Część pierwsza
Tymoteusz
Denerwowała się. Jutro razem z przyjaciółką miały rozmowę o pracę. Ola o dziesiątej, ona dziesięć minut później. Ubiegały się o stanowisko sekretarki w nowo otwartej firmie budowlano- projektowej. Każda miała inne plany. Ola chciała pracować w dziale geodezji, a Zosia w dziale dekoracji wnętrz. Najchętniej by się upiły, żeby się nie denerwować. No cóż. Nie mogły. Trzeba było zrobić dobre wrażenie. Nie mogły stawić się na rozmowę o pracę, będąc na kacu. Zosia powyrzucała wszystkie ciuchy z szafy. Nie znalazła nic odpowiedniego.
— Olka? — zapukała do drzwi od pokoju przyjaciółki
— Wejdź.
— Rany, Ola. Jak tu wygląda? — zapytała zszokowana bałaganem w pokoju.
— Pomóż mi, nie mam się w co ubrać. Pożyczysz mi jakiś ciuch na jutro?
— No to mamy problem. Ja też nie mam nic odpowiedniego i przyszłam do ciebie prosić dokładnie o to samo.
Popatrzyły po sobie milcząc.
— Zakupy? — zapytała Zosia
— Zakupy! — uradowana Ola zerwała się z łóżka i włożyła pierwsze z brzegu jeansy.
Pół godziny później były już pod galerią handlową. Odwiedzały różne markowe sklepy. Chciały wypaść jak najlepiej. Co by tu ubrać?
Żadna nie wiedziała. Musiały obgadać wszystko i zdecydować się na coś. Ale bez sensu było wracać do domu, więc udały się do knajpki na kawę i ciastko.
— Nie mam pojęcia. Podobała mi się ta mała czarna, ale na rozmowę o pracę raczej nie pasuje. Bardziej na przyjęcia towarzyskie- narzekała Ola.
— Ja już chyba wiem co kupię. Podobała mi się ta sukienka która zaczynała się pod biustem a kończyła w połowie uda. Do tego biała bluzeczka. Elegancko i z klasą. Seksownie a jednocześnie skromnie.
— Daj spokój, Zośka. Chyba założę zwyczajną garsonkę. Ale ze spodniami. Spódnica to do pracy. Na rozmowie bezpieczniej w spodniach.
— Dobra. To idę zapłacić i możemy iść.
Poprosiła o rachunek i zapłaciła za 2 kawy i 2 babeczki. Gdy odchodziła od baru zadzwonił jej telefon. Kiedy szukała go w torebce wpadła na kogoś.
— Prze… — Zamurowało ją gdy spojrzała na kogo wpadła. Był to nieziemsko przystojny mężczyzna. Mógł mieć nie wiele więcej niż 30 lat. Był wysoki. Dobrze ponad 180cm. I oczy. Piękne, duże i zielone oczy. Jak książę z bajki.
— Przepraszam -wyjąkała Zosia.
— Niech pani nie przeprasza- odpowiedział mężczyzna, ale nim cokolwiek dodał, ona już się oddaliła z wielkimi wypiekami na twarzy.
Opowiedziała Oli o cudownym facecie, który sprawił, że serce zabiło jej mocniej.
— Jakaś ty głupia. Dlaczego nie zagadałaś, co??
Ale Zosia nie miała zamiaru odpowiadać. Bez słowa wyszła z restauracji.
Po zakupach, z ubraniami o których rozmawiały i seksownymi czerwonymi szpilkami, zmęczone, ale zadowolone maszerowały do auta. Nagle Ola szturchnęła Zosię.
— Patrz. Co za auto. Jakby było cudownie takim się przejechać- wskazywała na krwisto czerwonego chevroleta w wersji sportowej, który stał obok ich skromnego Opla Astry z 2000 roku.
Nie dało się ukryć, że samochód robił wrażenie. Ale Zosi nie było stać na lepsze auto, a Ola nie miała samochodu wcale.
Kiedy chowały zakupy do bagażnika, ktoś nagle się odezwał. Aż podskoczyły wystraszone.
— Miło mi panią znów zobaczyć
— Śledzi mnie pan? — zapytała Zosia, kiedy zobaczyła, że to mężczyzna z restauracji, na którego wpadła.
— Ależ nie- odpowiedział z rozbawieniem na twarzy.- Po prostu zaparkowałem tutaj. Niby skąd miałem wiedzieć, że to pani auto? Pani pozwoli, że się przedstawię…
— Przepraszam, ale śpieszymy się- przerwała mu Zosia i wsiadła do auta- Wsiadasz czy mam odjechać bez ciebie? — zapytała Oli, która wpatrywała się w nieznajomego z otwartymi ustami.
— Eeeee, och, tak wsiadam- zająknęła się.- Do widzenia panu- powiedziała do mężczyzny i wsiadła zamykając za sobą drzwi.
— Co to miało być, do cholery? — wypaliła Ola kiedy wyjechały z parkingu należącego do galerii handlowej.- To był ten koleś z restauracji, tak? Takie ciacho.
— Czyś ty oszalała? — dodała kiedy były już w domu i Zosia rozpakowywała torby z zakupami u siebie w pokoju.
— Daj spokój, przecież wiesz, że nie chcę się więcej z nikim wiązać. Nie po tym wszystkim-odparła smutno Zosia.
— Tak wiem, ale kobieto. Nie każdy facet musi być dupkiem. A ten na pewno na takiego nie wygląda. Ale spoko. Twoja sprawa.
Wyszła zostawiając Zosię samą.
Zosia, wiele przeszła w sowim życiu. Miała za sobą nieudane małżeństwo. Trafiła na wyjątkowo podłego drania. Obrażał ją, była dla niego nikim. Zwykłą szmatą, którą można było wymieszać z błotem. Nigdy jej nie szanował. A co najgorsza bił ją. Chociaż ona wolała kiedy używał siły. Ten ból mijał. A kiedy słuchała słów typu: „Uważaj suko, jak podskoczysz to cię zabiję”, albo „I to ma być obiad? Trochę wody i makaron?” a kiedy odpowiadała, że to przecież rosół czy pomidorowa, i że przecież on lubi te zupy bo u matki swojej, je to zawsze padało: „Odpierdol się od mojej matki. Ona to porządna kobieta i może gotować co chce. A ty takie kurestwo, powinnaś mi mięsa dać”. Zawsze tak było. Pamiętała, że tylko początki były fajne. Jak ją bronił kiedy ktoś coś złego o niej powiedział albo jakoś krzywo na nią spojrzał. Aż tu nagle wszystko runęło 8 miesięcy po ślubie. Pamięta ten dzień, jakby to było wczoraj. Wstała o ósmej, żeby zrobić mu śniadanie. Chciała być miła, miała dobry humor. Zaniosła mu tosty i sok do pokoju. On spał więc położyła tackę na stoliku przy łóżku. Ale kiedy długo nie wstawał to zabrała to i sama zjadła. Potem obejrzała program w telewizji i zabrała sie za szykowanie obiadu. Chciała zrobić jego ulubione danie. Duszone ziemniaki z koperkiem i jajko sadzone na pół miękko. Była godzina czternasta kiedy nakładała obiad na talerze. Ale on nadal spał. Poszła więc go obudzić, a że nie reagował jakoś specjalnie to zaczęła powoli zsuwać z niego kołdrę. W następnej chwili nawet się nie zorientowała jak dostała w twarz z taką siłą, że upadła. Ale podniosła się, powiedziała: „Obiad na stole” i wyszła z pokoju. Zabrała swój talerz, telefon i zamknęła się w drugim pokoju. Płakała. Wysłała SMS do teściowej: „Łukasz mnie uderzył bo budziłam go na obiad”. Za nim się otrząsnęła z tego szoku była już prawie szesnasta. Zjadła obiad. Zimny już był i nie smakował tak jak smakuje kiedy jest ciepły. Powoli weszła do kuchni. Nie było go, ale talerz pusty stał na stole, więc domyśliła się, że już wstał. Tylko nie słyszała żeby wychodził. Weszła do sypialni. Pościel leżała rozwalona, a jego nie było. Usłyszała jak otwierają się drzwi do kuchni i aż podskoczyła wystraszona. To był on. Spojrzał na nią z obrzydzeniem, przeszedł bokiem obok niej i położył się do łóżka.
— Człowieku jest 16:00.- powiedziała do niego
— I co mnie to obchodzi- odpowiedział z pogardą.- Ja pracuję. Ty siedzisz w domu. Ja mam wolne i idę spać, a ty posprzątaj ten syf. Nie ma gdzie nogi postawić.
— Przecież rano sprzątałam. Jest jak w szpitalu czystko. Pozmywam i już.
— Nie. Posprzątasz jeszcze raz- powiedział, położył sie na bok i przykrył kołdrą.- I umyj kibel bo wyrzygałem twój obiad. Chciałaś mnie otruć i tego pożałujesz. A teraz wyjdź. Drzwi zamykają się z tamtej strony –dodał, a ona wyszła zamykając drzwi.
Zmyła naczynia. Nie poszła do łazienki i nie sprzątała drugi raz. Uznała, że to jest bez sensu. Włączyła telewizor i płakała. Nawet nie wiedziała co leci za program.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Było już po osiemnastej. Zeszła, żeby otworzyć.
To była jej teściowa. Opowiedziała co się wydarzyło. Co Łukasz jej powiedział. Teściowa na nią spojrzała i powiedziała, że sama jest sobie winna. Myślała, że się przesłyszała. Co jest złego w tym, że chciała go obudzić na obiad? Przecież ileż można spać? Powinna już dużo wcześniej iść i go wygonić z łóżka, a mimo to pozwoliła mu spać do obiadu. A on nie tylko ją uderzył, ale zjadł i poszedł to zwymiotować. W czym zawiniła?
Teściowa poszła do jej męża. Obudziła go, bo znów spał. Zosia nie usłyszała wszystkiego co mu mówiła. Zaledwie niektóre zdania. Coś, że ma się opanować bo przyniesie hańbę rodzinie jak przyjedzie policja, co powiedzą ludzie i ma pokazywać ludziom, że to on jest ten dobry, a ona ta zła bo nikt jej potem nie uwierzy jak zechce komuś coś powiedzieć.
