Wstęp
Nie wiem, kiedy zaczęłam zbierać słowa jak okruchy po uczcie — tej, którą nazywamy życiem. Niektóre były gorzkie. Inne słodkie, aż do bólu. Ale wszystkie były prawdziwe. A prawda ma to do siebie, że nie pyta, czy jesteś gotów. Przychodzi — naga, cicha, czasem ubrana w wiersz.
Ta książka powstała z myśli szeptanych nocą, z rozmów niedokończonych, z listów, które nigdy nie trafiły do skrzynek. To moja opowieść o więziach — tych, które ratują nas w ciemności i tych, które milczą, lecz nadal trwają. To również poradnik — nie ten z instrukcjami, ale z pytaniami, które mogą prowadzić. I tomik — bo poezja jest dla mnie najczystszą formą duszy.
Nazywam się Aleksandra. Ale możesz mówić mi Enigma. Zostawiłam w tych tekstach znaki. Tropy. Słowa, które niosą coś więcej niż się wydaje. Zakodowałam tu wiadomości — dla tych, którzy potrafią patrzeć pod powierzchnię. Dla tych, którzy nie boją się wchodzić w głąb.
Być może nie wszystko zrozumiesz od razu. I dobrze. Niektóre zdania trzeba przeczytać sercem. Inne — przeczekać, aż przyjdzie odpowiedni moment.
Ta książka to ukłon. W stronę tych, którzy byli. Którzy są. I którzy jeszcze przyjdą. Nie szukam odpowiedzi. Szukam obecności.
Czy rozszyfrujesz te wiadomości?
Z wdzięcznością,
Aleksandra Dąbrowska (Enigma)
Listy Ciszy
Rozdział 1 — Szeptem zapisane
Półszept w bursztynie
Niektóre słowa zachowałam w bursztynie.
Nie dlatego, by je unieruchomić.
Ale by zachowały światło chwili,
gdy były czyste.
Prawdziwe.
Nieskalane odpowiedzią.
Czy czujesz czasem,
że coś w Tobie zatrzymało się dokładnie wtedy,
gdy ktoś nie odpowiedział na Twój szept?
Nie milcz już dłużej.
Twoja dusza zna alfabet światła.
W miejscu, gdzie nie zadaje się pytań
Tam, gdzie rosną ciche zioła,
gdzie mech pamięta stopy
naszych matek,
tam ukryłam pytania,
na które nigdy
nie chciałam znać odpowiedzi.
Było ich dwanaście.
Jedno
jak deszcz nad ranem.
Znalazłam je po latach,
i każde było modlitwą.
Zegary, które biją tylko raz
Są tacy ludzie,
przy których czas nie powtarza się nigdy.
Raz widzisz ich oczy.
Raz słyszysz ich śmiech.
Raz rozpoznajesz w nich siebie.
A potem — znikają.
Jakby Wszechświat powiedział:
„Wystarczy.
To było jedno spotkanie z wiecznością.”
Nie zatrzymuj ich.
Jesteś częścią ich nieskończonej minuty.
Ona z Lasu
Spotkałam ją w sobie.
Nie miała imienia, tylko zapach liści po burzy.
W oczach — żółty mech i popiół.
W ustach — modlitwa nie do końca
wypowiedziana.
„Nie jesteś tym, co Ci zabrano.
Jesteś tym, co mimo tego zostało.”
Wzięła mnie za rękę i wprowadziła
do lasu, który był mną.
List niezaadresowany
Nigdy nie zapisałam Twojego imienia.
Bałam się, że przestanę wierzyć,
jeśli nazwę Cię zbyt dosłownie.
Byłeś chwilą. Drgnięciem serca.
Kimś, kto nie istniał poza przestrzenią snu.
Ale ten list i tak napisałam.
Dla Ciebie — Nienazwany.
Byś wiedział, że zostawiłam Ci miejsce
na końcu każdego wersu.
Cień
Nie odchodził.
