poezja czyni
mnie pięknym
pragnienie
chciałeś wojny
ręce dałeś
zabijają
chciałeś pięknych ciał
Termopile dałeś
greckich bogów stos
chciałeś punktów odniesienia
rozum dałeś
dzieła tworzy straszne
chciałeś kluczy do bram Raju
serce dałeś
kocha rytuały
chciałeś wiary
duszę dałeś
o tysiącu pętli śni
czarny nokturn
stoję
całkiem nagi
czarne nokturny gram
liryki o rzeczach zwykłych,
szaleństwie
i miłości pisze,
dużo czytam o uzdrowieniu
kłamstw,
że świat jest ze stali
śnię niespokojnie
kilka dni płaczu,
nie dłużej
i odejdę
załóżmy się
o śmierć
oczyszczenie
wyczeszę psa
umyję naczynia
posprzątam dom
klatkę schodową też
pobawię się z dziećmi
porozmawiam z żoną
wezmę gorącą kąpiel
z rzymską czerwienią,
w purpurze szat
wytarzam się jak Hiob
zabierz mi wszystko
nie pragnę niczego
blask twych oczu
inny już jest
wierzę
bo tak chcę
szachy z psem
widziałem ducha mój bracie
z deszczem przez miasto szedł
o ścianę wybijał smutku takt
uśmiech miał blady
zniknął w industrialnym gwarze
gdzie elektryczne szachy
już tylko z psem
komiwojażer marzeń
golę się codziennie rano
z konieczności,
roztargnienia
strachu
boję się brody i wąsów
zegara wiecznego
garnka co rdzawi sercem
tak naprawdę nigdy mnie tu nie było
czekam na wannę pełną złota
srebrny członek księżyca w niej utopię
kurhanami ze starego kamienia są moje sny
tak naprawdę nigdy mnie tu nie było
młody głupiec tylko na fotografii
czas wytarty na skórze
drzewa co okna wybiły
do ciała twego pełznąc
tak naprawdę nigdy mnie tu nie było
komiwojażer z brudną walizką
gitarą i brodą jak wąż
sprzedał mi te słowa
słowa popękanych serc
tryptyk na trzy
ciemność na mojej twarzy synu
gośćmi byliśmy w tym spektaklu
smutku i radości chwile nas pożerały