Trafił w moje ręce tomik ,,Echo’’ Agnieszki Dyszak. Tytuł ciekawy, zachęcający do zagłębienia i taki właśnie jest. Wciąga czytelnika od pierwszego wiersza w świat niełatwych emocji, miłości, gniewu, frustracji. Jest jak cykająca bomba z zapalnikiem, który trzymamy w ręku. Jest bólem rozdrapywanych ran paznokciami, aż do kości. Jest gniewem wybuchającym w środku niczym pożar, który trawi wszystko wokół. Liną asekuracyjną, którą sami chcemy odciąć żeby wreszcie spaść, nie cierpieć, a jednocześnie wciąż jest tutaj miłość, skrywana w głębi serca, która tli się nadzieją. Jest podsycana krótkotrwałą bliskością. Agnieszka wciąga w swój świat, czytając pragniesz bardziej wiedzieć co dalej, czy skończy się wreszcie miotanie między byciem razem a odrzuceniem, czy wpłynie wreszcie na bezpieczne wody, ciche i spokojne. W każdym wierszu czuć emocje, ten ból. Odnosisz wrażenie, że autorka dostaje szczęście, które jest dawkowane jak kolejna doza narkotyku, gdzie mamy chwile cudowne, następnie w momentach głodu pojawia się syndrom odstawienia, czysty nałóg, uzależnienie jak ćpanie drugiego człowieka. Niesamowite wrażenia, stajesz się częścią całej historii. Tak zupełnie na koniec, z każdym wierszem w czytelniku rośnie gniew i frustracja. Dosłownie przejmujesz emocje autorki, masz ochotę dosłownie rozwalić wszystko wokół, jak w teledysku zespołu Metallica ,,Whiskey in the Jar’’. Zniszczyć wszystko, od początku do końca, i kiedy widzisz efekt, siadasz ze szklanką whiskey z lodem, patrzysz na efekt już bez emocji, na chłodno, na spokojnie.
Marcin Lorek, poeta
***
Mógłby to ktoś śpiewać do gitary elektrycznej z brzeszczotem zamiast gryfu; najważniejsze, żeby na koniec gitara została rozbita o próg adresu, pod który śpiewano.
Konrad Góra, poeta
Po raz kolejny dane mi było dostąpić zaszczytu pójścia na spacer z piękną poezją Agnieszki Anety Dyszak. Jestem tym bardziej zachwycona, iż jest to podróż pełna wzruszeń, emocji i refleksji.
Autorka niniejszego tomiku to poetka, która zachwyca kunsztem słowa, wyszukanym stylem, dojrzałą tematyką oraz wnikliwą analizą własnych doświadczeń życiowych skłaniających do zastanowienia się nad życiem.
Zbiór wierszy, które Agnieszka zaprezentowała na łamach Echa, to niejako wędrówka przez najbardziej skrywane zakątki jej duszy. To głos wołający z głębi serca. To przemyślane alegorie, urzekające wersy, mistyczny przekaz, a nade wszystko ogromny talent poetycki.
Dla Agnieszki pisanie wierszy, to pasja łącząca słowo z melodią i metrum. To uczucia oraz emocje wplatane w wiersze uświadamiające, że wszystko jest po coś, ma sens, nawet najmniejszy przejaw życia… chociażby zwykła studnia, plaża, laleczka…
W wierszach znajdujących się w tomiku Echo zostały przemycone najważniejsze cnoty, klucz do szczęścia człowieka. Są w nim także pytania egzystencjonalne, ale bez udzielania odpowiedzi. To zadanie poetka pozostawiła Czytelnikowi.
Warto dodać, że poprzez swoją poezję, w której Agnieszka niejako przemyca przesłanie pogodzenia się z przeznaczeniem, losem jaki został nam przypisany, nie tylko porusza głębię duszy i rozumu, ale sprawia, że na twarzy Czytelnika pojawia się szczery uśmiech, a w sercu zakwita nadzieja.
Z czystym sumieniem polecam kolejny tomik poetki, który napisany jest językiem nasycony emocjami w każdej postaci i przepełniony najważniejszymi wartościami, o których zabiegany człowiek w szarości dnia codziennego zapomina, wiarą w przeznaczenie, nadzieją na lepsze życie i miłością do wszystkich i wszystkiego.