Tak też się stało. Zawsze dla ludzi był wspaniały. Udawał cudownego męża. Między ludźmi ją przytulał, obejmował kiedy gdzieś szli. A w domu??? Zamieniał się w tyrana. Wyzywał ją od najgorszych i nie rzadko uderzył za każdy jej nawet najmniejszy błąd w zachowaniu. Sąsiadom kazał ją śledzić. Nie mogła wyjść na spacer bo było mówione, że szła gdzieś w pola do kochanków. Nie mogła wyjść do sąsiedniego miasteczka bo było gadanie, że poszła się upić. A kiedy siedziała w domu też było to powodem do plotek, że przyjmuje kochanków pod dachem swojego męża. Kiedyś poznała kogoś przez internet. Rozmawiali zaledwie kilka razy. Ale pewnego dnia źle się czuła. Zaprosiła go więc do siebie. Nie wiedziała co ją czeka. Dotykał ją. Powiedziała, że jak nie przestanie to zadzwoni na policję. Zabrał ręce. Ale ona nie widziała, że ten zakłada prezerwatywę. Patrzyła w telewizor, nie słysząc go, ani nic w koło. W końcu on chwycił ją za ręce i lekko zsunął z kanapy. Nawet nie zdążyła zareagować. Zgwałcił ją. Kiedy powiedziała to mężowi to zaprowadził ją siłą na policję. Zrobił z niej pośmiewisko. Nikt jej nie uwierzył. NIKT. A kiedy potem przez jakiś czas ktoś ją śledził, jeździł autem tam i z powrotem obserwując ją, to komendant powiedział, że najpierw oskarża biednego chłopaka a teraz ma urojenia. Stało się tak jak przewidziała jej teściowa. Nikt jej nie uwierzył. Ona była ta zła, a on ten dobry. Rodzina nawet była po jego stronie mimo, że nie jeden raz mówiła im o swoich problemach. Powiedzieli, że ich kłamie. To był przełom. Postanowiła odejść. Złożyła pozew o rozwód. Po 4 latach małżeństwa.
Znalazła pracę i pokój do wynajęcia 80 km od wioski, w której z nim mieszkała. Miała wtedy 23 lata.
Teraz zamieszkała znów nie daleko tamtej miejscowości. W dawnym mieszkaniu jej przyjaciółki. Stanęła na nogi. Wróciła do poprzedniego nazwiska.
Szkoda tylko, że miała ślub kościelny. Ale po tym wszystkim miała jedną zasadę:
„Nie wdawaj się w romanse, żeby czasem się potem nie zakochać”.
Teraz zaczynała nowe życie. Miała nadzieję na wymarzoną pracę. Patrzyła na ubranie wiszące na wieszaku. Mimo, że nie należała do szczupłych pań, była pewna, że w tym stroju zrobi wrażenie.
Z resztą to nie jej wygląd miał dać jej pracę, bo nie chciała być modelką. Wystarczyła jej posada sekretarki w dziale dekoracji wnętrz.
Zawsze to lubiła. Mieszkanie, po za pokojem przyjaciółki, umeblowała sama, ściany i w ogóle cały wystrój to jej pomysł. Podobno bardzo ładny.
Nagle z zamyśleń wyrwało ją pukanie do drzwi.
— Mogę? — to była Ola.
— Wejdź.
— Denerwujesz się?
— Ech. Nie, chyba nie.- westchnęła Zosia- Najgorzej będzie przed samą rozmową.
— Drinka?
— Nie, dziękuje. Ale chętnie wypiję jutro. Nie ważne czy z okazji otrzymania pracy, czy wręcz przeciwnie.
— OK. To spoko. Ja idę spać. Zrobiło się późno. Buzi.
Zosia spojrzała na zegar. Nie wierzyła własnym oczom. Była już 23:35.
— O rany. Faktycznie. Dobranoc, Oli.
— Zośka wstawaj! Spóźnimy się! — Ola wpadła do pokoju Zosi bez żadnego uprzedzenia
— Ej!!! A jakbym spała nago to co?
— Nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia, wierz mi. Nie lecę na babki- zaśmiała się Ola.
— Dobra. Która godzina?
— Nie uwierzysz. 9:00.
— Co? O kurna.
Wyskoczyła z łóżka i pobiegła wziąć szybki prysznic. Nie było potem czasu żeby układać włosy, więc je wysuszyła i uczesała w kok z kilkoma luźnymi kosmykami. Pół godziny później obie były zwarte i gotowe. Mimo, że miały dziesięciominutowe odległości czasowe w rozmowach, to postanowiły, że razem pójdą do firmy. Nie jechały samochodem, bo świeciło piękne słoneczko. Powietrze było przyjemne. W nocy musiało padać, bo pachniało majowym deszczem. Szły w milczeniu. Denerwowały się jakby szły na skazanie. A kiedy dotarły na miejsce… Cóż. Budynek nie różnił się niczym od reszty. Zwykły 4-piętrowy budynek.
Kiedy weszły do środka, aż je zamurowało. Parter to wielki hol z recepcją i tablicą informacyjną. Podeszły więc do pani, która się siedziała przy recepcji.
Przedstawiły się i powiedziały w jakiej sprawie przyszły. Dostały identyfikatory i usiadły na krzesłach czekając, aż je poproszą.
W holu na przeciw wejścia były dwie windy a pomiędzy nimi wisiała tablica informacyjna. Taka sama znajdowała się nad recepcją. Znajdowały się na niej informacje o budynku:
Parter- KADRY, ARCHIWUM, BIURO OCHRONY
Piętro 1- GEODEZJA
Piętro 2- BUDOWNICTWO
Piętro 3- PROJEKTOWANIE I URZĄDZANIE OGRODÓW
Piętro 4- PROJEKTOWANIE I DEKORACJA WNĘTRZ
— Wygląda na to, że będziemy miały do siebie daleko- odezwała się w końcu Ola.
— Noooo. A ja już się przyzwyczaiłam, że jesteś ciągle za ścianą.
Zaczęły się śmiać. Ale kiedy zobaczyły, że wybiła godzina 10:00 umilkły. I w tym samym momencie z windy wyszła kobieta. Miała blond włosy, była szczupła i elegancka. Podeszła do recepcji, a w następnej chwili powiedziała do mikrofonu:
— Pani Aleksandra Wolna. Poproszę do recepcji.
Zosia zacisnęła kciuki i lekko kopnęła przyjaciółkę w tyłek na szczęście.
Kiedy Ola poszła z Panią Blond, Zosia zaczęła się piekielnie denerwować. Nie do opisania. A czas ciągnął się całe wieki. Zastanawiała co się może stać.
Czy będzie szła na rozmowę schodami?
A może pojedzie windą? A jeśli winda się zatrzyma bo, np. się zepsuje albo z jakiegoś innego powodu?
— Pani Zofia Myśkiewicz, poproszę do recepcji.
Te słowa dotarły do niej dopiero kiedy została wywołana drugi raz. Spojrzała na zegar. Nie było jeszcze 10:10. Była zaledwie 10:05. Ciekawe o co chodzi? Możliwe, że wołają ją wcześniej.
— Pani Zofio, czy ma pani może jakieś zdjęcia pomieszczeń udekorowanych przez panią? — zapytała recepcjonistka
— Yyyyy, zaraz spojrzę, bo nie jestem pewna.
— Lepiej żeby jednak pani miała. Cokolwiek. Bo inaczej nie dojdzie do rozmowy kwalifikacyjnej.
Zosia zbladła. Myślała, że zemdleje. Ręce jej się trzęsły kiedy przeszukiwała swój smartfon. Przecież robiła zdjęcia i je wysyłała swojej siostrze. Muszą gdzieś być.
— Jest, mam zdjęcia z całego mieszkania, po za pokojem przyjaciółki, która udekorowała sobie pokój sama.
— Bardzo dobrze. W takim razie pójdzie pani z tym panem- i wskazała na mężczyznę, który właśnie do niej podchodził.
— Witam. Nazywam się Mateusz Grodzki. Zastępuję szefa, którego niestety dzisiaj nie ma.
— Zofia Myśkiewicz- podała rękę na przywitanie.
— Mam nadzieję, że ma pani chociaż jedno zdjęcie?
— Tak, mam. I to znacznie więcej.
— Miło mi to słyszeć. Zapraszam.
I poprowadził ją do windy. Mateusz wyglądał na bardzo sympatycznego pana. Mógł mieć około 40 lat. Tak przynajmniej wygląda. Zosia poczuła się nagle bardzo spokojna. Kiedy drzwi windy się otworzyły, ujrzała biurko, za którym nikt nie siedział. Bardzo ją to zdziwiło. A potem dostrzegła długi korytarz który za pewne prowadził do biur szefa i pracowników, którzy pracowali w tym dziale.
Poczekalnia była przestronna. Prosta, elegancka i jednocześnie nowoczesna. Kolory dominujące to czerń i biel. Pomyślała, że dołożyłaby jeszcze trochę czerwieni i kilka obrazów przedstawiających wnętrza mieszkań czy domów. Mateusz poprowadził ją korytarzem (szerokim na około 1,5 metra). Po lewej stronie nie było drzwi. Po prawej po kolei mijali drzwi do gabinetu zastępcy, gabinetu asystenta, aż w końcu ostatnie drzwi to gabinetu szefa. Otworzył je, a ona weszła do środka. Było to dosyć spore pomieszczenie. Eleganckie, z klasą i bardzo nowoczesne.
Przy oknie na wprost wejścia stało ogromne biurko.
Po lewej od wejścia stała kanapa i stolik a po prawej w kącie był barek. Po środku ściany były drzwi. Bardzo ją ciekawiło co za nimi jest. Ściana ta była oszklona, ale zamglona. Nic nie było przez nią widać.
— Proszę usiąść na kanapie- wyrwał ją z zamyślenia Mateusz.
Usiadła. I czekała, kiedy to zastępca szefa przeglądał jej dokumenty.
— Może mi pani pokazać te zdjęcia udekorowanych wnętrz?
— Oczywiście, bardzo proszę- podała telefon z otwartym albumem, w którym znajdowały się zdjęcia jej mieszkania.
— Hmmmmm. Bardzo ciekawe.-A po dłuższej chwili dodał- Podoba mi się pani oryginalność w dekoracjach. Niech mi pani powie, np. Hmmmm. Co by pani zmieniła, np. w naszej poczekalni?
— Dodałabym czerwieni. Jeśli szafka, drzwi i biurko są czarne a ściany białe to krzesła ładnie by wyglądały, gdyby były czerwone. Na ścianach bym powiesiła obrazy. Nie wiele. Zaledwie 2—3 i po jednym w korytarzu pomiędzy gabinetami. Ale nie zwyczajne obrazy. Takie, które będą przedstawiać jakieś wnętrze.
— A w tym gabinecie?
Zaskoczył ją tym pytaniem. Tu jej się podobało wszystko.
— Nic bym nie zmieniła. To gabinet szefa. Powinien tak właśnie wyglądać. Chociaż na tym stoliku postawiłabym wazonik z kwiatkami.
— Dobrze.-powiedział. Wstał, nacisnął jakiś guzik na biurku, a szklana ściana z zamglonej zrobiła się przezroczysta. Ujrzała jakby lustrzane odbicie gabinetu, w którym właśnie siedziała.- To jest dla pani.- powiedział w końcu Mateusz.
