E-book
11.03
drukowana A5
63.88
Dom, który pamięta

Bezpłatny fragment - Dom, który pamięta


Objętość:
349 str.
ISBN:
978-83-8431-015-1
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 63.88

Horror o tajemniczym domu

Autor: Rafał Piekarski

Rozdział 1: Nowy początek

Marcin i Kasia, wraz z ośmioletnią Zosią, wjechali na szeroką, kamienistą drogę, która prowadziła do ich nowego domu. W powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i świeżo skoszonej trawy. Słońce było nisko na niebie, rzucając ciepłe, złote światło na otaczający ich krajobraz. Drzewa wzdłuż drogi przeplatały się, tworząc naturalny łuk, który zdawał się zapraszać ich do środka. Wszystko w tym miejscu miało coś spokojnego, jakby czas płynął tu wolniej.

Dom, który otrzymali w spadku po dziadkach Kasi, stał na końcu długiej alei, otoczony wysokimi drzewami, które tworzyły niemal całkowitą osłonę przed światem zewnętrznym. Był to stary, lecz zadbany budynek, z białymi ścianami, dużymi oknami i przestronnymi tarasami, które zapraszały do spędzania długich letnich wieczorów na świeżym powietrzu. Z zewnątrz wyglądał jak z obrazka — idealne miejsce do odpoczynku, idealne miejsce na nowy początek.

Marcin wyciągnął z bagażnika karton, w którym znajdowały się wszystkie rzeczy Zosi, a Kasia już wcześniej zaczęła wnosić do środka rodzinne pamiątki i drobne dekoracje. Dom wyglądał na gotowy do zamieszkania, a jednak w powietrzu było coś, co wywoływało dziwne uczucie — jakby ten dom nie był całkiem pusty. Być może to wrażenie podsycały stare meble, odziedziczone po przodkach, które miały swoje historie i tajemnice.

„Zosia, musisz zobaczyć ten ogród!” — wołała Kasia, a dziewczynka, z radością wybuchającą w oczach, pobiegła na tył domu. Wkrótce zaczęła biegać między krzewami, które wznosiły się wzdłuż płotu, a z ich koronkowych liści unosił się zapach jaśminu, który wypełniał powietrze.

Marcin, przez chwilę stojąc na tarasie, poczuł dziwne uczucie niepokoju. Zdecydowanie to było miejsce, które mogło się stać domem, ale coś w nim było… inne. Wydawało mu się, że z okna widzi coś, czego nie powinno tam być, ale gdy spojrzał ponownie, wszystko wydawało się w porządku. „Tylko przyzwyczajenie,” pomyślał, starając się odgonić niepokojące uczucie.

Wszystko to było za łatwe — aż za idealne. Idealny dom, idealna lokalizacja, idealna rodzina. A jednak w sercu tego domu czuł, jakby coś w nim czekało na swój moment. Kasia, przynosząc kolejne pudełko, spojrzała na niego i uśmiechnęła się. „Coś cię gryzie, kochanie?”

„Nic, po prostu mam dziwne uczucie,” odpowiedział, nie chcąc wyjść na przewrażliwionego. „To tylko dom, który nie ma jeszcze duszy. To się zmieni.”

Później tego wieczoru, przy kolacji, kiedy wszyscy usiedli wokół starego stołu w jadalni, dom powoli zaczął tętnić życiem. Kiedy Kasia nakładała zupę, Marcin zerknął przez okno na otaczający ich ogród. Wtedy zauważył, że coś w tle poruszyło się za drzewami — cień, który wydawał się nie na miejscu, jakby ktoś stanął tam, tylko po to, by natychmiast zniknąć.

Zerknął na Zosię, ale dziewczynka zajęta była jedzeniem, a Kasia, która wyczuła jego wzrok, uśmiechnęła się lekko. „Jest tu tak cicho i spokojnie, że chyba za bardzo się rozprzestrzeniłem,” pomyślał Marcin, wracając do rozmowy.

Kiedy nadszedł wieczór, dom wypełnił się ciepłem. Kasia zapaliła kominek, który z początku wydał się nieco zimny, ale wkrótce rozgrzał się na tyle, by jego światło rzucało miękkie cienie na drewniane belki sufitu. Zosia, zadowolona ze swojego nowego pokoju, już odnalazła swoje ulubione miejsce przy oknie, gdzie mogła spoglądać na rozciągający się przed nią ogród, który wydawał się nie mieć końca. Jej rysunki, pełne kolorów i marzeń, znalazły swoje miejsce na ścianach, a w powietrzu unosiła się mieszanka zapachów — świeżości drewna, zapachów kwiatów z ogrodu i ciasta pieczonego przez Kasię.

Marcin, zmęczony po całym dniu rozpakowywania, usiadł na fotelu przy kominku i zamknął oczy, pozwalając się otulić spokojem tego miejsca. Przestronny salon, w którym spędzali wspólne chwile, miał coś w sobie przytulnego. Wysokie okna pozwalały dostrzegać zmieniające się niebo, a grube zasłony sprawiały, że świat na zewnątrz zdawał się odległy i nieistniejący. Czas płynął wolniej, a Marcin czuł, że w tym miejscu zrzucił z siebie ciężar codzienności.

„To tutaj,” pomyślał, rozglądając się po pomieszczeniu, „to miejsce, w którym zaczniemy wszystko od nowa.”

Kasia postawiła na stole świeżo upieczone ciasto, a Zosia z entuzjazmem zaczęła opowiadać, jak urządzała swój pokój. Jej głos wypełniał dom ciepłem, które zdawało się wchodzić w każdą szczelinę. Kasia, po chwilowym zmieszaniu się z tą spokojną atmosferą, uśmiechnęła się do męża. „To miejsce ma w sobie coś, co sprawia, że chce się tu zostać na zawsze,” powiedziała, patrząc na niego z czułością. Marcin skinął głową. „Wiem, co masz na myśli,” odpowiedział. „To jakby ten dom nas wchłonął. Czuje się jak część nas.”

Zosia pobiegła na górę, by w końcu spróbować nowego łóżka, które Kasia starannie przygotowała z jej ulubionymi pluszakami. Marcin i Kasia usiedli obok kominka, a w ich oczach widać było spokój. Dookoła nich panowała cisza, a tylko odgłos palącego się drewna przeplatał się z ich rozmowami. Kasia zaczęła mówić o tym, jak wspaniale byłoby tutaj przeżyć całe życie, o tym, jak wyobrażała sobie wspólne chwile w tym domu. Jej słowa niosły się w powietrzu, jakby echem odbijały się od ścian.

Marcin zauważył, że nawet cisza była pełna ciepła — nie była przerażająca, jak w innych miejscach, które odwiedzali, ale łagodna i pełna oczekiwania. Czuł się tu, jakby nie musiał się spieszyć, jakby wszystko było w swoim czasie. To było miejsce, które dawało poczucie bezpieczeństwa, a marzenia o przyszłości zaczynały się tutaj spełniać.

Kiedy Kasia z Zosią zasnęły, a Marcin siedział jeszcze chwilę przy kominku, poczuł się, jakby powrócił do czegoś, czego zawsze szukał — do przestrzeni, w której mógł odetchnąć pełną piersią.

To było miejsce, które obiecywało nowe początki — dom pełen ciepła, z harmonijnym rytmem życia, gdzie każdy dzień miał swój porządek. Dźwięki otaczającej przyrody, śpiew ptaków o poranku i szum wiatru w gałęziach drzew sprawiały, że cała ta przestrzeń była bardziej niż tylko domem. To było miejsce, które od samego początku dawało poczucie przynależności.

A jednak, mimo tej błogiej atmosfery, Marcin czuł, że to, co wokół nich, nie jest tak całkowicie pozbawione historii. I chociaż nic nie sugerowało niepokoju, coś w tym miejscu — coś ukrytego w jego zakamarkach — czuło się… inne. Ale to były tylko pierwsze chwile, pierwsze dni. W końcu, po tylu latach szukania, znaleźli swoje miejsce. I choć dom wciąż skrywał wiele tajemnic, poczucie bezpieczeństwa powoli zaczynało ich otaczać.

Minęły dni, a dom powoli stawał się pełny życia. Marcin spędzał poranki na tarasie, pijąc kawę i obserwując wschód słońca, który malował niebo w odcieniach różu i złota. Zosia biegała po ogrodzie, zbierając kwiaty, a Kasia pilnowała, by każdy kąt w domu był jak najlepiej urządzony. Cała przestrzeń nabierała kształtów, a każde pomieszczenie powoli zyskiwało swoje osobiste odbicie. Przechodząc przez pokoje, Marcin zauważał, jak zmienia się jego odczucie — nie był to już tylko dom, który ich gościł. Z dnia na dzień stawał się częścią ich życia.

Każdy dzień wydawał się wyjątkowy. W kuchni Kasia przygotowywała śniadania, podczas gdy Zosia pomagała jej przyrządzać jajecznicę, śmiejąc się i rozmawiając z mamą. Marcin zajmował się drobnymi naprawami w ogrodzie, a później wspólnie siadywali przy stole, by rozmawiać o planszówkach, książkach i małych codziennych sprawach, które z dnia na dzień stawały się bardziej intensywne.

„To miejsce ma duszę,” powiedział pewnego dnia Marcin, kiedy wrócił z ogrodu i usiadł obok Kasi na tarasie. „Czuję się tu… jakbym wrócił do korzeni. Jakby ten dom, mimo że jest stary, miał swoją historię, której nie trzeba odkrywać od razu.”

Kasia uśmiechnęła się, wiedząc, że Marcin ma rację. „Jest tu coś, co sprawia, że czuję się bardziej związana z tym miejscem. Może dlatego, że to rodzinna posiadłość. Może to wspomnienia naszych przodków. Cokolwiek to jest, sprawia, że czuję się tu bezpiecznie.”

Zosia, wychodząc na taras, przyniosła ze sobą bukiet świeżych kwiatów, które zebrała w ogrodzie. „Mama, tato, zobaczcie! Mamy najładniejsze kwiaty na całej wsi!” — powiedziała, dumna ze swojego małego ogrodu.

Kasia wzięła od córki bukiet, a Marcin spojrzał na nią z czułością. „To prawda, Zosiu. Są piękne. Widać, że to miejsce jest dla nas stworzone.”

Wieczorem, po kolacji, spędzali czas razem, słuchając ciszy otaczającego ich ogrodu. Z każdego zakątka domu emanowała spokojna aura — z każdego pokoju płynęła ciepła, nieprzerwana energia, która zdawała się oplatać ich wszystkich. Zanim zasnęli, rozmawiali o przyszłości, o planach na kolejny dzień, o drobnych marzeniach, które wspólnie chcieli realizować. Zosia, zmęczona, zasypiała na kanapie, a Kasia, delikatnie ją przykrywając kocem, rzuciła ciepłe spojrzenie w stronę Marcina.

„To jak sen,” powiedziała, szeptem. „Wszystko jest takie spokojne. Jakbyśmy już tu byli od zawsze.”

Marcin spojrzał na nią i poczuł, jak całe jego ciało wypełnia poczucie spokoju. „Może to właśnie jest nasz dom. W końcu odnaleźliśmy miejsce, w którym możemy być sobą.”

Tego wieczoru, kiedy Zosia już spała, a Kasia i Marcin siedzieli na tarasie pod gwiazdami, świat na chwilę zwolnił. Szum wiatru w koronach drzew, śpiew nocnych ptaków, a w tle delikatne odgłosy nocnych owadów — to wszystko wydawało się być częścią większej całości. Byli tu, w tym miejscu, pełni nadziei i spokoju, gotowi rozpocząć nowy etap życia.

Przez całą noc Marcin nie słyszał żadnego hałasu, ani najmniejszego trzasku. Czuł, jak senność z powrotem otula go ciepłym kocem, aż w końcu, zasypiając, pomyślał, że to miejsce naprawdę może być tym, czego szukali przez całe życie

Marcin — Architekt w lokalnej pracowni (rozbudowane)

Marcin od zawsze pasjonował się architekturą. Wydawało mu się, że nie ma lepszego zawodu, który tak idealnie łączyłby jego zamiłowanie do przestrzeni z pragmatyzmem codziennego życia. Gdy przeprowadził się do tego spokojnego miasteczka, zastanawiał się, czy znajdzie jeszcze wystarczająco ambitne projekty, aby nie stracić pasji do swojej pracy. Na szczęście okazało się, że tak — miejscowe biuro architektoniczne, w którym zaczął pracować, specjalizowało się w projektach renowacyjnych i modernizacjach starych budynków. Były to projekty, które wymagały wyjątkowej precyzji i umiejętności dostosowania nowoczesnych elementów do historycznych przestrzeni, co stanowiło dla Marcina prawdziwe wyzwanie.

Pracował w niewielkim biurze, które mieściło się w zabytkowej kamienicy w centrum miasteczka. Wnętrze biura było przestronne, ale przytulne — ściany zdobiły rysunki i plany architektoniczne, a na regałach stały tomy książek o historii budownictwa. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów była ogromna mapa, na której zaznaczone były wszystkie interesujące, historyczne budowle w okolicy. Marcin mógł godzinami analizować te projekty, zastanawiając się nad najlepszymi rozwiązaniami.

Z pracy w biurze wracał do domu późnym popołudniem. Czasem, jeszcze przed obiadem, wspólnie z Kasią chodzili po okolicy, przyglądając się starym, nieco zaniedbanym domom. Marcin, jako architekt, potrafił dostrzec w nich potencjał — stare drewniane podłogi, kamienne ściany i ozdobne detale, które w odpowiednich rękach mogłyby zyskać drugie życie. Takie spacery stanowiły dla niego prawdziwą inspirację, szczególnie gdy wymyślał, jak odnowić coś, co wydawało się zapomniane.

Kasia — Właścicielka sklepiku z lokalnymi produktami (rozbudowane)

Kasia zawsze marzyła o miejscu, które byłoby dla niej nie tylko przestrzenią pracy, ale także źródłem radości i satysfakcji. Po przeprowadzce do tego miasteczka, szybko odkryła, że mała wioska ma bogatą tradycję rzemieślniczą, a produkty lokalnych wytwórców są poszukiwane zarówno przez turystów, jak i przez miejscowych mieszkańców. Kasia postanowiła otworzyć sklep, który oferowałby wyjątkowe produkty — od ręcznie robionych przedmiotów, przez świeże warzywa i owoce, aż po wytwory rzemiosła. Wkrótce sklep stał się lokalnym centrum, w którym nie tylko można było kupić coś wyjątkowego, ale także posłuchać historii o tym, jak wytwarzane są te produkty.

Sklep znajdował się w małej, ale urokliwej kamienicy z dużymi witrynami, przez które widać było stół w centrum, na którym leżały pięknie zapakowane produkty. Kasia zadbała o każdy detal — drewniane półki, ceramiczne naczynia, wiklinowe kosze i kolorowe tkaniny sprawiały, że wnętrze miało niepowtarzalny charakter. Na jednej ze ścian wisiały fotografie miejscowych rzemieślników, na drugiej — wyroby regionalne, które Kasia starała się promować.

Kasia była bardzo zaangażowana w życie społeczności — organizowała spotkania z producentami, pokazy wyrobów lokalnych artystów oraz warsztaty dla dzieci, które uczyły je, jak tworzyć własne rękodzieło. Dzięki temu sklep stał się miejscem, w którym nie tylko się kupowało, ale także budowało więzi. Z czasem sklep zaczął przyciągać coraz więcej turystów, którzy po długich spacerach po okolicznych lasach, zatrzymywali się, by kupić coś lokalnego, co przypomniałoby im o tej magicznej wiosce.

Zosia — Szkoła podstawowa w pobliskim miasteczku (rozbudowane)

Zosia była dziewczynką pełną ciekawości, otwartą na nowe znajomości, ale wciąż nie do końca przyzwyczajoną do nowego miejsca. Po przeprowadzce zaczęła uczęszczać do lokalnej szkoły, której nauczyciele znali każdego ucznia z imienia. Była to szkoła, w której dzieci były traktowane indywidualnie, a ich talenty i potrzeby były dostrzegane przez nauczycieli. W szkole panowała atmosfera sprzyjająca rozwijaniu pasji — w każdej klasie znajdowały się kąciki do nauki plastyki, muzyki i literatury.

Zosia poczuła się tu szybko komfortowo. Każdego dnia na korytarzu spotykała swoich nowych kolegów i koleżanki, a po lekcjach razem biegali po szkolnym podwórku, które było pełne drzew i kwiatów. Nauczyciele, oprócz zwykłych przedmiotów, często organizowali zajęcia pozalekcyjne. Zosia uwielbiała te, które dotyczyły lokalnej historii. Często wyjeżdżali na wycieczki, podczas których dowiadywali się, jak wyglądały dawniej życie w wiosce i jakie legendy krążyły o tym miejscu. Zosia szczególnie zapamiętała jedną opowieść o starym zamku w lesie, który ponoć krył w sobie tajemnice sprzed wieków.

Szkoła, choć niewielka, była przestronnym budynkiem z wysokimi oknami, przez które wpadało mnóstwo światła. Na ścianach wisiały prace dzieci, w tym obrazy przedstawiające miejsca w okolicy, które Zosia zaczęła kochać. W jednej z klas znajdowała się także specjalna tablica, na której uczniowie wpisywali swoje marzenia — Zosia napisała tam jedno z nich: Chciałabym zostać artystką.

Szkoła — Atmosfera małej społeczności (rozbudowane)

Szkoła, choć mała, była jak centrum tej małej wioski. Uczniowie znali się nawzajem, a nauczyciele często organizowali spotkania, podczas których rozmawiali o sprawach związanych z życiem szkoły. Na korytarzach wisiały fotografie przedstawiające zdjęcia z dawnych lat — uczniów, którzy teraz już dorośli, ale wciąż wracali do swoich korzeni. Był też zbiór starych map, które przedstawiały okolicę sprzed wielu lat. Zosia, zafascynowana historią, często spędzała przerwy, oglądając te zdjęcia i wyobrażając sobie, jak wyglądało życie ludzi w tych samych miejscach, w których teraz biegała.

Również same budynki szkoły były świadkiem wielu lat historii — były to stare kamienice z czerwonej cegły, z wysokimi sufitami i klasycznymi oknami. Wnętrze budynku zachowało swój rustykalny charakter, co nadawało szkole wyjątkowego uroku. W okolicznych ogrodach dzieci często bawiły się w gry drużynowe, a po lekcjach, na szkolnym placu, odbywały się przedstawienia teatrzyków, które Zosia z radością oglądała.

