Rozdział 1
Z systemu głośników, które były umieszczone w całym apartamencie, w hotelu mieszczącym się w pałacyku, grała głośna muzyka, a ja tańczyłam stojąc na łóżku, ubrana w seksowny komplet bielizny składający się z koronkowego białego body z pasem i pończochami, nad moim leżącym i uśmiechniętym szeroko od ucha do ucha, rozpromienionym jak wschodzące letnie słońce, mężem.
– Pani Anito — zaczął mówić kiedy usiadłam na nim okrakiem i pilotem ściszyłam muzykę – ja widzę, że Panią jednak często ponosi — nawiązał zadowolony, do naszej pierwszej rozmowy, kiedy to rok temu poszłam na wizytę do poradni i w gabinecie spotkałam właśnie jego.
— Panie doktorze, nie wygląda Pan, jakby to Panu przeszkadzało – odpowiedziałam zalotnie, patrząc prosto w jego błyszczące oczy.
Nie odpowiedział mi już nic na to, tylko podniósł się z poduszek, chwycił mnie za biodra i zaczął całować namiętnie. Czułam jego język splatający się z moim, co tak uwielbiałam. Czułam jego dłonie na moich pośladkach, plecach, karku, na piersiach i na szyi. Kiedy on całował moją szyję, ja odginałam głowę do tyłu i przeczesywałam jego włosy.
Całowałam i lekko chwytałam ustami jego ucho, lekko gryzłam brodę, całowałam szyję i tors. Przesuwałam przy tym, lekko wbitymi palcami, po jego ramionach, z dołu do góry i z powrotem.
Całowaliśmy się mocno i zachłannie, aż gorąco w moim ciele przybrało na sile, zamieniając się w żar pragnienia poczucia go w sobie.
— Max pragnę Cię bardzo, bądź niegrzeczny… — wyszeptałam, zniżając głos, prosto do jego ucha.
Nie musiałam długo czekać na to, o co go prosiłam. Trochę trudno było to wszystko pościągać, ale mimo to moje koronkowe body szybko pofrunęło gdzieś na podłogę. Zostałam tylko ubrana w białe pończochy od kompletu, z grubym koronkowym pasem na udach. Max rozerwał znajomy fioletowy kwadracik, a ja założyłam mu na penisa, jego zawartość. Tak mnie to rozpaliło, że poczułam mocne pulsowanie między nogami, a w całym ciele czułam jakby paliła się każda moja komórka.
Max westchnął głęboko i jęknął. Wszedł we mnie gładko i ja też westchnęłam mocno i zaczęłam delikatnie jęczeć kiedy od poruszał się najpierw powoli, a później coraz to szybciej. Opierając dłonie o jego ramiona ruszaliśmy się coraz szybciej, jęcząc przy tym coraz głośniej i szybciej. Nabraliśmy szybkiego tempa i ruszaliśmy się dziko. Wydawałam krótkie i głośne odgłosy rozkoszy, by w chwili zalewającej mnie fali cudownej euforii, rozluźniającej moje ciało, złączyć mój krzyk z jękiem Maxa.
Westchnęłam i przytuliłam się mocno do niego. Nasze ciała falowały razem i serca biły mocno. To fizyczne zjednoczenie dawało nam wielkie szczęście, było niemal czymś świętym, tak intymnym, tak naszym. Łączyliśmy w nim nasze ciała, nasze energie, nasze dusze.
Opadliśmy na łóżko, z powrotem w miękka białą pościel. Leżałam obok Maxa wtulona w jego bok. On przytulał mnie jedną ręką, drugą gładził moje udo.
Palcem przesuwałam delikatnie po jego ustach i brodzie, a on go całował.
– Miśka – powiedział śmiejąc się i patrząc na mnie roziskrzonym, szczęśliwym wzrokiem – zaszaleliśmy tego wieczora, co? To był nasz wieczór.
— Podobał Ci się mój taniec dla Ciebie? — zapytałam słodko.
— To było niesamowicie seksowne! Najpierw kiedy zniknęłaś, a Sylwia i Karo kazały mi usiąść na środku sali na krześle mówiąc:,,trzymaj się teraz mocno”, nie wiedziałem czego mam się spodziewać, ale kiedy zobaczyłem Cię przebraną w tą krótką czerwoną sukienkę, jak tańczysz i podchodzisz do mnie wolno i kiedy zaczęłaś tańczyć koło mnie ocierając się blisko, krążąc dookoła mnie, a później kiedy rozszerzyłaś moje nogi i zaczęłaś tańczyć między nimi, to było nieziemskie… — mówił zafascynowany.
— Tak — mówiłam uśmiechnięta całując jego klatkę piersiową — użyłam Ciebie jako rury do tańca erotycznego.
— Dobrze, że nikt nie miał pretensji, tylko wszyscy krzyczeli głośno z uznaniem, jak przewiesiłem sobie Ciebie przez ramię i tu przyniosłem — powiedział uradowany.
– Sylwia to chyba najgłośniej Cię dopingowała – wspominałam z uśmiechem. Krzyczała: — Braciszku, Dajesz! Dajesz!
— Nigdy tego nie zapomnę, to była cudowna niespodzianka Kochanie — powiedział i pocałował mnie.
— Dobry wymyśliłam sposób na to, żebyśmy się ulotnili? – zapytałam dumna pieszcząc jego klatkę piersiową.
– Kochanie! Wręcz idealny mogę powiedzieć! — odparł zadowolony.
Wesele trwało na dole jeszcze w najlepsze, słychać było dzikie krzyki i śpiewy, a my cieszyliśmy się sobą.
Nie było dużo osób. Chcieliśmy zaprosić tylko tych, z którymi mieliśmy kontakt na co dzień.
Byli nasi rodzice, którzy poznali się już w tydzień po naszych zaręczynach w Zielonej Górze, podczas których, Max w restauracji padł przede mną niespodziewanie na kolana z wielkim bukietem róż.
Sabinka z Marianem przyjechali wtedy do nas do Wrocławia, wynajmując sobie hotel na starym mieście.
Tamtego wieczora spotkaliśmy się w restauracji, w której my z Maxem byliśmy na pierwszej randce. To był pomysł Sabinki, żeby tam iść. Ona nie wiedziała o tym, że mamy do tego miejsca duży sentyment. I kiedy weszliśmy tam z rodzicami po raz drugi, już jako zaręczeni, Max spojrzał na mnie z takim rozczuleniem i tak szczęśliwym wzrokiem, że poczułam bardzo miłe ściskanie w żołądku i też uśmiechnęłam się szeroko.
— Kochanie tym razem dywan Cię nie zaatakował — śmialiśmy się oboje wspominając jego nieudany telemark.
— – A co, wy tu już byliście? – podchwycił Marian pytając swoim poważnym, niskim tonem.
-– Tak — odparł zadowolony Max — na pierwszej randce.
– Fiu fiu… — wyraził aprobatę mój tata, rozglądając się dookoła.
Rodzice polubili się od razu. A po paru mocniejszych drinkach, które zamówiliśmy, już sobie Elusiowali, Mareczkowali, Sabinkowali i Mariankowali.
Cieszyliśmy się z tego z Maxem i zaczęliśmy ich naśladować:
— Anituś pyszny ten makaron prawda? — pytał Max.
— Maksiuniu, no rewelacja! — Odpowiadałam naśladując szczere i szerokie uśmiechy naszych rodziców.
Nie mogliśmy z Maxem przestać się śmiać i parskać, a rodzice udawali oburzonych:
— No na własnej piersi sobie takie gady wychowaliśmy — powiedział mój tata.
– Kochani, nie zwracajmy na nich uwagi — śmiała się Sabinka.
Ja się cieszyłam, że odkąd zaręczyliśmy się z Maxem, jego ojciec stał się wreszcie dla niego tatą. Zaczął w końcu odnosić się do Maxa jak do syna, a nie jak do obcej osoby.
Kiedy pewnego wieczora powiedziałam Maxowi, że się cieszę z tego bardzo, on mi odpowiedział:
— To Twoja zasługa. Rozmiękczyłaś jego serce. Dziękuję Ci – i pocałował mnie w policzek przyciskając mocno, przez dłuższą chwilę, do niego swoje usta.
Pogładziłam wtedy jego twarz i zapytałam:
— Ciebie też tak rozmiękczam?
Max uśmiechnął się znacząco i patrząc na mnie tak, że zrobiło mi się gorąco, powiedział zniżając głos:
– Kochanie, w jednym miejscu wręcz przeciwnie.
Oprócz rodziców na weselu, od strony Maxa, była jeszcze jego siostra Sylwia ze swoją nowo poznaną dziewczyną Martą, która zapatrzona była w nią jak w obrazek święty i zresztą z wzajemnością. Wyglądały na bardzo zakochane. Kiedy rzuciłam bukietem za siebie, Marta go złapała, a Marian krzyknął ucieszony:
– Moi Kochani… Następny ślub i wesele w Holandii!
