Rozdział 1
I kto ma mnie niby tam zobaczyć? Babki w kolejce i doktor. A im nie zależy przecież w co będę ubrana. Pierdzielę! Nie chce mi się przebierać, idę tak — prowadziłam rozważania w głowie.
Miałam na sobie szare, cienkie, luźne, a co najważniejsze, wygodne spodnie dresowe za kolano ze ściągaczem i kolorową, za dużą o jakieś dwa rozmiary bluzkę z postaciami z bajek na różowym tle. Było na niej wszystko, co istniało w filmach animowanych dla dzieci.
Nie miałam ochoty się stroić. To była standardowa, kontrolna wizyta w poradni, gdzie chodziłam regularnie od siedmiu lat, mieszkając we Wrocławiu, po przeprowadzce z Łodzi.
Przeprowadziłam się tutaj do mojego toksycznego ex. Na początku wtedy wydawało mi się, że wszystko było super. Dopiero z perspektywy czasu widziałam, że było wtedy dużo czerwonych lampek, które ja zignorowałam z nadzieją, że jakoś to będzie. Ale na szczęście od dwóch lat on był już tylko smutnym wspomnieniem.
Mój ex zarzucał mi to, jak jeszcze wiele innych rzeczy, że chodzę za często do lekarza, że jeszcze mi coś znajdą. I że jestem wariatką. Czemu ja z nim byłam? Kompletna porażka.
A ja uważałam, że trzeba się badać. Zawsze wolałam chodzić częściej do lekarza niż rzadziej lub wcale.
Moja mama mówiła mi czasem:
— Anita, Ty przestań chodzić po tych lekarzach! Jesteś przecież zupełnie zdrowa!
No, a ja uważałam, że właśnie dlatego jestem zdrowa, bo się badam.
Tego lipcowego upalnego dnia wypadała moja profilaktyczna wizyta we Wrocławskim Centrum Onkologii w przyszpitalnej poradni.
Założyłam więc tylko basenowe białe klapki. Były wygodne i pasowały do mojego zupełnie luźnego ubioru. Zabrałam ze sobą też czarny, sportowy mały plecaczek, który zazwyczaj brałam na rowerowe wycieczki za miasto. Przejrzałam się w lustrze i poszłam.
Szłam spacerem wzdłuż głównej alejki w parku. Cieszyłam się, że mogę odstresować się przed wizytą wśród drzew. Czułam, że wszystko będzie w porządku, bo badałam się co rok, ale mimo to, miałam lekki stres, jak to zazwyczaj jest przed badaniami.
Weszłam do chłodnego korytarza.
Jak miło — pomyślałam i usiadłam w poczekalni pełnej kobiet. Każda z nich to była inna historia, pochodziły z różnych środowisk. Ale w takich miejscach wszystkie jesteśmy sobie równe. Każda chce być zdrowa i każda ma nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Wreszcie, po dosyć długim oczekiwaniu na swoją kolej, weszłam do gabinetu w mojej kolorowej bluzce i spodniach od dresu.
— Dzień dobry — powiedziała sympatycznym tonem pielęgniarka — poproszę o dokument pani Anitko.
Podałam jej dowód osobisty, a ona sprawdziła moje dane. Oddając mi go wskazała leżankę przy ścianie mówiąc:
— Może pani usiąść i przygotować się do badania. Proszę się rozebrać, pani Anitko. Lekarz już idzie — starała się wprowadzić luźną atmosferę, żebym się nie stresowała.
Usadowiłam się na leżance przykrytej zielonym, jednorazowym materiałem, schowałam dowód z powrotem do plecaka i rozebrałam się do badania piersi.
Za każdym razem, odkąd byłam tu pacjentką, doktor był inny, ale wierzyłam, że wszyscy są dobrymi lekarzami. Poradnia, mimo że w ramach funduszu, miała dobre opinie.
Wtedy pojawił się on. Lekarz w niebieskim ubraniu z dekoltem w serek. Wydawał się sunąć do mnie w powietrzu bez używania nóg. Był wysoki, bardzo przystojny, chociaż nie w moim typie. Na jego widok serce zaczęło mi bić szybciej i zrobiło mi się jakoś tak cieplej. Miał coś takiego w sobie, co sprawiało, że im bliżej mnie był, tym bardziej czułam, jakby coś ściskało mi żołądek.
Nawet nie wiem, czy powiedział cokolwiek kiedy wszedł. Byłam jakby nieprzytomna. A na pewno nie byłam przytomna w stu procentach.
Podszedł do mnie i zaczął badać moje piersi. Dotykał je w ten charakterystyczny sposób, miejsce przy miejscu, bardzo dokładnie i zwinnie przebierając palcami. Byłam tak onieśmielona, że nawet na niego nie patrzyłam. Widziałam tylko kawałek torsu w niebieskiej bluzce, kawałek dekoltu i fragment ręki.
Jego dotyk sprawiał mi przyjemność, był bardzo miły. Poczułam jak przez moje ciało przepływał przeszywający, zniewalający prąd. Pierwszy raz miałam takie uczucia na wizycie u lekarza. Cały świat przestał istnieć. Był wtedy tylko on, mój doktor w niebieskim ubraniu.
Kiedy skończył powiedział do mnie spokojnym, aksamitnym, tak seksownym głosem, że myślałam, że zemdleję:
— Skończone badanie, pani Anito, może się pani ubrać. Dziękuję bardzo.
To było miłe, rzadko się mi zdarzało, a szczególnie podczas wizyt nie prywatnych, żeby lekarz dziękował mi, że mógł mnie zbadać. Mój doktor miał widać dużo empatii w sobie. Biła od niego taka dobra energia, jakiś magnetyzm. Był opanowany, a jednocześnie czułam, że drzemie w nim niespożyta wielka energia, która tylko czekała na to, by znaleźć ujście.
Zakładałam z powrotem moją bluzkę z bajkami i nie wiedziałam co się dzieje. Nic innego nie słyszałam oprócz niego.
— Pani Anito, o tej wydzielinie — pytał spokojnie doktor o aksamitnym głosie, który mnie rozpalał — co w tej Łodzi mówili o niej jak ją badali?
Imponowało mi to bardzo, że on jest taki mądry, że z pewnością po przeczytaniu mojej karty i badaniu, dokładnie wiedział co mi jest.
— Że to jakieś makrofagi, czy coś takiego, panie doktorze — odpowiedziałam mając pewność, że mojemu doktorowi to zupełnie wystarczy, bo on i tak już znał całą moją chorobę na wylot.
— A jak się pani przeprowadzi z powrotem do Łodzi? — pytał nie wiadomo dlaczego.
— Nie! Nie! Panie doktorze, mnie się tu we Wrocławiu bardzo podoba! Jeżdżę na rowerze, jest dużo ścieżek, po wałach jeżdżę, po parkach. Super tutaj jest! — paplałam szybko i żywo jak nakręcona.
— Tak. Ja też znam dużo fajnych miejsc we Wrocławiu — odparł mój lekarz.
— Z resztą na stare lata fajnie już zostać we Wrocławiu — dodałam głupio.
— Na stare lata? — zdziwił się doktor. — Ja jestem tylko trzy lata starszy od Pani, a nie czuję się staro — w każdym jego słowie była wyczuwalna taka pasja do życia.
W jego tonie głosu, w tym jak mówił i co mówił był ogromny życiowy optymizm. Podobało mi się to bardzo, a głos elektryzował.
— Nie no, faktycznie, przesadziłam. Poniosło mnie trochę panie doktorze — nie chciałam, żeby myślał, że jestem marudą albo pesymistką, bo nie uważałam się za taką. Teraz tylko gadałam tak bez sensu, bo chciałam dobrze wypaść w tej rozmowie. On mi się spodobał. To jak mówił, jaki miał głos, jaka energia wewnętrzna od niego biła, to że był dobrze wykształcony, że był mądrym lekarzem, to wszystko przyciągało mnie do niego.
— Często tak panią ponosi? — zapytał całkiem na luzie, wyraźnie rozbawiony. Ale nie czekał już na moją odpowiedź, tylko wstał zza biurka i podszedł do mnie z kartką i długopisem.
— Proszę zadzwonić na ten numer — podał mi kartkę, wskazując długopisem na zaznaczony w kółko numer telefonu komórkowego.
Miał piękny uśmiech, chociaż i bez niego jego twarz była promienna. To dlatego, że w oczach miał takie iskierki, które same uśmiechały się do mnie. Pomyślałam, że to była taka pasja do tego co robił. Był lekarzem z powołania. I to też bardzo mi się podobało.
Wzięłam od niego tę kartkę i jeszcze drugą, którą podała mi pielęgniarka.
— Dobrze, dziękuję bardzo panie doktorze, do widzenia — odparłam oszołomiona i zupełnie nieświadoma tego, co się właśnie wydarzyło.
— Do widzenia — odpowiedziała zza okularów pielęgniarka.
— Do zobaczenia pani Anito — pożegnał mnie mój lekarz. — Wszystkiego dobrego! — dodał kiedy byłam już przy drzwiach.
Wyszłam z gabinetu. Minęłam kobiety czekające na korytarzu, wyszłam z budynku na zewnątrz i zatrzymałam się przed bramą szpitala.
Coś do mnie dopiero docierało. Przyglądałam się najpierw jednej mniejszej kartce z numerem telefonu komórkowego, a później tej drugiej większej z nazwą i adresem poradni, opisem wizyty, zaleceniami, numerem stacjonarnym do rejestracji oraz stempelkiem i podpisem lekarza: Maksymilian Domański. Dotarło do mnie wreszcie, że numer telefonu komórkowego jest prywatnym numerem do mojego doktora.
O Holender ciasny… Ja pierdzielę… — stałam tak i gapiłam się na te dwie kartki jak sroka w gnat. Zrobiło mi się gorąco, serce jakoś szybko biło i zaczęło mi się kręcić w głowie. Szłam do domu jak lunatyk. Nie dowierzałam jeszcze w to, co się stało. Nigdy przedtem żaden lekarz nie podawał mi na wizycie swojego numeru telefonu komórkowego.
Bo i po co miałby to robić — myślałam. Po cholerę?!
– No jak to po co?! — dziwiła się moja przyjaciółka Karolina, że nie rozumiem tego.
— Anita! Serio nie czaisz? On Cię chce poderwać, a właściwie, to już Cię poderwał! — krzyczała przejęta siedząc przede mną na kanapie i silnie gestykulując.
— No a po co miałby dawać Ci swój telefon?! Chyba nie po to, żeby mu psa wyprowadzić, albo kota nakarmić! — nie pozwalała mi nic powiedzieć — Anita! Ty weź do niego dzwoń! Ale jaja! — krzyczała ucieszona, a ja nie wiedziałam co mam robić.
Dni mijały, a ja nadal się zastanawiałam co robić. Zadzwonić, napisać, nie zadzwonić, nie napisać… Nie wiedziałam. Zastanawiałam się czy w ogóle takie rzeczy się zdarzają. Wydawało mi się, że nie. Zapytałam o to wujka interneta. Tak jak zresztą pytałam o inne sprawy po wyjściu od lekarza. Tyle, że zazwyczaj były to pytania o moje dolegliwości. Czy to poważna choroba czy nie. Czy umrę niedługo, czy nie ma się czym przejmować.
Tym razem zapytałam, czy lekarz może poznać swoją przyszłą partnerkę w swoim gabinecie. Wyszło mi, że tak. Tak twierdził wujek internet, a jak wiadomo on wiedział wszystko. Twierdzili też tak sami lekarze i pacjentki na forach. Było ich całkiem sporo.
Opowiedziałam też całą tę sytuację koleżankom w pracy, bo pytały czemu jestem taka rozmarzona. One też stwierdziły:
— Dziewczyno! Ty dzwoń! Ale Ci się trafiło!
— Tak, jak ślepej kurze ziarno — odpowiadałam.
Dni sobie dalej mijały i dalej myślałam:
Po cholerę on się chce umawiać z jakąś kobietą, co chodzi w spodniach od dresu i w za dużej bluzce jak dla dzieci. Jakby chciał kogoś zapraszać na randki, to by sobie ucelował jakąś seksowną, elegancką kobietę. Sama już nie wiedziałam. Myślałam, że lekarz woli umawiać się z kobietami, bardziej takimi na swoim poziomie, a nie z laskami z fabryki, w dresach jak ja.
A może on jest gejem i szuka koleżanki? — wpadło mi do głowy. No tak! On taki zadbany, tak mówi spokojnie… O Jezu, jak on mówi… ten głos… święci pańscy jak on mówi… Nogi same się uginają.
Na pewno jest gejem! — pomyślałam i postanowiłam napisać esemesa, bo zadzwonić nie miałam odwagi. Z resztą nie wiadomo, czy by w ogóle odebrał. Lekarze są ciągle zajęci. I nawet pewnie by nie pamiętał, kto do niego dzwoni. A tak napiszę esemesa, to najwyżej nie odpisze — podjęłam decyzję.
Nie wiem czy w głębi serca myślałam, czy też miałam nadzieję, że doktor jednak nie odpisze. Minęły w końcu dwa tygodnie od mojej wizyty w szpitalu. Bałam się tego nowego, nieznanego i niewiadomego. Jednak kiedy myślałam o tym, że mam napisać do mojego lekarza, żeby się z nim umówić, bo przecież po to miałam napisać, robiło mi się gorąco, nogi miałam jak z waty, a serce biło mi jak szalone. Zaczynało kręcić się mi w głowie.
Przypominałam sobie swoją wizytę, to jak się pojawił, jak mnie dotykał podczas badania. Jego dłonie były na moich piersiach. Jakie to dziwne, on już je dotykał — pomyślałam. Przypominałam sobie jego głos, tak miękki i przyjemny, tę niesamowitą energię, ukrytą w nim, jakiej nie miał nikt inny. To przyciąganie…
Co napisać…? — myślałam trzymając w ręku kartkę z numerem telefonu napisanym przez niego. Dłonie mi drżały. Jezu, co za pismo! Takie szlachetne, a jednocześnie nonszalanckie. Nawet na widok tych kilku cyfr, zakreślonych w kółko, zapisanych przez mojego doktora, czułam napływające gorąco i ściskanie w żołądku.
Chyba oszalałam — taką myśl miałam w głowie. Dobra, raz kozie śmierć. Trzeba coś wymyślić — podjęłam decyzję i zaczęłam pisać esemesa:
Dzień dobry Panie Doktorze. Dziękuję za wizytę dwa tygodnie temu w poradni. Jest Pan prawdziwym lekarzem z powołania. Podał mi Pan numer telefonu, dlatego mogę napisać i podziękować. Pozdrawiam serdecznie. Anita Jaworska.
Wysłałam. Nie wiedziałam zupełnie co mogę napisać, ale myślałam, a właściwie byłam pewna, że i tak nie odpisze, że mnie nie pamięta. Pomyliłam się.
Dosłownie za kilkanaście minut zaczął dzwonić telefon. Jego numeru nie zapisałam sobie, ale znałam już na pamięć.
O szlag jasny! To on! Kurwancka! — tylko spokojnie myślałam. W głowie mi się kręciło. Puls miałam chyba trzy razy szybszy. Cud, że jakoś w miarę chyba udało mi się zachować spokój. Odebrałam.
— Halo? — odezwałam się starając mieć miły głos, a i tak zabrzmiało to, jakbym dławiła się ziemniakiem.
— Dzień dobry! — powitał mnie wesoło doktor — Już się martwiłem, że pani do mnie się nie odezwie. Ale cieszę się bardzo i dziękuję za te miłe słowa. W obecnych czasach to bardzo cenne. A tym bardziej napisane od pani. Czy ja mogę zaproponować pani spotkanie? — usłyszałam w słuchawce spokojny, ciepły i wesoły głos mojego doktora. Byłam bliska omdlenia. „W obecnych czasach…” Jak on się wypowiadał… — myślałam.
— No tak. Pamiętam, że pan doktor mówił, że zna dużo fajnych miejsc we Wrocławiu.
— Tak — on był taki pogodny, słychać to było w każdym słowie — Chętnie zabiorę panią do Restauracji Magdalena. Może być piątek o 18.00? — oczy robiły mi się jak pięć złotych, a serce nie zwalniało.
— Tak. Będzie super! Pasuje mi jak najbardziej! — starałam się brzmieć spokojnie ale i tak słychać było moje podekscytowanie.
— Umówmy się zatem na miejscu o 18.00 w piątek — zadecydował mój doktor z wyraźną radością w głosie.
— Okay. Cieszę się! Do zobaczenia! — odparłam wesoło.
— Ja jeszcze bardziej! Do zobaczenia! — pożegnał mnie.
Naprawdę miałam wrażenie, że kiedy ze mną rozmawiał, uśmiechał się. A jednocześnie wydawał się spokojny i opanowany. Zawsze podziwiałam takich ludzi, którzy pomimo emocji potrafili zachować spokój. Ja tego nie potrafiłam.
Ja pierdzielę! Jasna dupa! Umówiłam się z moim doktorem na randkę! — wirowało mi w głowie. Gapiłam się na telefon, którego ekran dawno wygasł i dotarło do mnie, że piątek jest jutro!
Zadzwoniłam do Karoli i opowiedziałam jej wszystko.
— Kochana! Zajebiście! Zaraz jestem u Ciebie! Powybieramy ciuchy — powiedziała.
Zawsze mogłam na nią liczyć. Znałyśmy się już siedem lat, z mojej pierwszej pracy po przeprowadzce do Wrocławia do mojego ex, o którym wolałam nie myśleć. Przyjaźniłyśmy się. Ona mi pomogła przewozić rzeczy kiedy wyprowadzałam się od tamtego idioty. Pocieszała pijąc ze mną wino i jedząc pizzę.
— No właśnie! Ciuchy! Kurde Karola, dzięki! — uświadomiła mi, że muszę przecież na randkę z doktorem wyglądać jakoś normalnie.
Była dosłownie za pół godziny, a ja miałam już na całym łóżku powywalane ubrania z otwartej szafy.
— Nie wiem Karola… Trzeba coś wybrać — patrzyłam na nią załamana z miną jak nieszczęśliwy pies.
Za to moja przyjaciółka była pełna energii.
— Pokaż co tam masz — dopadła do sterty ciuchów na łóżku i zaczęła przeglądać wszystko.