Kasia Dominik, poetka
Studnia
stara mchem porośnięta
pusta i sucha
wołanie odbija się echem głuchym
martwym jak ja
jestem jak ta studnia wyschnięta
bezużyteczna
pojemnik na śmieci
do którego czasem wpadają skrawki
czyjegoś życia
czyjeś łzy i czyjeś uśmiechy
życzenia odbijają się drwiącym echem
prześmiewczym…
nikną otulone czernią
głuchą i niemą
nie patrz nie zaglądaj
nie nachylaj się zbyt mocno
nie zagłębiaj w nicość
martwą ciszę rezygnacji
życia w niej nie znajdziesz
nadziei też nie ma
patrząc w ciemność trudno
dostrzec jasną przyszłość
odejdź zapomnij
machnij ręką na ten nieużytek
smutek bez dna…
Płyniesz
oczy szeroko otwarte
ciało napięte w półmroku schowane
za czterema ścianami
pionizuje mnie nadzieja że zadzwonisz
napiszesz…
oczy szeroko otwarte
myśli jak błyskawice pędzą
co się wydarzyło?
utraciłam miłość czy uniknęłam pocisku?
a może jedno i drugie
nie chcę żyć na próżno
pasować gdziekolwiek
wiem
wyglądam żałośnie…
to smutek po tobie
dałeś mi coś
a teraz mówisz że już nie wrócisz
zaciskam mocno powieki spod których tęsknota
wartkim nurtem płynie
łez nie ocieram
w nich pamięć o tobie
niech wsiąkają w skórę
trafią do krwiobiegu
zostaniesz w nich przy mnie
oczy szeroko otwieram
płyniesz
Burza i złość
burzy się burza złości się złość
wściekły huragan
wyszarpał dachówki
i resztki zdrowego rozsądku
niepanowanie nad sobą
wdarło się nagle niczym tornado
gwałtowną furią
gwałtem wykorzystane
ból poraził
gniew wbił się pod paznokcie
zdarł skórę
prawdę gołą pokazał
obrzydłość obnażył
podłość
burza i złość
cisza
okiem cyklonu
Miraże
jesteśmy mistrzami w łamaniu serc
ty i ja
nasze połatane mięśnie mszczą się na naiwnych
jesteśmy w tym mistrzami
o własne już nie dbamy
skamieniałe twarde od blizn
nie chcą czuć
śmiejemy się z dziecinnych marzeń i nadziei
przez chwilę daliśmy sobie szansę
karczemny błąd
porozdzieraliśmy na kawałki resztki snów
rozdrapaliśmy stare rany
nieuleczalne dawno umarłe
gangrena uczuć
zgorzel nie do wyleczenia
pozostało tylko innych uczyć że miłości
prawdziwej nie ma
tylko ułuda
miraże
taki obraliśmy zawód
profesjonalni łamacze serc
uczymy że prawdziwej miłości nie ma
to tylko sen
Podświadomość
mój stały dom
cichy kąt
pełen wspomnień
jak zakurzone meble
świadkiem rzeczy przeszłych
nieprzyjemnie złych
żyję w nim
tkwię
przykuta łańcuchem
nie chcę
cichy kąt
czasami krzyczy
opętany
niezgodna jestem z jego
porządkiem
bez szans na uwolnienie
z kajdanów przeszłości
zagnieździła się we mnie
w ukrytych myślach
osłonionych kurzem
jednak mocnych
trwałych
wrosłych korzeniami
w umysł
cichy kąt
Dość
jestem robotem
świetnie potrafię być
kim chcesz
posyłam uśmiech
gdy serce w rozpaczy drży
stoję na deskach spalonego teatru
czuję smród
ale nie ty
widzisz szczęście na mojej twarzy
nie potrafisz czytać serca
które krwawi
wystarczy tani gest
byś myślał że jest wspaniale
wstrzymuję oddech
zaciskam zęby
żeby język mnie nie zdradził
odgrywam rolę życia
bo tego pragniesz
mogę wiele znieść
ale jestem tylko człowiekiem
mam już dość
upadłam i krwawię
potykam się o złamane serce
próbujesz je skleić tak nieudolnie
nie da się
to nie nadzieja się tli
to pali się teatr
płaczę
w oczy wżera się dym
Nieprzydatna
włóż nóż w serce
zanurz do rękawa
zmieniasz się jak sezon
— powód do niczego
zrobisz co zechcesz
już nie przeszkadzam
nie potrzebuję kolejnego przedstawienia
byłam na twojej drodze przez chwilę
zwróciłeś uwagę jak na tablicę informacyjną
okazałam się nieprzydatna
więc wbij nóż
zanurz głęboko i przekręć
wyjmij serce jak korek od szampana
bez obaw
gaz już uleciał
bąbelków nie ma
Rozdroże
na rozdrożu stanęłam
jak wryta
żadnych znaków
tylko zapytania