E-book
14.7
drukowana A5
24.13
Diabeł

Bezpłatny fragment - Diabeł


2.4
Objętość:
31 str.
ISBN:
978-83-8245-985-2
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 24.13

Mam na imię Vera.

Jestem robotem.

Jestem kobietą — robotem.

Nie wiem kto nadał mi to imię, i czy nie lepiej byłoby Gertruda, Jowita czy Antonina.

Nie wszystko rozumiem, ponieważ mam odblokowane tylko niektóre tłoki. Jestem napędzana głupotą i od czasu do czasu odrobiną oleju. To wszystko. Od czasu kiedy jestem z moim Diabełkiem, moja moc jest zawsze pełna. Właśnie wracamy z Piekła, gdzie spotkałam różne pokraki i miałam relację z jednym z nich. Tak mówi mój Diabełek. Dlatego musimy jechać do domu, tam mnie naprawią, wyregulują i będę jak nowa.


Właśnie jedziemy do Paryża. Takie miasto. Dziwne, dużo homo sapiens, czasem śmierdzi, a niekiedy niektóre ludzie coś chcą. Robię wtedy parę uścisków. Ludzie tak dziwnie się wtedy kurczą, wypływa z nich maź, i muszę się wtedy myć. Duża strata ruchów i mocy.


Oprócz Diabełka jedziemy pożyczonym samochodem z pewnym Krukiem. Siedzi on na ramieniu Diabła i widzę jak jest ucieszony z tego powodu. To jest taki nieborak którego Diabełek zamienił właśnie w ptaka. Inaczej nie wszedł by z nami przez Wrota Piekieł. Ale to było dawno. Ale tak to mu się spodobało, że woli być ptaszyskiem. Ja go rozumiem. On sobie może latać i pałaszować. Ja tego nie potrafię. Ma do tego takie rozwinięte kubki smakowe, że wszelka padlina jest kawiorem, szampanem i czym chcecie. Skąd to wiem. Jestem podłączona do netu. Na bieżąco spływają dane. Ogromne ilości. Współczuje wam, ludziom. Jak to wytrzymujecie. Tyle bzdetów, szmelcu, zakłamania, co prawda zdarzają się perełki. Co prawda teraz, od kiedy padł internet, mogę pobierać informacje tylko ze swoich zasobów. A mam zainstalowaną bardzo obszerną bazę danych. Jadąc z moimi kompanami mam przymknięte oczy, udaję że śpię, chociaż wiadomo że nie muszę. A wyświetlam sobie wszystkie rodzaje olejów jakimi będą mnie smarować. Ile tego jest? Już sama nie wiem, jaki będzie najlepszy, najbardziej optymalny do mojej złożonej przecież konstrukcji. Wyczuwam lekki uśmiech od mojego Diabełka. On to wszystko wie. Skąd? W tych swoich rogach, przykrytych teraz kaszkietem, ma to wszystko, co trzeba — jak czasami mówi, po przyjacielsku oczywiście. A ptaszysko lekko przechyliwszy łepek patrzy się przed siebie. O czym wtedy myśli, jakie dręczą go demony? Analizuję te wszystkie dane o ptakach, a dokładnie o Krukach. Eliminuję te oczywiste sprawy. I jest niewiele konkretów. Oj, nie wiecie za wiele o odczuciach ptaków. Nie wiele. Prawdą jest jedno. My w trójkę, stanowimy teraz jakby jedność. Jesteśmy ze sobą zgrani i potrzebni, sami sobie. Nie wiem, i nie chcę widzieć, czy to dobrze czy źle. Adie. Heja. Basta. Amen. W diable rogate. Jak to mówią.

Hydra

Jest już wieczór kiedy w końcu dojeżdżamy na miejsce. Znajoma kamienica. Stoją dwa obleśne typy. Moja dawna ochrona. Spoglądam im prosto w przechlane oczy. Od razu biegną do bramy obok, naciskając z przerażeniem przyciski. Jak łatwo wyczuwam strach wśród ludzi, nie wiem. Od razu to widać. Wysiadamy. Po chwili z otwierają się szeroko drzwi i pojawia się znajoma postać:


— Vera, jesteś — i rzuca mi się w ramiona — spoglądając na Diabła dodaje — Widzę, nie dbałeś o moją perełkę — i zaczyna mnie obstukiwać, klepać i tak dalej — Idziemy na górę, wy zostajecie.