— Gdzie Cię zaprosił? — zapytała. Nie mówiłam jej jeszcze, że mamy iść do najlepszej restauracji w mieście, tylko że w ogóle do knajpy.
— Do Magdaleny — odparłam przyciszonym głosem z lekkim uśmiechem na twarzy. Jakbym sama nie dowierzała, że taka zwykła dziewczyna jak ja, która pracuje całe życie w fabrykach na produkcji, może iść na randkę do takiego miejsca.
— O kurwa… — powiedziała cicho Karolina wypuszczając z rąk bluzkę, którą przykładała do siebie przeglądając się w lustrze. Teraz przykładała sobie dłoń do ust.
— Do Magdaleny… – powtórzyła za mną powoli. –Okay… Kochana! To Ty musisz wyglądać jak milion dolarów! — dokończyła już swoim energicznym tonem, podnosząc bluzkę z podłogi.
I faktycznie starałam się tak wyglądać. Po pracy szybko przyjechałam do domu. Na szczęście miałam pierwsze zmiany i o 15.00 byłam z powrotem. Zjadłam coś na szybko, wypiłam mocną kawę, żeby na randce broń Boże tylko nie ziewać. To by była dopiero siara! Poszłam się myć. I chociaż wczoraj robiłam te wszystkie zabiegi pielęgnacyjne wieczorem, to jeszcze raz goliłam dokładnie wygolone już wczoraj nogi, pachy i na wszelki wypadek poprawiłam golenie w okolicach bikini i na wzgórku łonowym. Nie miałam zamiaru, ani też nie sądziłam, że wylądujemy w łóżku na pierwszej randce, ani nawet, że będziemy się całować, ale jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony.
W ogóle nie miałam pojęcia co będzie, jak będzie. Szłam po prostu w tę sytuację bez zastanawiania się zbytnio. Dziwiłam się, że nie miałam stresu. Jedynie taki dopingujący. Czułam za to coraz to większą ekscytację i euforię.
Umyłam zęby i język, aż mi się niedobrze zrobiło. Wyglądało to tak, jakbym szła do dentysty, albo moje życie miało co najmniej zależeć od tego. Wysuszyłam włosy, układając je starannie niczym na rozdanie Oscarów. Nałożyłam balsam i zaczęłam wybierać bieliznę. Założyłam koronkowe beżowe majtki i koronkowy biustonosz w podobnym kolorze. Wiadomo już, zakładałam, że sexu nie będzie, no ale zawsze dobrze jest być przygotowaną na wszystko. Jakby co. Tym bardziej, że myśli o moim doktorze przyprawiały mnie o szybsze bicie serca i fale gorąca zaczynające się od uszu i dalej napływające przez szyję, kark, ramiona, idące dalej do rąk i przez plecy do lędźwi, do nóg i samych stóp i na koniec docierając między uda.
Makijaż zrobiłam mocniejszy. Położyłam jasno i ciemnoszare cienie, rzęsy mocno wytuszowałam. Do tego czerwona pomadka. Było dobrze. Sama się sobie podobałam.
Założyłam dżinsową jasną spódniczkę przed kolano i do tego czarny top na grubych ramiączkach i białą obcisłą kamizelkę, która podkreślała biust. Do tego czarne sandałki na obcasie, na paskach i czarną mała torebkę z paskiem i małymi ćwiekami. Na ucho założyłam dwie złote nausznice. Znaczy może nie były one złote, a w kolorze złota, a na rękę trzy bransoletki z koralików udających małe perełki. I za dziesięć złotych można wyglądać jak milion dolarów — pomyślałam.
Spojrzałam jeszcze raz na siebie w lustrze. Było naprawdę dobrze. Posłałam sobie całusa z ręki do lustra i wyszłam na spotkanie z moim doktorem.
Zamówiłam taksówkę, bo było gorąco, a nie chciałam się po drodze roztopić. I tak już było mi od środka bardzo gorąco. Czułam, że cała płonę. Jadąc na miejsce czułam, że mam lekko diabelski uśmieszek na twarzy.
Kierowca zatrzymał się blisko miejsca naszego spotkania. Wysiadłam i odetchnęłam z ulgą. Mojego doktora jeszcze nie było. Miałam czas jeszcze oswoić się z myślą, że czeka mnie randka z mężczyzną z wyższej klasy społecznej niż moja, wykształconym, na pewno inteligentnym i mądrym lekarzem, który skończył kilka prestiżowych szkół. Wiedziałam, że skończył studia medyczne i dwie szkoły za granicą, bo sprawdziłam to w internecie.
Boże co ja będę z nim robić, o czym będziemy rozmawiać? — zaczęły mnie ogarniać wątpliwości, czy to spotkanie ma w ogóle sens. Po co on umawia się z taką zwykłą kobietą jak ja. On doktor, a ja dziewczyna z produkcji. Masakra, to nie mój świat! Jeszcze mogę uciec — pomyślałam i w tej samej chwili prawie zobaczyłam uśmiechniętego od ucha do ucha, idącego dużymi krokami, żeby nie powiedzieć susami, mojego seksownego doktora. I już nie miałam wątpliwości, zniknęły w jednej chwili. On działał na mnie tak, jak nikt nigdy nawet w połowie na mnie nie zadziałał.
Ubrany był zupełnie inaczej jak w szpitalu.
No tak, czy ja durna jestem? Przecież nie będzie po mieście chodził w ubraniu lekarskim. Ja też po Wrocławiu nie chodzę przecież w ciuchach z produkcji leków. Do wariatów by mnie odesłali — chyba z emocji prowadziłam sama ze sobą, takie głupie rozmowy w głowie.
Mój doktor idąc w słońcu wyglądał jak anioł. Miał białą koszulę nie zapiętą pod szyją do końca, z zawiniętymi za łokieć mankietami, które podtrzymywał paseczek zapinany na guzik. Koszula była wpuszczona w jasnobrązowe spodnie przed kolano. Myślałam, że oszaleję. Mógł być ubrany w cokolwiek. Mnie podobało się, jak szedł, jak się poruszał, że po prostu to był on z krwi i kości. Nikt inny, tylko właśnie on i szedł do mnie z małym bukiecikiem.
Niech się dzieje! — pomyślałam sobie i też uśmiechnęłam się szeroko.
Podszedł do mnie, a mnie tak waliło serce, że myślałam, że to słychać. I już znowu nic się nie liczyło, tylko on i jego szaro- oliwkowe oczy pełne iskier i energii, które patrzyły prosto w moje oczy i uśmiechały się.
— Dzień dobry panie doktorze — wypaliłam pierwsza zapatrzona w niego. Wydawało mi się, że cała drżałam, a serce biło mi jak szalone.
— Hej! — odpowiedział radośnie z uśmiechem. I podając mi bukiecik powiedział: — Proszę, dla Ciebie zerwałem — Jezusicku, jaki on miał ten swój głos… — Cieszę się, że przyszłaś i że napisałaś, chociaż już się bałem, że się nie odezwiesz — wydawało mi się, że głos mu się trochę łamał. Ale cały czas się uśmiechał szeroko. Ja zresztą też.
— Dziękuję — wzięłam od niego bukiecik i powąchałam go. Pachniał słodko i miło. Z resztą Pan doktor też pachniał bardzo ładnie.
Kiedy brałam od niego kwiatki nasze dłonie musnęły się delikatnie. To była chwila ale wystarczyła, by przeszły mnie iskry.
— Chodźmy — powiedział z uśmiechem kładąc mi delikatnie dłoń na plecach, kierując do wejścia — I proszę Cię Anito, mów mi Max.
Max, jak to pięknie brzmiało. Trzy najpiękniejsze litery złączone w jedno najcudowniejsze imię. On moje imię też tak wypowiedział, jakby z taką dbałością, troską i z takim uczuciem. To było bardzo przyjemne słyszeć, jak mówi moje imię.
— Dobrze, Max — odpowiedziałam uśmiechając się do niego. Otworzył drzwi przede mną i weszliśmy. A raczej ja weszłam, bo Max potknął się o dywan, który leżał przy wejściu i widziałam tylko jak mija mnie obok wykonując jakby nieudany telemark, taki bardziej ukłon. Słyszałam jak się śmieje. Kiedy już się wyprostował i obrócił w moją stronę, oboje się śmialiśmy.
— To się nazywa wejście! — patrzyłam rozbawiona na niego.
— Z przytupem! — odpowiedział nie przestając się śmiać.
Przerwał nam dopiero kelner zapraszając do stolika. Skierował nas na nasze miejsce w oszklonym patio z pięknym widokiem na rzekę i Uniwersytet Wrocławski. Max odsunął mi krzesło, poczekał aż usiądę i przysunął mnie lekko.
O rany — pomyślałam.
Rozglądałam się po eleganckim wystroju. Było przytulnie, ale najlepszy był widok przez duże okna.
— Pięknie! — powiedziałam zachwycona patrząc na niego — Dzięki za zaproszenie!
Znowu przerwał nam kelner przynosząc karty dań i win. Nie mogłam skupić się na tych kartach w ogóle. Nie miałam pojęcia co czytałam.
— Wiesz, może napijmy się czegoś mocniejszego — zaproponował Max nie przestając się uśmiechać. Przywołał kelnera i zapytał mnie:
— Co dla Ciebie? Co powiesz na whisky z tonikiem i limonką? — zapytał, a ja byłam mu wdzięczna, że zadecydował za mnie, bo mogłam godzinę patrzeć w kartę, a i tak bym niczego nie wybrała.
— Tak. Brzmi nieźle — uśmiechnęłam się.
— Dwa razy — zwrócił się do kelnera — i jeszcze poprosimy wino (tu powiedział nazwę z francuskiego, co dla mnie brzmiało tylko jak bla bla brią)
— Czy to wszystko? Czy będą Państwo zamawiali coś do jedzenia? — zapytał sympatyczny, elegancki kelner.
— Tak. Tylko prosimy dać nam chwilę — poprosił Max.
— Oczywiście — powiedział kelner i oddalił się.
Patrzyliśmy na siebie uśmiechnięci, nie mówiąc nic dłuższą chwilę. Widziałam jak jego oczy błyszczą.
Nie czułam się wcale skrępowana. Czułam się szczęśliwa będąc z nim.
Znowu przyszedł kelner i sprowadził nas na ziemię.
— Czy już państwo wybrali? — chyba domyślił się, że nie bo gapimy się na siebie cały czas, a nie na karty i sam zaproponował — polecam sałatkę z krewetek i ricottę na deser.
— Świetnie — powiedział Max.
— Super! — zgodziłam się.
Kelner przyniósł nasze drinki i nalał nam wina.
— Max? Ty nie masz problemu jak mieszasz alkohole? — zapytałam.
— Nie — uśmiechnął się — Wystarczy, że teraz mam zakręcenie w głowie. Wybacz moją bezpośredniość — nachylił się nad stołem w moją stronę — kiedy przyszłaś na wizytę i usiadłaś, ja wszedłem właśnie do gabinetu obok i widziałem Cię przez drzwi łączące oba pomieszczenia. Zatrzymałem się. Od razu się mi spodobałaś. Masz coś takiego w sobie co mnie przyciągnęło. Taką energię. Pomyślałem: Teraz albo już nigdy, nie daj jej odejść — mówił bez skrepowania, bez ogródek.
Uśmiechnęłam się, a w głowie mi się kręciło. Nie wiedziałam czy on to mówił na serio, czy nie wiadomo dlaczego właściwie.
— Ja nie wiedziałam co się działo. Dopiero jak wyszłam, to do mnie dotarło, że dałeś mi swój numer telefonu.
— Dlaczego tak długo się nie odzywałaś? Myślałem już, że się nie odezwiesz. Później pomyślałem sobie, że się wygłupiłem, że ja Tobie się nie spodobałem, że pewnie skoro jesteś taką piękną i wyjątkową kobietą, to pewnie kogoś masz — mówił i nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Jednak Max to mówił i wydawało mi się, że był szczery. Ogarnęła mnie wielka fala szczęścia. On czuł podobnie jak ja.
Znowu kelner przerwał nam przynosząc nam nasze jedzenie.
— Ja nie wiedziałam, co napisać. Myślałam, że nie będziesz mnie pamiętać…
— Żartujesz…? — patrzyliśmy sobie w oczy i rozmawialiśmy szczerze jakby jutra miało nie być. Jakby była ta chwila tylko.
— Max, moje związki to były katastrofy. Chyba wybierałam niewłaściwe osoby. Teraz chcę, żeby było tak jak powinno być. Boję się, ale chcę zobaczyć co będzie. Bo… też mi zawróciłeś w głowie — wyznałam szczerze uśmiechając się.
Chciałam rzucić się na niego. Poczuć go w końcu. Czułam przyjemne ściskanie w żołądku. A on uśmiechał się tak cudownie i patrzył na mnie roziskrzonym wzrokiem. Nagle spoważniał nieco i zaczął mówić:
— Wiesz, ja też miałem pecha do związków. Jestem po rozwodzie, chcę żebyś od razu to wiedziała. Poznaliśmy się jeszcze na studiach tutaj we Wrocławiu, a po ślubie zamieszkaliśmy w domu pod Zieloną Górą. Tam skąd pochodzę. Dużo pracowałem i kiedy ona zaszła w ciążę, a później poroniła, obwiniała o to mnie. Ja otrząsnąłem się z tego. Ona nie, miała depresję i cały czas żal i pretensje do mnie. Rozwiedliśmy się dwa lata temu i nie mamy kontaktu. Wiem tylko, że zamieszkała z siostrą w Szczecinie. Prowadziłem wtedy z kolegą z Wrocławia, którego znałem ze studiów, badania nad nowoczesnymi technikami leczenia raka trzustki. Okazało się, że chciano nasze badania wprowadzić w życie i postanowiłem się przeprowadzić tutaj i zacząłem pracować w szpitalu — opowiadał, a ja słuchałam go zaciekawiona. Imponowało mi to co robił.
— Niesamowite! Jesteś prawdziwym lekarzem z powołania. To od razu czuć — mówiłam i patrzyłam na niego zafascynowana. Ja nie robię takich wielkich rzeczy jak Ty. Ja po prostu pracuję przy produkcji leków — powiedziałam trochę smutnym tonem.
— Wiem — powiedział zadowolony — widziałem w Twojej karcie w poradni. To trochę podobne, też robisz coś ważnego. Z resztą uważam, że każda praca jest ważna. Tak samo — mówił to tak, że uwierzyłam i nawet pomyślałam, że lubię to co robię.
Mogliśmy tak jeszcze siedzieć i gadać do rana. Max opowiadał mi jeszcze o swoich studiach, o szkołach w Niemczech i we Francji. Wszystko to były prestiżowe uczelnie. Spędzał dużo czasu na nauce i na pracy. Dawało mu to satysfakcję. Było jego wielką pasją i celem życia. Słuchałam tego wszystkiego jak zaczarowana. Bardzo imponowała mi ta jego pasja i podniecała.
Ja opowiadałam o pracy na produkcji, że to praca manualna i zespołowa, co mi najbardziej się w tym wszystkim podoba, że też noszę maseczkę, czepek i białe ubranie, że takie są standardy. On się uśmiechał i mówił:
— A widzisz jakie nasze prace są podobne?
— Ale nie zawsze ludzie mi ufają — zaśmiał się przypominając sobie coś.
— Kiedyś — opowiadał z uśmiechem — przyszła do mnie kobieta na badanie i miała się rozebrać. Ja chciałem jeszcze coś doczytać w jej karcie choroby, a kiedy się do niej odwróciłem, wiesz co zobaczyłem? — pytał roześmiany.
— Nie — odpowiedziałam rozbawiona.
— Koło niej siedział jakiś facet — śmiał się Max.
— To był jej mąż? — zapytałam śmiejąc się.
— Tak. Powiedział, że chce być przy badaniu, że bez niego żaden facet jego żony nie będzie, jak on to powiedział, obłapiał — powiedział i śmialiśmy się razem głośno dopijając wino.
Czułam się jakbyśmy znali się od lat. Czułam się swobodnie. Mogłam przy nim być dokładnie taka, jaką byłam. I cały czas była ciekawość, przyciąganie, taka energia, chemia między nami. Czułam to w jego spojrzeniach, w jego postawie, w tym jak nachylał się do mnie przez stół, czułam to w moim sercu i ciele, przez które przepływał jakby przyjemny prąd kiedy był obok. Nic się nie liczyło, świata nie było. Tylko my. Nigdy nie czułam się podobnie.
Nawet nie wiem kiedy na dworze zapadł zmrok.
Max puścił mnie znowu przodem, kładąc rękę na plecach.
— Uważaj na dywan! — powiedziałam z uśmiechem, spoglądając na niego przez ramię — oboje się śmialiśmy.
Kiedy wyszliśmy, na Odrze połyskiwały kolorowe światła z okien, latarni i neonów. Wieczorne powietrze było przyjemne.
— Max poczekaj, ja pójdę jeszcze siku — powiedziałam po prostu. — Nie uciekaj — dodałam.
— Nie zamierzam — odparł uśmiechnięty i wpatrzony we mnie. — To ja się boję, że uciekniesz przez okno w toalecie, wskoczysz do jakiejś łódki i odpłyniesz.
Zaśmiałam się w odpowiedzi i pobiegłam do toalety.
Będąc w środku przejrzałam się w lustrze i zobaczyłam tam naprawdę ładną kobietę o śmiejących się, błyszczących oczach i promiennej cerze. Takie to było naturalne i normalne, że zakochiwałam się w Maxie, moim doktorze, jedynym w swoim rodzaju. A może już byłam zakochana?
Wyszłam, a on powiedział z uśmiechem:
— Też byłem, żeby nie sikać po krzakach. Chodź! — powiedział zdecydowanie i łapiąc mnie za rękę poprowadził nad Odrę.
Jego dłoń była taka delikatna. Cała drżałam z emocji i ogarnęło mnie przyjemne ciepło kiedy poczułam jego dotyk na skórze. Moja dłoń była w jego dłoni.
Szliśmy tak wzdłuż rzeki blisko siebie trzymając się za ręce. Patrzyłam na wodę. Uśmiechałam się. Tak mi było błogo. Nic nie mówiliśmy, po prostu cieszyliśmy się tą chwilą.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się oboje jednocześnie. Staliśmy naprzeciw siebie blisko. Serce mi waliło, a Max zapytał przyciszonym, zniżonym lekko głosem i przenikając mnie wzrokiem i kładąc mi dłoń na ramieniu:
— Pewnie Ci zimno?
