E-book
6.3
drukowana A5
18.47
Droga w nieznane

Bezpłatny fragment - Droga w nieznane

CYKL OPOWIADAŃ I WIERSZY


5
Objętość:
44 str.
ISBN:
978-83-8384-312-4
E-book
za 6.3
drukowana A5
za 18.47

Pamięci Polaków zesłanych na Sybir w 1936 roku

Z podziękowaniem dla mojej babci

Fragment z tekstu

„Idąc chodnikiem w Gdańsku i czytając te słowa w różnych językach „Drogi do wolności” myślałam o tym, że mój przyjazd do Polski też był dla mnie taką drogą do wolności — moją i moich rodziców. Każdy z nas pisze swoją historię. To babcia mnie naprowadziła na tę drogę, dodała odwagi, chociaż miałam pewne wahania i niepewność. Moja babcia była pewna, wiedziała, że nic gorszego niż to, co sama przeżyła, już mnie spotkać nie może.”

Wstęp

Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku!


Pisząc cykl opowiadań „Droga w nieznane” chciałabym w skrócie przedstawić na przykładzie mojej rodziny jak wyglądały zsyłki Polaków na Syberię w 1936 roku. Pokazać również, jak długo(około 60 lat) trzeba było czekać na powrót do Polski.

Zapędy ZSSR na wynarodowienie polskiego narodu i poddaniu rusyfikacji pojawiły się jeszcze przed II Wojną Światową. Były to czasy „stalinowskich czystek etnicznych” na dużą skalę. Najpewniejszym miejscem dla zsyłek była Syberia, skąd już się nie wraca. Lecz nawet surowy Sybir nie potrafił złamać wiary i zabić chęci do wolności.

W literaturze zesłańczej możemy spotkać wiele opowiadań i wspomnień Sybiraków z okresu zsyłek w latach 1940—1941, którzy przeżyli ten koszmar zgotowany przez człowieka człowiekowi. Przetrwali na „nieludzkiej ziemi” i mieli możliwość powrotu po zakończeniu wojny z Sybiru do Ojczyzny.

Polacy deportowani na Syberię z Ukrainy, z terenów przygranicznych zamieszkałych głównie przez Polaków, w 1936 roku nie mieli możliwości powrotu po wojnie. Obowiązywał ich zakaz opuszczania miejsca zamieszkania bez zgody komendanta do 1956 roku. Powrót do Polski trwał o wiele dłużej. Nie wszyscy się doczekali, tak jak moja babcia. Dopiero kolejne pokolenia mogły z tego skorzystać po jakimś czasie. Pierwsze powroty miały miejsce w latach 90-ch XX wieku. Zesłańcy przez 60 lat pielęgnowali wiarę i to co jest polskie. Przekazywali to z pokolenia na pokolenie, to co udało się zachować przez dłuższy czas bez kontaktu z krajem. Mimo wszystkich trudności mieli nadzieję na powrót lub przynajmniej na legalne życie w wierze i zgodnie ze swoją kulturą.

Moje opowiadania znalazły zainteresowanie i zostały opublikowane po raz pierwszy w lokalnej gazecie "Ziemi Lubańskiej", co dodało mi odwagi, żeby udostępnić je szerszemu gronu czytelników. Pierwsze opowiadanie „Moja babcia“ powstało w 2008 roku. Wykorzystałam w nim motyw snu wzbogacony w wspomnienia o mojej babci, która została wywieziona na Syberię w wieku 18 lat wraz ze swoją rodziną. Kolejne utwory zostały napisane w 2023 roku na prośbę moich czytelników, żeby pokazać bardziej szczegółowo jak wyglądała droga mojej rodziny w nieznane na Sybir i jej powrót do Polski. Opowiadania są napisane na podstawie zbiorowych wspomnień, nie tylko mojej rodziny, lecz też innych osób z otoczenia, dlatego w pewnych momentach towarzyszy im fikcja literacka. Również można w nich spotkać moje przemyślenia na temat deportacji, które nie dawały mi spokoju i nareszcie zostały przelane na papier.

Chciałabym, żeby Państwo zobaczyli, tak jak ja zrozumiałam to jeszcze bardziej podczas pisania, jaką siłę ducha mieli zesłańcy, jak mocno wiara i nadzieja trzymały ich przy życiu, że się nie załamali i nie stracili swojej godności ludzkiej.

Przytoczę słowa księdza Wacława Buryły, które mogą to wytłumaczyć: „Trzeba być mocnym by udźwignąć życie, chwycić się wiary by nie zbłądzić w czasie, pokochać Boga by nie bać się śmierci”.

Naród polski rzeczywiście jest niezłomny, a Polska niepodległa. Nie wyrzekajmy się naszych tradycji, naszej wiary, kultury. Szanujmy się i kochajmy nasz kraj. Mamy to wszystko na wyciągnięcie ręki. Pamiętajmy, że gdzieś daleko stąd inni mogą o tym tylko marzyć.