Spokój dnia codziennego

Z każdym tygodniem Marcin i Kasia czuli, jak coraz bardziej wpasowują się w to nowe życie. Poranki zaczynały się od zapachu świeżo parzonej kawy, który rozchodził się po całym domu. Marcin najpierw otwierał okna na poddaszu, by wpuścić do środka chłodne powietrze poranka, a potem siadał przy biurku, z kubkiem w ręku, analizując plany projektów, które przywiózł ze sobą. Czasami w chwilach ciszy, gdy był tylko on, komputer i pustka na ekranie, zastanawiał się, jak ten dom — który teraz stał się ich ostoją — będzie wyglądał w przyszłości. Miał wrażenie, że z każdym dniem staje się bardziej częścią tego miejsca, jakby dom i okolica miały na niego jakiś wpływ, który go zmienia.

Kasia, po cichu, także rozkoszowała się spokojem. Otwarcie sklepiku z produktami lokalnymi było dla niej spełnieniem marzeń, ale po długim dniu pełnym rozmów z klientami, za ladą, zawsze wracała do domu, by odpocząć w ogrodzie. Usiadła w hamaku, słuchając śpiewu ptaków i szelestu liści. Codziennie na nowo odkrywała, jak piękne mogą być te małe rzeczy — zapach ziemi po deszczu, wschodzące słońce, które kąpało ogród w złotym świetle. Czuła, że z każdym dniem wkomponowuje się w ten krajobraz — życie w zgodzie z naturą, w miejscu, które miało swój rytm i spokojny puls.

Zosia zaś nie miała problemu z adaptacją do szkoły. Choć w pierwszym tygodniu czuła się nieco zagubiona w nowym środowisku, z czasem zaprzyjaźniła się z kilkoma dziewczynkami, które podzielały jej pasję do rysowania. Każdego dnia po szkole wracała do domu, opowiadając rodzicom o swoich nowych koleżankach, lekcjach i przygodach. Często biegała do ogrodu, by zasiąść na trawie i rysować — szkicowała wszystko, co ją otaczało: drzewa, dom, a ostatnio nawet stary, porośnięty mchem kamień, który odkryła w lesie niedaleko. Każdy dzień przynosił coś nowego, ale nie przytłaczało jej to. Czuła się tu bezpiecznie i z dnia na dzień coraz bardziej związana z tym miejscem.

Wieczory pełne ciszy i rozmów

Wieczory spędzali wspólnie, w cieniu domu, przy rodzinnym stole w jadalni. Kasia często przygotowywała kolację, a Marcin i Zosia pomagali jej, śmiejąc się, rozmawiając i wymieniając się wydarzeniami dnia. Mimo że każdy z nich miał swoje obowiązki, spędzali razem każdą wolną chwilę. Czasami wieczorami, kiedy jedli obiad, rozmawiali o przyszłości, o tym, co by chcieli zrobić w okolicy. Kasia mówiła, że może spróbuje zorganizować większe wydarzenie w sklepiku, jakieś popołudnie z regionalnym jedzeniem i wyrobami artystycznymi, żeby jeszcze bardziej zbliżyć się do ludzi z miasteczka.

Marcin, z kolei, zastanawiał się nad tym, jakby można było stworzyć coś wyjątkowego w ich domu — może mały ogród zimowy, może kilka unikalnych elementów w otoczeniu. Zosia mówiła, że chciałaby, żeby w ogrodzie znalazło się więcej kwiatów, które będą przyciągały motyle i pszczoły.

Kiedy dzień zbliżał się do końca, a na niebie zaczynały pojawiać się gwiazdy, Kasia i Marcin siadali na tarasie, popijając herbatę. W oddali słychać było tylko szum wiatru i odgłosy nocnych zwierząt. To były chwile pełne ciszy, w których czuli, że w końcu znaleźli swoje miejsce na ziemi. Kasia patrzyła na męża, widząc w nim spokój, który od zawsze w sobie miał, a Marcin, patrząc na nią, wiedział, że ich życie jest teraz pełne harmonii.

Przestrzeń wokół domu — codzienne wędrówki i odkrycia

Zosia z każdym dniem stawała się coraz bardziej związana z przestrzenią wokół domu. Wędrowała po lesie, który rozciągał się tuż za ogrodzeniem. Zauważyła, że każda pora dnia miała w nim inny nastrój — rano las był cichy i spokojny, wieczorem zaś stawał się pełen tajemnic. Zosia odkryła, że wśród drzew znajdowały się starożytne kamienie, które wyglądały jak fragmenty zapomnianego pomnika. Czasami bawiła się w lesie, zbierając kawałki drewna i szukając interesujących roślin. Próbowała też znaleźć jakieś skarby ukryte przez przeszłość. Odkryła także stary, opuszczony młyn na końcu lasu — jego ruiny były porośnięte dziką winoroślą, a nad wodą krążyły jaskółki. Miejsce to miało w sobie coś niezwykłego — jakby było zatarte w czasie, jakby skrywało sekret, który Zosia intuicyjnie czuła, ale nie rozumiała.

Spokój, ale coś w powietrzu

Czas płynął, a życie wypełniało się spokojem. Jednak z każdym dniem pojawiały się drobne, niepokojące szczegóły. Przypadkowe dźwięki w nocy, szumy wiatru, które wydawały się nieco zbyt głośne, cienie, które wędrowały po ścianach w słońcu zachodzącym za horyzontem — wszystko to dodawało tajemniczości temu miejscu. Czasami Marcin, stojąc w oknie swojego biura, miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Kasia, wracając z pracy, zauważyła, że sklepik jest zamykany wcześniej niż zwykle, a Zosia wspominała o dziwnych snach, które miała, śniąc o tajemniczym, nieznanym mężczyźnie.

Na razie to jednak wszystko było bardzo subtelne, jak delikatny powiew wiatru — niczym więcej. Jednak w głębi serca wszyscy wiedzieli, że coś w tym miejscu może skrywać więcej, niż się wydaje. Czas pokaże, co tak naprawdę kryje się za tą pozorną harmonią.

Spokój i pierwsze niepokoje

Poranek, jak zawsze, zaczął się od zapachu świeżo parzonej kawy. Marcin usiadł przy biurku, wpatrując się w plany projektów. Dziś miał zaprezentować jeden z nich klientowi — niewielki remont starego młyna na obrzeżach miasta. Jego myśli były jednak zamglone. Coś go rozpraszało, coś, czego nie potrafił określić. Może to zmieniająca się pogoda? A może to zbyt długa cisza w domu? Zastanawiał się nad tym przez chwilę, ale szybko odgonił myśli. Znał te momenty, kiedy umysł zaczynał się błąkać bez powodu. A przecież wszystko było w porządku.

Za oknem ogrodzenie ogrodu było otoczone przez rosnące pnącza i drzewa, które tworzyły naturalną barierę, otulając dom. Jednak dziś wydawały się nieco ciemniejsze, jakby ktoś potajemnie przeplótł między nimi mroczne cienie. Marcin odwrócił wzrok i wrócił do swoich projektów, próbując skoncentrować się na pracy.

Kasia, jak co rano, przygotowywała śniadanie, a Zosia biegała po ogrodzie, zbierając liście. Kasia czuła, że powoli przyzwyczaja się do rytmu dnia. Jej sklepik kwitł, klienci byli zadowoleni, a ludzie z miasteczka zaczynali traktować ją niemal jak część tej społeczności. Ale i ona miała swoje momenty niepokoju. Czasem, gdy zamykała sklep, z oddali dochodziły dziwne dźwięki — jakby ktoś wchodził do jej sklepu, kiedy była już sama. Mimo że wiedziała, że to niemożliwe, coś w tych chwilach sprawiało, że jej serce biło szybciej. Zawsze sprawdzała drzwi, zamykając je dwukrotnie, jakby to miało zapewnić jej bezpieczeństwo.

Jednak to, co sprawiało jej największy niepokój, to coś, czego nie potrafiła wytłumaczyć. Czasami, wracając do domu, zdarzało się, że widziała coś w oknach — cienie, które wydawały się nie mieć wyjaśnienia. Czasami na ścianach pojawiały się odciski palców, jakby ktoś dotknął szyb z zewnątrz. Próbowała o tym nie myśleć, ale jej umysł nieustannie wracał do tych obrazów. Czuła, że coś czai się na obrzeżach jej życia, coś, czego nie rozumiała, ale jednocześnie czuła to w powietrzu.

Zosia, zafascynowana światem przyrody, zaczęła bawić się w coraz bardziej odległych częściach ogrodu i lasu. Z dnia na dzień znajdowała coraz dziwniejsze miejsca — porośnięte mchem kamienie, które wyglądały jak fragmenty zapomnianego pomnika. Dziwne było to, że niektóre z nich miały wyraźnie widoczny ślad, jakby ktoś kiedyś je przesuwał. Dziecięca wyobraźnia podpowiadała jej historie o ukrytych skarbach, ale coś w tym wszystkim sprawiało, że nie czuła się tu w pełni bezpieczna.

Pewnego dnia, wracając z lasu, zauważyła coś, co ją zatrzymało. Pośród drzew dostrzegła porzucone przedmioty — drewniane kijki, sznury, kawałki materiału, które wyglądały jakby ktoś bawił się nimi tam, w głębi lasu. Zosia wstrzymała oddech i spojrzała na te przedmioty, a w jej głowie pojawiła się myśl, że to wszystko nie jest przypadkowe. A może to tylko dziecięca wyobraźnia?

Zmieniająca się atmosfera

W miarę jak dni mijały, atmosfera wokół domu zaczynała się zmieniać. Kasia zauważyła, że czasami, tuż przed zmierzchem, niebo stawało się dziwnie ciemniejsze. Później, po zapadnięciu nocy, okna w domu, które do tej pory były jej azylem, zaczynały odbijać dziwne cienie. Czasami czuła, jakby ktoś stał tuż za jej plecami, a kiedy odwracała się, nie widziała nikogo. Marcin, spędzając wieczory w biurze, zauważył coś podobnego — cienie, które wydawały się poruszać na ścianach, mimo że nie było wiatru ani żadnych innych widocznych przyczyn.

Zaczęły pojawiać się także dziwne odgłosy w nocy. Kasia, często budząca się w środku nocy, słyszała ciche skrzypienie, jakby ktoś chodził po poddaszu. Zawsze myślała, że to tylko stary dom i jego drewniane elementy. Jednak z każdym dniem te odgłosy stawały się coraz głośniejsze, jakby coś lub ktoś, kto zamieszkiwał ten dom przez długie lata, próbował się ponownie ujawnić. Czasami też, kiedy Kasia schodziła rano do kuchni, wydawało jej się, że coś zostało przestawione na stole, ale zawsze znajdowała się tam tylko pustka.

Wszystko to było z pozoru nieistotne — drobne zmiany w przestrzeni, które można by łatwo zignorować. Jednak w sercu bohaterów zaczynały kiełkować wątpliwości. Byli zbyt zmęczeni codziennymi obowiązkami, by zwrócić uwagę na każdy detal, ale niektóre rzeczy zaczynały się wymykać spod ich kontroli. Z każdym dniem, z każdym dziwnym dźwiękiem, zaczynali czuć, że coś, co kiedyś wydawało się bezpieczne i spokojne, zaczyna zmieniać swój charakter.

Jednak mimo drobnych niepokojów, życie wciąż toczyło się spokojnie. Zosia, wracając ze szkoły, była pełna energii, Kasia gotowała obiad, a Marcin, po pracy, siadł w fotelu i zaczął pisać kolejne plany. Wydawało się, że każdy dzień mija w tej samej, niemal sielankowej atmosferze.

Ale w tle, jakby w cichym echem, zaczynały rozbrzmiewać pierwsze niepokojące dźwięki — ciche skrzypienie w oknach, delikatne szelesty w powietrzu, które nie miały żadnego wyjaśnienia. Czasami Marcin wstawał w nocy, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku, ale nigdy nie znalazł powodu do niepokoju. Dopóki, pewnego dnia, nie wydarzyło się coś, czego nie mogli już zignorować.

Pierwsze niepokojące wydarzenia

Pewnego wieczoru, gdy Kasia przygotowywała kolację, coś dziwnego przykuło jej uwagę. Zbliżyła się do okna, by sprawdzić, czy Zosia wróciła już ze szkoły. Słońce powoli zachodziło, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Kasia poczuła, że w powietrzu coś się zmieniło. Był to ten moment, kiedy wydawało się, że wszystko dookoła staje się cichsze, bardziej nieruchome.

Patrząc przez okno, zauważyła coś, co wcześniej nigdy jej nie zwróciło uwagi — w głębi ogrodu, wśród drzew, na chwilę pojawił się cień. Kasia szybko przekręciła klamkę, ale nikogo nie było. Cień zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zdziwiona, wróciła do gotowania, próbując nie myśleć o tym, co widziała. Może to był tylko cień drzewa? Albo zwierzę? Kasia starała się uspokoić, ale coś w jej sercu nie dawało jej spokoju.

Zosia wróciła z wycieczki do lasu. Jej plecak był pełen liści i kilku nieznanych kwiatów. Zawsze była pełna energii, ale tego dnia wydawała się nieco bardziej zamyślona. Kiedy Kasia zapytała ją o dzień, Zosia odpowiedziała jednym słowem: „dziwne”. Kasia spojrzała na nią uważnie. „Co było dziwnego?” — zapytała, starając się rozpoznać niepokój w jej głosie. Zosia wzruszyła ramionami, a potem powiedziała: „W lesie… znalazłam coś… ale nie wiem, co to było”. Kasia poczuła, jak na jej plecach pojawia się gęsia skórka. „Co znalazłaś?” — zapytała delikatnie, ale Zosia już nie odpowiedziała. Chwyciła kubek herbaty i zniknęła w swoim pokoju.

Wieczorem, kiedy cała rodzina siedziała przy stole, Kasia nie mogła przestać myśleć o tym, co Zosia powiedziała. Czuła, że coś w tym domu zmienia się w sposób, który nie byłby łatwy do wyjaśnienia.

Nocne odgłosy

Ta noc była inna niż wszystkie. Kasia obudziła się w środku nocy, słysząc dziwne odgłosy dochodzące z poddasza. Początkowo myślała, że to tylko stary dom, który czasami skrzypi w wyniku chłodnej temperatury. Ale potem te dźwięki stawały się coraz głośniejsze — jakby ktoś chodził po podłodze, krok za krokiem. Zmarszczyła brwi i wstała, starając się nie obudzić Marcina. Wzięła latarkę i ostrożnie wyszła z pokoju.

Dotarła na schody, kiedy dźwięki ucichły. Próbowała nasłuchiwać, ale nie było już niczego. Odetchnęła z ulgą, choć serce biło jej mocniej niż zwykle. Powoli zaczęła wracać do sypialni, ale nagle zatrzymała się przy drzwiach strychu. Czuła, że coś ją przyciąga, ale nie potrafiła tego wyjaśnić. Wzięła głęboki oddech, przekręciła klamkę i otworzyła drzwi.

Wewnątrz było ciemno, a powietrze wydawało się zimniejsze niż w pozostałej części domu. Kasia spojrzała wokół, ale nie widziała niczego, co mogłoby wyjaśnić dźwięki, które słyszała. Stała tam przez chwilę, czując, że coś nie tak wisi w powietrzu. W końcu wróciła do swojej sypialni, ale nie mogła pozbyć się uczucia, że coś jej umknęło.

Z każdym dniem atmosfera wokół domu stawała się coraz dziwniejsza. Marcin, choć starannie ukrywał swoje niepokoje, zaczął dostrzegać coraz więcej subtelnych zmian. Po południu, kiedy wychodził z biura, zauważył coś, czego wcześniej nie widział. W pobliżu starego ogrodzenia, tam, gdzie dawniej rosły dzikie róże, ziemia była wyraźnie przekopana. Kiedy podszedł bliżej, zobaczył, że wokół niektórych roślin były porozrzucane kawałki starego drewna. Poczuł się nieco dziwnie, ale szybko odgonił tę myśl. Może to tylko zwierzęta.

W tym samym czasie Kasia znalazła coś, co wyglądało na odcisk buta w piwnicy. Z początku pomyślała, że to może być z jakiegoś zapomnianego dnia, ale kiedy przyjrzała się dokładniej, stwierdziła, że odcisk był świeży. Jakoś nie pasował do zwykłych śladów, jakie zostawiał Marcin, czy ona sama. Znowu poczuła to dziwne, niepokojące uczucie, jakby coś niewidocznego zaczynało krążyć wokół nich.

Zosia, mimo swojego młodego wieku, zaczęła spędzać coraz więcej czasu na podwórku, szczególnie w okolicy lasu. Dzieciak, który jeszcze kilka tygodni temu biegał po ogrodzie z radością, teraz wydawał się nieco bardziej zamyślony i cichy. Coś zaczęło się zmieniać w jej oczach — jakby zaczęła rozumieć coś, czego nie potrafiła wyrazić słowami. Czasami mówiła do siebie, a jej opowieści nie były już tylko fantazjami o przygodach w lesie, ale czymś mroczniejszym — o cieniach, które „obserwują” dom, o tajemniczych postaciach w lesie. Kiedy Kasia pytała ją, o co chodzi, Zosia zawsze milczała.

Wszystko to było jak delikatne struny, które zaczynały być coraz bardziej napięte. Każdego dnia, po cichu, zbliżali się do czegoś, co było nieuchwytne, ale wyczuwalne. Kasia i Marcin zaczynali odczuwać to niepokojące uczucie, jakby w ich życiu wkradał się cień, który powoli się zagęszczał. Ich dom, który kiedyś wydawał się pełen życia, teraz zdawał się pełen niedopowiedzianych sekretów.

Dziwne kwiaty

Zosia wróciła z lasu, trzymając w rękach dziwne, kolorowe kwiaty. Były to kwiaty, jakich nigdy wcześniej nie widziała — ich płatki miały nienaturalny, niemal metaliczny połysk, a kolory zdawały się zmieniać w zależności od kąta światła. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak zwykłe leśne kwiaty, ale coś w ich wyglądzie sprawiało, że wydawały się… obce, jakby nie pasowały do otoczenia.

