E-book
14.7
drukowana A5
24.34
Dla Niej

Bezpłatny fragment - Dla Niej


5
Objętość:
91 str.
ISBN:
978-83-8273-289-4
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 24.34

A cóż to miłość

A cóż to jest miłość?

W ferworze zakrztusić się każdy może.

Nie o te jednak chodzi mi kochanie,

w gorączce do ucha słów ciepłych szeptanie.

A potem, jak wszystko przechodzi, nikomu nie szkodzi;

nikt nie żałuje, nikt dnia już nie psuje.

Wydawać się może, że tak być nie może,

że to nie przystoi, sam anioł się boi.

A cóż to jest miłość?

Ja nie wiem dokładnie i nie wiem, czy powiem to zgrabnie.

Czy rym mi się uda, czy tylko znów nuda,

czy słów mam na tyle, by ująć tę chwilę.

A nawet spróbuję, sens słowa „miłość” wykuję;

sam siebie uraczę, być może za chwilę zniesmaczę.

Tak myślę, wciąż w sercu ją czuję,

żałować jej nie chcąc w przyszłości — spróbuję.

A cóż to jest miłość?

Och! Gdybym ja to dzisiaj wiedział,

nie siedziałbym tu i słów nie splatał.

Na pewno wysoko ponad chmury latał,

czerpiąc z życia wszystko, co z nią związane.

Pragnienie, namiętność, żądzy umiejętność,

to, co ją stanowi, miłości ochota — Tęsknota.

A gdybyśmy tak…

A gdybyśmy tak nigdy się nie spotkali,

nie dotknęli ustami, nigdy nie pocałowali;

obok siebie nie leżeli, słowem nie muskali.

Uśmiechu mego byś nie poznała, echem słowo odbijała.

Dłoni byś nie dotknęła, w dłoniach serca nie ujęła.

Dzień byłby marcowy lub listopadowy, a noc czarna i głucha — jakaż to może być w życiu otucha.

A tak, serca blask wiosenny znasz i uśmiech promienny,

i te momenty, gdy zuchwale mijały chwile radości i przyjemności.

I wiesz, co to spocone ciało — kiedy mało i mało,

i kiedy dusza ucieka i opada powieka.

A żałować nie trzeba, kiedy kawałek nieba ofiarowany.

I szkoda tylko, że znowu ta chwila nie trwa wiecznie — tak niebezpiecznie.

A ja

A ja chciałbym, żebyś dla mnie była,

po raz drugi się urodziła.

Chciałbym, abyś bać się przestała

i tak już została.

W miłości, radości i przekonaniu —

szczęścia swojego,

gdzieś obok tuż, tuż; także mojego.

A tak niewiele do tego trzeba.

Chęci narodzin po raz wtóry,

na przekór temu światu, który ponury.

Wypalmy nad to nasze serca

w żółtych płomieniach liści.

Duszę zabierzmy w błękit nieba,

niech się ziści nasza potrzeba.

Na przestrzał tnijmy życie miłością —

moją największą słabością.

Abnegacja

W abnegacji swojego sumienia, na wprost własnego cierpienia,

pozostając w mroku duszy, sam smutek człowiek kruszy.

W tęsknocie swojej jak w żałobie, widoczny tylko cień po Tobie;

jak podczas życiowej ewolucji udzielam sobie absolucji.

Wybawić miało mnie to od złego, od tej myśli, strachu własnego;

pozbawić pragnień, złudzeń, tęsknoty — zostawić daleko w tyle kłopoty.

Sprawić, bym sam sobie wybaczył, a przy tym zbytnio się nie zniesmaczył.

Nad głową przywdziałbym aureolę, wpław jednak płynę — tak wolę.

Agnieszka

Bo raz w życiu trzeba umrzeć z miłości!

Nie bacząc na wielkość swej ułomności.

Ruszyć w tym pędzie i szukać wszędzie.

Bo raz w życiu trzeba umrzeć z miłości!

Z tej samej w sobie swej przeciwności,

Tak aby echo grało i wciąż powtarzało:

Bo raz w życiu trzeba umrzeć z miłości!

Bez końca

Jeszcze raz otwórz moje oczy.

Jeszcze raz jedna miłość, jedna noc ;

tak bez końca twoja twarz.

Jeszcze raz dusza płonąca, promieniująca.

I teraz — nie jutro, nie pojutrze ;

nic na potem.

Jeszcze raz ten blask w cieniu gwiazd.

