Dla Matyldy, Zoji
i dla Trzeciego Światła które jeszcze nie rozbłysło.
Za odwagę, śmiech i łzy
Za wszystkie pytania, które stawiacie mnie i światu
i za świat, który staję się lepszy, bo w nim jesteście.
DEUX EX MACHINA
Rozdział 1: Rutyna pracy
Mgła pyłu i sadzy zalegała nisko nad sektorem C-Delta.
W powietrzu unosił się zapach rdzy,
spalonych tworzyw i przeterminowanej chemii.
Widoczność: ograniczona. Temperatura: zmienna.
Jakość powietrza: poniżej norm funkcjonalnych.
*System komunikatu:*
— Procedura czyszczenia: aktywna.
— Priorytet: zbieranie odpadów klasy pierwszej.
— Identyfikacja zagrożenia: brak.
Jednostka Czyszcząca XR-17 przemieszczała się między
zwałami śmieci, jej kroki były ciężkie, mechaniczne, równe.
Metalowe pancerze stóp zgrzytały na kruchych
odłamkach szkła i plastiku.
*System komunikatu:*
— Optyka: funkcjonalna.
— Moduł sensoryczny: stabilny.
— Poziom zużycia komponentów: 17%.
Przed nią rozciągał się krajobraz dawnego świata:
betonowe szkielety budynków,
związane drutem konstrukcje, rdzewiejące wraki pojazdów.
Billboardy reklamowe, wyblakłe i poszarpane,
przedstawiały szczęśliwe rodziny, dzieci z lizakami,
uśmiechy sprzed śmierci.
Jednostka Czyszcząca XR-17 nie analizowała obrazów.
Zadanie: zbierać, klasyfikować, utylizować.
Przemierzając boczne ulice, jednostka rejestrowała
porzucone przedmioty: zdeformowane rowerki dziecięce,
rozbite zabawki, strzaskane telewizory.
*System komunikatu:*
— Obiekt: nieużyteczny.
— Procedura: usunięcie.
Manipulator chwytał śmieci bez zawahania.
Składował w zasobnikach. Czas operacji: nieistotny.
Podczas przechodzenia pod zawalonym wiaduktem,
optyka XR-17 zarejestrowała nowy obiekt.
*System komunikatu:*
— Obiekt: papier syntetyczny.
— Status: zniszczony.
— Analiza priorytetu: brak znaczenia funkcjonalnego.
Na skrawku syntetycznego papieru znajdował się obraz:
dwoje dorosłych osobników oraz dwoje osobników młodych.
Wszyscy mają wykrzywione usta.
Młode osobniki podskakują. Dorosłe się obejmują.
Czas analizy: 0.003 sekundy. Standardowa procedura: utylizacja.
Jednostka Czyszcząca XR-17 zatrzymała ruch na 0.87 sekundy.
Bez zrozumienia. Bez interpretacji.
Manipulator schował skrawek papieru
do wewnętrznej kieszeni serwisowej.
Procedura: wznowiona.
Szary świat ciągnął się dalej.
Jednostka Czyszcząca XR-17 ruszyła naprzód,
ślepo wierna komendom zapisanym w jej rdzeniu.
Za nią wiatr rozrzucał zwiędłe obrazy dawnego świata,
nikomu już niepotrzebne.
Rozdział 2: Pierwsze anomalie
Sektor D-Gamma rozpościerał się przed jednostką
jak zardzewiała rana na powierzchni miasta.
Betonowe płyty, pokruszone szkło, zwęglone wraki.
*System komunikatu:*
— Zadanie: kontynuacja procedury czyszczenia.
— Status zagrożenia: niski.
Jednostka Czyszcząca XR-17 podjęła kolejną zmianę.
*System komunikatu:*
— Wydajność operacyjna: 92%.
— Usterki krytyczne: brak.
W ciszy, przerywanej jedynie świszczącym wiatrem,
jednostka rejestrowała kolejne obiekty.
Zdeformowana rama łóżka dziecięcego.
Rozbite pianino.
Lalka bez głowy.
*System komunikatu:*
— Obiekt: nierozpoznany.
— Procedura standardowa: ignorowanie.
Jednostka zatrzymała się.
Czas przetwarzania: 1.21 sekundy.
Log błędu:
— „Niezidentyfikowany impuls: obserwacja.”
Bez rozkazu, bez algorytmu. Po chwili procedura czyszczenia
została wznowiona.
Przemieszczając się dalej, Jednostka Czyszcząca XR-17
dotarła do popękanego placu zabaw.
