ale trzeba w końcu się odplatac. Trzeba w końcu wyjść i zobaczyć świat inaczej. Z innego poziomu.
Oczywiście gdyby nie ludzie wokół mnie, ludzie którzy nie tracili do mnie cierpliwości, nie zdołałabym odsłonić siebie prawdziwej, zrzucić tego ciężaru tego płaszcza jakim się nakryłam. Nie udałoby mi się wyjść z piwnicy a niewątpliwie stało się to wtedy gdy opowiedziałam światu na głos moja historie.
Panicznie się tego bałam. Ale ten krok wyzwlal mnie powoli z tego skostnialego punktu widzenia. Świat jest zły ja jestem w porządku. Zwykle każdy z nas ma różne punkty odniesienia. Świat jest taki jakim go widzimy. I to ludzie wokół są nam potrzebni żeby zobaczyć świat też z ich perspektywy.
Wtedy jest możliwa zmiana. Jeśli zaczniemy od siebie, będziemy się komunikować i znajdziemy wspólne wartosci.
Nie zmienimy świata wokol sami. Musimy zacząć od siebie.
Te kilka lat uczyłam się przede wszystkim kochać siebie. Nie mogąc zaakceptować śni tego co mi się przydarzyło, ani tego jaka jestem nie mogłam zaakceptować innych i ich kochać.
Tylko ten kto kocha siebie może kochać innych.
Skoro nienawidziłam siebie przez większość życia i nauczyłam się rozpoznawać czego chcą i potrzebują inni nie mogłam postępować w zgodzie z tym co ja czuję, myślę i pragnę.
Robiłam to co dostrzegałam s innych, kopiowałam ich bo nie rozumiałam reguł rządzących światem, nie umiałam się komunikować. Moja komunikacja była złością. Na wszystko reagowałam złością i frustracja bo wszystko sprowadzalo się do niemocy, bezsilności i bezradności.
Ciągle wyrażałam nie umiem, nie mogę nie uda mi się. I faktycznie się nie udawało. Trwało to długo zanim to pojęłam.
Moje postępowanie bydzilo frustrację w innych i inni budzili ją we mnie. I tak w kółko zwłaszcza w komunikacji z członkami mojej rodziny. A przede wszystkim z mamą. Ona mówiła kocham Cię, ale postępowała odwrotnie, krytykowała, osmieszala i raniła też w obecności innych. Co było na poziomie słów komunikatem innym niż na poziomie emocji i postępowania. I ja nauczyłam się robić to samo. Czasami chować myśli i w myślach mówić ludziom to co myśląlam a poprzez emocje i postępowanie wyrażałam coś innego.
Czego potrzeba mi teraz do szczęścia?
Spokoju.
Pracy.
Bliskiej osoby.
Jestem wreszcie gotowa by pokochac kogoś tak jak uczyłam się kochać siebie. I chyba wreszcie siebie pokochałam.
Nie mam już potrzeby by się głodzić i głodzeniem udowadniać sobie, że tylko gdy schudnę będę warta miłości. Nie muszę już nakładać na twarz makijażu by pokazać innym, że jestem piękniejsza.
Nie muszę juz kupować sobie różnych rzeczy by poczuć się bogatsza niżeli to jak bogata uczyniło mnie życie o doświadczenie które zdobyłam. Bo doświadczenie życiowe sprawiło, że jestem tu gdzie jestem.
Nie muszę już na nic zasługiwać i niczego sobie i innym udowadniac.
Jestem gotowa poprosić o pomoc, a nie być nadal Zosia Samosia.
Teraz nie wreszcie nie potrzebuje udowadniac innym, że zostałam skrzywdzona. To był fakt.
Ale to ja wyrzadzalam sobie największą krzywdę nie chcąc puścić tej przeszłości puścić urazy, żalu, nienawiści i złości.
Tak długo jak byłam zawzięta, tak długo cierpiałam.
I choć myślałam, że rok temu jestem gotowa na nowe życie. Dopiero teraz odpuściłam. Odpuściłam udowadnianie. Trzymanie się kurczowo przeszłości, zrzucanie na innych za siebie odpowiedzialności.
Muszę nauczyć się innego sposobu komunikacji.
Chciałabym znaleźć w sobie siłę do dalszej pracy nad soba i wynagrodzić innym to co złego uczyniłam podejmując decyzję zyjacbw głębokiej nieswiadomosci siebie.
Myślę, że decydując się dobrowolnie na terapię zrobiłam do tego pierwszy krok.
Nie czuje juz, że mam potrzebę udowadniania Sławkowi, tego co do niego czuje.
Akceptuje to, że on nie jest w stanie wrócić do tego co było. I pogodzę się z tym co się wydarzyło.
Pozwolę mu odejść jesli uzna, że nie da się między nami odbudować relacji. Nie będę prosić błagać próbować zasłużyć na miłość jak robiłam to wcześniej.
Jestem pogodzona z przeszłością. Tak mi się wydaje. I z sobą, bo już dłużej nie czuje, że muszę udowadniac i zasługiwać. I to nazywam zgoda na siebie.
Nie czuje juz że muszę zarabiać na siebie tak jak sugerowali mi rodzice. Mogę szukać zleceń na teksty, strony lub projektować kursy. Czuję, że mam już wszystko by stać się szczęśliwa z tym co mam. Nie mam już poczucia, że gdy coś osiągnę, to będę mogła być szczęśliwa.
Nie muszę udowadniac, że jestem zdrowa. Akceptuje fakt, że jestem chora. Ze moja dusza choruje i potrzebuje kogoś kto ją wyleczy.
Akceptuje fakt, że jestem pełna złych cech i będę nad sobą pracować.
Nie udowadniac, że to inni są źli.
Akceptuje, świat którego nie chciałam widzieć.
Akceptuje wszystko to co wypierałam.
A wypierałam wszystko to co było dla mnie zbyt trudne by się z tym zmierzyć. Też to jaka jestem ja sama. Wypierałam swoje wady. Wypierałam to czego nie chciałam widzieć, z czym nie umiałam się pogodzić czego nie chciałam dostrzec.
Teraz czuję ogromną pustkę.
Może kiedyś tę pustkę ktoś wypełni.
Chciałabym, żeby to był Sławek, ale godzę się z tym, że on czuje, że nie umie wrócić do tego co było.
Nie będę znów naginać rzeczywistości do tego jak chciałabym żeby była. Nie będę już dłużej walczyć ze sobą i z innymi.
Tak naprawdę nie wiem, co on teraz czuję. Czy niechęć, czy złość, żal czy smutek wobec mojej osoby. Chyba trochę też boję się doświadczyć poraz kolejny odrzucenia.
Dlatego przyjmuje ten stan niepewności jaki teraz doświadczam.
Co teraz czuje.
Nie chce wracac do tego co bylo.
Chce isc do przodu.
Wybaczyc sobie krzywdy ktore wyrzadzilam innym zyjac w nieswiadomosci.
Wybaczam wszystkim ktorzy mnie skrzywdzili bo tez mogli zrobic to nieswiadomie.
Wybaczam sobie.
Jestem gotowa isc do przodu. Nie wracac juz do przeszlosci i postepowac w zgodzie ze soba.
Nie musze juz wracac do tego co bylo.
I nie chce i nie musze.
Bo wreszcie poczulam sie wolna. Wczesniej chcialam sie uwolnic od tego bo zrozumialam ze nie pozwoli mi to isc dalej.
Ale zeby sie wyzwolic trzeba wybaczyc na poziomie rozumu i serca. Wybaczyc sercem. Nauczyc sie dostrzegac wlasne wady nie tylko wady innych.
Nie chce juz wracac do tego co bylo chce stworzyc cos czego nie bylo.
Chce byc szczesliwa. Zaufac zyciu. Zaufac ludziom mojej rodzinie ze nie chca dla mnie zle. Zaufac ze Slawek odwzajemnia moje uczucia.
Chce byc szczesliwa przez reszte mojego zycia.
I czuje i wiem ze moge…
25 sie 2020, 07:51:57
W y b a c z a m
Sobie.
Mamie że mnie nie ochroniła.
S.
Wszystkim.
W y b a c z a m
U w a l n i a m się od wszystkich nagromadzonych przez lata emocji.
O d p u d z c z a m
Ninawisc zawziętości ból żal i smutek.
O d p u s z c z a m wszystko co wiąże się z przeszloscia
Chce już wyjść że stanu choroby.
Oczyścić się w pełni i rozpocząć nowe lepsze życie bez depresji smutku żalu tęsknoty i nienawiści.
Dość.
Teraz chce iść do nowego lepszego życia.
Szczęśliwego, radosnego, wśród ludzi.
Nie chce już się izolować.
Wczoraj zrobiłam ten krok i pokonałam lęk przed spędzaniem czasu w gronie rodziny, przed krytyka z ich strony i mam wrażenie, że nawet babcia zaakceptowała fakt jak zarabiam na życie.
Nie czuje już, że ktoś chce abym pracowała inaczej. Nie czuje, że muszę udowodnić, że tak mogę. Czuję, że mogę. Wyzwolilam się z braku akceptacji dla siebie swojego pojmowania i postrzegania świata. Nie muszę udowadniać mojej wartosci. Nie muszę bać się, że zostanę zmuszona aby to porzucić co jest integralną częścią mnie.
Nie boję się o życie. Bóg da mi w danym momencie to na co zasługuje i czego potrzebuje.
Nie boję się już że zostanę stara panna. Jeśli Bóg tak zechce będę żyła w samotności. A jeśli zechce da mi miłość która jest dla mnie najwyższa wartością i do której najbardziej dążyłam, której ślepo szukałam.
Teraz nie uważam, że na nią nie zasługuje. Wręcz przeciwnie dostrzegam gdzie płynie miłość i od kogo dostałam jej dużo a nie umiałam jej przyjąć i zobaczyć.
Od babci, mamy, Angeliki która w jakiś sposób do operacji miała w sobie dużo empatii. Potem przerósł ja ogrom mojego problemu. I jeśli się nie mylę Rafała. On bardzo mi pomógł gdy uciekłam do Wrocławia.
Od innych też choć jeszcze na tym etapie widzę najwięcej od tych osób.
Nie muszę udowadniać, że zasługuje na miłość dobra pracę przyjaciół bliskich.
Mniej boję się co będzie gdy mama wyjedzie. Ma prawo spędzić życie z kim chce i nawet na stałe wyjechać za granicę.
Mniej boję się o pieniądze i przetrwanie.
Jeszcze czasami czuwam ale już mniej i myślę, że ten lek też pokonam.
Mniej boję się o to gdzie będę mieszkać lub czy zdobędę pożywienie.
Więcej widzę że świat działa wokół wymiany dóbr. Nie wszystko co otrzymujemy umiemy przyjac ale to wynika z tego jak świat postrzegamy.
I jeśli postrzegamy go jako zły to ciągle toczymy walkę ze sobą, innymi i światem.
Nie czuje już silnego poczucia zagrożenia. Bynajmniej gdy umysł mnie zawodzi staram się mu przetłumaczyć że targa mną lęk pod różna postacią i szukam jaki to lęk.
Nie doszukuje się już w wypowiedziach innych ukrytych komunikatów których nie ma. Nie szukam o co chodzi. Nie węszę podstępu.
Nie boję się wyjść z domu bez maseczki. Wczoraj to zrobiłam. Świat jest dla ludzi. Ludzie dla świata.
Nie boję się covid. Jeśli zachoruje to znaczy że mam jakieś nieprzepracowane emocje i umysł spycha je do ciała gdy sama psychicznie ich nie umiem rozpoznać wyrzucić wylądować.