„Znalazłam je w lesie, tuż przy strumieniu” — powiedziała Zosia, pokazując kwiaty Kasii, która wzięła je ostrożnie do rąk. Ich zapach był nieprzyjemnie intensywny, przypominający stęchliznę, jakby kwiaty były zdeformowane przez złośliwą moc natury. Kasia, mimo że była pełna obaw, nie chciała wystraszyć córki. „Może to jakieś dzikie rośliny. Zostaw je na stole, a później je wyrzucimy” — zasugerowała, starając się zachować spokój.

Jednak Zosia nie chciała się z nimi rozstać. Od tej pory codziennie trzymała je w swoim pokoju, a Kasia zauważyła, że dziecko coraz częściej przebywało tam samotnie. Zosia spędzała godziny w ciszy, wpatrując się w kwiaty, jakby były czymś więcej niż zwykłą rośliną. Czasami zaczynała szeptać do nich, jakby w rozmowie z kimś, kogo nie było w pokoju. Kasia, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje, zaczęła czuć narastające napięcie.

Zmiana w Zosi

Z dnia na dzień Zosia stawała się coraz bardziej zamknięta. Zaczęła mówić mniej, a jej twarz nie wyrażała już tej radosnej, dziecięcej energii, którą wcześniej była pełna. Kasia zauważyła, że w oczach córki pojawił się niepokojący blask — jakby dziecko zaczęło rozumieć coś, czego nie potrafiła pojąć matka. Zosia zaczęła mówić o rzeczach, które nie miały sensu, o „dźwiękach w ziemi” i o „cieniach, które ją obserwują”.

Pewnego dnia, gdy Kasia weszła do pokoju Zosi, zauważyła, że kwiaty zaczęły tracić swój metaliczny blask i stały się matowe, jakby zwiędły. Coś jednak w nich pozostało — były bardziej przyciągające niż wcześniej, miały jakąś dziwną aurę. Kasia poczuła mrowienie na plecach, jakby kwiaty miały jakąś moc, którą nie potrafiła zrozumieć.

Zosia zaczęła także sypiać coraz mniej. Czasami budziła się w środku nocy i mówiła, że coś ją woła z lasu, jakby ktoś ją wzywał. Kasia starała się uspokoić córkę, tłumacząc jej, że to tylko sen. Jednak Zosia stawała się coraz bardziej nieprzewidywalna. Czasami mówiła, że kwiaty są jej „przyjaciółmi” i że „pomagają jej widzieć rzeczy, które inni nie potrafią zobaczyć”.

Następnego dnia Marcin zauważył, że Zosia jest coraz bardziej zamyślona, a jej zachowanie dziwne. W nocy, kiedy przechodził obok jej pokoju, usłyszał cichą rozmowę — Zosia szeptała do kwiatów. Przez chwilę pomyślał, że to tylko sen, ale coś w jej głosie brzmiało niepokojąco prawdziwie.

Wieczorem Kasia postanowiła ponownie wyrzucić kwiaty, mimo że Zosia kategorycznie się temu sprzeciwiała. Kiedy tylko matka wzięła rośliny do ręki, Zosia wpadła w mały, szaleńczy atak płaczu i krzyku. „Nie rób tego! Oni nie pozwolą!” — wołała, łapiąc ją za rękę. Kasia była zszokowana — nigdy wcześniej nie widziała córki w takim stanie. Zosia zaczęła powtarzać te same słowa, jakby w transie: „Oni patrzą. Widzą wszystko. Czekają.”

Kasia, przerażona tym zachowaniem, odłożyła kwiaty z powrotem na stół. Zrozumiała, że musi porozmawiać o tym z Marcinem. Czuła, że coś w tym wszystkim nie jest w porządku.

Wkrótce okazało się, że kwiaty zaczynają emitować dziwną, niemal niewidoczną aurę. Wieczorami cała rodzina zaczęła odczuwać niepokojący chłód, który zdawał się emanować z pokoju Zosi. Nawet Marcin, który przez długi czas starał się ignorować subtelne zmiany w domu, poczuł, jakby coś w tym miejscu przestało być naturalne. Coś złowrogiego, ukrytego w roślinach, zaczynało wpływać na Zosię i, nieświadomie, także na innych domowników.

Z każdym dniem Zosia stawała się coraz bardziej zamknięta i skryta. Przestała bawić się na świeżym powietrzu, spędzała całe dnie w pokoju, otoczona kwiatami, które zdawały się wpływać na jej zachowanie. Zaczęła mieć coraz dziwniejsze sny i miewała wizje. Kasia i Marcin zaczynali czuć, że coś w ich córce zmienia się na poziomie, którego nie byli w stanie wyjaśnić.

Kwiaty, które Zosia znalazła w lesie, nie były zwykłymi roślinami. Zaczynały oddziaływać na psychikę jej właścicielki, a ich energia zdawała się potęgować się w miarę jak dziecko stawało się coraz bardziej połączone z nimi. Nikt nie wiedział, jak bardzo te kwiaty zmieniły Zosię — ale ich wpływ na nią rósł, a ona stawała się coraz bardziej tajemnicza i mroczna.

Las pełen tajemnic

Las, do którego Zosia często chodziła, był miejscem, które do tej pory wydawało się być zwyczajnym, choć dzikim kawałkiem natury. Był pełen starych drzew o grubych pniach, które rosły ciasno jeden obok drugiego, tworząc gęsty, niemal nieprzenikniony las. Wśród drzew rosły mchy i paprocie, a po ziemi rozciągały się nieprzebite zarośla. W ciągu dnia, gdy słońce świeciło wysoko, las wydawał się pełen życia — ptaki śpiewały, a na polanach można było spotkać wiewiórki i zające. Jednak, kiedy nadchodziła noc, las zmieniał się w coś zupełnie innego — mrocznego i tajemniczego. Cienie zdawały się dłuższe, a dźwięki bardziej niepokojące.

Zosia, choć była mała, miała w sobie coś, co przyciągało ją do tego miejsca. Często mówiła, że „las ją woła”, a jej oczy błyszczały dziwnym światłem, kiedy opowiadała o swojej wędrówce. Zawsze wracała z lasu z jakimś dziwnym uczuciem niepokoju, jakby coś z tej dzikiej przestrzeni ją ścigało.

Najczęściej chodziła na skraj lasu, gdzie graniczył z porośniętym krzewami terenem, który mieszkańcy miasteczka omijali. Mówiono, że tam, na jego krańcach, coś się kryje — miejsce, które nie miało być odwiedzane. Nie było to oficjalnie chronione terytorium, ale niektórzy starsi ludzie, którzy pamiętali historię tych okolic, szeptali, że w tym miejscu coś złowrogiego się czai.

Miejsce, w którym Zosia znalazła kwiaty

Zosia znalazła dziwne kwiaty w miejscu, które zawsze wydawało się pełne tajemnic. W głębi lasu, poza ścieżkami, tam gdzie nie docierało światło słoneczne, stała stara polana, porośnięta wysokimi trawami i dzikimi roślinami. Teren ten był trudny do przejścia, pokryty korzeniami drzew, które wystawały z ziemi jak kościste palce. W powietrzu unosił się ciężki zapach wilgoci i rozkładających się liści. Las tutaj był głębszy i cichszy niż w innych częściach, jakby z każdą chwilą pochłaniał wszystko dookoła.

To właśnie tam, przy starym, powalonym drzewie, Zosia zauważyła coś, co wyróżniało się spośród reszty roślinności. Kwiaty rosły w jednym, zapomnianym kącie polany. Płatki były tak intensywnie czerwone, że wyglądały niemal jakby płonęły. Ich kształt był nienaturalny, a w dotyku przypominały coś między delikatną tkaniną a szkłem. To były kwiaty, które nie pasowały do niczego, co Zosia widziała wcześniej. Były… jakby z innego świata.

Ziemia wokół nich była nienaturalnie miękka, a korzenie kwiatów wystawały z ziemi w dziwnych, skręconych kształtach. Zosia poczuła coś, co mogło przypominać lekką wibrację w powietrzu, jakby coś z ziemi zaczynało się budzić. Podeszła bliżej i dotknęła jednego z kwiatów. Natychmiast poczuła dreszcz na całym ciele, jakby energia płynąca z rośliny przeniknęła w nią. Było to uczucie dziwnego podniecenia, które nie pozwalało jej odejść.

Gdy wróciła do domu, kwiaty były już w jej rękach, a ich zapach był intensywniejszy niż kiedykolwiek wcześniej — odurzający i dziwnie trudny do zignorowania. Zosia trzymała je, jakby były dla niej czymś bardzo ważnym, jakby miały w sobie sekret, który tylko ona rozumie.

Las, w którym Zosia znalazła te dziwne rośliny, był miejscem, które miało swoje własne tajemnice. Mówiło się, że to starożytne miejsce, które było świadkiem dziwnych wydarzeń już od czasów dawnych osadników. Stare mapy nie wskazywały tego lasu, jakby zapomniano o jego istnieniu. Starsi mieszkańcy wiedzieli, że las ten miał swoją historię, związaną z mrocznymi wierzeniami i dawnymi rytuałami.

Mówiło się, że to miejsce było świadkiem dziwnych zjawisk — takich jak zniknięcia ludzi, którzy zapuszczali się za daleko w jego głąb, i odgłosów, które nie przypominały niczego naturalnego. Niektórzy twierdzili, że las „żyje” — że ma swoje własne prawa i nie lubi być zakłócany przez obcych. A teraz Zosia stała się częścią tej tajemnicy, którą las ukrywał przez lata.

Niepokojące zmiany w Zosi

Z dnia na dzień Zosia coraz bardziej łączyła się z tym miejscem, jakby kwiaty miały w sobie jakąś moc, która przemieniała ją od środka. Zaczęła mówić o rzeczach, które nie miały sensu, jakby las nie tylko ją wołał, ale także… ją wybrał. Czasami opowiadała, że kwiaty „rozumieją ją” i że w lesie są „istoty”, które czekają, by „ją poznać”. W jej oczach pojawił się mrok, którego Kasia nie potrafiła zrozumieć.

Z każdym dniem, gdy Zosia spędzała więcej czasu w swoim pokoju, pośród tajemniczych kwiatów, jej zachowanie stawało się coraz bardziej dziwne. Matka zauważyła, że córka stała się milcząca, zamyślona i jakby nieobecna. Czasami w jej oczach pojawiał się dziwny błysk, jakby widziała coś, czego nie było w pokoju. Gdy Kasia pytała ją o dzień w szkole, Zosia odpowiadała lakonicznie, a jej spojrzenie błądziło, jakby szukała czegoś w przestrzeni, czego Kasia nie mogła dostrzec.

Pewnego dnia, kiedy Kasia weszła do pokoju córki, poczuła coś dziwnego w powietrzu. Wydawało się, że atmosfera w tym pomieszczeniu jest gęstsza, jakby z każdą chwilą stawała się coraz bardziej duszna. Kwiaty na stole były teraz jeszcze bardziej intensywne, ich kolor wydał się niemal nierealny, jakby każda cząsteczka w nich była nasycona jakąś niewidzialną siłą. Zosia siedziała nad nimi, wpatrując się w nie z zamglonym wzrokiem, a jej palce drgały, jakby chciały dotknąć każdego płatka z osobna. Kasia poczuła dziwne mrowienie w karku, jakby ktoś inny w tej chwili patrzył na nią z cienia.

„Zosiu, co się dzieje?” — zapytała niepewnie, stając w progu.

Zosia podniosła wzrok, ale odpowiedziała dopiero po chwili. „One… one mnie widzą.” Jej głos był dziwnie spokojny, jakby mówiła o czymś całkowicie naturalnym.

Kasia poczuła, jak coś w niej drgnęło — niepokój, który zaczynał powoli przenikać przez codzienne życie. Nie wiedziała, co dokładnie się działo, ale czuła, że te kwiaty mają coś do czynienia z tym dziwnym zachowaniem córki.

Zosia zaczęła budzić się w nocy, przerażona. Kasia wielokrotnie słyszała cichy płacz dochodzący z jej pokoju, a gdy weszła do środka, zauważyła, że córka siedzi w łóżku, z rękoma opartymi na kolanach, wpatrując się w ciemność. Na jej twarzy malował się wyraz strachu, jakby widziała coś, co nie było obecne w tym świecie.

„Zosiu, o czym śniłaś?” — zapytała, kładąc dłoń na ramieniu córki.

Zosia odpowiedziała cicho, ledwie słyszalnym głosem: „Słyszałam głosy. Z lasu… wołają mnie. I kwiaty… one… one mówią, że mam je zabrać… że muszę wrócić.”

Kasia poczuła ciarki na plecach. Próbowała zignorować te słowa, myśląc, że to tylko sen, ale Zosia była tak przekonana, że coś się wydarzyło, że nie potrafiła tego zignorować. W jej oczach zaczęła pojawiać się tajemnicza, mroczna energia, której Kasia nie mogła pojąć.

Marcin, choć starał się zachować spokój, także zaczął zauważać, że w domu dzieje się coś dziwnego. Nocami słyszał dziwne odgłosy — jakby ciche kroki na schodach lub szelest, który brzmiał jak przesuwające się przedmioty. Czasami, w ciszy, słyszał ciche szumy dochodzące z pokoju Zosi, jakby ktoś szeptał w ciemności. Kiedy raz wszedł do jej pokoju, żeby sprawdzić, co się dzieje, zauważył, że kwiaty zaczęły… rosnąć. Ich łodygi wydłużyły się, a nowe, mniejsze pąki zaczęły się pojawiać, jakby w nocy zyskiwały na sile. Zosia siedziała w milczeniu, wpatrując się w nie, a jej palce przesuwały się po ich płatkach, jakby w transie.

„Kasiu…” — zaczął niepewnie. „Te kwiaty… one są coraz dziwniejsze. Nie powinny rosnąć w ten sposób, prawda?”

Kasia poczuła niepokój. Chciała usłyszeć, że to tylko złudzenie, że te kwiaty to tylko przypadkowa roślina, ale czuła, że coś w tym miejscu nie jest w porządku. Zaczęła mieć wrażenie, że dom, który do tej pory wydawał się spokojny, zaczyna być wypełniony czymś, czego nie rozumieli. Dźwięki, które kiedyś były ignorowane, teraz były niepokojące. Dziwne cienie za oknami, dźwięki przypominające szmery i kroki w pustych korytarzach — wszystko to sprawiało, że coraz trudniej było poczuć się bezpiecznie.

Zosia, zdając się nie zauważać napięcia, które rosło wokół niej, coraz bardziej zanurzała się w świecie kwiatów. Po powrocie z lasu zaczęła mówić rzeczy, które nie miały sensu: „One się do mnie zbliżają. Muszę im pokazać, jak bardzo je kocham. Muszę je zabrać do domu.”

Marcin i Kasia postanowili udać się do lasu, chcąc znaleźć miejsce, w którym Zosia zbierała kwiaty, i sprawdzić, co się tam naprawdę dzieje. Czasami lepiej było wiedzieć, z czym mają do czynienia, niż żyć w niepewności.

Kiedy dotarli do polany, na której Zosia zbierała rośliny, poczuli, że coś jest nie tak. Las wydawał się zbyt cichy. Ziemia była wilgotna, a powietrze ciężkie, jakby coś czuwało w tym miejscu. To, co znaleźli, jeszcze bardziej ich zaniepokoiło — tu, gdzie wcześniej rosły dziwne kwiaty, teraz nic nie było. Polana była pusta, a ziemia wokół była spękana, jakby rośliny zostały wyrwane w sposób nienaturalny.

Wizyta w urzędzie

Po powrocie z lasu, gdzie odkryli, że polana, na której Zosia zbierała kwiaty, była teraz pusta, Marcin i Kasia czuli, że muszą dowiedzieć się więcej. Oboje byli pełni niepokoju — nie tylko o dziwne zachowanie Zosi, ale także o tym, co kryje się w lesie i czy nie mają do czynienia z czymś, czego nie rozumieją.

Następnego dnia, po pracy, postanowili udać się do urzędu gminy, by uzyskać jakiekolwiek informacje na temat lasu oraz historii posiadłości, w której teraz mieszkali. Kasia miała nadzieję, że znajdą jakieś dokumenty, które wyjaśnią, co dzieje się w tym miejscu. Marcin, bardziej pragmatyczny, chciał po prostu mieć pewność, że to, co się dzieje, to tylko przypadek, a nie coś, co może zagrozić jego rodzinie.

Kiedy weszli do urzędu, powitał ich młody urzędnik, który wyglądał na zmęczonego. Uśmiechnął się grzecznie, ale Kasia zauważyła, że jego spojrzenie było dziwnie zimne. Zdecydowali się zapytać o las, który znajduje się niedaleko ich domu, i o posiadłość, która była częścią ich spadku.

„Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o tej posiadłości, w której teraz mieszkamy. Chodzi o las, który jest w pobliżu. Mówi się, że to miejsce ma swoją historię…” — zaczął Marcin.

Urzędnik spojrzał na nich przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy powiedzieć im coś więcej. Po chwili milczenia odpowiedział:

„O lasie? Cóż, to stare tereny. Niewiele osób się tam zapuszcza, ale nic szczególnego. Posiadłość… hm, ta jest na pewno związana z historią tej okolicy. Wiem, że od dawna nie ma tam żadnych nowych mieszkańców, ale… cóż, jak powiedziałem, nie ma niczego, czego trzeba by się obawiać.”

Ton jego głosu był nieco zbyt obojętny, jakby chciał zakończyć rozmowę jak najszybciej. Kasia poczuła, jak rośnie w niej niepokój.

„Czy są jakieś dokumenty, które moglibyśmy zobaczyć? Chcielibyśmy zrozumieć, co dokładnie się stało z poprzednimi właścicielami tej posiadłości. Jakieś informacje o historii tego miejsca?”

Urzędnik wydawał się nieco niechętny, ale po chwili sięgnął po stos papierów, który leżał na biurku. „To, co mogę wam pokazać, to tylko dokumenty dotyczące właścicieli nieruchomości, a także kilka… historycznych wzmianków. Przeczytajcie, ale nie oczekujcie niczego niezwykłego. To tylko stara ziemia, po prostu część tej okolicy. Nic, czym trzeba by się martwić.”

Kasia i Marcin zaczęli przeglądać dokumenty, ale większość z nich była niejednoznaczna. Wzmianki o poprzednich właścicielach były lakoniczne, a historia posiadłości wydawała się nie zawierać niczego niepokojącego. Jednak coś w tym wszystkim ich zaniepokoiło — urzędnik zachowywał się zbyt obojętnie, a jego słowa były pełne niejasności.