Był pierwszy przy świcie,
ostatni przed snem.
Mój Cień.
Ten, którego się bałam
i którego nauczyłam się tulić.
Pytał cicho:
„Czy dziś też mnie zostawisz?
Czy przyjmiesz mnie jak zagubione dziecko?”
Zrozumiałam.
Nie chodzi o to, by Cień zniknął.
Ale by nie zasłaniał już Światła.
Dom pod skórą
Nie wiadomo, kiedy tam trafiła.
Było cicho. Niepokojąco cicho, jakby świat trzymał wstrzymany oddech. Ziemia pod stopami była miękka, niemal jak aksamit, a w powietrzu unosił się zapach starego drewna, zaklętego czasu i liści szeptających coś między sobą.
Szła. Nie wiedziała dokąd, ale jej ciało — to ciało, które pamiętało inne światy — prowadziło ją pewnie. Po chwili zobaczyła dom. Nie widniał na żadnej mapie. Nie miał numeru ani nazwy. A jednak wiedziała, że zna go od zawsze.
Drzwi otworzyły się bez oporu.
Wewnątrz nie było nikogo. Tylko ona i ściany pełne ukrytych słów. Z sufitu zwisały delikatne nici, jak pajęczyny utkane z myśli. Niektóre słowa poruszały się, jakby oddychały — inne milczały jak zaklęcia.
Na stole czekała kartka. „Witaj w domu. To Twoje wnętrze. Rozpoznaj. Rozszyfruj. Wróć do siebie.”
Wzięła ją do ręki. I wtedy wszystko się zaczęło.
Zegar cofnął się o kilka istnień. W lustrze nie odbiła się twarz, lecz wspomnienie dziewczynki z rozczochranymi włosami i błotem pod paznokciami. Z komody wydobyła się muzyka dzieciństwa. A pod podłogą pulsowało światło — rytm serca, który znała tylko ona.
Ten dom — zbudowany z jej słów, lęków, ran i miłości — był żywy. Niepokojący, piękny, pełen zapomnianych drzwi.
Wiedziała, że jeśli wejdzie do środka jeszcze głębiej, spotka pytania, które parzą. Ale też odpowiedzi, które leczą. I że klucz… był cały czas w niej.
Ogród alchemika
Była kiedyś dziewczyna, która chciała odnaleźć tajemnicę wszystkiego. Nie złoto. Nie wieczne życie. Ale sens. Słyszała, że istnieje Święty Graal — ukryty kielich prawdy, który można zdobyć tylko wtedy, gdy zrozumie się istotę istnienia.
Wyruszyła w drogę. Przemierzała miasta i pustkowia, zaglądała do świętych ksiąg i milczących studni. Pukała do drzwi uczonych, medytowała pod drzewami, szukała znaków na niebie. Wciąż słyszała jedno: „Idź dalej. To jeszcze nie tu.”
Lata mijały. Niepostrzeżenie z dziewczyny stała się kobietą o zmęczonych oczach i dłoniach pachnących ziemią. Pewnego dnia zatrzymała się w miejscu, które wyglądało zwyczajnie. Dom z ogródkiem. Zwykły, z popękaną furtką i ciszą, która nie oczekiwała niczego.
Została.
Zaczęła pielić chwasty, uczyć się roślin po zapachu i dotyku. Czytała mniej, słuchała więcej. Zamiast szukać Graala — zaczęła podlewać to, co już miała.
Mijały kolejne sezony. Liście opadały i wracały w innych odcieniach. Dzieci z sąsiedztwa zaglądały do niej po truskawki i opowieści. Jej twarz stawała się coraz bardziej podobna do drzew.
Pewnego dnia, gdy podlewała malwy, uświadomiła sobie coś prostego: Całe życie było drogą do Świętego Graala. Nie znajdował się w kielichu z rubinem, ale w każdej czynności, którą wykonała uważnie. W każdej porażce, z której wyciągnęła wniosek. W każdej rozmowie, która uczyła czułości. W każdej chwili, gdy nie wiedziała — ale chciała się dowiedzieć.