Ale wyrażam je więc nawet jeśli zachoruje wierzę, że nie będę miała silnych objawów.
Nie czuje się oszukiwana ani nie mam potrzeby zapobiegać czemus. Nie mam już poczucia, że wszyscy są przeciwko mnie wręcz przeciwnie. Świat mi sprzyja. Nie czuje już że chcą mi zrobić coś złego. Nie chcę czytać między wierszami i doszukiwać się czegoś czego nie ma. To jest chyba zaufanie…
Nie boję się już o to co powie Sławek. Już nie potrzebuje udowadniać mu ze zasługuje na miłość.
Ba chyba jestem gotowa zaufać mężczyźnie.
Nie czuje już zazdrości o Angelę i mamę. O przyjaciół których mają i dobrobyt jaki dał im Bóg chodzi mi o miłość i właściwą pracę.
Nie boję się już krytyki. Wszystko co jest krytyka mnie jest też krytyka cech osoby która krytykuje.
Innymi słowy jeśli ja osądzam innych osądzam też siebie. Jeśli dostrzegam zazdrość w innych mam ją w sobie.
Długo tego nie pojmowałam.
Ale już pojmuje i życie będzie lepsze z tymi wnioskami.
Tylko znów pojmuje to z poziomu rozumu nie uczuć.
Bo czasami dopada mnie lęk jak wczoraj w nocy. I nie umiałam zasnac.
Nie potrzebuje dłużej pracować z Panią Ewa i pobierać za to opłat.
Mam swoje kursy i mogę na nich zarabiać.
Nie czuje już że ktoś wchodzi z butami do mojego świata wewnętrznego i coś mi z niego wydziera zabierze. Nikt mi nie może zabrać tego co mam w środku. Ale gdy wnętrze jest zatrute nic nie możemy dać dobrego innym. Dlatego trzeba wyczyścić się ze wszystkich złych emocji by zacząć dostrzegać te dobre.
Chyba najwyższy czas zacząć się nim dzielić z innymi i pokazać im jak on wygląda.
Zacząć dzielić się wiedzą. Dokończyć materiały w Klubie i wypuścić je w świat. Ale nie po to by coś udowodnić, ale po to żeby dokończyć coś co zaczęłam.
Wiem, że mogę i potrafię.
I zrobię to.
A potem najważniejsze to złapać dystans do siebie i życia i zacząć się nim cieszyć tu i teraz bez powrotu do przeszłości.
Nie szukam już miłości.
Widzę ja na zewnątrz więc mam ją pewnie w sobie.
I tym sposobem pewnie ja też uda mi się przyciągnąć.
Nie zazdroszczę innym i chce się dzielić tym co mam bo tylko tak mogę otrzymać to co potrzebuje w danym momencie od innych. Gdy ja komuś coś dam to otrzymam też to od innych gdy będę potrzebować.
Nie chce już gromadzić dóbr ani pieniędzy czy zatrzymać czyjaś miłość dla siebie. Chcę się dzielić bo wtedy świat jest piękniejszy.
I chce odwdzięczyć się tym którzy odpłacili mi dobrem nawet gdy ja źle ich potraktowałam
25 sie 2020, 13:27:17
A co jeśli to wcale się nie wydarzy? Co jeśli jest inaczej. I wszyscy od których się odsunęłam chcą dla mnie dobrze chca mojego szczęścia?
To ja odpowiadam za swoje życie.
To ja mam moc.
To ja mogę zmienić świat gdy zmienię siebie.
Kinga jesteś silna. Przetrwasz to. Tylko słaby człowiek musi coś innym udowadniać. Stałe uciekać. Więc byłam słaba. Gdy walczę i idę pod prąd jestem słaba.
Gdy zaufam to będzie świadczyło o mojej siłę?
Bez sensu. Ale ciężko iść pod prąd.
A jeśli się poddam i przegram życie?
Teraz przegrywasz. Gdy rozpamietujesz przeszłość. Teraz gdy wszystko odbierasz z pozycji dziecka wewnętrznego.
To ono generuje te wszystkie myśli i podejrzewa innych o to co najgorsze.
Na świecie jest zło i to nieuniknione. Ale tylko Ci postępują kierując się złem ktorzy zostali skrzywdzeni i utknęli w rozwoju i widzą świat z pozycji dziecka wewnętrznego.
Jeśli nadal będziesz zamknięta nie wyjdziesz z tego pudełka nigdy. I wtedy stracisz swoje życie. Nie będziesz mogla się przekonać że tylko Ty się sama że sobą męczysz. Walczysz nie z nimi a że sobą. Cierpisz bo nie chcesz puścić już tego cierpienia i dosnac. Dorośnij. Zobacz świat inaczej. Z pozycji doroslego.
Tylko Ty możesz zmienić świat zmieniając siebie.
Boisz się o to, że ktos chce zemsty bo to ty wciąż zywisz nienawiść.
Nie możesz iść ta droga. To droga do grobu. Nie do życia i szczęścia. A chcesz przecież żyć?
Więc skończ obwiniac innych za swoje życie, wybory, skończ szukać podstępu, przestan wracać ciągle wstecz. Bo spędzisz życie stojąc w miejscu. Nigdy nie pójdziesz do przodu, a jak dalej będziesz tak funkcjonować to otrzymasz to czego się boisz. Psychiatryk na własne życzenie. Bo myślisz nieracjonalnie.
To że nie ufasz wszystkim osobom z rodziny jest chyba normalne. Ale możesz projektowac uczucia względem jednej osoby na wszystkich. Czyli lęk wobec S wyrażasz wobec mamy, siostry i brata.
Nie jest tak jak czujesz wobec nich. Oni nie chcą źle. Chcą żebyś się wyleczyła i wyszła z tego. Chcą żebyś normalnie mogła żyć. Ale bez zostawienia przeszłości się nie uda.
Czy ta dwójka dzieci była moimi dziećmi?
I co stało się z tymi dziećmi?
Gdzie one są?
Kto się nimi opiekuje?
Czy ktoś mówi im że je kocha.
Czy ktoś je przytula?
Gdybym była świadoma ciąży powiedziałabym o tym Sławkowi.
Może by się ucieszył… I byłby przy mnie…
Może nie byłabym sama. Nie katowalabym się praca. Tylko zdrowo odżywiała i zrobiła wszystko by urodziły się zdrowe.
Moze zechciałby wrócić do mnie i że mną być. Spędzić że mną życie. Pisał że szuka drugiej połówki z którą ułoży sobie życie.
On okazywał mi uczucia. Nie mówił że mnie kocha, ale mnie przytulał. Uspokajała mnie jego obecność. Było mi z nim dobrze. I tak bardzo bałam się go stracić. I straciłam.
Ale dlatego, że targała mną nienawiść, złość, zazdrość… Dlatego, że pragnęłam osiągnąć w życiu to wszystko co udało się innym. A najbardziej chciałam mieć bliska osobę, która pomimo mojej traumy, depresji, nerwicy, teraz urojen
nie zostawi mnie samej i będzie wspierać. I wierzyć że wyjdę z tego…
Za każdym razem gdy do mnie napisze mam ochotę do niego pobiec i rzucić mu się w ramiona.
Ale… Obawiam się, że on nie czuje tego co ja.
Można przecież mówić komuś jedno i okazywać coś innego bo tak postępowała mama. Mówiła że mnie kocha a nie okazywała tego emocjonalnie. I dlatego teraz jestem zdezorintowana gdy próbuję mnie wspierac od razu zasnatawiam się co się dzieje. Czemu jest taka? Co się wydarzy?
Mecze się.
Strasznie się mecze.
Analizując fakt, że całe dotychczasowe życie szlam pod prąd i wręcz mi to zaszkodziło powinnam odpuścić. Olać ten stan. Odrzucić te myśli i zajc się czymś. Zjeść coś. Posłuchac muzyki tej która kojarzy mi się że Sławkiem z tymi dobrymi chwilami i nie katować się dłużej rozmyślaniem co będzie co się wydarzy. Nie szukać dziury w całym. Nie wysyłać do świata zamówienia na to czego nie chce.
Chce choć wydaje mi się że nie umiem. Chcę wybaczyć. Chcę się uwolnić od cierpienia psychicznego. Chce odciążyć moją psychikę od tego czego się trzyma. Chce przestac robić sobie krzywdę i innym trzymając urazy. Chcę już zakończyć ten etap.
Chce przestac krecic się w kółko. Czuję się jakbym była w kolowrotku.
Boję się spotkania z mamą u Pani Ani.
Cholera. Znów ten lek.
Niech mnie już to opuści.
No ileż kurwa można walkowac to samo?
Jedno i to samo w kółko.
Albo coś postanowisz albo stałe będziesz w tej motaninie.
Postanawiam.
Idę na spacer lub może pobiegam.
Choćby kawałek.
Muszę wyrzucić te emocje.
25 sie 2020, 23:06:34
Panią Ewe poznałam 28 lipca. Ale mimo wszystko uparta znalazłam pracę na Lotosie i z trudności z nastrojem nie umiałam podejmować dobrych decyzji dotyczących pracy.
Pracowałam bez odpoczynku. Bez przerwy i do końca nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Leki zostały mi podane by zniwelować stres.
Sama przyczyniłam się do takiego stanu rzeczy. Moja rodzina chciała mi to pewnie zakomunikować u Angeli ale się nie dało. Straciłam kontakt z rzeczywistością. Załamałam się. A potem lekaRz kazał mi się cieszyć zyciem…
Tylko jak skoro nie wiesz co się wokół Ciebie dzieje.
I z Tobą.
Teraz też potrzebowałam leków żeby jakoś się po tym wszystkim posklejać. Bo się rozsypałam całkowicie.
Więc to dogadanie się nie było powiedziane w złym kontekście? Znów nie wiem skąd ta myśl.
I leki miały mi pomóc uporać się z depresja. Choć marnie mi to wychodzi.
Źle się czuję gdy nic nie mogę kontrolować. Gdy nie rozumiem co się dzieje wokół…
Nie Martyna. Tylko ja.
I jednocześnie kogoś na kim tak bardzo mi zależało..
Gdy nikt że mną w rodzinie nie rozmawia a wszystkiemu zaprzeczają i negują czuje frustracje.
Tak ogromna że chce mi się i płakać i wyć i krzyczec i wszystko naraz.
I jednocześnie mam poczucie że nie mam przywolenia na te wszystkie emocje. Ze najlepiej jakbym udawała ze jednak się z nimi nie muszę mierzyć.
Muszę iść dalej. Tylko nie bardzo wiem jak…
Jak mam się cieszyć życiem gdy tak wiele w nim stracilam
Dziecinstwo
Mlodosc
Radość przeżywania dobrych chwil
Mam wrazenie jakbym stale szukała zastępczego opiekuna i miała nadzieję że ktos się nim stanie. Zaopiekuje mną. Jakbym nigdy nie mogła dorosnąć.
Jakbym ciągle żyła w ciele dziecka.
Ciągle słyszała że sobie nie poradzę.
A pomimo to gdy robiłam na przekór matce udowdanialam sobie ze potrafię, że dam radę, że jestem silniejsza niż ona myśli.
Tylko teraz na dobre się rozpadłam…
I nie wiem jak te wszystkie części mnie posklejać…
Sama nie dam rady.
Bez pomocy innych będę tak tkwić w tym miejscu i nie wyjdę stąd nigdy.
