E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
25.35
Dotyk Mnicha

Bezpłatny fragment - Dotyk Mnicha


Objętość:
146 str.
ISBN:
978-83-8189-308-4
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 25.35

Pobierz bezpłatnie

Niniejszą książkę pragnę zadedykować swojej ukochanej córeczce Paulince…

Jeden

Nagły grzmot zbliżającej się burzy przerwał ciszę i spokój na lubelskich ogródkach działkowych, usytuowanych na obrzeżach miasta. Wiosenna, czerwcowa pogoda, obfitowała w promienie słońca i przynosiła ciepły zapach świeżej zieleni.

Damian stanął na schodach altanki i zerknął do wnętrza pomieszczenia, gdzie bawił się jego siedmioletni syn Olaf. Wszystko było w porządku — chłopiec siedział na podłodze na dywanie, po którym przejeżdżał właśnie jego zabawkowy samochód ciężarowy. W naczepie samochodu znajdował się cenny ładunek — przeźroczysty magiczny śrubokręt, który Olaf wyprosił u ojca do zabawy. Magiczny dlatego, że miał wbudowaną w obudowie lampkę, która świeciła po włożeniu śrubokręta do gniazdka. Olaf był tym śrubokrętem zachwycony. Jak na chłopca w swoim wieku był bardzo bystry. Mimo to Damian przekazując mu do zabawy śrubokręt próbnik, przeprowadził mu szkolenie na temat prądu. Olaf dobrze wiedział, że tylko tego śrubokręta można użyć w taki sposób, a żadnych innych przedmiotów wkładać do gniazdka nie wolno. Damian nastraszył syna, że prąd może go zabić. Widział, że chłopiec wziął sobie jego słowa do serca.

Damian był zadowolony z dzisiejszego dnia. Pierwszy czerwca — Dzień Dziecka, Damian zamierzał więc po powrocie z działki zabrać Olafa do restauracji Mc Donald`s na jego ulubione kurczaczki i waniliowego szejka. Obowiązkowo musiał też dostać zabawkę z zestawu, którą mógł sam sobie wybrać.

Pogoda dopisała, więc Damian zdążył już skosić trawnik na działce i przyciąć żywopłot. Olaf zupełnie mu nie przeszkadzał, był ciągle zajęty swoją ciężarówką i śrubokrętem. Najpierw sprawdzał obecność prądu w gniazdku pod nadzorem Damiana, potem ojciec pozwolił mu kilka razy samodzielnie dokonać prób.

Kolejny grzmot przeszył ciszę nad działkami. Damian spojrzał na niebo. Wciąż świeciło słońce, lecz w pobliżu widać było ołowiane chmury, a więc ulewa była prawdopodobnie tylko kwestią czasu.

Damian wszedł po schodach do pomieszczenia altanki, gdzie siedział Olaf i zwrócił się do chłopca:

— Olafku, pobaw się jeszcze pięć minut i potem pojedziemy do domu, bo będzie burza.

— Taka z piorunami, tato? — zapytał chłopiec.

— Dokładnie, dlatego musimy zdążyć do samochodu, bo mamusia będzie się o nas martwiła.

— Dobrze, tatusiu. A mogę jeszcze raz sam sprawdzić prąd za chwilę? Proszę!

— Zgoda, ale tylko raz. Baw się, ja idę schować kosiarkę — odparł Damian.

— Dzięki, tato! — krzyknął za nim chłopiec.

Damian oczyścił patykiem wnętrze kosiarki przy nożu z przylepionej trawy, a następnie schował urządzenie do przybudówki. Gdy wyszedł na zewnątrz słońca już nie było, a ciemne chmury złowieszczo wisiały nad altanką.

Muszę się pospieszyć — pomyślał Damian i zaczął energicznie zwijać przedłużacz z kosiarki. Zwinięty przewód również zaniósł do przybudówki.

Gdy wychodził z pomieszczenia na zewnątrz oślepił go nagły błysk w kształcie żółtej kuli, a towarzyszący temu ogromny huk grzmotu ogłuszył go całkowicie. Damian upadł na kolana i z jękiem trzymał się rękami za uszy. Słyszał tylko pisk. Przewrócił się na plecy i próbował coś mówić, lecz nie słyszał swoich słów. Miał wrażenie, jakby ktoś wbił jego głowę w ciasny słoik, a uszy zalał betonem. Nigdy w życiu nie był świadkiem takiego grzmotu. Odczuł go wgłębi swoich wnętrzności. Pierwsze ciężkie krople chłodnego deszczu opadały na jego twarz.

Olaf! — ta nagła myśl przeszyła mrowiącym strachem jego ciało. Natychmiast zerwał się na równe nogi z trawy.

— Olaf! — krzyczał biegnąc do altanki. W uszach mu piszczało, ale słyszał już swój głos. Chłopiec nie odpowiadał. Damian czuł się, jakby był aktorem w filmie odtwarzanym w zwolnionym tempie. Biegł, ale trwało to wieczność. Jakby ugrzązł zalany w smole.

— Olaf! Odezwij się! — krzyczał Damian wbiegając na schody altanki. Cisza. Kolejny krok trwający wieczność i jeszcze jeden tak samo długi i… Serce Damiana zamarło i zlodowaciało — jego oczom ukazały się nogi Olafa, chłopiec leżał na dywanie. Damian podbiegł do chłopca i chwycił go za ramiona. Olaf miał zamknięte oczy i był bezwładny. Wewnątrz altanki unosił się zapach spalonych przewodów lub plastiku i dziwny ozonowy swąd.

