DO OSTATNIEJ KROPLI MOJITO
Don’t be afraid of death; be afraid of an unlived life. You don’t have to live forever, you just have to live.
Natalie Babbitt, Tuck Everlasting
Nie bój się śmierci, bój się niespełnionego życia.
Nie musisz żyć wiecznie, po prostu żyj.
Rozdział I
Angelika
Słońce zaczęło przebijać się przez żaluzje. Janek z trudem otworzył oczy i jęknął. Bolała go głowa i suszyło po wczorajszej ostro zakrapianej imprezie. Chciał się napić wody, ale butelka obok łóżka była pusta.
— Jak zawsze — powiedział.
Spróbował wstać, lecz z powrotem opadł na poduszkę. Poczuł ciężar gdzieś w okolicy brzucha. Obok niego leżała na boku półnaga dziewczyna, miała na sobie tylko majtki. Włosy w nieładzie zasłaniały jej twarz. Nie mógł jej rozpoznać. Kim była i jak miała na imię? Zresztą co za różnica? I tak jej już więcej nie zobaczy. Nie miało znaczenia, czy nazywała się Magda, Julia czy Krystyna… Wczoraj Agata, dzisiaj… Jeszcze raz rzucił okiem na śpiącą dziewczynę. Może niech będzie Kasia? To i tak niczego nie zmienia.
W końcu spiął się w sobie, zaklął, zrzucił głowę dziewczyny ze swojego brzucha i wstał. Ani drgnęła. Trudno. Zaraz i tak zmusi ją do wyjścia, nie zamierzał częstować nikogo śniadaniem. Otworzył drzwi na korytarz i przeklął po raz wtóry. Ale bajzel. Będzie musiał zadzwonić po panią Basię już trzeci raz w tym tygodniu. Sam nie da rady posprzątać tego bałaganu. I w sumie po co? Przecież miał od tego ludzi. Doszedł do kuchni, wyciągnął szklankę i szybko nalał sobie do pełna wody z kranu. Powtórzył tę czynność trzy razy i dopiero wtedy poczuł, że nie suszy go już tak bardzo. Odwrócił głowę i zamarł z przerażenia. Salon wyglądał jak po przejściu tornada. Telewizor, nie wiedzieć czemu, był zbity. Lustro z przedpokoju leżało na podłodze, wszędzie resztki jedzenia, porozlewane napoje, a na środku dywanu leżał na kupce ziemi kwiat wyjęty z doniczki. A raczej pozostałości po nim.
— O nie…
Tym razem grubo zaszalał. Ale kogo to obchodziło? Przecież to jego mieszkanie. Wczoraj zdał ostatni egzamin, musiał się wyszaleć. Jeszcze tylko obrona pracy magisterskiej i będzie mógł do końca życia pracować w firmie wraz z ojcem. Z niesmakiem pokręcił głową. Tak ma wyglądać jego życie? Ojciec jako szef? Brak niezależności? To wcale mu się nie uśmiechało. Nie spieszno mu było do zmiany swojego statusu ze studenta na niewolnika ojca. Nagle ostry sygnał dzwonka wyrwał go z zamyślenia. Szybko obrzucił wzrokiem pokój, nasłuchując, skąd dochodzi dźwięk. Znalazł telefon w łazience, w pralce.
Dobrze, że działa — pomyślał i uśmiechnął się, widząc na wyświetlaczu imię kumpla, którego znał od podstawówki — Bartka.
— Słuchaj, stary, wczorajsza impreza była zajebista. Musimy to jeszcze powtórzyć w tym tygodniu albo… Czekaj — przerwał na chwilę i Janek usłyszał, jak ustala coś z Kubą, który był nieodłącznym towarzyszem ich imprez. Rozmawiali, co ten myśli na temat wyjazdu. — Ej, Kuba też jest za. To może jakaś wycieczka? Co? Ej, stary, jesteś tam? Czy wczorajsza laska wyssała ci również mózg? — Zarechotał nad swoim niewybrednym dowcipem i czekał na odpowiedź.
— Jestem, ale chwila, nie mogę teraz nigdzie jechać, przecież obrona, praca u ojca, na pewno się nie zgodzi, zresztą jestem spłukany. Musiałbym poprosić go o kasę na wyjazd, a wiesz, że nie lubię tego robić — oznajmił Janek wciąż zmęczonym głosem. Najchętniej z powrotem wróciłby do łóżka i przespał cały dzień.
— No dobra. To po obronie. — Bartek jakby nie słyszał tego, co Janek przed chwilą powiedział. — Słuchaj, obronisz się na bank, jesteś wygadany, zresztą twój tata nie pozwoli na to, by było inaczej. Sypnie kasą i załatwione. A jak już zdasz i to na bardzo dobry, to w ramach nagrody poprosisz ojca o pieniądze na wycieczkę. Wciśniesz mu kit, że do końca życia będziesz mu już posłuszny i takie tam. Na pewno uwierzy. On we wszystko ci wierzy.
Janek zamknął oczy. No tak. Co jak co, ale ojciec był łatwowierny. Po odejściu matki zgadzał się na wszystko. Kasą chciał wynagrodzić jedynemu synowi brak matczynej miłości. Mimo że chłopakowi niczego nie brakowało i zawsze dostawał to, o czym tylko zamarzył, nie miał tego, co najważniejsze. Ale nie o tym chciał teraz myśleć. Musiał się zastanowić, jak powiedzieć ojcu o wyjeździe i wyciągnąć z niego pieniądze, przecież obiecał mu, że po obronie już na bank przyjdzie do firmy i zacznie uczyć się tych wszystkich nudnych rzeczy, o których tamten tyle mu opowiadał.
— Okej, postaram się, ale najpierw obrona. Potem możemy lecieć nawet na koniec świata. — Zaśmiał się i usłyszał, jak Bartek z Kubą krzyczą radośnie do telefonu, że oni to już się resztą zajmą, a on, Janek, nie musi się niczym przejmować.
— Dobra, dobra — przerwał im te wiwaty. — Teraz mi powiedz… Czy ty wiesz może, co to za laska jest u mnie w łóżku? Jak ona ma w ogóle na imię? — szepnął do słuchawki, starając się nie mówić za głośno, na wypadek gdyby wybranka jednorazowej nocy znalazła się w pobliżu łazienki.
— Ooo… Janeczku, co to się z tobą porobiło? — Bartek zaśmiał się do słuchawki. — Czyżby twoje zasady „nie chodzę do łóżka z nieznajomą i tak dalej” właśnie legły w gruzach?
Chłopak kpił i śmiał się w głos z przyjaciela, wiedząc, że ten musiał wczoraj ostro zabalować, skoro nie znał nawet imienia dziewczyny, z którą spędził noc.
— Oj, no dobra, nie nabijaj się tak, tylko łaskawie mi powiedz, kim ona jest. Zaraz się obudzi, chcę ją ładnie przywitać, zanim powiem, żeby sobie poszła. To mi ułatwi sprawę. Pomyśli, że się spieszę czy coś. Nie będzie robiła scen, że nawet nie wiem, jak ma na imię. Będę czuły i romantyczny, szybciej pójdzie.
— Dobrze, już dobrze — przerwał mu radośnie Bartek. — Na imię ma chyba Angelika i jeśli się nie mylę, niedawno zamieszkała w stolicy, to chyba twoja sąsiadka. Chyba, bo nie mam pewności, czy na pewno, pierwszy raz widziałem ją u ciebie na imprezie. Nie wiem, skąd się wzięła. Teraz podziękuj kumplowi i leć do tej swojej sikoreczki, póki jeszcze nie urządziła wam całego życia. Takie są najgorsze — skwitował na koniec i się pożegnał.
Janek jeszcze chwilę stał z telefonem w ręku i zastanawiał się, co dalej. Powinien ją obudzić, ale nie bardzo wiedział, jak ma to zrobić. Nigdy nie lubił poranków po namiętnej nocy, chyba namiętnej, bo w sumie tego też nie pamiętał. Najlepiej, jakby sama wstała i wyszła. Bez zbędnych ceregieli i rozmów o pogodzie. Bo co miał powiedzieć dziewczynie? Że ta noc nic dla niego nie znaczyła, że jest jedną z wielu i takich ma na pęczki? Poczekał w łazience, nasłuchując, czy nie idzie. Nagle znieruchomiał. Chyba usłyszał jakiś szelest. Wstała. Była teraz w salonie. Zrozumiał, że zaraz będzie musiał gadać. Podszedł do kranu, odkręcił wodę i umył twarz. Nie wyglądał korzystnie. Miał wory pod oczami i wyglądał na mega przemęczonego. W końcu zebrał się w sobie, otworzył drzwi od łazienki, po czym zderzył się głową z nieznajomą.
— Cześć — odezwała się niepewnie i chyba z lekką dozą nieśmiałości.
Janka wprowadziło to w zakłopotanie. Zazwyczaj dziewczyny były bardziej wylewne. „Cześć, misiu, kocie, słonko” tak, ale suche „cześć” i jeszcze ta nieśmiałość w oczach nie pasowały do niczego, do czego zdążył się przyzwyczaić.
— Hej — odpowiedział. — Jak się spało?
Zadał to pytanie z grzeczności, wiedząc, że głupio ono brzmi.
— Chyba dobrze — powiedziała dziewczyna. — Za wiele nie pamiętam.
Nieśmiały uśmiech zagościł na jej twarzy. Janek chwilę się jej przypatrywał. Była ładna, miała duże, piwne oczy i kasztanowe włosy, które teraz w nieładzie opadały na ramiona. Nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia lat. Miała na sobie sukienkę w kwiatki, zdążyła się ubrać. Za to on stał w samych slipkach.
— Słuchaj — zaczęła — to, co się wczoraj wydarzyło…
— To nie ma znaczenia — dokończył za nią Janek szybko.
Wiedział, że im wcześniej uświadomi dziewczynie, że nie ma na co liczyć, tym mniej ją zrani. Mimo że „znał” ją zaledwie od wczoraj, nie chciał, by miała jakąś nadzieję. W sumie nie wiedział czemu. Zawsze zapewniał dziewczyny, że zadzwoni, że przyjedzie — oczywiście nigdy nie dotrzymywał obietnic, ale jej, Angelice, nie chciał kłamać. Może dlatego, że zachowywała się inaczej niż pozostałe.
— Rozumiem — odpowiedziała Angelika, po czym spytała: — Mogę skorzystać z łazienki, zanim sobie pójdę?
Niepewne spojrzenie przeszyło go na wskroś.
— Jasne — powiedział Janek i odsunął się na bok, aby dziewczyna mogła przejść.
Zamknęła drzwi. Teraz on poczuł się dziwnie. Laska sama mówiła, że pójdzie, niczego od niego nie chciała, żadnych zapewnień, żadnych dram. Chyba coś z nią było nie tak albo nie sprawdził się w nocy tak, jak myślał. Cholera. Mam nadzieję, że to nie jest jedna z tych psychicznych — pomyślał. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco. Miał do czynienia już z taką jedną. Przez rok nie mógł się od Doroty opędzić. Aż w końcu dostała sądowy zakaz zbliżania się i to pomogło. Oprzytomniała. Ale na początku też taka cicha woda, że tylko jedna noc, że niby nic nie chce, tylko na chwilę wpadnie, pogada o bzdurach i pójdzie. A potem co? Wieczne pretensje, że on, Janek, spotyka się z innymi dziewczynami, że nie dzwoni, że ma ją gdzieś, dziwne SMS-y i przesiadywanie przed mieszkaniem. Na myśl o powtórce przeszył go zimny dreszcz.
Woda w łazience przestała lecieć. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich odświeżona Angelika. Włosy uczesała w kucyk, grzywka lekko opadała jej na jedno oko, pachniała mydłem. Janek na chwilę przystanął oszołomiony. Ta dziewczyna naprawdę jest ładna — pomyślał i zatracił się w jej oczach. Nie zauważył, że tamta, coraz bardziej zmieszana, patrzyła na niego z lękiem.
— Pójdę już — usłyszał tylko i nim zdążył się zorientować, dziewczyna wyszła.
