E-book
22.05
drukowana A5
33.75
Diabelski kamień

Bezpłatny fragment - Diabelski kamień


Objętość:
46 str.
ISBN:
978-83-8245-199-3
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 33.75

Drogi Czytelniku

Porzuć na chwilę troski, życia codziennego

I zatop się w czytaniu, utworu mojego.

Nie z musu nakazania, słowem z konieczność,

Bo chciałbym Ci nim sprawić choć trochę radości.

Byś w czytaniu przyjemność znalazł, cię zapraszam.

A jeśli Cię zanudzę? — serdecznie przepraszam,

Lecz jeśli się spodoba i w gusta utrafi,

Do młodych czytelników, zwłaszcza jeśli trafi.

Może powróci znowu, już w odsłonie nowej.

W postaci gry planszowej lub komputerowej.

Zechciej zatem przerzucić, tej książeczki karty.

Nie daj się więcej prosić i nie bądź uparty.

Jeśli cię zaciekawi, to dziękuję z góry,

I życzę przyjemnego czytania lektury.

Jednak podczas czytania, proszę o wytrwałość,

O wydanie opinii, jak przeczytasz całość.

Diabelski kamień

Przez uchylone okno, wpada mały promyk

I jakby na poduszkę, kierował się strumyk.

Światła letniego, cały złocony perłami,

Które niedawno były, tej rosy kroplami,

Co się na trawach kleją, poranku każdego,

A teraz przyszły budzić, wciąż jeszcze śpiącego.

Małego Janka, co się na wersalce jeszcze

Wyleguje, choć lekkie przechodzą go dreszcze.

Po nogach rozkopanych, bo tak zwykle leży,

Okryty na wpół kołdrą, nic mu nie zależy,

Gdy wstać trzeba o świcie, kiedy kur zapieje,

By się udać na grzyby, by wyruszyć w knieje

I tam z dziadkiem pohasać, po mokrej gęstwinie.

Zerwać grzyba, takiego, jaki się nawinie.

Znać na grzybach nie może się chłopczyna miejski,

Dla tego sam nie pójdzie. To przywilej wiejski

Móc rano, tuż po wstaniu założyć kalosze

I podreptać do lasu, zbierać grzybów kosze.

Teraz gdy są wakacje, do szkoły nie idzie,

Lubi na wieś przyjechać, gdy ochota przyjdzie.

Do babci na rosołek albo ogórkową.

Bo babcia jak to bywa, kucharką wzorową.

Nie dość, że smacznie, zdrowo zawsze ugotuje,

To jeszcze swego wnuka zwykle dopytuje.

Na co ochotę miałby? Co by mu przyrządzić.

Tak niby mimowolnie pozwala mu rządzić

I jadłospis układać, na najbliższe ranki.

Choć wie, co wnuczek lubi, jakie niespodzianki.

Że ulubione jajko sadzone, zje chętnie,

Jajecznicę na boczku spałaszuje skrzętnie.

Tego ranka jednakże, gdy się już obudził,

Umył i toaletę ranną przeprowadził.

Zszedł na dół. Schodki kręte go tam sprowadziły,

Zapachy smakowite do kuchni zwabiły.

Kiełbasy podsmażanej z cebulką siekaną

I chlebkiem nasiąkniętym parą kiełbasianą,

Co pod pokrywką bucha i chlebek namacza.

Później już tylko sosem czosnkowym dosmacza

Się owe te specjały, aby wnet zniknęły,

W buzi Janka i tam się niemal rozpłynęły.

Ubieraj się, idziemy! Na grzyby dziś chciałeś

Rano wybrać się ze mną, lecz trochę zaspałeś.

Mówi dziadek i koszyk pusty pokazuje.

Jak nazbierasz, to babcia zupę ugotuje.

Może nawet na sosik wystarczy grzybowy,

Ze śmietanką, wiesz taki zwyczajny domowy.

Z grzybów leśnych i świeżych zawsze ci smakuje.

Tylko chodźmy już, mówi i drzwi pokazuje.


