Rozdział 1
Niedaleko małego miasta, wśród pól i starych sadów, czwórka dzieci tworzyła własny świat. Każdego dnia, aż do zmierzchu, bawili się na podwórku — wymyślali nowe zabawy, biegali boso po wilgotnej trawie, a ich śmiech niósł się daleko po wiejskich drogach. Byli nierozłączni, zawsze razem, zawsze radośni. Przeniesmy się w czasie gdy nasi mali bohaterowie Jaś Zosia Dawid i Michał mieli swoje marzenia. Już jako dzieci marzyli o tym aby dzieciństwo trwało wiecznie ale czy tak faktycznie jest to każdy z nas wie że to jest niemożliwe. Jaś najstarszy chłopiec z całej czwórki zawsze miał różne ciekawe pomysły na zabawę a w szkole był bardzo lubiany przez swoich kolegów. Zosia była w podobnym wieku do Jasia i marzyła o tym aby zostać naukowcem. Dawid z całej czwórki dzieci był bardzo grzeczny cichy ale też i radosny, a Michał najmłodsze dziecko chciał rywalizować z Jasiem najstarszym chłopcem.
Jasio lubi kolekcjonować lokomotywy i wagony. Często siadał na peronie który był niedaleko jego domu we wsi gdzie mógł podziwiać ciężkie maszyny poruszające się po torach kolejowych. Pewnego dnia czekając na nadjeżdżający pociąg zaciekawiła go lokomotywa (parowóz) która z daleka z swojego komina wydobywała smugę czarnego dymu. Gdy tylko podjechała na stację kolejową Jaś podbiegł do niej aby obejrzeć ją z bliska, nagle ujrzał maszynistę i takim trochę wstydliwym niepewnym głosem zapytał- proszę pana, co to jest za lokomotywa? Maszynista spojrzał na Jasia spod daszka czapki, uśmiechnął się szeroko i odpowiedział z dumą w głosie:
— To jest parowóz, chłopaku! Stara dobra maszyna, co setki kilometrów przejechała i niejedno już widziała. Ten tu, co go widzisz, to Ty2 — polska lokomotywa parowa, jeszcze z czasów, kiedy wszystko robiło się z żelaza, potu i pary. Patrz, jak dymi — to nie byle jaka rzecz, to znak, że ogień w palenisku żyje, a woda zamienia się w parę i pcha cały ten kolos po torach.
Maszynista kucnął przy Jasiu, pokazując mu wielkie koła i tłoki, które powoli jeszcze poruszały się po zatrzymaniu pociągu.
— Wiesz, ile ludzi pracowało, żeby taka lokomotywa mogła ruszyć w trasę? Maszynista, pomocnik, palacz… Każdy miał swoje zadanie. A każda podróż to była przygoda — i dla nas, i dla pasażerów. Teraz coraz mniej takich maszyn jeździ, ale jak już się pojawią na stacji, to każdy, kto choć trochę kocha kolej, musi je zobaczyć.
Jaś słuchał z otwartą buzią, dotykając ciepłego jeszcze metalu, czując zapach dymu i smaru. W tym momencie wiedział, że te maszyny będą już zawsze go fascynować.
— Chciałbyś kiedyś poprowadzić taki parowóz? — zapytał maszynista, widząc błysk w oczach chłopca.
Jaś tylko przytaknął, a w głowie już rodziły się nowe marzenia. Bo czasem wystarczy jedno spotkanie, żeby na całe życie zakochać się w wielkich, buchających parą lokomotywach.
Jaś, zapatrzony w wielki parowóz, nawet nie zauważył, że za jego plecami stanęła Zosia z Dawidem i Michałem. Zosia, zawsze ciekawa świata, zerknęła przez ramię Jasia i cicho szepnęła:
— Ale dymi! Ciekawe, ile potrzeba węgla, żeby taki kolos ruszył…
Michał, najmłodszy z całej czwórki, nie mógł się powstrzymać i podszedł bliżej, próbując zobaczyć, co maszynista robi w kabinie. Dawid, jak zwykle spokojny, po prostu patrzył z zachwytem na ogromne koła, które jeszcze powoli obracały się z cichym sykiem pary.