Na koniec, przed wyjściem, Kasia zapytała jeszcze: „A co z lasem? Właśnie zaczęliśmy się o niego interesować. Chciałabym wiedzieć, dlaczego tak mało się o nim mówi. Może to miejsce nie jest takie zwykłe, jak się wydaje?”

Urzędnik skinął głową, ale odpowiedział szybko, niemal jakby chciał się ich pozbyć: „Las? To tylko las, nic więcej. Są tam dzikie zwierzęta, trochę rzadkich roślin. Ale nie ma tam nic… nic, o czym trzeba by mówić. To tylko stary kawałek ziemi, jak wiele innych w tym regionie.”

Zanim Kasia mogła zapytać o coś jeszcze, urzędnik zniknął za drzwiami, zostawiając ich z poczuciem, że nie otrzymali pełnej odpowiedzi.

Kiedy wrócili do domu, Kasia i Marcin zaczęli zastanawiać się nad tym, co usłyszeli. Odpowiedzi urzędnika były zdawkowe i nie do końca przekonujące. To, co ich najbardziej niepokoiło, to jego zachowanie — unikanie konkretów, jakby nie chciał mówić o lesie ani o posiadłości.

„Czujesz to, prawda?” — zapytał Marcin, kiedy wrócili do domu. „Coś w tym wszystkim jest nie tak.”

Kasia milczała przez chwilę. „Tak… coś tu nie gra. To jakby ktoś chciał, żebyśmy nic nie wiedzieli.”

Wiedzieli, że muszą dowiedzieć się więcej. Ale jednocześnie czuli, że im więcej odkryją, tym bardziej mogą wpaść w coś, czego nie będą w stanie kontrolować.

Urzędnik i jego tajemniczy kolega

Urzędnik, którego spotkali Kasia i Marcin, nazywał się Wojciech Kwiatkowski. Młody, około trzydziestoletni mężczyzna o delikatnych rysach twarzy, zawsze nienagannie ubrany w brązowy garnitur, z zaledwie odrobiną zarostu, który wydawał się być bardziej modnym wyborem niż wynikiem zaniedbania. Jego spojrzenie było chłodne, a uśmiech automatyczny, jakby nie potrafił wyjść poza swoją codzienną rolę w biurze. Zawsze wydawał się zmęczony, jakby jego życie składało się tylko z biurokratycznych formalności, a pozbawiony był jakichkolwiek emocji związanych z tym, co mówił.

Jednak tego dnia coś w jego zachowaniu było inne. Po rozmowie z Kasią i Marcinem, kiedy tylko zostali w jego biurze, zamknął drzwi i sięgnął po telefon. Oparł się o biurko, patrząc przez okno, jakby upewniając się, że nikt go nie widzi. Następnie wybrał numer.

„Tak, to ja. Mieli wizytę… właściciele. Tak, ci nowi. Pytali o las i posiadłość. Oczywiście chcieli wiedzieć więcej. Pytali o historię, ale nie powiedziałem im nic ważnego. Tak, jak mówiłeś.” — głos Wojciecha był spokojny, ale w jego tonie było coś niepokojącego. — „Nie, nie dali się nabrać, ale to nic. Nie osiągną tego, czego chcą.”

W słuchawce usłyszano spokojną, ale stanowczą odpowiedź. „Muszą zostać zignorowani. Zrób wszystko, żeby nie odkryli prawdy. Jeśli znajdą coś w tej sprawie, może być za późno. Pamiętasz, co się stało wcześniej. Nie możemy do tego dopuścić.”

„Wiem, wiem.” — odpowiedział Wojciech, po czym zakończył rozmowę. Jego twarz, dotąd pozbawiona emocji, teraz była wykrzywiona w wyrazie napięcia. Schował telefon, jakby nagle dostrzegł coś, czego nie chciał widzieć, a potem ponownie spojrzał na papiery na biurku, jakby szukał jakiejś konkretnej informacji, której nie chciał im ujawniać.

Nowa postać — Michał, kolega Wojciecha

Kilka dni później, Kasia i Marcin, czując, że urzędnik coś ukrywa, zaczęli podejrzewać, że sprawa jest poważniejsza niż się początkowo wydawało. Kiedy wrócili do swojego domu, zauważyli, że coś jest nie tak. Ich przeczucie nie zawiodło ich. Wkrótce okazało się, że Wojciech Kwiatkowski nie działał sam. Okazało się, że miał wspólnika, Michała Sobczaka, starszego mężczyznę w średnim wieku, który był od lat związany z lokalnymi sprawami. Michał był właścicielem kilku nieruchomości w okolicy, a także, jak się okazało, miał powiązania z osobami, które były zainteresowane posiadłością, którą Marcin i Kasia otrzymali w spadku.

Michał był całkowitym przeciwieństwem Wojciecha. Mężczyzna o wyraźnych rysach twarzy, z siwymi włosami, które dodawały mu powagi. Jego twarz, pomimo tego, że była wyrazista i pełna zmarszczek, nie zdradzała żadnych emocji. Niezwykle opanowany, zawsze ubrany w ciemny garnitur, a jego głos brzmiał jakby ważył każde słowo, które wypowiadał.

„Wojciech, musisz przyspieszyć. Właściciele zaczynają zadawać za dużo pytań. Jeśli dowiedzą się, co się naprawdę dzieje z tym miejscem, wszystko pójdzie na marne.” — Michał rozmawiał z urzędnikiem, stojąc w swoim biurze, tuż obok wojewódzkich dokumentów.

„Próbuję, Michał, ale oni są zdeterminowani. Pytali o historię lasu i wcześniejszych właścicieli… muszę zrobić wszystko, żeby nie dotarli do prawdy.” — odpowiedział Wojciech, nieco zaniepokojony.

„Nie pozwól, żeby ich dociekliwość zrujnowała nasze plany. O ile się nie mylę, mają powiązania z przeszłością tego miejsca, a jeśli się dowiedzą, w co się naprawdę miesza, wszystko się skończy. Przygotuj się na wszystko, Wojciech. Zrób, co trzeba.”

Połączenie sił

Urzędnik i Michał byli częścią większej sieci, która od lat zarządzała interesami w okolicy. Michał miał powiązania z rodzinami, które od dawna związane były z mrocznymi sekretami tego miejsca. Ich celem było utrzymanie w tajemnicy prawdy o lesie i posiadłości, która ukrywała mroczne historie, które mogłyby zniszczyć reputację regionu.

Ich celem stało się jedno — zablokowanie wszelkich prób odkrycia prawdy przez nowych właścicieli posiadłości, Marcina i Kasię. To, co zaczęli badać, mogło zagrozić ich interesom, a przede wszystkim — utrzymaniu w tajemnicy tego, co naprawdę działo się w lesie i w samym domu.

Rozwinięcie tajemnicy — urzędnik i Michał

Po rozmowie Wojciecha z Michałem, obaj mężczyźni wiedzieli, że nie mogą dopuścić, aby Marcin i Kasia zaczęli odkrywać zbyt wiele. Las, posiadłość i ich przeszłość były nie tylko miejscem z mroczną historią, ale także sercem potężnych, lokalnych interesów. Właściciele, którzy właśnie przejęli dom, nie mieli pojęcia, że wchodzą w coś, co mogło ich przerazić. Dlatego urzędnik musiał działać szybko.

Wieczorem, w gabinecie Michała, obaj mężczyźni spotkali się ponownie. Michał, stojąc przy oknie, patrzył na miasto w mroku. Jego twarz była wyraźnie twarda, a w oczach czaił się chłód, który wcale nie zwiastował niczego dobrego.

„Wojciech, musisz być bardziej czujny. To nie tylko kwestia tego, co oni wiedzą teraz. Chodzi o to, co mogą odkryć, a przede wszystkim o to, co już wiedzą” — Michał mówił spokojnie, ale jego ton nie pozostawiał wątpliwości co do powagi sytuacji.

Wojciech kiwnął głową, wciąż przygnębiony całym tym zamieszaniem. „Próbowałem ich zniechęcić, ale są coraz bardziej dociekliwi. Pytali o historię tego miejsca… muszę im coś pokazać, żeby odpuścili.”

„Pokaż im tylko to, co musisz. Nie pozwól, by odkryli coś więcej. Jeśli dostaną się do starych dokumentów dotyczących posiadłości, mogą znaleźć coś, czego nie chcemy, żeby się dowiedzieli.”

Wojciech spojrzał na Michała, poczuł ciężar słów, które wypowiadał. „Masz rację. Ale jeśli tak bardzo chcą wiedzieć, to może warto im dać jakieś wskazówki, żeby ich zmylić. Co myślisz?”

Michał na chwilę zamilkł, a potem odpowiedział: „To zbyt ryzykowne. Muszą uwierzyć, że nic nie ma znaczenia. Jeśli będą wciąż pytać, zaczniemy działać inaczej. Są metody, by ich odstraszyć… na pewno znajdziemy sposób, by ich odciągnąć.”

Ich rozmowa wkrótce się skończyła, ale obaj wiedzieli, że to, co zaczęło się jako zwykła kontrola nad niegroźnym domem, przerodziło się w walkę o ukrycie czegoś o wiele bardziej niebezpiecznego.

Kilka dni później, Michał zaplanował spotkanie z właścicielami posiadłości — Marcinem i Kasią. Wiedział, że muszą zrozumieć, że ich poszukiwania mogą doprowadzić do problemów, których nawet oni nie będą w stanie rozwiązać.

Michał przyjechał do domu Marcina w eleganckim samochodzie. Był na tyle uprzejmy, by zaprosić ich do swojego gabinetu, obiecał też dostarczyć im więcej dokumentów dotyczących historii posiadłości. W jego oczach kryło się coś więcej niż tylko uprzedzenia. Kasia, wyczuwając w nim chłodną kalkulację, czuła, że coś jest nie tak, ale nie chciała od razu wyjść z inicjatywą. Michał witał ich z wyważonym uśmiechem, wręczył kilka papierów, w których „dokładnie” opisano przeszłość posiadłości. Jednak Kasia zauważyła, że niektóre strony były starannie wycięte. Pytanie, które narodziło się w jej głowie, brzmiało: Co próbują ukryć?

„To wszystko, co mam w tej sprawie. Reszta informacji jest… nieistotna.” — Michał zakończył rozmowę, jego ton stał się nieco zimniejszy. „Proszę, proszę tylko pamiętać, żeby nie zadręczać się przeszłością. To tylko stare domostwo. Nic, co warto odkrywać.”

Marcin nie miał wątpliwości, że Michał nie chce, by dowiedzieli się zbyt wiele. Jego ton, gesty, a także unikanie odpowiedzi na pewne pytania utwierdzały ich w przekonaniu, że coś jest nie tak.

Kasia poczuła nagłą, niepokojącą myśl — Michał wiedział zbyt wiele o historii tego miejsca. Wiedział o wszystkim, co się wydarzyło, i był gotów zrobić wszystko, by ich powstrzymać.

Kiedy Michał wrócił do swojego biura, ponownie skontaktował się z Wojciechem. Wiedział, że sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli.

„To nie będzie łatwe. Oni nie odpuszczą.” — Michał mówił zniecierpliwiony. „Musimy sięgnąć po inne środki. Właściciele posiadłości są zbyt dociekliwi, a im więcej się dowiedzą, tym gorzej.”

„Zajmę się tym. Zacznę ich pilnować. Nie mogą się dowiedzieć o tym, co naprawdę jest w lesie, o tym, co tam się wydarzyło. Wiem, co mam zrobić.” — odpowiedział Wojciech. Jednak w jego głosie nie brzmiała już pewność, jak poprzednio. Był coraz bardziej zaniepokojony.

„Dobrze. I pamiętaj, nie możemy dopuścić, by ich dociekliwość doprowadziła do katastrofy. To wszystko musi pozostać w cieniu.”

Początek niepokoju

Tymczasem, Marcin i Kasia, choć jeszcze nie wiedzieli, jak głęboko sięgnął ich niepokój, czuli, że coś nie gra. Michał, urzędnik, dziwne dokumenty — wszystko to zaczynało się łączyć w jedną mroczną całość. Wiedzieli, że muszą działać ostrożnie, ale z każdym dniem odkrywali, że otaczająca ich rzeczywistość staje się coraz bardziej nieprzewidywalna.

Ich wizyta w urzędzie była tylko pierwszym krokiem, ale Michał i Wojciech byli już gotowi na wszystko, by nie dopuścić do tego, by prawda wyszła na jaw.

Tajemniczy Mężczyzna

Kilka dni po wizycie Michała u Marcina i Kasi, kiedy emocje związane z otrzymanymi dokumentami nieco opadły, a para starała się zebrać myśli, wydarzyło się coś, co zburzyło ich spokój. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy, które wykraczały poza zwykły niepokój związany z nowym domem. Był to moment, w którym Michał i Wojciech postanowili, że muszą wysłać do posiadłości kogoś, kto mógłby dosłownie nastraszyć nowych właścicieli, by ci ostatecznie zrezygnowali z dalszego zgłębiania tajemnic tego miejsca.

Nowa postać, którą wysłano, nazywała się Adam Sierżant. Mężczyzna, wyglądający na nieco ponad czterdziestoletniego, miał surową twarz, zimne oczy, które sprawiały, że jego obecność była przytłaczająca. Adam był przeszkolonym w różnych sztukach perswazji i psychologii, choć nie miał żadnego oficjalnego tytułu ani funkcji w administracji. Jego praca polegała na utrzymaniu porządku w nieco mrocznych interesach Michała i Wojciecha — zapewniał, że ci, którzy zbyt dociekliwie zaczynają węszyć, zostaną zmuszeni do zaprzestania swoich działań.

Pierwsze spotkanie — Adam w posiadłości

Pewnego wieczoru, kiedy Marcin i Kasia wrócili do domu po całym dniu pracy, zauważyli coś dziwnego. Na podjeździe stał nieznajomy samochód, którego wcześniej nie widzieli. Było ciemno, a na tle zamglonego nieba, mężczyzna stojący przy bramie wydawał się niemalże częścią otaczającego mroku. Zatrzymał się, gdy tylko ich zauważył.

„Dzień dobry, państwo. Przepraszam, że przeszkadzam. Mam tylko kilka słów do powiedzenia. To nic ważnego, ale muszę się upewnić, że wszystko jest w porządku z domem. Chciałem po prostu się rozejrzeć.” — Adam mówił z niskim, niemal monotonnym głosem, który brzmiał jakby pochodził z jakiegoś mrocznego zakątka.

„Kim pan jest?” — Marcin niepokojony stanął w drzwiach. W tym momencie Kasia poczuła, że coś w tym człowieku jest niepokojącego. Jego obecność była jak cień, który zagnieżdżał się w przestrzeni, nie pozostawiając miejsca na nic innego.

„Jestem… kimś, kto dba o interesy związane z posiadłością. Mam zapewnić, że nie będzie żadnych problemów. Zwykła kontrola. To tylko formalność.” — Adam odpowiedział, nie patrząc im w oczy, jakby nie oczekiwał żadnych pytań.

Kasia poczuła, że coś jest nie tak. „Nie potrzebujemy żadnej kontroli, wszystko jest w porządku. Kto pana wysłał?” — zapytała ostro.

„To nieważne, skąd jestem. Proszę mi tylko dać chwilę, a zaraz sobie pójdę. To tylko formalność.” — Adam odrzekł, jego głos brzmiał jakby nie znosił sprzeciwu.

Marcin, czując rosnące napięcie, powiedział: „Proszę opuścić naszą posiadłość. Nie mamy nic wspólnego z żadnymi kontrolami.”

Adam nie odpowiedział, tylko spojrzał na nich zimnym wzrokiem. Na chwilę zapadła cisza. Wtedy Marcin zauważył, jak mężczyzna cofnął rękę do kieszeni płaszcza, wyciągając coś, co wyglądało jak stary, zniszczony kawałek papieru. „Proszę sobie to zapamiętać,” powiedział, „jeśli będziecie kontynuować poszukiwania, mogą pojawić się problemy. Nie jest to nic osobiste, po prostu porządek.”

Zostawił ich z tymi słowami i odszedł, nie patrząc w ich stronę. Przed wyjazdem, jeszcze przez chwilę, spojrzał na posiadłość, jakby upewniając się, że zapamiętał każdy szczegół.

Po jego wizycie

Po tej dziwnej wizycie, Kasia i Marcin poczuli się wytrąceni z równowagi, ale mimo tego nie dali się zastraszyć. Choć Adam próbował ich psychologicznie zdominować swoją spokojną, lecz przerażającą obecnością, oboje czuli, że nie mogą poddać się strachowi.

„To było tylko ostrzeżenie, Marcin. Nic więcej. Oni chcą, żebyśmy się wystraszyli.” — Kasia mówiła, choć jej głos miał w sobie nutę niepokoju. „Ale my nie możemy zrezygnować. Musimy dalej szukać.”

„Masz rację. To tylko kolejna próba. Oni nie wiedzą, z kim mają do czynienia. Zawsze byli w cieniu, ale teraz czas na nas. Musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę się tutaj wydarzyło.” — odpowiedział Marcin, jego głos był zdecydowany.

Po wizycie Adama, czuć było, jak napięcie w domu wzrasta. Mimo że żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo im nie groziło, oboje czuli, że zaczynają być wciągani w coś, czego nie rozumieją do końca, ale nie mogli odpuścić. To, co zaczęło się od zagadkowego domu i lasu, teraz stawało się czymś znacznie bardziej niebezpiecznym.

Spotkanie z lokalnymi mieszkańcami

Po wizycie Adama, Kasia i Marcin, mimo że nie dali się zastraszyć, poczuli, że coś naprawdę jest nie tak. Postanowili więc porozmawiać z ludźmi, którzy mogli wiedzieć więcej o historii posiadłości i otaczającego ją lasu. Zdecydowali się poszukać informacji wśród sąsiadów, którzy mogli znać opowieści związane z tym miejscem, a także tych, którzy przeżyli tu całe życie.

Kilka dni po incydencie z Adamem, Kasia udała się do najbliższego sklepu spożywczego, licząc na to, że uda jej się porozmawiać z kimś, kto mógłby wiedzieć coś więcej. Znalazła tam starszą kobietę, panią Annę, która przez całe życie mieszkała w tej okolicy. Pani Anna, choć była już bardzo stara, była znana w wiosce ze swojej wyjątkowej pamięci i szerokiego zasobu wiedzy o historii tego regionu. Mówiło się, że znała tajemnice, o których inni nie chcieli nawet mówić.

