2013
23:52
Kocham ból
Tylko on jedyny jest ze mną dzień i noc
Nie odstępuje mnie na krok
Pilnuje. Nie opuszcza
Jest w najlepszych i najgorszych momentach
Rozumie mnie doskonale. Przyzwyczaiłam się
W końcu wypełnia mnie całą tak dokładnie
Mija trzeci tydzień bez Ciebie,
a ja wciąż pamiętam i nie przestaję wierzyć.
Naiwnie
Ludzie tchórzami byli i będą. Świata nie zmienię
Powinnam zapomnieć
Koniec końców nie jest zły
w końcu kiedyś nadejdzie, już
Wyczekiwany. Nasłuchiwany
Zawsze tak bardzo chciany
A gdy już próg przekroczy
powitam go z wielkim uśmiechem
Odejdę w ciemność
szukając drogi
W końcu przestanę być tak wrogi
Zaskoczę sam siebie
będę szczęśliwy w innym świecie
20:55
Zaśnij, snem beztroskim
Zduś w sobie resztkę uczucia
Któremu pozwoliłeś zginąć
Daj upust emocjom
Zapomnij o wszystkim
Tak dobrze Ci wychodzi
Zetrzyj ze mnie pamięć
Odbierz ją.
Wspomnienia. Marzenia.
Ten rok. Czas
Nie zasługuję na więcej.
Zabierz je ode mnie
Sumienie. Zacznij działać
Pomóż mi zapomnieć. Masz w tym wprawę
Upadły aniele. Spotkamy się w piekle
Pamiętasz jeszcze? A moje imię? Znasz je chociaż?
Może zapominasz
Ja wiem, pamiętam przecież
Postaw się na moje miejsce
Chociaż nie, ja mam serce nie dzisiejsze
Wciąż jest tam, gdzie spotkać mnie chciałeś
W odległym czasie
Gdy jeszcze kilka słów mogłam usłyszeć
A teraz umieram, tonę. Mój przyjacielu
wiesz, że Ci nie pomogę…
21:59
Zbyt szybko tracę Cię z oczu. Moją chorobą jest miłość.
Wylecz mnie. Uratuj. Napraw.
Płaczę tutaj.
Jesteś tym, przez kogo tracę siły.
Więzisz mnie.
Pozwól się uwolnić, zwolnij.
Zluzuj więzy. To już koniec.
To mnie niszczy.
Tak jak Ty. Jesteś, nie.
Brak mnie, we mnie.
Otula mnie chłód naszych pięknych wspomnień.
Dlaczego pozostają mi tylko one,
w miejscu Twoich gestów?
Co poradzić gdy za oknem deszcz,
kapie równio ze słonymi łzami.
Minęło tak wiele czasu, gdy wyrwałeś mi serce.
Od tego czasu nie sypiam.
Tracę powietrze w płucach.
Niekompletna.
Zabij mnie. Zabij mnie. Zabij mnie.
Błagam. Zabij mnie.
2:45
Pomóż mi.
Moje serce zwalnia rytm.
Nieporozumienie. Kamienieje.
Roztapia. Zdmuchnie je wiatr.
jest puste.
Nie pozwól mi stracić tchu. Pierś nierówno opada w dół.
Ja umieram. Kurczę się. Wargi mi sinieją.
Chłód otacza mnie zewsząd.
Pomóż mi bo opadam z sił.
Już następna.
Odszedłeś powoli. Zostawiając mnie w agonii.
Biała królowa ratuje mnie z opresji.
Nakazuje drogę. Lepszą.
Ciężko jest mi w to uwierzyć.
Północ już dawno za nami.
Dobija do rana.
A tu znów niespełnione marzenia,
ciążą mi jak kamienne serce.
Lecę z wiatrem. Tak pusta w środku.
Odchodząc zabrałeś wszystko.
Dusza upadła. Ciało umiera.
Bez niego jest jedynie wspomnieniem.
Znów jesteś tym. Odtrąconym aniołem.
Niszczysz kruchą istotę. Z przyjemnością.
Każdego dnia jest mnie mniej.
Odbierasz. Dajesz. Zabierasz.
Odchodzisz. Znikasz. Kłamiesz.
Obiecujesz. Przysięgasz. Mówisz.
