Autoportret
Nie szwendam się po garażach
nigdy karku nie zginam
codziennie sobie przypominam
że samotność mnie przeraża
Nie słucham władców świata
nie odczuwam przed nimi strachu
sam nie skocze z wysokiego dachu
bo wiem nie potrafię latać
Nie znam się na polityce
dla znajomych także na historii
to że jestem idiotą w teorii
nie oznacza że również w praktyce
Mówię kiedy ktoś naprawdę słucha
myśli na wiatr nie roztrwonie
gdy będzie trzeba złoże dłonie
i pomodlę się w imię ojca syna i ducha
Zazdrosny nie będę w żywocie
dam odetchnąć płucom zmęczonym
nie poddam swej wiary uczonym
wolę z Bogiem topić się w błocie
Nie popalam sobie papierosów
więc z ust mi nie śmierdzi
nawet Księżyc może to potwierdzić
że nie dostałem szczęśliwego losu
Ale nie poddam się tej fortunie
wytoczę wojnę jak będzie trzeba
tym co pławią się w błękicie nieba
gdyż ich życie w przepaść nie runie
Jestem tylko człowiekiem bywam omylny
błędy są wpisane w moje ślady
chocbym poznał datę naszej zagłady
to dalej będę naiwny oraz silny
Jeśli ktoś mi to kiedyś wypomni
na stracenie wyda moją wolę
tylko jednego nie będę mógł przeboleć
tego że świat o mnie zapomni
Myślę o śmierci — Jak ją widzę?
samotnie gdzieś pośród ciszy
gdzie nikt mojej tęsknoty nie usłyszy
za tymi których kocham i nienawidzę
Na koniec egzystencji tego globu
stóp nie będę żałował o świcie
zamilknę tak jak przez całe życie
miłość do Niej zabiorę do grobu!
Bądź
Patrz! Jak rozrywają moje serce na pół
i posyłają precz na koniec świata
Patrz! Jak niebo z hukiem spada w dół
i mój nędzny żywot przygniata
Usłysz! Moje oczy jak drżą pełne miłości
pragnąc twych oczu złocistych dróg
Usłysz! Jak bez ciebie tonę w ciemności
i z pomocą nie przychodzi mi Bóg
Przyjdź! Gdyż bliżej jest mi do piekła
i już czuję zapach diabelskich łąk
Przyjdź! Bo dopadła mnie febra wściekła
i nie czuję nic pośród cierpień i mąk
Bądź! Jeśli ojczyzna mnie zawiedzie
i wzrokiem wilczym przegryzie tętnice
Bądź! Kiedy żyć pozostanie mi w biedzie
a umrzeć pod samotnym Księżycem!
Płomień
Twoje oczy choć ukryte w oddali
moim myślom nie pozwalają zasnąć
jestem jak płomień co nie może się rozpalić
ale też nie potrafi zgasnąć
Twoje myśli choć obce mi znają polany
moim źrenicom ścielą dywany aksamitne
jestem jak kwiat z ziemi wyrwany
jeszcze żyje ale już więcej nie zakwitne
Przeklinam długowieczne wizje proroków
co wywróżyli nam kiedyś spotkanie