Wkładaj buty wysokie, bo rosa jest jeszcze.

Wczoraj w nocy rzęsiste padały tu deszcze.

Może będzie co jeszcze zbierać, choć już późno.

Weźmy Szakala, w lesie wszak będzie ci raźno.

Tylko poczekaj chwile, z kojca go wypuszczę.

Doczekać się nie może, kiedy pójdzie w puszczę.

Dziś pójdziemy gdzie indziej, tam jeszcze nie byłeś.

Tego zakątka lasu nigdy nie zwiedziłeś.

Szakal bieży przed nami, już zarył się w krzaki.

Wyczuł zająca pewnie, co on szybki taki?

Musi pogonić trochę, jak już nie na smyczy,

To tylko w krzaki pobiec się dla niego liczy.

A ty właź w młodnik, tutaj i szukaj kozaków.

Czerwonych albo szarych lub nawet maślaków.

Dziadek co chwila tylko, do ziemi się schyla.

Szuka grzybów pod liśćmi, gałęzie rozchyla.

Jaki śliczny czerwony, w koszyku ląduje.

Dziadek z daleka widzi, grzyba pokazuje.

Żebym zerwał i sprawdził, czy jadalny, aby?

Uważaj przed nim żaba, nie rozdeptuj żaby.

Grzyb ładny, szary kozak, na bielutkiej nodze.

Nikt go nie znalazł jeszcze, a rośnie przy drodze.

Chodź, pójdziemy za potok, a potem pod górę.

Tam w głębi lasu rosną borowiki, które

Tylko czekają, aby zerwać je do kosza.

Nazbieramy ich trochę, chodź, las cię zaprasza.


Przeskoczyli przez potok, po śliskich kamieniach,

Które woda obmywa, szemrząc w przemyśleniach.

Jak się wsłuchasz w jej mowę, to co chcesz, usłyszysz,

Nawet opowie baśnie, jeśli się uciszysz.

Odpowie na pytania, tylko tak jak zechce.

Tak sobie to o darnie, to o kamień chłepce.

Górski potoczek mały, ale wartki taki,

Jak by się wyścigował z nim zajączek jaki.

Tak woda się przelewa przez kamień spotkany,

Tak z każdej strony przez nią jest on podmywany,

Że nawet głaz co lata już stoi przy brzegu,

Się przesunie, a rzeczka nie zmieniła biegu.

W miejscach, gdzie się rozlała w większe zagłębienie,

Można tu dostrzec pstrągi, gdy niepostrzeżenie,

Do wody zbliżyć ci się, uda jakimś cudem.

Co dla ciebie mieszczucha jest nie lada trudem,

Ale chodźmy, tam w górę pnie się ścieżka wąska.

Pod skosem idzie całkiem, wygięta jak gąska.

Pionowo, nawet Szakal nie da pewnie rady.

Choć po tych lasach biega, wystrzega się zdrady,

Śliskich i stromych skalnych występów kamiennych,

Bo jak się noga omsknie, to w skutkach znamiennych,

Zlecisz na dół nad potok, jeśli doń nie wpadniesz,

I wspinać się od nowa, już ukosem zaczniesz.

Tak wspięli się wędrowcy, po stoku urwistym.

Doświadczeniem wiedzeni-dziadka oczywistym.


Ponad urwiskiem, leśny kobierzec się ściele

I grzyby tutaj rosną, choć pewnie nie wiele,

Ale wśród brzózek smukłych, sosen i buczyny,

Zawsze się jakiś znajdzie, grzybek dla chłopczyny.

Tam borowik brązowy, spod liści wystaje.

A przy nim chyba drugi albo mi się zdaje.

One często parami siedzą tak przy sobie,

Jakby chciały przekazać pewną radę tobie,

Że jak znajdziesz prawdziwka, choć na końcu świata,

To jeszcze koło niego, szukaj jego brata.

Rozglądnij się wokoło i przejdź się dróżkami,

Wydeptanymi dawno pomiędzy drzewkami.

Kędy grzybiarze łażą, grzybów wypatrują,

A jeśli coś wypatrzą, to w krzaki nurkują.