Jeszcze raz to pragnienie, bezdech, sumienie ;

tak na chwilę zapomnienie, zatracenie.

Jeszcze raz ten oczu blask.

I potem — nie teraz, nie już ;

zostanie po nas tylko kurz.

Przestać się bać

Bo najpiękniejszy jest wschód słońca, gdzie promień i myśl gorąca.

I jeszcze wszystko do nas przyjść może — mój Boże;

wszystko może się stać, tylko przestać się bać.

Byłaś dla mnie

Byłaś dla mnie dniem i nocą, teraz w głowie myśli się szamocą.

Byłaś dla mnie ratunkiem w pożodze, dziś Bogu składam ręce w trwodze.

Byłaś dla mnie tym wiatrem biegnącym, dzisiaj — kroplą, ulewą, deszczem padającym.

Byłaś miłością, uczuciem gorącym; teraz — troską, tęsknotą, pragnieniem nieustającym.

Byłaś porankiem dnia, promieniem słońca, dziś jesteś początkiem końca.

Byłaś dla mnie spełnieniem marzenia, dzisiaj jesteś strzępkiem złudzenia.

Byłaś pośród gwiazd tą jedyną, teraz jesteś za mgłą dziewczyną.

Czasem tak bywa

Czasem tak bywa, że łza z nieba spływa,

promień słońca zuchwale rozgania chmury.

Tu i tam, albo i wcale — dzień ponury.

Myśl drąży ziemię, uczucie gniazdo wije,

a serce wpław płynie ku miłości krainie;

czasem tak bywa, że Cię ominie.

I przyjdzie noc szara, księżyc schowa się za chmury,

mrok ponury. Ach! Co za bzdury.

Nawet gdyby, zakuć się warto w miłości dyby,

nawet na chwilę, nawet na niby,

nawet na ten jeden raz — bo życie kocha nas.

Cztery pory

Poznawanie

Czasem dotknie Cię niespodziewanie jej spojrzenie, wiosny dojrzewanie.

I całkiem nieświadomy tego przedwiośnia oczekujesz nadchodzącego.

Potem zostaje już tylko zakwitanie, wiosny prawdziwej nadejścia oczekiwanie.

I w końcu nadchodzi ten majowy czas, serce zabije, dusza zapłonie.

Na przestrzał uczucie każde chłonie.

Rozkwitanie

Słońce parzy twarz, uśmiechem obdarowuje nasze spojrzenia.

W duszy uczucie, pragnienie miłości wielkiej — spełnienie.

I nawet letnie burze i te po nich kałuże, małe i duże,

serca kształt przybierają, letnią miłości pieśń śpiewają.

Nad Tobą błękit nieba, niczego więcej nam nie potrzeba.

Trwanie

Dla Ciebie przeniósłbym góry, lecz Ty nie chcesz wznieść się ponad chmury.

Tkwisz jeszcze przy mnie przez chwilę, zanim nie odlecą motyle.

Bezsilność ze strachem tworzą Twoją zorzę, z taką bezradnością nikt wygrać nie może.

I tak jeszcze przez chwilę, cieszmy się swoją radością na przekór naszym ułomnościom.

Rano jeszcze jedno spojrzenie, póki nie zabierze mi Cię zapomnienie.

Przemijanie

Tchu zabrakło — nastały mgły, między nimi po cichu odeszły sny.

Od czasu do czasu deszcz podlewał duszę; zapytał: „Czy muszę?”.

I choć wiedziałem, broniłem się, końca takiego nie chciałem,

w sercu jedynej rzeczy się bałem — po chwili płakałem.

Rzadkością w śnie uraczy pytanie: „Tak już zostanie?”.

Dlaczego

Dlaczego mnie pokochałaś, dlaczego zostawiłaś?

Dlaczego nie słuchałaś, dlaczego nie wytrwałaś?

Dlaczego nie pisałaś, dlaczego okłamałaś?

Dlaczego nie tęskniłaś, dlaczego nie zostałaś?


Czemu tak traktowałaś, czemu unikałaś?

Czemu nie posłuchałaś, czemu nie spróbowałaś?

Czemu nie odpowiedziałaś, czemu nie zapytałaś?

Czemu nie śniłaś, dlaczego to skończyłaś…?

Do Ciebie

Pragnienie suchości bez zakłamanej skromności,

w tym, co tęsknotą nazywam;

od czasu do czasu bez hałasu, zacieram po Tobie —

umieram przy sobie.


W słońcu gaszę swoje sny, bo tylko Ty, tylko Ty.