Maszynista roześmiał się, widząc grupkę dzieci.
— Chcecie zajrzeć do środka? — zapytał, otwierając drzwi do kabiny. — Ale ostrożnie, tu wszędzie gorąco i pełno dźwigni!
Dzieci, trochę onieśmielone, weszły po metalowych stopniach. W środku pachniało węglem, olejem i… przygodą. Maszynista pokazał im, jak działa piec, jak wsypuje się węgiel, jak para napędza tłoki.
— Wiecie, kiedyś nie było szybkich samochodów, samolotów czy komputerów. To właśnie takie maszyny zmieniały świat. Każdy pociąg miał swoją historię, a każdy maszynista — swoje marzenia.
Jaś dotknął wielkiego zaworu i przez chwilę poczuł się jak prawdziwy maszynista. Wtedy wiedział już, że to spotkanie zostanie z nim na zawsze.(Jaś, Zosia, Dawid i Michał wracają powoli ścieżką z peronu, każdy z nich jeszcze pod wrażeniem spotkania z maszynistą i ogromnym parowozem. Słońce chyli się ku zachodowi, a w powietrzu wciąż czuć lekki zapach węgla i pary.
Jaś idzie z przodu, z błyskiem w oku, wciąż trzymając w dłoni kawałek węgla, który dostał od maszynisty na pamiątkę.
— Ale to było coś… — mówi cicho, bardziej do siebie niż do reszty. — Myślałem, że tylko w filmach można zobaczyć takie maszyny z bliska.
Zosia podbiega do niego, z szerokim uśmiechem na twarzy:
— Jaś, widziałeś, ile tam było tych wskaźników i dźwigni? Chciałabym kiedyś nauczyć się, jak to wszystko działa! Wyobrażasz sobie prowadzić taki pociąg przez całą Polskę?
Dawid, spokojny i zamyślony, idzie obok Michała. Przez chwilę milczy, po czym mówi:
— Najbardziej podobał mi się ten dźwięk, kiedy para syczała spod kół. To chyba musi być super uczucie, jak taka wielka maszyna rusza z miejsca…
Michał, najmłodszy, podskakuje co chwilę, jakby chciał się ścigać z własnym cieniem:
— Ja bym chciał być maszynistą! Ale takim, co robi wyścigi pociągów! Myślicie, że pociągi mogą się ścigać jak samochody?
Jaś śmieje się pod nosem:
— Może kiedyś zrobimy zawody na naszym torze z klocków. Ty będziesz maszynistą, Zosia naukowcem, Dawid… Ty możesz być tym, co wszystko naprawia, a ja… ja będę wymyślał nowe lokomotywy!
Zosia kiwa głową, z zapałem w głosie:
— A potem napiszemy książkę o naszych przygodach! Może ktoś kiedyś ją przeczyta i też będzie marzył o kolei.
Dawid uśmiecha się cicho:
— Najważniejsze, żebyśmy zawsze mieli takie marzenia. Nawet jak dorośniemy.
Na chwilę wszyscy milkną, patrząc na zachodzące słońce i dym z oddalającej się lokomotywy. Każdy z nich wie, że to był wyjątkowy dzień — taki, który zostaje w pamięci na całe życie. Wieczorem gdy cała czwórka dzieci wróciła do swoich domów mama Zosi pyta się jej z zaciekawieniem przygotowując kolacje- Zosiu w jaką zabawę się dziś bawiliście? Zosia trochę zamyślona o dzisiejszej wizycie lokomotywy parowej na stacji kolejowej odpowiada mamie. Na naszą stację kolejową przyjechała wielka lokomotywa która była napędzana węglem a Jasio dostał kawałek węgla na pamiątkę od maszynisty mamo. Mama Zosi przysiadła na krześle obok, wycierając ręce w kuchenną ściereczkę.