Nie była pewna czy dobrze usłyszała.
— Słucham?
— To jest pani gabinet. Jeśli oczywiście przyjmie pani posadę asystentki szefa.
— Ale, ale… -jąkała się zaskoczona- Ale ja składałam dokumenty o posadę sekretarki, więc jakim cudem?
— Tak, to prawda. Wiem o tym. I mam nadzieję, że szef mnie za to nie wyrzuci z pracy. Mam jednak przeczucie, że będzie pani idealną asystentką. A po za tym, jeśli pani odmówi, nie będę mógł nic więcej dla pani zrobić bo przed panią zatrudniłem już sekretarkę. Pani Marta to na prawdę idealna kandydatka na to stanowisko. Z resztą tak jak pani na stanowisko asystentki. To jak? Przyjmuje pani tę posadę?
— Ja… O tak, oczywiście, że tak- odpowiedziała a z radości, aż uściskała Mateusza.
— Witam na pokładzie, Zofio. Mów mi po prostu Mateusz. Nie przejmuj się tym, że mam 50 lat. Ponoć tego nie widać- uśmiechnął się i puścił do niej oko. — W takim razie do zobaczenia w piątek o 9:00.
— Do widzenia, Mateuszu.
Kiedy wychodziła dopiero zauważyła, że na prawo od windy (jak się wychodzi z windy to po prawej stronie), na przeciw biurka sekretarki były drzwi do toalety damskiej, męskiej i drzwi do pomieszczenia komunalnego. Zapewne to tam sekretarka szykuje gościom kawę czy herbatę. Na lewo od windy było wyjście na schody. No nic. Nie zostało jej nic innego, jak wrócić do domu i świętować nową posadę. Weszła do windy i nacisnęła przycisk „PARTER”.
W holu postanowiła udawać, że nie dostała pracy sekretarki. W sumie to tak jest, ale za to ma lepszą pracę niż mogła sobie wyobrazić.
Więc z ponurą miną wyszła z windy. Recepcjonistka poprosiła ją aby zajrzała do Kadr i podpisała umowę. Tak też zrobiła. Włożyła swoją umowę do torebki i wyszła.
Nie widziała nigdzie Olki, więc pomyślała, że koleżanka poszła do domu.
— Witam na pokładzie, pani Myśkiewicz. I do zobaczenia jutro w pracy.- Powiedziała recepcjonistka- Nazywam się Ilona Farna.
— Miło mi poznać. Do zobaczenia.
Kiedy wychodziła wpadła na Olę.
— Hej. Poszłam kupić szampana. Mam tę robotę. Wiesz jak się cieszę. Będę sekretarką. Jupiiiiiiiii- podskakiwała z radości Ola.- A co z tobą? Nie cieszysz się?
— Nie dostałaś pracy? Nie będziesz sekretarką? — Dodała już z powagą, kiedy zobaczyła minę przyjaciółki.
— Nie będę sekretarką, Oli. Nie dostałam tej roboty- powiedziała ponuro.
— Oj, Zosieńko. Tak mi przykro. To niesprawiedliwe. Miałaś lepsze kwalifikacje ode mnie.
I w tej chwili na twarz Zosi wyskoczył promienny uśmiech i łzy szczęścia popłynęły jej z oczu.
— Zośka, o co chodzi? — spytała zaskoczona Ola.
— Nie dostałam pracy sekretarki. Zostałam asystentką szefa, ha ha ha.
— Poważnie? O jejuńku, ale super.
I w podskokach wracały do domu. Ola zaczynała pracę w poniedziałek, ale Zosia już na drugi dzień. Nie mogła sobie pozwolić na alkohol.
— Obiecuję ci, Oli, że oblejemy to w sobotę. Dzisiaj jedynie po lampce szampana. Muszę być gotowa do pracy na jutro.
— Szkoda, ale ja tam wypije resztę z tej cudownie zimnej butelki. Kurcze, zaczynamy nowe życie. Za nową pracę.
— Za nową pracę i lepsze życie.-Powiedziała Zosia i stuknęły sie kieliszkami.
Po błogim lenistwie i objadaniu sie chipsami poszły wziąć prysznic i do łóżek. Zosia leżała i nie mogła zasnąć. Była zaskoczona tym co wydarzyło się tego dnia. Była ciekawa co ją czeka w nowej pracy. Zasnęła, nawet nie wiedziała kiedy. Ale kiedy wstała rano, była 6:15. Do pracy szła na 9:00. Miała nie całe 3 godziny.
Wstała więc, wzięła prysznic i zrobiła sobie śniadanie. Ola jeszcze spała i nie chciała jej budzić. Kiedy wychodziła już do pracy, z pokoju wyszła jej przyjaciółka.
— Hej, a ty dokąd. A kopniak na szczęście?
— Jasne- lekko się wypięła.-No to pa.
Kiedy doszła do firmy była za kwadrans dziewiąta. Przywitała się z Iloną recepcjonistką i podążyła do windy. W biurze przywitała ją pustka.
Zapukała do gabinetu Mateusza, ale go nie było. Poszła więc do swojego gabinetu i rozejrzała się. Nie mogła uwierzyć, że to jest jej świat i jej praca.
Na biurku stał nowiuśki laptop. Usiadła w fotelu i zauważyła kopertę ze swoim imieniem. Otworzyła i przeczytała:
„Pani Zofio. Ten laptop od dziś należy do Pani. Bedzie Pani przy nim pracowała. Ma wgrane odpowiednie programy, więc zaoszczędzi sobie Pani trudu instalacji tego co trzeba.
Pierwszym Pani zadaniem jest… wystrojenie swojego gabinetu. Ma puste białe ściany, więc ma Pani wolną rękę. Proszę się przyłożyć do tego. O 12:00 wybierze się Pani z Mateuszem na zakupy, aby zaopatrzyć się we wszystko co będzie potrzebne w przygotowaniu gabinetu pod Pani projekt. Przy biurku na szafce, zapewne Pani zauważyła stoi drukarka. (Ma ona również funkcję skan i ksero). Kiedy skończy Pani projekt, proszę go wydrukować dwukrotnie. Jeden projekt weźmie Pani na zakupy, a drugi proszę w teczce, którą znajdzie Pani w swoim biurku po lewej stronie, zostawi Pani u mnie na biurku. Zobaczymy się kiedy Pani będzie z powrotem.
Tymoteusz Kocur
„OAZA””
— Co??? Jak ja mam w 3 godziny zrobić projekt?
Od razu wzięła się do pracy. Zrobiła zdjęcie każdej ściany. Tej szklanej również, gdyż zauważyła, że ona nie ma biurka z guzikiem, który zamgli ścianę. A przecież też chciała trochę prywatności i nie być pod stałą obserwacją szefa. Za pomocą kabla USB wgrała zdjęcia do laptopa. Potem za pomocą odpowiedniego programu zabrała się za projekt. Narożnik ściany przy wejściu, czyli kącik dla gości postanowiła, że będzie w kolorze fioletu.
Pomyślała o tapecie gładniej ale w dwóch odcieniach. Jasny szary z ciemnym szarym. Paski przyklejane na zmianę raz jeden, raz drugi. Od drzwi wejściowych do miejsca, w którym będzie kończyć się narożnikowa kanapa. Ale nie ta czarna, która jest teraz. Inna, kremowa. Szklany stolik przy niej. Barek zmieniła na kolor drzewa sosnowego.
Nad nim umieściła obraz fioletowej orchidei. Nad drzwiami wejściowymi umieściła zegar. Zwykły okrągły zegar. Na suficie wzdłuż szklanej ściany umocowała długi karnisz na pilota, do której przypięta była długa kotara w nierówne kremowo-fioletowe paski. Kotara miała się zasłaniać od strony barku i okna, aż do środka czyli miejsca, w którym znajdowały się drzwi do gabinetu szefa. Nad oknem nie zmieniła nic ale za to biurko, jak i szafki również miały kolor drzewa sosnowego. Na biurku postawiła fioletowego storczyka i lampkę z mocnym światłem do pracy, gdy zrobi się już późno. Na suficie były halogeny, które można było rozjaśniać i przyciemniać jak tylko się chciało, więc nic nie zmieniła.
Podłoga miała kremowe płytki więc też tak zostawiła.
Przyjrzała się swojemu projektowi i stwierdziła, że nie jest to jakiś idealny projekt na nagrodę albo coś w tym stylu. Ale jest jej. To ma być jej kąt.
I może się nie spodobać.
Ale trudno. Dostała wolną rękę. Wydrukowała dwa razy projekt. Wyciągnęła teczkę z szafki.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
— Proszę wejść.
— Gotowa?
To był Mateusz. Zdziwiło ją, że tak szybko, ale kiedy spojrzała na zegarek i doznała szoku. Była 12:15.
— Tak, tylko zostawię to na biurku szefa- pokazała na teczkę i zaniosła do gabinetu obok. Swój projekt włożyła do drugiej teczki, zabrała torebkę i razem z Mateuszem wyszli.
— Jutro masz się uszykować i szef przyjedzie po ciebie o 20:00-powiedział, kiedy już jechali windą na dół.
— Jak to?
— Pojedziesz z szefem na imprezę firmową. Myślę, że szef zadba również o to, żebyś miała się w co ubrać.
— Ale przecież się nie widzieliśmy. Nie rozumiem.
— Szef widział ciebie z nagrania z monitoringu. Miał spotkanie od rana a teraz jest gdzieś w sklepie i kupuje dla ciebie sukienkę i buty.
— Nie wierzę.
Milczeli długo. Chodzili od sklepu do sklepu robiąc zakupy. Płacili i dzwonili do firmowego kierowcy gdzie ma jechać i co odbierać. Zosia czuła się potwornie głodna, bo dzień zleciał nawet nie wiedziała kiedy. Kupili wszystko co było potrzeba. Już nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła dekorować swój gabinet.
— Czas chyba w końcu coś zjeść. Nie wiem jak ty, Zofio, ale ja jestem potwornie głodny- powiedział Mateusz.
— O tak. Chętnie coś zjem.
— Dobrze. Jest 17:30. Zleciało nam trochę. Szczerze mówiąc. Podoba mi się twój pomysł. Zamówiłem też dzisiaj, za nim po ciebie przyszedłem, 3 obrazy do poczekalni. W takim stylu, jakim wczoraj radziłaś. Myślę, że ci się spodobają.
Zjedli w najlepszej restauracji w okolicy. A potem Mateusz odwiózł ją do domu.
— Padam z nóg- powiedziała, wchodząc do swojej sypialni.
— No fakt. Siedząc na tyłku nogi strasznie się męczą- odpowiedziała kpiąco Ola.
— Weź mnie, Olka nie denerwuj. Do południa siedziałam i robiłam projekt własnego gabinetu, a potem przez 5,5 godziny chodziłam z zastępcą szefa po sklepach robiąc zakupy do zrealizowania projektu. Później zjedliśmy razem w restauracji i przywiózł mnie do domu.
