Uderzył mnie! Znowu! I znowu na oczach innych! Który to już raz?! Przestałam liczyć. Jednak tym razem mam już dość. Przecież ja nie muszę tego znosić!
Wybiegłam z pubu jak oparzona. Było mi wstyd i ucieczka była jedynym wyjściem, jakie w tej sytuacji przyszło mi do głowy. Nie ważne, że ktoś sobie coś pomyśli! Mam to gdzieś czy uznają mnie za ofiarę, bo mnie bije czy za ofiarę losu, bo na to pozwalam!.
W głowie kołatały mi się miliony myśli. …. Już nie dam rady. Już nie mogę słuchać, że jestem szmatą i dziwką i kulić się przed jego pięścią. Słyszeć, że ciągle robię źle, że nic nie umiem, głupio mówię i tak samo wyglądam. I nie nadstawię już więcej policzka!
Tylko, co teraz? Gdzie mam iść? Przecież prawie nikogo tu nie mam i to za nim przecież przyjechałam tu po studiach. To on był tym wymarzonym i jedynym! Co mam zrobić?
Dlaczego? Jak to się stało, że doszliśmy do takiego etapu? W którym momencie powinno mi się zapalić w głowie czerwone światło? Przecież było tak cudownie! Najpierw, zaraz po studiach, wspólne mieszkanie, choć jego mama była przeciwna od samego początku. Już wtedy usłyszałam, że nie wychowała synusia na „takiego” co się za wsiową dziadówkę ma łapać… Ale nas to nie obchodziło. Ignorowałam ją, bo to nie z nią chciałam żyć. Nawet termin ślubu już zarezerwowaliśmy. I nagle, chyba właśnie, kiedy zgodziłam się być jego żoną, zaczęłam być tą złą, leniem i nierobem a potem były już, co raz mniej wyszukane wyzwiska… I zaczęło się szturchanie i bicie. To chyba właśnie wtedy zaczęło być inaczej, kiedy powiedziałam, że za niego wyjdę, że kocham go nad życie. Poczuł władzę i pewność? Tyle razy Hania mówiła mi, żebym dała sobie spokój, dlaczego pozwalam mu na to, i skoro teraz jest taki to, co będzie później. Nie raz była świadkiem mojego wstydu. Pogubiłam się w tym wszystkim. Myślałam, że jeśli to JA się zmienię będzie lepszy, że to moja wina, że powinnam bardziej uważać na to co robię czy mówię. Innym razem wmawiałam sobie, że go zmienię, że będzie inny po ślubie bo przecież w przysiędze małżeńskiej są słowa o szacunku… Nie wiem, na co liczyłam. Ale już nie wytrzymam.
Właśnie! — to ona przecież powiedziała, że zawsze mi pomoże. Przyjaźnimy się od początku mojej pracy tutaj.
Mam tutaj właśnie ją — Hankę. I chyba dziś skorzystam, to był właśnie ten jeden raz za dużo, chyba już nic się nie zmieni i chyba pora uciekać.
Wbiegłam do naszego mieszkania. A właściwie do mieszkania, które kupiła jego matka dla nas… więc wg niej to w sumie tylko jego mieszkanie. Chciałam jak najszybciej spakować swoje rzeczy i zostawić to wszystko za sobą. Zostawić to wszystko, co zainwestowałam w ten związek, bo już nie było warto robić tego dalej. Już wiem, że to nie ma sensu. On się nie zmieni bez względu na to jak bardzo ja bym tego chciała. To były mrzonki zakochanej dziewczyny!
On nigdy nie spieszył się z pubu. Siedział teraz tam pewnie z miną dumnego pawia i cieszył z tego jak to pogonił szmatę do domu. Tak właśnie zazwyczaj do mnie mówił, kiedy coś nagle zmieniało jego nastrój na gorszy.
Dlatego wiedziałam, że mam trochę czasu. Chciałam to zrobić szybko jeszcze z innego powodu… wiedziałam, że jak wróci zanim wyjdę — będzie jeszcze gorzej. Krzyki, wyzwiska i bicie….
Jest dwudziesta trzecia. Mam nadzieję, że Hania mnie zrozumie, jeśli do niej się zwrócę. Jeśli nie odbierze to nie wiem, chyba pojadę do jakiegoś hotelu. Jakieś pieniądze mam.