— Nie, nie czuję — odparłam cicho patrząc w jego lśniące oczy.
Patrzyliśmy tak na siebie dłuższą chwilę, aż w końcu ja złapałam go za szlufki od paska w spodniach, pociągając do siebie zdecydowanym ruchem, a on w jednej chwili zaczął mnie mocno całować. Chwyciłam go za ramiona, a on trzymał moją twarz w swoich dłoniach. Czułam, że drżą. Omal nie zapaliłam się i nie spłonęłam. Całowaliśmy się namiętnie jakbyśmy mieli tylko tę chwilę, jakbyśmy mieli więcej się nie spotkać. Świat wirował. Czas zniknął. Nasze usta, oddechy się połączyły, języki się splatały. Przytulił mnie później, a ja czułam jak oboje oddychamy szybko. Byłam bezpieczna, we właściwym miejscu, we właściwych ramionach. Spojrzał na mnie z niesamowitą radością w oczach. Patrzyliśmy na siebie szczęśliwi. Trzymał mnie w pasie, a ja jego za ramiona.
— Jesteś niesamowita. Cudownie mi z Tobą. Zakręciłaś moim światem — powiedział z przejęciem.
— Max, ja czuję to samo — wyznałam szczerze. I całujesz niesamowicie. Uczą tego na medycynie? — zapytałam z uśmiechem.
Zaśmiał się i poszliśmy dalej.
— Anita, masz piękne oczy. Wiesz? — mówił.
— To przez Ciebie.
— Wszystko już przeze mnie? — droczył się.
— A co myślisz? Na kogoś musi być! — odparłam i śmialiśmy się znowu.
— Kiedy się zobaczymy? — zapytał kiedy znaleźliśmy się przy fontannie z szermierzem. — Może jutro? — zapytał z nadzieją w głosie.
— Super! — powiedziałam uśmiechnięta.
Wsiedliśmy do taksówki. Max obejmował mnie ramieniem. Westchnął i popatrzył na mnie rozpalonym wzrokiem. Oddychał szybko.
— Jesteś zmęczony? — zapytałam.
— Nie — odparł zadowolony. Wiesz że… mózg, żeby się zakochać, potrzebuje tylko niecałej sekundy?
Kręciło mi się w głowie.
— Pewnie dlatego, że serce mu podpowiada szybko i mózg już wie, tak jak serce, że to ta osoba — odpowiedziałam kładąc mu rękę na udzie.
Westchnął znowu przeciągle patrząc mi w oczy.
Kiedy dojechaliśmy pod mój blok uśmiechnął się i powiedział:
— Dziękuję za spotkanie! I do jutra! Zadzwonię rano.
Wysiadłam, a on jeszcze złapał mnie za rękę i dodał cicho:
— Jesteś wyjątkowa. Cieszę się, że Cię spotkałem.
— Dobranoc. Dzięki! Było super, ja też się cieszę! — odpowiedziałam z uśmiechem.
Puścił moją rękę, a kiedy odjeżdżał, posłałam mu buziaka z dłoni, tak samo jak sobie, kiedy wychodziłam z domu.
Rozdział 2
Spałam jak niedźwiedź na zimę. Obudziłam się kiedy słońce było już wysoko na niebie. Wyskoczyłam z łóżka, żeby zobaczyć czy Max nie dzwonił. Nie dzwonił. Nic też nie napisał. A była już 10.25. Pewnie nie zadzwoni — pomyślałam.
Mały bukiecik, który dał mi wczoraj, stał na blacie w szklance, tak jak go tam wczoraj postawiłam.
Czyli to wszystko się wydarzyło. To może zadzwoni. Albo nie. Może mówił to wszystko wczoraj, bo chciałam to usłyszeć, a on nie miał co robić i się umówił ze mną — rozmyślałam smutna.
W telefonie miałam tylko nieodebrane połączenia od Karo i esemesa od niej:
Hej Kochana! Żyjesz??? Jak było?
Od razu zadzwoniłam do niej, rozmawiając na głośniku i opowiedziałam jaką mieliśmy super randkę, że nie mogliśmy się nagadać i że było romantycznie.
— Kiedy się spotkacie znowu? — pytała.
— Chyba już nigdy, bo miał dzwonić rano, a co? Jest już prawie południe! — dramatyzowałam.
— Jasne! — śmiała się Karolina. — Już to widzę! Gościu jest na Ciebie najarany jak piec, a Ty gadasz głupoty!
— Myślisz, że zadzwoni? — dopytywałam smutno.
— No oczywiście! — Karolina wyraźnie miała ze mnie ubaw, bo słyszałam w jej tonie głosu, że bawi ją to, że się tak martwiłam.
W tej samej chwili zobaczyłam, że miga mi połączenie oczekujące. Dzwonił doktor.
— Dobra! Dzwoni! — powiedziałam szybko do Karo.
— Okay, Pa! — rozłączyła się, a ja odebrałam rozmowę od Maxa.
— Halo? — powiedziałam tylko.
— Hej… Przepraszam Cię… — mówił smutnym głosem. — Wiem, że to brzmi głupio i tak też się czuję, ale wyciągnęli mnie z domu o 5.30. Była sytuacja pilna w szpitalu i dopiero teraz się uspokoiło. Nawet nie miałem kiedy napisać. Przepraszam. Mogłem napisać o tej 5.30, żebyś wiedziała co się dzieje. Ale nie wiedziałem, czy masz telefon wyciszony, czy Cię nie obudzę. Nie chciałem Cię obudzić… — mówił.
— Wyciszony… A nawet jakbyś mnie obudził, to byłaby to miła pobudka — odpowiedziałam trochę smutna, a trochę zawiedziona.
— Przepraszam, jestem durniem, naprawdę — mówił smutno. Będę już to wiedział, że wyciszasz telefon. — Dasz się porwać z domu dziś wieczorem? O 20.00? — pytał z nadzieją w głosie.
— No nie wiem… — odparłam.
Byłam cały czas jeszcze trochę zawiedziona, że nie odzywał się cały poranek.
— Proszę… Wybacz. Głupio mi jest. Ja jestem głupi. — Max był naprawdę smutny.
— No dobrze — powiedziałam. Ale będę musiała Ci jakąś karę wymyślić — dodałam wesoło.
— Co tylko chcesz — odparł.
Nie mogłam na niczym skupić myśli. Zajęłam się sprzątaniem mojej kawalerki, jak to w sobotę.
Jak to mówił mój kumpel z pracy Dominik, że sobota, to dzień szmaciany.
Ugotowałam i zjadłam obiad, pozmywałam i tak do wieczora czas zleciał. A myślałam tylko o Maxie. Wspominałam naszą randkę, jak mnie pocałował, jak szliśmy za ręce… Zastanawiałam się gdzie mnie dziś zabierze. Pomyślałam, że pewnie będzie mnie chciał zaprosić do siebie do domu i aż zrobiło mi się gorąco. Poszłam znowu robić się na boginię, o ile można tak o mnie powiedzieć. Byłam raczej przeciętnej urody. Ubrałam się tym razem w dżinsową, dopasowaną sukienkę przed kolano, zapinaną od szyi do pasa na guziki. Uznałam, że będzie się nadawała na wieczór. Założyłam czarną bieliznę z koronki. I zrobiłam makijaż tak jak wczoraj.
Nie wiedziałam, co planuje Max, ale jeśli miałaby to być restauracja, to by mi powiedział. W tej chwili przyszedł akurat esemes. On mi chyba czytał w myślach:
Anita, nie jedz wieczorem. Ja Cię porywam, ale nie do restauracji. To będzie niespodzianka:):*
Co on wymyślił…? No ciekawe — zastanawiałam się.
Nie spodziewałam się gdzie mnie zabierze. Pomyślałam, że pewnie coś w domu przygotuje dla nas. Pomyliłam się znowu.
Zeszłam na dół o 20.00. Czekał już na mnie. Tym razem miał czerwoną różę przewiązaną słodką różową wstążką w białe groszki.
Uśmiechnęłam się od razu kiedy go zobaczyłam. A serce biło już szybciej. Max też się uśmiechał. Ubrał się w krótkie dżinsowe spodnie i szarą koszulkę polo. Miał na sobie szare wsuwane trampki. Podeszliśmy do siebie. Czułam już to charakterystyczne gorąco, które napływało zawsze od uszu i spływało niżej do wszystkich części ciała.
— Hej! — przywitał mnie wesoło.
Patrzył na mnie roześmianym wzrokiem i kładąc dłonie na moich ramionach, pocałował mnie w policzek. A mnie już ogarnął żar.
— Proszę to dla Ciebie — powiedział i podał mi różę.
— Dzięki! — wzięłam ją od niego, powąchałam i powiedziałam uśmiechając się:
— Piękna.
— Tak, jesteś piękna — mówił przenikając mnie wzrokiem.
— Ty też wyglądasz sexy — odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
Mogłabym tak patrzeć bez końca. Zatracałam się w tym jego iskrzącym spojrzeniu, pełnym szczęścia.
— Anita? — położył mi ręce na biodrach, a mnie żar który czułam spłynął między uda.
— Tęskniłem — powiedział cicho zniżając głos.
Zrobiło mi się gorąco jeszcze bardziej.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo on już chwycił mnie za rękę i powiedział:
— Chodź, porywam Cię — był bardzo zadowolony. Uśmiechał się idąc szybko.
— Gdzie?! — zapytałam z uśmiechem idąc za nim.
— Zobaczysz! — odpowiedział uśmiechając się i otwierając mi drzwi samochodu, a właściwie jakiejś limuzyny, jak mi się wydawało. Był czarny, lśniący jakby prosto z salonu. W oknach były takie srebrne ramki. Wsiadłam. W środku też było czysto, fotele były jasnoszare i bardziej wygodne jak moja sofa w domu. Max zamknął za mną drzwi i okrążając samochód z przodu wsiadł ze swojej strony.
Od razu włączyła się cicha muzyka. Jakiś jazz. Ja wolałam słuchać dance, bo mnie taka muzyka wprawiała w dobry humor. Ale już słyszałam, że głośniki są niesamowite.
— Łał! Max! To statek kosmiczny? — pytałam. — A jakie tu masz basy! Tu wszystko brzmiałoby super! — byłam pod wrażeniem, a Max się uśmiechał.
— Też je kocham za to. Uwielbiam słuchać tu muzyki kiedy prowadzę — mówił zadowolony.
Położyłam moją różę na kokpicie i zapięłam pasy.
Max patrzył na mnie uśmiechnięty, a oczy mu błyszczały. Jak on wyglądał pociągająco za kierownicą…!
— To co, jesteś gotowa? — zapytał nie przestając się uśmiechać i odpalając silnik.
— Od czterdziestu jeden lat — odpowiedziałam poważnie i zobaczyłam, że uśmiechnął się lekko, a na jego twarzy zarysowało się widoczne zadowolenie.
Nie wiedziałam dokąd jechaliśmy. Ale kiedy wyjechaliśmy za miasto poznałam te tereny z moich wcześniejszych wycieczek rowerowych.
— Jeżdżę tu czasem na rowerze — powiedziałam.
— Aaa, to o tych wałach mówiłaś mi kiedy przyszłaś na wizytę? — zapytał wesoło spoglądając na mnie.
— Tak — odpowiedziałam uśmiechając się i wspominając tamtą chwilę. Max też się uśmiechał i tak jechaliśmy razem w nieznane.
Z głośników leciała piosenka, którą lubiłam. Zaczęłam nucić i wybijać rytm na nodze. Max podgłośnił i muzyka mnie poniosła. Ten system głośników był naprawdę niesamowity. Basy brzmiały po prostu rewelacyjnie! Nie były ani trochę męczące tylko podbijały idealnie całą muzykę.
Śpiewaliśmy razem, a ja zaczęłam ruszać się do rytmu. Nie przeszkadzało mi, że nie znam dokładnie słów, ani, że nie śpiewam jak jakaś zawodowa piosenkarka. Czułam się tak naturalnie, bez skrępowania, zero wstydu. Tak jakbyśmy znali się od zawsze. Mogłam przy nim zachowywać się tak, jak zachowywałam się będąc sama.
— Jesteśmy — powiedział spoglądając na mnie błyszczącymi oczami.
Kiedy wysiedliśmy, zobaczyłam, że zaparkował wjeżdżając na trawę, prostopadle do drogi. Po obu stronach nie było nic oprócz rozciągających się łąk. W oddali pod lasem widać było tylko jakiś mały mostek. Słońce zachodziło i robiło się ciemno.
— Max, pięknie tu, taki spokój… — powiedziałam rozmarzona. A Max trzymając moje dłonie w swoich, powiedział cicho:
— Poczekaj, to nie koniec niespodzianki — i zaczął krzątać się, chodząc od bagażnika do maski. Zobaczyłam, że nosi jakieś koce, śpiwór i torbę podróżną. Stałam tak i gapiłam się na niego.
— Taaa Daaa! — gestem ręki wskazał na swoje dzieło — Zapraszam! — powiedział radośnie, a ja oniemiałam. Na masce, na kocach leżały pudełeczka z sushi, było wino i kieliszki. Dotknęłam ręką ust, bo nikt nigdy nie przygotował dla mnie takiej kolacji. Obiadu ani śniadania zresztą też nie.
— Niesamowite… — powiedziałam patrząc na niego zdumiona. Zdjęłam buty, a on pomógł mi wdrapać się na maskę samochodu i jak się usadowiłam, zrobił to samo. Zdziwiłam się, że było tak wygodnie. Maska była prosta, dlatego nie zjeżdżaliśmy jak ze ślizgawki, a dzięki kocom było zupełnie miękko.
Siedzieliśmy blisko siebie z wyciągniętymi nogami.
— Częstuj się — podał mi pudełeczko z sushi. Ale nagle spoważniał i powiedział: — Cholera jasna ale ze mnie idiota! Nawet nie zapytałem Cię czy lubisz sushi!
— Uwielbiam! — odpowiedziałam roześmiana.
— Ufff — powiedział.
Jedliśmy. Max otworzył wino i nalał nam je do kieliszków. Zrobiło się już całkiem ciemno i widać było gwiazdy. Obejmował mnie ramieniem i znowu czułam, że bije mu mocno serce i oddycha szybko. Wypiliśmy wino z kieliszków i Max odstawił je do pudełka.
Patrzył na mnie przenikliwie, wzrokiem pełnym blasku. Wszechświat był nad nami i w jego oczach.
Ujął moją twarz w dłonie i już czułam, że wzmaga we mnie ten znajomy żar i serce mi płonie. Zaczął całować spokojnie, a później nagle mocniej i szybciej. Jego dłonie rozpinały moją sukienkę, a usta nie przestawały całować. Poczułam jego dotyk pod stanikiem. Wzdychając głośno odgięłam głowę do tyłu, a on całował moją szyję. Wezbrał we mnie taki ogień, że myślałam, że się zapalę.
— Pragnę Cię bardzo — wyszeptał z takim samym żarem w każdym słowie i w oczach, jaki ja miałam w środku we wszystkich komórkach ciała.
— To zrób to! — wyszeptałam z dzikością.
I się zaczęło. Prawdziwe wirowanie galaktyki. Zaczęliśmy zrywać z siebie ubrania, całując się namiętnie. Czułam jego dotyk na twarzy, szyi, na piersiach, na udach. Jakoś szybko tak się stało, że jego dżinsy pofrunęły gdzieś w mroku na trawę, razem z moją sukienką. Zszarpałam z niego koszulkę, która poleciała nie wiadomo gdzie. Zerwaliśmy z siebie bieliznę rzucając ją na trawę. Byliśmy nadzy. Max znalazł się nade mną.
W chwili kiedy poczułam go w sobie i nasze ciała złączyły się w jedno pierwszy raz, miałam wrażenie, że ta energia, która była w nim ukryta, wpłynęła do mnie wielką, energetyzującą falą i połączyła się z moją. Ruszaliśmy się jak w jednym, wirującym kosmosie w tym samym rytmie, szybko i szybciej. Czułam go w sobie i tak mi było niesamowicie, czułam euforię w każdej komórce ciała. Czułam, że za chwilę eksploduję. Doświadczałam z nim takiego zespolenia, takiej jedności, a jednocześnie takiej namiętności i ognia, jak z nikim wcześniej.
Wino, pudełka z kieliszkami i pudełka z sushi pospadały, a my pofrunęliśmy do gwiazd, pod którymi się kochaliśmy. Kiedy już dolecieliśmy razem na sam koniec galaktyki w uniesieniu, on chwycił znowu moją twarz i wyszeptał:
— Jesteś niesamowita i cudowna! — mówił szybko i zaczął całować mocno. A ja wplatałam mu palce we włosy, pieściłam jego plecy, ramiona. Teraz ja byłam nad nim. Całowałam jego szyję, klatkę piersiową pośrodku i sutki.
Obie jego nogi miałam między swoimi udami i tak siedząc na nim okrakiem pocałunkami schodziłam niżej i niżej. Dłońmi pieściłam jego klatkę piersiową, tułów po bokach, lekko wbijając palce i paznokcie w jego skórę. Schodziłam niżej całując go, a palcami przesuwając po udach w stronę kolan. Robiłam to wszystko powoli.
Ustami i językiem pieściłam jego najbardziej intymne miejsce w ciele, epicentrum jego męskości, które było wyjątkowe i przeznaczone tylko dla mnie.
Przez te pocałunki i pieszczoty mogłam sprawić, by poczuł mój ogień, jaki palił się we mnie. Pragnęłam mu go przekazać.
To było jak wejście do najbardziej cennej i ukrytej komnaty rozkoszy, dostępnej tylko dla mnie. Całowałam, pieściłam językiem, oplatałam ustami i przesuwałam wargami w górę i w dół wolno. Zatrzymałam na chwilę ruchy warg, żeby robić to już szybciej i szybciej, miarowo. Robiąc to spojrzałam mu w oczy i on spojrzał na mnie i zobaczyłam wtedy ten ogień, taki sam jak we mnie. Patrzyliśmy tak na siebie chwilę aż Max odgiął głowę do tyłu i wydał z siebie końcowy jęk uniesienia.