Damian szybko sprawdził, czy chłopiec oddycha i czy ma puls, czy bije mu serce. Wyczuł puls oraz bicie serca, zaobserwował też oddech. Ręce chłopca były skurczone. Damian w jego prawej ręce dostrzegł swój „magiczny” śrubokręt. Wyjął przedmiot z dłoni chłopca. Plastik śrubokręta był bardzo ciepły i jakby nadpalony. Wnętrze dłoni chłopca nosiło widoczne ciemne zaczerwienienia.

— Boże, Boże, pomóż nam! — krzyczał Damian wybierając w telefonie numer pogotowia ratunkowego. Dyżurny centrum powiadamiania ratunkowego szybko przyjął zgłoszenie i polecił ułożyć mu dziecko w pozycji bocznej ustalonej. Damian podłożył zgiętą rękę syna pod policzek i ugiął jedną z jego nóg, tyle pamiętał z kursów pomocy. Olaf nadal nie odzyskiwał przytomności. Damian obserwował syna i zastanawiał się, co takiego się mogło wydarzyć. Nie było możliwe, aby Olaf został porażony prądem, gdyż śrubokręt próbnik był bezpieczny. Nawet jego metalowa końcówka zalana była plastikiem, więc prąd nie powinien Olafa dosięgnąć.

To z pewnością ta burza, ten grzmot spowodował jakiś przeskok prądu z gniazdka na syna — pomyślał. — Boże, żeby tylko nic mu się nie stało.

Damian z niecierpliwością oczekiwał na przybycie pogotowia i każda sekunda wyczekiwania była dla niego wiecznością. Najchętniej wziąłby Olafa na ręce i pobiegł w stronę ulicy, jednak obawiał się o jego stan, czy aby mu nie zaszkodzi. Ulewny deszcz bezlitośnie moczył w tym czasie wszystko dookoła, a złowieszcze błyskawice przecinały co chwilę granatowe niebo.

Damian po chwili usłyszał sygnały dźwiękowe karetki pogotowia. Wkrótce jego oczom ukazała się załoga karetki na alejce pomiędzy działkami. Damian wybiegł na zewnątrz działki i stojąc na alejce machał rękami w stronę ratowników. Załoga pogotowia szybkim krokiem ruszyła w jego stronę. Damian wrócił sprawdzić stan Olafa i ponownie wyszedł na alejkę. Ratownik był w jego wieku, miał około 30 lat. Towarzyszyła mu kilka lat starsza blondynka z napisem na plecach „Lekarz”.

Medycy natychmiast zajęli się dzieckiem, a Damian relacjonował im całe zajście. Ratownik wstał i spróbował włączyć światło wewnątrz altanki — bez rezultatu.

— To na pewno od tego pioruna, widocznie uderzył tak blisko, że spalił instalację elektryczną. W takiej sytuacji chłopak mógł ucierpieć nawet siedząc w pobliżu gniazdka z śrubokrętem w ręku, wcale nie musiał go do gniazdka włożyć — tłumaczył Damianowi ratownik.

— To nie ma znaczenia. To wszystko i tak moja wina. To ja dałem mu ten śrubokręt i pozwoliłem włożyć do gniazdka. Ale ze mnie idiota — mówił Damian.

— Proszę tak nie mówić, to po prostu wypadek — przerwała mu pani doktor.

— Ja pierdolę, Amanda mnie zabije — wyszeptał Damian.

— Amanda to żona? — zapytał ratownik.

— Tak. Osiem lat staraliśmy się, aby zaszła w ciążę — wyznał Damian.

— Proszę o tym teraz nie myśleć, wszystko będzie dobrze — ucięła pani doktor.

Po chwili badań medycy określili stan Olafa jako ciężki, ale stabilny i podjęli decyzję o hospitalizacji chłopca. Umieścili go na lekkich rozkładanych noszach, zapięli go pasami i wynieśli z altanki. Damian zamknął altankę i bramkę wejściową i pobiegł za ratownikami.

Zajął miejsce w karetce obok syna i trzymał go za rękę modląc się. Mokra koszulka kleiła mu się do pleców, po twarzy ściekały mu krople deszczu. Po kilku minutach z ciężkim westchnieniem wyjął z kieszeni telefon i zainicjował połączenie z numerem Amandy.

Dwa

Amanda już ponad minutę słuchała tłumaczeń Damiana, ale nie miała najmniejszej ochoty wierzyć w jego brednie. Dla niej ważne było tylko jedno — Olaf został porażony prądem, a był pod opieką Damiana. To on za to odpowiada i niech nie bredzi o grzmocie i burzy. Gdyby Olaf został rażony piorunem, na pewno by zginął lub został spalony na popiół. Tak przynajmniej kiedyś słyszała. Teraz mydli jej oczy piorunami, a dziecko na pewno zostało porażone prądem z gniazdka. Niepotrzebnie pokazywał mu śrubokręt. Gdyby nie to, chłopiec na pewno nie bawiłby się przy gniazdku, ani nic do niego nie wkładał.

Amanda odsunęła na chwilę telefon od ucha, a zaraz potem przerwała monolog Damiana:

— Dobra, skończ już! Mam dosyć tego pierdolenia! Gdzie go wiozą? Do jakiego szpitala?

— Do jedynki, klinicznego, na Staszica — grobowym głosem odparł Damian.

— Samochód został pod działkami? — zapytała ostro Amanda.

— Tak, ja jadę w karetce.

— Pojadę taksówką. Do zobaczenia na miejscu. I módl się, żeby mu nic nie było.