Nie wiedział, czemu zrobiła na nim aż takie wrażenie. Niczym szczególnym się nie wyróżniała. Może to przez spojrzenie, a może przez nieśmiały uśmiech. A może przez to, że zachowywała się inaczej niż pozostałe. Niczego nie chciała. Żadnych obietnic ani zapewnień. Nie musiał jej zagadywać, nie musiał wymyślać tematów do rozmów ani wymówek, że mógłby ją poczęstować śniadaniem, ale w sumie to się spieszy i się zdzwonią. Była inna. A jednak pokręcił przecząco głową. Na początku wszystkie są inne. Potem i tak zlewają się w jedno. Uśmiechnął się i wykręcił numer do pani Basi.
— Kochana pani Basiu, mamy małą awarię — powiedział do telefonu i aż się roześmiał, słysząc w odpowiedzi:
— Janek, znowu? To już trzecia awaria w tym tygodniu. Ech… No dobrze, postaram się przyjść po południu — westchnęła kobieta i się rozłączyła.
Chłopak natomiast wrócił do łóżka i zapadł w głęboki sen, zapominając, że jakaś tam Angelika w ogóle istnieje.
Angelika przystanęła przed strzeżonym, wielkim blokiem Janka i spojrzała w górę, w jego okna. W sumie nie wiedziała za bardzo, co ze sobą zrobić, dokąd iść. Nic już nie wiedziała. Było jej wszystko jedno. Mimo godziny ósmej, ruch był duży. Ludzie dokądś chodzili, biegli, rozmawiali przez telefon, mieli mnóstwo spraw do załatwienia. Angelika nie miała. Już nie miała. Stojąc przez jakiś czas, popatrzyła w niebo. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Nie było jeszcze tak gorąco, ale w powietrzu czuć było duchotę. Nagle po policzku dziewczyny spłynęła łza. Najpierw jedna, a potem cała fala łez zalała ją niespodziewanie. Nie mogła nad sobą zapanować. Co miała zrobić? Gdzie miała iść? Nawet nie znała miasta. Wyjęła z torebki chusteczkę i wytarła twarz. Jakaś pani, przechodząc obok, zapytała, czy może w czymś pomóc i czy wszystko dobrze.
— Tak, dobrze — odparła dziewczyna, wiedząc, że dobrze już nigdy nie będzie.
Wyciągnęła telefon i wybrała numer Oli — na pewno się o nią martwi. Miała wrócić wczoraj. Zauważyła, że ma piętnaście nieodebranych połączeń i cztery SMS-y. Niewielki uśmiech pojawił się na jej twarzy — komuś jest jeszcze potrzebna.
— No w końcu! — krzyknęła Ola do słuchawki. — Gdzie ty w ogóle jesteś? Czemu się nie odzywałaś? Odchodziłam od zmysłów! Twoja mama od rana już sześć razy do mnie dzwoniła. Nie odebrałam ani razu, bo nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Mów: gdzie mam po ciebie przyjechać?
— Nic mi nie jest. Poradzę sobie. Mam jeszcze kasę na taksówkę, którą mi wczoraj dałaś.
— Dlaczego nie wróciłaś do domu wczoraj? Gdzie ty w ogóle jesteś?
— Cały czas byłam na tej imprezie, dopiero wychodzę. — W głosie Angeliki słychać było rezygnację i smutek. Nie miała ochoty teraz nikomu tłumaczyć, że chciała poczuć, że żyje. Chciała jeszcze raz… No właśnie co?
— Angelika… — zawiesiła głos Ola. — Słuchaj, chyba nie zrobiłaś nic głupiego? — zapytała cicho przyjaciółkę, mając nadzieję, że ta nie usłyszy wyrzutu w jej tonie. Nie chciała, by Angelika go usłyszała.
— Nie, nie martw się. Opowiem ci, jak przyjadę. Przypomnij mi tylko adres. Niestety, zgubiłam gdzieś kartkę, którą mi wczoraj dałaś.
— Okej… Zapisz sobie w telefonie, łap taksówkę i przyjeżdżaj. Będę na ciebie czekać.
Angelika posłusznie zapisała sobie adres Oli i zamówiła taksówkę przez telefon. Warszawa była piękna. Choć miała dwadzieścia trzy lata, była w stolicy dopiero pierwszy raz. Dlaczego nie przyjechałam wcześniej? Wielu rzeczy wcześniej nie robiłam i pewnie już nie zrobię — pomyślała ze smutkiem i rezygnacją. Było jej wszystko jedno. Podała taksówkarzowi adres i ze łzami w oczach spoglądała przez szybę na wybudzoną ze snu stolicę. Może widziała ją po raz ostatni?
Ola dochodziła do siebie po nieprzespanej nocy. No dobra. Połowie nocy, bo pierwszą połowę spędziła z przystojnym Kubą. Zapisała go w telefonie jako „Kuba przystojniak” — niezbyt oryginalnie, ale przynajmniej wiedziała, o kogo chodzi. Gdy wróciła do mieszkania i zauważyła, że Angeliki jeszcze nie ma, trochę się zdziwiła. Przecież gdy wychodziła z imprezy, Angelika zapewniała ją, że zaraz pojedzie. Mimo to przyjaciółki jeszcze nie było. Najpierw pomyślała, że to pewnie nic takiego i że zaraz wróci, ale gdy ta nie odbierała od niej telefonu i nie odpisywała na SMS-y, zaczęła się denerwować. Co powie pani Helenie, która na pewno będzie się dopytywać, czemu córka się nie odzywa? Co się jej mogło stać? A może ktoś ją napadł? I chociaż ciało po namiętnej nocy z Kubą pamiętało jeszcze jego dotyk, w jednej chwili oprzytomniała. Chodziła od okna do okna, od drzwi do drzwi… I tak w kółko. Co chwilę zerkała na telefon. Kiedy o siódmej rano zauważyła, że pani Helena próbuje się z nią skontaktować, wpadła w panikę. Nie mogła usiedzieć na miejscu. Nie wiedziała, co ma robić. Dopiero gdy o ósmej Angelika oddzwoniła, poczuła, jak wielki kamień z serca spada, i uznała, że może spokojnie wziąć kąpiel i przygotować śniadanie. Nie wiedziała, co działo się z dziewczyną przez pół nocy. Nie powinna była zostawiać jej samej, tego była pewna. Ale ten Kuba… tak ją oczarował, że nie myślała logicznie. Siedząc przy stole i patrząc na parujące szklanki z malinową herbatą, wspominała ostatnią noc. Naprawdę fantastyczny facet. Szkoda, że więcej się nie zobaczą. Nagle dał się słyszeć chrobot przekręcanego klucza.
— Tak, mamo, jestem u Oli. Tak, całą noc przespałam. Nic mi nie jest, dobrze się czuję, wszystko okej. Po prostu spałyśmy. Za wcześnie dzwoniłaś — rzuciła Angelika do telefonu i mrugnęła do Oli porozumiewawczo. — Właśnie jemy śniadanie. Przywitaj się, Ola.
Ola szybko krzyknęła do telefonu:
— Dzień dobry, pani Heleno, u nas wszystko dobrze. Proszę się nie martwić, zaopiekuję się Angeliką najlepiej, jak potrafię, na pewno się nie zgubi w tym wielkim mieście.
Mówiła ironicznie, patrząc z naganą na przyjaciółkę, że musi kłamać.
— Dobrze, pani Heleno, przypilnuję, tak i przekażę, będziemy w kontakcie, do widzenia.
Ola oddała telefon Angelice i znów spojrzała na nią z niezadowoleniem.
— Wiem, wiem, bardzo cię przepraszam. Zasnęłam, a gdy się obudziłam, było już rano. Powinnam dać znać, że zostaję dłużej. Ale to stało się tak niespodziewanie…
Angelika próbowała dalej się tłumaczyć, ale z jej gardła wydobył się tylko szloch. W jednej chwili Oli zrobiło się żal przyjaciółki. Wcześniej była na nią zła, ale teraz nie mogła jej nie przytulić. Pogłaskała ją po plecach, mówiąc:
— Cii… Nie ma co płakać, już wszystko jest dobrze, a i reszta się ułoży. — Chociaż tak naprawdę nie miała pewności i wiedziała, że jej słowa nie mają pokrycia w rzeczywistości.
Gdy Angelika wypłakała już morze łez i wzięła długi prysznic, wyszła w szlafroku do Oli na balkon. Dziewczyna miała zamknięte oczy, siedziała z głową opartą o fotel. Angelika już miała się wycofać, myśląc, że Ola śpi, gdy ta na nią spojrzała.
— Jak się czujesz? — spytała Olga, patrząc z ukosa na przyjaciółkę.
— Już lepiej, dzięki. O czym myślałaś, gdy miałaś zamknięte oczy? Miałaś taki radosny wyraz twarzy.
Oczy rozmówczyni rozszerzyły się i poczerwieniała.
— O niczym, droga koleżanko, ja zawsze tak mam, jak drzemię — odparowała z pozorną powagą. Po chwili jednak westchnęła i rozmarzyła się: — Ach, to naprawdę była niezwykła noc.
— Mhmm… I ta noc na pewno ma na imię Kuba. — Angelika się roześmiała.
Potrzebowała tego. Zanim poważnie porozmawiają, chciała poczuć i przypomnieć sobie, jak to jest znów nie mieć problemów, znów być beztroską dziewczyną i śmiać się w głos.
— Skąd wiesz? A no tak, przedstawiłam was sobie, jak wychodziliśmy z imprezy. Ale wiesz? On naprawdę jest fantastyczny. Najpierw poszliśmy na spacer, potem na kawę, a na końcu…
— No na końcu chyba było najlepsze, co? — rzuciła ze śmiechem Angelika, a w zamian dostała poduszką w głowę.
— Żebyś wiedziała, że najlepsze, jeszcze jak. — Ola mrugnęła do niej i z powrotem zamknęła oczy, wystawiając twarz ku słońcu. — A co u ciebie? Co się z tobą działo przez pół nocy?
Angelika spojrzała na przyjaciółkę, ale ta wciąż leżała z zamkniętymi oczami. Może to i lepiej. Inaczej by się zarumieniła.
— W sumie to nic takiego się nie wydarzyło.
— Nie mów, że takie nic, ja przez pół nocy nie spałam, drugie pół martwiłam się, gdzie jesteś, teraz czekam na jakieś pikantne szczegóły. Nie daruję, właśnie dlatego, że nie dałaś mi spać — odrzekła druga uszczypliwie, a zarazem z ciekawością, tym razem otwierając oczy i z zainteresowaniem patrząc na towarzyszkę.
— To pierwsze pół nocy to nie z mojej winy — odpowiedziała Angela, próbując żartem odwlec tę rozmowę.
Ale Ola nic nie odpowiedziała, tylko nagląco spojrzała na przyjaciółkę, umierając z ciekawości.
— Ale to prawda. Serio nic wielkiego się nie wydarzyło. Już miałam wychodzić, gdy na schodach natknęłam się na Janka…
— Tego Janka? Bożyszcze wszystkich dziewczyn? Tego przystojniaka?! — zapiszczała Ola i zerwała się z fotela na równe nogi.
— Tak, chyba tego. Chociaż nie wiem, czy mówimy o tym samym… — rzekła z namysłem Angelika.
— Na pewno o tym samym. Za nim szaleją wszystkie dziewczyny, mnie też się podoba, ale nigdy nie zwrócił na mnie uwagi, zresztą Kuba nie odstępował mnie wczoraj na krok, nawet nie miałam okazji tamtego bliżej poznać. No ale dobra, opowiadaj, co z Jankiem. Czyżby dzisiejsza noc była tą nocą? Już nie jesteś taka niewinna? — zaczęła wypytywać dziewczynę, która nieco się zarumieniła.
— To nie tak. Już wychodziłam i wtedy wpadłam na Janka. Siedział na schodach swojego mieszkania, był nieco podpity, a raczej bardzo. Nie chciało mi się jeszcze wracać i usiadłam obok niego. Zaczął mi opowiadać jakieś rzeczy, za dużo z tego nie rozumiałam, ale słuchałam, a potem…
— No właśnie, co potem? Co stało się potem? — dopytywała się Ola, wytrzeszczając oczy z ciekawością.