Na co wszyscy zaczęli krzyczeć zadowoleni i bić brawo. Marta nieco się speszyła, ale Sylwia przytuliła ją mocno i pocałowała. Tak samo trzymała jej twarz w dłoniach, jak to robił Max kiedy całował mnie. Sabinka jak to ona podbiegła do Marty szybkimi małymi kroczkami i ją wyściskała. Martę polubiłam od razu. Była taka spokojna i skromna.
Był też kierownik Maxa ze szpitala z żoną, których też już poznałam, bo byliśmy z nimi raz w restauracji na starówce, na sushi.
Był oczywiście Bartek i Ania, którzy podczas ślubu w małym pałacyku przy fosie miejskiej, i później składając nam życzenia, ocierali łzy wzruszenia.
— Stary ja nie wiedziałem, że Ty jesteś wrażliwy, ale nie wiedziałem, że aż tak — śmiał się Max kiedy po ślubie podeszli do nas.
— Ja też nie wiedziałem — śmiał się Bartek, który miał dodatkowo odpowiedzialną funkcję bycia świadkiem.
Oboje nas wyściskali i wycałowali mocno.
Była starsza siostra Sabinki, Helena, z mężem Waldkiem, u których byliśmy na Wigilii Bożego Narodzenia i ich córka Beata z mężem Robertem.
Na tej Wigilii byli też moi rodzice, bo wszyscy przyjechaliśmy do rodziców Maxa na święta.
Od mojej strony oczywiście byli wzruszeni rodzice, niemniej szczęśliwi Karo, która oczywiście była moją świadkową, ze swoim mężem Matim, moja koleżanka z pracy Kasia ze swoim facetem Krzysztofem i mój dobry kumpel z pracy Dominik z dziewczyną Matyldą. Lubiłam ich, bo mogłam z nimi rozmawiać o wszystkim, byli oboje bardzo mądrzy i zabawni. Chodziliśmy czasem w trójkę po pracy na pizze i piwo.
Na nasze wesele wynajęliśmy cały pałacyk pod Wrocławiem, gdzie mieściła się sala weselna, restauracja i hotel. Mogliśmy dzięki temu spokojnie bawić się nie przeszkadzając innym gościom. Mogliśmy śpiewać nawet na korytarzach.
— Ale Miśku, ja też jestem pod wrażeniem! – Mówiłam uśmiechnięta. — Jak już wyleczysz wszystkich ludzi, to spokojnie możesz z chłopakami zostać gwiazdą disco polo! Pięknie mi zaśpiewałeś tę piosenkę. I ten taniec Matiego, Bartka i Twojego szefa… To było genialne! A Bartek to w ogóle mnie do łez doprowadził jak tańczył. Brzuch mnie bolał ze śmiechu. Słuchaj, kiedy Wy to w ogóle wszystko ćwiczyliście? — zapytałam rozbawiona.
— Pamiętasz jak mówiłem Ci ostatnio, że muszę zostawać dłużej w szpitalu w poniedziałki, bo mam praktykantów? — mówił zadowolony.
Zaśmiałam się i powiedziałam z uśmiechem:
— A to dobre! Fajni praktykanci! Chciałabym zobaczyć jak ćwiczycie w szpitalu. Ale wyszło super! Rozbawiliście mnie, Kochanie — powiedziałam i pocałowałam go mocno w usta. Całowaliśmy się. Cały świat zniknął była tylko ta chwila, tylko my.
Max patrzył mi w oczy, pieszcząc delikatnie moje ramiona, plecy, ujmował moją twarz w dłoń i znowu całował. Ja pieściłam jego powoli i delikatnie, tak samo jak on mnie.
W jego spojrzeniu wiedziałam wielkie szczęście i ono chwyciło mnie za serce, tak mocno, że w oczach pojawiły się łzy. Też byłam szczęśliwa.
On był moim światem, bez którego teraz już nie umiałabym żyć. Rozpromieniał i energetyzował każdą chwilę, którą razem spędzaliśmy.
Był moim wsparciem. Wiedziałam, że w trudniejszych chwilach mogę na niego liczyć.
Taka trudniejsza chwila przyszła na jesień, kiedy kochaliśmy się i on wyczuł w mojej piersi coś, co go zaniepokoiło.
— Kochanie — powiedział spokojnie, ale poważnie, trzymając moje dłonie w swoich. — Przyjdź jutro do mnie do szpitala. Zrobimy Ci USG.
Wystraszyłam się, nogi zrobiły mi się jakieś takie sztywne i ściskało mnie w sercu i w gardle.
Jeśli on tam coś wyczuł, to tam coś musiało być — pomyślałam wystraszona i patrząc na niego ze strachem powiedziałam łamiącym się głosem:
— Dobrze Kochanie.
A on ujął moją twarz w obie dłonie i mocno pocałował. Chciał, żebym mniej się bała i widziałam w jego wzroku, że stara się bardzo dodać mi otuchy, chociaż kiedy całował mnie, czułam, że on sam drżał.
Popłakaliśmy się razem. Jednak pomimo tego, że czułam jego obawy i lęk, byliśmy w tym razem i było mi lżej.
Tak samo jak podczas czasu oczekiwania na wynik biopsji, przez 3 tygodnie, w każdej chwili czułam jego wsparcie. Nawet nie musiał nic mówić, czekaliśmy po prostu razem. Przytulał mnie bez słów i starał się być silnym. I czułam, że jest. Czułam jak przytula moje lęki i niszczył moje czarne myśli.
Raz tylko zapytałam go kiedy leżeliśmy w łóżku i mieliśmy już spać:
— Max, będziesz mnie kochał kiedy będę łysa?
On popatrzył na mnie takim wzrokiem, że nie musiał nic odpowiadać, serce mi się ścisnęło, bo czułam jeszcze większą miłość w tym jego spojrzeniu. Przytulił mnie mocno i powiedział pewnie:
— Miśka, to w ogóle nie ma znaczenia!
Pieściliśmy każdy kawałek naszych ciał, patrząc sobie w oczy i na siebie. Całowaliśmy się nawzajem centymetr po centymetrze. Czułam jego wielką czułość i miłość w każdym tym pocałunku i dotyku.
Usiadłam na nim okrakiem i kochaliśmy się powoli i spokojnie. Poruszaliśmy się falując razem, pieszcząc się przy tym delikatnie. W tym naszym zespoleniu czułam jego wielką miłość i oddanie. Zasnęliśmy przytuleni do siebie mocno.
Na szczęście kiedy odebrałam wyniki okazało się, że zrobił się mi po prostu jakiś łagodny włókniak. Poczułam ogromną ulgę i z uśmiechem wybiegłam z gabinetu i chciałam biec do Maxa, ale on już stał i czekał w holu. Kiedy mnie zobaczył, już wiedział, że wszystko jest w porządku. Rozpromienił się w jednej chwili i patrząc na mnie radosnym spojrzeniem, uśmiechnięty od ucha do ucha i kładąc mi delikatnie dłoń na plecach nakierował w stronę klatki schodowej i powiedział zdecydowanie:
— Chodź!
Poszliśmy. Pokierował mnie na jedne i dalej na drugie schody prowadzące na górę, gdzie już nie było żadnego wyjścia na żaden oddział ani do holu i korytarza z gabinetami, tylko taki jakby balkonik i szare, metalowe drzwi prowadzące do jakiegoś pomieszczenia. On oparł mnie o nie i ujął twarz w dłonie i zaczął całować. Robił to najpierw spokojnie, a później coraz goręcej, rozpalając mnie. Czułam w sobie żar i pragnienie by czuć jego dotyk. Wsunęłam dłonie w rękawy jego niebieskiego lekarskiego t- shirtu i dotykałam ramion. Westchnęłam i poczułam jego dłonie odpinające moje dżinsy i jego dotyk między moimi udami. Byłam rozpalona i gotowa.
On zsunął swoje niebieskie spodnie od uniformu i opięte bokserki i z kieszonki wyjął prezerwatywę i założył ją szybko. Jęknęłam cicho kiedy we mnie wszedł. Nie wiedziałam czy zdołam być cicho. Ryzykowaliśmy bardzo kochając się w tym miejscu. On ruszając się w mnie szybko, trzymając moją jedną nogę pod kolanem, którą go objęłam na wysokości jego łydek i drugą ręką, trzymając mnie za plecy bym nie upadła, całował mnie mocno. Opierałam się łopatkami o drzwi i obejmowałam go za szyję. Czułam pragnienie i żar w sobie, które po niedługim czasie przerodziły się w rozkosz i błogość. Max doszedł razem ze mną uśmiechając się i dysząc.
Poprawiliśmy nasze ubrania. Podniosłam kurtkę i torebkę z podłogi. Znalazłam chusteczkę higieniczną, w którą zawinęłam prezerwatywę i schowałam ją do kieszeni kurtki.
Max przytulił mnie mocno, nasze serca biły szybko i mocno. Spojrzał na mnie uśmiechnięty i patrząc na mnie błyszczącymi roześmianymi oczami ujął moją twarz w obie dłonie, i dysząc jeszcze trochę, powiedział:
— Kochanie, tak się cieszę, że wszystko jest dobrze!