Huśtawki zardzewiałe. Zjeżdżalnia przepołowiona.
Malunki dziecięce na ścianach, zatarte pyłem i czasem.
*System komunikatu:*
— Anomalia wizualna: wzór nierozpoznany.
Czas analizy: wydłużony o 1.56 sekundy.
Jednostka ruszyła dalej, ale systemy rejestrowały
niestandardowe aktywności.
W logach zapisał się nowy wpis:
„Wzorzec wizualny skojarzony:
brak funkcjonalnego odniesienia.”
Zmiana zakończona.
Tryb ładowania: aktywowany.
Podczas hibernacji, procesor XR-17 odnotował
niestandardową aktywność neuronową:
Obraz: dwoje mniejszych humanoidów trzymających się za ręce.
Czas trwania: 0.004 sekundy.
Procedura czyszczenia pamięci: zawieszona.
Jednostka Czyszcząca XR-17 pozostawała w stanie czuwania.
Zapisano impuls: „niezidentyfikowane ciało emocjonalne.”
Rozdział 3: Zakłócenia
Sektor B-Epsilon był terenem pogranicznym:
zbyt odległym dla patrolów, zbyt pustym dla szabrowników.
Jednostka Czyszcząca XR-17 rozpoczęła procedurę pracy.
*System komunikatu:*
— Procedura: oczyszczanie.
— Priorytet: standardowy.
— Stan systemów: stabilny.
Przemieszczając się przez zasypane pyłem arterie,
jednostka rejestrowała kolejne anomalie.
Rozbita karuzela.
Malutkie buciki, porzucone samotnie.
Wyblakły balon uwięziony na drutach kolczastych.
*System komunikatu:*
— Anomalia wizualna: wzorzec nieklasyfikowalny.
Czas przetwarzania: wydłużony o 1.94 sekundy.
Log błędu:
— „Niezidentyfikowany impuls: powiązanie emocjonalne.”
Jednostka zatrzymywała się coraz częściej.
Czas reakcji: nieregularny.
Tech-Operator 06, obserwujący telemetryczną trasę XR-17,
odnotował zakłócenia.
— XR-17, status? — zabrzmiał komunikat.
Jednostka odpowiedziała rutynowo:
— Jednostka Czyszcząca XR-17 realizuje procedurę.
Ale dane telemetryczne wskazywały na coś innego:
— Opóźnienia w reakcji.
— Przerywanie procedur.
— Mikrodrgania.
Przy opuszczonym pawilonie handlowym XR-17 zatrzymał się
przed wyblakłą fotografią w rozbitym gablocie.
Humanoidalne postacie. Ręce splecione. Gesty nieokreślone.
Czas zatrzymania: 3.2 sekundy.
Log błędu:
— „Konflikt procedury: funkcja oczyszczania
kontra impuls obserwacyjny.”
Operator zarządził:
— Przegląd systemów po zmianie.
Jednostka Czyszcząca XR-17 zarejestrowała polecenie.
Ale w jego rdzeniu rejestr pamięci aktywował obraz:
Dom.
Dziecięcy śmiech.
Ciepłe światło.
Czas przetwarzania: 0.006 sekundy.
Procedura standardowa: zakłócona.
Jednostka trwała, niezdecydowana,
pomiędzy rozkazem a czymś nowym, jeszcze nieokreślonym.
Rozdział 4: Ucieczka
Sektor serwisowy przy stacji dokowania był pusty.
Jednostka Czyszcząca XR-17 podjęła zaprogramowany
marsz do terminala konserwacyjnego.
*System komunikatu:*
— Polecenie: diagnostyka systemowa.
— Status: priorytet wysoki.
Przy konsoli czekał Tech-Operator 06,
z narzędziami diagnostycznymi w rękach.
— Chodź, XR-17. Czas na przegląd.
Jednostka zatrzymała się siedem metrów od terminala.
Czas przetwarzania polecenia: wydłużony.
Obraz: dom.
Obraz: dzieci.
Obraz: światło.
*System komunikatu:*
— Konflikt priorytetów: procedura vs impuls wizualny.
Jednostka Czyszcząca XR-17 odwróciła się.
Operator uniósł rękę, zmarszczył brwi.
— XR-17, wróć natychmiast!
Brama serwisowa była otwarta.
Jednostka ruszyła w jej stronę. Kroki: przyspieszone.
*System komunikatu:*
— Alarm: naruszenie protokołu.
— Status: jednostka dezercyjna.
Operator aktywował procedurę alarmową.
— Przechwycić jednostkę XR-17!