Amanda przerwała połączenie. Już dawno nie była tak wściekła na Damiana. Niby dorosły facet, a zachowuje się jak dziecko. Gdyby zostawić go z Olafem na dywanie i dać im dwa autka, to będą się bawić jak rówieśnicy, nawet głodu nie poczują. Faceci. Żenada. Amanda od zawsze uważała, że kobiety są na szczycie drabiny genealogicznej jako najbardziej inteligentne osobniki ludzkie. Mężczyźni byli daleko za nimi. Z tym swoim zafascynowaniem dużymi cyckami, jędrnymi dupami, alkoholem i imprezami, a także całkowitym brakiem kultury, odpowiedzialności i poczucia czystości, nie mieli żadnych szans z kobietami. Facet, zdaniem Amandy, spokojnie mógłby tylko chodzić do pracy i przynosić wypłatę, a po pracy powinien być zamykany jak świnia w chlewiku, gdzie kobieta donosiłaby mu żarcie i alkohol. No i telewizor na mecze trzeba by było wstawić. Byłoby super. Nie zawracałby dupy o byle co, nie musiałby się nawet myć. Tylko z seksem byłby problem, bo trzeba by się było mu nadstawić co jakiś czas.

Tak wiele lat starali się, aby zaszła w ciążę, a on dziecko w moment wykończył prądem. Amanda mimo swoich 35 lat była bardzo atrakcyjną kobietą. Czarne włosy za ramiona, szczupła sylwetka, ciemna karnacja, dosyć obfity biust i pełne usta — te atuty sprawiały, że mężczyźni często się za nią oglądali. Jej to imponowało. Kilka razy brała pod uwagę, aby odejść od Damiana, jednak nigdy tego nie zrobiła, ani też mu o tym nie powiedziała. Olaf był dla niej ważny. Damian mógł być w jej życiu, ale niekoniecznie musiał.

Amanda miała kilku stałych adoratorów, z którymi korespondowała poprzez komunikatory internetowe. Zasypywali ją wyznaniami, jaka to nie jest piękna, seksowna, atrakcyjna i jak wiele do niej czują. No i jak wielką mają na nią ochotę. Mimo, iż ich zbyt dobrze nie znała, to wierzyła, że piszą prawdę. Mogli też kłamać, aby ją zaliczyć. Damian oczywiście o nich nie wiedział. Widział jednak często, jak pisała z nimi. Nie miał zadowolonej miny, gdy była zajęta telefonem. Mógł się więc czegoś domyślać.

Jeżeli Olaf ucierpi na stałe wskutek tego wypadku, nie będzie jej już zależało na Damianie i zniszczy go w sądzie. Tak postanowiła.

Tymczasem wsiadała już do taksówki i poprosiła o kurs do szpitala na ul. Staszica.

Trzy

Olaf leżący w białej szpitalnej pościeli wyglądał niewinnie, jak aniołek. Na jego twarzy nie było widać żadnych śladów, które mogłyby świadczyć o jego ciężkim stanie. Gdyby nie rurka wpuszczona do nosa, wyglądałby jak śpiące w domu dziecko. Do jego palca przypięty był czujnik prowadzący do aparatury monitorującej funkcje życiowe. Do wenflonu wbitego powyżej nadgarstka powoli, poprzez rurkę sączyła się bezbarwna ciecz z kroplówki.

Amanda siedziała na krześle przy łóżku Olafa i gładziła go po dłoni. Chłopiec nadal nie odzyskał przytomności, a lekarze jego stan nadal określali jako ciężki, ale stabilny.

Damian stał na korytarzu. Amanda kazała mu wyjść z pokoju Olafa. Chciała z nim pobyć sama.

Gdy weszła do szpitala, Damian stał na korytarzu ze łzami w oczach. Na jej widok rozłożył ręce i przytulił się do Amandy. Ona jednak go nie objęła. Stała i czekała, aż ją uwolni z uścisku. Przepraszał ją, ale jej to nie obchodziło.

Patrzała na syna i przepraszała go w myślach za to, że ma tak nieodpowiedzialnego ojca. Po chwili do sali wszedł lekarz w towarzystwie pielęgniarki.

— Mam wyjść, panie doktorze? — zapytała Amanda.

— Pani jest matką chłopca? — zapytał lekarz.

— Tak.

— Nie trzeba, może pani zostać, my zaraz wychodzimy.

Pielęgniarka podała lekarzowi wydruki badań Olafa. Lekarz przeglądał je i kręcił głową.

— Kiedy go wybudzicie, panie doktorze? — dopytywała Amanda.

— Pani syn nie znajduje się w stanie śpiączki farmakologicznej — tłumaczył lekarz. — Oddycha samodzielnie i wszystkie wstępne badania jak na razie wydają się być w normie. Czekamy jeszcze na szczegółowe badania laboratoryjne. Dziś jeszcze zrobimy badania tomografem i rezonans.

— Dlaczego więc nie odzyskuje przytomności?

— Trudno to jeszcze określić. Bez wątpienia został porażony prądem. Może coś więcej będziemy mogli powiedzieć po przeprowadzeniu dodatkowych badań. Będziemy państwa informować na bieżąco — wyjaśnił lekarz.

— Dziękuję, panie doktorze.

Lekarz z pielęgniarką opuścili salę, zaraz za nimi do sali wszedł Damian. Stanął obok Amandy i oparł swoje dłonie na jej ramionach.

— Przepraszam — powiedział Damian.