Teraz dopiero czuje samotność. Mam wrażenie, że tyle ludzi jest na wyciągnięcie ręki a ja nie mam odwagi o nic prosić.
Nie chce już zadawać pytan.
I tak nie chcą mi pomóc tego zrozumieć.
I wszystko neguja jakby chcieli mnie przed tym chronić?
Poddaję się. Tak. Zwariowałam.
Komoletnie zwariowałam.
I nie wiem co dalej.
Mam ochotę walić głową w ścianę.
Nie umiem nic więcej zrozumieć.
Nic nie umiem wydedukować. Za głupia jestem na to. Albo moglabym umiałabym zaufać właściwym osobom. Tylko do końca nie wiem komu. Kto pomoże mi zrozumieć to wszystko?
Może faktycznie Angela miała rację i Sławek mnie wykorzystał. To były jej słowa. Ale po co chciałby się że mną teraz spotykac? Czego by ode mnie chciał? Skoro wszystkiego się wyparl…
Ja też postępowałam niewłaściwie. Spotkałam się z Andrzejem. Wcześniej w Opolu z Robertem.
Gdybym inaczej postąpiła i poszła wcześniej tzn. Rok temu do ginekologa. Teraz nie miałabym wątpliwości czy byłam w ciąży czy nie.
Fakt mogłam mieć również usunięte guzy. Ale nie bez powodu te dzieci urodziły się w tym samym czasie i nie miałyby mojego nazwiska rodowego.
Chce wiedzieć czy to moje dzieci.
Chce przezyc po nich żałobę jeśli je straciłam. Tak powinno być. Powinnam mieć taką możliwość by móc przezyc prawdziwe uczucia.
Nigdy nie postąpiłabym tak jak postępowałam wiedząc że jestem w ciąży.
Muszę sama sobie z tym poradzić. Nie mam wsparcia w innych. Potrzebuję rozmowy o tym. O tej konkretnej sytaucji. Nie chcę dłużej być zbywana.
Potrzebuje zrozumieć co się stało by upoac się z emocjami, których nie rozumiem.
A w zasadzie wszystko mi jedno co się teraz stanie. Nie będę wmawiac sobie już nic. Nie będę też wyobrazac sobie ze mogłabym stworzyc z kimś związek szczęśliwy.
Nie jestem gotowa na dalszy etap.
Chyba więcej już nie uniosę.
Nie umiem. Nie wiem jak. Nie mam zasobów by iść dalej. Nie jestem jak inni. Właśnie stałe próbuje być silna na zewnątrz a w środku doszczętnie się rozsypałam…
Do reszty i nic nie pojmuje.
Nic a nic. A najgorsze że nie mam kogos kto mógłby mi to wytłumaczyć.
Wcześniej zawsze wszystko przeinaczalam. Mówili o kim innym ja myślałam że to o mnie. Dlatego teraz nic już nie biorę dosłownie. I wmawiam sobie ze to nie o mnie bo wiem kiedy mówią o innych. Gdy mówią o mnie pytają mnie o różne rzeczy wprost.
Jak teraz będzie wyglądało moje dalsze życie skoro straciłam zdolność krytycznego myślenia i odróżniania fakow od niefaktow.
Chyba zgodzę się zaufać. Niech dzieje się co chce.
Widzę, że nie umiem od operacji sama funkcjonować. I jestem zdana na bliskich. Na ich łaskę. Jestem zdana na ich decyzję i nie mogę sama podejmować własnych.
Nie miałam wyboru.
Choć gdybym wiedziała zrobiłabym wszystko, aby postąpić inaczej. Aby zrobić coś żeby uniknąć tych wszystkich sytaucji.
Gdybym wiedziała że nie muszę nic udowadniać nikomu. Gdybym nie była taka nieprzejednana.
Gdybym umiała mieć wgląd w swoje cechy źle mojego charakteru. Gdybym postępowała inaczej. Może słuchała innych. Może nie walczyła ze światem. Może nie chowała się w swojej skorupie.
Może bym tego wszystkiego uniknęła.
I może nie odsunęłabym tak wielu ważnych dla mnie osób. Może miałabym przyjaciół. Może Sławek wciąż bh się że mną spotykał gdybym postąpiła inaczej.
A teraz nie bardzo wiem jak to wszystko unieść.
To nie na moją psychikę. Za dużo. Za dużo na jednego człowieka. Dodatkowo z ułomnością. Nie
Takim postrzeganiem świata. Z trudnością ktorej inni nie rozumieją.
Z defektami…
Wiele bym dala by pojmować rzeczywistość jak inni.
By umieć myśleć tak by nie być zależnym od innych. By nie pytać innych o coś oczywistego.
By pojąć to czego moja głowa nie umie pojąć.
I chyba wolę ten mój zamknięty świat. Na siłę mam wyjąć do ludzi, żyć jak inni, skoro tu mi dobrze. Tu mi bezpiecznie. Tylko tu wiem, że nikt nie wyśmieje tego jak pojmuje świat. Będąc z matką utwierdzam się tylko że nigdy nie dam rady. Oba ciągle mi powtarza gdzie będziesz mieszkać. Wynajmowałam pokój w Opolu i radziłam sobie. Świetnie. Byanjmnjej próbowałam sobie radzić jak mogłam.
A że stracilam kolejna osobę do ktorej się zbliżyłam nie moglo być inaczej.
Chyba wszystko mi już jedno czy gdzieś mnie oddadzą. Albo jaka usłyszę prawdziwa diagnozę.
Skoro i tak nie mam nikogo. Wciąż mam wrażenie, że robią że mnie debila. I w domu tak mnie traktowali.
Może gdybym wtedy zgodziła się na pracę w internacie może moje życie wyglądałoby teraz inaczej.
Tak zapewne skończę że względu na swoje ułomności. Nie jako ktoś kto sobie poradzi. Nie przeskocze pewnych spraw. Nie zmienię ich biegu. Nie sprawie że ktos kogo obdarzyłam uczuciem obdarzy nim mnie.
Nie nagne rzeczywistosci do moich głupich wyobrażeń marzeń.
Najlepiej gdy nie rozmawiam z innymi. Lepiej było gdy udawałam, że jestem taka jak oni. Gdy nie pokazałam im mojej ułomności.
Wtedy przynajmniej nie miałam poczucia ze jestem pusta w środku i bardzo wybrakowana.
Znów ta pierdolona depresja niemoc bezradność bezsilność że nie rozumiem.
Najgorsze jest to, że nie umiem żyć sama i bardzo potrzebuje ludzi wokół. Ale z nimi też nie umiem żyć ani budować właściwie relacji.
Najgorsze jest to że tak mi na nich zależy a nie umiem ich odbudowac. Przyznać się przed sobą, że postępowałam źle. Ze robiłam na przekór bo robiąc tak jak inni chcą czułam się nieszczęśliwa.
Chyba jestem skazana na to pudełko, moja piwnice, o której mówiła Ewelina Stepnicka.
Każde wyjście do ludzi generuje jeszcze większy lęk. Jeszcze bardziej mam ochotę się schować uciec.
Boże. Jak żyć?
Widzisz i nie grzmisz? :)
I znów straciłam cały dzien na rozpamiętywanie i próbę ułożenia tego czego nie umiem i nie da się poukładać w logiczna całość.
Pojęłam że Pani Ewa prowadzi że mną terapię żebym poradziła sobie z kryzysem.
Pojęłam, że musialam dostać leki bo stres wypalił mi neurony.
Nie wiem tyłko kto za tym wszystkim stoi?
Mama Angelika
Rafal
Oni chcieli mnie z tego wyciągnąć?
Nie będę ise już opierać ani leczeniu lekami ani psychoterapii. Ale nie umiem panować nad lękami i depresja. Boję się manii. Nie umiem znaleźć radości w kontaktach z ludźmi.
Choć bardzo chciałabym mieć przyjaciół. Słyszeć od matki że dam radę aniżeli że jej nie dam.
Chciałabym mieć kogoś kto często by mnie przytulał.
To moje dziecięce marzenie.
To mnie uspokaja.
Tego mi bardzo brakuje.
I to leczy mój ból wewnetrzny. Ból istnienia. Ból że jestem inna od większości ludzi. Ból że nie mogę im dorównać inteligencja. Pojmować rzeczy które oni pojmują.
Wciąż jestem jak dziecko tylko w ciele dorosłej kobiety. I nie bardzo wiem jak mam dorosnąć.
Teraz pojmuje, nie tylko to że toczy się walka o moją diagnozę. Co mi jest? Co to za choroba? Jak będę z nią żyć? Czy ustawia mi wreszcie leki? Czy ktoś z rodziny będzie moim opiekunem? Czy oddadzą mnie do ośrodka jeśli nie zostanie nim nikt z rodziny. Teraz to pojmuje. Muszę odpuścić. Nic innego mi nie pozostaje.
Jedyne czego nie chce to wyjazdu za granice. Nie chcę i już. Ale chciałabym też żeby mama była szczęśliwa. Bardzo. Niezależnie od tego co się ze mną stanie.
Nie chce widzieć jak przeze mnie płacze. Nie chcę jej więcej robić klopotow. Nigdy więcej nie chce postępować wbrew i iść pod prąd.
Zrobię wszystko tak jak mi każą. Nie będę już się opierać choć boję się tego co będzie dalej.
Trochę nie umiem rozładować stresu jakiś się ciągle pojawia.
Chciałabym biegać, wyladować ten stes, pozbyć się lęku. Zacząć żyć. Więcej się śmiać. Mieć pracę, z której zarobię na życie. Mieć gdzie mieszkać. I mieć Przyjaciół.
Pogodzić się z tymi, którzy mnie skrzywdzili. Pojelam, że już tego nie zrobią i teraz ja decyduje gdzie są moje granice. Choć wcześniej tego nie robiłam. I też przekczalam granice innych.
Tylko jak zrobić ten krok?
Od kogo zacząć?
Wyjdę na idotke gdy zrobię to sama?
Gdy zadzwonię do Angeli i powiem jej że wcześniej czułam jej wsparcie że widziałam że jest dla mnie pełna empatii. Do czasu gdy nie spieszyłam jej nerwów.
Ale sądzę że ja też właściwie odbieram sytuację które stanowią dla mnie substytut zagrożenia.
Ale wybaczam jej bo zapewne chciała dla mnie dobrze. Choć czuje się zdradzona tym że mnie nagrywała. Namawiała do picia alkoholu gdy brałam
Tabletki uspokajające.
De facto już sama nie wiem co czuje i wobec kogo. Ale ten dym u Angeli to fakt nie mój wymysl.
Nieważne. Może próbowali różnych metod by przywrócić mi radość życia. By sprawic abym wyszła z depresji.
Jest tylko jeden sposób drugi człowiek.
Tylko mój problem to również potworne przywiazywanie się do osoby, które uważam za bliskie. To ogromny mój problem.
I z tego też powodu boję się spotkania ze Sławkiem. Boję się że znów będę za nim tak potwornie tęsknić.
Że znów nie będę mogła go widywać.
To spotęgowało moje cierpienie.
I dlatego nie chce wychodzić. Nie chcę być dłużej stygmatyzowana choroba. Nie chcę dłużej przywiązywać się do innych choć z całych sił pragnę mieć kogoś podobnego do mnie. Kogoś kto mnie zrozumie i będzie spędzał ze mną czas. Kto będzie moja ostoją, oaza, radością.
