Dotknij mnie
Prolog:
Było cicho. Zbyt cicho jak na miejsce, które pulsowało milionami pragnień ukrytych za zamkniętymi drzwiami.
Lena wsunęła klucz magnetyczny do zamka. Światło w korytarzu mignęło, otwierając przed nią przestrzeń, która pachniała luksusem, świeżością… i jego obecnością.
— Punktualna. To dobrze. — głos był niski, pewny siebie, lekko chropowaty. Stał w cieniu, oparty o marmurową ścianę, jakby był częścią tej przestrzeni. Jakby wszystko tutaj należało do niego. Może faktycznie tak było.
Lena zamarła tylko na sekundę. Jej palce zsunęły się z torebki, jakby to nagłe spotkanie z jego głosem zabrało jej grunt pod nogami.
— Nie wiedziałam, że pan tu będzie.
— A gdybyś wiedziała? — wyszedł z cienia. Miał na sobie garnitur, ale bez krawata. Kołnierzyk lekko rozpięty. Ten jeden szczegół był bardziej erotyczny niż nagie ciało. Wszystko w nim krzyczało: dominacja. Ale nie na pokaz. To była jego natura.
Lena uniosła brew. Nie lubiła, gdy ktoś zaskakiwał ją na własnym terenie.
— Pewnie przyszłabym tak samo. Nie lubię grać w gierki.
— Każdy lubi gierki. Tylko nie każdy się do tego przyznaje.
Podeszła do stolika przy ścianie i rozłożyła projekty. Mimo że starała się być profesjonalna, czuła jego spojrzenie. Jakby przesuwał wzrokiem po jej karku, po krzywiźnie pleców, po tyłku, który akurat dziś opinała sukienka zbyt obcisła na spotkanie służbowe.
— To projekt sypialni. — powiedziała, nie patrząc na niego. — Minimalizm, dużo światła. Przestrzeń, która nie potrzebuje niczego więcej niż ciała.
— Brzmi jak zachęta.
Teraz spojrzała. Prosto w jego oczy.
— To tylko praca.
— To zawsze „tylko praca”… dopóki nie znajdziesz się z kimś w łóżku.
Zamilkli. Tylko oddech. Tylko napięcie. Tylko obietnica czegoś, co miało nadejść. On zrobił krok w jej stronę, powoli, bez pośpiechu. Jak drapieżnik, który wie, że zdobycz i tak nie ucieknie.
— Chcesz, żebym cię dotknął, Leno?
Odpowiedziała mu cisza. I to, że nie cofnęła się ani o krok.
📖 Rozdział 1 — Projekt pragnienia
Lena lubiła porządek. Biała kawa, precyzyjnie wyprasowana koszula, zapięcie w bransoletce dokładnie o ósmej czterdzieści. Nie przepadała za niespodziankami — w jej życiu było ich aż za dużo. Zwłaszcza tych, które rozpieprzały wszystko od środka.
Gdy weszła do nowoczesnego biura przy ulicy Wroniej, wiedziała, że coś jest nie tak. Kobieta w recepcji uniosła wzrok znad ekranu i uśmiechnęła się z dziwnym błyskiem w oczach.
— Pan Aleks już czeka.
— Aleks? — zapytała, zbita z tropu.
— Właściciel. — Uśmiech poszerzył się. — Chce, żeby omawiała pani projekt bezpośrednio z nim.
Lena zacisnęła szczękę. Miała dziś spotkać się z kierownikiem inwestycji, nie z właścicielem apartamentowca. Cholera. Nie lubiła takich niespodzianek.
Weszła do sali konferencyjnej i… zamarła.
Stał przy panoramicznym oknie. Wysoki. Szerokie ramiona. Czarne spodnie, ciemnoszara koszula, rękawy podwinięte do łokci. W dłoni kieliszek czerwonego wina — w środku dnia. Nie odwrócił się od razu. Jakby wiedział, że patrzy. Jakby to, że nie patrzy, dawało mu władzę.
— Lena… — powiedział nisko, z aksamitną nutą w głosie. — W końcu.
— Nie wiedziałam, że spotkanie zmieniło formułę.
— Nie zmieniło. Po prostu to ja dziś decyduję, z kim się spotykasz.
W końcu spojrzał. I wtedy świat zrobił się cichy. Jakby tylko on istniał. Jego oczy — stalowoszare, chłodne i uważne. Mężczyzna, który był niebezpieczny, ale cholernie pociągający. Taki, który rozbiera cię wzrokiem i robi to bez cienia skruchy.