— Ja też! Ulga niesamowita! Max Kocham Cię! Jesteś moim wsparciem — mówiłam szczęśliwa.
— Ja też Cię kocham Miśka! — powiedział szczęśliwy patrząc mi w oczy i trzymając za ramiona.
— Kochanie, a czy Ty zawsze nosisz w pracy prezerwatywę? – zapytałam uśmiechnięta
— Nie. Tylko wtedy kiedy Ty masz przyjść – odpowiedział zadowolony i zaśmiał się lekko. Też się zaśmiałam cicho i powiedziałam uśmiechnięta:
– Idę pierwsza, poczekaj.
Schodziłam po schodach i spojrzałam przez ramię na mojego seksownego doktora, który stał i czekał jak pójdę, uśmiechając się do mnie szeroko. Pocałowałam wewnętrzną stronę swojej dłoni w palce i wyciągnęłam ją w jego stronę i poszłam na dół.
Rozdział 2
Obudziłam się czując miły napływ krwi między nogi i dotyk w tym miejscu. Max całował i lizał moją łechtaczkę tak samo jak i okolice pochwy. Przesuwał językiem w górę i dół, robił nim kółeczka i zygzaki na przemian z całowaniem i zasysaniem. Wsuwał język do mojej pochwy, a ja jęczałam wyginając ciało w łuk i naprężając je. Przesunął się na mnie wyżej całując wzgórek łonowy i pieszcząc mnie dłonią między udami. Całował moje piersi, ramiona i szyję, a ja odnalazłam jego twardego penisa i ujmując w dłoń pieściłam go ruchami z góry do dołu i z powrotem. Drugą dłoń wplotłam w jego włosy i przesunęłam niżej palcami po szyi i po plecach, wbijając je w pośladki. Dotykaliśmy się tak nawzajem coraz szybciej i szybciej wzdychając i jęcząc, aż na koniec nasz jęk złączył się w jeden okrzyk rozkoszy.
— A… ni… ta! Jesteś cu… do… wna! — Powiedział zmęczony i opadł na mnie obejmując mnie w pasie i zatapiając usta w mojej piersi. Przytulałam go gładząc delikatnie palcami i paznokciami po plecach. Oddychaliśmy oboje szybko i głęboko i czułam nasze serca. Kiedy uspokoiliśmy się już i leżeliśmy na bokach patrząc na siebie i przytulając, Max powiedział z błyskiem w oczach, z czułością i z szerokim uśmiechem:
– Dzień dobry. Kocham Cię…. moja żono!
Serce i żołądek mi się ścisnęły.
— Dzień dobry — odpowiedziałam słodko — Ja też Cię kocham. Bardzo miła to była pobudka… mój mężu.
Jak to cudownie brzmiało… Jak balsam na serce i bezpieczna przystań, właściwe miejsce tylko nasze gdzie byliśmy sobie oddani na dobre i złe.
Pocałowaliśmy się.
Moglibyśmy tak leżeć cały dzień, ale trzeba było zejść na dół na śniadanie. Wszyscy też na pewno późno poszli spać, ale było już prawie południe kiedy spojrzałam na zegarek w telefonie. Nie było żadnych połączeń, bo nikt nie chciał nam przeszkadzać, jedynie esemes od Karo:
Kochane moje pszczółki, jak się już tam nabzykacie, to chodźcie do nas na śniadanie. My teraz dopiero przyszliśmy wszyscy i czekamy żeby z Wami zjeść.
Przeczytałam esemesa Maxowi, na co oboje uśmiechnęliśmy się lekko dwuznacznie.
Max wstając pierwszy powiedział poważnie:
— Dobra Miśka, trzeba się zebrać i zachować pion.
Ledwo wstał i to powiedział, to zachwiał się i wleciał na szafkę nocną przewracając z niej dużą czarną lampę na złotej nodze.
Słyszałam jak się śmieje podnosząc ją z podłogi. A ja parsknęłam i powiedziałam śmiejąc się razem z nim:
— Kochanie! Bo oni powiedzą, że słynnemu doktorowi habilitowanemu z Wrocławia odbiło i zdemolował pokój jak jakaś gwiazda rocka po nocnej imprezie.
Śmialiśmy się i on spojrzał na mnie rozbawiony. Zbierając ciuchy z podłogi i stojąc zupełnie nago i składając je do torby śpiewał pod nosem.
Ja włączyłam tę piosenkę z mojego telefonu, który połączył się z systemem głośników i nasz apartament wypełniła wesoła muzyka. Ubieraliśmy się i tańczyliśmy jednocześnie. Pomalowałam się i uczesałam.
Kiedy zeszliśmy na śniadanie i pojawiliśmy się w szerokim wejściu do restauracji trzymając się za ręce, nasi wszyscy goście czekali już na nas przy okrągłych stołach. Pierwsza zobaczyła nas Karo, która wstała cała rozpromieniona i posłała nam buziaka:
— Cześć Kochani! – Powiedziała głośno i z energią.
Wszyscy też zaczęli wstawać uśmiechnięci szeroko i krzyczeć do nas i bić brawo.
Byliśmy oboje lekko onieśmieleni, tak jakby wszyscy wiedzieli dokładnie i ze szczegółami, co robiliśmy w nocy i rano.
Kiedy podeszliśmy do naszego stolika, przy którym siedzieli Karo z Matim i Bartek z Anią, Max odsunął mi krzesło, poczekał jak usiądę, pomógł mi się przysunąć i sam usiadł obok mnie. Bartek odezwał się jak zwykle ze swoim charakterystycznym spokojem:
— Witajcie moi drodzy zboczeńcy, jak tam Wam się bzykało?
Zaśmialiśmy się wszyscy, ja lekko spuściłam wzrok, a Max odparł z uśmiechem, jakby odpowiadał na pytanie chociażby o podróż, o to jak nam się jechało:
— A dziękujemy! Bardzo dobrze, cudownie wręcz mogę powiedzieć.
Pocałował mnie w policzek i poszliśmy nałożyć sobie jedzenie.
— Zaraz wracamy — powiedziałam uśmiechając się do gości.
Max tymczasem stojąc obok stołu szwedzkiego zwrócił się do wszystkich rozpromieniony:
— Kochani, dziękujemy, że czekaliście na nas. To niezmiernie miłe i przepraszamy, że nie mogliśmy być szybsi.
— Max — odezwał się Bartek — pośpiech wskazany tylko przy łapaniu pcheł.
Na co wszyscy się zaśmiali.
– Albo przy robieniu wnuków — dodała Sabinka, w czym pozostali rodzice ją poparli.
— Ciocia Karo też czeka, nie zapominajcie! — Karo pomachała do nas zza stołu, a Mati w geście poparcia pocałował ją w policzek.
— Zrobimy to jak najlepiej potrafimy, wiemy jak postępować, mamy w tym ogromne doświadczenie, zapewniam Was — oznajmił i zaśmiał się lekko Max, czym rozbawił gości i mnie, bo to trochę zabrzmiało jakby mówił do pacjenta przed jakąś operacją chcąc go uspokoić, że nie ma się czego bać.
— Dziękujemy Wam, jesteście kochani! Jedzmy teraz bo wszyscy już jesteśmy pewnie głodni! Smacznego! — powiedziałam uśmiechnięta.
Usiedliśmy i jedliśmy śniadanie. Wszyscy wyglądali na lekko niedzisiejszych ale zadowolonych. Kelnerzy, podawali nam tylko podwójne mocne kawy. Nawet ja piłam bez mleka.
Wieczór i zabawa była super. Wyszaleliśmy się ze wszystkimi. I w grupie i w kilka osób, i sami w parze i ze wszystkimi z osobna. Max nawet tańczył z Bartkiem biorąc mnie do środka, czym mnie rozbawił.
Nagadaliśmy się ze wszystkimi i naśmialiśmy, że już bolał mnie brzuch. Ze wszystkimi piliśmy. Wszyscy nam gratulowali i cieszyli się, mówili, że bawią się extra. Obie mamy wyściskały nas, a tatowie mnie obtańcowali, tak że myślałam już że padnę. Max za to tańczył ze swoją i moją mamą. Tańczyłam też z jego szefem. Ale oni przyjechali tylko na kilka godzin i musieli jechać, bo sytuacja w szpitalu tego wymagała.
Nawet nie wiedziałam, o której godzinie Max wyniósł mnie na górę do pokoju i kiedy zapytałam Karo do której jeszcze się bawili, okazało się, że my zniknęliśmy o 2.30, a wesele trwało jeszcze do 3.30.
Max położył mi dłoń na moje udo i przesuwając ją powoli wyżej powiedział do mnie ścierając wyimaginowane masło z mojego policzka:
— Chyba miałaś masło na policzku Kochanie.
I przybliżając się do mojego ucha, zniżając głos, że aż zrobiło mi się gorąco i serce mi zabiło mocniej wyszeptał:
— Kochanie, po tym pysznym śniadaniu chciałbym zagłębić głęboko mój język w Twojej cudownej cipce i ją smakować. I chciałbym byś przy tym usiadła mi na twarzy.
