DUCHY
Zastanawiałam się co jest moja esencją
nie wiem czy to nie te pajęczyny i zimno żyjące z tyłu mojej głowy
Od pewnego czasu porównuję moje różnego rodzaju lęki, obsesje do zamieszkujących na strychu duchów, czarnych, połkniętych kołtunów, czy klejących się pajęczyn
Moje wnętrze wydaje się być ciemnym pokojem, zarysowanym grubą kreską, obfitującym w te wszystkie duchy, kołtuny, pajęczyny…
Czuję się chora i
ponura
Duchy
czy piszę o sobie,
czy o swoich duchach?
kryją się na strychu zapuszczonym
ja i każdy człowiek
który stworzył własny wszechświat,
ukrywa swe duchy
Chaosie
chaos i krzyki,
jedna myśl za kolejną ucieka,
tonie w okręgu nieistnienia,
czuje żar na twarzy,
niepokój
nieprzygotowany do życia,
w pustym pokoju,
o chaosie
W pokoju
W pokoju z nienazwanym lękiem,
kula zaczyna wirować,
odbija się od sufitu,
przybiera kolory rozkoszy
Gdzieś w kącie siedzi to,
czego najbardziej się boję,
klei się cicho, czarną smugą,
obrazów, słów, pajęczyn
Wiem przecież, że to nie moje,
tylko głosów nieczystych,
w piekle, we mnie umieszczonym
czy tak daleko?
Apokalipsa
Depczę po szkle rozbitym,
zanurzony w mroku świat,
pojawia się zmora cierpienia
zimna nieczuła
Stoję w budynku z kamienia,
czekam na swój los,
krzyk ognisk zagłuszonych,
zbiera swe ofiary
powoli
czy nie zasługuje na karę?
ten kto nie zdążył się wyzwolić?
Popijam napój bez wartości,
czuję swe dłonie poobijane,
końców nadchodzi początek,
zakrwawiona biała sukienka
bóg może dla ciebie jest piękny,
ja Swego źle zinterpretowałam
Krzyk
Bóg zabił dziewczynę z kamienia,
odebrał jej jej miecz, narzucił słowa,
zdradził, rozebrał, spalił
Gdzie byłeś gdy krzyczała?
Tylko krzyk nam został,
krzyk rzucony w przestworza,
bez odpowiedzi, bez echa,
głośna rozpacz, tak drobna
Odeszła i ona, w postaci niebytu,
Wojowniczka święta,
zabita przez Boga
Czarownica
Jabłczane usta otwiera,
chwyta głowę chłopca
i ją skrytą, niechcianą
połyka
Stara, brzydka chwyta się gałęzi,
Młoda, piękna ją ucina
Chłopiec ucieka!
Wpatruje się w niego, ona, kobieta,
zabija
Za dębów parę,
mieszka rodzina,
szykuje ciasto, kruche, jabłczane
A wiedźma jego sok popija,
wyjąc do księżyca
Cukierek
Nałożyli jej wianek na głowę,
przyozdobili w złoty papierek
Twarda i cicha w środku,
na zewnątrz słodka i krucha,
Postawili posąg tuż obok,
podarowali kamienie srebrne
A ona z drżącymi dłońmi,
odpakowuje kolejny cukierek
Powiedzieli, że szczęśliwa
Z daleka
Pękam,
klęcząc ku zadumie
Przepowiednie wody odległej,
odpychającej ciała od obecnej tu
stałości,
Przeraża mnie wizja świata,
obręb nienazwanej
nieskończoności
Pozostajesz cicho, nieistniejący,
dokąd koniec prowadzi?
Ja jedynie, w pierzynie życia
mogę prowadzić zwyczajność,
Cmentarze
Leżąc w pustce nieuchronnej,
rozbudzając się słońca wrzaskiem,
Niewielu przychodzi tu
złamane dusze pocieszyć