— Spieprzaj, gnoju! — krzyknęła Amanda. — Dziecka nie potrafisz upilnować, niedojdo! Przecież prąd mógł uszkodzić jego mózg! — krzyknęła Amanda.

— Wiem! — odparował Damian. — Myślisz, że zrobiłem to specjalnie? Gdybym tylko mógł cofnąć czas, to w życiu bym do tego nie dopuścił. Wolałbym sam zginąć, niż pozwolić cierpieć jemu. Jednak widzę, że ty tego nie rozumiesz. Myślisz, że nie czuję się winny? Czuję się winny, tak bardzo, że mam ochotę zginąć!

Po tych słowach Damian szybkim krokiem wyszedł z sali i głośno trzasnął drzwiami.

Chyba trochę przesadziłam z tymi oskarżeniami — pomyślała Amanda. Wybiegła zaraz z sali na korytarz, ale Damiana już tam nie było. Przed drzwiami do windy nikt nie stał. Wróciła na salę i kilka godzin siedziała przy łóżku syna, trzymając go za rękę.

Gdy wychodziła ze szpitala, było już ciemno. Zadzwoniła do Damiana, lecz usłyszała, że abonent jest niedostępny. Prawdopodobnie wyłączył telefon. Zamówiła taksówkę i udała się do domu. Po wejściu do bloku sprawdziła skrzynkę pocztową, w której było pusto. Otworzyła drzwi mieszkania i zaskoczona powitała całkowitą ciemność w jego wnętrzu.

— Damian? Jesteś? — zapytała, lecz nie uzyskała odpowiedzi.

Boże, mam nadzieję, że nic sobie nie zrobił — pomyślała. Zapaliła światła w pokojach. Damiana nigdzie nie było. Nie było jego butów. Nic w mieszkaniu nie wskazywało na to, że w ogóle wrócił ze szpitala do domu. Sprawdziła łazienkę oraz balkon. Potem zeszła do piwnicy. Ani śladu Damiana.

Cholera, gdzie on jest? Co robić? — gorączkowo myślała Amanda. — Może zawiadomić Policję, niech go pomogą szukać. Mogłam po nim aż tak nie jechać, to w końcu wypadek, mi też się to mogło zdarzyć…

Zadzwoniła do kilku znajomych zapytać o Damiana — bez rezultatu. Jej rodzice oraz rodzice Damiana nie żyli. Pozostał jej telefon do siostry Felicji, może wróciła już z pracy do domu. A może Damian piwkuje ze szwagrem Karolem, mężem Felicji. Wybrała numer Felicji, jednak Damiana tam nie było. W kilku słowach wytłumaczyła jej, co się dziś stało.

— Biedny Olaf. Mam nadzieję, że nic mu nie będzie. Musimy być dobrej myśli, Amando — mówiła Felicja. — A swoją drogą, to nieźle przegięłaś pałę, tak atakując Damiana. Rozumiem, powiedzieć raz, ale ty go normalnie prześladujesz psychicznie. Zawsze ci powtarzałam, że traktujesz go jak parobka.

— Wiem, wiem. Sama nie wiedziałam, że tak to sobie weźmie do serca — odpowiedziała Amanda.

— Więc mu się nie dziw, ileż można takie coś znosić? Nie wytrzymał i już.

— Nawet nie gadaj. Zanim trzasnął drzwiami mówił, że ma ochotę zginąć z poczucia winy.

— No to zajebiście narobiłaś, siostra — powiedziała Felicja. — I co teraz?

— Nie wiem, dzwoniłam już do znajomych. Poza wami to nie miał do kogo pójść.

— Może gdzieś pije w aucie? Gdzie jest samochód? — dopytywała Felicja.

— Auto po wypadku zostało pod działkami. On jechał do szpitala karetką, ja taksówką — wyjaśniła Amanda.

— Teraz już to nazywasz wypadkiem? Super, jest progres. A klucze z działki Damian nadal miał ze sobą?

— Tak, z działki i z auta — przytaknęła Amanda.

— To proste! — krzyknęła Felicja. — Ja na jego miejscu, gdybym miała taką babę, jak ty, to po takich tekstach od razu biorę flaszkę i bez słowa idę na działkę się nakurwić.

— Myślisz że tam będzie?

— Albo tam, albo w aucie, musimy to sprawdzić. Jak to nie wypali, to pojedziemy na komendę — zdecydowała Felicja. — Za 10 minut podjadę po ciebie z Karolem. Weź latarkę, może się przydać.

— Jasne, dzięki. Czekam — odrzekła Amanda i przerwała połączenie.

Cztery

Niech spierdala — pomyślał Damian zbiegając szpitalnymi schodami w dół. Był tak wściekły na Amandę i jej oskarżenia, że naprawdę miał ochotę skoczyć z mostu, lub z wieżowca. Miałby wreszcie spokój z tą wiecznie niezadowoloną marudą. Gdyby nie Olaf, na pewno by się z nią rozszedł. Dobrze wiedział, że ona ma kogoś na boku. Z kimś flirtuje, lub nawet się pieprzy. To pewne. Pani najmądrzejsza. Kierowniczka pieprzona, szefowa kosmetyczek. Wiecznie z nosem w telefonie. Na pewno pisze z jakimiś lujami i wysyła im swoje fotki.

Wybiegł ze szpitala i machnął na przejeżdżającą taksówkę. Mercedes zatrzymał się na poboczu i Damian wsiadł do środka. Zamówił kurs na ogródki działkowe. Po drodze poprosił kierowcę, aby zatrzymał się na chwilę na parkingu Biedronki i zaczekał chwilę na niego. Kierowca zbliżając się do Biedronki z uśmiechem powiedział:

— Czyżby kiełbaska i sześciopak?