— Lokomotywa, mówisz? — uśmiechnęła się z zaciekawieniem. — I co, była bardzo głośna?
Zosia pokiwała głową, oczy jej się rozświetliły.
— Tak, mamo! Cała stacja była pełna dymu, a maszynista pozwolił nam wejść do środka. Pokazał nam, jak się wrzuca węgiel do paleniska i jak para napędza koła. Jasio dostał nawet kawałek węgla na pamiątkę! — dodała z dumą.
Mama uśmiechnęła się szeroko.
— To musiała być naprawdę niezwykła przygoda. Może kiedyś i ty pojedziesz taką lokomotywą… A teraz chodź, kolacja gotowa.
Następnego dnia, gdy słońce już świeciło wysoko na niebie, Dawid poszedł do Michała ze swoim ulubionym samochodzikiem, ale myślami był gdzie indziej. W głowie miał cały czas widok lokomotywy, która stała na peronie. Po drodze zobaczył, jak Zosia do niego podbiega i nagle krzyczy do niego jeszcze z daleka:
— Dawid, poczekaj na mnie, idę z tobą!
Dawid, lekko zamyślony, rozgląda się na boki i nagle widzi biegnącą Zosię w jego kierunku. Zatrzymuje się, żeby na nią poczekać.
— Zosiu, co się stało, że tak pędzisz w moim kierunku? — pyta Dawid z zaciekawieniem.
Zosia, lekko zdyszanym głosem, próbuje wypowiedzieć słowa, ale ciężki oddech sprawia, że nie może.
Zmartwiony tą sytuacją, Dawid mówi do Zosi:
— Chodź, usiądźmy tu na trawie, abyś mogła złapać oddech i powiedzieć, co się stało.
Nagle Zosia, po chwili odpoczynku, mówi Dawidowi, co widziała po drodze, gdy do niego biegła.
— Dawid, pamiętasz tę wielką lokomotywę, co wczoraj była na naszej stacji?
— Tak, pamiętam Zosiu, bardzo duża była. A ja mam mój samochodzik, którego wczoraj nie mogłem znaleźć, przez to byłem wczoraj taki smutny.
Dziś rano, gdy tata przyniósł do domu gazetę, zobaczyłam w niej tę samą lokomotywę, którą wczoraj oglądaliśmy z bliska i do której weszliśmy do środka. Ktoś zrobił nam zdjęcie, jak stoimy obok niej.
— A gdzie go zostawiłeś? — pyta się Zosia.
— W piaskownicy go dziś znalazłem i szedłem do Michała, abyśmy razem się pobawili w wyścigi samochodów. Michał ze swoim tatą robił taki mały tor wyścigowy z klocków.
Zosia z zaciekawieniem zastanawia się nad tym torem zrobionym z klocków LEGO, jak on wygląda, i nagle mówi do Dawida:
— Dawid, mam pomysł! Pójdziemy razem do Michała, mam swoją ulubioną figurkę, która posłuży za sędziego, a wy będziecie się ścigać na tym torze. Tylko gdzie jest Jaś?
— Zosiu, Jaś pojechał ze swoją mamą do miasta, bo chciał nową lokomotywę, taką jaką wczoraj widzieliśmy.
Jaś już od najmłodszych lat lubił lokomotywy, ale w głowie miał jedno marzenie, które nieraz sprawiało, że w nocy nie mógł spać — zostać maszynistą pociągu. W swoim pokoju miał przeróżne modele małych, starannie wykonanych lokomotyw: czy to z drewna, czy ze sklepowych półek, robionych z metalu i plastiku. Ale do jednej, małej swojej lokomotywy miał ogromny sentyment — była to lokomotywa parowa zasilana węglem.