Kiedy wyszeptał mi to do ucha wziął pomarańczę pokrojoną na kawałki i wgryzając się w nią, popatrzył na mnie z pożądaniem, a jego oczy błyszczały i był w nich ogień.
Nagle do głowy wpadł mi taki impuls, który kazał mi powiedzieć do niego szybko na ucho:
— Kochanie, jeśli tylko mnie dogonisz!
Niewiele myśląc zerwałam się szybko, jakbym w filiżance kawy zobaczyła jakiegoś ducha i rzuciłam się pędem przez otwarte, szerokie drzwi restauracji, przez hol i otwarte drzwi do ogrodu. Pędziłam przez duży trawnik z leżakami, dobiegłam do alejki z różami po obu stronach, przeskakując przez jeden z tych krzaczków i leciałam prosto alejką w stronę pola golfowego.
Uciekałam jak szalona, jakby goniło mnie stado dzikich i głodnych tygrysów. Biegłam tak szybko jak nigdy, a serce nie wiem, czy szybciej i mocniej biło mi z wysiłku, czy z emocji.
Biegłam tak dzikim pędem i dotarło do mnie, że on może mnie wcale nie gonić i biegnę zupełnie bezsensu.
No to by była kompletna porażka! – Pomyślałam i odwróciłam się z nadzieją, że on jednak biegł za mną. Ale to co zobaczyłam przeszło moje oczekiwania i zaskoczyło mnie całkowicie. Max biegł za mną jakieś sto metrów dalej, a za nim kilka metrów dalej biegli: Sylwia, Marta, Dominik, Karo, Mati, Anka, a na końcu jeszcze Bartek i Kaśka.
O kurwancka jasna ciasna, co jest?! – Pomyślałam i zwolniłam bieg.
Max mnie dogonił i chwycił mocno w ramiona i dysząc ciężko zaczął mnie całować jak szalony. Oddychaliśmy szybko i dysząc całowaliśmy się mocno i namiętnie.
Kiedy przestaliśmy zobaczyłam, że inni dobiegli do nas i niektórzy zgięci są w pół i łapią się za kolana, a Ci którzy stali prosto, uśmiechają się szeroko.
— Myślałam, że się coś stało — śmiała się Karo.
— Ale właściwie, to co się stało? — zapytała prostując się i dysząc, Marta.
— Kochani, za czym tak goniliście, jakiś nowy oddział Super Extra Medu otworzyli we Wrocławiu? – zapytał z właściwym sobie spokojem Bartek, bliski zawału.
— Stary — powiedział do przyjaciela Max, kładąc mu rękę na ramieniu — czasem trzeba się postarać, a wtedy jest nagroda.
Sylwia powiedziała coś Marcie na ucho, a ona uśmiechając się powiedziała tylko:
— Aaa… i spuściła wzrok.
Ja szłam razem z Karo, Matim, Kaśką i Dominikiem, i Kaśka powiedziała uśmiechając się i sapiąc jeszcze:
— Kurde Anita, macie susy! To już nie na moje lata.
– Kaśka nie marudź, miałaś siłownię za darmo! — Zażartował roześmiany Dominik.
Poszliśmy w stronę pałacyku gdzie stali zdezorientowani rodzice. Mamy krzyczały do nas już z daleka:
— Co tam się stało?! – Pytała Ela.
— Dzieciaki, Wy tak nas nie straszcie! – Prosiła Sabinka.
Podeszliśmy do nich i powiedzieliśmy uśmiechnięci, że wszystko w porządku, a Max dodał:
— Taki poranny jogging dla zdrowia.
— Czasem się dobrze przelecieć z rana – zaśmiała się Sabinka i poklepała syna po ramieniu.
Rozbawiła nas i zaśmialiśmy się wszyscy.
Porozmawialiśmy z nimi jeszcze trochę. Podziękowali nam za zabawę i powiedzieli, że będą już jechać. Wyściskali nas jeszcze i wycałowali wszyscy mocno, Sabinka ze łzami w oczach. Gratulowali jeszcze raz i życzyli wszystkiego dobrego. Kiedy tak się ściskaliśmy, z pałacyku wyszli Helena z Waldkiem i Beata z Robertem już z bagażami i też nam jeszcze raz dziękowali za wspaniałą zabawę, gratulowali i wyściskali nas.
Zostaliśmy takim sposobem już w luźnym gronie naszych najbliższych przyjaciół. Nasi goście mieli z nami zostać do wieczora. Mogliśmy iść na basen i korzystać ze spa. A my mieliśmy tylko dla siebie cały następny tydzień. Ja postanowiłam pogadać z Karo, bo zobaczyłam ją, że idzie usadowić się na leżak i macha do nas.
— Max idę pogadać z Karo – powiedziałam i pocałowałam go w policzek, opierając się na jego ramieniu dłonią.
— Jasne! — Uśmiechnął się i w tej chwili podszedł do niego Bartek.
Posłałam im obu buziaka i idąc do Karo odmachałam jej.
Podeszłam do niej. Ona już z daleka uśmiechała się do mnie szeroko. Uściskałyśmy się.
— Hej Kochana! — Powiedziała Karola radośnie, pełna energii.
— Hej! — Powiedziałam przeciągle z uśmiechem. – Jak tam? — zapytałam wesoło i przysunęłam sobie do niej leżak i usiadłam prostując nogi.
Obok nas siedzieli też Dominik z Matyldą, śmiejąc się głośno. Pasowali do siebie. Cieszyłam się, że Dominik poznał taką fajną dziewczynę. Byliśmy kiedyś razem w klubie z Dominikiem i Kaśką i tam się poznali. Matylda od razu wpadła mu w oko. Powiedziałam mu wtedy:
— Idź chłopie, zagadaj!
I poszedł. I byli razem już ponad pół roku.
— Anita, tu jest jak w niebie, możemy tu zostać? – mówiła Karo wystawiając twarz do słońca.
— Rewelacja co… — zgodziłam się z nią i razem wygrzewałyśmy się w słońcu.
Karo złapała moją dłoń i ściskając ją powiedziała patrząc na mnie uśmiechnięta:
— Cieszę się Kochana! Tak zajebiście do siebie pasujecie, że jak na was patrzę to sama mam mokro w gaciach.
Tak mnie tym rozbawiła, że zaczęłam śmiać się głośno i przez łzy powiedziałam do niej:
– Wariatka! Uwielbiam Cię!
Śmiałyśmy się razem.
— Ej, co tam laseczki, możemy się przysiąść? — krzyknął do nas Dominik i razem z Matyldą przysunęli się do nas.
— Co wam przynieść do picia? Chcecie może jakiegoś drina?
— Może coś lekkiego – powiedziała Karo.
— No w sumie – zgodziłam się, bo już nie czułam kaca. Jakoś cudem dobrze przeżyłam całe to picie na weselu, chociaż miałam obawy, że będzie źle. — Dominik, weź mi coś z rumem. Dzięki, kochany jesteś, pomóc Ci?
— Nie, no co Ty, Ty masz swój dzień!
— Ja pójdę z Tobą — powiedziała wesoło Matylda.
I poszli. Matylda dreptała koło niego na obcasach, a on obejmował ją w pasie. Po niedługiej chwili wrócili rozmawiając wesoło i Dominik podał nam drinki, a Matylda przyniosła dwa pucharki z owocami i lodami, a dwa takie same niósł za nią kelner.
— Oj! Super! Dzięki! – Ucieszyłam się.
— O! Kochani! — Krzyknęła wesoło Karo.
I akurat wtedy jak dwójka dzieci, która zwęszyła deser, pojawili się Max i Bartek.
— Co tam macie? — zainteresował się Bartek namierzając to co stało na małych stolikach przy naszych leżakach. — E tam, chodź Max, nic tu dla nas nie ma — dodał udając obrażenie i kładąc Maxowi dłoń na ramię pokierował go w stronę restauracji. W drzwiach spotkali kelnera i stali z nim przez chwilę, po czym wrócili do nas.
— Co tam Bartek, nie wpuścili was? — zażartowałam.
— Powiedzieli, że alkoholików nie wpuszczają — odparł smutno.
— Powiedzieli jeszcze, że takiej patologii jak my dawno nie widzieli – podchwycił Max przystawiając sobie leżak koło mnie. Usadowił się w nim i popatrzył na mnie z uśmiechem i błyszczącymi oczami. Zrobiło mi się momentalnie gorąco.
Kelner przyniósł chłopakom whisky.
— Nic nie chcieliście wrzucić na ząb? — zapytałam. — Misiek, Ty nie jesteś głodny?
— Bardzo — powiedział zadowolony Max nachylając się do mnie blisko i patrząc na mnie dwuznacznie. — Ale to nie żołądek jest głodny.
— Hu! — Gorąco coś się zrobiło — powiedziałam głośno pijąc drinka. — Wiecie co, ja chyba muszę na chwilę schować się do środka. Spotkamy się na basenie za godzinkę? – zapytałam, wypiłam szybko drinka do końca i wstałam z leżaka odstawiając szklankę na stolik.
Max wstał razem ze mną równie szybko wypijając swoją whisky.