Nauka była jej alchemią. Nieustanne uczenie się — jej mocą. A owocem były nie medale i trofea, lecz owoce w ogrodzie. Miękkie, słodkie, pełne światła.
Mapa Cienia i Światła
Miała na imię tak, jak każda z nas: Nie-do-końca-rozpoznana. Żyła zwyczajnie — na zewnątrz. Ale wewnątrz… We wnętrzu rozciągało się królestwo. I to królestwo było niepodzielne — a jednak w nim toczyła się nieustanna wojna.
Z jednej strony Anioły: subtelne, ciepłe, łagodne. Mówiły głosem sumienia, dotykały wnętrza jak powiew wiosny. Z drugiej Demony: dzikie, głośne, czasem brutalne. Wołały nocą, budziły w niej płacz, wstyd, złość.
Przez lata próbowała je rozdzielić. Ukryć jednych, wywyższyć drugich. Ale im bardziej tłumiła — tym głośniej krzyczały. Aż pewnego dnia spotkała Starą Kobietę na rozstaju ścieżek. Nie miała imienia. Miała spojrzenie, które widziało wszystko.
„Zgubiłaś mapę” — powiedziała. „Jaką mapę?” „Tę, która prowadzi przez Ciebie do Ciebie.”
I wtedy Stara Kobieta wręczyła jej coś — nie papier, nie wskazówki — ale wewnętrzną mapę, która wyglądała jak połączenie ogrodu, labiryntu i nieba.
Mapa Wewnętrznej Wędrówki
Dolina Cienia
— Tu żyją Twoje Demony. Lęk, złość, wstyd, zazdrość. One nie są wrogami. Są nauczycielami. Zadaj im pytania: Czego mnie bronisz? Co próbujesz mi pokazać?
Wzgórze Prawdy
— Tu rozbrzmiewa głos Twojego Anioła. Intuicja, sumienie, serce. To miejsce, gdzie wszystko w Tobie milknie, a Ty słyszysz prawdę — nawet jeśli jest trudna.
Rzeka Przemiany
— Tu trzeba zostawić ciężary. Przebaczyć. Puścić. Przestać walczyć. Rzeka zabiera, ale też oczyszcza.
Las Zapomnianych Marzeń
— Tam chowają się Twoje dziecięce tęsknoty. Odszukaj je. To one niosą Twoje światło.
Ogród Równowagi
— Gdy przejdziesz wszystko, zrozumiesz: Anioły i Demony są częścią tej samej duszy. Światło nie istnieje bez cienia. A Ty nie możesz być pełna, odrzucając połowę siebie.
Od tamtego dnia nie próbowała już walczyć ze sobą.
Zamiast tego — nauczyła się rozmawiać.
Z Demonem Smutku — gdy padał deszcz.
Z Aniołem Pokory — gdy wszystko szło dobrze.
Z Demonem Lęku — przed ważnym krokiem.
Z Aniołem Odwagi — który czasem milczał, ale zawsze był.
Zrozumiała, że to nie wojna. To taniec. A jej życie — to nie bitwa do wygrania, ale ścieżka do przejścia z otwartymi oczami.
Rozdział 2 — Fragmenty, które mnie zbudowały
Gdybym miała siebie spotkać
Gdybym mogła stanąć naprzeciw siebie z czasu, gdy miałam siedem lat, nie powiedziałabym nic. Uklękłabym. I spojrzała w oczy dziewczynki, która wierzyła w magiczne drzwi ukryte w szafach i kamieniach.
Być może zapytałaby: — Czemu płaczesz? Odpowiedziałabym: — Bo długo nie mogłam Cię znaleźć.
