Książkę tę
dedykuję moim dzieciom —
Mai, Lence i Piotrusiowi,
którzy są moją inspiracją …
Oraz wszystkim tym, którzy dopingowali
i we mnie wierzyli,
Kamila Lewandowska
Słowo wstępne od autorki
…Trzymasz w ręku książkę, która powstała pod wpływem chwili. Została napisana głównie z myślą o młodzieży, ale dorośli też myślę, że mogą śmiało ją przeczytać. (…) Jestem mamą trójki wspaniałych dzieci, mieszkam we Włocławku i w wolnych chwilach piszę, głównie wiersze. Na swoim końcie mam wydanych kilka antologii, które stoją sobie na półce i przypominają że pisanie ma jednak sens. Książki są dla mnie bardzo ważnym etapem w życiu, bez nich jest jakoś tak pusto, to one wyciszają mnie i łagodzą troski codziennego dnia.,,Dzieci lepszego jutra,, to opowieść o dzieciakach, które pomimo przeciwności losu, wciąż mają marzenia i plany. Ponure życie nagle nabiera kolorów i przynosi nadzieję na nowy, lepszy początek…
Kamila Lewandowska
***
Rozdział I. Zniknięcie Kasi
— Pani Kasz, będą święta? Ja tak kocham święta, moja mama…
— Święta! Głupia dziewucho, tu nie będzie żadnych świąt, zrozumiałaś?!
— Ale…
— Milcz i zejdź mi z oczu, bo pójdziesz spać bez kolacji!
Tak strasznie smutno zrobiło się małej Kasi, szła długim korytarzem cichutko płacząc i wspominając swój dom, swoją mamę i tatę. Wspominała zapach ciasta, radosny śmiech i piękną choinkę a teraz…
— Kasiu, co się stało, dlaczego płaczesz?
— Bo ona powiedziała, że świąt nie będzie, a skoro nie będzie świąt, to Mikołaj też nie przyjdzie i zawsze już będę smutna.
— Pani Kasz to zła kobieta, ona nie lubi dzieci i niczego co radosne. Ale nie martw się! Jeżeli napiszesz do Mikołaja list, to on znajdzie drogę i spełni to, o czym marzysz.
— Joasiu, dziękuję! Masz rację, muszę napisać ten list zanim będzie za późno!
Mała pobiegła do swojego pokoju.
— Aśka co ty robisz, Mikołaj? Co za bzdura, młoda będzie rozczarowana jeszcze bardziej. Jesteś głupia opowiadając jej te bajki.
— Sam jesteś głupi. I niczego nie rozumiesz.
Joanna długo tej nocy nie mogła spać. Wiedziała, że w tym domu, domu tylko z nazwy spełniającym rolę domu dziecka, nigdy nie zazna spokoju i szczęścia. Dyrektorka, pani Kasz, to stara, okrutna kobieta, która nie powinna opiekować się nawet kotem, a co tu mówić o zajmowaniu się dziećmi…
Tak, żal jej było Kasi, mieszkała tutaj od dwóch miesięcy. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym i ta mała nagle została całkiem sama.
— Pomogę jej! — powiedziała do siebie i zasnęła.
Ranek był ponury i zimny. Wielki gong obwieszczał wszystkim, że zaraz śniadanie. Kuchnia to najbrzydsze pomieszczenie w całym domu. Szare ściany i wielki stół na środku ogromnej sali nie zachęcały raczej do jedzenia, ale i tak wszystkie dzieciaki chwilę przed siódmą rano zjawiły się, i usiadły na swoich miejscach.
Joanna odepchnęła od siebie talerz dając do zrozumienia, że dzisiaj jeść nie będzie. Mateusz spojrzał na nią ze strachem.
— Co robisz? Musisz jeść, bo wiesz jak to się skończy… Dostaniesz karę i znowu zamknie cię w tym okropnym miejscu.
— Nie boję się jej! — Ledwo wypowiedziała te słowa a za jej plecami wyrosła, jakby spod ziemi, sama pani Kasz we własnej osobie. Szarpnięciem za rękę wyprowadziła dziewczynę z sali.
— A nie mówiłem… — usłyszała jeszcze Mateusza, nim dyrektorka zatrzasnęła wielkie drzwi i zostały same na korytarzu.
— Głupia dziewucho, śniadanie ci nie smakuje, więc spędzisz czas sama ze sobą w gabinecie, aż nabierzesz rozumu!
Aśka znała ten gabinet aż nazbyt dobrze. Lądowała tutaj zwykle kilka razy w tygodniu i zdążyła się już przyzwyczaić.
Pomieszczenie wcale nie przypominało gabinetu. Był to brudny, zimny, pozbawiony okien schowek na mopy, szczotki, i inne rzeczy. Teraz pusty i ciemny, służący dyrektorce do zamykania dzieci za karę na kilka godzin.
Większość dzieciaków nawet bała się spojrzeć w tamtą stronę, ale nie Aśka. Ona siadała na podłodze, opierała się o ścianę i odpływała w świat marzeń, lub rozmyślała.