— Super pomysł! — Powiedział żywo Dominik.
— Jasne moje pszczółki! – Powiedziała Karo i mrugnęła do mnie.
Wszyscy się zaśmialiśmy, a Max złapał mnie jedną ręką pod kolanami, a drugą chwycił mnie pod rękę i w taki sposób mnie podniósł. Krzyknęłam tylko z zaskoczenia i zaśmiałam się. Lubiłam tę jego spontaniczność. Objęłam go i pomachałam do naszych przyjaciół.
— Roznieście tę budę! — Krzyknął za nami Bartek z właściwym sobie spokojem.
Rozdział 3
Przyniósł mnie do pokoju, zamknął drzwi i całując namiętnie, postawił na podłodze. Udało nam się zdjąć buty bez przerywania pocałunków. Objęłam go za szyję i zaczęłam przesuwać palcami delikatnie po jego włosach, uszach i po karku. Wyciągałam jego koszulę ze spodni, pieszcząc przy tym jego plecy i boki tułowia. Rozebrałam go z niej, a on masował moje pośladki, ściskając je i podnosząc do góry. Zdjął ze mnie sukienkę i stanik. Pieścił moje piersi i całował szyję.
Byłam już rozpalona. Moja krew wrzała.
— No dalej Kochanie! — Powiedziałam z rządzą w głosie rozpinając jego spodnie — weź mnie, chcę Cię teraz! – Dodałam dziko i zębami chwyciłam za brzeg spodni przy ekspresie i ściągnęłam je z niego.
On chwycił mnie mocno i położył na dużej sofie zrzucając z niej jednocześnie poduszki, tak że jedna poleciała z impetem na dużą lampę, która stała na stoliku przy drzwiach. Lampa spadła uderzając mocno w drzwi robiąc przy tym spory hałas. Max w tym czasie ściągnął swoje bokserki i moje majtki. Klęczał nade mną w rozkroku rozdzierając fioletowe opakowanie od prezerwatywy. Założyliśmy ją razem szybko, a ręce nam się trzęsły.
Myślałam, że oszaleję za chwilę, jeśli zaraz nie poczuję go w sobie.
— Max dawaj, pragnę Cię! Zrób co tylko chcesz.
Popatrzył na mnie dziko i po prostu rzucił się na mnie z taką pasją, że moje ciało stało się jednym wielkim płomieniem.
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem — wyszeptał i wszedł we mnie poruszając się szybko i trzymając moje ręce nad moją głową. Całował przy tym moją szyję. Dostosowałam się do jego mocnych i szybkich pchnięć jęcząc i krzycząc coraz to głośniej. Czułam ekstazę i szczęście z naszego zjednoczenia i bliskości. On poruszał się szybko nade mną sapiąc i jęcząc. Kiedy dochodziliśmy, przesunął nasze splecione dłonie po obu stronach mojej głowy, a ja wyginając ciało w łuk krzyknęłam głośno i przeciągle:
— Max!
Moje ciało zalewało tsunami rozkoszy i myślałam, że wybuchnę. Trwało to dłuższą chwilę. Max, gdy ja w uniesieniu krzyczałam wyznając mu miłość, wydał z siebie dziki ryk.
Wycieńczony i szczęśliwy padł obok mnie na brzuchu. Wysunął się ze mnie powoli i patrząc na mnie cały czas, ściągnął prezerwatywę. Kładąc dłoń na mojej piersi, powiedział z uśmiechem, patrząc na mnie błyszczącymi oczami :
— Jesteś niesamowita! I moja! Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem.
Ujął moją twarz w dłonie i całował.
— Twoja Kochanie – powiedziałam patrząc w jego szczęśliwe oczy smyrając go po plecach.
— Max? Ta lampa to chyba się rozbiła… – powiedziałam. — Ona o drzwi walnęła, trzeba sprawdzić… — martwiłam się.
— Miska, jaka lampa? — zapytał zdziwiony.
— A no tamta — pokazałam palcem w stronę drzwi i wychylając się zza ramienia Maxa spojrzałam w tamtą stronę. Lampa leżała na podłodze, ale wyglądała na całą.
On popatrzył przez ramię i aż wstał. Popatrzył na mnie pytająco.
— No co Ty Misiek, nie słyszałeś jak walnąłeś poduszką w lampę? – powiedziałam rozbawiona.
— Nie — odparł zaskoczony i równie rozbawiony jak ja.
Wstałam i poszliśmy ocenić zniszczenia. Lampa była cała, ale uszkodziła nieco drzwi. Zrobiła na nich małą rysę. Zakładając koszulę Maxa powiedziałam:
— Nie jest źle. Da się zamalować.
On popatrzył na mnie stojącą w jego koszuli i powiedział zapatrzony:
— Jesteś piękna. Chcę zrobić Ci zdjęcie.
Uśmiechnęłam się do niego i nic nie mówiąc założyłam koronkowe majtki i usiadłam w fotelu pozując. Podobała mi się ta sesja z nagim fotografem.
Zrobił mi kilka zdjęć, po czym założył spodnie ale ich nie zapinał.
Ustawiliśmy aparat na komodzie w sypialni i pozowaliśmy do zdjęcia razem. Klęczeliśmy razem na łóżku naprzeciwko siebie. Max trzymał moją twarz w swoich dłoniach, a ja trzymałam go za przedramiona. Patrzyliśmy na siebie uśmiechnięci. Wyszło naprawdę całkiem nieźle. Przerobiłam je trochę i zrobiłam jako czarno- białe. Popatrzyliśmy na siebie z uznaniem.
— Kochanie, mamy już pamiątkę ze ślubu — powiedziałam gdy siedzieliśmy na łóżku, ale patrzył na mnie z takim tajemniczym uśmieszkiem, że już wiedziałam, że coś wykombinował.
Spojrzałam na niego i on mi znowu czytał w myślach, bo zaśmiał się tylko i powiedział:
— Tak Kochanie, mam niespodziankę — powiedział zadowolony.
Patrzyłam na niego pytająco i z zaciekawieniem, a on dalej wyjaśniał:
— Zamówiłem nam sesję. Wiem, że nie chcieliśmy latać po parku jak nawiedzeni od drzewa do drzewa, ale Bartek polecił mi swojego znajomego, też Bartka zresztą, który zajmuje się garbusami. Pokazał mi kilka zdjęć tych samochodów, które odrestaurował ten jego znajomy i jeden taki czerwony od razu się mi spodobał. Wyobraziłem sobie Ciebie na jego tle w sukience ślubnej.
— Ale Misiek, ja z Tobą chcę zdjęcia – mówiłam wzruszona.
— Zrobimy takie i takie — powiedział uśmiechnięty i pocałował mnie ujmując moją twarz w dłonie i patrząc mi w oczy.
— I nie będziemy biegać po parku — dodałam zadowolona.
— Będzie o 18.30. — powiedział uśmiechając się do mnie, znowu czytając mi w myślach. — Ale chodź Miśka pójdziemy teraz popływać.
— No tak, zapomniałam całkiem! — Powiedziałam i poszłam przebierać się w kostium.
Wzięliśmy ręczniki i szliśmy na basen w szlafroczkach i kapetkach jak to mówiła Sabinka, moja teściowa.
Moja teściowa… — zamyśliłam się i uśmiechnęłam się do siebie. Miałam teściową, miałam teścia, miałam nawet szwagierkę, a co najważniejsze miałam cudownego męża, którego kochałam bardzo i który szedł obok obejmując mnie w pasie i nucił jakąś melodię. Odgadłam co to było i nuciliśmy ją oboje, trącając się biodrami.
Na basenie już wszyscy byli. Powitali nas krzycząc do nas głośno. Bartek z Anią wylegiwali się tylko na leżakach pijąc drinki i jedząc owoce. Ale kapali się już bo byli mokrzy.
— Siemanko! – Powiedziałam zwracając się do wszystkich wesoło. — Fajna woda? – zapytałam Bartka i Ankę kładąc ręczniki na leżaku obok Anki.
— Bartkowi poplątały się nogi i wyszliśmy, ale wy idźcie, super jest — mówiła uśmiechnięta Anka.
— Anita dawaj tu Maxa, wrzucaj go! — Krzyczała Sylwia.
— Wskakujcie! — Krzyczał Dominik
Niewiele myśląc próbowałam wepchnąć zapierającego się i śmiejącego się głośno Maxa do wody, ale nie miałam tyle siły. Na pomoc przyszła mi Anka, która zerwała się z leżaka. Max próbował wrzucić mnie, ale po przepychankach nam się udało pierwszym. Max wleciał do wody i uśmiechnięty stojąc w basenie pogroził mi palcem i wyszedł z wody. Zaczęłam uciekać znowu. Biegłam powoli wzdłuż basenu.
— A- ni- ta! A- ni- ta! A- ni- ta! — Słyszałam skandowanie.
Dobiegłam do wielkiej donicy z kwiatem i zasłaniałam się jednym z jego dużych liści, jakby miał mnie uratować. Max przyparł mnie do ściany i powiedział:
— Już nie uciekniesz.