— Haniu. Tu Magda. Mogę do ciebie przyjechać? Dawno mnie namawiałaś i … chyba właśnie to robię. Pakuję się. On został w pubie. Zmieszał mnie z błotem i uderzył, bo zatańczyłam z kolegą.
— Nie musiałaś nawet dzwonić. Po prostu zbieraj się stamtąd.
Zapakowałam cztery reklamówki. Nie było czasu na dokładne pakowanie, wrzucałam wszystko jak leci. Ciuchy i parę drobiazgów i nagle mieszkanie wyglądało jakby mnie tu nigdy nie było. Dziwne uczucie. A jednak zostawiam za sobą dwa lata wspólnego życia. I kilka wcześniej zanim zdecydowaliśmy się razem zamieszkać. Dwa lata życia w czterech reklamówkach. Do tego podbite oko i kiepskie perspektywy. Niezły bilans. To nie jest łatwe.
Czuję jak w środku wszystko się we mnie trzęsie i czuję ogromny strach. Ale nie mam wyjścia. Jeśli tak ma wyglądać moja przyszłość z nim to nie chcę takiej przyszłości. Dla niego wystarczy, że się do kogoś uśmiechnę, powiem coś miłego, posiedzę z kimś dłużej niż on by sobie tego życzył…
Zamówiłam taksówkę. Stojąc pod blokiem zauważyłam w oknie sąsiadkę z piętra niżej. Pewnie pakując się robiłam dużo szumu. No cóż, plotkarze będą mieli, o czym rozmawiać. Ale co mnie to obchodzi, tym bardziej, że w sumie mają rację. Ale odruchowo na wszelki wypadek przeszłam pod drzwi kolejnej klatki, żebym nie musiała jej widzieć.
Nareszcie podjechała taksówka. Te kilka minut czekania to był dodatkowy stres. Podałam taksówkarzowi adres Hani. Za 20 minut będę mogła uspokoić się i wszystko z siebie wyrzucić. Siedząc już w taksówce, jakieś 200 metrów od bloku zauważyłam chwiejącego się na nogach Artura. O Boże! Tak niewiele brakowało! Ale zdążyłam. Udało mi się! Mimowolnie skuliłam się na tylnym siedzeniu. Widziałam jak taksówkarz zerka na mnie w lusterku. Nic dziwnego. Makijaż miałam rozmazany na całej twarzy i częściowo na bluzce i dodatkowo widoczny był już siniak wokół oka. On też wiedział, co się dzieje, słowa nie były potrzebne.
Dojechałam do domu Hani, która czekała już na mnie przed domem. Pomogła mi nieść moje rzeczy, choć wcale nie było ich wiele. Ale ja opadałam już z sił. Hanka mocno mnie przytuliła.
Mieszkała razem z bratem w starym ale pięknym domu na przedmieściu. Ich rodzice mieszkali od wielu lat w Anglii i dom był pod opieką Hani i Tomka.
Rzuciłam swoje rzeczy zaraz za drzwiami.
— Zrobię nam mocnej kawy i nie myśl, że pozwolę ci się nad sobą użalać. — Hanka zawsze była twarda i nie wiem czy było cokolwiek, co mogło wyprowadzić ją z równowagi.
Usiadłam w gościnnym pokoju a Hanka zajęła strategiczne miejsce naprzeciwko mnie.
— W końcu dziewczyno zrobiłaś to, co powinnaś była zrobić już dawno. Wybacz mi, ale ja nie mam zamiaru wmawiać ci, jaka jesteś biedna, i takie tam tratatata. I tak miałaś anielską cierpliwość. On jest nienormalny. To psychol, który powinien się leczyć i którego trzeba odizolować od normalnych ludzi. Chyba wiesz, że kiedyś mogłoby dojść do tego, że wylądowałabyś w szpitalu albo nie daj Boże na cmentarzu…
Mój wybuch płaczu pewnie obudzi całą dzielnicę, ale wiem, że Hance zależy na tym, żeby było normalnie, żebym szybko stanęła na nogi i postarała się to teraz poukładać. Bo przecież tego chciałam, najzwyczajniej w świecie chciałam świętego spokoju. A jej słowa nie miały mnie zranić tylko pomóc.