— O WOW!. To żeś miała dzień.
— No a to nie wszystko. Jutro o 20:00 mam być gotowa, bo szef po mnie przyjedzie i mam z nim jechać na jakąś imprezę służbową.
— Żartujesz???
— Niestety nie.
— Aaaaa, Zośka. Ktoś przywiózł ci paczkę jakąś godzinę temu. Leży w salonie na kanapie.
Przebrana już w dres poszła zobaczyć co to za paczka. Był to fioletowy karton w storczyki. Otworzyła i zobaczyła kopertę. Otworzyła ją i przeczytała:
„Pani Zofio.
Oto Pani strój na jutro. Bardzo przepraszam, że nie mogliśmy się spotkać i osobiście porozmawiać, ale obiecuję to wynagrodzić. Jeszcze będzie mnie miała Pani dosyć.
Tymoteusz Kocur
„OAZA””
Zosia była zdumiona. Wyciągnęła z kartonu długą czarną suknię na cieniutkich ramiączkach. Była lekko rozkloszowana co dawało jej piękny lekki jak wiatr wygląd. Do tego był szal na ramiona. Sukienka robiła piorunujące wrażenie. I buty. Piękne sandałki na nie wysokiej szpilce.
— I jak wyglądam? — zapytała Oli, okręcając się, gotowa do wyjścia
— Olśniewająco.
— Olśniewająco? Tak to bym wyglądała jak bym ważyła 50 góra 55 kilo, a nie ponad 70.
— Wierz mi, Zośka. Wyglądasz bosko. Ta sukienka idealnie pokrywa twoje krągłości. Jakby szyta na ciebie. Wyglądasz idealnie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Nigdy nie była tak zestresowana. Wreszcie pozna swojego szefa. Była ciekawa tego mężczyzny. Czy jest przystojny? Młody? Starszy? Szczupły czy przy kości? Miły czy surowy? Dręczyło ją wiele pytań. Ale jednego była pewna. Była mu bardzo wdzięczna i zrobi wszystko, żeby mu się przypodobać. Zabrała torebkę i podeszła do drzwi. Otworzyła i… Zobaczyła mężczyznę około 40 może 45 lat. Ubrany w elegancki garnitur. W uchu miał słuchawkę.
— Pani Myśkiewicz? Pan Kocur czeka na panią.-powiedział mężczyzna.
— Oczywiście. A pan to…?
— Artur. Szofer pana Tymoteusza.
— A, no tak. W takim razie niech pan prowadzi, Arturze.-Powiedziała a potem okręciła się i zawołała do przyjaciółki- Pa Oli. Nie czekaj na mnie z kolacją.
Zamknęła drzwi i poszła u boku Artura.
Przy wyjściu zobaczyła stojącą czarną limuzynę. Zaparło jej dech w piersiach. W sumie to się tego spodziewała, ale mimo to i tak była pod wrażeniem. Auto miało przyciemnione szyby. Nie było widać kto siedzi w środku i co robi. Kiedy szofer otworzył jej drzwi ujrzała piękne wnętrze. Siedzenia z kremowej skóry, kątem oka ujrzała barek, ale tylko tyle. W aucie było ciemno, a jedyne światło jakie padało do środka to te z latarni. Uniosła lekko sukienkę i wsiadła. W tym samym momencie drzwi auta się zatrzasnęły. Była sama, albo tak jej się przynajmniej wydawało. Chociaż z drugiej strony czuła jakby ją ktoś obserwował. Samochód ruszył. Wpatrywała się w okno w zamyśleniu.
— Miło mi cię znowu widzieć, Sofi
Te słowa ją tak wystraszyły, że aż podskoczyła i krzyknęła.
— Jak to znowu? Kto tu jest?
I wtedy zapaliły się jasne światełka wokół dachu auta. Ujrzała na przeciw siebie mężczyznę. Nie ziemsko przystojnego. Uderzająco podobnego do Orlando Blooma w „Piratach z Karaibów”. Długie czarne włosy i urocza bródka. Serce zabiło jej mocniej. Widziała już tego mężczyznę. To było zaledwie kilka dni temu. W restauracji w galerii handlowej. Wpadła na niego. A potem na parkingu oskarżyła go, ze ją śledzi. Gdyby nie fakt, że auto nie jechało wcale tak wolno. Fakt. Gdyby w ogóle nie jechało, to natychmiast by z niego wysiadła.
— To pan? — spytała zdumiona
— Tak. Tymoteusz Kocur. Miło mi.
— Ale… ale jak…?
— Powiem tak. Byłem cholernie zły na Mateusza, kiedy mi powiedział, że zatrudnił nie tylko sekretarkę ale i asystenta.
— Dlaczego?
— Dlaczego? Jestem szefem. Wybór mojej asystentki należy do mnie. A on mi powiedział, że zatrudnił asystenta. Myślałem, że szlag mnie trafi. Powiedział mi, że mam się nie denerwować. On mi wszystko wyjaśni. A ja i tak byłem wściekły. Pokazał mi zdjęcia jakie pani przedstawiła. Byłem pod wrażeniem. Nie ukrywam. Stwierdziłem, że musi być zdolny ten mój asystent. Ale i tak miałem odesłać go do domu pozbywając pracy już na drugi dzień. Czyli wczoraj.
— To dlaczego pan tego nie zrobił?
— Ponieważ Mateusz nie powiedział mi, że mój ASYSTENT to kobieta. Gdyby powiedział „asystentka” to co innego. Asystentka musi czasami brać udział w najróżniejszych imprezach firmowych, jako moja partnerka. A z mężczyzną byłoby to niemożliwe. Na imprezy chodzą pary lub idzie się solo, jeśli nie ma się asystentki. Więc kazałem Mateuszowi iść do siebie i napisać pismo tak, aby ten „mężczyzna” nie był za bardzo urażony. A sam chciałem wyjść z biura i się zrelaksować. Na prawdę byłem wściekły. A kiedy wychodziłem, Ilona mi pogratulowała zdolnej asystentki. Podziękowałem, ale to co powiedziała dotarło do mnie jak już wyszedłem z budynku. Wróciłem i poprosiłem, aby powiedziała to jeszcze raz. A kiedy to zrobiła, to prawie pobiegłem to biura ochrony i kazałem im pokazać nagranie z kamer z holu i 4 piętra od godziny 10:00. Kiedy panią zobaczyłem… hmmm… pomijając to co pomyślałem. Pobiegłem do windy, wjechałem na górę, kazałem Mateuszowi pieprzyć te papierzyska i poprosiłem do gabinetu. Dałem instrukcje, co ma zrobić, a sam napisałem kartkę i zostawiłem na pani biurku. Nie mogłem sam osobiście z panią porozmawiać bo pani przychodziła do pracy na 9:00, a ja o 8:00 miałem ważne spotkanie. Kiedy przyszedłem to sekretarka powiedziała, że wyszła pani z Mateuszem jakieś 5 minut wcześniej.
— Rozumiem. Muszę pana przeprosić za swoje zachowanie wtedy w galerii. Przykro mi bardzo.
— A mnie nie.
Spojrzała na niego zdumiona.
— No tak, to było nawet zabawne- odpowiedział na jej milczenie.
— Panie Kocur, dojeżdżamy- usłyszeli z głośnika, którego ona nie widziała.
— Oczywiście Arturze, dziękuję.
Przez chwile panowała cisza.
— Musi pani udawać moją dziewczynę- wypalił nagle Tymoteusz.
— Co?
— To jest pani zadanie na dziś. Powiedzieli mi, że mam zapomnieć o nowych udziałach, jeśli nie będę miał dziewczyny. Zapewniłem ich, że mam dziewczynę.
— A ma pan?
— Nie. I nigdy nie miałem.
Spojrzała na niego zdumiona. „Ciekawe czy sypia w ogóle z kobietami? A może woli facetów?” Pomyślała.
— Żeby była jasność. Nie jestem gejem i nigdy jeszcze nie spałem z kobietą, ani tym bardziej mężczyzną- dodał widząc jej minę.
— Dlaczego mi to pan mówi?
— Bo za minutę wyjdziemy z tego auta i będziemy najszczęśliwszą i najbardziej zakochaną parą pod słońcem. Znamy się od roku. Jesteśmy razem od pół roku, ale rzadko sie widywaliśmy bo mieszkałaś daleko. Teraz mieszkasz w mieście i jesteś moją asystentką. Czyli taka naciągana prawda.
— Żadnego obmacywania, całowania ani nic z tych rzeczy, jasne?
— Postaram się. Ale za rękę będziemy się trzymać. Ewentualnie obejmę panią w talii, kiedy będziemy z kimś rozmawiać. Zgoda?
— Zgoda.
— W takim razie. Jestem Tymek.
— Zosia.
Weszli do ogromnej sali. Stał tam bardzo długi stół przy oknach sięgających prawie od podłogi po sam sufit. Znajdowało się tam również wyjście na taras, a za nim zejście które prowadziło dalej, po za zasięg wzroku. Na przeciw wejścia był podest z muzykami. Między ludźmi chodziły kelnerki z tacą i szampanem, winem i czego tylko dusza zapragnie.
— Tymoteusz, brachu. Jak dobrze cię widzieć- w ich stronę szedł mężczyzna podobny do Tymoteusza ale z blond włosami- Kimże jest ta urocza dama? — zapytał mężczyzna całując dłoń Zosi.
— To jest moja dziewczyna, Zosia.- odpowiedział z surowością Tymoteusz- Sofi, to jest mój brat, Tomasz.
— Miło mi cię poznać, bratowo.
— Mnie również- powiedziała niepewnie Zosia.
Ta sytuacja w ogóle jest jakaś dziwna. Bracia rozmawiali ze sobą, ale było można wyczuć, że nie za bardzo się lubią. W ogóle ta cała sytuacja jej się nie podobała.
Kto to widział takie rzeczy. Ludzie pomyślą, że dostała tę posadę bo sypiała z szefem. Jak się później okazało to wcale nikt tak nie myślał. Gdyby wiedziała, że ma udawać dziewczynę szefa albo, że jej szefem jest mężczyzna z galerii, to w życiu by nie poszła na tę rozmowę. Chociaż może pracą by się tak nie martwiła.
Po prostu trzymałaby go na dystans. A tu musiała udawać. Zwiałaby najchętniej do domu. I to już teraz. A potem dostrzegła kogoś kątem oka. Dosłownie przez ułamek sekundy. Ale szybko wyrzuciła go z myśli. Przecież co on by robił na takim eleganckim przyjęciu. Nie, nie. Musiało jej się zdawać.
— Zosiu- usłyszała jakby z oddali- Zosiu? Wszystko w porządku?
Oprzytomniała nagle.