Wróciłam do niego mając w sobie jego smak. Smak pożądania, namiętności, euforii i tego wyjątkowego zespolenia i bliskości między nami. Oddychając głośno i szybko przytulił mnie mocno do swojego gorącego ciała. Oboje jeszcze płonęliśmy. Czułam jego silnie i szybko bijące serce. Kiedy nasze oddechy nieco się uspokoiły, wyszeptał mi do ucha:
— Jesteś niesamowita.
Leżałam u jego boku z nogą na jego nogach i dłonią na jego klatce piersiowej, a on obejmował mnie i gładził mnie po udzie.
Całowaliśmy się i pieściliśmy już spokojnie. Leżeliśmy przytuleni, a nad nami było niebo pełne gwiazd.
— Cudownie mi z Tobą — szeptałam mu do ucha, które zaczęłam lekko smyrać napiętym końcem języka
i ściskać jego brzegi ustami.
Leżeliśmy jeszcze trochę, ale później zaczęliśmy już szukać naszych ciuchów w trawie. Moja sukienka i koronkowa bielizna były przy samochodzie. Gorzej było odnaleźć ciuchy Maxa. Koszulka była blisko ale nie mogliśmy znaleźć spodni i bokserek. Śmialiśmy się oboje. W końcu znaleźliśmy je kilka metrów od samochodu. Ubraliśmy się i świecąc latarkami z telefonów zbieraliśmy z trawy pudełka z niezjedzonym do końca sushi. Kieliszki cudem ocalały. Wino Max znalazł pod maską.
— Max… — lubiłam wypowiadać to imię. — Słuchaj — mówiłam zgięta w pół. — Emocje jak na grzybobraniu!
Na co on zaczął się głośno śmiać. Jak przestawał, to zaczynał znowu. Też się śmiałam głośno razem z nim.
— Mam przez Ciebie głupawkę — mówił między atakami śmiechu.
Kiedy już wszystko znaleźliśmy, schowaliśmy rzeczy do bagażnika.
Nagle oprzytomniałam patrząc na niego poważnie.
— Jasna dupa! Jak my teraz wrócimy?
— Jak to? — pytał zdziwiony. Tak samo jak przyjechaliśmy — powiedział kładąc mi rękę na biodrze.
— No ale piliśmy. Nie możesz prowadzić!
Max uśmiechnął się do mnie i powiedział:
— Miśka, to było wino bezalkoholowe… Nie czułaś? — zapytał uśmiechnięty z błyskiem w oku.
— Nie — odparłam i zaśmiałam się. — Ale jak Ty do mnie ładnie powiedziałeś… — dodałam słodkim głosem. I gładząc go jednym delikatnym ruchem po twarzy i dając buziaka w usta powiedziałam jeszcze: — Miśku.
I wsiadłam do samochodu.
Wracaliśmy z powrotem i Max powiedział z nie znikającym z twarzy uśmiechem, spoglądając na mnie:
— Cudownie mi było i jest z Tobą, wiesz? Jesteś niesamowita! Tylko teraz się zastanawiam, czy ktoś przejeżdżał tamtędy. Ale nie wiem. Powiem Ci, że tak tego nie planowałem. Chciałem Cię po tej kolacji zaprosić do domu. — Spoglądał na mnie uśmiechając się szeroko.
I po chwili oboje znowu śmialiśmy się razem.
— Nie wiem, co ja myślałem, chyba nic nie myślałem planując, że spędzimy romantyczną kolację, a później pojedziemy do mnie — uśmiechał się, a oczy mu błyszczały i cały był rozpromieniony. — Przecież wiedziałem, że nie będę mógł Ci się oprzeć.
— Ale przyjdziesz jutro do mnie na kolację? — zapytał z nadzieją i wyczekiwaniem w głosie.
— Jutro mam nocki — powiedziałam ze smutkiem. — Powinnam trochę pospać i jeszcze chciałam odwiedzić rodziców. Nie byłam u nich dawno — mówiłam.
Max westchnął i powiedział:
— Jasne! Idź — uśmiechnął się, ale widać było, że jest zawiedziony. Już to poznałam po jego oczach, które nabrały gdzieś w głębi takiego smutnego wyrazu.
— W tygodniu pracujesz do późna? Wiem, że lekarze dużo pracują — pytałam.
— Tak. Zazwyczaj jestem w szpitalu do wieczora. W różne dni różnie to wychodzi. A później jeszcze pracuję w klinikach prywatnych. W soboty dopiero gdzieś tak przed 19.00 jestem wolny.
— Czyli zostaje nam następny weekend — stwierdziłam ze smutkiem.
— Tak. To będzie bardzo długi tydzień — westchnął smutno Max.
Jechaliśmy nic nie mówiąc przez dłuższą chwilę. Max nucił coś pod nosem.
Kiedy dojechaliśmy pod mój blok i wiedziałam, że musimy pożegnać się na całe siedem długich dni, powiedział tak spokojnie, swoim, aksamitnym głosem jakby czytał mi w myślach:
— Miśka… — przybliżył się do mnie i ujął moją twarz w swoją dłoń — ja będę czekał na Ciebie, kiedy znowu się spotkamy. Nie zamierzam nigdzie znikać. Już Ciebie odnalazłem i nie mam zamiaru uciekać — zapewniał poważnie.
Chwycił moja twarz w obie swoje dłonie i pocałował spokojnie. Czułam znowu, że drżą. Znowu nasze oddechy były złączone i języki splecione. Serce mi biło szybko. Ja trzymałam jedną rękę na jego nodze powyżej kolana, a drugą trzymałam go za przedramię.
Zabrałam z kokpitu moją różę ze słodką wstążką i spojrzałam na niego. Oczy miał pełne radości i lekko zaszklone.
— Leć! — powiedział uśmiechając się.
— Za późno — odparłam. Bo polecieć, to ja już z Tobą poleciałam — powiedziałam rozpromieniona, a Max uśmiechnął się szeroko.
Wysiadłam. Posłałam mu buziaka całując wewnątrz moją dłoń i podnosząc ją w jego stronę. Poczekałam aż odjedzie i poszłam do domu.
Rozdział 3
Tydzień, który przyszedł był dla mnie rzeczywiście bardzo długi, bo czekałam, żeby spotkać się znowu z Maxem. A tak cudownie było mi go czuć w moich dłoniach, ustach, czuć każdą komórką ciała. Chciałam zobaczyć go, spojrzeć w pełne blasku oczy, usłyszeć jego głos, być blisko, być obok.
W niedzielę odwiedziłam rodziców i byłam bardzo pogodna. Zjedliśmy razem obiad. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Rodzice mieli we Wrocławiu tylko mnie. Przeprowadzili się tutaj. Nie mieli innego dziecka oprócz mnie i chcieli być blisko. Miasto im się też spodobało na tyle, że sprzedali mieszkanie w Łodzi i kupili tutaj nowe. Podobało im się tutaj, bo mieszkając na obrzeżach miasta mogli spacerować wśród łąk, co uwielbiali. Codziennie chodzili z kijkami na długie wyprawy. Dlatego może byli w dobrej formie mimo siedemdziesięciu kilku lat.
Nic na razie nie mówiłam im o tym, że spotykam się z moim doktorem ani, że w ogóle się z kimś spotykam. Zaraz by chcieli go poznawać, a ja na razie chciałam go sama jeszcze poznawać.
Wróciłam do domu, żeby jeszcze położyć przed nocką. A chciałam jeszcze zadzwonić na chwilę do Maxa. Wzięłam telefon i przeczytałam wiadomość od niego:
Spotkałem wyjątkową kobietę. Nie ma drugiej takiej na całym świecie. Tęsknię!:* Zadzwoń jak wrócisz od rodziców.
Wybrałam połączenie i zadzwoniłam. Odebrał prawie od razu.
— Hej! — powitał mnie pogodnym głosem. — Jak było u rodziców?
— Fajnie, rodzice są super. Mama robi pyszne kotlety schabowe. Nażarłam się.
— To będziesz teraz dobrze spać — śmiał się Max.
— A Ty Misiek co robisz? — zapytałam wesoło.
Uśmiechnął się i powiedział:
— Pracuję cały dzień. Robimy badania ze Szwajcarskimi naukowcami z Uniwersytetu w Genewie na temat szybkiego wykrywania i leczenia nowotworów trzustki.
— O rany Max, nieźle! Będę mogła zobaczyć te wasze badania?
— Oczywiście! Pokażę Ci je jak będziesz u mnie — mówił ucieszony.
— Wiesz, to jest bardzo sexy… — Twoja pasja do medycyny.
— Kręci Cię to? — zapytał wesoło.
— Tak. To jest bardzo pociągające — odparłam szczerze.
— Nikt mi tak nie mówił wcześniej, ale cieszę się, że tak o tym myślisz.
— Jak to? Przecież Ty jesteś lekarzem z powołania. Twojej empatii do pacjentów starczyłoby na dwudziestu co najmniej innych lekarzy! A poza tym prowadzisz badania, które mogą zmienić medycynę w przyszłości. To jest przecież niesamowite! Ja to jestem z Ciebie bardzo dumna!
— – Dziękuję… bo Ty jesteś zupełnie wyjątkowa… — Nie pozwolił mi już nic powiedzieć. Tylko dodał:
— I musisz już iść się położyć. Bo już 16.30. Napisz tylko wieczorem jak dojedziesz do pracy, żebym się nie martwił. Całuję, dobranoc!
— Dobranoc Max, buziaki!
Pospałam dwie godziny i musiałam się zbierać. Wypiłam mocną kawę zjadłam kanapki,
wyszykowałam się i pojechałam do pracy.
W pracy byłam mimo nocek pełna energii, w ogóle nie czułam zmęczenia.
— Jak tam z doktorem? — pytała mnie z uśmiechem moja koleżanka Kasia. Opowiedziałam jej, że było romantycznie, że mieliśmy kolację pod gwiazdami na masce samochodu.
Kaśkę lubiłam bardzo. Chodziłyśmy czasem po pracy na piwo i pizzę albo na obiad. Była bardzo mądra, zabawna i fajnie nam się zawsze gadało.
Inne koleżanki mówiły do mnie:
— Ty się zakochałaś! No, no! Super!
A mnie się oczy błyszczały. To było widać. Nie mogłam tego ukryć.
Max pisał do mnie krótkie esemesy w stylu:
Dzień dobry, miłego dnia.:*,
miłej pracy:*, tęsknię nie mogę się skupić.
Pisał, że np. ma dużo pacjentek, że ma dwie operacje, że jedzie do domu i pada na pysk, życzył mi szybkiej pracy i pisał dobranoc kiedy jechał do pracy, a ja wracałam z nocki do domu.
Ja też pisałam, że tęsknię, albo po nocce o 14.00 pisałam, że wstałam. On mi odpisywał:
śpioch;)
Pisałam, tak jak prosił, że dojechałam do pracy i do domu. Prosił, żebym zakładała ciepłe majtki, bo wieczory i ranki, kiedy jadę są chłodne.
Tak mijały sobie dni.
A w końcu nastał piątek, co mnie bardzo ucieszyło. Wróciłam już w końcu z ostatniej nocki. Trochę odespałam i akurat zadzwonił Max między pracą w szpitalu a kliniką.
— Hej! Czekałem! Ale nareszcie mamy piątek!
W końcu usłyszałam ten cudowny, aksamitny głos pełen radości, który rozpalał moje serce.
— Hej! W końcu! — przywitałam go radośnie.
— Jesteś wolna wieczorem o 19.00? Przyjdę po Ciebie. — pytał pogodnie.
— Jasne! Ale jak to przyjdziesz? Na pieszo? — uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie on mieszka.
— Tak — zaśmiał się. To blisko. Z resztą zobaczysz — odpowiedział.
Ja pierdzielę! Ale numer! On mieszka blisko mnie. Ciekawe gdzie? — zastanawiałam się.
— Okay! — powiedziałam ucieszona. — Do zobaczenia!
— Pa! — pożegnał mnie i rozłączył się.
Tańczyłam szykując się na randkę z Maxem. Włączyłam ulubione piosenki na telefonie. Wzięłam prysznic poprawiając efekty wczorajszej depilacji. Posmarowałam się balsamem i użyłam perfum.
Założyłam kremowy stanik typu balkonetka, też z koronki, tylko ten miał pod biustem taki mniej więcej, dziesięciocentymetrowy koronkowy, pas. Taki to był jakby gorset.
Do tego miałam też kremowe koronkowe figi.
Czułam coraz większy przypływ energii i euforii. Słuchałam głośno muzyki i wybierałam ciuchy. Tańczyłam zakładając czarną dżinsową spódniczkę do kolan i turkusową bluzkę. Założyłam moją nausznicę, która wyglądała na złotą i kilka bransoletek z białych i gdzieniegdzie złotych, drobnych koralików.
Pomalowałam się tylko mocno tuszując rzęsy i używając małej ilości pudru. Chciałam tym razem wyglądać bardziej naturalnie.
Założyłam buty, moje sandałki na obcasie i torebkę.
Wyszłam z klatki schodowej, a Maxa nie było mimo że była już 19.00, a nawet parę minut po.
No i gdzie on do jasnej ciasnej jest? — pomyślałam rozglądając się na boki. I w tej samej chwili poczułam, że ktoś łapie mnie z tyłu za rękę i obraca w swoją stronę. Nawet nie zdążyłam zobaczyć kto to był, tylko krzyknąć krótko, bo już za chwilę ten ktoś zatkał mi usta swoimi ustami wsuwając w nie język. I już wiedziałam, że to Max. Trzymał mnie mocno w pasie przyciągając do siebie. I nagle zrobiłam coś, czego nie robiłam nigdy wcześniej. Kiedy nasze języki łączyły się raz w jego, a raz w moich ustach i oddechy połączyły się w jeden oddech, otworzyłam oczy.
Zobaczyłam na jego twarzy skupienie i zaangażowanie. Był jak w transie. On w pewnym momencie coś chyba wyczuł i też otworzył oczy. Nasz wzrok spotkał się podczas pocałunku. To było niesamowite i magiczne. Jego wzrok był tak pełen pasji i szczęścia, że jeszcze bardziej zrobiło mi się gorąco. Zobaczyłam w nim cały kosmos, przenikał i ogarniał mnie.
Zamknęłam oczy i oddałam się tej magicznej chwili zespolenia naszych języków, oddechów i ust.
Czułam jego dotyk na biodrach, a moje dłonie wsunęły się w podwinięte mankiety białej koszuli w szarą kratkę, a później powędrowały na pośladki.
— Ymm… — poczułam coś kłującego. Oderwaliśmy się od siebie, a Max uśmiechnął się i wyjął z tylnej kieszeni, jasno brązowych spodni przed kolano, czerwoną krótką różę.
— O rany Max, dzięki! — powiedziałam uśmiechając się lekko oszołomiona, zasysając palca po ukłuciu.
— Hej! Proszę bardzo — odpowiedział wesoło.
— Hej… — powiedziałam uśmiechając się i patrząc w jego piękne, iskrzące się oczy.
— Podglądałaś — patrzył na mnie z uśmiechem, trzymając mi ręce na biodrach.
— Ty też! — powiedziałam równie pogodnie.
— Cudowny widok. Szkoda, że nie możesz widzieć swoich oczu kiedy mnie całujesz — powiedział, ale nie dał mi nic odpowiedzieć tylko, jak to on robił, złapał mnie za rękę i radosnym, ale zdecydowanym tonem dodał:
— Chodźmy!
Szliśmy szybko trzymając się za ręce.
Matko, jakie susy! — pomyślałam, ale szłam z nim krok w krok, mimo że byłam na obcasach.
Myślałam o tym, że ciekawe gdzie on mieszka i o tym, żebyśmy mogli się już kochać. Bardzo go pragnęłam. Żar, który rozpalał mnie od środka zdążył już znaleźć się między moimi nogami. Czułam radość i podniecenie.
— Misiek, gdzie Ty mieszkasz? — zapytałam zdyszana.
— Bo my tak lecimy, jakby nam mieli zamknąć jakiś sklep z super promocją na majtki za dwa złote — dodałam łapiąc oddech.
Max zatrzymał się, spojrzał na mnie i zaczął śmiać się głośno. I nie zanosiło się, żeby przestał. Jego śmiech był zaraźliwy i już oboje śmialiśmy się jak szaleni.
— Majtki za dwa złote — powtórzył i znowu się śmiał.
— Masz niesamowite te powiedzonka! Rozbawiłaś mnie — mówił wycierając oczy.
Tak go chyba rozbawiłam, że sam zrobił coś szalonego. Spodobało mi się to bardzo. Nadal się śmiejąc, ale już spokojniej, chwycił mnie sprytnie jakoś tak, że w jednej chwili znalazłam się na jego plecach.
— Aaa wariat! — krzyknęłam śmiejąc się.
Złapał mnie i trzymał rękoma pod kolanami, a ja obejmowałam go za szyję, trzymając różę. Tak przeszliśmy przez jezdnię na pasach i kawałek chodnikiem pod same drzwi wejściowe do jego apartamentowca. Postawił mnie zdyszany i uśmiechnięty, a ja poprawiłam spódniczkę, która zadarła się mi wysoko.
— Tu mieszkasz? — zapytałam zaskoczona.
— Tak — odpowiedział uśmiechając się.
— Aha! No tak, super, faktycznie całkiem blisko! — ucieszyłam się.
Max położył mi rękę na plecach, tak jak to on robił i pokierował mnie do wejścia.
Znaleźliśmy się w eleganckim holu, on przywołał windę i wsiedliśmy. Wcisnął 42 piętro.
— Łał, nieźle — powiedziałam.
— Windą do nieba — wyszeptał mi na ucho.
Przeszyły mnie fale gorąca. Cała płonęłam. I kiedy drzwi windy otworzyły się jego ręka była na moim pośladku. Westchnęłam głęboko i wyszłam pierwsza, a Max za mną. Czułam przyjemne ściskanie w żołądku. Szepnął mi do ucha:
— Na prawo.
I aż mną potrząsnęło jakby przepłynął przeze mnie prąd. Krew w żyłach mi się gotowała.
Otworzył przede mną drzwi i znalazłam się w pałacu, jak myślałam. Przedpokój był wielkości połowy mojego mieszkania. Po jednej stronie była od podłogi do sufitu, biała, błyszcząca szafa, a po prawej, na całej ścianie znajdowało się lustro. Przed nim stała długa, wąska, jakby taka półka na złotych, przydymionych, metalowych nogach połączonych na dole ze sobą. Położyłam na niej torebkę, a Max klucze i dokumenty z kieszeni.