Dziś tu tylko chwileczkę małą zabawimy,

Bo inne plany mamy, wiec się pospieszymy.

Pójdziemy tam, za drogę, a potem na przełaj,

Do drogi krętej, wąskiej, wiec Szakala wołaj.

Znajdzie nas i tak zawsze wie, gdzie my idziemy.

Przed nami zwykle bieży ten przyjaciel niemy.

W lesie to on nie szczeka, nie płoszy zwierzyny.

Chodzi cicho i węszy lub wchodzi w gęstwiny.

Lasem bukowym, młodym długo wędrowali

Oddaleni od siebie, mało rozmawiali.


Wreszcie dróżka, chodniczek na skraj lasu wiedzie.

Janek z tyłu, a Szakal jak zwykle na przedzie.

Minęli z boku pola, trawami zarosłe.

Dotarli na polankę, tam, gdzie drzewa rosłe.

Teraz już prawie na dół kawałek pójdziemy

I tam szukany dzisiaj obiekt odnajdziemy.

Mówi dziadek, bo widzi, że Janek zdyszany,

Zniechęcony podróżą- na jaką skazany

Został dzisiaj i chętnie by odpoczął wreszcie,

Ale cel nie daleko. Dotarli nareszcie.

Ze sto kroków zrobili, stanęli, nic nie ma.

Janek dziwnie na dziadka spogląda oczyma.

Gdzie to, co mi pokazać dzisiaj obiecałeś?

Czy tutaj właśnie swoje dziwo zakopałeś?

Nie widzisz, podejdź bliżej i zejdź z drugiej strony.

Gdy zobaczysz, co to jest, sam będziesz zdziwiony.

Podszedł bliżej i spostrzegł, że na skale stoi.

Wychylił się leciutko, bo dalej się boi,

Bo przepaść duża z drugiej strony się pojawia,

W którą spaść można przecie, Janek się obawia.

Dziadku co, to jest? — pyta, jak to się nazywa?

To jest Diabelski Kamień, -dziadek się odzywa.


Podobno, kiedy dawno klasztor budowali,

Na Kalwarii, wiesz tej tu przed Wadowicami.

Diabeł nie chciał dopuścić do jej ukończenia

I dla tego ułamał kawałek kamienia.

Z tatr wysokich, co wznoszą się nad Zakopanem.

Zniszczę klasztor i nadal to ja będę panem.

Pomyślał diabeł i wnet kamień nieść poczyna,

Leci nocą z kamieniem, ten ciężeć zaczyna.

Gdy nad Kotoniem leciał, naraz kur zapieje.

Diabeł z siły opada, nie wie, co się dzieje.

I rzucił kamień, bo był za ciężki dla niego.

Tak widzisz tutaj to, co pozostało z tego.

I tak od lat już stoi ten skalny ostaniec,

Choć ponoć czasem diabli odprawiają taniec,

Który miałby go wyrwać i ludziom pokazać,

Że diabli swą porażkę potrafili zmazać.


Jak chcesz, oglądnij sobie ten kamień dokładnie.

Zobacz sobie od dołu, też wygląda ładnie.

Ja trochę się oddalę i grzybów nazbieram.

No to się baw tu dobrze, ja się już zabieram.


Janek ostrożnie na dół swe kieruje kroki,

Tu dopiero zobaczył, jaki on wysoki.

Obszedł do koła, z dołu bacznie się przygląda.

Jakoś dziwnie ten kamień z tej strony wygląda

I szczelina pionowa na pół go rozdziela.

Taka na metr szeroka, do środka się wdziera.

Można się do niej zmieścić, Janek zauważa.

Posuwa się do przodu, lekko się zatrważa.

Patrzy i dziwna sprawa, kamień mokry cały,

A tu suchutki sterczy mały kawał skały.

Łapie ręką ten suchy kawałek kamienia,

A kamień mu wysyła, w formie zaproszenia,

Blask jasny, jakby słońca odbite promienie,

Wskazujące na wąskie w skale rozstąpienie.