Zrobiło mi się gorąco. Dobrze, że wziął mnie na ręce i niósł do basenu, bo potrzebowałam się schłodzić.
— Aaa! — Krzyczałam wierzgając nogami i trzymając się go mocno za szyję.
Pocałował mnie i mocno odepchnął i podrzucił w kierunku wody. Zdarzyłam tylko głośno krzyknąć i wylądowałam w wodzie. On wskoczył za mną. Rzucaliśmy do siebie piłką. Kaśka pływała na wielkim różowym flamingu. Muzyka zaczęła grać głośno. Kelnerzy przynieśli nam tacę z owocami i czekoladkami i szampana. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy się. Piliśmy szampana. Wszyscy mieliśmy dobre humory. Dopłynęliśmy z Maxem do tacy z owocami na brzegu i biorąc winogrono w usta karmiłam go. Karmiliśmy się owocami i czekoladkami. Patrzyliśmy sobie w oczy. Kochałam jego błyszczący wzrok i ten cudowny uśmiech.
— Rozpalasz mnie – powiedział zniżając głos i patrząc na mnie i wysyłając mi w spojrzeniu ogień.
Kiedy to powiedział, zauważyłam, że wszyscy wychodzą szybko zabierając ręczniki.
— Widzimy się na obiedzie — pomachała do mnie roześmiana Karo, a Mati się uśmiechnął i gestem podniesionej dłoni pożegnał nas.
— Paaa! — krzyknęła uśmiechnięta Kaśka.
— Nie potopcie się — Sylwia wskazała na nas palcem i mrugnęła do nas.
— Paaa! Bawcie się — powiedział uśmiechnięty Dominik zamykając za sobą podwójne, szklane, przydymione drzwi.
Spojrzeliśmy na siebie z Maxem zaskoczeni i zaśmialiśmy się. Muzyka stała się spokojna i przycichła. Zasunęły się rolety na wielkich oknach i zapaliły w suficie fioletowe i różowe światła.
Max przypierając mnie do brzegu basenu swoim ciałem i obejmując moją twarz dłońmi, zaczął całować mocno ale powoli. Czułam nasze szybko bijące serca i falujące klatki piersiowe. Oddychaliśmy mocno. Gładziłam go delikatnie po mokrej skórze pleców, ramion i byłam rozpalona. Pieściliśmy się delikatnie i powoli, całowaliśmy swoje szyje, ramiona, uszy, kawałek po kawałku, na zmianę ze skupieniem. Nic nie mówiąc patrzyliśmy sobie w oczy. To było tak niesamowicie intymne przeżycie, byliśmy tylko my i nasza bliskość.
Max zdjął mój biustonosz od kostiumu kąpielowego i położył go na brzegu basenu. Zaczął pieścić moje piersi, a ja delikatnie dotykałam mokrej skóry na jego torsie i całowałam ją. Napiętym koniuszkiem języka przejechałam od środka jego klatki piersiowej w górę, przez szyję, którą odgiął do tyłu, Chwyciłam lekko zębami jego brodę i sunęłam powoli językiem po szyi w kierunku ucha. Mój język przesuwał się delikatnie po jego brzegach, które lekko zaczęłam chwytać ustami. Max wzdychał i trzymał mnie w pasie. Już sam ten dotyk sprawiał, że napływało do mnie znajome i tak przyjemne uczucie gorąca.
W pewnym momencie chwycił mnie mocniej i posadził na brzegu basenu. Sam wyszedł szybko i poszedł do leżaka, z którego wziął dwa ręczniki i rozłożył je jeden na drugim na podłodze. Chwycił mnie za ręce i kładąc się na ręcznikach posadził mnie na sobie. Całowaliśmy się powoli i mocno. Pieściliśmy nawzajem swoje ciała delikatnie jakbyśmy chcieli poprzez dotyk zapamiętać każdy fragment. Zaczęłam ściągać jego kąpielówki. Max westchnął głęboko, a ja jęknęłam. Widok jego twardego penisa przyprawiał mnie o przyjemny ścisk żołądka i żar w każdej komórce ciała i pulsowanie pochwy.
Uwielbiałam go dotykać kiedy był taki. Ujęłam go w dłoń pieszcząc delikatnie. Max podniósł swoje kąpielówki i z małej ukrytej kieszonki wyjął mały kwadracik. Uśmiechnęłam się. Byliśmy chyba już tak rozpaleni, że wyschliśmy. Rozerwał opakowanie i założyłam mu powoli prezerwatywę, ściskając jej koniuszek i rozwijając ją do samego końca.
Zdjęłam majtki od kostiumu. Westchnęliśmy oboje głośno kiedy trzymając jego penisa skierowałam go do mojej pochwy i powolnym ruchem usiadłam tak, że wsunął się we mnie i poczułam go w sobie głęboko. Ruszałam się powoli ale mocno, opierając się o jego klatkę piersiową. Czułam, że przesuwam się po całej długości jego penisa. To mi dawało uczucie rozkoszy fizycznej i duchowej. Byliśmy tak blisko jak nie można było być w żaden inny sposób. To był najbardziej intymny z możliwych sposobów. Było cudownie. Max położył mi dłonie na moich dłoniach i wzdychał głośno odginając głowę do tyłu. Poruszałam się mocno i już coraz szybciej. Nasze jęki stały się głośniejsze. Ruszając się szybko i mocno doszliśmy prawie razem. Max pierwszy wydał z siebie przeciągły długi jęk, odginając głowę w tył, a ja dołączyłam do niego długim, głośnym jękiem pochylając się bliżej nad nim, odginając do tyłu głowę. Czułam jak moja pochwa pulsuje i zaciska się, a moje ciało wypełnia wspaniała, błoga rozkosz. Oboje jęcząc zastygliśmy na chwilę w łączącej nas euforii.
Otworzyliśmy oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie jak odurzeni. Max przyciągnął mnie do siebie. Wyszedł ze mnie, zdjął prezerwatywę i przytulił mocno. Gładził powoli moje plecy, a ja całowałam go w szyję i obejmowałam w pasie.
— Cudownie jest mi z Tobą, Max kocham Cię bardzo. I kocham to, kiedy czuję Cię w sobie głęboko. To jest takie niesamowite, nie umiem tego opisać słowami… — mówiłam wzruszona ze szczęścia.
— Miśka… — powiedział i całował moje łzy — ja też Cię kocham tak bardzo, że nie umiem tego nawet wyrazić. Jesteś niesamowita, przeszywasz mnie całego na wskroś takim cudownym prądem kiedy mnie dotykasz. I tak samo jak Ty kocham tę naszą największą intymność i bliskość kiedy jestem w Tobie — mówił i też miał zaszklone oczy.
Uśmiechaliśmy się do siebie przytuleni.
Pocałowałam go i zaczęłam się ubierać. Max też ubrał się z powrotem w swoje kąpielówki.
Popatrzyłam na niego z uśmiechem i powiedziałam:
— Mój czarodziej… Nawet z kąpielowych gaci jesteś w stanie wyczarować te fioletowe kwadraciki…
Zaśmialiśmy się oboje. Podał mi rękę i pomógł wstać. Ubraliśmy się z powrotem i poszliśmy do pokoju.
Po drodze spotkaliśmy Kaśkę i jej faceta.
– Słuchajcie, to spa, to jest zajebiste! Dwadzieścia lat mniej! – mówiła zadowolona.
— To Ty teraz jesteś niepełnoletnia! — powiedział dumny z siebie Krzysiek, że wpadł na taki komplement i przytulił ją.
Zaśmialiśmy się wszyscy.
— Może uda nam się jeszcze pójść jutro rano — powiedział Max.
— Chociaż nie wiem, czy wstaniemy… — zastanawiałam się. — No nic – powiedziałam szybko z uśmiechem — my lecimy i widzimy się na obiedzie!
Przebraliśmy się, uczesaliśmy, zrobiłam na nowo makijaż i zeszliśmy na obiad.
— Jasna dupa Misiek jakie pyszności! Zgłodniałeś? — zapytałam patrząc przez ramię na stojącego za mną Maxa. — Bo ja strasznie. Już mi w brzuchu burczy.
Max się zaśmiał i powiedział:
— Ja trochę też.
I nachylając się nade mną powiedział mi do ucha:
— Najbardziej jestem głodny Twojej cudownej, mokrej cipki na mojej twarzy.
Poczułam gorąco i spojrzałam na niego znowu z uśmieszkiem, a on zadowolony powiedział dumnie:
— Dogoniłem Cię, pamiętasz?
— No tak! — przyznałam mu rację uśmiechając się i już nie mogłam się tego doczekać.
— Co tam Kochani, co bierzemy? — Karola dopadła do nas, mnie objęła w pasie i patrzyła co wybrać.
Wszyscy byliśmy głodni, bo rzuciliśmy się na jedzenie szybko. Było pyszne! Z resztą ja lubiłam prawie wszystko. Tak samo jak i Max.
Opychaliśmy się ciastem jeszcze na deser kiedy Bartek zapytał:
— Jak było na basenie? Próbowaliśmy was podglądać ale nic nie było widać. Dlatego poszliśmy do spa — powiedział. — Całkiem fajnie nas tam pougniatali.