Zwykle kara kończyła się przed kolejnym posiłkiem, tak więc kiedy gong wzywał wszystkich na obiad, wstała z podłogi, i dumnie czekała na otwarcie drzwi.
Do kuchni weszła z podniesioną głową i usiadła obok Kasi, ta uśmiechnęła się do niej.
— Wiesz Joasiu, napisałam ten list.
Odwzajemniła lekko uśmiech, ale nie odpowiedziała. Spojrzała w okno i patrzyła na spadający śnieg.
— Narysowałam też choinkę i bałwanka…
Aśka spojrzała na nią, i przeczesała swoje długie blond włosy palcami. Związała je czerwoną gumką i odstawiła pusty już talerz.
— Nigdy nie lepiłam bałwana — powiedziała do siebie łapiąc Kasię za rękę — idziemy!…
Wyszły do ogrodu. To była jedyna okazja, żeby się trochę pobawić. (Niedziele zawsze były spokojniejsze, bo po domu kręcili się różni ludzie i pani Kasz była zbyt zajęta, by dopilnować wszystkie dzieci).
Na ganku postawiły trzy śniegowe kule. Chłopcy, którzy obserwowali dziewczyny z okna rzucili szalik i starą podartą czapkę.
Joasia urwała dwa guziki od swojego płaszcza i zrobiła bałwanowi oczy, z patyka zrobiły mu nos. Wyglądał inaczej, niż wszystkie bałwany świata, ale one były nim zachwycone. Bo to było ich pierwsze wspólne dzieło.
— Pani Kasz dostanie szału jak go zobaczy… — Kasia się zaśmiała, ale jej oczy wypełniły się strachem. — Spokojnie. Tobie nic nie grozi.
Joanna wstała rano i poszła do pokoju Kasi. Chciała jej powiedzieć coś bardzo ważnego, ale małej nie było. Nie zjawiła się również na śniadaniu i to wzbudziło w dziewczynie niepokój.
— Gdzie jest Kasia? — spytał Mateusz licząc na to, że Aśka będzie wiedzieć.
— Nie wiem, idziemy jej szukać!
Mateusz bał się trochę iść na poszukiwania, przecież mogła ich złapać pani Kasz. Nie chciał ryzykować, ale upór dziewczyny zmusił go by z nią poszedł. Po cichu przemierzali korytarz i zaglądali do każdego pokoju na piętrze, ale po Kasi ani śladu.
— Ona musi gdzieś być! — wrzasnęła Aśka i pociągnęła brata za rękę.
Mateusz był młodszy o rok, ale bardziej spokojny i rozważny. Za wszelką cenę chciał zatrzymać dziewczynę nim wpakują się w kłopoty. Jednak jedno spojrzenie w oczy siostry wystarczyło, by zrozumiał, że tym razem żadne argumenty nie pomogą, i zrezygnowany podreptał za nią.
— Może jest w gabinecie? — zapytał, bo wpadł nagle na pomysł i zgodnie ruszyli to sprawdzić.
Niestety, małej tam nie było. Minęło kilka długich godzin, sprawdzili wszystkie możliwe pomieszczenia w domu, ale nigdzie nie znaleźli nawet śladu, który mógłby ich naprowadzić na jakiś trop.
Pani Kasz pojawiła się dokładnie w chwili, kiedy dzieci wracały do swoich pokoi. Spojrzała na nich groźnie i pogroziła palcem, ale o dziwo, nie powiedziała nawet słowa. Zaintrygowało to Asię tak bardzo, że postanowiła śledzić dyrektorkę. Zeszły schodami do piwnicy. W tej części domu dziewczyna jeszcze nie była. Pachniało tu całkiem ładnie a ściany były pomalowane w kolorowe pasy, w rogu stała choinka ozdobiona setkami bombek i lampek.
Pani Kasz minęła to miejsce szybkim krokiem i zniknęła za jakimiś tajemniczymi drzwiami. Joanna postanowiła wrócić tu później, jak już wszyscy będą spać i sprawdzić, co też się za nimi kryje…
Tuż przed północą ubrała się, i bardzo cicho poszła prosto do piwnicznego wejścia. Powoli otworzyła drzwi i przemknęła obok choinki, wprost do tajemniczego pokoju. Drzwi były uchylone. Aśka zajrzała do środka i od razu wiedziała, że to jest pokój dyrektorki. Wiele razy
zastanawiała się, gdzie Kasz nocuje, ale nigdy nie ośmieliła się zapytać. Teraz jednak stała tuż pod drzwiami jej królestwa. Pokój, jak pokój — łóżko, stół, fotel i biurko… ale to koperta w czerwone serduszka leżącą na blacie przykuła uwagę dziewczyny. To był list Kasi do Mikołaja, tego była pewna.
„Muszę go odzyskać”, pomyślała i powolutku czołgając się obok łóżka, powędrowała po kopertę tak, by nie obudzić śpiącej dyrektorki.
Koperta jednak okazała się pusta. Gdzie jest list, tego nie wiedziała, ale czuła, że ma to związek ze zniknięciem Kasi…
Mateusz usiadł na łóżku siostry i podał jej kartkę złożoną na cztery części. Jego oczy nigdy nie świeciły takim blaskiem, z podekscytowania nie mógł wysiedzieć.