Po chwili rozmowy Dawid i Zosia idą do Michała, aby razem ścigać się na torze zbudowanym z klocków LEGO. Michał, najmłodszy z całej czwórki dzieci, zobaczył, że idą do niego Zosia i Dawid, podbiegł do nich, żeby powiedzieć im o jego nowej układance z klocków LEGO.
— Zosia, Dawid, słuchajcie, wczoraj gdy wróciliśmy do domu, chciałem zbudować z klocków pociąg, ale mi nie wychodziło, więc zrobiłem tor wyścigowy. Jeszcze mi zostało trochę klocków, może razem spróbujemy zbudować lokomotywę? — pyta się Michał. Zosia od razu zgodziła się, aby zbudować lokomotywę razem z Michałem, ale Dawid nie był tym zbyt zainteresowany, bo chciał bawić się w inną zabawę — wyścigi samochodowe na torze ułożonym z klocków LEGO. Michał, Zosia i Dawid bawili się razem, gdy po kilku godzinach przyszedł Jaś ze swoją nową lokomotywą. Była starannie odwzorowana i wykonana z wielką dbałością o szczegóły. Każdy element lokomotywy przyciągał wzrok, a z tyłu znajdowało się miejsce na węgiel, który służył jako paliwo do parowej maszyny.
Gdy Jaś pochwalił się nową lokomotywą, Michał od razu chciał ją obejrzeć i dotknąć. Jednak Jaś niechętnie oddał zabawkę, przytrzymując ją mocno w rękach.
— Daj mi chociaż zobaczyć z bliska! — poprosił Michał.
— Nie, bo ją popsujesz! — odpowiedział stanowczo Jaś, odsuwając się kawałek.
Między chłopcami zrobiło się napięcie, a ich głosy stawały się coraz głośniejsze. Michał był zły, że Jaś nie chce się podzielić, a Jaś bał się, że jego nowa lokomotywa się zniszczy.
Zosia widząc, że chłopcy zaczynają się kłócić, szybko podeszła do nich i stanęła pomiędzy nimi.
— Przestańcie się kłócić! — powiedziała stanowczo. — Przecież możemy się nią bawić razem. Jaś, pokaż nam, jak działa twoja lokomotywa, a potem razem zbudujemy do niej stację z klocków. Co wy na to?
Chłopcy spojrzeli po sobie, przez chwilę milczeli, ale w końcu Michał skinął głową, a Jaś nieśmiało się uśmiechnął.
— No dobrze… — mruknął Jaś. — Ale ostrożnie!
Dawid przez cały czas przyglądał się tej scenie z boku, trochę rozbawiony, a trochę dumny, że Zosia potrafiła tak szybko załagodzić sytuację.
Po krótkiej kłótni dzieci szybko wróciły do wspólnej zabawy. Śmiechy i rozmowy znów rozbrzmiewały na podwórku, a Jaś z dumą prezentował swoją lokomotywę, pokazując, jak porusza się po torze zbudowanym z klocków.
Nagle, gdzieś w oddali, rozległ się głuchy grzmot. Dzieci zamarły na chwilę, patrząc po sobie z lekkim niepokojem. Chwilę później zerwał się silny wiatr, który zaczął targać gałęziami drzew i podnosić tumany piasku z podwórka. Nad domami pojawiły się ciemne chmury, zasłaniając słońce.
— Ojej, zaczyna się burza! — zawołała Zosia, ściskając w rękach swoją figurkę.
Pierwsze krople deszczu spadły na rozgrzaną ziemię, a wiatr stawał się coraz mocniejszy. Dzieci szybko pozbierały swoje zabawki i pobiegły do domu, śmiejąc się i nawołując nawzajem, żeby się pospieszyć. Dawid jako ostatni spojrzał w stronę toru z klocków, który jeszcze przed chwilą był miejscem ich wspólnej przygody.
Dzieci schowały się w domu Michała, uciekając przed gwałtowną burzą. Deszcz bębnił o szyby, a grzmoty rozlegały się co chwilę, sprawiając, że powietrze w pokoju wydawało się gęste od emocji.