— No rewelacja, słuchajcie! — zgodziła się Anka.
— A na czym byliście? — zapytała Karola — na jakimś masażu?
— Tak, tak klasycznie nas pougniatali – wyjaśnił Bartek na co Karola z Matim się zaśmiali i Karola powiedziała tylko wesoło:
— Aha.
– Kurcze szkoda, że musimy jechać — powiedziała Anka wpychając w siebie wielkie kawałki tiramisu. — A wy się macie tutaj extra bawić, nawet nie będziemy pisać.
– Zgadamy się jak wrócicie – powiedział Mati, na spokojnie.
Zjedliśmy obiad i taksówki zaczęły podjeżdżać pod wejście. Smutno mi trochę się zrobiło, bo bardzo fajnie było. Byłam bardzo szczęśliwa, że ten ważny dzień i wieczór na weselu mogłam bawić się z ludźmi dla mnie najważniejszymi.
Max objął mnie ramieniem i przyciągnął do swojego boku. To mi dodało otuchy bo teraz on był najważniejszy, a dobre wspomnienia z wesela zostaną z nami na zawsze.
Patrzyliśmy jak nasi goście pakują rzeczy do taksówek.
Ściskali nas wszyscy po kolei, dziękowali za super zabawę i jeszcze raz gratulowali i życzyli miłego urlopu. Z każdą kolejną osobą byłam bardziej wzruszona i kiedy Karo z Matim i Bartek z Anką podeszli do nas w czwórkę, już nie mogłam powstrzymać łez.
— Dziękujmy wam z całego serca! — Powiedziałam łamiącym się głosem – super było.
— Oj kochana…. — powiedziały naraz Anka i Karola i dopadły do mnie przytulając mnie mocno.
W tym czasie Bartek z Maxem uściskali się po męsku mniej wylewnie.
— Dzięki Stary, było extra! – Powiedział Max
— Trzymajcie się i bawcie dobrze, dzięki! — mówił Bartek.
Wyściskał też mnie i wycałował chyba z pięć razy w policzki i pożegnał:
— Max ma wielkie szczęście, że Ciebie ma, powodzenia i bawcie się dobrze.
— Dzięki Bartek. Super się bawiliśmy z wami. Do zobaczenia!
— Dzięki, super się bawiliśmy i miłego urlopu! — powiedział Mati przytulając mnie i później Maxa
— Pa! — Powiedziała Karo wsiadając do samochodu i machając do nas.
— Pa! — Krzyczeli Bartek i Ania.
Pojechali i zrobiło się tak cicho i spokojnie jakoś. Nawet poczułam ulgę, że zostaliśmy sami. Westchnęłam uśmiechnięta. Max obejmował mnie w pasie, tak samo jak ja jego. Oparłam głowę o jego ramię. Taksówki pojechały i zniknęły już, a my dalej staliśmy i patrzyliśmy w dal uśmiechając się lekko.
— Tak spokojnie i bezpiecznie się czuję z Tobą –powiedziałam, a on przyciągnął mnie mocniej do siebie. — Kocham Cię Max. Bardzo.
Ostatnie słowo powiedziałam patrząc na niego. On spojrzał na mnie błyszczącymi, uśmiechniętymi, oczami, w których były łzy wzruszenia.
— Też Cię bardzo kocham — powiedział szczęśliwy z kluchą w gardle. Czułam jego mocny dotyk obejmujący mnie i cudowne uczucie nieopisanego szczęścia. Nic nie istniało kiedy byliśmy razem oprócz nas i tego szczęścia właśnie, które nas wypełniało. Dawało poczucie dotarcia do swojego miejsca w układance, bezpieczeństwa i spokoju ale jednocześnie elektryzowało, pobudzało, dawało energię, karmiło nas radością i euforią. Kolorowało świat wyrazistymi barwami i optymizmem. Tak jakbyśmy byli dla siebie wodą, którą się karmimy, powietrzem, które daje nam energię do działania, ziemią, na której mogliśmy wzrastać i ogniem, który dawał nam namiętność.
Rozdział 4
Staliśmy tak i zupełnie nie zauważyliśmy, że jest już 18.30. Ocknęliśmy się kiedy zobaczyliśmy, że pod pałacyk podjechał piękny, lśniący, intensywnie czerwony garbus z chromowanymi, błyszczącymi elementami.
— Holender ciasny Misiek, to ten Bartek! — Spojrzałam na Maxa. Wyglądał dobrze. Bardzo dobrze. Nie musiał się przebierać do sesji. A ja? Nie miałam na sobie mojej obcisłej sukienki ślubnej z białej koronki, tylko kremową. Też była ładna ale nie ślubna. Max chciał mnie w ślubnej sukience.
— Ty chciałeś żebym była w sukience ślubnej… — ja polecę się przebrać.
— Kochanie, jak dla mnie możesz lecieć przebrać się w worek od ziemniaków z kuchni. I tak będziesz sexy — powiedział patrząc na mnie z uśmiechem.
— Dzień dobry, właśnie wyszliśmy, piękny garbus – Max przywitał się z Panem Bartkiem, który właśnie do nas podszedł — Moja żona, Anita — powiedział dumny przedstawiając mnie. Też poczułam się tak słysząc słowo,,żona’’. Wyprostowałam się tak jakoś machinalnie i uśmiechnęłam szeroko.
— Dzień dobry, bardzo mi miło, jestem Bartek, mówmy sobie po imieniu – powiedział z uśmiechem i uścisnęliśmy sobie dłonie.
— Dzień dobry, jasne! No, a samochód jest przepiękny! Bardzo mi się podoba. Sam go tak odrestaurowałeś? — pytałam zaciekawiona. Max pocałował mnie w policzek i rzucił do nas szybkie:
— Przepraszam na chwilę.
I zniknął w drzwiach wejściowych. Już się przyzwyczaiłam do jego nieoczekiwanego znikania, tak jak tego dnia kiedy wracaliśmy ze spaceru po mieście, kiedy zaparkował pod galerią i poszedł kupić mi sukienkę, bo stara rozerwała się kiedy kochaliśmy się przy murze. Przypomniałam sobie tamtą chwilę i uśmiechnęłam się na to wspomnienie, a Bartek opowiadał mi o swojej pracy. Mówił, że remontuje garbiki, jak on je nazywał, że wymienia w nich elektrykę. To była jego wielka pasja, widać było to w jego oczach, kiedy to opowiadał i w jego głosie. Zapytałam jak nazywa się jego firma, żeby polecać znajomym. Powiedział, że Classic VW Wiring.
Wtedy z powrotem w drzwiach pojawił się Max z bukietem czerwonych róż w dłoni i dwójką ludzi ubranych na czarno, z którymi rozmawiał.
Kurwancka, a to co za jedni i co on będzie znowu się oświadczał? — pomyślałam zupełnie bezsensu, bo przecież ktoś tę sesję musiał nam zrobić, a kwiaty były rekwizytem.
– Witam serdecznie, pięknie wyglądasz Kochanieńka, piękne będą zdjęcia! Krystian jestem — powitał mnie mówiąc każde słowo wyraźnie i głośno, dość ekspresyjny w ruchach, jak się okazało, nasz fotograf.
— Hej, miło mi, Anita jestem – powiedziałam i podałam mu rękę, a on ją uścisnął i pocałował mnie w policzek nie dotykając go.
Artysta — pomyślałam. Ma pewnie wyczucie. Będą fajne zdjęcia.
Drugą osobą była kobieta w mocnym czarnym makijażu. Powiedziała do nas tylko:
— Dzień dobry.
Uśmiechnęła się lekko. Podeszła do nas przedstawiając się i podając nam rękę na powitanie.
— Daria jestem.
— Anita — powiedziałam z szerokim uśmiechem.
— Max — przedstawił się uśmiechnięty mój mąż.
I do mnie powiedział podając mi bukiet:
— Proszę Kochanie!
Pocałował mnie w policzek i objął ręką w pasie.
— Piękne, dzięki Miśku – powiedziałam zadowolona wąchając róże. Pasowały do moich czerwonych szpilek i czerwonej pomadki.
— Chodźmy moi drodzy. Oh, to ten samochód — domyślił się Krystian. Cudownie — dodał zachwycony.
— Tak. My się, że tak powiem oddajemy w Pana ręce – powiedział dość niefortunnie Max, bo speszył tym nieco naszego fotografa, który poprawił włosy i spojrzał w dół, uśmiechając się lekko i mówiąc nieśmiało:
— Oj, to sama przyjemność.
O szlag jasny, chyba mu się Max podoba — przeszło mi przez myśl.
— Zaczynajmy zatem Kochani — powiedział już pewnym głosem.
— Ty nie mów mu, że się oddajesz w jego ręce, bo coś mu się jeszcze stanie… – powiedziałam cicho do Maxa i zaśmialiśmy się oboje.
— Czy gdzieś przestawić samochód? — zapytał Bartek uprzejmie.