— Przygotowałam koncepcję wnętrz dla dwóch typów apartamentów. — Lena przeszła do rzeczy, podchodząc do stołu. Jej głos był spokojny, ale serce waliło jak opętane. — Zgodnie z założeniami inwestycji: nowoczesność, przestrzeń, intymność.
Aleks zbliżył się. Stanął zbyt blisko. Czuła jego zapach — coś między tytoniem, skórą a grzechem.
— A w którym apartamencie ty byś się rozebrała?
Lena uniosła wzrok. Zmarszczyła brwi.
— To nieodpowiednie pytanie.
— Ale bardzo konkretne.
— Nie przyszłam tu flirtować.
— A może właśnie po to przyszłaś. Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Przez chwilę patrzyli na siebie — milcząco, intensywnie. Jej ciało zdradzało ją całkowicie. Napięcie w karku, pulsujący splot między udami, oddech, który musiała kontrolować. I on, który wiedział. Czuł to. A jednak nie dotknął. Jeszcze.
— Zamów ze mną wino. — powiedział. — Zasługujesz na coś więcej niż kawę z termosa.
— Nie piję z mężczyznami, których nie znam.
— Zacznijmy więc od tego, że lubię dominować. I nie mówię tylko o decyzjach w projektach.
Lena się nie uśmiechnęła. Ale nie odeszła. Została. I to było gorsze niż uśmiech.
Została, bo coś w niej… już dawno chciało być zdominowane.
📖 Rozdział 2 — Pierdolone granice
Wieczór wpadł do miasta bez zapowiedzi. Czerń przykleiła się do szyb budynków, a światła wyglądały jak grzeszne myśli, które ktoś zapomniał ukryć. Lena stała przy barze w hotelowym lobby, czekając na taksówkę, która nigdy nie przyjechała.
— Zamów jeszcze jedną. Na mój koszt. — usłyszała ten głos. Ten sam, co wcześniej, tylko niższy, ciemniejszy, jakby wypity razem z winem i cynizmem.
Odwróciła się. Aleks. Garnitur już zdjęty. Biała koszula rozpięta u góry. Ręce w kieszeniach. I ten cholerny spokój drapieżnika, który wie, że ofiara go już chce.
— Nie piję z nieznajomymi. — rzuciła ponownie, choć nawet jej własny głos brzmiał słabo.
— To się poznajmy. — Zbliżył się. — Im szybciej, tym lepiej.
Zabrakło jej argumentów. I odwagi, by się cofnąć. Gdy podał jej szkło z czerwonym winem, jego palce dotknęły jej nadgarstka. Płynny, niepotrzebnie zmysłowy gest. Jakby ją dotykał bez dotyku.
— Nie boisz się mnie? — zapytał.
— Może powinnam.
— Powinnaś.
Nie pamiętała drogi do windy. Może to ona wzięła jego za rękę. Może on położył dłoń na jej plecach. Ale drzwi windy zamknęły się i wtedy… nadeszło.
Oparł ją o lustro. Mocno. Brutalnie delikatnie.
— Powiedz mi, że chcesz. — wyszeptał przy jej uchu. — Bo jeśli tego nie powiesz, zatrzymam się.
— Chcę. — padło z jej ust szybciej, niż pomyślała.
To był wybuch.
Jego ręka wsunęła się pod jej spódnicę jak ostrze — szybka, bez pytania. Drugą złapał ją za kark i zmusił, by spojrzała mu w oczy, gdy wsuwał palce między jej uda. Wilgotna. Rozpalona. Gotowa.
— Cipka aż drży. — wymruczał z rozbawieniem. — Taka grzeczna na zewnątrz, a tu… mokra suka.
— Zamknij się. — wysyczała, ale biodra już same poruszały się pod jego dotykiem.
— Chcesz, żebym cię pieprzył w tej windzie?
— Tak.
Zamek spodni. Suwak. Dźwięki, które dźwięczały jak muzyka. Oparł ją mocniej o ścianę, podniósł jedną nogę, rozchylił. Jego kutas był gorący, twardy, pulsujący.
Bez ostrzeżenia wszedł w nią — głęboko. Brutalnie. Ciało Leny wygięło się do tyłu, jęk wyrwał się z gardła, uderzyła plecami o lustro, ale nie przestała. Chciała więcej. Mocniej. Głębiej.
— Pieprz mnie, Aleks… mocno… do końca…
— Tak właśnie lubisz, suko? — jego oddech przyspieszał, jego dłoń zsunęła się na jej gardło. Nie ściskał. Ale wiedziała, że może.
Ruchy były szybkie, ostre, bezlitosne. Jęki, skurcze, drżenie. Orgazm porwał ją jak fala. Zacisnęła palce na jego ramieniu, zęby na jego szyi. On doszedł chwilę później, cicho, z jednym warknięciem, które było bardziej zwierzęce niż ludzkie.