Angelika nie wiedziała, jak dokładnie opisać to, co stało się dalej. Musiałaby zacząć mówić o tym, o czym jeszcze nie chciała, i wyrzucić z siebie to wszystko, po co tak naprawdę odwiedziła przyjaciółkę w Warszawie. Mimo że Ola studiowała w mieście już trzy lata i zawsze ją zapraszała, nigdy nie przyjechała. Aż do teraz. Ale teraz miała powód. Teraz chciała uciec z domu, by choć na chwilę nie myśleć, zmienić otoczenie, chociaż na chwilę poczuć, że żyje.
— A potem impreza dobiegła końca, jego kumple gdzieś się zmyli, a ja zaprowadziłam go do łóżka. I sama się położyłam, chciałam tylko na chwilę, ale zasnęłam i obudziłam się dopiero rano.
Angelika nie o wszystkim powiedziała swojej przyjaciółce. Na przykład nie o tym, że podpity Janek, pewnie nieświadomie, opowiedział jej całą historię swojego życia. O matce, którą kochał i która ich porzuciła, o złości na ojca, że nigdy o nią nie zawalczył, aż wreszcie o żalu do samej matki, że go ze sobą nie zabrała. Ona również opowiedziała Jankowi o swoich problemach. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła, ale miała wczoraj w sobie tyle żalu, złości i gniewu, że chciała, by choć przez chwilę ktoś ją wysłuchał, nawet jeśli tym kimś miał być podpity chłopak, który zapewne na drugi dzień niczego nie będzie pamiętać. Było jej wszystko jedno, gdy ten zaprowadził ją do swojej sypialni, zaczął całować i rozbierać. Pragnęła choć przez moment poczuć coś, zrobić to, czego nigdy nie robiła i być może nigdy już nie będzie robić. Lecz nawet to nie było jej dane. Gdy byli już prawie nadzy, zauważyła, że chłopak zasnął. Czuła się strasznie, a żeby poczuć się lepiej, smutki utopiła w alkoholu, dopiero o czwartej zmorzył ją sen. Nie miała nawet szansy powiedzieć Jankowi, że do niczego między nimi nie doszło. Po co, skoro i tak się nigdy więcej nie spotkają?
— I to wszystko? — rzuciła zniesmaczona Ola i znów spojrzała z ukosa na przyjaciółkę.
— Tak, nic więcej się nie wydarzyło.
I w sumie to prawda — pomyślała Angelika.
Teraz miała nastąpić ta trudniejsza część rozmowy. Chciała opowiedzieć wszystko — jak to się stało, że tu jest, i po co przyjechała, a następnie prosić o wielką przysługę, którą tamta mogłaby jej wyświadczyć. Była jedyną osobą, do której mogła się o to zwrócić.
Ola z powrotem usadowiła się w fotelu, znów zamknęła oczy i wydawać by się mogło, że śpi. Dziewczyna jednak nie spała, tylko w pamięci przywracała obrazy poprzedniej nocy z Kubą. Angelika nie wiedziała, jak zacząć. Właściwie od czego? Była bardzo zmęczona, najchętniej położyłaby się do łóżka i zasnęła snem sprawiedliwego, ale wiedziała, że jeśli teraz tego z siebie nie wydusi, to potem będzie jej trudniej. Nie chciała już czekać, a Ola musiała wiedzieć. Kto jak kto, ale ona tak.
— Mam raka — powiedziała Angelika. Szybko i bez ceregieli.
To zdanie tak bardzo nie pasowało do dzisiejszego pięknego, słonecznego dnia. Co innego, gdyby oświadczyła, że znalazła miłość swojego życia, że zaliczyła wszystkie egzaminy, że dostała pracę… Pogoda na pewno nie była jej sprzymierzeńcem. W taki dzień powinna włożyć piękną sukienkę, zrobić delikatny makijaż i pójść na zakupy albo zabrać strój kąpielowy i pojechać nad jezioro. Tak by zrobiła, gdyby była zdrowa. To jedno zdanie już od dawna brzmiące w jej głowie odebrało resztki nadziei i radości z życia.
Na te słowa Ola znieruchomiała. Nie otworzyła oczu, nie krzyknęła, jak to możliwe, jakie są szanse, czy jest na sto procent pewna, że to rak. Nie poruszyła się nawet przez chwilę. W pewnym momencie Angelika pomyślała nawet, że może Ola jej nie dosłyszała albo nie zrozumiała. Po chwili zauważyła jednak, że na policzku przyjaciółki pojawiła się łza, najpierw jedna, a następnie druga, wiedziała.
— Kto ci powiedział? — Angelika z wyrzutem i rezygnacją spojrzała na Olę.
Tym razem dziewczyna otworzyła smutne, mokre od łez oczy.
— Twoja mama. Po rozmowie z tobą, że chcesz przyjechać, zadzwoniła do mnie pani Helena. Poprosiła mnie, bym cię miała na oku i przypilnowała. Bardzo się o ciebie martwi, Angela. — W jej głosie zabrzmiały litość i troska.
Olga znała prawdę od początku, odkąd Angelika do niej przyjechała. Teraz wstała, ukucnęła obok przyjaciółki, spojrzała jej w oczy i z nadzieją zapytała:
— Naprawdę nic już się nie da zrobić?
Tamta tylko ze smutkiem pokręciła głową.
— Nie, to rak trzustki, ostatnie stadium. Zostało mi maksymalnie sześć miesięcy przy dobrych rokowaniach.
Ola mocno przytuliła Angelikę, nie wiedziała, jak ma ją pocieszyć, jak podtrzymać na duchu. Co się mówi w takich sytuacjach? Westchnęła. Angelika się odsunęła.
— Mam do ciebie prośbę. Właściwie głównie po to tu przyjechałam. Wiem, że tylko ty mi nie odmówisz. Moja mama… jeszcze chciałaby walczyć, próbować, ale lekarz stwierdził, że chirurgiczne usunięcie guza nie jest już możliwe. Ja sama nie chcę spędzić ostatnich dni mojego życia w szpitalu, cierpiąc i słuchając lamentu matki. Chciałabym wykorzystać ten czas, który mi pozostał. Nie chcę siedzieć w szpitalu ani w domu, chcę żyć, nawet jeśli to życie będzie trwało tylko pół roku. Chcę zobaczyć to, czego jeszcze nie widziałam, chcę doświadczyć tego, czego doświadczyć jeszcze nie miałam okazji. Dlatego… Nigdy nie byłam za granicą, tak bardzo chciałabym polecieć samolotem gdziekolwiek… zmienić otoczenie, na chwilę przestać o tym myśleć. Co byś powiedziała na wyjazd? Pomyślałam o tobie, tylko z tobą mogłabym się świetnie bawić i choć na chwilę zapomnieć o tym, co mnie czeka. — Teraz to Angelika spojrzała na przyjaciółkę z nadzieją, nagląco, jakby chciała ją pospieszyć, jakby chciała, by ta jak najszybciej odpowiedziała, dopóki pomysł, który zaświtał jej w głowie nie ulotni się tak szybko, jak się pojawił, głównie ze strachu, że sama się rozmyśli, nim to zrobi.
Ola z niedowierzaniem spojrzała na towarzyszkę. Obiecała pani Helenie, że spróbuje przekonać dziewczynę do leczenia, że może faktycznie zaryzykować i wyciąć to paskudztwo, że może jest jeszcze nadzieja.
— Ale… Angela… nie przekreślaj tych szans. Musisz chociaż spróbować… zmienić może lekarza… popytać, nie uciekać, bo potem już będzie za późno!
— Nie chcę. Jedyne, co lekarze mogą mi zaoferować, to leczenie paliatywne. Olga, już są przerzuty… Nie wyleczą mnie, tylko sprawią, że będzie mi trochę lepiej. Albo i nie. Chemioterapia ma też skutki uboczne. Nie ma to wpływu na samo wyleczenie. Na to jest już za późno.
— Ale twoja mama…
— Moja mama żyje złudzeniami. Ma jeszcze nadzieję, chociaż byłyśmy już chyba u sześciu lekarzy. Każdy powiedział nam to samo: „Przykro nam, możemy zaproponować tylko leczenie, które ma na celu poprawę jakości życia, ale nie wyleczy samej choroby”. Miałam już dość wegetacji w domu i mamy, która po każdej wizycie szukała w Internecie innego lekarza, i to po to tylko, by usłyszeć wciąż to samo i widzieć rozkładanie rąk, jej przerażenia i gadania, że oni na pewno się mylą. Musiałam wyjechać, by nie zwariować. Aby przez ten czas, który faktycznie mi został, jeszcze czegoś doświadczyć, jeszcze coś zobaczyć, kogoś poznać… — urwała w tym momencie.
Nie miała prawa nawet marzyć o miłości, nie była aż tak samolubna. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na to, by się zakochać, ani sprawić, by ktoś zakochał się w niej. Dlatego chciała chociaż raz poczuć się kobietą u boku mężczyzny. Dlatego pozwoliła się całować i rozbierać Jankowi. Pragnęła pierwszy i być może ostatni raz zobaczyć, jak to jest. Bez żadnych zobowiązań ani obietnic.
Ola się wahała. Nie wiedziała nic na temat raka. Myślała, że przy dzisiejszym rozwoju medycyny zawsze była szansa, aby wyleczyć daną osobę. W duchu przyrzekła sobie, że poczyta o tym cholerstwie i jeszcze Angelę przekona. Teraz jednak musiała ją uspokoić i poprosić, by dała jej trochę czasu. Musiała to sprawdzić i dowiedzieć się, o co chodzi w tej chorobie, by nie mieć na sumieniu swojej przyjaciółki, zanim weźmie ją na koniec świata.
— Dobrze. Ale musisz dać mi minimum trzy dni. Sprawdzę, czy dostanę urlop w pracy. Zobaczę, co da się zrobić — powiedziała z rezygnacją.
W jednej chwili Angelika podskoczyła, przytuliła przyjaciółkę i zawołała:
— Wiedziałam, wiedziałam, że ty jedna mnie zrozumiesz, że się zgodzisz. Jesteś wielka!
Mocno uściskała Olgę, pocałowała ją w policzek, po czym ze łzami w oczach weszła do mieszkania. Była wykończona. Musiała się położyć. Jeśli przyjaciółka się zgodzi, ta wyprawa naprawdę będzie jej ostatnią. Ola stała jeszcze chwilę na balkonie. Zapatrzyła się w niebo. Tak naprawdę dała sobie trzy dni po to tylko, by się zorientować, na czym polega cały przebieg leczenia Angeli. Czy naprawdę nic już nie da się zrobić? A jeśli zgodziła się na coś, co może sprawić, że przyjaciółka całkiem odpuści sobie leczenie, i w ten sposób przyczyni się do jej śmierci? Bo może jeszcze jest nadzieja? Czy wyjazd ten nie będzie zgodą na jej odejście? I co powie pani Helenie? Nie. Muszę dowiedzieć się czegoś więcej, zanim naprawdę zacznę przygotowania do wyjazdu. Zanim zgodzę się na coś, czego do końca nie jestem pewna — postanowiła.
Rozdział II
Janek
Janek od pięciu minut siedział w swoim nowym samochodzie Porsche 911 GT3 i nie mógł się zebrać, żeby wyjść. Był bardzo zadowolony, kiedy ojciec podarował mu auto na jego dwudzieste piąte urodziny. W tamtej chwili z tej radości niewiele mu zostało. Wczoraj obronił tytuł magistra inżyniera, i to na ocenę bardzo dobrą. Bez pomocy ojca, jak sugerował mu Bartek. Miał swoją dumę, jeśli chodzi o wykształcenie, poradził sobie sam. Wiedział, że samochód to swego rodzaju prezent, który ma go również przekupić. Już słyszał jego słowa: „Jak skończysz studia, będziesz ze mną pracować, przejmiesz w przyszłości moją firmę, będziesz nią zarządzać”. Oficjalnie był już po studiach. Skończył studia na Politechnice na Wydziale Budownictwa i Architektury, na kierunku Budownictwo, i niedługo miał zacząć pracować u ojca i zająć się deweloperką. To nie był jego wybór, w ogóle się tym nie interesował, ale nie chciał sprzeciwiać się ojcu, tym bardziej że to on opłacał wszystkie jego zachcianki oraz mieszkanie. Kolejny etap w jego życiu się zakończył. Powinien być szczęśliwy, a mimo to czuł pustkę. Tak jakby jego życie właśnie się skończyło. Nagle drzwi od strony pasażera się otworzyły.