— O szlag jasny, Max! Ty masz pałac? — mówiłam oszołomiona kompletnie. Max nie przestawał się uśmiechać, zdjął swoje wsuwane, szare trampki, a ja zdjęłam swoje sandałki. Podał mi miękkie białe kapcie. Miał takie same, tylko granatowe.
Otworzył przede mną szklane drzwi, z metalowym dużym uchwytem, które oddzielały przedpokój od salonu.
Weszłam powoli i rozglądałam się jak w muzeum. Po środku stała wielka, szara, nowoczesna sofa w literę L, biały stolik. Po prawej stronie była kuchnia, a właściwie aneks kuchenny, składający się z długich rzędów górnych i dolnych białych, błyszczących szafek. Od pokoju kuchnia oddzielona była białą wyspą, przy której stały dwa barowe stołki z szarymi siedziskami i metalowymi nogami. Nad wyspą wisiał duży metalowy okap w kształcie wielkiej tuby. A obok znajdował się duży stół ze szklanym blatem gdzie stał duży bukiet czerwonych róż w czarnym, prostym wazonie o okrągłych brzegach i dwie kremowe świece na czarnej podstawce, a obok stołu cztery krzesła z białymi obiciami.
Rozglądałam się tak dookoła i złapałam dłońmi moją twarz, bo byłam pierwszy raz w takim mieszkaniu.
Spojrzałam na Maxa jakbym chciała zadać pytanie w stylu:
— Jak to możliwe?
On jak zwykle odgadł chyba moje myśli, bo odpowiedział:
— To było moje marzenie. Mieć mieszkanie z pięknym widokiem. Nie samo mieszkanie, ale widok przede wszystkim — mówił zafascynowany.
— Chodź, zobacz, jak jest niesamowity.
I poprowadził mnie za rękę do wielkiej ściany, która składała się z wielu okien od podłogi do sufitu.
— Faktycznie, niesamowicie… Pięknie… Cały Wrocław. Dach miasta — patrzyłam zauroczona. –To jakoś tak uspokaja — spojrzałam na Maxa stojącego obok mnie.
— Tak. Masz rację. Mnie to uspokaja po pracy. Daje relaks i wyciszenie — zamyślił się chwilę. — Okay — ocknął się uśmiechając się do mnie i kładąc mi rękę na plecach. — Napijesz się czegoś? Wino? Wódka?
— Jezusicku, nie wiem — jeszcze byłam oszołomiona. — Daj i to i to — zdecydowałam po krótkim namyśle.
— Razem wszystko chcesz? — pytał wesoło.
— Tak. Wszystko razem cuzamem do kupy — potwierdziłam z uśmiechem.
Śmiał się.
– Uwielbiam Twoje powiedzonka — powiedział.
Stałam przy wielkiej ścianie z okien i patrzyłam na miasto z góry, a Max poszedł zrobić drinki.
Później podszedł do mnie i stanął za mną tak blisko, że czułam go całym ciałem za sobą. Podał mi drinka. Piłam, a on całował moją szyję. Poczułam miłe przeszywające mnie dreszcze niczym prąd.
— Miśka, chodź zjemy — powiedział mi do ucha. Mógł równie dobrze powiedzieć, żebyśmy poszli wynieść śmieci i też by rozpalił mnie w jedną chwilę. Poprowadził do stołu za rękę. Odsunął mi krzesło i kiedy usiadłam pomógł mi przysunąć się do stołu. Zapalił świece i przyniósł serwetki, sztućce, talerze i metalową podkładkę. Ja piłam mojego drinka. Kiedy wrócił do stołu postawił przede mną zapiekankę.
— Co to? Ty sam robiłeś? — zapytałam z podziwem.
— No niestety nie, ale sam podgrzałem. Ja nie umiem gotować. A to zapiekanka z łososia, szpinaku i makaronu. Lubisz? — spojrzał na mnie wyczekując odpowiedzi.
— Ja wszystko lubię, oprócz wątróbki i takich różnych rzeczy. No, a że sam podgrzałeś, to i tak nieźle! Ale kroić możesz? — pytałam uśmiechnięta, wodząc za nim wzrokiem, bo poszedł odnieść specjalne łapki do gorących naczyń.
— Tak. Kroić chyba mogę, tylko jak chcesz ze mną gotować, to będziesz mi musiała po kolei mówić co kroić. I zmywać mogę — usiadł przy stole i nałożył nam zapiekankę. Jedliśmy. Była pyszna.
— Ja nie lubię zmywać. Gotowanie jest fajne, a zmywanie już nie — mówiłam.
Wypiliśmy do końca drinki. Max i tak duże je zrobił. Konkretne były. Rozmawialiśmy jeszcze o tym, co kto lubi robić, a czego nie. Chociaż to bardziej ja mówiłam, bo Max i tak nie miał czasu na domowe zajęcia. Pranie i zakupy robiła mu taka starsza pani Halinka, która przychodziła zawsze we wtorki. Ale fenomen znikania z pralki jednej skarpetki od pary znał.
— Pyszne było, dziękuję! — powiedziałam patrząc mu w oczy.
Wstał od stołu, zgasił świece i podszedł do mnie stając za oparciem mojego krzesła i całując moją szyję powiedział:
— Cieszę się.
Nachylał się nade mną i nie przestając całować szyi i karku przesuwał dłońmi powoli po ramionach w dół. i stanął obok mnie i złapał mnie za ręce. Wstałam w tym samym momencie, kiedy poczułam, że chce mnie podnieść. Trzymając mnie za ręce poprowadził od stołu na środek salonu. Gładząc moje uda podnosił jednocześnie moją spódniczkę. Patrzył mi prosto w oczy roziskrzonym spojrzeniem. Pieścił moje pośladki masując je i lekko ściskając podnosił do góry. Zdjął ze mnie bluzkę i spódnicę. Trzymając dłonie na moich biodrach, patrzył na mnie zafascynowany. Później rozpiął stanik i zdjął go ze mnie. Zsunął moje majtki. Patrzył tak na całą mnie. Czułam jakby wzrokiem był w środku. Coś niewykonalnego, ale tak się czułam. To było bardzo magiczne. Trzymając go mocno za ramiona odchyliłam się cała do tyłu, a on pieścił moje piersi i je całował. Cała drżałam, a Max oddychał szybko. Wyprostowałam się z powrotem i zaczęłam rozpinać jego koszulę odsłaniając barki, klatkę piersiową, ramiona i brzuch, pieszcząc i całując kolejno odsłaniane części ciała. Mogliśmy się sobie przyglądać dokładnie. Patrzyliśmy sobie w oczy i na siebie. Rozpięłam jego spodnie i ściągnęłam je. Dokładnie widziałam teraz jego nogi. Zsunęłam z niego granatowe bokserki. Westchnęłam z pożądaniem. Max wziął mnie za rękę i nic nie mówiąc poprowadził do sypialni. I to było jeszcze bardziej zaskakujące. Oprócz wielkiego łóżka na podeście, do którego prowadziły dwa schody, była wanna w podłodze. Była podświetlona i już z wodą w środku.
Na jej brzegu z jednej strony stała butelka, kieliszki, truskawki i czekoladki, a z drugiej leżały dwa ręczniki.
O kurwancka… — pomyślałam. A Max spojrzeniem zachęcił mnie, żebym weszła do środka.
On wszedł pierwszy, podał mi rękę i weszłam za nim. Usiedliśmy w błękitnej wodzie, a on karmił mnie na przemian truskawkami i czekoladkami. Nalał nam szampana. Byłam wzruszona i byłam w niebie. Oczy mi się chyba zaszkliły, bo Max to zobaczył i podając mi kieliszek z szampanem powiedział cicho:
— Za nas. I za łzy tylko ze szczęścia.
I teraz faktycznie już kilka takich łez spadło do wanny z jacuzzi, które Max włączył i ustawił na najmniejszy, delikatny, cichy tryb.
— Za nas — powiedziałam cicho.
Piliśmy szampana, jedliśmy truskawki i czekoladki. Nagle Max przysunął się do mnie i zaczął całować po szyi. Później tak pokierował dłońmi, że posadził mnie na swoich udach. Miałam go między swoimi nogami, siedząc na nim okrakiem. Pieściliśmy się nawzajem bez słów. Przeczesywałam jego włosy, gryzłam lekko uszy i chwytałam je ustami. Całowałam jego kark. Przesuwałam dłońmi wzdłuż ramion w dół. Dotykałam pleców tak samo, lekko wbijając palce i paznokcie.
On wplatał palce w moje włosy, pieścił ramiona, piersi, plecy i pośladki.
Napawaliśmy się sobą tak spokojnie, ucząc się siebie, bez skrepowania.
Czas nie istniał. Nic nie istniało oprócz nas i naszego pragnienia siebie nawzajem. To była ogromna potrzeba bycia ze sobą tak blisko, jak to tylko możliwe. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Max sięgnął dłonią na krawędź wanny i zobaczyłam, że sięga po prezerwatywę. Na drugiej randce nawet nie wiedziałam kiedy ją założył, a teraz poprosił o to mnie.
— Proszę — wyszeptał podając mi fioletowy błyszczący kwadracik.
Spojrzałam na niego pytająco, a on powiedział cicho:
— Załóż mi ją, proszę.
Wyszliśmy na chwilę z wanny. Max wytarł się i
zrobiłam to. To było tak intymne doznanie, bardzo podniecające.
Wróciliśmy z powrotem. Usiadłam na nim okrakiem. Trzymając mnie za biodra przysunął mnie do siebie. Westchnęłam kiedy poczułam, że wszedł we mnie.
Kochaliśmy się najpierw bardzo powoli. Max trzymał mnie za biodra i delikatnie przysuwał do siebie i lekko odpychał nadając tempo, które już sama też wyczułam i razem tak zespoleni, poruszaliśmy się powoli oddychając głośno i wzdychając. Trzymałam go za ramiona. Zaczęło napływać do mnie coraz większe uniesienie i pożądanie. Zaczęliśmy poruszać się coraz szybciej i szybciej. Głównie to ja poruszałam się do przodu i do tyłu, mocno się go trzymając. Słyszałam nasze jęki, coraz to głośniejsze.
Max doszedł pierwszy, wydając z siebie jęk rozkoszy, odginając głowę. Dołączyłam do niego za chwilę, tak samo odchylając głowę, w błogim uniesieniu, głośno i przeciągle krzycząc jego imię. Trwałam tak dłuższą chwilę pozwalając zalewającej mnie od środka euforii trwać we mnie, a później opadłam na jego ramię. Nasze oddechy były głośne, a ciała drgały. Max trzymał mnie mocno za pośladki. Wtulił twarz w moje ramię i je całował. Czułam jak jego klatka piersiowa się unosi i opada. Nic nie mówiliśmy. To była rozmowa dusz, złączenie naszych energii, rozmowa poprzez płonące ciała. Zjednoczenie, w którym stworzyliśmy całość.
O szlag jasny, jaki czad! Co to było?! Coś niesamowitego! Ale pojechał! — myślałam dysząc na ramieniu Maxa. Nie miałam siły mówić z wyczerpania i z emocji.
— Masz ochotę coś zjeść? — dobiegały mnie jego słowa.
— Zjeść? — zapytałam? — Nie. A Ty?
— Też nie. Wystarczyłaś mi Ty. — powiedział rozpromieniony, patrząc na mnie błyszczącymi oczami.
— Misiek, co to było?! To było niesamowite!
— Dobrze Ci było? — zapytał z troską.
— Czy mi było dobrze? Zajebiście mi było! Nieźle pojechałeś. Nie wiedziałam, że taki spokojny sex, może być tak przyjemny! — mówiłam pełna emocji.
— Razem pojechaliśmy, co? — uśmiechał się zapatrzony we mnie, oczami pełnymi iskier. Cudownie mi było, dziękuję — powiedział i pocałował mnie.
Zobaczyliśmy później, że woda z wanny wychlapała się na cały podest. Zaczęliśmy się śmiać.
— Masz jakąś ścierkę? — zapytałam.
— Nie wiem, ale ręcznik mam — Max wyskoczył z wanny, wytarł się i przyniósł jeszcze jeden ręcznik. Stojąc nade mną całkiem nago pokazał mi ręcznik, który przyniósł i powiedział zadowolony:
— Mam!
— To super, daj! — wyszłam z wanny i chciałam mu zabrać ten ręcznik, ale Max już się zabrał za robotę i wypinając pupę i spoglądając przez ramię zapytał:
— Dzień dobry, czy zamawiała pani nagi serwis sprzątający?
Zaśmiałam się klepiąc go w ten słodki tyłek.
Wytarłam się ręcznikiem, który leżał złożony po drugiej stronie wanny i owinęłam się nim. Poszłam pozbierać nasze ciuchy z salonu. Przyniosłam je tutaj. Max je wziął ode mnie i zaczął wszystkie składać.
— Kto tutaj sprząta to wszystko? Pani Halinka? — zapytałam.
— Nie. Serwis sprzątający. Z resztą tu jest wszystko. Mogą zrobić Ci zakupy, kupić bilety do kina, wziąć pranie. Jak chcesz mogą nawet zrobić Ci loda.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
— Serio? Korzystałeś? — zapytałam, ale nie byłam pewna, czy chcę znać odpowiedź.
Max usiadł na brzegu łóżka w ręczniku i przez chwilę patrzył na czarną podłogę, a ja miałam czarne myśli.
— Tak… Nie będę Cię okłamywać — patrzył mi smutno w oczy — Byłem sam. Czasem zamawiałem… kobiety… — to ostatnie słowo powiedział ciszej.
— O fuck… — osunęłam się na kolana i usiadłam na podłodze. Czar prysł. Wstałam i zaczęłam się ubierać. Nawet nie wiem, co Max robił wtedy, przestałam go widzieć. On mówi mi, że zamawiał sobie kobiety?! I w tej samej wannie, w której się właśnie kochaliśmy, pewnie kochał się też z nimi?! Czy mnie też sobie zamówił?! Tak pomyślałam. Wybiegłam z sypialni, z salonu, z mieszkania, do windy. Jacyś ludzie jechali też na dół. Kręciło mi się w głowie. Wybiegłam na zewnątrz i biegłam przed siebie. Zatrzymałam się i z bezsilności zaczęłam płakać. Zorientowałam się, że wybiegłam na boso. Nie mogłam też wrócić do domu, bo torebka została u Maxa.
Cholera jasna, nawet uciec nie mogę! — myślałam załamana. I jeszcze bardziej się rozpłakałam. Nagle ktoś do mnie podbiegł i złapał mocno za ramiona. Max patrzył na mnie wystraszony.
— Zostaw mnie! Co Ty myślałeś, że kolejną kobietę sobie zamówiłeś?! A ja myślałam, że naprawdę coś poczułeś do mnie. Mówiłeś to wszystko, żeby mnie zdobyć?! Bo chciałam to usłyszeć?! Masz moje buty i klucze?! — krzyczałam.
— Mam buty — Max klęknął przede mną i upadł na kolana na środku ulicy i obejmował moje stopy. Założył mi moje sandałki. Płakał.
— To nie tak… — powiedział.
— A jak?! — krzyczałam już trochę ciszej. — Masz moją torebkę? Chcę iść do siebie.
Max obejmował moje stopy w kostkach. Nie było ludzi, nie było nic, wszystko się rozsypało. Płakaliśmy oboje. A miałam płakać tylko ze szczęścia, sam mnie o to prosił przecież!
— Proszę Cię chodź na górę — prosił.
Zgodziłam się. Chciałam, żeby mi to wytłumaczył z sensem. A jak nie, to i tak była tam moja torebka. Wróciliśmy. Max posadził mnie na sofie i usiadł naprzeciwko mnie.
— Ty myślisz, że kiedy przyszłaś na wizytę do mnie, to ja pomyślałem, że Cię zdobędę, żeby krótko mówiąc Cię kupić, czy zamówić za kolację, za randkę przy gwiazdach? Że mówiłem co chciałaś usłyszeć? Nie! Kiedy Cię zobaczyłem pierwszy raz poczułem ukłucie w brzuchu jakby mnie coś strzeliło w sam środek. Od razu poczułem w Tobie jakąś niesamowitą energię, która mnie do Ciebie przyciągała. Później kiedy pielęgniarka poprosiła Cię, żebyś się rozebrała i szedłem do Ciebie, pierwszy raz w życiu miałem nieprofesjonalne myśli. Pierwszy raz w pracy nie mogłem się skupić. Nie wiedziałem, czy dam radę Cię zbadać, bo czułem, że będą mi się trzęsły ręce. Z trudem to opanowałem badając Twoje piersi, które są cudowne, jak cała Ty. Było mi ciężko Cię badać, dotykać Cię w tak intymnych miejscach. Anita! Ja zakochałem się w Tobie od pierwszej chwili! Kocham Twój śmiech, Twoje oczy, kiedy tak pięknie błyszczą. Są jak jeziora, w których zatapiam się bez pamięci. Mógłbym w nie patrzeć bez końca! Kocham Twoje powiedzonka, tak zabawne. Rozweselasz mnie. Dodajesz mi tyle energii! Anita… — wziął moje dłonie i objął swoimi i powiedział: — Anita, ja… Cię kocham. Proszę nie odchodź — miał w oczach łzy. I to były smutne łzy. A głos mu się łamał.
Cholera jasna, ja chyba jednak przesadziłam… — pomyślałam, a serce i żołądek mi się całe ściskały i wykręcały na drugą stronę.
— Kochasz mnie? Jak to? — pytałam cicho.
— No tak. Tak po prostu. Kocham Cię. Tak czuję. Jakbym Cię znał już długo. Proszę… Zostań — Opuścił głowę, jakby czekał na wyrok. Zrobiło mi się głupio, bo zrobiłam scenę bezsensu.
— Jeeezu, Max… Przepraszam — teraz ja przepraszałam jego. — Nie wiem co powiedzieć, lipa wyszła straszna, co?
— Nie. Nie dziwię się, że tak zareagowałaś. Znasz mnie przecież krótko… Tym bardziej, że Twoje związki, jak mówiłaś, były katastrofami. I może dlatego teraz nie ufasz. Chciałbym, żebyś mi ufała. Zależy mi na Tobie – mówił tak smutnym wzrokiem, jakiego nigdy nie widziałam. Wszystko w środku we mnie się ściskało.