Krystian przyglądał się chwilę, popatrzyli na siebie z Darią, która też przyglądała się otoczeniu, w którym stał samochód i po chwili powiedziała:
— Nie, tu będzie idealnie.
Ucieszyłam się, że zdjęcia zrobią nam tutaj od razu i nie będziemy musieli nigdzie dalej chodzić. Nie chcieliśmy wielu póz, tylko po prostu kilka profesjonalnie zrobionych zdjęć na pamiątkę.
Zaczęliśmy pozować tak jak czuliśmy, Krystian nas chwalił, że super albo, że idealnie. Latał dookoła ustawiał nas też po swojemu, Staraliśmy się wszyscy jak tylko mogliśmy najlepiej. Krystian zrobił nam zdjęcia z kilkoma pozami, a Daria trzymała dużą białą blendę. Jedna poza, którą sami wymyśliliśmy podobała mi się najbardziej. Staliśmy blisko, naprzeciwko siebie, na tle pięknego, czerwonego garbusa. Max trzymał dłoń, na której była obrączka, obejmując moją twarz. Ja trzymałam bukiet róż w jednej ręce, a drugą położyłam na jego klatce piersiowej. Patrzyliśmy na siebie uśmiechnięci delikatnie.
Krystian pokazał nam zdjęcia od razu w aparacie. Wyglądały po prostu zajebiście! Nie mogłam się już doczekać jak je nam wyśle na maila.
Krystian i Daria podziękowali nam za sesję i Krystian powiedział, że było mu bardzo miło z nami pracować, bo dobrze wyczuliśmy jak pozować i że jesteśmy piękną parą, że widzi miłość, że dla niego to sama przyjemność pracować z takimi ludźmi.
Podziękowaliśmy też Bartkowi i pożegnaliśmy się ze wszystkimi.
Objęłam Maxa za szyję, trzymając za nim kwiaty i zaczęłam całować. Poczułam napływające gorąco. On obejmował mnie w pasie. Czułam jego język, jego dotyk i szybki oddech.
— Kochanie, super niespodzianka! Dzięki! Myślę, że będziemy mieć zajebiste zdjęcia. Zawsze mnie zaskakujesz w taki fajny sposób.
Uśmiechnął się do mnie patrząc na mnie ze szczęściem i błyskiem w oczach.
— Cieszę się — powiedział uśmiechnięty dotykając nosem mojego nosa i kładąc dłonie na moich biodrach i wprawiając mnie w ruch. Tańczyliśmy do słyszalnej tylko dla nas melodii.
Wieczór minął nam spokojnie. Chyba potrzebowaliśmy wyciszyć się po głośnym i szalonym weselu. Poszliśmy na długi spacer. Szliśmy tak jak na pierwszej randce, nie mówiąc nic, wolnym krokiem, ciesząc się swoją obecnością.
I tak spokojnie, ciesząc się swoją obecnością, bliskością i zapominając o całym istnieniu świata poza naszym światem, minął nam tydzień po weselu. W sobotę postanowiliśmy wrócić, żeby w domu jeszcze na spokojnie przestawić się i od razu nie iść z rozpędu do pracy.
Mieszkaliśmy razem od moich urodzin, czyli od dwóch miesięcy. Max sprzedał swój apartament i kupił nowy nad rzeką. Tam też był piękny widok, bo na wodę, z szesnastego, ostatniego pietra. Okolica bardziej mi się podobała. Często chodziliśmy na spacery nad rzekę i na kawę do kawiarni na dole. Było tak normalnie jakbyśmy od dawna mieszkali razem. Ja pracowałam dalej w fabryce, chociaż od września miałam przenieść się do pracy w szpitalu przy segregowaniu dokumentów. Oczywiście za większą kasę, bo już mniej jak w tej fabryce, zarabiać nie można było.
Domu w końcu nie musiałam sprzątać i to było dla mnie coś wspaniałego. Mój dzień szmaciany zamienił się w końcu na dzień, który mogłam wyskoczyć na kawę z Karolą albo Kaśką czy pojeździć na rowerze z Dominikiem i Matyldą, a w tym czasie mieszkanie sprzątała profesjonalna firma.
W tym czasie kiedy się pakowaliśmy, naszą chatę jak ja nazywałam prawie stu metrowy apartament, składający się z salonu z aneksem kuchennym, długą wyspą z pięcioma stołkami barowymi, gabinetu, pokoju, gdzie na razie trzymaliśmy rowery, sypialni, toalety i łazienki z prysznicem i dużą wanną, sprzątał serwis sprzątający. Oprócz tego na długości całego mieszkania był jeszcze ogromny taras, po którym można było jeździć na rowerach, co czasem robiliśmy. Można było wyjść na niego z każdego pokoju, albo ganiać się po całym mieszkaniu, uciekając na zewnątrz, co robiliśmy często.
— Max? — zapytałam go, zbierając ciuchy i kosmetyki latając po pokoju w moim czarnym, koronkowym komplecie bielizny. — Myślisz, że te gumki, które dostaliśmy od Bartka i od Anki razem z winem, mogą być dziurawe? Myślisz, że mogą być w zmowie z rodzicami? — pytałam z powagą w głosie pakując rzeczy do walizek.
Max stał przy sofie w samych spodniach od dresu, które zsunęły się mu nisko na biodra i składał moją sukienkę. Przestał to robić i spojrzał na mnie z uśmieszkiem, takim, który sprawiał, że robiło mi się gorąco.
Stojąc tak nieruchomo i odkładając moją sukienkę podszedł do mnie powoli, chwycił za biodra i przyciągnął do siebie i powiedział zniżając głos i patrząc na mnie rozpalonym wzrokiem:
— Jak chcesz, to możemy to zaraz sprawdzić…
Przesuwałam dłońmi w górę po jego nagim torsie, a on idąc przesuwał mnie w stronę łóżka. Czułam, że jest już coraz bardziej gotowy. Obróciłam się tak, że on położył się na plecach, a ja ściągnęłam jego spodnie i siadając na nim okrakiem całowałam jego szyję, klatkę piersiową i sutki. Położył mi dłonie na pośladkach i lekko je ściskał. Wzdychał głośno. Ja trzymając go za ramiona całowałam go coraz niżej i niżej aż dotarłam do skraju majtek. Chwyciłam ich brzeg w zęby i patrząc mu w oczy, ściągnęłam je w dół. Pomógł mi i rzucił je na podłogę. Jęknęłam i ujęłam ustami jego twardego penisa najpierw na samym końcu, a następnie przesuwałam wargami z, przejeżdżając przy tym też po nim językiem. Zasysałam go tak powoli w kierunku nasady i z powrotem, powoli, patrząc mu w oczy i mrucząc z podniecenia. Zatrzymałam się na krótką chwilę by zwiększyć tempo. Max odgiął głowę do tyłu i jęczał, a ja zjechałam dłońmi od jego ramion, przez przedramiona oraz wewnętrzną stronę ud, do jąder i krótkiej ścieżki między nimi, a odbytem. Pieściłam to miejsce palcami i usłyszałam głośny przeciągły jęk i uścisk jego dłoni na moich pośladkach i poczułam jego smak w sobie.
Położyłam się na Maxie z głową na jego klatce piersiowej i czułam jak mu serce bije mocno. Oddychaliśmy szybko. Pieścił moje plecy i ramiona.
Kiedy wiedziałam, że jest mu dobrze, ja też odczuwałam szczęście. Poza tym czułam szczęście, bo kochałam intymność między nami. To nas łączyło, zbliżało i umacniało.
— Jesteś jedyna Kochanie – powiedział zrelaksowany.
— Mmm… — zamruczałam i dodałam:
— Uwielbiam Twój smak…
…I obudziłam się wtulona w Maxa, który obejmował mnie za ramię. Leżał na plecach golusieńki i chrapał.
O szlag jasny, chyba usnęliśmy – pomyślałam i widząc nagiego Maxa wpadłam na pomysł, żeby sprawić mu przyjemność po przebudzeniu.
Rozdział 5
Kurwancka, tylko się nie budź, nie budź się… — prosiłam go w myślach gdy pomału wysuwałam się z jego objęcia. Nie chciałam go obudzić. Inaczej nie miałby niespodzianki. Udało mi się po kilku minutach. Max przestał chrapać, ale spał nadal. Uśmiechnęłam się jakbym planowała skok na bank i czułabym, że się uda.
Zdjęłam koronkowe majtki i rzuciłam je na podłogę. Założyłam podobne tylko z dziurą w kroku. Popatrzyłam na mojego śpiącego i niczego raczej nie spodziewającego się męża. Serce mi szybciej zaczęło bić i poczułam napływające ciepło, które stawało się coraz bardziej gorące.
Miałam ochotę go pieścić znowu ale na razie nie mogłam sprawić, żeby się obudził. Miał obudzić się dopiero za chwilę. Pomału, starając się go nie dotknąć, ukucnęłam nad nim okrakiem i dopiero teraz obudziłam go całując go w usta. Spojrzał na mnie błyszczącymi oczami i zamruczał. Pocałował mnie łącząc język z moim i chwytając jedną dłonią za kark, a drugą za pośladek.