Moja babcia

Ciemność przeokropna, drewniana podłoga? Czy jestem na scenie? Nie wiem, co to może być? Wystawię ręce przed siebie, może namacam wyjście. Pusto… Tylko schody…

Światło! Moje oczy! Jakie niezwykle jasne słońce, a ja jak zwykle idę do babci. Lubię do niej przyjeżdżać. Ta wieś, jak cudny kącik, podarowany przez Boga. Niewiele jest wśród kazachskich bezgranicznych stepów takich miejsc, gdzie zebrały się w korowód prawdziwe brzozowe gaiki. Dla tutejszych mieszkańców ten krajobraz — piękność najcudowniejsza. Ludzie lgną ku niej, nie chcą żyć obok, zamieszkali wśród tych brzózek, żeby się napatrzeć, nawdychać.

A oto ja, idę znanymi mi ścieżkami i zachwycam się. Ale jakoś dziwnie tak dzisiaj, pusto. Tak jakby pochowali się wszyscy po swoich podwórzach i żeby nie przeszkadzać sobie nawzajem, obserwują niebo. Ach, niebo! Chcesz mi coś powiedzieć, ale ani obłoku, ani chmurki, nie ma na czym oka zawiesić, a jednak przyciągasz moje spojrzenie. Zobacz tylko, jakie lasy są szczęśliwe z twego powodu, brzózki-ślicznotki kołyszą się w tańcu, kokietują z tobą, a kwiaty przy drodze są uśmiechnięte, może mnie poznały?

Ehh Babciu, babciu, stęskniłam się za Tobą! Jesteś moją jedyną babcią, ta druga nie poznała mnie, nie zdążyła… Kto by pomyślał! Wywieźli Was w 1936 z polskich miejscowości z Ukrainy, rzucili w gołe kazachskie stepy, jedynie z tobołkiem w ręku. Niemcy, Polacy, Żydzi z różnych zakątków, dla wszystkich jedna diagnoza — niemiarodajni, wrogowie narodu. A lekarstwo — sprawdzone historią — zesłanie. Jak pas w wychowaniu dzieci, może akurat pomoże. O nieee…, w życiu nie uderzę swego dziecka. Myśleli, że na zesłaniu zmądrzeją, no pewnie, jak tu nie zmądrzejesz, gdy na dworze mróz 40 stopni a w ziemiance po 2—3 rodziny się gnieździ. Dobrze, że wywieźli we wrześniu, zdążyliście się pobudować, bo później przecież ziemia skrzepnięta mrozem. A ludzie wytrwali, jak kocięta — ten co silniejszy — przeżył, a ten co słabszy…

Niech spoczywają w pokoju!

Lecz dzisiaj ziemia jest ciepła, na trawie szczodrze rosną kwiaty, dlaczego tylko wcześniej nie zauważałam ich piękna? Patrzą na mnie, nie mogą się oderwać, a ich zapach ciągnie się śladem za mną, czuję go za sobą, jeszcze jedno skrzyżowanie i będę u babci.

Kochana moja, zawsze myślę o tym, jak Ty to wszystko przeżyłaś: przy nadziei będąc męża pochowałaś, wrócił z obozu pracy bardzo chory, dwie córki młode w wieku 33 i 45 lat w ostatnią drogę odprawiłaś, wnuk — sierota, łobuz, był na twoim wychowaniu. Ale dzielna jesteś. Będę taka jak Ty! Zaraz wejdę do domu i się ucieszysz na mój widok. Nakarmisz, jak zwykłe po podróży, pójdziemy do sąsiadki, będziesz chciała się pochwalić, że przyjechałam do Ciebie. Będziecie rozmawiać ze sobą w swoim specjalnym dialekcie, mieszanka polskiego z ukraińskim, a ja będę słuchać was, znieruchomiała, świadoma swoich korzeni. Nie wiem jakim cudem udało wam się go tu zachować, gdy wszystko co nierosyjskie jest surowo zabronione?! Myślę, że to właśnie te brzozy schowały was od świata zewnętrznego, w podziękowaniu, że zauważyliście ich piękno. Później starannie przygotujesz obiad, powspominamy sobie jak mieszkałaś z nami, jak plotłaś mi warkocze. Przecież, gdy wyjechałaś obcięli mnie na chłopaka, do tej pory nie cierpię krótkich fryzur! A pamiętasz — to właśnie ty nauczyłaś mnie alfabetu w kilka dni, ależ mama się zdziwiła, gdy wróciła z pracy, a ja już czytałam. Lubię czytać… A wieczorem długo będziemy rozmawiać o dawnych dziejach, przy świecach… Lubisz świece, są takie niezawodne! Lubię, gdy śpiewasz polskie lub ukraińskie pieśni, w nich cała tęsknota Twoja, czuję ją całym sercem, aż ciarki przechodzą. Wiem, przez całe swoje życie tęskniłaś za swoją ojczyzną. I ciągle wierzysz, że to ja kiedyś wyjadę do Polski. Ale Ty dziwna jesteś! Czy jestem tam komuś potrzebna? Kim jestem? To nasz z Tobą dylemat. Później się pomodlimy po polsku, to ty mnie nauczyłaś, nauczyłaś mnie wiary w Boga. Wiem, że twe serce się cieszy, kiedy jestem z Tobą.