Uśmiechnęłam się do niego cała rozmazana. To co mówił trafiło do mnie. Głupio mi było, że zrobiłam taką scenę, bo on od początku był szczery, a ja, na to wyszło, nie wierzyłam mu wcześniej do końca.
— Max… wiesz, że Ty też zawróciłeś mi w głowie… — patrzyłam mu prosto w oczy — od początku jak Cię zobaczyłam w tym niebieskim ubraniu. Od pierwszej chwili, kiedy się pojawiłeś. Jakby trafił mnie jakiś strzał prosto do środka. Nie wiedziałam co się dzieje i paplałam jakieś głupoty — zaśmiałam się, a Max się rozpromienił. — Ja też zakochałam się w Tobie od samego początku i czuję do Ciebie coś wyjątkowego, zależy mi na Tobie. Czuję się z Tobą bezpiecznie, jakbym była we właściwym miejscu. Niczego i nikogo nie muszę udawać. Po prostu. Wszystko do siebie pasuje. Jak łatwo układające się puzzle. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale od początku czuję, że to Ty.
— Ja też tego nie potrafię wytłumaczyć, chociaż wiem, że zakochanie to chemia. Ta chemia jest między nami ale uważam i czuję tak, że to jest coś więcej. Coś co wykracza poza tę naukową teorię, poza tę chemię i hormony. Dokładnie tak jest, jak powiedziałaś, że puzzle jakby same się układają i czuję, że Ty jesteś dla mnie idealna, że Ty jesteś właśnie Tą. I tak czuję od początku — mówił poważnie i szczerze.
Ściskało mi się serce i żołądek. Rzuciłam mu się na szyję i mocno tuliłam do siebie. Słowa cisnęły mi się same z serca do ust i w końcu je wypowiedziałam:
— Max… ja też Ciebie kocham! I ufam Ci. Na Maxa! — poczułam ulgę kiedy to powiedziałam i płakałam już ze szczęścia. Jak bóbr. Dotarło do mnie, że wcześniej wystraszyłam się tego silnego uczucia, bo nigdy nie przeżyłam czegoś tak mocnego, szczerego i prawdziwie głębokiego. I to dlatego uciekłam.
Max odgadł znowu moje myśli i spojrzał na mnie oczami pełnymi szczęścia i zapytał:
— Ty się wystraszyłaś? Dlatego uciekłaś?
— Tak… Nigdy niczego takiego nie przeżyłam… Tak silnego i prawdziwego. Dlatego uciekłam… Już nie będę Max… Jestem szczęśliwa — mówiłam szczerze z głębi serca.
— Ja też jestem szczęśliwy! — Chwycił mnie w ramiona, ujął twarz w dłonie i pocałował mocno.
Czułam szybkie bicie naszych serc i było mi tak dobrze, tak cudownie, bo byłam blisko niego. I znowu byliśmy złączeni w jedno ciało, jeden oddech. Nasze dwie energie połączyły się w jedną, idealnie pasującą do siebie niewidzialną strukturę.
Poszłam umyć stopy i rozmazany tusz z twarzy. Łazienka była obok kuchni naprzeciwko sypialni. Była duża jak mój pokój w kawalerce. Max przygotował dla mnie w wiklinowym koszyczku kosmetyki, których będę mogła potrzebować. Kupił mi też szczoteczkę do zębów.
Umyłam się i położyliśmy się spać. Nie miałam tu swoich rzeczy, ale Max dał mi do spania swój t- shirt. Na mnie wyglądał jak tunika, bo sięgał mi za pupę.
W nocy obudziłam się, bo Max leżał na plecach i chrapał.
O szlag jasny! Chrapie jak dzik! Trzeba go przewrócić na plecy — wymyśliłam i próbowałam go ułożyć na boku, ale nie udało mi się. Obudziłam go tylko.
— Misiek wiesz co? Chrapiesz jak dzik. Chociaż nie wiem czy dziki chrapią… Chciałam Cię przewrócić na bok, ale mi się nie udało. Obudziłam Cie.
— To teraz będzie kara! — powiedział zadowolony i położył się na mnie. Całował mnie w półmroku sypialni, w tym wygodnym łóżku.
— Kara albo nagroda raczej! — powiedziałam z uśmiechem i zaczęłam zdejmować z niego spodnie od pidżamy i biały t- shirt.
Max pieścił mnie między udami dłonią. Pieścił mnie dwoma palcami powoli z góry na dół i z dołu do góry. Zagłębiał się nimi do środka i wyjmował palce kilka razy powtarzając ruchy. To było bardzo przyjemne. Ja
dłonią wyszukałam jego penisa, który był już twardy. Przesuwałam po nim dłonią wzdłuż w górę i w dół, i z dołu do góry. Najpierw wolno, a później przyspieszyłam ruchy. Robiłam to coraz szybciej. Max pieścił mnie też coraz to szybciej i mocniej. Oboje wykonywaliśmy nasze ruchy w sposób rytmiczny i zdecydowany. Oddychaliśmy coraz szybciej i głośniej. Słychać było nasze westchnienia i jęki, chociaż moje były jak zwykle głośniejsze. Byłam rozpalona i czułam, że zbliża się ta cudowna rozkosz, która rozlała się w moim ciele powodując rozluźnienie każdej komórki. To było spontaniczne. Doszliśmy razem szybko. Zasnęliśmy przytuleni do siebie.
Rozdział 4
Rano obudziły mnie jakieś dźwięki dobiegające z salonu. Maxa nie było w łóżku. Słuchałam przez chwilę tej muzyki, która do mnie dobiegała i się uśmiechnęłam. To był zespół disco, który lubiłam. Ich piosenki, kiedy miałam dobry humor, jeszcze bardziej go podkręcały.
Poszłam do łazienki i do kuchni zobaczyć co się tam działo i zobaczyłam, że Max też był w dobrym nastroju. Uśmiechnęłam się szeroko na widok, który tam zobaczyłam. Max szykował śniadanie tańcząc w rytm głośnej muzyki. Tutaj głośniki też były rewelacyjne. Wszystko brzmiało jeszcze lepiej. Ja też zaczęłam tańczyć i śpiewać. On spojrzał na mnie cały rozpromieniony i krzyknął:
— Hej!
— Hej! — przywitałam go uśmiechem.
Podeszłam do niego tańcząc i dałam mu buziaka w usta, a on zwinął plasterek sera żółtego w rulonik i zapytał wesoło:
— Chcesz? Póki nie zrobiłem jeszcze śniadania? — zapytał. A nie! — krzyknął po chwili. Ty musisz najpierw wziąć tabletkę.
Poszedł ściszyć muzykę i wziął coś z białego regału, który stał przy ścianie.
— Proszę — podał mi opakowanie moich tabletek na tarczycę. Chodź, popij — pociągnął mnie do kuchni i podał szklankę wody. Wzięłam tabletkę. Zabrał mi opakowanie i schował do szafki.
— Tu będą — powiedział stojąc przed otwartą górną szafką i patrząc na mnie upewniał się, że patrzę.
— Miśku, dziękuję. O wszystkim pomyślałeś. Masz dla mnie i kosmetyki i nawet tabletki — rozczulił mnie.
— To nie wszystko — spojrzał na mnie z uśmiechem, krojąc zgrabnie pomidora. Jak on go ładnie kroił, aż mi się gorąco zaczęło robić. Jak on go tak trzymał pewnie… — Mam dla Ciebie nawet majtki! — dokończył uśmiechając się szeroko. — Tamte damy do prania. Halinka je upierze z moimi.
Max zrobił tortille z jajkiem, wędliną, serem, sałatą i pomidorem. Pomogłam zanosić mu wszystko do stołu. Odsunął mi krzesło i powiedział z uśmiechem:
— Zapraszam!
Uśmiechnęłam się do niego zadowolona. Usiadłam. Przysunął mnie jak zwykle. Poszedł jeszcze po kawę.
— Zrobiłem Ci z mlekiem. Trafiłem? — sam pił czarną, mocną bez mleka.
— Zawsze trafiasz — powiedziałam cicho zniżając głos i popatrzyłam na niego znacząco.
— Cieszę się — popatrzył na mnie tak samo.
Jedliśmy patrząc na siebie. Uśmiechaliśmy się do siebie i piliśmy kawę w złotych kubkach.
— O której musisz być w klinice? — zapytałam, bo wiedziałam, że w soboty też pracuje.
— Muszę wyjść o 10.30. Jadę na 11.00. O 16.00 skończę. Dzisiaj wcześniej, ale chcę popracować nad badaniami. Będziesz chciała je zobaczyć?
— Jasne! Ciekawa jestem! — powiedziałam ucieszona.
Dojadłam tortille i wypiłam kawę.
— Pycha, dziękuję! Kto zmywa?
— Ja — powiedział uśmiechnięty Max. Ty się umyj spokojnie. Mnie to zajmuje pięć minut, a z goleniem może tak piętnaście. Ale zresztą już się kąpałem.
— Rany, to kiedy Ty wstałeś?! — zapytałam zdziwiona. Spałeś w ogóle?
— Oj spałem, spałem… — odparł z uśmieszkiem
i zabrał się za sprzątanie po śniadaniu, a ja poszłam do łazienki. Oprócz kosmetyków do mycia, balsamu do ciała, płynu do demakijażu, szczoteczki i grzebienia, Max zrobił dla mnie jeszcze jeden mniejszy koszyczek. Były w nim cienie do powiek, tusz do rzęs i pomadka. Miałam wszystko czego potrzebowałam. O wszystkim pomyślał. Skubany. Kiedy on to wszystko pokupował — zastanawiałam się.
Wyszłam z łazienki w ręczniku i patrzyłam gdzie jest Max. Zobaczyłam, że już pościelił łóżko, kładąc szarą narzutę. Siedział już przy metalowym biurku, które stało w dużym kącie sypialni, oddzielonym od pokoju grubym słupem konstrukcyjnym budynku. Max w ciemno szarym t- shircie i jasnoszarych długich spodniach dresowych ze ściągaczami na dole, siedział przed komputerem. Uśmiechnął się na mój widok. Podeszłam do niego i stanęłam obok blisko, bo byłam ciekawa nad czym pracuje. Spojrzał na mnie roześmiany, a światło monitora jeszcze bardziej podkreślało blask w jego oczach.
— To te badania? — zapytałam.
— Tak. To tabelki, które pokazują jak w latach na początku… — tłumaczył mi wszystko nad czym pracował. Usiadłam mu na kolanach i objęłam za ramiona. Niewiele z tego rozumiałam, ale przynajmniej wiedziałam już jak to wygląda. To były bardzo szczegółowe dane, dużo wniosków i teorii, które Max i grupa tych lekarzy ze Szwajcarii chcieli wcielić w życie.
— Max! To są wielkie rzeczy, które robisz! To może zmienić bardzo dużo! Nawet nie wiesz jak dumna jestem z Ciebie! — mówiłam żywo.
— Wiem… — mówił uśmiechając się i patrząc na mnie roziskrzonym spojrzeniem — Widzę to w Twoich oczach — dodał uszczęśliwiony.
O 10.30 odwiózł mnie do domu, chociaż mogłam zostać, bo dał mi swoją zapasową drugą kartę i klucze. Dał mi też kartę bankomatową do swojego konta. Nie chciałam bo i tak nie miałam zamiaru wydawać jego kasy. I tak kupowałam wszystko w tanich sklepach, a ciuchy w aplikacji z używanymi rzeczami, bo lubiłam to po prostu. Ale Max się uparł i powiedział, że może mi się przyda na taksówkę czy cokolwiek innego. Że jak będę chciała, to sobie mam z niej korzystać.
Będąc już w domu zadzwoniłam najpierw do Karo i opowiedziałam jej rozanielona o spotkaniu. Ona cieszyła się bardzo, ale na koniec powiedziała:
— Tylko ostatni raz Ci wybaczam, że nie dałaś znaku, że żyjesz — mówiła energicznie i stanowczo.
— Przepraszam Cię. Masz rację, powinnam napisać… — mówiłam smutnym głosem.
— No dobra… -– powiedziała przeciągle — ja też byłam zabiegana. Lataliśmy po sklepach. Wiesz, chcemy jechać w góry pod koniec sierpnia, a chłopaki potrzebowali nowych ciuchów. Już wyrośli ze starych. Może jak mają te piętnaście i siedemnaście lat, to niedługo nie będą rośli. Zaśmiała się i rzuciła szybko:
— Lecę kochana. Sprzątanie, gotowanie. Powodzenia z doktorem, buziaki! — powiedziała szczerze.
— Dzięki kochana, pozdrów rodzinkę.
Rozłączyłam się i też zabrałam się za sprzątanie. Ze szmatką w ręku zadzwoniłam do rodziców i zapytałam:
— Mogę was odwiedzić tak koło 16.00?
— Jasne! Czekamy! — tata był uradowany.
Popołudnie spędziłam z nimi. Było fajnie. Zjedliśmy razem obiad i ciasto. Pogadaliśmy. Ale nic jak dotąd nie mówiłam o Maxie.
Wróciłam o 19.00, żeby się z nim spotkać. Umówiliśmy się, że przyjdę do niego, jak wrócę od rodziców, a on sobie spokojnie popracuje. Wzięłam prysznic i przebrałam się. Poszłam szybko.
— Szlag jasny, Max, ja jestem zakręcona jak ten świński ogon. Klucze i kartę do windy zostawiłam w tej małej torebce, a teraz wzięłam większą, bo sobie trochę ciuchów do Ciebie przyniosłam — mówiłam szybko roztargniona.
— Anita, gdzie jesteś?
— Pod termosem — odparłam krótko.
— Miśka, pod jakim termosem jesteś? — pytał zdziwiony Max.
— No na dole jestem. Przy wejściu. Czy Twój wieżowiec nie wygląda dla Ciebie jak termos? Albo jeszcze jak… no wiesz… — nie dokończyłam.
— Aaa. Okay — roześmiał się — już zjeżdżam po Ciebie.
Podeszłam pod windy. Za kilka minut drzwi jednej z nich otworzyły się i zobaczyłam uśmiechniętego Maxa idącego do mnie z otwartymi ramionami:
— Jesteś wreszcie! — powiedział szczęśliwy.
Mnie też, od razu jak go zobaczyłam, pojawił się na twarzy uśmiech i serce zabiło mocniej. Miał na sobie te same, ciuchy domowe, co rano. Do pracy tylko założył granatowe długie dżinsy i błękitną koszulę z długimi rękawami.
— Hej — powiedziałam radośnie.
Chwycił moją twarz w dłonie tak jak on lubił to robić i całował. Nie przestając mnie całować, po omacku a trochę podglądając, przywołał windę i wcisnął 42 piętro. Wysiedliśmy całując się i dotykając gdzie się dało. Max całując mnie otwierał drzwi. Udało się w końcu. Weszliśmy. Moja duża torba upadła na podłogę. Zdjęliśmy buty całując się nieprzerwanie. Otworzyłam drzwi do salonu. Cały czas trochę mieliśmy oczy zamknięte, a trochę patrzyliśmy gdzie jesteśmy w mieszkaniu. Kiedy nasz wzrok się spotykał widziałam, że oczy Maxa się śmieją i są pełne blasku.
Rozbieraliśmy się przy kanapie w salonie, na którą się właściwie przewróciliśmy. Zdejmowałam z niego, siedząc na nim okrakiem, t- shirt, a on moją białą luźną bluzkę i biały stanik. Pieścił moje piersi. Ściągnęłam szybko jego spodnie i od razu bokserki. Westchnęłam. Max już był gotowy. Ja też. Płonęłam. Serce mi biło szybko i mocno. Zdjął ze mnie krótkie koralowe spodenki i białe koronkowe majtki. Podniósł spodnie od dresu z podłogi i wydobył z kieszeni fioletowy kwadracik. Szybko go rozerwał i założył prezerwatywę. Jeszcze nawet nie był we mnie, a ja już szybko i głośno wzdychałam. Chwyciłam jego penisa w dłoń i nakierowałam go sobie do pochwy. Max wszedł we mnie gładko. Siedziałam na nim okrakiem i opierałam dłonie o jego klatkę piersiową. Ruszałam się szybko. Max trzymał mnie za biodra i dostosował swoje ruchy do moich. Wdychaliśmy i jęczeliśmy szybko. Po bardzo niedługim czasie, odginając głowy do tyłu i prężąc się wydaliśmy z siebie jeden dziki krzyk rozkoszy.
Opadłam na Maxa. Oddychaliśmy szybko i głęboko. Serca biły w jednym przyśpieszonym rytmie.
— Jesteś piękna… i cudowna — wyszeptał. I pocałował mnie, gładząc po plecach i pośladkach.
— Napalona byłam na Ciebie jak piec.
— Jak cała huta raczej, bym powiedział — zaśmiał się.
Śmialiśmy się razem, kiedy na stoliku zaczął dzwonić i wibrować telefon Maxa. Sięgnął po niego i powiedział:
— Hej Stary, co tam?
— A jesteśmy z Ania niedaleko. Mamy sushi i wino. Co robicie? Możemy zajrzeć? — słyszałam co mówił, jego znajomy, bo byłam blisko. Wstałam z Maxa, on ściągał prezerwatywę rozmawiając z kolegą. Rozbawiło mnie to. Max też się uśmiechał. Poszłam po torbę, szukając eleganckiej, koronkowej, beżowej sukienki, którą zabrałam ze sobą. Była obcisła, przed kolano, z małym dekoltem z rękawami z siateczki.
Wzięłam torbę niosąc ją i sukienkę przewieszoną przez rękę. Chciałam pozbierać ubrania, ale Max już wszystko zabrał i słyszałam, że jest w sypialni i rozmawia. Na sofie zostawił mi tylko stanik i majtki. Wszystko ładnie złożone. Ubrałam się i poszłam po kapcie do przedpokoju i do sypialni zanieść torbę.
Max stał przy szafie w szarych spodniach i w białej koszuli, którą właśnie zapinał. Kiedy weszłam przestał to robić i jakby zastygł. Mnie kapcie, które mu przyniosłam wypadły z ręki. Oboje zastygliśmy i patrzyliśmy na siebie.
— Wyglądasz super sexy — powiedziałam z podziwem w oczach.
— Wyglądasz zjawiskowo, niesamowicie seksownie — powiedział równo ze mną Max.