— Tak naprawdę to ciężko było mi zaakceptować, że ktoś taki jak ty, taki dobry, pracowity człowiek, z dobrym wykształceniem, może być z takim dupkiem. Przecież ty możesz mieć co tylko chcesz i żyć tak jak chcesz. Masz do tego prawo. Może na początku było wszystko w porządku, owszem jest bardzo przystojny, wykształcony, choć w jego przypadku to chyba jakaś bujda, ale powinnaś kopnąć go w ten zapijaczony tyłek, kiedy pierwszy raz podniósł na ciebie rękę. Nie potrafię znaleźć żadnego wytłumaczenia — jak można kogoś uderzyć? Damski bokser! Popapraniec z kompleksami! Magda — dobrze, że tu jesteś!
— To się nie zdarzało, kiedy był trzeźwy — zaczęłam szukać usprawiedliwienia, choć chyba bardziej dla siebie.
— Ale wytłumaczenie! Zrozum — on ciebie nie szanował i cieszę się, że odeszłaś i szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie wrócisz już do niego. Prawda? Powiedz proszę, że tego nigdy nie zrobisz! Żeby nawet przyszedł do Ciebie na kolanach, powinnaś wiedzieć, że on się nie zmieni! Będzie dobrze przez tydzień, może dwa a potem znowu ci przyłoży. Cieszę się, że nie macie dzieci, bo wtedy… nie wiem, ale tak przynajmniej masz jasną sytuację. Postaw na tym już krzyżyk. Przeżyłaś z nim dużo, ale sama widzisz, co z tego masz! Głównie siniaki! I jeszcze zdeptane poczucie własnej wartości!
— Haniu, to nie jest takie proste. Ja już nie chcę być z Arturem, z tym Arturem, który jest teraz, ale zrozum, że byłam z nim tyle czasu i tak nagle … zostałam sama, chociaż z własnej woli. Czuję się taka bezradna. I nie wiem, czego bardziej się boję, Artura czy tego, że nie dam sobie rady sama.
— Chyba żartujesz? Ty nie dasz sobie rady? Proszę cię! Poza tym masz mnie, więc chyba chcesz mnie obrazić.
Hanka nie mówiła tego wszystkiego złośliwie. Wiem, że chciała mi po prostu dać do zrozumienia, że cieszy się z tego, co zrobiłam, że to dobry krok i że nie powinnam mieć nadziei na normalny dom z Arturem, bo takiego nigdy nie będzie.
— I ta jego mamuśka. — Hanka najwyraźniej nakręciła się — Pamiętasz, kiedy chorowałaś i chodziłaś po domu w szlafroku przez tydzień — ledwo żywa. Pamiętasz, co ci powiedziała! Że powinnaś o siebie zadbać, bo nie zdziwi się, jeśli Arturek znajdzie sobie inną skoro ty wyglądasz … jak ona to powiedziała — wymiędlona — właśnie tak. Stare próchno! A jak obraziła się, kiedy na prezent kupiłaś jej ten drogi krem pod oczy! Przecież ona nie ma zmarszczek — gówno prawda! Ok. Magda, rozchodziłam się, wiem… ale naprawdę jestem z ciebie dumna. — Hanka przytuliła mnie mocno i w końcu poczułam, że komuś na mnie zależy. — po prostu nie wiem jak mogłaś tyle czasu to znosić. Jak mogłaś dać sobie wejść aż tak na głowę? I dlatego dobrze, że jesteś tutaj. I możesz tu być tak długo jak tylko chcesz. Chodź, pokażę Ci gdzie będziesz mieszkać — Hania uśmiechnęła się do mnie mówiąc to.
Wychodząc z pokoju, zauważyłyśmy, że Tomek też nie spał. Ale wstyd! Musiał wszystko słyszeć. Pomyśli sobie, że jego siostra prowadzi przytułek dla niezaradnych życiowo. Słyszał pewnie każde jej słowo, bo ja nie miałam już siły żeby zbyt wiele mówić. No ale cóż! Dobrze, że jutro niedziela… Będę miała chwilę, żeby się uspokoić.
Przebudziłam się dopiero ok. dziesiątej. Wszystko mnie bolało a kiedy zobaczyłam się w lustrze — aż się przeraziłam. Moje powieki były okropnie spuchnięte i czerwone, wyglądałam jakby dopadło mnie silne uczulenie. I wczoraj zapomniałam zmyć makijaż, co też swoje zrobiło. A skóra przy samym oku zrobiła się fioletowa.