— Tak, przepraszam. Zamyśliłam się.
— Zosiu, to mój przyjaciel, Rafał. To przez niego musiałem cię tu ściągnąć. Nie chciał uwierzyć, że jesteśmy razem.
— Ach tak.- I wtedy nagle, sama siebie zaskoczyła. Dała mu małego buziaka w kącik ust- Tak mi przykro kochanie. Myślałam, że przyjaciele sobie ufają i wierzą na słowo.-Powiedziała z udawana troską, po czym podała rękę Rafałowi- Zofia. Miło mi.
Oboje wpatrywali się w nią, jakby była duchem. Tymoteusz, jak się domyślała, dlatego, że go cmoknęła. Ale dlaczego Rafał?
— Mnie również miło cię poznać, Zosiu. -powiedział w końcu Rafał.- Nie chciałem sprzedać swoich udziałów Tymkowi, bo mu nie wierzyłem. I szczerze? Nadal jest mi trudno uwierzyć w to co widzę…
— Czyżby? — spytała.- A teraz wierzysz? — okręciła się przodem do Tymka i przycisnęła jego usta do swoich. Nawet lekko musnęła je językiem. Serce zaczęło jej walić jak młotem. Nie wiedziała dlaczego, więc tłumaczyła to sobie stresem.
— No dobra. Wierze wam. Już dobra, dobra. To miejsce publiczne. Już go tak nie całuj.
— Trudno się oprzeć- niewinnie stwierdziła Zosia.
— Chodźmy do stołu. Wygląda na to, że zaraz zacznie się kolacja- odezwał sie Tymek, kiedy wyszedł z szoku.
Ruszyli w kierunku stołu. Tymek poprowadził Zosie w miejsce blisko wyjścia na taras. Kiedy odsuwał jej krzesło, szepnął jej do ucha:
— Podobało mi się to co zrobiłaś, skarbie- i cmoknął ją lekko za uchem.
Na stole było bardzo dużo pyszności. Łosoś, faszerowane papryki, schab ze śliwką, którego szczerze nie cierpiała. Były też krewetki i różnego rodzaju mięsa. Były też potrawy, których nigdy nie widziała i raczej nie chciała tego próbować. Do kolacji było wino białe wytrawne. Dostrzegła, że Tomek, brat Tymka, uważnie jej sie przygląda. Poczuła się skrępowana. Wiele osób na nią spoglądało ukradkiem. A ten jego wzrok był niczym magnes a ona lodówką. W sumie to z taką tuszą mogłaby bez problemu udawać jakąś lodówkę czy szafę. Każdy był pochłonięty rozmową. Tylko ona patrzyła w talerz, zerkając raz po raz na gości siedzących przy stole. Czuła też na sobie wzrok Tymoteusza. Starała się na niego nie patrzeć. Ale nie zawsze jej się to udawało. A kiedy ich wzrok się połączył, czuła ciepło ogarniające jej ciało. W końcu nie wytrzymała.
— Musimy pogadać- rozejrzała sie na około- Na osobności.
— Jak sobie życzysz, skarbie.
Podał jej rękę, a kiedy wstała poprowadził na taras. Stanął blisko niej. Nie na tyle, żeby dotykać się ciałami, ale na tyle by mógł trzymać jej ręce blisko siebie.
— O czym chciałaś porozmawiać, Myszko?
— Dobra, tu nikogo nie ma. Nie musimy udawać.
— Czyżby? To sama zobacz- i wskazał głową na wnętrze budynku.
Rafał, Tomek i jeszcze kilku nieznanych jej osób wpatrywało się w nich bardzo uważnie. Jakby czekali na ciekawe widowisko w postaci gorącego seksu.
— Rozumiem- uśmiechnęła się. I właśnie w taki sposób zamierzała z nim rozmawiać, jednocześnie trzymając go na dystans. Ale w jego oczach zobaczyła… pożądanie. Niemożliwe. Na pewno jej się wydawało. Za dużo tych przywidzeń.
— Więc słucham.
— Nie podoba mi się to, szefie.
— Tutaj nie jestem twoim szefem.
— Dobrze, w takim razie. Proszę pana.
— Zosiu. Daj spokój.
Przysunął się do niej bardzo blisko. Tak blisko, że niemal ich ciała się dotykały.
— Dobrze. Więc wprost. Źle się tu czuję. Każdy na mnie patrzy jakbym była kosmitką.
Pochylił się tak, że teraz czuła jego oddech. Po karku przeszył ją dreszcz. Szepnął jej do ucha:
— Bo jesteś jedyna, z jaką mnie widziano i z jaką byłem. Jesteś piękna.
— Bez przesa…
Przerwał jej pocałunkiem. Przyciągnął ją do siebie. Poczuła na brzuchu jego erekcję. Zatopiona w marzeniach oddała pocałunek. Zmienił się on w wygłodniały i gorący. Włożyła palce w jego włosy i przyciągała go do siebie. Zatracili się w sobie.
— Yhmm, yhmm.
Oderwali się od siebie jak oparzeni. To Tomek.
— Gołąbeczki, muszę wam przerwać tę zabawę, ale wszyscy się na was gapią- pokazał na wnętrze. Miał racje. Oczy wszystkich gości się w nich wpatrywały.- A po za tym zaraz podadzą deser- dodał i wszedł do środka.
— Cóż to był za cudowny wieczór, Zosiu- powiedział Tymek, kiedy już siedzieli w limuzynie i wracali do domu.
— Może i tak, ale wydarzyło się coś, co nie powinno się wydarzyć.
— Co masz na myśli?
— Ty wiesz co mam na myśli.
— Dobrze. Wiem. Mówmy sobie po imieniu. Będziemy razem pracować.
— Zgoda. Jestem zmęczona. Do domu daleko. Nie wiem jak dotrwam.
Usiadł obok niej. Objął ją ręką a ona oparła mu głowę o ramię.
— Podobasz mi się Zosiu.- powiedział, ale nie dostał odpowiedzi. Ona już spała. Myślał o tym jak jest piękna, jak bardzo chciałby ją uszczęśliwiać. A to jak go całowała. Miał ochotę ją wziąć i posiąść. Chrzanić zasady. One są po to, żeby je łamać. Ale nie mógł tego zrobić. Nie teraz. Za wcześnie. Obiecał sobie, że będzie jego. A jak nie? Co wtedy? Wtedy będzie sam do końca życia. Czuł, że to ona jest mu pisana.
Ona? Śniła. Miała piękny sen. Byli w wielkim pokoju, w którym było tylko łóżko. Byli razem. Całował ją, dotykał, sprawiał, że chciała więcej i więcej. Jak dotykał jej kobiecości, jak ona masowała jego męskość. A kiedy w nią wszedł, rozpłynęła się jak kulka śniegu pod wpływem ciepła. Kochali się długo, namiętnie. A po wszystkim jej powiedział: „Sofi, jesteśmy w domu”. Nagle się obudziła:
— Sofi. Zosiu. Obudź się, jesteśmy w domu.
Otworzyła oczy. Leżała Tymkowi na kolanach, przykryta kocem. „Skąd do licha wziął koc?” pomyślała. A on wpatrywał się w nią z błyskiem w oczach.
— O czym śniłaś?
— O niczym.
— No nie wiem.
— O czym ty mówisz?
— O tym: „Och, Tymek. Och, tak. Och, och.”
— Idź do diabła- i wysiadła z auta- Dobranoc- dodała już na zewnątrz i zamknęła drzwi za sobą.
— Opowiadaj. Jak było? — zapytała Ola kiedy Zosia ledwo zamknęła drzwi za sobą.
— O, cześć. Też się cieszę, że cię widzę.
— No opowiadaj. Proszę.
— Dobra. W życiu nie zgadniesz kto jest moim szefem.
— Kto?
— Tymoteusz Kocur.
— I?
— Olka. To ten gość z galerii.
— Żartujesz? Tym bardziej będę nalegać na to, żebyś mi o wszystkim opowiedziała.
— A co tu opowiadać. Nic się nie działo. Tylko żeśmy się parę razy całowali i to wszystko. Nuda jak flaki z olejem.
— Że co??? — zapytała Ola z wielkim zdziwieniem. Szok był tak widoczny na jej twarzy, że Zosia zdecydowała jej o wszystkim opowiedzieć. Łącznie ze snem i z tym co powiedział jak ją obudził.
— Wiesz jak się czułam? Myślałam, że się zapadnę pod ziemię.
— Daj spokój. Ale jazda. Szkoda, że ja nie mam takiego szefa.
— Masz.
— Jak to?
— Tomasz. Przecież to brat Tymka. I szef twojego działu, jednocześnie współwłaściciel firmy.
— O raju, świat jest piękny- i zaczęła tańczyć swój taniec radości.
— Kto to jest do cholery o tej porze- mamrotała Ola, wstając z łóżka o 7 rano i podchodząc do drzwi dodała- jest niedziela, ludzie chcą spać. Ja pierdziele ostatni dzień kiedy można się wyspać i… — zamilkła bo po otwarciu drzwi jej oczom ukazał się wielki bukiet słoneczników i innych nieznanych jej kwiatów w wielkim koszu.
Wniosła go do salonu, spojrzała na małą kopertę doczepioną do bukietu i przeczytała: „ZOSIA”
— Zośka! Wyłaź z łóżka, do ciebie.
— O tej porze? Rany, jest niedziela.
Założyła szlafrok i poczłapała do salonu. Wyglądała okropnie. Włosy jej sterczały na wszystkie strony jak od uderzenia pioruna, makijaż jej się rozmazał bo była za bardzo zmęczona, żeby go zmyć. Kiedy stanęła w wejściu do salonu zatrzymała się tak gwałtownie, że Ola, która szła za nią wpadła na jej plecy. Od razu oprzytomniała.
— Od kogo to? — spytała Zosia
— Nie wiem. Stały na progu.
Podeszła do bukietu i otworzyła liścik
„Droga Zosiu.
Dziękuję ci za cudowny wieczór. Dzisiaj jestem umówiony z Rafałem. Oby wszystko poszło zgodnie z planem. Jesteś cudowna. Po naszych pocałunkach nie umiem myśleć o niczym innym.
Tymoteusz Kocur”
Patrzyła w liścik i uśmiechała się do siebie. Czuła motyle w brzuchu. Ale nie dopuszczała do siebie myśli, że ten człowiek może coś dla niej znaczyć. A mimo to, dlaczego chciała już, aby ta niedziela się skończyła? Dlaczego tak bardzo chciała już iść do pracy i znowu go zobaczyć?
— Bez sensu teraz już się kłaść. Idę pod prysznic- powiedziała do Oli, która stała z założonymi rękami, tupiąc nogą i czekając na jakieś wyjaśnienia- No co? To od Tymka. Masz przeczytaj- i podała jej karteczkę.