Zosia była wyraźnie przestraszona — schowała się pod łóżko Michała, tuląc do siebie swoją ulubioną figurkę. Słychać było tylko jej cichy oddech i szelest pościeli, gdy próbowała przeczekać najgorsze.
Tymczasem chłopcy postanowili nie przejmować się pogodą. Michał i Jaś wyciągnęli pudełko z klockami i zaczęli budować lokomotywę z tego, co im zostało. Dawid dołączył do nich, pomagając wymyślać nowe rozwiązania, jak połączyć elementy, żeby lokomotywa wyglądała jak najbardziej realistycznie.
Co jakiś czas chłopcy zerkali w stronę łóżka, próbując zachęcić Zosię do wyjścia.
— Zosiu, zobacz, już prawie mamy gotową lokomotywę! — zawołał Michał.
Ale dziewczynka jeszcze przez chwilę nie wychodziła, czekając aż burza ucichnie. Chłopcy jednak nie przestawali budować, a z każdym kolejnym klockiem ich lokomotywa nabierała coraz lepszych kształtów.
Burza powoli zaczęła cichnąć. Grzmoty stawały się coraz rzadsze, a deszcz już tylko lekko stukał o parapet. Zosia ostrożnie wyjrzała spod łóżka. Najpierw zobaczyła nogi chłopców, potem ich skupione twarze pochylone nad budowaną lokomotywą z klocków. Przez chwilę jeszcze się wahała, ale widząc, że wszyscy są bezpieczni i zajęci zabawą, powoli wyszła ze swojej kryjówki.
— Już po burzy? — spytała cicho, jeszcze trochę niepewnie.
— Tak, zobacz! — odpowiedział Michał, pokazując jej lokomotywę. — Zrobiliśmy ją razem z Jasiem i Dawidem. Chcesz coś dodać?
Zosia uśmiechnęła się nieśmiało i dołączyła do chłopców. Razem przez chwilę jeszcze poprawiali szczegóły ich wspólnej budowli, ale już po kilku minutach słońce zaczęło znów wyglądać zza chmur, a przez okno wpadły pierwsze promienie światła.
Nagle Dawid spojrzał przez szybę i zawołał:
— Chodźmy na podwórko! Zobaczcie, ile kałuż!
Dzieci wybiegły na zewnątrz, śmiejąc się i chlapiąc wodą na wszystkie strony. Skakały po kałużach, robiły wyścigi, kto dalej prysnął wodą, a każda kropla była powodem do jeszcze większej radości. Zosia już zupełnie zapomniała o strachu, a chłopcy wymyślali coraz to nowe zabawy w „kałużowych wyścigach”.
Deszczowe chmury odpłynęły, a na podwórku znów rozbrzmiewał dziecięcy śmiech, jakby burzy nigdy nie było.
Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, dzieci powoli wróciły do domów, zmęczone, ale szczęśliwe. Ubrania miały mokre od skakania po kałużach, a buty chlupały przy każdym kroku. Zosia pożegnała się z chłopcami przed furtką Michała i pobiegła do siebie, jeszcze raz oglądając się przez ramię z uśmiechem.
W domu czekała na nią mama z ciepłą herbatą i suchym ręcznikiem. Zosia opowiedziała jej o burzy, o schowaniu się pod łóżkiem i o tym, jak razem z chłopcami zbudowali lokomotywę z klocków. Mama słuchała z uśmiechem, głaszcząc ją po głowie.
Za oknem niebo przybrało różowe barwy, a ostatnie promienie słońca odbijały się w kałużach na podwórku. Dzień, który zaczął się zwyczajnie, okazał się pełen przygód i nowych wspomnień. Zosia zasnęła tego wieczoru szybciej niż zwykle, z głową pełną obrazów lokomotywy, śmiechu i biegających po deszczu przyjaciół.