— Hej, Janeczku, co tak siedzisz? Nie wejdziesz?
Dziewczyna pochyliła się, a Janek nie mógł nie zauważyć jej dużego dekoltu i tego, czego raczej widzieć nie powinien. Nie mógł oderwać wzroku. Uśmiechnął się, zagryzł dolną wargę i powiedział:
— Właśnie miałem to zrobić. Ale mnie wyprzedziłaś. To co, może najpierw kolacja? Na deser przyjdzie jeszcze czas. — Puścił oczko do uśmiechniętej dziewczyny, wskazując jej miejsce obok siebie.
Magda bez wahania przystała na tę propozycję. Bacznie przyjrzała się samochodowi i mlasnęła z zadowoleniem. Miała krwistoczerwone usta. Janek ukradkiem spojrzał na dziewczynę. Znał ją już ładnych parę lat, razem uczęszczali na zajęcia, ale dopiero teraz zgodziła się z nim umówić. Zupełnie jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie jest łatwa. Magda miała na sobie krótką, czerwoną sukienkę, nie wulgarną, lecz elegancką, z odkrytymi plecami i głębokim dekoltem. Cieszył się na to spotkanie. Nie pierwszy raz proponował je dziewczynie, a ich niewinny pięcioletni flirt już dawno wykroczył poza sferę „przyjaźni”. Pierwszy raz jednak zgodziła się z nim spotkać poza uczelnią i imprezami w szerszym gronie. Co nie znaczy, że nie poznał jej bliżej. Nie takie rzeczy działy się na imprezach studenckich. Uśmiechnął się i ruszył z piskiem opon sprzed jej mieszkania. Mknąc na Śródmieście, do restauracji Belvedere, wiedział, że zaimponuje Magdzie. Znał się na kobietach. Lubił je zaskakiwać i obsypywać prezentami, ale nie był stały w uczuciach. Z Magdą było jednak inaczej. Czuł, że ich „przyjaźń” może zaowocować. Nie żeby był w Magdzie zakochany, co to to nie. W miłość nie wierzył, ale może kiedyś stworzą coś na wzór idealnego związku, w którym razem będą mogli się realizować i spełniać… Miał taką nadzieję. W owej chwili chciał się dobrze bawić. Od jutra zacznie się martwić przyszłością. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach zauważył błysk, tak jakby chciała coś zrobić, ale nie wiedziała, jak on na to zareaguje.
— Co ci chodzi po głowie? — spytał rozbawiony Janek.
Nim zdążył zareagować, ręka Magdy dotknęła jego uda. Zrobiło mu się gorąco.
— Wiesz, Janeczku, nie wiem, czy nie lepiej zacząć od deseru — odpowiedziała, ale Janek szybko ją powstrzymał.
— Poczekaj, na to będzie jeszcze czas.
Magda ze zdziwioną miną spojrzała na chłopaka. Była zaskoczona jego reakcją. Nigdy nie miał nic przeciwko. Teraz wziął jej rękę i przyłożył sobie do ust.
— Dziś świętujemy. Mamy co. Oboje się obroniliśmy, mamy wspaniałe widoki na przyszłość. Czego chcieć więcej?
Magda spojrzała na niego, zadowolona.
— Tak, niedługo zaczniemy pracę u twojego ojca. Cieszysz się?
Na te słowa Janek sposępniał. Nie chciał jednak, by to zauważyła. Magda nie wiedziała, że nie o tym marzy. Twierdziła, że nic lepszego nie mogło mu się przytrafić. On nie był tego taki pewien. Westchnął.
— Jesteśmy już na miejscu.
Dziewczyna, jakby wyrwana ze snu, zaczęła rozglądać się wokoło.
— Belvedere? Janeczku, naprawdę? Skąd wiedziałeś? — zapiszczała, zadowolona z takiego obrotu sprawy, po czym uczepiwszy się ramienia Janka, ruszyła wolnym krokiem ku wejściu.
Kiedy szli do środka, kilku mężczyzn zazdrośnie spojrzało na Janka, mijające ich panie podobnie patrzyły na Magdę. Była z nich piękna para. Idealna. Nikt nie miał wątpliwości, że są w sobie zakochani. Przynajmniej tak z boku mogłoby się wydawać. Janek miał wszystko przemyślane. Na początek szampan — najlepszy, jaki był w lokalu — a potem na stół wjechały najlepsze potrawy. Tym razem postawił na smażone krewetki z palonym masłem i imbirem oraz z plastrem limonki. Wiedział, że Magda bardzo je lubi. Chciał też dzięki temu jej zaimponować. Dziewczyna była tego warta. Na koniec zjedli ciasto czekoladowe. A wszystko to przy dźwiękach nastrojowej muzyki. Była już dwudziesta pierwsza, gdy Magda delikatnym ziewnięciem dała znać Jankowi, że jest zmęczona. Klimat, który panował w środku, aura tajemniczości, blask świec i muzyka sprawiły, że Janek stwierdził, iż w sumie mógłby się w niej zakochać. Była piękna. Niczego jej nie brakowało, zawsze zadbana, zawsze uśmiechnięta i wygadana… Taka myśl tylko przemknęła mu przez głowę, bo zaraz się otrząsnął. Po pierwsze, nie wierzył w coś takiego jak miłość, a po drugie, Magda była… No właśnie. Zabrakło mu słów. Byłaby dobrą partnerką w życiu i w biznesie, ale jakoś nie widział jej w roli matki. Co w sumie za bardzo mu nie przeszkadzało, bo jeszcze nie chciał mieć dzieci. Nie znaczyło to, że wykluczał taką możliwość w przyszłości, ale na razie było dobrze tak, jak jest. Jedyne, co go irytowało, to chyba właśnie ta jej perfekcja. Wszystko zawsze musiało być najlepsze i po jej myśli. Janek zastanawiał się, czy gdyby okazało się, że nie ma grosza przy duszy, to Magda również umówiłaby się z nim tego wieczoru. Dziewczyna, nie mając pojęcia, o czym myśli, uśmiechnęła się do niego i stwierdziła:
— Takiego właśnie życia potrzebuję. Czego chcieć więcej? Gdy są pieniądze, wszystko inne się ułoży. Prawda?
Janek nie miał już wątpliwości, jaka byłaby odpowiedź na dręczące go pytanie.
— Prawda — odparł i zapłacił rachunek.
Kochali się bez opamiętania, tak jakby zaraz ziemia miała ich pochłonąć, jakby była to ostatnia rzecz, jaka ich jeszcze czeka. Kiedy ostatni dreszcz przeszedł, oboje padli na łóżko. Magda była szczęśliwa. W końcu udało jej się usidlić Janka. Tego była pewna. Przez cale pięć lat starała się trzymać go na dystans. Nie dlatego, że nie chciała. Dlatego, że taki miała plan. Były pocałunki, nawet coś więcej, ale na prawdziwy seks przyszedł czas dopiero teraz. Żyła według planu. Zawsze tak było. Najpierw studia, potem ślub i kariera. Przy Janku nabierze tempa. Gdy on zostanie prezesem firmy, ona będzie mogła rozwijać się u niego i nabrać doświadczenia. A kiedyś kto wie? Może sama stworzy jakieś małe imperium? On jej w tym pomoże, w to nie wątpiła, zresztą szybko się uczyła. Kariera była dla niej bardzo ważna. Nigdy nie rozumiała kobiet, które za główny cel obierały sobie męża i dzieci, a potem tonęły w stosach pieluch i papek. Nie, to nie dla niej. Ona musiała czuć, że żyje. Najlepsze wakacje, najlepsze ubrania, biżuteria. Przy Janku wszystko to mogła mieć ot tak. Teraz, gdy już spędzili ze sobą noc, nie pozwoli mu o sobie zapomnieć. Zresztą widziała to również w jego oczach. Byli do siebie podobni, on myślał tak samo. Nie kochała go, ale to i lepiej. Podobno miłość może tylko przeszkadzać. Będą wspaniałymi partnerami, razem osiągną wszystko, co tylko będą chcieli.
Była siódma, kiedy Magda się przebudziła. Janek jeszcze spał. Spojrzała na niego, bardzo jej się podobał. Wiedziała, że miał wiele kobiet, ale to jej nie przeszkadzało. Ona też nie była święta. Razem mogą stworzyć idealne życie. Wstała i założyła jego koszulę. Po cichu wyszła z sypialni prosto do kuchni, by przygotować śniadanie. Zajrzała do lodówki. Uśmiechnęła się, bo Janek miał tam tylko jajka, sałatę, margarynę i pomidorki koktajlowe. Nie za dużo, ale da się już z tego coś wyczarować. Zabrała się do pracy, by gdy tylko chłopak się obudzi, móc go zaskoczyć zrobionym śniadaniem.
Janek już nie spał. Słyszał, jak Magda wychodzi z sypialni i cicho zamyka drzwi. W sumie sam nie wiedział, dlaczego się nie odezwał. Chciał pobyć trochę sam. Dzisiejsza noc była cudowna, nikt nigdy nie sprawił, by było mu tak przyjemnie, a mimo to czuł pustkę. Nie chodziło o seks. Pod tym względem Magdzie nie mógł niczego zarzucić, ale… miał nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak. Jakby przeczucie, niepokój w sercu, coś, co kazało mu się wycofać.
— Przestań — warknął sam na siebie. — Przecież jest idealnie, tak jak powinno być. Nic mi nie zepsuje tego dnia. Nawet to dziwne uczucie.
Słyszał, jak Magda krząta się w kuchni, jak rozbija jajka i włącza radio. Akurat leciał utwór Walking on Sunshine — Magda śpiewała. Nagle poderwał się na dźwięk telefonu. To był ojciec. Nie chciał z nim jeszcze rozmawiać, ale wiedział, że jeśli nie odbierze telefonu, gotów tu jeszcze przyjechać. Po trzecim sygnale z rezygnacją nacisnął zieloną słuchawkę.
— Cześć, tato. Co słychać? — zapytał z udawaną beztroską. — Wszystko w porządku?
— Nie jest w porządku. Janek, gdzie ty jesteś? Obiecałeś, że od dziś zaczniesz u mnie pracę. Nie tak się umawialiśmy. Skończyłeś studia, już pora, żebyś spoważniał i się ustatkował. W końcu kiedyś to będzie twoja firma. Twoja, rozumiesz?!
Ojciec był wściekły. Nie pierwszy raz Janek wystawiał go do wiatru. Tym razem nie chciał mu odpuścić.
— Wiem, tato, dałem słowo, ale… Słuchaj, mam propozycję. Będę u ciebie pracować, wiesz, że nie będzie inaczej. Bo w sumie co mógłbym robić, nie? — Janek próbował grać na czas, roześmiał się nerwowo do telefonu. — Ale mam ostatnią prośbę. Wiem, że obiecałem, ale słuchaj, ten rok był naprawdę bardzo trudny. Zaliczyłem wszystkie egzaminy w terminie, obroniłem się na pięć, już pewnie nigdy nie będę miał takiej możliwości, a… chciałbym odpocząć.
— Janek! — krzyknął ojciec.
— Tak, wiem, powiesz, że wciąż odpoczywam, ale to wcale nie był odpoczynek. Ciągle musiałem się uczyć. Gdybym mógł wyjechać na kilkanaście dni, nabrać sił, po powrocie byłbym najlepszym pracownikiem ever! Wypoczęty, zadowolony… A kto wie kiedy następnym razem będę mógł się wybrać na takie wakacje… — powiedział z determinacją i cichą nadzieją.
W słuchawce usłyszał westchnienie. Ojciec był surowy, ale go kochał. Chciał mu zastąpić oboje rodziców. Co nie było łatwe, bo twarda ręka nie potrafiła ukoić bólu i smutku po stracie matki. Sam nie wierząc, że to mówi, odpowiedział:
— Dobrze. Masz dwa tygodnie. Jak normalni pracownicy. I ani dnia dłużej. Inaczej zabieram ci wszystko. Mieszkanie, samochód i pracę. Wtedy będziesz musiał radzić sobie sam.
