drukowana A5
20.16
Duchy i poranki

Bezpłatny fragment - Duchy i poranki


Objętość:
24 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
zeszytowa
ISBN:
978-83-8369-067-4

DUCHY

Zastanawiałam się co jest moja esencją

nie wiem czy to nie te pajęczyny i zimno żyjące z tyłu mojej głowy

Od pewnego czasu porównuję moje różnego rodzaju lęki, obsesje do zamieszkujących na strychu duchów, czarnych, połkniętych kołtunów, czy klejących się pajęczyn

Moje wnętrze wydaje się być ciemnym pokojem, zarysowanym grubą kreską, obfitującym w te wszystkie duchy, kołtuny, pajęczyny…

Czuję się chora i

ponura

Duchy

czy piszę o sobie,

czy o swoich duchach?

kryją się na strychu zapuszczonym

ja i każdy człowiek

który stworzył własny wszechświat,

ukrywa swe duchy

Chaosie

chaos i krzyki,

jedna myśl za kolejną ucieka,

tonie w okręgu nieistnienia,

czuje żar na twarzy,

niepokój

nieprzygotowany do życia,

w pustym pokoju,

o chaosie


W pokoju

W pokoju z nienazwanym lękiem,

kula zaczyna wirować,

odbija się od sufitu,

przybiera kolory rozkoszy

Gdzieś w kącie siedzi to,

czego najbardziej się boję,

klei się cicho, czarną smugą,

obrazów, słów, pajęczyn

Wiem przecież, że to nie moje,

tylko głosów nieczystych,

w piekle, we mnie umieszczonym

czy tak daleko?


Apokalipsa

Depczę po szkle rozbitym,

zanurzony w mroku świat,

pojawia się zmora cierpienia

zimna nieczuła

Stoję w budynku z kamienia,

czekam na swój los,

krzyk ognisk zagłuszonych,

zbiera swe ofiary

powoli

czy nie zasługuje na karę?

ten kto nie zdążył się wyzwolić?

Popijam napój bez wartości,

czuję swe dłonie poobijane,

końców nadchodzi początek,

zakrwawiona biała sukienka

bóg może dla ciebie jest piękny,

ja Swego źle zinterpretowałam


Krzyk

Bóg zabił dziewczynę z kamienia,

odebrał jej jej miecz, narzucił słowa,

zdradził, rozebrał, spalił

Gdzie byłeś gdy krzyczała?

Tylko krzyk nam został,

krzyk rzucony w przestworza,

bez odpowiedzi, bez echa,

głośna rozpacz, tak drobna

Odeszła i ona, w postaci niebytu,

Wojowniczka święta,

zabita przez Boga

Czarownica

Jabłczane usta otwiera,

chwyta głowę chłopca

i ją skrytą, niechcianą

połyka

Stara, brzydka chwyta się gałęzi,

Młoda, piękna ją ucina

Chłopiec ucieka!

Wpatruje się w niego, ona, kobieta,

zabija

Za dębów parę,

mieszka rodzina,

szykuje ciasto, kruche, jabłczane

A wiedźma jego sok popija,

wyjąc do księżyca


Cukierek

Nałożyli jej wianek na głowę,

przyozdobili w złoty papierek

Twarda i cicha w środku,

na zewnątrz słodka i krucha,

Postawili posąg tuż obok,

podarowali kamienie srebrne

A ona z drżącymi dłońmi,

odpakowuje kolejny cukierek

Powiedzieli, że szczęśliwa


Z daleka

Pękam,

klęcząc ku zadumie

Przepowiednie wody odległej,

odpychającej ciała od obecnej tu

stałości,

Przeraża mnie wizja świata,

obręb nienazwanej

nieskończoności

Pozostajesz cicho, nieistniejący,

dokąd koniec prowadzi?

Ja jedynie, w pierzynie życia

mogę prowadzić zwyczajność,


Cmentarze

Leżąc w pustce nieuchronnej,

rozbudzając się słońca wrzaskiem,

Niewielu przychodzi tu

złamane dusze pocieszyć

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.