„Pani Anna, może pani pomóc?” — zapytała Kasia, siadając obok starszej kobiety. „Szukamy informacji o tej posiadłości. O lesie, który ją otacza… Może pani coś wie?”

Starsza pani spojrzała na nią uważnie, a jej oczy błysnęły jakby przez chwilę wróciła do wspomnień sprzed wielu lat. „Wiem, wiem… wszyscy w tej okolicy wiedzą, co się tam działo. Ale nie wszyscy chcą pamiętać. Ci, co są młodsi, to już zapomnieli. Ale ja… ja pamiętam.”

Kasia zbliżyła się do niej, czując, że może dowiedzieć się czegoś naprawdę ważnego. „Co takiego się tam działo, pani Anno? Co to za las? I ta posiadłość?”

Pani Anna wyciągnęła z torby drewnianą laskę, stukając nią o podłogę. „Las… to nie jest zwykły las, młoda pani. Las ten zawsze miał swoje tajemnice. I nie każdemu jest dane je poznać. Poszedł tam kiedyś mężczyzna, sam, nocą… Zniknął. I nikt go już nie widział. To było dawno… ale nie zapomniano.” — Pani Anna powiedziała to spokojnym głosem, jakby mówiła o czymś, co stało się wczoraj.

Kasia nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko skinęła głową, zachęcając kobietę do kontynuowania. „A posiadłość? Co z nią?”

„Ona jest stara, bardzo stara. Widziałam ją, kiedy byłam jeszcze młoda. Ludzie mówili, że była przeklęta, ale nikt nie chciał tego głośno powtarzać. Zawsze było coś dziwnego w tym miejscu… Coś, co sprawiało, że lepiej było trzymać się z daleka.”

Kasia poczuła, jak zimny dreszcz przebiega jej po plecach. „Czy pani wie, kto jeszcze mieszkał w tej posiadłości? Kto tam kiedyś żył?”

Pani Anna na chwilę zamyśliła się, a potem zniżyła głos, jakby bała się, że ktoś usłyszy. „Była tam rodzina… Wiesz, to były inne czasy. Ale później… później ich już nie było. Zniknęli. Tak, jakby coś ich wzięło, coś… z lasu.” — mówiła to powoli, jakby sama nie wierzyła w to, co mówiła.

Kasia czuła, jak jej serce bije szybciej. „A gdzie ci ludzie są teraz? Czy ktoś wie, co się z nimi stało?”

Pani Anna pokręciła głową. „Nie wiem. Ale słyszałam, że byli tam dziwni ludzie. Nie chcę o tym mówić, bo to nie jest nic dobrego.”

Kasia poczuła, jakby otworzyła się przed nią nowa, mroczna rzeczywistość. Pani Anna była teraz milcząca, jakby bała się kontynuować rozmowę.

— —

Spotkanie z Marcinem

Po rozmowie z panią Anną, Kasia postanowiła natychmiast wrócić do domu, by opowiedzieć Marcinowi o tym, co usłyszała. Wiedziała, że ich życie w posiadłości zmienia się na zawsze, ale nie mogli już zrezygnować.

„Marcin, musimy dowiedzieć się więcej. Pani Anna, ta starsza kobieta, powiedziała coś, co… co daje mi dreszcze. Ona mówiła o jakiejś rodzinie, która kiedyś mieszkała w tym domu, i o tym, że coś się tam stało. O tym lesie… mówiła, że to nie jest zwykły las. Wiesz, że nie wszyscy w okolicy chcą o tym mówić, ale ona pamięta.”

Marcin spojrzał na nią z powagą. „Czyli mamy kolejny kawałek układanki. Musimy dowiedzieć się, co się stało z tą rodziną, i dlaczego ten las jest taki… dziwny.”

„Tak, to bardzo niepokojące. Ale nie możemy odpuścić. Musimy wiedzieć, co się tam naprawdę wydarzyło.” — Kasia była zdeterminowana.

Nowa postać — Pani Krystyna

Z pomocą pani Anny, Marcin i Kasia zaczynają coraz bardziej zagłębiać się w historię posiadłości i tajemniczego lasu. Pani Anna wspomniała jeszcze o jednej osobie, którą warto było odwiedzić — starszej pani Krystynie, która również była świadkiem wydarzeń związanych z tą okolicą. Pani Krystyna mieszkała kilka kilometrów od ich domu, w samotnej chatce na skraju lasu. To ona mogła znać resztę ukrytych historii. I to do niej właśnie Marcin i Kasia postanowili się udać.

Wizyta u Pani Krystyny

Następnego dnia, po rozmowie z Panią Anną, Kasia i Marcin postanowili udać się do Pani Krystyny, jak sugerowała Anna. Wiedzieli, że to może być ich jedyna szansa na uzyskanie pełnej informacji.

Chatka Pani Krystyny znajdowała się na skraju lasu, z dala od innych domów. Przechodząc przez gęste zarośla, Kasia czuła niepokój narastający z każdym krokiem. Marcin, chociaż starał się zachować spokój, także miał wrażenie, że otaczający ich las coś skrywa. Gdy dotarli na miejsce, drzwi były uchylone, a Pani Krystyna siedziała przy oknie, patrząc na horyzont.

„Proszę wejść” — powiedziała cicho, niemal szeptem. Kasia poczuła, że staruszka nie chciała ich widzieć, ale czuła, że nie ma odwrotu. Po chwili zasiadali przy stole, a Pani Krystyna zaczęła mówić.

„Ja… wiem, dlaczego przyszliście. Wiem, że chcecie wiedzieć, co się stało w tym lesie… w tej posiadłości.” Jej głos drżał, jakby każda jej wypowiedź mogła ją kosztować życie. „Ale to, o czym ja mogę mówić, to tylko część historii. Nie mogę wam powiedzieć wszystkiego… nie jestem w stanie.”

„Dlaczego?” — zapytała Kasia, czując narastającą frustrację. „Co się stało?”

Pani Krystyna milczała przez moment, a potem spojrzała na nich, jakby przekonując się, czy mogą jej zaufać. „Bo jeśli wam powiem całą prawdę, to nie tylko wy… wszyscy w tej okolicy będziecie w niebezpieczeństwie. I ja także. Ta posiadłość… to nie jest zwykły dom. Ludzie, którzy tam mieszkali, byli związani z czymś, czego nie da się zniszczyć. Coś, co jest w tym lesie. Coś, co wciąż tu jest.”

Kasia i Marcin spojrzeli po sobie, czując, że dochodzą do punktu, w którym nie mogą już cofnąć się w tej sprawie. „Co to za coś? Proszę nam powiedzieć. To może być nasza jedyna szansa na ocalenie.”

Pani Krystyna wzięła głęboki oddech, jakby zbierała siły do wyznania czegoś strasznego. „To jest… przekleństwo. I to przekleństwo nie pozwala nikomu uciec. Posiadłość była zawsze związana z… tym, co nazywają ciemnością. To nie jest coś, co można po prostu wyjaśnić. Wiem, że nie zrozumiecie. Ale to nie jest coś, czego da się pozbyć.”

„Wiemy, że to nie przypadek, że się tu pojawiłaś. Musisz nam pomóc” — nalegała Kasia, a Marcin spojrzał na nią z niepokojem.

Pani Krystyna pokręciła głową. „Nie mogę już nic więcej zrobić… Muszę odejść. Proszę, odpuście sobie. Jeśli będziecie kontynuować, nie będziecie bezpieczni. Nikt nie jest bezpieczny.”

Zanim Kasia zdążyła odpowiedzieć, Pani Krystyna wstała i ruszyła w stronę drzwi. „Przepraszam” — powiedziała jeszcze, po czym zamknęła drzwi za sobą, zostawiając ich w szoku.

— —

Nocne odwiedziny Pani Anny

Następnego dnia, kiedy Kasia i Marcin wrócili do swojej posiadłości, zastali na progu Panią Annę. Była cała spocona, z szeroko otwartymi oczami, jakby przez całą noc nie spała.

„Muszę wam powiedzieć prawdę” — zaczęła, a jej głos był pełen paniki. „Nie mogłam tego dłużej ukrywać. To, co powiedziała Pani Krystyna, to prawda. Ale jest coś więcej… coś, co oni ukrywają przed wami, żebyście się bali.”

Pani Anna usiadła na schodach, próbując uspokoić oddech. „Ja… wiem, kim byli ci ludzie, którzy żyli w tej posiadłości. Byli… związani z czymś, czego nie rozumieliście. Z czymś, co się z nimi stało. I teraz… teraz wy jesteście w niebezpieczeństwie. Ten las nie chce, żebyście go opuścili.”

Kasia i Marcin wymienili się spojrzeniami. „To już nie jest zwykła opowieść” — pomyślała Kasia, czując w sercu niepokój, którego nie potrafiła wyjaśnić.

Tragedia u Pani Krystyny

Dzień po wizycie Pani Anny, Kasia i Marcin postanowili udać się z powrotem do Pani Krystyny. Chcieli wyjawić jej, że wiedzą już wszystko — że odkryli prawdę. Zatrzymali się na chwilę w drodze, by zebrać myśli, a potem ruszyli w stronę jej chatki.

Kiedy dotarli, drzwi były otwarte. Zdziwieni weszli do środka. W pomieszczeniu panowała martwa cisza. Pani Krystyna siedziała nieruchomo w fotelu, twarz miała bladą jak papier, a jej ciało wyglądało na sztywne. Kasia podeszła do niej ostrożnie, dotykając jej ramienia. Była martwa.

„To niemożliwe…” — wymamrotała Kasia, czując, jak serce bije jej szybciej.

Marcin spojrzał na nią z przerażeniem. „Kasia… musimy wezwać pomoc.”

Wzywanie policji

Kasia, nie tracąc czasu, wyjęła telefon i zadzwoniła po policję. W ciągu kilku minut na miejsce przyjechała ekipa. Funkcjonariusze zaczęli przeszukiwać chatkę, ale szybko stwierdzili, że nie ma żadnych widocznych śladów przestępstwa. Ciało Pani Krystyny zostało zabrane, a policja rozpoczęła dochodzenie.

Kasia i Marcin stali w milczeniu, patrząc na zewnątrz. Zrozumieli, że znaleźli się w samym sercu czegoś, czego nie potrafią pojąć. Wiedzieli, że nie mogą się teraz wycofać. Muszą dowiedzieć się, co się dzieje z tą posiadłością i lasem, nawet jeśli oznacza to, że nie wyjdą stąd żywi.

Śledztwo policji i wizyta u urzędnika

Po śmierci Pani Krystyny, Kasia i Marcin czuli, że sprawy zaczynają wymykać się spod kontroli. Policja kontynuowała dochodzenie, jednak nie znaleźli żadnych dowodów, które wskazywałyby na przyczynę śmierci. Eksperci nie byli w stanie wyjaśnić, dlaczego Pani Krystyna nagle odeszła, a jej ciało wyglądało na zupełnie martwe, jakby coś oderwało jej życie w sposób nagły i tajemniczy.

Kasia i Marcin nie zamierzali jednak stać bezczynnie. Wiedzieli, że muszą wrócić do urzędnika. Poszli tam tego samego dnia, a ich decyzja była już ostateczna — nie zatrzymają się, dopóki nie odkryją całej prawdy.

Urzędnik, który tym razem wyglądał na bardziej nerwowego niż poprzednio, próbował ich uspokoić. „Nie wiem, o czym wy mówicie” — stwierdził, starając się unikać kontaktu wzrokowego. „Nie macie pojęcia, co się dzieje w tej okolicy. Powinniście zostawić to w spokoju.”

„Nie damy się wystraszyć” — powiedział Marcin z determinacją. „Wrócimy, dopóki nie dowiemy się wszystkiego. To wy macie coś do ukrycia!”

Urzędnik poczuł się niekomfortowo, a Kasia zauważyła, jak jego ręce zaczęły się trząść. „Chcecie wiedzieć, co się dzieje? Dobrze… ale nie będziecie w stanie tego zrozumieć. Tylko nie przychodźcie tu więcej” — ostrzegł, patrząc na nich z wyraźnym strachem w oczach.

Kasia i Marcin czuli, że dochodzą do punktu, w którym nie ma odwrotu. Muszą poznać prawdę, nawet jeśli oznacza to zmierzenie się z niebezpieczeństwem.

Problemy z Zosią

Po wizycie u urzędnika, Kasia i Marcin wrócili do domu, pełni zdeterminowania, ale i niepokoju. Wiedzieli, że coś w tym wszystkim nie gra. Mimo to nie spodziewali się, że wkrótce będą musieli zmierzyć się z czymś jeszcze bardziej przerażającym — Zosia zaczęła znowu sprawiać problemy.

Dziewczynka, która początkowo zdawała się powrócić do normalności, nagle zaczęła wykazywać dziwne zachowania. Często miała dziwne ataki płaczu, a jej spojrzenie stało się puste, jakby patrzyła przez coś, czego nikt inny nie widział. Dodatkowo Zosia zaczęła mówić rzeczy, które wzbudzały niepokój.

„Mami, tatusiu… widziałam ich w ogrodzie. Oni tam są…” — mówiła cicho, patrząc w stronę okna.

„Kogo, Zosiu?” — zapytała Kasia, próbując zrozumieć, o czym mowa.

„Tamci… ci, co przyszli w nocy. Oni są tam… w lesie.”

Marcin poczuł, jak serce mu zamarło. To, co Zosia mówiła, miało sens tylko w kontekście tego, czego się dowiedzieli. Te dziwne rzeczy… las, posiadłość, przekleństwo. Kasia spojrzała na męża, a w ich oczach widać było to samo — zaczynali rozumieć, że nie mogą już wycofać się z tej sprawy, bo Zosia, jak się okazało, była częścią tego, co dzieje się w tej posiadłości.

„Zosia, co się dzieje?” — Marcin ukląkł przed córką. „Opowiedz nam, co widzisz.”

Zosia nagle spojrzała na niego, jej twarz była blada, a oczy jakby patrzyły w inną rzeczywistość. „Oni tam są… pod ziemią. Czekają na mnie.”

Kasia poczuła ciarki na plecach. Zosia nigdy wcześniej nie mówiła w ten sposób. To, co się z nią działo, było coraz bardziej niepokojące. Zaczęła się zastanawiać, czy to, co przeżywa ich córka, ma coś wspólnego z dziwnymi wydarzeniami w posiadłości i lesie.

Niepokojąca zmiana

Kolejnego dnia Zosia, jakby nic się nie działo, zaczęła zachowywać się inaczej. Była cicha, zamknięta w sobie, a w jej oczach pojawił się chłód, który Kasia i Marcin wcześniej zauważyli tylko u obcych ludzi. Kasia czuła, że coś w Zosi się zmieniło — nie była już tą samą radosną dziewczynką, jaką pamiętali. Coś ciemnego, niewytłumaczalnego wkradało się w jej duszę.

„Kasia, musimy zrobić coś z Zosią. To nie jest ona” — powiedział Marcin, zaniepokojony tym, co się działo.

Ale Kasia wiedziała, że to nie Zosia była problemem. To, co działo się w lesie i w ich posiadłości, miało wpływ na nią, na wszystkich. Wiedzieli, że muszą kontynuować swoje śledztwo, ale też poczuła rosnący strach o życie swojej córki.

Konsekwencje odkryć

Teraz Kasia i Marcin byli pewni, że nie tylko urzędnik, ale i cała ta okolica, mają coś do ukrycia. Zosia, ich własna córka, była tego niepokojącym dowodem. Wiedzili, że muszą działać szybko — odkrycie prawdy stawało się coraz bardziej niebezpieczne.

Ich plany zderzyły się z rzeczywistością. Walczyli z czymś, co było większe i silniejsze, niż cokolwiek, co mogli sobie wyobrazić.

Wieczór — spokojne chwile, które szybko przemieniają się w koszmar

Zosia w końcu zasnęła. Kasia stała przez chwilę przy jej łóżku, patrząc na jej spokojną twarzyczkę. Czuła w sobie mieszankę troski i niepokoju. Choć dziewczynka spała, coś w jej zachowaniu od dnia poprzedniego sprawiało, że Kasia nie mogła pozbyć się wrażenia, iż coś z Zosią jest nie tak. Była to ta sama córka, którą znała, ale jej oczy… Oczy Zosi były inne. Ciemniejsze, bardziej zamknięte. Kasia z westchnieniem położyła rękę na czole dziecka, czując jego chłód.

„Spokojnie, kochanie, wszystko będzie dobrze” — wyszeptała, choć nie wierzyła w te słowa tak, jak by chciała.

Po chwili, jak Zosia zasnęła na dobre, Kasia cicho opuściła pokój. Marcin już był w ich sypialni, siedział na brzegu łóżka, patrząc przez okno na ciemniejący krajobraz.

„Jak Zosia?” — zapytał, nie podnosząc wzroku.

„Zaśnęła. Ale… wiesz, coś jest nie tak. Czuję, że to się nasila. Ta cała sytuacja…” — odpowiedziała Kasia, siadając obok niego na łóżku.

„Co takiego się dzieje?” — Marcin spojrzał na nią, teraz z wyraźnym zmartwieniem. „Zosia była inna dzisiaj. Ale co, jeśli to wszystko… te dziwne rzeczy w lesie, Pani Krystyna, ta cała historia… mają ze sobą coś wspólnego? Co, jeśli wciągnęliśmy się w coś, czego nie potrafimy już kontrolować?”

Kasia spojrzała na niego i przez chwilę milczała. „Nie wiem, ale musimy to rozgryźć. Cokolwiek to jest, nie odpuszczę. To nasza córka, a coś niepokojącego czai się tuż za rogiem. Musimy dowiedzieć się, co to naprawdę jest… i powstrzymać to.”

Marcin skinął głową. Zgadzali się, że nie mogą się wycofać, choć oboje czuli, jak ich serca biją szybciej z niepokoju. Wiedzieli, że im dłużej będą szukać prawdy, tym bardziej będą zbliżać się do czegoś niepojętego i niebezpiecznego.

Po kilku minutach rozmowy Kasia zgasiła lampkę nocną, a oboje położyli się do łóżka. Chociaż próbowali odpocząć, oboje nie mogli uwolnić się od przerażającego uczucia, które towarzyszyło im od dawna. W głębi serca czuli, że coś złowrogiego wciąż ich ściga, coś, czego nie rozumieli i czego nie mogli przewidzieć.