— Rozumiem, więcej mi nie trzeba — odparł Janek i już chciał się rozłączyć, gdy coś sobie przypomniał. Zapytał: — Przelejesz mi trochę kasy? Jestem spłukany!
Ojciec znowu westchnął i tylko dodał ostrym głosem:
— Ani dnia dłużej! — Po tym się rozłączył.
Janek wiedział, że tym razem nie żartował. To były jego ostatnie dwa tygodnie, a potem pochłonie go szara codzienna rzeczywistość. Musiał ten czas wykorzystać jak najlepiej. Szybko wystukał numer i rzucił do słuchawki:
— Bartek? Mam dwa tygodnie. Załatw coś. Gdziekolwiek. Jest mi wszystko jedno. Byle było ciepło.
W słuchawce usłyszał radosną wiązankę przekleństw. Bartek właśnie wykrzykiwał: „Jak zajebiste będą te wakacje”, gdy Magda w jego koszuli weszła do sypialni i słodko zapytała:
— Misiu, już nie śpisz? Na co masz ochotę? Na śniadanie czy coś innego?
Janek nie słyszał już głosu przyjaciela, tylko przywarł wargami do ust dziewczyny.
Rozdział III
Rodos
Ola nie mogła już dłużej zwodzić przyjaciółki. Poprosiła ją o trzy dni, a minęło już pięć. Wiedziała, że dla Angeli czas jest cenny, i tym trudniej było jej podjąć decyzję. Tego dnia, zamiast udać się do domu zaraz po pracy, jak to robiła przez ostatnie cztery dni, skręciła boczną alejką do parku. Było ciepło. Lipcowe słońce ogrzewało jej twarz, gdy usiadła na jednej z pobliskich ławek. Od razu po przyjeździe Angeli Ola zabrała laptopa i przejrzała cały Internet, by dowiedzieć się jak najwięcej o chorobie przyjaciółki. Angelika nie kłamała, a Olga była załamana. Wszystko, o czym mówiła tamta, było prawdą. Jeśli są przerzuty, nie zawsze istnieje szansa, by działać chirurgicznie. Ale może lekarze się mylili? Może istniała możliwość, by Angela wyzdrowiała? A ona zabierze ją gdzieś na koniec świata i jej tę szansę odbierze? A może stałby się jakiś cud i przyjaciółka odzyskałaby zdrowie? Przecież istnieją na świecie takie przypadki! Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Ale — co Ola dobrze zrozumiała — lekarze nie chcieli się tego podjąć. Na to było już za późno. Przyjaciółka wspomniała tylko o leczeniu paliatywnym, co nie dawało szans na wyzdrowienie, tylko poprawę jego jakości, a o chemioterapii słyszeć nie chciała ze względu na skutki uboczne. Twierdziła, że nic to nie zmieni, a nie chce zmarnować ostatnich dni, jakie jej zostały. Pragnęła jeszcze coś zobaczyć. Ola westchnęła. Siedziała już dłuższy czas, obserwując idące dzieci. Głośno nad czymś debatowały. Miały w sobie tyle radości i dziecięcych marzeń, które w przyszłości na pewno będą chciały zrealizować. Czy miała prawo odmówić Angeli? Może to jej ostatnie marzenie, które zostanie spełnione? Na tę myśl Ola bardzo się wzruszyła. Nie mogła powstrzymać łez. Słyszała, jak dzieci głośno ze sobą dyskutowały, jakiś ptak na drzewie zaćwierkał kilka razy. W oddali rozległ się stukot kół tramwaju i głośny klakson samochodu. Tak brzmiało tętniące życiem miasto. I pomimo wszystkich przeciwności losu świat nie runął, a życie toczyło się dalej. Zadzwonił telefon. Olga spojrzała na ekran i załamała się jeszcze bardziej. Pani Helena. Rozmawiała z nią codziennie. O tym, jak Angela się czuje, co je, kiedy zamierza wrócić… Nie wspomniała jej jednak o pomyśle córki, to nie ona powinna ją o tym powiadomić. To powinna zrobić Angelika. Ona nie miała sił ani chęci przekazywania matce informacji, że najstarsza córka chce w taki sposób przeżyć ostatnie chwile swojego życia. Ola wyciszyła telefon i schowała go do torebki. Pora podjąć decyzję. Wytarła świeże łzy, zacisnęła zęby i wstała z ławki. Już wiedziała, co powinna zrobić. Nie zawiedzie Angeli, mimo że miała rozdarte serce.
Angela już od dwóch godzin czekała na przyjaciółkę przy kuchennym stole. Dłużej nie mogła siedzieć cicho. Wcześniej nie wypytywała Oli ani nie poruszała z nią tematu wyjazdu, mając nadzieję, że ta sama zacznie rozmowę, ale mijały kolejne dni, a przyjaciółka milczała. Bała się, że może zrezygnuje, że powie jej, że jednak nie pojedzie z nią na wycieczkę, że będzie musiała wrócić do Krakowa, do zrozpaczonej matki i zrezygnowanego ojca. Właśnie, tata, który zawsze ją wspierał. Odkąd pamiętała był przy niej. Gdy miała lepszy i gorszy czas. Zawsze potrafił ją rozbawić i powiedzieć coś, co dodawało otuchy. Po zdiagnozowaniu u niej choroby również nie tracił nadziei. Twierdził, że i z tym sobie poradzą. Przestał dopiero wtedy, gdy Angelika odmówiła leczenia. Widziała w jego oczach, że ją rozumie, ale nie miał dla niej żadnego słowa pociechy. W jednej chwili uszło z niego życie. W odróżnieniu od matki, która non stop dyskutowała, próbowała Angelę przekonać, tata przestał się odzywać. I to nie dlatego, że był zawiedziony postawą córki, tylko dlatego, że ją rozumiał. Czytał i dowiadywał się, na czym polega cała procedura leczenia, krok po kroku. I wiedział. Wiedział, że gdyby sam zachorował, pewnie postąpiłby tak samo. Pod tym względem byli do siebie podobni. Choć Angelika z wyglądu bardziej przypominała matkę, to charakter ewidentnie odziedziczyła po ojcu. Najgorsze były jednak wieczory, kiedy ojciec przychodził do jej pokoju, siadał na krawędzi łóżka, patrzył w dal i nic nie mówił. Od czasu do czasu głaskał Angelę po głowie, jak wtedy, gdy była małą dziewczynką i przyśnił jej się jakiś koszmar. Zawsze wówczas mówił: „Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie i nic złego nie może ci się stać. Ja cię obronię”. Tym razem nie padły żadne słowa. Zupełnie jakby wiedział, że nie może już zapewnić swojej małej córeczce niczego podobnego. Głaskał ją wtedy w ciszy, mając nadzieję, że dziewczyna nie dostrzeże łez w jego oczach. Ta cisza była najgorsza. Głośniejsza niż słowa matki. Angela chciała wtedy krzyczeć na ojca. Dlaczego jej nie zapewni, tak jak kiedyś, że wszystko się ułoży? Czemu nie powie jej, że jest przy niej i że ją obroni? Czemu, do cholery, milczał? Ale nie mogła mu tego powiedzieć. Wiedziała, że tata nie rzuca słów na wiatr, a skoro nie miał jej nic do powiedzenia, to właśnie dlatego. Był zaś przy niej, bo chciał z nią spędzić trochę więcej czasu i wesprzeć, jak tylko potrafił najlepiej. Poczuła ucisk w gardle, oczy zapiekły od łez. Czy miała prawo wyjechać do obcego kraju, odebrać ojcu i całej rodzinie możliwość spędzenia z nią ostatnich chwil? Czy nie była egoistką, tak postępując? Może powinna wrócić i spędzić czas właśnie z nimi? Czuła jednak w głębi duszy, że postępuje słusznie. Ojciec też to wiedział, kiedy zawiózł ją na dworzec. Jemu jednemu powiedziała o swoich planach. Nie pochwalił jej, ale też nie zatrzymał. Za to była mu wdzięczna. Taki ojciec to skarb. Chciał, by Angela sama podejmowała decyzje, nawet jeśli się z nimi nie zgadzał. Na dworcu długo ściskał ją w ramionach, ocierając łzy, jakby to było ich ostatnie spotkanie. W pewnym momencie szepnął jej do ucha, że rozumie. Niczego więcej usłyszeć nie chciała. Ludzie oglądali się na nich, ale Angelika nie zwracała na to uwagi.
— Kocham cię, tato. Za wszystko ci bardzo dziękuję — powiedziała, szlochając, a ojciec pokiwał tylko głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa.
Długo stał na dworcu. Angela widziała, jak sylwetka taty staje się coraz mniejsza, aż znika całkowicie. Dopiero w połowie drogi do Warszawy uspokoiła się i odetchnęła z ulgą. Dobrze było mieć świadomość, że pomimo wszystko ojciec ją wspiera. To dla niej naprawdę dużo znaczyło. Teraz jednak, gdy przypomniała sobie całą tę scenę, nie mogła powstrzymać łez. Dopadły ją wątpliwości: Czy na pewno dobrze robię? Może powinnam wrócić do Krakowa? Nagle usłyszała zgrzyt klucza w drzwiach.
Ola wparowała szybkim krokiem do kuchni. Była rozemocjonowana i podekscytowana. Miała ogień w oczach. Angela nie mogła z jej twarzy nic wyczytać. Wcześniej miała plan, że gdy tylko przyjaciółka wróci do domu, zapyta ją wprost o wyjazd, ale teraz, gdy dopadły ją wątpliwości, stwierdziła, że jeszcze może z tym zaczekać. Ola natomiast chodziła w kółko po kuchni, jakby chciała coś powiedzieć, ale w sumie nie wiedziała do końca jak.
— Rodos — wykrztusiła w końcu i z niecierpliwością spojrzała na Angelikę.
Ta, chociaż dobrze usłyszała, spytała:
— Co za Rodos?
— Taka wyspa, należąca do Grecji, między Morzem Egejskim a Śródziemnym.
— Wiem, co to Rodos, ale nie rozumiem, o co ci chodzi.
— Tam polecimy drugiego sierpnia. Wykupiłam już wycieczkę.
Na te słowa Angelika upuściła filiżankę. Z jednej strony podróż w nieznane, wakacje, wspaniała przygoda, a z drugiej… ostatni wyjazd, choroba, brak nadziei. W tym momencie wszystkie te emocje, które trzymała głęboko w sercu, wypłynęły z niej z podwójną mocą. Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Nigdy nie była za granicą. Nigdy nie leciała samolotem. Nigdy też nie chorowała, nie umierała. Nie była w stanie nic powiedzieć, jedna, a potem cała struga łez spłynęła jej z oczu. Nie mogła się opanować. Płakała trochę ze szczęścia i trochę bardziej ze smutku. Ola z przerażeniem patrzyła na przyjaciółkę, gdy ta osuwała się po ścianie i głośno łkała. Podeszła do niej i mocno ją przytuliła. Nie wiedziała, jak ma się zachować, ale wiedziała, że gdyby to ona była na miejscu tamtej, to chciałaby, aby ktoś mocno ją przytulił.
— Myślałam, że się ucieszysz — powiedziała. — Nie chciałam sprawić ci przykrości, wiem, że długo zwlekałam z decyzją, ale musiałam coś sprawdzić, musiałam mieć pewność.
— I teraz już ją masz? — zapytała zachrypniętym głosem Angelika.
— Nie, nadal mam wątpliwości, ale jesteś moją najlepszą przyjaciółką, właściwie jedyną jaką mam, traktuję cię jak siostrę. Nie mogę ci odmówić. Rozmyśliłaś się? Nie chcesz już lecieć?
Na te słowa Angelika przecząco pokręciła głową. Tak, miała wątpliwości, ale coś podpowiadało jej, że powinna to zrobić. Że jeszcze ma na to czas, potem może być już za późno.
— Chcę tam jechać, ale zanim przyszłaś, dopadły mnie wątpliwości. Zastanawiałam się, czy mam prawo wyjechać i zostawić moją rodzinę bez możliwości spędzenia ze mną więcej czasu. Ale czuję, że muszę to zrobić, że muszę wyjechać, by jeszcze raz, może ostatni raz poczuć, że żyję.