Wiem, że muszę w sobie znaleźć źródło szczęścia. Mam je. Chce żyć. Nie przyjdzie mi do głowy nic innego. Pokochałam moje życie. Pomimo bólu, molestowania, strachu, stygmatyzacji przez chorobę, pomimo niezrozumienia, braku bratniej duszy, samotności…
To szczęście to moja pasja.
Czasami mnie zawodzi. Bo w zasadzie poza nim czuje głęboką pustkę. Czuję się samotna wśród ludzi, bo oni nie myślą tyle co ja. Nie mają potrzeby spisywać mysli, pisać pamiętnika. Nie mają potrzeby bliskości, przytulania tak bardzo jak ja.
Ale przynajmniej zaakceptowałam to, że muszę brać leki, że matka mi nie uwierzyla, że ona jest źródłem mojego poczucia, że nie dam rady, że sobie nie poradzę, że jestem zdana na innych.
Tylko tych bliskich ludzi życzliwych nie dostrzegam. Wszędzie widzę lęk i strach. I stałe próbuje być silna nie pokazując słabości.
A właśnie się rozsypałam do reszty.
Nie mam fundamentów jak Ci których rodzice wyposażyli w mechanizmy motywacyjne Dasz radę, poradzisz sobie itd. Moja matka utwierdza mnie w przekonaniu, że nie dam sobie rady sama.
Już nie wiem czy to moje czy jej przekonanie.
I czy kiedykolwiek będę umiała zmienić inne przekonania.
Przebywając z nią odzywa się przeszłość. Wybija stałe ten sam numer i dzwoni. Halo to ja przeszlosc. Nigdy nie dam Ci o sobie zapomnieć.
Cokolwiek zrobisz ja będę zawsze.
Potrzebuje przyjaciela.
Bardzo.
Takiego który nie pisałby do mnie o laskotkach nic nie podawałby mi wbrew temu czy tego chce czy nie. Tylko takiego od serca, który byłby wtedy gdy się do reszty rozsypuje.
I by mnie wspierał tak jak ja sama siebie nie umiem.
I motywował gdy się poddaje.
Wiem. Muszę sama. Ale jest mi tak ciężko.
Potwornie.
Mam wrażenie że ciągle bez przerwy zaczynam od nowa. Inni dobiegają do mety a ja wciąż wracam do punktu startowego.
25 sie 2020, 11:02:25
Pokonałam lęk przed covid
Wyszłam z domu.
Pokonałam lęk przed usłyszeniem diagnozy.
Przyznałam się do choroby przed sobą sama.
Poszukałam pomocy.
Chyba zaczynam ufać.
Boję się jeszcze czy właściwym osobom.
Ale to zweryfikuje czas.
Większość lęków pokonalam.
Nawet ten przed przyjmowaniem leków.
Chce nad sobą pracować. Nad emocjami i poradzić sobie z nimi.
Chce wrócić do regularnego trybu życia.
Czas wyjść z depresji.
Przestac płakać nad tym co było.
Pokonać też lęk, który wypływa z przeszłości z molestowania.
On nie przyjdzie i nie zrobi mi nic złego.
To emocje z tamtego okresu. Gdy byłam dzieckiem.
To emocje skrzywdzonej części mnie.
To już było.
Skończyło się.
Teraz już nic złego nie może się wydarzyć.
Teraz może mnie spotkać tylko coś dobrego.
24 sie 2020, 07:02:34
Wszystko będzie dobrze.
To tylko myśli.
Nieprawdziwe.
Nigdziej mnie nie oddadzą.
Poradzę sobie z tym stresem.
Nie muszę już nic udowadniać.
Wyjdę z lęku przed S..
Będę miała gdzie mieszkać.
I nie zabraknie mi chleba.
Bóg dba o człowieka każdego i nie pozbawia go podstawowych potrzeb.
Nic się nie stanie. To wszystko było w dobrej wierze.
Było że mną źle u nie umiałam się podnieść po wszystkim co mnie w życiu spotkało, ale teraz właśnie to robię.
Wierzę w swoje mozliwosci
Nie muszę już udowadniać ze mogę na życie zarabiać tym czego nauczyłam się sama.
Mogę projektować strony.
Nie muszę kopiować Martynki i jak ona szukać pracy w szkole jeśli czuje ze tego nie chce.
Mogę kiedyś wyjść za człowieka którego szczerze pokochałam i bardzo w to wierzę. Bardzo tego pragnę.
Nie wierzę w źle rzeczy zabobony.
Angelika też dużo robiła na przekór i nie wierzy zabobonom. I jest szczęśliwa.
Ja też mogę tylko muszę wspolpracowac
Wszystko będzie dobrze.
Poradzisz sobie Kinga.
Tak ucieszyła Cię dzisiaj babcia gdy ja zobaczyłaś.
Myśl pozytywnie.
Umiesz panować nad emocjami.
Umiesz współpracować z innymi.
Jak nie rozumiesz dopytuji mów do innych proszę powiedz czego ode mnie oczekujesz.
Za każdą twoja reakcja poczucia zagrożenia stoi lęk.
Lek.
L ę k
Skoro Rafałowi się udało Angeli Martynie i Szymonowi ułożyć życie. TY też dasz sobie rade.
Wiem to.
Mamie też się udało.
Zobacz pozytywy i zaśnij.
Potrzebujesz snu.
26 sie 2020, 09:13:03
Nie chce już wracać do przeszłości.
Jestem gotowa wybaczyć.
Spotkać się że wszystkimi którzy byli blisko gdy sama chciałam walczyć z chorobą.
Nie mam już potrzeby kontroli by rozładować stres.
Wiem już czego najbardziej pragnę.
Daje sobie przyzwolenie na bycie sobą taka jaka jestem.
Na bycie szczęśliwa w zgodzie ze sobą.
Nie czuje już ucisku w głowie ani silnego bólu w tylnej części z lewej strony. Uciskl się zmniejszył.
I coś odblokowało.
Mam wrażenie, że rozwiązałam moje problemy.
Dostrzegłam inna perspektywę i uwierzyłam. Ze jeśli zdołam zaufać będę mogła doświadczyć to czego pragnę a czemu zaprzeczałam i w co nie wierzyłam.
Nauczyłam się pokory, której mi brakowało.
Chyba wyzdrowiałam choć wczoraj miałam wrażenie, że mój mózg eksplodował.
Nie opieram się już leczeniu i wierzę że da się to wyleczyć.
Udało się wyleczyć mój sposób myślenia, który był źródłem moich problemów.
I myślę że mam zasoby by poradzić sobie ze stresem.
Nie opieram się już przyjmować pomoc i wierzę, że z pomocą innych dam radę.
Wierzę też w swoje możliwości.
Poznałam siebie. Określiłam to kim jestem. Rozpoznałam wewnętrzne konflikty które stanowiły źródło napięcia.
26 sie 2020, 11:17:50
Walczę sama że sobą.
Nie z innymi.
Gdy idzie się pod prąd próbując innym udowodnić cokolwiek można stracić życie.
Ja jestem źródłem swoich chorób.
Moje nastawienie.
Niszczę swoje życie ciągle będąc w trybie walki.
Przestaje walczyć. Poddaję się biegowi wydarzeń.
Płynę z życiem.
Odpuszczam wszystkie blokady przed zaufaniem, że Bóg wie lepiej co jest dla mnie najlepsze.
Sama robię sobie krzywdę. Nie inni mi ją robią. To ja siebie wykańczam. To ja stałe robilam sobie nie innym na przekór.
Ciągle tkwiąc w roli ofiary nigdy nie zaznam tego o czym marzę.
Będąc ofiarą wyrażam postawę nie zasługuje na nic tylko na cierpienie, ból.
To ja decyduje jak długo będę tak tkwić w tym stanie.
Muszę porzucić bycie ofiarą.
Przestac udowadniać, że zasługuje tylko przyjąć że zasługuje. Przestac utwierdzać czyjaś winę. Przestac mówić o tym co było i do tego wracać. Przestac być podejrzliwa. Przestac wszystko tłumaczyć przeszłościa. Wziąć odpowiedzialność.
Wybaczyć wreszcie sobie wszystkie te sytuację gdy postępowałam wbrew sobie w niezgodzie że sobą.
Wybaczyć sobie, że poniosłam porażki. Wybaczyć sobie, że nie umiałam się obronić przed krytyka, krzywda, brakiem zrozumienia.
Wybaczam sobie.
Wszystko.
Walke ze sobą.
Nienawiść do siebie.
Brak akceptacji.
Brak miłości i przekonanie, że nie zasługuje.
Kłótnie.
Obwinianie innych by nie widzieć swojej winy.
Tkwienie w miejscu.
Nieumiejętność mówienia swojego zdania w sytuacjach gdy czułam się skrzywdzona i oszukana, zdradzona przez innych.
Nie dostrzeganie swoich wad.
Walke że sobą zamiast o siebie.
Doszukiwanie się tego czego nie ma.
Podejrzliwosc wobec innych.
Autodestrukcję.
Autoagresję.
Mój egoizm.
Wybaczam sobie porażki, które poniosłam w walce że sobą. Wybaczam sobie, że osądzam się zawsze wtedy gdy coś nie jest po mojej myśli, gdy obieram zły punkt widzenia.
Wybaczam sobie, że nie jestem doskonałą.
3 wrz 2020, 06:59:54
Wiersz bez tytulu
Na zewnątrz
Usmiech
A w środku prochno
Idziesz przez zycie
I przydziewasz wciąż nowe miny
Wewnątrz skladujesz smieci
Na wysypisko wspomnien
Zlych
Tych dobrych jest tak niewiele
Że już prawie ich nie pamietasz
Usilnie próbujesz do nich wracać
Gdy jest Ci zle
Ale wciąż wybija szambo przeszlosci
Te dobre wspomnienia wyblakly
Przez gorycz tych zlych
Czekasz aż szklanka będzie do połowy pelna
A z pustego Salomon nie naleje
Nie umiesz pokochać siebie z ilością ran, które Ci zadano
Skazany jesteś na wieczna samotnosc
Bo nie widzisz barw
A ciągle czarno biały świat..
5 wrz 2020, 10:25:50
Bardzo tego żałuję, że nie umiałam stworzyć że Sławkiem relacji o jakiej marzyłam.
Że przez przeszłość pozwoliłam się wprowadzić w błąd. Ze nie zauważyłam, że to osoba która liczyła się z moim zdaniem, uczuciami i była blisko.
Żałuję, że wplatalam go w moje problemy, że nie umiałam się z przeszłości wygrzebać.
Moje serce wybrało Krzyśka a gdy go straciłam wybrało Sławka.
Nie Dawida który do złudzenia przypominał S. Był wybuchowy, stanowczy, kontrolujący, wymuszający posłuszeństwo i nie liczący się z moim zdaniem.
Nie chciałam to jemu oddać siebie całej bo powiedział że nie będzie czekał na mnie trzech lat.
To Sławek dotarł do moich największych skrytych głęboko marzeń o bliskości.
On mnie przytulał najczulej. Nawet jego obecność gdy nic nie mówił uspokajała mnie.
On mnie wspierał.
Żałuję, bardzo żałuję, że poznałam go wtedy gdy zaczęłam terapię, ale gdy nie czułam jeszcze ze umiem żyć bez brzemienia przeszłości.
Wybaczyłam dla siebie, ale pewnie nigdy nie zapomne.
I to on że złości, że powiedziałam prawdę co mi robił mógł dać i zabrać mi kopertę żebym nie spotykała się że Sławkiem.
Nie mógł zmusić mnie do wyjazdu za granicę. Tam nikt nie wie, że mnie krzywdzil i tam ja nie byłabym nigdy bezpieczna zwłaszcza gdy zabraknie mamy.