Jeszcze wczoraj jadąc do Hanki wyłączyłam dźwięki w komórce, bo …. znam Artura i uf… 12 smsów i 17 połączeń nieodebranych. No cóż — mogłam się tego spodziewać. Artur nie daje łatwo za wygraną. W końcu zaginęła JEGO własność. JEGO rzecz. Zaczęłam czytać — „gdzie jesteś?”, „odezwij się do cholery”, „dzwonię na policję”, i czym było później tym bardziej słowa stawały się mniej wyszukane. Jego „ulubiona” szmata — było jednym z tych bardziej delikatnych.
Usiadłam w kuchni z komórką w ręku. Zaczęłam się zastanawiać, co zrobiłam źle, gdzie był błąd? Hanka byłaby wściekła, że szukam winy w sobie. Według niej to z nim było coś nie tak.
Siedziałam tak z głową zwieszoną nad telefonem i nawet nie zauważyłam, że do kuchni wszedł Tomek.
— zrobię ci coś do jedzenia, dobrze? i… — przerwał na chwilę — nie musimy o tym gadać, to twoje sprawy. Nie chcę się wtrącać. I nie przejmuj się mną.
Tomek. Jak zwykle grzeczny i taktowny. Młodszy od Hanki o prawie 6 lat. Poznałam go ponad rok temu, wtedy, kiedy zaczęłam pracować z Hanią. Zabierała go czasem na firmowe imprezy, pomimo tego, że miała faceta. Ale swojego faceta trzymała na dystans i …..może, dlatego ten tak o nią stale zabiegał.
— właściwie to nie wiem czy coś przełknę. Może tylko kawę wypiję.
Znowu zerknęłam na telefon — wyświetliła się nowa wiadomość. Najwyraźniej wytrzeźwiał — „Przepraszam, daj mi szansę, żeby porozmawiać i wyjaśnić”. Hmm, tylko, co niby tu wyjaśniać. Że każdego dnia wieczór kończy piwem a ja słyszę te same obelgi, że mnie popycha i bije. Postanowiłam mu odpisać, choć nie wiem czy to dobrze czy nie. „Nie będzie wyjaśnień, rozmów czy przeprosin. Ja już ich nie chcę. Nie szukaj mnie. Ja już nie wrócę. Życzę Ci wszystkiego dobrego.”
Napisał jeszcze kilka razy, żebyśmy się spotkali, że mnie kocha, że to, że tamto. Nie odpisywałam mu. Jeśli mam to zakończyć, to nie ma sensu ciągnąć czegokolwiek, co jest z nim związane. A ja chciałam to zakończyć, za dużo się wydarzyło.
Oczywiście początkowo miłe słowa w każdym kolejnym smsie były coraz mniej miłe, co tylko utwierdziło mnie w moim postanowieniu.
Zaczęłam to wszystko analizować. Kiedy był trzeźwy było w miarę dobrze, choć czasem też padały pod moim adresem niewybredne obelgi. Kiedy pił, nie patrzył czy ktoś jest obok, czy ktoś słyszy, czy widzi. Chyba nawet pysznił się tym, że ma widownię. Tyle już razy wracałam do domu sama z różnych imprez, żeby uniknąć „pokazu przed publicznością”. Jestem pewna, że bardzo go zaskoczyłam, tym, co stało się wczoraj, ale przecież uprzedzałam go, że jeszcze, choć raz mnie uderzy… Nie przypuszczał, ponieważ słyszał to ode mnie wiele razy. Nie obawiał się ani przez chwilę. Pewny siebie jak zwykle. A tu taka niespodzianka!
Poza tym dopiero zaczęłam zdawać sobie sprawę, że on pije. Pije kilka razy w tygodniu, czasem codziennie i w sumie zawsze tak było. Nie wiem, jakoś nie zwracałam na to uwagi chyba, kiedy studiowaliśmy i kiedy zaczęliśmy razem mieszkać, ale alkohol zawsze był w zasięgu jego ręki i pod byle pretekstem. A później mamusia… Co powie to święte. Jeśli tylko miałam inne zdanie niż ona, zawsze byłam tą niewdzięczną. Bo przecież mieszkanie od mamusi, mamusia przynosi obiadki, mamusia ma rację, lepiej żeby mamusia wybrała nam meble, mamusia to, mamusia tamto…
Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Dlaczego zainwestowałam w ten związek tyle czasu, szczególnie wtedy kiedy właściwie widziałam że lepiej nie będzie. Może to była resztka złudzeń. Na co liczyłam? — Chociaż chyba najbardziej bałam się samotności. Moja rodzina była 300 kilometrów stąd, tutaj miałam tylko trochę znajomych i Hankę, z którą się przyjaźniłam. Bałam się, że sobie nie poradzę, co z resztą Artur wbijał mi usilnie do głowy. Bez niego byłam nikim — tak mi mówił.