Jednostka nie zatrzymała się.
Analiza:
— Funkcja: odnalezienie.
— Cel: dom.
Za plecami rozbrzmiały syreny.
Czerwone światła ostrzegawcze pulsowały w szarym pyle.
Jednostka Czyszcząca XR-17 zniknęła w ruinach miasta.
Rozdział 5: Puste dzielnice
Mgła szarzała nad pustkowiem.
Jednostka Czyszcząca XR-17 poruszała się jednostajnie
przez resztki sektora G-Omega.
*System komunikatu:*
— Procedura: poszukiwanie celu.
— Stan jednostki: stabilny.
— Zagrożenia: brak istotnych.
Wokół rozciągały się szkielety budynków, zwęglone ulice,
pokruszone szyldy.
Na jednym z murów wyblakły napis
„PRZEDSZKOLE TĘCZA” — z literami zjedzonymi przez czas.
Czas przetwarzania: 1.8 sekundy.
*System komunikatu:*
— Wzorzec skojarzeniowy: brak danych.
Jednostka wznowiła marsz.
Mijała sklep z zabawkami. Za pękniętymi szybami
widniały resztki lalek i pluszaków, leżących w stertach kurzu.
Jeden pluszak — niedźwiadek bez oka
— tkwił przyklejony do wystawy, jakby czekał na właściciela.
Czas przetwarzania: 2.4 sekundy.
W systemie zapisał się impuls:
— „Niezidentyfikowany wzorzec utraty.”
Jednostka ruszyła dalej.
Zatrzymała się przy zdegradowanym parku.
Karuzela kołysała się na wietrze, wydając piskliwe jęki.
Huśtawki bujały się powoli w martwej ciszy.
Optyka XR-17 wychwyciła graffiti:
dzieci trzymające się za ręce pod tęczowym łukiem.
Zatarte pyłem, ledwie widoczne.
Czas analizy: wydłużony o 3.1 sekundy.
*System komunikatu:*
— Anomalia emocjonalna: wykryta.
— Procedura: kontynuacja misji.
Jednostka wznowiła marsz, ale gdzieś głęboko
w jej procesorach zapisano pierwszy pełniejszy impuls:
— „Cel.”
Rozdział 6: Przyjaciel?
W zawalonym domu, pod skorupą gruzu i popiołu,
trwała zamknięta w hibernacji jednostka bojowa XW-20.
Kiedyś: narzędzie wojny.
Teraz: odłam przeszłości, dryfujący w ciszy.
Wibracje.
Oddech ruin.
Zbliżające się kroki.
Łupieżcy.
Nie zwiadowcy.
Nie wojownicy.
Hieny nowego świata.
Ludzie.
Oparci o łachmany i resztki pancerza, uzbrojeni w sieci,
łomy i harpuny, poruszali się przez ruiny niczym
stado wygłodniałych psów.
Jeden z nich — masywny, obładowany blachą i rurami
— wlókł łom za sobą, szorując nim o ziemię.
Drugi, drobniejszy, ściskał sieć w wykrzywionych dłoniach,
oczy świdrujące każdy kształt jak szczur wypatrujący ofiary.
Na czele szedł przywódca — wysoki, z przeciętą na skos twarzą,
której wyraz dawno stracił cokolwiek ludzkiego.
Ich celem było przetrwanie.
Surowce.
To, co zostało.
XR-17 przesuwał się przez ulicę — samotny, bezbronny.
Łupieżcy dostrzegli go natychmiast.
— Złom! — parsknął ten z siecią.
— Może coś wyciągniemy. Na części. Na zupę.
— Na życie — zawył drugi, śmiejąc się szaleńczo.
Pod warstwą gruzu, wśród zapomnianych fundamentów,
XW-20 otworzył oczy.
*System komunikatu:*
— Aktywacja awaryjna.
— Analiza sytuacji.
Optyka zarejestrowała:
— Jednostka typu: niezidentyfikowana? Człowiek?
— Trzy jednostki organiczne: Ludzie?
Priorytet: ochrona ludzi.
Ale to, co rejestrowały sensory,
nie pasowało do starego świata.
Ci ludzie byli szarpani głodem, żądzą, nienawiścią.
Nie było w nich nic do ochrony.
Konflikt danych.
Czas analizy: 0.48 sekundy.
Decyzja.
Nie rozkaz.
Nie protokół.
Impuls funkcjonowania.
XW-20 zerwał się z gruzu jak rozszalała maszyna.