— Ale ty masz szczęście, dziewczyno. Jak odrzucisz tego faceta uznam, że jest z tobą coś nie tak- powiedziała Ola, kiedy Zosia stanęła w progu salonu.
— Proszę cię, Olka. Nie drąż tego tematu.
— Nie! Pasujecie do siebie.
— Tak, bardzo. Ja wieloryb a on mały dorsz.
— Przesadzasz. Zośka, leci na ciebie najprzystojniejszy facet na ziemi.
— Wydaje mu się tylko. Ocknij się. Zobacz jak ja wyglądam. Z niewiadomych przyczyn nie mogę schudnąć. I ty myślisz, że na takiego klopsa może lecieć ktokolwiek? Nie, no może, oczywiście, że może. Desperat, którego żadna nie chce. A i taki zainteresuję się tylko na jedną noc.
— Zosiu…
— Nie przerywaj mi. Myślisz, że Tymek mi się nie podoba? Ależ jasne, że podoba. Jest cudowny. Jest słodki, czuły. Czuję się przy nim bezpieczna i pełnowartościowa. Nogi mi miękły, kiedy mnie całował. Nie potrafię myśleć o niczym innym. Po jednym wieczorze z nim mam sny erotyczne, z nim w roli głównej. Czuję mrowienie w całym ciele kiedy mnie dotyka.
— To w czym problem?
— W czym? Jestem gruba, jestem rozwódką. I boję się. Przede wszystkim cholernie się boję, że mnie skrzywdzi, że mu się znudzę, że ucieknie kiedy zobaczy mnie nagą. Tego się boję, Oli. Łukasz zniszczył mi życie. Sprawił, że jedyne czego chcę to być samą do końca życia i nie cierpieć z powodu faceta.
Popłakała się. Tak czuła. Pamięta słowa swojego byłego męża kiedy jej powtarzał, że nie jest nic warta, że nikt jej nie zechce, że bez niego zdechnie jak wesz pod płotem. I ten jego szyderczy śmiech. Nie mogła tego się pozbyć z własnej głowy. Zwłaszcza teraz, kiedy tu wróciła. Myślała, że czuję się na siłach a tak na prawdę okazało się, że jest słaba.
— Tak mi przykro Zosiu- przyjaciółka przytuliła ją.
— Spróbuję.- powiedziała w końcu Zosia, kiedy już przestała płakać.
— Czego spróbujesz?
— Spróbuję żyć normalnie. Nie wiem co z tego będzie. Będę na razie trzymać Tymka na dystans. Muszę sie najpierw upewnić, że jest tak, jak mówi. Potem zobaczymy.
W poniedziałek miała już lepszy nastrój. Wyszła z domu wcześniej razem z Olą. Sekretarki musiały być w pracy co najmniej 20 minut przed resztą pracowników, którzy przychodzili na 9:00.
— Ale się denerwuję- pisnęła Ola, kiedy dochodziły do budynku.
— Spokojnie. Wszystko ci wytłumaczą.
— No wiem, ale ty masz za sobą pierwszy dzień pracy, wieczór na imprezie firmowej, całowanie z szefem i…
— Przestań.
— I udawanie jego dziewczyny, w skutek czego o 7 rano dostarczono ogromny bukiet kwiatów, który stoi w salonie, bo nie mieści ci się w sypialni.
— Mieści, ale do salonu bardziej pasuje ten rodzaj kwiatów.
Weszły do firmy. Przywitały się z Iloną i poszły do windy.
— To kolejny kopniak na szczęście- powiedziała Zosia i lekko kopnęła przyjaciółkę. Zaraz potem winda się zatrzymała i przyjaciółka wyszła.
Nie wiedząc czemu, nagle Zosi ścisnął się żołądek. Ale kiedy winda zatrzymała sie na 4 piętrze, myślała, że jej się przewidziało. Na ścianie wisiały zdjęcia. Duże zdjęcia. A co lepsze to były jej zdjęcia, z jej mieszkania.
— Dzień dobry, pani Myśkiewicz- odezwała sie sekretarka.
— Dzień dobry Marto. Mów mi, proszę, Zosia. Głupio tak, żebyśmy mówiły sobie na pani będąc praktycznie w równym wieku.
— W porządku, Zosiu.
— Tak lepiej.
Już chciała wejść do siebie, kiedy z gabinetu obok wyszedł Mateusz.
— I jak Zosiu minął sobotni wieczór? Słyszałem, że świetnie się spisałaś jako dziewczyna szefa. Myślę, że z efektami twojego działania podzieli się z tobą szef. A teraz wejdź Zosiu, proszę i powiedz jak ci się podoba.
Otworzyła drzwi do własnego gabinetu. Zaparło jej dech w piersiach. Było dokładnie tak jak na projekcie. Wszystko idealnie. W jej stylu. Tak jak to sobie wyobrażała.
— Kiedy?
— W sobotę. Zobacz. Tu przy drzwiach to kółko to włącznik światła. Jak się przyjrzysz to zobaczysz, że brzegi kółka to takie jakby pokrętło a środek to włącznik. Kiedy naciśniesz na środek zapalą się światła. A przesuwając palec po zewnętrznym kółku w prawo lub lewo rozjaśniasz lub przyciemniasz światła według uznania. Na biurku masz takie samo. Ale to nie wszystko. Zobacz.- podszedł do jej biurka i usiadł na fotelu. Z pod blatu wysunął płytkę, na której były dwa przesuwające się przyciski.
— O tych przyciskach szef nic nie wie. Domyśliłem się, że to po to, że będziesz chciała mieć trochę prywatności. Przesuwając te przyciski, będziesz mogła zasłonić lub odsłonić zasłony, nie wstając od biurka.
— Dziękuję, właśnie o to mi chodziło. Ale jak to działa? Nie widzę żadnych kabelków.
— To czujniki.
— Super.
— Więc, czy życzy sobie pani zasłonić kotary, pani Myśkiewicz?
— Ależ na razie dziękuję.- Uradowana, aż przytuliła się do Mateusza.
— Dobrze, już dobrze. Wspaniała dziewczyno. Należy ci się.- Powiedział i już miał wyjść kiedy dodał- Jeśli mam być szczery to nie byłem pewien czy ten projekt jest dobry, mimo, że mi się podobał. Ale kiedy tu wszedłem po zakończeniu prac byłem pod wielkim wrażeniem.
— Dziękuję.
Stała w oknie. Wpatrywała się na ulicę i jadące auta. Cieszyła się z tego co miała. Na biurku leżała teczka. Podejrzewała, że to jej zadanie na dziś.
Musiała się zabrać do pracy. Usiadła w fotelu i otworzyła teczkę. Najpierw przeczytała karteczkę napisaną własnoręcznie przez szefa:
„To są zdjęcia salonu jednego apartamentu. Jest dość sporych rozmiarów i łączy się z kuchnią. To jedyne Twoje zadanie na dziś. Zeskanuj zdjęcia i zrób projekt.
Tymoteusz”
Obejrzała zdjęcia. Stwierdziła, że to salon jakiegoś bogacza. Bardzo przestrzenny. Pierwsze co pomyślała to nowoczesny kominek. Nie taki prawdziwy na drewno, ale taki elektryczny. Na sufit powiesiłaby piękne kryształowe żyrandole. Dwa w zupełności by wystarczyły. I oddzieliłaby salon od kuchni. Postawiła by ścianę a na środku niej wejście do kuchni. Duże z łukiem i wmontowanymi niby-filarami. Już wiedziała co zrobi. Miała genialny pomysł. A wszystko w barwach brązu i beżu z odrobiną bieli. Odpaliła komputer. Laptop stał na biurku, ale był też komputer. Stwierdziła, że na laptopie będzie pracować w domu lub jak gdzieś się będzie wybierać. Ale tu, w biurze, na komputerze. W końcu jest bardziej pojemny. Wstała od biurka i ponownie wpatrywała się w ruch uliczny, teraz już znacznie większy, niż jeszcze zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Nagle jej ciało przeszył dreszcz. Wiedziała czyja to zasługa. Szklana ściana była przezroczysta, więc najwyraźniej Tymoteusz przyszedł do biura. Poczuła jak ją obejmuje w talii. Przysunął się bardzo blisko niej, musnął ją lekko za uchem:
— Cześć, Sofi.
— Cześć, szefie.
Okręcił ją bardzo szybko przodem do siebie.
— Stęskniłem się za tobą.
— Czyżby?
— Bardzo. Kwiaty się podobały?
— Tak, stoją w salonie. Każdy kto mnie odwiedzi może je podziwiać.
— Cieszę się.
Patrzyli sobie w oczy. Ich oddechy były przyspieszone, Zosia czuła jak serce wali jej jak młot. Chciała, żeby ją pocałował. Chciała tego, pragnęła.
Boże, miała go trzymać na dystans, a tym czasem daje mu być może złudne nadzieje. Musi się opamiętać. Musi. Ale co z tego, kiedy jego twarz jest tak blisko niej. Co z tego jak jego usta są tak blisko, że oddychają tym samym powietrzem. I stało się. Nie odsunęła się, więc musiało tak być. Przysunął swoje usta do jej i całował tak, jakby miał je zaraz stracić raz na zawsze. I kto wie. Być może straci. Jeśli się nie odważy zaryzykować i być szczęśliwą. Chociaż jeden dzień. Objęła go. Oddała pocałunek.
— Przepraszam bardzo, ale co was widzę to wy jesteście w objęciach i się całujecie. Moglibyście sie powstrzymać chociaż w biurze- To był Tomek.
— Witaj braciszku- powiedział Tymek, lecz nadal nie puszczając z objęć Zosi.-A może byś tak zapukał?
— Pukałem do twojego biura, ale nie odpowiadałeś, a sekretarka powiedziała, że przyszedłeś. No więc otworzyłem i co widzę? Jak mój braciszek całuje się ze swoją asystentką.
— To jest moja dziewczyna. Kocham ją, więc dlaczego mielibyśmy sobie nie okazywać uczuć?
— Bo jesteśmy w pracy, matołku- powiedział Tomek i spojrzał na Zosię- A ty go kochasz?
— A nie widać? — odpowiedziała
— To nie jest odpowiedź. Kochasz go czy nie?
— Ja… No… Tak, kocham. I to bardzo. Gdybym go nie kochała to bym z nim nie była.- spojrzała Tymkowi w oczy i uśmiechnęła sie zalotnie. Potem pocałowała.
Dokładnie tak jak w sobotę na przyjęciu.
— Dobra. Myślałem, że gracie. Że to na przyjęciu, to tylko taka szopka, żeby zdobyć udziały Rafała. Ale tutaj nikt nie mógł was zobaczyć, a mimo to zobaczyłem to samo co tamtego wieczoru.
— Czego chcesz? — Zapytał Tymek
— Musimy bracie pogadać.