— I nie będzie ci szkoda, że nie spędzasz tego czasu z bliskimi? Twoja siostra Maja w ogóle już wie?
Na te słowa Angelika rozpłakała się jeszcze bardziej. Jej ukochana siostrzyczka dopiero niedawno dowiedziała się o chorobie. Nie wiedziała jednak wszystkiego. Myślała, że da się to wyleczyć. Chociaż gdy dzień przed swoim wyjazdem z nią rozmawiała, ta wyglądała na przygnębioną i zmartwioną. Nigdy jej takiej nie widziała, więc chyba się domyślała. Ale żadna z nich nie chciała poruszać tego tematu.
— Maja wie. Ale chyba nie wszystko. Wiem, Ola, że wydaje ci się to dość szalone, ale muszę to zrobić. Muszę… Rozumiesz? Jeśli tego nie zrobię, zwariuję, oszaleję. Nie mogę siedzieć w domu i użalać się nad sobą, chcę żyć i korzystać z tego, co mi zostało.
— Rozumiem… W takim razie wyjeżdżamy drugiego, wracamy dziewiątego. To będą nasze najlepsze wakacje!
Dziewczyny spojrzały na siebie. Ola również była mokra od łez. Na te słowa jednak obie uśmiechnęły się i krzyknęły z całych sił:
— A więc RODOS!!!
Smutek pomieszany z radością. Ale nie było już odwrotu.
— Dziękuję, Olu. Jesteś najlepszą przyjaciółką.
Olga z uśmiechem mrugnęła do Angeliki i powiedziała:
— Wiem o tym. Będzie wspaniale! I ilu będzie mężczyzn, śniadych, muskularnych i opalonych… Wyobrażasz to sobie? Będziemy rządzić na tej wyspie, nikt nam się nie oprze.
Na te słowa Angela wybuchnęła głośnym śmiechem. Co jak co, ale Ola nigdy się nie zmieni — i oby tak zostało.
— Posłuchaj… — zaczęła niepewnie Ola, chcąc coś dodać. — Wiem, że możesz być na mnie trochę zła, ale poleci z nami ktoś jeszcze.
Angela się zmieszała. Nie chciała, by ktoś zmącił jej spokój, nie lubiła nieznajomych, myślała, że będzie to raczej babski wypad. A może Ola chciała zabrać na wyjazd tego chłopaka, z którym niedawno spędziła noc? Jeśli tak, to wcale jej się ta podróż nie uśmiechała.
— Tak? — spytała niepewnie.
— Bo wiesz, mam taką koleżankę Ewę, trochę szaloną i rozrywkową, znamy się z pracy. Spotkałam ją, gdy wychodziłam z biura podróży. Kiedy usłyszała, że wybieramy się na wyspę, wykrzyknęła, że ona marzyła, by tam polecieć, ale nie miała z kim, a teraz zerwała ze swoim chłopakiem… I tak jakoś wyszło, że ona również wykupiła tę podróż. Nie umiałam jej powiedzieć, że chcemy lecieć same. Tak się ucieszyła. Oczywiście nic jej nie mówiłam o twojej chorobie, podmówiła się, a mnie zatkało.
— Nic już nie zrobimy. Dobrze, że nic jej nie powiedziałaś. Polecimy we trzy. Myślę, że będzie fajnie.
Olga odetchnęła z ulgą. W jednej chwili przypomniała sobie, że czeka Angelikę jeszcze jedna trudna rozmowa.
— Teraz musisz powiedzieć o wszystkim swojej mamie. Nie okłamuj jej, bądź szczera, powiedz jej to samo co mnie. Na pewno zrozumie. Zostawię cię samą, żebyś mogła spokojnie porozmawiać.
Ola podała przyjaciółce telefon, pocałowała w policzek na odwagę i wyszła. Angelice mocniej zabiło serce. Wiedziała, że ta rozmowa nie będzie łatwa, ale nie mogła zostawić tego na później, musiała być z matką szczera. Nie chciała jej okłamywać. Chociaż może? Przez głowę przebiegła jej myśl, że jeśli teraz zadzwoni, to matka gotowa tu po nią przyjechać. Do wyjazdu zostało jeszcze trochę czasu, najlepiej dać znać, gdy już nie będzie odwrotu — przed samym startem. Wiedziała, że Oli nie spodoba się ten pomysł, miała świadomość, że przyjaciółka będzie musiała do tego czasu okłamywać panią Helenę. Obecnie jednak nic lepszego nie przychodziło Angelice do głowy. Musiała przekonać Olgę, by jeszcze przez jakiś nie przekazywać wiadomości jej mamie, zanim prawda wyjdzie na jaw.
Janek siedział sam w swoim mieszkaniu i smutnym wzrokiem gapił się w nowy telewizor. Ojciec był bardzo hojny. Przelał mu dość pieniędzy, by starczyło na urlop i wszelkie wydatki. Cieszył się z powodu wyjazdu. Był jednak przygnębiony faktem, że zostało mu tak mało czasu, a potem dopadnie go szara rzeczywistość. Tak naprawdę nie widział sensu w pracy z ojcem. Kochał go, ale nie chciał do końca życia być „tylko” synem prezesa. Marzył, by coś samemu osiągnąć, czymś się pochwalić, by coś było tylko jego, nawet jeśli nie zarabiałby kokosów. Co jakiś czas zmieniał kanał. Był zmęczony po nocy spędzonej z Magdą. W sumie powinien być zadowolony. Dziewczyna była piękna, każdy facet byłby szczęśliwy, gdyby miał ją u swego boku. I chociaż noce z nią były wspaniałe, to gdy tylko nastawał dzień, miał ochotę, by jak najszybciej sobie poszła. Gdzieś w głębi serca miał wrażenie, że coś jest nie tak. Że skręcił w złą stronę, że coś przegapił, ale nie do końca wiedział co. Z jednej strony czuł się winny, że w taki sposób wykorzystuje dziewczynę, a z drugiej wkurzony na samego siebie. Może sprawa rodziców odbiła się na nim bardziej, niż myślał? Może nie potrafił zaufać ani pokochać żadnej kobiety? Co, jeśli to wstrętne uczucie już przy nim zostanie aż do końca? Nie chciał, by tak się stało. Czuł, że musi coś zrobić, gdzieś wyjść, spróbować czegoś nowego, by wyrwać się z tego marazmu, w którym się znalazł. Obecnie jednak nie bardzo wiedział co, a od trzech dni nie wychodził z domu. Nie miał już napiętego grafiku, nie musiał się już nigdzie spieszyć, nie musiał się uczyć ani zaliczać egzaminów. Brakowało mu celu i to przygnębiało go coraz bardziej. Rzucił pilot na tapczan, wstał i podszedł do balkonowego okna. Westchnął. Spojrzał w dół, na ulicę, i ujrzał ludzi, którzy ciągle gdzieś się spieszyli. Jeden samochód ostro zahamował, o mały włos nie doszło do stłuczki, wywiązała się kłótnia, jakaś starsza pani wolnym krokiem przechodziła przez jezdnię, z naprzeciwka dwoje młodych ludzi szło za rękę, gdzieś zaszczekał pies, tramwaj zadzwonił, zaćwierkał ptak… a on, jak ten ostatni osioł, stał i się gapił.
— Cholera, gdybym miał trochę więcej czasu — powiedział na głos i odwrócił się od okna.
Może ojciec nie będzie tak bardzo restrykcyjny, jeśli nie pójdzie do pracy zaraz po powrocie z wakacji? Nie, tym razem nie żartował. Słyszał to w jego głosie. Nawet jeśli go nie widział, to słowa dudniły mu w uszach niczym wyrok: „Ani dnia dłużej”. A potem życie bez sensu, bez żadnej nadziei, rutyna. Ostry dźwięk wyrwał go z zamyślenia, spojrzał na wyświetlacz.
Kochanie — odczytał na ekranie. Tak Magda wpisała się do jego telefonu. Przewrócił oczami, nie chciał z nią teraz rozmawiać. Jeszcze nie powiedział jej o wyjeździe z chłopakami, na pewno nie będzie miała nic przeciwko, ale jakoś nie było okazji, by jej o tym wspomnieć. Co było dziwne, bo ostatnio spędzali ze sobą coraz więcej czasu. Magda już się u niego zadomowiła. Zachowywała się jak u siebie, przyniosła nawet kilka swoich rzeczy. Czasami Janek otwierał jakąś szafę i znajdował różne kosmetyki, bibeloty, ciuchy. Nie wiedział, że one tam są. Nie zapytała go o zdanie, o to, czy może to zrobić, po prostu stwierdziła, zresztą tak samo jak on na początku, że oboje do siebie pasują i tyle. Czy tak powinien wyglądać związek? Mimo że spędzali ze sobą coraz więcej czasu, Janek łapał się na tym, że wcale nie chciał go spędzać z Magdą. Cieszył się, kiedy mógł zostać sam, tak jak dzisiejszego popołudnia, kiedy odwiedzała swoich rodziców. Nie był z nią szczery, nie mówił jej o swoich wątpliwościach co do pracy u ojca, wiedział, że dziewczyna i tak by go nie zrozumiała, a zaczęłaby jeszcze bardziej przekonywać do swoich racji. Czasami gdy namiętność mijała, brakowało im tematów do rozmowy, tak jakby łączyła ich tylko fizyczna fascynacja. Zauważył, że spina się w jej obecności. Chciał, by dziewczyna była zadowolona, zapominając w tym wszystkim o sobie. Lubił zadowalać innych, czuł jednak, że to droga donikąd. Znów ostry dźwięk dzwonka zagłuszył ciszę. Spojrzał na telefon i zobaczył na nim zdjęcie Bartka, który pokazywał mu fuck off. Uśmiechnął się na wspomnienie tej ostatniej imprezy, którą zorganizowali u niego w domu. Szybkim ruchem odebrał telefon.
— Cześć, stary. Słuchaj, załatwiłem wszystko, wylatujemy piątego sierpnia, więc mamy jeszcze parę dni, udało mi się ogarnąć lot, hotel, ubezpieczenie i te wszystkie duperele. Jestem zziajany jak dziki pies, niby nic trudnego, idziesz do biura i masz wszystko podane na tacy, ale non stop chcą jeszcze jakieś dane. A tak à propos będziesz musiał tam podejść i coś podpisać. Ale lecimy! Jak ja się cieszę! Będziemy balować do rana, pić, grzać się na słońcu i robić, co nam się tylko spodoba! Kuba już zaczął się pakować, jest totalnie nakręcony. Ty wiesz, że on się chyba zakochał? Nie chce się przyznać dureń jeden, ale chyba go wzięło. Jakaś laska totalnie go zahipnotyzowała.
Bartek śmiał się wniebogłosy, nabijając się z Kuby, za to Janek poczuł ukłucie w sercu. Chciałby też kiedyś doświadczyć, jak to jest być zakochanym, tak prawdziwie.
— Co ty mówisz? Jeśli to prawda, straciliśmy przyjaciela — odpowiedział ze śmiechem, nie wzbudzając u Bartka żadnych podejrzeń, co do swojego przygnębienia.
Nie. Teraz będzie się cieszył każdą wolną chwilą i wykorzysta ten wyjazd na maksa.
— Słuchaj, gadałeś już z Magdą? — zmienił temat Bartek. Słychać było, że jedzie samochodem i nie za bardzo może rozmawiać.
— Nie, jeszcze nie, ale dziś z nią pogadam. Nie powinna mieć nic przeciwko, sama coś wspominała, że chciałaby się wybrać na jakiś babski wypad za granicę, damy sobie trochę luzu.
— Pewnie, gołąbki. Ile można przebywać ze sobą? Ja was totalnie, chłopaki, nie rozumiem. Jest tyle pięknych kobiet na świecie, po co ktoś w ogóle chciałby wiązać się z jedną do końca swoich dni? Czy życie wam niemiłe?
— Nie zrozumiesz, to coś nazywa się dojrzałość i stabilizacja.
— Sorry, ja tam mogę mieć i dojrzałość, i stabilizację z kilkoma naraz, a nie z jedną, to żadna frajda. Ania w poniedziałek, Julia we wtorek i to jest stabilizacja, no i jaka dojrzałość, dzięki temu się rozwijam — parsknął do słuchawki Bartek.