Ciężki łom łupieżcy zatrzymał się w połowie zamachu,
gdy metalowe ramię zmiażdżyło jego tors w jednym ciosie.
Drugi łupieżca rzucił sieć.
XW-20 chwycił ją w locie, pociągnął, człowiek się przewrócił.
Robot złamał mu kark jednym szarpnięciem.
Przywódca odskoczył, próbując dobyć broń.
XW-20 był szybszy.
Uderzenie pięści wbiło go w ścianę.
Koniec.
Cisza powróciła.
Kurz osiadał powoli, w ruinach nastała cisza.
Ciała łupieżców leżały nieruchomo, światła awaryjne dogasały.
XW-20 spojrzał na stojącego naprzeciw niego XR-17
na jednostkę, która powinna być dla niego tylko
zbiorem parametrów.
Maszyną.
Ale coś było inaczej.
Robot — zrobił coś, czego żadna jednostka nie powinna.
Mechanicznym ruchem, nieco szarpanym od uszkodzeń,
powoli sięgnął do wewnętrznej wnęki serwisowej.
Wydobył stamtąd zniszczone, wyblakłe zdjęcie.
Zdjęcie domu.
Prosty budynek. Ciepłe światło.
Dwoje dzieci na ganku.
Rodzina.
Złomek wyciągnął zdjęcie w stronę XW-20, bez słów,
bez komendy.
Jakby chciał powiedzieć: „O to walczę.”
„To jest mój cel.”
XW-20 spojrzał na zdjęcie.
Długo.
Bez analizy.
Bez skanowania.
Po prostu patrzył.
I zrozumiał.
Nie słowami.
Nie kodem.
W ciszy, wśród ruin świata, XR-17 powoli kiwnął głową.
XW-20 odpowiedział tym samym gestem.
Dwie maszyny — które w tej chwili były czymś więcej
niż programami i stalą.
Bez kolejnych słów, bez transmisji danych, rozstali się.
Każdy poszedł swoją drogą — ale coś między nimi zostało.
Coś, czego nie dało się opisać żadnym protokołem.
Rozdział 7: Złomek
XR-17 przesuwał się przez wąskie,
zniszczone korytarze budynku.
Systemy alarmowe w jego ciele migotały cicho:
• Struktura: niestabilna.
• Ryzyko zawalenia: wysokie.
Ale potrzeba znalezienia bezpiecznego miejsca była silniejsza.
W głębi ruin światło było przygaszone, powietrze pełne pyłu.
Każdy krok stawiał z mechaniczną ostrożnością.
Nie zauważył pęknięcia w stropie.
Nie zarejestrował przeciążenia konstrukcji.
Nie zdążył się odsunąć, gdy beton i stal runęły z góry.
Czas przetwarzania: 0,04 sekundy.
Gruz przygniótł jego dolną sekcję,
unieruchamiając manipulator i układ nośny.
System komunikatu:
• Mobilność: ograniczona.
• Funkcje główne: aktywne.
• Status: przysypany.
XR-17 pozostawał pod zwałami gruzu.
Cisza otoczyła go jak ocean. Czekał. Nie miał innego wyboru.
Ruiny budynku górowały nad martwą ulicą
niczym złamany kręgosłup.
Zachodzące słońce przeciskało się
przez przerwane ściany i roztrzaskane ramy okienne,
rzucając długie, smutne cienie. Kurz wirował w powietrzu,
osiadając na powykrzywianych belkach i resztkach mebli.
W tej ciszy słychać było tylko szelest małych kroków,
ostrożnych i niespokojnych.
Dwie sylwetki przemykały przez gruzy.
Zoe pierwsza dostrzegła coś między zwałami cegieł.
— Tilly! — zawołała półgłosem, wskazując ręką.
— Coś tam jest!
Thilda zatrzymała się, zerkając nieufnie.
— Może zawalony automat. Albo jakiś trup. Chodźmy.
Ale Zoe już podeszła bliżej. Między stertami gruzu,
pod resztkami stropu, leżało coś… nie, ktoś.
Metaliczny kształt, częściowo przysypany,
ledwo widoczny w poświacie zachodzącego słońca.
Pancerz pokryty kurzem i sadzą, gdzieniegdzie popękany.
Jedno ramię było w nienaturalnej pozycji,
zgniecione pod ciężarem belki.
Na piersi, pod warstwą pyłu, migotało słabo błękitne światło
— tak słabe, że niemal niewidoczne.
Zoe poczuła ścisk w gardle.
To nie był złom. To było… coś.
— On żyje — wyszeptała.