Czasem obudzę się nawet na chwilę,

słońce samotne zobaczę w sieci.

Myśl taką sobie przyswoję, kwiat pomarańczy —

my razem we dwoje.


W słońcu gaszę swoje sny, bo tylko Ty, tylko Ty.


I któż by chciał inaczej — nikt raczej;

bukszpan kwitnie zuchwale, wyboru nie pozostawia wcale.

Ach! Wiele bym dał, bym tu jeszcze stał,

tak do końca; wiosna, lato, jesień, zima — mijająca.


W słońcu gaszę swoje sny, bo tylko Ty, tylko Ty.

Dojrzałość

Kiedy będziesz już w życiu wiedziała,

że kochać dalej chcesz.

Rękę wciąż trzymać będziesz umiała,

nawet gdy pada deszcz.


Nigdzie uciekać nie trzeba będzie;

wiosną, jesienią i zimą też.

Bo po cóż ganiać — żadna potrzeba,

kiedy o wszystkim od dawna wiesz.


A gdy już w życiu będziesz spokojna,

wcześniej — morze wylanych łez.

Skończy się w końcu okrutna wojna

miliona niechcianych tez.


I zostać będziesz mogła przy tym, co masz,

z twarzą, z uśmiechem na wieczny czas.

Z sercem na ręku nie tylko twoim —

w tej drugiej dłoni leżącym moim.


Wtedy już będziesz w życiu spełniona,

osiągniesz swej drogi kres.

Zaśniesz spokojnie w moich ramionach,

jak wtedy, gdy kwitnął bez.

Dopóki jestem

Dopóki ja jestem, śmierci nie ma, kiedy Ty jesteś — niebo, chemia.

Kiedy mnie już nie będzie, pustka przędzie, smutek przybędzie.

I tak jak boja samotni pośród fal — stopimy się jak ten pierwiastek gal.

Spłyniemy przez palce naszych dłoni z pytaniem pozostałym na naszej skroni.

Być może wiatr wiosenny przyniesie nam otuchę, a może ten jesienny — tę kostuchę.

Tego nikt z nas dzisiaj wiedzieć nie może — wczoraj, jutro i o każdej innej porze.

Dlatego kiedy jesteśmy — ja i Ty — dotykamy niezmiennie cudownych życia chwil.

Na przekór wszystkim przeciwnościom dnia, dopóki w naszym życiu Magia miłości trwa.

Dusza

Ze wszystkich gwiazd na niebie — szukam tylko Ciebie.

I chciałbym dotrzeć kiedyś tam do góry;

wysoko, wysoko — ponad błękitne chmury.

Rozum zawodzi, serce krwawi —

dusza w tym wszystkim się pławi i pławi…

Recepta

Ach! Gdybyś Ty — tak jak ja — kochać umiała,

mimo deszczu i gradu dłoni dotykała.

Mógłbym pomyśleć żeś mi darowana,

że to jednak nie jawa — nie pogoda szklana.


Ach! Gdyby to tak w życiu — proste wszystko było,

jabłko mimo czasu, wciąż świeże — nie gniło.

Można by wtedy próbować bez końca,

miłować, kosztować — iść w stronę słońca.


Ach! Gdyby tak człowiek — przestał w końcu marzyć,

mogło by się wtedy — naprawdę coś zdarzyć.

I nie dam na to szczęście recepty nikomu;

Powiedz, czy ty je znalazłaś — gdzieś tam w swoim domu?

Marzenie

Jedno miałem pragnienie,

jedno miałem marzenie.

Ułożyć się z Tobą w tańcu,

jak modlitwa w różańcu.

Dotknąć w rytmie serca Twego,

w melodii miłości — dnia codziennego.

I tak bez tchu, bez końca,

w radości — aż do zachodu słońca…

Pustka

Pewnego razu o świcie — marzyłem o Tobie skrycie.

Na domiar złego, wyobraźni lejce puściłem —

i tak bez opamiętania…

Na końcu tego maratonu drogi — ręce spocone z trwogi.

W izbie siedzę, zapachu szukam Twojego —

nie znalazłem niczego…

Kochać

Kochać — to nie zabierać, raczej wspierać.

Kochanie — to nie prezentów kupowanie,

to też nie kolorowe zorze — kiedy każdy może.

Kochać — to wtedy gdy ktoś pomoże.

Kochanie — drogie panie — to nie uwłaczanie,

to też nie wieczne z nim wojowanie.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 24.34