— —

Straszliwy krzyk Zosi

Cisza nocy została nagle przerwana przeraźliwym krzykiem Zosi. Kasia i Marcin w mgnieniu oka podnieśli się z łóżka, ich serca zabiły szybciej, a strach rozlał się po ich ciałach.

„Zosia!” — krzyknęła Kasia, biegnąc w stronę pokoju córki, a Marcin podążył tuż za nią.

Wbiegli do jej pokoju, ale obraz, który zastali, zszokował ich do głębi. Zosia leżała na łóżku, krzycząc, jakby przeżywała coś, czego nie potrafili zrozumieć. Jej ciało było napięte, a skóra miała dziwny, prawie blady odcień, jakby ktoś odebrał jej życie na chwilę. Rany, które pojawiły się na jej ciele, były niewielkie, ale wyglądały jakby były zadane przez niewidzialną rękę — zasinienia, zgrubienia na ramionach, nogach. A jej oczy były szeroko otwarte, jakby szukały czegoś, czego nie było w tym pokoju.

„Zosia!” — Kasia upadła na kolana obok córki, dotykając jej zimnej skóry, próbując obudzić dziewczynkę. „Co się stało?!”

Ale Zosia nie reagowała. Jej oddech był nierówny, jakby nie była do końca przytomna. A wtedy — w tym mrocznym pokoju — Kasia poczuła, jak na jej skórze pojawia się lodowaty dreszcz. Pomimo zamkniętego okna, w pokoju panował przeraźliwy chłód, który zdawał się przenikać do kości.

Marcin stanął obok niej, patrząc z przerażeniem na ich córkę, a potem na powietrze, które jakby pulsowało z niewypowiedzianą grozą.

„Co się dzieje?” — Marcin mówił cicho, ale w jego głosie brzmiała bezsilność. „To niemożliwe… jak to możliwe?”

Cisza była przerywana tylko przez szloch Kasi i niepokojące szmery w pokoju. Dzień wydawał się daleki, a noc jeszcze bardziej przerażająca. Zosia nie reagowała na dotyk, nie mówiła nic, jakby była zawieszona w jakiejś innej, mrocznej rzeczywistości.

Wtedy Kasia podniosła wzrok na męża. W jej oczach pojawiło się przerażenie.

„To nie jest ona… To coś innego, coś, co nie pozwala jej odejść. Coś złowrogiego w tej posiadłości… To nie skończy się, Marcin. Musimy coś zrobić!”

Zosia w szale

Zosia zaczęła wrzeszczeć tak przeraźliwie, że Kasia i Marcin poczuli, jakby uszy pękały od krzyku. Dziewczynka wyrywała się z łóżka, drżąc całym ciałem, jakby ktoś nią wstrząsał. Jej oczy były teraz zupełnie puste, pozbawione jakiejkolwiek świadomości. Zamiast patrzeć na swoich rodziców, Zosia patrzyła gdzieś w przestrzeń, jakby coś, co tylko ona widziała, zbliżało się do niej.

„Zosia! Co się dzieje?!” — Kasia próbowała złapać ją za ramiona, ale Zosia odepchnęła ją z siłą, jakiej nigdy by się po niej nie spodziewali. Dziecko wrzeszczało wniebogłosy, jakby nie rozumiejąc, co się dzieje, ale jednocześnie jakby przeżywając jakiś koszmar, który zniszczył jej psychikę. „Nie… nie… nie chcę! NIE!”

„Kochanie, uspokój się!” — Marcin krzyknął, ale to tylko pogłębiło histerię. Zosia z całych sił próbowała wyrwać się z rąk rodziców, jakby coś nieziemskiego trzymało ją w uścisku. Jej palce zacisnęły się na koszuli matki, zostawiając na niej głębokie ślady, a jej oddech stał się gwałtowny i nieregularny.

„Musimy ją zabrać stąd!” — Kasia wykrztusiła przez łzy, widząc, jak jej córka pogrąża się w szale. „Marcin, natychmiast!”

W jednej chwili Marcin złapał Zosię za ramiona i podniósł ją, mimo jej nieustannego szarpania się i wrzasków. „Pomóż mi!” — krzyknął do Kasi, która natychmiast złapała Zosię za nogi, starając się uspokoić ją, ale to tylko pogłębiało jej rozdrażnienie. Dziewczynka nie reagowała na ich głosy, tylko bardziej drżała, jakby była pod wpływem czegoś nieznanego.

Marcin wybiegł z Zosią na rękach, pędząc do samochodu, a Kasia tuż za nimi, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo. W samochodzie Zosia nie przestawała krzyczeć, jej ciało było napięte, a palce zaciśnięte w pięści. Wydawało się, że nie jest w stanie usiedzieć w miejscu, jakby jakieś niewidzialne siły chciały ją wyrwać z tego auta.

„Trzymaj się, kochanie! Jesteśmy w drodze!” — Kasia mówiła, ale jej głos brzmiał jakby nie do końca przekonująco, pełen strachu i bezradności. „Zaraz będzie dobrze, tylko uspokój się…”

Marcin prowadził auto tak szybko, jak pozwalała mu droga, czując w sercu ciężar niepokoju. „Mówiłaś, że coś jest nie tak z tym miejscem… Kasia, czy to wszystko ma coś wspólnego z tą posiadłością? Z lasem? Co to za siła, która ją trzyma?”

Kasia milczała, nie mając odpowiedzi, ale w głębi serca wiedziała, że to, co się działo, było czymś, z czym nie mogli sobie poradzić sami. Coś mrocznego, co wkrótce mogło zabrać ich córkę, jeśli nie dowiedzą się, co to naprawdę jest.

— —

W szpitalu

W szpitalu Kasia i Marcin prawie nie zdążyli zaparkować samochodu, kiedy wybiegli do środka, niosąc Zosię w rękach. Personel medyczny natychmiast zareagował, widząc stan dziecka. Zosia, mimo swojej histerii, była wyczerpana, jakby pozbawiona energii, a jej ciało stało się blada jak śmierć.

„Proszę o pomoc! Nasza córka…” — Kasia ledwo mogła wykrztusić słowa. W jej głosie brzmiał niepokój, jakby nie wierzyła, że jest w stanie uratować swoje dziecko.

„Szybko, wózek!” — pielęgniarka krzyknęła, a Marcin i Kasia z pomocą personelu wnieśli Zosię do szpitalnego oddziału.

Kasia i Marcin stali tam, na korytarzu, patrząc na drzwi, za którymi zniknęła ich córka. Wciąż słyszeli jej krzyk, jakby odbijał się echem w ich głowach. Kasia czuła się bezsilna, jakby nie miała już siły walczyć z tym, co się działo.

„Co się z nią stało, Kasia?” — Marcin patrzył na nią z przerażeniem w oczach. „Co to za coś? Co ma do tego nasza posiadłość? Ten las?”

„Nie wiem…” — Kasia odpowiedziała w drżącym głosie. „Ale jeśli Zosia jest w niebezpieczeństwie, musimy działać. I musimy znaleźć prawdę, zanim będzie za późno.”

W tej chwili Kasia i Marcin zaczynali zdawać sobie sprawę, że to, co ich spotkało, było tylko początkiem czegoś znacznie bardziej niebezpiecznego. Czegoś, co już teraz zaczynało wykraczać poza jakąkolwiek logikę i zdrowy rozsądek.

W szpitalu — Część 2

Szpitalna izba przyjęć była duszna, pełna echa kroczących pielęgniarek, z brzękiem monitora EKG w tle. Kasia i Marcin stali jak wryci na korytarzu, wciąż czując oddech Zosi, jakby była tuż obok, mimo że lekarze zabrali ją do sali. Czas płynął inaczej, jakby zegar w tym miejscu miał zatrzymaną godzinę.

„Co się z nią dzieje, Kasia? Dlaczego nie mówią nic o jej stanie?” — Marcin starał się ukryć swoją bezsilność, ale w jego oczach wciąż czaił się strach.

Kasia trzymała się na nogach, ale w jej sercu rosło poczucie przerażenia. „Cisza… chyba to gorsze, niż gdyby coś mówili. To tak, jakby… jakby się bali. A przecież Zosia to tylko dziecko. Coś jest z nią nie tak, Marcin. Coś, czego nie możemy pojąć.”

Drzwi do sali nagle otworzyły się. Pielęgniarka wyszła, a jej twarz była poważna.

„Pani Zosia… jest stabilna, ale jest coś, czego nie rozumiemy. Jakby miała ataki strachu, które nie mają żadnego medycznego wyjaśnienia. Proszę poczekać, zaraz przyjdzie lekarz.”

Kasia poczuła, jak jej serce staje w miejscu. „Co to znaczy? Nie rozumiem. Jakie ataki? Co się dzieje z naszą córką?!”

Pielęgniarka zamknęła drzwi za sobą, zostawiając ich z nowym lękiem.

Marcin złapał Kasię za rękę, nie wiedząc, co powiedzieć. „Musimy dowiedzieć się, co się z nią dzieje. Zosia nie była taka przedtem, Kasia. Wiesz to?”

Kasia skinęła głową, ale jej umysł wciąż błądził w chaosie. „Wszystko się zmieniło, od kiedy zamieszkaliśmy w tym domu… To miejsce, ten las… to wszystko zaczyna mieć sens… Chociaż nie chcę w to wierzyć.”

Nagle z gabinetu wyszedł lekarz — młody mężczyzna o poważnej twarzy, z dokumentami w ręce.

„Dzień dobry, Państwo. Jestem doktor Nowak. Proszę usiąść. Mamy wyniki…”

Kasia i Marcin usiedli naprzeciwko niego, nie wiedząc, co mają myśleć. Przerażenie ściskało ich w piersiach.

„Pani Zosia ma dziwne objawy… objawy, które nie są typowe dla tego wieku. Wydaje się, jakby jej ciało reagowało na coś, co nie jest naturalne. Jakby czuła jakąś siłę, którą nie jesteśmy w stanie zrozumieć.”

„Co to znaczy, panie doktorze?” — Marcin zapytał, jego głos drżał.

„Nie potrafimy tego wyjaśnić. Zosia ma silne reakcje, które są związane z niewidzialnym zagrożeniem. Jakby jej ciało, umysł… jakby była pod wpływem czegoś nienaturalnego. To może być efekt stresu, ale jeśli to coś zewnętrznego… musimy przeprowadzić dalsze badania. Czasami w takich przypadkach…” — doktor zawahał się. „To może być coś o wiele poważniejszego.”

„Czego pan nie mówi?” — Kasia chwyciła go za rękaw, a jej głos stał się nagle zimny. „Proszę powiedzieć, czy to… może być coś, co ma związek z tym miejscem? Z lasem? Z posiadłością?”

Doktor Nowak spojrzał na nią z niepewnością. „Są rzeczy, których nie możemy pojąć. W takich przypadkach nie ma wyjaśnień, które byłyby… normalne. Przepraszam, ale muszę teraz wrócić do pracy. Jeśli coś się zmieni, natychmiast damy Państwu znać.”

Doktor odszedł, zostawiając ich z jeszcze większymi pytaniami i poczuciem, że nie są już w stanie ufać ani ludziom, ani rzeczywistości. To, co działo się z Zosią, wykraczało poza jakąkolwiek logiczną wyjaśnioną diagnozę. Ale Kasia i Marcin wiedzieli jedno — coś tu nie grało.

— —

Wizyta u urzędnika

Tymczasem, tuż po wyjściu z szpitala, Marcin i Kasia zdecydowali się udać do urzędnika, który wcześniej ich ostrzegał. Czuli, że teraz muszą z niego wyciągnąć wszystkie informacje, by dowiedzieć się, co tak naprawdę kryje się w tej posiadłości.

Urząd był pusty, kiedy weszli do jego gabinetu. Urzędnik, widząc ich pełne determinacji twarze, natychmiast poczuł, że coś się zmieniło.

„Czego chcecie ode mnie?” — zapytał, starając się ukryć swoje zaniepokojenie.

„Pytaliśmy o las i posiadłość. I nie zamierzamy się cofnąć. Pora, żebyście powiedzieli nam wszystko, co wiecie. Co się tu naprawdę dzieje?” — powiedział Marcin, nie kryjąc irytacji.

Urzędnik unikał ich wzroku, zaciskając w palcach długopis. „Nie rozumiecie… Jesteście zbyt blisko prawdy. To nie jest coś, z czym możecie sobie poradzić. Musicie to zostawić…”

„Nie zamierzamy tego zostawić!” — Kasia zbliżyła się do biurka, nie spuszczając z niego wzroku. „Jeśli nie pomożecie, to sami dowiemy się, co się dzieje w tej posiadłości. To nasza córka jest w niebezpieczeństwie!”

Urzędnik wziął głęboki oddech. „Zrozumcie jedno: to nie jest coś, co możecie kontrolować. Posiadłość jest przeklęta, a wszystko, co się wydarzyło w przeszłości, nie powinno wracać. Jeśli chcecie poznać prawdę, to będziecie musieli ponieść ogromną cenę.”

Powrót do Zosi

Zaraz po wizycie u urzędnika Kasia i Marcin wrócili do domu, gdzie Zosia była już w łóżku, ale jej stan nie poprawiał się. Kiedy otworzyli drzwi do jej pokoju, poczuli ten sam dziwny chłód, który towarzyszył im od pierwszego dnia. Zosia leżała nieruchomo, z białymi jak ściana rękami uniesionymi do góry, jakby ktoś je trzymał w powietrzu.

Marcin natychmiast podbiegł do córki. „Zosia! Kochanie! Obudź się!”

W tej samej chwili Zosia otworzyła oczy, ale w jej spojrzeniu było coś obcego, coś, czego nie mogli rozpoznać.

Zaczyna się toczyć nie tylko walka o życie Zosi, ale także o to, by zrozumieć mroczną prawdę o posiadłości. Historia nabiera tempa, prawda staje się coraz bardziej nieuchwytna, a Kasia i Marcin są coraz bliżej, by odkryć coś, co może ich wszystkich zniszczyć.

Rozmowa z lekarzem — Zosia i kwiat

Po kilku dniach od przerażającego ataku Zosi, Kasia i Marcin ponownie przyjechali do szpitala, tym razem w nadziei, że lekarze będą w stanie dać im jakieś konkretne wyjaśnienia. Zosia była już w lepszym stanie, ale to, co wydarzyło się tamtej nocy, nie dawało im spokoju. Wciąż nie wiedzieli, co tak naprawdę się z nią dzieje.

Kiedy lekarz w końcu przyszedł do sali, Kasia nie mogła dłużej wytrzymać.

„Panie doktorze, mamy pytanie. Zosia… znalazła coś w lesie. Dziwny kwiat. Może to ma związek z jej stanem. Proszę nam powiedzieć, czy to może być niebezpieczne?” — zapytała, nie mogąc ukryć niepokoju.

Lekarz, doktor Nowak, spojrzał na nią uważnie, po czym wziął oddech, jakby przygotowywał się do odpowiedzi.

„Jaki to kwiat? Czym się charakteryzuje?” — zapytał spokojnym tonem, jakby to pytanie było zwykłym zapytaniem o roślinę ogrodową.

„Był dziwny, miał purpurowe płatki, a w środku złoty rdzeń. Zosia mówiła, że czuła się dziwnie, gdy go dotknęła. I… nie wiem, czy to ważne, ale po tym wszystkim zaczęła się zmieniać.” — Kasia mówiła z rosnącą niepewnością, jakby słowa, które wypowiada, nabierały coraz większej wagi.

Doktor Nowak momentalnie zareagował. Jego twarz stężała, a w jego oczach pojawiło się coś, czego Kasia nie mogła odczytać.

„Przepraszam, ale… ten kwiat. Opis, który mi pani podała, brzmi jak roślina, która w teorii nie powinna istnieć w tej okolicy. To… to kwiat znany w niektórych badaniach botanicznych, bardzo rzadki. Nazywa się Helianthus nocturnus. Występuje tylko w niektórych, odizolowanych miejscach. Należy do rodziny roślin, które w pewnych warunkach mogą mieć wpływ na psychikę człowieka.”

„Co?” — Marcin był w szoku. „Ale to niemożliwe! Tego kwiatu nie widziałem nigdy w tej okolicy! Jak to możliwe, że nasza córka znalazła go w lesie?”

„To bardzo tajemnicza roślina.” — Lekarz znowu sięgnął po swoje notatki. „Helianthus nocturnus ma właściwości psychoaktywne. Może powodować halucynacje, a w niektórych przypadkach — agresywne reakcje organizmu. Jest niezwykle rzadki, a jego występowanie zostało odnotowane w zapisach botanicznych, ale tylko w bardzo specyficznych lokalizacjach. I, proszę mi wierzyć, to miejsce nie jest zwyczajne.”

Kasia i Marcin spojrzeli po sobie, z przerażeniem w oczach.

„Skąd pan o tym wie? Jak to możliwe, że pan zna tę roślinę?” — Kasia zapytała, czując, jak coś w tej sytuacji zaczyna się rozjaśniać, ale jednocześnie rośnie poczucie niepokoju.

„To… długoterminowe badania. Kiedyś miałem do czynienia z tą rośliną podczas moich studiów. Wtedy, w trakcie badań, wiedzieliśmy, że może mieć wpływ na ludzki umysł w sposób, który nie został jeszcze do końca zrozumiany. Ale… to wszystko miało miejsce w bardzo odległych miejscach, nie w tej okolicy.” — Doktor Nowak wyraźnie się zamyślił, jakby próbował ogarnąć wszystkie elementy tej dziwnej układanki.

„To oznacza, że ten kwiat może mieć związek z tym, co się dzieje z naszą córką?” — Marcin nie mógł uwierzyć w to, co słyszy.

„Niestety, to możliwe. Choć nie mamy jeszcze pełnej pewności, to zachowanie pani Zosi, jak również jej reaktywność na pewne bodźce, może być powiązane z działaniem tej rośliny.” — lekarz spojrzał na nich poważnie. „Wszystko wskazuje na to, że to, co się wydarzyło, nie jest tylko wynikiem choroby. To coś, czego nie jesteśmy w stanie jeszcze pojąć. Musicie uważać na tę roślinę.”

„Musimy to zbadać” — Kasia była zdecydowana. „Musimy wrócić do tego lasu. Wiem, że coś się tam dzieje.”

Doktor Nowak spojrzał na nich z przerażeniem, jakby nie chciał, żeby postawili kolejny krok w tym kierunku.