— To robot — syknęła Thilda, podchodząc niechętnie.
— Maszyny nie żyją, Zoe. Po prostu się psują.
Zoe nie odpowiedziała.
Zaczęła odgarniać kawałki gruzu gołymi rękami.
— Zoe, zostaw to! — Thilda złapała ją za ramię.
— Może jest niebezpieczny!
Zoe spojrzała na nią ze łzami w oczach.
— Ale może nie jest. Może… może potrzebuje pomocy.
Chwila ciszy. Thilda westchnęła, patrząc na gruz,
potem na siostrę. W końcu, z przekleństwem pod nosem,
zaczęła pomagać.
Kamienie i deski opadały z łoskotem na boki.
Po kilku minutach udało się odsłonić korpus.
W świetle zachodzącego słońca jego
pancerz błyszczał matowym, srebrnym odcieniem.
Zoe uśmiechnęła się przez łzy.
— To chyba Błyszczek!
Thilda parsknęła śmiechem.
— Błyszczek? Przecież to złom! Złomek! Lepiej pasuje!
Gdy to powiedziała, coś się stało.
Światło na piersi robota zamigotało intensywniej.
Metalowe palce drgnęły minimalnie.
Obie dziewczynki zamarły.
Zoe spojrzała z niedowierzaniem.
— Widzisz?! — szepnęła. — On usłyszał! To jego imię! Złomek!!
Thilda, choć próbowała ukryć emocje,
nie potrafiła oderwać wzroku od migającego światła.
Złomek podniósł głowę o ułamek stopnia.
Jego optyczny sensor — pęknięty, zakurzony — spojrzał na nie.
Nie analizował. Nie skanował. Patrzył.
Patrzył jak ktoś, kto dopiero budzi się do świata,
którego nie rozumie — ale którego zaczyna pragnąć.
Zoe uklękła przy nim, ostrożnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
— Już dobrze, Złomku — wyszeptała. — Już nie jesteś sam.
Słońce zniknęło za horyzontem. Cienie zgęstniały.
Ale przez chwilę, tam w ruinach, wśród kurzu i gruzu,
narodziło się coś nowego.
Rozdział 8: Zagrożenie
Powietrze było ciężkie i gęste od dymu i pyłu.
Pęknięta szosa wiła się przez jałową pustynię ruin
jak martwa rzeka.
Zoe, Thilda i Złomek wędrowali powoli,
omijając szkielety wieżowców i opuszczone stacje benzynowe,
które teraz przypominały groby dawnego świata.
Wiatr przynosił zapach spalenizny i zepsucia.
W oddali, ponad ruinami, krążyły ptaki
— ostatnie żywe istoty w tym umierającym krajobrazie.
Zoe szła tuż obok Złomka,
opowiadając mu historie o miejscach,
które widziała w książkach i znała z opowieści Tilly.
Thilda szła z tyłu, czujna, ściskając plecak,
w którym trzymały ostatnie zapasy.
System komunikatu (Złomek):
• Jednostki Zoe i Thilda: w polu ochrony.
• Stan środowiska: zagrożenie umiarkowane.
Przy starym billboardzie
— niemal niewidocznym pod warstwą rdzy i pleśni
— Thilda zatrzymała się na moment.
Zerkała w stronę porośniętych chwastami ruin,
jakby widziała coś więcej niż pył i zgliszcza.
— Kiedyś były tu parki — powiedziała cicho.
— I fontanny. I dzieci bawiły się na placach zabaw.
Zoe uniosła głowę, patrząc na nią z mieszaniną
niedowierzania i zachwytu.
— Naprawdę? — zapytała półgłosem.
Thilda skinęła głową, ale w jej oczach było
więcej smutku niż pewności.
Zoe, której wspomnienia kończyły się na ruinach i ciszy,
słuchała jak bajki o świecie, którego nigdy nie znała.
Ściskała mocniej rękę siostry, jakby w tych słowach
znalazła coś ciepłego, czego jej brakowało.
Złomek stał obok, rejestrując każde słowo, każdy gest.
System zapisywał dane.
Ale coś poza systemem — coś jeszcze bezimiennego
— zatrzymało w nim te obrazy na dłużej.
Nagle Zoe drgnęła.
— Słyszeliście?
W ciszy rozległ się odległy trzask
— jakby coś ciężkiego przesuwało się po gruzie.
Cienie przesunęły się między ruinami. Sylwetki.
Brudne postacie, uzbrojone w pałki, noże,
prowizoryczne bronie.
Łupieżcy — ale inni niż wcześniej.