Postawiłam torbę koło szafy podeszłam do niego i pocałowałam go gładząc po policzku.
— Kiedy będą?
— Jak będziemy gotowi. Mamy dać znać. Poprosiłem, żeby dali nam chwilkę — powiedział Max obejmując mnie w pasie.
— Okay — mruczałam do niego i zaczęłam lekko się kołysać. On podchwycił moje ruchy i kołysaliśmy się razem jakbyśmy tańczyli wolną piosenkę.
— Idę przystojniaku… zrobić makijaż — zamruczałam i złapałam jego brodę zębami.
Max wydał cichy odgłos zadowolenia i pocałował mnie w szyję mówiąc:
— Idź — poczułam, że ścisnął lekko mój pośladek.
— Misiek, bo oni za chwilę będą musieli czekać jeszcze dłużej… — zaśmiałam się i poszłam.
Kiedy wyszłam Max ustawiał na stole kieliszki, kwadratowe czarne, duże talerze i takie malutkie białe na sosy. Zapalił świece. Grała sobie cicho muzyka i był fajny klimat.
Kiedy mnie zobaczył tak wystrojoną, to zamarł z serwetkami w ręku. Kilka wyleciało mu na podłogę. Patrząc na mnie z podziwem powiedział:
— Jesteś zjawiskowa…
— Dzięki. Cieszę się, że Ci się podobam — podeszłam do niego i pogładziłam po twarzy patrząc w jego oczy przepełnione szczęściem. Wzięłam serwetki z podłogi i położyłam na stole.
— Bardzo — powiedział zadowolony — Cieszę się, że poznasz Bartka. On jest moim najlepszym przyjacielem. Poznaliśmy się na studiach. Na jakiejś imprezie. Ja byłem na pierwszym roku, a on już kończył. Dużo mi pomagał. Bo nie wszystkie przedmioty mi łatwo wchodziły. Stresowało mnie to, a on mi wszystko na chłodno tłumaczył. On jest taki opanowany i zawsze spokojny. Nawet mogę powiedzieć, że jest trochę flegmatyczny — Max się zaśmiał. Ale jest super, zobaczysz, zresztą sama.
— A ta kobieta, to jego żona?
— Nie. On też jest po rozwodzie. Ma syna, który studiuje tutaj medycynę. Też będzie lekarzem. Bartek jest laryngologiem. Teraz pracujemy razem w klinice. Z Anką są razem od dziesięciu lat. Ale nie są małżeństwem. Nawet nie mieszkają razem. Poznali się w sklepie. Ona tam pracowała, a on przyszedł raz po whisky, bo miał problemy z żoną. A, że jest z tych lekarzy co nie przyjmują prezentów od pacjentów, to tak trafili na siebie. To tak pokrótce — zaśmiał się Max.
— No niezła historia — zamyśliłam się. Chciałam już coś powiedzieć o tym, ale Max powiedział:
— Ale chodźmy już. Zjedziemy po nich na dół — mówił zakładając buty.
Też założyłam buty, moje czarne sandałki na obcasie i poszliśmy. Kiedy wysiadaliśmy z windy, Max obejmował mnie ramieniem trzymając rękę na plecach. Podeszliśmy do gości i przedstawił mnie:
— Witajcie kochani! Poznajcie się. To jest właśnie Anita…
— Hej! Anka jestem — powiedziała energicznie i wesoło. Przerwała Maxowi, przedstawiając się mi sama.
— Hej! — miło mi bardzo! — powiedziałam równie wesoło i z energią w głosie.
Pocałowałyśmy się trzy razy w policzki.
— Cześć. Bartek. W końcu mogę Cię poznać. Miło mi. Max mówił o Tobie, o tym jak się poznaliście. Faktycznie od przyjaciela Maxa bił spokój. Mówił wszystko powoli i ruchy też miał jakby takie spowolnione. Ale sprawiał wrażenie bardzo dobrego i empatycznego człowieka.
— Cześć! — też się bardzo cieszę, że mogę poznać najlepszych przyjaciół Maxa — mówiłam z uśmiechem. Podaliśmy sobie dłonie i pocałowaliśmy się z Bartkiem tak samo jak z Anką, trzy razy w policzki.
— Cześć — Max przywitał Anię z uśmiechem i podali sobie ręce i pocałowali w policzek, tak w powietrzu bardziej, jeden raz.
— Cześć Max! — powiedziała Ania.
— Stary, witaj! — Max uścisnął przyjaciela. Poklepali się po plecach, a Bartek odpowiedział:
— Witaj stary brachu!
— My się całować będziemy później jak nie będziecie patrzyły.
— Tak. Z języczkiem — dodał Max.
Zaśmialiśmy się wszyscy i pojechaliśmy na górę.
Max w windzie i kiedy szliśmy do mieszkania obejmował mnie ramieniem albo prowadził za rękę. Miło mi było, że przy swoim przyjacielu starał się być blisko mnie. Przepuścił nas w drzwiach. Ania weszła pierwsza, ja chciałam Bartka przepuścić przede mną ale powiedział do mnie:
— Nie, nie, lepsze połowy pierwsze.
Weszłam, a za mną Bartek i Max.
Ania zaczęła zdejmować swoje sandałki na koturnie, ale Max powiedział:
— Nie trzeba, wchodźcie, zapraszamy! — uśmiechał się. A mnie się zrobiło niezwykle miło kiedy to powiedział. Poczułam, że Max chce mnie pokazać przyjacielowi, jak kogoś ważnego dla siebie. Otworzył nam drzwi do salonu. Przepuściłam tym razem Bartka, który wszedł za Anką. Goście byli w pokoju, a ja szybko pogładziłam Maxa po klatce piersiowej mówiąc:
— Dziękuję.
Uśmiechnął się i dostałam szybkiego buziaka w policzek. Poszliśmy szybko do salonu. Anka z Bartkiem przynieśli dużą torbę z sushi i wino.
Ania rozglądała się po salonie zachwycona. Nie była tu chyba nigdy. Bartek zachowywał się natomiast jakby tu nie był pierwszy raz.
— Pójdziemy popatrzeć — powiedział do nas, wskazując okno. Ania już tam stała. My wykładaliśmy sushi z torby i układaliśmy w ładnie podanych pudełkach na stole.
— Jasne! — powiedzieliśmy chórem.
– Piwko! — powiedziałam i złapałam Maxa za kolano.
— Jakie piwko? — pytał uśmiechnięty.
— No jak powiesz z kimś to samo w tym samym momencie, to klepiesz tą osobę w kolano i mówisz piwko. I ta osoba stawia Ci piwo. — wyjaśniłam Maxowi.
— Nie ma sprawy, nie tylko piwo mogę Ci postawić — powiedział uśmiechając się i posłał mi dwuznaczne spojrzenie, a mnie zrobiło się w jednej chwili gorąco.
Kiedy Max to powiedział zobaczyłam, że Anka stoi koło mnie i uśmiecha się lekko. Chwilę milczała i poprosiła:
— Anita, przepraszam Cię, pokażesz mi gdzie jest toaleta? — powiedziała takim trochę teatralnym szeptem.
— No jasne! Chodź. — uśmiechnęłam się do niej szczerze.
Pokazałam jej drzwi do łazienki i chciałam iść do salonu ale ona chwyciła mnie za przedramię i powiedziała:
— Słuchaj Anitka, my z Bartkiem się bardzo cieszymy. Byliśmy jakiś czas temu z Maxem w knajpie na Starym Mieście i on opowiadał o Tobie. Że dał Ci swój telefon ale, że chyba się wygłupił, bo nie odzywałaś się, że się pewnie nie odezwiesz, że pewnie kogoś masz. Takie tam. No mówię Ci, przybity był jak gwóźdź! Jak nie on! My go pocieszaliśmy, mówiliśmy, żeby dał Ci trochę czasu i w ogóle. Kurcze super, że napisałaś! Ja czułam, że będzie dobrze! Czułam, że jesteś super babką i się nie myliłam. No dobra idę siku i zaraz wracam do was. Ty idź do chłopaków naszych — uśmiechnęła się i zniknęła w łazience. Nie dała mi nic powiedzieć oprócz szybkich słów:
— Okay, dzięki Ania! — które jej rzuciłam, jak wchodziła do łazienki.
Wróciłam do salonu. Max z Bartkiem stali w salonie, rozmawiali i pili whisky. Kiedy weszłam uśmiechnęli się oboje do mnie i przestali rozmawiać.
— Co tam chłopaki, jesteście głodni? — zapytałam z uśmiechem. Dzięki Bartek, że przynieśliście sushi. Wygląda super. Na pewno też tak smakuje! — powiedziałam żywo.
Podeszłam do Maxa, a on objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie mocno, tak że się zachwiałam i przytrzymałam się łapiąc go w pasie.
Wtedy przyszła Ania i mogliśmy jeść. Chyba wszyscy byliśmy głodni, bo nasi goście nie czekali na żadne zaproszenia do stołu tylko po prostu Bartek powiedział:
— No! To jedzmy moi drodzy.
I ledwo to powiedział już byli za chwilę przy stole. Usiedli plecami do kuchni i przodem do salonu a my naprzeciwko nich. My też rzuciliśmy się do stołu. Max jak zawsze odsunął mi szybko krzesło i pomógł się przysunąć tylko w takim przyspieszonym trochę tempie.
Jedliśmy sushi, piliśmy wino, chłopaki popijali jeszcze whisky i fajnie nam się rozmawiało i spędzało czas.
— Super to mieszkanie, naprawdę — powiedziała Ania.
— Widok z okien to rewelacja, co? — powiedziałam.
— Tak! Niesamowity! — zgodziła się ze mną Ania.
— Ja tu nie byłam — mówiła do mnie. Zawsze jak uda nam się odciągnąć Maxa od pracy, to się spotykamy gdzieś na mieście.
— Często się widujecie? — pytałam.
— Nie coś Ty, raz na dwa miesiące może. Jak pytamy, czy gdzieś wyjdzie z nami, to on ciągle zajęty. Dlatego teraz chcieliśmy Cię poznać i się wprosiliśmy — mówiła Ania uśmiechając się.
— Ja tu czasem Maxowi przyjdę potowarzyszyć, żeby tyle nie pracował tylko pogadał z kumplem — mówił Bartek. No ale teraz będzie na pewno mniej pracował i bardzo dobrze, napracować się jeszcze zdąży.
W ogóle wiesz, my znamy waszą historię i cieszę się, że napisałaś do Maxa.
— Tak… Bartuś ja już mówiłam Anitce, że my wiemy wszystko od początku. Ale ja wiedziałam, że napiszesz — zwróciła się do mnie.
— Wiecie, ja się zastanawiałam co napisać, stresowałam się, żeby to dobrze wszystko wyszło. Dwa tygodnie się chyba zbierałam… — opowiadałam.
Ale nie mogłabym nie napisać, bo mi Max zawrócił w głowie.
— A ja tu się już bałem, że nie napiszesz… — mówił Max. Na szczęście oni mnie pocieszali, kazali mi się nie załamywać, że na pewno napiszesz. I mieli rację. — uśmiechnął się.
— Anitka! — powiedziała w pewnym momencie Ania, wpychając sobie krążek sushi do ust — chcę wznieść toast za badania kontrolne. Jak widać, jeszcze jeden powód, dla którego warto się badać.
— Tak! Zdecydowanie! — powiedziałam z uśmiechem.
— Za dobre decyzje lekarzy — dodał Bartek.
— Za dobre decyzje pacjentek! — powiedział Max radośnie i spojrzał na mnie z blaskiem w oku.
Wypiliśmy za to i Bartek powiedział swoim powolnym, spokojnym sposobem mówienia:
— Ale wiesz Max… Jakby tak się nad tym dłużej zastanowić, to Ty jesteś jednak cham i prostak! Żeby tak od razu, na pierwszym spotkaniu kazać się dziewczynie rozbierać?! — udawał oburzenie Bartek.
Śmialiśmy się wszyscy. Kiedy przestaliśmy, on dodał jeszcze poważnie, powoli ze spokojem w głosie:
— Anita, słuchaj, bardzo dobrze, że Ty napisałaś do niego. W innym przypadku on by dalej siedział na tym swoim portalu randkowym jestem wierny ale zboczony pe el.
I znowu nas rozbawił. A ja dodałam tylko:
— Bartek, ale wiesz co? Tam też byśmy mogli się z Maxem poznać — powiedziałam rozbawiona. Śmialiśmy się wszyscy.
— No tak, przeznaczenia nie oszukasz — podsumował Bartek.
Fajny był. Od razu znaleźliśmy porozumienie. Miał podobne poczucie humoru do mojego. Rozumieliśmy się. Ankę też polubiłam. Wydała mi się szczera. Oboje pasowali do siebie. Cieszyłam się, że Max ma takich przyjaciół. Wieczór minął naprawdę super. Wyluzowaliśmy się i dobrze bawiliśmy.
Kiedy Bartek z Anią wychodzili, było po 2.00 w nocy. Byliśmy z Maxem padnięci. Umyliśmy się szybko i padliśmy na łóżko.
Rozdział 5
Obudził mnie odgłos, jaki Max wydawał leżąc i przeciągając się. Przez chwilę nie wiedziałam, co się działo. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego naśladując jego odgłos, który mnie obudził i powiedziałam:
— Cześć niedźwiedziu — dałam mu długiego buziaka w usta. A on się zaśmiał lekko i przykrył kołdrą.
— Wracam do jaskini — słyszałam go spod kołdry.
Po chwili poczułam, że ściąga moje majtki, jedne z tych, które mi kupił, żebym miała u niego. Wybrał takie, które ja też lubiłam, koronkowe. Było ich chyba ze dwadzieścia par, w różnych fasonach i kolorach.
Pomogłam mu, wydostając z nich nogi uważając, żeby go nie uderzyć kolanem.
Całował mój brzuch, dłońmi pieścił biodra i uda, a językiem przesuwał po łechtaczce i okolicach pochwy, lizał mnie z dołu do góry i z góry do dołu. Raz zasysał samą łechtaczkę, a raz całe lub część warg sromowych. Później lizał znowu z dołu do góry i z góry do dołu. Kiedy zaczął kręcić szybkie kółka językiem i lizać mnie zygzakiem coraz szybciej, na przemian z zasysaniem łechtaczki, ogarnęła mnie fala rozkoszy, która dotarła we wszystkie miejsca w moim ciele. Wydałam z siebie długi, głośny jęk, a chwilę po nim głośno i przeciągle wykrzyczałam jego imię. Sprawca tej mojej niespodziewanej, porannej rozkoszy lizał delikatnie mój wzgórek łonowy i całował brzuch. Na pulsującej pochwie czułam jego szyję. Cały czas, kiedy on się tak mną zajmował, wplatałam mu palce we włosy. Całował mój brzuch coraz wyżej jednocześnie trzymając mnie za biodra. Lizał koniuszkiem języka i lekko ssał moje sutki. Przeszedł wyżej całując moją szyję. Dłońmi lekko dotykał moją twarz i przeczesywał włosy patrząc na mnie uszczęśliwionym wzrokiem.
Ja gładziłam go lekko po ramionach.
— Max, ja pierdzielę, masz zdolności językowe!
— Podobało Ci się? — zapytał uszczęśliwiony.
— Bardzo! Było cudownie! Te kółeczka i zygzaki to było coś niesamowitego!
Poszłam do łazienki i zawołałam Maxa:
— Misiek! Chodź coś zobacz!
Parsknęłam kiedy przyleciał do łazienki. Oboje śmialiśmy się z naszych potarganych fryzur. Powiedziałam do niego:
— Wyglądamy, wiesz co… jakbyśmy byli jakimiś szalonymi chemikami — śmialiśmy się.
Faktycznie tak właśnie wyglądaliśmy.
Max patrzył na mnie z uśmiechem kiedy palcami dłoni układał mi fryzurę. Zostawił ją lekko zwichrowaną. Ja też starałam się poprawić mu włosy.
Patrzyliśmy na siebie trzymając w dłoniach nasze twarze. To było takie intymne przeżycie. Nic nie mówiliśmy dłuższą chwilę. Widziałam w jego błyszczących oczach szczęście i czułam się błogo i bezpiecznie.
Przerwał nam, dzwoniący w sypialni, telefon Maxa.
— Idź, odbierz — powiedziałam uśmiechnięta i zapatrzona w niego. Dał mi buziaka w usta i poszedł.
Mówił coś po niemiecku. Szło mu to tak płynnie jakby był doktorem z alpejskiej wioski.
Wyjrzałam z łazienki, a on już siedział przy komputerze.
Byłam dumna z niego, że robił coś tak znaczącego dla medycyny, dla ludzi. To było takie szlachetne. Bardzo pociągało mnie to, że był taki mądry.
Umyłam się i pomalowałam. Max siedział przy komputerze ze skupioną, poważną miną. Dłoń trzymał na myszce. Podniecał mnie ten wyraz jego twarzy. Był taki oddany temu co robił. Wkładał w te badania całego siebie, wszystkie myśli i całą swoją wiedzę. Chciał jak najlepiej to przekazać. A nie były to proste rzeczy tylko bardzo już skomplikowane, szczegółowe fachowe badania i to na dodatek pisane po angielsku.
Kiedy wyszłam w ręczniku stanęłam koło niego. Spojrzał na mnie ze skupieniem, poważnie i przenikająco. Ta mina była taka seksowna. Był taki władczy. Stałam koło niego. On odkręcił się na krześle w moją stronę, a ja stanęłam tak, aby moja noga znalazła się między jego nogami. Lekko i powoli zaczęłam podnosić ją i z powrotem stawiać na podłodze, ocierając nią o jego krocze. Oparłam się dłońmi o jego ramiona. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Jego wzrok był skupiony, pełen ognia i pożądania. Zbliżyłam usta do jego ucha. Wargami zaciskałam lekko jego brzegi. Czubkiem języka przesuwałam po nich.
— Max — wyszeptałam mu przeciągle do ucha zniżając głos — podniecasz mnie — mówiłam wolno do jego ucha.
On chwycił mnie nagle w pasie, ściągnął ręcznik i ścisnął moje pośladki i całował piersi. Zaczął rozbierać się w pośpiechu. Zdjął biały t- shirt, w którym spał, a ja ściągnęłam z niego szare luźne bokserki. Czułam palące mnie od środka gorąco. Oboje bardzo siebie pragnęliśmy, tej naszej bliskości ciał i energii.