Joanna zdecydowanym ruchem otworzyła kartkę, i aż klasnęła w dłonie…
***
Rozdział II. Tajemnica dębowych drzwi
— Tu nie ma żadnego wejścia, na pewno miało być w tym miejscu? Pokaż tę mapę!
Mateusz poczuł się urażony. Trzeci raz powtarzał, że to na pewno tu. Ale Aśka już zabrała mu mapę z rąk i marszcząc nos wpatrywała się w mały punkt narysowany na szarej kartce. Jakby chciała wypatrzeć coś, czego ewidentnie nie było. Pod drzwiami między parterem, a piwnicą była tylko ściana.
— Niemożliwe, to musi być tutaj, dokładnie w tym miejscu — Mateusz tryumfalnie spojrzał na siostrę. Ta jednak zajęta była zupełnie czymś innym i nie zwracała na brata uwagi. Szukała guzika, dźwigni lub gałki, czegoś co otworzy tę ścianę.
— Abrakadabra, lub sezamie otwórz się, spróbuj! — Zaśmiał się chłopiec wchodząc po schodach, lecz nagle go coś olśniło — Aśka to nie tu, spróbujmy od strony ogrodu!
W istocie, były tam stare nieużywane już od dawna dębowe drzwi, zamknięte mocno żelazną kłódką. Klucz zgodnie ze wskazówkami na mapie, musiał znajdować się w okolicach jedynej w ogrodzie jabłonki.
Problem polegał na tym, że drzewo pokryte było sporą warstwą śniegu i lodu.,,Szukaj pod sercem” — tak brzmiała podpowiedź.
„Gdyby była tu Kasia, byłoby o wiele łatwiej, to w jej pokoju leżała ta mapa i musi mieć związek z jej zniknięciem, a my musimy rozwiązać tą tajemnicę!” — ta myśl krążyła Asi po głowie.
Jabłonka dumnie kołysała się na wietrze, gałęzie kłaniały się dzieciom, jakby zapraszały do wspólnej zabawy. To Mateusz pierwszy zauważył niewielkie serce, wyryte na korze drzewa.
— Myślisz, że o te serce chodzi? — spytał. Gdy tylko Aśka podeszła bliżej, kiwnęła głową i zaczęła rozkopywać śnieg, by móc spokojnie uklęknąć, i sprawdzić w ziemi kilka centymetrów pod sercem, czy klucz jest tam gdzie oczekiwali.
— Mam go! — wykrzyknęła uradowana.
Zardzewiały klucz wsadziła w kieszeń swojego płaszcza i tryumfalnym krokiem weszła do domu. Nie wiedząc czemu czuła podświadomie, że ta historia to początek czegoś magicznego.
Mateusz chyba czuł podobnie, zdradzały to jego gesty, rumiane policzki i błyszczące oczy. Pierwszy raz od bardzo dawna był podekscytowany i gotowy na przygodę.
To on, pomimo że miał tylko 11 lat, był zawsze rozsądny i opanowany, zawsze planował, i przywiązywał wagę do szczegółów. Teraz Aśka odkrywała brata na nowo i podobało jej się to. W końcu mogli zrobić coś razem, odkryć wszystko to, co było przez wiele lat tajemnicą. Za dębowymi drzwiami czeka ich być może coś, co zmieni ich na zawsze.
— Jutro w nocy! — zadecydował Mateusz i nie czekając na odpowiedź zniknął za drzwiami swego pokoju, był już mocno zmęczony.
— Tak, to dobry plan! — Aśka uśmiechnęła się lekko do siebie i niemal natychmiast zasnęła.
Obudziła się z samego rana wypoczęta, jak nigdy dotąd, dawno tak dobrze nie spała.
Pani Kasz stała w drzwiach i ze złością rzuciła jej plan zajęć na dziś. Dyżur w kuchni, sprzątanie holu i przyniesienie kilku przetworów ze spiżarni — zajęło jej całe popołudnie. Niemal zapomniała, że już za kilka godzin będzie otwierać drzwi, które przestaną być już tajemnicą. Dotknęła kieszeni, by sprawdzić czy klucz jest bezpieczny i wpatrując się w stary zegar, odmierzała czas.
Mateusz i Aśka spotkali się koło dębowych drzwi w jednym czasie, tuż przed północą. Stali tak chwilę i patrzyli na siebie bez słowa, nasłuchując czy nikt ich na pewno nie widział. Aśka włożyła klucz. Pasował, lecz kłódka się nie otworzyła. Ponowna próba również się nie powiodła. Mateusz podszedł do drzwi, pogłaskał je i jeszcze raz powolutku wsadził klucz…
Kłódka tym razem puściła, drzwi się uchyliły. Zdziwienie Aśki było ogromne, lecz nic nie powiedziała. Może powinna dać bratu do zrozumienia, że jej zaimponował, lecz nie było w tej chwili czasu na pochwały. W każdej chwili mogła ich nakryć pani Kasz.