W sam raz takie, by wcisnąć, mógł się tam chłopczyna.

Janek wchodzi, a tam się korytarz zaczyna.

Jasne światło na końcu korytarza świeci.

W tę stronę zwykle małe podążają dzieci.


Janek idzie i widzi jak na półce skalnej,

Coś błyska, blask odbija, jak w sztuce sakralnej.

Niby chrzcielnica duża, kamienna na ścianie.

W niej woda do połowy na brzegu, mospanie

Siedzi, kosmaty stworek, nogi w wodzie moczy.

Światło w wodzie odbite razi nieco w oczy.

Choć tu do mnie na chwilę, słów zamieńmy kilka.

Wiesz, kim jestem? — wyjaśnię, ale zaraz chwilka.

Osuszę nogi trochę na mchu delikatnym,

Co porasta mą grotę kożuchem jedwabnym.

Siadaj, proszę, ot kamień zamiast krzesła stoi.

Janek siada powoli, choć trochę się boi.

Skrzat Boberek przed tobą w mojej to osobie,

Swe usługi oddaje, w dyspozycję tobie.

Będę twym przewodnikiem po tej czarciej grocie.

Pomogę ci w kłopotach, wyręczę w robocie.

Zapamiętaj to źródło, w którym mnie spotkałeś.

Przyda się jego woda. W niej nogi maczałeś!

Kudłate, obrośnięte, na pewno cuchnące.

Lepszą pewnie znalazłbym ot, choć by na łące.

Mówi Janek do skrzata, a ten mu odpowie.

Nie znasz się, młody jesteś, Boberek ci powie,

Jak cudowna jest woda z kamiennej krynicy.

Z niej korzystali niegdyś wielcy zakonnicy.

Leczy wszelakie rany i siły dodaje,

Na wszelakie choróbska bardzo się przydaje.

Na jej podstawie, maści mnisi sporządzali.

Cudowne właściwości wody odkrywali.

Trunki z dodatkiem wody tej często warzyli,

Które to zamiast wina, na ucztach swych pili.

Zakonnicy ci, zdradzę owe tajemnice,

Często na głowie swojej nosili przyłbice.

Był to zakon mieczowy, waleczny odważny.

Każdy z braci rycerskich tak samo był ważny

To oni, teraz powiem ci to w tajemnicy.

Pod Giewontem schowani śpią w jakiejś ciemnicy.


Dość gadania, bo w drogę ruszyć teraz pora.

Jak będziesz się tak guzdrał, zejdzie do wieczora.

Patrz, tam światło jaśnieje, to znów blaski zmienia.

Świeci jakby słup światła wił się od niechcenia.

Lazur, topaz malachit z sobą połączone

Igrają razem w blasku, barwą nasycone.

Niby polarna zorza, w jaskini powstała.

Tak blaskiem napełniła się ta grota cała.

Tak oślepia, poświata rzuca się na oczy,

Że patrzących z daleka omal nie zamroczy.


Wirują wkoło barwy, w głowie zawracają.

Swym nadzwyczajnym tańcem widzów zapraszają.

Do poddania się magii tego widowiska,

Jakby świetlane odbyć miały się igrzyska.

Nie patrz na to zjawisko, pozasłaniaj oczy.

Boberek rzuca nagle i do przodu kroczy.

Bierze skały kawałek, co na ziemi leży.

Podnosi go do góry, kamień jakby śnieży,

Jak by był cały biały albo posrebrzany,

Bo z jednej strony kamień był wyszlifowany.

Odbija blaski światła i całe pochłania.

Światło blednie powoli, w dali się wyłania

Wąska, wysoka brama, co wejścia pilnuje.

Zachęca do wstąpienia, drogę pokazuje.

Ten kamień się nam przyda, w nim światło zaklęte,

W nim czary, magia, czyny dla nas niepojęte.


Chodź, idziemy przez bramę, skoro nas prowadzi.

Do komnaty mieczowej- wstąpić nie zawadzi.

Zaraz po przejściu progu, tuż przed ich oczami,

Na ścianach skalnych wiszą miecze z podpisami.