„Ostrzegam was… takie miejsce, takie rośliny… to może być niebezpieczne. Niezależnie od tego, co zrobicie, musicie zdawać sobie sprawę, że są rzeczy, które nie mają wyjaśnienia.”

Kasia i Marcin wymienili spojrzenia. Wiedzieli, że nie ma już odwrotu. Coś ich przyciągało w tym lesie, w tej posiadłości. I nie mogli odpuścić.

Kontynuacja — Kolejne kroki

Po rozmowie z lekarzem, Kasia i Marcin czuli się jeszcze bardziej zaniepokojeni, ale także pełni determinacji. To, co powiedział doktor Nowak, tylko utwierdziło ich w przekonaniu, że muszą kontynuować poszukiwania odpowiedzi. To już nie było tylko o Zosi. To dotyczyło wszystkiego, co wydarzyło się w tym lesie, w tej posiadłości. Musieli dowiedzieć się, co tak naprawdę tam się dzieje.

Po wyjściu z sali szpitalnej Kasia znowu spojrzała na Marcina, jakby szukała w jego oczach potwierdzenia.

„Musimy wrócić do tego lasu, Marcin. Nie możemy tego zostawić. Jeśli ten kwiat naprawdę ma takie właściwości, musimy zrozumieć, jak to działa. Musimy dowiedzieć się, co się dzieje z Zosią.”

Marcin westchnął ciężko, ale po chwili skinął głową. „Masz rację. Zosia jest najważniejsza. Ale musimy też uważać, Kasia. Coś w tym wszystkim nie gra. Dziwne rośliny, dziwne wydarzenia… to wszystko może być niebezpieczne.”

Po powrocie do domu Kasia postanowiła, że musi wyjść z Marcinem na chwilę do lasu, aby ponownie sprawdzić, czy coś zmieniło się w tym miejscu, od kiedy ostatni raz tam byli. Zanim jednak zdążyli się przygotować, zadzwonił telefon.

To był doktor Nowak.

„Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale muszę was ostrzec. Mam wrażenie, że to, czego szukacie, może mieć bardzo ciemne konsekwencje. Znalazłem kilka starych raportów, które wskazują, że w tej okolicy, w przeszłości, miały miejsce dziwne zjawiska. I jest jeszcze coś, co musicie wiedzieć…”

Kasia poczuła, jak jej serce bije szybciej.

„Proszę mówić, panie doktorze.”

„W tych raportach… znalazłem wzmiankę o tym, że w tym samym rejonie, przed laty, w okolicy lasu, odbywały się dziwne ceremonie. Może to tylko mit, ale niektóre zapiski wskazują na rośliny, które były używane w rytuałach. Wydaje się, że cała ta historia ma związek z czymś, co wykracza poza normalne zrozumienie.”

„Jak to możliwe? Co to za rytuały?” — Kasia nie potrafiła ukryć zdumienia.

„Nie wiem wszystkiego, ale podejrzewam, że te rośliny, jak Helianthus nocturnus, były wykorzystywane w jakiejś formie magii. Może nie w tradycyjnym sensie, ale w czymś, co graniczy z nadprzyrodzonym.” — głos lekarza stał się coraz bardziej nerwowy. „Proszę, nie angażujcie się w to. Zbyt wiele osób straciło życie przez to, co działo się w tej okolicy.”

Kasia i Marcin wymienili spojrzenia. Coś w tym wszystkim zaczynało wyglądać coraz mroczniej.

„Dziękujemy, panie doktorze. Będziemy ostrożni.” — powiedział Marcin, po czym rozłączył się.

„Musimy działać szybciej, Kasia. To nie jest zwykła roślina, nie jest to przypadek. Coś naprawdę złowrogiego dzieje się w tym lesie.”

— —

Powrót do lasu

Następnego dnia, zaraz po wschodzie słońca, Kasia i Marcin wzięli Zosię do szkoły i, mimo iż czuli niepokój, postanowili udać się do lasu. Chcieli zbadać miejsce, w którym Zosia znalazła ten kwiat, teraz, kiedy wiedzieli o nim znacznie więcej.

Przyjechali do lasu, a jego cienie, które z dnia na dzień wydawały się bardziej przytłaczające, witały ich z niepokojącą ciszą. Kasia mocniej ścisnęła rękę Marcina, wiedząc, że to, co się wydarzy, może na zawsze odmienić ich życie.

„Gdzie dokładnie Zosia znalazła ten kwiat?” — Marcin zapytał, rozglądając się uważnie.

„Tu.” — Kasia wskazała na małą polanę, której wczoraj nie zauważyli. Wydawała się zwykła, ale kasztanowe drzewa, które ją otaczały, dawały wrażenie, jakby strzegły tego miejsca.

W tej chwili Kasia poczuła delikatny chłód, jakby powietrze wokół nich nagle się zgęstniało. Marcin zbliżył się do miejsca, które wskazała. Tam, pomiędzy zaroślami, dostrzegł resztki kwiatów. Były zgniecione, ale ich purpurowe płatki nie zdążyły jeszcze całkowicie obumrzeć.

„To tu…” — Marcin szepnął. „Coś nie gra. Nie powinniśmy tu być.”

Zanim Kasia zdążyła odpowiedzieć, nagle usłyszeli kroki. I to nie były zwykłe kroki. Zrobiło się ciemniej, a powietrze stało się tak zimne, jakby coś czuwało w pobliżu.

„Kto tu jest?” — zapytała Kasia, nie mogąc powstrzymać drżenia w głosie.

Nagle z gęstwiny wyszedł mężczyzna. Miał na sobie ciemną kurtkę i kapelusz. Jego twarz była częściowo zasłonięta, ale jego oczy były dziwnie znajome.

„Wiem, czego szukacie.” — powiedział, głos miał głęboki, spokojny, ale w tym samym czasie bardzo mroczny. „Ostrzegam was… nie róbcie tego.”

Mężczyzna z lasu

Mężczyzna, który wyszedł z gęstwiny, nie był szczególnie wysoki, ale jego postura była masywna. Jego twarz była częściowo zasłonięta przez ciemny kapelusz, ale Kasia dostrzegła wyraźnie białe, zimne oczy, które zdawały się przenikać ją na wskroś. Jego skóra była blada, niemal martwa, a ręce, które chował w kieszeniach ciemnej kurtki, wyglądały jakby były z kamienia. Na pierwszy rzut oka przypominał kogoś, kto spędził wiele lat w samotności, ukryty przed światem.

„Kim pan jest?” — Kasia zapytała, choć w jej głosie brzmiał niepokój. Marcin, który stał tuż obok, napiął mięśnie, gotów w każdej chwili zareagować.

Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Stał nieruchomo, jakby badał ich spojrzeniem, zastanawiając się, czy warto mówić. Wreszcie odezwał się głosem pełnym chłodnej obojętności:

„Nazywam się Karol. I wiem, czego szukacie. Wiecie, że lepiej nie wiedzieć.” — jego głos brzmiał jakby zza mgły, pełen grozy, którą rozpościerał wokół siebie.

Kasia poczuła, jak jej serce bije szybciej, a jej ręce zaczynają drżeć. Marcin, choć pewny siebie, z pewnością czuł, że nie ma do czynienia z zwykłym przechodniem. Coś w tym mężczyźnie było niepokojącego, jakby sam był częścią tego lasu, z jego mrocznymi tajemnicami.

„Dlaczego tak mówisz?” — zapytał Marcin, starając się utrzymać spokój, ale w jego głosie dało się wyczuć napięcie.

„Wszystko, czego szukacie, jest związane z tą rośliną. Ale nie chodzi tylko o nią. Jest coś więcej, coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Coś, czego lepiej nie dotykać…” — mężczyzna zrobił krok w stronę Marcina, a Kasia poczuła, jak na jej skórze pojawiają się ciarki.

„Skąd pan o tym wie?” — Kasia nie mogła powstrzymać pytania, ale jej głos zdradzał strach. Mężczyzna spojrzał na nią i na chwilę jego oczy zaiskrzyły czymś, co wyglądało jak przestroga.

„Znam to miejsce. I znam historię tej rośliny. To nie jest przypadek, że znalazła się w tym lesie. A wy nie macie pojęcia, co się z wami stanie, jeśli będziecie dalej drążyć.”

Marcin zbliżył się do mężczyzny, niemal wbrew sobie. „Powiedz nam, co się stanie, jeśli będziemy dalej szukać?”

Karol odsunął się o krok, jakby nie chciał, by ktokolwiek zbliżył się do niego. „Nie możecie tego zrozumieć, bo nie chcecie tego zrozumieć. Musicie się wycofać, zanim będzie za późno. A jeśli nie, las zażąda swojej ceny.”

„Co masz na myśli?” — Kasia nie mogła zrozumieć, czemu ten człowiek, który zdawał się wiedzieć tak wiele, nie mówił nic konkretnie.

„Ostrzegałem was. Nie jestem w stanie pomóc, jeśli postanowicie nie słuchać.” — mężczyzna powoli zaczął się cofać, jakby miał zniknąć wśród drzew.

„Poczekaj!” — Marcin zawołał, ale Karol już zniknął w gęstym lesie, zostawiając po sobie tylko chłód i niepokój.

— —

Powrotny niepokój

Po chwili ciszy Kasia i Marcin spojrzeli na siebie. Czuło się, jakby cała atmosfera lasu była teraz gęstsza, jakby z każdej strony coś ich obserwowało.

„Musimy wrócić do domu, Marcin. Coś w tym wszystkim nie gra.” — Kasia powiedziała cicho, ale jej głos brzmiał pewniej. Zrozumiała jedno: musieli poznać prawdę, bez względu na cenę, którą mieli zapłacić.

Po drodze, gdy wracali do auta, nagle zadzwonił telefon. To była Zosia.

„Mamo, tato… coś się dzieje w domu. Coś jest nie tak z moim pokojem…”

Kasia poczuła, jak krew jej zamarza w żyłach. „Zosia, co się dzieje?”

„Jest tam coś. Coś ciemnego, coś, co nie daje mi spokoju. Proszę wróćcie szybko!”

Kasia spojrzała na Marcina, a on tylko skinął głową. Wiedzieli, że to, co działo się w tym lesie, to dopiero początek. I nie mieli już wyboru. Musieli stawić czoła temu, co nadchodziło.

Powrotny niepokój — część 2

Kasia wcisnęła pedał gazu do dechy, a Marcin siedział obok, wciąż wstrząśnięty spotkaniem z Karolem. Las, który chwilę temu wydawał się tylko zwykłym, gęstym borowiem, teraz wydawał się pełen ukrytych pułapek, cieni i mrocznych sekretów. Każdy dźwięk, każdy szelest gałęzi poza samochodem zdawał się być znakiem ostrzegawczym.

„Co to za człowiek?” — Marcin w końcu przełamał ciszę, wpatrując się w ciemność za oknem.

„Nie wiem… ale jest coś w tym wszystkim niepokojącego. Jego słowa… To nie był zwykły ostrzeżenie, to była groźba.” — Kasia mówiła to z takim przekonaniem, że Marcin poczuł, jakby również był częścią tej zagadki, chociaż nie chciał w nią wchodzić.

Zatrzymali się pod domem, a Kasia szybko wysiadła z auta, kierując się ku drzwiom. Nagle usłyszeli krzyk Zosi. Tym razem nie był to tylko przeraźliwy dźwięk — to była prawdziwa panika, której nie dało się zignorować.

„Zosia!” — Kasia wbiegła do środka, wprost do jej pokoju. Marcin podążył za nią.

Dziecko stało w kącie, przerażone, z szeroko otwartymi oczami. W pokoju panował niepokojący chłód, pomimo że okno było zamknięte. Zosia była cała zziębnięta, jakby ktoś wlał w nią zimne powietrze z zewnątrz.

„Zosiu, co się stało?” — Kasia podbiegła do córki, obejmując ją mocno. Zosia nie reagowała na dotyk matki, jej ciało było sztywne, jakby pozbawione energii.

„W pokoju… coś… coś tam jest, mamo… tato…” — Zosia mówiła cicho, ale jej głos brzmiał jak z obcego świata. Nie była to zwykła panika — to było coś, co Kasia i Marcin rozpoznali jako strach, który nie miał nic wspólnego z dziecięcymi lękami.

Marcin zamknął drzwi, a Kasia zaczęła sprawdzać, czy w pokoju rzeczywiście nie ma niczego, co mogłoby wywołać taki stan. Patrzyła w kąt za biurkiem, pod łóżkiem, otworzyła szafę. Wszędzie było normalnie — jedynie atmosfera była niepokojąca, jakby coś nie miało tu prawa istnieć.

„Nic tu nie ma, kochanie. Musimy spokojnie wrócić do łóżka. To tylko sen, naprawdę.” — Kasia starała się uspokoić córkę, choć jej własne serce biło w przyspieszonym rytmie.

Zosia spojrzała na nią pustym wzrokiem. „Nie, nie mogę spać w tym pokoju. Muszę stąd wyjść…”

„Ale dlaczego, Zosiu? Co cię tak przeraża?” — Marcin próbował wyciągnąć od niej jakiekolwiek wyjaśnienia, ale dziecko nie reagowało na pytania. Jej ciało wydawało się osłabione, jakby była wyczerpana niewyobrażalnym stresem.

Po chwili, nie wiedząc co robić, Kasia podjęła decyzję. „Musimy jechać do szpitala. Sprawdzimy, czy wszystko jest w porządku.”

— —

Szpital — tajemnice odkryte

W szpitalu Zosia została szybko przyjęta. Lekarze początkowo starali się uspokoić rodziców, twierdząc, że może to być po prostu wynik ogromnego stresu. Jednak po kilku godzinach, kiedy Zosia wciąż nie reagowała na nic, jej stan pogarszał się. Jej temperatura była bardzo niska, a na skórze zaczęły pojawiać się dziwne wybroczyny, które nie miały racjonalnego wyjaśnienia.

Kasia i Marcin czekali w poczekalni, nie wiedząc, co dalej. Zastanawiali się, czy ten cały chaos nie ma związku z mrocznymi wydarzeniami z lasu i z kwiatem, który Zosia znalazła.

Wtedy do poczekalni wszedł lekarz, który wcześniej zajmował się córką. Był to ten sam lekarz, który dał im tak dziwną wskazówkę dotyczącą kwiatu. Tym razem jego twarz była poważna, prawie zmartwiona.

„Państwo muszą wiedzieć coś, czego wcześniej nie chciałem mówić.” — zaczął lekarz, patrząc na nich z uwagą.

„Coś związanego z naszą córką?” — zapytał Marcin, czując, jak serce bije coraz szybciej.

„Nie tylko. Zosi stan jest wynikiem kontaktu z rośliną. I nie jest to przypadek. Przed chwilą zrozumiałem, że ta roślina… jest bardzo rzadką odmianą, której używano w dawnych czasach do… rzeczy, o których nie mówi się głośno.”

„Co to za roślina?” — Kasia wyprzedziła pytanie.

„Nazywa się Blackthorn. To nie tylko roślina — to rodzaj klątwy, która… nie powinna znaleźć się w rękach zwykłych ludzi. Jej korzenie sięgają daleko wstecz, do bardzo mrocznych czasów.” — lekarz spojrzał na nich z niepokojem. „Ta roślina jest związana z czymś, co wciąż żyje w tym lesie… coś, co nie pozwala na ucieczkę.”

— —

Nocny niepokój

Kasia i Marcin, wciąż zaniepokojeni, ruszyli w stronę wyjścia. Zosię pozostawili pod opieką lekarzy, ale uczucie niepokoju nie chciało ich opuścić.

„Musimy wrócić do domu… To nie jest koniec. Teraz musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę kryje się w tym lesie.” — Marcin powiedział to stanowczo, ale Kasia poczuła w jego głosie więcej lęku niż pewności.

Zatrzymali się przy samochodzie. Gdy weszli do środka, w ciemności zaczęło wiać zimne powietrze. Oboje spojrzeli na siebie, a w ich oczach pojawił się strach, jakby wiedzieli, że to dopiero początek.

Ślady w ciemności

Gdy Kasia i Marcin wrócili do domu, panowała martwa cisza. Zosia została w szpitalu, pod obserwacją lekarzy, a ich wspólne kroki na drewnianej podłodze wypełniały przestrzeń złowrogim echem.

„Nie mogę przestać myśleć o tym lesie…” — Marcin powiedział cicho, odkładając kurtkę na wieszak. „Jeśli ten kwiat ma takie właściwości, to co jeszcze kryje się tam w ciemności?”

Kasia spojrzała na niego zamyślona. „A co jeśli ta roślina była jedynie ostrzeżeniem? Może jest coś większego, co próbujemy zrozumieć, ale…” — urwała, patrząc na okno w kuchni. Przez szybę widać było cień, który mignął między drzewami.

„Marcin, widziałeś to?” — zapytała, podchodząc bliżej, by lepiej się przyjrzeć.

Marcin spojrzał w tym samym kierunku. Na zewnątrz było zbyt ciemno, by cokolwiek dostrzec, ale w tej ciemności czuli, że coś ich obserwuje.

„Zostań w domu. Wezmę latarkę i sprawdzę.” — powiedział Marcin, ale Kasia złapała go za rękę.

„Nie, nie idziesz sam. Cokolwiek tam jest, stawimy temu czoła razem.”

— —

Ślady prowadzą do prawdy

Zaopatrzeni w latarki, wyszli na zewnątrz. Noc była chłodna, a wiatr poruszał gałęziami, tworząc złowrogie dźwięki. Szli w stronę lasu, gdzie po raz pierwszy Zosia znalazła dziwny kwiat.

Latarki omiatały ziemię, a nagle Kasia zauważyła coś błyszczącego w świetle latarki — ślad. Wyglądał jakby ktoś zostawił tam metalową bransoletę, ale gdy się zbliżyła, zauważyła, że to był stary sygnet. Wyryty na nim symbol przedstawiał wijącą się roślinę, podobną do kwiatu, który znalazła Zosia.

„To nie przypadek…” — szepnęła Kasia, trzymając sygnet w dłoni.

Marcin zbliżył się i spojrzał na symbol. „To wygląda na jakiś znak… jak pieczęć albo coś w tym stylu.”

Nagle usłyszeli szelest za sobą. Oboje odwrócili się gwałtownie, a latarki oświetliły postać stojącą kilka metrów dalej. Była to kobieta ubrana w ciemny płaszcz, z włosami zasłaniającymi twarz.

„Nie powinniście tego szukać…” — powiedziała cicho, a jej głos brzmiał jak echo.