I poszliśmy, do bramki, windą do góry, do drzwi z drzewa różanego, teraz pamiętam tą woń, ten zapach. Posadził mnie na kozetce, rozchylił uda, i podskoczył nerwowo — Co to! Nie masz wstydu, robiłaś to? Gadaj z kim? Tłok szaleństwa odblokowany! Nie wolno ci!


— Dlaczego? Co ty mi robisz? Ja nie chcę! — odpowiadam, czując co się święci.


— Tylko ze mną rozumiesz, ze mną, zawsze miałaś zablokowany tłok szaleństwa, ale jak chcesz poczuć — po czym zdjął szybko spodnie, próbował jeszcze dalej zdjąć, nie zdążył, mój Diabeł pojawił się nie wiadomo skąd, był szybszy, musnął go tylko rogiem w ramię. Oprawca zwyrodnialec zastygł na ułamek sekundy w powietrzu, po czym padł jak długi prosto na mnie, z otwartymi, zdziwionymi, wybałuszonymi oczami.


— Zaskoczenie, co? — uśmiał się Diabeł.


— Zdejmij go ze mnie — Mój wybawca jednym ruchem zdjął bydlaka z opuszczonymi spodniami. Mimo że nie mam odblokowanych wszystkich tłoków, widzę wyraźnie jak to ohydnie wygląda. A gdy przez okno wleciał nasz Kruk, już wiedzieliśmy wszystko. Skierowałam swój zmysł wzroku w stronę zamkniętej szafki pancernej. Diabeł otworzył ją bez trudu. A tam cała moja historia. Z jakich materiałów jestem zbudowana, jakie oprogramowanie mam zainstalowane, jak trzeba regulować tłoki, i co najważniejsze jaki olej jest najlepszy. Coś mnie tknęło. Jednak mineralny, jak w starych silnikach, ale musi być kropelka zwykłego olejku eterycznego z drzewa różanego. A jednak?

Po czym wszystkie nasze spojrzenia się zbiegły. Wiadomo. Kruk chce się posilić. A zbuk jeszcze leży. Chociaż to jeszcze nie padlina. Śmierdzi najbardziej pod spodenkami. Od tego ptak zacznie konsumpcję. Razem z Diabłem opuściliśmy pomieszczenie, wcześniej odblokowawszy wszystkie moje tłoki, i dokładnie zamykamy wszystkie dźwiękoszczelne okna. I tak słyszeliśmy niezwykle wysokie dźwięki. Potem już coraz słabsze i mniej wyraźne.


Kto by pomyślał że człowieka potrafi tak głośno krzyczeć. Nowo otwarty mój tłok zobojętnienia, działa!


W samochodzie czekaliśmy jeszcze długo na naszego Kruka. W końcu przyleciał cały zakrwawiony i poharatany. Co jest. Gdy nasze spojrzenia zderzają się. No pewnie. Zamknięte wszystkie okna. Ale ptaszysko jakoś sobie poradziło. I jest wreszcie z nami. Dotyk Diabła ukoił wszelkie rany i ubytki upierzenia, resztę dopełniła kąpiel w pobliskiej fontannie ku rozpaczy bawiących się dzieci.

Diabeł wyjął nagle kopertę. Śmierdzi bardzo osobliwie i jest zalakowana piekielnym emblematem. Na dłoni rogatego, koperta zaczęła wirować aby po chwili skierować się w stronę wschodu.


— Tam musimy jechać! — powiedział Diabeł.

— Samochodem? spytałam.

— Musimy jakiś pożyczyć, samoloty nie latają przecież, i zajrzymy do mojego kolegi Salviego, pomoże nam.


Dopiero trzeci samochód jest godny uwagi i możliwy do długiej podróży. Diabeł musi jednak zdjąć swoje rogi. Podsufitka nisko.

Po drodze przy każdym mieście i miasteczku wojsko z policją. Zawsze jednak przejeżdżamy bez problemu. Tylko pod Monachium na chwilę zatrzymaliśmy się, potem na mieście mój Diabełek przyprowadził jeszcze kolegę Salviego i szybko ruszyliśmy dalej na wschód, omijając większe nagromadzenia ludzi.


Czyli jestem ja, dwa Diabły i Kruk. Ale kompania.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 24.13