Łżesz.
Tracisz mnie… wiesz?
2014
2:40
Zabierzesz ze sobą wszystko co mam do zaoferowania.
Twierdząc, że należy do Ciebie.
Tak jest. Oddałam Ci siebie.
Każde moje wielkie i te najmniejsze udręki. Bolączki.
Wykorzystujesz moje słabości.
Zgrabnie pozbywając resztki uczuć.
Radość.
Zabierasz się z mojego życia.
Pakujesz walizki.
Znikasz za dębowymi drzwiami.
Kradniesz całą swoją miłość.
Resztki mojej, podeptanej.
Nadzieję. Wiarę. Ufność.
Znasz moją historię. Czułe punkty.
Wiesz jak uderzyć.
Co powiedzieć. Jak rozegrać swoją chorą grę.
Czas leczy rany. Brednie. Kłamstwa.
Niczym Twoje. Że kochasz mnie.
Niczym niepoukładane szczątki mojej osobowości.
Pogorzeliska zalewane łzami.
Obojętność przychodzi tak łatwo.
Trudno uczyć się od nowa miłości.
Najsmutniejszą prawdę skrywają oczy.
Błagałam. Nie pozwól im płakać.
Skłamałeś. Po raz setny.
We krwi szlachetnej skaza. Naznaczony.
Upadły aniele.
W piekle miejsce już dawno goszczę. Dołączysz się?
Nie marznę. Jest dobrze.
To nie kwestia przemijania. A Twojego zachowania.
Im mniej Cię mam. Tym bardziej zatracam się w sobie.
Nie mów, że jestem podła. Ja po prostu Cię ukaram.
Czas dorosnąć mój chochliku.
Mój.Nie-mój.
Ile dałbyś, bym określała Cię tym mianem?
Już nic?
Cały świat szepce do ucha.
Od kiedy przestał nim być…
Smutne pianino zawsze źle mi się kojarzy.
Przez Ciebie.
Powinieneś… Błagać! Prosić, tak po prostu.
O wybaczenie.
Paść na kolana. Przecież i tak już mnie zniszczyłeś.
Wypruta z uczuć. Jakichkolwiek. Przez Ciebie.
Upadły aniele.
Błądzisz w mojej pustej głowie.
Obijasz o jej ścianki.
Czaszka zaraz pęknie.
Wyjdź, proszę…
2:23
Mówiłeś, że niczego się nie boisz.
Kiedy stałam na barierce mostu,
krzyczałeś jak dziewczynka.
Przestałam karmić się kłamstwami. Podsycałeś mnie.
Znałeś każdą moją słabość.
Wykorzystywana.
Gdy targałam się na swoje życie, potępiałeś moje zachowanie.
Teraz kiedy sam go nie chcesz, oczekujesz aprobaty.
Pokrzywdzony.
Nie lubisz żyć samotnie.
Dlaczego więc wszystkich odrzucasz.
Upadasz nisko. Śnij.
Dopóki sen nie zmieni miejsca z rzeczywistością.
Budzę się w środku nocy. Przez Ciebie.
Nie chcesz zostawić mojej głowy.
Wtedy… Zabierałeś każdy mój ból.
Teraz… Oddajesz z potrójną siłą.
Trochę płaczę. Żałuję.
Łykam gorycz rozczarowań.
Ponoć niczego się nie boisz.
Gińmy więc… w czeluści ciemności.
Zagubmy się, w wielkim mieście.
W stu tysiącach obcych twarzy.
Wśród nich, w końcu odnajdę Twoją.
Nieznane oblicze.
Czy kiedyś zmienisz to?
To może być dobra śmierć.
Śmierć nie jest dobra, śmierć jest zła.
Nie jest piękna… niczym wiosenne kwiaty, piekno zachodu.
Prawdziwe uczucie.
Obiecanki, cacanki, umieranki.
Ze specjalnym wyróżnieniem opuszczasz moją duszę.
Zawsze na przedzie, krwawiące nadgarstki.
Wszechobecna śmierć.
To co, umierasz?
00:55
Dwudziesty czwarty dzień lutego.
Bilet w jedną stronę.
Paczka śmierci w kieszeni.
Pachnące resztki naszej miłości.
Jestem namiastką.