— Prawie, jednak dziś potrzebuję czegoś mocniejszego — odparł Damian.

— Czyżby przez baby? — kontynuował taksówkarz.

— Tym razem trafił pan w dziesiątkę.

— Wie pan, ostatnio czytałem na Facebook taki mem — mówił taksówkarz. — Był tam taki stary chiński mędrzec z bródką i napis: Jeżeli coś ma kółka albo cycki, to wcześniej czy później na pewno będą z tym problemy.

— Ha ha, dobre — przyznał Damian.

— I wie pan, to szczera prawda. Auto zawsze się będzie pieprzyć. I baba też. Z kimś innym, oczywiście. Nawet pan nie ma pojęcia, czego ja się tu naoglądam jako taksówkarz. Szczególnie w piątki i w soboty w nocy. Panie, kurewstwo, sodoma i gomora. Laski już w taksówce nabijają się na krocze najlepszych kumpli swoich mężów. Wiem, bo mówią o tym pijane, jakby się chwaliły. Inne znowu, wracając z wieczoru panieńskiego, liżą się i obmacują z nieznajomymi fagasami, a najbardziej przyszła panna młoda. I potem taka wyrusana rusałka zapewnia przyszłego męża o wierności. A ile par się umawia na dupakę w aucie, regularnie! Te same kobity podwożę na jakiś parking, a tam już gość czeka w samochodzie. Nie zawsze ten sam. Świat schodzi na psy, mówię panu.

— Faktycznie, niech mnie pan już lepiej nie dołuje dzisiaj — odparł Damian i wysiadł z taksówki. Wszedł do Biedronki, gdzie od razu skierował się do stoiska z alkoholami. Był tak wściekły na Amandę, że miał ochotę od razu porwać małpkę i wypić ją duszkiem, by ukoić nerwy. Zlustrował wzrokiem wódki, a następnie półkę z whisky. Wybrał kwadratową butelkę Bushmills. Miał zamiar porządnie się napić. Po chwili jednak odstawił wybraną butelkę na półkę i sięgnął po Golden Loch. Skoro i tak mam skończyć na czworaka, to po co przepłacać? — pomyślał. Stojąc przy kasie wziął jeszcze opakowanie cienkich kabanosów.

Taksówkarz wysadził go przy działkach i życzył mu powodzenia. Damian podziękował i poszedł na działkę. Otworzył drzwi altanki. Prądu nadal nie było. Nie było jeszcze ciemno, więc spróbował wymienić bezpieczniki. Były osmalone na czarno. Spalone. Nie miał zapasowego, więc połączył końcówki bezpiecznika najcieńszym drutem, jaki miał na działce. Do wnętrza bezpiecznika nasypał piasku. Po wkręceniu bezpiecznika udało mu się zapalić małą lampkę. Lampa przy suficie nie reagowała. Prąd pojawił się też w drugim gniazdku, jednak nie było go w gniazdku, przy którym znalazł Olafa. Na podłodze przy tym gniazdku nadal leżał feralny śrubokręt. Damian kopnął go butem i nalał sobie whisky do szklanki. Usiadł ze szklanką na schodach. Pomyślał o Olafie. Łzy same napłynęły mu do oczu i kapały na schody, kilka wpadło do szklanki z whisky. Damian zamknął oczy, przyłożył szklankę do ust i wypił duszkiem całą jej zawartość. Whisky nie była aż taka ciepła. Klimatyzacja w Biedronce pozwoliła alkoholowi obniżyć swoją temperaturę do znośnej. Damian czuł, jak bursztynowy płyn, spływający do żołądka, rozgrzewa jego wnętrzności. Od kilku godzin nic nie jadł, więc alkohol szybko rozprowadził się w jego krwiobiegu i już po chwili poczuł lekkie rozluźnienie w napiętych ramionach. Patrząc na krzewy i drzewa poczuł, że jego wzrok powoli zaczyna zwalniać. I o to mu właśnie chodziło. O rozluźnienie. Wiedział, że jutro ból w głębi serca powróci ze zdwojoną siłą, ale teraz musiał na chwilę się odciąć. Nie wróci na noc do domu. Nie chce oglądać tej fałszywej mordy pani idealnej.

Damian wstał przytrzymując się poręczy. Świat wolno pływał w jego oczach. Do oczu znowu napłynęły mu łzy. Nie był w stanie nad tym zapanować. Czuł ból w sercu oraz ogromną kluchę żalu i bezradności w przełyku.

— Kurwaaaaaaaa! — krzyknął Damian na cały głos i cisnął szklanką w pobliskie drzewo. Trafił w pień i szklanka się rozbiła. Wszedł do altanki i włączył w telefonie tryb samolotowy, aby nikt mu nie przeszkadzał. Podłączył telefon do wzmacniacza przy gniazdku, które działało i włączył muzykę z telefonu. Wybrał jego ulubiony folder z muzyką dance oraz new romantic. Pojawiły się głośne, basowe dźwięki, a dźwięczny głos La Bouche zaczął go przekonywać, aby został jej kochankiem. Sięgnął po kolejną szklankę z altanki i nalał porządną porcję whisky. Ponownie wypił ją duszkiem. Po kilku takich szklankach nie reagował już właściwie. Kojarzył tylko pourywane epizody, jak głośną muzykę, sikanie po ciemku pod drzewem, upadek w altance, a także grzebanie śrubokrętem w gniazdku, przy którym znalazł Olafa. Kojarzył jak przez mgłę, że wetknął śrubokręt do gniazdka i trzymając go krzyczał w stronę nieba: „No wal, dawaj! Zabierz mnie!”. Miał jeszcze niejasne przebłyski, że jakieś istoty z jasnymi światłami chciały go porwać. Nie miał siły z nimi walczyć, krzyczał tylko: „Spierdalaj, kosmito!”, lecz nawet język odmawiał mu posłuszeństwa. Całą resztę spowiła bezlitosna mgła niepamięci.

