„Gdy kto chce zamknąć w jednym słowie
ogrom uczuć jasnych do granic ostatka…
Niech przyklęknąwszy — to imię wypowie:
jedno, jedyne, najsłodsze — Matka“.
Konstanty Dobrzyński
Mojej Mamie Marii
Krzyk rozpaczy
Krzyczę do nieba, czy słyszysz mnie?
Chcę Ci powiedzieć, że kocham Cię.
Krzyczę najgłośniej, jak to możliwe
Mamo najdroższa, wróć choć na chwilę.
Ten głos rozpaczy w niebo kieruję
Powiedz, że kiedyś Ciebie przytulę.
Niech będzie znowu, jak za dawnych lat
Wycisz, zapewnij, że tam lepszy świat.
Wierzyć bym chciała, że widzisz mnie
Mamo najdroższa, ja kocham Cię.
Bez Ciebie tutaj żyć już nie umiem
W mojej tęsknocie serca nie czuję.
Niemoc
Pisać bym chciała
Lecz sił mi brak
Tak ciężko pojąć
Zniknięcia fakt
Tęsknota serce przepełnia me
Już nie ma Ciebie
Nie ma, nie!
Jak to zrozumieć
By wierzyć wciąż?
Jak wytłumaczyć
Że Bóg tak chciał?
Jakże bezwzględny to byłby plan
Kochać i zabrać
Czy to możliwe?
Czy serce moje tyle wytrzyma?
Oczy me morza wylały łez
Czy Ty to widzisz?
I płaczesz też?
Cóż począć mogę
Gdy Ciebie brak?
Czy możesz jakiś posłać mi znak?
Że jesteś czuwasz i chcesz tam być
Że taki tego koniec miał być
Wierzyć musimy
Co myśleć musisz kiedy odchodzisz?
Kiedy na drugą stronę przechodzisz…
Czy żal opuszczać ten ziemski stan?
Czy też w niebiosach widzisz swój plan?
Co myśleć musisz kiedy odchodzisz?
Kiedy na drugą stronę przechodzisz…
Czy łzę uronisz niespodziewanie?
Bliskich zostawisz idąc w nieznane?
Odchodzisz zapewne tylko na chwilę…
W co wierzyć mamy? Czy się spotkamy?
Czy jeszcze kiedyś się zobaczymy?
Czy w snach jedynie Ciebie ujrzymy?
Odchodzisz zapewne tylko na chwilę…
W co wierzyć mamy? Czy się spotkamy?
Tyś dzieci swoje bardzo kochała
Za żadne skarby byś nie oddała.
Co myśleć musiałaś gdy odchodziłaś?
Kiedy na drugą stronę kroczyłaś?
Odeszłaś zapewne tylko na chwilę
W to wierzyć musimy że się zobaczymy.
Przesłanie
Kiedy na papier wylewam żale
Za każdym razem niosę przesłanie.
By kochać życie i kochać świat
By żadnej z chwil nie zabrał wiatr.
Dzisiaj na papier wylewam żale
Swoim nieszczęściem siłę Ci daję.
Doceniaj tego kogo wciąż masz
By na twe smutki nie przyszedł czas.
Kiedy na papier wylewam żale
Ciągle o swojej myślę Mamie.
O tym jak piękne to były chwile
Choć zakopane są już w mogile.
Nadzieja
Kiedy z rozpaczy
Wali się świat
Kiedy wśród tłumu
Samotność trwa
Kiedy bez Ciebie
Żyć wciąż musimy
Kiedy optymizm
W żal zamienimy
Gdy zamiast tęczy
Nadchodzi sen
Gdy kurz roznosi
Marzenia w cień
Gdy me wspomnienia
Ugrzęzły w pyle
Gdy sił już nie mam
Spocznę na chwilę
By walczyć o to
Co los mi dał
By żyć dla Ciebie
To jest mój plan
By iść do przodu
Bo tak byś chciała
Bym te złe chwile
Gdzieś zakopała
Jaskinia
Jaskinia domem — tak to nazwałeś,
Nie ma tam życia — dopowiedziałeś.
Drzwi są kamieniem w niej wmurowanym,
Lecz nie przez wszystkich są zapomnianym.
Tak wiele wspomnień tam zapisaliśmy,
To w tej jaskini czas spędzaliśmy.
Tam szumią gwary, śmiechy, zabawy,
Tam był nasz świat tak doskonały.
Była w nas siła, której wciąż brakuje,
Była wiara, że nic tego nie zepsuje.
Była i Ona, która wszystko spajała,
Dlatego teraz ta pustka została.
Lecz w nas nadzieja by Mama żyła,
By w naszych sercach wciąż z nami była.
By te kamienie gdzieś pospadały,
A w domu nadal drzwi pozostały.