Położył mnie na łóżko, wyciągnął z szafki fioletowy kwadracik. Rozerwał go i pomogłam mu założyć prezerwatywę, rozwijając ją do końca. To mnie rozpalało jeszcze bardziej.
Max klęczał między moimi nogami. To był piękny widok, kiedy był nade mną blisko. Patrzył na mnie cały czas skupionym i poważnym wzrokiem.
Oplotłam go jedną nogą za pośladki, a drugą miałam zgiętą i opartą o łóżko. Przyciągnęłam go do siebie nogą tak mocno jak tylko zdołałam, a drugą zgiętą przycisnęłam do boku jego ciała. Poczułam go w sobie i zapaliłam się jeszcze bardziej, zaczęłam wzdychać, a on poruszał się we mnie najpierw wolno, a później stopniowo przyspieszając. Ja poruszałam się w rytmie jego posunięć. Oboje dostosowaliśmy nasze ruchy do siebie i poruszaliśmy się razem w tym samym rytmie.
Jedną ręką obejmowałam go za szyję, a drugą przesuwałam po plecach, wbijając w nie lekko palce.
Poruszaliśmy się rytmicznie, coraz to szybciej i mocniej. Nasze jęki stawały się coraz głośniejsze aż krzyknęłam na koniec głośno w rozlewającej się we mnie długiej ekstazie, a Max wydał z siebie, z rozkoszy, dziki ryk.
Byliśmy wycieńczeni. Max padł na łóżko i leżał na plecach i mocno dyszał. Ja leżałam na boku przy nim z nogą na jego nogach i z ręką na jego ramieniu. On przytulał mnie jedną ręką trzymając w pasie na brzuchu. A drugą, która była pod moją szyją gładził moje włosy.
— Kocham Cię — powiedział poważnie — Od samego początku. Patrzył mi prosto w oczy i był taki szczęśliwy.
Ścisnęło mnie w żołądku, zrobiło mi się gorąco. Położyłam się na nim na brzuchu. Dłonie wplotłam w jego ręce i trzymaliśmy je na wysokości jego głowy. Nasze twarze były przy sobie.
— Wiem, że to brzmi niemożliwie, bo najpierw jest zakochanie, a później miłość. Ale Anita, ja naprawdę czuję, że zakochałem się w Tobie i kocham Cię od tego samego momentu. Od pierwszej chwili.
— Max… dla serca nic nie jest niemożliwie — uśmiechnęłam się i pocałowałam go — Ja czuję tak samo. Teraz to wiem, że my od pierwszego ułamka sekundy się pokochaliśmy — mówiłam szczęśliwa i zobaczyłam w oczach Maxa, które śmiały się do mnie, łzy szczęścia.
Przewrócił mnie na plecy i całował. W ogóle nie chciało nam się wychodzić z łóżka. Właściwie to zapomnieliśmy o całym świecie. Było cudownie. Przytulaliśmy się i patrzyliśmy sobie w oczy. Uwielbialiśmy to oboje. Uwielbialiśmy kochać się ostrzej i łagodniej, spokojniej. Każdy sposób był wyjątkowy, bo byliśmy razem, tak blisko jak tylko można było być. Byliśmy już chyba od siebie i tej bliskości uzależnieni.
Zgłodnieliśmy w końcu. Max zamówił jedzenie z restauracji. Jedliśmy w łóżku wielkie burgery.
— Misiek, dupa mi urośnie.
— Nie ma szans, spalimy — Max mrugnął do mnie wgryzając się w burgera, a jego oczy błyszczały, śmiały się i wpatrywały we mnie znacząco. Zresztą ja Twoją dupę uwielbiam — powiedział żywo z uśmiechem.
— Dzięki — odpowiedziałam wgryzając się w swoją bułkę.
Zjedliśmy, wypiliśmy sok pomarańczowy i postanowiliśmy się przejść na spacer.
Pojechaliśmy nad Odrę. Chwilę posiedzieliśmy na ławce przy jednym z zabytkowych mostów i poszliśmy dalej. Łaziliśmy tak koło katedry i dalej wąskimi, starymi uliczkami, gdzie nie było już ludzi. Wyglądaliśmy jak zakochana para. I tak było. Byliśmy zakochani w sobie i od siebie uzależnieni. Nasza obecność dodawała nam energii, elektryzowała nasz świat, dawała nam szczęście. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem.
Kiedy szliśmy, Max obejmował mnie kładąc mi rękę na ramieniu. Gadaliśmy, śmialiśmy się.
Byliśmy też uzależnieni od naszej wspólnej bliskości fizycznej. Bardzo działaliśmy na siebie. To było tak silne, że aż trudne do pohamowania. Poczuliśmy to w tamtej chwili właśnie, idąc boczną uliczką.
— Chcę się z Tobą kochać — powiedział powoli, zniżonym, aksamitnym głosem do mojego ucha i spojrzał na mnie wymownie i poważnie.
— Teraz? — zapytałam i już czułam, że jestem gotowa. Czułam gorąco w całym ciele, ucisk w podbrzuszu i mokro między nogami. Szumiało mi w uszach i kręciło się mi w głowie.
— Teraz — powiedział zdecydowanie, a mnie ta stanowczość jeszcze bardziej rozpaliła. Pociągnął mnie za rękę w jakieś zakamarki uliczki i oparł o mur gdzie była wnęka, a przed nią rosło drzewo i krzak.
Rozejrzał się, czy nikogo nie było. Miałam na sobie luźną sukienkę, którą wczoraj do niego przyniosłam razem z innymi ciuchami. Podniósł ją do góry, zsunął moje koronkowe, białe majtki, które zdjęłam i schowałam szybko do małej torebki. Równie szybko rozpiął swoje jasno brązowe spodnie. Wyjął z kieszeni fioletowy kwadracik, rozerwał go, zsunął spodnie i bokserki. błyskawicznie założył prezerwatywę. Pomogłam mu to zrobić, co nas jeszcze bardziej rozpaliło. Trzymałam go za pośladki, a on wszedł we mnie gładko i zaczął wykonywać szybkie pchnięcia przypierając mnie do muru, tak że opierałam się o niego łopatkami. Pieścił moje piersi wkładając jedną rękę pod sukienkę i pod stanik. Drugą ręką podtrzymywał moją nogę, która była lekko podniesiona.
O kurwancka, zejebiście — myślałam. Byłam rozpalona do granic. Wbijałam mu palce w pośladki mocno je ściskając. Kiedy zaczęłam jęczeć, Max zatkał mi usta swoimi ustami. Posuwał mnie szybkimi pchnięciami przytrzymując mocno za plecy i nogę żebym nie osunęła się. Doszliśmy oboje w tym samym czasie. Moja pochwa pulsowała i zaciskała się na jego penisie. Kręciło mi się w głowie i serce mi waliło. Max wyszedł ze mnie, ściągnął prezerwatywę, i którą ja zawinęłam w chusteczkę higieniczną i schowałam do torebki, z której wydobyłam majtki i je założyłam. Max zaciągnął majtki i spodnie z powrotem. Poprawił białą koszulę z krótkim rękawem. Poprawił mi sukienkę, włosy, otrzepał sukienkę na plecach.
— Cholera Miśka, przepraszam. — przytulił mnie do siebie mocno.
– Misiek za co Ty mnie przepraszasz, było niesamowicie! — powiedziałam w pełni zaspokojona i szczęśliwa z tej bliskości z nim.
— Tak. Mnie też i było cudownie, bo Ty jesteś cudowna. Ale Kochanie… Ja Ci zdarłem całe plecy. Nie bolą Cię? — mówił wystraszony.
Kochanie, powiedział. Serce mi tak zabiło mocno jak nigdy. Wiem kochał mnie, mówił to i czułam to, ale nie nazywał mnie tak. Teraz jak to powiedział, to tak jakby chwycił mnie za samo serce. I to było cudowne uczucie.
— Kochanie powiedziałeś, to takie miłe, nie czuję nawet pleców, tylko czuję jak biją nam serca.
— Chodź ja Ci to opatrzę, mam apteczkę w samochodzie — objął mnie w pasie i poszliśmy.
A ja powiedziałam:
— Dobrze Panie doktorze.
Zaśmialiśmy się oboje.
Zasyczałam siedząc w samochodzie odwrócona do Maxa, kiedy on przykładał mi jakiś mokry gazik do pleców, nasączony czymś. Musiałam zdjąć sukienkę ale szyby były na szczęście przyciemniane, to przynajmniej z boku nie było mnie widać. Kiedy ją ściągałam, zobaczyłam, że poprzecierała się całkiem na wysokości łopatek.
— Jezu, Miśka, ale Cię załatwiłem… — powiedział mój prywatny lekarz.
— No trudno Panie doktorze, będzie teraz Pan mnie leczył — odparłam zadowolona.
— Będę Panią całował — odpowiedział.
— Po plecach?
— Też — odparł z uśmiechem, opatrując delikatnie ale zdecydowaną ręką, moje otarcia. A ja poczułam ścisk w żołądku i napływające ciepło.
Pojechaliśmy i sunęliśmy przez miasto słuchając muzyki. Nagle Max skręcił pod Galerię Dominikańską i zaparkował przy niej na parkingu.
— Proszę poczekaj na mnie chwilę, ja tylko coś muszę załatwić i wracam — pocałował mnie w usta i pobiegł szybko do wejścia do galerii.
Ja zaskoczona nawet nie zdążyłam zapytać o co chodzi. Zadzwoniłam do Karo.
– No hej kochana, co tam? Jak doktor? — pytała.
— A no właśnie łazimy po mieście i czekam na niego bo poleciał do Galerii, chyba siku. — zaśmiałam się.
Opowiedziałam jej, jak Max wziął mnie pod murem w bocznej uliczce. A ona się zaśmiała i powiedziała:
— No nieźle kochana! To ja widzę, że trafił swój na swego! — mówiła wesoło.
— Tak! Bardzo jestem szczęśliwa, wiesz…
— Cieszę się, naprawdę! Mówiłam Ci, że jeszcze przyjdzie moment i się zakochasz w kimś normalnym.
— Pamiętam. Nie wierzyłam Ci wtedy. Ale miałaś rację. No a wy jak tam? Pakujecie się już na wyjazd? – zapytałam.
— Tak pomału. Ale Kamil, to chyba ostatni raz jedzie z nami, bo już marudzi, czy musi jechać.
— No tak… Taki wiek. Karo Kochana, kończę. Bawcie się dobrze na urlopie. Buziaki!
— Dzięki! Jak wrócimy, to się spotkamy w weekend. W czwórkę! Musimy koniecznie poznać doktora!
— Okay — powiedziałam uśmiechnięta i rozłączyłam się.
Chowałam telefon do torebki i zobaczyłam, że Max wraca i niesie jakąś papierową torbę. Pomyślałam, że może kupił jakieś jedzenie na wynos i że chodzi w bardzo seksowny sposób. Działał na mnie bardzo, tym jak się poruszał.
Wsiadł do samochodu lekko zdyszany.
— Proszę, to dla Ciebie — zadowolony podał mi torebkę, a ja zdziwiona wyciągnęłam z niej czarną, lekko połyskującą na srebrno, krótką, wąską, wciętą w tali sukienkę bez rękawów.
Trzymałam ją w górze przed sobą uśmiechnięta i wzruszona, że Max mi ją kupił, bo moja się mocno przedarła w kilku miejscach.
– Dziękuję… — Patrzyłam na niego oczami pełnymi szczęścia i wzruszenia. A on patrzył na mnie i oczy mu się cieszyły, błyszczały jak jeziora w słońcu. Uśmiechając się powiedział:
— Ładna? Nie bardzo znam się na ubraniach dla kobiet, ale lepsza taka jak podarta, tak myślę. Podoba Ci się?
— Jasne! Dzięki! Jest super! Będę ją nosić tylko z Tobą — mówiłam szczęśliwa, a on wskazał na swoje usta palcem lekko je wydymając. Popukał w nie kilka razy.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam go mocno.
Całowaliśmy się, a on mi zaczął ściągać sukienkę.
— Max, tutaj? — zapytałam zdziwiona przerywając mu
– Nie — zaśmiał się. Zapraszam Cię na kolację. Przebierz się — dodał.
— Aaa okay — powiedziałam trochę zawstydzona, spuszczając wzrok i uśmiechając się lekko.
Zdjęłam sukienkę i założyłam nową, którą kupił mi Max.
– Chociaż moglibyśmy i tutaj… — powiedział rozpalonym wzrokiem, a mnie zrobiło się w jednej chwili gorąco i serce mi zabiło szybciej. Przysunął się do mnie. Całowaliśmy się. Uwielbiałam jego pocałunki. Kiedy czułam jego język i mogłam dotykać go swoim, to było mi cudowne. Przepełniała mnie euforia. Trzymał moją twarz w dłoniach, a ja jego za przedramiona.
Spojrzał na mnie błyszczącymi oczami i zapytał wesoło:
— To co? Idziemy?
— Jasne, idziemy, tylko wygramolę się w tej krótkiej mini, żeby majtek nie było mi widać — mówiłam wychodząc z samochodu.
Tak wolno mi szło to wychodzenie, że Max zdążył znaleźć się przy moich drzwiach podając mi z uśmiechem rękę. Pomógł mi wyjść, a ja stając poprawiłam sukienkę obciągając ją do dołu.
— Chyba za krótka, co? — patrzyłam na swoje odsłonięte nogi aż wysoko do ud i na zadowolonego Maxa wpatrującego się też w te same miejsca co ja.
Obróciłam się jeszcze tyłem do niego i zapytałam:
— Może być?
Nie usłyszałam, żeby coś powiedział, więc chciałam powtórzyć pytanie i spojrzałam na niego przez ramię:
Zobaczyłam, że opiera się ręką o otwarte drzwi samochodu i gapi się na mnie jakby mu się objawiła przed nim co najmniej jakaś miss universum. Odwróciłam się i też gapiłam się na niego dłuższą chwilę. Jeeezuuu jak on seksownie stał przy tych drzwiach! Aż mi się żołądek ściskał i gorąco zalało moje ciało.
— Misiek? Może być? — zapytałam jeszcze raz.
– Wyglądasz… zniewalająco – powiedział cicho.
Przeszłam krok dalej, żeby mógł zamknąć drzwi.
Poszliśmy w stronę starówki. Usiedliśmy w jednym z ogródków w bocznej uliczce. Fajnie był urządzony, tak przytulnie. Siedziska były zrobione z palet i drewnianych skrzynek pomalowanych na biało. Na nich leżały czerwone, fioletowe i różowe poduszki. Wisiały girlandy z kulistymi lampkami.
– Fajny klimat– powiedziałam rozglądając się.
— Bardzo — zgodził się Max.
Zamówiliśmy pierogi i piwo. Zapomnieliśmy, że Max przecież prowadzi. Ale już było za późno, bo zdążyliśmy już zjeść. Każdy też wypił, prawie do połowy, swoje duże piwo. Ja piłam piwo z cytryną, bo nie wydawało mi się gorzkie wtedy i miało dobry smak.
Gadaliśmy sobie tak w najlepsze. Max opowiadał, że nie gotował nigdy. Że umie zrobić tylko jajecznicę i jajko sadzone. Ja dodałam, że wodę jeszcze umie gotować. I krew w moich żyłach. Na co oboje się zgodziliśmy, że to wystarczy.
Ja mu opowiadałam, że wcześniej nie lubiłam gotować, bo nikt tego nie doceniał. Dopiero niedawno to polubiłam gotując dla samej siebie. Opowiadałam o Karolinie, i że jak ich zaprosiłam, to im moje gołąbki bardzo smakowały. Powiedział, że musimy się spotkać wszyscy, na co ja mu powiedziałam, że Karo powiedziała dokładnie to samo. Ale, że to jak wrócą z wyjazdu w góry. Opowiadał, co lubi jeść. Okazało się, że jest wszystko żerny jak ja. Tylko nie lubi wątróbki i tego typu rzeczy, co już wiedziałam. Na myśl o wątróbce oboje się skrzywiliśmy.
Ja mu opowiedziałam, że lubię golonkę i tą skórkę. Opowiedziałam mu, jak raz poszłam z kolegą gejem, żeby Max nie myślał, że to była randka, do restauracji i ja zamówiłam golonkę i piwo, a ten kolega sałatkę i herbatę, nie mówiąc co będzie dla kogo. Kelner postawił nam nasze talerze odwrotnie. Opowiadałam:
— … i ja mówię: nie, nie, to odwrotnie! A kelner, popatrzył na mnie i powiedział: tak, oczywiście, przepraszam bardzo.
Max się zaśmiał.
I tak sobie siedzieliśmy w najlepsze dopijając piwo. On rozparty na tych poduszkach, ja obok niego. Max nawet podniósł kufel do góry i powiedział:
— Nasze zdrowie! Ja stuknęłam moim kuflem w jego i też powiedziałam:
— Tak, nasze zdrowie! — i tak z tym kuflem w powietrzu zastygłam i powiedziałam:
— Holender ciasny! Przecież Ty prowadzisz, a my piwo wypiliśmy.
— O cholera, no faktycznie… Zapomniałem — śmiał się.
– Ja też zapomniałam. Co teraz? Idziemy na tramwaj — zdecydowałam.
— To przez Ciebie — śmiał się Max.
— Jak to? Ja to jestem niewinna! — i lekko pchnęłam go ręką i dłonią złożoną w pieść, w ramię.
— Oj no bardzo! — Prychnął i śmiał się.
— Co może nie? – udawałam obrażoną.
— Nie! — Odpowiedział Max przybliżając twarz do mojej twarzy i uśmiechając się do mnie. Patrzył błyszczącymi oczami.
— To przez Ciebie. Bo jak Ciebie nie ma, to jestem zupełnie i w stu procentach grzeczna.
— Wierzę — odparł zadowolony.
Poszliśmy jeszcze do toalety w środku. Lokal w środku też był przytulny i światła były przygaszone.
Lubiłam takie miejsca z klimatem. Maxowi też się podobał, ale powiedział, że zna lepszy, że mnie tam zabierze.
Oczywiście nie w tamtej chwili miał mnie tam zabrać, bo zrobiła się już późna godzina. Trzeba było wracać. Wstawał o 5.30, żeby po 6.00 być już w szpitalu.