Rozdzial 2
Wakacyjne przygody
Następnego dnia dzieci spotkały się znowu na podwórku Michała. To było ich ulubione miejsce — szeroka, trawiasta przestrzeń otoczona starymi drzewami, pod którymi w upalne dni można było znaleźć cień. Po jednej stronie stała drewniana huśtawka, skrzypiąca przy każdym ruchu, a obok niej piaskownica, w której zawsze można było znaleźć zagubiony samochodzik albo łopatkę. Dalej, przy płocie, rosły malwy i słoneczniki, a w kącie podwórka leżał stos desek i cegieł — idealny materiał na budowę zamków, torów czy stacji kolejowych z dziecięcych marzeń.
Po wczorajszej burzy trawa była jeszcze mokra, a w najniższych miejscach podwórka wciąż stały kałuże, które mieniły się w porannym słońcu. Ptaki śpiewały głośno, jakby chciały zagłuszyć wspomnienie grzmotów. Dzieci rozglądały się po swoim małym świecie, gotowe na kolejne przygody.
Następnego dnia dzieci spotkały się ponownie na podwórku Michała. To miejsce zawsze tętniło życiem — pachniało świeżą trawą, a stary orzech w rogu dawał cień nawet w największe upały. W kącie podwórka leżały deski i cegły, które przez długi czas służyły dzieciom do budowania zamków i torów, ale dziś miały dostać nowe przeznaczenie.
Ojciec Jasia razem z ojcem Dawida postanowili zbudować na starym drzewie prawdziwy domek. Dzieci aż piszczały z radości, gdy dowiedziały się o tym pomyśle. Stały z boku, patrząc z szeroko otwartymi oczami, jak dorośli mierzą, przycinają i wbijają pierwsze gwoździe. Każdy chciał choć na chwilę podać młotek, przytrzymać deskę czy zebrać rozrzucone śrubki.
Zosia, Dawid, Michał i Jaś z przejęciem obserwowali każdy ruch starszych, marząc, że już niedługo będą mogli bawić się w swoim własnym domku na drzewie. Po wczorajszej burzy powietrze było rześkie, a kałuże pod drzewem lśniły w słońcu, odbijając sylwetki dzieci i ich rodziców pochylonych nad wspólną budową.
Kiedy budowa domku na drzewie wreszcie dobiegła końca, dzieci aż piszczały z radości. Ojciec Jasia i ojciec Dawida z dumą patrzyli na swoje dzieło, a dzieci nie mogły się doczekać, żeby wejść do środka. Jaś i Michał, jak to oni, od razu zaczęli się przekrzykiwać.
— Ja pierwszy wchodzę! — krzyknął Jaś, już wspinając się po drabince.
— Wcale nie, bo ja byłem szybszy! — odparł Michał, próbując go wyprzedzić.
Zaczęli się przepychać, popychać, aż słychać było tylko ich głośne głosy i tupot butów na deskach. Zosia stała z boku, przygryzając wargę, nie wiedząc, co zrobić.
Wtedy Dawid, który zwykle był najspokojniejszy z całej czwórki, nagle nie wytrzymał. Zrobił krok do przodu i zawołał głośno, aż wszyscy zamilkli:
— Dość tej kłótni! Czy wy nie możecie choć raz się nie sprzeczać? Domek jest dla nas wszystkich!
Wszystko ucichło. Jaś i Michał spojrzeli po sobie zaskoczeni, a nawet Zosia otworzyła szeroko oczy. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywał tylko świergot ptaków i szum liści.
Po chwili Jaś spuścił głowę, Michał mruknął coś pod nosem, a Zosia uśmiechnęła się do Dawida z wdzięcznością. W końcu, bez dalszych kłótni, dzieci weszły razem do nowego domku, dzieląc się miejscem i radością.
W domku na drzewie dzieci od razu zabrały się za urządzanie swojego nowego królestwa. Każde miało własny pomysł na to, jak powinno wyglądać ich wspólne miejsce.