Nie chodzi o to, że się zgubiła. Ona po prostu czekała. W tym samym miejscu. Przy strumieniu wspomnień. Z kluczem w dłoni. Z jedynym zdaniem, którego nigdy nie przestała powtarzać: „Jestem prawdziwa, nawet jeśli mnie nie widzisz.”
Miłość nie pisze notatek
Nie pamiętam, kiedy przestaliśmy mówić „dobranoc” z intencją. Być może wtedy, gdy zamieniliśmy pytania w codzienne raporty. „Jak minął dzień?” — miało kiedyś znaczyć: „Czy wciąż we mnie mieszkasz?”
Miłość nie pisze notatek. Nie tworzy regulaminów. Nie zaznacza obecności podpisem. Miłość po prostu jest, gdy zmywasz naczynia w ciszy. Gdy czeszesz komuś włosy i nie pytasz, czy jest gotów. Gdy odchodzisz, a mimo to zostajesz w czyjejś przestrzeni jak zapach lasu po deszczu.
Zamieszkałam w swoim imieniu
Długo się go wstydziłam. Było zbyt miękkie, zbyt czułe. Nie mieściło się wśród szorstkich zdań dorosłych ludzi.
Ale pewnego dnia wypowiedziałam je szeptem, do lustra, i zobaczyłam, jak moje oczy rozpoznały mnie na nowo.
Aleksandra. Ona, która broni, która czuwa przy ogniu, która chroni to, co miękkie, bo sama była zraniona.
Zamieszkałam w swoim imieniu jak w domu z gliny i światła. I już nie chciałam wychodzić.
Spotkanie z lustrem
(kod: prawda)
Nie odwracaj wzroku.
To nie szkło cię przeraża.
To fakt, że widzisz siebie
bez warstw,
bez ról,
bez scenariusza.
Twoje oczy wiedzą.
One nigdy nie kłamały.
Tylko Ty przestałaś ich słuchać
gdy zaczęły mówić o tym,
że jesteś wystarczający.
Żal (kiedy nie zdążyłam powiedzieć)
(kod: cisza)
Miałam tyle słów.
Ale wszystkie zasnęły
w chwili, gdy odeszłaś.
Została tylko cisza
złożona jak skrzydła motyla —
niedokończona, zbyt delikatna,
by nią uderzyć o serce.
Żal nie krzyczy.
Żal siedzi na progu
i czeka, aż wrócę
choćby po jedno „przepraszam”.
Zachwyt (gdy życie powiedziało „jeszcze raz”)
(kod: światło)
To było jak mrugnięcie
świata w moją stronę.
Niewinny uśmiech
dziecka, którego nie znam.
Zapach chleba nad ranem.
Promień, który wpadł do kuchni
i zatańczył na mojej dłoni.
Nie planowałam zachwytu.
Ale on przyszedł sam.
Jak ptak, który siada tylko tam,
gdzie nikt na niego nie czeka.
List I: Do Przyjaciela Ciszy
Czasem myślę o Tobie jak o oddechu, który przychodzi wtedy, gdy świat ściska gardło.
Jesteś miejscem, gdzie mogę być bez słów, tam, gdzie cisza nie jest pustką, ale mostem z serca do serca.
Dziękuję, że nie pytasz, nie oceniasz — po prostu jesteś, jak mgła, która delikatnie otula poranek. W tej obecności odnajduję swoje własne światło, nawet gdy płomień drży.
List II: Do Kogoś, Kogo Straciłam
Twoja nieobecność jest cieniem, który nauczył mnie widzieć światło. Tam, gdzie kiedyś było Twoje ciepło, teraz rośnie przestrzeń — nie pustka, lecz pole do siewu nowych dni.
Niech ta rana będzie kluczem, który otworzy drzwi do przebaczenia — dla Ciebie, dla mnie, dla nas. Bo nawet w utracie jest nasiono nadziei, które kiełkuje pod ziemią, cicho i wytrwale.