Najsłynniejszych rycerzy, co nimi władali.

Największe w świecie bitwy oni wygrywali.

Najwspanialsze zwycięstwa, ważne dla ludzkości,

Największe wydarzenia i uroczystości.

Bez ich udziału, niczym pewnie by się stały,

Żadnego dla potomnych znaczenia nie miały.

Patrz Janku i podziwiaj, poznajesz z lektury?

Gdzie Excalibur wisi? A Durandal który?

Tu wisi miecz Zawiszy, tam szczerbiec Chrobrego.

Rozglądaj się uważnie, nie przegap żadnego.

Musisz wybrać z nich jeden, który ci posłuży,

Aby dobrnąć do końca tej dziwnej podróży.

A mieczy ci od groma mieści się w komnacie.

O niektórych słyszałeś, inne obce dla cię.

Tu masz na przykład miecze spod Grunwaldu oba.

Czy któryś z nich się tobie choć trochę podoba?

Tu jest miecz, co mim władał Aleksander Wielki.

Tam Zerwikaptur słynny, budził postrach wszelki.

Tam masz sztylet Brutusa, nim Cezara zabił.

Miecz Wallace’a ze Szkocji, co się w walkach wsławił.

Miecze świętych: tam Piotra, a tam Maurycego.

Słynny miecz Herkulesa wisi obok niego.

Znaleziony pod Troją, jest miecz Achillesa,

Oraz na włosie wisi tu miecz Damoklesa.

To znów miecz Hannibala, co Rzymian pokonał.

Sułtana Sulejmana, który sam wykonał.

Tu znów są szable kilku dzielnych wojowników.

Królów, książąt, cesarzy, oraz półkowników.

Jest szabla Sobieskiego, pod Wiedniem użyta.

Szabla Napoleona, tą chwałą okryta.

Wołodyjowski szable tę przy sobie nosił.

Tą Czarniecki, jak Szwedów z ojczyzny wyprosił.

Szabla Czartoryskiego, co w Elsterze zginął.

Też jest tutaj, choć o niej słuch dawno zaginał.

Tą szablą, wolność kiedyś Polska odzyskała.

Do marszałka Józefa- ona należała.

Szabla Kościuszki, którą w Krakowie przyjmował,

Gdy wygnanie moskali, z ojczyzny ślubował.

Szwedzkie miecze, Wikingów postrachy północy,

Miecze japońskie krótkie, o magicznej mocy.

Jatagany, Kindżały oraz puginały.

Widziałeś gdzieś wspanialsze broni arsenały?

Który bierzesz ze sobą, jaki ci się marzy?

Coś nie widzę radości, uśmiechu na twarzy.

Bo nie lubię wojować, mieczem władam marnie.

Jak przyjdzie pojedynek, to strach mnie ogarnie.

Nie frasuj się na zapas, ja tym pokieruję.

Rozejrzyj się i wybierz, jaki ci pasuje?

Co rozum podpowiada, dusza podszeptuje.

Wybierz ten, z którym serce najlepiej się czuje.

Janek po sali jeszcze długo się rozglądał.

Szukał swego wyboru, podpowiedzi żądał.

W rogu komnaty patrzy, miecz niebiesko świeci.

Urzeka go swym blaskiem, już do niego leci.

Niepozorny, nie duży, ale nie za mały.

Do walki i do drogi będzie doskonały.

Biorę tego, co powiesz na temat wyboru?

Do kogo on należał, do jakiego dworu?


Boberek stał jak wryty, słowa rzec nie może.

Widziałeś, jak zaświecił? I w jakim kolorze?

Na niebiesko, — widziałem, to mój ulubiony.

Najwyraźniej dla ciebie był on przeznaczony.

Posłuchaj, co ci powiem, o tym oto mieczu.

Wykuł go sam Archanioł Michał w średniowieczu.

Wykonany z najlepszej, damasceńskiej stali,

Zaklęty prawem bożym- by się diabli bali.

Na niebiesko zaświecić miałby tylko wtedy,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 33.75