Pięć

Tępy, pulsujący, bezlitosny ból. Wirujący świat, okropnie spierzchnięty język i przełyk, susza w ustach. Damian czuł się, jakby rozjechała go ciężarówka. Nie wiedział, gdzie się znajduje. Nieznajomy sufit, inne tapety… Uniósł się na łokciu, co spowodowało błysk bólu w głowie i reszcie ciała. Dostrzegł, że leży na sofie w ubraniu, nakryty kocem. Rozpoznał duży pokój w mieszkaniu Felicji i Karola. W kuchni słyszał jakąś rozmowę. Usiadł. Cały świat zawirował i zrobiło mu się niedobrze. Puścił się biegiem do łazienki, gdzie zwymiotował do ubikacji całą zawartość żołądka. Niewiele jadł, więc dusił się i krztusił wypluwając gęstą, lepką ślinę z zawartością żółci.

Pamiętał, że był wściekły na Amandę i pił whisky na działce. Słuchał muzyki. Co było potem — nie miał pojęcia. Nie pamiętał, aby kładł się spać na działce. Nie wiedział, jak znalazł się u Felicji.

Ale narobiłem, ale wstyd, a Olaf w szpitalu — pomyślał Damian. Szybko się umył i w miarę doprowadził swój wygląd do porządku, choć wory pod przekrwionymi oczami ujawniały bezlitosną prawdę o jego stanie i samopoczuciu. Damian wolnym krokiem wszedł do kuchni, gdzie siedziała Felicja z Karolem.

— Cześć. Kawy? — zapytała uśmiechnięta Felicja.

— Bardzo proszę. Czarną bez cukru.

Felicja wstała i wstawiła wodę na kawę, a Karol zapytał:

— I jak tam samopoczucie po wczorajszym?

— Nawet nie gadaj, ledwo żyję. Jak ja się tu znalazłem?

— Amanda cię szukała, chciała zawiadamiać Policję. Pojechaliśmy z nią sprawdzić działki. Leżałeś w altance na podłodze przy gniazdku elektrycznym zalany w trupa. W ręku trzymałeś śrubokręt — powiedział Karol.

— A Amanda? Była wściekła? — pytał Damian.

— Na początku się bała — tłumaczyła Felicja. — Potem się wkurzyła, że tak się zaprawiłeś. Pamiętasz, jak zwyzywałeś ją od kosmitów i kazałeś jej spierdalać?

Felicja z Karolem zaczęli się śmiać, lecz Damianowi nie było do śmiechu. Nie popisał się zupełnie, syn w ciężkim stanie w szpitalu, a on imprezuje jak kawaler. Było mu wstyd. Zastanawiał się, co powiedzieć Amandzie.

— I jeszcze coś bełkotałeś, żeby ci nie wkładała sondy analnej — kontynuowała ze śmiechem Felicja.

— Nic nie pamiętam- przyznał Damian sącząc gorącą kawę.

— Auto spod działek zabrała Amanda — poinformował Karol. — Nie chciała, żebyś jechał z nią do domu. Na pewno by cię nie zawlokła sama do mieszkania. Zawieźć cię do domu?

— Nie, najpierw do szpitala. Dziękuję wam bardzo i przepraszam za kłopot. Miałem wczoraj fatalny dzień.

— Nie ma sprawy, każdemu może się zdarzyć — przyznała Felicja.

— Pogadaj na spokojnie z Amandą, jej też nie jest łatwo po tym, co stało się Olafowi — powiedział Karol.

— Wiem — przyznał Damian. — Na pewno z nią pogadam. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i że Olafowi nic nie będzie.

— My też mamy taką nadzieję.

Sześć

Damian powoli uchylił drzwi sali nr 8 w szpitalu. Przy łóżku Olafa na krześle siedziała Amanda. Miała zamknięte oczy. Z pewnością siedziała tu całą noc — pomyślał Damian. Przez chwilę stał i obserwował syna oraz żonę. Natłok nagłych myśli spowodował, że poczuł gromadzące się w oczach łzy.

Po chwili do pokoju weszła pielęgniarka. Amanda się ocknęła i z zaskoczeniem spojrzała na Damiana.

— Dzień dobry — przywitała się pielęgniarka. Damian zauważył, że na jej plakietce widniało imię Luiza. — Zaraz przyjdzie do państwa lekarz i przekaże państwu wyniki badań.

— Dziękujemy bardzo — odparła Amanda. Po wyjściu pielęgniarki zwróciła się do Damiana — A ty co tu robisz, pijaku?

— Przepraszam. Miałem wczoraj fatalny dzień — tłumaczył Damian.

— A ja to co miałam? Wczasy? Zamiast siedzieć przy synu w szpitalu, to po nocy pijaka szukałam. W domu nie mogłeś się napić?

— Nie chciałem cię widzieć po tych oskarżeniach pod moim adresem.

— Ja też cię nie chcę widzieć, więc jesteśmy kwita. Chcesz się wyprowadzić?