List III: Do Wewnętrznego Światła
Nie gaś się, nawet gdy burza zdaje się silniejsza niż Twoja moc. Jesteś iskrą pradawną, która płonie pod powierzchnią, niesiona przez cichy wiatr wiary i marzeń.
Pamiętaj, że każdy cień potrzebuje światła, a Twoja droga, choć pełna zakrętów, prowadzi do źródła — gdzie spotykają się miłość, spokój i prawda.
Rozdział 3 — Opowieść o kluczach i ciszy
Wyobraź sobie, że wędrujesz przez stary dom — pełen zakamarków, tajemniczych drzwi i zamkniętych szuflad. Każdy pokój skrywa historię, a na ścianach wiszą obrazy z chwil, które już nigdy nie wrócą.
W twoich rękach jest klucz — niepozorny, lekki, ale wyjątkowy. Nikt nie powiedział Ci, które drzwi otworzyć najpierw. I nikt nie obiecał, że każde z nich zaprowadzi Cię dokładnie tam, gdzie chcesz.
Idziesz powoli. Dotykasz chłodu ścian. Słyszysz szmer wspomnień, które próbują Ci coś powiedzieć. Niektóre szeptają wyraźnie, inne tylko lekko drżą w powietrzu.
Nie bój się stać w ciszy przed drzwiami, które nie chcą się otworzyć od razu. Może trzeba jeszcze chwilę poczekać, może wrócić innym razem, albo po prostu zaufać, że to, co ważne, już jest z Tobą.
A klucz, który trzymasz — to twoje serce i ciekawość, twoja odwaga, by szukać i pytać.
Podążaj za tym, co cię porusza. Zapisuj swoje odkrycia, pytaj siebie: Co mówi do mnie ten szept? Co kryje się za tym cieniem? Jakie słowo otwiera moje drzwi?
Nie musisz mieć gotowych odpowiedzi. Ta podróż jest po to, by je odkrywać.
I pamiętaj — czasem sama obecność, cisza i uważność są tym, co leczy najbardziej.
Opowieść o wędrówce przez Dom Enigmy
Zamknij oczy. Poczuj, jak pod stopami rozciąga się miękki mech, a w powietrzu unosi się zapach wilgotnej ziemi i starodawnych drzew. Przed Tobą stoi dom — niepozorny, lecz pełen sekretów. To Dom Enigmy.
W drzwiach stoi postać — nieznajoma, a jednak znajoma. To Ty. Taka, jaką znasz i jeszcze taka, której jeszcze nie poznałeś. Z kluczem w dłoni, który drży lekko z niepewności, ale też z nadziei.
Pierwsze drzwi skrzypią cicho, gdy je otwierasz. Wchodzisz do pokoju pełnego luster, każde odbija inną wersję Ciebie — radosną, smutną, zranioną i silną. Patrzysz w nie i widzisz więcej niż odbicie — widzisz historie, które niosą. Każde lustro to zaproszenie, by pokochać swoje fragmenty, nawet te, które wydawały się zagubione.
Idziesz dalej. Korytarz oświetla migotliwe światło świec, a na ścianach wiszą obrazy utkane z pamięci i marzeń. Niektóre z nich poruszają się, opowiadając szeptem historie przyjaźni, utraty, nadziei. Słyszysz ich głosy, choć nie rozumiesz wszystkich słów. Czujesz ich sens w sercu.
Dochodzi do drzwi, które prowadzą do ogrodu. Tam rośnie drzewo — ogromne, o korzeniach sięgających głęboko w ziemię i gałęziach sięgających nieba. Pod nim siadasz i czujesz, jak ziemia daje Ci moc, a niebo niesie błogosławieństwo. W jego cieniu możesz być sobą — bez masek, bez zbroi.
Wiesz, że Dom Enigmy nie jest miejscem, które trzeba zdobyć, ale przestrzenią, którą trzeba odkryć w sobie. Każdy pokój, każdy korytarz to fragment Twojej duszy — nie zawsze łatwy, czasem bolesny, ale zawsze prawdziwy.