I gdy pozbawił mnie relacji przyjaciela bliskiej mi osoby która liczyła się z moim zdaniem i uczuciami. Sądził ze będę chciała wyjechać za mama i mieszkać z nim.
Nigdy nie zechce. Nigdy jemu nie zaufam. Nigdy mu nie uwierzę w nic. Choćby nie wiem jak się zachowywał.
Ale nie zaufam mu nigdy. Dla mnie on zawsze będzie taki jaki był dla mnie. Zły. Nie wierzę, że się zmienił. I chyba nigdy nie uwierzę.
Wiem, że ta sytuacja miała sprawić żebym zgodziła się mieszkać z nim i z mamą. Nie chcę tego. Mama może jechać do Niego. Nie musi tu że mną być.
Ja potrzebuje spokoju. I nie chce spędzać z nim czasu. Nie chcę jego obecności. Boję się go. Chyba zawsze tak będę o nim myśleć. Chyba zawsze będę się go bać. A sytuację które miały miejsce od momentu jak trafiłam na terapię, opowiedziałam i spisałam wszystkie moje źle wspomnienia też pokazała mi że postępuje tak by przede wszystkim mamę wciąż oszukiwać.
Powiedział jej że to nie było 10 lat.
A tego jak przychodził do mnie gdy byłam z nim są w domu gdy miałam 15 lat nie pamięta jak mnie napastował w naszym pokoju moim i Angeli i zmuszał bym pozwalała mu dotykać moich piersi. Robił to pomimo tego że płakałam że nie chce.
I ma czelność powiedzieć matce że to nie trwało 10 lat.
Oszust.
Nigdy w nic mu nie uwierzę.
Nigdy.
To wciąż jest w mojej pamięci w postaci lęku, który przeniosłam też na Sławka. Pomimo tego, że nic nie zrobił wbrew mnie i przeciwko mnie to chyba też bałam się mu w pełni zaufać.
Nie wiem czy już teraz potrafię. Nie wiem czy kiedykolwiek będę. Choc wiem, ze go kocham. No i moze zaufalam mu skoro pozwolilam by byl az tak blisko.
Bardzo się staram by mój mózg nie tworzył od razu wyobrażeń czarnych jak smola. Wszystko co ktoś mi opowiada mój mózg musi zobaczyć. I gdy nie rozumiem dlaczego ktoś opowiada mi taka historie szukam w niej ukrytych znaczeń. Co chce mi zakomunikować. Czy chce mnie przestraszyć? I oddzywa sie lek. Ale dopiero teraz umiem zobaczyc ze mierzylam sie ptzez ten rok ze swomi wszystkimi lekami.
To głupie. Zawsze zadaje sobie pytanie. Czemu ta osoba mi to opowiada? Czego chce? Jaki ma cel by mi to mówić? Po co?
O długu, domu, nowotworze…
A to moje lęki. Chociaz odkrylam ze to leki to nie umialam nad nimi panowac gdy owladnial mnie atak paniki.
Gdy widzę to w telewizji wiem, że to fikcja, film, ale gdy ktoś opowiada mi historie nie wiem czemu to robi i czuje niepokój gdy one są związane z moimi lękami.
Wracam do chwil spędzonych ze Sławkiem zawsze wtedy gdy jest mi źle. A czasami zwyczajnie dlatego, że bardzo za Nim tęsknię. Żałuję też że posłuchałam Angeli gdy pisała, że to na pewno Sławek mnie okradł. Żałuję, że nie posłuchałam mojej intuicji.
Nie rozumiem tylko dlaczego już więcej nie przyjechał…
Moze wszystko odbieralam inaczej. Może odczuwałam to czego bardzo pragnęłam by się stało a niekoniecznie było tak jak ja odbieralam relacje z Nim.
I co chce mi powiedzieć?
Teraz też nie pisze nie dzwoni tylko ja wznawiam ten kontakt. Z Krzyśkiem też tak było. Straciłam go ale odzyskać już nie umiałam.
Wątpię, że kiedykolwiek komuś będzie na mnie zależeć tak jak mi. Ze ktoś będzie tęsknił za mną jak ja za Sławkiem. Ze on wspomina chwilę że mną. Ze tęskni i chciałby naprawić te relacje tak jak ja bym chciała. Ze mu na mnie zależy. Nie widzę tego ani nie czuje bo nie pisze do mnie tak często jak kiedyś. A bardzo tego bym chciała. Nie innej nowej osoby. Jego. Jego chciałabym z powrotem w moim życiu. Jego osoby. Spotkań. Przytuleń, rozmów. Wspólnego spędzania czasu.
Wiem, że to ja go oskarżyłam słuchając Angeli, a nie siebie. Nie byłam pewna czy to on a zareagowałam automatycznie. Lub tak jak się uczyłam. A potem i tak chciałam zrobić wszystko żeby go nie stracić.
Jak kiedyś Grześka gdy odkryłam jego zdradę…
Błagałam by mnie nie zostawiał.
Sławka nie błagałam.
Ale nie pogodziłam się z tym, że go straciłam.
Kochałam go po swojemu.
Wciąż do niego czuje to wszystko.
Tęsknię.
Czekam.
Pragnę spotkania.
Chce go zobaczyć i przytulić.
Tak bardzo.
Dlaczego muszę się tak męczyć?
Czemu nie mogę mieć takiej bliskiej osoby jak Angela? Takiej z którą tak silnie będę związana. Takiej do której będę mogła się przytulać i zaspokoić to pragnienie bliskości którego nikt nigdy nie zaspokoił gdy byłam mała.
Czemu muszę wciąż to tłumić jak bardzo za Nim tęsknię? I czemu nie udaje mi się zbudować tego i czym tak marzę?…
Czemu to takie trudne?
Czemu zawsze muszę stopować moje uczucia by ktoś nie pomyślał że się narzucam albo żeby się nie narzucać?
Czemu nie mogę czuć miłości z wzajemnością?
Czemu musiałam już tyle razy rezygnować z miłości do kogoś na kim tak bardzo mi zależało?
Nie chce znów rezygnować ze Sławka jak kiedyś z Krzyśka sądząc że nigdy go nie uszczęśliwię.
Tym razem chce żeby było inaczej.
Tęsknię za Nim bardzo i nie chce nikogo innego.
Chce być z nim zawsze.
Chce z całych sił odzyskać relacje z Nim.
Pomimo wszystkich głupich rzeczy, które zrobiłam. Wstyd mi za nie. I glupio, bo teraz widze dokad prowadzil mnie lęk i zycie z poziomu leku.
Chciałabym żeby dało się cofnąć czas. Wtedy postąpiłabym inaczej.
Może poczekała zamiast osądzać.
Albo olała pieniądze i chęć ich zdobycia. Ale nie chciałam prosić innych o kasę. Chciałam je zarobić. I chciałam zarabiać na tym co umiem i co sprawia mi radość gdy robię to dla innych. Chciałam mieć swoje pieniądze. Tak by móc czytać książki rozwijać się uczyć tego co mnie pasjonuje.
Chciałam pracować przez internet bo gdy jestem wśród ludzi zjada mnie stres i nie radzę sobie z ilością rozpraszaczy.
Chciałam mieć warunki do tego by się skupić. A czasami oznacza to ciszę i rezygnację z rozmów, innych aktywności.
Osiągnęłam już jakiś stopień szczęścia. Znalazłam coś co lubię robić. Poznałam siebie. Przestalam robic to co zadowala innych. Znalazłam swoje małe szczęścia jak w piosence Grzeszczak.
Teraz tylko chce mieć wokół bliskich. Chce być blisko Sławka. Chce naprawić te relacje i nauczyć się budować ją na zaufaniu i bliskości.
Ufam ze wszystko to było dla mojego dobra żebym zobaczyła ze życia nie można przeżyć ciągle zyjac w smutku i leku o wszystko. Gdy widzimy świat tylko z perspektywy skrzywdzonego dziecka to tak jakby ktoś założył nam czarne okulary i przysłonił resztę świata…
Tak widziałam go kiedyś. Teraz szukam w zachowaniach innych dobra.
I myślę, że mam wokół dobrych ludzi. Ze wiele dobrego mnie spotkało czego nie dostrzegałam.
Tym dobrem jest empatyczna Andzia i Sławek.
I Marcin też jest dobry. Tylko przeniosłam na niego lęk przed przemocą lek przed S…
I to jest mój ogromny problem.
Nie umiem rozróżnić sytuacji w której ten lek strach jest uzasadniony. Czuję go niemal zawsze.
I Andzia miała rację. Nie wydarzyło się nic z tych lęków. Może ogromną krytyka na szkoleniu. Ale była też pozytywna gdy uświadomiłam sobie ze Ci ludzie nie pojmowali jak można to wszystko zrobić samemu.
Zbudowałam prawie moje małe edukacyjne imperium.
Ale nikt mnie nie skierował do szpitala. Choć może już w nim byłam i to efekt zmiany mojego myślenia. Dostrzeżenia innej perspektywy.
Nic się nie wydarzyło z tych strasznych rzeczy. Z Andzia pokonałam lęk wysokości.
Ale nie pokonałam leku przed S. Lęku przed przemocą, lęku przed nim. Myśli o nim że jest zły i nigdy się nie zmieni. Za bardzo zylam przekonaniem że ludzie się nie zmieniają…
Ja sama też nie umiałam.
Sztywno trzymałam się dziecięcych przekonań, które nabyłam jako skrzywdzone dziecko.
Świat jest takim jak go widzisz.
Znów to powtarzam.
Ucze się każdego dnia zmieniać myśli.
Patrzeć inaczej.
Szukać dobra.
Dostrzegać dobro.
Ściągnąć te okulary i patrzeć na świat nie szukając w nim zła. I to dopiero jest ogromna zmiana.
Zmiany trzeba zaczac od siebie.
I to jak wchodzenie na gore na szczyt i spadanie z tej gory. Po to by znow na nia wejść.
Tak tridno jest zmienic swoje przekonania wpojone nam od dziecka lub zaczerpniete przez dzieciece doswiadczenia.
I mozna duzo stracic w zyciu poki ich nie odkodujemy. Mozna cale zycie przezyc w zalu i smutku widziec tylko zlo nie dostrzegajac ile dobra jest wokol nas.
5 wrz 2020, 21:44:36
Kocham Cię.
Pamiętaj o tym, gdy będzie Ci źle.
Ja będę Cię wspierać.
Nie możesz się poddać.
Nie teraz.
Zrobiłaś to zbyt wiele razy, Kingo…
Zawsze przed metą.
On nie musi Cię kochać.
Nie oczekujesz od Niego nic.
Musi Ci wystarczyć to co z Nim przeżyłaś.
To już nie wróci.
To tylko wspomnienie.
Nie łudź się więcej.
Ze napisze pierwszy.
Że wyzna że Cię kocha, że zechce wrócić i zacząć od nowa.
Minęło prawie półtora roku.
Mógł spotkać w tym czasie setki kobiet…
Lepszych od Ciebie.
Mógł spotkać ta jedyna.
Ale nie Ciebie…
Bo milczy.
Nie wznawia kontaktu.
To tylko Ty tego pragniesz.
Znów tylko Ty się zakochałaś.
Bez wzajemności.
Gdyby tak było. Pisałby. Prosił o spotkanie. Zabiegał.
Nie robi tego.
Zapomnij.
Boli…
Zapomnij.
Chcesz być z kimś na kogo musisz zasłużyć?