— Dobra- Spojrzał na Zosię i dodał- Porozmawiamy później, kochanie- pocałował ją ostatni raz i wyszedł z bratem do swojego biura.
Wpatrywała się w to, co działo się za szybą. Niestety nic nie słyszała, ale założyłaby się, że się kłócą. Wtedy Tomek spojrzał na nią, uśmiechnął się i przycisnął guzik na biurku Tymka, po czym szklana ściana zaszła mgłą. Wzięła się więc do pracy. Zeskanowała zdjęcia. I zaczęła projekt.
Skupiała się na tym co robi. Miała już ponad połowę kiedy odezwał się głos z jej telefonu.
— Masz gościa, Zosiu.
— Kto to?
— Mówi, że Ola.
— Niech wejdzie.
— Dobrze, już ją proszę.
Zosia wysunęła z pod biurka płytkę z przyciskami i przesunęła je ku sobie, a kotary na szklanej ścianie zasunęły się całkowicie. W tej samej chwili do środka weszła Ola:
— O rajuśku, Zośka. Ale fajnie.
— No, mój projekt. Zrealizowali go w sobotę. Wyobrażasz to sobie?
— Nie.
— Co cię do mnie sprowadza?
— Jak oficjalnie. Zośka jest po 11. Mamy godzinną przerwę.
— Już?
W tej chwili drzwi za kotarą się otworzyły i zobaczyły głowę Tymka.
— Chciałem cię zabrać na obiad, ale jak masz gościa to spoko. Zjem coś w biurze.- A potem odezwał się do Oli- Miło mi cię poznać, Olu. Jak ci się podoba praca pod rządzą mojego brata?
— Dziękuję, proszę pana. Bardzo dobrze.
— Cieszę się. Zosiu, jak już rozstaniecie się z przyjaciółką, chcę żebyś do mnie przyszła. Miałem ważny telefon. Musimy to omówić.- Powiedział, puścił jej buziaka i wszedł do siebie, zamykając za sobą drzwi.
— On wygląda jakby się w tobie zakochał po same uszy, Zośka
— Nie prawda.
— Dziewczyno, jak on na ciebie patrzy. Nikt nigdy tak nie patrzył ani na mnie, ani na ciebie.
— Znowu to zrobiliśmy, Oli. I znowu to poczułam. Nie widziałam jak wszedł. Ale czułam mrowienie na całym ciele. Nie chcę się zakochać. To za szybko. Takie rzeczy się nie zdarzają. Ludzie się nie zakochują po kilku godzinach spędzonych razem i kilku pocałunkach.
— Zosiu, zdarzają się. Bywa tak, że zakochasz się w kimś od pierwszego spojrzenia. Ja w to wierzę. Wiem, że tak jest.-powiedziała Ola i spojrzała na swoje ręce, które nerwowo pocierała.
— Olka, co ty mi chcesz powiedzieć?
— Zakochałam się. Zobaczyłam faceta i wszystko inne przestało istnieć. Tak jakbyśmy na świecie byli tylko ja i on. Myślałam, że on mi się śni, że zasnęłam przy pracy, ale nie. Podszedł do mnie, przywitał się i spojrzał mi w oczy tak, jakbym była ze złota.
— To super. A kto to jest?
— Tomasz Kocur. Mój szef.
Rozmowa tak je pochłonęła, że nie zauważyła kiedy zleciał czas i przerwa dobiegła końca. Pożegnały się i każda wróciła do swoich zajęć.
Zosia przypomniała sobie, że Tymek chciał, żeby do niego zajrzała. Mówił, że to ważne. Odsłoniła kotary. Ściana była przezroczysta. Siedział przy biurku i czytał jakieś dokumenty. Przekręciła fotel tak, że mogła się w niego wpatrywać. Był piękny. Cudownie przystojny. Być może żywił do niej poważne uczucia, jak zauważyła Ola. A ona wzbraniała sie przed tym, żeby poczuć to samo. Nie mogła poradzić nic na to, że się bała angażować.
Nie wiedziała jak długo się w niego tak wpatruje, ale musiała wstać i iść do niego. Czuła w kościach, że znów ją pocałuje. Podeszła do drzwi, zapukała i lekko je odchyliła:
— Mogę?
— Wejdź.
— Cóż to za ważne sprawa?
— W piątek mamy ważne spotkanie o 15:30. Musimy być ja, ty i Mateusz. Od jutra musimy się ostro wziąć za robotę. Chodzi o wielki projekt. Jeśli to wypali, to co najmniej przez miesiąc nasza trójka będzie miała co robić.
— Rozumiem. Mateusz wie?
— Tak, poinformowałem go. Na pół godziny przed końcem pracy spotkamy się w auli, żeby omówić szczegóły. Dlatego do tego czasu musisz skończyć projekt.
— Nie zostało mi wiele. Tylko drobne wykończenia i będzie gotowe.
— Szybko. Praca z tobą to czysta przyjemność.
— I nawzajem, szefie.
Tymek wstał, okrążył biurko i podszedł do niej.
— Usiądźmy na kanapie, proszę.
Podeszli, usiadł i ją pociągnął tak, że usiadła mu na kolana.
— Jestem ciężka. To nie jest dobry pomysł, żebym siedziała ci na kolanach.
— Mnie to nie przeszkadza, skarbie.
Gładził ją po włosach, po plecach. Patrzył na nią z miłością. Nie wierzyła w to co widzi. A jednak, nie myliła się. Wygląda na to, że jej szef zakochał się w niej. A ona bała się, że będzie czuła to samo do niego. O ile już tego nie czuje.
— Podobał ci się widok? — zapytał.
— Nie rozumiem.
— Patrzyłaś na mnie. Dobre 20 minut wpatrywałaś się we mnie jak w obrazek. Podobało ci się to, co widziałaś?
— Skąd wiesz?
— Ja wiem wszystko.
— Nie prawda, nie wiesz co czuję w tej chwili i co myślę.
— Wiem, Sofi. Myślałaś o tym co do ciebie czuję i zastanawiałaś się nad tym, co czujesz do mnie.
— Ale jakim cudem?
— Widziałem to w twoich oczach.
Nie mogła nad sobą zapanować. Wsunęła ręce w jego włosy i pocałowała go tak mocno, że zatraciła się w tym pocałunku i mogłaby tak tkwić na zawsze.
Zaczął rozpinać jej bluzkę. Całował jej szyję. Zamknęła oczy z tego cudownego niebiańskiego uniesienia. Ale kiedy dotarł ustami do jej piersi, zerwała się na nogi, zapięła bluzkę i wyszła do swojego biura. Zasunęła kotary. Przez chwilę jeszcze wpatrywała się przed siebie. Przetarła łzy, które napłynęły jej do oczu. „Czego się boisz, idiotko? Przecież czujesz to co on. A on nie jest tamtym. Daj mu szansę” pomyślała. Wzięła sie do pracy. Skończyła na czas. Wydrukowała projekt, poskładała przed i po, włożyła do teczki. A potem wstała i poszła do auli.
Omawiali plan działania. Zdecydowali, że będą razem pracować w auli codziennie od 12 aż do 17. Kiedy już mieli wychodzić, Tymoteusz powiedział:
— Mateuszu, możesz iść do domu. Zosiu, chciałbym, żebyś jeszcze chwilkę zaczekała.
Kiedy Mateusz pożegnał się z szefem i Zosią, Tymoteusz powiedział:
— Dlaczego uciekłaś?
— Nie wiem.
— Czego nie wiesz? — Patrzył na nią jakby chciał przewiercić ją wzrokiem.-A wiesz co mi zrobiłaś?
— Nie wiem.
— Zraniłaś mnie. Najpierw mnie całujesz jakby nikt i nic innego się dla ciebie nie liczyło. Pozwalasz się pieścić, a kiedy chcę pocałować twoją pierś wybiegasz jak oparzona.
— Wstydziłam się- odpowiedziała ze spuszczonym wzrokiem.
— Czego? Miałaś stanik. Nie widziałem nic, co on zakrywa.
— Wiem, ale…
— Zosiu, pragnę cię. Wiem, że to wiesz. Dlaczego mnie odpychasz? Wiem, że też tego chcesz?
— Skąd to możesz wiedzieć?
— Bo widzę, do cholery. Nie jestem ślepy.
— Boże, Tymoteuszu, to jest skomplikowane.
— To mi wytłumacz.
— Innym razem. Muszę wracać do pracy.
— Dzisiaj masz wolne. Wracaj do domu. Musisz odpocząć, bo czeka nas trudny tydzień- powiedział, podszedł do niej i lekko ją pocałował.- Jak skończyłaś projekt, to zostaw mi na biurku.
— Oczywiście. Do zobaczenia.
— Do zobaczenia, skarbie.
Po drodze do domu, Zosia zrobiła zakupy. Miała ochotę na lasagnę. Weszła do mieszkania, zostawiła zakupy w korytarzu, przebrała się w leginsy i luźną długą bluzkę na krótki rękaw. Wzięła torby, włączyła swoją ulubioną muzykę i zaczęła tańczyć szykując swoje ulubione danie.
No, może jedno z ulubionych. Kiedy już lasagne znalazła się w piekarniku, okręciła się i… zamarła. Ktoś był w mieszkaniu. Na stole w salonie stał fioletowy storczyk. Przysięgłaby, że nie było tego kiedy wróciła do domu. Wybiegła na korytarz i podeszła do drzwi. Były zamknięte ale nie na klucz. Wyszła na zewnątrz ale nie widziała nikogo znajomego. Przez ułamek sekundy już któryś raz tego dnia wydawało jej się, że widzi swojego byłego męża. Ale dlatego, ze trwało to ułamek sekundy stwierdziła, że ma paranoje, i że to ma związek z tym, ze wróciła na stare śmieci. Weszła do domu i od razu skierowała sie do salonu. Pod kwiatem leżała koperta. Pomyślała, ze to od Tymka, bo kto by inny. I wcale się nie myliła.
„Kochana moja
Chciałem ci zostawić kwiat na progu i po prostu odejść. Ale usłyszałem muzykę i wszedłem
do środka. Stałem chwilę w wejściu do salonu, a potem usiadłem przy stole i napisałem kilka tych
słów. To jak tańczyłaś było radością dla mych oczy i duszy. To było jak lekarstwo na
zmartwienia. Ale kiedy zobaczyłem, że zaczynasz wykładać lasagne do naczynia musiałem się
streszczać. W tej chwili kończę pisać bo sięgasz po ser. Mało romantyczny tekst.
Jesteś piękna, Sofi.
Tymoteusz”
Myślała, że źle widzi. Musiał wyjść w momencie, w którym wkładała obiad do piekarnika. Jakim cudem zniknął tak szybko?