Winda zatrzymała się. Oboje ciężko oddychali. Spoceni. Roztrzęsieni.
— To nie powtórzy się. — szepnęła, poprawiając spódnicę.
— Nie kłam. — odpowiedział, zapinając spodnie. — Ty tego chcesz. Jeszcze mocniej. Jeszcze bardziej. I wiesz co? Ja też.
Drzwi windy się otworzyły.
Ona wyszła pierwsza. Ale jego zapach i jego dłonie nadal były na niej. Pod skórą.
📖 Rozdział 3 — Gra bez zasad
Minęły dwa dni. Tylko dwa pieprzone dni, a Lena nadal czuła, jakby jego dłonie były na niej. Gdy zamykała oczy, przypominała sobie jego palce w sobie, jego język na szyi, jego twardy kutas wbijający się w nią bez litości.
Próbowała się skupić. Projekt na komputerze, kubek kawy, katalog materiałów.
Ale kiedy odebrała wiadomość, wszystko spłonęło.
„Apartament 23. Winda cię poznała, drzwi się otworzą. Bez bielizny.”
Aleks.
Zanim się zorientowała, stała przed windą. Bez majtek. Bez stanika. Pulsowała między nogami, choć jeszcze nic się nie wydarzyło. Ciało zdradzało ją z każdą sekundą.
Drzwi apartamentu otworzyły się same. Czekał na nią, siedząc w fotelu. Bez słowa. Oczy jak ostrze, które przeszywało ją na wskroś. W dłoni — kieliszek koniaku. Na stoliku — coś, czego się nie spodziewała: aksamitna opaska na oczy, czerwony sznurek i czarna, wąska linijka.
— Rozbierz się. — powiedział cicho.
Nie zapytała dlaczego. Nie protestowała.
Po prostu zdjęła sukienkę. Stała przed nim naga, naga w sposób, który nie miał nic wspólnego z nagością ciała. Naga z kontroli. Naga z zasad.
Podszedł do niej i zawiązał jej oczy. Czerń pochłonęła świat. Zostały tylko jego ręce. I dźwięki.
— Nie będziesz wiedziała, kiedy cię dotknę.
— Nie będziesz wiedziała, czym.
— Ale masz nie przestawać stać. Nawet jak zaczniesz drżeć.
Najpierw był chłód metalu. Coś cienkiego, zimnego musnęło jej brodawki. Potem coś ciepłego — jego język. Zassał ją mocno, a potem ugryzł, nie za mocno, ale do bólu, który wcale nie bolał.
Linijka.
Cmok.
Plask.
Jęk wyrwał się z jej gardła, gdy uderzył ją pierwszy raz. W pośladek. Potem w drugi. Potem niżej. Pieczenie było niesamowicie podniecające.
— Lubisz to.
— Nie zaprzeczaj. Twoja cipka aż ocieka.
Wsunął w nią dwa palce. Bez trudu. Potem trzy. Wbił się do samego końca, poruszając nimi z surową precyzją. Wtedy druga ręka zacisnęła się na jej gardle. Znowu.
— Chcesz, żebym cię udusił, kiedy będziesz dochodzić?
Odpowiedziała tylko błaganiem w oddechu.
I wtedy poczuła go. Twardy. Potężny. Wchodzący w nią od tyłu z impetem, który prawie złamał jej kręgosłup. Jęknęła głośno. Przesuwał się w niej jak kara i nagroda. Trzymał ją za włosy. Za szyję. Za duszę.
Pieprzył ją jak coś, co należy do niego. I tylko do niego.
— Masz nie dochodzić, dopóki nie pozwolę. — wysyczał.
— Ale ja… ja nie mogę…
Plask. Dłoń na tyłku. Na udzie. Na karku.
— Jeszcze nie.
Ciało błagało. Ona błagała. Ale on nie przestawał. Trzymał ją tak blisko krawędzi, że umysł się rozdzielił. Tylko oddech. Tylko ruchy. Tylko pieprzenie. Surowe. Prawdziwe.
— Teraz. — warknął w jej ucho.
Eksplodowała. Krzyczała. Orgazm rozsadził ją od środka. Wtedy dopiero poczuła jego sper*ę wewnątrz siebie, gorącą i brutalną. Trzymał ją, gdy jej nogi się ugięły. Oddychał ciężko przy jej karku. Całował ją… delikatnie. Zaskakująco.
Zsunął opaskę.
Spojrzała na niego. Na oczy, w których nadal był ogień.
— To tylko początek, Lena.