Ślad przeszłości: Tajemnica sygnetu i tajemnicza kobieta

Kasia ścisnęła sygnet w dłoni, próbując uspokoić przyspieszone bicie serca. W blasku latarki przyjrzała się mu dokładniej. Metal był ciężki, chłodny i wydawał się stary — bardzo stary. Symbol wijącej się rośliny, przypominającej kwiat Zosi, był wykonany z niezwykłą precyzją, jakby ręcznie rzeźbiony przez doświadczonego złotnika. Ale coś jeszcze przykuło jej uwagę. Na obrzeżu sygnetu znajdowały się małe, niemal niezauważalne litery.

„Marcin, spójrz na to!” — zawołała, podnosząc sygnet do światła.

Marcin wziął go od niej i przeczytał cicho: „Cultus Arboris Mortis.”

„Co to znaczy?” — zapytała Kasia, czując, jak ciarki przebiegają jej po plecach.

„Kult Drzewa Śmierci…” — odpowiedział Marcin, marszcząc brwi.

Zanim mogli wymienić kolejne uwagi, kobieta stojąca w oddali ruszyła w ich stronę. Światła latarki wydobyły z mroku więcej szczegółów. Miała na sobie długi, ciemny płaszcz, którego brzegi były postrzępione, jakby nosiła go od lat. Jej włosy były poskręcane, siwe i zmierzwione, a na twarzy miała blizny, jakby ktoś celowo ją oszpecił. Ale najbardziej przerażające były jej oczy — puste, mlecznobiałe, jak u osoby niewidomej, ale mimo to zdawały się widzieć wszystko.

„Nie dotykajcie tego sygnetu!” — wykrzyknęła, unosząc rękę w ostrzegawczym geście. Jej głos był przepełniony strachem, ale też desperacją.

„Kim pani jest?” — zapytał Marcin, stając przed Kasią, jakby próbując ją ochronić.

Kobieta przystanęła kilka kroków przed nimi, jej ciało delikatnie drżało, jakby była na granicy wyczerpania.

„Jestem… strażniczką. Strażniczką tajemnic tego lasu i tego domu. Nie powinniście tu być. Już zbyt wielu ludzi zapłaciło za swoją ciekawość.”

Kasia uniosła sygnet, pokazując go kobiecie. „Co to jest? Do kogo należał? Co pani wie o tym miejscu?”

Kobieta zawahała się, jakby walczyła sama ze sobą. W końcu westchnęła i zaczęła mówić.

„Ten sygnet należał do wyznawców… sekty, która kiedyś tu działała. Zbierali się w tym lesie, odprawiali swoje rytuały, a ich symbolem było Drzewo Śmierci. To miejsce… posiadłość, las, wszystko tutaj przesiąknięte jest ich mrocznymi uczynkami. Ludzie, którzy mieli ten sygnet, nieśli śmierć i cierpienie. A kwiat, który znalazła wasza córka, był ich dziełem. Hodowali go w sekretnych ogrodach, karmiąc go czymś… złym.”

— —

Ukryta przeszłość

Kasia i Marcin wymienili zaniepokojone spojrzenia.

„To niemożliwe. Jak coś takiego mogło tu mieć miejsce, a nikt o tym nie wie?” — zapytał Marcin.

Kobieta spojrzała na nich, jej twarz była pełna bólu. „Wiedzą. Ale się boją. Ci, którzy mówili za dużo, nie żyją. A ci, którzy jeszcze żyją, milczą. Tak jak ja… do dziś.”

„Dlaczego więc pani nam to mówi?” — zapytała Kasia.

Kobieta spojrzała na sygnet, a potem na Kasię. „Bo ten las was nie wypuści. Im więcej wiecie, tym bardziej stajecie się jego częścią. Już jest za późno, by odejść.”

Rozdział: Podziemne ścieżki

Kasia i Marcin wrócili do domu, wciąż czując na sobie ciężar słów tajemniczej kobiety. Sygnet leżał teraz na stole w kuchni, jakby emanował niemal namacalnym mrokiem. Mimo zmęczenia nie mogli zasnąć.

„Sekretny ogród…” — powiedziała cicho Kasia, patrząc na sygnet. „Jeśli rzeczywiście istnieje, musimy go znaleźć.”

Marcin spojrzał na nią z determinacją w oczach. „Wszystko zaczyna się i kończy w tym domu. Mam wrażenie, że klucz do tej zagadki jest gdzieś tutaj.”

— —

Odkrycie podziemi

Następnego dnia, uzbrojeni w latarki i narzędzia, rozpoczęli przeszukiwanie posiadłości. Każdy zakamarek wydawał się teraz pełen tajemnic. W końcu, w piwnicy, pod starym dywanem, znaleźli coś niezwykłego — ciężką, żeliwną klapę.

„To musiało tu być od zawsze…” — powiedział Marcin, odgarniając resztki kurzu.

„Ale dlaczego ktoś to ukrył?” — zapytała Kasia, przyglądając się rdzawym zawiasom.

Po kilku minutach walki z zamkiem, klapa w końcu ustąpiła, a przed nimi ukazało się zejście w dół. Kamienne schody prowadziły w ciemność, a z wnętrza wydobywał się zapach wilgoci i ziemi.

„Chyba nie mamy wyboru.” — powiedział Marcin, zapalając latarkę i robiąc pierwszy krok w dół.

— —

Labirynt podziemi

Pod ziemią rozciągał się labirynt kamiennych korytarzy, wilgotnych od spływających po ścianach kropel wody. Powietrze było ciężkie, niemal trudne do oddychania. Ściany były ozdobione dziwnymi symbolami — te same wijące się rośliny, które widniały na sygnetach.

Wędrując przez kolejne pomieszczenia, zauważyli, że każdy pokój miał inne przeznaczenie. W jednym znajdowały się drewniane stoły pokryte zardzewiałymi narzędziami, które wyglądały jak przedmioty tortur. W innym odkryli rzędy półek z butelkami pełnymi tajemniczych substancji, z których większość była już zaschnięta.

Najbardziej przerażające było jednak pomieszczenie z żelaznymi drzwiami. Były solidne, ogromne, jakby miały chronić coś albo kogoś przed światem. Każde drzwi miały inny symbol, ale jedno z nich przykuło uwagę Marcina.

„To ten sam znak co na sygnetach.” — powiedział, dotykając wygrawerowanego symbolu kwiatu.

Kasia próbowała otworzyć drzwi, ale były zablokowane. „Nie ruszymy tego bez klucza.”

Ruszyli dalej. Labirynt wydawał się nie mieć końca, aż dotarli do miejsca, które ich zamurowało. Przed nimi, w wielkiej, naturalnej jaskini, znajdowały się mosiężne drzwi, wysokie na co najmniej trzy metry. Były pokryte zdobieniami przedstawiającymi ludzi klęczących przed gigantycznym drzewem z wijącymi się korzeniami i liśćmi w kształcie płomieni.

„To musi być przejście do tego ogrodu.” — powiedziała Kasia, podchodząc bliżej.

— —

Sekretny ogród

Po wielominutowej walce, drzwi w końcu ustąpiły. Za nimi znajdował się ogromny podziemny ogród. Niskie światło emanowało z dziwnych kryształów wtopionych w ściany jaskini, oświetlając upiorne piękno roślin, które wyglądały, jakby nie pochodziły z tego świata.

Kwiaty były ogromne, o barwach tak intensywnych, że niemal hipnotyzujących. Z ich kielichów kapał czarny płyn, który wsiąkał w ziemię. W powietrzu unosił się słodkawy zapach, który sprawiał, że głowa zaczynała się kręcić.

„To tutaj… Zosia musiała znaleźć jeden z tych kwiatów.” — powiedziała Kasia, przykładając rękę do ust, żeby nie zwymiotować od zapachu.

Marcin zbliżył się do największego kwiatu, który przypominał czarną różę. „To nie są zwykłe rośliny… One są karmione czymś… czymś złym.”

Kasia zauważyła coś w ziemi pod jednym z kwiatów. Kucnęła i odgarnęła ziemię ręką. To, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach. Były to ludzkie kości — czaszka, ręce, wszystko skręcone w nienaturalnych pozach.

— —

Kolejna tajemnica

Przestraszeni, ale zdeterminowani, wrócili do domu, by zebrać myśli. W środku nocy Marcin nie mógł spać. Znowu wrócił do sygnetu, obracając go w dłoni. Wtedy zauważył coś, czego wcześniej nie dostrzegli — sygnet można było przekręcić. Po chwili otworzył się, ukazując ukryty w środku maleńki klucz.

„Kasia! Chyba mamy klucz do tych żelaznych drzwi w podziemiach.”

Rozdział: Odkrycia i tajemnice

Kasia i Marcin wrócili do domu, wyczerpani zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Obraz ludzkich szczątków, które znaleźli w tajemniczym ogrodzie, nie dawał im spokoju. Decyzja, co zrobić z tą wiedzą, zapadła szybko — postanowili powiadomić Policję.

— —

Wezwanie Policji

„Nie możemy tego zignorować, Marcin. Te kości… Ktoś zginął tam w okropnych okolicznościach. Musimy to zgłosić.” — powiedziała Kasia, spoglądając na męża z determinacją.

Marcin skinął głową. „Masz rację. Ale musimy być ostrożni. Ten ogród… to miejsce jest inne. Nie wiem, czy Policja uwierzy w to, co tam widzieliśmy.”

Kilka godzin później w ich domu zjawił się starszy inspektor Jerzy Olszewski wraz z młodszą funkcjonariuszką Anną Kowalską. Kasia i Marcin opowiedzieli o swoich odkryciach, prowadząc funkcjonariuszy do podziemi.

— —

Policyjne dochodzenie

„Nie spodziewałem się czegoś takiego.” — powiedział inspektor Olszewski, badając labirynt. Jego wzrok zatrzymał się na żelaznych drzwiach. „To miejsce wygląda jak coś prosto z koszmaru.”

Kiedy dotarli do ogrodu, funkcjonariuszka Kowalska zbladła, widząc rozkładające się kości. „To ludzkie szczątki… Ale te kwiaty… Co to za miejsce?”

Olszewski zlecił natychmiastowe zabezpieczenie miejsca i sprowadzenie ekspertów. Kości zabrano do analizy, a ogród został dokładnie sfotografowany i zbadany.

— —

Przerażające powiązania

Kilka dni później inspektor Olszewski ponownie odwiedził Kasię i Marcina. Jego twarz zdradzała mieszankę zaskoczenia i niepokoju.

„Mam wyniki badań szczątków. Zidentyfikowaliśmy ofiarę… i to nie będzie dla was łatwa informacja.”

Kasia poczuła, jak nogi robią się jej jak z waty. „Co pan chce przez to powiedzieć?”

Olszewski spojrzał jej prosto w oczy. „Szczątki należały do kobiety… i wszystko wskazuje na to, że była z waszej rodziny, pani Kasiu. Badania DNA potwierdziły, że to ktoś z linii żeńskiej, prawdopodobnie wasza praprababka.”

Kasia zatoczyła się, chwytając się stołu. „To… niemożliwe. Dlaczego ona została tam pochowana? Co się tu wydarzyło?”

„To chcemy ustalić. Ale muszę was ostrzec. Wygląda na to, że wasza rodzina może być bardziej związana z tą posiadłością, niż przypuszczaliście.”

— —

Powrót do podziemi

Marcin wciąż trzymał ukryty w sygnetie klucz, o którym nie powiedział jeszcze Policji. „Kasia, myślę, że musimy wrócić tam sami. Ten klucz… mam przeczucie, że otworzy te żelazne drzwi.”

Kasia nie była przekonana, ale wiedziała, że jeśli chcą poznać prawdę, muszą działać. W nocy, gdy wszystko ucichło, ponownie zeszli do podziemi, unikając policyjnych barier.

Gdy dotarli do żelaznych drzwi, serce Kasi waliło jak oszalałe. Marcin wsunął klucz do zamka i przekręcił go. Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, ukazując kolejną, mroczną część podziemi.

— —

Sekretne przejście

Za drzwiami znajdował się długi korytarz, którego ściany były wyłożone starymi, wyblakłymi freskami przedstawiającymi ludzi ubranych w ceremonialne szaty. Na końcu korytarza znajdowały się schody prowadzące w dół.

„To prowadzi jeszcze głębiej…” — powiedziała Kasia, trzymając się blisko męża.

Schody zakończyły się przy kolejnych drzwiach, tym razem z mosiądzu, ozdobionych bardziej szczegółowymi symbolami. Na ich środku widniał wyryty napis:

„Wejście tylko dla wybranych. Ci, którzy wejdą nieproszonymi, zapłacą najwyższą cenę.”

Marcin wziął głęboki oddech i otworzył drzwi. Za nimi rozciągała się ogromna komnata, w której znajdowało się coś, co przypominało ołtarz. Na jego środku leżała księga z grubymi, czarnymi okładkami.

„To chyba jakieś miejsce kultu.” — powiedziała Kasia, podchodząc bliżej.

Marcin otworzył księgę, a jego oczy rozszerzyły się z przerażenia. Były tam opisy rytuałów, które wiązały się z ofiarami ludzkimi i tajemniczymi kwiatami z ogrodu.

— —

Zaskakujące odkrycie

„To nie przypadek, że ten dom trafił do nas.” — powiedziała Kasia, oglądając kolejne strony księgi. „Moja rodzina była w to wszystko wmieszana.”

„Ale dlaczego? I co oznaczają te rytuały?” — zapytał Marcin, wskazując na fragment, w którym była mowa o przywracaniu życia i kontakcie z innym wymiarem.

W tym momencie usłyszeli głuchy dźwięk dobiegający z korytarza. Ktoś był w podziemiach. Oboje zamarli, patrząc na siebie.

„Myślisz, że to Policja?” — szepnęła Kasia.

Marcin pokręcił głową. „Nie wiem, ale lepiej, żeby nas tu nie znaleźli.”

Rozdział: Korzenie tajemnicy

Kasia i Marcin wrócili do domu z mieszanymi uczuciami. Odkrycie podziemi oraz księga, która wydawała się być kluczem do poznania historii tego miejsca, pozostawiały więcej pytań niż odpowiedzi. Kasia wiedziała jednak, że musi się dowiedzieć prawdy o swojej praprababce, nawet jeśli oznaczało to konfrontację z najciemniejszymi sekretami swojej rodziny.

— —

Ślad praprababki

Nazajutrz Kasia postanowiła przeszukać stare dokumenty rodzinne, które znajdowały się na strychu. Wśród pożółkłych listów, fotografii i zapisów znalazła niewielki pamiętnik należący do jej praprababci, Anny Marii Sobolewskiej.

Kasia usiadła przy biurku, czując, jak serce bije jej szybciej. Pierwsze strony były zwyczajne — opisywały codzienne życie w posiadłości, relacje z sąsiadami, plany na przyszłość. Ale im dalej czytała, tym bardziej mroczna stawała się treść.

„Dziś wieczorem miało miejsce nasze kolejne zgromadzenie. Las staje się coraz bardziej wymagający. Kwiaty, które pojawiają się w ogrodzie, są piękne, lecz przerażające. Czuję, że ich obecność wpływa na moją duszę. Ale muszę to zrobić — dla naszej przyszłości, dla naszego rodu…”

— —

Mroczna przeszłość

Kasia dowiedziała się, że Anna Maria była jedną z liderek tajemniczej sekty działającej w okolicy pod koniec XIX wieku. Sekta ta wierzyła, że tajemnicze kwiaty, które rosły w ogrodzie, mają moc uzdrawiania i przedłużania życia, ale wymagały ofiar — zarówno zwierzęcych, jak i ludzkich.

Z notatek wynikało, że Anna Maria zaczęła kwestionować swoje działania. Na jednej z ostatnich stron napisała:

„Nie mogę dłużej patrzeć na to, co dzieje się w tym miejscu. Ogród żyje, ale jego energia pochłania nasze dusze. Muszę znaleźć sposób, by to zakończyć, zanim będzie za późno…”

Kasia spojrzała na ostatni wpis. Był niepełny, jakby praprababcia została przerwana w trakcie pisania.

— —

Intrygi urzędnika

Tymczasem urzędnik Tadeusz Krawczyk, który od dawna śledził postępy Kasi i Marcina, dowiedział się od swojego informatora w Policji o odkryciu podziemi i ludzkich szczątków.

„Oni się nie poddają.” — powiedział do swojego kolegi, Pawła Dobrowolskiego. „Jeśli znajdą więcej, mogą zrujnować wszystko, nad czym pracowaliśmy przez lata. Musimy działać.”

Dobrowolski spojrzał na niego z powagą. „A co z dziewczynką? Może na nią powinniśmy się skupić? Wydaje się najbardziej podatna…”

Krawczyk skinął głową. „Tak, ale musimy to zrobić delikatnie. Najpierw trzeba odwrócić ich uwagę.”

— —

Zosia i nowe objawy

Wieczorem, gdy Kasia i Marcin próbowali poukładać w głowach informacje o praprababci, Zosia zaczęła zachowywać się dziwnie. Najpierw odmawiała jedzenia, później usiadła przy oknie, wpatrując się w las.

„Zosiu, wszystko w porządku?” — zapytała Kasia, kładąc dłoń na ramieniu córki.

Zosia spojrzała na matkę pustym wzrokiem. „Mamo… oni mnie wołają. Chcą, żebym do nich wróciła.”

„Kto cię woła, kochanie?”

„Te kwiaty. Muszę tam wrócić. Jeśli tego nie zrobię, coś złego się stanie…”

Słowa Zosi przeraziły Kasię do głębi.

— —

Powrót do podziemi

Kasia i Marcin postanowili wrócić do podziemi, by dowiedzieć się więcej o tajemniczych drzwiach i tym, co może kryć się za nimi. Tym razem zabrali ze sobą latarki, aparat fotograficzny i rękawiczki, aby dokładnie zbadać każdy zakamarek.

Gdy dotarli do ogromnych drzwi z mosiądzu, Kasia zauważyła niewielkie wgłębienie w kształcie sygnetu, który znaleźli wcześniej.

„To musi być klucz.” — powiedziała, wkładając sygnet w otwór.

Drzwi otworzyły się powoli, ukazując ogromną komnatę wypełnioną zapachem wilgoci i starości. Na środku znajdował się wielki ołtarz, a wokół niego porozrzucane były fragmenty dawnych narzędzi rytualnych.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.03
drukowana A5
za 63.88