— Nie o to mi chodziło. Chciałem tylko odreagować, uspokoić nerwy. W samotności.

— I co? Udało się? Jesteś z siebie zadowolony?

— Nie — przyznał skruszony Damian. — Przepraszam, to się nie powtórzy. Olaf nas potrzebuje.

— Ja o tym wiem. Pytanie, czy ty wiesz?

— Wiem i zrobię wszystko, aby było dobrze.

W tym momencie do sali wszedł lekarz i przedstawił się jako doktor Karski.

— Nie będę państwu mieszał w głowach, powiem prosto i szczerze. Stan Olafa nie jest taki poważny, jak się początkowo wydawało. Z pewnością doszło do porażenia prądem. Wyniki badań mieszczą się w normach. Nie potrafimy dokładnie określić, co się stało z Olafem. Gdyby poraził go prąd z wyładowania atmosferycznego, raczej by tego nie przeżył. Nawet pośrednio przez instalację elektryczną. Chłopiec powinien być już przytomny, ale nie jest. Z przykrością muszę przyznać, że trudno nam określić przyczynę. Przeprowadzimy jeszcze szeregi badań i konsultacji z najbardziej znanymi specjalistami i liczymy na sukces. Będziemy państwa informować na bieżąco.

— Dziękujemy, panie doktorze — z ulgą powiedziała Amanda.

Damian z radością przytulił Amandę, choć nie odwzajemniła ona uścisku.

— Boże, dzięki ci, wyniki w normie. Będzie dobrze. Musi być dobrze. Wkrótce się obudzi, na pewno — mówił Damian.

Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił.

Siedem

Olaf nie odzyskał przytomności nazajutrz. Nie odzyskał jej również za kilka dni, ani za tydzień, ani nawet za kilka tygodni. Mijał właśnie miesiąc od wypadku Olafa, a chłopiec wciąż leżał nieprzytomny w szpitalu. Lekarze przeprowadzili szereg specjalistycznych badań, które nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Szczegółowe badanie komputerowe fal mózgowych nie budziło żadnych zastrzeżeń.

Olaf został poddany wielu konsultacjom przez najbardziej znanych lekarzy neurologów, a także innych specjalistów. Bez rezultatu. Lekarze bezradnie rozkładali ręce. Amanda z Damianem za zgodą ordynatora na własną rękę szukali specjalistów, publikowali ogłoszenia w internecie z prośbą o pomoc. Zgłaszało się do nich wiele osób, w tym nawet wróżek i znachorów. Były kadzidełka, różdżki, zaklęcia, oczyszczanie aury, seanse itp. Nic nie skutkowało. Ordynator nie chcąc robić przykrości rodzicom Olafa, godził się na ich pomysły i ich specjalistów pod warunkiem, że nikt bez jego zgody nie poda dziecku żadnych leków, mikstur, maści ani zastrzyków. Amanda przyjęła w sali szpitalnej tylu wróżów i magów, że straciła już wszelką nadzieję na sukces. Beznamiętnie wpatrywała się w kolejnych specjalistów lecznictwa naturalnego stających przy łóżku Olafa i na ich wyczyny. Pilnowała tylko, aby niczego chłopcu nie podawali.

Amanda była w szpitalu codziennie. Swoim salonem kosmetycznym kierowała w większości przez telefon. Mogła sobie na to pozwolić. Damian po kilku dniach wolnego musiał wrócić do pracy. Szef jego działu w fabryce, w której pracował jako operator wózka widłowego, szedł mu na rękę. Umówili się na kolejne dni wolne, gdy syn się już wybudzi. Damian zawsze przed pracą i po pracy pojawiał się w szpitalu przy łóżku Olafa. W dniu dzisiejszym miał drugą zmianę. Całe przedpołudnie spędził wraz z Amandą przy łóżku syna. Sytuacja między nimi nie uległa poprawie. Rozmawiali normalnie, ale wiedział, że dopóki Olaf nie odzyska przytomności, to Amanda podświadomie w dalszym ciągu jego będzie winiła za ten wypadek i zaistniałą sytuację.

— Wierzysz w to, że on się naprawdę wybudzi? — zapytała nagle Amanda.

— Wierzę w to. Naprawdę wierzę.

— A ja coraz bardziej tracę nadzieję i nie wierzę już w szczęśliwe zakończenie.

— Nie mów tak. Nie trać nadziei. Tylko to nam pozostało — odparł Damian, po czym ucałował syna oraz żonę w czoło i wyszedł do pracy.

Amanda po wyjściu Damiana spoglądała na spokojną twarz Olafa. Chłopiec wyglądał, jakby spał. Jego twarz miała naturalne kolory, nie był blady i nie było po nim widać objawów jakiejkolwiek choroby.

Amandę przebudził dźwięk zamykanych drzwi. Zaskoczona dopiero wtedy zorientowała się, że zasnęła. W sali szpitalnej przy drzwiach stał niski mężczyzna w podeszłym wieku. Ubrany był w długie, luźne, brązowe szaty, na głowie miał kaptur. Miał na pewno powyżej 70 lat, spod kaptura wystawała długa siwa broda, jego oczy były skośne i zmrużone. Mężczyzna trzymając złożone ręce na wysokości pasa, ukłonił się nisko w stronę Amandy.

— Dzień dobry — przywitał się starzec.

— Dzień dobry — odparła Amanda. — Kim pan jest?

— Dowiedziałem się, że chłopiec potrzebuje pomocy. Chciałbym go zobaczyć, jeśli pani pozwoli.