— Tak, na pewno, zwłaszcza w jednej strefie.
— Nieważne w jakiej, ważne, że jest ekstra. Dobra, kończę, gliny stoją, zaraz się przypierdzielą, że gadam. To na razie, Janeczku. Szykuj się na ostrą balangę, będzie ZAJEBIŚCIE! — krzyknął do słuchawki i już miał się rozłączyć, gdy Janek w ostatniej chwili zawołał:
— A gdzie my w ogóle lecimy?
— No jak to gdzie? Nie powiedziałem? Tam, gdzie miłość, tam, gdzie jeleń i gdzie łania… Najgorętsza grecka wyspa… Na Rodos, bracie, na RODOS! — wykrzyczał do słuchawki Bartek i się rozłączył.
— A więc niech będzie Rodos — powiedział sam do siebie Janek i uśmiechnął się na myśl o tym, co go czeka.
Rozdział IV
Spełnione marzenie
Angelika nie spała już od pierwszej. Ciągle biła się z myślami i miała wyrzuty sumienia. Po wczorajszej rozmowie z matką nie mogła się pozbierać. W uszach wciąż rozbrzmiewał głośny płacz i prośby jej rodzicielki, by ta jednak nigdzie nie leciała, by jak najszybciej wróciła do domu i rozpoczęła leczenie. Angelika jednak nie mogła tego zrobić. Coś jej podpowiadało, że musi wyjechać, jakaś siła pchała ją do przodu, do tego wyjazdu. Co nie znaczy, że było jej łatwo to wszystko zostawić ot tak. Po raz pierwszy sprzeciwiła się matce. Zawsze starała się być tą rozsądną, chciała dawać dobry przykład swojej młodszej siostrze. Tym razem jednak nie mogła postąpić inaczej. Wstała z łóżka i usiadła koło okna. Obserwowała życie nocne w Warszawie. Mimo późnej pory dużo osób kręciło się po ulicy, co jakiś czas jechał samochód. Nie tak wyobrażała sobie swoje dorosłe życie. Zawsze marzyła o tym, że skończy studia, znajdzie pracę w szkole i będzie uczyć. Następnie zakocha się na zabój, wyjdzie za mąż i doczeka się czwórki dzieci ze wspaniałym człowiekiem, który będzie nie tylko jej wielką miłością, ale także najlepszym przyjacielem. Teraz te plany stały się tak odległe i niemożliwe do osiągnięcia, że aż się wzdrygnęła. I po co to wszystko? Czy to życie ma w ogóle jakiś sens w takim razie? Może lepiej zakończyć je już teraz i przestać mieć jeszcze jakieś nadzieje? — pomyślała. Nie, tego nie potrafiłaby zrobić. Jednak do nadziei też nie miała prawa. Ona już dawno powinna się ulotnić. Na zegarze wybiła druga. Jeszcze miała trochę czasu do odlotu. Powinna była się położyć i odpocząć, ale nie mogła zasnąć. Targały nią różne emocje. Niestety, nie były one przyjemne. Na lotnisku musiały być przynajmniej dwie godziny wcześniej. Nie było sensu się teraz kłaść, nim zaśnie, będzie musiała się obudzić, zresztą zmarnowała już dość czasu na spanie, chciała wykorzystać każdą możliwą chwilę, która jej pozostała. Powinna była się cieszyć i skakać ze szczęścia, że wyjeżdża, zobaczy nowe miejsca, pozna ciekawych ludzi, poleci samolotem… ale nie potrafiła. Czuła tylko pustkę i beznadziejność swojej sytuacji. Gdziekolwiek pojedzie, cokolwiek zrobi, choroba i tak z nią pozostanie. Jej nie będzie mogła zostawić w Polsce, zabierze ją ze sobą nawet na piękną wyspę Rodos. Gdzieś koło piątej Ola weszła do pokoju Angeli.
— Hej, jak się czujesz przed pierwszym wyjazdem za granicę? Czujesz ekscytację? Dziś będziemy na wielkiej plaży opalać się topless! A jak!
Ola była szczęśliwa, widać było, że cieszy się na ten wyjazd. Jednakże jedno spojrzenie na przyjaciółkę sprawiło, że przypomniała sobie, po co tak naprawdę lecą na te wakacje. Cała jej radość w jednej chwili wyparowała.
— Ej, nie smuć się z mojego powodu. Chciałabym, aby te wakacje były odskocznią i dla mnie, i dla ciebie. Na te osiem dni zapomnijmy, że jestem chora. Cieszmy się tą wycieczką. I nie mówmy o przykrych rzeczach, okej? — Angelika uśmiechnęła się do Oli, mimo że na sercu leżał jej wielki ciężar. — Będzie wspaniale, plaża, drinki, słońce. I to wszystko za niecałe sześć godzin!
— Tak, masz rację. Od teraz żadnych rozmów na temat choroby i smutnych rzeczy. Cieszmy się każdą wspólną chwilą.
Dziewczyny wstały, zaczęły się ubierać, zjadły skromne śniadanie i ruszyły taksówką na lotnisko. Na miejscu miały spotkać się z Ewą. Gdy tylko dotarły, nie mogły jej nie zauważyć. Dziewczyna ubrała się do samolotu, jakby szła na imprezę — na nogach miała czerwone szpilki, a krótka sukienka ledwo zasłaniała jej pupę.
— Hej, dziewczyny! — krzyknęła na całe gardło uśmiechnięta Ewka i z piskiem ruszyła w ich stronę. — Nawet nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że razem wyjeżdżamy na te babskie wakacje. To na pewno będzie wspaniały wyjazd. Już ja to wiem. Tylko my, przystojni Grecy, plaża, słońce, drinki… Aaaa, już się nie mogę doczekać!
Wszyscy patrzyli tylko na nie, a w szczególności na Ewę, która raczej nie przypominała osoby wybierającej się za granicę. Wyglądała raczej, jakby zaraz miała iść na dyskotekę.
— A tak w ogóle jestem Ewa. — Dziewczyna wypuściła je z ramion i spojrzała na Angelikę z uśmiechem.
— Angela — odpowiedziała tamta, zmieszana.
Nigdy wcześniej nie spotkała tak głośnej i bezpośredniej dziewczyny. Angelika należała raczej do tych introwertycznych. Lubiła swoją samotność, a na imprezy chodziła rzadko. Teraz jednak chciała to zmienić. Chciała poznać życie i jego smak.
— Miło cię poznać, Angela. Ola, co masz taką kwaśną minę? Jedziemy na wakacje, dziewczyny: wakacje, plaża i kolacje!
W ogóle nie zwracała uwagi na to, że wszyscy ludzie patrzyli tylko na nią. Widać było, że nie przejmuje się zbytnio opinią innych, a wzbudzanie zainteresowania to jej chleb powszedni.
— Słuchaj, musisz się tak wydzierać? Pół lotniska już wie, gdzie lecimy i w jakim celu. Bóg jeden wie, co sobie o nas właśnie myślą, zwłaszcza o tobie. Nie miałaś nic innego w szafie do włożenia? Serio, kusa spódniczka i szpilki? — Olga czuła się zażenowana.
— Nie czepiaj się mnie, stara babo. Skoro chcesz tak wyglądać i zaczynać dzień w Grecji od dresów, to proszę bardzo. Ja jadę tam podrywać i szaleć i nic mi nie stanie na drodze. Nawet zazdrosna Ciotka Klotka.
— Ja zazdrosna? Kobieto, jestem ciekawa, jak w tych szpilkach i obcisłej spódniczce wejdziesz na pokład samolotu. Nie wspominając o targaniu ze sobą walizki. Na pewno nie przekroczyłaś dwudziestu kilogramów? Masz tu ze sobą chyba całą szafę!
— Mną się nie przejmuj, Olga. Sama dbam o siebie, odkąd skończyłam osiemnaście lat, nie musisz mi matkować. Mam już swoje lata i wiem, co robię. Jak chcesz się ubierać jak lump, to się ubieraj, ale nie mów mi, jak żyć.
Ewka uśmiechnęła się radośnie, widząc, że na te słowa Ola zrobiła się czerwona jak burak. Lubiła ją denerwować. Dzięki temu jednak tak łatwo nawiązały kontakt w pracy. Fakt faktem, Ola i Ewa były do siebie bardzo podobne z charakteru. Lubiły się, ale jedna drugą potrafiła zdenerwować bardziej niż ktokolwiek inny. Angelika patrzyła na tę wymianę zdań z nieukrywaną radością. Widziała, że dziewczyny nie potrafią się długo na siebie gniewać, a docinały sobie, dlatego że sprawiało to tak jednej, jak i drugiej dużo satysfakcji. W pewnym momencie Angelika wybuchnęła śmiechem. Ola spojrzała na nią spode łba i tylko szepnęła:
— Czasami ta Ewka to mnie tak denerwuje, że mogłabym jej przywalić. Jeszcze chwila, a będzie leżeć w tych korkach na środku lotniska. I kto ją będzie musiał zbierać? Oczywiście ja, bo ta sierota sama nie da sobie rady.
Angela śmiała się w głos na te słowa, natomiast Ewka, idąc przodem, wciąż rozprawiała, jakie te wakacje będą super. A będą, już ona się o to postara. Dziewczyny zdały bagaż, przeszły odprawę i usadowiły się na krzesłach. Obserwowały, jak jedne samoloty lądują, a inne startują. Angelika miała mieszane uczucia — z jednej strony był strach, a z drugiej ekscytacja, tak jakby coś miało się wydarzyć, coś miało się zmienić… Jak gdyby zaczynała coś od nowa.
Kiedy Ola z coraz większym zaangażowaniem upominała Ewkę, która i tak niczym się nie przejmowała, w torebce Angeli rozdzwonił się telefon. Szybko wyciągnęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz: Tata. To jedno słowo przywołało tyle emocji, nagle wielka gula pojawiła się w gardle i łza spłynęła po policzku. Szybkim ruchem wytarła kroplę, by dziewczyny nic nie zauważyły, i oddaliła się na moment, by w spokoju porozmawiać z najwspanialszym ojcem, jakiego można sobie wymarzyć.
— Cześć, tato. — Głos miała zachrypnięty, trochę jakby cudzy, dziwny i obcy, nie mogła ukryć wzruszenia.
— Cześć, myszko. Słyszałem, że nas opuszczasz. Na długo?
Ojciec nie miał do niej pretensji. W jego głosie słyszała jedynie rezygnację i ogromny smutek. Nie mogła powstrzymać łez. Załkała cicho.
— Tato… przepraszam, ale ja musiałam to zrobić. Musiałam, wiesz? Nie chcę wegetacji, chcę jeszcze coś zobaczyć, zwiedzić, posmakować… inaczej zwariuję. Przepraszam, jeśli cię zawiodłam, mam nadzieję, że mi wybaczysz i zrozumiesz… Proszę, nie bądź na mnie zły… — Ostatnie słowa zostały wypowiedziane przez szloch. Angelika nie mogła się uspokoić. — Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy.
Nie usłyszała odpowiedzi. Przez chwilę w słuchawce słychać było tylko cichy płacz po obu stronach.
— Córeczko, nie mam do ciebie żalu. Wróć do nas cała. Czekamy tutaj wszyscy na ciebie. Jedź, zobacz świat, a potem wróć. Tutaj zawsze będzie twoje miejsce. Na jak długo wylatujesz? — Tym razem usłyszała w jego głosie nadzieję, że niedługo się zobaczą.
— Osiem dni. Może postaram się stamtąd wrócić prosto do Krakowa. Proszę, pozdrów Maję, ucałuj mamę i powiedz, że niedługo wrócę. Bardzo jest na mnie zła?
— Nie, mama nie jest na ciebie zła. Po prostu się martwi. Chciałaby ci pomóc, tak jak i ja, ale jesteśmy zrezygnowani. Nie wiemy jak. Jeśli uważasz, że ta podróż to dobry pomysł, to jestem w tym z tobą. Baw się i korzystaj z życia. Bardzo cię kocham. Napisz, proszę, jak dolecicie na miejsce.
— Dobrze, tato, napiszę. Bardzo cię kocham. Dam znać, jak wylądujemy. Do zobaczenia za osiem dni.