Musisz zasłużyć by okazywał Ci uczucia?
Czekać w nieskończoność.
Aż napisze.
Aż zadzwoni.
A to się nie wydarzy.
Jesteś głupia.
Łudzisz się i czekasz na miłość.
Której nie otrzymałaś wcześniej.
I teraz tym bardziej jej nie otrzymasz.
Pragniesz jeszcze bardziej…
I po co?
Im bardziej tęsknisz tym dłużej Cię omija.
Dziś zwatpilas już we wszystko.
Mimo, że jeszcze do niedawna się ludzilas, że mogłabyś jak Martyna, Angela, Agnieszka być z kimś szczęśliwa…
Nie będziesz…
Nie z Nim.
Bo on ma Cię w dupie.
Zrozum to kurwa wreszcie.
Dla Ciebie nie było ważne czy ma kasę. Ty chciałaś miłości. Prawdziwej. Odwzajemnionej. Nie takiej na pół gwizdka…
I przykro mi, trudno.
Ona nie jest dla Ciebie…
Wymaz go konsekwentnie z serca i umysłu i duszy.
Ile razy jeszcze będziesz odtwarzać ten moment jak Cię przytula?
Przestań.
To już nie wróci.
…
Nie zbudujesz z Nim związku
Ciepłego domu
Jak Andzia.
Nie będzie przychodził z pracy i całował czule na przywitanie.
Nie będzie z Tobą leżał na tapczanie i oglądał telewizji.
Nie będzie pił kawy w niedzielę i jadł ciasta.
Zapomnij o tym głupim marzeniu, który w Tobie obudził.
Nie był świadomy jak bardzo wskrzesił w Tobie uczucia i marzenia.
To były złudzenia.
Iluzje.
Nadzieję.
Zawiódł i zranił.
Nieważne.
Wszystko bym dala żeby cofnąć czas.
Gdy Cie zobaczyłam pierwszy raz.
Pomyślałam, że to Ciebie szukam.
Że jesteś tym właściwym.
Tym na którego tyle czekam…
Szkoda.
Nie doczekam się.
To nie niezależność jest moun marzeniem a mąż dom bliskość emocjonalna.
Taka jakiej nigdy nie było mi dane doświadczyć. Taka relacja.
Ale chyba nie z Nim.
A jeśli nie z Nim to z nikim bo nie mam już sił szukać łudzić się…
Nic nie poradze ze jestem taka naiwna i glupia.
Dziecinna.
Ze marze o czyms tak prozaicznym jak milosc.
Bliskosc
Obecnosc
I dostawać tylko rozczarowanie i czekać w nieskończoność na znak, SMS, spotkanie, telefon.
…
Samotność w nieskończoność.
Chciałabym wiedzieć jak mam zaleczyć te dziury w sercu po Tobie
Albo jak mam przestac za Tobą tesknic…
6 wrz 2020, 16:25:15
6.09.2020
Strefa Rozwoju Osobistego:
Weszłam na inny etap. Niemożliwe zwyczajnie przestało istnieć.
❣️Jestem wolna od strachu.
❣️Mam spokojną głowę.
❣️Nie obchodzi mnie co inni o mnie myślą.
❣️Jestem dość dobra.
❣️Robię to co sprawia mi radość bez wyrzutów sumienia.
✨Dziś wiem, że jakikolwiek problem pojawia się na horyzoncie, można go rozwiązać. Wiedz, że otrzymałeś dar, którym jest szczęśliwe i spokojne życie. Możesz z niego skorzystać i czerpać z całych sił. O ile tylko gotów jesteś porzucić stare i utarte schematy, które prowadzą Cię ciemną drogą donikąd😅 Moja mama zwykła niegdyś mawiać, że „każda droga jest lepsza niż żadna” Kiedyś wydawało mi się to zupełnie pozbawione sensu. Dziś wiem, że przychodzi dzień, w którym warto podjąć decyzje żeby zacząć wreszcie żyć po swojemu. Uwolnić się od przeszłości, gonitwy za niczym i żalu do świata Uwolnić się od pretensji do rodziców, partnerów czy nauczycieli. Aż wreszcie po prostu wybaczyć i zaufać sobie. Otwierając dla siebie drogę dobrego życia ☀️🍀 Najlepsze co możesz zrobić to zacząć wsłuchiwać się w swój wewnętrzny głos. Daj temu przestrzeń. Niech się dzieje! 🙏🏼 Om Shanti!✨
— — —— — —— — —
No prawie jestem dość dobra, bo zanim to przyjmę muszę zgodzić się z moimi wadami, których nie widziałam. Z tym, że postępuje niemądrze gdy słucham głosu wewnętrznego dziecka jakim byłam przez 30 lat swojego życia.
Ślepa, nieugięta, nieustępliwa.
Widziałam świat tylko w jeden sposób.
Tak jak pojmowałam go jako mała skrzywdzona dziewczynka.
A teraz może wszystko się ułoży.
Nie od razu ale wierzę, że każdy problem da się rozwiązać. Z każdej choroby wyjść. Powoli Kroczek po kroczku.
Więc teraz ja muszę przeprosić. To już zrobiłam.
Też bardzo żałuję.
Przede wszystkim oskarżenia.
Utraty uczucia którego nie wiem czy da się odbudować.
Utraty zaufania do ludzi ale to wynika z moich dziecięcych doświadczeń.
Straty bliskich przez nienawiść i żal oraz życie przeszłością.
Babcia miała rację Trzeba wybaczyć iść dalej.
Nie boczyć się.
To jej słowa.
Muszę wybaczyć ojcu.
By poprosić o wybaczenie Sławka.
Poprosić wiele osób o wybaczenie.
I wybaczyć sobie też.
A potem zbudować wszystko od nowa.
Chodzić na terapię.
Dostrzegać dobro.
Zmienić punkt widzenia.
Nie osądzać.
Żyć po nowemu.
Pomagać innym.
Dzielić się dobrem.
Bo świat jest pełen dobra.
Senss w tym aby je dostrzegać i dzielić nim eliminując czarnowidztwo i zło.
6 wrz 2020, 16:29:15
No i masz znów się pomyliłaś.
To nie on Cię zranił. Tylko Ty jego, bo znów inaczej widziałaś świat.
To ja głupia sama wygenerowałam te sytuację.
I dodatkowo pokazałam jaka jestem materialistka.
OK. Chciałam stać się minimalistka.
Nawet zaczęłam coś w tym kierunku robić, ale mi nie wyszło.
Nie wtedy.
Jestem materialistka.
Kiedyś tak powiedziała Angela.
Miała rację.
I mam amnezję.
Nie pamiętam wielu rzeczy.
Gdzie je schowam, położę i oskarżam innych zamiast zacząć od siebie.
Wszystkim przypisałam swoje cechy.
A ja oczywiście uważałam, że jestem święta.
W łeb kopnięta :).
Jestem wariatką.
Dosłownie.
Nie wiem jak mogłam być tak głupia.
Tak postąpić.
Stracić tyle czasu.
I jeszcze ciągle przypisywać innym źle cechy, które sama posiadam.
Dalej tak robię. Patrzę na innych przez pryzmat małego dziecka tego skrzywdzonego i widzę jego oczami. Albo naginam rzeczywistość tak by to one miało rację. Zylam w nieświadomości tyle lat. I tylko ten świat widziany oczami skrzywdzonego dziecka był wyznacznikiem.
Czy ja kiedyś dorosnę?
Pojmę to czego mój głupiutki wadliwy umysł nie potrafi pojąć?
Czy ogarnę to, że czasami widzę świat taki jakim nie jest?
I zaufam, że nie zawsze mam rację?
Często jej nie mam.
Mylę się.
Jestem niedoskonałą.
Omylna i niemądra.
Umiem tyle wyszukać wiedzy, tyle wyczytać, zrozumieć, przełożyć, przetworzyć, pokazać w innej postaci a pojąć prostych zasad życia społecznego nie umiem.
Współpracować nie umiem.
Najpierw oskarżyłam.
A powinnam zacząć od siebie.
Głupi mój wadliwy umysł.
Przycmilo mnie nie wiem co.
Przeprosiłam i na dodatek bardzo żałuję.
Bardziej niż bardzo.
Nie umiem nawet tego opisać jak mi jest źle.
Głupio. Wstyd.
Co za porażka?
Ile ja głupich rzeczy popełniłam po drodze.
Sama Sławka od traciłam, oskarżyłam. Sprawiłam mu przykrość.
Jak z Krzyśkiem.
Twierdziłam, że to inni mnie opuszczają, a to ja ich opuszczalam i goniłam za czymś nie widząc, że miałam to na wyciągnięcie ręki.
To ja raniłam innych.
To ja szukałam pocieszenia w innych.
To ja nic nie pojmowałam.
Przepowiadam przyszłość. Zawsze ściągam na siebie kłopoty bo wszystko widzę w czarnych barwach. Wręcz swoim zachowaniem te wszystkie sytuację generalizuje.
Nie wiem skąd przyszło mi to do głowy. Nie okradlabym kogoś z pieniędzy. A mimo wszystko mam coś w sobie co sprawiło, że oskarżyłam bez podstaw.
Może chodzi o to, że to był jeden z moich lęków. Lęk przed kradzieżą. Byciem okradzionym.
W naszej rodzinie zdarzało się to. Wujek Michał po powrocie z Niemiec był okradziony. Wujek Zdzichu też. Ktoś ukradl mu paliwo i pieniądze.
I stąd te podejrzenia? Tak mocno siedziały we mnie lęk przed kradzieża?
Wczoraj przeczytałam taki tekst
Jeśli w środku masz strach, życie będzie Cię straszyć.
Jeśli w środku masz agresję, życie będzie Cię atakować.
Jeśli w środku masz ochotę walczyć, dostaniesz rywali do walki.
Jeśli masz w sobie poczucie winy, życie znajdzie sposób, by Cię ukarać.
Jeśli masz w sobie obrazę, życie da powody do obrażania się jeszcze bardziej.
To wszystko ma jeden cel — pokazać Ci kim jesteś i co nosisz w środku.
Życie widzi Cię takim, jakim jesteś od wewnątrz, nie takim jakim chcesz pokazać się otaczającemu Cię światu.
Edward Deluge 💟
I dziś to wiem, wszystko co dostrzegam w innych mam też w sobie albo w postaci cech, wad, albo lęku.
Jest też coś dobrego co wyciągnęłam z tej lekcji od życia. Jestem bogatsza o doświadczenia. Rozwinęłam swoją samoświadomość. Odnalazłam siebie, bo nie do końca wiedziałam kim jestem.
Zinternalizowalam w sobie wiele różnych wersji mnie. Stałam się całością. Staje się jedna osoba z wadami i zaletami. Uświadomiłam sobie jaka jestem. Dostrzegłam swoje błędy i grzechy. Jestem świadoma swoich grzechów, błędów, głupich zachowań, niemądrych decyzji podjętych pod wpływem emocji.
I to niewątpliwie jest plus, że wyciągnęłam najlepsza lekcje od życia. Dostałam to, co powinnam by się nauczyć jaka jestem.
Teraz trzeba to uporządkować i nie popełniać już więcej tych samych błędów i myśleć jak dorosły a nie jak skrzywdzone dziecko.
Trzeba dorosnąć. Wreszcie wziąć odpowiedzialność za siebie, swoje życie i uczucia, które wzbudzam w innych. Bo swoim zachowaniem też nieraz prowokuje innych do złego, do złości, bezsilności i niemocy.