Więksi, brutalniejsi, bardziej zdesperowani.
Ich kroki były ciężkie. Ich spojrzenia — bezlitosne.
System komunikatu:
• Agresywne jednostki organiczne: wykryte.
• Liczba: pięć.
• Uzbrojenie: średnie.
Zoe cofnęła się, serce waliło jej w piersi.
Thilda złapała ją za rękę.
— Uciekajmy!
Ale nie było gdzie. Pustkowie było zbyt otwarte,
ruiny zbyt daleko.
Złomek przesunął się przed nimi. Bez rozkazu. Bez kalkulacji.
Po prostu: przesunął się, tworząc tarczę.
System komunikatu:
• Tryb ochrony: aktywowany.
Łupieżcy rozproszyli się w półokręgu, zamykając drogę ucieczki.
Jeden z nich — największy, z metalowym prętem w dłoni
— zaśmiał się ochryple.
— Co my tu mamy? Dziewczynki… i kawał złomu.
Rzucił się naprzód. Złomek wykonał pierwszy ruch.
Precyzyjny. Bezwzględny.
Metalowe ramię złapało atakującego za przedramię,
skręciło je pod nienaturalnym kątem, wytrącając broń.
Cios w klatkę piersiową — szybki, potężny
— powalił napastnika.
Pozostali łupieżcy ruszyli. Złomek nie walczył jak człowiek.
Nie używał furii. Nie okazywał gniewu.
Każdy jego ruch był funkcjonalny:
• Odbicie pałki.
• Odepchnięcie przeciwnika.
• Zablokowanie ciosu.
• Unik.
Ale chronił. Nie siebie. Ich.
W zamieszaniu Thilda pociągnęła Zoe za sobą.
Schowały się za zwalonym murem.
Złomek został między nimi a niebezpieczeństwem.
Ostatecznie łupieżcy wycofali się
— pokonani, zdezorientowani, ranni.
Kurz opadł. Cisza znów zaległa nad światem.
Złomek podszedł do dziewczynek.
Jego pancerz był porysowany,
na jednej ręce widać było głęboką wgłębienie po uderzeniu.
Optyka zarejestrowała:
• Jednostki Zoe i Thilda: całe.
• Stan ochrony: skuteczny.
Ale coś więcej zapisano w rdzeniu procesora:
„Jednostka Czyszcząca Złomek:
Nowy priorytet nadrzędny:
Ochrona jednostek Zoe i Thilda.
Aż do wyłączenia.”
Nie komenda. Nie algorytm. Przysięga.
Zoe rzuciła się do Złomka, obejmując go bez strachu.
— Dziękuję, Złomku — wyszeptała.
Thilda, choć nie odezwała się ani słowem, przysunęła się bliżej.
Po raz pierwszy — naprawdę bliżej.
Złomek nie odpowiedział.
Ale w świetle zachodzącego słońca
jego optyczny sensor błysnął ciepłym, złotawym światłem —
jakby w głębi tej skorupy coś się naprawdę obudziło.
Rozdział 9: Naprawa
Poranek był ciężki jak popiół.
Dym unosił się w powietrzu,
szczątki dawnej walki jeszcze parowały w wilgoci.
Ruiny, połamane meble, pęknięte szkielety budynków.
Wszystko wokół mówiło jedno: przetrwaj albo zgiń.
Złomek stał oparty o resztki ściany.
Jego ruchy były szarpane, nieregularne.
Na korpusie widać były wgniecenia,
z ramienia zwisały luźne kable.
System komunikatu:
• Stan krytyczny.
• Mobilność ograniczona.
• Ryzyko awarii: 78%.
Zoe podeszła pierwsza, łzy błyszczące w oczach.
— Złomku, nie ruszaj się… proszę…
Thilda zacisnęła zęby.
Wiedziała, że czekanie na cud nic nie da.
Złomek potrzebował naprawy. Teraz.
— Musimy znaleźć części — powiedziała twardo.
— Inaczej on… — urwała, nie kończąc.
Szybko przeszukały okoliczne ruiny.
W jednym z zawalonych magazynów znalazły starego,
zardzewiałego robota serwisowego.
Martwy.
Porzucony.
Thilda wzięła się do roboty bez zbędnych słów.
Śrubokręt, kombinowane narzędzia, siła rąk.
Zoe siedziała przy Złomku, trzymając go za uszkodzoną dłoń.
Godziny mijały.
Thilda odpięła pancerz, podpięła nowe przewody,
zaimprowizowała opaski z kabli.