— Jestem uzależniony. Od ciebie. Od tej dziwki, którą chowasz pod sukienką.
Nie zaprzeczyła. Już nie musiała.
📖 Rozdział 4 — Ryzyko smakuje inaczej
To miał być zwykły wieczór.
Kolacja w restauracji na ostatnim piętrze wieżowca. Widok na miasto, lśniące kieliszki, białe obrusy. Lena wyglądała jak sen — satynowa sukienka, brak bielizny (oczywiście, na jego rozkaz), czerwone usta i napięcie w spojrzeniu.
Aleks założył tylko jedno: że dziś nie będzie litości.
Zamówili wino. Ona nie potrafiła się skupić. Jego noga pod stołem dotykała jej łydki, potem uda. Gdy przesunął palcem po jej wnętrzu kolana i podciągnął sukienkę o kilka centymetrów wyżej — wiedziała już, co się wydarzy.
Pochylił się do niej, jakby mówił o jedzeniu.
— Wstań.
— Idź do toalety.
— Nie zamykaj drzwi.
— Będę za minutę.
Oczy Leny błysnęły. Ciało odpowiedziało wcześniej niż rozum. Gdy przekraczała próg łazienki, serce waliło jej jak młot. Drzwi uchylone. Lustra. Dźwięki z restauracji ledwo słyszalne.
I wtedy on wszedł.
Nie powiedział ani słowa. Zamknął ją między sobą a ścianą, jedną ręką chwycił za kark, drugą zadarł sukienkę do góry. Gdy klęknął przed nią i rozsunął jej uda, jęk uderzył o kafelki.
— Cipka aż pulsuje. — mruknął. — Wystawiona. Otwarta. Gotowa na moją twarz.
Wsunął język głęboko. Zassał łechtaczkę jak zemstę. Palce rozchyliły ją mocniej. Jadł ją, jakby był głodny. Lizał, aż zaczęła drżeć. Ale kiedy chciała dojść — odsunął się.
— Nie teraz. Jeszcze nie. Odwróć się.
Zrobiła to. Obnażona, oparta o blat. Sukienka zawinięta. Pozycja wulgarna. Aleks wbił się w nią od tyłu jednym ostrym ruchem. Tak głęboko, że krzyknęła. Znów złapał ją za gardło. W lustrze widziała jego oczy. Drapieżnik. Opętany.
— Lubisz być brana jak suka?
— Tak… więcej… nie przestawaj…
Uderzenia bioder o jej tyłek były brutalne. Głośne. Niebezpieczne. Wiedzieli, że ktoś może wejść. Że może usłyszeć. Ale to tylko podkręcało tempo.
Aleks splunął na nią. Prosto między pośladki. Rozsmarował ślinę i wsunął palec w jej drugą dziurkę. Lena zamarła.
— Jeszcze nie teraz. Ale niedługo. Rozepnę cię. I wezmę wszędzie.
Kiedy w końcu pozwolił jej dojść, przytrzymał ją za kark i pieprzył mocniej niż kiedykolwiek. Orgazm rozerwał ją w środku. W tym samym czasie on wtłoczył w nią całego siebie i spuścił się głęboko, ciężko oddychając. Pot spływał po ich ciałach.
Przy lustrze. W półmroku. Z otwartymi drzwiami.
Ryzyko smakowało inaczej.
📖 Rozdział 5 — Posiadanie
Poranek był pozornie spokojny. Delikatne światło wlewało się do sypialni, otulając białe prześcieradła. Lena leżała naga, z policzkiem wtulonym w chłodną poduszkę. Jeszcze czuła między udami ślady po nocy.
Aleks siedział obok niej na łóżku, ubrany, ale z tym samym spojrzeniem: właściciela. Z cienkim uśmiechem podał jej czarne pudełko, eleganckie jak prezent z butików, w których kupowała perfumy.
— Otwórz.
W środku znajdowała się czerwona obroża z czarnej skóry, metalowe kółeczko z przodu. Obok: jedwabny knebel i cienki, wibrujący plug analny w odcieniu różowego złota.
Lena przełknęła ślinę. Powoli. Bez słów.
— Dzisiaj wieczorem. W moim apartamencie.
— Założysz to. Wszystko.
— I uklękniesz przy drzwiach. Bez słowa. Czekając.
Patrzył jej prosto w oczy, jakby sprawdzał, czy się cofnie. Ale ona nie miała już odwrotu.
— —
Wieczór.
Była naga, poza obrożą i plugiem, który wypełniał ją ciasno i wyzywająco. Kolana bolały od marmuru, kark piekł od napięcia. Ale nie ruszyła się.