6 wrz 2020, 20:58:09
Do swojego komputera stacjonarnego tyle razy wgrywałam nowy system ile trzeba było.
A do mojej głowy się nie dało wgrać nowego systemu.
Płyta się zacięła i przez kilkanaście lat odtwarzała to samo.
Brakowało niewiele i aż półtora roku było potrzeba by zniwelować ten opór przed zmianą.
Ale teraz jestem gotowa na nowy system operacyjny i powoli usuwam wszystko to co w nim nie jest już potrzebne.
7 wrz 2020, 07:34:09
Nie mogłam Cię przyjąć takim jakim jesteś bo nie zaakceptowałam mojego ojca. Nie akceptowałam mojej przeszłości. Nie wybaczyłam jemu i nic nie chciałam od niego przyjąć.
Byłam pusta w środku bez miłości do siebie nie mogłam dostrzec jej na zewnątrz i nie mogłam też jej odwzajemnić w taki sposób jak ja otrzymywałam.
Miłościa było każde Twoje przytulenie na powitanie, uśmiech i obecność w każdą niedzielę. Każda minuta spędzona razem.
Bardzo Cię przepraszam za wszystkie blokady w moim sercu przed tym by być z Tobą tak blisko emocjonalnie jak to możliwe.
Przepraszam, że chciałam stawiać warunki nie przyjmując tego co chciałeś mi dać. Przepraszam, że nie doceniłam Twojego czasu, obecności obok i wysiłku. Nie zaufałam i za to też przepraszam.
Przepraszam że tak bardzo Cię zraniłam. Ze nie uwierzyłam w to co mi okazywałeś. To ja Ciebie pierwsza odtraciłam. Przepraszam. Bardzo żałuję.
Przepraszam że nie doceniłam każdej minuty która przy mnie spędziłeś. Każdej chwili w której mnie rozweseliłeś. Każdego dobrego słowa z Twoich ust. Przepraszam, że nie uwierzyłam w Twoja miłość.
Teraz wiem, że ona była. Ze odwzajemniales to co do Ciebie poczułam. Tylko kochałam Cię pełna lęku o to, że i Ciebie stracę. To nie była miłość jaka Ty mi ofiarowałeś. To był lęk przed odrzuceniem.
Odrzuciłam Cię z tym wszystkim co mi dałeś że strachu, że Ty mnie odrzucisz taka jaka byłam.
Z moją przeszłością, choroba, smutkami, depresja, z moją słabością, rezygnacja i poddawaniem się.
Proszę wybacz mi jeśli potrafisz.
I ja czuję, że wybaczyłam S. Choć nie wyobrażam sobie spotkania z Nim. Nie chcę by mnie przytulał. Nie lubię gdy to robił. Zwykle na siłę wbrew mnie.
Nieważne. To już było.
Nie wracam do tego.
Wybaczyłam. Właśnie przestałam się bać, że chce zrobić mi krzywdę. Przestałam czuć zagrożenie z jego strony. To już było. To przeszlosc.
Właśnie uświadomiłam sobie, że on tego potrzebował. Żałował jak ja żałuję, że oskarżyłam Sławka bez podstaw.
Wybaczyłam dla siebie i dla Niego. By uwolnić i siebie i jego od tego co było. Bo tego już nie ma. Jest tu i teraz.
I teraz ja muszę poprosić o wybaczenie. I wierzę, że Sławek też mi wybaczy. Dużo mnie nauczył.
Wierzę, że da mi szanse
A jeśli nie, jeśli mnie odrzuci, trudno przyjmę to.
Zrozumiem, że teraz też cierpi tak jak ja cierpiałam.
Czuje się wolna. Wolna od żalu, przeszłości, krzywd, od strachu przed S. Od tych koszmarów, od tego, że znów mi coś złego zrobi. Od tego, że zechce mnie ukarać.
Zdjęłam z siebie kajdany przeszłości. Wychodzę na wolność z tej piwnicy. Z więzienia mojego umysłu.
Wybaczenie z poziomu serca to uwolnienie.
To wolność dla Ciebie od żalu i wolność dla tego kto Cię skrzywdził. Wolność i możliwość lepszego życia z innego poziomu świadomości. Świadomości, że można wyzdrowieć, można się oczyścić z negatywnych emocji. Trzeba. Bo z taką ilością nagromadzonych negatywów nie można ruszać z miejsca. W którymś momencie życia te wysypisko żalu i nienawiści nas przytłoczy. I Bogu dzięki bo to znak, że trzeba to posprzątać.
Inaczej umrzemy ze zgnilizny, z tych cuchnących uczuć, stracimy szanse na coś pięknego, na miłość, na wszystko co dobre i co może dobrego nas jeszcze spotkać.
Na spełnienie marzeń.
A przecież jeszcze tyle życia mamy przed sobą.
Nie warto go marnować na życie przeszłością i tym co było.
Jestem wdzięczna wszystkim osobom jakie Bóg postawił mi na drodze do rozwoju i do tego bym to wszystko pojęła. Choć było trudno i wiele razy rezygnowałam. To jest moja meta. Wybaczenie czyni z nas zwycięzcami nad przeszłością. Nad tym co było.
Wygrywamy wtedy życie.
Nowe życie.
7 wrz 2020, 14:16:17
Nie jestem sierota. Słyszałam to wiele razy gdy czegos nie umiałam zrobić lub zrobiłam to nie tak niewłaściwie.
To nie były słowa o mnie.
Nie boję się też śmierci. Życie że mną jeszcze nie skończyło a fakt że żyje oddycham świadczy o tym że żyje. Nie umieram.
To nerwica. Nie nowotwór. Muszę się tylko uspokoić.
Nic nie muszę.
Teraz priorytetem jest moje zdrowie.
Powrót do normalnosci.
Muszę przestac zastanawiać się czy to co słyszę to słowa o mnie. Nawet gdy kiedyś je słyszałam odnośnie mojego zachowania.
Teraz już tak nie jest.
Na swój sposób poradzilam sobie. Nie miałam szans by dawać sobie radę jeszcze bardziej.
Przekonanja moje pochodzą od S. który często mnie wysmiewal w obecności Angeli i Rafała. I porównań z nimi.
Przekonanie, że dużo muszę zarabiac i wszystko zrobić żeby się wynieść z domu pochodzi ze słów że jestem pasożytem.
Od słów Rafała żebym się wyprowadziła. On tak mówił w złości gdy za dużo internetu używałam gdy grał.
To nieważne.
Nie jestem sierota nawet jeśli nie wychodziło mi wiele rzeczy tak jak im. Nie jestem pasożytem.
Wielu rzeczy nie rozumiałam. Czułam tylko że nie pasuje do tej rodziny. Ze zawadzam więc chciałam zrobić wszystko by nie zawadzać. By nie słyszeć że jestem sierota. Nie umiem tego czy tamtego.
Staram się zmienić te przekonanje, że muszę pracowac ponad moje siły stacjonarnie.
Już jakoś je zmieniłam wierzac że zdołam pracowac zdalnie. Nie było łatwo. Musiałam stoczyć batalię że sobą, z tym że ja nie chce pracowac, że jestem leniwa, że nie chce mi się pracowac.
To nieprawda.
Jestem pracowita. Nie muszę pracować jak mama. Ona jest lepsza w czymś innym niż ja. Próbowałam pracowac jak wszyscy w mojej rodzinie. Nie udało mi się. Etat mnie wykończył. Przebywanie z ludźmi rozmowy, słuchanie o innych. Nie umiałam się skupić.
Nie jestem pasożytem. Ale wciąż te słowa mnie bolą.
Moje przekonanie o niezależności płynie z tego przekobania, że jestem pasożytem, że nie zasługuje. Ze zawadzam, że jestem zależna, że sama nie l dam sobie rady. Ze wykorzystuje innych? To nieprawda. Nigdy nie miałam takiego zamiaru. By zerować na kimś. Ale jednkczesnie bardzo nie chciałambyc zależna bo to oznacza że inni mają władze nad nami. To oznacza że jestem zdana na te osobę, ktora tak mnie nazywa.
Tyle razy próbowałam z całych sił wyprowadzić się i dać radę sama. Byleby więcej nie usłyszeć takich słów i nie musieć się podporzadkowywac zwłaszcza gdy mam postępować wbrew sobie.
Nie odpowiadam za to co myśli S. Zrobiłam słusznie szukając pomocy. Całe życie byłam posłuszna poddana jego działaniom. Całe życie robiłam jak chciał. Wszystko się skomplikowało gdy przestalam być uległa podporzadkowana gdy przestalam się bać co się stanie gdy zacznę szukać pomocy.
Kinga. Po co znów do tego wracasz.
To już jest za Tobą.
Miałaś odpuścić.
To się nie wydarzy.
Udodwodnilas sobie tak duzo.
To sobie udowadniałas
Nic się nie wydarzy. Nic zlego przynajmniej teraz bo jesteś bezpieczna. Nie możesz się bać odrzucenia przez Sławka. To tylko lęk. Nic się nie wydarzylo ztych wszystkich leków. A raczej wydarzylo w dobrym kontekście. Czarne scenariusze nie miały miejsca. Nie poszłaś do szpitala. Choć może w jakimś stopniu w styczniu w nim byłaś. Albo jesteś leczona psychiatrycznie. W każdym razie w dobrej wierze by poradzic sobie w życiu. By iść dalej zostawiając ptzeszlosc. By wyjsc z tych lęków.
Skoro nie skierowano Cię do szpitala psychiatrycznego lub też wypuszczono a terapia pomaga Ci zmierzyc się z kolejnymi lekami to znaczy że robisz postępy coś pojelas. Inaczej musiałabyś tam być. A nie jesteś. Więc każdy kolejny lęk też rozbroisz. Angela miała rację.
To tylko głupie słowa, przekonania, głupi lęk. To tylko lęk. Da się go pokonać. Bo jest nierzeczywisty.
Strach jest przed czymś rzeczywistym. Lęk jest w Twojej głowie.
Nie boisz się śmierci. Życie z Toba jeszcze nie skończyło. Więc żyjesz. Zacznij żyć tak jak zawsze pragnęłaś. Pragniesz milosci i rodziny. Nie możesz się bac odrzucenia skoro to Ty odrzuciłaś. Nie on.
Zobacz Ci ludzie chcieli dla Ciebie dobrze. Wiedzieli że sobie nie radzisz. Nie chcieli skopać leżącego a pomoc Ci się podnieść. Pomoc wyjść z piwnicy.
To tylko lęk.
Przestan się bać S. On sam przez to przechodził. Po pierwsze już nigdy Ci nic nie zrobi. Inni mogą komentowac krytykować ale tylko wtedy to robią gdy mówią coś wprost. Inaczej mówią o innych nie o Tobie. I gdy krytykują nie widzą swoich wad i błędów. Więc nie są świadomi, że dostrzegamy w innych to czego nie widzimy w sobie.
Śmierć po Ciebie przyjdzie kiedyś ale teraz musisz żyć. Masz przed sobą jeszcze kolejne 30 lat jeśli zdołasz się uspokoić. Nie musieć tego czy tamtego. Życz wdzięcznością za miłość za dobroć dostrzegając wszystko dobre. Nie boją się o to czy będziesz miała gdzie spać co jeść. Teraz masz. A oni nie zostawia Cię bez dachu nad głową bez jedzenia.
Ten lek rozbroilas.
Lęk przed życiem. Śmiercią, egzystencja. Lęk przed S. Uświadomiłaś sobie dużo. A z pomocą Pani Ani możesz powiedzieć mu z poziomu serca i duszy że mu wybaczyłaś.