Na końcu tej wędrówki nie czeka na Ciebie odpowiedź gotowa i podana na tacy. Czeka cisza — pełna światła i pokoju, gdzie możesz usiąść z sobą i po prostu być.
Z tym kluczem w ręku możesz wracać do Domu Enigmy, kiedy tylko zechcesz. Bo Enigma to nie zagadka do rozwiązania, a tajemnica do życia.
I. Echo w labiryncie
W ciszy szeptem drży światło,
Na ścianach tańczą cienie,
Słowa ukryte wśród znaków —
Klucze do drzwi niewidzialnych.
Podążaj ścieżką milczenia,
Znajdź w mroku ślad ukryty,
Tam gdzie czas się rozpływa,
Tam prawda cicho śpiewa.
II. Szyfr światła
W labiryncie nocy błysnęło —
Znaki, które tylko serce widzi.
Pomiędzy słowami tańczy prawda,
Która nigdy nie przestaje płonąć.
Nie bój się zgubić w cieniu,
Odnajdziesz drogę przez blask ukryty,
Tajemnica w Tobie trwa wiecznie —
A klucz masz w dłoni swojej.
III. Krąg tajemnic
Zamknij oczy — poczuj krąg,
Gdzie każdy oddech jest pieśnią,
Śpiewem, który niesie pamięć,
O rzeczach niewypowiedzianych.
Tam, gdzie kończy się światło,
Zaczyna się zrozumienie,
Każda zagadka ma swój cień,
I każdy cień nosi światło.
Most między poezją a tajemnicą
Poezja to język, który nie pyta wprost, lecz pokazuje drzwi. Nie otwiera ich za Ciebie, nie mówi, co znajdziesz za framugą. Jest jak światło latarni na wzburzonym morzu — kierunkowskaz, który zaprasza, byś sam wyruszył w podróż po nieznanych wodach.
Tajemnica nie jest problemem do rozwiązania, ale przestrzenią do zamieszkania. Nie jest zagadką do rozszyfrowania, lecz tańcem niewidzialnych nici, które łączą wszystko. W poezji odnajdujesz te nici — subtelne symbole, skryte obrazy i echa dawnych szeptów.
Czytając, stajesz się łamaczem kodów — nie po to, by wszystko poskładać, ale by poczuć rytm własnej wędrówki, by odnaleźć własny klucz do zrozumienia.
Każdy wers to zaproszenie do spotkania — ze sobą, z drugim, z tym, co niepoznane. Każda metafora to znak na mapie, która prowadzi do wnętrza tajemnicy — a w tej tajemnicy rośnie Twoja własna Enigma.
Poezja i tajemnica — jak dwie strony tego samego listu. Nie oddzielone, lecz splecione w nieustającym dialogu.
I w tym dialogu — w tym mostu światła i cienia — kryje się życie.
Bezimienna
Nie pytaj mnie o imię.
Zgubiłam je gdzieś między dzieciństwem
a pierwszym zawodem
Zamiast tego, zapamiętaj:
moje spojrzenie pachnie deszczem,
gdy światło dotyka skóry.
Nie jestem imieniem.
Jestem oddechem,
który pamięta ogień.
Wewnątrz
Kiedy wszystko ucichło,
lekkim krokiem weszłam w siebie.
Ujrzałam drzwi.
Ciche, stare, z sercem zamiast klamki.
Zadrżałam.
Nie wiedziałam,
że mogę być całym domem i tajemnicą.
Adresat nieznany
Twoje imię nigdy nie zostało zapisane,
a mimo to — wiersze przychodzą do Ciebie.
Jakby znały drogę,
którą przemierza światło.
Pamiętasz?
Tamten dzień złożony z błękitu i milczenia?
Byłeś. Jesteś. Może będziesz.
Jestem krucha?
Odłamek szkła w mojej dłoni nie był groźny,
tylko prawdziwy.