Jaś wyjął z plecaka farby i zaczął malować na drewnianej ścianie kolorową lokomotywę z wielkim obłokiem pary. Michał, zawsze pełen energii, szukał wśród swoich skarbów starych plakatów z samochodami i pociągami, które przywiesił pinezkami w rogu domku. Zosia usiadła przy małym stoliku i z zapałem rysowała kredkami na kartkach — jej obrazki przedstawiały dzieci trzymające się za ręce, kwiaty i wielkie słońce nad domkiem. Dawid natomiast, jak to miał w zwyczaju, przez chwilę tylko obserwował, jak przyjaciele urządzają wnętrze. Przechadzał się z kąta w kąt, przyglądając się każdemu szczegółowi, a potem zaczął pomagać Zosi układać rysunki na półce, żeby każdy mógł je zobaczyć.
W domku szybko zrobiło się kolorowo i przytulnie. Ściany pokryły się dziecięcymi malunkami, plakaty powiewały przy każdym podmuchu wiatru, a na półce piętrzyły się rysunki Zosi. Każdy czuł, że to miejsce jest naprawdę ich — zrobione własnymi rękami i według własnych pomysłów.
Przez okno wpadało popołudniowe słońce, a dzieci — choć zmęczone po całym dniu — nie chciały opuszczać swojego nowego domku. Czuły, że właśnie zaczyna się kolejna, wyjątkowa przygoda.
Wieczorem, gdy słońce zaczęło powoli chować się za horyzontem, Dawid wrócił do domu. Był zmęczony, ale na twarzy miał szeroki uśmiech. Buty miał ubłocone po całym dniu zabaw, a w kieszeni schował mały rysunek, który dostał od Zosi na pamiątkę.
W domu powitał go zapach kolacji i głos mamy, która zapytała, jak minął dzień. Dawid z entuzjazmem opowiedział o budowie domku na drzewie, o tym jak razem z przyjaciółmi go urządzali i o tym, jak musiał uspokoić Jasia i Michała, kiedy zaczęli się kłócić. Mama słuchała z uśmiechem, a potem pogłaskała go po głowie i powiedziała, że jest z niego dumna.
Po kolacji Dawid usiadł przy oknie w swoim pokoju i spojrzał na podwórko, gdzie wśród gałęzi majaczył nowy domek. Przez chwilę patrzył, jak ostatnie promienie słońca odbijają się w szybie, a potem schował rysunek Zosi do swojej szuflady ze skarbami.
Zasypiając, myślał o tym, co jutro znowu wymyślą z przyjaciółmi. Wiedział, że to był naprawdę wyjątkowy dzień — taki, który zostaje w pamięci na długo.
Następnego dnia od rana świeciło słońce, ale w powietrzu czuć było, że coś jest inaczej niż zwykle. Kiedy Dawid przyszedł na podwórko, zobaczył Zosię i Jasia stojących pod domem Michała, rozmawiających cicho.
— Michał się rozchorował — powiedział Jaś zmartwionym głosem. — Mama nie pozwala mu wychodzić z domu, musi leżeć w łóżku.
Dzieci były rozczarowane. Tak bardzo chciały pobawić się w nowym domku na drzewie, a teraz musiały obejść się smakiem. Po chwili namysłu postanowiły pójść do Jasia, który zaprosił ich do swojego pokoju. Tam, między półkami pełnymi modeli i kolejek, bawili się lokomotywami, układając tory i wymyślając nowe przygody.
Dawid jednak był tego dnia jakiś cichszy. Choć przesuwał wagoniki po torach razem z innymi, myślami był gdzieś indziej. Martwił się o Michała, tęsknił za wspólną zabawą i śmiesznymi pomysłami przyjaciela.
Zosia szybko to zauważyła. Usiadła obok Dawida i lekko dotknęła jego ramienia.
— Hej, nie martw się tak — powiedziała cicho. — Michał na pewno szybko wyzdrowieje. A jak wróci, zrobimy mu niespodziankę i razem pobawimy się w domku. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.