Drzwi otworzyły się dopiero po dziesięciu minutach.
Aleks wszedł bez słowa. Zamknął drzwi. Obszedł ją wolno, jakby oglądał dzieło sztuki. Pogładził jej kark. Potem sięgnął po knebel i zawiązał go jej na ustach.
— Cisza. Tylko posłuszeństwo.
Złapał ją za włosy i pociągnął, zmuszając do stania. Zaprowadził do sypialni. Tam, przy suficie — zawieszone skórzane paski. Przy łóżku — krzyż do przypięcia rąk. Lustra. Ciemność i połysk.
— Dzisiaj nie jesteś kobietą. Jesteś zabawką.
— Nie pytasz. Nie negocjujesz. Wchłaniasz.
Rozłożył jej nogi szeroko. Przykuł nadgarstki do pasów. Stała w rozkroku, wystawiona. Ruchy ograniczone. Cipka otwarta. Plug nadal głęboko w niej.
Wziął z szuflady cienki pejcz. Zrobił testowy świst w powietrzu.
— Każde uderzenie to za coś.
— Za to, że myślałaś, że masz władzę.
— Za to, że się wahałaś.
— Za to, że mnie doprowadzasz do granic.
I uderzył. Najpierw raz. Potem drugi. Ciało drżało, ale jej oczy były rozpalone. Nie płakała. Pieprzona bogini ognia.
Potem przeszedł do dotyku — językiem, palcami, głębiej. Zsunął plug. Na jego miejsce wbił się bez litości. Jej jęk stłumił knebel, ale ciało odpowiadało jakby płonęło.
Wbił się do końca. Poruszał się w niej powoli, każde pchnięcie miało wagę. W pewnym momencie odpiął ją z pasów, położył na łóżku na brzuchu, uniósł biodra i wszedł z powrotem — od tyłu, brutalnie, dziko. Chwycił ją za kark i zaczął pieprzyć bez opamiętania.
Jego jęk był niski, chrapliwy.
— Teraz jesteś moja.
— Nie tylko ciałem. Ale myślą.
— Kiedy robisz kawę, kiedy jedziesz autem, kiedy się śmiejesz — myślisz o tym, jak cię biorę.
Gdy doszli razem, cały świat się zatrzymał. Upadli na łóżko, zlani potem, oddechami i tym dziwnym, mrocznym zrozumieniem, że to już nie tylko gra.
To było posiadanie.
📖 Rozdział 6 — Przekroczyłaś granicę
Lena czekała. Ubrana w czarne body z siateczki, rozcięte po bokach, bez niczego pod spodem. Nogi skrzyżowane, kieliszek wina, spojrzenie spokojne. Jakby nic się nie wydarzyło.
Ale coś się wydarzyło.
Odebrał wiadomość godzinę wcześniej:
> „Dziś ty nie decydujesz. Przyjedź. Albo nie.”
I przyjechał.
Wszedł do apartamentu, zamknął drzwi i spojrzał na nią z dystansem. Nie podszedł od razu. Obserwował. Analizował.
— Próbujesz przejąć ster? — spytał cicho.
— Może. — odparła, upijając łyk wina. — Może chcę, żebyś dziś zasłużył.
Cisza między nimi napięła się jak lina. Nie uśmiechnął się. Nie powiedział nic więcej. Po prostu ruszył w jej stronę. Gwałtownie. Pociągnął kieliszek z jej dłoni, rzucił go na podłogę. Rozbił się o ścianę.
— Przekroczyłaś granicę. — wysyczał.
Chwycił ją za włosy i powalił na sofę. Nie delikatnie. Z brutalnością, która pieściła coś dzikiego w niej.
Rozdarł body jednym ruchem. Palce wślizgnęły się między jej uda. Była mokra.
— Suka. Myślałaś, że to ty dziś rządzisz?
Nie czekał na odpowiedź. Przycisnął jej twarz do sofy i wszedł w nią tak mocno, że zabrakło jej tchu. Zaczęła jęczeć — głośno, bezwstydnie. Chciała tego. Każdej sekundy.
— Jesteś tylko mięsem, które biorę, kiedy chcę.
— Zabawą. Dziwką.
Wyjął z kieszeni opaskę i knebel. Zawiązał jej oczy. Wsunął gumowy pasek między jej wargi, związał z tyłu głowy.
— Nie potrzebuję twojej zgody. Tylko twojego ciała.
Pieprzył ją na brzuchu, potem odwrócił, rozciągnął szeroko nogi i wbił się jeszcze głębiej. Uderzał dłonią o jej pierś, brzuch, potem o twarz — nie mocno, ale wystarczająco, by ją upokorzyć.