— Do widzenia, baw się dobrze.
Gdy ojciec się rozłączył, Angelika długo jeszcze wpatrywała się w ekran telefonu. Łzy wyschły. Spojrzała w stronę dziewczyn i zauważyła, że Ola na nią macha. Podeszła do niej szybkim krokiem.
— Słuchaj, wpuszczają już. Musimy pokazać bilet, a potem autobus zawiezie nas do samolotu. Ewka poszła do łazienki, musimy na nią poczekać i wchodzimy. Wszystko okej? Widziałam, że z kimś rozmawiałaś. Starałam się zająć czymś Ewkę, żeby za bardzo nie zwracała na ciebie uwagi i nie dopytywała mnie, dlaczego płaczesz. — Ola miała zmartwioną minę. Po raz setny dopadły ją wyrzuty sumienia i zadawała sobie pytanie, czy na pewno dobrze robi, jadąc z przyjaciółką na te wakacje.
— Tak, dzwonił tata. Pożegnał się i życzył udanego wyjazdu. Powiedział, że mam korzystać z życia i się bawić. Zamierzam posłuchać jego rady i chociaż przez osiem dni niczym się nie przejmować.
— Co tak stoicie, ktoś umarł? — zapytała Ewka, podchodząc do nich. — Macie takie miny, jakbyśmy zamiast na Rodos leciały na jakąś wojnę. Słuchajcie, jak tak będziecie przynudzać, to my tam żadnych przystojniaków nie złapiemy. Ani przystojniaków, ani brzydali, bo na takie smęty nikt nie będzie chciał spojrzeć. A więc, dziewczyny, głowa do góry, pierś do przodu i zaczynamy te rajskie wakacje.
Ewka, nie reagując na piorunujący wzrok Oli, wzięła torebkę i równym krokiem w szpilkach podeszła do urzędnika, podając mu swój bilet ze słowami:
— Po co jechać na Rodos, skoro tutaj już są takie ciacha.
Mężczyzna zdziwił się bezpośredniością dziewczyny, sprawdził jednak bilet i z czarującym uśmiechem oddał go z powrotem. Ola i Angela były w szoku, z jaką łatwością Ewce przyszło poderwanie pracownika lotniska. Nawet nie musiała się za bardzo wysilać.
— Mówię ci, Angela, będziemy mieć przez nią tylko kłopoty.
Ale przyjaciółka po raz pierwszy tego dnia poczuła ulgę i wdzięczność, że Ewka również jedzie na tę wycieczkę. Jeśli o nią chodzi, mogą mieć takie kłopoty. Lepsze cudze niż własne.
Samolot poderwał się i Angelika poczuła, jakby była na kolejce górskiej. Wspaniałe uczucie. Nigdy wcześniej nie leciała, a teraz u jej stóp leżała cała Warszawa. Miała to szczęście, że siedziała koło okna. Z góry mogła obserwować małe miasteczka, wsie, rzeki, lasy. W końcu wszystko zlało się w jedno i już nie wiedziała, czy to, co widzi, to pola, a może miasta. W górze było tak spokojnie. Jakiś inny samolot przeleciał blisko nich. Mogła zobaczyć, jak to wygląda z innej perspektywy. Na szczęście pogoda była piękna, żadnego zachmurzenia, zupełnie jakby ktoś chciał, by Angelika mogła nacieszyć się tym widokiem. Była wdzięczna za to, że niebo jest bezchmurne. Cicho wyszeptała krótką, dziękczynną modlitwę. Przed chorobą nie przywiązywała do tego wagi. Owszem, chodziła z rodzicami i młodszą siostrą co niedzielę do kościoła, ale traktowała to raczej jako obowiązek, nie czyniła tego z potrzeby serca. Bóg był zawsze taki odległy i zajęty swoimi sprawami. Dopiero gdy zachorowała, zaczęła więcej o tym myśleć. Co się z nią stanie, gdy już umrze? Czy będzie mieć jakąkolwiek świadomość? Co tak naprawdę jest po drugiej stronie? Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie boi. Bo bała się okropnie. Ale nie mogła o tym nikomu powiedzieć. Mamie? Ojcu? Przecież to jeszcze bardziej by ich dobiło. Maja była za mała na takie rozmowy, a Ola… Ola nie wierzyła w takie rzeczy. Raczej by nie zrozumiała. Teraz, gdy była tak wysoko w górze, też myślała nad tymi sprawami. Miała nadzieję, że jeśli Bóg istnieje, to przyjmie ją do siebie. Może nie była idealna, ale zawsze starała się postępować zgodnie z własnym sumieniem. Nigdy inaczej. Z zamyślenia wyrwał ją głos Oli, która napominała Ewkę po raz wtóry:
— Przestań tyle pić, przecież lecimy niecałą godzinę, a ty sączysz już trzeci kieliszek. Zaraz będziesz pijana!
— Posłuchaj, ciotko, jestem na wakacjach i niczego nie możesz mi zabronić — odburknęła Ewka, przywołując stewardessę i prosząc o przyniesienie czwartego kieliszka.
— Ja też poproszę — zwróciła się do stewardessy Angelika, ściszając głos.
— O, no w końcu mam kompankę do picia. To my tu z Angelą sobie wypijemy, a nasza ciotka nas przypilnuje.
Ola ze zdziwieniem spojrzała na Angelę, która tylko wzruszyła ramionami.
— Mam korzystać z życia i się nim cieszyć. Kiedy, jak nie teraz? — odrzekła jej Angelika z pytającym wzrokiem.
Ta obrzuciła przyjaciółki spojrzeniem pełnym niedowierzania.
— No dobra, macie rację, muszę chyba trochę wyluzować. Ja też poproszę. To samo.
Angela uśmiechnęła się, a Ewka triumfalnie uderzyła kieliszkiem o jej kieliszek.
— No nareszcie. W końcu ciotka nas opuściła.
I po chwili już wszystkie trzy wznosiły toast za pomyślny wyjazd.
Rodos przywitało je dusznym powietrzem i upałem nie do wytrzymania. Dziewczyny, już lekko wstawione, po odbiorze bagażu udały się do autobusu, który miał je zawieźć do hotelu. Cała jazda trwała może z pół godziny. W tym czasie zza okna pojazdu mogły podziwiać małe domki, wąskie uliczki i bezchmurne niebo.
— Aj, to będą wspaniałe wakacje — zapiszczała Ewka, a Ola jej wtórowała, chyba po raz pierwszy dzisiejszego dnia.
Gdy autobus zatrzymał się przy ich hotelu, odebrały bagaż, a w holu przywitała je recepcjonistka, posługując się angielskim. Najpierw wypiły szampana, którym częstowano nowych gości. Trochę już szumiało im w głowach. Zwłaszcza Ewce, która zaczęła mieszać angielski z polskim i hiszpańskim. Ola przewróciła oczami ze zniecierpliwienia i przejęła pałeczkę. Na szczęście biegle mówiła po angielsku. Po zameldowaniu udały się windą na drugie piętro, do pokoju dwieście dwadzieścia trzy. Tam czekał na nie kolejny szampan i — co najwspanialsze — przepiękny widok na morze.
— Dziewczyny, przebieramy się w stroje i lecimy na plażę! Nie ma na co czekać. Jest piękna pogoda. Czasu szkoda na rozpakowanie.
Ewka miała już gotowy plan: najpierw plaża, potem obiad, drinki i impreza do białego rana. Żadna z dziewczyn nie zaoponowała. Wszystkie na to przystały i już za moment wchodziły głównym wejściem na plażę. Angelika zdążyła tylko napisać ojcu, że bezpiecznie dotarła na miejsce, a potem szybko wskoczyła do wody. Nie spodziewała się, że będzie tu aż tyle kamieni. Dzięki temu morze było takie lazurowe. Musiały jednak uważać, by się nie skaleczyć. Gdy weszły po pas i poczuły piasek pod nogami, zaczęły się wygłupiać.
— Tu jest świetnie! Ja tu zostaję. Nie wracam do żadnej Polski! Ola, zadzwoń, że się zgubiłam i że do pracy już nie wrócę!
Angelika poczuła, jak się unosi, była szczęśliwa. Chciałaby, aby ta chwila trwała wiecznie. Aby życie nigdy się nie skończyło.
Janek z Kubą i Bartkiem od dobrych dwóch godzin lecieli samolotem. Wszyscy trzej nie mogli się już doczekać, kiedy w końcu wylądują i pójdą na plażę. Bartek miał jednak dodatkowe plany co do tego wyjazdu.
— Codziennie będziemy chodzić na imprezy i wyrywać laseczki! Te greckie boginie już na nas czekają! Czaicie, chłopcy? Żadnych dram, same przyjemności.
Bartek rozmarzył się, a Kuba się nie odezwał. W ogóle odkąd samolot wystartował, stał się bardzo milczący.
— Ej, stary, co jest? Coś się stało? Masz taką minę, jakbyśmy na pogrzeb lecieli. Co jest? — Janek nie krył zdziwienia, jego przyjaciel nigdy się tak nie zachowywał.
— To ty nic nie wiesz? Nasz Kubulek kochany się zakochał. Pannę zostawił w Polsce, a dziewczyna się w ogóle do niego nie odzywa, co jest dziwne, bo nasz podrywacz nigdy nie dostaje kosza. Prawda, Kubulku? No, opowiedz koledze Jasiowi, bo on nie w temacie.
Bartek drwił w najlepsze i przestał zwracać uwagę na to, co Kuba ma do powiedzenia. Szybkim ruchem przywołał stewardessę i poprosił o coś mocniejszego.
— Wcale się nie zakochałem. Po prostu wkurza mnie to, że laska się nie odzywa. Nigdy tak nie miałem. Napisałem do niej raz, potem drugi i niby mi odpisywała, ale na odczepnego. W stylu „nie mam czasu, nie zawracaj dupy”. To znaczy ubrała to w inne słowa, ale przekaz był ten sam. I głowię się, co zrobiłem nie tak albo co powiedziałem. Nigdy, do jasnej cholery, tak nie miałem.
Kuba był poirytowany, za to Janek zaczął się śmiać.
— Źle do tego podchodzisz, Kubulku. Laski nie lubią, jak się im narzucamy. One lubią, wiesz, tych niegrzecznych łobuzów, co to nic sobie nie robią z drugiego człowieka. Widocznie za bardzo się narzucałeś.
— Janek, znasz mnie, ja nie z tych.
— Ale może za bardzo ci zależy i ona to widzi, a przez to straciłeś na atrakcyjności.
— Widzieliśmy się tylko raz, wtedy po tej pamiętnej imprezie u ciebie w mieszkaniu. Od tej pory nic, żadnego spotkania, krótkie rozmowy na Messengerze. Chyba po prostu się jej nie spodobałem i tyle.
— Ej, przestańcie smęcić i zacznijcie się zastanawiać, gdzie najpierw pójdziemy, jak już przylecimy. Idziemy coś zjeść czy od razu nad morze?
To ostatnie Bartek prawie wykrzyczał — aż stewardessa przyszła poprosić go o zachowanie ciszy. Ten oczywiście grzecznie przytaknął, puszczając do niej oko, na co dziewczyna lekko się zarumieniła.
— Po co wy w ogóle gadacie o jakichś tam laskach, skoro tu jest ich tak wiele i do tego są bardzo ładne. Swoje zostawiliście w Polsce. Poza granicami już nic się nie liczy. Żadna Magda, żadna tam, która nie odpisuje, dajcie spokój, macie osiem dni wolności, a wy jak stare dziady myślicie o kimś, kogo tutaj nie ma.
— Wypraszam sobie, ja o Magdzie nie mówię.
— Bo jej nie kochasz — wyrwało się Kubie, lecz szybko się zreflektował: — Jeszcze.
— Czyli to prawda?
— Co?
— Zakochałeś się?
Kuba zaczerwienił się i szybko odpowiedział przez zaciśnięte zęby:
— Nie zakochałem się i tak, Bartek ma rację, przestańmy o tym mówić, jedziemy na wakacje i trzeba korzystać z życia. Poproszę o coś mocniejszego — rzucił w kierunku stewardessy, która akurat przechodziła obok.
— No i to jest mój chłop. Pijmy, bracia, bo co nam zostało.