A o to i dom babci. Ależ szybko dotarłam! Kwiaty przy domu — to jej arcydzieło. Mieczyk się pochylił, patrzy na mnie z niepokojem. A oto i ona, drzwi są uchylone, czeka na mnie. Ale jakaś ponura jest, milczy, prosi wzrokiem abym odeszła. Idę do niej, ale zamyka przede mną drzwi. Pukam! Widzę ją przy oknie, macha ręką abym odeszła.

Babciu, jak możesz?! Wpuść mnie! Przecież jestem twoją ukochaną wnuczką! Kocham cię! Otwórz!

Oparłam się o drzwi, w oczach łzy niezrozumienia i bezradności, obejrzałam się za siebie, drzwi wciąż są zamknięte. I znowu ogarnęłam wzrokiem całą boskość tego niezwykłego raju wokół mnie, od niebios po kwiaty — cóż to za piękno!

Otworzyłam oczy. Słońce jak zwykle obudziło mnie łaskocząc promieniami me rzęsy, oświetlając mój pokój.

Dziś mija 7 dzień jak nie ma Cię z nami… Babciu, brakuje mi Ciebie, ale teraz jestem o Ciebie spokojna…

Zdjęcie wykonano prawdopodobnie w roku 1952. Na zdjęciu są moja babcia Rozalia Jaworska z dziećmi (od lewej z tyłu: Kazia i Bronia, od lewej z przodu: Zosia i Borys).

PS. Sen przyśnił mi się dokładnie 7 dni po śmierci ukochanej babci. Sen dopełniłam wspomnieniami.

Droga w nieznane

Rok 1936. Wieś Polijaniwka (ukr. Поліянівка) na Ukrainie w obwodzie żytomierskim rejonie nowogrodzkim, gdzie mieszkało dużo Polaków. Dziś ta wieś liczy 346 mieszkańców.

18-letnia Rózia śpiąc przewraca się z boku na bok. Niepokojące myśli szarpią ją, słyszy przerażające krzyki, straszny hałas i nie może się obudzić. W końcu udało się wyrwać ze snu. Usiadła na łóżku i próbuję sobie wytłumaczyć sen.

Słyszy jak ojciec z matką rozmawiają, nie śpią. Wczoraj wieczorem dotarły do nich słuchy, że w sąsiedniej wiosce ludzi zabierają z domów i wywożą, bo są wrogami ludu. Część osób próbuje uciekać do lasu. Biorą ze sobą zwierzęta domowe, krowy. Jest chaos. W wioskach wyłapują ludzi na drogach. Władza je ściga. Lada chwila mogą być tu. Co robić? Czemu i gdzie mamy uciekać z własnych domów? Matka nie może w to uwierzyć. Ojciec, człowiek kochający ludzi, też patrzy przed siebie i nie dowierza w to co mówią. Czemu mają ich łapać. Nie są zachwyceni nową władzą, ale komu mają przeszkadzać. Pracują sobie tak jak zawsze, ciężką pracą zarabiają na życie całą rodziną. Czy to jest jakieś przestępstwo? Rózia się wtrąciła, że dotyczy to głównie Polaków, że władza czuje zagrożenie, są podejrzani o szpiegostwo. Ojciec spuszcza wzrok, dalej z niedowierzaniem kręci głową.

Nocną ciszę przerywa dźwięk ciężarówki na podwórku. Ktoś wali z całą mocą w drzwi. Wyciągają rodzeństwo z łóżek, śpiących mocnym snem po ciężkiej pracy. Facet w mundurze celuje do nich, każe pakować się i to szybko. Matka z drżącymi rękoma próbuje pakować jakieś rzeczy, ubrania, wkłada chleb do chusty i zawiązuje. Drugi mężczyzna z bronią skierował się do Rózi, która miała mętlik w głowie i powiedział, gdy tylko spróbuje uciec zabije całą jej rodzinę, więc… wszyscy są na ciężarówce… Tobołki-towarzyszy długiej podróży są obok i wyruszają w drogę w nieznane…

Rózia po kryjomu robi znak krzyża, chowa oczy, żeby żołnierz nie wyczytał z oczu jej myśli… gdy zwraca się do Boga i prosi aby czuwał nad całą rodziną, tuli się do brata, serce bije tak głośno, że się boi, że to usłyszą … Brat ściska w kieszeni ich wspólne zdjęcie, które zdążył zabrać.

Moja babcia Rozalia z rodzeństwem przed deportacją. Na zdjęciu w drugim rzędzie od lewej Bolesław i Adela, w pierwszym rzędzie od lewej Bronisława i moja babcia Rozalia z rodziny Szyszkowskich.

Hałas, ten sam ze snu, stacja kolejowa, krzyki ludzi, przerażone oczy dzieci, tłumy, okrzyki żołnierzy, słychać strzały, gwizd lokomotywy, są tu też inne rodziny z wioski…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 6.3
drukowana A5
za 18.47