W sumie jak wyszedł z mieszkania i pobiegł do auta, to zdążyłby odjechać. Nie podoba jej się to i postanowiła, że gdy już zje, to natychmiast potem do niego zadzwoni. Ale teraz chciała wziąć prysznic i się odprężyć. Odkręciła sobie wodę, ciepłą, ale nie za gorącą. Weszła i upajała się chwilą. Było jej cudownie. Mimo, że nie miała wcale ciężkiego dnia pracy czuła się okropnie zmęczona. Bolały ją ramiona. Musi poprosić Olkę o masaż. Na pewno się odwdzięczy. Kiedy wyszła z łazienki odświeżona i ubrana, obiad był już gotowy.
Kiedy nakładała sobie na talerz, do domu wróciła Ola:
— Ale pachnie, czy to lasagna? Jestem piekielnie głodna.
— To siadaj, już ci nakładam. Właśnie wyciągnęłam z piekarnika.-odpowiedziała Zosia.
— Zośka, zobacz, to leżało na wycieraczce przed wejściem- powiedziała Ola i podała jej kopertę
— A co to jest?
— Nie wiem. Podpisane „Sofi”
Zosia otworzyła kopertę, a w niej znalazła 2 wejściówki do SPA na 20:00. I kartkę z napisem: „Udanego wieczoru dla ciebie i przyjaciółki. Tymoteusz”
— Oli, szykuj się. Idziemy do SPA.
Kiedy leżały na stole do masażu, Zosia czuła jakby spełniały się jej marzenia. Czuła się cudownie. I w tym momencie zadzwonił telefon
— Halo? -odebrała
— Cześć
— Tymek?
— Tak. Jak się podoba prezent?
— Który?
— Obydwa
— Podoba mi się i kwiat i wejściówka. Jest mi cudownie.
— Cieszę się. Wyglądasz na zrelaksowaną.
— Jesteś tu?
— Hehehe, jestem.- powiedział, a Zosia się rozejrzała.
— Gdzie?
— Tak szczerze to mnie tam nie ma, ale chciałbym być.
— To w czym problem?
— Mam spotkanie za 10 minut i nie mogę odwołać.
— Trudno.
— Zobaczymy się jutro.
— Pa.
— Pa, skarbie.
Uśmiechała się sama do siebie. Czuła, że coś z tego może być. Tylko dlaczego tak się bała? Znowu zadzwonił telefon.
— Zdecydowałeś się jednak? — powiedziała, odbierając telefon. Nie zwracała uwagi na numer, który się wyświetlił.
— A na co miałem się decydować? — usłyszała i zamarła.
— Czego chcesz?
— Haha, czy ja muszę czegoś chcieć?
— Skąd masz ten numer?
— A co to, księżniczka się martwi?
— Czego ode mnie chcesz, do cholery?
— Zamknij się, suko.
— Nie będę z tobą rozmawiać.
— Rozłącz się, a cię zniszczę- a kiedy się nie rozłączyła dodał.- Grzeczna dziewczynka. Masz bogatego fagasa. Chcę kasy.
— To nie jest mój facet.
— Widziałem na przyjęciu w sobotę. Jeśli to nie jest związek, to ja jestem święty.
— To nie jest związek, a ty nie jesteś święty. Jesteś idiotą.
— Uspokój się. Chcę kasy. Bo inaczej przekażę twoje tajemnice prasie. A wtedy będziesz bez pracy i bez kochasia.
— Nie zrobisz tego.
— Oczywiście, że zrobię. A wiesz dlaczego? Bo zniszczyłaś mi życie.
— Ja? To ty mi zatrułeś życie. 2 lata trwało za nim doszłam do siebie.
— Jesteś żałosna.
Nie zdążyła nic powiedzieć, bo się rozłączył. Koszmar wrócił. Nie wierzyła w to. Jak to możliwe, że zaledwie 2 tygodnie po jej powrocie ją znalazł.
Wstała, podziękowała i poszła się przebrać. Chciało jej się płakać. Mimo, ze minęło tyle czasu od rozwodu on nadal chciał ją dręczyć. Usiadła w szatni i płakała.
— Co się stało? To był on, prawda? — spytała Ola, która w tej właśnie chwili do niej przyszła
— Tak.
I już nic nie powiedziały. Ola tuliła do siebie Zosię a ta płakała tyle, ile było jej potrzeba.
Kiedy wychodziły pani w recepcji zapytała czy przepisać resztę zabiegów na inny dzień. Umówiły się na czwartek o 19:00.
Gdy dotarły do domu, na wycieraczce przed drzwiami była koperta. Zosia ją podniosła i weszły do domu. Koperta była dla niej. W środku kartka z napisem:
„Jutro chcę 5000zł bo inaczej twój kochaś może mieć, np. wypadek samochodowy. Zostaw kasę w kopercie pod twoją wycieraczką. Będę po nią o 20:00”.
Usiadła na kanapie w salonie i wpatrywała się w kartkę.
— Skąd ja mam wziąć 5 tysięcy, jak ja mam ledwo tysiąc a muszę za coś żyć. A do wypłaty daleko- Zosia była zrozpaczona- Przecież sobie tego nie wybaczę jak coś się stanie Tymkowi przeze mnie.
— Ale ty nie jesteś z nim. Olej tego człowieka.
— Nie. Dam mu te pieniądze i się odpieprzy. Wezmę kredyt. Szybka gotówka. Rozumiesz?
— Tak, ale i tak uważam, że to nie jest najlepszy pomysł.
— Nie mam wyjścia.
Na drugi dzień w pracy nie mogła się skupić. Od razu można było to zauważyć. Siedziała w auli od samego rana i patrzyła na propozycję projektu, który omawiali na piątkowe spotkanie. Myślami jednak była zupełnie gdzie indziej. Skąd miała wziąć 5 tysiaków? Dlaczego on ją tak prześladował? Co ona mu zrobiła? Przecież zasłużył na to żeby być sam. Nie mogła pozwolić aby ją traktowano jak śmiecia. A on uważa, że to ona była winna rozstania. Jak już to oboje byli winni bo ona już pod koniec ich małżeństwa, kiedy pozew rozwodowy miała już napisany, umówiła się z chłopakiem. Ale to był jeden jedyny raz jak go zdradziła. Nie licząc tego gwałtu nieszczęsnego. Nie chciała do tego wracać. Tak wiele razy była upokarzana, że nie chciała wracać do tamtych czasów. To była przeszłość, o której chciała zapomnieć i dlatego musiała zdobyć tę pieniądze, nawet gdyby miała je wyciągnąć od samego diabła.
— Zosia? — wyrwało ją z zamyślenia pytanie Tymka- Co się dzieje?
— Nic.
— Która godzina?
— Nie wiem. Zaraz spojrzę- a kiedy zerknęła na telefon była w szoku- 11:20.
— Od 20 minut jest przerwa. Nie idziesz nic zjeść?
— Nie jestem głodna
— Sofi… — podszedł do niej i rozmasował jej ramiona- Masz jakiś problem, kotku. Powiesz mi jaki?
— Nie, to nie jest dobry pomysł.
— Chodźmy na obiad. Wszystko mi opowiesz.
Zgodziła sie, poszli do najbliższej restauracji. Opowiedziała mu co się stało. Była załamana. Nie miała pieniędzy. Opowiedziała mu, ale to nie była prawda. Powiedziała, że potrzebuje pieniędzy dla kuzynki. Mówiła, że dawno się nie widziały i musi dzisiaj jeszcze zdobyć kasę. Powiedziała, że to kuzynka ma problemy z byłym mężem, że ją szantażuje a ona nie jest w stanie mu nic zapłacić. Czuła się okropnie. Ale nie mogła powiedzieć, że to ona jest rozwiedziona. Kiedyś się wyda, ale jeszcze nie teraz.
— Zosiu, zobaczę co da się z tym zrobić. Teraz musisz się skupić na projekcie. Obiecuję, że zrobię co się da.
— Czuję się taka samotna, Tymek. Nie mam nikogo po za kuzynką i Olką. Kuzynka daleko. Olka. No mieszkamy razem, ale ona ma swój świat. A ja jestem sama.
— Masz mnie.
— Nie, nie. Wiesz, że nic z tego nie będzie. Szkoda twojego czasu.
„No to zobaczymy” pomyślał.
Kiedy wróciła do domu, była padnięta. Była 19:30. Długo pracowali nad projektem. Za pół godziny ten idiota miał przyjść a ona nie miała pieniędzy. Pod drzwiami stał koszyk. Wzięła go i weszła do mieszkania. Poszła od razu do swojej sypialni. Pod koszykiem doczepiona była koperta a w niej 5 tysięcy. W koszyku siedział mały czarno rudy kotek. Zosia zakochała się w nim od razu. Poszła zostawić kopertę z pieniędzmi pod wycieraczką i wróciła do kociaka. Była też kartka z informacją, że to jest kotka i ma 2 miesiące. Jest sierotką. I dołączona była książeczka zdrowia.
Był też napis: „Teraz już nigdy nie będziesz sama”. Dała jej imię Lady Lola.
Gdy rano wychodziła z domu, na wycieraczce znalazła kopertkę. „Znowu?” pomyślała. „W piątek o tej samej porze co wczoraj, pod wycieraczką chcę 15 tysięcy”.
Myślała, że zemdleje. Postanowiła, że nie da mu tych pieniędzy bo będzie chciał więcej i więcej. Nie ma mowy. Podarła kopertę i wrzuciła do kosza.
Poszła do pracy. Przez cały tydzień była w pełni skupiona na projekcie. Tymek dał spokój i nie męczył czułościami Zosi. Nie jakoś bardzo natarczywie, ale nigdy nie dał jej odczuć, że interesuje go mniej. Ciągle patrzył na nią jak w obrazek. Mateusz nie mógł się nadziwić, że Tymek potrafi być tak cierpliwy i czekać nie wiadomo na co. Ona wyraźnie też była w nim zakochana po uszy. Było widać jak na niego patrzy. Aż się nie chciało wierzyć, że ci dwaj są w sobie zakochani od pierwszego wejrzenia a mimo to ona nie chce go do siebie dopuścić. Zastanawiał się czego ona się bała. A może miała coś do ukrycia i bała sie, że to się wyda. Nie miał pojęcia. Wiedział, że na pewno to się wyda prędzej czy później. Lubił Zosię od kiedy tylko zamienił z nią kilka słów. Podobała mu się jej oryginalność i pomysły. Projekt biura zrobił na nim ogromne wrażenie. Według niego nie była taka jak inne dziewczyny.
Nie była szczupła. Piękna też nie a mimo to coś go w niej pociągało. Może fakt, że uśmiechała się tak uroczo i te oczy. Miała piękne oczy. Tak, oczy były wyjątkowe. Niebieskie. I długie rzęsy jak z reklamy tuszu do rzęs. Coś czuł, że ta dziewczyna narobi zamieszania.