Urodziny
Nie chcę dmuchać świeczek
Cieszyć się i śmiać
Nie chcę w dni bezchmurne
Wciąż świata zdobywać
Nie chcę wielu kwiatów
Ani morza łez
Chcę by czas rozpaczy
Kiedyś skończył się
By w promieniach słońca
Piękne były dni
By za każdym razem
Ktoś upiększał sny
Nie chcę nic ponad to
Co mogłabym mieć
Chcę odzyskać kogoś
Kto już odszedł gdzieś
Ile bym dała
Ile bym dała
By cofnąć czas
By w twych ramionach
Zatopić płacz
Ile bym dała
Byś była wciąż
Aby nie tęsknić
Nie ronić łez
By się uśmiechać
I kochać świat
Ile bym dała
By cofnąć czas
Ty zawsze trwałaś
W bezkresie dróg
Ty rozumiałaś
Cierpienia ból
Ty byłaś zawsze
Najlepszą z Mam
Ile bym dała
By cofnąć czas
Ile bym dała
By czar ten trwał
Aby w beztrosce
Dzień za dniem gnał
Ile bym dała by chwile te
Zapisać w książce
Pamiętać chcę
By czuć Twój zapach
W dolinie łez
Wszystko bym dała
Byś przy mnie trwała
Ptak
Jestem jak ptak
Tak Ci powiedziała.
Przyszła we śnie
I wiarę Ci dała.
Wiarę że czuwa
Słyszy Twój głos.
Wiarę że widzi
I jest obok wciąż.
Aniołem Stróżem
Twoim się stanie.
Patrząc z wysoka
Z Tobą pozostanie.
Skrzydłami swymi
Otoczy Cię.
Ty musisz wierzyć
Że wciąż kocha Cię.
Przyszła we śnie
Z Tobą się spotkała.
To ona miłość
Prosto z Niebiosów Ci posłała.
Mocno z pewnością
Ciebie tuliła.
Syna swojego
Nigdy by nie opuściła.
Do ucha gdy spałeś
Pieśń piękną śpiewała.
Za każdą minutę
Tobie dziękowała.
Gdy czas się skończył
Wracać już musiała.
I jak ptak w niebiosa
Wtedy odleciała.
Babcia
Kiedy Babcia odchodziła
Oczka swoje przysłoniła.
Gdy na zawsze zasypiała
Na pewno o Tobie myślała.
Teraz Twoim jest Aniołkiem w niebie
Z wielką troską dba o Ciebie.
Z góry wszystko obserwuje
I zawsze Ciebie rozumie.
Gdyby Babcia miała moc
Na skrzydłach by Cię nosiła.
Wszystkie Twoje pragnienia
Z pewnością by spełniła.
Babcia Ciebie bardzo kochała
I serce by Tobie oddała.
Miłość która Was łączyła
Granice nieba już przekroczyła.
Kiedy tęsknota ogarnie Cię
Pomyśl o Babci i nie smuć się.
Bo ona tego by nie chciała
Babcia na łzy by nie pozwalała.
Przypomnij sobie Wasze wspólne chwile
I nie zapomnij że Babcia wciąż żyje.
Jej miłość do Ciebie nigdy nie ustanie
Zawsze w serduszku Twoim pozostanie.
Dyrdymały
Co byś Mamo powiedziała
Na te moje dyrdymały?
Jak nikt inny Ty mnie znałaś
Pewnie wiary byś dodała?
To z tęsknoty te wyzwania
Sercem moim zawładnęły
Ciebie nie ma a ja sama
Swój układać muszę świat.
Czy to widzisz i pomagasz
Aby lżej tu trochę było?
Czy rozumiesz że już dla mnie
Wszystko sens trochę straciło?
Bo bez Ciebie tak inaczej
Przez słoneczny kroczyć świat
Gdy za rękę już nie trzymasz
Wtedy motywacji brak.
A gdy piszę takie trochę
Moje dziwne dyrdymały
Mam wrażenie że wciąż jesteś
I że kiedyś się spotkamy.
Przyjaźń
Gdzieś na skraju drogi stałam
Niewiele o świecie wiedziałam
Ty choć rękę wyciągałaś
Pomóc jednak nie umiałaś.
Kiedy oczy otworzyłam
W co się stało nie wierzyłam
Jakże trudne chwile te
Gdy ze śmiercią spotkasz się.
O przyjaźni zapomniałam
Czy ja wtedy siłę miałam?
Samotność swoją pokochałam
Lecz o Tobie pamiętałam.
Ty za drzwiami ciągle stałaś
Na moje pozwolenie czekałaś
Gdy drzwi Tobie otworzyłam
W Twe ramiona się wtuliłam.
Przyjaźń wszystko zwyciężyła
Wspomnieniami nas ożywiła
Dobre czasy przypomniała
I znów wielką moc mi dała.
Mogiła domem Twym
Gdzie pójść możemy gdy Ciebie nie ma?
Czy nad mogiłą łzy czas wylewać?
Gdy odchodziłaś na drugi brzeg
Straszne cierpienie odebrało nam dech
Z rozpaczy naszej wirował świat
Na myśl o śmierci pojawił się strach
Panika niemoc niedowierzanie
To było nasze świąt przeżywanie.
Gdzie pójść możemy gdy Ciebie nie ma?
Czy nad mogiłą łzy czas wylewać?
Śmierć przyszła szybko nieubłaganie
Jak nieproszony gość zawitała
Wtedy bezczelnie nam Ciebie zabrała
Nieważne były nasze błagania
Ona nie słucha ona jest dama.
Gdzie pójść możemy gdy Ciebie nie ma?
Czy nad mogiłą łzy czas wylewać?
Czy teraz domem będzie Twój grób?
Dla Ciebie wtedy znicz zapalimy
I tak w milczeniu czas razem spędzimy?
Jak długą ścieżką każe iść Bóg
By na rozstaju nie zboczyć z dróg?