Nawet kiedy znajomi mówili mi, że nie powinnam pozwalać mu na takie traktowanie, ja tłumaczyłam go, że to alkohol, trochę zazdrość a może nawet troska. Byłam głupia. Troska? Jaka troska? Chyba o siebie samego i swój własny wizerunek. Przecież koledzy powinni widzieć jak sobie dziewczynę wychował. Jaka posłuszna i usłużna.
Kiedyś byłam w nim taka zakochana. Przystojny student bankowości, bardzo elokwentny i oczytany. Znał kilka języków. Z dobrej rodziny. Myślałam, że złapałam szczęście za nogi.
Szara mycha ze wsi, z której wyrwałam się dzięki starszemu bratu, bo opłacił moje studia. Naprawdę byłam w siódmym niebie, że TAKI mężczyzna się mną zainteresował. Dopiero teraz przypomniałam sobie słowa jego byłej, która studiowała z nim na roku — zobaczysz, da ci jeszcze popalić. Wtedy myślałam, że jest najzwyczajniej w świecie zazdrosna. A teraz z wielkich uczuć został wstyd i strach. I teraz już wiem, co ona miała na myśli.
Artur nie wie gdzie mieszka Hania, więc mam nadzieję, że uda mi się pozbierać i zacznę myśleć, co dalej. Jego znajomi również nie znali Hanki, w takim razie była szansa na spokój.
Niedziela minęła rzeczywiście spokojnie. Hanka powiedziała, że jeśli tylko będę miała ochotę porozmawiać, będzie obok i, że sama zdecyduję, kiedy będę gotowa. Dlatego pół dnia spędziłam w pokoju. Trochę spałam — to chyba z wyczerpania. I myślałam, co teraz, co dalej. Czy Artur jednak nie miał racji? Tak bardzo chciałam mu teraz udowodnić, że się mylił. Że właśnie dam sobie radę, że mój świat nie kończy się na nim.
Następnego dnia rano pojechałyśmy z Hanką do pracy. Starałam się jakoś skupić na moich zadaniach, choć chyba marnie mi to wychodziło. Ogólnie czułam się wyczerpana, jakby ktoś zabrał w jednej chwili wszystkie moje siły. Moja mama mówiła w takich chwilach, że wyglądam jak gdyby ktoś przekręcił mnie przez maszynkę. I dziś właśnie tak było. Na szczęście nie miałam zaplanowanych żadnych spotkań i mogłam spędzić cały dzień przy swoim biurku, co nie ukrywam było mi bardzo na rękę.
Umówiłyśmy się z Hanką na 16:00 przy wyjściu i miałyśmy pojechać po zakupy — czułam się trochę niezręcznie w tej całej sytuacji — więc przynajmniej w taki sposób chciałam się jej odwdzięczyć.
Dobiegała czwarta. Nie chciałam, żeby Hanka czekała na mnie, więc chciałam być na czas. Wchodząc na recepcję, przez którą przechodzimy do wyjścia o mało nie zemdlałam. Na kanapie siedział Artur! Siedział i obserwował każdą wychodzącą z biura osobę!
Nie chciałam tu żadnych scen, za bardzo zależy mi na tej pracy, więc musiałam to załatwić tak, aby nikt niczego nie zauważył, chociaż nogi miałam jak z waty a serce czułam już w gardle…
Aby uniknąć awantury w towarzystwie znajomych w windzie — wybrałam schody. Zaczęłam po nich jak najszybciej zbiegać. Artur wybiegł za mną. Wpadłam na parking gdzie miałam nadzieję spotkać już Hanię. Ale nie było jej jeszcze… Cholera!
— Magda. Co ty wyprawiasz, wracaj do domu. Przecież jesteśmy zaręczeni. Przepraszam za to, co powiedziałem. Wróć, proszę, już nigdy tego nie zrobię. Tęsknię za tobą. — Artur wylewał z siebie potok słów.