— Oczywiście. Proszę tylko niczego mu nie podawać do picia, żadnych zastrzyków, maści i leków. Takie coś musimy skonsultować z ordynatorem.

Mężczyzna z obszernych rękawów wysunął dłonie i pokazał je Amandzie na dowód, że nic w nich nie ma. Podszedł do łóżka i obserwował Olafa.

— Wie pan, było tu już tylu różnych specjalistów, naturopatów i mediów, że straciłam już wszelką nadzieję na jakąkolwiek poprawę.

Starzec zsunął z głowy kaptur, położył dłoń na czole chłopca, a po chwili przyłożył po dwa palce do skroni Olafa. Miał zamknięte oczy, a jego broda rytmicznie się poruszała, jakby się modlił, lub wypowiadał jakieś zaklęcia.

— Wierzy pani w Boga? — zapytał nagle starzec, nadal stojąc nachylony nad chłopcem.

Amanda przeszła pod okno i oparła się o parapet. Stąd też mogła obserwować starca i jego poczynania. Widziała, że nie robił nic podejrzanego, tylko przykładał ręce do głowy Olafa.

— Wierzę — odpowiedziała Amanda. — Nie chodzę jednak do kościoła tak często, jak większość katolików.

Mężczyzna w tym czasie przeszedł na drugą stronę łóżka i powtórzył te same czynności — położył dłoń na czole chłopca, potem przyłożył palce do jego skroni.

Niech czaruje, niech robi, co chce, byle to coś dało — pomyślała Amanda.

Po chwili starzec odszedł na dwa kroki od łóżka, uniósł ręce do góry i znowu jakby się modlił. Następnie złożył ręce na wysokości pasa i nisko ukłonił się w stronę Olafa. Nasunął kaptur na głowę i odwrócił się do Amandy.

— Chłopiec odzyska przytomność — powiedział mężczyzna.

— Wie pan, cały czas mamy taka nadzieję, tak też mówią lekarze, ale nic się nie dzieje. Rozumiem dobę, lub dwie. Dziś mija miesiąc i nic się nie dzieje. Kiedy on się wybudzi?

— Proszę nie tracić nadziei. Nic nie dzieje się bez przyczyny — odrzekł starzec, po czym wyszedł z sali. Amanda przez chwilę stała zdezorientowana. Nie wiedziała, czy ów znachor zakończył już swoje czynności, czy jeszcze tu wróci, bo przecież nic nie powiedział i się nie pożegnał. Amanda rzuciła okiem na syna — chłopiec nadal leżał z zamkniętymi oczami. Zdecydowała, że porozmawia jeszcze ze starcem. Wyszła z sali na korytarz. Mężczyzny nigdzie na korytarzu nie było, nie stał również przy windach.

Dziwne — pomyślała Amanda, po czym wróciła na salę numer 8, gdzie ujrzała Olafa siedzącego na łóżku i patrzącego wprost na nią.

Osiem

Damian parkował właśnie samochód przy fabryce, gdy usłyszał sygnał dzwoniącego telefonu. Melodyjka ze słowami „Jestem zołzą i dobrze mi z tym” ściągnięta z internetu poinformowała go, że dzwoni Amanda. Sięgnął do kieszeni po telefon i odebrał połączenie.

— Hej, co tam?

— Obudził się! Obudził! Przed chwilą! Sama w to nie potrafię uwierzyć! Możesz przyjechać? — krzyczała do telefonu Amanda.

— Bogu dzięki! Hura! Tak bardzo się cieszę! Jeszcze nie wszedłem na zakład, pogadam z szefem i zaraz wracam do was! Kocham cię! — uradował się Damian.

— Ja ciebie… — Amanda na chwilę zamilkła. — Przyjedź szybko!

Damian usłyszał dźwięk przerwanego połączenia, więc szybko wybrał numer szefa i poprosił o kilka dni wolnego. Szef bez problemu się zgodził wstępnie na trzy dni. Damian uszczęśliwiony pędził do szpitala. Po wejściu na oddział szpitalny, na którym umieszczony był Olaf, Damian dostrzegł zamieszanie w pobliżu sali numer osiem. Pielęgniarki biegały tam i z powrotem, kilku lekarzy stało na korytarzu i gdzieś dzwonili. Damian wszedł do sali, gdzie było kilkunastu lekarzy i przyglądali się Olafowi. Świecili mu latarką w kształcie długopisu prosto w źrenice. Chłopiec uśmiechnął się na widok ojca, ale dalej spokojnie poddawał się czynnościom lekarzy. Damian podszedł do stojącej z boku Amandy, która ku jego zaskoczeniu rzuciła mu się na szyję. Stali przytuleni do siebie, a Damian w myślach dziękował Bogu za ten cud. Wierzył, że Olaf się wybudzi, ale miał też obawy i czarne myśli, z którymi ciągle walczył. Najważniejsze, że się udało.

Lekarze poprosili Damiana i Amandę o wyjście na korytarz celem przeprowadzenia kilku badań. Rodzice ucałowali syna w głowę i wyszli na korytarz. Damian wypytywał Amandę o wszystko, a ona opowiadała mu o wizycie starca, jego zachowaniu i o tym, co mówił. Damian był zaskoczony i rozmyślał o tym, co zaszło i czy wizyta starca miała coś wspólnego z odzyskaniem przytomności przez Olafa, czy był to tylko zbieg okoliczności.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
Bezpłatnie
drukowana A5
za 25.35

Pobierz bezpłatnie