Nie jesteś już tym co usłyszałaś. Poza tym powiedział to w gniewie na Ciebie. Na pewno nie myśli tak o Tobie.
Wszystko da się naprawic. Nawet to.
Nie oddają Cię nigdzie. Nigdy w naszej rodzinie nikt nikogo nie oddał. I tym razem tak się nie stanie.
Nie spędzisz zyciaw psychiatryku ale tylko wtedy gdy będziesz brać leki leczyc się inie ucieka od problemów.
To już wiesz. Leczenie jest dla ludzi. Ma Ci pomóc nie zaszkodzić.
I jesscze lęk przed odrzuceniem. Sławek ma prawo powiedziec sory jesteś nie reformowalna to się nie uda. Ale wtedy taka byłaś. I już to powiedział więc nawet jeśli zrobi to ponownie pogodziłaś się z jego strata. Tylko teraz wiesz ze to Ty popełniłaś błąd. Żałujesz, okazałaś to. Przeprosiłaś.
Teraz jesteś inna. Każdego dnia walczysz ze sobą i wygrywasz teraz te bitwy bo widzisz swoje bledy. Nie tylko błędy innych. Nie widzisz już we wszystkich i wszystkim zła.
Może to jest moment żeby wyjść do świata przeprosic tych których zraniłaś. Poprosić o wybaczenie i kroczenie z nową świadomością przez życie. Ze współczuciem dla innych którzy też popełniają błędy.
Nikt nie jest idealny.
Sens w tym by je zrozumieć i starać się ich więcej niepopelniac.
No więc zapytaj go czy spotka się z Tobą za tydzień. A w piatek poproś Panią Anie o pomoc i idź do przodu.
Nie stój w miejscu.
Jeśli przejść będziesz musiała covid przejdziesz. Masz tyle sil. Nie wpłyniesz na to. Jeśli będzie tak musiało być trudno a teraz jesteś zdrowa i tym się ciesz. Wiesz już że Twoje bóle mają związek z emocjami.
Poradzisz sobie z Nimi. Tak wiele już pokonałaś.
8 wrz 2020, 05:46:02
Gdy ktoś zmusza mnie do innych wyobow, krytykuje mój sposób pracy to jest przemoc psychiczną gdy namawia do zażywania leków a potem alkoholu
innych niż zwykle biorę bez konsultacji z lekarzem nie pozwala mi przyjmować sprawdzonych leków. Namawia do brania pantaprazolu mimo że lekarz nic takiego nie zalecił i ibuprofenu w dawce 600 jest to przemocą.
gdy za moimi plecami podejmuje działania i zabiera mnie do psychiatry siła a wcześniej krytykuje to co robie. To świadczy o przemocy psychicznej. Muszę o tym porozmawiać z Panią Ania.
Co jest przemocą psychiczną a co nie jest.
8 wrz 2020, 06:42:59
Pozwalam sobie czuc wszystkie uczica ktore przeplywaja przez moje cialo.
Nie musze nic nikomu udowadniac
Oni maja swoj punkt widzenia swiata. Tez sa skrzywdzeni przez przekonania wdrukowane im w dziecinstwie.
Mam tylko wplyw na to co mysle o sobie.
Stworze liste wspierajacych mnie przekonan.
Zasluguje na milosc
Odrzucenie to normalna reakcja kogos kto boi sie milosci. Nigdy jej nie zaznal i dlatego odrzuca, ze boi sie byc kochanym. Boi sie zaryzykowac. Boi sie tego czego nie zna. Boi sie kochac nie bedac kochanym i dlatego odrzuca by nie zostac zranionym. To mechanizm obronny.
Najpiekniejsze jest kochac i nic nie oczekiwac.
Kocham Slawka. To fakt.
Nie chce tezbszukac nikogo innego.
Ale nie oczekuje ze on pokocha mnie.
Akceptuje fakt ze byl w moim zyciu i zniszczylam te relacje.
Nic nie moge zrobic.
Nie wiem co zrobic.
Moge tylko czekac.
Bezczynnosc nie jest zla.
To rodzaj spoczynku.
Nie musze mu udowadniac ze go kocham.
Prawdziwa milosc ma sile ktora przetrwa najgorsza probe.
Akceptuje wszystko co sie wydarzylo i wydarza teraz w moim zyciu.
Nie musze nic robic gdy nie wiem jaki krok postawic dalej.
Moge czekac az rozwiazanie przyjdzie samo.
Nie nakrecam sie.
Uwalniam sie od matrixa.
Nie przejmuje sie opinia innych.
Zyje.
Teraz skupiam sie na zyciu.
Oddechu.
Spokoju wrwnetrznym.
Uwalniam sie od toksycznych relacji.
Uwalniam sie od wszelkich wplywow.
Nikt nie wplywa na moje postepowanie.
Na moje mysli wplywam ja sama.
Odzyskuje nad nimi kontrole.
Nadaje dobre znaczenie wszystkiemu czego doswiadczam.
Milosc do Slawka byla szczera.
Kocham Go niezaleznie czy on kocha mnie.
To nie jest cierpienie kochac kogos.
To cud ze mimo krzywd umiem czuc dobre emocje.
One mnie ratuja przed negatywnymi.
Jestem wystarczajaco dobra.
Jestem kochana.
Kocham siebie i teraz umiem tez kochac innych i wspolczuc im gdy w ich zachowaniu zobacze swoje wczesniej popelnione bledy.
Krytykuje ten ktory widzi swiat oczami dziecka wewnetrznego.
Krytykuje skrzywdzony.
Uwolniony od starych wzorcow czlowiek nie musi nic nikomu udowadniac.
8 wrz 2020, 08:17:33
Nie musisz.
Udowadniać innym ile jesteś wart.
Nie musisz wierzyć w to co mówią.
Nie musisz ufać tym, którzy już raz Cię zdradzili.
Zwykle zrobią to bez skrupułów ponownie.
Nie musisz wybaczać niewybaczalnych krzywd gdy widzisz, że ktoś nie zasługuje na wybaczenie i mimo przeprosin nie żałuję i sam siebie oszukuje.
Nie musisz walczyć z przemocą psychiczną.
To Ty jesteś silniejszy nie robiąc nic.
Nie musisz reagować na krytykę tych, którzy są ślepi i jedyne co potrafią to wymusić na Tobie inne postępowanie.
Nie musisz ich przekonywać do faktów.
Nie musisz szukać pocieszenia w tych, którzy i tak Ci nie uwierzą.
Nie musisz przekonywać tych którzy żyją nieświadomi siebie i otaczającego swiata i nie chcą zobaczyć go takim jakim jest.
Nie musisz marnować energii by im cokolwiek udowadniać.
Nie musisz nic robić.
Kiedyś się zmęczą i znajdzie się ktoś inny, którego zadręcza.
(* 8.09.2020 K. SZ.)
8 wrz 2020, 23:24:25
Do Sławka. List. Wewnętrzna rozmowa.
Chcesz spotkać się ze mną z innego powodu?
Czy w ogóle chcesz mnie jeszcze zobaczyć?
Nie wiem co myślisz i jak mi nie powiesz nie będę wiedzieć jak się czujesz, co myślisz, jak o mnie myslisz. Umiem tylko określić moje uczucia, ale nie wiem co czują inni. Nie umiem się też tego domyślić czy czujesz złość, żal czy jakieś inne emocje? I czy chcesz kontaktu ze mną czy wolałbys żebym nie pisała.
Podziel się tym że mną, proszę.
Naprawdę bardzo się męczę gdy muszę kombinować by się domyślić co myślą inni, co czują, czego oczekują, jak zareaguja.
Zwykle też przez to źle postępuje. Proszę zrób to dla mnie i wprost napisz jak Cię dręczę, mecze, piszę za często, za dużo.
Potrzebuje kontaktu z Toba, ale tylko jak Ty będziesz go chcieć. Jak wyraźnie mi napiszesz, że nie, to to uszanuje i nie będę więcej pisac.
Zależy mi na Tobie.
Bardzo.
Ale nie mam odwagi zrobić czegokolwiek.
Nawet boję się spojrzeć w Twoje oczy.
A jeszcze bardziej za Nimi tęsknię.
I codziennie chciałabym się w nich przeglądać.
Czuje wściekłość na siebie.
Jestem zła, że tyle czasu straciłam z głupoty.
Mogłam spędzać go z Tobą a wszystko popsułam.
Mogłam być szczęśliwa tylko nie wierzyłam w to uczucie.
Nie wierzyłam, że tak po prostu ktoś mógłby mnie kochać.
Tak bezinteresownie dać mi to o czym całe życie marzę. Ze mógłby być ze mną i przy mnie w trudnych chwilach, że by mnie wspierał, wierzył we mnie, nawet gdy ja zwatpie. Ze nie musiałabym niczym na to zasłużyć. Dostać to ot tak po prostu za to że jestem.
Kurcze tak bardzo za Tobą tęsknię a nie mam odwagi zrobić czegokolwiek.
Paraliżuje mnie wstyd, żałuję że tak postąpiłam.
Zaślepiona.
Nie mogłam postąpić inaczej będąc tak przyćmiona żalem, nienawiścią. Nie mogłam dostrzec że Ty być może odwzajemniales moje uczucia.
Mam w głowie chaos.
Ogromny.
Chyba oszaleje.
Choć jeśli do teraz nie oszalalam może jakoś da się to ogarnąć.
Czemu tak mi na Tobie zależy?
Czemu nie umiem odpuścić Ciebie.
Czemu nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie…
Czemu znów tak mocno są silne te uczucia.
Czemu nie mogę ich kontrolować, osłabić…
I czemu to wszystko musi być tak skomplikowane.
Z chęcią porozmawiałabym z Tobą.
Obawiam się tylko, że mogłabym psychicznie tego nie wytrzymać.
Za dużo mam uczuć.
Za dużo tęsknoty, za dużo pragnienia by znów Cię przytulić.
Tak z całych sił.
Jak Ty mnie kiedyś.
I tak przez chwilę pozostać.
Tak jakbym w tym gescie upatrywała sposobu na odreagowanie.
Na stłumienie emocji.
Na poradzenie sobie z nimi jakoś.
Chyba to jedyne co by mnie wewnątrz uspokoiło.
Strasznie za tym tęsknię.
I muszę to spisać. Enty już raz.
Bo jak chce z kimś pogadać a nie mam jak lub nie wiem jak zacząć to łatwiej mi pisać co myślę. To tak jakbym tych wszystkich myśli mogła się pozbyć chociaż na chwilę.
To mi oczyszcza głowę.
Nie znam innego sposobu.
No, poza przytulaniem do Ciebie.
Ale teraz nie mogę tego zrobić i muszę znaleźć cokolwiek co by mi to zastąpiło.
Jedyny sposób na ukojenie.
Twoje ramiona.
Gdybys Ty to wszystko wiedział.
Jak na mnie wplywales.
Albo ile znaczy dla mnie Twoja osoba.
Ile łez wylałam z tęsknoty.
Ślepa byłam.
A teraz nie wiem czy nie spotkałeś kogoś lepszego niż ja. Lepszego ode mnie. Łatwiejszego w nawiązaniu kontaktu. Mniej chwiejnego emocjonalnie, niedziecinnego, nie tak nadwrażliwego, niewybuchowego, może bardziej w zachowaniu kobiecej zamiast tak porywczej istoty jak ja i twardo zawzięcie trzymającej przy swoim nawet gdy nie ma racji.
Wrrrrrrrr
Czemu taka jestem?