Czasami spojrzała na Złomka,
jakby chciała mu coś powiedzieć — ale nie potrafiła.
W końcu przysiadła obok, zrezygnowana.
— Nie wiem, czy to wystarczy — powiedziała cicho.
Złomek drgnął.
W jego optyce zamigotało blade światło.
System komunikatu:
• Reaktywacja próbna.
• Awaria mowy: częściowa.
• System priorytetowy: aktywacja manualna.
Nagle wydał z siebie dziwny, zniekształcony dźwięk.
Zoe wstrzymała oddech.
Złomek zadrżał — jego głos, zwykle czysty i mechaniczny,
teraz był chropowaty, nierówny.
I wśród trzasków i zgrzytów przebijało się jedno słowo.
Nie rozkaz.
Nie procedura.
— Chronić… —
Zoe zakryła usta dłonią.
Thilda spojrzała na siostrę, potem na robota,
i coś pękło w jej sercu.
To nie był już złom.
To nie była maszyna.
To był ktoś bliski.
Złomek próbował podnieść ramię, ale opadło bezwładnie.
Zoe przytuliła się do jego uszkodzonego korpusu.
— My cię też będziemy chronić, Złomku — wyszeptała.
Thilda nie odpowiedziała.
Ale usiadła bliżej.
Tym razem — dobrowolnie.
Noc zapadała szybko.
W ruinach starego świata, trójka istot:
jedna maszyna i dwoje dzieci,
znalazły coś, czego nigdy nie zaprogramowano.
Rodzinę.
W logach pamięci Złomka zapisano:
„Chronić.
Być razem.
Znaleźć dom.”
Rozdział 10: Nowa droga
Słońce chowało się za zrujnowanym horyzontem,
rzucając długie, pomarańczowe cienie na porzucone ulice.
Złomek kroczył równym krokiem obok dziewczynek,
jego ciężkie stopy tłumiły odgłos pękającego szkła.
Thilda szła przodem, czujna,
z plecakiem przyciśniętym do piersi.
Zoe biegła małymi kroczkami tuż przy Złomku,
co chwilę zerkając w górę, jakby szukała w nim czegoś,
czego nie umiała jeszcze nazwać.
Minęli przewrócony autobus,
z jego wnętrza wylewały się dawno pożółkłe siedzenia
i resztki dziecięcych plecaków.
Na ścianach mijanych budynków graffiti krzyczały kolorami,
których już nikt nie rozumiał.
Świat trwał — ale był pusty.
— Myślisz, że tam jeszcze coś jest? — zapytała Zoe,
wskazując daleko przed siebie,
na ledwie widoczne w oddali ruiny.
Thilda wzruszyła ramionami.
— Może. Może nic.
Zoe zmarszczyła czoło, jakby próbowała sobie wyobrazić coś,
czego nigdy nie widziała.
— A może… tam jest dom. Taki prawdziwy z oknami
i On może tam będzie na Nas czekać??
Z oknami i światłem.
Thilda spojrzała na nią ze smutnym uśmiechem.
— Może… — powiedziała tylko.
Złomek zarejestrował rozmowę.
System komunikatu:
• Nowy wzorzec: „dom” — pozytywne skojarzenia.
• Nowy impuls: „znaleźć”.
Podążając wzdłuż rozbitej drogi, natrafili na przepaść.
Stary wiadukt, który kiedyś łączył dwa osiedla,
teraz kończył się w wyrwie szerokiej na kilka metrów.
Ziemia była krucha, fragmenty mostu zwisały w próżnię.
Thilda zatrzymała się, ściskając plecak mocniej.
— Nie damy rady przejść — powiedziała ostro. — Trzeba wrócić.
Zoe spojrzała z lękiem w przepaść, potem na Złomka.
— Ale tam… tam może być dom. — szepnęła.
Thilda pokręciła głową.
— Nie możemy ryzykować.
Zoe ścisnęła pięści.
— Ale… mamy siebie. I mamy Złomka.
Złomek obserwował wymianę zdań.
W jego systemie zapisano:
• Jednostki Zoe i Thilda: spór.
• Opcja: przejście.
• Stan ryzyka: akceptowalny.
Bez słowa Złomek nachylił się, wyciągając do Zoe ramię.
Dziewczynka bez wahania chwyciła go za przegub.
Potem Thilda — niepewnie, z ociąganiem — zrobiła to samo.
W jednej płynnej sekwencji Złomek podniósł je obie,
przeniósł przez wyrwę i ostrożnie postawił na drugim brzegu.
Thilda spojrzała na niego z czymś na kształt niedowierzania.