Dotyk krwi przypomniał,
że w bólu też mieszka światło.
Wtedy usłyszałam głos:
„Gdzie pęka maska,
tam zaczyna się Twoje imię.”
Rozdział 4 — Spacer między kodami, życiem, drogą
Idziesz. Nie wiesz jeszcze, czy to sen, wspomnienie, czy poranek. Ale pod stopami czujesz miękką ziemię, a w dłoni coś lekkiego — jakby pergamin z zapisanym szyfrem.
Wokół Ciebie — świat jak układanka: liście spadające dokładnie w rytmie Twoich kroków, znak drogowy przekrzywiony jak pytanie bez odpowiedzi, kobieta na przystanku, która patrzy prosto w Ciebie — ale jakby przez Ciebie.
Zaczynasz rozumieć: to nie są przypadki. To alfabet. Świat mówi do Ciebie. Cały czas. Pytanie tylko: czy potrafisz to czytać?
Przechodzisz obok drzewa — na korze układają się linie jak linie życia na dłoni. Zatrzymujesz się. Oddychasz. I słyszysz wewnętrzne słowo: „To, czego szukasz, jest w tym, co mijasz.”
Każdy dzień — to kod. Każdy człowiek — to wiadomość. Każde spojrzenie — to lustro. Każda porażka — to znak.
I wtedy rozumiesz: Nie musisz już dalej szukać wielkiej tajemnicy. Wystarczy nauczyć się czytać życie jak list.
Kody dnia
Zaczęło się od kubka kawy.
Nie była to kawa inna niż zwykle. Zwykła — ale tego poranka zadrżała jej dłoń, kiedy ją podnosiła. Kilka kropel spadło na stół i ułożyły się w kształt przypominający literę „E”. Jak „Enigma”, pomyślała. Uśmiechnęła się do własnego absurdu.
Ale od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Zaczęła widzieć.
Mężczyzna w tramwaju miał na szyi tatuaż: ptak w klatce, ale drzwi otwarte. Spojrzał na nią i skinął głową, jakby znał jej imię. Dziecko na przystanku śpiewało piosenkę, której słowa znała z własnego snu. W sklepie kasjerka podała jej resztę 4.44 zł. A potem — przez przypadek (choć już w to nie wierzyła) — trafiła na ulicę Przemiany.
Zatrzymała się. Oparła rękę o murek i odczytała napis wydrapany paznokciem: „Wszystko, czego się boisz, to ty — zanim siebie poznasz.”
Tego wieczoru zaczęła zapisywać. Każdy dzień — jak stronę dziennika, ale nie z wydarzeniami, lecz z kodami. Szukała wiadomości. Czasem je dostawała w rozmowie z nieznajomym, czasem w spojrzeniu lustra, czasem w ciszy nocy.
Zaczęła rozumieć: Niektórzy ludzie przychodzą tylko na jedno zdanie. Niektóre porażki pojawiają się tylko po to, by przestawić Cię na inną ścieżkę. Niektóre słowa są szyfrem. Niektóre łzy — kluczem.
Z każdym dniem układała nową wersję siebie. Nie takiej, jaką miała być, lecz takiej, która czyta świat, zamiast go tłumaczyć.
I tylko czasem wracała myśl: Czy to życie naprawdę ją prowadzi, czy ona właśnie zaczęła widzieć drogę, która zawsze tam była?
Godziny Anielskie
W godzinach, gdy świat jeszcze śpi,
a cisza ma zapach porannej rosy,
Anioły dotykają myśli —
delikatnie, jakby nie chciały spłoszyć światła.
O 1:11 — przypominają, że jesteś światłem.
O 2:22 — że wszystko się układa, nawet gdy nie widzisz.
O 3:33 — że nie jesteś sam, że niebo zbliża się do ziemi,
gdy serce otwarte jak okno.
O 4:44 — szepczą: „Jesteś chroniony.” Nawet jeśli idziesz