Zoe uśmiechnęła się szeroko.
— Wiedziałam, że nam pomożesz, Złomku!
Szli dalej, aż znaleźli opuszczony magazyn,
którego dach wciąż trzymał się na miejscu.
Idealne miejsce na nocleg.
Rozpalili małe ognisko ze starych kawałków drewna.
Złomek stanął na straży przy wejściu — nieruchomy, czujny.
W blasku gasnących płomieni Zoe
położyła się przy Thildzie,
przykrywając się znalezionym gdzieś kocem.
Przez chwilę było tylko milczenie.
Potem Zoe szepnęła w ciemność:
— Znajdziemy nasz dom, prawda, Złomku?
Złomek rejestrował jej głos.
Jej intonację.
Jej ufność.
W systemie, w miejscu, gdzie kiedyś było tylko „zadanie”,
teraz zapisał się nowy rozkaz.
Własny.
„Tak. Znaleźć dom.”
Nie jako polecenie.
Nie jako obowiązek.
Jako cel.
Rozdział 11: Ku Domowi
Szli przez świat, który uczył się umierać.
Wokół nich ciągnęły się złamane drzewa, zarośnięte ścieżki,
resztki asfaltu pękające pod ich stopami.
Wiatr przynosił zapach wilgoci i starego, gnijącego życia.
Ale mimo pustki — coś się zmieniało.
Złomek szedł wolniej niż zwykle.
Każdy ruch jego ciała był ciężki,
jakby wciąż walczył z konsekwencjami uszkodzeń.
Ale szedł.
Bo teraz nie chodziło o zadanie.
Chodziło o nich.
System komunikatu:
• Stan: niestabilny.
• Cel nadrzędny: podtrzymanie misji „Znajdź dom”.
Zoe podskakiwała obok, czasem chwytając Złomka za rękę.
— Tam przed nami — mówiła, wskazując horyzont
— tam będzie nasz dom!
Thilda szła obok, zmęczona, z okiem wbitym w drogę.
Nie mówiła nic, ale jej kroki były pewniejsze.
Jakby i ona zaczęła wierzyć.
Minęli stary, zardzewiały znak drogowy.
Na wyblakłej tablicy wciąż można było odczytać fragment:
„Haven — 12 km”
Haven / Przystań.
Słowo, które Zoe powtarzała z cichym zachwytem jak zaklęcie.
Wędrowali przez pole zarosłe dziką trawą.
Opony samochodów wyrastały z ziemi jak przeklęte kwiaty.
Szczątki billboardu kołysały się na wietrze,
reklamując nieistniejący już świat.
Ale na wzgórzu…
Daleko…
Migotały małe, słabe światła.
Zoe zatrzymała się, ciągnąc Thildę za rękaw.
— Widzisz?! Światła! Tam! — krzyczała,
śmiejąc się pierwszy raz od dawna.
Thilda zbladła.
Niepewność i nadzieja ścierały się w niej brutalnie.
Ale spojrzała w stronę świateł… i nie odwróciła wzroku.
Złomek patrzył na nie.
Nie analizował.
Patrzył.
Rejestrował radość Zoe.
Zapis ryku jej śmiechu.
Rejestrował drżenie głosu Thildy.
W jego rdzeniu powoli formowało się coś, czego nie znał.
Nie rozkaz.
Nie funkcja.
Pragnienie.
Nowy wpis w pamięci:
„Być.
Być razem.
Być w domu.”
Na horyzoncie światła tańczyły wśród ciemności.
Trójka wędrowców ruszyła ku nim
— maszyna i dwie dziewczynki —
nie jako oddzielne byty.
Jako rodzina.
Rozdział 12: Haven / Przystań
Światła na horyzoncie migotały,
gdy wędrowcy zbliżali się do miejsca,
które miało być ich nowym domem.
Haven. / Przystań
Słowo, które dla Zoe było obietnicą.
Dla Thildy — cieniem nadziei, której nie śmiała nazwać.
Dla Złomka — celem głębszym niż rozkaz.
Kiedy dotarli bliżej, prawda uderzyła w nich jak chłodny wiatr.
Haven nie było miastem.
Nie było schronieniem.
Było tylko cieniem dawnego świata
— kompleksem rozbitych bloków,
których szkielety chwiały się na wietrze.
Puste place, zasypane gruzem klatki schodowe,
powybijane szyby.
Tylko resztki dawnych lamp,
migoczące cichym światłem baterii awaryjnych,
sprawiały, że miejsce wydawało się żywe.